Anonymous - 12 Marzec 2011, 11:56 Lottie podejrzewała, że coś może z nim być nie halo. Ale całe szczęście skończyło się tylko na zawrotach głowy, odbyło się bez zbędnych defektów takich jak rzyganie. I dzięki Bogu, bo jej się nie widzi sprzątanie wymiocin z trawnika...
Nie zdziwiła się, że nie ma nic zamiaru jeść. Też tak zrobiłaby na jego miejscu. Jej już podróże między światami nie przeszkadzają, przyzwyczaiła się. Jak Terr będzie więcej z nią czasu spędzać, to w końcu też nie będzie miał efektów ubocznych podróży.
A jeśli chodzi o samą Lottę, była głodna jak wilk. Dlatego poszła do kuchni i przygotowała sobie kilka naleśników. Najpierw zrobiła ciasto, a potem na rozgrzaną patelnie wlała masę. Kiedy naleśnik był rumiany, zdjęła i na talerz. I tak z pięcioma następnymi.
Jedzenie polała sosem truskawkowym i dała na czubek nieco bitej śmietany. Całe danie mimo, że banalne do zrobienia, wyglądało bardzo apetycznie i takie było. Usiadła na oparciu kanapy i zaczęła wcinać swoje śniadanie.
-Przepraszam, jeśli robię ci smaka na te naleśniki,-uśmiechnęła się przepraszająco a potem dodała-Jak się prześpisz na niej i nic nie będzie cię boleć, to ugotuję ci co zechcesz. Tylko ma cię nic nie boleć!
Miała pewne wątpliwości, żeby po drzemce na tym rozklekotanym meblu czuł się jak nowo narodzony. Zawsze mogą się zmieniać...Anonymous - 12 Marzec 2011, 12:03 Z kuchni rzeczywiście dobiegały smakowite zapachy. Trochę mnie od nich skręcało, wciąż czułem lekkie mdłości. Wiecie jak to jest, kiedy się myśli o jedzeniu przy ochocie wymiotowania, co nie? Na szczęście udało mi się powstrzymać przed upapraniem mebli i podłogi.
-W porządku, jakoś to przetrwam. -odpowiedziałem i uśmiechnąłem się. -Ale na wszelki wypadek opisz mi drogę do łazienki... -dodałem po chwili namysłu. Lepie nie ryzykować.
-Tak powinno być po tych podróżach? -spytałem jeszcze. Nie wiedziałem, czy powinienem się martwić albo snuć teorie, że to przez moją odmienność, czy po prostu to olać.
-Mówisz? No to szykuj się na robienie mi śniadania. -rzuciłem nieco zadziornie. To się chyba nazywało zakład, prawda? A ja zamierzałem go wygrać. Nawet już wiedziałem jak. -No, ale do wieczora jeszcze sporo czasu. Powiedz mi więc, od czego chciałaś zacząć remont. Anonymous - 12 Marzec 2011, 12:15 Zjadła drugiego naleśnika. Starała się nie oblizywać, nie mlaskać, bo wiedziała, że to nie będzie najlepsza pomoc dla Terra,
-Łazienka...idziesz całkowicie prosto i tam masz takie drzwi po lewej i tam masz właśnie ubikację. A co do podróży to się nie martw, W końcu się przyzwyczaisz. Z czasem...zawsze mogę cię zabierać na jakieś krótkie wyprawy. Na samym początku też tak miałam, więc nie ma co się martwić.-poklepała go po nodze, bo do ramienia było jej troszeczkę za daleko.
Remont...chyba od wymiany dachu. Jeszcze się nie zawalił, ale sam Bóg wie ile jeszcze wytrzyma. Jest stary jak świat, wiec w każdej chwili może runąć im na głowę, więc bez zastanowienia odpowiedziała:
-Dach.
Terr się zobowiązał do wymienienia tych dachówek, ale czy się na tym zna? Zawsze może jakiegoś fachowca wynająć i robić ten przeklęty remont na raty. W tym miesiącu to...w tym miesiącu tamto.
No i oczywiście Lottie musi znaleźć jakąś pracę.Obojętnie jaką, byle tylko miałą chodź trochę pieniędzy na tą renowację. Będzie lepiej się im mieszkało, kiedy łóżka nie będę skrzypieć z każdym ruchem...Anonymous - 12 Marzec 2011, 12:21 -No to dobrze. A wyprawy będą konieczne. Nie chciałbym się ograniczać do poznania tylko jednego świata. -chciałem się uśmiechnąć, ale zamiast tego syknąłem z bólu, gdy Lottie poklepała mnie po nodze. Całkiem zapomniałem i ranie. Nie bolała, aż do teraz. Usiadłem i podwinąłem nogawkę. Na łydce wciąż spoczywał prowizoryczny opatrunek zrobiony z rękawa laboratoryjnego kitla, po nodze spływały strużki świeżej krwi. To chyba przez to klepanie, gdyby krwawiła od wczoraj... Raczej bym tu nie doszedł o własnych siłach, tylko się wykrwawił. No i noga byłaby pięknie udekorowana szkarłatną cieczą.
-Masz jakąś apteczkę? -spytałem, zdejmując opatrunek. Jak już kiedyś wspominałem, kula przeszła na wylot, na szczęście jednak ominęła kość. I tak dziwne było, że mogłem normalnie chodzić, zaledwie lekko kuśtykać.
-Dach mówisz? No to się jakoś za niego weźmiemy. -obiecałem i podwinąłem rękaw, żeby obejrzeć drugą ranę - tą od drapnięcia. Ta już ładnie się goiła.Anonymous - 12 Marzec 2011, 12:37 -No mam taką nadzieję. Świat jest naprawdę cudowny, ale trzeba go poznać od tej lepszej strony i ja mam zamiar w tym ci pomóc. Niezależnie co będziesz gadał i tak cię zapoznam ze światem!-uśmiechnęła się. Nagle usłyszała syknięcie...z bólu? Co ona do cholery zrobiła?! Zobaczyła, że jego noga krwawi i jeszcze ten prowizoryczny opatrunek! Jak tak można?! Szybko pobiegła do kuchni i zaczęła grzebać po szafkach. W końcu znalazła apteczkę. Wróciła do pokoju z wodą utlenioną, kawałkiem ręcznika i bandażem.
Polała jego ranę wodą utlenioną. Bóg wie, czy nie doszło już do zakażenia...ale oby nie. Westchnęła ciężko i starła krew i wodę z jego nogi. Potem Delikatnie obwiązała nogę bandażem. Ściskała bandaż dość mocno, by zatrzymał krwawienie. I będzie trzeba mu dwa razy dziennie ten opatrunek zmieniać, aż do czasu kiedy rana się zagoi. A może nawet do szpitala będzie trzeba go zanieść?
-Przepraszam. Przeze mnie noga ci znowu krwawi. Ale mogłeś powiedzieć, to bym pamiętała. I kto cię tak urządził? Masz szczęście, że kula ominęła kość. Ale i tak nie wygląda to najlepiej...mam nadzieję, że zakażenie się nie wdało...Anonymous - 12 Marzec 2011, 12:45 -No ja mam nadzieję! -odparłem entuzjastycznie. -Ciekawi mnie to nowe środowisko. Co prawda część rzeczy jakby kojarzę, ale na pewno nie wszystko. -miałem pojęcie, ze ten świat nie jest wspaniały i poza ciekawymi, przydatnymi i przyjemnymi sprawami spotkam też wiele strasznych rzeczy, ale co z tego? Gdyby nie było zła, to skąd byśmy wiedzieli o dobru? Wszystko to kwestia kontrastu.
-Spokojnie, to takie nic. -rzuciłem. -I zapomniałem. Jakoś tak.. nie bolało, więc mi wyleciało... -wzruszyłem ramionami. Nawet teraz bolało tylko, gdy Lottie odkażała ranę jakimś płynem i mocniej zacisnęła opatrunek. -Zakażenie? -spytałem i zamieniłem swoją twarz w twarz Serpenta. Nie wyglądało to zbyt... estetycznie, wręcz dziwnie i zabawnie, ale to tylko tka na chwilę. Powąchałem ranę i wróciłem do normalnej postaci.
-Nie pachnie dziwnie, więc chyba wszystko okej. Anonymous - 12 Marzec 2011, 13:14 -No więc najbliższy czas jak się wykurujesz to ci wszystko z miłą chęcią pokażę.
A jednak jest. Są na nim rzeczy okrutne, ale jaki byłby świat bez zła? Jakby człowiek był otoczony samym dobrem nic by go nie radowało. Nie walczyłby o to, na czym mu zależy, bo dostałaby to bez wysiłku, bo tak jest dobrze. Ludzie dawaliby ci jedzenie za darmo, nie musiałbyś na nie zarobić. To byłaby wizja idealna świata, ale nudna. Jaką przyjemność miałby wypoczynek na wakacjach, jak w roku nigdy nie pracowałeś ciężko? No chyba żadnej przyjemności by się z tego nie czerpało, bo nie miałoby się powodu do odpoczynku.
Jeśli "nic" można nazwać dziurę na wylot w nodze i okropny wygląd to niech mu już będzie.
-Wyleciało!-powiedziała ale potem się zaśmiała widząc, że ma głowę Serpenta i ciało człowieka. Dziwacznie to wyglądało...jakby nie założył jakiegoś kostiumu czy co...-Poznajesz po zapachu czy jest zakażenie, czy go nie ma? Masz bardzo wyczulony węch w twojej drugiej postaci.-przyznała.Anonymous - 12 Marzec 2011, 13:19 -No to czekamy, aż się wykuruję. -co prawda gdy zamieniłem się w Xenomorfa, to rana nie wyglądała i nie była tak poważna, ale chyba lepiej nie łazić sobie w tej formie od tak, przynajmniej na razie, kiedy moja ucieczka jest jeszcze ciepłym tematem. Prawie na pewno ktoś z MORII mnie szuka, jakiś dryblas z kałachem...
-Wiesz, to tak tylko poglądowo. Wiem, jak pachnie sama krew i mięso. Przynajmniej ludzkie. Jak uciekałem z MORII to trochę tego zapachu się unosiło w powietrzu. Z rany dochodzi jeszcze jakiś inny, mniej wyraźny zapach, ale to pewnie ta woda, którą przemyłaś mi ranę. Dziwne, że ma zapach, myślałem, ze woda jest bezwonna... -zamyśliłem się na chwilę. Może jest bezzapachowa dla ludzi? A ja już potrafię wyczuć jej zapach? -W każdym razie nie ma tu innych zapachów, więc chyba wszystko ok.Anonymous - 14 Marzec 2011, 13:15 Lotta miała nadzieję, że stanie to się w błyskawicznym tempie. Już nie mogła się doczekać, aż pokaże mu wszystkie światy, no oprócz sennego, bo tam chyba nie może dotrzeć przez teleportowanie się? A może jednak? Hm...warto kiedyś spróbować.
Wolała chyba jednak nie wiedzieć, co się działo podczas jego ucieczki z MORII i jego...braci. To musiał być istny horror dla obydwóch stron! No więc lepiej będzie, jak te informacje zachowa dla siebie.
Jeśli chodzi o Lottie, dla niej krew nie ma zapachu. Ma tylko smak, co może wydawać się dziwne, który jest dość dobry...według niej taki...kwaśny. Niektórzy mówią, że ma ona typowy, metaliczny smak, ale nie dla Lunatyczki. Ale prawdę mówiąc ona zawsze jakaś inna była, więc nie dziwi się temu.
-Woda...raczej tak. No chyba, że jest w niej pełno śmieci, ale wtedy staje się ściekami.Ale ty możesz ją wyczuwać, kiedy jesteś w drugiej postaci...ja nie mam aż tak bardzo wyostrzonych zmysłów, więc nie mogę nic stwierdzić.-uśmiechnęła się ciepło-Nadal nie masz zamiaru nic jeść?
Z doświadczenia Lotta wie, że mdłości przechodzą po kilkunastu minutach, więc powinno już być okej. Ale nie wiedziała, jak działają podróże między światami na innych. Jej portale praktycznie niczym się nie różnią, od luster, które są w Bramie, ale pewnie coś tam jest innego...ale ona nie jest uczonym, więc nie zna budowy atomowej portali. A tak w ogóle...czy ona w ogóle ją mają? Przecież one znikają po kilku sekundach...musi kiedyś znaleźć informacje na ten temat.Anonymous - 14 Marzec 2011, 18:35 Przyjmijmy więc, że woda jest bezwonna tylko dlatego, że ludzie nie czują jej zapachu. Ależ to egoistyczne podejście. ,,Ej, skoro my nie czujemy żadnej woni, to jej nie ma. Napiszemy wszędzie, że woda jest bezzapachowa i walić tych, którzy coś czują!''
-No... no może coś lekkiego bym wszamał. -przyznałem z lekkim uśmiechem. Mdłości rzeczywiście zaczęły już rpzechodzić, a zanim Lottie zrobiła by nawet zwykłą kanapkę, to z pewnością przejdą do końca. -Może na przykład... -zamyśliłem się na chwilę. -Płatki z mlekiem. O ile to nie problem. -zaznaczyłem.Mimo, iż dziewczyna mówiła, ze to dla niej nie problem, żebym z nią mieszkał, to wolałem nie przeginać. Jakimś ciężarem na pewno byłem.Anonymous - 15 Marzec 2011, 14:41 Czuła niepewne emocje, uderzające od niego. Miał wątpliwości, czy Lotta dobrze zrobiła przyjmując go pod swój dach? Zastanawiał się, czy nie jest ciężarem dla niej? Co za absurd! Jak może tak myśleć?! Jeszcze teraz, kiedy jest ranny! Jako jego znajoma, ma obowiązek się nim zaopiekować. Jak będzie ciągle się ruszał to nigdy ta rana się nie zagoi...no właśnie. Trzeba mu to powiedzieć, bo wie, jacy mężczyźni bywają uparci!
-Nie ma problemu, zaraz się biorę za robienie tych płatków. No i jeszcze jedno. Zero spacerów, latania we zwierzęcej postaci po ścianach na tak długo, aż rana się nie zabliźni. Przepraszam, ale jak będziesz się nadmiernie ruszał, to nigdy się nie wykurujesz!-a potem uśmiechnęła się i poszła zrobić mu płatki.
Po chwili buszowania w kuchni, wróciła do salonu z miską zapełnioną po brzegi mlekiem i płatkami. Potem się jeszcze wróciła po łyżkę. Wszystko położyła na stoliku.
-Zjesz sam czy mam cię nakarmić?-spytała raczej żartobliwie, ale jakby poprosił ją o nakarmienie, to by to zrobiła. Ona tam żadnych przeszkód nie widzi. No i tak nikt nie patrzy, a pewnie oboje mieliby ubaw.Anonymous - 15 Marzec 2011, 15:04 -No weź, ja nie wytrzymam tyle w miejscu. Poza tym w postaci Xenomorfa rana jest w o wiele lepszym stanie nić w ludzkiej postaci. -nie wiedziałem dlaczego, ale pewnie jeszcze się dowiem. Doceniałem, że Lottie tak się o mnie martwi i troszczy, ale ja byłem jak dziecko - i tak zrobię swoje.
Z braku innych zajęć rozejrzałem się nieco po pokoju. Większość mebli rozpoznawałem, ale kilka było dla mnie tajemnicą. Na przykład czarne pudełko ze szklanym frontem abo trzy inne pudełka, stojące obok siebie. To środkowe było nieco większe i miało na sobie mały wyświetlacz (chyba był to wyświetlacz), cała masę guzików i gałkę, a te boczne były swoimi lustrzanymi odbiciami i miały na sobie jakieś wklęsłe okręgi.
Nie wytrzymałem i dokuśtykałem do szafki, na której stały owe trzy pudełka. Skakałem na jednej nodze, żeby nie obciążać tej rannej. Chwilę przyglądałem się urządzeniu aż moja uwagę przykuł największy guzik z takim kółeczkiem i kreseczką. Wcisnąłem go, a ekranik zapalił się na zielono. Pojawiły się na nim jakieś liczby. Pokręciłem gałką, a pojawił się napis: 'volume' a obok niego liczba, zmieniająca się wraz z obrotami gałki. W prawo rosły, w lewo malały. No ale czemu to ma służyć?
Nacisnąłem jakiś inny guzik, ale nic się nie stało. Kolejny - znowu nic. Za trzecim razem wysunęła się jakaś tacka. Nacisnąłem ostatni guzik ponownie, a tacka się schowała. Kolejny guzik, a na ekraniku pojawił się napis 'radio' i rozległo się coś pięknego - muzyka. A więc po to jest to ustrojstwo. Akurat weszła Lottie.
-A, chyba dam sobie radę sam. -uśmiechnąłem się i pokręciłem gałką w prawo, co sprawiło podgłoszenie muzyki. Uśmiechnąłem się do siebie i wróciłem do stołu, zabierając się za płatki.Anonymous - 16 Marzec 2011, 19:30 A i tak jak zobaczy go latającego po suficie, to chyba go udusi. Lepiej nie sprawić by Lottie była wściekła, bo źle może to się skończyć...i lepiej za wczas nie wiedzieć, co jej artystyczna dusza wymyśli, jaką karę będzie musiał ktoś odbyć, by Lunatyczka mu przebaczyła.
Jak to powiedział pewien mądry człowiek: mężczyźni rozwijają się do piątego roku życia, dalej tylko rosną. Miała nadzieję, że Terr nie będzie rozpieszczonym bachorem i będzie miał trochę rozumu...
Kiedy zauważyła go łażącego po całym domu i grzebiąc w jej wiekowej wierzy uśmiechnęła się. Jakoś nie miała sumienia się na niego wydzierać, bo zaczął robić coś, czego mu robić wolno nie było. Pokręciła głową i powiedziała:
-Jeśli chcesz, bym cię oprowadziła lepiej by było dla ciebie, jakbyś nie robił wędrówek po domu. Obciążasz nogę!-zganiła go
Kiedy usłyszała dziwaczną muzykę dochodzącą z odtwarzacza uniosła jedną brew. Co to miało być?! Lata dziewięćdziesiąte?
-Em...podoba ci się to?-zapytała niepewnie. Jeśli chodzi o nią to ma ochotę się...porzygać. Nie cierpi takich melodii, są w jej mniemaniu irytujące. A może za dużo się tego nasłuchała za życia w latach pięćdziesiątych? Okej, może muzyka nie wpadła jej w ucho, ale tamtejszy ubiór... to co innego. Dobrze wiedziała, że ta piosenka wyszła w 1996 roku, ale jakoś dziwnie się kojarzyła z latami pięćdziesiątymi. Ciekawe czemu?
-Ja tam za epickim metalem nie przepadam...a ty?-zapytała z ciekawości. Z czystej ciekawości...Anonymous - 16 Marzec 2011, 20:31 -Daj spokój, przecież jej nie używam. -usprawiedliwiłem się, skacząc do stołu na zdrowej nodze. -Widzisz? -usiadłem i zacząłem wcinać płatki. Mój pierwszy posiłek na wolności. Może niezbyt wykwintny i godny, by uczcić moją ucieczkę, ale nie ma co narzekać.
-Bardzo. -odpowiedziałem z uśmiechem miedzy kolejnymi kęsami. -A Tobie nie? -nie, żebym był zdziwiony, w końcu gusty są różne.
A teraz mała dygresja od usera: utwór skojarzył się Lottie (I userce mozę też) z latami pięćdziesiątymi, bo właśnie w tym okresie powstał (albo i wcześniej). Nie był to żaden rok 1996.
-Epickim metalem? To jest epicki metal? -zawsze wyobrażałem sobie metal jako ostrą muzykę. Gitary elektryczne, mocna perkusja... No cóż, skoro ktoś, kto już trochę żyje na tym świecie mówi, że to jest epicki metal, to znaczy, że tak jest. Ja przecież jestem tu nowy.Anonymous - 16 Marzec 2011, 21:28 Tak, a teraz nie ma prawidłowego krążenia we krwi! Ale niech już mu będzie! Lepsze to niż stawanie na tej nodze i chodzenie po tym całym domu, jakby nigdy nic.
Miała nadzieję, że płatki mu smakują. Zawsze lepsze to niż jedzenie jakiś resztek. Pewnie tym go karmili, kiedy był w MORII. Ale cóż, teraz jest wolny więc może na obiad upichci coś pysznego... z winem najlepiej.
-Nie...lata pięćdziesiąte to nie mój gust. Wolę muzykę...klasyczną.-ups wymknęło się jej... jeszcze nikt nie wiedział, że Lotta uwielbia słuchać muzyki klasycznej. Ale jak już to powiedziała może ten tema ciągnąć dalej-Kocham muzykę Chopina. Jest cudowna...pełna tęsknoty...ach! Ile ja bym dała by żyć w czasach romantyzmu... niestety nie miałam takiej okazji. I oczywiście nie będę miała. No chyba, że ktoś wymyśli wehikuł czasu. No, ale mniejsza.-powiedziała po czym się uśmiechnęła.
No cóż, jej tam się zdaje że to jest epicki metal, ale to tylko jej mniemanie które może być oczywiście błędne. Co jak co, ale ona nieomylna nie jest. Nikt nie jest,