Verna de Clare - 2 Czerwiec 2011, 11:37 Verna przystanęła nieco z prawej strony zakapturzonej kobiety. I owszem, nie widziała jej twarzy, jednakże w ogóle nie musiała tego uczynić. Znała ją, w końcu należały do jednej Organizacji. Gwoli wyjaśnienia, nigdy nie zamieniły ze sobą ni słówka, jednak twarz i postura były znajome.
Kobieta lustrowała po kolei twarze zebranych, tak różniących się od siebie kobiet. Wrażliwe uszy posłyszały szelest, a zaraz potem warczenie. Uniosła lewą brew ku górze, zerkając kątem oka na długie, jasne cielsko futrzastego węża. Słodko, Neave. Hm, gdyby się nad tym zastanowić, Verna już od jakiegoś czasu miała na celu odnalezienie i oswojenie podobnego stworzenia. Intrygowały ją one z nie wiadomych powodów. Mogła wybrać każde inne, a jednak padło na futrzaka. Wredna istotka. Uśmiechnęła się nieznacznie, błyskając jasnym, długim, wygiętym kłem, przystosowanym prędzej do kąsania i wstrzykiwania jadu, niźli rozrywania ofiary na drobne kawałeczki.
Stała spokojnie, maksymalnie rozluźniona, mając za nic poirytowanie czarnowłosej kobiety. Przekręciła głowę w drugą stronę, obserwując latający na wietrze hebanowy, połyskliwy kosmyk. Piękne.
Miała ochotę pochwycić go w dwa zakrzywione szpony, poznać ich zapach. Wargi wygięły się w zagadkowym uśmiechu. Słuchała słów Resiny, nie spuszczając z chłodnego oka bladej twarzyczki srebrzystowłosej ślicznotki. Była taka delikatna, krucha, tętniąca życiem. I to nic, iż skóra jej fakturą bliższa była szklanej powierzchni, nim miękkości aksamitu, a krwiste mięsko miast parować gorącem, nie zadowalało chłodem. Będąc w podobnym nastroju do tego, w który właśnie z wolna popadała, zatopiłaby zęby we wszystkim, co nadawało się do zjedzenia i chociaż w małej mierze przypominało zdrowego człowieczka.
Mimo wszystko nie pozwoliła swym rosnącym, dzikim żądzom zapanować nad sobą. Ona tutaj była panią. To było jej ciało.
-Jak widać - odrzekła spokojnie, rzucając jej kpiarskie spojrzenie akwamarynowych ślepi.
Przed oczyma kobiety zatańczył czerwony ognik.
Kapelusznik. Kojarzyła jej się z ożywioną Marionetką, na którą Baśniopisarz rzucił czar szaleństwa.
Wargi kobiety wygięły się w sardonicznym uśmieszku. No, no, ktoś starał się dopasować do sytuacji. Żałosne.
Gdy padły kolejne słowa zakapturzonej kobietki, błysnęła oczyma, unosząc podbródek.
-Tam gdzie krzywda, tam i ja - odrzekła bezpardonowo.
Czerwonowłosa wywoływała w Jaskółce negatywne odczucia. Miała ochotę zatopić kły w jej dłoni, sparaliżować nerwy tak, by nie ważyła się dotykać Szklanej Osóbki. Nie wiedzieć czemu, ale zachowanie Kapelusznika zabarwiało się na naruszenie prywatnego terenu. I nic to, że była tu ostatnia, gdy ogarniała ją żądza, nic się nie liczyło. Tylko to, jak zaspokoić męczący, palący głód.
Gdy zwariowane slepia poparzonej laleczki zwróciły się na nią, odsłoniła zęby w ostentacyjnym uśmieszku.
-Jak mniemam czujesz się samotna, dzierlatko - rzuciła, stukając szponem o wnętrze dłoni, co można było skojarzyć z metalicznym dźwiękiem.
Verna nie była pewna, o co tak na prawdę chodzi, ale skóra kobiety była naelektryzowana, jakby Cienista, stojąca obok, wytwarzała własne źródło energii. Ciekawe, doprawdy ciekawe.Anonymous - 2 Czerwiec 2011, 17:49 Pewnie lekko by ruszyły słowa Rudej naszą Res gdyby wiedziała, że od razu pod mur ją podstawiła i przyszyła nie równo metkę z rangą tej złej. Ale co się dziwić? Była jaka była, a raczej odnosiła się ze swoją wyższością do innych choć nie koniecznie zawsze. Były pewne wyjątki. Zależy kto i jak zachowywał się w kierunku do niej. Proste. Do tego była bardzo pewna siebie. Jej sługa wrócił, więc nie tylko miała Naevę, ale i swojego Leo, który nie tylko do walki się nadawał, ale i do tych przyjemnych spraw też. Dzięki niemu teraz Cienista miała uśmiech na ustach i była tak cholernie rozluźniona.
Res prychnęła na słowa Rudej pod nosem. Jakoś nie rozdrażniła tym Cienistej, ani nie popisała się umiejętnością pyskowania. Trudno było kogoś znaleźć na poziomie w tej dziedzinie, kto by się nie obradził za byle co.
- Dobrze by było gdyby był jeszcze taki zakaz, moja piękna. - Powiedziała ostatnie wyrazy w ten sam sposób co dziewczyna.
Skoro ona zadrwiła z byciem miłej Res, to ona z jej urody. Wszak jedynie włosy miała ciekawe nic poza tym - oczywiście w mniemaniu Cienistej. Która wsunęła papierosa do ust unosząc przez to kaptur do góry, jednak ponownie jedynie jej usta i brodę można było dostrzec.
Widząc jak idzie do 'jej' zdobyczy zmrużyła brwi, a czerwone oczy stały się wyraźniejsze. Gdyby ktoś na nią spojrzał pewnie by dostrzegł lekki błysk czerwieni. To ona do cholery miała się bawić małą, a nie one! Rude, to wredne i... zawsze podpierdzieli zdobycz! Jednak przecież Res nie zniży się do tego poziomu, by bronić Szklanej Panienki, by ją wziąć dla siebie, o nie.
Gdy padło kolejne pytanie sama Res zerknęła na stojącą obok niej Modliszkę. W dziwny sposób przyciągała ją do siebie i ta mina. Jeny..., aż Res miała ochotę zabawić się w nią w katowanie innych. Zacmokała cicho pod nosem wypuszczając dym kącikiem ust. Jednak nie odpowiedziała na pytanie Rudej.
I miała by Cienista gadać o sobie? Halo... czy ona miała wypisane na czole, że zwierza się z komukolwiek?
- Może jeszcze chodźmy na kawkę i poplotkujmy o mężczyznach, co? - Ironia w tonie jak się patrzy. - Rozbierzmy małą, przywiążmy ją do drzewa i zostawmy. I może zajmijmy się jej włosami. - Nie ma jak to ostra propozycja! Miała ochotę jej coś zrobić i tyle. Niech zapamięta, że cztery kobiety z innych ras w jednym miejscu to zła mieszanka.
Stanęła w lekkim rozkroku bawiąc się zapalniczką, gdy upuściła papierosa i wdeptała go w ziemię.
Widząc jak Szklana Dziewuszka biega wystraszonym wzrokiem od jednej do drugiej Res miała ochotę się roześmiać, ale nigdy tego nie robiła, więc trudno. Jednak była tak niewinna, że aż się prosiła os kopaniu zadka. Tym bardziej jej sformułowanie. Pod Res dosłownie nogi się załamały.
- Panie? Przez ciebie czuje się stara. - Pokręciła głową robiąc krok w jej stronę. - Co sprowadza? Może ty? - Odparła drażniąc się dalej.
Do tego czuła jak Modliszka się jej przygląda, ale kurcze sama Res jej nie kojarzyła. Bywa i leci się dalej.
Jednak choć owa kobieta zauważyła Orę! Stała obok nóg Res i nawet weszła między jej stopy, gdy ta krok uczyniła ocierając się o swoją Panią całym swoim białym futrem. Poruszyła nosem patrząc na Szklaną Dziewczynę swoimi ciemnymi oczyskami. Zaraz na Rudą dziewczynę obok. Postąpiła ku niej krok, ale zaraz zęby pokazała i cofnęła się. Chciała podejść, ale nadal miała instynkt drapieżnika. Uczyła się, że tam gdzie Pani pojawiały się inne dwunożne stworzenia i wcale nie musiała ich gryźć, ani atakować. Naevę prychnęła pod nosem i skierowała kroki do Modliszki. Powąchała powietrze dookoła niej. Ona jakoś bardziej się jej spodobała. Może dlatego, że nie była tak miła jak jej pani? Ale nim nosem dotknęła dłoni kobiety patrząc na nią nieufnie odsunęła się i podeszła jednak do Rudzielca. Usiadła niedaleko niej poruszając ogonem z trucizną na ziemi. Wyciągała pysk i wąchała powietrze, by zaraz o krok się zbliżyć. Dziwne stworzenie!Anonymous - 3 Czerwiec 2011, 22:07 "Och dlaczego one wszystkie tak na mnie patrzą?" Krążyło mi po głowie owe pytanie. Każda z otaczających mnie kobiet przypatrywała się sobie nawzajem. Jednak ich wzrok najbardziej mi przeszkadzał. Czy im również przeszkadzało to towarzystwo jak mi. Ich kolory uczuć się mieszały w głowie, co prawda mogłam przyjrzeć się niektórym bliżej ale bałam się. Bałam się kontaktu wzrokowego. Moja siła i stanowczość mnie opuszczała. Każde słowo, każdy gest i każde dotknięcie mnie że stawałam się coraz bardziej słaba, i psychicznie i fizycznie. Nawet gdy zwierze do mnie podeszło patrzyłam przerażona. Jego dotyk przekroczył moją granicę w której jeszcze umiałam utrzymać spokój. Krzyknęłam cicho z przerażenia i odsunęłam się od nich kilka kroków. Stanęła w miejscu i spuściła głowę. Moje jasne włosy przykryły mi twarz luźno opadając w dół. Przymknęłam powieki choć wiedziałam że nie powinnam tracić czujności. Była zła na siebie, na swój strach przed obcymi i towarzystwem. A przecież miałam tego się wyzbyć. Miałam być osobą miłą dla wszystkich bez wyjątku i walczyć o swoje. Nie być traktowaną jak kiedyś. Jak słabą i łatwa do zmieszczenia osóbka. Tego uczył mnie On.
-Asos
Szepnęłam do siebie, nie obchodziło mnie czy one to usłyszą czy nie. Czy pomyślą sobie o mnie znów coś dziwnego. Teraz liczyła się dla mnie moja postawa, którą musiałam poprawić.
Podniosłam śmiało głowę otwierają swe oczy i pokazując ich ciemny niebieski kolor źrenic. Wzięłam głębszy oddech wdychając zapach mięty i czując delikatny powiem wiaterku, który właśnie się przeniósł z miejsca na miejsce. Nie przejmując się niczym zaczęłam przypatrywać się kobietom.
Pierwszą na którą spojrzała była osoba najwyższa, w musztardowo-zielonej sukni, kreacji japońskiej. Patrząc na niej mogłam dostrzec że była osobą pewną siebie, a kolory jakie mieszały się w jej uczuciach były raczej mało wyraziste. Z ciemnych kolorów robiły się wyblakłe. Jednak wiadome mi było że zawsze mogły się zmienić zaś ja sama nie byłam perfekcjonistką w ich odczuwaniu. Tym bardziej gdy nie patrzyłam w oczy.
Później swój wzrok przeniosłam na Czerwoną. Kapelusznik, osoba która lubi się bawić i zadziwiać swoim humorem. Lubiła bawić się jednak nie jak dziecko, tylko stwarzać sobie zabawę poprzez innych. Taka była moja obserwacja, tylko czy było to prawdą?
Ostatnią osobą była Zakapturzona. Dlaczego patrząc na nią na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Nie widniał on długo a jednak był. Ne widziałam twarzy tej kobiety tylko posturę. Co dziwne była mniejsza nieco ode mnie jednak to ona według mnie miała najciemniejsze kolory. O tak, ona jako jednak chyba nie kryła w ogóle swych zamiarów. Byłam pewna że chce się zabawić moim kosztem. Choć wiedziałam że reszta również nie musiała mieć miłych zamiarów. A może to tylko ja widzę wszystko w ten sposób. Tego nie wiedziałam, wiedziałam tylko że nie mogę się poddać.
Mimo iż każdej osobie przyjrzałam się bardziej całość obserwacji nie trwała długo dało mi to wiele do myślenia.
-Przykro mi to mówić ale to że jestem jaka jestem, nie daje wam prawa zabawiania się moim kosztem.
Odezwałam się w końcu. Mój głos nie drgał, tak samo ja. Byłam spokojna. Ta krótka chwila przyglądania i poznania choć trochę towarzyszek pozwoliła mi na ocenę sytuacji. Prawda, byłam w najgorszej jednak to nie znaczyło że muszę od razu uciekać.
-Jak widać zebrałyśmy się przypadkiem, bo nie sądzę abym to ja była powodem zebrania choć teraz może tak to wyglądać.
Wciąż byłam spokojna a moja twarz i ciało, a nawet oczy nie pokazywały juz strachu. W ciągu tych kilku minut zmieniłam się. Tylko czy to będzie miało jakiś wpływ?
-Nie interesują mnie takie tematy, po prostu nigdy nie przepadałam za towarzystwem, tym bardziej gdy nie byli zbyt "jaśni".
Dlaczego głupio się tłumaczyłam. Przecież to nie było potrzebne. Jednak nie chciałam niczego pozostawić bez odpowiedzi. Wolałam wszystko mieć za sobą.
[miałam to trochę przerobić, gdyby Rose odpisała ale mi się nie chce]Anonymous - 4 Czerwiec 2011, 18:30 Res fuknęła na słowa Szklanej Dziewoi. Jakoś nie spodobał się jej fakt przerwania jej zabawy z nią sam na sam. Spojrzała po kobietach i odwróciła się od nich plecami odchodząc, a że była bez czelna nawet się nie pożegnała, o!
Ale miała wielką nadzieję, że z jedną z nich spotka się jak najszybciej ponownie.
Ora oczywiście podreptała za Panią.
[z/t]
(Wybaczcie, ale czekać kilka dni na odp. to dla mnie męczarnia XD)Verna de Clare - 4 Czerwiec 2011, 19:11 Verna obnażyła zęby, czując, jak jad spływa po ściankach gardła. Przełknęła kurczowo ślinę. Mrugnęła powiekami raz, drugi, przypatrując się badawczo srebrnowłosej dziewczynie, jakby dopiero teraz ją dostrzegła. Łypnęła groźnie na czerwonowłosą kosmitkę, marszcząc przy tym nieco mały nosek.
Zignorowała podchody jasnego futrzaka. Nie miała zamiaru go głaskać, nawet gdy ten zainteresowany wyciągał trójkątny, smukły łeb w stronę jej szponiastej łapy. Z doświadczenia wiedziała, że lepiej nie tykać czegoś, co należy do drugiej osoby, zwłaszcza, gdy to 'coś' mogło również chapnąć. Nie, żeby się lękała, jednak cudzych zwierząt nie ruszała, taka zasada. O ile to samo się nie przypałętało d jej boku.
Skupiła na powrót chłodne ślepia na jasnej osóbce, marszcząc przy tym brwi z konsternacją. Westchnęła. Czuła irytację zakapturzonej kobiety. Gdy odwróciła się na pięcie, fucząc przy tym niczym kocica, nie mogła się nie uśmiechnąć. Była w rozterce, a to coś dla tej kobitki zupełnie nowego.
Iść za Cienistą i jej wiernym wężem, czy zostać przy Porcelanowej Figurce. Obie postaci magnetyzowały ją swą obecnością, wysyłając sprzeczne rozkazy.
Nie była pewna zamiarów Kapelusznika, jednak musiała upewnić się, ze ta nic nie zrobi tej 'małej'. W sumie, czemu tak bardzo zależało jej na życiu jakiejś Szklanki?!
Zacisnęła wargi, przez co upodobniły się do wąskiej, surowej linii.
Uniosła szponiasty palec wskazujący do oczu, przybierając spokojną minkę.
-Radziłabym ci, dziewojo, zostawić mą własność w spokoju - odezwała się nader obojętnym głosem, jednak ton jej przesiąknięty był groźbą, którą, zapewne, nie omieszkałaby wprowadzić w życie.
Potarła szponem o opuszek palca kciuka.
-A ty, nieposłuszna dziewczyno, miałaś trzymać się z daleka od kłopotów - zwróciła swe lodowate tęczówki na kruchą, delikatną postać Szklanej Kobiety. Nie wiedziała, czemu jej pomaga. Jednak miała nadzieję, że ta mała załapie aluzję i nie wyda jej czymś w rodzaju: 'Ależ, ja pani nie znam!', a tylko zewrze szczęki i potulnie przytaknie.
Coś w jej osobie kazało Jaskółce mieć nad nią pieczę. Jednak nie wiedziała dokładnie, co.
Dziwne rzeczy się tutaj działy.
-A teraz, pozwolicie, ale oddalę się i mam ogromną nadzieję, że zrozumiałyśmy się doskonale - uniosła wzrok, wykrzywiając wargi w coś na kształt uśmieszku.
Następnie odwróciła się na pięcie i ruszyła w 'swoją' drogę, która, o dziwo, była podobną do drogi Zakapturzonej.
ztAnonymous - 5 Czerwiec 2011, 12:50 Stałam pośród tego zgromadzenia czekając na ich reakcje, która szybko nadeszła. Najpierw odeszła Ciemna, co dało mi pewną ulgę. Byłam pewna że już tak źle nie będzie. Później odeszła Musztardowa. Jednak ta odchodząc zdziwiła mnie. Pierw swoimi słowami, których nie rozumiałam. Przyglądałam się jej badawczo, zastanawiając się o co jej chodzi kiedy mówiła "mą własność", przecież ja do nikogo nie należę. Dopiero gdy odezwała się w moim kierunku zagrałam jak mi kazała.
-Wybacz, pani.
Mówiąc to złożyłam dłonie razem i ukłoniłam się lekko. Moje włosy znów lekko opadały na dół, a oczy przykryte były przez powieki. Miałam nadzieje że o to chodziło owej kobiecie, choć dziwiło mnie dlaczego mi pomaga. Z początku nie byłą tak dobrze nastawiona dla mnie. Teraz i ona odeszła, a ja odprowadziłam ją trochę wzrokiem.
Na Herbacianej łące zostałam tylko ja i Kapelusznik. Już się tak bardzo nie bałam. Wiedziałam że w towarzystwie jednej osoby nie grozi mi za wiele. Nawet jeśli jej nie znałam, ale przecież ona także mnie nie znała.
Zrobiłam kilka kroków i znów byłam przy tym samym drzewie co wcześniej. Póki co stałam obok oparta plecami o korę drzewa.
Stałam tak bardzo długo i czekałam na reakcje Czerwonej. Ale ileż można czekać? Dzień schylał się ku końcowi a ja nie chciałam zostać sama z nieznajomą w tym miejscu. Za bardzo bałam się jej nieoczekiwanych reakcji. Biorąc swoje rzeczy i żegnając się z kobietą odeszłam kierując się w nieznanym kierunku.
[zt]Anonymous - 14 Czerwiec 2011, 12:09 Patrzyłam zaciekawiona na wszystkie kobiety, jednak nic nie mówiłam. Przypomniało mi się coś. Jedynym moim wyjściem było nie mówić nic, absolutnie nic i czekać na rozwój wydarzeń. W końcu, kiedy wyszła ostatnia uderzyłam pięściami o grunt i krzyknęłam cicho. No, to tyle. Po cudownym dziele Hamneta. Zwinęłam się w kłębek z nadzieją, że nikt nie przyjdzie tu i nie zobaczy mnie. Zaszlochałam cicho raz, drugi jednak bez łez.
Czyżby jednak słowa Baśniopisarza zadziałały? Nie zmieniłam się w pasukdną bestię zabijającą jak popadnie. Cieszyłam się, na tyle na ile to udało mi ise pod tonami łez, smutku, rozgoryczenia i najzwyklejszego w świecie cierpienia.
W końcu zamknęłam oczy i oddaliłam się sama od siebie. Czułąm się teraz niczym marionetka, pusta i bez uczuć. Chciałam ich powrotu, ale dopiero, kiedy będą spokojne i zrównoważone. Na razie miałam tylko jedno wyjście.
Wstałam opierając się o drzewo i zadzierając smoking do góry. Zamierzałam znaleźć krawca i dom. Znaleźć miejsce, go którego przynależę. Nie mogłam już dłużej znieść takiej tułączki.. Tylko czy napewno ja, czy może coś, co się we mnie zagnieździło? W sumie nawet nie zdizwiłam się tą gwałtowną zmianą nastroju made by me. W końcu już od lat zachowuję sie jakbym była szalona, jakby toczyły we mnie walke przeróżne osobowości. Cóż, wzruszyłam ramionami i zaśmiałam się pod nosem. Najwyżej taka właśnie jestem. Szalona, jak wszyscy kapelusznicy.
Do stwierdzenia, że jestem szalona nie wiodła długa droga. W końcu nie znam żadnego okazu zdrowia psychicznego rzucającego się, plecącego nienawistne farmazony i jęczącego na widok zapałki. Tylko czy chwilowe szaleństwo, powodowane strachem kwalifikuje mnie, do zdziczałego i niebezpiecznego świra, jeśli na co dzień zachowuję się w miarę normalnie? Chyba z naciskiem na w miarę. W końcu dziś dałam popis zmienności. Powoli skłaniałam się ku wynikowi Rose = 0 Madness = 1.
Obciążona takimi mentalnymi zmaganiami, z suchymi i piekącymi czai przeszłam do kolejnego drzewa. Ponieważ nie wywaliłam się, uznałam że mogę już iść. Nieco pochylona do przodu wyszłam z gaju.Anonymous - 19 Czerwiec 2011, 18:15 No ogólnie było bardzo miło, ale chyba czas przejść do konkretów. Przecież misja sama się nie zrobi, tym bardziej ja nie będę jej wykonywał. To byłby skandal! Żebym ja sam musiał wykonywać zadania, które wymyśliłem?! O nie!
-To może ja drogie Panie przejdę niejako do konkretów. -rzekłem, zacierając ręce. -No więc chodzi o to, że mam taki jakby pewien problem i miałem nadzieję, że znajdę u was pomoc. -spojrzałem po dziewczynach. -Chociaż... nie, w sumie to nie jest problem. To jest misja, której wykonanie chciałem wam zlecić. Oczywiście będzie nagroda. -uśmiechnąłem się szeroko. -Z początku chciałem... 'zatrudnić' was obie, ale potem doszedłem do wniosku, że jedna mi starczy. Tylko nie mogę się zdecydować, którą wybrać... -potarłem teatralnie brodę. Były bardzo duże szanse, że się tym zainteresują. W końcu wariatki, co nie?Anonymous - 20 Czerwiec 2011, 14:30 Misja...? Pomóc... POMÓC?! To jakiś żart. Ona i pomoc? Hehe, koń by się uśmiał.
- Ja się nie piszę. Wolę zjeść kremówkę - oświadczyła otrzepując kapelusz. Po tym podeszła do jakichś krzaków, a następnie po chwili penetrowania ich wyciągnęła spomiędzy liści Banuśka i wzięła go pod pachę.
- Trzydzieści Dwa nie będzie nikomu pomagać. Ona jakoś nie jest zbyt towarzyska, wiecie? - szepnęła do Smitha i Elois, jakby nie chciała, by ta, o której mówi to usłyszała - Mówię wam, wredna baba. Lepiej się z nią nie zadawać, dobrze wam radzę - popatrzyła na nich z chorym przekonaniem.
- Nie powinnam tak o niej mówić, obrazi się... Ale z resztą co mnie to. Jej sprawa... - wymamrotała do siebie pod nosem - Banuś, idziemy - spojrzała na białego kudłacza, po czym rozglądnęła się, chcąc ustalić, w jakim kierunku się udadzą. Gdy już podjęła decyzję, postawiła jeden krok, potem drugi i tak w kółko, a tym samym oddaliła się.
[nmmt]Anonymous - 20 Czerwiec 2011, 14:55 Temat postu: ....Elois popatrzyła najpierw na smitha, potem na odchodzący szczęśliwy numerek i robiąc lekkiego zeza zaczęła się uparcie wpatrywać w swoją spódnicę. Nagle potrząsnęła głową niczym źrebak i wyszczerzyła ząbki w stronę towarzysza.
- W sumie czemu nie...? I tak nie mam nic lepszego do roboty...
W pewnym momencie podniosła się z impetem i pomaszerowała parę kroków dalej w las.
- Idziesz czy nie? - spytała, kiedy niebieskowłosa postać została w tyle. Następnie poszła jeszcze kawałek dalej, po czym siadła z półobrotu, zmarszczyła brwi i podparła ręką podbródek.
- A właściwie to co to za misja? - spytała niezbyt inteligentnym, a wręcz dziecinnym głosikiem. Zaczęła okręcać sobie kosmyk włosów wokół palca, wyobrażając sobie, że nagle zamienia się w makaron. Mniam!Anonymous - 22 Czerwiec 2011, 16:17 Patrzyłem się na Trzydzieści dwa znudzonym wzrokiem.
-Pff, to nie. -prychnąłem bez entuzjazmu i wzruszyłem ramionami, gdy skończyła paplać. Odwróciłem się do Elois, ale ona była już kilka metrów dalej. Dogoniłem ją.
-Misja? Jaka misja? -spytałem, drapiąc się po głowie. -A, taaa! -olśniło mnie nagle. -No ogólnie to musisz znaleźć takiego jednego kwiata i zasadzić go w jednym konkretnym miejscu. -uśmiechnąłem się do niej szeroko. -Proste, co nie? Po drodze co prawda pewnie spotkasz kilka potworów, mięsożernych roślin i innych takich niebezpieczeństw, ale to dobrze, co nie? Inaczej byłoby nudno! -szturchnąłem ją lekko łokciem.Anonymous - 23 Czerwiec 2011, 10:39 Temat postu: .....Elo patrzyła na niego przez chwilę, mrugając powoli i w tym samym tempie otwierając usta. Nagle skoczyła do góry i przybierając kolor jasnego indygo wrzasnęła z całej siły.
- Ale faaaaaaaaaaaaajnie! Kwiatki, potwory, roślinki, bestie i jeszcze milsze i mam nadzieję nie futerkowe stworzonka! Ale ale, ty, Satuś mam do ciebie jedno małe pytanko....
Tu nagle podeszła do niego, pochyliła się i odgarnęła mu włosy z ucha szepcząc cicho:
- Ej, ale nie będzie tam żadnych białych królików, co...?
Wpatrywała się w niego z takim napięciem, że miało się wrażenie, jakby zaraz miało ją rozsadzić. Teraz z kolei (znowu!) poczuła się straszliwie głodna, więc tym razem wyssała barwy z jakiejś rozłożystej sosny. Ojoj, nie dobrze, bo teraz była pełna energii, dzięki czemu miała ochotę dosłownie coś rozwalić. Zaczęła skakać tu i tam niczym spłoszony zając polny, a to wrażenie pogłębiał jeszcze sposób, jakim Eloissus kręciła swoim małym noskiem.Anonymous - 25 Czerwiec 2011, 12:20 Heh, nie spodziewałem się, ze zareaguje z takim entuzjazmem. Ale to dobrze. Zapowiada się ciekawie.
Pytanie? Jakie pytanie? Aaa, takie! Hmm...
-Hmm... -zamyśliłem się. -Hmm, hmm... Nie, chyba nie. A może i tak? Nie, nie będą. To znaczy będą. Nie wiem, wiesz? Nie wiem czy będą. -wzruszyłem ramionami.
<Kurde, ale mi się nie chce prowadzić tej postaci xD Chyba trochę niewyaplona jest xP>Anonymous - 6 Lipiec 2011, 08:46 Temat postu: ....Elois popatrzyła na niego jak na wariata (o słodka ironio) i zaczęła krążyć dookoła jakiejś wyjątkowo wysokiej sosny, jakby głęboko się namyślając. Kto wie, może nagle odezwała się ta jej bardziej normalna i ogarnięta część? Nagle przypadkowo zmienił się jej tor owego krążenia, tak, że wlazła prosto w drzewo. Wyrzuciła z siebie potok mało eleganckich słów i odwróciła się w stronę niebieskiego przybysza. Nagle wyglądała jak normalna, dojrzała osoba i otworzyła usta, by coś powiedzieć. Potem jednak popatrzyła ślepo gdzieś w bok, po czym roześmiała się radośnie i wypaliła:
- No to dawaj Turkusiku, jaki to ma być kwiatek, bo jakiegoś tam różoffego kaktusa w niebieskie grochy i kolcami na kilometr ci nie wytrzasnę.... A tak w ogóle, to dlaczego kwiatek? Po co ci to…..? Masz za dużo wolnego czasu, czy po prostu jesteś tak samo walnięty jak ja?
Teraz schyliła się tak, że głowę miała tuż przy ziemi i między nogami. Jej oczy wciąż wwiercały się w (wiadomo kogo) ale w tymże momencie straciła równowagę i na ułamek sekundy dosłownie usiadła na swojej niemądrej mordzie. Wzięła ją więc (przekrzywioną pod dziwnym kątem) w rączki i przekręciła z głośnym trzaskiem do prawidłowej pozycji.
- To co, masz zamiar tu tak ciągle stać i zbijać bąki, czy idziemy na spotkanie przygody?
To mówiąc wyciągnęła fioletową chustę z kieszeni w spódnicy i zawiązała ją sobie na szyi.
// Ja przepraszam, że się tak późno odezwałam, ale kurczę dopiero teraz dorwałam Internet xD//Anonymous - 7 Lipiec 2011, 11:44 Patrzyłem na nią uważnie, chociaż w zasadzie nie było po co.
-Wiesz co? -zagadałem. -Jednak mniejsza. Po prostu już nie ważne. Ja lecę. Pa. -i zniknąłem
zt
<Sorki, ale ta postać to totalny niewypał i nie chce mi się nią pisać xP>