Anonymous - 5 Kwiecień 2012, 16:24 May przyglądała się księżycowi. Kiedy jednak usłyszała westchniecie chłopka odruchowo zwróciła właśnie głowę w tym kierunku. Jednak nie zrozumiała jego słowa. Wróciła, więc do przygadywania się błyszczącym gwiazdkom, która zadawały jej się migotać niczym malutkie iskierki na niebie. Zadziwiające było to ile mogły one mieć lat i ile widziały.
– Pewnie – zaśmiał się ucieszona. Jednak cały cza chciało jej się spać.
– Już do ciebie schodzę – odpowiedziała i jednym zgrabnym ruchem zleciała z drzewa.
– Wiesz co jestem bardzo śpiąca, więc chyba będziemy musieli na dzisiaj skończyć to rozmowę ale może spotkamy się kiedy indziej – przytuliła się do chłopaka na pożegnanie, a że była bardzo śpiąc i nie chciała iść do swojego pokoju położyła się na murku. Jej białe skrzydło rozłożyło się pod jej głową, ogon skulił się na jej brzuch, a drugie zielone skrzydło okryło ja niczym kołdra.
– Mam nadziej, że się nie gniewasz – ziewnęła i przetarła oczy zmęczona.Anonymous - 5 Kwiecień 2012, 20:48 Zaskoczyło go to, z jaką łatwością udało mu się ją namówić do zejścia. Może polubiła go? Cóż, wiele jego ofiar, poznając cienia, zaczynało go lubić. Ci, którzy tego nie robili, często miewali potem koszmary i budzili się okaleczeni. Ale wydawało mu się, że tym razem nie starał się za bardzo, by nie ujawnić intencji. Czyżby siebie nie doceniał? Czy może na całe to zajście wpływ miała tylko i wyłącznie osobowość May? W każdym razie... Nieważne. Dziewczyna posłuchała i zleciała na dół, a on uśmiechnął się. Potem jednak zrobiła znowu coś, czego się nie spodziewał. Przytuliła go, tak jak się przytula dobrych znajomych na pożegnanie. Tak po prostu, bez skrepowania. Cóż... bywały takie osoby. Kiedy poczuł przez tą krótka chwilę dotyk jej dłoni na plecach, miękkość piersi na swoich, aż zaparło mu dech na chwilę. Pachniała wiatrem i wydawała się być delikatna, choć jednocześnie silna. A potem uśmiechnął się do siebie w duchu. Objął ją również, po czym odprowadził wzrokiem.
- Jak sobie życzysz. Możemy spotkać się jeszcze tu kiedyś. - powiedział obserwując jak kładzie się najzwyczajniej w świecie na murku i robi ze swych skrzydeł posłanie. Bardzo przydatna rzecz, nie zaprzeczyłby.
Jednocześnie w głowie obmyślał już plan działania.
- A więc dobranoc, moja miła. - szepnął i usunął w cień.
Poczekał aż zaśnie... A nie trwało to długo, bo wkrótce ujrzał, jak jej piersi zaczynają równomiernie, powoli opadać i unosić się.
Spojrzał na księżyc, po czym skłonił się w jego stronę.
Dziękuję, najwspanialszy.
Po czym ruszył w stronę May. Jego kroki nie wydawały żadnego dźwięku. Jedyne odgłosy pochodzące od niego, było to prawie niesłyszalne ocieranie się materiałów ubrań o siebie. Stanął na błękitnowłosą. Ostatni raz zerknął na jej skrzydła. Pochylił się ku jej głowie...
// Jeśli May ma jakieś sny to napisz proszę choć zdanie o tym. Jeśli obudzi się to piszemy dalej normalnie. Jeśli się nie obudzi, to Louis zabierze jej sny i rozstaniemy się. Jesteśmy w końcu na tym samym evencie i musimy zakończyć TE wydarzenia, by na nim pisać ^^ //Anonymous - 6 Kwiecień 2012, 10:20 Położyła się na murku i szczelnie opatuliła skrzydłami.
– Może kiedyś – zaśmiała się wtulając się w swoje skrzydła, które tak a propos były milusie. Przynajmniej o niebieskie.
Na życzenie miłych snów dziewczyna zareagowała jedynie słodkim pomrukiem i kwiknięciem głową. Po chwili jej oczy zamknęły się, ogon przestał wodzić po zimnej ziemi. Dziewczyna zaczęła spokojnie oddychać i odpływać w krainę snów. A śniło jej się, że jest na usłanej kwiatami leśnej polanie. Wszędzie dookoła roztaczał się blask Słońca, a wiatr słodko wiał przynosząc do nozdrzy dziewczyny słodkie zapach rozkwitających paków kwiatów. May biegała i bawiła się pośród drzew. Tak taki sen na pewno mógł jej przyniósł regeneracje energii. Dziewczyna Spałą słodko nie zdawając sobie prawy co knuje chłopka. Jednak teraz była zajęta błogim śnieniem o miłych rzeczach.Anonymous - 6 Kwiecień 2012, 14:53 Słodka dziewczyna musi mieć słodkie sny... - pomyślał, i zmienił sposób w jaki miał odebrać jej sny. Jego głowa pochylała się nad jej. Uśmieszek nadal przyozdabiał jego twarz. Spojrzał na jej zamknięte oczy. Te spokojne powieki skrywały pod sobą oczy, które jak ogień potrafiły pochłonąć. Oparł dłonie na murku po obu stronach jej głowy. Próbował zgadnąć jakie ma sny. Bo co do tego, czy je ma... Już to wiedział, jako cień wyczuł, że May przeżywa już senne przygody. Jednocześnie był bardzo ciekawy tych snów. Tym razem postanowił nie być brutalny. Pozostawi jej jedynie... słodka pamiątkę. Białe ust, przechodzące w szarość zetknęły się z ustami dziewczyny w delikatnym pocałunku. Zamknął oczy. Poczuł jak wszystko się zaczyna. Ciepła energia zaczęła opuszczać ciało błękitnowłosej. Uciekała z jej całego ciała, biegnąc ku magnezowi, które ją przyciągał. Wraz ze snami, siły opuszczały May. Obudzi się bardzo zmęczona. Sen był jaśniejącymi żółtymi i różowymi koralikami na nici z energii. Oboje czuli mrowienie w ustach. Tyle, że kiedy ją opuszczały sny i energia, go to wszystko napełniało. Z każdą chwilą czuł się silniejszy, zmęczenie ulatniało się, głód znikał. Nawet łagodne negatywne uczucia przysłoniły te pozytywne związane z zaspokojeniem głodu. Cień czuł zapach kwiatów, ciepło słońca, błogie szczęście... Taki był sen May. Był, bo wkrótce nie zostało po nim nic prócz ciemnej pustki.
Louis wykorzystał swą moc by uśpić dziewczynę. Nie mogła się obudzić, kiedy pożerał jej sny. A kiedy skończył oderwał się od niej gwałtownie z rozlazłym uśmiechem. Błogim... Roześmiał się i popatrzył na swą niedawną ofiarę. Prawie nic się nie zmieniło. Jej twarz straciła tylko wyraz. W końcu nie przeżywała już pięknych snów. Ach... i jej usta trochę zsiniały. Tak jakby wystawione były na zimno, lub ktoś w nie uderzył. Ale to minie.
Cień skinął w jej stronę głową. Odwrócił się. Odszedł pozostawiając na murku fontanny w ogrodzie.
[z/t]Anonymous - 8 Kwiecień 2012, 11:35 May dalej śniła swoje słodkie sny. Kiedy poczuła na swoich ustach coś zimnego. Jej usta zaczęły mrowieć, a energia poczęła uchodzić wraz ze snem z jej ciała. W końcu wszystko zniknęła z jej głowy. May gwałtownie się przebudziła. Wszystko jej bolało i czuła się jeszcze bardziej senne niż przed chwilą, gdy się położyła. Jej usta były sine, a May zauważyła to w odbiciu lustra wody fontanny. Po nieznajomym nie było śladu, a May nie miała na nic sił. Opuściła, więc to miejsce.
z/tAnonymous - 15 Kwiecień 2012, 15:51 Jego nogi przywiodły go tu same. Nie narzucał im żadnej trasy, żadnego tempa, miał ciekawsze rzeczy na głowie, jak oddawanie się smętnym rozmyśleniom. Z wyrazem goryczy na twarzy postępował krok za krokiem, a jego wzrok wbity był cały czas w to samo miejsce, przed siebie, lekko na dole. Zapewne w głębi duszy zdawał sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogło nieść za sobą nieuważne podążanie do miejsca, którego się nie znało. On właściwie nawet nie wiedział, gdzie idzie, co zapewne jeszcze bardziej będzie mu utrudniało powrót. Nie, żeby bardzo go to bolało. Nikt na niego nie czekał. Ewentualnie, warto było wracać dlatego, że arystokratyczny tyłek chłopaka był przyzwyczajony do ciepła kołderek i miękkich materaców, nie zaś świszczącego wiatru i mrówek w gaciach. I to wcale nie przesada! On już dobrze wiedział, jak może się skończyć biwakowanie. Nienawidził spania pod gwiazdami. Dotychczas był do tego zmuszony jedynie tym, że musiał uciekać, ale może nie wracajmy do tego wspomnienia. Może, może, gdyby ktoś pokazał mu urok wspólnego leżenia na trawie i przyglądania się gwiazdom, może wtedy zmieniłby zdanie. Ale póki co nie zapowiadało się na to.
W końcu do jego uszu dobiegł głośny szum wody. Wiedział, że oznacza to prawdopodobnie sztuczny staw, fontannę albo inne "dzieło" ludzkiej ręki. Zaczął maszerować w kierunku, z którego dobiegał odgłos i w końcu, z godnie z przewidywaniami, trafił do fontanny. Lekko zrezygnowany przysiadł przy niej na ławce i zamknął oczy, wsłuchując się w szum wody. Chciał na chwilę oderwać się od smętnych myśli, jakie ostatnio niestrudzonymi falami zatruwały jego głowę.
- Co za śmieci... - mruknął do siebie, oceniając przydatność tych myśli. Że też nie mógł przejąć nad nimi kontroli. Brak kontroli póki co skończył się dla niego wyprowadzką do innego kraju. Cholera jasna.Anonymous - 15 Kwiecień 2012, 16:21 Miasto, brudne śmierdzące przyprawiające o wymioty. Pełne zgiełku, hałasu i ludzi podążających przed siebie. Wśród tego wszystkiego poruszająca się wolno sylwetka dachowca. Swoją osoba przykuwał wzrok innych, zadziwiał i szokował. Jak 20 letni facet mógł chodzić w kocich uszach i ogonie? W dodatku w stroju kamerdynera rodem z Wiktoriańskiej Anglii? To już w tych czasach u ludzi przeżytek jednak po drugiej stronie krzywego zwierciadła dalej funkcjonowało. Kotu zdecydowanie ta strona nie przypadła do gustu, kulił po sobie uszy dając wyraz niezadowolenia, ściśnięte usta, chłodne spojrzenie. Wyglądał niezbyt przychylnie. Najgorsze jednak były dzieci, które miały czelność ciągnąć go za ogon. Zwłaszcza jedno okazało się być na tyle upierdliwe, że krzyknęło ogłaszając wszem i wobec, że jest prawdziwy. Vanillio już wolał opcje gdy brano go za sztuczny, przynajmniej wtedy nie wzbudzał aż takiej sensacji, ale cóż. Nie ma tego złego i tak dalej. Tak czy inaczej długiego pobytu tutaj nie przewidywał. Panicz po prostu chciał by zakupić parę rzeczy, a tych nigdzie indziej dostać nie mógł. Zabawnie więc wyglądało, że dzierżył reklamówkę ze zwykłymi ludzkimi łakociami, oraz sam sobie zakupił książkę kulinarną, zwłaszcza nastawioną na pieczenie ciast. Postanowił, że w wolnym czasie ja przewertuje.
Sam właściwie nie wiedział dokąd podąża, miał jeszcze czas, panicz bądź co bądź dał mu kilka dni wolnego, by mógł tutaj zabawić. Jednak co tutaj może robić taki Lokaj ? Nic interesującego naprawdę, nawet ten świat go nie kręcił. Ani samochody, ani kina, czy też dyskoteki, właściwie to nawet nie wiedział co to jest! Samochód był dla niego jedynie jeżdżąca i niewyględną kupą żelastwa.
W końcu jednak poczuł zapach i szum wody, na co się uśmiechnął. W końcu coś znajomego, co tak cenił. Woda, czysta niezbrukana chlorem H2O chociaż co do czystości to można polemizować. Tak czy inaczej sam fakt, zobaczenia fontanny w tak obrzydliwym świecie ucieszył kota. Vani zastrzygł uchem i szybko do niej podszedł, mijając przy okazji jakiegoś blondyna, który najwidoczniej nie interesował się tym co go otacza, wyraźnie wpatrzony w jeden konkretny punkt. Uznał jednak, że każdy ma powód do zadumy, do chwili myśli i refleksji, w których nie wolno przeszkadzać. Tak też postanowił go nie zaczepiać, z resztą zapewne był z tych co uznają go za dziwaka, bo nie jest ubrany pstrokato, kolorowo i właściwie paskudnie. Odziany jest w strój lokaja i czarny płaszcz, taka elegancja w tych czasach u ludzi jeż już tylko sporadyczna, dostosowana do pewnych imprez. Tego właśnie Vanillio nie pojmował ten świat był dla niego wielki i straszny do tego cuchnący.
Przy murku od fontanny postawił swoje zakupy i się wyprostował nabierając w dłonie trochę wody, pozwolił jej ścieknąć i ochłodzić mu dłonie. Zamyślił się nad czymś wyraźnie a jego ogon zaczął poruszać machinalnie, niczym wahadło w starym zegarze.Anonymous - 15 Kwiecień 2012, 17:34 Z pewnością zgadzali się we wrażeniach na temat miasta. Przed wyprowadzką Gabriel mieszkał w małym miasteczku, gdzie zdecydowanie przeważała zieleń i roślinność, a niewielkie domki spychane były na drugi plan. Tutaj tego nie było. Irytowała go pycha, którą czuł we wszystkim, co stało w tym mieście. Kto dał ludziom prawo, do aż takiego ingerowania w naturalne piękno? Nie lubił spędzać czasu w lasach i im podobnym, ale uwielbiał na nie patrzeć. Czuł, że jest przez nie rozumiemy, jakkolwiek to nie brzmi. W końcu żadne drzewo nie wymagało od niego bezsensownej etykiety, norm zachowań, moralności...
Vanillio zwrócił jego uwagę dość skutecznie. W tamtej chwili dla Gabriela wszystko było lepsze od smętnych myśli, ale ze względu na melancholijną energię, którą wokół siebie roztaczał, nie miał ochoty się nikogo czepiać. Jedynie rozumieć, akceptować, oraz być rozumianym i akceptowanym. W zasadzie, do tego sprowadzała się cała egzystencja nastolatka, czyż nie?
- Hej - powiedział wystarczająco głośno, by dachowiec go usłyszał, ale nie krzycząc. Przybliżył się do niego, również siadając na murku od fontanny. Nie można powiedzieć, by na jego twarzy był choć ślad wątpliwości czy zawstydzenia. Chyba mógł, prawda?
- Nazywam się Gabriel - powiedział, mając wrażenie, że mężczyzna jest osobą, dla której podobne, bezsensowne grzeczności mają znaczenie na początku rozmowy.
- Skąd ma pan kocie uszy? - zapytał, wcale nie podejrzewając u rozmówcy jakichś nadprzyrodozonych cech genetycznych. Mógłby się jedynie zainteresować, gdzie takie interaktywne, kocie cześci ciała można nabyć - pasowałyby do jego wizerunku. Przy okazji zbadał wzrokiem postać mężczyzny. Był on o wiele wyższy od Gabriela, tego chłopak był pewien. Od razu zwrócił też uwagę na jego niezwykłe oczy - o przyjemnym kolorze i bardzo niecodziennej źrenicy. Na razie postanowił jednak o nią nie pytać, bowiem nie chciał wyjść na dzieciaka z motorkiem nazywanym "300 pytań na minutę" (albo więcej). Wpatrywał się w oczy Vaniego uparcie, napawając ich niezwykłym wyrazem. Uwielbiał patrzeć w ładne oczy. jego zdaniem często była to najładniejsza część ciała człowieka. Zawsze inna, wyjątkowa, zaskakująca. A on z pewnością mógł o tym mówić, jako posiadacz tęczówki bladoczerwonej, nie tak popularnej w świecie ludzi.Anonymous - 15 Kwiecień 2012, 18:01 Vanillio nie znosił ingerowania w naturę, nadzwyczaj upodobał sobie roślinność jak i faunę oraz florę. Wyłączając oczywiście szkodniki, które niszczyły plony czy też wciskały mu się w artykuły do jedzenia. To przyprawiało go o zniesmaczenie. Tak czy inaczej miło wiedzieć, że już na wstępie coś ich łączy. Niechęć do wielkich miast. Przecież miasteczka także mają swój urok, prawda/ Spojrzeć na stary Londyn a obecny widać jak się zmieniło.. Na gorsze rzecz jasna.
Abstrahując jednak do fontanny, sama w sobie miała jakiś urok, dlatego też przyprawił kotowatego o zamyślenie. Właściwie ta w rezydencji panicza był ładniejsza, ale przecież lepszy rydz niż nic, czyż nie ? Więc ten jakże błahy element dla ludzi, dla Vana wydał się miłym, nawet bardzo miłym akcentem. Kącik jego ust wygiął w lekkim tajemniczym uśmiechu, w pewnym momencie nawet przytknął palec do ust zamyślając się. Uszy jednak na nagły dźwięk, jaki wydał z siebie blondyn zastrzygły. Jedno z nich odwróciło ku źródła głosu, wyglądało to tak jakoby Vanillio lekko się zirytował, jednak to bzdura, po prostu lepiej wtedy słyszał skąd dochodzi dźwięk, to wszystko. Nie można jednak też powiedzieć by samo powitanie przypadło mu do gustu. Nie zamierzał jednak Gabriela poprawiać, wszak to człowiek a nie taktownie wychowana istota, jak Vanillio. Swoją bladą twarz zwrócił ku chłopcu, taksując spojrzeniem niezwykłych oczu. Te przynajmniej u ludzi takich kontrowersji nie wzbudzały.. Nie przy setkowej czy nawet milionowej liczbie przeróżnych soczewek.
-Witaj. - Powiódł za nim wzrokiem uważnie. Sam nie miał zamiaru siadać, jakoś, wolał stać. Oczy jednak lekko zmrużyły lecz słysząc jak ten przedstawia się, to posłał uśmiech. - Miło poznać, Gabrielu. Mnie nazwano Vanillio.
Tutaj idąc za etykietą w jakiej został wychowany i od lat żył ukłonił się uginając dłoń i delikatnie przyciskając ją do brzucha. Ta, kurtuazja jak się patrzy. Elegancja w czystej postaci, czy nie tak ? Tutaj Snare miał rację, kot przywiązywał uwagę do takich gestów, więc znów został mile zaskoczony. Miał jednak świadomość, że większość ludzi tutaj jest inna, z resztą to samo powiedzieli by przekraczając lustro idąc na wycieczkę po Krainie Luster czy Szkarłatnej Otchłani.
Słysząc zadane pytanie przechylił głowę i zaśmiał się dźwięcznie, aczkolwiek tajemniczo. Na usta wpełzł pasujący uśmiech. Nie, żeby kotu chłopak wydał się śmieszny czy coś. Śmieszne było to, że tak poszedł w kierunku stereotypów. Jednak co go o to winić, w końcu każdy był ciekaw widząc poruszające się takie atrybuty, dodatkowo tak naturalnie, a nie mechanicznie, żeby miały być interaktywne. Za żywe były, powinien to blonadasek zauważyć. Czarnowłosy uszyska położył po sobie a ogon puścił luzem i dopiero na spokojnie odpowiedział.
- Nie rozumiem twego pytania Gabrielu, jak to skąd? Od urodzenia mam, taki się po prostu urodziłem.Anonymous - 15 Kwiecień 2012, 21:04 Jego szkodniki przyprawiały o zniesmaczenie, a Gabriel od razu wyrzuciłby "zaszkodnikowane" jedzenie przez okno. Ale nie należy porównywać stopnia wyrozumiałości pokornego sługi i dostojnego panicza, bo to na dłuższą metę nie ma sensu. Stary Londyn miał swój urok, rzeczywiście.Choć Gabrysia bardziej ruszali ludzie, którzy go zamieszkiwali - priorytetami i charakterem pasowali do chłopaka bardziej, niż współcześni, nie zwracający uwagi na sprawy niewielkie, zbyt nieostrożni, zbyt beztroscy.
Kiedy tak patrzył na fontannę, zaczął myśleć o tym, że trochę mu gorąco i chętnie wykąpałby się w zimnej wodzie... Nie miał jednak póki co ochoty, by wracać do domu, ani, tym bardziej, na kąpanie się w fontannie. Ściągnął za to bluzę i zawiązał ją sobie w pasie. Od razu poczuł przyjemny, delikatny powiew wiatru, który sprawił, że na skórze chłopaka pojawiła się gęsia skórka. Lubił to uczucie, choć na co dzień zdecydowanie wolał ciepło.
Uśmiechnął się delikatnie i niezbyt mile, na myśl o tym, że nie pomylił się co do mężczyzny. Gabrysiowi spodobało się też się też, w jaki sposób się ów pan zachował.
- Mi również - powiedział, zwieńczając tym samym przywitania.
Gabriel również wiedział, co powinien teraz zrobić, ale zdecydowanie wolał łamać zasady i mieć gdzieś to, co powinno być dla niego najwyższym priorytetem. Mimo to cieszył się, że przynajmniej jedna rzecz zrobiła na Vanim dobre wrażenie. Oznaczało to, że w przyszłości być może łatwiej będzie im się porozumieć.
Z kolei śmiech dachowca baardzo mu się nie spodobał. Według chłopaka, sugerował on jawne naśmiewanie się z arystokraty! I co z tego, że w rzeczywistości tak nie było. On już wiedział swoje, i raczej nic nie mogło go teraz od tego odwieść. By wyrazić swoją dezaprobatę prychnął cicho, ale wymownie, dobierając do tego odpowiednio urażoną minę.
- Nie kpij ze mnie - mruknął, nieusatysfakcjonowany odpowiedzią. - Ludzie nie rodzą się z kocimi uszami. - To nie jego wina, że nie miał pojęcia o całym zamieszaniu związanym z Krainą Luster i jej podobnymi sprawkami. Jego głowa zwyczajnie miała swój własny świat, abstrahując od faktu, że być może nawet, gdyby tak nie było, zwyczajnie nie miałby skąd się dowiedzieć. Kim był? Nikim. Marnym nastolatkiem, jakich na świecie liczba taka, że ciężko zliczyć. Ale z pewnością uwierzyłby w istnienie magicznych stworków, tylko zajęłoby mu to jakąś chwilę. Dla niego to i lepiej, wszak zawsze czyni jego szary, monochromatyczny świat ciekawszym...Anonymous - 16 Kwiecień 2012, 14:48 Przecież nikt tutaj nie mówił co kot robił z takim jedzeniem! Postępywał dokładnie tak samo jak Gabriel, lecz załatwianie świeżego już było poniekąd problematyczne, a on nie miał zdolności znikania i pojawiania się setki kilometrów dalej. A jak to był ostatni kilogram cukru? Albo ostatnie opakowanie herbaty ? No co miał wtedy taki pokorny słucha zrobić? Oczywiście wychodził z siebie by załatwić nowe, ale czasem wpływało to na niekorzyść i wszystko odwlekało w czasie a znając Vanisha, to miał na tym punkcie hopla jak nie tolerował spóźnialstwa tak samo też nie lubił sam się spóźniać. Jak coś obiecał na daną godzinę to dotrzymywał słowa, jest obowiązkowy i wobec siebie karny.
Stary Londyn miał bardzo wiele uroku, przede wszystkim był taki, tajemniczy, kuszący a i zarazem wesoły. Nie było tyle morderstw syfu, plugastwa. Chociaż nierządu się to nie tyczy. Ten zawód przetrwał do dzisiaj i akurat kota nie dziwił, ale mimo wszystko dzisiejsze miasto w porównaniu do dawnego Lodynu, nie miało porównania i nie było przesądzone co w oczach długowłosego kota wygra. Beztroska ludzi w dzisiejszych czasach przyprawiała kota o solidną dawkę niesmaku.
Vanillio akurat nie miał ochoty kąpieli, aczkolwiek mu także zrobiło się ciepło. Na słowa blondyna skinął głową i chwytając za materiał przy szyi począł rozpinać guziki. Gdy w końcu się uwolnił z czarnego płaszcza, szło zobaczyć, jak dokładnie jest ubrany. Zawiesił go na przedramieniu chwytając palcami przy nadgarstku. Zmierzył spojrzeniem chłopca uśmiechając delikatnie, ale i zarazem przepraszająco. Nie chciał go urazić przecież, więc od razu pośpieszył z przeprosinami.
- Gabrielu racz mi wybaczyć, nie miałem nic złego na myśli, jeśli tak zabrzmiało to najmocniej przepraszam.
Minka kota nieco posmutniała. No tak gdy kłamał wierzono, że są prawdziwe, a gdy mówił, że prawdziwe uważano że kłamał. Nagle zaintrygował ten fakt, jakże uroczego paradoksu. Doszedł jednak do wniosku, że większego sensu nie ma wnikanie w to. To nie tak jednak, że był ignorantem, broń Boże! Po prostu uznał, że społeczeństwo poszło do przodu i jest nie na jego umysł, z resztą był w innym świecie, długo zabawić tutaj nie przewidywał. Nie było po prostu żądnego argumentu by nad tym dłużej się głowić.
-Mówię prawdę Gabrielu, nie złość się. Jak nie wierzysz dotknij, a przekonasz się, że Cię nie kłamię. Są jak najbardziej prawdziwe.
Uśmiechnął się zachęcająco acz zadziornie i schylił głowę w jego kierunku. Uszyska zastrzygły a włosy opadły kaskadą z ramion odkrywając także jego blady kark. Tak czy inaczej, chciał przekonać chłopaka, że wcale nie oszukiwał. Z resztą niby dlaczego by miał. Jest szczery, przynajmniej od kiedy pamiętał, chociaż.. różnie z nim mogło być. Ten moment nie należał jednak do specjalnie wyjątkowych by musiał uciekać się do fałszu. Był naiwny, albo po prostu na tyle pewny, że się nie krył. Niepotrzebne skreśl.Anonymous - 16 Kwiecień 2012, 20:17 Znajdowanie jedzenie, wyposażanie kuchni... Były to problemy nieznane Gabrielowi, który wszystko miał od ręki i w zapasie. Ponieważ w końcu zaczęło go dziwić to, że rodzice nigdy nie wychodzą na zakupy (jak to miało miejsce u jego kolegów), zaczął wyrzucać nawet normalne, smaczne jedzenie w różnych, większych lub mniej ilościach, by zobaczyć, czy przypadkiem nie pojawia się w magiczny sposób. No, ale lat miał wtedy ledwo 6 czy 7, można mu więc podobne marnotrawstwo wybaczyć...
Nierząd w oczach Gabriela był absolutnie normalnym, a wręcz opłacalnym, przyjemnym i fajnym zawodem - o ile pracowało się w bardziej... ekskluzywnym miejscu. Dziwna to opinia, wskazująca jednoznacznie na to, jak zdewastowany jest nastoletni móżdżek Gabrysia. Nie, żeby była dla niego jakkolwiek atrakcyjna. W końcu w ogóle nie miał w planach wykonywania jakiegokolwiek zawodu, plusy i minusy nie miały znaczenia... Cały ten świat był cholernie ennuyant.
Gabriel rozluźnił mięśnie twarzy. Podobały mu się ubrania Vanillio, pasowały do niego i trafiały w gust chłopaka.
Skinął głowy na przeprosiny, oznajmiając tym samym, że je przyjmuje. W sumie, to cała ta krótka scenka była jedynie precedensem... Nawiasem mówiąc, to mało eleganckim, ale nie interesowało to Gabiego wystarczająco, by zastanowił się nad tym dłuższą chwilę.
Wzdrygnął się, gdy ponownie usłyszał tę paskudnie oficjalną formę swojego imienia. Gabrielu... zupełnie, jak zwracano się do niego w domu,w rodzinie. Jakby cały świat zapomniał, że jest małym dzieckiem (czasami wolał mówić, że dorosłym, ale mniejsza o to), do którego powinno się mówić Gabrysiu!
Niemniej, skorzystał z propozycji dachowca i pogłaskał go delikatnie swoją małą rączką po jednym uchu (nawiasem mówiąc, musiał wstać, by to się udało, mimo faktu, że Vani pochylił głowę). Poczuł mięciutkie, przyjemne w dotyku futerko, jak u prawdziwego zwierzaczka. Jeśli uszka były mechaniczne, to chyba nie chciał wiedzieć, co za kosmita je stworzył z taką dokładnością. A jednak... Nie wydawały się. Właściwie, nie czuł różnicy, niż gdy głaskał swojego kota. Nie wiedział, co powinien o tym myśleć. To zdecydowanie nie było normalne, a przynajmniej jak na jego poczucie normalności. Zaczął się zastanawiać nad definicją normy. Opuścił rękę, a na jego twarzy pojawił się wyraz lekkiej zadumy.
- Nie rozumiem... - przyznał w pewnym sensie z zawstydzeniem, bo nie znosił ukazywać komuś którejś swojej słabej strony. - Ale dlaczego się z nimi urodziłeś? - Szybko przeskoczył z formy "pan" na "ty", co nie? Ciężko wyzbyć się nawyków - generalnie nie wymagano od niego uznawania wyższości starszych, jeśli ci "starsi" nie byli jednocześnie bogaci lub/i wpływowi. Zresztą nie ma się co dziwić, przecież ten chłopak był wychowywany w przekonaniu, że sam jest pępkiem świata...
Niemniej, człowiek z kocimi uszami (I ogonem! Cholera!) był zdecydowanie ciekawszy od panicza. Przynajmniej według jego opinii. Choć sam nie pragnął posiadania podobnych atrybutów, to jego maskotka zdecydowanie mogłaby się nimi szczycić... I tu zaczął snuć pewne plany odnośnie Vanillio, które jednak wyglądały bardziej jak wyobrażenia i marzenia. Ale jeśli więcej jest podobnych... istot... albo ludzi - już sam nie był pewny - to z pewnością uczyni kiedyś którąś swoim towarzyszem (Będzie tego chciała, czy nie. z Gabim się nie dyskutuje, gdy czegoś zapragnie.). Z drugiej strony, w jego głowie pojawiła się wyblakła wizja sytuacji, w której prosi rodziców o posiadanie własnego kotołaka. Na samo to zachciało mu się śmiać, ale powstrzymał się, nie chcąc, by Vani pomyślał, że to z niego chłopak się śmieje. Powoli zaczynał go lubić.Anonymous - 17 Kwiecień 2012, 12:00 Co właściwie jest takiego fajnego w nierządzie? Jedynie co może być tutaj pozytywem to płaca, ewentualnie doznania cielesne. Nic więcej kot się fajnego w tym nie dopatrywał, nawet jeśli by mógł. W końcu bardziej bałby się zarażenia niźli miał chęci na chwile uniesień. Swoją drogą, to zawsze był objaw miłości, a jeśli ktoś nie umiał powstrzymać swego ciała na wodzy to nie umiał tego samego w stosunku do emocji, a to już dobre nie było, oj nie.
Nikt też przecież nie kazał blondynkowi wykonywać zawodu, chciał być całe życie zależny od kogoś, proszę bardzo. Odbije się to na nim w przyszłości i to niezbyt przyjemnie. W każdym razie przecież ciemnowłosy także był uzależniony, ale to polegało na czymś innym. Nie jest darmozjadem, lecz na swoje wyżywienie i całą resztę pracuje. Tak samo jak i spłaca tym samym czynsz, czy coś w ten deseń, nigdy tym akurat zbytnio się nie interesował. Dla niego ważne było, że nie jest bezużyteczny, że do czegoś się nadaje.
ucho Vanillia drgnęło radośnie na posłyszenie przyjęcia przeprosin, ucieszył się. Nie chciał aby ktoś z jego powodu się smucił, czy też był zły. Nie wynikało to z tego, że lubi każdego lecz z własnego pewnego rodzaju egoizmu i braku chęci robienia sobie kłopotów i wrogów. Nie chciał swojego w miarę spokojnego życia zamieniać w tragedię z ludźmi, którzy chcieliby mu odebrać życie, bo się naraził. Po za tym panicz Jasper nie byłby zadowolony, a jego zdanie dla Vaniego liczyło się najbardziej. Usta kotołaka wygięły w radosnym aczkolwiek tajemniczym uśmiechu.
Vanillio zawsze zwracał się do innych oficjalnie, tak go wychowano, zwłaszcza względem tych co byli wyżej od niego, a on wyczuwał intuicyjnie, kto należy do takich osób. Nie wiedzieć też czemu wziął Gabriela za taką właśnie osobę, coś w nim szlacheckiego było, choć kot nie potrafił tego sprecyzować, jak wiele rzeczy w tym świecie z resztą. Dachowca jednak ucieszył fakt, że ten postanowił skorzystać z jego propozycji i tym samym wyjaśnić nieścisłość polegającą na zagadnieniu " Prawdziwe czy nie?". Zabieg blondyna sprawił, że ucho drgnęło bo ten swoim dotykiem przyprawił o łaskotki. Z resztą pogłaszcz kota, obojętnie jakiego po uchu to zawsze tak zrobi, odruch niekontrolowany. Długowłosy spokojnie czekał, aż Snare skończy "pieścić" jego ucho by móc się unieść. Gdy to nastąpiło to Vanish także zauważył zadumę na twarzy młodzika, no tak, często to widział. Musiał tez oczywiście usłyszeć pytanie, które de facto wcale, ale to wcale nie zaskoczyło kota. Wręcz przeciwnie, spodziewał się go i dziwnym by było gdyby nie padło.
- Dlatego, że odziedziczyłem, takie a nie inne geny, tak samo jak Ty Gabrielu, mógłbym spytać, czemu masz włosy blond a nie czarne. Tak stworzyła mnie matka natura i nie poradzę nic na to.
Rzeczywiście szybko zmienił formę, ale kotu to nie przeszkadzało, czasem traktowano go co nieco protekcjonalnie, a przynajmniej tak to brzmiało w uszach Vanillio, nie miał jednak za złe. Skoro Gabriel pochodził z Arystokracji tego świata, to miał podobne poniekąd nawyki co jego pan. Musiał to znieść po prostu.
Może i po części był ciekawszy od przeciętnego przedstawiciela rasy ludzkiej, lecz gdyby chłopak miał świadomość istnienia takich dziwów jak upiorna arystokracja czy cyrkowcy, szybko by stwierdził, że kot wcale taki niezwykły nie jest, wszak jak może być ciekawszy od kogoś z rogami czy też przerobionymi na własną modłę przez morię, Ci z pewnością zachwycali swą niezwykłością. No i Snare także powinien wziąć pod uwagę, że posiadanie takiego kotołaka wiązało się z odpowiedzialnością, to nie jest pluszowa zabawka, którą można odstawić w kąt bo się znudziła,. W każdym razie uszaty stwierdził jeszcze jedną rzecz, że młody nie mógł albo nie wiedział o drugiej stronie skoro tak się zdziwił i uparcie wmawiał, że kocie uszy są mechanicznymi atrybutami. Zmarszczył lekko brew.
- Masz pojęcie Gabrielu o drugiej stronie krzywego zwierciadła? Stamtąd pochodzę, tutaj jestem tylko chwilowo..
Położył po sobie uszy a ogon pozostał nieruchomy, a niezwykłe oczy Vanilia tkwiły wpatrzone w czerwonawe tęczówki towarzysza.Anonymous - 17 Kwiecień 2012, 16:53 Emocji nawet człowiek cnotliwy często wstrzymywać nie może. To dlatego płaczemy, gdy nie chcemy, wstydzimy się, irytujemy się, choć wiemy, że nikt nic nie zrobił. Chyba nikt nie umiał kontrolować swoich emocji, a już na pewno nikt kogo znał Gabriel.
Właściwie, to nie tak. Miał starszych rodziców, którzy, zważając na ich styl życia (25h pracy na dobę) nie mieli pożyć jeszcze bardzo długo. Optymistyczna wersja była więc taka, że po prostu dostanie od nich kasę w spadku i na tym się cały cyrk skończy... Uważał, że ich nie kochał. Oni też go nie kochali. W rodzinie, którą znał Gab, nie było miłości, rodzina służyła czemuś. Sam chłopiec byłby zadowolony (a przynajmniej na pewno nie byłby smutny), gdyby byli właśnie w tej chwili mordowani. Nic mu nigdy nie dali.
Powiedzmy, że po deklaracji, jaką dachowiec złożył przed chwilą ("Och tak, urodziłem się jako ćwierć kot, to całkowicie normalne.") Gabriel nie był chociażby zaniepokojony jego uśmiechem.
Cóż, dobrze wyczuł. Zresztą Gab nosił się tak typowy pan i władca. Wynikało to z jego wychowania i światopoglądu... oraz faktu, że tak było zwyczajnie fajniej. od razu określało się hierarchię. I siebie stawiało na jej szczycie.
Uznał ruchy uszu Vanillio pod wpływem dotyku za co najmniej urocze. Lubił koty... bardzo go przypominały. Nie oceniały, nie wymagały, i prowadziły życie, które Gab chciałby wieść. Spokojne, bez żadnych ekscesów... jak na przykład "druga strona krzywego zwierciadła". No, to dopiero zbiło z tropu blondynka. Nie tylko nie wiedział, co to (choć jakaś jego część domyślała się, że chodzi o dziwny, inny świat, a nie nazwę parku rozrywki czy czegoś w tym stylu), lecz także - co gorsza - nie rozumiał. Perspektywa istnienia innego świata byłaby cokolwiek kusząca i atrakcyjna dla znudzonego życiem Gabrysia, ale jednak ciężko było mu uwierzyć, że słowa człowieka-kota nie są jedynie wymysłem albo żartem... Z drugiej strony, zorientował się, że nie zna o osób o poczuciu humoru, które mogłoby im kazać wyciąć chłopakowi taki numer. Zresztą, każdy jego znajomy musiał sobie zdawać sprawę z konsekwencji, jakie niósłby ze sobą podobny czyn.
To straszne, jak Gabriel był czasami pozbawiony humoru.
- Mam zerowe pojęcie na ten temat i z bólem przyznaję, że mnie to interesuje - powiedział, ponownie siadając. Czemu z bólem? Bo jednak głupio było mu okazywać zainteresowanie, skoro na co dzień grał ignoranta... co z tego, że Vanillio tej strony chłopaka jeszcze nie widział. Liczyło się to, co on sam o sobie myśli. - Mógłbyś mi przybliżyć, czym jest owa druga strona?Anonymous - 18 Kwiecień 2012, 13:13 Emocje? Szkopuł cały tkwi by umieć trzymać je w ryzach. Zbyt emocjonalny człowiek jest zbyt rozchwiany psychicznie, a to już nie jest dobre. No chyba, że osiągnęły one już stan w, którym koniecznie trzeba wyładować. Wszak powściągliwość to cnota, nieprawdaż?
Cóż ludzie od dawien dawna znani są ze swego lenistwa, często skrajnego ale i także takiego samego zapracowania. Nie zależnie od tego jaka to była praca, chociaż wiadomo, że ta fizyczna bardziej wyniszcza jak psychiczna, ale to niekoniecznie jest regułą. Idąc jednak tropem rodzicieli warto też by wspomnieć o tych co wydali na świat takiego kotołaka. Matka Vaniego to była dosyć miła kotka, posiadająca burzę rudych włosów lecz jasne niemal żółte oczyska, tak samo sierść na na uszach i ogonie różniła się bowiem była śnieżnobiała. Różniła się więc od swojego syna, który stał przed Gabrysiem właśnie. Zaś ojciec, tego nie miał w ogóle możliwości spotkać. Może dlatego, że jego matka się puściła a potem nie chciała się przyznać ? Tak chyba było chociaż nigdy o to nie pytał, dopiero z czasem zdał sobie z sprawę, że każdy ma ojca i on także tylko nikogo tym mianem nie obdarował.Jednak nie miał na tyle bezczelności w sobie by o to matkę pytać,. Jednak niejednokrotnie stojąc przed lustrem miał wrażenie, że to właśnie w niego się wdał, w końcu tak bardzo różnił się od rodzicielki. To zaś sugerowało, że można było wybaczyć jej ten fakt, bo on musiał być bardzo przystojny, jednak jakiej był rasy, tego nie miał pojęcia, zielonego, wszak mieszanki także się zdarzały. Potencjalnie przyjmijmy, że także należał do dachowców. Lecz długowłosy kompletnie nic o nim nie wiedział, nie przejmował się tym jednak, nie miał potrzeby bowiem matka zastępowała mu także i jego, z resztą nie miał czasu tęsknić.
Van nie oceniał, nie przyczepiał łatek przyjmował drugą osobę taką jaka jest, nawet gdyby miała nie wiadomo jak szpetną twarz i jak szpetny światopogląd, to też nie zmieniało jego podejścia do ów osoby, to wszystko wpoiła mu matka. Tak ogładę zdecydowanie ma po niej, może i po części wrodzone geny ojca? Cholera jasna wie jak to z nim jest.
W ruchach uszu było coś uroczego, rzeczywiście wiele osób to mówiło kotołakowi, a nawet jego samego za takiego uważano do czasu, do momentu gdy nie naruszono w złej wierze jego terytorium, jakim była rezydencja panicza Jaspera. Wtedy zmieniał się do poznania. Miły uśmiech znikał a na jego miejsce pojawiał demoniczny półuśmieszek, ukazywały lekko wydłużone kły a sam kot ciskał sztućcami jak w amoku, zdecydowanie jego sztuka popisowa polegała na władaniu sztućcami, opanował to do perfekcji, ale chwila obecna nie była na tyle nieprzyjemna by miał ujawniać tę zła część swojego charakteru.
No ta, faktyczni3e mogło to zbić Gabrysia z tropu i przyprawić o niemałe zdziwienie na twarzy, taa. Właściwie to każdy z nich za normalny świat uważał swój, a te jak na złość różniły się jak niebo i ziemia. Obserwował reakcję blondyna z wolna machając ogonem w lekkim zamyśleniu, no tak, mógł tego się spodziewać. Tak czy inaczej czemu miałby nie wyjaśnić o co w tym wszystkim chodziło. Podrapał się po podbródku marszcząc jedną z brwi. Przechylił głowę i powiedział.
- To jest drugi świat, tam żyją istoty podobne do mnie, często gęsto różniące się nawet bardziej. Czasem też przenikają do tego świata, za pomocą lustra, takiego specjalnego, ciężko mi powiedzieć, u nas jakby świat żył innym rytmem był spowolniony w rozwoju, mamy jednak bestie, których tutaj nie uświadczysz Gabrielu. To świat, całkiem inny od tego, tam musisz martwić się o życie, a tutaj żeby nie rozjechał cię samochód czy żebyś miał co włożyć do garnka. Tam, możesz zobaczyć istotę niczym szkło, czy diabła a w istocie Upiornego arystokratę z rogami na głowie, czy też wyniki nieudanych eksperymentów MORII, zwanych cyrkowcami. Nie ma elektroniki, nie ma samochodów, ani takiego czegoś jak komórki czy inne mechaniczne gadżety. - Tutaj się zatrzymał i nabrał powietrza, zmrużył swoje kocie oczyska i dodał. - Mogę Ci pokazać, ale musiałbyś być ostrożny, te istoty nie przepadają za ludźmi..