Anonymous - 23 Maj 2011, 20:16 Leonard szybko powstał i spojrzał na swoją Panią zaszklonym wzrokiem. A więc jednak niczego nie pamięta... Chłopak niby wiedział o jej amnezji, jednak zawsze żył w przekonaniu że jakoś to będzie, że go pozna, zapali jej się iskra w głowie, a ta iskra podpali świecę która rozjaśni jej przeszłość. Jednak nie. Rzeczywistość zderzyła się z nim, a właściwie on z rzeczywistością niczym człowiek, który biegnie i wpada na szklane drzwi. Tak samo zimna i twarda, i nie przepuszczająca.
Leosiowi jak to zwykle zebrały się łzy w oczach ale wiedział że nie pora teraz na płacz. W stosunkach międzyludzkich zwykle gubił się niczym świerszcz w oceanie, ale jego Lady zawsze jakoś się z nim dogadywała, choć czasami bardzo pod górkę. Z nią jako - tako potrafił rozmawiać. Ale teraz od jego słów zależała cała jego przyszłość.
Omiótł Cienistą wzrokiem, pławiąc się w szczęściu i trwodze równocześnie, zatrzymał wzrok na jej bliźnie, jednak podążył dalej, do zielonych soczewek, kształtnych ust, łabędziej szyi. W końcu, spesozny, uklęknął znów w charakterystycznej pozie i wymówił tak głośno jak tylko mógł w tym stanie w jakim się znajdował to, co powinien.
- Jestem Twoim uniżonym sługą, Pani. Od lat. Wiem, że mnie nie pamiętasz, jednak ja pamiętam Cie dobrze. - tłumaczył, najpierw z opuszczoną głową, jednak potem uniósł ją i patrzył a twarz swojej ukochanej. Właśnie...
- Służyłem Ci ciałem również nieco.. bardziej intymnie... - Wkraczał na niepewne wody, więc czerwienił się na potęgę, co dawało ciekawy efekt wraz ze łzami w jego oczach i z uśmiechem niedowierzania, błąkającym się w kącikach ust podczas mówienia. Gdyby mógł, pochwyciłby swoją ukochaną Res w objęcia, ale teraz nie była nią - była Lady Resiną, taka jaką widzieli ją ineznajomi i wrogowie, tą, której służył. Szanował ją i wielbił, zachwycał sie jej siłą i potęgą. Ale równocześnie ubodło go nieco traktowanie jak obcego. Jednakże tłumaczył to jej zanikiem pamięci - i poprawnie to tłumaczył.Anonymous - 23 Maj 2011, 20:31 Szkliły się mu oczy. Po prostu dziewczyna nie dowierzała. Patrzyła na niego niepewnie teraz. Najpierw dał się za nią teraz ryczeć będzie? Dała znak dłonią Naeve by siedziała spokojnie. Ponownie zwierze fuknęło, ale stało posłusznie, o dziwo... wielkie, o dziwo.
Może zapali się jej iskierka w głowie i może niedługo, albo teraz? Coś podpowiadało Cienistej, że jest coś nie tak. Znajome, coś bardzo znajomego. Przesunęła przez do powoli językiem po swoich ustach, jak zawsze kiedy pewna myśl przechodziła jej po głowie.
Stała cierpliwie widząc jak przesuwa wzrokiem po jej ciele. Jakiś młody zboczeniec? Jednak nadal denerwował ją fakt, że znał jej imię. Jej tajne... dane, które strzegła, bo? Bo uważała, że imię zawiera to coś w sobie o danej osobie. Może i głupie, ale mniejsza.
Klęknął ponownie przez to zmarszczyła się bardziej. Owszem. Widział po prostu tą Res, która jest niedostępna dla każdego, ale nigdy nie zachowywała się tak ku niemu.
Gdy odpowiedział nareszcie na jej pytanie stanęła nieco nie pewniej. Patrzyła na chłopaka bardziej uważnie. Ponownie językiem po ustach przesunęła.
- Jak ci na imię? - Spytała. Wszak nie przyzna się, że nie pamięta, choć. Skoro był sługą. - Szukałeś mnie? Byłeś u mojej rodziny? - Mocniej dłonie zacisnęła wolno do niego podchodząc, jakby chciała zabić? Możliwe. Ora stała nadal w tym samym miejscu co wcześniej, ona zastąpiła Res Leonard'a choć podświadomie Cienista nie zdawała sobie z tego sprawy. - Cieleśnie? - Powtórzyła jego słowa stojąc już nad nim. Górując jak kiedyś.
Patrzyła w te szklane oczy, rumieńce na policzkach i ten uśmiech. Widać było w oczach Res, że coś powoli... coś jej się przypomina, ale układanki były w cholerę zawikłane.
Ukucnęła powoli przed chłopakiem. Miała dziwne wrażenie, że nie kłamie, że te oczy... te oczy... Uniosła wolno dłoń i dotknęła policzka chłopaka, zaraz i kciukiem jego wargę dolną. Z nim się kochała? Był jej sługą?
- Leonard... - Jej usta same po prostu wypowiedziały jego imię. Było by to dla niej wielką hańbą, gdyby sobie o słudze nie przypomniała. Był jej najwierniejszy... zawsze.
Przez moment siedzieli tak bez ruchu patrząc jedno na drugie, by zaraz... Res cofnęła swoją rękę. Pamiętała nie wiele, bardzo nie wiele.
- Pamiętam jak cię wzięłam do siebie, kilka dni... tylko kilka dni razem. - Przyznała się, by wiedział, że do końca nie miała pojęcia z kim ma do czynienie.
Owszem chciała go objąć, ale Leonard wiedział, że rzadko ukazywała to co chciałaby zrobić.Anonymous - 23 Maj 2011, 20:48 Lady Resina, surowa i piękna zbliżała się ku niemu, a on mógł tylko patrzec oczarowany jej obecnością. Jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy jak teraz, mimo że niepamięć jego Pani mogła to szczęście zachwiać. Gdy Cienista zadała mu pytanie, oszołomiony sam musiał je sobie zadać, i gdy wyszperał w głębi głowy odpowiedź, że jego imię brzmi Leonard, gdy otrząsnął się z oniemienia na tyle by móc odrzec swojej Pani, ta ukucnęła i chwyciłą jego twarz, a potem sama wymówiła jego imię.
Było to dla niego niczym objawienie anioła. Zachwycony miał tak wielką nadzieję, że jej się przypomni, targały nim wielkie emocje których ciało nie mogło pomieścić. Już chciał jakoś zareagować, choć wiedział że nie tyle mu nie wolno, ile nie powinien. Bo tak naprawdę za dawnych czasów Res nie miałaby nic przeciwko temu, by jej sługa objął ją na osobności, wręcz przeciwnie - również by go uściskała. Ale teraz nie było tutaj tej delikatnej strony Cienistej, a więc było tak samo, jakby naokoło siedzieli ludzie. Wiedział, że nie zrobi tego co podpowiada jej serce - teraz jest opanowana i ostrożna. Ale on wierzył że to się zmieni, i że jego Pani przypomni sobie wszystko.
Kiedy Pani jego serca cofnęła dłoń, wyglądał jakby ktoś zgasił mu wewnętrzne światło. Jednak po chwili zapaliło się ponownie - gdy tylko powiedziała, że go pamięta, choć trochę. Leo pośpiesznie i nierozsądnie chwycił jej dłoń, uścisnął ją i z uśmiechem zaczął tłumaczyć:
- Przejęłaś mnie ze szkoł dla lokajów.. Byłem wtedy młody, czternastoletni, nmniej doświadczony.. Ale dokończyłaś mojej edukacji, przyjęłaś mnie na swojego służącego.. - Zachamował słowa "och, jaki byłem wtedy szczęśliwy!", cisnące mu się na usta, ale nie powstrzymał zachwyconego wzroku. Na moment świat przestał istnieć, była tylko jego Pani która pamiętała go, pamiętała mimo amnezji. Mimo iż były to tak drobne, kruche wspomnienia dla Leonarda były teraz trwalsze i silniejsze od sił wszechświata.Anonymous - 23 Maj 2011, 21:00 Patrzyła na niego nie odrywając wzroku. W sumie była tak nie jako swoim sługą zachwycona, że nie mało się w jej głowie działo! Ora zazdrosna zaczęła warczeć i powoli podeszła do nich trącając nosem plecy swojej Pani, przy czym wściekła zerkała na jej nowego sługę. Leo będzie musiał się z Naeve nauczyć żyć ze sobą, o tak... Będzie to ciężka i wielka walka między ich charakterkami.
I tak, kiedyś Res po prostu by go przytuliła. Przy nim ukazywała to co kryła przed innymi, tą cholerną, wstydliwą jej mianem cząstkę swojego charakteru jakim była wrażliwość. Jednak jak zawsze Res była zaskakująca. Przez chwilę może być nie do życia, by zaraz być cichą i spokojną damą.
Przed nią kucał chłopak, który wiedział o niej więcej niż ona sama o sobie, nietypowe...
Gdy ujął jej dłoń nadal nie odrywała swoich zielonych tęczówek z jego oczu. Choć na chwilę spojrzała na jego wstążkę pod szyją. To znów na twarz.
- Tak, pamiętam. Nieco. Miałeś wtedy takie same oczy jak teraz. - Uniosła lekko swoją brew do góry, po czym wysunęła swoją dłoń z jego. Nadal jednak kucała. - Więc witaj z powrotem... opowiesz mi to co nie pamiętam. - Spojrzała na chwilę w bok, wszak był to nie lada wyczyn Res by powiedzieć to co czuła? No.. ukazała to w tonie głosu, że źle czuje się z tą cholerną amnezją.
Uniosła ponownie dłoń i rozwiązała słudze wstążkę z pod szyi przy okazji dotykając palcami jego skóry. To coś jej przypomniało.
- Pierwszy raz... w ogrodzie, w nocy. Niedaleko głównej fontanny. - Spojrzała mu w oczy, by zaraz spuścić wzrok na wstążkę, którą mu zdjęła. - Wzięłam wtedy ją od ciebie. - Tak, tak... przypominało się jej, kiedy po raz pierwszy się kochali, kiedy nie tyle poprosiła, co zażądała tego, a potem co raz częściej lubując się w ciele młodego kochanka. - Nie zdejmowałam jej. - Teraz tak samo przewiązała sobie wstążkę na swoim lewym nadgarstku podstawiając słudze, by zawiązał ją jak kiedyś w kukardkę.
Uśmiechnęła się kącikiem ust, gdy to zrobił po czym złapała go za brodę i pocałowała delikatnie. Wspomnienie kolejne napłynęło. Jak Leo krył ją przed kimś... nie wiedziała jednak przed kim. Wsunęła delikatnie swój język w jego usta.... od roku... od dawien dawna nikogo nie gościła w łożu.Anonymous - 23 Maj 2011, 21:20 Naeve co prawda warczała, jednak Leo zupełnie ją teraz ignorował. Po prostu nie liczyła się i nie miała wstępu do tego małego świata, w którym był on ze swoją Panią. I mogła byc zazdrosna do woli.
Zamierzał właśnie tak zrobić, zamierzał opowiadać swojej Lady aż w końcu odzyska pamięć. To była teraz jego nowa misja. Pozbawić ją tego okropnego ciężaru, przywrócić wspomnienia. Pokiwał pośpiesznie głową i wyszeptał "Tak...", chociaż było to zbędne. Jakże mógł nie wykonaś rozkazu? Przecież żył tylko po to.
Kiedy dotknęła go ponownie, lekko spuścił wzrok, zawstydzony, jednak zaraz zawstydziłsię bardziej. Jego twarz stała sie doprawdy pąsowa, bowiem pamiętał te chwile bardzo dobrze. Na początku onieśmielony wykonywał rozkazy, ale jak nie czerpać przyjemności z tej czynności..? Po pewnym czasie fanatyczne uwielbienie zmieniło się również w fanatyczną miłość. Wciąż czuje się jak w łasce, taki mały, gorszy i niepotrzebny Szklany Człowiek nagle okazuje się ukochanym kogoś tak wspaniałego... Zyskał sens i cel. Kolejne razy, kiedy robili to częściej i częściej niemal uzależniły młodego Leo i przywiązały to Resiny na trwałe. A ten pierwszy raz pamiętał, jaklby było to wczoraj, a było to ponad dwa lata temu. Jak delikatnie dotykałą jego skóry, śmiejąc się.. Jego wstążka była pierwsza sztuką odzieży która spadła z niego tego wieczoru. Lady Resina nosiła ją naprawdę długo, nie zdejmowałą jej nigdy - przy śniadaniu, w kąpieli, wna spotkaniu - zawsze miała ją na sobie. Aż podczas kolejnych miłosnych igraszek ssunęła się z jej nadgarstka. Gdy ubierali się, Resina przewiązała mu nią szyję. Od tej pory to on przejął pałeczke i zawsze ją nosił.
Była to ta sama wstążka co wtedy, ta sama sztuka. Leoś niemal odruchowo zawiązał ją, a nagroda za wykonanie tego niemego rozkazu była lepsza niż mógł sobie kiedykolwiek wyobrażać. Wbrew wszelkiemu rozsądkowi jedną reką złapał swoją Panią za nadgarstek ze wstążką, a drugą przycisnął za talię do siebie. Całując delikatnie i namiętnie, ale nie natarczywie zatracał się ponownie w tym uczuciu, pewnien że tym razem nie rozejdą się tak.
Rok bez Resiny sprawił, że postarzał się mentalnie. Można powiedzieć, że nieco dorósł. Przerósł również swoją Panią, co wczesniej nie miało miejsca. Ale wciąż pozostawał tym samym Leonardem którego przyjęła do terminu. I wierzył w to, że mimo amnezji jego Pani wciąż jest taka jak dawniej.Anonymous - 23 Maj 2011, 21:32 Oczywiście, że będzie musiał wszystko jej tłumaczyć i to nie raz, nie dwa. Nie pamiętała gdzie był jej dom, miała dosłownie urywki, jakby specjalnie coś ją blokowało w środku, nie pozwalało sobie przypomnieć balów, domu, tego jak niszczyli ją tam od środka, bo była radosna, uśmiechała się za często, bo pokazywała swoje uczucia. Cieniści tak nie mogą, nie powinni nie w jej rodzinie ponuraków. Dlatego tak kochała i uwielbiała przebywać ze swoim sługą. Przed nim ściągała maskę, ukazywała siebie, tym bardziej kiedy był jej pierwszym szklanym chłopcem.
Widziała jak się zawstydza. Uśmiechnęła się ponownie kącikiem ust. Pamiętała jak to robił, prawie ciągle. Dlatego go wybrała. Był taki żywy, taki inny od tego wszystkiego co ją otaczało.
- Leonard. - Powtórzyła jego imię. Kiedy mówiła jego pełne imię zawsze oznaczało to powagę sytuacji, teraz jednak po prostu delektowała się jego imieniem.
Zauważyła również to, że ją przerósł. Będzie pewnie mu dogryzać z tego powodu, wszak teraz on będzie patrzył na nią z góry, ale nie jej wina, że po prostu była mała.
Wstążka była nie jako ich łącznikiem. Znaczyła wiele dla nich, a tym bardziej, że bez słów mówiła wiele. Byli blisko siebie. Cienista wiedziała i miała małą barierę w sobie. Sługa - Pani. Nie mogli połączyć się na prawdę, nie w miłości, choć wiele razy widziała ją w jego oczach. Ona nie dopuszczała jej do siebie, nie mogła. Byli z innych światów.
Odetchnęła cicho w jego usta jak to robiła nie raz, kiedy odwzajemnił pocałunek. Dłoń na wstążce, zaraz przyciągnął ją do siebie bliżej, jakby panował nad sytuacją, jakby... to on był starszy od niej. Wolno wycofała się z jego ust i polizała jego wargi końcem języka. Przytuliła się do niego jak robiła to wiele razy. Zapach.. Tak to był jej Leo.
- Nareszcie jesteś. - Wyszeptała mu do ucha.Anonymous - 23 Maj 2011, 22:02 Tłumaczenie wszystkiego jego Pani nie było dla niego żadnym ciężarem. Z przyjemnością mógł robić to wiele razy, uwielbiał spędzać z nią czas i usługiwać jej, zadowalać ją. A momenty w których dostawał coś w zamian był najlepszą nagroda jaka mógł sobie wymarzyć.
Podzaił Sługa - Pani był w tym wypadku obecny. I musiał być, chociażby ze względu na charakter Leosia. Na jego poczucie niższości. Dla tego wstydliwego chłopaczka było to korzystne rozwiązanie. Dzięki temu zyskał cel w swojej egzystencji, a to jest zawsze ważne - mieć do czego dążyć. Jego osobiste pragnienia dokładnie pokrywały się z jego zadaniem. Jednak dla Resiny było to nieco mniej komfortowe - jej uczucie dawno już przekroczyło traktowanie Leosia jak oczka w głowie i po prostu kochała go. A to nie przystoi w pewnych kręgach.. Radzili sobie doputy, dopóki można to było ukryć. A co potem? Tego nie wiedzą nawet prorocy...
Leonard wchłoną jej zapach, jej słodki oddech i spojrzał w jej oczy. Widział czerwone tęczówki pod zielonymi kontaktami Resiny, widział miejsca w których ich naturalny kolor przebijał się przez nie. Kochał jej oczy. Kochał każdy fragmet jej, ale oczy chyba bardziej niż całą resztę. Takie piękne, patrzące na niego na tyle sposobów... Tak bystre, że zauważyły go wtedy na zawodach w tłumie innych..
Objął swoją Panią i przycisnął do siebie, pozwalając sobie na to. Chciał jej więcej i więcej, jego poszukiwania zostały nagrodzone, ale jego tęsknota wciąż była niezaspokojona. Rozedrgany, słysząc piękne słowa z ust Lady Resiny uśmiechnął się.
- I już nie odejdę.
Każdy, kto go zna, będzie wiedział jak wiele znaczyły te słowa. Dla Leonarda romantyczne słówka był niczym czarna magia. Nie wyrzekłby czegoś tak po prostu, żeby zapewnić kogoś o czymś kruchym, jak robią to niektórzy. Mówią "na zawsze razem", a potem rozstają się. Nie, Leo nie należał do takich ludzi. Jeśli powiedział coś, oznaczało to że ma zamiar postępować zgodnie z tymi słowami. Obietnica taka, niby niepozorna w jego ustach znaczyła tyle, ile wyznanie miłości.Anonymous - 23 Maj 2011, 22:35 Może i go kochała, kto wie. Nikomu się jednak do tego nie przyzna jeśli byłoby to prawdą. Jeśli nie... darujcie. I tak za nic by się nie przyznała. Więc po prostu postawmy kropkę na końcu tego zdania, a to co naparwdę czuła Cienista do sługi na pewno było przyjaźnią. Był kimś w rodzaju jej bratniej duszy, w tym cholernym życiu.
Wsunęła swoją dłoń w jego włosy delikatnie ciągnąc za nie. Kiedyś specjalnie tak robiła, by zwrócić mu na coś uwagę, czy po prostu się podroczyć.
- Twoje obietnice są zawsze wieczne. - Potarła nosem jego szyję po czym wolno odsunęła się od jego ciała. dopiero teraz poczuła jak Ora zazdrosna ciągnęła ją za pasek spodni delikatnie swoimi zębami. - To Ora.. Naevę jakoś się polubicie. - Zwróciła się do Leo po czym sama wstała klepiąc zwierzaka po głowie, który otarł się zadowolony o nogi pani patrząc podejrzliwie na nieznajomego. - Chodźmy do domu. - Zerknęła na sługę, po czym nie czekając jak Leo się podniesie ruszyła pierwsza przed siebie.
Wiedział, że musi ją dogonić... Pokaże mu nowy dom. Teraz będzie im nader ciasno.
[z/t x2]Anonymous - 25 Czerwiec 2011, 20:11 Tariś zdenerwowany i wstrząśnięty musiał gdzieś iść. Musiał! Tak po prostu! Dlaczego to jego zawsze spotykają takie historie? No czemu? Przecież Herbaciane Łąki to takie spokojne miejsce, zaciszne, miłe, pogodne i w ogóle przyjazne do mieszkania. Kapelusznik szedł brzegiem jeziora, które zamiast wody było jednak wypełnione... czekoladą! Czyżby Tarik dotarł aż do słynnego Czekoladowego Jeziora?! Chyba tak... Był tak zaaferowany tą sprawą, że nie zauważył kilku zdaje się bardzo widocznych elementów, takich jak na przykład żelki zamiast piasku na tej całej plaży... Szedł tak i szedł, aż w końcu postanowił zmienić warunki do myślenia. Lepiej się zastanawia na siedząco! Tak więc panicz T. usiadł na słodkiej plaży czując, jak gumowe słodycze - żelki uginają się pod jego ciężarem. Wiatr wiejący w stronę twarzy Tarika sprawiał, że czekolada w jeziorze leniwie tworzyła drobne fale. Ciekła słodkość pokrywała słodycze tworząc polewę. Tak, te warunki na pewno pomagają myśleniu! Kapelusznik ugiął kolana, objął je i opuścił twarz... Co teraz robić?! No co?! Przecież Tarien został bez dachu nad głową... Gdzie teraz zamieszka? Pod drzewem na Herbacianych Łąkach? Problem, który dręczył panicza T. dotyczył oczywiście mieszkania... Otóż było tak. Tarien jak zwykle po poobiedniej herbatce postanowił się gdzieś przejść. Spacerował około półtorej godziny i raźnym krokiem wrócił do domu. Tyle, że to, co zastał, nie przypominało już domu... Budynek wyglądał, jakby jakieś stworzenie rozsadziło go od środka... Czy to w ogóle było stworzenie? Może i nie... Być może to i jakiś kapelusznik, czy kto. Tak, czy tak - Tarien nie posiadał domu. I co teraz?Anonymous - 25 Czerwiec 2011, 21:09 Tahira, te dziwne coś, co miało się zwać kapelusznikiem, postanowiła znowu mieszkać sama. Albo raczej nie tyle sama, co w swoim własnym domu. Miała tyle szczęścia, że udało jej się odzyskać własny dom sprzed lat, że wyglądała jeszcze weselej niż zwykle. Szła wesołym, dość szybkim krokiem najpierw przez Herbaciane Łąki, później lasami pełnymi malin, by wreszcie przejść przez kilka kolejnych ciekawych miejsc i dotrzeć w piękną okolicę Jeziora Czekoladowego. Zaśmiała się cicho pod nosem, obróciła dookoła własnej osi i zanuciła coś prawie szeptem. W takim nastroju zaczęła wędrować dalej, aż dotarła do początków plaży pełnej żelków. Nie zauważyła kogoś siedzącego przy brzegu. Chciała podejść jeszcze bliżej, kiedy nagle potknęła się o coś, prawdopodobnie jedną z większych i bardziej wystających żelek, zaczęła się turlać w kierunku siedzącego i nieświadomego zagrożenia kapelusznika. Nie próbowała się zatrzymać i pożałowała tego, kiedy z rozpędu uderzyła w kogoś. Wylądowała w czekoladzie. Nie wiedziała, czy biedny osobnik również, ale jeśli tak, to chyba powinna wiać, albo przynajmniej się schować. A ona co? Zamknęła oczyska i leżała udając nieprzytomną. Wiele razy w ten sposób uniknęła ochrzanu ze strony przypadkowo skrzywdzonej istoty. Teraz też na to liczyła.Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 09:36 Siedział i siedział... I myślał nadal nad swoim domem. Nie wiedział, ile czasu znajduje się już na tej plaży. Tylko, po co mu to było wiedzieć? Przecież i tak nie ma, gdzie wrócić... Tarien popatrzył na czekoladę i po cichu sam do siebie powiedział:
- Chłopie, co się z tobą dzieje? Ty zawsze byłeś tym pozytywnie nastawionym do życia. Niektórych to wkurzało, ale zawsze taki byłeś!
Mówiłby sam do siebie, jak wariat pewnie jeszcze dłużej, ale wtem usłyszał dźwięk jakby turlającego się po tych setkach żelek człowieka. Pewnie jakieś dzieci przyszły się pobawić - pomyślał. Nie zwracał uwagi na ten dziwny odgłos, który jednak stawał się coraz głośniejszy. Kiedy w końcu Tariś odwrócił się, by zbadać sytuację... Bum! Jakaś istota uderzyła w niego i panicz T. wturlał się prosto w czekoladę. Wylądował tak nieszczęśliwie, że twarzą prosto w słodką ciecz... Wkrótce zabrakło mu powietrza i jednym ruchem podniósł twarz. Na czterech łapach niczym zwierze wyczołgał się z jeziora. Był cały umazany w czekoladzie i lepił się nieprzeciętnie. Do klejącej mazi przyczepiały się żelki, więc Tariś wyglądał bardzo zabawnie. Tak, tylko gdzie ta istotka, która sprawiła to wszystko? Czyżby już poszła? Panicz T. rozejrzał się na boki i zobaczył kapelusznika rodzaju żeńskiego w wieku około dwudziestu lat, leżącego na plaży. Wyglądała na nieprzytomną. Tarien próbował ją ocucić potrząsając jej ramionami.
- Heeeej! Obudź się!Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 10:11 Nie wiedziała na kogo się wturlała. Być może to nawet nie był ktoś, a coś? Wtedy w sumie nie musiałaby udawać... Chyba, że to coś było żywe. A jeśli coś było żywe, a nie było kimś, to musiało być jakimś stworzeniem. Skoro wpadła na nie dość mocno i wylądowała częściowo w czekoladzie, to owym kimś bądź czymś nie mogła być duża bestia. Nie musiała się więc bać zjedzenia. A może powinna? Nie, chyba nie... Szczególnie, że usłyszała lekkie chlupnięcie, kiedy nieznana istota wyszła z jeziora. Po krótkiej chwili usłyszała czyjś głos, poczuła trząsanie i uznała, że jednak to był ktoś, w dodatku nie miał zamiaru jej jeść. Otworzyła jedno oko, te po stronie mniej umazanej czekoladą, spojrzała na nieznajomego, wyszczerzyła swoje białe ząbki i zaczęła się śmiać jak nienormalna. No, bo ona przecież była nienormalna... Otworzyła też drugie oko i spojrzała na niego tymi turkusami. Na chwilę przestała się śmiać i spojrzała w bok. Jej ukochany kapelusik leżał kilka metrów dalej. Widać musiał jej spaść podczas turlania się. Na całe szczęście nie wpadł do czekolady, bo musiałaby go czyścić. Prawdopodobnie razem ze wszystkimi przedmiotami w środku, a to nie byłoby raczej zbyt ciekawym zajęciem.Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 13:42 Klęczał przy młodej osóbce dobre półtorej minuty i potrząsał nią, by w końcu się ocknęła. Jej mina wyglądała tak, jakby o czymś gorączkowo myślała. Czy udawała to całe omdlenie? Tego Tarien się już nie dowie. Po chwili istotka otworzyła oko i zaczęła się rechotać, tak głośno, że panicz T. zląkł się i odskoczył pół metra dalej. Takie szalone zachowanie jest charakterystyczne dla jednej rasy, a mianowicie tej, do której należy Tarien - Kapeluszników. Tarisiek pomyślał, że nie będzie gorszy. Powrócił na swoje poprzednie miejsce, usiadł i także zaczął się śmiać. Rechotali się jak psychole, panicz T. zrobił sobie chwilową przerwę i zapytał:
- Dlaczego wepchnęłaś mnie do tego jeziora?
Pytanie te było pewnie beznadziejne, ponieważ wszystko wyglądało na to, że kapeluszniczka się potknęła... Jednak Tariś wolał zapytać, gdyż z przedstawicielami swojej rasy miał do czynienia wiele razy i wie, do czego są oni zdolni tylko i wyłącznie dla żartu. Wkrótce nieznajoma także przestała się śmiać i zerknęła w bok. Leżał tam jej kapelusz. Tarien wstał, podszedł do tego miejsca, otrzepał nakrycie głowy z kilku żelek i podał właścicielce.Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 14:30 Ta, dwa psychole, które w ogóle się nie znają, jedno częściowo, drugie całkowicie umazani czekoladą, obklejeni żelkami. Ale jak na najbardziej zwariowaną rasę w Krainie Luster przystało, wcale się tym jak widać nie przejmowali i pewnie słychać ich było na następnej plaży. Nie odpowiedziała na jego pytanie od razu, najpierw usiadła i otrzepała się z żelek. Te, które przykleiły się do czekolady, zostawiła. Będzie się musiała umyć, więc wtedy odczepi resztę. Patrzyła, jak podchodził do jej ukochanego kapelusza, a kiedy go dotknął, cicho prychnęła jak kot. Bardzo nie lubiła, gdy ktoś bez jej zgody dotykał tej świętej rzeczy. Ale i tak go wzięła. Założyła na głowę i spojrzała na nieznajomego przechylając łepetynę i mrużąc turkusowe oczyska.
-Dlaczego...
Mruknęła cicho swoim dźwięcznym głosikiem. Podniosła się z ziemi, otrzepała sukienkę i spojrzała znowu na kapelusznika. Widać było, że nad czymś myśli, bo dalej miała przymrużone oczy i przechyloną głowę. Ni z tego ni z owego padła na kolana, złożyła łapki i z błagającą o wybaczenie miną zaczęła nawijać tak szybko, że czasami można by było się zastanawiać, co mówiła.
-Ja... Ja nie chciałam! To wszystko przez te żelki, wzięły mi nogę podstawiły, a później się zaczęłam turlać i tak się turlałam i turlałam, że wreszcie na kogoś wpadłam, a nie moja wina, że to był akurat pan. No i nie chciałam wpaść, serio, ale to wszystko te żelki. One są złeeeee!
Ostatni wyraz przeciągnęła z mroczną nutą w głosie. Wyglądała teraz o wiele młodziej niż normalnie... Nie wiadomo czego to była zasługa, ale teraz wyglądała raczej dziecinnie. W międzyczasie przyglądała się twarzy jakby poszukiwała informacji o nim. Udało jej się zauważyć tylko tyle, że jest dorosłym mężczyzną w wieku powyżej lat dwudziestu, ale na pewno jeszcze przed trzydziestką, albo jest tak zadbany, że po prostu tego nie widać. Starała się nie przerywać kontaktu wzrokowego, więc jak na razie nie przyglądała się temu, w co jest ubrany.Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 15:53 Tarien popatrzył jak nowo poznany mieszkaniec Krainy Luster otrzepuje się z żelek. Pomyślał, że on powinien zrobić to samo, bo wygląda co najmniej komicznie. Tak, więc zaczął od twarzy mało przy tym nie wydłubując sobie oka. Następne w kolejce były ramiona, a na końcu tułów. Żelki niczym małe stworzenia z przyssawkami nie chciały puścić biednego Tariśka. Pewnie by się tym faktem aż tak nie przejął, gdyby nie to, że w domu nie czeka na niego gorąca kąpiel... Dłońmi dotknął swojej twarzy. Poczuł stwardniałą skorupę z czekolady. Zwinnym ruchem ściągnął cylinder z głowy i włożył do niego rękę. Mieszał w nim niby w kotle szukając jakiejś chustki, czystej szmatki, czy czegokolwiek do wytarcia buzi. Niestety, ale niczego nie znalazł. Po tych zabiegach z higieną usiadł wygodnie i patrzył jak nieznajoma myśli. Chwilę później nieoczekiwanie padła na ziemię i nakręcona jak katarynka zaczęła gadać. Panicz T. w osłupieniu wysłuchał tego monologu, który bardzo go rozśmieszył. Zwłaszcza fragment o tym, jakie żelki są złeee. Pewnie jego rozbawienie było widoczne po lekkim uśmiechu na twarzy. Kiedy dziewczę przestało trajkotać przemówił:
- Żelki są baaaardzo złeeeee! Nic się nie stało. Szczerze, to dzięki. Poprawiłaś mi humor na lepsze. Moich problemów to nie załatwi, no ale..
No tak... Wpadnięcie do jeziora pełnego czekolady nie tylko nie poprawiło jego sytuacji z chałupką, to jeszcze ją pogorszyło... Bo chyba lepiej mieszkać po drzewem w czystych ciuchach, a nie oblepionych czekoladą. Myślał tak i myślał aż spostrzegł, że kapeluszniczka się na niego patrzy, a dokładniej najpierw na twarz, a potem w jego jadowicie zielone ślepia. Kiedy Tarisiek popatrzył na jej oczyska zobaczył piękny, turkusowy kolorek. Siedzą tu już od jakiegoś czasu, a nawet nie wie, jak nieznajoma ma na imię. Po twarzy widział, że ma coś około dwudziestu lat, ale poza tym nic. Pomyślał, że się jednak przedstawi:
- A tak w ogóle, to mam na imię Tarien.
Po tym zdaniu kapelusznik rozłożył wygodnie nogi pozbywając się niemiłego skurczu.