Anonymous - 17 Sierpień 2011, 16:23 Jak na razie szło gładko. Dziewczyna przynajmniej nie zaczęła panikować, narzekać, czy jakkolwiek reagować na moje niezbyt uprzejme zachowanie. Uśmiechnęłam się tym razem szczerym uśmiechem.
-To dobrze- przy tych słowach postawiłam Cheshi’ego na ziemi, a ten zaczął groźnie syczeć na dziewczynę z ogonem i uszami. No tak. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nieznajoma posiada takie części ciała. Znaczyło to, że mam doczynienia z Dachowcem. Plus i minus dla dziewczyny. Plus, dlatego, że uwielbiałam koty. Minus, bo mój kot nie lubił innych kotów. Szczególnie, jeśli ja takowe polubiłam. Wychodziło więc na to, że podczas zabawy Cheshire będzie robił za tego bardziej nieprzyjemnego. A w sumie to jakoś tak odechciało mi się znęcać nad tą osobą. Jak już wspominałam- lubię koty.
Odsunęłam się nieco od Ponuraka i ściągając kapelusz z głowy ukłoniłam się nisko.
-Jestem Freyja Northlight. Szalony Kapelusznik. A ten miły dżentelmen nazywa się Cheshire.- mówiąc to zrobiłam dosyć duży nacisk na słowo ”miły” ale na zielonookim kocie nie zrobiło to większego wrażenia. No cóż, dziewczyna będzie miała jednego wroga więcej.
Założyłam z powrotem kapelusz na głowę.
-Normalnie to bym ci teraz zaproponowała małą herbatkę, ale niestety mój imbryk z racji pewnych okoliczności rozsypał się w drobny mak.- zrobiłam nieco skwaszona minę. Po co ja w ogóle go stłukłam? Musze ograniczyć rozwalanie wszystkiego na drodze, tak żeby przynajmniej moje rzeczy na tym nie ucierpiały. Jednak jakby na to spojrzeć z innej perspektywy, to Okularnik wisi mi nowy imbryk. O i do tego jeszcze dwie filiżanki razem z talerzykami. Trzeba się będzie o to upomnieć.
Cheshire zaczął niebezpiecznie kręcić się koło nóg dziewczyny, więc wzięłam go z powrotem na ręce, po czym zwróciłam się do niedoszłej ofiary swojego pupila.
-Wydarzyło się coś może ostatnio w Krainie? Jakieś awantury, niespodziewane zjawiska, albo coś w ten deseń? Nie było mnie tu jakiś czas, a w Świecie Ludzi trudno jest o jakieś informacje.-Anonymous - 17 Sierpień 2011, 17:55 Po słowach Brenny, dziewczyna zauważyła, że jej rozmówczyni - jak się potem dowiedziała Freyja, uśmiechnęła się szczerym uśmiechem. Brit pomyślała, że to dobry znak i również się uśmiechnęła.
Towarzyszka postawiła swojego kota na ziemi, który zaczął syczeć. Na nią. Trochę mnie to zdziwiło, bo zazwyczaj koty na nią nie syczały. Po prostu omijały ją z daleka. Czasem zdarzało się, że były bardziej agresywne, ale szybko się to zmieniało.
Freyja się przedstawiła. Miała dość intrygujące imię i nazwisko. Wyjątkowe było też to, że po raz kolejny Brinne spotkała Kapelusznika. Jednak ta przedstawicielka tej rasy była inna niż Carmel. Wyglądała na bardziej... Wrogą. No cóż, nie każdy ma taką samą osobowość. Gdyby tak było, świat byłby nudny. To właśnie różne charaktery sprawiają, że życie jest ciekawsze, poprzez możliwość poznania różnorodnych osób.
'Miły' dżentelmen wcale nie okazał się taki, jak go Freyja określiła. Podczas gdy ona proponowała jej herbatę, której niestety, nie mogła zrobić, ponieważ nie miała imbryka, on zaczął kręcić się wokół moich nóg. Jednak nie było to takie, jak zwykle. Wyglądało to niebezpiecznie. Na szczęście, Freyja uchroniła mnie od ewentualnych obrażeń, biorąc go na ręce.
Na pytanie dziewczyny, Brinne zaczęła się zastanawiać. Jednak nie słyszała o żadnej awanturze. Zresztą nawet nie miała od kogo, bo nie miała zbyt wiele znajomych. Jej starzy 'koledzy' powyprowadzali się albo zaginęli w akcji. Teraźniejszą znajomą była Carmel i ewentualnie Freyja.
-Nie wiem, niestety, ode mnie nic się nie dowiesz. Ponieważ sama nie miałam się od kogo dowiedzieć.-Odpowiedziała na jej pytanie zgodnie z prawdą. Nie lubiła kłamać. Robiła to jedynie wtedy, kiedy chciała ukryć coś naprawdę ważnego, najczęściej było to coś o niej.Anonymous - 18 Sierpień 2011, 13:31 Dziewczyna nawet się nie przedstawiła. Popatrzyłam na nią krzywo.
- Kultura wymaga, aby zdradzić przynajmniej swoje imię komuś, kto wcześniej to zrobił.- powiedziałam dość nieprzyjemnym tonem. Właściwie to nieznajoma nie musiała się przedstawiać. W końcu i tak rzadko zdarzało mi się do kogoś zwracać po imieniu. Do innych zwracałam się po prostu jak chciałam. Jak na razie osoba stojąca przede mną, była dla mnie „Ponurakiem” i tylko od jej zachowania zależało jak bardzo ta nazwa się zmieni.
Jak się okazało trafiłam na niewłaściwą osobę. Od dziewczyny na pewno nie dowiem się nic nazbyt konkretnego. Poza tym wyglądała na kogoś, kogo stosunki między Różyczkami, Szajką i Morią nie bardzo interesują. O ile w ogóle miała o nich jakiekolwiek pojecie. Przydałoby się trafić na któregoś z członków pierwszych dwóch organizacji, bo ludzi z tej ostatniej niestety nie można było spotkać w Krainie.
-Czyli wszystko jest po staremu? Wszystkie trzy organizacje dalej… powiedzmy, że za sobą nie przepadają i jak na razie za bardzo sobie nie przeszkadzają?- spojrzałam ze zdziwieniem na dziewczynę. Mogła nie zrozumieć o co mi chodziła, ale to już trudno.
Postawiłam Cheshiego na ziemi mówiąc spokojnym tonem:
-Na razie się uspokój, dobra? Jak będziesz grzeczny to później zabiorę cię do miejsca pełnego myszy i dam ci tam tyle swobody ile dusza zapragnie. Jak znowu zaczniesz się wygłupiać wylądujesz na tydzień w kapeluszu. Więc jak będzie?- Cheshi zrobił potulną minę i udając, że go uraziłam ceremonialnie odwrócił się ode mnie i powędrował w kierunku schodów. Tam usiadł sobie na najwyższym stopniu czekając aż skończę rozmowę.
-Też cię kocham- uśmiechnęłam się do niego i ściągnęłam kapelusz.
-Chcesz lizaka?- rzuciłam z uśmiechem w stronę dziewczyny, wyciągając z kapelusza garść słodkości. Lizaki były, tak jak herbata, jednym z moich nałogów, więc bez zjedzenia kilku na dzień nie mogłam normalnie funkcjonować. O ile w ogóle moje funkcjonowanie można nazwać normalnym.
Założyłam z powrotem kapelusz na głowę i zajęłam się rozpakowywaniem lizaka o smaku pomarańczy.
-Nie ma to jak ziemskie słodycze!-Anonymous - 18 Sierpień 2011, 19:42 Ups-Pomyślała Brenna. Bo rzeczywiście, dziewczyna miała rację. Przez dziwne zachowanie kota i skupienie się na odpowiedzi na pytania Freyji, Brinne zapomniała się przedstawić. I znowu nadeszła ta wielka wątpliwość: wyjawić swoje imię, czy nie?
Z jednej strony Brit chciała wręcz przedstawić się prawdziwym mieniem. Może uważała, że jakoś Freyja mogła spotkać kiedyś Carmel (co było całkiem możliwe, gdyż ona też była Kapelusznikiem, a kto wie, czy oni nie mają jakiś 'rasowych' spotkań) i w rozmowie dowiedzieć się, że kocica ją okłamała, przez co straciłaby do niej zaufanie.
Z drugiej jednak strony nie było widać, żeby Kapelusznica jej ufała. Z jej nieprzyjemnego zachowania można było wnioskować, że nie jest zbyt miła i uprzejma, przez co Brit myślał, że raczej nie będą się nigdy przyjaźnić. A gdyby przedstawiła się prawdziwym imieniem i naraziła się na gniew Freyji, mogłaby na nią kogoś nasłać i kto wie, co by się stało z biedną Brenną. Więc zdecydowała, że pójdzie na kompromis - przedstawi się pseudonimem.
Te rozmyślania nie trwały długo, może kilkanaście sekund. Pół minuty najdłużej.
-Jestem Brinne. Dachowiec, ale to już pewnie zauważyłaś.-Powiedziała, odruchowo machając ogonem. Nie wiedziała, dlaczego działo się tak za każdym razem, kiedy mówiła o swojej rasie. Ale nie mogła na to nic poradzić, więc nie zastanawiała się nad tym zbyt długo.
Słowa Freyji ją zaskoczyły. Organizacje? To tutaj istniały jakieś organizacje? Brit nie miała o tym pojęcia. Już, już chciała zapytać, o co z tym chodzi, ale powstrzymała się. Jej rozmówczyni z pewnością by ją wyśmiała za niewiedzę na ten temat.
-Hm, chyba tak.-Mruknęła więc tylko. Miała nadzieję, że taka odpowiedź zadowoli Kapelusznika.
Uśmiechnęłam się, słuchając monologu Freyji dla kota. Kiedy słyszała słowo 'szczur' i 'mysz', jej kocia natura odruchowo brała górę. Miała ochotę wtedy biec i szukać tych gryzoni, które potem mogłaby zjeść. Natomiast na groźbę z kapeluszem przeszły ją ciarki. Ale to nie była jej sprawa.
-Tak, poproszę.-Odpowiedziała na pytanie o lizaka, po czym bez słowa wyjęła z dłoni Freyji lizaka pomarańczowego. Rozpakowała go, po czym wzięła do ust. Rzeczywiście, musiała się zgodzić, że ziemskie słodycze są smaczne.
Jedząc lizaka Brenna poszła trochę w stronę kota. Chciała go pogłaskać. Być może mogliby się zaprzyjaźnić... Kto wie...Anonymous - 19 Sierpień 2011, 13:27 Jak dla mnie to dość długo zajęło jej to przedstawianie się. Miałam to dziwne przeczucie, że kłamie. Właściwie to wiem, że niektórym lepiej ukrywać przede mną swoją tożsamość i przyznaję im rację, ale dziewczyna nie musiała zmyślać fałszywego imienia. Nie lubię kłamców. Chociaż w sumie to i tak nie obchodziło minie jak tam ją nazywają, bo dla mnie to nie było istotne. Jeśli zechcę i tak jakoś dowiem się jak ma na imię.
Z racji tego, że „Ponurak” przestało mi do niej pasować postanowiłam swoją nową „znajomą” nazwać Bri. Tak prosto, krótko i całkiem bez sensu.
Najlepsze było jednak to, że Bri sprawiała wrażenie, jakby nie miała zielonego pojęcia o jakie organizacje mi chodzi. Uśmiechnęłam się wrednie, tak żeby niczego nie zauważyła, ale nie drążyłam tego tematu. Kiedyś jak trafi na kogoś z tych stowarzyszeń, prawdopodobnie dowie się wszystkiego. Mi nie chciało się tłumaczy jej: co?, kto? i po co?
Zajmowałam się właśnie rozkoszowaniem się smakiem swojego lizaka, gdy dziewczynie nagle zachciało się bliskich kontaktów z Cheshire. Biedactwo nie wiedziało co czyni. Za to Cheshi widać świetnie się bawił. Najpierw zaczął łagodnym wzrokiem patrzeć na Bri, jednocześnie machając łapka zachęcająco. Potem powolnym krokiem i z największą gracją, na jaką go było stać, zaczął się do niej zbliżać. Ta sytuacja z boku wydawała się nawet zabawna. Przynajmniej dla osoby, która znała tego malca od urodzenia i sama go wychowała. No prawie sama, bo w końcu życie też często potrafi wiele nauczyć. Tak czy inaczej nie sadziłam, że mojemu kotu aż tak się nudzi, że z desperacji zacznie udawać milutkiego zwierzaka.
Kiedy był już wystarczająco blisko dziewczyny, zauważyłam u niego niebezpieczny błysk w oku. Zanim zdążyłam pomyśleć, rzuciłam się w ich stronę i złapałam Cheshire pół sekundy przed tym jak jego pazurki dotknęłyby twarzy dziewczyny. Byłam zdenerwowana, ale co najważniejsze nie na kota, tylko jego niedoszłą ofiarę.
-Co ty sobie wyobrażałaś!- zaczęłam się po niej wydzierać- To nie jest pupilek, który z każdym będzie się przyjemnie bawił. Skoro wcześniej był dla ciebie nieprzyjemny to nie znaczy, że jak zaczniesz się do niego przymilać, to mu przejdzie. On nienawidzi innych kotów, a ty z każdego punktu widzenia jesteś nim w połowie. Nie waż mi się więcej robić takich głupot!- Z punktu widzenia jakiegoś obserwatora, to była dziwna reakcja. Koniec końców to Cheshi zaatakował dziewczynę, która chciała się z nim pewnie tylko zaprzyjaźnić. Dla mnie jednak sprawa wyglądała inaczej. Po pierwsze, to ona się do niego pchała. Po drugie, powinna zorientować się, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Po trzecie, nie mogłam winić kota, za to jakim jest. Po czwarte, czy ja w ogóle mogłam go za coś winić? W końcu to mój najlepszy i jedyny przyjaciel, a im błędy się albo wybacza, albo przymyka na nie oko.Anonymous - 19 Sierpień 2011, 15:02 Brenna nie zauważyła wrednego uśmieszku Freyji, więc mogła być z siebie dumna. Ale nie było to trudne, skoro była odwrócona w stronę jej towarzysza. Jedząc lizaka powoli i z łagodnym uśmiechem, Brit zbliżała się do kota. Był on ładny. Czarny i gibki, taki, jakie powinny być koty. A ponieważ wiele się ruszał, nie był gruby. A to dobrze, bo upasione koty, jak zresztą każde inne zwierzęta, nie były zbyt zdrowe. I nie żyły też zbyt długo. To przykre, jak czasem ludzie nie dbają o swoich pupili. Ale śmieszne i smutne jednocześnie jest to, kiedy z miłości do zwierzęcia, dbając o nie, wyrządza się im krzywdę. Opieka nad pupilem jest naprawdę trudna, jednak istnieją ludzie, którzy to potrafią. Na szczęście.
Kot patrzył na Brinne łagodnie. W pewnym momencie machnął zachęcająco łapką. Roześmiała się. Chociaż sama była kotem, niektóre zachowania tych zwierząt nadal ją śmieszyły. Potem powoli i z gracją kot zaczął zbliżać się do Brit, która uśmiechnęła się z dumą. W końcu sama umiała też tak chodzić, czym czasem w swoim kocim życiu czarowała już ludzi, sępiąc jedzenie.
W pewnym momencie zauważyłam w oczach kota dziwny błysk. Odruchowo instynkt zwierzęcia wziął nad Brinne górę i wywołał impuls, który kazał jej odskoczyć w tył. Niestety, zrobiła to za późno i gdyby nie szybka reakcja Freyji, która rzuciła się w naszą stronę i złapała kota wpół, oprócz obitej tylnej części ciała i odrapanych o beton nóg, Brit miałaby również pięć wąskich szram na swojej twarzy.
Lekko oszołomiona kocica wstała i zaczęła się otrzepywać. Syknęła na widok małej, ale widocznej przy jej ubiorze, rany na łydce. Zdumiona słuchała także wyrzutów Kapelusznika. Zupełnie ich nie rozumiała i czuła się pokarana niesprawiedliwie. Po chwili ogarnęła ją złość.
-Słuchaj no.-Zaczęła wściekła.-Po pierwsze: nie rozkazuj mi. Nie masz do tego prawa. Po drugie to ty masz agresywnego kota, nie ja. I to ty sprowadzasz nim zagrożenie dla otoczenia. Nie pomyślałaś o tym, że może w ogóle nie powinnaś sie z nim pokazywać publicznie? Nie tylko ty i twój kot żyjecie na tym świecie, są również inni, którzy niekoniecznie chcą być okaleczani przy pierwszej lepszej okazji, bo twój kotek ma humorki.-Końcowe słowa, Brenna prawie wykrzyczała w twarz Freyji. Miała ochotę odejść kawałek i odwrócić się do Kapelusznika plecami, ale wydało jej się to zbyt dziecinnie, więc zacisnęła wargi, odruchowo machając ostrzegawczo końcówką ogona. A gdy spojrzała na kota, z jej ust wydobyło się takie też prychnięcie. Takie jak u kota.Anonymous - 20 Sierpień 2011, 20:07 Monolog Bri był, tak szczerze mówiąc, trochę nudny. Z braku praktycznego zajęcia, słuchając jej zaczęłam przyglądać się paznokciom u ręki, którą akurat nie trzymałam Cheshiego. No tak pasowałoby coś z nimi zrobić, bo wyglądały jak obraz nędzy i rozpaczy.
- On nie ma humorków, tylko taki już jest.- Spokojnym i obojętnym tonem zaczęłam mówić w stronę dziewczyny dalej oglądając swoje paznokcie.- Cheshire nie jest pupilkiem do głaskania, a przynajmniej nie dla kogoś, kto nie jest mną. To od niego zależy kogo jak traktuje, kogo lubi, a kto robi za jego drapaczkę. Nie jestem jego matką tylko właścicielką i przyjaciółką. Ma tak samo wolną wolę jak ja czy ty. Pyza tym nie jest niebezpieczny dla otoczenia, jeśli ja mu tak każę, dopóki się go nie sprowokuje. O ile dobrze mi się wydaje ty to właśnie zrobiłaś.-
Miałam ochotę, rzucić się na Dachowca i dokończyć niedoszłe dzieło Cheshi’ego, ale tego nie zrobiłam. W końcu stojąca przede mną osoba była w połowie kotem, a jeśli chodzi o koty to nigdy nie miałam serca ich skrzywdzić. To był jeden z moich słabych punktów.
Zamiast tego odwróciłam się do niej plecami i zaczęłam oglądać nocne niebo. Było przepiękne. Dalej trzymając kota w ręce sięgnęłam do kieszeni, gdzie wcześniej włożyłam parę lizaków. Wyciągnęłam jednego i rozpakowałam. Tym razem był o smaku jabłkowym. To kiepsko, bo nie przepadałam za tym smakiem. Na przyszłość muszę patrzeć co kupuję. Tak w ogóle, to nigdy nie zapomnę miny Cheshire kiedy z całym pudełkiem lizaków podeszłam do kasy i zaczęłam grzebać w kapeluszu za pieniędzmi. No, ale w końcu kiedyś jeszcze tam wrócę, a po co mam kraść w miejscu z którego później mnie wyrzucą, zanim zdążę przekroczyć próg, jeśli znowu będę chciała coś zwinąć. Do niektórych rzeczy trzeba podchodzić nieco inaczej niż zwykle. Do Bri nie odezwałam się ani słowem. Przestała mnie już interesować. Z resztą mój przyjaciel też zrezygnował z jakichkolwiek prób zamachu na jej osobę, wyciągnął się i układając się tak żeby było i mi i jemu wygodnie, zasnął. Widocznie obraził się na dziewczynę. Wbrew pozorom wcale nie przeszkadzało mi to, że śpi w takim momencie i w dodatku na mojej lewej ręce, ale to już kwestia przyzwyczajenia.Anonymous - 20 Sierpień 2011, 20:22 Cóż, oglądanie paznokci przez Kapelusznika wcale nie pomogło Brennie się uspokoić. Wręcz przeciwnie - zirytowało ją to jeszcze bardziej. Ale to było w sumie do przewidzenia, bo każdy by tak zareagował, nieprawdaż?
Kiedy Freyja skończyła swoją część dialogu i odwróciła się do Brinne plecami, ta zmrużyła oczy. Jednocześnie miała ochotę wybuchnąć szczerym śmiechem, bo ona chciała przed chwilą zrobić dokładnie to samo. Jednak powstrzymała sie myśląc, że to dziecinne. Cóż, najwyraźniej w takich chwilach trzeba robić to, co się chce, nie przejmując się tym, co myślą lub pomyśleliby inni...
W każdym razie Brenna nie roześmiała się. Była tak wściekła i miała wszystkiego tak dość, że nie miała zamiaru tego zrobić. Szczególnie, że nie było to jakoś bardzo komiczne.
-Skoro taki jest i ty o tym wiesz, bo jak widzę i wnioskuję, trzymacie się razem już dłuższy czas, tym bardziej powinnaś trzymać go 'na smyczy' lub przynajmniej ostrzegać przed nim innych.-Warknęła Brinne. Teoretycznie nie powinna mieć takiej reakcji będąc kotem, ale trudno. Poza tym to była czysta przenośnia.
-Poza tym w jaki sposób go niby sprowokowałam? I nie odpowiadaj, że to ja do niego podeszłam. Bo wiem, że tak właśnie według ciebie było. Ja natomiast chciałam załagodzić stosunki, ponieważ to on na początku wykazał się jako zły typ, co wnioskuję po tym, że szybko go wzięłaś wtedy na ręce.-Być może określenie 'zły typ' brzmiało dosyć dziecinnie. Ale Brenna miała to gdzieś. Nic innego nie przyszło jej do głowy. Czasami ma się zaćmę. Wtedy nie ma mocnych.
To, że Freyja się odwróciła i zaczęła patrzeć w gwiazdy, było jeszcze do zniesienia. Ale kiedy jej kot zaczął protekcjonalnie na jej oczach przeciągać się i układać się do snu, nie wytrzymała. Mocnym ruchem ręki odwróciła Kapelusznika w swoją stronę, tak, aby patrzyła jej w twarz.
-Patrz, kiedy do ciebie mówię!-Wydarła się na całe gardło. Była naprawdę wściekła. W tej chwili na ogół pogodna i wesoła Brinne wyparowała.Anonymous - 20 Sierpień 2011, 21:13 W dalszej kolejności nie zwracałam uwagi na to, co Bri do mnie mówi, ale kiedy siłą mnie odwróciła, cała moja dotychczasowa cierpliwość rozpłynęła się w drobny mak. Dalej trzymając Cheshi’ego na prawej ręce wyciągnęłam lewą w stronę dziewczyny. Automatycznie, kiedy moja dłoń znalazła się na wysokości jej szyi, poczynając od palców, aż do nadgarstka, zamieniła się w czarne ostrze katany. Stanęłam w takiej odległości od Dachowca, że ostrze znajdowało się ćwierć milimetra od jej skóry. Następnie użyłam iluzji sprawiając, że wokoło dziewczyny stało dodatkowe siedem Freyji Northligt, z takimi samymi ostrzami wymierzonymi w szyje Bri. Różniły się tylko tym, że nie miały przy sobie żadnego kota.
Mało powiedziane, że byłam zła. Byłam tak wkurzona, że mogłabym obrócić w proch całą tą wieżę, a nawet całą Krainę Luster, żeby tylko dopaść stworzenie stojące przede mną.
- Nie obchodzi mnie co myślisz na temat mojego kota i jego zachowania. Nie obchodzi mnie co myślisz na jakikolwiek temat.- Gdyby potrafiły, to moje oczy ciskałyby właśnie piorunami. Po głowie chodziło mi tysiące sposobów, na to jak pozbyć się problemowej dziewczyny sprzed swoich oczu.- Wiesz. Do tej pory się powstrzymywałam. Myślałam: „Spoko, jest w połowie kotem. Nie będę jej dręczyć ani nic, może czegoś się dowiem, albo coś.” Ale teraz przesadziłaś. Najpierw masz pretensję o Cheshire, potem myślisz, że możesz mi rozkazywać, jakbym była twoją służącą. Zrób jeszcze jakieś głupstwo, a poczujesz taki ból, że zaczniesz błagać o to, żebym w końcu z tobą skończyła!- Każda z Freyji parzyła na nią tym samym spojrzeniem. Była w nim mieszanina furii i szaleństwa. Wystarczył jeden fałszywy ruch i kotek najpierw poczułby co to znaczy, kiedy traktuję kogoś Herbacianym Snem, a kiedy w końcu bym się nad nią zlitowała, bez jakichkolwiek iluzji przecięłabym jej gardło. Dawno nie używałam Snu, więc pasowałoby sobie „przypomnieć” jak się go używa. Już miałam zacząć wprowadzać swój plan w życie, gdy przez moje ciało przeszedł mały impuls biegnący od lewej ręki. Spojrzałam zaskoczona na dół i moje spojrzenie spotkało się z zielonookim spojrzeniem Chesire. Jedna z jego łapek wbijała się właśnie w moją rękę. Zrozumiałam, co chciał mi powiedzieć. Westchnęłam i opuściłam prawą rękę, przy okazji usuwając iluzje. Moja dłoń powróciła do normalnego kształtu.
-Masz rację kotku- powiedziałam głaszcząc swojego zwierzaka po łepku- Nie warto…- miałam coś jeszcze dodać, ale powstrzymałam się. Po co mam mówić temu Dachowcowi, że szkoda mi na nią ostrza i że jest dla mnie niczym więcej jak pchła dla Cheshi’ego.
-Możesz mu podziękować, bo właśnie uratował ci życie- rzuciłam z pogardą w stronę swojej niedoszłej ofiary. Takim też pogardliwym wzrokiem patrzyłam na nią czekając na jej reakcję.
Właściwie to było mi obojętne co dziewczyna zrobi. Miałam jej już serdecznie dość i jakkolwiek by zareagowała za chwilę mnie tu nie będzie.Anonymous - 21 Sierpień 2011, 11:34 To, co pomyślała w tej chwili Brit, autorka postanowiła zachować dla siebie. Było to zbyt niecenzuralnie, a była ona zbyt leniwa, aby 'zagwiazdkować' słowo.
W każdym razie Brenna była wściekła i przerażona. Ale to nie powinno nikogo dziwić. Wściekła była już wcześniej, a strach doszedł przed chwilą, kiedy to lewa dłoń dziewczyny zamieniła się w czarne ostrze katany. Znajdowało się ono może ze ćwierć milimetra od szyi Brinne. Po chwili wokół niej pojawiło się dodatkowych siedem Kapeluszników z wymierzonym w jej szyję ostrzem. Jednak mimo strachu kocica zauważyła, że tylko jeden Kapelusznik ma na ręku kota. Z tego wywnioskowała, że prawdopodobnie była to iluzja. Choć jej wnioski mogły być błędne.
Kiedy Freyja zaczęła mówić, jej oczy ciskały błyskawicę. Zapewne z boku wyglądało to dość niebezpiecznie. I to nie dlatego, że jedna z dziewczyn była właśnie w sytuacji zagrożenia życia. Ale z powodu wściekłości obu. Bo Brenna wyglądała mniej więcej tak samo, jak wygłaszająca swoją mowę właścicielka Cheshire. Tylko, że ona nie miała przystawionych do szyi ośmiu ostrzy.
Brit próbowała zachować pokerową twarz i udawać, że groźby Kapelusznika do niej nie docierają. Jednak nie wiedziała, jak jej to wyszło, bo w duchu 'trzęsła portkami', jak czasem mawiają niektórzy farmerzy. Była pewna, że zaraz stanie się jej coś strasznego. Nie chciała być ciężko ranna, a co dopiero martwa.
Już miała pogodzić się z końcem, kiedy siedem Freyji zniknęło, a oryginalna opuściła ostrze, które ponownie zmieniło się w zwykłą dłoń. Spojrzała w dół i odezwała się do kota. A następnie kazała jej mu podziękować!
Brenna spojrzała na nią pogardliwie.
-Nie dziwię się, że cię powstrzymał, skoro sam wcześniej próbował mnie zaatakować, ale ty go powstrzymałaś.-Powiedziała, patrząc pobłażliwie na Kapelusznika. Próbowała udawać twardą, ale nie wiedziała, jak jej to wychodziło.
-A teraz przepraszam lub nie, ale mam mnóstwo rzeczy do zrobienia. Ważniejszych, niż rozmowa z tobą i przebywanie z twoim pchlarzem.-Po ostatnich słowach zrobiła się niewidzialna. Nie odzywając się, dumnym krokiem oddaliła sie w stronę schodów. Jej obecność zdradzał tylko stukot obcasów. Po chwili ucichł, bowiem Brenna opuściła szczyt wieży, udając się do wyjścia.
Zt.~Anonymous - 24 Sierpień 2011, 13:05 -Tak, tak, ja też będę za tobą tęsknić!- krzyknęłam w stronę oddalającego się ode mnie dźwięku obcasów. Zaciekawiło mnie to, czy Bri potrafiła tak jak ja używać iluzji, czy to jakaś inna umiejętność sprawiła, że stała się niewidzialna. Tak właściwie to nawet polubiłam tego Dachowca, który wcześniej naskoczył na mnie i mojego kota. Bri okazała się byś dość interesującą osobą, więc od teraz oficjalnie stała się jedną z moich bardziej lubianych zabawek. Pogłaskałam Cheshi'ego po łepku, po czym rozpakowałam kolejnego lizaka.
- Wiesz skarbie, pasowałoby w końcu odwiedzić nasz dom. Aż ciarki mnie przechodzą na myśl o czekającym mnie sprzątaniu- wzdrygnęłam się- Dlaczego nie zatrudniliśmy jakiej sprzątaczki, czy coś…- Cheshire miauknął donośnie przerywając moje narzekanie. Jako jeden z lokatorów naszego mieszkania, uważał, że obowiązek dbania o dom jest tylko i wyłącznie moim zadaniem, więc służba nie była nam potrzebna. Na dodatek wcale go nie obchodziło, że do jego zadań należy łapanie myszy, których tam już nie ma. Tak, więc sprawiedliwość jak zwykle zatriumfowała i ja mam masę rzeczy do roboty, a on plącze się po domu bez celu.
-No to idziemy- powiedziałam z udawanym entuzjazmem, wyrzucając za siebie papierki ze słodyczy, po czym skierowałam się w stronę schodów, a stamtąd na Herbaciane Łąki.
z/tAnonymous - 6 Grudzień 2011, 18:46 Dotarła tu, w końcu. Nie dość, że schody były strasznie długie, to jeszcze było ciemniej niż tu, na dworze. Kiedy słońce zostało już przyćmione granatem nocnego nieba. Dziewczynka oparła się o ścianę i swoimi oczami spojrzała na promenadę gwiazd na nocnym tle. Było ciekawie bezchmurnie, jak na grudzień. W sumie nie było wiadomo, czy zaraz nie zacznie wiać i chmury przyjdą, ale cóż. Westchnęła i zsunęła się po ścianie na kamienną podłogę. Otworzyła książkę i zaczęła pisać. Zaczęła opisywać gwiazdy na niebie, a potem rysować ich położenie. Ciekawe zajęcie, aczkolwiek, samotność coraz bardziej jej dokuczała. Czy w jej wieku inne dzieci nie bawią się ze swoimi przyjaciółmi? Chyba, że tylko ona jest nienormalna
- Kto wie - założyła ołówek za ucho patrząc na niebo, jakby je dokładnie odwzorować - Co dalej, z tym nocnym niebem?
Spojrzała na nie ponownie. A gwiazdy tkwiły tam dalej, to w grupkach, to same.
- Niczym ludzie, prawda? - westchnęła ponownie - Odwzorowanie społeczeństwa, ale ludzie nie świecą, ale prawdziwe jest to, że mimo iż wydają się sobie bardzo bliscy, to są od siebie bardzo daleko...
Uśmiechnęła się do siebie i wróciła do rysowania.Anonymous - 6 Grudzień 2011, 21:14 Gdyby tak miała się ciągle wspinać, to dawno dostałaby problemów z chodzeniem, mimo wyglądu wcale taka młoda nie była. Nie miała też za mocno chęci do wchodzenia. Ważny fakt jest jeden, przynajmniej będzie gdzie pisać. I czytać, pomyślała zadowolona. Tak, kiedyś to tu nawet często siedziała, by pisać lub czytać. A czemu? Fakt jest dosyć łatwy do odgadnięcia - Cisza, spokój, ot co. A za wiele osób tu nie przychodzi, jeszcze lepiej, czyż nie?
Tak wchodziła powoli, schodek za schodkiem zaliczała, bo się nie śpieszyła. Nie miała już palącej potrzeby, żeby popatrzeć i posiedzieć, prawda? Raczej tak, raczej. Już widziała jak siedzi, pisząc tak w tej książce, żeby zmazać to i raz jeszcze napisać. Oczywiście, oczywiście.
Ale nie było zbyt różowo. Kiedy weszła to stwierdziła, że ktoś jej zabrał miejsce do siedzenia i patrzenia. Tak, już miała bardzo niezadowoloną minę. Osoba ta wyglądała na jakąś słodziutką dwunastolatkę, nawet może mniej. Takie osoby bywają czasem bardziej upierdliwe jak... No, to już nie jest ważne. Jak ciekawscy ludzie, o. Tak, to jest dobry przykład. Bardzo dobry.
Olała ją, ot co. Stanęła ciut dalej i patrzyła na gwiazdy.Anonymous - 6 Grudzień 2011, 21:36 Była na rysunku, w którym dokładnie odmierzała skalę tego, co naszkicowała. Wzrokiem wodziła bez przerwy, to po niebie, to po książce, pisała i pisała, nawet bez patrzenia na kartkę. I tak jej pismo, idealnie wychodziło na linijkach, proste, dokładne, co do milimetra. Przewróciła na następną, pustą stronę, zastanawiając się co jeszcze napisać. Rozejrzała się po całym miejscu i ujrzała jakąś postać. No tak, czyli od jakiejś chwili nie jest tu sama. Jak się czymś zainteresuje to nie sposób jej od tego oderwać. Lecz stała tu, jakaś dziewczyna, oczywiście starsza. Ame od razu ją zignorowała. Przecież tak po prostu nie podejdzie do niej i nie powie "Cześć, co tam?". Zamyśliła się patrząc na gwiazdy. W sumie nigdy się takim czymś nie interesowała. Więc musiałaby zajrzeć do jakiejś książki. Bez wahania przyzwała za pomocą swojej mocy "Encyklopedię Nocnego Nieba" wydaną w zeszłym roku, czy raczej napisaną. Zaczęła śledzić stronnice książki i uzupełniać notatki. Jednakże, nie mogła się skupić w 100%, albowiem postać stojąca w tym miejscu ją rozpraszała. Kim jest, co tu robi? Karciła siebie również w myślach. Przecież to nie jej sprawa, kim jest, czego chce, co robi. Robi to robi, to nie sprawa Ame. Ale... z drugiej strony, ta dziewczyna nie była tak dużo starsza od niej, no, nie wyglądała, a Ame dokuczała samotność. Co robić? Przecież była nieśmiała, nie podejdzie tak po prostu i nie zapyta, a poza tym ona wyglądała jakby takie małe dzieci jak ją chciały udusić. Cóż począć. Jako, iż cześć notatek realistycznych wypełniła odesłała książkę i przyzwała inną, o legendach związanych z księżycem i gwiazdami.
- O jeju, dużo tego. - natychmiast schowała głowę w książce.
Czemu się odezwała?! Odruchowo? Wątpiła w to szczerze. Ale cóż, tego już nie odwróci, prawda?Anonymous - 29 Grudzień 2012, 00:09 Kręte schody... schody kręte.
Wiją się jak drapieżne węże.
Ile bym dała, by zaistnieć gdzie indziej.
Ale tylko tutaj mam widok na psu potrzebne życie.
Jednakże mimo wszystko dotarła tutaj, mogąc spoglądać w dal, w kołyszące się na wietrze drzewa, przeplatane garścią zabudowań. Spoglądać pionowo w dół na kolorowy placyk, gdzie pewnie nie raz pojawi się kolorowy pajacyk.
Zdjęła z pleców cieżar, otulony w tkaninę - plecak. Ciążył jej niemiłosiernie, a w dodatku miała tam kilka swoich skarbów.
Zdjęła... Ale która? Tak, dobrze kombinujesz, ta która szuka skazańca.
Patrzyła z nienawiścią na to całe miasto, chętna wszystkich, na których się tylko natknie, zabić co do jednego, zabić!
Wyjęła garść figurek, wykonanych w drzewie. Część z nich wykonała w przypływie złości. Pierwsza, przedstawiająca pająka, posiadała naklejone na niego futerko i została wykonana z myślą o znienawidzeniu pierwszej osoby, zobaczonej po obserwacji figurki. Druga zaś przedstawiała wilka jako dwuwymiarową, płaską postać. Mimo tego uproszczenia, ilość szczegółów była jednak wysoka,wręcz zniewalająca. Wilki zazwyczaj wyją do krągłego księżyca, to też ta figurka była tworzona w towarzystwie uczucia samotności - potrzeby odcięcia się od wszystkich, nieczucia się potrzebnym. Tylko skąd to uczucie w Anty-iluzji się pojawiło? To proste - nie pojawiło. Cynthia na moment pojawiła się, jako niewinna samotna dziewczynka, i dokończyła tworzyć tą figurkę. Trzecia, ostatnia, to wyryty w kawałku drewna, na wylot, kontur mrówki. Posiada pozytywne w sobie uczucie, bowiem, tak jak mrówka, napełniona jest nieodpartą chęcią niesienia pomocy pierwszym napotkanym istotom.
Tworzyła je bardzo długo, a różnic w wykonaniu i jego stylu nie da się zauważyć - jedne raczki je tworzyły, z podobnym
wkładem i w podobnie długim czasie.
- Jakim prawem tu wegetują, wstrętne kudłate dwunogi? Plugawią i tyle... Nic niewarte pasożytnictwo, które albo
uważa się za drapieżnictwo, albo myśli że nikomu nie szkodzi... Brednie!
Podczas tej prób inwokacji nieco się przechyliła i o mało co nie dane było jej zapoznać się ze ścianą wierzy z bliska,
po tej zewnętrznej stronie rzecz oczywista.
Wtedy też, w natłoku strachu, pojawiła się pierwotna świadomość tego dziewczęcego ciała. Przerażona, nie wiedząc dokąd
się udać, poczęła schodzić na dół.
Po schodach krętych.
Krętych schodach.
"Nie uniosą mnie więcej, życia schody kręte"
Wkrótce potem opusciła to miejsce, z figurkami schowanymi w kieszonce plecaka.