Yako - 15 Lipiec 2017, 13:54 Nie ruszył się z miejsca, mimo iż film już się skończył. Wciąż grała mu w głowie piosenka, rozbrzmiewał głos Natalie. Siedział chwilę mając zamknięte oczy. Otworzył je dopiero, gdy poczuł dłoń kochanka. Spojrzał na niego i uśmiechnął się delikatnie. Sam zacisnął swoje palce, w geście podziękowania.
Przeniósł wzrok na Kapeluta - nikomu o tym nie mówię- powiedział spokojnie - dziś jest dopiero druga rocznica. Dla niektórych dwa lata to dużo, żeby się otrząsnąć, dla mnie za krótki czas - wzruszył ramionami -dlatego nie rozpamiętuję tego. Pijak siedzi za kratkami i odbywa swoją karę, a ja staram się o tym nie myśleć i po prostu żyć dalej. Tego by chciała Natalie- opuścił niepewnie wzrok, zaciskając trochę mocniej palce na dłoni swojego rudzielca.
Zaskoczony spojrzał na Cienia, gdy ten postanowił złożyć mu pocałunek na dłoni, jakby był jakimś władcą, czy kimś wyżej. Może i Yako był demonem, który był dawniej czczony jak bóstwo. Może i uwielbiał kiedy oddawano mu cześć, kiedy go wywyższano, ale Gawain był dla niego na równych prawach. Był jego partnerem, a Kitsunie nie traktował nigdy Natalie czy Krissa jako kogoś gorszego. Byli sobie równi, równie ważni. Dla demona nawet ważniejsi niż jego życie. Zrobiłby dla nich wszystko, nawet wskoczyłby w ogień i prawie to zrobił, jednak po wybuchu samochodu nie mógł zrobić nic poza podpełznięciem do konającej w męczarniach rodziny.
Przekręcił lekko głowę i przyłożył palec do jego podbródka i podniósł go by rudzielec spojrzał mu w oczy. Chciał mu powiedzieć, że nie musi się tak przy nim zachowywać. Nie był jego podwładnym, jednak nie zdążył powiedzieć czegokolwiek bo rusek wrócił do salonu i oznajmił, że będzie się zbierał. Demon odsunął więc dłoń od swojego kochanka.
-Gopniku, jeśli chcesz to możesz jeszcze zostać - powiedział spokojnym głosem. Ale słysząc, że ten ma jeszcze coś do załatwienia w Klinice, przytaknął głową. Uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie jak Bane groził Gawainowi, jeśli ten coś jeszcze nabroi albo się dowie, że to on pobił Luci. W sumie pobił Lusiana, ale to, że jest on tą samą osobą to już inna sprawa i lekarz nie musiał tego wiedzieć. Demon nie bez powodu trzymał to w tajemnicy. Gdyby wszyscy o tym wiedzieli to o wiele trudniej by mu było znaleźć jakiegoś żywiciela. Nie każdy przecież jest skory to wskoczenia do łóżeczka kobiecie, wiedząc, że w każdej chwili może się zamienić w faceta i to nie za sprawą jakiejś zabaweczki, a taką ma po prostu naturę.
Spojrzał na Gawaina z wdzięcznością, gdy ten ucałował go w czoło. Zamknął chwilę potem na moment oczy, bo zaczynały mu wilgotnieć. W końcu jednak przetarł je palcami i również wstał z kanapy. Pokręcił głową, słysząc podziękowania Gopnika -nie ma za co. Jak co to zawsze możesz wpaść - powiedział i podszedł do barku -ja przepraszam za moje humorki. Masz, na pamiątkę - powiedział i podał mu butelkę z jakimś czarnym płynem i napisem Blavod na niej - czarna wódeczka od czarnego liska - puścił mu oczko - tylko proszę nie pij jej sam no i przyjmij sobie do serca - dzióbnął go palcem w miejsce, gdzie Kapelut posiadał serce -by nie jeździć po alkoholu żadnymi pojazdami, przynajmniej nie jako kierowca. Sam prawie ostatnio znalazłem się pod kopytami i kołami, bo jakiś idiota nie patrzył gdzie jedzie - powiedział i podniósł palcem jego brodę, spoglądając głęboko w jego brązowe oczy - wiedz, że nienawidzę pijanych kierowców, więc jeśli coś takiego wybaranisz znów, to wiedz, że jeśli się dowiem to nie będzie zbyt przyjemnie - wyszeptał, a jego źrenice zmieniły się w wąskie szparki. Nie chciał go zrazić do siebie, ale nie chciał, żeby znów popełnił taką głupotę. Yako sam uwielbiał szaleć na drodze, ale on znał swoje auto, znał drogi po których jeździł no i jego hobby była prędkość i niezbyt bezpieczne i zdrowe sporty. Był więc nauczony by uważać na to co się dzieje wokół niego, mimo zawrotnej prędkości.
W końcu odsunął się do bruneta i posłał mu rozbrajający uśmiech, pokazując mu rząd białych, demonicznych zębów. Chciał zaproponować podwózkę, ale Gawain go uprzedził. Przytaknął mu tylko głową na to - weźcie parasol bo tam nadal leje- poprosił jeszcze -Gaw masz klucze? Bo wolałbym się zamknąć, jakbym chciał się zdrzemnąć czy coś - dodał jeszcze.
Zapytał Kapelusznika czy nie chce czegoś do jedzenia na potem. Jeśli chciał to zapakował mu trochę mięsa z grilla. Wiedział, że nawet na zimno będzie dobre. Jeśli nie to tylko poklepał go po zdrowym ramieniu i życzył szczęśliwego powrotu do domu -uważajcie tam na siebie - poprosił i odprowadził ich do drzwi.Gopnik - 15 Lipiec 2017, 21:38 Nie zwracał uwagi na nic. Nie zauważał żadnych gestów, wpatrzony w telewizor. Niemożliwym było więc, by spostrzegł gest Gawaina wobec Lusiana. Trwał w tym, co zobaczył. Kawał dobrego kina, a przy okazji... Część historii Liska. Tragicznej historii.
Kitsune odpowiedział mu, wyjaśniając sytuację. A on i Gawain mimo wszystko się o tym dowiedzieli. Trochę przypadkiem, trochę przez to, że to była rocznica, druga wypadku, jak się okazało.
- Dla niektórych i całe życie to za mało. Pomijając fakt, że nasze może być bardzo długie, ale wiesz, o co chodzi. Już trochę tu zabawiłeś. - rzekł smutnie w odpowiedzi.
Ominęły go czułości i okazy szacunku Gawaina wobec Liska, a gdy już wrócił, para opanowała się. W zasadzie to tylko Rudzielec musiał się ogarnąć. Spojrzał nieco poddenerwowany w odzewie na drwinę Dziwnookiego, jednak koniec końców zripostował to z humorem.
- Wiesz, leczyć się tam to też dobra sprawa. W szczególności, że jeżeli o mnie chodzi, to stamtąd wyjdę tylko jeszcze bardziej chory. Sprzedawany produkt sygnuję własnym nazwiskiem, toteż jakość muszę sprawdzić. A najlepiej na miejscu, u klienta, ha ha! No i nie martw się, nic nie powiem, z kim się rozpijałem. - jednak w jego śmiechu nie było tej werwy, jaka zwykle mu towarzyszyła. Teraz siedział w nim smutek i poczucie winy. Niby nic nie zrobił, nikogo nie zabił, jedynie uszkodził auto, jednakże jego zachowanie... Po filmie uświadomił sobie, jak nieodpowiedzialnie się zachował.
- Gdyby nie obowiązki, zostałbym, z pewnością. Mimo wszystko dobrze się tu czułem. - podziękował uprzejmie. Może i został tu poraniony, doszło do paru incydentów, ale koniec końców właśnie w tej willi przypomniał sobie smaki prosto z ruskiej chaty.
Nagle kolejne zaskoczenie. Dostał alkohol, bardzo dobry. Taki, jak w marzeniach sennych.
- Blin, Lucek, spasiba! A wiesz, że mi się śniła ta wódeczka? Dokładnie ta sama. Ciekawe, czy smak też będzie taki, jak we śnie... - zaśmiał się. - Już nigdy. Jeśli nie wypadek, to film twojej produkcji mnie nauczył. Dlatego, tak jak mnie prosisz, wezmę sobie to do serca. - mówił, przeszywany wzrokiem Lisa. Słowa były jednak szczere, nie chciał już nigdy popełnić tego błędu i wsiadać za kółko, ledwie trzymając się na nogach. Teraz mu się upiekło, ale raz nie zawsze. -A wódeczkę wypiję w doborowym towarzystwie, możesz być pewien. Na specjalną okazję, o! - zakończył już weselszym tonem.
Uśmiechnął się na wiadomość, że to Gawain będzie jego przewodnikiem. - Gawain, wiesz, dla mnie to norma, że chleję, ale ty? Ochlajtus jeden, ha ha. - zażartował, odgryzając się. W zasadzie było mu obojętne, kto mu pomoże, ważne, że znalazła się istota, która wskaże mu drogę. Gdy Rudzielec dzwonił, Michaił upewnił się, że ma wszystko, po czym zwrócił się ostatni raz już do Lucka:
- Dziękuję jeszcze raz, Lucek. Miło było, ale wszystko ma swój koniec. Wpadnij kiedyś do mnie, do mojego sklepu na Cukierkowej. Do następnego, da swidania, lisica! Widiet! - pożegnał się, podając mu zdrową dłoń. Gdyby nie bark, pewnie zbiłby się barkiem z Yako, a tak to, nie chcąc podrażniać rany, musiał w ten sposób.
Istotnie, na zewnątrz lało jak z cebra, iście brytyjska pogoda. Na szczęście taksówka przyjechała szybko. Keer podał jakiś brytyjski adres, po czym ruszyli. Zatrzymali się pod jakimś laskiem. Weszli do niego, pierwszy Dziwnooki, a za nim Alkoczarodziej. Dotarli wreszcie do odłamku Lustra, podobnego, jak ten, który w Rosji znalazł Gopnik. Dzięki któremu wrócił do domu. Będzie musiał zapamiętać to miejsce, dom naprzeciwko lasu, ścieżkę tu prowadzącą. Może jeszcze nieraz tu zabawi.
- Nu, Gawain. Tobie również dziękuję. Dziękuję za popijawę, tę szaloną wyprawę i przede wszystkim za to, że jakoś ze mną wytrzymałeś, ha ha. A, no i oczywiście również zapraszam do mojego sklepu. Takich klientów, jak Ty i Lucek, zawsze chętnie przyjmę. A teraz, komu w drogę temu w drogę. Do widzenia. - pożegnał się, podał dłoń i wszedł w odłamek zwierciadła, ku domowi.
ZTGawain Keer - 16 Lipiec 2017, 17:27 Trudne, drażliwe tematy. Niewyjęte drzazgi w sercu. Niezabliźnione rany. Spokój i opanowanie z jakim demon opowiadał o utraconej rodzinie był niesamowity i zrobił na Cieniu ogromne wrażenie. Spiął się słysząc, że gnojek, który spowodował wypadek i doprowadził do śmierci Natalie i Krissa, nadal żyje. Zabiłby go bez wahania. Wrzuciłby go w huczący ogień i kłęby dymu. W zasadzie nikogo jeszcze nie spalił, a to byłoby nowe doświadczenie. Pomarzyć można. Skoro życzeniem Yako było zostawienie tego wszystkiego za sobą, niech tak będzie. No i nie mógł wziąć i spalić gościa. Po identyfikacji zwłok i przejrzeniu akt nawet największy żółtodziób z dochodzeniówki połączyłby morderstwo z wypadkiem sprzed lat.
Długość życia. Każdy kolejny rok ciążył jak kamień. Im dalej, tym większe głazy nosił na swych barkach. Lis będzie podnosił się jeszcze długo, ale przynajmniej nie był już sam. Keer spojrzał Yako w oczy. Zezłościł go tym gestem? A może mu się spodobał? Brunet stał się agresywniejszy i władczy. Podobał mu się taki.
- No z alkoholizmu to cię tam nie wyleczą - zaśmiał się - I dzięki - dodał jeszcze pochylając się do przodu i posyłając mu chłodne spojrzenie.
Uch... Yako znów robił miły i ciapkowaty. Gopnik to, Gopnik tamto. Może miał przydatne moce i kawał na każdą okazję, ale bez przesady. Demon najpierw na nich obu nawarczał, Ruska prawie zabił, a teraz Nie idź jeszcze, zostań trochę. Bla, bla, bla.
Zbierając rzeczy i zapinając guziki spoglądał na mężczyzn. W końcu stanął po prostu czekając. Zmarszczył brwi. Nie mógł sobie nawet popić przy demonie, a Rusek dostał całą butelkę wódki. I pewnie zaraz poleci tekst... o właśnie ten. Że wódka mu się śniła. Za to Lusian urządzał sobie dzisiaj bitwę na spojrzenia. Złapał Gopnika za podbródek w ten sam sposób. Coś do niego wyszeptał, ale Gawain tym razem nie zazdrościł, bo demon wyglądał na wściekłego.
- To wszystko twoja wina! Jak mnie rozpijesz to stanę się twoim najgorszym klientem - odciął się z drwiącym uśmiechem. - Yymm... - poklepał się po kieszeniach, po czym wydobył mały srebrny kluczyk i triumfalnie uniósł go w górę - Mam! Ale muszę coś jeszcze wziąć. Tu masz parasol - powiedział do mężczyzn, gdy ci skończyli się żegnać i wymieniać uprzejmości. Pobiegł na górę po pieniądze. Na dzisiejszy zakup trochę się wykosztuje.
Drzwi trzasnęły za Ruskiem, a Dręczyciel wrócił na dół. Zatrzymał się na ostatnim stopniu schodów i spojrzał na Lusiana. Zmarszczył brwi i machnął głową wyraźnie zły na coś. Szybkim krokiem podszedł do bruneta. - Obiadek! Wódeczka! Zażartowałbym, żebyś dał mu jeszcze dupy, ale to już zdążyłeś zrobić! - podniósł głos rozkładając ręce. - Choć wtedy przynajmniej miałeś motyw... - warknął. Odsunął się od lisa wzdychając ciężko. -Teraz odprowadzę tego ruskiego alkoczarodzieja i załatwię parę rzeczy. Jak coś chcesz to pisz lub dzwoń. Wrócę jak najszybciej, obiecuję - dodał cicho swoim ochrypłym głosem i wyszedł z domu zakładając ciemne okulary. Lało aż miło. Będzie mniej ludzi. Taksówka już czekała. Wsiadł do niej przepraszając kierowcę za zwłokę, zapiął pasy, podał adres i mogli jechać.
Na miejscu zapłacił i odesłał czarne autko. Poprowadził Ruska do odłamka. -No już, bo się poryczę- klepnął go przyjaźnie w ramię. - A do sklepu nie omieszkam zajrzeć. Będę o nim pamiętał przy kolejnych zakupach. Do widzenia - energicznie uścisnął Ruskowi dłoń. Zniknął w odłamku, a Gawain ruszył z powrotem do miasta. A teraz dajcie mi order za przebywanie z Kapelusznikiem pod jednym dachem przez dwadzieścia cztery godziny
Spacer był długi, ale udało mu się zorganizować ślusarza na jutro rano. Zajrzał do sklepu sportowego, ale odesłali go do centrum handlowego, by spróbował tam. Co za strata czasu... pieprzyć to. Zamówię przez internet. Machnął ręką na taksówkę. Czas wracać do domu.Yako - 16 Lipiec 2017, 18:58 -Przekonasz się jak spróbujesz - powiedział rozbawiony, słysząc o tym, że wódka mu się śniła. Przytaknął też głową, że ma być na jakąś dobrą okazję.
- Na pewno wpadnę przy okazji, jak już wrócę do Krainy- obiecał i pożegnał się z brunetem. Spojrzał za rudzielcem, który zniknął na piętrze. Już miał iść po coś do picia, gdy ten zszedł i spoglądał na niego. Wyglądał na rozgniewanego. Demon podniósł zaskoczony brew, gdy ten na niego wyskoczył za to...że był miły dla Kapelusznika? Aż tak nie lubił tej rasy?
-Gaw ja chciałem być tylko miły.... o co Ci zaś chodzi? - zapytał nie bardzo rozumiejąc za co mu się oberwało. Nauczył się w ciągu długiego życia, że nie można cały czas być złym. Trzeba przynajmniej udawać uprzejmego inaczej nic się nie osiągnie. Nawet super aktora niechętnie zapraszają do współpracy jeśli jest całkowitym dupkiem i nie umie współpracować z innymi. Jeśli jest wredny. Kogoś kto chętnie współpracuje i jest miły dla innych chętnie przyjmą, nawet jeśli będzie trzeba temu komuś zapłacić więcej, bo mieszka dalej.
Przytaknął Cierniowi, że rozumie, że wróci najszybciej jak się da -mógłbyś mi kupić jakąś sporą paczkę kwaśnych żelków? - zapytał go jeszcze -skoro i tak mam leżeć w łóżku to nie zaszkodzi jak będę miał co ciamkać- zaśmiał się i pożegnał z kochankiem. Zamknął za nimi drzwi i opadł na kanapę.
Nie dane mu jednak było zbyt długo poleżeć, bo już po kilkunastu minutach dostał wiadomość od Pardona. Pytał czy wybiera się na cmentarz i czy w ogóle da radę. Lusian potwierdził, mówiąc, że tylko się ubierze i zaraz przyjedzie.
Poszedł na górę. Ubrał czarne jeansy, sportowe buty, koszulkę oraz skórzaną kurtkę. Wygrzebał z szuflady spod ubrań pudełeczko na biżuterię. Wsunął na palec grawerowaną obrączkę z białego złota. Drugą ucałował i schował. Zniknął jeszcze w ogrodzie, gdzie wykopał jedną z małych roślinek. Wziął też mały model samochodu, którym kiedyś jeździł. Samochodu wyścigowego.
Napisał Gawainowi notkę i zostawił ją na stole.
"Pojechałem na cmentarz, spotkać się z Pardonem. Niedługo wrócę."
Sprawdził czy wszystko pozamykał. Wziął telefon, dokumenty, pieniądze i wsiadł do Tesli. Po chwili już był w drodze na cmentarz. Nie szalał, warunki na pewno do tego nie sprzyjały, a wolał nie wpaść w poślizg i kogoś nie potrącić po drodze.Gawain Keer - 18 Lipiec 2017, 23:38 - Ech. Nie teraz. Bo Gopnik się połapie... pogadamy potem - rzucił. Wybuchł w złym momencie, ale nie miał już siły dłużej w sobie tego dusić. Po prostu coś mu w Ruskim nie pasowało i tyle. Nie ufał mu. No i dziś wypadała felerna rocznica. Kiepski czas na roztrząsanie fochów. - Kupię - powiedział wychodząc.
I tak właśnie zrobił. Kupił mu te cholerne żelki. Całe dwa wielkie opakowania. Cień zastanawiał się też nad jakimś piwem, ale zrezygnował z pomysłu kupna alkoholu. Yako nie lubił go pod jego wpływem. Całkiem prawdopodobne, że to przez tamtego pijanego kierowcę.
Wrócił do domu demona, ale powitała go jedynie elektroniczna cisza brzęczących sprzętów. Jego żywiciel nie spał. Przecież by to poczuł. Mały kłamczuch gdzieś wybył. Cień odstawił parasol i zdjął mokry płaszcz i buty. Nie potrafił złościć się na lisa. Nie po takiej notce.
Odłożył żelki na stół i wziął mały, zapisany kawałek papieru, po czym zmiął go w zgrabiałych od chłodu dłoniach. Wyrzucił go do kosza i poszedł uporządkować swoje finanse. Wprowadził kod do sejfu i pozwolił banknotom wrócić na dawne miejsce. Już miał zamknąć ciężkie drzwi, gdy jego dziwaczne spojrzenie padło na dokumenty na półce powyżej. Ile czasu mogło minąć od wyjścia demona? Pół godziny, godzina? Musiał się spieszyć. Rudzielec pobiegł na dół. Umył ręce tak, jakby szykował się na operację i ubrał gumowe rękawiczki. Nie chciał zostawiać na papierze swojego zapachu i odcisków. Wracając na górę przeskakiwał po dwa, trzy stopnie i czym prędzej dorwał się do papierów. Parę jakichś faktur i dowodów zakupów, kontrakty, wyniki badań na płodność... zaraz co?
Gawain wstrzymał na moment oddech i jeszcze raz powiódł wzrokiem po karcie pacjentów. Zarówno Luci, jak i Lusian byli bezpłodni. Czyli... Yako nie zmieniał postaci z żeńskiej na męską, by uniknąć zajścia w ciążę? Jasny szlag. Co za dureń ze mnie. Przymknął na moment powieki i odetchnął głęboko opanowując zawroty głowy.
Dopiero potem przewertował resztę dokumentów. Akt adopcji. Kriss. Na filmie nie był podobny do swoich niebiologicznych rodziców. Nic dziwnego.
Wrócił na moment do badań i sprawdził daty. Siedem lat temu. Adopcja niedługo potem, przy czym Kriss miał wtedy dwa lata, jak wynikało z aktu urodzenia. No i Natalie wyszła za Lusiana. Były papiery, nazwisko też po nim przejęła. Paskudna sprawa z tym wypadkiem.
Ułożył dokumenty, by leżały tak jak wcześniej, zdjął rękawiczki i zamknął sejf. Czy był zszokowany? Lekko, ale to dzięki temu, że wcześniej obejrzał film. Był w miarę przygotowany, choć i tak wszystko się sypało. Gopnik poszedł do Kliniki. Tej, w której pracował Bane. Jeden widział go z Lusianem, drugi z Luci. Istniały dwie możliwości. Albo tajemnica przestanie nią być, albo Gawain Keer oficjalnie zostanie uznany za zboczeńca. Teraz było za późno. Demon sam był sobie winien. Z takim słuchem musiał wiedzieć o tym, że Gopnik opuścił swój pokój, podczas gdy oni baraszkowali w najlepsze. Opinią na swój temat nie zaprzątał sobie głowy. Nigdy nie mówiono o nim dobrze.
Wywalił rękawiczki, zrobił sobie kawy i usiadł z laptopem. Musiał zamówić coś na Ciernia. Trochę nad tym myślał i po wszystkich za i przeciw zdecydował się na kije i łopatki z kompozytu. Hokejowe. Drewna nie chciał, bo za dużo z nim roboty. Złożył zamówienie. Trzy dni robocze - głosiła automatyczna wiadomość. No nic. Remont mieszkania i tak jeszcze trochę potrwa. Wyjątkowo miał czas do stracenia.
Nie zamykał laptopa. Zamiast tego puścił sobie muzykę i wrócił do czytania kryminału czekając na powrót lisa.Yako - 19 Lipiec 2017, 00:05 Szybko znalazł się na miejscu. Przywitał się z Pardonem, który czekał już na niego od jakiegoś czasu. Stał pod czarnym parasolem i uśmiechnął się delikatnie na widok demona. Yako nie zabrał parasola. Pogoda idealnie pasowała do jego humoru. Wolał zmoknąć niż stać z jakąś szmatą na patyku. Cóż, był lisem. Jakoś przetrwa tę mżawkę.
Postawił na grobie donicę z kwiatem oraz model samochodu. Spojrzał na grób smutno i przejechał palcami po nagrobku -tęsknię za nimi- powiedział cicho i spojrzał na lekarza stojącego obok. Ten nie odzywał się, widać było, że sam nadal to przeżywał. Na szczęście nie obwiniał Lusiana za to co się stało, mimo iż był przy tym. W przeciwieństwie do Kitsune, który cały czas wmawiał sobie, że gdyby spełnił życzenie syna to na pewno by nie zginęli. Kriss chciał pojechać jego nowym samochodem, ale Lusian obiecał mu niespodziankę i powiedział, że musi jeszcze ją załatwić jak maluch pójdzie z mamą do sklepu kupić kilka rzeczy na przyjęcie.
Marionetkarz poklepał bruneta po plecach, chcąc go choć trochę podnieść na duchu. Usiedli na ławeczce, która znajdowała się zaraz obok grobu i zaczęli rozmawiać. Po prostu wspominali. Pardon nawet opowiedział kilka historyjek o których lis nie miał pojęcia. Trochę mu poprawiły humor. Jednak pogoda nie była tak łaskawa.
Rozlało się tak, że już nawet parasol nie pomagał. Musieli to przeczekać. Stanęli pod jakimś daszkiem, jednak to też niestety nie pomagało i już po chwili obaj byli tak przemoczeni, jakby wskoczyli do basenu w ubraniach. Gdy się trochę uspokoiło Lusian podwiózł Pardona do domu. Musiał jechać o wiele wolniej niż wcześniej bo widoczność nadal była kiepska. Coś jednak zaczął się źle czuć i było mu zimno. Przeprosił wiec przyjaciela i wrócił do domu.
Nie było go około trzech czy czterech godzin. Nie dość, że cały czas lało to jeszcze dodatkowo było ciemno.
Wjechał prosto do garażu. Nie przejmował się tapicerką czy innymi bzdetami. Zostawił jednak otwarte okna. Nawet w garażu było ciepło więc spokojnie wszystko wyschnie.
Wszedł do domu i zauważył Gawaina, czytającego książkę - hej- rzucił zachrypniętym głosem -wybacz, że tak długo mi zeszło...ale ta pogoda nie zachęca do jazdy - powiedział niepewnie. Woda z niego wręcz kapała. Usiadł na stopniu w przedpokoju i zaczął powoli rozbierać buty. Zakaszlał kilka razy. Jeszcze tego brakowało, żeby się przeziębił...ale może wystarczy, że się wygrzeje i odpocznie i powinno już być wszystko w porządku.Gawain Keer - 19 Lipiec 2017, 01:10 Lis nie wracał. Pierwsze dwie godziny jakoś zeszły, ale książka nie była długa. Gawain zaczął snuć się po domu. Przeglądał kolekcję filmów, pogrzebał w kuchennych szafkach. Na telewizję i internet nie miał ochoty. Nie potrafił usiedzieć w miejscu bezczynnie, gdy zżerał go stres. Potrzebował zajęcia. Normalnie konserwowałby kuszę, ale nie miał ze sobą odpowiedniego sprzętu.
W końcu nie wytrzymał i poszedł się przebrać w kąpielówki. Włączył światło w basenie i wskoczył do wody. Podczas pływania tracił poczucie czasu, uwalniał myśli. Mógł sobie wszystko poukładać w głowie.
Czy to było ważne? Że Yako się zmieniał, bo chciał? Że miał rodzinę? Tak, ale nie zataił tego przed nim, a mógł. Gopnik nadal nie wiedział, że Luci i Lusian to jedna i ta sama osoba. O rodzinie zwyczajnie nie wspominał. Jej utrata musiała być dla niego niezwykle bolesna. Pijany kierowca. Akurat wtedy, gdy wszystko zdawało się dobrze układać, gdy Foxsoulowie żyli pełnią szczęścia. Wypadek w urodziny. Prawdziwie filmowy materiał, ale nie mniej realny. Pech i nic więcej. Pytanie tylko, czy facet faktycznie chciał się zabić. Jeśli tak, to czemu nie powiesił się w celi? Czemu nie podciął sobie żył na stołówce? Czemu po prostu nie zdechł tak, jak sobie to zaplanował? A może gnoja to ucieszyło? To, że jego nędzny żywot w końcu ma jakieś znaczenie?
Pływał tak z godzinę. Nudy i nerwówka. Bał się że zostanie sam, że Yako do niego nie wróci. Wygramolił się z basenu, wziął szybki prysznic, z powrotem się ubrał i sięgnął po kolejną książkę z serii. Nie przeczytał dużo, gdy usłyszał zamykające się drzwi garażowe. Uniósł się w fotelu i odłożył kryminał na bok. Odetchnął z ulgą.
- Hej... - odpowiedział cicho. Z demona aż kapało, taki był przemoczony. Do tego kaszlał. No pięknie. Tylko tego brakowało. Cień wstał i zniknął na moment w łazience tylko po to, by podać brunetowi ręcznik. - W porządku. Rozumiem. - przytulił zmokłego i zimnego kochanka. - A teraz idź się przebrać, zanim całkiem się zaziębisz, a ja w tym czasie zrobię ci ciepłej herbaty. Opatrunku też się pozbądź. Mokry tylko ci zaszkodzi. Dam nowy, jak się wytrzesz - bardziej zakomunikował niż zaproponował. Nie przyjmował sprzeciwu. Kitsune tak wciskał mu ten parasol, a sam co? Przecież widzi, że leje jak z cebra cały dzień!
Jeśli Yako go posłuchał, poszedł zrobić mu herbaty z miodem i cytryną. Idealne na złagodzenie objawów i wzmocnienie odporności. Przydałby się jeszcze sok malinowy, ale niestety nim nie dysponowali. W razie odmowy, rudzielec sam poszedł na górę i przyniósł brunetowi ciepły i przede wszystkim suchy dres.Yako - 19 Lipiec 2017, 01:33 Uśmiechnął się gdy Cień go przytulił. Zupełnie się tego nie spodziewał, ale zrobiło mu się miło na sercu - uważaj bo sam zmokniesz - zaśmiał się lekko i znów zakaszlał. No cholera by to...
Przyjął ręcznik i przytaknął kochankowi. Wstał chwiejnie i ruszył na górę. Tam wziął świeże bokserki, koszulkę i spodnie dresowe i zniknął w łazience. Wziął ciepły prysznic. Może i nie było to dobre dla ran na nodze, ale za to choć trochę go rozgrzało. Umył się dokładnie, bo czuł się brudny. W końcu nie byli w Krainie Luster, gdzie nie było prawie zanieczyszczenia powietrza. W porównaniu ze Światem Ludzi to takie coś tam nie istniało. Odwykł od stania na deszczu w tym Świecie. Dlatego zdawało mu się, że cały ten syf, który unosił się w chmurach go oblepiał. Rozmyślał w takcie kąpieli o różnych sprawach. O tym co mu powiedział rudzielec zanim wyszedł z domu, o Gopniku o filmie i o wielu innych sprawach.
W końcu wyszedł z kabiny i wytarł się porządnie. Wysuszył nawet włosy, żeby pozbyć się ten całej wody z siebie. Założył na siebie bokserki oraz koszulkę. Spodnie przerzucił przez ramię. Po co ma je zakładać, skoro zaraz będzie musiał je zdjąć, żeby Gawain mógł mu dać nowy opatrunek?
Zszedł na dół powoli - już jestem- powiedział i skierował się do salonu, gdzie usiadł na kanapie i westchnął głośno. Odchylił głowę w tył i zamknął oczy. Miał nadzieję, że ten dzień się szybko skończy. To była pierwsza rocznica, kiedy nie miał za bardzo co ze sobą zrobić. Do tego miał niespodziewanych gości, którzy zażyczyli sobie obejrzeć akurat jego produkcję. Dodatkowo jeszcze dostał burę za coś, a sam nie do końca wiedział za co.
Odłożył spodnie na bok i wyprostował nogę, opierając ją na stoliku przed nim. Nadal było mu zimno i pokasływał. Do tego czuł się średnio ale był pewien, że pod czujnym okiem Keera szybko dojdzie do siebie. Ten to mu na pewno nie pozwoli się ruszyć nawet na cal od kanapy i ciepłego koca. Dlatego nie próbował się z nim spierać czy dyskutować. Po prostu pozwolił mu się poniańczyć. Tego dnia było to nawet przez demona mile widziane, by ktoś się nim zajął. By poczuł, że znów nie jest sam, że znów może być dobrze.
Rozchylił powieki i spoglądał na ukochanego swoim ametystowym wzrokiem. Przyglądał mu się uważnie i intensywnie, rozmyślając nad czymś.
W całym tym zamieszaniu z deszczem i przemoknięciem zupełnie zapomniał o obrączce na swoim palcu.Gawain Keer - 19 Lipiec 2017, 02:19 - Trudno... - mruknął na to, że sam zmoknie. Nie obchodziło go to teraz. Cieszył się, że Yako do niego wrócił i pozwolił o siebie zadbać. Choć ten jeden raz nie zgrywał bohatera.
Zagotował wodę i przygotował napar. Słodko-kwaśny, bogaty w witaminy, powinien zagrzać i postawić demona na nogi. Postawił parującą herbatę na stoliku w salonie i wygrzebał apteczkę. Wyłożył potrzebne rzeczy na kanapę, podczas gdy Kitsune brał prysznic.
Yako wrócił, w końcu kiedyś musiał, i rozsiadł się obok niego. Dalej kaszlał. Cień zarzucił koc na jego ramiona i potarł je dłońmi - Dla Pardona, jako lekarza, musisz być prawdziwym utrapieniem. Rozgorączkowany poszedłeś w deszcz i nawet nie wziąłeś parasola - skarcił go cicho. W jego głosie nie było jednak złości, jedynie troska. Podał mu kubek - Masz, pij - wcisnął mu go, po czym przyklęknął przy nodze i zajął się opatrywaniem ran.
- Przepraszam - mruknął bandażując rany po pazurach - Po prostu mu nie ufam - spojrzał na odpoczywającego bruneta - Gopnikowi. Obawiam się, że twoja tajemnica dotycząca zmian płci nie jest już bezpieczna. Kapelusznik poszedł do Kliniki. A tam jest ten cały Bane. Obaj widzieli cię ze mną, ale w różnych postaciach - mówił zabezpieczając bandaż. Zwiesił na moment głowę - I jak mówiłem, to ugryzienie tylko dołożyło mi pracy. Wolałbym, żebym... to był ja... - wyszeptał trzymając lisa za dłoń. Patrzył na obrączkę i słyszał w swojej głowie cichy, irytujący głosik mówiący dziwnookiemu, że on nigdy nie dostąpi takiego zaszczytu. Nigdy nie zostanie mężem, a ojcem już na pewno. Pozostanie niechciany, będzie porzucany po kres czasów. Takie życie znał i nie potrafił wyobrazić sobie innego. Świat nauczył go nieufności, odpychania innych, zanim ci zdążą go po raz kolejny skrzywdzić. Brunet przed nim burzył ten porządek. Wprowadzał niepokój do jego serca, obracał wszystko o sto osiemdziesiąt stopni. Co robić? Zamknąć się na niego czy otworzyć? Porzucić granice czy bić na alarm? Gawain nie potrafiłby zostawić lisa samemu sobie znając ciężar i ból wiążący się z utratą rodziny. Owszem, jego był już odległy i stary, ale nadal niezmienny.
Odetchnął i zajął się pozostałymi ranami oraz stłuczeniami. Czując na sobie fioletowe spojrzenie podniósł wzrok na Lusiana. - Coś nie tak? Za ciasno? - zmartwiony zmarszczył brwi i od razu zaczął sprawdzać opatrunki. Były takie jak zawsze. Lepiej nie potrafił. O co więc chodziło?Yako - 19 Lipiec 2017, 02:48 Zaśmiał się krótko - sam nie jest lepszy. Poszedł na cmentarz co prawda z parasolem ale pieszo - powiedział otulając się ciaśniej kocem - to jakieś dwadzieścia minut drogi pieszo, ale on chciał się przejść, nawet potem nie chciał, żebym go podwiózł, ale lało tak, że nie widziałem końca maski samochodu, więc jakoś go namówiłem, żeby jedna nie szedł pieszo - wyjaśnił i zakaszlał.
- Dzięki - mruknął i upił łyk herbaty, wzdychając z zadowoleniem. Słuchał przeprosin rudzielca, nie odrywając wzroku od cieczy w kubku. Gdy ten skończył swoje tłumaczenie, demon zamknął oczy i zamyślił się na chwilę. W końcu przeniósł wzrok na Cienia - nie masz za co przepraszać- uśmiechnął się delikatnie - rozumiem, że mu nie ufasz, sam mu nie ufam - westchnął ciężko i upił łyk herbaty, znów milknąc na moment -sam sobie zawiniłem i sam się z tego wyplątam. Nie martw się...już nie z takich tarapatów wychodziłem. Po prostu o tym nie myśl - ostatnie zdanie wypowiedział prawie szeptem. Znów był oklapnięty i bez życia. Dawał się opatrzyć, nie mówiąc ani słowa. Tylko przyglądał się swojemu kochankowi.
Westchnął ponownie ciężko - Gaw przepraszam, że dołożyłem Ci pracy. Nie...nie myślałem wtedy...byłem w amoku...i tak dobrze, że Gopnik to przeżył - odwrócił wzrok i ścisnął mocniej kubek w dłoniach. Jego ręce drżały, cały drżał, ale nie płakał. Po prostu wiedział jak bardzo zawalił. Udawało mu się utrzymać tajemnice przez długi czas, a teraz to wszystko po prostu się sypało. Może powinien znów zacząć chodzić z dziewięcioma ogonami i mieć wszystkich w głębokim poważaniu? Nie chciał tego...chciał się wtopić w towarzystwo i żyć spokojnym życiem. Być na takiej pseudo emeryturce. A teraz dodatkowo znalazł jeszcze kogoś z kim chciałby być...znów miał szansę, żeby nie być samotnym. Nie świadomie spoglądał na zajmującego się nim dziwnookiego. Jak długo on przy nim zostanie? Sprawiał tylko problemy. Do tego wyszło na jaw, że nie mówił mu wszystkiego. Że miał kiedyś kogoś. Pewnie teraz się martwi, że jest tylko zamiennikiem, ale tak nie było.
Słysząc jego głos ocknął się. Zauważył zmartwioną minę i to jak sprawdza wszystkie opatrunki - zostaw - powiedział spokojnie i chwycił go zdecydowanym ruchem za brodę. Zmusił by spojrzał mu w oczy. Zsunął się z kanapy i zbliżył do niego. Złożył na jego ustach delikatny, krótki pocałunek -dziękuję, że zostałeś- wyszeptał i przytulił Cienia mocno do siebie. Naprawdę potrzebował teraz bliskości kogoś, komu na nim zależy, albo przynajmniej sprawia takie wrażenie.Gawain Keer - 19 Lipiec 2017, 03:38 Rudzielec pokręcił głową. - Zamiast dawać ci przykład... - westchnął, ale zaraz krótko się zaśmiał. Świetnie się dobrali. - Wybacz, że zapytam, ale kim jest dla ciebie Pardon? - zapytał wcierając maść w opuchnięty nadgarstek. Lekarz był na filmie i pofatygował się aż na cmentarz. Czyżby jakiś krewny Natalie? Wolał nie pytać o zmarłą dwójkę bezpośrednio. Wyjątkowo w złym guście. Może innym razem, jeśli nadarzy się jakaś okazja do poruszenia rodzinnych tematów.
Uśmiechnął się lekko słysząc, że demon mu wybacza, ale w oczach nadal krył się strach. Jak miał o tym nie myśleć widząc swego żywiciela i kochanka w takim stanie? Przeszli wiele w krótkim czasie, ale Cień ani myślał go ignorować. Zdawał sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej jest to zwyczajnie głupie i to on wyjdzie na tym gorzej, ale odurzony bliskością i uwagą jakiej dawno nie miał, nie potrafił dopuścić do siebie chłodnego rozumowania. - Nie musisz dźwigać całego ciężaru sam. Wiesz, że ci pomogę, prawda? Zrobię wszystko, wystarczy tylko słowo - wyszeptał jednym tchem. Nie wytrzymał zbyt długo spojrzenia Yako. Wrócił do opatrywania. Zostało tylko kolano, ugryzienie na ręce i zmiana plastrów na policzku.
Naprawdę zrobiłby wszystko. Oczywiście, że były rzeczy, których nie lubił, nie tolerował, nienawidził, a niektórych zwyczajnie się bał, ale jakoś by to przełknął. Sam tego tak nie postrzegał, ale jego poświęcenie miało cenę. Wbrew temu co mówił, wymagał wierności i lojalności. Ślepego oddania i dbałości. Był czułym, acz śmiertelnie zazdrosnym kochankiem. Szponami nie tylko chwytał swą zdobycz, ale i rozdrapywał stare rany. Masochistycznie pielęgnował nie pozwalając sobie zapomnieć ani wybaczyć. Odrzucony dawał odczuć wybrankowi ten sam ból.
- Nie. To nic... - zakrył na moment twarz dłonią oddychając szybko. Mogłem stanąć ci na drodze! Dać się ugryźć, sponiewierać, ale byłbyś tylko mój! Mocno zagryzł policzki od środka i kontynuował zabieg. - Jeśli chcesz coś powiedzieć, to wal. A nie się gapisz - bąknął pod nosem. Klepnął go lekko w ramię dając znać, że skończył - Możesz się już ubrać - poinformował.
Cofnął dłonie, gdy Yako złapał go za podbródek. Zamknął oczy gwałtownie wciągając powietrze. Brunet znowu pocałował go bez uprzedzenia. Z niewyjaśnionego powodu tego typu gesty zawstydzały Cienia bardziej, niż ich ostatnia wspólna noc. Niby tylko usta dotykające innych ust, ale to przekaz się liczył. Przytulony na moment zawiesił dłonie w powietrzu. Dopiero po chwili delikatnie złożył je na plecach i głowie lisa. - Dziękuję, że wróciłeś - odpowiedział. Gładził demona dając mu tyle czasu, ile potrzebował.Yako - 19 Lipiec 2017, 11:49 Spojrzał na swojego rozmówcę, gdy ten zapytał o stosunki jakie łączą go z lekarzem -jest moim lekarzem i przyjacielem - powiedział spokojnie, po czym spojrzał gdzieś w bok, uciekając przed spojrzeniem rudzielca - dodatkowo Pardon to starszy brat Natalie...też widział wypadek. To on mnie próbował odciągnąć od nich, ale nie udało mu się i sam też oberwał przy wybuchu. U niego jednak skończyło się tylko na potłuczeniach i kilku poparzeniach. U mnie...no cóż...po wybuchu miałem problem nawet się do nich przeczołgać - zaśmiał się sucho. Może i nie musiał tego mówić, ale jakoś dzięki temu robiło mu się lżej.
- Wiem Gaw - powiedział spokojnie, delikatnie się uśmiechając. Miał przymknięte oczy. Był naprawdę spokojny choć myślami jeszcze uciekał nie wiadomo gdzie -jednak są rzeczy, z którymi zawsze radziłem sobie sam...i tak zostanie - opuścił niepewnie głowę. Wiedział, że sam nie powinien się z dużą ilością rzeczy zmagać. Jednak nie chciał też Keera obciążać nimi. Dodatkowo bał się angażować tak samo jak z Natalie. Pięć lat małżeństwa to dla jednych może być nawet długo, dla niego było to mgnienie oka. Nawet za bardzo nie mógł się nimi nacieszyć.
Przyglądał się rudzielcowi uważnie, gdy ten zajmował się jego ranami. Nie musiał tego robić, a mimo to dbał o niego. Pomimo tego wszystkiego co się o nim dowiedział. Pomimo tego co zrobił i jemu i innym. Zupełnie jak Natalie. Potrząsnął głową chcąc wytrząsnąć tę myśl z głowy. Gaw nie był Natalie i nigdy nie będzie. Nie był zamiennikiem, był kimś nowym. Słysząc jego słowa, uśmiechnął się delikatnie, odstawiając kubek z herbatą na stół - lubię na Ciebie patrzeć. Jak pracujesz nad czymś, a w szczególności jak jesteś rozluźniony i ...szczęśliwy - ostatnie słowo dodał szeptem. Może i miękł, ale tylko w stosunku do wybranych osób. Wobec innych nie miał za grosz sumienia. Nadal zabiłby dziecko mimo że miał własne i wiedział jak to boli stracić jedyne. Był demonem czy tego chciał czy nie i taka była jego natura.
Przytaknął głową i podniósł się, by założyć spodnie dresowe. Nie wrócił jednak na kanapę tylko klęknął przed ukochany. Wyczuł jego reakcję na pocałunek, ale chciał to zrobić. Pokazać mu, że naprawdę jest wdzięczny. A rudzielec nie lubił niespodzianek, więc wiedział, że nie może mu kupić kolejnego prezentu. Przynajmniej nie teraz.
Zamknął oczy i uśmiechnął się, gdy Gaw go również przytulił. Pociągnął mocniej nosem słysząc jego słowa - zawsze wracam, ale tylko do tych, na których mi zależy lub przynoszą jakąś korzyść - wymruczał cicho i po chwili się odsunął by znów spojrzeć Cieniowi w oczy. Wstał i usadowił się na kanapie, owijając ciepłym kocem i sięgając po herbatę. Siedział tak chwilę starając się zagrzać - Gaw jeśli masz jakieś pytania, to pytaj śmiało. Lepszej okazji nie znajdziesz na takie rozmowy - powiedział patrząc przed siebie, nieobecnym wzrokiem.Gawain Keer - 19 Lipiec 2017, 13:33 A więc Pardon miał młodszą siostrę. Gawainowi nie dane było mieć rodzeństwa, ale był pewien, że była oczkiem w głowie lekarza. Pewnie początkowo nie był zadowolony z nowego chłopaka Natalie, ale po paru latach pewnie zmienił zdanie. Nie wydawał się nieprzyjaźnie nastawiony do Yako, raczej nie obwiniał go o jej śmierć. Zresztą to nie lis wpakował się w nich autem. Niegdyś tworzyli szczęśliwą rodzinę, a demon zdawał się dbać o nią bardziej niż o siebie samego. Włożył w to całe serce. Był gotów za nich zginąć. - Więc faktycznie przeszedłeś leczenie - powiódł wzrokiem po ciele lisa. Pardon był dobry w tym co robił. Na brunecie nie został nawet najmniejszy ślad po tamtych obrażeniach.
Keer zasępił się na moment i poczuł się jak intruz. Skulił się w sobie. Kitsune przyglądał mu się tak intensywnie, że Cień nabrał ochoty, by przefarbować włosy. Miał wrażenie, że tym jak wygląda, tylko przypomina kochankowi o jego zmarłej żonie, a przez to również o Krissie. Przynosił tylko ból. W końcu spojrzał na niego zaskoczony. Szczęśliwy? Zacisnął usta w wąską kreskę i nic nie mówiąc robił dalej swoje. Nie chciał dopuszczać do siebie takich myśli. - Bawi cię moja metodyczność? - uśmiechnął się chłodno zmieniając temat. Miał swoje małe rytuały i przyzwyczajenia. Potrzebował ich, bo były jedynymi elementami jego życia, które były poukładane. Szara codzienność wypełniona zwykłymi, nużącymi obowiązkami pozwalała mu odpocząć, zapomnieć o traumach.
Trwał w objęciach Lusiana. Chyba zbierało się mu na płacz, ale to żaden wstyd w obliczu takiej tragedii. Szczęście. Wierutne kłamstwo! Nikomu na mnie nigdy nie zależało. On nigdy nie rzuciłby się, żeby mnie ratować... Właśnie tak. Był tylko przydatny. Jako broń, jako medyk, źródło pożywienia, a teraz również chwilowego pocieszenia. A Yako był jego żywicielem i kochankiem.
Uciekł wzrokiem, gdy lis się od niego odsunął. Wstał i pokręcił głową - Nie... - wychrypiał przez zaciśnięte gardło - Chyba, że chcesz się wygadać - mruknął i czekał na decyzję bruneta. Chciał stąd iść. Uciec jak najdalej. Miał dość rozmów, nie był na nie przygotowany, ale Yako wymagał wsparcia.
Zakręciło mu się w głowie. Chciał usiąść na kanapie, ale zwyczajnie na nią opadł. Serce zaczęło kołatać, oddech przyspieszył, ale i tak miał wrażenie, ze dusi się niczym ryba wyrzucona na brzeg. Cień potrafił tylko skulić się i objąć ramionami. Wpił palce w plecy próbując opanować drżenie. Czemu teraz?! Mogłem być sam! Mogłem mieć spokój! Teraz na pewno mnie zostawi! Uzna za totalnego wariata, przestraszy się i zostawi... Keer wstał. Cały blady i oblany zimnym potem pobiegł do łazienki. Zamknął się w niej i ciężko oparł o drzwi. Tak przegrać! A było już tak dobrze! Nawet dałem radę wyjść gdzieś, gdzie są kamery i pełno ludzi! W środku dnia! Osunął się na ziemię i skulił. Bujał się w przód i w tył powtarzając sobie, że jest dobrze. Zakrył uszy wyciszając wszystko w okół. Nie chciał słyszeć swojego niespokojnego oddechu i szaleńczo bijącego serca. Przymknął oczy i zaczął ćwiczenia oddechowe. Skupiał się tylko na liczeniu i powietrzu starając się ignorować drgawki oraz to, że Yako go widział. Taki wstyd. Miał ochotę umrzeć.
Głucha cisza 1/4Yako - 19 Lipiec 2017, 14:13 Podrapał się po tyle głowy -wiem, że tego nie widać, ale jakbyś zobaczył moje zdjęcia to chyba byś się załamał- zaśmiał się niepewnie. Nagle jego ruch ręki się zatrzymał -ale mam jedną pamiątkę, której nie chcę się pozbyć- powiedział i ujął dłoń rudzielca. Uśmiechnął się uspokajająco i wsunął jego palce między swoje włosy, na potylicy. Jeśli rudzielec pogładził go tam, rozczesał włosy, mógł wyczuć bliznę, która na pewno nie wyglądała za ładnie, ale dzięki temu, że włosy Kitsune bardzo przypominały jego futro, to dało się to trzymać cały czas w ukryciu. Trzeba by go chyba ogolić całkiem na łyso w tym miejscu, żeby móc zobaczyć co skrywają czarne kłaki. Dlatego nie martwił się zostawianiem tej blizny, że ktoś go nakryje, że po tym zorientuje się, że Luci i Lusian to ta sama osoba. Dodatkowo trudno ją było wyczuć jeśli ktoś nie wiedział, czego ma szukać.
Przekręcił lekko głowę i spojrzał na niego pytająco, gdy Cień się w sobie lekko skulił. Zachowywał się dziwnie. Jakby się czegoś bał? A może nie czuł się dobrze, wiedząc, że Kitsune kogoś wcześniej miał i dodatkowo ten ktoś też był rudy? Demon nie wiedział tego. Starał się uważać, ale miał wrażenie, że wszystko psuje. Że zamiast polepszać ich relacje to cały czas sprawia, że Keer się od niego odsuwał. Wycofywał. Może nadal mu nie ufał? Może nadal się go bał? Demon spuścił smutno wzrok.
-Nie bawi mnie to, każdy ma swoje rutyny czy dziwactwa, a ja to szanuje....po prostu... - zagryzł niepewnie dolną wargę -nie ważne...zapomnij - westchnął w końcu, zamykając swoje ametystowe oczy. Nie wiedział co się z nim dzieje. Ten dzień na pewno nie należał do najprzyjemniejszych czy nawet do udanych. Po prostu było coraz gorzej.
Przytaknął kochankowi, że ten nie chce zadawać pytań - nie trzeba- odparł cicho. Tak naprawdę chciał się wygadać, ale miał wrażenie, że Gawain nie ma ochoty z nim rozmawiać, w szczególności na takie tematy. Yako w stosunku do niektórych osób nie potrafił być samolubny. Myślał też o innych. Każdy ma swoje skarby, a dla Kitsune były nimi osoby, które były mu bliskie. Potrzebował rudzielca, ale nie tylko dlatego, że był przydatny. Po prostu chciał, żeby był blisko. Sam by dla niego zrobił wszystko.
Zaniepokojony patrzał na dziwne zachowanie rudzielca. Miał atak? Bał się? Co się działo?
-Gaw wszystko w porządku? - zapytał i chciał go do siebie przytulić, jednak ten szybko uciekł mu do łazienki. Demon wstał i podszedł do drzwi ostrożnie i zapukał -Gawi co się d... - urwał. Nie słyszał swojego głosu. A to oznacza, że rudzielec tego go nie usłyszy. Musiał poczekać. Odsunął się od drzwi i przeczesał czarne włosy palcami. Spoglądał chwilę na drzwi. Nie miał pojęcia co wywołało takie zachowanie kochanka. Spojrzał na swoją obrączkę. Zsunął ją powoli z palca i zaniósł na jej miejsce. Spoglądał chwilę na biżuterię i schował ją. Zszedł na dół nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie chciał naruszać prywatności swojego ukochanego. Stanął na środku salonu i rozejrzał się. Nie miał ochoty na telewizję czy gry, nie chciał jeść...przynajmniej nie takie normalne jedzenie. W ogrodzie też nic nie porobi bo dodatkowo rozpętała się niezła burza. Westchnął ciężko, a jego wzrok zatrzymał się na fortepianie, należącym do Natalie.
Podszedł do niego i zasunął ostrożnie kapę. Pogładził palcami klapę i otworzył. Zagrał kilka dźwięków jednak skrzywił się, słysząc jak bardzo instrument się rozstroił. No tak...dwa lata nikt go nie dotykał, nikt na nim nie grał, a instrument był naprawdę delikatny. Natalie sama go wybierała. Dostała go w prezencie z okazji ich ślubu. Był biały, a po bokach lśniły delikatne, kwiatowe, srebrne grawery.
Demon zniknął na chwilę w garażu i wrócił z małą korbką. Nie mając nic lepszego do roboty otworzył całkiem klapę instrumentu i zaczął go stroić. Może nie miał słuchu muzycznego, ale żona nauczyła go jak powinno wszystko brzmieć. Dzięki swojemu słuchowi nie musiał używać żadnych stroicieli do tego. Choć zajmowało mu to trochę czasu. Teraz postanowił jednak wspomóc się elektroniką i uruchomił urządzenie, które zawsze trzymał przy instrumencie.
Obchodził się z nim delikatnie, jakby był z kryształu. Była to pamiątka, ale jednocześnie był to jeden z najlepszych fortepianów koncertowych, nie chciałby go zniszczyć... Nie teraz, kiedy potrzebował jego delikatnych dźwięków. Może one pomogą również Gawainowi?Gawain Keer - 19 Lipiec 2017, 16:42 Zmarszczył brwi, ale pozwolił złapać się za rękę. Przesunął ją pod włosami demona. Jeśli tego właśnie potrzebował to w porządku. Zrozumiał o co chodzi dopiero, gdy jego palce natrafiły na bliznę. - Nie wiem, czy chcę je oglądać - powiedział na zdjęcia. Ważne, że lis czuł się teraz lepiej. Przynajmniej na ciele, choć i tak był poraniony. Odsunął się od niego i schował ręce w kieszeniach kamizelki.
Spuścił wzrok. Czy właśnie go zawiódł? Może spodziewał się czegoś innego? Czegoś, co bardziej przypominałoby mu Natalie? Keer nie miał mu za złe tego, że Yako nie wspomniał o swojej rodzinie, ale mógł poprosić o trochę czasu. Zarówno w snach, jak i na jawie miał mętlik w głowie. Chyba nie był gotowy na kolejny stały związek. Za to Gawain w ogóle niczego nie był pewien. Nie spodziewał się, że brunet będzie chciał go jeszcze widzieć na oczy, po wydarzeniach na polanie i w mieszkaniu. Pierwszy raz miał żywiciela, który wiedział, że nim jest. Pierwszy raz powiedział komuś o swoim niechlubnym zajęciu. I nic. Dalej trzymali się razem.
Siedział oparty o drzwi i patrzył na kafelki na ścianie. Niczego nie pojmował. Czemu spanikował? Miewał czasem takie ataki, ale były związane z wyjściem między ludzi. Bał się wtedy, że gdzieś zabraknie tej odrobiny cienia i dorwie go MORIA albo że ktoś inny może go sprzątnąć. Policyjne syreny, pukanie do drzwi i kroki na korytarzu wyrywały go ze snu. Ale coś takiego? Pierwszy raz. Wain, co ty odpierdalasz chłopie?! - skarcił się w myślach. Nie lubił otwartej przestrzeni pełnej ludzi. Nie miał się wtedy gdzie ukryć. Gapili się na niego i obgadywali za plecami. Co innego koncert, gdzie wszyscy dziczą i nie zwracają uwagi na byle rudzielca. Nie lubił też jeść w miejscach publicznych i rozmawiać na swój temat. Szanował swoją intymność. Jedynie po alkoholu bariery puszczały pozwalając mu poczuć się normalnie. Przestawał się alienować, a znajomi byli zszokowani, gdy cichy i tajemniczy Keer szalał z jakąś pannicą na parkiecie. Gdy upojenie mijało, znów zamykał się w swojej kolczastej skorupie i wychylał się z niej tylko w masce. Jeśli musiał kogoś lubić stawał się uprzejmy i rzeczowy, jeśli nie, wychodził z niego chłodny i cyniczny typek. Przy Yako popadał ze skrajności w skrajność. Chciał z nim być, ale przypominało to jazdę na rollercoasterze. Adrenalina i euforia oszałamiały, ale cały czas bał się, że wypadnie z wagonika.
Wstał i podszedł do umywalki. Przemył twarz, spojrzał w lustro. Odzyskał już trochę koloru. A gdybym Ci powiedział, czy nadal byś mnie chciał?
Z pokoju dochodził do niego upiorny dźwięk rozstrojonego fortepianu. Większe wrażenie robiły tylko kościelne organy, na których całymi nocami wyżywały się wampiry i upiory. Był już gotowy do wyjścia. Otworzył drzwi i nieśmiało za nie wyjrzał. Cała uwaga demona skupiała się na instrumencie. To dobrze. Cień przemknął przez przedpokój i wszedł na górę. Wcześniej miał zamiar iść do biblioteki, ale zmienił zdanie. Przykucnął za poręczą i obserwował jak jego żywiciel stroi fortepian. Tylko przydatny... jak ten instrument. Dostrojony, zamiennik będzie Ci pięknie grał. Usiadł i czekał. Był zbyt przybity i zawstydzony, by chcieć rozmawiać z Yako, ale przynajmniej posłucha jak gra.