To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Herbaciane Łąki - Różany pałac

Anonymous - 22 Styczeń 2011, 19:09

Vash spojrzał na Blaise'a. Pewnie nagle dopadła go trema, lub też nie wiedział co powiedzieć. Mężczyzna uśmiechnął się lekko, co było widoczne jedynie przez ułamek sekundy. Vash musiał uratować sytuację. Lekko odsunął się, jakby nie chcąc mieć kontaktu z wyimaginowanym mieczem. Przeszedł trochę na bok, jakby okrążając nowo przybyłego bacznie go obserwując.
- Ach, więc szanowny kapitan straży raczył się zjawić. Zapewniam, iż wielki doża był tutaj bezpieczny, tak jakby go wrzucić w sam środek rozradowanych, wiernych i zadowolonych z jego rządów mieszkańców Wenecji. - powiedział dość spokojnie, z lekką żartobliwą nutką w głosie.
- Oczywiście może mi kapitan nie uwierzyć, ale po prostu mówiłem, jak wielka jest moja radość z tego, że mogę zwać się jednym z jego poddanych. - mówił wypełniając wszystkie swoje słowa dobitnym sarkazmem. Vash spojrzał teraz na Blaise'a, który nagle stanął jak słup soli. Miejmy nadzieję, że da radę pociągnąć swoją rolę do końca.

Anonymous - 22 Styczeń 2011, 19:24

Neko siedziała rozglądając się za osobą do tańca. Po pewnym czasie zwątpiła w to, że ktoś z nią zatańczy. Jej myśl sięgnęła wyglądu Vasha. Pewnie by mu się nie spodobała czy coś innego! Ciągle myślała o tym jak jest on męski i jak dobrze gra scenariusze na scenie. Była zaskoczona, że w końcu ktoś się jej spodobał. Pewnie i tak nawet z nią nie zatańczy. Nie miała go o co pytać, lecz spróbować zawsze można. Tylko gdy skończy się przedstawienie to podbiegnie do niego i pogada z nim. Po chwili zabuczało jej w brzuch. Pobiegła do bufetu i poprosiła barmana o dwie babeczki i kieliszek wina. Gdy upiła łyka zaczęło jej się kręcić w głowie. Nagle jednym "chausem" wypiła wino i wróciła na swoje miejsce, by dalej oglądać przedstawienie. Nie odrywając oczu od Vasha i nie przestając myśleć o nim rozłożyła się na miękkim fotelu. Po pewnym czasie mruknęła cichutko pod nosem :
- Na pewno i tak nikt ze mną nie zatańczy!

Tyk - 23 Styczeń 2011, 03:36

Owy spokój kotka był aż dziwny, choć trudno zaprzeczyć, że Rosarium nie wyjaśnił go sobie na własny sposób. W końcu był bal, nie wszyscy są wstanie przetańczyć całą noc. Można powiedzieć, że zwalił wszystko na zmęczenie. Teraz już nie na kotka, który nie chce go uznać za osobę dobrą i miłą, lecz na zwykłe strudzenie tańcem. Choć nie narzekał wcale na jej spokój, nie przeszkadzałoby mu gdyby ta była dziś nieco bardziej ruchliwa. Można powiedzieć, że jest to bez różnicy. Z każdym razem gdy dotykał kociego ucha myslał, że powinien już kończyć tę zabawę i powrócić na bal. Nie można przecież wiecznie izolować się od balująchych, teraz gdy wciąz trwa przedstawienie, nad którym trzeba zawsze czuwać. Nie zostawił tego bez opieki, wszak na sali wciąż są ludzie Agasharra. Mimo to czemu odbierać sobie wspaniałe przedstawienie. Pozostaje również sprawa partnera Amry, którego zapewne chciałaby złapać tuż po zakończeniu przedstawienia prawda? Agasharr miał do wygłoszenia conajmniej dwie przemowy, na szczęście żadna z nich nie musi być długą. Od niej nie zależy też czy zostanie wybrany prezydentem, ani też nic innego co możnaby nazwać istotnym. Na dodatek o jej obróżce nie przypominał prawie nigdy, na dodatek miał prawo jej dotknąć. Nie można też tego przyrównywać do bluzki. Kotka trochę przy tym poniosło ot! Jednak to da się wybaczyć. Rosarium na razie nie reagował. W końcu stos za coś takiego nie czeka, choć gdyby posłuchać Amry i jej opinii o biednym Tyku, to teraz zapewne byłaby właśnie palona. Kotek jednak rozpowiadał wesoło o tym co zjadłby na kolację. Po tym jednak nastąpiła chwila, w której biedneo kotka trzeba upomnieć. Rosarium postanowił zrobić to jednak delikatnie i spokojnie. Tyk, co dziwne, pozwolił jej wstać, nawet przy tym nieco pomagająć gdyby ta chciała wrócić do głaskania. Gdy ta znalazła się już w pozycji siedzącej oparła palce na jej podbródku i skierował spojrzenie na siebie.
- Kotku nie przeszkadza mi twoje mruczenie, miauczenie czy jakikolwiek okrzyki radości. Jednak nie podobają mi się te nieprzyjazne dźwięki. Przecież ostrożny jestem, więc przesadnie się wćsiekasz
Każdy przecież wie, że złość kotki może ją doprowadzić do zguby. To nie tak, że Rosarium chętnie ją pali. Ceni ją jako muzyka i woli unikać kar, choć gdy ta jest niegrzeczna te są konieczne. Jednak zawsze lepiej owej konieczności unikać. Tak teraz skończyło się tylko na upomnieniu.
- Przerwa nieco się przeciąga, dlatego też wracać na sale balową musimy. Nie odchodź jednak daleko, będę cię jeszcze potrzebował. Możesz jednak złapać swojego partnera. Możesz się mu przedstawić jak chcesz.
Tutaj powinno nastąpić pociągnięcie Amry na kolana, to niestety nie nastąpiło. Co prawda powinien to zrobić, ale nie pasuje mi to zupełnie do postu. Po prostu tutaj mówi, że trzeba wracać, a nagle ją ciągnie na kolana? Wstał ze swojego miejsca i odwrócił się wyciągając dłoń w kierunku kotka.
- Skoro musimy to wracajmy i do zabawy się dołączmy.

Anonymous - 23 Styczeń 2011, 09:24

Blaise stanął jak słup soli z konkretnych powodów. Nie z tremy czy braku tekstu na końcu języka - choć może to również było pewnym powodem. Nie miał tak wybujałej wyobraźni jak poszczególni. Pojawienie się strażnika mogło pozytywnie wpłynąć na jego plan, ale to schrzanił - po prostu to schrzanił. Powinien odezwać się zły od razu po przyjściu nowego aktora, a nie stać w oczekiwaniu na wypowiedzieć współgracza. No cóż, bywa. Mógł to teraz wykorzystać inaczej, zmienić troszeczkę swoje pierwsze założenie. Dożą w obecności strażnika zaczął miotać wzrokiem po podłodze, a potem spojrzał jeszcze raz na arystokratkę i widocznie wpadł mu do głowy nowy szatański pomysł. Co on znowu wymyśli? Nowe podatki?
-Obecny tu plebs. -zaczął znając życie dość długi wywód do strażnika. Świadomie użył tego, w miarę obrażającego skrótu. Niech prawo od początku pozna jaki jest rozdygotany całą tą sprawą.
-Wypuszczał swoje sądy, jakoby ja Wielki Doża Wencki planuję zniszczyć cały nasz kochany kraj. - powiedział chowając do pochwy wyimaginowaną szablę. No tak, mimika jego głosu była godna pochwały, wiedział przynajmniej gdzie dodać akcent. Spojrzał jeszcze raz na wszystkich zebranych, a w pewnej chwili objął ramieniem swoją narzeczoną. A nuż akcent kobiecy się przyda?
-W dodatku groził mojej przyszłej małżonce. - dodał z niemałą goryczą w głosie. Jak w ogóle mógł, tak pięknej damie. Czyżby szaleniec?
-Jestem tym głęboko urażony i zbulwersowany. - dodał na koniec, w przenośni położył liść laurowy na zupie. Tak by wszystko miało właściwie docelowy wygląd - zranionego arystokraty i agresywnego pseudo mieszczanina..

Anonymous - 23 Styczeń 2011, 09:52

Vash miał chwilę, aby przyjrzeć się widowni. Powoli rozglądał się po wszystkich. Trzeba przyznać, że nie każdy interesował się sztuką. Niektórzy tańczyli, inni też częstowali się przy bufecie. Vash miał teraz okazję przyjrzeć się dziewczynie, którą wcześniej zauważył, gdy płakała. Wydawało się, że śledziła ona wszystko, co działo się na scenie, a przynajmniej wszystkie jego ruchy. W tym momencie gra aktorska jakby znowu ruszyła. Vash uśmiechnął się lekko. Więc Blaise postanowił w końcu się odezwać. Trzeba było to jakoś skontrować.
- Szanowny Dożo, nie są to osądy bynajmniej wzięte z dna mojej wybujałej wyobraźni. Po prostu mówię o tym, co od samego Wielkiego Doży usłyszałem, gdy rozmawiał ze swą towarzyszką. A skoro już o niej mowa, to nie pamiętam, abym jej groził. Mówiłem tylko o tym, jak ludzie z mojej klasy społecznej są niezadowoleni z Twoich osądów, kar i podatków. Stwierdziłem też, że jestem gotów oddać za ten kraj życie. - mówiła aż zbyt spokojnie Vash. Było jednakże zaznaczone, że jego postać ma cenić dobro Wenecji bardziej niż swoje własne życie, więc w takiej chwili raczej nie było lepszej wersji zachowania, a przynajmniej mężczyzna go nie dostrzegał.

Anonymous - 23 Styczeń 2011, 14:31

Humor dzisiaj jej nie dopisywał. Czuła się źle, delikatnie powiedziawszy. Nie wiedziała, czy spowodowane to było dużą ilością alkoholu jaką spożyła poprzedniego dnia, aczkolwiek na pewno miało to swój udział w jej złym samopoczuciu, czy też ta pogoda, a może sama świadomość obowiązku pojawienia się na balu.
Niby było ciepło, wręcz upalnie. Jednakże kobieta była zmęczona i przygnębiona. Dlaczego? Może czuła się samotnie. Od zawsze była wyrzutkiem. Mimo, że zgrywała wielką damę, z pewnością zamieniłaby swoje skomplikowane życie na coś bardziej normalnego. Brak rodziny potrafił doskwierać. Wiele dzieci uważa, że gdy nie ma się opiekunów można wszystko. Nie ma niczego bardziej mylnego. Nieraz pragnęła usłyszeć proste słowa "kiedy wrócisz?", "gdzie się podziewasz?". Może to głupie, ale właśnie tego jej brakowało. Szybko pozbawiono ją rodziny. Dzieci ponoć potrzebują uczuć, jednakże ona nie otrzymała ich wystarczająco wiele, może stąd ta oschłość i ciągłe ukrywanie swych emocji. Nawet w świecie szlachty trzymała się na uboczu, mimo swej całej popularności. Była niedostępna i tak miało pozostać. Ciągłe bycie samemu już dawno weszło jej w krew.
Wreszcie przemogła się i weszła do sali przepełnionej ludźmi. Wszyscy się śmiali, posługiwali się wcześniej dokładnie wyuczonymi gestami. Od tej całej obłudy robiło jej się po prostu nie dobrze. Szlachta bawiła się w najlepsze. Wytworna muzyka, wytworne stroje. Jako przedstawicielka Szlachty nie miała wyboru, musiała się tutaj pojawić – tego wymagała etykieta. No cóż może się chociaż rozerwie, ponabija z tych nadętych pacanów.
Oczywiście nie została niezauważoną. Już takie małe przekleństwo ciągło się za nią od dawien dawna. Im bardziej chciała pozostać niezauważoną, tym bardziej reszta się jej przyglądała. Dziewczyna roztaczała wokół siebie jakąś nieznaną aurę. Może tak działały jej piękne czekoladowe włosy sięgające połowy pleców, a może zgrabne ramiona, które w tej chwili miała całkowicie odkryte. Ciężko stwierdzić.
Krokiem pełnym gracji udała się do osamotnionego stolika, przy którym postanowiła spędzić resztę wieczoru. No i oczywiście przy lampce dobrego wina, które pomału stawało się jej najlepszym przyjacielem. Delikatnie opadła na krzesło krwistoczerwonymi oczyma obserwując zgromadzony tutaj tłum. Zgromadziła się tutaj chyba cała elita. Były i starsze dostojne damy plotkujące o każdym, kto bardziej rzucił im się w oczy. Zinthrilla zdawała sobie sprawę, że nie szczędzą jej epitetów. Młode dziewczęta ciągle tańczyły w obcięciach młodych kawalerów. Starsi panowie jak zwykle toczyli rozmowy o interesach. Tak było zawsze, na każdej szlacheckiej uroczystości.
Dlatego też, nie wielbiła się w obcowaniu z arystokracją. Prowadziła swoją własną grę. Na pierwszy rzut oka wydawała się być osobą o nade przyjaznym usposobieniu. Dziewczyna powszechnie wzbudzała szacunek. Jednakże wiadomo było, że osoba która raz jej podpadnie, przepadła u niej na wieki.

Anonymous - 23 Styczeń 2011, 16:54

Wracać... no właśnie. Nie ma się już co rozchodzić na rozmową, w końcu dobiegła ona końca, a przynajmniej tak mogło się wydawać. Właśnie dlatego zamiast polemizować na temat odgłosów i syczenia, którego sama też się wstydziła, podała Tykowi dłoń i wstała, a raczej zeskoczyła z ławeczki z wrodzoną gracją. Był to skok piękny, taki jak w bajkach, gdzie nikt nigdy się nie zachwiał, a stopy po trafieniu w grunt wcale nie zabolały. Bo nas to często spotkało, prawda? No, przynajmniej mnie tak. Nie chodzi tu jednak o to, bo jak zwykle zbacza się z tematu w podobnych wywodach.
Tak jak w drodze do labiryntu tak i teraz dłoń przesunęła się na ramię mężczyzny. Damie nie wypada iść samej, a mężczyźnie na to pozwolić. Dlaczego? Nie powinien mieć na sumieniu brudnej sukienki i obitych kolan gdyby panienka przypadkiem się przewróciła. W dodatku kto nie lubi gdy ładna istota jest przyklejona do jego boku? No właśnie, raczej nikt. Amry za to korzystała z ciepła, którego zawsze łaknęła, nawet gdy rozgrzana kończyła typowo ognisty taniec.
- Co jeszcze jest zaplanowane na czas balu poza przedstawieniem? W końcu się nie dowiedziałam.
No tak, bo do Agasharra trzeba wprost żeby przypadkiem nie wymigał się jedną ze swoich enigmatycznych wypowiedzi. Ładny uśmiech pojawił się na jej buźce. Nie rozanielony, nie miły, a ładny, politycznie poprawny i nic więcej. Nie poczekała nawet aż ten postawi pierwszy krok w stronę wejścia tylko lekko go pociągnęła. Nie, raczej poprowadziła jak w tańcu, podświadomie stawiając kroki w takt walca. Nadal grał w jej duszy, no, niestety.
Wypadałoby jednak wspomnieć, że gdy tylko przekroczyli próg dziewczyna jakby rozpłynęła się w tłumie. Wyswobodziła ramię i nie czekając na ostatnie instrukcje wmieszała się w feerię barw. Rzuciła tylko ciche "przepraszam", by nie wyglądało to niegrzecznie. Musiała dotrzeć do sceny za wszelką cenę by sprawdzić jak Barti daje sobie radę. Dlatego też przedostała się między nogami wszelkich widzów, choćby miała to zrobić na czworaka i siadła w klęczki przy płomiennym okręgu. Tak przynajmniej nikt jej nie zasłoni, a ona trochę odpocznie przed kolejnymi tańcami.
Najpewniej też nikt jej nie zauważy. Zapomniała tylko o fakcie, że osoby niewidzialne czesto są potrącane i...mogli ją wykopać prosto na scenę. Teraz jednak kołysała się nieco w rytm Romance anonimo, który właśnie wygrywała orkiestra. Najwyraźniej stracili już wenę i nie wiedzieli co pasowałoby do całej sytuacji. W dodatku bali się że Amry zaatakuje ich z dzikim okrzykiem jeśli przestaną grać. No ale panowie, bądźmy poważni. Przecież ona nie jest aż tak straszna, prawda? No, raczej nie. Choć pozory mogą mylić przecież, a przezorny zawsze ubezpieczony.
Dodatkowym utworem może być Estudio en mi menor Francisca Tarragi.

Anonymous - 24 Styczeń 2011, 14:07

Doża zignorował pogardliwy ton dowódcy. Tylko dlaczego? Normalnie powinien zwrócić na to uwagę, posłać mordercze spojrzenie czy coś w tym stylu. Zazwyczaj tak zachowywali się ludzie, gdy on ich okłamywał, a oni doskonale o tym wiedzieli tylko nie mieli dowodów.
Całkiem prawdopodobne, że udał, że tego nie zauważył. Po cóż miałby się użerać nim skoro i tak za kilka godzin wtargną tu wrogie wojska.
Właściwie taki obrót sprawy był bardzo na rękę Bartimaeusowi, może szybciej uda się to zakończyć. Szkoda mu było zakończyć swą grę zaledwie po kilku wypowiedzianych słowach, lecz jego zmęczenie co raz to bardziej dawało się we znaki. Był na nogach od wczesnego ranka, przebył długa drogę i w dodatku tańczył, o. Niego organizm nie był przystosowany do takich dni jak ten. Zazwyczaj sypiał do południa, a przez resztę czasu nie robił nic konkretnego. Jedynie od czasu do czasu ćwiczył, jednak nie przez ostatnie dni.
Zresztą już miał nieco dość tego całego szumu, jak już wcześniej wspomniałam takie uroczystości to nie dla niego. No tak, ale to nie to jest jego problemem na tę chwilę. Pozostali aktorzy postawili go w takiej sytuacji,że nie wiedział co powinien zrobić. Od strony doży nie doczekał się żadnego rozkazu, zaś słowa plebejusza nie były przekonujące. A arystokratka? Ona najwyraźniej była na tyle przerażona tą sytuacją, że zaniemówiła. A szkoda, bo jej wypowiedź może nasunęłaby jakiś pomysł Barti'emu, a może jeszcze bardziej zagmatwałaby ta sytuację. Wtem przypomniało mu się coś istotnego, co mógłby wykorzystać, by uznać doże winnego zdrady Wenecji. Co takiego? Ha! Jeśli ktoś uważnie słuchał z pewnością już wie. Co prawda dowódca straży nieco naciągnie fakty, ale liczy się efekt, prawda?
- To śmieszne. Dlaczego Wielki Doża Wenecki miałby niszczyć ten kraj? Cóż mu by było po tym? No i w jaki sposób miałby to uczynić? Zanim zostaniesz aresztowany może raczysz powiedzieć co konkretniej uważasz, że słyszałeś? Chętnie posłucham - zapytał rozbawionym tonem uważnie obserwując Vash'a. Jego celem było dostanie dowodu na to, że władca coś planuje. Miał nadzieję, że ten moment rozmowy już został wychwytany przez mieszczanina.

Tyk - 24 Styczeń 2011, 15:26

Gdy Rosarium został już sam postanowił działać. Stał wśród tłumów oglądających przedstawienie w samym centrum Jeszcze czas, niech ostatnie ze słów dopowiedzą. Musi jeszcze wszak usłyszeć jaka ma miejsce sytuacja na samym środku. Słyszał słowa strażnika. Idealnie by teraz zakończyć. Logicznie przecież zostało to wyjaśnione, czemu plebejusz do głosu nie zostanie dopuszczony. Tłum szybko go zauważył, niektórzy chcieli wiedzieć co dalej. Jedynie na krótkie rozmowy sobie pozwolił powoli krocząc ku płomiennej scenie. Gdy znalazł się już na jej krawędzi zatrzymał się i po gościach rozejrzał. Na twarzy jego uśmiech się pojawił, a on przekroczył płomienie. Ręce wzniósł w górę, tuż po tym jak klasnął głośno. Chciał by zarówno aktorzy jak i pozostali zwrócili uwagę na jego obecność. Odczekał chwilę, Nie trzeba się zbytnio śpieszyć. Dłonie swoje opuścił i przemówił.
- Tak właśnie działo się wiele lat temu w morskim kwiecie Italii. Jak się skończyło słowem moim wam przekaże. Aktorzy mogą już odpocząć, bądź zatańczyć jeśli taka jest ich wola.
Spojrzał na aktorów, po czym podziękował im jeszcze za współpracę. Teraz powinien dać im jakieś prezenty, lecz te dostaną później, gdy tylko tajni współpracownicy Rosarium ich dopadną. Kontynuował więc swoją przemowę.
- To prwada, że szary Wenecjanin został aresztowany, w więzieniu przez dni trzy siedział. W tym czasie rozegrały się sceny dziwaczne. Wypuszczony przez tego, który do lochu go wsadził, lecz bez żadnej nagrody. Doża na stosie spłonął, tuż po tym gdy straż wygrała walkę z najeźdźca. Kto ich zawiadomił do dziś tego nie wiemy, lecz kogo obwiniono wiemy. Po tym wydarzeniu karnawał się odbył, którego rozpoczęcie koncert wspaniałego muzyka uświetnił Ja również nie zapomniałem o tym elemencie historii
Gdy już powiedział co powiedzieć miał na środku sali pojawił się instrument, o którym dobrze wiemy. Skierował swoją twarz w stronę Amry, która oczywiście już teraz powinna podbiec do instrumenty zwiedziona nim niczym żeglarze syren śpiewem. Oczywiście nie wszystko musiało iść aż tak dobrze. W końcu przedstawienie nazbyt się przeciągało. Bal miał się skończyć w niedzielę, a jest już dzień opóźnienia. Niczyja to wina, a kto mi o tym przypomniał wiemy. Rosarium pozostawił instrument na środku, okręg z płomieni jednak pozostał. Agasharr odwócił się i powoli wrócił do tłumu idąc przez niego. W tym to momencie do aktorów podeszło osób kilka, każdy z nich trzymał w ręku coś co wkrótce wręczył. Dla doży był to worek pełen czekoladek ukrytych pod postacią złotych monet. Natomiast w wypadku arystokratki można mówić o dużym sercu wypełnionym czekoladkami. Plebejusz otrzymał czekoladowe herby Wenecji wrzucone do głębokiej szali wagi. Ostatnio z osób - strażnik, dostała hełm żołnierski wypełniony tarczami, które również były oczywiście czekoladkami. Mówiąc prościej wszyscy dostali doskonałej jakości czekoladę. Blaise dodatkowo został poproszony o udanie się wraz z nagradzającym. Rosarium kierował się powoli ku schodom skąd przybył. Nie miał problemów z przejściem.

Anonymous - 24 Styczeń 2011, 18:34

Zdążyła jeszcze na koniec! Ale za to jaki koniec... dwie kwestie, tylko dwie kwestie zostały przewidziane dla biednego Bartiego! No co za tupet miał ten cały Agasharr, że tak bezczelnie przerywał całe przedstawienie. Ale lepiej niech się nie dowie o tej wypowiedzi, bo nie tylko Doża, ale i kotka spłonie na stosie za herezje. W sumie... nie spodziewała się że aktorzy dostaną aż tyle czekolady, nie sądziła że cokolwiek dostaną, a tu proszę, takie smakołyki! Ot, tak w skrócie można streścić całe przedstawienie. Gorzej było już z dalszą częścią która wymuszała na dziewczynie wstąpienie do kręgu ognia. Zaraz, zaraz, że ona niby ma przekroczyć te przeklęte płomienie zwabiona kawałkiem drewna z klawiszami? A phi! Tak nie można, to oszustwo, przekupstwo i szantaż! Ale nikogo to raczej nie interesowało. Nawet ona sama zrezygnowała z prychnięć i parsknięć, zaintrygowana konstrukcją tego organopodobnego tworu.
Na pierwszy rzut oka stół, wycięty w dość opływowy kształt. Przynajmniej z jednej strony. Blat uniesiony ku górze. Na jego wewnętrznej stronie wymalowane dwie róże, biała i czerwona, komponujące się z idealną czernią drewna. No tak, heban. Nie zwykło się tworzyć instrumentów z hebanu. Ani z kości, ani nawet z drewna bukszpanowego, choć podobno fujarki z tego materiału mają niesamowity dźwięk. Z szerszej strony dwa rzędy klawiszy wieńczą dzieło dość małych rozmiarów. Nie, nie jest to fortepian. Nie jest to też pianino, a klawesyn. Dość oryginalny instrument kojarzony często z renesansem.
Nim Amry zdała sobie sprawę, że Tyk spodziewał się teraz koncertu na nowym nabytku, już przesadziła okrąg i siedziała na niewielkim stołeczku, gładząc klawisze. Najpierw powoli, ostrożnie, wyczuwając ich gładką teksturę pod palcami. Powinno działaś jak zwykłe pianino, albo organy. Dlatego też nacisnęła kilka klawiszy, przekonując się o tonacji i wprawnym nastrojeniu instrumentu. Dźwięk wydobył się z niemałym wysiłkiem. Klawiatura działała ciężej niż to zwykle bywa z klawiszowcami, nie narzekała jednak. Szeroki uśmiech rozbłysnął na jej buzi, a towarzyszyły jej wypieki nie tyle czerwone, co różowawe, poziomkowe z radości i niedowierzania. Nowy! Cudowny! Wspaniały!
I nie było już nic więcej do powiedzenia, bo palce instynktownie zaczęły szukać odpowiednich dźwięków. Trafiały bezbłędnie, wybijając nigdy niezasłyszaną przez nią nigdy Sonatę w D-dur Scarlattiego. Nie potrzebowała nut, ot po prostu przelewała na instrument to co w duszy jej grało, a można było się spodziewać, że to właśnie entuzjazm wybijał rytm w jej sercu, więc i muzyka musiała być allegre.
Jak można było się spodziewać, muzycy po pierwszej części dołączyli się do tego koncertu. Jedni chwycili za gitary, inni za skrzypce, nawet jakiś kocioł ozwał się w tle, tworząc prawdziwą orkiestrę symfoniczną jakie zwykle chodzi się usłyszeć w filharmonii. Jupi. I wszyscy szczęśliwi. A co!

Anonymous - 24 Styczeń 2011, 19:07

Przedstawienie ciągnęło się nieznośnie, bo jakby nie patrzeć po słowach nowego aktora - strażnika sytuacja rozstała rozwiana i by nie ciągnąć nudnych monologów, trzeba by zmienić scenerię - a na to nie liczył. W końcu nawet teraz byli pozbawieni rekwizytów. Na całe szczęście na plac ''boju'' wtargnął sam organizator przedstawienia i zaczął swój wywód. No cóż, końcówka była nawet dla wszechwiedzącego Blaise'a zaskoczeniem. Spłonął na stosie? No nie podobało mu się to, a głównie przez narastająca z roku na rok megalomania i poczucie o własnym wartościu. Obserwował dokładnie prowadzącego. Ile jeszcze osób na raz będzie go intrygować? Towarzyszy do gry już dawno sobie odpuścił, nie byli ciekawi, albo przynajmniej nie zrobili niczego - na tyle niezwykłego i wychodzącego z głębi duszy, żeby od razu jego myśli pochłonięte zostały przez przypuszczalne obrazy ich życia. Kiedy podszedł do niego jeden z usługujących trochę się zagapił i nie zauważył wręczanej mu nagrody. Na kogo tak namiętnie patrzy? Tajemnica, może po prostu zauważył kogoś na tyle istotnego w tłumie, że przez chwilę odcięto mu dojście rzeczywistość. Przeprosił kelnera kiwnięciem głowy i jednocześnie podziękował za mieszek, pełen - jak przypuszczał po prezentach innych - czekolady. Dlaczego sam najpierw nie sprawdził? Bo uważał, że to niegrzeczne. Prezenty powinno otwierać się, kiedy ich dający nie widzi - by w razie czego ukryć niezadowolenie. Skłonił się nisko do zebranych, a raczej nowych przyjaciół z planu. Chociaż ''przyjaciół'' to na pewno za mocne słowo, a przezwać ich znajomym też nie może. W końcu nawet nie wie kim są, ale może w tym jest cała magia?
Ruszył w milczeniu i rozważaniu za jednym ze ''służących'', ciekawe co organizator od nie go chce. Może to zamyślenie było wywołane głodem, w końcu miał cały mieszek drogiej czekolady!

Anonymous - 24 Styczeń 2011, 22:12

Właśnie oczekiwał odpowiedzi, gdy na scenę wszedł gospodarz. W jakim celu? Zapewne zakończyć to przedłużające się przedstawienie. Co prawda Barti nie zdołał dokończyć akcji wedle własnej inwencji, ale w duchu cieszył się, że Agasharr im przerwał. Co prawda jego rola w przedstawieniu była niewielka to i tak chyba większa niż w zamierzeniu miała być. No cóż tak to jest gdy wybiera się z tłumu zbyt ambitnego aktora, o. Nie chciał by postać dowódcy straży miała na celu jedynie wejście i oświadczenie, że mieszczanin zostaje aresztowany. To byłoby po prostu nudne.
Usunął się w tłum ludzi jak najprędzej. Wzrokiem szukał dziewczyny, która towarzyszyła mu w tańcu, albo na odwrót - on był jej towarzyszem? Nieważne. Chciał zamienić z nią jeszcze kilka słów. Już ją wypatrzył, gdy przed nim zjawiła się jakaś osoba, która wręczyła mu hełm wypełniony czekoladkami w kształcie tarcz. Phew, skąd ten pomysł, że wszyscy lubią słodycze? W tym akurat wypadku Rosarium się przeliczył. Owszem dachowiec był typowym przykładem łakomczucha, ale gustował raczej w słonych i pikantnych potrawach.
To było miłe, że Rosarium zagwarantował osobom, które mogły nie mieć ochoty do brania udziału w tym przedstawieniu taką małą rekompensatę. Lecz Britmaeus nie był typem, który docenia takie gesty. Cóż mu po tym, skoro mógł się skazać na pośmiewisko całej sali? Tego nawet największy wielbiciel ciastek nie wybaczył by za worek najlepszych smakołyków. Przez to wszystko stracił ją z oczu, że też musiał wybrać ten moment.
No cóż... przynajmniej ma hełm, o. Założy go by zakryć uszy gdy uda się do świata ludzi . Nie bierzcie tego na poważnie po prostu naszła go taka głupia myśl. Choć jeśli chodzi o samą wycieczkę to planował ją kiedyś zrealizować. Chciał się przekonać się czy te wszystkie plotki o tamtym miejscu są prawdziwe. Nasłuchał się niemało i wszystko to wydawało mu się tak nierealne, że po prostu musiał to sprawdzić to na własne oczy. Tak, tak, wiem, że nie na temat.
Kot poruszył uchem słysząc muzykę. Podniósł głowę przestając przyglądać się swojemu prezentowi i spojrzał w stronę, z której dochodził ten cudowny dźwięk. Niby nic dziwnego, w końcu orkiestra nie przestawała grać, ale ten instrument był bliżej niż reszta, a Barti był ciekaw kto na nim gra. Wcale nie zdziwił się widząc przy nim Amry, najwyraźniej się minęli. Uh, więc jednak nie będzie okazji by porozmawiać. No nic, pozostało mu wpatrywać się w to z jaką gracją uderza w klawisze. Rozmarzył się przy tym nieco. Nic w tym dziwnego w końcu była piękna i utalentowana. Wprost ideał. Ah i te jej ogniste ślepka...
Gdy przyłapał się na tej myśli miał ochotę klepnąć się w czoło. Co on sobie wyobrażał? Że po balu spotkają się przypadkiem i rozpoznają? To nie ta bajka. Zdecydowanie. Poza tym kto byłby w stanie wytrzymać z taką maruda jak on? Byłaby tylko kolejną osóbką, której złamał serduszko. Właściwie nic nowego. Z reszta miał zbyt śmiałe wyobrażenia i mniemanie o swojej osobie. Zapewne ona traktuje go jako szarego mieszkańca tej krainy, z którym przez przypadek przyszło jej tańczyć. I nic więcej.
Westchnął cicho. W tym momencie, chciał tylko by to wszystko zakończyło się jak najprędzej. Jeszcze musiał poszukać sobie miejsca do spania... Nawet nie wyobrażanie sobie jak bardzo nie chciało mu się tego robić, no ale nie będzie przecież spał na dworze, prawda?

Anonymous - 25 Styczeń 2011, 19:25

Grała. Grała z zamkniętymi oczami, pozwalając by palce same wodziły po klawiszach niczym po ciele kochanka. Dosłownie, tak, można było zauważyć tę finezję i uczucie gdy gładziła kawałki kości, kołysząc się lekko nad instrumentem. Ale czy trwało to długo? Zapewne nie. Niemal cała sala umilkła, a przynajmniej ta arystokratyczna cześć, która już z przyzwyczajenia i grzeczności pozwalała grać muzykom.
Sama nie wiedziała czy to ta cisza, palące spojrzenie zamaskowanych istot czy wymowne chrząknięcie jakiejś damy pozwoliło jej palcom zboczyć z wcześniej obranej trasy i zakończyć wszystko kilkoma głośnymi akordami. Choć dźwięk miał się wyciszać, przechodząc z allegre na adagio, teraz nie była w stanie kontrolować drżących dłoni. W każdym razie koncert prędko dobiegł ku końcowi co zapewne wyszło na dobre wszystkim zebranym tu gościom.
Dziewczyna w tym czasie wstała z haftowanego stołeczka i wyprostowała się twarzą do widowni. Jej czerwone ślepia spoczęły jednak na Barimeusie na dłuższą chwilę nim opuściła skromnie głowę brzy głębokim ukłonie. Oczywiście rąbek sukienki poszybował ku górze, tak samo jak jeden z kącików ust, co mógł zobaczyć tylko dobry obserwator. Nie czas jednak rozchodzić się nad mimiką, bo Amry tak szybko jak wstała, obróciła się tyłem do ludzi i objęła klawesyn jak dziecko ukochanego pluszowego misia którego właśnie dostało na urodziny.
- Przez resztę wieczoru zabawią państwa moi muzycy. Do zakończenia.
Słowa zapewne zostały zagłuszone przez dalsze rozmowy i śmiechy tłustych upudrowanych demonic z kieliszkami wina tak czerwonego jak świeża krew prosto z tętnicy. Nie przeszkadzało jej to, ba, było nawet na rękę, bo dawało jej jeszcze chwilę do pogładzenia malowanego drewna. Minuta, dwie, potem instrument zaczął się rozsypywać w popiół, zaczynając od ogona, a kończąc na klawiszach. Wraz z nim znikała też kotka. Jedno ramię, tulów, nogi, zamaskowana twarz i w końcu druga dłoń... Wtedy zawiał wiatr, a cała kupka pofrunęła gdzieś pod sufit.
Musiała odtransportować nowe cacko do biblioteki. No i nacieszyć się nim w spokoju. W głowie kotłowały się już partytury, nuty, akordy, pauzy, takty i arpegia. Musiała im poświęcić sporo czasu.
Ale wróci! Nie bójcie się, bo jeszcze zostaniecie zawaleni literackim i muzycznym spamem gdy tylko oswoi się z dzieckiem jakie wydał jej Jakże Wspaniały i Dobroduszny Pan Agasharr.

Anonymous - 28 Styczeń 2011, 15:29

A więc przedstawieniu nie dali koniec oni, lecz sam organizator imprezy. Może to i dobrze, bo w sumie Vash'owi powoli kończyły się pomysły. Powolnym krokiem zszedł ze sceny. Wypadałoby coś jeszcze zrobić na tym balu. W sumie teraz przypomniało mu się, że jeszcze z nikim nie zatańczył. To mogło być ciekawe doświadczenie. Pozostawało jedno pytanie - z kim ? Vash widział na całej sali wiele napuszonych arystokratek. Nie, do nich nawet nie miał zamiaru podejść. Nagle coś sobie przypomniał i podszedł do Neko - dziewczyny, która cały czas oglądał przedstawienie i wydawał się śledzić każdy gest aktorów, a przynajmniej jego. Mężczyzna uśmiechnął się do niej lekko.
- Witaj. Czy zechciałabyś ze mną zatańczyć ? - zapytał wyciągając w jej stronę prawą rękę, przechylając lekko głowę. Cóż, widać było po dziewczynie, że była jeszcze bardzo młoda, jednakże najpewniej bardzo podobało jej się przedstawienie, więc mogła istnieć szansa, że się zgodzi.

Anonymous - 29 Styczeń 2011, 21:33

Najwyraźniej skończyła wcześniej zapoznanie z instrumentem, bo już niedługo pojawiła się na schodach już po raz drugi. To zdecydowanie za dużo, no ale co poradzić? Może akurat tym razem też nikt jej nie zauważy. Żeby się o tym upewnić przyspieszyła i po prostu zeskakiwała ze stopni jeden po drugim, unosząc wolną ręką rąbek sukienki. Drugą trzymała się barierki by tym razem nie polecieć na twarz. Pewnie gdyby nawet biegła z zamkniętymi oczami to nic by się jej już nie stało. Pamiętała każdą nierówność na dywanie a nawet długość stopni, by móc odpowiednio dopasować nogę.
I dotarła bez szwanku. Przystanęła na kilka sekund by rozejrzeć się i upewnić że wszyscy nadal świetnie się bawią. Tańczących było coraz mniej, bal chylił się ku końcowi. Kilka osób czmychnęło do ogrodu, albo po prostu wsiadło do swoich powozów i odjechało. Musieli być niesamowicie zmęczeni zabawą na której dzieje się aż tyle. No, przynajmniej takie było skromne zdanie kotki. W końcu biegała, tańczyła, grała i śpiewała, co nie jest aż takie proste jak zwykle się wydaje.
Teraz jednak musiała dotrzeć do swoich muzyków by stanąć na ich czele przy ostatnim walcu. Agasharr zapewne zechce jeszcze wygłosić mowę którą zamknie przyjęcie, ale przed tym nie mogło zabraknąć czegoś przy czym ludzie ostudzą swoje zgrzane ciała. Walczyki są ku temu najlepsze, a ona miała już jeden przygotowany. Ot taki szczególny, bo akurat ulubiony. Dlatego też przejęła pałeczkę dyrygenta i pierwszy żeński głos.
Jak zwykle przymknęła ślepka i zakołysała się w takt nim zaczęła swoją partię.
Znam ze snu twe oczy i usta twoje znam.
Jak we śnie tę samą masz postać, nawet uśmiech ten sam.
Zawsze tylko śnię, niech wreszcie ten sen nie będzie snem...

Głos może nie był aż tak wysoki i nie drżał aż tak bardzo, ale nadal pozostawał przyjemny dla ucha dla większości, bo niestety nie można negować gustu innych.
Nie przygotowała jednak śpiewaka, niestety. Całkowicie o tym zapomniała, a nocni muzycy z jej orkiestry mieli do siebie to, że nie wykonywali niczego poza jej rozkazy. Pewnie dlatego zamrugała kilkakrotnie gdy nikt nie przerwał jej drugiej zwrotki i rozejrzała się w geście paniki po grajkach przed sobą.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group