Anonymous - 11 Maj 2011, 19:53 Po chwili ze słupa zaczęła wyłaniać się postać stojącej kobiety, ubranej tylko w jakąś... jakby to nazwać... trochę tak, jakby była owinięta prześcieradłem, o. Ramiona miała uniesione ku górze, jakby podtrzymywała resztę słupka, ale nie miała napiętych mięśni. Głowę miała zwróconą ku dołowi, patrzyła na swoje stopy. Na razie był to tylko taki z grubsza szkic, ale tak właśnie będzie wyglądała ta mała rzeźba gdy już skończę.
Zerknąłem na dziewczynę siedzącą pod drzewem. Gdyby nie katana to nie rzucała by się w oczy. No i te papiery które czytała... Dziwnie wyglądały. Tak jakoś... biurowo? W teczce i w ogóle... No cóż, nie moja sprawa, wracamy do pracy. E, gdzie tam pracy. Tak po prawdzie to to była dla mnie przecież jakiegoś rodzaju rozrywka, przyjemność. Chyba jedyna rzecz, którą umiałem zrobić dobrze.Anonymous - 11 Maj 2011, 20:16 Miała dość dobrze wyczulony słuch, wiec struganie w drewnie zaczęło ją powoli denerwować. Rzuciła nieco nieprzyjemnym spojrzeniem w stronę altany. Dokumenty wyślizgnęły się jej z ręki, ale w tej chwili to nie było już takie ważne. Siedziała jak zaklęta i wpatrywała się w niedokończoną jeszcze rzeźbę. Jako miłośniczka sztuki wszelakiej, zanim pomyślała o tym, że największe sekrety MORI właśnie leżą sobie rozrzucone na ziemi, wstała i lekko chwiejnym krokiem ruszyła w stronę osoby stojącej w altanie.
- To jest przepiękne... Czy nie będę ci przeszkadzać stojąc tu i patrząc jak rzeźbisz?- zwróciła się w stronę chłopaka, a w jej oczach zabłyszczały iskierki fascynacji i wielkiego uznania.Anonymous - 11 Maj 2011, 20:23 Tak zająłem się tworzeniem, że nie zauważyłem, gdy dziewczyna podeszła. Aż podskoczyłem, odwracając się jednocześnie.
-Dzięki... -rzuciłem, spoglądając na swoje dzieło z odległości. jeszcze nie było jeszcze skończone, ale raczej nie dużo zostało. -Nie, w porządku. Możesz patrzeć. Nie będziesz mi przeszkadzać. -odparłem i uśmiechnąłem się lekko, po czym spojrzałem ponad jej głowa na drzewo, pod którym leżały papiery, które dziewczyna jeszcze chwilę temu czytała.
-Am... -bąknąłem tylko i pokazałem na rozwiewane właśnie przez wiatr kartki. Nie wiedziałem co powiedzieć, zamachałem tylko jakoś ramionami. -Twoje kartki. -wykrztusiłem w końcu.Anonymous - 12 Maj 2011, 16:54 Odwróciła się energicznie i spojrzała w stronę drzewa pod którym wcześniej siedziała. Kartki faktycznie zaczęły lekko fruwać w powietrzu. W akcie paniki rzuciła się w ich stronę i zaczęła jak najszybciej to było możliwe zbierać dokumenty. Niestety było ich strasznie dożo i nie było to takim prostym zadaniem.
Z boku to mogło wyglądać trochę dziwacznie. W końcu nie codziennie widuje się osobę biegającą za jakimiś kartkami, która z paniką w głosie krzyczy "Już po mnie", "Tata mnie zabije" albo "Mam przechlapane". Niby Gabriela była zwinną osobą, w końcu treningi z kataną robiły swoje, jednak w tej chwili za bardzo panikowała, żeby wykazywać się jakąkolwiek zwinnością.
Kiedy skończyła uganiać się za kartkami z westchnieniem ulgi opadła na ziemię i siedząc zaczęła się śmiać. Właściwie to nie było w tym wszystkim nic śmiesznego. Przecież tym wszystkim ważnym papierom mogło się coś stać. Musiała je jeszcze raz później przejrzeć i ułożyć w odpowiedniej kolejności, żeby ojciec nie zorientował się, że je przeglądała. Chociaż i tak pewnie wie, że córka codziennie myszkuje po jego gabinecie.Anonymous - 14 Maj 2011, 18:37 Przez chwile miałem ochotę jej pomóc, ale doszedłem do wniosku, że świetnie sobie poradzi bez mojej pomocy. W zasadzie to pewnie tylko bym jej przeszkadzał, więc wróciłem do swojego zajęcia. Długo jednak nie dane mi było rzeźbić, gdyż na moje już prawie gotowe dzieło wiatr nawiał jakąś kartkę. Wziąłem ją do ręki i już chciałem wyrzucić, gdy moją uwagę przykuł nagłówek - 'Chest-7'. Nie zagłębiałem się dalej w lekturę, zamiast tego podszedłem do dziewczyny i oddałem jej kartkę.
-Jeszcze ta. -powiedziałem. Nie miałem pojęcia, z czego dziewczę tak się śmieje, ale szczerze niezbyt mnie to interesowało. Chwile jeszcze nad nią stałem, po czym wróciłem do altanki i swojej pracy.Anonymous - 15 Maj 2011, 19:57 Obecny wyraz jej twarzy i cała radość prysły jak bańka mydlana. Patrzyła ze strachem i paniką na kartkę, którą podawał jej chłopak, po czym spojrzała mu prosto w oczy.
-Dzięki- mruknęła nie spuszczając z niego badawczego spojrzenia i biorąc do ręki kartkę. "Przeczytał coś? Może coś wie o tym co jest tam napisane... A jeśli się zorientuje, że taka osoba jak ja nie powinna posiadać tych dokumentów... Jeśli komuś o tym powie..." w jej głowie myśli toczyły wielką wojnę. Dołączyła kartkę do pozostałego pliku dokumentów, po czym zaczęła badawczo przyglądać się chłopakowi, który z powrotem zajął się rzeźbieniem. "Nie wygląda na to, żeby się zorientował. Może powinnam mu przyłożyć płazem katany i zwiać kiedy straci przytomność? Prawdopodobieństwo, że zapomni co się tu wydarzyło jest dość duże... jak oczywiście uderzę w odpowiednie miejsce. Z drugiej jednak strony chyba nie bardzo zainteresowało go to co tam pisze, bo pewnie zapytałby o coś co jest tam napisane...". Perspektywa użycia przemocy wobec niewinnej osoby nie była zbyt kusząca, jednak ryzyko było duże.
Jak gdyby nigdy nic podeszła bliżej altany i wróciła do przyglądania się procesowi rzeźbienia.
-A tak nawiasem to chyba powinnam się przedstawić. Gabriela Hikaru. Dla przyjaciół Dżibi- powiedziała z uśmiechem. Miała jeszcze zamiar wyciągnąć w jego stronę dłoń, jednak nie chciała żeby przerywał. W między czasie rzuciła szybkie spojrzenie w kierunku owiniętej w materiał katany. "W ostateczności to nie byłoby takie głupie..."Anonymous - 17 Maj 2011, 19:01 -Drobiazg. -odparłem tylko. W końcu to tylko kartka. No cóż, przynajmniej dla mnie. Może dla niej t obyło coś ważnego? Jak.. wypracowanie na... jakiś tam szkolny przedmiot? Mniejsza z tym, to tylko zapisana kartka i już.
-Satoru. -odparłem, gdy dziewczyna się przedstawiła. Miała bardzo poważne imię, jak na tak młodą osobę. Nic dziwnego, że przyjaciele mówili do niej Dżibi...
-Nie mam przyjaciół, więc nijak się do mnie nie zwracają. -dodałem po chwili. -No i oczywiście miło mi Cie poznać. -zerknąłem na nią akurat, gdy ona zerknęła na katanę. -Ładny masz miecz. -rzuciłem. najpierw po głowie chodziło mi ''Nawet o tym nie myśl.'', ale odpuściłem. To by mogło zrobić trochę złe pierwsze wrażenie.Anonymous - 20 Maj 2011, 20:48 Wzmianka o mieczu nieco wybiła ją z rytmu. "Zauważył! Pewnie też się domyślił co mi chodzi po głowie!" Lampka alarmowa zaświeciła niebezpiecznie w jej głowie. Jak zwykle to bywało prawdopodobieństwo, że teraz ma racje, wynosi kilkanaście procent, ale jednak istnieje.
- Dziękuję- powiedziała z udawanym, wyglądającym na bardzo szczery, uśmiechem numer dziesięć- Jak tylko ją zobaczyłam, wiedziałam, że jest przeznaczona dla mnie.-
Satoru dał jej niezły pretekst, żeby mogła wziąć miecz do ręki. Podeszła więc do katany i rozwinęła materiał. Chwyciła za czerwoną rękojeść i wróciła do chłopaka. "Teraz mam okazję... ale...". To "ale" było właściwie dość kłopotliwe. Osoba którą miała przed sobą, nie wykazywała zainteresowania dokumentami, więc po co w ogóle panikować i zaraz się na kogoś rzucać.
- Dostałam ją od ojca- powiedziała starając się, żeby wyglądało na to, że taki od początku miała zamiar. Lepiej żeby się nie domyślił co tak na prawdę chciała zrobić. Niestety to co powiedziała nie było prawdą, a kłamanie czasami nie za dobrze jej wychodziło.Anonymous - 21 Maj 2011, 15:24 -Drobiazg. -odparłem i wróciłem do pracy. Rzeźba była już niemal skończona, jeszcze tylko szczegóły. Tak w ogóle to chyba jest to moja pierwsza rzeźba. W 'domu' nie miałem kiedy tworzyć, potem nie miałem ochoty na nic.
Dostała od ojca, ale jak ją zobaczyła, to wiedziała, że jest przeznaczona dla niej? To drugie brzmiało trochę tak, jakby zobaczyła ją w sklepie na wystawie... Ale w sumie...
-Musi Cie bardzo kochać. To chyba taki dość drogi prezent. Chociaż... Lepiej, jakby był od serca. Na przykład jakby sam go wykuł. Zgaduję, ze tego nie zrobił, prawda? -no bo kto w tych czasach wykuwa w domu miecze? Raczej małe szanse, że ojciec Dżibi jest taką osobą.
No, skończone. Zdmuchnąłem resztki trocin i tyle. przydałoby się zalakierować, ale nie za bardzo miałem lakier. No trudno, bierzemy się za następny słupek.Anonymous - 26 Maj 2011, 16:25 Niby ojciec miał wykuć dla niej tą katanę. Phi, toby był dopiero cud. W sumie to pan H bardzo kochał swoją jedyną córkę, ale już samym zaskoczeniem było to, że zainteresowała się ona czymś takim.
- Prędzej zatańczyłby w balecie niż pozwolił na zbytnie przemęczenie swoich dłoni naukowca- mruknęła z przekąsem, zanim zdążyła się powstrzymać.
- On dostał ją od swojego taty, ale nigdy z niej nie korzystał... Nie ma syna więc miecz dostał się córce- zaczęła dalej zmyślać.
Kiedy rzeźba była już skończona obejrzała ją dokładnie z każdej strony.
- Fantastyczne!- krzyknęła z wcale nie udawanym uznaniem - Gdzie nauczyłeś się tak rzeźbić w drewnie? Mi jakoś nigdy nie chce wyjść to co chcę żeby wyszło. Kilka razy próbowałam rzeźbić w różnych materiałach, ale tak jakoś no... nie wychodzi mi to za dobrze. - Właśnie rzeźby, w jakimkolwiek by to nie był materiale, były jej piętą achillesową. Gdyby np. zostawić ją na chwilę z czystą kartką i ołówkiem, bądź długopisem, kartka nie na długo pozostanie dalej biała. No ale czasami już tak bywa, że nie we wszystkim, za co się zabierze, człowiek się odnajdzie.Anonymous - 19 Czerwiec 2011, 18:23 -Ahm. -mruknąłem tylko. W sumie odeszła mi ochota na ozdabianie następnego słupka. Może kiedy indziej.
-W balecie mówisz? Chciałbym to zobaczyć. tak sądzę... -odparłem. Pewnie dość komicznie by to wyglądało. Zwłaszcza, gdyby ojciec Dżibi był stary i gruby. Hmm... ale to takie banalne... Może stary i kościsty? I z brodą do pasa. Chociaż wtedy byłby bardziej jej dziadkiem...
-Dzięki. -bąknąłem tylko, gdy pochwaliła moją rzeźbę. Zrobiło mi się tak jakoś... przyjemnie. Dziwnie, ale przyjemnie. Przez chwile chciałem nawet jednak wziąć się za kolejny słupek, ale jednak lenistwo wygrało.
-Wiesz, ja chyba będę się zbierał. Na razie. -rzuciłem i ruszyłem w stronę wyjścia z altanki. -O, i postaraj się pilnować kartek. -dodałem jeszcze z lekkim uśmiechem.
ztAnonymous - 29 Czerwiec 2011, 09:57 -Do zobaczenia!- krzyknęła za nim, chociaż nie bardzo wiedziała czy ją usłyszał. Może się jeszcze kiedyś spotkają. Kto wie... Jak na razie wzięła swoją torbę i włożyła do niej dokumenty ojca. Zaczęła znowu przyglądać się rzeźbie Satoru, zapamiętując jej nawet najmniejsze szczegóły. Znalazła sobie przynajmniej zajęcie na resztę dnia. Spróbuje z pamięci odtworzyć dzieło chłopaka, tylko że na kartce i ołówkiem. Westchnęła cicho i ruszyła w tym samym kierunku co jej nowy znajomy. Może jak się jeszcze kiedyś spotkają, nie będzie musiała przejmować się tym gdzie uderzyć żeby go obezwładnić i samemu zwiać.
z/tAnonymous - 5 Lipiec 2011, 15:34 Giselle zadowolona była ze swojego spaceru. Jakby nie patrzeć potrzebowała zarówno odrobiny ruchu, jak i świeżego powietrza. Przede wszystkim zaś potrzebny był jej spokój i cisza, które pomagały skupić się na poukładaniu sobie w głowie kilku faktów. Po pierwsze, zastanawiała się nad tym jak wiarygodnie przedstawić swoją historię bratu, tak by uniknąć niewygodnych szczegółów i jednocześnie brzmieć przekonująco. Nie miała wątpliwości, że okłamanie starego piernika nie będzie takie proste jakby sobie tego życzyła, a to zrazu ważyło jej humor. Rozpieszczona dziewuszka przywykła bowiem do tego, że wszelkie jej zachcianki były prędzej czy później realizowane. Niezależnie od tego, czy wychodziło tak z czystego przypadku i przychylności losu, czy też swoimi wdziękami przekonała do pomocy jakiegoś wpływowego jegomościa. Stąpając dziarsko po wysypanej drobnymi kamyczkami ścieżynce zastanawiała się też nad tym dziwnym zjawiskiem związanym z posiadłością Fausta oraz jej pokojem. Nigdy wcześniej nie spotkała się z czymś podobnym. Bo o ile przedmioty niejednokrotnie charakteryzowały się silną aurą, to jednakowoż nigdy nie miały własnej woli, a to samo w sobie brzmiało wręcz absurdalnie. Jak dom mógł mieć wolę? I dlaczego niby miałby chcieć, by jakaś zupełnie mu obca blondynka mieszkała w którymś z jego pokoi? Jakie by to miało dla takiego dziwnego bytu znaczenie? Dziewczyna westchnęła i przystanęła na moment uznawszy, że jej nieprzystosowane do tak długich dystansów nóżki domagają się przerwy. Pochyliła się, rozmasowała łydki i uda i rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś zadaszonego obiektu, w którym mogła by zlokalizować jakąś ławeczkę i odsapnąć kilka chwil. W oczy rzuciła jej się zatem obrośnięta z jednej strony różami, drewniana altanka o dość romantycznym charakterze, który natychmiast przypadł blondynce do gustu. Pomaszerowała w tamtym kierunku i poprawiając pofalowaną, brązową tuniczkę usiadła na jednej z ławek. W tym też momencie poczuła obecność kilkuset osób, które przewinęły się przez ten punkt. Miejsce spotkań kochanków, miejsce rozczarowań i miejsce zwykłego odpoczynku. Poczucie nagłego wyciszenia i spokoju spłynęły na opętaną wraz z tą pomieszaną, różowawo-niebieską aurą. Zmrużyła modre ślepia i na chwilkę tylko przestała myśleć o kwestiach, które do tej pory zaprzątały jej głowę.Anonymous - 5 Lipiec 2011, 16:46 Zatrzymali się kilka dni temu w owym mieście, aby wystawić kilka pełnych magii spektakli. Prawie zawsze harmonogram wyglądał tak samo. Na początku po przybyciu rozkładali swój wielki stożkowy namiot o barwach czerwieni i bieli oraz prowadzono wszelkie przygotowania. Odpowiednio rozstawiono klatki ze zwierzętami, które trzeba było nakarmić, postawiono dookoła wysoki płot, aby nikt się nie dostał, wypuszczano wielbłądy, konie i inne niegroźne zwierzęta do zagród, które również trzeba było przygotować. Odpowiednie osoby, w tym samym czasie rozgłaszały przybycie cyrku „Frezzoz”. Nie sposób było nie usłyszeć o przybyciu miejsca dziwów. Kilka pojazdów poruszało się po ulicach wygłaszając z przyrządów do nagłośnienia informację o spektaklach i łączących ich atrakcjach. Grupka żonglerów, akrobatów, niewidoma dziewczynka chodząca po linie, połykacze ognia i tancerki ostrzy, grupa zabawnych klaunów, treser zwierząt kopytnych i małpi mistrz oraz jako główne punkty zbierające ludzi przerażający lew oraz tajemniczy duet sióstr. Prócz tego arena proponowała wiele innych atrakcji, jak możliwość przejechania się na arabach lub dwugarbnych wielbłądach, poczęstowanie się pysznymi wypiekami, watą cukrową i koktajlami oraz animacje specjalnie dla dzieci z Edem i Bobem, dwoma irytującymi przebierańcami, chodź dzieci uwielbiały tych dwóch ludzi w pluszowym przebraniu tygrysa i niedźwiadka. Chodź owe przedstawienia wydawały się barbarzyńskie dla niektórych i niezbyt interesujące to jednak zbierały duże ilości ludzi. Tym bardziej, że było to pokaźnych rozmiarów miasto. Dlatego mieli taki ogrom pracy, ale siostry były już zmęczone. Pomagały przy zwierzętach, bardzo je lubiły. Nie musiały ćwiczyć niczego do swojego wystąpienia, znów zrobią to samo zadziwiające, chodź dla nich już mdły, widowisko. Dwie zrośnięte ze sobą bliźniaczki przy akompaniamencie własnych instrumentów śpiewają piękne pieśni, kończąc zmysłową i smutną balladą, od której zamierają serca wszystkich przybyłych, aż łza spływa po policzkach niektórych. Wybrały się na spacer po parku. Nie pokazywały się zazwyczaj ludziom prywatnie, ale przytłaczał je ten świat. Chyba znów poczuły, że są niewolone, chodź tak naprawdę nikt ich nie trzymał siłą w cyrku. Gdzie jednak miały się udać? Nie było takiego miejsca, które mogły nazwać domem, prócz wędrownej trupy artystów. Spotykanie ciągle tych samych ludzi, te same twarzy, dźwięk tych samych głosów i sposobu milczenia, było bardzo nieprzyjemne. Człowiek zatracał się w rutynie. One przyzwyczaiły się już do tego sposobu życia i może właśnie dla tego chciały tak bardzo się wyrwać, obawiały się, że całkowicie popadną w ową rutynę, zaakceptują bez żadnej walki ten stan, ale los nie przynosił, jakiejkolwiek możliwości wyrwania się spod prymu Aleksanrda.
Skierowały się wolnym krokiem, tak było wygodniej, w stronę jakieś ślicznej altanki, pokrytej różami, tworząc w ten sposób romantyczną atmosferę, aby móc spocząć sobie i odpocząć od całego tego cyrku, w rozumieniu bezpośrednim i przenośnym. W zacisznym kąciku mogłyby powymieniać się swoimi myślami, które ciągle je dręczyły. To prawie jak rozmowa z samym sobą. Dwoma stronami swojej osobowości. Jedną tą spokojną, pesymistyczną, która jednak patrzy na świat logicznie, analizując każdą ze ścieżek powoli, lecz skrupulatnie oraz tą drugą porywczą pełną wigoru i spontaniczności, która mogłaby zaryzykować wszystko w owym momencie. Nie mogły swobodnie dyskutować między sobą w Frezzoz, tam ciągle ktoś je słyszał. Było to bardzo nieprzyjemne uczucie, gdy wszystkie ściany mają uszy, nawet w twoim osobistym wagoniku przed spektaklem obserwują Cię dwie postacie przed lustrem, które wydają się bardziej obce, niż są naprawdę. Dobrze mieć dużą rodzinę, a wszyscy kuglarze ją właśnie tworzyli, ale zbyt długi czas z nimi spędzony prowadzi do wielu konfliktów i niedoceniania wsparcia, które się od nich otrzymuje. Może po prostu chciały odpocząć od nich, ale nie kilka godzin w parku, ale rok, albo z dwa lata. Ciągły gwar, ryki zwierząt, dźwięk świstającego pejcza, nagle przewalona beczka, dźwięk rozlewającej się na ziemię wody, piszczała klauna i znów głośna dyskusja, która przeradza się w kłótnie. Miały dość. Każdy ma granicę swojej wytrzymałości, one potrafiły znieść wiele cierpień, ale znów miały uczucie, jakby tkwiły w laboratoryjnej klatce, a przeprowadzano obecnie na nich jakieś niezwykle realistyczne doświadczenie psychologiczne. Może to wszystko jest tylko snem. Chyba nie był on jednak taki zły. Miały bezpieczeństwo, opiekę i przyjaciół. Wszystkie podstawowe ich potrzeby były spełniane. Tutaj znalazły skrycie przed bandą dziwnych naukowców, którzy przystosowywali ich umiejętności do zabijania. Potrafiły być groźne. Gdy przekroczyły próg chłodnika zobaczyły, że jednak ławeczka tutaj się znajdująca jest już zajęta. Oczywiście znalazłyby także tutaj miejsce dla siebie, ale nie mogłyby spokojnie porozmawiać ze sobą, a wiedziały, że odstraszają, jako osoby prywatne ludzi. Inaczej było na scenie, wtedy były tylko dziwactwem, które pięknie śpiewa.
- Przepraszam. Nie wiedziałyśmy, że zajęte. Nie będziemy przeszkadzać – powiedziała cicho zwracając się za obie i chciała już zawracać, gdy przerwała jej siostra, troszkę złośliwie i z przekąsem, gdyż nie lubiła, gdy patrzono na nie jak na dziwactwa, a raczej kpiła sobie z takiego zachowania, czując się od owych „normalnych” lepsza, zagadała – Witam. Anonymous - 12 Lipiec 2011, 13:34 Aura sióstr Ziz wydała się Giselle dziwna. Może dlatego, że nigdy wcześniej nie miała do czynienia z bliźniaczkami syjamskimi i taka podwójna barwa łącząca się w jednym punkcie, wydała jej się po prostu nietypowa. Mimo zamkniętych oczu i głębokiej zadumy, wyczuwała jak się zbliża toteż nie zaskoczyły jej głosy i niepewność, którą wykazała się pierwsza dziewczyna. Spojrzała na nie, nieco zaniepokojona, bo fakt faktem, były czymś dziwnym, nawet dla Opętańca.
Zmrużyła lekko powieki i szybko doszła do wniosku, że nie powinna się z nimi zadawać. Podniosła się więc z gracją, zmierzyła ich groteskową postać spojrzeniem i ruszyła dalej, całkowicie ignorując. Czy była bezduszna? Być może, ale zdaje się, że te istoty były przyzwyczajone do takiego traktowania. Ich miejsce było w cyrku, niech tam właśnie siedzą i nie męczą niewinnych obywateli swoją nachalną obecnością!
[zt -> wybacz takie traktowanie]