Rello - 5 Sierpień 2015, 21:06 Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć, ostatnio już wpakowałam się w problemy przez to, iż bezmyślnie wybrałam się na wycieczkę z nieznajomym Kapelusznikiem. Tym razem nie chciałam popełnić podobnego głupstwa, jednak, jeśli ten mężczyzna mówił prawdę? Jeśli byliśmy w stanie pomóc Camill? Czy rzeczywiście cierpiała w zaświatach przez swoje „nieskończone sprawy” i co też miała tu jeszcze do załatwienia? Czy jestem jej cokolwiek winna? W końcu to dzięki wspomnieniom o niej tu jestem, wspomnieniem Aarona. Tak naprawdę to lunatyk miał tutaj więcej do powiedzenia i powinnam poprzeć jego wybór, a przynajmniej w związku z tą sprawą. Przez chwilę obracałam w dłoniach niewielki kryształ, nie był oszlifowany wyglądał magicznie w tym ludzkim pojmowaniu słowa ‘magiczny”. Lysander spojrzał na Aarona tak jakby ten powiedział coś dziwnego, mężczyzna wyprostował się i rozejrzał dokładnie po okolicy.
-Przyjacielu, rozejrzyj się wokół, spójrz ile duszyczek jeszcze czeka na moją pomoc, takich jak ja jest niewielu, nie zdołam pomóc każdemu, dlatego każda pomoc jest jak błogosławieństwo. Czemu pomagam? Żal mi tych wszystkich nieszczęśników, gdybyś słyszał ich łkanie od razu byś zrozumiał.
Mężczyzna westchnął głośno, zdjął swój cylinder i przycisnął go delikatnie do piersi, milknąc przez chwilę całkowicie. Wykorzystałam tą chwilę, aby odpowiedzieć swemu towarzyszowi, zwróciłam się w stronę Lunatyka nieco ściszając głos.
-Myślę, że masz w tej kwestii więcej do powiedzenie, ale skoro można jakoś jej pomóc to…
Nie dane było mi jednak skończyć gdyż nagle zostałam pociągnięta za ramiona do tyłu, stało się to tak szybko, że prawdopodobnie upadłabym tracąc równowagę, jednak na moment oparcie zapewnił mi sam „atakujący”. Lysander uśmiechał się zadowolony, widać usłyszał jednak moją wypowiedź i uznał ją już za pełną i niezaprzeczalną akceptację.
-Czekaj! Co robisz!? -Panienko, nie mamy czasu stań tutaj i nie ruszaj się. A Ty..
Zwrócił się do Zegarmistrza przyglądając mu się przez chwilę, wyglądał jakby właśnie w jego głowie trwały jakieś niezwykle skomplikowane obliczenia.
-A Ty w sumie zostań gdzie jesteś, tak będzie dobrze. Jak mówiłem więcej zdradzić wam nie mogę, ale o wszystkim dowiecie się już na miejscu, a teraz czas zaczynać. Noc tak krótka a dusz tak wiele…
Mężczyzna ponownie zdjął cylinder z głowy tym razem z wnętrza kapelusza wyleciał ogromny rój świetlików, wyglądały jak jasna wstęga, która zaczęła okrążać całą naszą trójkę. Byłam tak zafascynowana tym widokiem, że nie spostrzegłam, iż wszystkie trzy kryształy zaczęły nagle świecić ostrym fioletowym blaskiem. Nagle zrobiło się strasznie jasno tak, że nic nie dało się już dostrzec, czułam się dziwnie i zdecydowanie zaczynałam bać.
-Aaron?!
Zawołałam tylko jednak nie mogłam dostrzec Lunatyka przez chwilę czułam również, że zatraciłam zdolność poruszania się.Aaron - 5 Sierpień 2015, 21:08 Jego pasja do ratowania nie chwytała mnie za serce, choć wizja wsparcia duszy Camill rozbudzała we mnie te kolory. Gdybym usłyszał, tak? Póki co nic nie słyszę i to nawet dobrze - nadmiar dźwięków ogłusza. Moja Droga pragnęła jednak pomocy, więc tyle mogłem dla niej zrobić, lecz...
Z jakiej on racji i prawa na tyle sobie pozwala?!
- Zostaw ją! - krzyknąłem rozgniewany. Mam ją chronić, a właśnie została zaatakowana i... och, tylko ustawić ją chciałeś? Nie wierzę!
Grymas niezadowolenia, nieufności; pełnia obserwacji.
I stała się jasność. W biegu ruszyłem do mojej zjawy, lecz usłyszałem tylko jej wołanie. Oddalaliśmy się pomimo zbliżania się do siebie.
Ocknąłem się tuż przy Revi, a po mojej drugiej stronie leżała trumna z na wpół odsłoniętym wiekiem. Nie było kryształów, nie było świetlików, nie było ratownika zagubionych dusz. Momentalnie podniosłem się do siadu z mokrej gleby porośniętej z rzadka trawą.
- Zdecydowanie nie chcę spotykać obcych na cmentarzu. Są jacyś.. psychiczni. - wycedziłem przez zęby, chcąc szturchnięciem wybudzić zjawę, ale nadszedł czas i jej powstania.
- Cokolwiek chcielibyśmy postanowić, nasza Camill nie posiada grobowca w dobrym stanie. - skierowałem dłoń w rozwalone płyty grobowcowe, zasypane mułem i zalane wodą. Skurczybyk chyba celowo przyniszczył grób jeszcze bardziej, by się upewnić, że jego zachciankę zrealizujemy. Tak, zachciankę - na trumnie znalazłem przybitą gwoździem karteczkę ze słowami:
"Weźcie ją do dyniowego miasteczka, niech tam odnajdzie spokój." - Tylko jak my ją tam weźmiemy... - Zajrzałem do środka i zobaczyłem jej ciało zachowane w bardzo dobrym stanie. - O! Ona jest zmumifikowana! To bardzo zastanawiające... Ale lepiej nie zostawajmy tu zbyt długo, bo niebawem zacznie świtać... Jej, jesteście tak do siebie podobno, to... chyba musi być dla Ciebie bardzo trudne? - zbliżyłem się do Revi i objąłem ramionami. Nie chciałem, aby cierpiała.Rello - 5 Sierpień 2015, 21:12 Upadając zatrzymałam się tym razem na czymś znacznie twardszym niżeli podejrzany typ lubujący się w cmentarzach, tym razem był to kamienny nagrobek. Cicho zasyczałam z bólu, po czym na chwilę straciłam świadomość. Rzadko zdarzały się momenty, w których nie czułam nic poza chłodem ziemi, w których znikała świadomość. Ludzie jej zaniku doznawali też dzięki snom, ja śnić nie mogłam w końcu sama część snu kiedyś stanowiłam. Z tego dziwnego stanu wyrwał mnie głos a zaraz i dotyk Lunatyka. Byłam spokojniejsza wiedząc, iż jest przy mnie, czy przy kim innym również mogłabym się czuć podobnie, a może to zasługa dziwnej więzi między śniącym a zjawą senną? Nie wiem czy poznam odpowiedź na to pytanie, teraz jednak nie czas na tego typu przemyślenia. Rozejrzałam się w poszukiwaniu „władcy świetlików” jednak nie było go już podobnie i jego robaczków, przez co ponownie zapanował bardziej dotkliwy mrok. Podniosłam się z ziemi, ponownie cicho syknęłam z bólu, podniosłam rękę zauważając na niej krwawą zadrę, która najpewniej powstała podczas upadku. Nie przejmowałam się zbytnio takimi skaleczeniami, szybko je zaleczałam, pozostawała tylko krew ściekająca mi po palcach, szybko jednak przestałam zwracać na nią uwagę, teraz to drewniana trumna leżąca tuż koło nas wołała o swoje „pięć minut”. Na tyle ile było to możliwe otrzepałam się z błota i stanęłam obok Arona, zaglądając nie pewnie do wnętrza drewnianej skrzyni. Była to dla mnie dość istotna chwila, chcą nie chcąc widok ciała Camill dał mi pewne zapewnienie własnej realności, skoro obie tu byłyśmy jedna żywa druga już od dawna nie. Widok jej ciała w tak dobrym stanie zaskoczył mnie, nie znałam się za bardzo na sprawach związanych z rozkładem, może, dlatego spodziewałam się bardziej widoku białych kości? Nie wiem, czemu utrwalił mi się taki obraz szczątek, może za często oglądam ludzką telewizję? Ciężko mi określić, co czułam, kiedy tak się w nią wpatrywałam, było mi jej żal, mimo iż naprawdę nigdy jej nie znałam, jedynie z wspomnień Aarona. Aaron… właśnie, jak on się czuł z tym wszystkim? W końcu to on stoi tu teraz przed mogiłą zmarłej ukochanej. Podniosłam smutne spojrzenie na Lunatyka, myślałam, że może rozpacz w takiej chwili ponownie zacznie go dręczyć, zastanawiałam się jak go pocieszyć. Nim się spostrzegłam Pan Zegarmistrz objął mnie ramieniem. To było bardzo przyjemne, czuć czyjąś troskę, wsparcie, choć tak naprawdę to, czym sobie na nią zasłużyłam? W końcu jestem sennym wspomnieniem, wiedział, że nie tą, której serce ofiarował w końcu tamta leży teraz tuż obok nas. Więc czym zasłużyłam sobie na te względy drogi Lunatyku… wszak znasz mnie tak krótko, a może taka opiekuńczość leży zwyczajnie w twej naturze? Czemu tak ciężko pojąć mi intencje i motywy kogoś, kto ponad rok temu dosłownie był mi całym światem? Czy nie powinnam lepiej Cię rozumieć? Jednak wszystkich tych pytań i wątpliwości nie dopuściłam do Aaronowych uszu, uśmiechnęłam się za to i ujęłam delikatnie jego dłoń.
-Mną się nie przejmuj. Nic mi nie jest, jej widok skłania mnie tylko do zastanowień, choćby takich jak wiele czasu dane zostało mi podobnym i jak wygląda nasz koniec. Nie sypiam, nie śnię i nie zmieniam się, nie znam natury zjaw i ta niewiedza często przynosi pewną dozę niepokoju. Ale to teraz nie jest ważne.
Zatopiłam szmaragd swego spojrzenia w jego oczach, głęboka czerń kontrastowała z bielą włosów, których mokre kosmyki niesfornie przyklejały mu się do czoła.
-Istotniejszym pytaniem jest Jak Ty się czujesz? W końcu to nie mnie dane było spędzać z nią czas, ja znam ją tylko z Twoich sennych wspomnień. Wiec jeśli nie czujesz się na siłach… jeśli mogę Ci jakoś pomóc…
Mówiąc to mocniej zacisnęłam palce na jego dłoni. Ponowie budziło się pytanie jak powinna wyglądać pomoc w takiej sytuacji. Natomiast po zobaczeniu notki na trumnie zrodziła się kolejna myśl oznaczona znakiem zapytania. Jak mamy pomóc samej Camill? Zabrać ją do dyniowego miasteczka… zapowiadało się na to iż mieliśmy stać się cmentarnymi złodziejami…Aaron - 5 Sierpień 2015, 21:18 To, co się mi przytrafiło, powinno mnie znacznie bardziej zaskakiwać. Nie znam się na duszach, nie jestem kaznodzieją, nie trzymam się ze zmarłymi, a wręcz nie raz próbowałem ich szeregi osłabić. To nie jest łatwe widzieć zbliżający się czyjś koniec pod kołami nadjeżdżającego samochodu bądź pociągu, zrobić pauzę i nieszczęśnika odratować. Nie jest tym bardziej, że wierze iż śmierć się o niego upomni.
Więc ile razy ja powinienem już zginąć?
- Pomóc... Sądzę, że potrzebujemy w jakiś zgrabniejszy sposób Camill zabrać, bo ta trumna... Cóż, wieko wygląda dość solidnie i lekko. Pomóż mi ją na nie przełożyć.
Zrzuciłem pokrywę na ziemię i chwyciłem Camill pod ramiona, powoli, starannie. Jej ciało było w bardzo dobrym stanie, ale to nadal... trup - nieuważny, zbyt gwałtowny ruch i będziemy ją mieć... w kawałkach.
- Dasz radę ją unieść? Tylko powoli, po centymetrze...
Gdy patrzyłem na jej ciało, dostrzegałem resztki sukna którym była odziana. Była piękna nawet teraz i tutaj, choć obecnie Revi mi ją bardziej przypominała - przede wszystkim była żywa. I nie śmierdziała powolną zgnilizną.
Po przeniesieniu jej zwłok na deski, posiadanymi łańcuchami splatałem jej kończyny do zdobień deski. W pobliżu znalazłem kilka świerkowych gałązek świeżo przez wiatr zerwanych, którymi nakryłem jej ciało dla kamuflażu. Świeży zapach igieł w minimalnym stopniu gasił rozkład tkanek.
Prawdopodobnie tylko dzięki wciąż istniejącym ciemnościom i zapatrzeniu się na sprawę mojej ukochanej, nie dostrzegłem dotąd rozkopanego grobowca, ulokowanego parę miejsc dalej.
- Chyba nie my jedyni zabieramy stąd zwłoki, ktoś już inne wykopał. - wskazałem na pozostawiony bałagan. Nie podoba mi się ten stan rzeczy, ale teraz, gdy już ją mamy, prędko nie oddam jej na taki zaniedbany cmentarz, pełen zabłąkanych duszyczek.Rello - 5 Sierpień 2015, 21:21 Aaron jak widać potrafił w takich sytuacjach zachować zimną krew, nie wyglądało na to, aby ponosiły go nadmierne emocje. I ja starałam się iść w jego ślady, muszę jednak przyznać, że nie w ten sposób wyobrażałam sobie nasze kolejne spotkanie… Ponownie wpatrzyłam się w zwłoki Camill, straszne, co czas czyni z ludzkim ciałem… nagle wizja pożarcia nie wydawała mi się już wcale tak straszna, nikt nie musiałby wtedy widzieć mnie w taki stanie o ile koniec Sennych Zjaw ma podobny koniec, co i ludzi.
Prawda lepiej aby nikt nas tu nie zastał, kiedy porywamy zwłoki… Tak jak zostało mi nakazane, pomogłam Lunatykowi podczas przenoszenia Camill oczywiście zachowałam przy tym odpowiednią dozę delikatności. Na wspomnienie o cudzej aktywności w kwestii niszczycielskich działań, rozejrzałam się po okolic rzeczywiście jedna z mogił prezentowała się równie fatalnie jak i ta należąca do Camill.
-Myślisz, że nie my jedni spotkaliśmy dziś tamtego typa…. Kiedy ludzie spostrzegą się co tu się stało może być nie wesoło… Więc lepiej znikajmy.
Jeśli spotkamy kogoś ciekawskiego na swej drodze zapewne będę zmuszona pozbawić go części wspomnień. Nie chciałam aby ktoś kojarzył nas z tym co tu się stało, nawet jeśli działaliśmy w dobrej wierze inni mogą tego nie zrozumieć. Dla ludzi to co właśnie robimy było zbrodnią.
-Jak dostaniemy się teraz do Dyniowego miasteczka? Dobrze że straciła już sporo na wadze…Aaron - 5 Sierpień 2015, 21:23 Zimna krew niekoniecznie, ale błękitna zawsze. Z reguły trudno mnie z równowagi wytrącić, z reguły jestem stabilny jak wskazówka zegarka. Ale tak jak ona się czasem zatrzyma, tak i ja czasem tracę stabilność. Choć może to wskazówka wprawiona w ruch jest właśnie niestabilna, bo jej postój równoznaczny jest z równowagą?
- To możliwe. Dlatego miejmy nadzieje, że w Dyniowym nie spotkamy tłumów.
Jak się tam dostać? Jakoś to uczynimy.
Wyszliśmy ze cmentarza, zostawiając za sobą nieład. Deszcz nadal rzęsisty spadał z nieba, chmury nie pozwalały zapomnieć o swojej mocy. Przemoczeni, niosąc wieko od trumny wraz z Camil na niej się znajdującej, opuściliśmy ziemie umarłych.
2x z/tSoph - 19 Sierpień 2015, 21:25
W ciągu następnego tygodnia – to i tak dosyć wolno, biorąc pod uwagę, że sprofanowane groby znajdowały się w niedalekiej od siebie odległości – dwie rodziny oraz jedna wdowa wzniosły krzyk u grabarza, firmy opiekującej się cmentarzem i, skoro jesteśmy w Anglii, prawdopodobnie pastora, jego małżonki i gromadki nastoletnich dzieci zaraz po niedzielnym nabożeństwie.
Tak nie może być! Powyciągały, hieny, rozkopały pokradły, rozwłóczyły i wyniosły! (Niekoniecznie w tej kolejności.)
Wobec powyższego aktu wandalizmu, zgłoszonego również do Miejskiej Komendy Policji w Glassville, osoby władne, by wydać takie rozporządzenie zarządziły, iż do odwołania podwaja się patrole policji na obrzeżach i mniej uprzemysłowionych częściach miasta. Z powodu niedawnej profanacji miejskiego cmentarza wszelkie podejrzane czynności, akty i zachowania będą traktowane z najwyższą surowością. Komendant Policji przestrzega mieszkańców, by w najbliższych tygodniach nie spacerowali niepotrzebnie nocą po peryferiach miasta, nie spuszczali psów bez opieki, a także pilnowali swoich dzieci, ponieważ śledztwo w/w sprawie nadal trwa, zaś grasująca grupa hien cmentarnych nadal pozostaje na wolności.
Sprawa nie byłaby może o tyle głośna, jednak komendant, słynący ze swojej niechęci do nastolatków, przyjął od razu za pewnik, że tworzy się w Glassville jakaś nowa satanistyczna sekta. Wobec tego przewrażliwienia spotęgowanego jeszcze wakacyjnymi miesiącami, podczas których to młodzież wałęsa się po ulicach, paląc, pijąc i wpadając na głupie pomysły, nakazał, aby luźne patrole krążyły wokół peryferii i ciemnym zakamarków miasteczka, choćby dla zasady napędzając stracha licealistom, a i coraz częściej gimnazjalistom.
Elyan - 28 Sierpień 2015, 00:36 Dopiero zaczynało świtać. Ulice wciąż świeciły pustkami, jak widać po tak paskudnej ulewie nikt nie chciał zbyt wcześnie wyściubiać nosa z ciepłego domostwa. Elyan zupełnie nie dziwił się ludziom, gdyż sam najchętniej wziąłby z nich przykład i zwinął się w kłębek pod ciepłą kołdrą, spod której nie wyściubiałby nawet nosa i tylko przysłuchiwałby się deszczowi bębniącemu w szyby.
Rzeczywistość malowała się jednak dla niego zgoła inaczej. Docierał właśnie do bram cmentarza, zmęczony jak wszyscy diabli. Parę razy przeszło mu przez myśl, że w sumie po co komu łóżko. Kępka trawy pod drzewem na rogu też wyglądała bardzo wygodnie. Powłócząc nogami z trudem, doczłapał się w końcu do rozkopanego grobu Felice Mason. Deszcz wlał się do wnętrza trumny wraz z błotem, piachem i paroma zwiędniętymi kwiatami. Nie wyglądało to na wygodne leże, ale Elyan nie miał siły ani chęci, by chociażby opróżnić ją dla wrednej małolaty, od której nie uzyskał żadnych informacji. Resztki zwłok, które spakował do worka, ułożył tak, jak mniej więcej mogłyby ułożyć się w trumnie. Co mniejsze strzępki, te, które wyglądały dla niego nijako do tego stopnia, że nie miał pojęcia czym były za życia, po prostu wysypał. Worek zwinął w rulon i wepchnął do torby. Obiecał sobie, że później go spali. Bez względu na odór, jaki będzie wydzielać, dowodów musiał się pozbyć i to skutecznie.
Torba niemal bezszelestnie wylądowała na ziemi. Elyan ponownie rozpoczął przemianę w bestię. Kończyny zmieniły się w potężne, zwierzęce łapska zakończone ostrymi pazurami, a z kościstego pyska znów skapnęło kilka kropli trupiego jadu. Cyrkowiec wciąż odczuwał potworne zmęczenie, które przemiana tylko pogłębiała, ale w tej postaci był w stanie poradzić sobie z bałaganem znacznie szybciej. Potężne łapy, podobne do wilczych, radziły sobie z zasypywaniem trumny o wiele sprawniej, niż szpadel. Gdy już skończył kopanie, podniósł płytę nagrobną, która, na szczęście, okazała się być w jednym kawałku i wsunął na właściwe miejsce. Praca była skończona, a Elyan osunął się na ziemię, w mgnieniu oka zmieniając formę. Był wykończony.
Przez kilkanaście minut po prostu siedział obok grobu, nie czując się na siłach, by ruszyć którymkolwiek mięśniem. W końcu jednak zebrał się w sobie i wstał, choć z ogromnym trudem. Było już jasno. W każdej chwili na cmentarzu mogli zjawić się jacyś ludzie. Chwycił swoją torbę i powlókł się w stronę domu Vince’a Masona.