Anonymous - 14 Lipiec 2011, 20:38 Była chętna do pomocy, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie, toteż dał spokój tej głupiej wyliczance. Nawet jeśli zobaczy coś w jego głowie, to co z tego? Szczury się go boją, uważają za wroga, więc normalne, że grzebali w jego umyśle, ale ona nie okazała jak dotąd wrogości. Mimo wszystko jednak lepiej nie podchodzić zbyt blisko. Zastanawiał się jak odpowiedzieć na pytanie o przyjaciela. Kobiety nie znoszą myszy i szczurów, wtedy może mu odmówić. Kłamstwo, że chory jest człowiekiem nie wchodzi w grę, zioła dla ludzi mogłyby gryzoniowi zaszkodzić. Ale nie zobowiązano go do tajemnicy. Na pewno nie powie gdzie jest chory, jeśli ją przyprowadzi w tamto miejsce oboje mogą tego nie przeżyć.
Jeśli? Czyżby znawcą muzyki była? To może być rudne.
-Jednak nie wiele znam klasycznych utworów. Moja muzyka pochodzi ze mnie. Pozwól, że opowiem za jej pomocą o mym druhu. - zanim zdołała odpowiedzieć przytknął instrument do ust i zagrał. Grał spokojną, cichą melodię przywodzącą na myśl cztery zwinne łapki, lśniącą sierść aksamitną sierść o niezwykłej barwie, bystre czarne oczka i dumny długi ogon, choć całkiem nagi. Muzyka opisał szczura najlepiej jak potrafił, a pod sam koniec w kilku nutach wkradła się niemoc małego stworzenia i objawy jakie mu opisano. Nawet jedną nutką nie wspomniał o miejscu ich pobytu. Coś mu mówiło, że tę informację powinien dla siebie zachować.
Zwykł przymykać powieki podczas gry, lecz tym razem nie mógł sobie na to pozwolić. Mimo tego niewinnego wyglądu okaleczonej dziewczyny, zielarka może nie być zbyt miła. Dlatego nie podszedł bliżej, nie ruszył się na krok w jej kierunku i bacznie każdy najmniejszy ruch obserwował.Loki - 21 Lipiec 2011, 20:10 Diwa raz jeszcze zmrużyła ślepia, by zmierzyć go uważnym spojrzeniem. Wciąż nie była pewna, czy może mu ufać i dlatego zaciskała palce na rękojeści noża. Nie była nastawiona wrogo, w tej kwestii Cesar dobrze wnioskował. Była raczej niepewna, nieufna, chyba trochę wystraszona. Jednak czy można ją winić? Stanowiła eksperyment, a plotka głosi, że zbiegli cyrkowcy wciąż są poszukiwani przez MOIRę, jako że reprezentują pokaźną sumę zainwestowanych pieniędzy, a w świecie ludzi, wszystko ulega pieniądzom.
Nie doczekała się odpowiedzi odnośnie przyjaciela Cesara, ale nagle przestało to mieć znaczenie. Prawdopodobnie niesłusznie, dziewczyna uważała, że ktoś kto potrafi grać piękną muzykę nie może być zły. Jeśli jednak utwór zostanie okaleczony, to znaczy, że jego twórca nie czuje dobra i piękna, lub nie potrafi się z tymi wartościami zjednoczyć i porozumieć więc jest jej wrogiem. Pokrętna filozofia, ale cóż począć?
Gdy zaczął grać, przymknęła ufnie oczy i wsłuchała się w snutą przez niego historię. Jego muzyka była piękna i lekka. Jeśli przy pomocy tych drobnych, krótkich i skocznych dźwięków opisywał swojego przyjaciela, to był on stworzeniem delikatnym i pięknym. Zapewne także drobnym.
Fisaelis pomyślała dziewczyna wybierając odpowiednie zioło dla chorowitego nieznajomego. Podniosła się z uśmiechem ziemi, bo nim się zorientowała, przysiadła na niej wsłuchując się w piękny utwór. Rozchyliła oczy i z uśmiechem skinęła głową.
-To było naprawdę piękne. Twój przyjaciel jest Rawnarem prawda?-przechyliła głowę, a rude pukle spłynęły kaskadą po jej jasnych, odsłoniętych ramionach.
-Nie musisz się obawiać, jestem na przyjaznej stopie z tymi stworzeniami, w końcu pozwoliły mi mieszkać na swoim terytorium...-odgarnęła pasmo włosów za ucho, po czym schyliła się by zerwać kilka liści zielonej rośliny rosnącej nieopodal. Przygryzła lekko dolną wargę i podała kotowatemu.
-Jest tylko jeden problem... Fisaelis trzeba odpowiednio przyrządzić, aby nie okazał się trucizną. Nie musisz się śpieszyc, Rawnary nie wracaj z żeru przed świtem, więc masz czas dopóki kryształy na pustkowi odbijają srebrzyste promienie księżyca. Niedaleko stąd mieszka stara kobieta, niektórzy mówią, że to wiedźma, ale raczej zwykła zielarka. Kapeluszniczka. Będzie wiedziała jak przyrządzić ziele, aby stało się lekiem, jednak zawsze bierze jakąś formę zapłaty... Nie wiem co wymyśli dla ciebie, to Kapelusznik, a oni mają różne dziwne pomysły... Powodzenia.-następnie wskazała ci drogę do chaty zielarki. Zatem twoje zadanie jest oczywiste tak? Przekonaj wiedźmę, by przerobiła ziele na lek miast trucizny.
Poszedłeś wskazaną przez diwę ścieżką i trafiłeś do starej drewnianej chaty. Budynek niegdyś chyba pomalowany był białą farbą, teraz jednak ta została przeżarta przez zęby bezlitosnego czasu. Budynek chylił się i zdawał się grozić zawaleniem. Na podwórzu dość obficie rosły setki gatunków zielonych roślin. Na ganku porozwieszane były przeróżne kombinacje suszonych ziół i warzyw, w tym czosnku. Na drzwiach, ćwiekami został przybity martwy kruk, którego skrzydła zostały rozłożone i przytrzaśnięte metalowymi gwoździami. Całość nie prezentowała się sympatycznie, ani miło, ani ciepło. Wręcz wrogo i niepokojąco. Anonymous - 21 Lipiec 2011, 21:08 Cesar grzecznie podziękował dziewczynie, pożegnał się uprzejmie i ruszył we wskazanym kierunku. Nie raz przekonał się, jak krzywdząca może być opinia innych, zwłaszcza jeśli dysponuje się "niezwykłymi" umiejętnościami. Mimo wszystko na dłuższą chwilę zatrzymał się przed ruderą. Domek był w znacznie gorszym stanie, niż ten w malinowym lesie. Tam brakowało tylko fragmentu jednego pomieszczenia, a to coś wygląda jakby miało runąć w każdej chwili. I ten kruk. To chyba jakiś amulet, albo ostrzeżenie. Jakoś nie mógł sobie przypomnieć.
Zerknął na ziele trzymane w dłoni, westchnął. Zielarka jest kapelusznikiem, a z tego, co wiedział, oni mają czasem dziwne pomysły. Lecz on sam jest dziwny. Pozwolił by dzwonek na szyi hałasował ile chce, gdy podchodził do drzwi. Zapukał tuż pod wiszącym truchłem, śmierdzącym już zresztą i czekał odpowiedzi. Jeśli się otworzą przywita się jak należy, przeprosi oczywiście za najście o tak później porze i pokrótce wyjaśni z czym przychodzi, tak jak wcześniej nie wdając się zbytnio w szczegóły. A co jeśli nikt nie otworzy? Próbował będzie do skutku. Byle zdążyć przed świtem. Wtedy trzeba będzie wrócić do szczurów i wyjaśnić dlaczego lekarstwa nie przyniósł. Może i miejsce na przyjemne nie wygląda, jednak jego zdaniem, każdy o swoje bezpieczeństwo dba na swój sposób. Tak nie ciekawie wyglądająca chałupa z pewnością nie padnie ofiarą rabunku, a szpiedzy ewentualni pewnie również wolą trzymać się z dala od tego miejsca.
W tej chwili jednak Kot swoi przed wejściem do chaty i czeka grzecznie, ewentualnie za moment zapuka ponownie. Przecież staruszka mogła nie usłyszeć, jak pukał do jej drzwi za pierwszym razem.Loki - 21 Lipiec 2011, 23:30 Drzwi skrzypnęły i uchyliły się nieznacznie, gdy tylko knykcie Cesara rytmicznie odbiły się od drewnianej, odrapanej już z farby powierzchni. Kruk zaskrzeczał głośno, prawdopodobnie wywołując u kociaka (albo raczej prawie wywołując) zawał serca. Zwierzę najwyraźniej nie było martwe, a nie licząc przybitych do drzwi skrzydeł, miało się całkiem nieźle. Ekscentryczny dzwonek? Chyba taką właśnie pełnił funkcję no i łatwo się domyślić, że chyba jednak plotki dotyczące praktyk magicznych tej kobieciny były bliższe prawdzie niż sugerowała dziewczyna na polanie kilkaset metrów stąd.
Pomarszczona i powyginana starością dłoń zacisnęła się na brzegu drzwi. Przypominała trochę gałąź uschniętego drzewa. Zaraz potem odezwał się cichy, skrzepliwy głosik.
-By the loud cracking of my thumbs... Something wicked this way comes...-w ciemności coś błysnęło, jakby jaskrawe ślepie, po czym drzwi otworzyły się na oścież prezentując sylwetkę właścicielki domostwa. Kobieta ubrała była w długą, poobdzieraną sukienkę, niegdyś falbaniastą. Koronka zdobiąca rękawy i halkę wystającą spod spódnicy była poprzerywana i poszarzała. Z szyi zwisały setki przeróżnych talizmanów, które kołysały się na potężnych, obwisłych piersiach kobiety. Pośród nich były piórka, królicza łapka, trójkąt umieszczony w kole i setki innych paciorków oraz syboli, których znaczenie trudno odgadnąć. Sama postać była raczej niewysoka i nie licząc pokaźnego biustu, zasuszona i wychudzona. Jej ręce przypominały patyki, a nóg nie było widać, ale raczej nie były wiele potężniejsze. Zapadnięte policzki i długa, nieco wysunięta broda pokryte były zmarszczkami. Nos miała duży i krzywy, wygięty ku dołowi niemal jak klasyczna czarownica. Patrzyła na niego bystrym okiem, bo jedno miała zasłonięte piracką łatką. Burza siwych i gęstych włosów, przypominających raczej druty sterczała na wszystkie strony, jedynie czubek jej głowy zwieńczony był drobnym, czarnym kapelusikiem.
Zmierzyła przybysza wzrokiem.
-Głosy. Głosy wiedzą wszystko i mówią wszystko. Wejdź, wejdź nocny muzykancie, koci przyjacielu swoich wrogów, wejdź-wymamrotała zaciskając chude, acz silne palce na nadgarstku chłopaka i wciągnęła go do środka.
-Trucizna może leczyć, jednak trzeba wiedzieć ile minut musi oddychać i dusić się w żywiole żucia, tak, tak trzeba, jednak trzeba zapłacić. Nie ma nic za darmo, nic a nic, nawet najmniejszej drobnostki wszystko kosztuje, a ja mam jeden drobny problemik. Problem, tak, malutki, niewielki ale włochaty i wstrętny. Pozbądź się problemu a twój przyjacielski wróg stanie na nogi jakby nigdy go ich nie zdjęto zgoda? Zgoda.-trudno powiedzieć, czy jej szaleńcze pomruki kierowane były do niego, czy do ścian. W końcu była ewidentnie obłąkana i niełatwo wydobyć sens z jej wypowiedzi, które jednak, wbrew pozorom, nie były bez sensu. Zaraz też usłyszałeś donośny tupot i za oknem spostrzegłeś sylwetkę wielkiego, białego królika.
-Widzi? Gryzoń wyjada moje rude kolce! Bezczelny! Pozbądź się jednego gryzonia, a ja pomogę ocalić drugiego... Zabij, zabij, albo nie zabijaj, zrób cokolwiek, panie fletmistrz!-zadanie nie będzie tak łatwe jak z pozoru się wydaje. Pozbądź się Reille z ogródka wiedźmy. Jak? To już twoja sprawa.Anonymous - 22 Lipiec 2011, 17:31 Jak tylko kruk odezwał się, Cesar instynktownie odskoczył o krok, ale zaraz uśmiechnął się. Ciekawy pomysł na dzwonek, nie ma co. Staruszka jego zdaniem wyglądała znacznie lepiej niż jej dom, ale nie dziwiła go już opinia wiedźmy. Jednak zdołał się już nie raz przekonać jak bardzo pozory mogą być mylące. Pozwolił wprowadzić się do domku i wysłuchał z uwagą jej gderania. Takie gadanie może zawierać w sobie więcej niż z pozoru się wydaje. Położył ziele na stoliku, a obok niego flet.
- Nie chciałbym droga Pani uszkodzić cennego instrumentu podczas owego zadania, toteż czy zechcesz się w tym czasie nim zaopiekować? - zapytał grzecznie podwijając rękawy. Instrument może i niepozorny, ale staruszka pewnie zdaje sobie sprawę jak cenny to przedmiot dla muzykanta. Położył go na stole obok ziół i zerknął pobieżnie za okno. Doszedł do wniosku, że ojciec opowiedział mu tylko o stworzeniach, które sam spotkał. Twierdził, że wielki królik usypia, jeśli patrzy się w oczy. Cez wyszedł do ogródka i wlepił wzrok w okolice łap królika. Dystans dość spory, ale warto spróbować. Zamknął oczy polegając na pozostałych zmysłach, by nie ulec pokusie spojrzenia w ślepia gryzonia. Przykucnął kładąc dłoń na ziemi, a spod jego palców wystrzelił kryształowy kolec rosnąc w dość szybkim tempie w kierunku szyi olbrzymiego szkodnika. Początkowa średnica była trochę mniejsza od pięści, toteż sięgnąć szpikulec powinien, ale czy trafi? Wątpliwe, by pierwszy atak mógł być jednocześnie jedynym. Był przygotowany do obrony, wrażliwe uszy muzykanta czekały najmniejszego szelestu, gotów odskoczyć, gdyby zwierzak chciał walczyć, bądź ścigać go jeśli podejmie się ucieczki.Loki - 22 Lipiec 2011, 18:55 Stara Kapeluszniczka skinęła głową, obiecując tym samym opiekę nad bezcennym instrumentem Muzykanta. Poczłapała też niezgrabnie do komódki, na której położył zielsko, by sięgnąć je i udać się do salonu, w którym znajdowało się mnóstwo przeróżnych mebli i akcesoriów. Na ziemi leżały kolorowe, grube dywany, pokrywając cały parkiet. Żaden element, nie pasował do innego, był tu kompletny misz masz. Nad kominkiem wisiał stary zegar z kukułką, a obok niego waza z chińskiej porcelany, której wiek można z pewnością liczyć w setkach. W kominie, na dość wątłym ogniu stał potężny, czarny kocioł, przypominający te, w których bajkowe wiedźmy przyrządzały swoje posiłki z dzieci. Babcia wrzuciła do niego zielsko i zaczęła mieszać potężną drewnianą chochlą, mamrocząc coś pod nosem w niezrozumiałym języku.
Cesar zajął się zaś problemem z gryzoniem. Dobrze pamiętał, że stwór ten potrafi usypiać więc lepiej by nie poddał się jego magii, gdyż wtedy na pewno nie zdąży do świtu dostarczyć lekarstwa. Pomysł z kryształem był całkiem dobry, jednak zwinny królik uskoczył na bok. Nie atakował jednak. Zamiast tego zastrzygł uszkami i przystąpił do konsumpcji jakiegoś zioła z ogródeczka wiedźmy.Anonymous - 22 Lipiec 2011, 21:02 Królik mimo swoich rozmiarów był zwinny jak.. jak królik. Uniknął pierwszego ataku, ba nawet nie przejął się nim zbytnio, bo zabrał się za konsumpcję cennych ziół "wiedźmy". Kot może spróbować nadal "strzelać" kryształem, ale na ile energii mu wystarczy? trzy, cztery kolce? Takich ataków łatwo uniknąć, bo zbyt szybkie nie są. Noże do rzucania są bardziej precyzyjne, ale bez wzroku tylko sam by większych szkód narobił. Wrzaskiem futrzaka raczej też nie przestraszy, co więc pozostaje? Walka bezpośrednia. Choć siania spustoszenia w ogródku trudno będzie uniknąć, to lepsze wyjście niż strzelanie na ślepo. Dla pewności oderwał rękaw koszuli i zawiązał sobie na oczach, następnie skupił się na broni. Obosieczny miecz, zbliżony wyglądem do europejskich jednoręcznych z czasów średniowiecza, ale z dłuższą rękojeścią i szerszą klingą. Wygląd trochę nietypowy, ale dzięki temu ciężar bliski prawdziwemu mieczowi jednoręcznemu. Tyle, że bez zbędnych ozdób i grawerunków, przecie broń do walki służy, a nie na pokaz. Nasłuchiwał przez chwilę, po czym ruszył na gryzonia we frontalnym ataku. Pierwszym było cięcie z dołu z prawej, powinno ugodzić w tętnicę szyjną, o ile trafił. Jeśli nie, kolejnymi ciosami próbował zmusić zwierzaka do wycofania się z ogródka i odsłonięcia tego fragmentu futra, pod którym powinno być serce, by Cesar mógł pchnięciem w skoku je przebić. Oczywiście nie wykluczone, że stwór broni się przed napastnikiem, jednak jako doświadczony szermierz Cez stosuje na zasłony i flinty na przemian z atakami automatycznie wręcz, nawet jeśli nie jest to konieczne. Tak, postanowił definitywnie zabić szkodnika, wiadomo przecież, że królicze mięso jest bardzo smaczne, a ten tutaj wystarczyłby dla sporej rodzinki, lecz czy muzykant zdoła tego dokonać?Loki - 22 Lipiec 2011, 23:07 Królik w pierwszej chwili nie bardzo rozumiał co się dzieje. Dlaczego ktoś znęca się nad nim, wymachuje wpierw kryształami, a potem żelastwem śmiga mu koło uszu? Wszystkie ciosy Cesara spełzły na niczym, bo zwierzak był zbyt skoczny i szybki. No i przede wszystkim doskonale widział swojego przeciwnika, czego o kocie nie można powiedzieć (no daj spokój, że na ślepo wiesz gdzie jest tętnica i serce).
Cesar rozpędził się chcąc dźgnąć biednego gryzonia, ale ten uskoczył i muzykant wpadł wprost w różane krzewy rosnące pod płotem. Kolce pokaleczyły mu twarz i ręce, cały był biedak podrapany. W jeszcze gorszym stanie były kwieciste krzewy, które połamał swoim niezgrabnym cielskiem. W tym momencie z chaty wybiegła kapeluszniczka.
-Ty... Ty... Ty cholero!-wykrzyknęła w stronę Cesara, machając pięścią w powietrzu-Moje bezcenne! Moje bezcenne! Zniszczone, zgniecione, połamane!-wrzasnęła zaciskając palce na siwych włosach przypominających druty, niemal je sobie wyrywając.
-Narobiłeś więcej szkód niż ten przeklęty skoczek! Wynoś mi się stąd i żebym cię więcej nie widziała!!!-jej wrzaski były na tyle przeraźliwe i skrzeczące, że biedny króliczek wystraszył się jej głosu bardziej niż nieudolnych prób ślepej walki ze strony Cesara. Przeskoczył płot w ogródku i pokicał w stronę Malinowego Lasu, gdzie było jego właściwe miejsce.
Kapeluszniczka wróciła do chaty klnąc na czym świat stoi, a Cesar? Wpakował się po uszy. Teraz musiał coś wymyślić. Jedyna jego nadzieja w tym, że kobieta zdążyła już przygotować ziele. W takim przypadku, trzeba będzie wkraść się cicho do jej domu i zabrać je, by zanieść rawnarowi. A czas ucieka. Tylko jak wejść niepostrzeżenie? Frontowe drzwi odpadają, bo kruk na pewno zaalarmuje właścicielkę domu. Komin? Komin odpadał, chyba, że chciałby wylądować w kotle z wrzącą wodą. No cóż, pozostawało okno, tylko jak to zrobić, by wiedźma się nie zorientowała? Licho wie, do czego mogła być zdolna, a teraz z całą pewnością, nie była do niego przyjaźnie nastawiona i przy sposobności, zrobi mu krzywdę.Anonymous - 23 Lipiec 2011, 14:36 (no faktycznie, wybacz, przypomnieć jednak chciałem, że miecz też z kryształu jest)
Cesar zaklął po kolejnym uniku zwierzaka. Tym najgorszym w skutkach. Zdjął opaskę z oczu, rozejrzał się i zaklął ponownie. Ciekawe jak wytłumaczy się z tych zadrapań w domu. Tym będzie się później martwił teraz pozostaje kwestia lekarstwa. Ostrożnie wstał i wyszedł z różanego krzewu, tak by nie uszkodzić go jeszcze bardziej. Miecz zniknął rozsypując się w kryształowy pył. Wejść niespostrzeżenie do domu wiedźmy? to graniczy z cudem. Może jednak spróbować inaczej. Sięgnął do kieszeni... i znów można był usłyszeć soczystą wiązankę. Flet jest w domu wiedźmy, a bez niego nie zahipnotyzuje nikogo. Mógłby spróbować stworzyć kryształowy instrument, lecz przedtem powinien choć trochę odpocząć.
- Wybacz pani moją niezdarność. - powiedział do otwartego okna. - Lecz czy będziesz tak okrutna i narazisz niewinne stworzenie na powolną śmierć w męczarniach? Czy sobie na to zasłużył? Pozwól, że zaniosę biedakowi przygotowane przez Ciebie lekarstwo. Wiem gdzie rosną róże, może nie tak piękne jak twoje nim tak niecnie je skrzywdziłem, ale powinny Ci odpowiadać. Mój bezcenny instrument został w tym domu, niech będzie gwarancją mojego powrotu z krzewem różanym, jednak błagam byś nie kazała cierpieć owemu Rawnarowi prze mą niezdarność i głupotę. - Mówiąc pochylił czoło w przepraszającym geście. Mimo wszystko spróbował negocjacji. Noir wścieknie się, jak zabierze jeden z jej krzewów by udobruchać staruszkę, ale jakoś tak jego zdaniem warto zaryzykować. Ostatecznie użyje muzyki i kryształu, choć sam nie przepada za takim połączeniem swoich umiejętności.Loki - 23 Lipiec 2011, 18:34 (nie napisałeś tego w poście, że jest z kryształu, ale to nie ma większego znaczenia)
Mogłeś usłyszeć kilka przekleństw rzuconych pod twoim adresem przez otwarte okno. Następnie zaś wiedźma podeszła do niego i zatrzasnęła je z hukiem, dodatkowo wygrażając ci pięścią. Zdaje się, że to odmowa udziału w negocjacjach, ale co ja tam wiem, żaden ze mnie dyplomata. Tak, czy inaczej nic dziwnego, że kobiecina się nie zgodziła, skoro róże cięte, a róże kwitnące na krzewie, to dwie różne pary kaloszy, a biorąc pod uwagę formę jej dzwonka do drzwi, można śmiało założyć, że nie bardzo leżał jej na sercu los i cierpienie innych stworzeń.
Pozostawała więc opcja z muzyką i kryształem, albo z zakradnięciem się do domku. Kłopot z opcją pierwszą był taki, że teraz gdy czarodziejka zatrzasnęła swoje okno, może muzyki zwyczajnie nie usłyszeć. Radziłabym obejść dom dookoła i poszukać wejścia.
Przód domu z całą pewnością nie nadawał się do pokonywania. Drzwi i okna pozamykane, a kruk przybity na ganku zaalarmowałby właścicielkę domu. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że chyląca się nieznacznie ku ziemi konstrukcja postawiona została na ceglanej podbudówce, co mogło świadczyć o obecności piwnicy bądź spiżarni. Całkiem dobra opcja, jeśli znajdzie się wejście. Wysypana drobnymi kamieniami ścieżka prowadziła na tył ogródka. Tam, rosło więcej roślin, ziół i krzewów, ale to co interesuje ciebie, to fakt, że znajduje się tu para drewnianych drzwiczek. Uchwyty umożliwiające ich rozchylenie skuto łańcuchem zamkniętym na kłódkę, ale na pewno da się znaleźć jakiś sposób pozbycia się ich. Okno z salonu wychodziło na tę część ogródka i kątem oka widziałeś sylwetkę wiedźmy majstrującej coś przy kominku. Była zajęta, więc powinieneś poradzić sobie z przedostaniem się po cichu do piwnicznych drzwiczek.Anonymous - 23 Lipiec 2011, 19:34 Widząc zatrzaskiwane okno ponownie rzucił kilka przekleństw godnych krasnoluda. Raczej wątpliwe by zdołał kiedykolwiek spotkać przedstawiciela tej rasy, by się przekonać, ale lubił czytać historie, gdzie natknąć można się było na takowych. Ale odbiegłem nieco od tematu.
Kota niezbyt obchodziło, czy ktoś go słyszy czy nie. Musi odzyskać flet i zdobyć lekarstwo. Zdjął obrożę, owinął dzwoneczek szczelnie rękawem, który jeszcze niedawno był opaską na oczy i schował do kieszeni. Głębokie je miał na tyle by cennego przedmiotu nie zgubić, a przynajmniej złota kuleczka nie zdradzi go w najmniej odpowiednim momencie. Ostrożnie starając się poruszać jak najciszej obszedł chałupę. W końcu znalazł "tylne wejście". Podchodząc o mały włos by nie rozdeptał dość grubej suchej gałązki, spostrzegł staruszkę przez okno, w samą porę cofnął nogę i kucnął. Tam gdzie miał stanąć przed sekundą rękę położył. Uśmiechnął się. Zmiana czegoś w kryształ i formowanie przedmiotu nie wymaga tyle mocy, co tworzenie z cząsteczek w powietrzu. To, że nagle może się coś utworzyć w dłoni, nie oznacza, że powstało z niczego. Z tej gałęzi zrobił nawet nie flet, a prostą pasterską fujarkę i zatknął instrument za pasek, tak by go nie zgubić i nie przeszkadzał. Przyda się za chwilę. Ostrożnie zbliżył się do drzwiczek, przytrzymał łańcuch jedną ręką, a drugą dotknął ogniwa tuż przy kłódce. Obserwując kątem oka wiedźmę zmienił metal w kryształ, by prawie od razu rozsypać go w pył. Ostrożnie by nie robić hałasu odwinął łańcuch i odłożył go obok na ścieżkę. Równie powolnym ruchem uniósł jedno skrzydło drzwi by przypadkiem nie zaskrzypiało. Ale czy uda mu się niespostrzeżenie zejść do piwnicy? Mimo iż miał wiedźmę na oku i starał się nie hałasować, zawsze coś może pójść nie tak. A jeśli zejście pod domek się powiedzie, co tam zastanie?Loki - 23 Lipiec 2011, 20:04 Wiedźma wciąż majstrowała coś przy swoim kotle. Zdaje się, że kompletnie zapomniała o innym wejściu do własnej chatki, albo po prostu wyszła z założenia, że łańcuch jest wystarczającym zabezpieczeniem. Pomyliła się, bo Cesar zwinnie, jak na kotowatego przystało, prześliznął się za dom i zajął się drzwiczkami. Kryształ skruszył się i zamienił w migoczący kolorowo pył, a dachowiec bezszelestnie wśliznął się do środka.
Za drzwiczkami były schody prowadzące w dół, do piwnicy. Zszedłeś po nich cicho i znalazłeś się we wnętrzu chatki. Pod ścianami uwieszono przeróżne ususzone zioła i kwiaty. Było ciemno, jednak kocie zmysły pozwalały ci widzieć znacznie lepiej niż przeciętnym obywatelom. Mogłeś więc dostrzec zarys ścian i pomieszczeń, a przede wszystkim, porozwieszanych tu obiektów. Pajęczyny zwieszały się spod drewnianych stropów, a drewniana podłoga nad tobą skrzypiała złowieszczą, gdy właścicielka domostwa poruszała się piętro wyżej. Kamienne ściany śmierdziały wilgocią i czymś... Gnijącym. Smród zyskiwał na intensywności z każdym stawianym krokiem. Nagle, przez nieuwagę pozwoliłeś wiszącej pod sufitem wiązance otrzeć się o ciebie i zdałeś sobie sprawę, że jest to wiązanka martwych nietoperzy, uwiązanych za stópki pod sufitem, jednak to nie zmumifikowane stwory były źródłem straszliwego zapachu. Teraz dopiero zauważyłeś, że niektóre obiekty wiszące na hakach przy ścianach nie były jedynie ususzonymi ziółkami, ale także ogonami szczurów, łapkami i uszami królików. Źródłem odoru zaś okazały się leżące u dołu schodów prowadzących do wnętrza chaty, zwłoki przeróżnych zwierząt. Sarna, gronostaj, norka... Wszystkie miały wyprute flaki. Zza drzwi, przy których przystanąłeś dosłyszałeś ciche, rozpaczliwe piski i zajrzałeś ciekaw do środka. W tym pomieszczeniu znajdowały się klatki ze zwierzętami, żywymi jeszcze. Były wygłodzone i przerażone, patrzyły na ciebie pewne, że przyszedłeś je zabić.
Pomóż mi! usłyszałeś przeraźliwy okrzyk w swojej głowie i zlokalizowałeś jego źródło. Młody Rawnar, mniejszy niż te, które miałeś okazję spotkać, ale także zielony samczyk, z posrebrzanym grzbietem.
Ta wiedźma uprowadziła nas wszystkich i wróży z naszych wnętrzności... Błagam cię, jeśli mi pomożesz, odwdzięczę się, tylko nie zostawiaj nas tutaj!Anonymous - 23 Lipiec 2011, 20:43 Niewiele brakowało, a wysiłek poszedłby na marne orze nietoperze. Kot powstrzymał się jednak, zacisnął zęby i nie powiedział nic. Ale ten smród. Gnijące mięso. Idąc przez piwnicę rozglądał się uważnie, by w coś nie wdepnąć. A widok martwych stworzeń pod drzwiami, choć był nieprzyjemny, nie wywoływał odruchu wymiotnego, jak u wielu innych. Cez nie raz sam sprawiał zwierzynę, ale przeraziło go marnotrawstwo przedniego mięsa. Wyraźnie wypruto zwierzętom flaki, ale nic poza tym.
Kolejny szok. Klatki i prośba młodego szczura. Nie mógł zrozumieć dlaczego niektórzy polują zabierając ofiarom swoim, tylko to, co im potrzebne - nie ważne futro, czy wnętrzności, a reszcie pozwalają gnić.
Skinął szczurowi głową i wpadł na pewien pomysł. Przywołał w głowie wspomnienia tej nocy, by Rawnar przekonał się kim jest. Podszedł do klatek, zerknął na zamknięcie i w razie potrzeby użył swych zdolności tak jak z łańcuchem. Kłódka, czy zamek, odpowiedni fragment zmieniał w kryształ i mocą w pył rozbijał, a co mogło by spać odkładał ostrożnie na podłogę. Zwierzęta przynajmniej wiedzą kiedy należy zachować ciszę i głosy ich ucichły, gdy tylko podszedł, otworzył pierwszą klatkę i zajął się następną.
Niech stanie na straży - pomyślał zerkając na młodego szczura. Sam nie jest telepatą, ale ten malec powinien go usłyszeć. Myśl była normalna, bez większego skupienia na niej, by przypadkiem kapeluszniczka nie usłyszała. W końcu wspominała o Głosach i nie musiał jej nic opowiadać. To znaczy, że również z telepatii korzystać może. Spieszył się jak mógł nie hałasując i nasłuchując, co dzieje się w pozostałej części domostwa. Choć niewiele jej potrzebował do tego, czuł jak jego moc słabnie z każdą otwartą "celą" Pewien był, że zdoła uwolnić wszystkich więźniów wiedźmy, ale już stworzenie tarczy, czy broni, jeśliby go nakryła w grę nie wchodzi. Będzie musiał w takim przypadku użyć muzyki, ale to może też zadziałać na tych, którym pomaga. Jak nic wyścig z czasem, starucha może zejść po kolejną porcję wnętrzności w każdej chwili. Cesar pracując najciszej i najszybciej jak to możliwe nawet w duchu modlić się zaczął. Ale nawet jeśli wszystkich uwolni, czy sam zdoła w porę się ulotnić?Loki - 23 Lipiec 2011, 21:37 Otwieranie zamków nie wymagało od Cesara użycia jego mocy, więc wcale nie zdążył aż tak bardzo osłabnąć. Były to najzwyklejsze haczyki, które przewieszano przez obrączkę by uniemożliwić drzwiom klatki rozchylenie się, więc cała filozofia polegała na odhaczaniu ich i uwalnianiu zwierząt. Poszło szybko. Całe zbiorowisko czworonogów i nie tylko, było mu więc ogromnie wdzięczne. Jednak wciąż nie odzyskał swojego fletu, a szczur którego wysłał na 'zwiad' właśnie wysłał mu alarmującą wiadomość.
Stara schodzi do piwnicy!!! wykrzyknął i szybko wrócił do pomieszczenia, by kobiecina go nie spostrzegła. Usłyszałeś jak przechodzi obok zamkniętych drzwi. Zatrzymała się przy nich na chwilę i nasłuchiwała i mógłbyś przysiąc, że w tej chwili każde jedno stworzenie będące z tobą w pomieszczeniu przestało oddychać. W końcu jednak kobieta ruszyła dalej, bo najwyraźniej chciała sięgnąć jakieś zioła z tyłu piwnicy.
To twoja szansa, bierz zwierzęta i biegiem na górę, łap flet i lekarstwo, a potem uciekaj do Rawnarów.Anonymous - 23 Lipiec 2011, 22:13 W pomieszczeniu było pełno przeróżnych stworzeń, a jedna były cicho. Wszyscy słuchali, co też może dziać się za drzwiami. To może być szansa.
Niech najmniejsi i najsłabsi uczepią się mocno pazurkami mojego ubrania. Czeka nas bieg po schodach - pomyślał patrząc na szczura. Malec udowodnił, że do takich kontaktów wystarczy jeden z odpowiednimi zdolnościami. Zwierzaki wskakiwały i wdrapywały się na niego, a on nasłuchiwał. Nawet nie syknął, gdy pazurki zwierzaków wbijały się w niego przez materiał. Jakimś cudem byli gotowi w tym samym momencie, gdy kroki ucichły w głębi piwnicy. Jednym ruchem otworzył drzwi i najszybciej jak tylko można to zrobić bez dźwięków ruszył po schodach. Na górze, o ile zdołali tam dotrzeć nie zauważeni, porwał flet z komody.
lekarstwo. niech reszta ucieka - miał nadzieję, że Rawnar nasłuchuje jego myśli, by nie musiał używać głosu. Nie czekał aż zejdą z niego maluchy, a od razu ruszył do salonu. Nie tracąc czasu na szukanie czegoś innego, ledwo podszedł do kominka, złapał wazę, zawartości pozbył się wprost na podłogę i nabrał zawartości kotła. Miał nadzieję, że mimo wszystko wiedźma zostawiła w nim przyrządzone lekarstwo. Pora wiać, ale gospodyni może być tuż tuż. A może jest w ogrodzie? Zostawił przecież otwarte tamte drzwi, może starucha zechce zobaczyć, jak tego dokonano?
W każdym razie w tył zwrot, teraz biegiem, ale tak by nie rozlać, do drzwi, otworzyć je kopniakiem i pędem do jamy, najszybciej jak się da nie wylewając lekarstwa. Ale czy rzeczywiście udało im się wyjść z piwnicy i uciec z tej rudery?
Jeśli jednak Kapeluszniczka stanęła na drodze Cesara, podczas tej akcji, sięgnął po kryształowy instrument, bądź obok niego będący flet, jeśli zdobyć go zdołał i zaczął grać wkładając w to całą hipnotyczną moc jaką tylko mógł w melodię wydającą krótki rozkaz wszystkim wokół: "uciekaj!", który wykonany powinien działać póki słyszy się muzykę.