To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - Rezydencja Fous de Dandy

Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 21:40

Cały czas słuchała go uważnie, wyłapując i zapamiętując wszystkie słowa. Kroczyła boso o krok za nim, jedną ręką błądząc po wszelkich napotkanych poręczach i ścianach.
- Chciałabym Ci pomóc.- szepnęła, jednak nie będąc pewną czy aby na pewno się do tego nadaje.
Sama nie wiedziała czy istnieją jakiekolwiek korzyści z posiadania niewidomej marionetki. Mimo wszystko, taki był jej los. Nieunikniony i możliwe, że nieodwracalny.
- Wiem, że miałam nie dziękować, ale... dziękuję Ci.- dodała po pewnym czasie, nieco nieśmiało.
Okazywanie wdzięczności było jej naturalnym odruchem, szczególnie, że nigdy nie otrzymała od nikogo tak wiele. Choć zdecydowanie najcenniejsza była sama znajomość z marionetkarzem i uwaga, jaką jej poświęcał. Była gotowa zrobić wszystko, dosłownie, w geście wdzięczności. Pomimo tego, iż mogła zrobić niewiele.

Anonymous - 27 Czerwiec 2011, 05:45

Obrócił się dookoła własnej osi bardzo płynnie, aby zobaczyć owe pomieszczenie całe w swoim rozpaczliwym wyglądzie. Tutaj trzeba było zreperować łóżko, tam pościel nadawała się już jedynie na szmaty do mycia podłóg, które właśnie trzeba było wyczyścić. W kilku świecach skończyła się oliwa, a w składziku nie było już ani kropli. Zreperować trzeba okna, zresztą w całym domu. I ten paskudny dach, który przecieka. Tyle pracy. Długiej, mozolnej i przede wszystkim ciężkiej, nie tylko fizycznie, ale również umysłowo. Poczucie tego chaosu, który tutaj się zalągł jak pająki na wyższych piętrach, było tak dobijające, jak wielki młot uderzający z całych sił w potylicę. Echo dawała, jednak pewnego rodzaju siłę. Chęć do działania.
- Miałem taką nadzieję, że pomożesz mi w posprzątaniu tego brudu otaczającego nas. Wszystko będzie trzeba wysprzątać, ale zanim tym się zajmiesz wpierw przydałoby się naprawić de defekty, ale dzisiaj raczej nie zdążę się tym zająć. Dałabyś sobie radę? – odrzekł i znów poprowadził ją do innego pokoju. Jadalni, która znajdowała się po lewej (tak jak kuchnia i pokój służby) najbliżej głównych drzwi, a prowadziły tutaj boczne drzwi od kuchni. Jest dokładnie taki sam jak opisany wyżej.
Jak sprawdził na zegarku kieszonkowym, który przełożył z płaszcza do kieszeni spodni, gdy się przebierał w pseudoswoim pokoju na pierwszym piętrze, jest już blisko wieczornych godzin, a on miał udać się w jedne pewne miejsce, a więc będzie musiał opuścić niedługo dziewczynę. Nie lubiła ona samotności, ale była do niej chyba wystarczająco przyzwyczajona, że spędzić mogła trochę czasu na sprzątaniu w zupełnie pustym domu. Chodź było w nim dużo tajemniczych miejsc i sekretów, o których sam Louis nie wiedział.

Anonymous - 27 Czerwiec 2011, 09:10

- Myślę, że sobie poradzę...- odparła cicho. Mimo swoich słów, była niepewna. Nie posiadała nie wiadomo jak dobrej pamięci, by za pierwszym razem zapamiętać rozkład pomieszczeń i wszelkich przedmiotów, jakie pokazywał jej Luiso. Bała się, że już po kilku krokach zabłądzi, nie będzie wiedziała gdzie jest i zostanie bez najmniejszej możliwości zorientowania się.
- Ale co dokładnie mam robić?
Nie ukrywając, "sprzątanie" to słowo, które może mieć niesamowicie wiele znaczeń. Choć wyrzucanie trupów z zamkniętych pomieszczeń raczej odpada.

Anonymous - 27 Czerwiec 2011, 17:28

Nie obawiał się o nią. Wierzył w jej umiejętności poradzenia sobie bez oczu. Długo żyła w ten sposób, a więc będąc ostrożną, nic sobie nie zrobi, w tym pełnym niebezpieczeństw wielkim domu pułapce, ale bardziej powinien obawiać się jego Louis. Zawierał w sobie wiele wspomnień, które wracały jak cały rój ciem, które obsiadały człowieka bez litości, pochłaniając jego całą pozytywną energię. To tutaj śniły mu się te najgorsze koszmary, z których nie potrafił się wydostać, czy to ze zmęczenia, czy z jakiegoś innego nieokreślonego powodu. On bardziej przypuszczał, że to jakaś klątwa. Ona nie widziała poruszających się tych cieni w szarych pokojach i jej życie nie było powiązane z tymi ścianami. Teraz jednak rozświetla wszystkie te ciemności. Bez obaw tkwił w zgliszczu starego świata i nawet miał siły by odnowić go. Pomalować niebo świeższymi barwami. Nawet anioły się uśmiechnęły.
- Ktoś musi zamieść te podłogi, na których jest więcej piasku niż niejednej plaży i wytrzeć kurze z mebli, gdyż jest na grubość pięciu centymetrów tej sadzy oraz przydałoby się, abyś nauczyła się położenia pokoi, a z czasem przedmiotów, które się w nich znajdują. Mam nadzieję, że obowiązki nie przerastają Twoich ambicji – mówiąc prowadził ją po następnych pomieszczeniach. Wpierw wskazał salę balową, nader ogromną, później bawialnię dla dzieci, a ostatecznie skończył na salonie, w którym niegdyś przebywała cała rodzina w wolnym czasie, a gdy była ładniejsze pogoda wychodzili przez szklane drzwi na polankę, która była teraz jednie terenem porośniętym trawę przewyższającą ludzkie głowy. Nic nadzwyczajnego nie było w tych pomieszczeniach, ale każdy miał w rękawie kilka opowiastek, o tym jak w jego czterech ścianach, niegdyś mieszkała szanowana bogata rodzina i wiodła szczęśliwe życie w dobrobycie. Czasy te minęły i nigdy nie wrócą, ale historia może być równie piękna, albo i bardziej wzruszająca.
Zapomniałby. Niedługo musi wyjść, nie przekazał jej kilku ważnych wskazówek i zakazów. Wydał już polecenia, ale to nie były wszystkie zasady, które panowały w tym domu na mocy paktu, który zawarli. Usiadł na brzydkiej, kiedyś eleganckiej, kanapie i oparł się plecami o brudny materiał. Musiał zmienić tutaj sofę, gdyż tej nie doprowadzi do porządku. To zaś wiąże się z dużymi kosztami. Sam nie wiedział, w jakie przedsięwzięcie się pakuje i zaczynał powoli się tego obawiać, z każdym krokiem uświadamiając sobie ogrom prac i potrzebnych pieniędzy, a tych nie miał zbytnio na zbyciu.
- Mam do Ciebie kilka ważnych spraw. Taki mały regulamin. Nie wchodź na drugie piętro, gdyż czyha tam na Ciebie niebezpieczeństwo oraz nie schodź do piwnicy, do mojej pracowni pod żadnym pretekstem. Nie wpuszczaj nieznajomych do domu, zresztą nikogo. No prócz mnie. – zaśmiał się swoim dźwięcznym głosem – Najlepiej zostań tutaj, gdyż obawiam się, że ciężko byłoby Ci powrócić. Bądź ostrożna. Uważaj na siebie jak i na otaczające Cię przedmioty. Wiem, że mogę Ci zaufać, ale tak przypominam. Nie udawaj się do ogrodów, gdyż niewiadomo, co się tam zalęgło. W razie nieproszonych gości zaskocz ich swoją magiczną sztuczką ze szkłem, oczywiście, kiedy nie będą się chcieli słuchać twoich poleceń. Jeśli ktoś przyjdzie ode mnie powinien zapukać dwa razy mocno, raz szybko, ale płocho i znów pełnym sił stuknąć kołatką o bramę. Wtedy ewentualnie ich przyjmij. Możesz umyć też podłogę. Dasz sobie radę? – zapytał, aby się upewnić, że będzie mógł wyjść z czystym sercem.

Anonymous - 27 Czerwiec 2011, 18:04

Z pewnością, gdyby całą tą wypowiedź rozłożył na raty... byłoby łatwiej. Teraz jednak miała w głowie niemały mętlik, chaos...
Nie wchodzić na drugie piętro i nie schodzić do piwnicy, bo Luiso się wkurzy. Nie wpuszczać nieznajomych, bo Luiso się wkurzy.
Lepiej uważać, bo w takim tempie nabawi się Luisofobii i będzie bała się w ogóle ruszać z miejsca. Wiadomym przecież było, iż wystarczyłby jeden jego niedbały ruch ręki, a ona posiadałaby już poturbowane ciało. Niełatwo jednak było ją wystraszyć... bardziej niż złości marionetkarza, przerażała ją myśl, że znów mogłaby zostać sama. Być wyrzuconą z rezydencji, w której dopiero co się osadziła.
Westchnęła głęboko, na szybko układając sobie wszystko w głowie...
- Tak, myślę, że tak.
Plan na dziś...? Sprzątać. Innego zajęcia raczej nie miała szans znaleźć, nawet gdy skończy zadanie, które powierzył jej Luiso.

Anonymous - 27 Czerwiec 2011, 18:27

Wszystko już chyba powiedział. Wiedziała wszelkie najważniejsze rzeczy, zasady, które miała przestrzegać. Nic nie musiał dodawać, gdyż wierzył, iż nie złamie owego regulaminu stworzonego przez niego. Większość wydał dla jej bezpieczeństwa, lecz zabronił wchodzić do piwnicy z własnych osobistych powodów. Nie wpuszczał tam nikogo, prócz przedmiotów, które musiał naprawić i prawdziwych przyjaciół, a jako że takich nigdy nie miał…
Zbliżył się do niej. Znajdował się kilka centymetrów od jej twarzy. Poprawił kosmyki włosów, które zabłądziły na jej lico, a następnie zostawił na policzku drobny pocałunek. Był to wyraz sympatii. Trochę jak pożegnanie, zamiast takiego zwykłego „dowidzenia”, które było zbyt oficjalne lub „do zobaczenia”, które zupełnie tutaj nie pasowało. Nie było oznaką miłości z tej gatunku eros, lecz takiej jaką darzy się lubianą przez siebie personę, ulubioną kukłę ze swojej kolekcji. Marionetkarze mieli zupełnie inny system wartości.
- Wrócę jutro rano, jeśli wiatry będą mi sprzyjały – rzekł niczym dzielny marynarz, który obiecuje powrót swej wybrance serca, lecz owe porównanie prócz okrzyku, nie pasowało do owej sytuacji. Echo była dla niego ważną osobą, ale nigdy nie będzie ukochaną. Tak samo nie wyruszał on w ciężki rejs, lecz na umówioną już wcześniej grę w pokera lub inną obdartą zabawę hazardzisty. Oczywiście nie wypadało z tego powodu zostawiać tutaj samotną kalekę, ale jego zasady były zupełnie inne. Zawsze dotrzymywał słowa, przynajmniej starał się spełnić je, na tyle ile pozwalały mu umiejętności. Był od dawna umówiony, więc teraz tam pójdzie i się rozerwie. Nabierze sił przed ciężką pracą w domu.
Prędko wyszedł nie trzaskając głównymi wrotami. Okazało się, iż jest już szary wieczór, chodź często był tutaj mrok. Nie padało już. Brama w jakiś dziwny spokojny sposób zamknęła się, jakby była już o wiele spokojniejsza. Pośpiesznym krokiem mijał te same rezydencję, na których wcześniej zawieszał smętny wzrok, gdy prowadził tędy dziewczynę, gdyż nigdy nie widział tej rozpaczy, kiszącej się w tych ulicach. Niebyło na nich nawet kałuż, więc nie ubrudził sobie świeżo założonych spodni. Minął ulice miasta bardzo prędko, gdyż wiedział, że jest już spóźniony. Ten czas tak szybko mknął, iż nie dostrzegał, kiedy przepłynął mu między palcami. [nie ma go już tutaj]

// Ja dalej mogę być tutaj Twoim MG opisującym tajemnice skrywające się w murach rezydencji i opisującym skutki twoich poczynań//

Anonymous - 27 Czerwiec 2011, 19:29

Jak to łatwo stwierdzić... została sama. Jednak nie w takim sensie, w jakim obawiała się samotności. Ta była tylko chwilowa... a przynajmniej miała taką nadzieję. Obiecał, że wróci. A ona mu wierzyła. Może to przez całą atmosferę wypowiadania owych słów...? Ton jego głosu...? Gest towarzyszący temu...?
Nieważne.
Pomińmy opis całej sytuacji w jakiej się znalazła. Jednak warto dodać, iż sytuacja była beznadziejna. Z jednego, podstawowego powodu... całkowicie zapomniała w jakim pomieszczeniu się znajduje. Nawet znając rozkład pokoi, na chwilę obecną jest na straconej pozycji. Jednak trzeba się trzymać jednego... unikać schodów, a wszystko będzie dobrze. Powinno być. Musi być...
...ale czy będzie?

Powoli, ostrożnie, wyciągając dłonie przed siebie, postawiła kilka kroków. Nie napotkała nic na swojej drodze, więc kontynuowała swą jakże daleką podróż, której celem miała być kuchnia, w której znajdowała się zaraz po wejściu do rezydencji.

Wyprawa była długa. I mozolna. Jednak po zwiedzeniu kilku pomieszczeń, natrafiła na to, gdzie jeszcze czuć było ciepło ognia, tlącego się w piecu, w którym rozpalił Luiso.
Przedmioty, tak, wspominał coś o ich rozłożeniu. Z niemałym trudem, po wytężeniu pamięci odnalazła miotłę.
Pozostaje... sprzątać.
Najłatwiej jest zacząć od pomieszczenia, w którym się znajduje. Tak więc, rozpoczęła zamiatanie, kierując się na miejsca w których pod bosymi stopami wyczuwała niemałą warstwę kurzu. W końcu... miała wrażliwszy zmysł dotyku niż standardowy osobnik.

Anonymous - 27 Czerwiec 2011, 21:57

    Zmysł dotyku był jej atutem. Z wielką gracją, jak na niewidomą poruszała się po mieszkaniu, chodź oczywiście brakło jej dużo do perfekcji, gdyż dalej błądziła dłońmi przy ścianie, szukając wyjścia nie tylko z pomieszczenia, ale także niecodziennej sytuacji. Nie zawsze była w pustym domu, które było w tak zaniedbanym stanie i jakby żyło swoim przygnębionym życiem. Tak. Echo usłyszała, gdzieś w oddali, kilka pomieszczeń dalej dźwięk otwieranych drzwi i głuchych kroków, które znikły wraz z niespokojnie odwróconą głową w stronę hałasu. Czyżby to była owa opowieść, przesłuchy czy dom był nawiedzony?
    Miotła była zwykłym przedmiotem codziennego użytku, który był w nadzwyczaj dobrym stanie, odwrotnie do wszelkich innych przedmiotów tutaj się znajdujących, które albo były delikatnie uszkodzone czy całkowicie zniszczone lub ociekające brudem. Swoisty dźwięk miotły szorującej o podłogę i tumany kurzu zbijające się do góry oraz przesuwający się wraz z ruchem dziewczyny piasek, kawałki drewna i innych przedmiotów, które nigdy nie staną się częścią swojej dawnej całości. Na szczęście na ziemi nie było tym razem żadnych szkieł, tylko kilka ostrzejszych desek, które jednak prócz nieprzyjemnego, czasem bolesnego uczucia, nie raniły jej stóp. W kuchni podłoga została już wyczyszczona z powierzchownego naziemnego brudu.

Anonymous - 28 Czerwiec 2011, 10:19

Zatrzymała się, nadal nie wypuszczając miotły z dłoni. Nie odkładała jej, gdyż wiedziała, że gdy to zrobi... będzie miała niemałe problemy z ponownym odnalezieniem jej. Dlatego, zamiast rozpocząć wycieranie kurzu z mebli i przedmiotów, przeniosła się do następnego pomieszczenia, w celu kontynuowania zmiatania piasku i wszelkich niepowołanych rzeczy, które nie powinny znajdować się na podłodze.
Z tego co pamiętała... sąsiedni pokój był pokojem dawnej służby, której... cóż, z nieznanych jej powodów, obecnie już tu nie było.
Samo zamiatanie nie szło jej tak sprawnie, jak szłoby przeciętnej osobie. Musiała najpierw sprawdzić czy tego miejsca już nie usiłowała doprowadzić do porządku, a następnie starannie trzymać się prostej linii, by nie ominąć żadnego skrawka podłogi. Oczywiście... nie szło jej to idealnie. Nawet nie była zbliżona do perfekcji, jednak... starała się jak mogła, choć mogła niewiele.
Zatrzymała się. Miotłę oparła o jedno ze starych łóżek, a sama... niczym ciekawe dziecko, powędrowała do szafy, którą odnalazła błądząc rękoma w powietrzu. Otworzyła ją, kierując swe dłonie na przypadkowe, wiszące tam ubrania. Tutaj przecierała dłońmi, jakby delektując się uczuciem miękkiego materiału... Na następnym już jedynie dotknęła... Chciała wiedzieć o tym miejscu jak najwięcej, by móc radzić sobie jak najlepiej. Wprawdzie... znajomość materiałów z jakich wykonana była odzież nie była jej potrzebna, ale nie potrafiła przemóc swej wrodzonej ciekawości.

Anonymous - 28 Czerwiec 2011, 13:51

    Mozolnie, ale powoli, jak małe dziecko wdrapujące się na schody, dla niego ogromne, praca była wykonywana przez dziewczynę. Podłoga w kuchni była wysprzątana z wszelkiego brudu i kurzu. Przyjemne było to uczucie chodzić po ziemi, na której nie było ani jednej drzazgi, która z chęcią wbiłaby się w Twoją stopę. Powoli też wysprzątane zostało pomieszczenie poświęcone dla służby. Już niedługo, a może zostać znów oddane do użytku, ale Louisa nie było na to stać, gdyż dużo pieniędzy pożyczał, przegrywał w kartach oraz wydawał na wszelkie zbędne przedmioty i alkohole, jednak ona na szczęście o tym nie wiedziała, nie znała jego hulaszczego trybu życia. I tego wieczoru zapewnie udał się na jedną ze swoich biesiad, zostawiając ją samotną w tym wielkim domu, w którym znów zabrzmiał ten dziwny tajemniczy dźwięk. Jakby ciężki mężczyzna w masywnych na obcasach buciskach przemierzył wzdłuż hol otwierając, jakieś drzwi, gdyś zaskrzypiały niemiłosiernie. Może to spadł jakiś przedmiot i poturlał się niespokojnie po ziemi? Może to kapryśny wiatr otworzył drzwi? Znów hałas ustał.
    Materiałem owych strojów nie była nadzwyczaj wygórowana, zwyczajna, bawełna, niektóre rzeczy były nawet lniane, zależności do czyjej szafy zaglądała. Tutaj były śliskie stroje pokojówek, które dbały, tak jak teraz Echo, o czystość. Tam zaś szorstkie ubrania ogrodnika, które były niezwykle wytrzymałe na wszelkie mechaniczne uszkodzenia. Gdzie indziej znalazły się bardziej eleganckie z wyszukanych materiałów stroje, lecz o prostych kształtach, za pewne należały do niani, która mogła dbać przy okazji o edukację dzieci- to jest guwernantka. W innej były uniformy przeznaczone dla klucznika i kelnerów, na które składały się gustowne garnitury. A w każdej z ośmiu szaf było po cztery stroje. Niektóre były już nadgryzione przez wredne mole, które były wielkości pięści, inne wyblakły, ale tego nie mogła dostrzec, a jeszcze inne były w dobrym stanie.

Anonymous - 28 Czerwiec 2011, 14:40

W chwili gdy ponownie usłyszała hałas, szybko wypuściła z dłoni materiał, z hukiem zatrzaskując szafę. Tym samym skazała siebie samą na upadek, spowodowany bólem głowy. Wrażliwy słuch nie był czymś tak dobrym, jak mogłoby się wydawać.
Skulona, z dłońmi przyciśniętymi do skroni, jeszcze przez dobrą chwilę nie ruszała się z miejsca. Ból nadal pulsował w głowie, jednak nie mogła tak siedzieć bezczynnie. Musiała sprzątać. Takie miała zadanie.
Gdy nareszcie podniosła się z podłogi, zabrawszy ze sobą miotłę wyszła z pokoju, nasłuchując kolejnych dźwięków z głębi domu. Lecz tym razem w posiadłości panowała cisza.
Kolejne pomieszczenie. Jadalnia, choć ona mogła domyślać się tego tylko po chwili nieuwagi, gdy wpadła na róg stołu. Tu, tak jak wszędzie, zabrała się za zamiatanie. Niestety, jak można się domyślić, powierzchnia pod stołem była trudno dostępna, dlatego dopiero po odsunięciu kilku krzeseł i niezdarnego wsunięcia się pod mebel na czworaka, mogła rozpocząć mozolne sprzątanie.

Anonymous - 28 Czerwiec 2011, 15:27

    Sprawca hałasu, albo sprawco, gdyż nie wiadomo, nic sobie nie robiło tym, że dziewczyna padła wręcz przygwożdżona nagłym nieprzyjemnym dźwiękiem. To on wraz z dotykiem zastępował jej oczy, a więc był niezwykle ostry, a więc szepty stawały się cicho wymawianymi słowami, zwykłe dyskusje, krzykami, a zgiełk stawał się niedoniesienia natężaniem. Jednak nic poważniejszego jej się nie stało. Owy odgłos się już nie powtórzył.
    Znalazła się teraz w jadalni, w której na stole stały brudne talerze, których nikt nie miał ochoty pozmywać, świeczniki stały obklejone woskiem, który był niegdyś świecami, rozjaśniającymi rodzinne kolacje. Podłoga była nie tylko pełna kurzu, ale leżały na niej kawałki jakiegoś jedzenia i kości, niektóre niezwykle ostre, że gdyby nie wcześniejsze zamiecenie, mogłaby przebić sobie na wylot takim ostrzem stopę. Kilka sztućców upuszczonych leżało tutaj samotnie. Gdy przesunęła krzesła, które okazały się dość ciężkie, masywne, ale za to wytrzymałe i nawet wilgoć, która się unosiła w powietrzu, nic im nie zaszkodziła, wcisnęła się pod stół, tym samym wpadając w pajęczynę, stworzoną przez zwykłego niegroźnego korsarza, który wrócił z jakieś ściennej wyprawy i gdy tylko ona wpadła w jego gniazdko, uciekł w popłochu mając nadzieję, że znajdzie sobie nowe legowisko oraz zaczęła sprzątać powierzchnię ciężej dostępną dotknęła jakiegoś dziwnego chłodnego przedmiotu. Była to, za pewne niegdyś droga, broszka wykonana z drogich kamieni, przedstawiająca trzy zielone truskawki z zielonymi kapelusikami i ogonkami. Niegdyś należała do jakiegoś dziecka, teraz w kołtunach i sadzy leżała osamotniona pod stołem.

Anonymous - 28 Czerwiec 2011, 18:58

Broszka...? Dla niej nadal był to mały, chłodny przedmiot o niezidentyfikowanym przeznaczeniu. Dlatego też, nie wiedziała o nim nic szczególnego... czy może być cenny, czy też nie, czy może ma jakieś znaczenie sentymentalne... dlatego też najlepiej było oddać go Luiso, gdy tylko wróci. Dlatego też schowała przedmiot do kieszeni koszuli (przyjmując, iż ją ma).
Niczym raczkujące dziecko, poruszała się na czworaka po podłodze jadalni, zbierając wszelkie przedmioty. Odpadki, a przynajmniej to co za nie uznała, wyrzucała, a wszelkie sztućce znów trafiały na stół. Brudne talerze...? Niestety, zniesienie ich do kuchni to raczej robota nie dla niej. Dlatego zostawiła je tak jak je zastała.
Sala balowa, bawialnia dla dzieci, salon... szła tą samą trasą, którą wędrowała będąc z Luiso. Wszędzie też robiła to samo. Zamiatała, a wszelkie przedmioty, leżące na ziemi, które nadawały się jeszcze do użytku odkładała w jakieś miejsce. Dopóki marionetkarz nie wróci... bała się zapuszczać na pierwsze piętro. Wiedziała, że zakazał jej wchodzić na drugie, jednak schody i nieznane do tej pory pomieszczenia nie zachęcały jej do ruszania się z parteru.

Anonymous - 28 Czerwiec 2011, 20:15

    Po długiej pracy, zamiataniu podłóg, jak najdokładniej potrafiła, chodź często musiała przewędrować pod stołami na czworaka, powtarzać od nowa pewien odcinek w sprzątaniu, gdyż zgubiła kierunek, często musząc się zatrzymywać i zastanawiać, gdzie jest już czysto, osiągnęła sukces. Za pewne nie ma, żadnego brudu na ziemi. Teraz przyjemnie stąpało się po panelach, kafelkach, które pokrywały część pokoju służby i kuchnię, wielkich marmurowych, lecz cienkich płytkach, którymi wyłożonymi był parkiet jadalni i sali balowej oraz po dywanie, który znajdował się w pokoju zabaw, gdzie najciężej było pracować. Prawowitym miejscem niektórych dużych zabawek była podłoga, a więc często trzeba było przestawiać je, miotła niedawana sobie rady z wykładziną, a wiec wszystko musiała zbierać ręcznie, ale nieznajdowany się tam, żadne niebezpieczne przedmioty. W końcu mogła sobie odpocząć. Piecyk już przygasł i teraz kilka tylko węgielków delikatnie się tliło. Wiatr przestał, już wiać z tym swoim impetem, a nie słychać było już uderzania kropel o kamienie i całą florę, co mogło świadczyć, że przestało już padać. Chodź dziewczyna nie potrzebowała snu, czuła się zmęczona i mogła trafnie przypuszczać, że jest już noc w pełnej swej postaci. Nic więcej ciekawego się nie stało podczas całej jej ciężkiej.

Anonymous - 28 Czerwiec 2011, 20:24

Niestety... kto jak kto, lecz ona miała niemałe problemy z określeniem pory dnia. Dla niej, w chwili obecnej, równie dobrze mogło być południe, jak i północ. Jednak jej ciało nie wymagało snu, dlatego cóż... nie sprawiało to większej różnicy.
Po ukończeniu choć jednego etapu sprzątania wróciła do kuchni. Najbardziej oswoiła się z owym miejscem... może dlatego, że trafiła do niego już na samym początku. Odstawiła miotłę, w miejsce, w którym, jak się jej przynajmniej zdawało, stała wcześniej. Pamiętała, że gdzieś obok pieca Luiso zostawiła zapalniczkę. Odnalazła ją po czym rozpaliła w piecu. Mimo, iż zimno nie szkodziło jej, uczucie ciepła było kojące, przyjemne... usadowiła się na ziemi, przed piecem, wracając do swojej, być może ulubionej, pozycji. Oplotła ramionami podkulone kolana, opierając na nich głowę. W kieszeni koszuli czuła ciężar broszki, którą miała oddać marionetkarzowi, gdy tylko wróci. Obiecał, że wróci. A ona mu wierzyła. Obiecała mu lojalność, dlatego też ufała, iż on również o niej nie zapomni, nie zostawi. Oddała mu wszystko co miała. Klucz. Samą siebie. Mimo to... nigdy nie oczekiwała w zamian niczego, oprócz pozbawienia jej uczucia samotności.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group