To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Cukierkowa Ulica - "Zaciszny Kącik"

Aaron - 2 Wrzesień 2015, 19:46

Hałas, tłumy.
Cukierkowa zapaść tego świata, natężenie drgań wskazujące apogeum. Gdy chciałem się tu wybrać, nie brałem pod uwagę tak koszmarnych warunków społecznych. Potrzebowałem się stąd ulotnić, lecz natrafiłem na obiecujący szyld nad drzwiami wejściowymi.
Spokój, beztroska.
- Daj mi z kwadrans, wybierz miejsce i popytaj o co tam chcesz. – rzekłem do dziewczyny, czując maraton pędzący w żołądku pod wezwaniem cukierkowości zza okien.
Wybrałem się do łaźni, gdzie skorzystałem z dobroci zwanej wodą do obudzenia w sobie życia i przegonienia parszywego choróbska. Gdy wyszedłem, twarz miałem jeszcze mokrą od wody, ubranie miejscami również, ale przynajmniej syf z siebie zmyłem i się orzeźwiłem.
Podszedłem do lady i kogo moje oczy widzą?! Gdybym był w lepszym stanie, najpewniej od razu spostrzegłbym braciszka – to miejsce dla niego idealne w obliczu wszelkich węglowodanów pastwiących się nad tą ulicą, jeśli miałby tu przebywać, to najpewniej tylko w tym lokalu.
- Bracie, co cię sprowa-.. Nie, to złe pytanie. – Zdecydowanie złe, to Ty tu przylazłeś i to jeszcze prosto ze sracza.
Klepnąłem go po ramieniu by zrzucić mętność z jego spojrzenia, która towarzyszyła stanu głębokiego upojenia. Właściwie, to czy normalne by takie pojedyncze towarzystwo – butelki – sobie dobierał? Albo mnie długo w domu nie było, albo mu się coś zawieruszyło na sercu…
Znając jego nieszczęście, pewnie i jedno, i drugie.
– Co słychać w Twoim świecie?
Barman chciał dolać alkoholu, a przynajmniej tyle wczytałem z jego spojrzenia. Poleciłem mu gestem postawienie obok drugiego szkliwa mi i trzeciego dziewczynie z którą przybyłem. Zakazałem dolewki dla brata, bo przecież karniaki mnie czekają obfite, a on chyba już troszku niedomaga.
- Zamów sobie co ci odpowiada, na mój koszt wszystko. – rzekłem tak, by również barman to posłyszał.
Chciałem przedstawić ją Eliotowi, ale pojawił się mały kłopot…
- Jak właściwie masz na imię? – zapytałem, po czym sam wyraziłem jej swoje. - To jest Eliot, jeden z wielu moich braci. - epitet "wielu" brzmi bardzo dobrze dla mnie, choć mało kto lubi być przedstawiany jako ułamek całości. Sorry, nie lubimy się ponoć, taki klimat.

Anonymous - 6 Wrzesień 2015, 20:45

Hałas. Bezładny harmider dźwięków. Nienawidziła tego. Tłumy. Plątanina ludzi i nieludzi, którzy czasami wiedzą, ale częściej jednak nie, co chcą ze sobą zrobić. Nie przepadała.
Osobno była w stanie to znieść, jednak w połączeniu... W połączeniu to jej się nóż w kieszeni otwierał. To tak gdyby ktoś pytał dlaczego nie lubi barów, dyskotek i szkoły.
Co innego jednak tyczy się gwaru ulicy. Uwielbiała obserwować ludzi, nieludzi, to wszystko. Czuć życie, słyszeć życie, widzieć życie. Wiedzieć różnorodność, a to właśnie widziała tutaj. W tym tłumie, w tym miejscu. Aż szkoda było wchodzić do wcale nie wielkiego miejsca, gdzie panował spokój i muzyka jazzowa. Ale z drugiej strony jak się okazuje wcale nie miała aż tak daleko do tego miejsca jak by się mogło wydawać, więc jeśli tylko zapragnie będzie mogła zostawać turystką tak często, aż stanie się miejscowa.

Dosiadła się do baru. Niedaleko faceta, którego zdawała się kojarzyć, ale z drugiej strony... Wolała nie zaczepiać. Dlaczego? No bo to ona, póki nie jest pewna czyjejś tożsamości w stu procentach... A nawet jeśli jest, a zna, ale nie za dobrze, to też nie. A jakimś sposobem nieznajomych zaczepiła, a to ci heca.
Barman spytał, co podać.
Uśmiechnęła się. Spytała, co poleca.
Na to on też się uśmiechnął. Wymienił jakąś sensownie brzmiącą nazwę.
Skinęła głową, dostała coś wysokiego i wielobarwnego.
Aaron zapłaci.
Także "trzeci dziewczynie" był już niepotrzebny.

Obserwowała z zaciekawieniem scenkę braterską. Brzmiała... Zabawnie. "Bracie". Kto się tak zwraca do kogokolwiek z rodziny? Z średniowiecza się urwali? No znaczy biały wyglądał tak, jakby się urodził w nie tym stuleciu co trzeba (czego w sumie nie wykluczała) ale bez przesadyzmów.
- Ymel - przedstawiła się w końcu, patrząc krzywo na facetów. Czyli Eliot. Czyli Wujek Dee Dee. Czyli go zna. - Hej Eliot, dawno się nie widzieliśmy, co? Nigdy nie wspominałeś, że masz konszachty z magią. Dee Dee też nie wie, no nie? - dodała uśmiechając się lekko.
Nie miała pojęcia, czy to dobra myśl. Gdzieś między uszami obiło jej się stwierdzenie, że zdecydowanie nie. Ale co tam, mówiła co jej ślina na język przyniosła. Jedyne czego oczekiwała, to reakcji. Jakiejkolwiek.

Eliot - 6 Wrzesień 2015, 23:01

Im mniej było alkoholu w szklance, a więcej w nim, tak coraz bardziej smutek tracił na mocy. Aktualnie trzymał się na tej perfekcyjnej, aczkolwiek cienkiej linii czucia niczego konkretnego. Ot tak sobie po prostu był. Siedział sobie na krzesełku, troszkę zamroczony, troszkę zmęczony, nawet trochę zadowolony. Uśmiechnął się nawet wolno, tak na próbę, aby sprawdzić czy jeszcze umie. O, udało się. Ale kiedy tylko coś… ktoś klepnął go po ramieniu wiedział, że zabawa w samotnego zapijacza smutków dobiegła końca. Kiedy uniósł wzrok znad kieliszka uśmiech odwrócił mu się w drugą stronę jak smutna podkówka.
- Ugh – powiedział na dzień dobry bratu i opiekuńczo objął szklankę by dokończyć ostatnim łykiem wszystko co zostało na dnie, skoro tylko dostrzegł okrutny gest Aarona w stronę barmana. Jasne, dla siebie prosi o szklankę, a rodzonemu bratu napitku odmawia.
- Tylko twojej… twojej gęby mi tu jeszcze brakowało, wspaniale... – mruknął cichutko do siebie jakby nie mógł sobie przypomnieć w tej chwili żadnego miłego wspomnienia z dzieciństwa, które zawierało by jednocześnie w sobie Aarona i siąknął smutno nosem za odchodzącym barmanem, który obsłużył Zegarmistrza i dziewczynę, ale jego już nie.

Nagle ocknął się trochę, jakby coś sobie przypomniał, łokcie odkleił od blatu i wreszcie odwrócił się na krześle w stronę brata.
- Aaach, zegarkowy, wiecznie młody bracie mój najstarszy, za to nie jedyny! – przywitał się. Ciężko było stwierdzić czy sobie kpi, czy zwykle małomówny język rozwiązały mu alkohole, które dodatkowo ukwieciły jego mowę.
- U mnie wszystko świeci, błyszczy i migoce, nie widać? Ludzki świat to takie zabawne miejsce. - A biorąc pod uwagę ton jego głosu można spokojnie to przetłumaczyć na "nie twoja sprawa".
Nachylił się jednak w kierunku Aarona i położył mu dłoń na ramieniu w sposób niemal dziwnie konspiracyjny.
- Dobsze, dobrzz, że jesteś. Skor.. Skoro wszystko na twój koszt, to świetnie – złapał okazję pilnie nie zwracając uwagi na to, że słowa brata nie były skierowane do niego, z czego sobie Eliot zdawał sprawę, ale hej, kto by się tym przejmował - bo prawdę mówiąc, jestem spłukany, a zalegam z trzema ostatnimi drinkami – dokończył szeptem. Albo przynajmniej wydawało mu się, że mówił szeptem, ale równie dobrze mógłby to być pijacki, teatralny szept, który pewnie dałoby się usłyszeć z drugiego końca sali.

Odsunął się i wreszcie przyjrzał się dokładniej Aaronowi. Jak to się zazwyczaj mówi?... Aha, no tak. O rety, jak się dawno się nie widzieliśmy! Potem dodaje się: nic się nie zmieniłeś! Dalej Eliot mógł grobowym głosem jeszcze dodać: dosłownie. I miał rację. Aaron nic się nie zmienił, dokładnie ta sama twarzyczka jak ostatnim razem. A ostatni raz, zdaje się, był kawał czasu temu? W teorii musiało mu przybyć lat, prawda? Zdawało mu się, że starzenie nie sięgało brata odkąd Eliot był nastolatkiem. Aaron musiał być wtedy gdzieś przed trzydziestą i puf, zegarmistrzowskie hokus-przeklęte-pokus.
Eliot, trochę jakby nagle tym zawstydzony, dotknął swojej twarzy, spuszczają głowę. Ręka automatycznie powróciła do szklanki, która och…, była pusta. Prychnął, ale tylko w swojej głowie.
Jasne, zawsze wyglądał jak chodzące nieszczęście, ale wizyta w MORII, papierosowy nałóg i generalne nie prowadzenie się ze zbytnią ostrożnością rzeczywiście mogły go nieco zmienić. Nie to co pan Zegarmistrz, co?

- Ładna kiecka – spróbował raz jeszcze, kiwając od niechcenia na frak brata, samemu poprawiając, bez większego sukcesu, swoją kamizelkę. Próbował być miły, naprawdę. Po prostu jego nagłe pojawienie się było... no, nagłe. Zaskoczył go. Tak samo jak dziewczyna.
Kiedy tylko odchylił się na krześle i spojrzał na damę, której Aaron oferował darmowy napitek, wiedział, że coś mu świta po głowie. Proszę tylko nie mów, że… tylko nie mów, że...
- Ymel – przedstawiła się.
Eliot zaciął się na sekundę czy dwie. Cholera. CHOLERA.
- Imel, Jimel… Iza – powtórzył zanim język wreszcie złapał poprawny rytm, a kolejne zaskoczenie rozszerzyło mu oczy. – Ymel. – Zaskoczył wreszcie poprawnie. – Nie, nie wspomniałem, bo magia nie istnieje w waszym cholernym, ludzkim świecie – jęknął z irytacją.
Chodźmy, zanim spadnę z szoku z tego barowego stołka – zsunął się z siedzenia, wcisnął im ich drinki w dłonie i zaciągnął do odosobnionego stolika z kanapami w kącie sali, przy którym wcześniej siedział z Szopem. Opadł na miękkie obicie, oparł się i przetarł powieki. Nie miał ochoty ani siły otworzyć ust, a jego twarz była jedną wielką wymęczoną konsternacją. Wskazał palcem Ymel, po czym rozłożył ręce w nieporadnym, ale rozpoznawalnym w każdej krainie gestem "co u licha?", wodząc wzrokiem pomiędzy Aronem a dziewczyną. Miał dużo pytań, ale szczerze mówiąc, nie chciał znać na żadne z nich odpowiedź.

Aaron - 7 Wrzesień 2015, 17:34

Powitanie od Eliotka było równie uroczym jak to zdrobnienie - wcale. Brzmi jak metka w wersji damskiej, albo dyskryminowana ulotka. Co za shit. Aaron nabierał nadziei na dobrą rozmowę, starał się niepotrzebnie nie odzywać, ale te wizje legły w gruzie, zatrute alkoholowym odorem. Nie żeby sam jakoś był bardziej - albo w ogóle jakkolwiek- miłościwym.
Spodziewał się wyzysku, a jakże by inaczej, każdy pijany facet szuka drobnych u ludzi, kiedy marsz po zgięciach portfela nie przynosi już ani jednego miedziaka.
- To ładnie ci się powodzi. - celowo skupił akcent na ostatnim słowie, po krótkiej pauzie dodając: - ...jak po powodzi. I jakże mógłbym ci odmówić - kpina, więcej kpiny! - ...a odpracujesz długi w wolnym czasie. - szeptem wypowiedziane, niczym malutkim druczkiem klauzura na umowie.
Można się zastanowić, kto u kogo szuka zysku.
Szybko przeliczył: z trzema zalega, to musiał wypić coś wcześniej, a że stan upojenia na to tym bardziej wskazuje... Cholera, w tym tempie przepije wszystkie oszczędności!
Jak to się mówi, z rodziną najlepiej wychodzi się na... niczym.
Spróbował drinka, nie żałując jego objętości. Kolejka nie będzie czekać.


- Wybacz, nie robię za prostytutkę, ale ci mogę zamówić jakąś dziołchę, skoro tak bardzo jesteś zdesperowany.- nie szczędził słów na pyskate odzywki, z góry zakładając, że tak będzie wyglądało przez najbliższe co najmniej pół godziny dochodzenie do porozumienia.


Zareagował na jej imię tak bardzo niespokojnie, że przez moment myślał o alarmowym 112. Ale to nie ten świat, sorry. Bez względu na rodzinne konflikty, śmierć Lunatyka nie jest dobrym pomysłem. Zwyczajnie szkoda informacji, które jako przedstawiciel tej rasy nazbierał.
Żeby to Aaron nie traktował wszystkiego jak informację, może miałby więcej przyjaciół. Albo jakichkolwiek, o, od tego zacznijmy.
- To widzę, że cholernie ten świat mały i bardziej kolorowy niż go malują. - przez moment obawiał się o swoje samopoczucie na wspominenie otoczenia, ale na szczęście nic się w ten sposób nie działo. - Cholera, przecież to Cukierkowa. - podsumował to "przypadkowe" spotkanie.
Chlus kolejny łyk.

- Także... Zgarnąłem Ymel po drodze.... albo ona mnie, w sumie to jedno i drugie. Więc sobie nie wyobrażaj jakichś durnych rzeczy, bracie. - w samoobronie przed trudnymi pytaniami, wyraził się, jak myślał, jasno. Ale kto chce dojrzy dwuznaczność bez jej specjalnego wypatrywania, bo wszystko ma tyle znaczeń, ile sposobów interpretacji, a te zależą od tylu czynników, że eliminacja ich mnogości nie jest możliwa.
Zawołał gestem kelnera. Po zdolności przemieszczania się Eliota, uznał że jeszcze mu tak bardzo picie w samotni nie zaszkodziło.
- Eliocie, co tam u rodziny słychać? - Zapytał, kiedy to barman z polecenia Zegarmistrza napełnił szkliwo i wystawił rachunek za dotąd zakupiony trunek. Tak z czystej profilaktyki wolał się ustrzec sytuacji, w której będzie podejrzewał dziewczynę o posiadanie złotych bądź chociaż srebrnych drobniaków, bo jemu zabraknie. Póki co był wypłacalny.

Anonymous - 8 Wrzesień 2015, 21:59

Nie no, to wszystko było śmiechu warte. Pijak spotkał się z dawno nie widzianym bratem. Kłopot polegał na tym, że pijak miał jakąś tam jej sympatię, za to jego brat... Nie. Właściwie dlaczego z nim tutaj przyszła? Ah, bo nie zdążyła zdecydować inaczej. No niech już będzie. Co najmniej spróbowała tego drinku, który był... Absurdalny. Spodobało jej się to.

Zabawni. Jedyne co jej krążyło po głowie. Byli bezwzględnie zabawni, bezwzględnie nie powinni się spotykać w takim stanie. Nie żeby coś, ale to wyglądało jak spotkanie, które skończy się rękoczynami. Albo magioczynami. W sumie nie miała pojęcia jak tutaj działa magia. Ale z drugiej strony nie chciała tego sprawdzać na własnej skórze. To nie było miejsce dla niej. To nie był czas dla niej. To nie była rozmowa dla niej. Ale posłuchać chwilę nie zaszkodzi.

- Oh, tak ci się tylko wydaje - odparła nie precyzując o co jej chodzi. O magię? O istnienie? O jej cholerny świat? Nie żeby coś, ale nie sądziła, by mieszkanie gdzieś od razu oznaczało, ze się do tego miejsca należy.
Powlokła się za nimi do miejsca przeznaczenia. Z drinkiem w ręce, powoli go sącząc. Jednak nie usiadła obok. Jakoś... Nie. Wolała poobserwować z boku. Przez chwilę. Dokończy i... No bo nie czuła się tutaj. Zasadniczo to nie czuła się wcale, ale to szczegół na inną chwilę.
- Zabawni jesteście - mruknęła odstawiając na stół pusty już... Kieliszek? Szklankę? A kto to wie, ale ładne szkło. - Tylko się nie zabijcie tutaj słowami. See you soon - dodała unosząc rękę w geście pożegnania. Bo tak, w sumie to już wychodziła. Jak już wspomniałam, nie czuła się tutaj. Więc pójdzie sprawdzić, gdzie się czuje. A Memento jej w tym potowarzyszy. I nie ma, że nie, nikt jej przed tym nie powstrzyma. Buhahahahaha, khe, kłaczek.

//zt

Eliot - 21 Wrzesień 2015, 18:45

Dał sobie spokój z próbami bycia miłym. Nie chciał chamciuch jeden troszkę się postarać dla zmarnowanego brata młodszego to nie. Więc posłał mu tylko wymowne spojrzenie spode łba, ignorując co bardziej złośliwsze jego hasła, ale ostatecznie pokręcił głową, zwłaszcza, że ostatecznie wyłożył pieniądz na stół. Przynajmniej tyle. A i coś jeszcze mu się dostało do szklaneczki. Odsunął ją jednak od siebie ostentacyjnie. Machnął ręką na do widzenia Ymel, odprowadzając ją wzrokiem do drzwi, po czym wrócił spojrzeniem na Zegarmistrza, a potem gdzieś w bok. Nie potrafił się jeszcze ustosunkować do zaistniałej sytuacji, a alkohol wcale nie pomagał. Przyszedł się tu rozluźnić, a ta twarz naprzeciw budziła w nim mieszane uczucia.
- Nie wiem, Aronie, może ty mi powiesz? - powiedział wznosząc brew do góry. Nie bardzo wiedział co mówić więcej, co odpowiedzieć, więc pozwolił sobie na milczenie. Przypadkowe spotkanie przypadkowym spotkaniem, ale czego Aaron od niego chciał? Ale nie, na prawdę - Eliot nie bardzo chciał rozmawiać w tym stanie bo wiedział, że może być nieostrożny w słowach albo zbyt gadatliwy. A i nie bardzo chciał wierzyć, że brat nie ma jakiegoś celu w tym wszystkim. Czy robił cokolwiek co nie przyniosło by mu na dłuższą metę jakiegoś pożytku w różnych formach - przysług, informacji czy cholera go tam wie co jeszcze.

Soph - 21 Wrzesień 2015, 22:56

Spotkanie rodzinne coś się nie kleiło, dlatego pewien niski człowieczek spod ściany postanowił zostać bohaterem i uratować dzień. Wieczór. Cokolwiek. Był wprawdzie podchmielony w stopniu przynajmniej takim jak Eliot - co się stało z przytulnością i elitarnością "Zacisznego Kącika"? - a zgrzyt jego krzesła po wykładzinie obudziłby ponownie znów-martwą Camille, był jednak w stanie opowiedzieć w sposób zrozumiały - w miarę - historię zasłyszaną z pewnością w innym, bardziej podłym, barze. Przysunął się tak, że siedział teraz naprzeciwko Eliota.
Wyglądał na dosyć młodego, może po trzydziestce, dlatego jeszcze bardziej przykro prezentowała się na nim wczorajsza, jasnoniebieska koszula i poplamione napitkiem jeansy. Rudawe włosy miał skołtunione, a kocie uszy przyklapnięte. Z jednego nadal sączyła się krew, ale w przyciemnionym świetle lokalu ciężko było to zauważyć. Zmącone drinkami spojrzenie skierowało się najpierw ku jednemu, a później drugiemu Lunatykowi.
- Nie fiecie co się dzieje? To ja fam powiem! - Mężczyzna z wrażenia, nie wiadomo tylko czy dotyczącego obecnego stanu czy wspomnień, aż się pochylił nad stolikiem braci. - Statki - oznajmił triumfalnie, z pewnym namaszczeniem, nie zważając, że one statki lewitowały w Szkarłatnej Otchłani, on zaś usadził tyłek na kolorowej ulicy Krainy Luster.

Aaron - 23 Wrzesień 2015, 10:06

Dziwnie mu było dojść do porozumienia. Kąśliwe uwagi nie spotykały się z bardziej złożoną reakcją, a przewracanie oczami z miejsca na miejsce, zbierające od czasu do czasu twarz Aarona niczym okruchy ze stołu, czyli niechętnie, wprawiały Zegarmistrza w zakłopotanie równie kłopotliwe, co i nieprzyjazne. Nagłe odejście Ymel dodało kolejnej porcji nieprzyjemności dla sytuacji w której tkwił, a odwrócenie pytania przez Eliota pragnęło zadziałać na nim jak zapalnik czasowy.
Po cholerę i sól tu przypieprzyłem.
Chciał powiedzieć, że nie miał okazji się tam zjawić, ale to byłoby jawne kłamstwo, w które zresztą i tak nie chciał wierzyć. Prawda, ratuj się prawdą, ale i tak powiedzą, ze kłamiesz.
- Jakoś nie było mi tam po drodze ostatnimi czasy. Nam chyba także nie bardzo jest po drodze. - zaczął melancholijnie, w rytm napojenia alkoholowego, który i jemu zaczynał się udzielać swoją skokowością.

>>Barman pyta mnie czy polać jeszcze. Bardzo proszę.
Ktoś mnie pyta z kim tu jestem
Ktoś inny mnie pyta czy chcę w pysk. Mówię: "bardzo proszę"
Zobaczyłem wszystko, chyba wrócę i się spać położę.<<

Barman pyta czy chcę jeszcze.
- Bardzo proszę.
Kot przychodzi i pyta się czy chcę wiedzieć.
- Bardzo proszę.


Słuchał triumfu wiedzy nad niewiedzą, jak gdyby orędzia do Narodu, albo innej formy wygłaszania swoich trzech groszy w nadziei, ze ktoś pójdzie za tym tłumnie. Aaron nigdy nie chodził za tłumem, nie licząc domu rodzinnego, gdzie - choć tylko do pewnego czasu - był grzecznym chłopcem.
Aż pomyślał o zaprzyjaźnionym Baśniopisarzu, który nachodził kędy rodzinne kręgi braci i chciał grac "w kolory". W kształty pewnie też, ale jego interesowały głównie kolory.
- Bratku, wiesz co o statkach? - podjął triumfalny temat pijaczyny spod ściany.
Wspomniał sobie odległy czas pobytu w swojej latarni i spokój morza wtenczas się objawiający. Nie, wiele się tam nie mogło zmienić, ale lokalnie - i o wszem.
- Co na statkach słychać - tym razem skierował się do domniemanego dachowca, u którego spostrzegł trochę krwi. - żeglarze się buntują, bo kolej zabiera im kupców? Naiwni, już dawno winni sobie znaleźć bardziej magiczne zajęcie. Kiedyś taki jeden dobił do brzegu i się pyta, gdzie jest Morze Łez, a ja mu na to, trochę niepewnie, że chyba przede mną. Dziwny był, bo zaniósł się płaczem i ronił go nad wodą, a potem odpłynął. Samotnikom tam się chyba udziela ból tychże wód stworzyciela.
Nie zmyślał - raz faktycznie fale przysłały mu dziką personę pod latarnię. Rad był, że opuścił go równie prędko, co przypłynął. Nie lubi być przystanią, nawet takowej nie posiada nad swoim brzegiem. Niech od nawracania zagubionych dusz się znajdzie ktoś inny, jemu brak czasu na takie wybryki, wystarczy mu dość problemów z żywymi. Tu nawet jeden zapija i z trudem mu to idzie. I medyk by mu się przydał, bo jeszcze zarazi innych.

Eliot - 18 Październik 2015, 19:17

Wywrócił oczyma gdy tylko usłyszał słowo statek. Generalnie raczej kiepsko mu się kojarzyły. Były zbyt... statkowe. Tak, kiwną do siebie Eliot, zdecydowanie za bardzo były statkami. Dlatego ich nie lubił. Fakt, że miał chorobę morską też mógł się do tej cichej nienawiści przyczynić. Statek, statek, statek, woda, statek, bueh. Tyle miał w tym temacie do powiedzenia, bo nic bardziej intelektualnego mu nie pływało w tej chwili po głowie pełnej alkoholu.

- Aaronku, Amonku, wiem tyle, że obydwoje dobrze wiemy, co ja sądzę o statkach, więc właściwie wiemy, że średnio mnie zajmują czy interesują- burknął, bo nie było opcji aby Aaron o jego przypadłości nie wiedział, skoro był jedną z pierwszy osób jakie się o tym dowiedziały. Był toż przecie świadkiem, jak dziewięcioletni Eliot umiera na małej łódce pośrodku jeziora na jednej z atrakcji Upiornego Miasteczka. Ach, kolejne z nielicznych wspomnień w których mógł sobie przypomnieć obecność brata.
Splótł więc Eliot ręce na piersi, patrząc spode łba na Dachowca, ale ostatecznie pokręcił głową zrezygnowany i machnął ręką, żeby mówił dalej, choć był pewien, że nawet bez tego gestu otrzymaliby część dalszą tego, co chciał im przekazać.. Opierając obydwa łokcie na stole, a na dłoniach składając podbródek, nie próbował się za bardzo się skupić, ale nie mając też nic przeciwko knajpowym plotom, czy cokolwiek to teraz robili. Przechylił zaraz głowę zerkając na Zagarmistrza, kiedy ten
- To... to ładna historia - przyznał potakując głową jakby trochę smutno, ale istotnie podobało mu się to co usłyszał. I nigdy, przenigdy, przenigdy nigdy w życiu nie powiedział by tego na głos, ale podobał mu się sposób w jaki Aaron snuł takie historyjki.

Soph - 18 Październik 2015, 22:11

Nieznajomy słuchał opowiadania Zegarmistrza z przejęciem godnym siedmiolatka pierwszy raz widzącego awionetkę (tudzież latający balon z koszem na pasażerów, przekładając na tubylcze standardy). Gdy jasnowłosy skończył, kotowaty uniósł ryżą brew i huknął zdecydowanie za głośno:
– No i fłaśnie nie!
Widząc potępiające zewsząd spojrzenia gości lokalu, skulił ramiona i miał na tyle przyzwoitości, by spuścić przepraszająco uszy.
– Ppppanofie wybaczą mój stan, ale fczoraj zostałem dziadkiem i chy– zduszone czknięcie, które zabrzmiało bardziej jak miauknięcie –ba za bardzo przeświętofałem.
Dachowiec nachylił się bliżej mężczyzn i w sumie zupełnie przypadkowo chuchnął zdecydowanym poręczeniem poprzedniej historii:
– Bo pan, kierowniku, móffi o Krainie. A ja mófię o sztatkach w Otchłani. – Łapnął Zegarmistrza za ramię, całkiem mocno jak na napitego jegomościa. – Tych fruwających. I o zbója- Chrząknięcie. – Paniczu, kolejeczkę, jedną tylko. Bardżo ładnie proszę. Bo mi w gardle zasechło na kaput. I za chwilę opowiem panom wszysztko jak amen w pacierzu!
Przy odrobinie dobrej woli można było przyuważyć, że i inni goście po cichu nadstawiają ucha na historię o latających okrętach, nikt się jednak nie wychylał do finansowania napitku Dachowca.

Aaron - 10 Listopad 2015, 11:38

Choć raz Aronia mogłaby pochwalić się byciem starszym bratem i poczynić coś konstruktywnego. No dobra, z raz czy dwa może to już się udało, ale przygasły te czyny w natłoku ich gromkich przeciwności.
Uznał swoje pytanie za niezwykle retoryczne, pokiwał głową i wskazał na Kota, pokazując jegomościowi nikłe szanse na dobry temat do rozmowy. Sam jednak podjął ten temat, opowiadając jedną z historyjek...

Na wskazówkę urojoną! Bo jeszcze na zawał Aaron zejdzie, nie dożywszy tej samej radości z jakiej ten tutaj chce go położyć - z pociech swojej wyśnionej córki.
- Nie śmiem temu zaprzeczyć - ocenił lichy-nielichy stan kocięta, którego grzmot wciąż echem obijał się mu po uszach.
Dane było mu słyszeć, ba, widzieć, ułomne statki latająco-opadające w Otchłani, a właściwie to dryfujące bezwładnie pomiędzy skałami, które pragnęły ściągnąć latające ustrojstwo do siebie, lecz ta najcięższa skała zazwyczaj wygrywała bój.
- To machiny prymitywne jak każde inne, co tam gadać można? - Bowiem wciąż Aarona nie dosięgły słuchy o Pirackich Statkach, na którego pokładzie w niedalekiej przyszłości zagości. A to mówiąc, okrągła moneta została wypuszczona z jego dłoni i kręciła bączka przed chcącym wyłuskać darmowego kielicha dachowcem.
Gestem zwołał polewacza, odliczając na palcach trójkę.
- Zatem zamieniam się w słuch i liczę na ciekawą opowieść, bo mój kofany braciszek nie lubi statków jako takich. Sam w sumie nie mam powodów do przeciwnej postawy...
Amen w pacierzu jest krótkie, zatem liczył się z byciem oszukanym, ale za wiedzę się nie poświęcić? Toć to byłaby zbrodnia! Wiedza, wiedza!
Bardzo proszę.
Powoli jednak zdawało się mu, że wszyscy mówią cicho, szeptem, bo głosy z pobliskich stolików nie docierały do jego uszu. Nachylił się nad stołem, mając pewność, że na pewno dosłyszy każde słowo Eliota oraz Kota. Nie był też skory ponownie machnąć kielicha, którego przed chwilą zamówił.

Eliot - 6 Grudzień 2015, 21:54

- Żeby to lepiej była piekielnie dobra opowieść - burknął biorąc na odstresowanie nową kolejkę alkoholów zasponsorowaną przez brata, który węża w kieszeni nie miał, co bardzo Eliotowi pasowało w tej sytuacji. Zanim w ogóle historia się w ogóle zaczęła, ale tuż po tym jak najdroższy jemu sercu brat skończył mówić, pół napitku ze szklanki zniknęło w, jak to miał wrażenie, ciągle zbyt suche eliotowe gardło. Zerknął ukradkiem na szklankę Aarona. Zmarszczył nos, gotów zmierzyć się z opowieścią o latających statkach w Otchłani, co jego skromnym zdaniem, brzmiało koszmarnie niedorzecznie. Prawdopodobnie nigdy nie zmierzy się z faktem, że magia to najbardziej absurdalna istniejąca rzecz i za każdym razem, za każdym razem, gdy widział czy słyszał o czymś magicznym się dziejącym, po prostu brakowało mu słów. Teraz nie dość, że czeka go karczmienna opowieść przyprawiona podchmielonym oddechem, to jeszcze będą w niej statki. Pff.
Gdy Aaron się nachylił, Eliot się odchylił, wspierając plecy o oparcie. Narastająca dookoła ciekawość nowinkami z innej krainy zaczęła potęgować zauważoną już wcześniej przez brata ciszę.

Soph - 8 Styczeń 2016, 15:31

Bracia nawet nie przypuszczali, że czeka ich opowieść długa, rozwlekła i pełna dygresji, jak gdyby siedział przed nimi Baśniopisarz, któremu Ludzie przyszyli na twardo uszy. Nie, nie wspominał o tym? Well, może to nieprawda.
– Nie lubisz statków, panie? – zwróciła się nagle do Eliota, ignorowanego przez całokształt gości, młoda, długowłosa dziewczyna, która na tacy przyniosła im popitek. Spojrzała na niego bystro, przerzuciła popielatoblond warkocz na plecy i podsunęła miseczkę z krakersami, jakby w formie przekupstwa. Kucając obok jego krzesła, dodała buńczucznie, ale cicho: – Statki są wspaniałe. Zamierzam kiedyś na jeden uciec.

W tym samym czasie potencjalny kotowaty kontynuował bajania:
– Młodziki opofiadały, sze po bezdroszach otchłani Ot---chłani grasują widma! Wyhynają ze mgły jak mleko dla kocięcia – znaczy się, mgła jest jak mleko, nie sze upiory mają kon-konszystencję mleka czy kocięcia (czy mają panoffie pomysł – tu potoczył spojrzeniem po Eliocie i Aaronie – jak wygląda konsysztencja kocięta? Na pewno szmacznie!). – Łyk kupionego napoju, wdzięczne zerknięcie na Zegarmistrza i znów można było opowiadać: – Wypadają z mroku i zaszynają inne sztatki, a przewodzi im Okręt Widmo w Butelce! Najgorsze jednak jest szo innego. – Kocisko instynktownie zniżyło głos, a oczy rozszerzyły się znacznie, jakby bał się tego, co zaraz miał wyartykułować. – Najgorszy jest ten, który stoi mostku kapitańskim.

Eliot - 30 Styczeń 2016, 01:33

Pochylił się ku stolikowi bynajmniej nie żeby lepiej słyszeć co tam w opowieści się dzieje, a żeby sięgnąć po jedyną rozrywkę w tym lokalu – przyniesiony mu trunek. Zaraz jednak ilość interesujących rzeczy dookoła zwiększyła się o jedno, kiedy powiódł wzrokiem od dłoni stawiającej na stoliku zamówioną kolejkę, przez ramię, na szyję, aż wreszcie doszedł do twarzy i ust, z których padło pytanie o statkach. Och. Co za ładne dziewczę! Znaczy się… tak mu się wydawało. Od dłuższej chwili mu się przed oczyma wszystko lekko rozmazywało i nawet Aaron wyglądał teraz w miarę znośnie, więc nie mógł sobie Eliot pozwolić na luksus nieprzekłamanej oceny dziewczyny. Za to jej głos brzmiał ładnie. O wiele przyjemniej niż ciągnąca się specyficznym tonem historia koło niego, w której zgubił wątek gdzieś około słowa „widma”.
Od kołysania statków chce mi się rzygać, od morskiego powietrza boli mnie głowa a podróż taką kupą drewna to zwykła strata czasu. Tak powinna brzmieć szczera odpowiedź, ale szczerość nie zawsze popłaca. Wybrał bezpieczniejszą opcję.
- Och? Kiedy umie się teleportować podróż czymkolwiek jest prawdziwą udręką. – Co po części również było prawdą. (Nie mógł przecież powiedzieć, że jest smutnym frajerem z chorobą lokomocyjną. Znaczy się mógł ale…) Jazda autobusem to koszmar. Książęca Kolej? Na-ha, nie ma mowy. Jedyne na co nie będzie wzdychał zrezygnowany zanim zdecyduje się pomęczyć przejazdem to powóz z zaprzęgniętym koniem jadącym prędkością stępu. Albo jego bestialski królik. Podróż ze zwierzęciem była o wiele bardziej akceptowana.

Przez chwilę mrugał na nią zastanawiając się po kie licho ktokolwiek miałby chcieć ochotę uciekać na statek, tyle ładnych miejsc na świecie a ona chce na „wspaniałe statki”. Nachylił się ku niej powoli, palcem jednocześnie wskazując na opowiadacza statkowej historii, żeby było jasne do czego zaraz nawiąże.
- Uciekasz na latające w Otchłani statki, gdzie czekają cię najwyraźniej inne pirackie statki z dreszczogennym Okrętem Widmo na czele, czy takie zwykłe, wiesz, wodne statki? – spytał trochę kpiąc z historii, to trochę z jej śmiałego marzenia.

Aaron - 11 Luty 2016, 19:33

Plątało mu się wszystko, a wtrącenia o mleku i kotach pomylił tak, jakoby to bardziej kobieta o tym mówiła. Bo po co tylko o statkach miałaby napominać? A swoją drogą, nie wiedział, skąd się tu w ogóle wzięła. Eliot podjął się rozszyfrowania plątaniny słów, a znużony wszystkim Aaron burknął tylko oschle wobec Dachowca:
- I żyli niedługo szczęśliwie, a pirat przybył skubnął tęczy... ach, wybaczą Panowie, ale chyba muszę oprzeć głowę o coś stabilnego...
Zdecydowanie o pół szklanki za dużo Zegarmistrz w siebie wlał. Odsunął od siebie niezdarnie szklankę z pozostałym łykiem trunku w niej, zagryzając garść krakersów i kładąc głowę na przedramionach.
- Słucham, mów dalej, Kocie... Tę Panią trzeba o statkach podszkolić... I nie zapomnij o kapitanie jeszcze!
Nim zasnął, zdołałby jeszcze parę nawet dłuższych dialogów posłyszeć. Z początku sen nie zapowiadał się nazbyt sensownie, ale później przybyła do niego jego Camill...



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group