Noritoshi - 5 Luty 2013, 13:07 /Post miał być wczoraj i był wczoraj... ech, zabiorą śpiącemu laptopa i zamkną mu przeglądarkę... Dobrze, że mam wprawę w odtwarzaniu treści postów :?
Tułający się za Lilianą parasol, jak setki innych, powinien czule szeptać "chodź tu, pod mą koronę, przetniemy razem ulewne deszcze, znajdując schronienie", ale ten raz, że krzyczał, a dwa - owe deszcze zechciał skierować w stronę na-stosie-niedopalonej. Zanim jednak swym trzonkiem podzielił wzdłużnie horyzont na dwoje, a zastygłe w ciele wodne kolce skierował promieniście w sam środek ciała wiedźmy, zdołała zapoznać się z jej bronią.
Jeśli coś jest ostre i zdaje się móc ranić, zdobywa zazwyczaj przydomek per niebezpieczne. Dlaczego więc owe niebezpieczeństwo miałoby nie zajść? Widząc jak zaczyna władać j e j wcześniejszym narzędziem tortur, choć po sobie poznać tego nie dała, obawiała się najgorszego - nie, że będzie musiała do rzeki wrócić, ani też nie swego stanu zdrowia, ale tego, że przyszło jej wyłożyć wszystkie karty na stół. - To nie jest twoje... Jak śmiesz?!?! - Nerwy i nienawiść - ich zwieńczenie - iglica - mogłoby przekuć niejeden fundament rozpiętej nader objętość horyzontu tęczy, promieniującej w optymizm i radość.
Przetarła dłonią strugi krwi napływające jej do ust i zrzuciła na ziemie. Jedna odchodziła po swój kawałek asortymentu, a druga używała tylko tego jednego narzędzia, którego wcześniejszym miejscem pobytu nie był raczej chiński sklep, a jakaś inna zbrojownia. I że niby parasolce miałaby ulec?... - Brak wam rozumów...- Podsumowała ich po raz kolejny. Ktoś kiedyś powiedział, że przeciwnika należy docenić, ale tu nie ma o tym mowy - co najwyżej po drugiej stronie - w obozowisku drugiego przeciwnika - to się dzieje.
Nieprzytomność ma wiele przyczyn, a jak ktoś się nie rusza, to niekoniecznie musi być strącony w ramiona swego anioła - bezpowrotnie; jak i też wcale nie musi mieć jeszcze długi czas na ratunek i w najlepsze móc sobie drzemać.
Oddalenie się Kejko dało więcej pola do manewru, ale tylko w teorii, bo nikt z tu przebywających na zbytni odpoczynek sobie nie pozwalał - a jeśli już, to teraz przyszła pora ten stan rzeczy przerwać. Do uszu ich przeciwniczki doszły odgłosy przebudzającego się Kruka - w płucach miał herbatę i władały nim syndromy niedoszłego topielca, ale już mógł to niebezpieczeństwo zażegnać i stanąć do boju. Oczywiście po przebudzeniu w moment nie jest zdrów - pewne powikłania się za nim ciągną - jakieś zamazanie obrazu czy też jego roztrojenie, widzenie jak przez mgłę, brak szybkiej analizy otoczenia albo i też niesprawność wszystkich zmysłów, na przykład zaburzenie równowagi, podkreślone przez upadek przy próbie wstawania.
Dlatego też nie ustawiała siebie na pozycji straconej nasza średniowieczna starucha - ruszyła w stronę Light, nieco po łuku. Wyciągnięte sztylety zamierała użyć do starcia z cieczą, ale na igły... to średni pomysł. część igieł zdołała zasłonić dłońmi, część odbiła tafla ostrzy sztyletów... Ale większa część utkwiła w jej ciele. I może lepiej sprawdzałaby się w unikach, gdyby nie usypiał ją głos półnagiej panienki, udającej się po uzbrojenie. I swoją drogą chyba dobrze, że mą postacią nie stał się wiedźmin - jeszcze by za nią pierwszy poszedł, a we śnie przytrafiła by mu się pewna przygoda...
A podobno terrorysta-kobieta to najbardziej niebezpieczny dla zakładników i otoczenia typ człowieka. Co jednak z tego, jak umysł dotyka senna melodia, słowa nasyca jadem, zamiast skupiać się na rozwoju sytuacji, przeciwnicy nie są w pełni docenieni, a rany dotkliwe? Upadła na ziemie, krwią spluwając na trawę. Ubrania miała raz przemoczone od herbaty, a dwa zabryzgane własną krwią. Część sztyletów upadła w okolicy, jeden z nerwów wbiła w ziemię a drugiego chciała użyć... w akcie samobójczym.
- Niech was... czart!... - Tutaj nie poszło jej najlepiej w nastraszaniu ich - senność ją zbierała, ból dokuczał, a świadomość tego, c o przegrała przez przegraną walkę się jeszcze tylko powiększała. - Potrzebuję... jednego z was... Siłą, bo dobrowolnie by się nie udało... - Słowa te zastygały w leniwym szepcie.
Zacisnęła mocno dłoń na rękojeści, próbując podnieść się. Nie zamierzała kończyć. Kończyć - walkę może jednak, ale swej obecności i zabieraniu im czasu - oj nie. Parasolka, którą zapewne w dłoni Light dostrzegała, zdawała się jej czule szeptać, jak we wstępie, ale mimo wszystko nie było to dla niej miłe - straciła wiele, a zmuszona do powrotu do ludzkiego ciała napotkała ograniczenia z tym związane.Anonymous - 5 Luty 2013, 20:33 Ja nie odczuwałem snów... Nie, to złe określenie, może były ale ich nigdy nie zapamiętuje. Tak, jakbym ich nigdy nie miał, bo może nie mam? Nigdy nie jestem tego pewny, nigdy nie mogę tego określić. Ważne było jedno, niedawno co byłem w środku kompletnej walki, pamiętając też dziwne uczucie w nodze. Ale nie to teraz zaprzątało moje myśli, a to że poczułem się mocno zmęczony po przebudzeniu. Nie zamierzałem się szybko podnosić, skupiłem się by jak najszybciej obudzić wzrok. Dlaczego? Bo kompletnie nie wiem co może się dziać, słuch tworzył mi cały obraz, ale to nie wystarczyło, musiałem wiedzieć jak to wszystko wygląda. Otwierając oczy, widzę jak upada jakaś wiedźma, cholera, kto to? Potem mogę podziwiać kobietę w bieliźnie, machająca parasolką. Nie no, to jakiś chyba żart. Wiem, że ludzie i im podobne stworzenia, lubią mieć mało na sobie... Ale to chyba w ciepłe dni? No dobra, machnąłem głową i przyglądam się uważnie, bo może jeszcze dalej niewyraźnie widzę. Oh, czyżby znowu Dachowiec rozebrał się do naga? Nie przejąłem się zbytnio, pewnie dlatego że nie rozumiem tego jak większość istot, które nie wiem co sobie myślą w tej chwili. Nie dość, ze równowaga przeszkodziła mi w wstawaniu, to jeszcze muszę walczyć z nogą, bo nie chce się słuchać i coś mi zgryźliwie chce dać do zrozumienia.
W końcu się podniosłem, ale chyba zostało po całej akcji, w końcu wiedźma leży, coś mamrocze pod nosem. Ale jednak słuch zdradzał, coś jeszcze jest, coś tkwi więcej w tym, no ale cholera, co takiego? Zerknąłem po panienkach w pytającym geście, nie wiedząc co teraz powinienem zrobić. A przynajmniej, dopiero co będę coś mógł, bo ledwo odzyskałem wszystkie zmysły. Zmarszczyłem brwi, będąc do wszystkiego gotowy. Jak wychodzi, wszystkim się zajęły, a wydawało mi się, że to już jest stracona sprawa. Czyżbym zbyt popadł w pesymizm? Czy po prostu moja logika była jak najbardziej błędna? Zgaduje, że to drugie.Anonymous - 9 Luty 2013, 13:53 Kiedy wiedźma upadła parę kroków od niej podeszła chwiejnie i odsunęła od niej sztylety zatrzymując je na wszelki wypadek w swoich rękach. Po tym nadal chwiejąc się poszła parę kroków w kierunku kruka i swojej torby.
-Na razie to koniec, ta wiedźma to herbaciana istota.
Powiedziała to spokojnie, kiedy była w odległości może pół metra od Kruka. Coś mu się stało w nogi, tego była pewna, chyba powinna go zbadać prawda? W końcu była lekarzem to jej obowiązek. Podeszła do niego trochę bliżej przyglądając się łańcuchom oplątanym na jego nogach.
-Lepiej usiądź, trzeba cię zbadać, nie wiadomo, czy nie odurzyła cię trucizną. Zresztą jakoś nie podoba mi się stan w jakim mogą być twoje nogi.
Istotnie, u normalnego człowieka mogły być one bardzo spuchnięte, bolące a nawet trochę zaczerwienione. Jednak Light sama nie czuła się za dobrze ledwo stojąc na nogach. Czuła, jak jej ręce same się trzęsą, to było normalne przy zużyciu takiej mocy. Im dalej przebywała od przeciwnika tym więcej energii zużywała na samo wyprowadzenie ataku, by nadać wodzie odpowiednie ciśnienie. Mimo tego chciała się wyprostować i spojrzeć cieniowi w oczy by uwierzył, że nie chce jej skrzywdzić. Mimo tego poczuła zawrót głowy i ziemia pod jej stopami usunęła się, a dziewczyna lekko opadła na ziemię. Cóż z jej niedowagą była delikatna i lekka, więc nie wyrządziła by przy tym nawet hałasu.Kejko - 9 Luty 2013, 21:00 Kotka stała już naprzeciw wiedźmy, która to padła na ziemie na skutek zadanych jej obrażeń oraz sennej melodii. Błękitnooka była zadowolona iż działanie jaj jak i jasnowłosej przyniosły taki efekt. W powietrzu unosił się zapach krwi ich przeciwniczki. Mimo iż starucha sprawiała wrażenie pokonanej to Kejko nie traciła czujności. Nie należało lekceważyć nawet w półżywego wroga skoro ten pałał się magią… . Na twarzy kotki można było dostrzec oznaki ulgi kiedy to dostrzegła iż Kruk przebudził się, jednak sposób w jaki się poruszał wskazywał iż nie wszystko było jeszcze w porządku. Niemożność przybrania całkowicie poprawnej i swobodnej postawy… zaczęła się zastanawiać czy wiedźma nie zafundowała mu podobnych doznań co i jej, czyli paraliżu. Jeśli jednak tak to jego działanie musiało już ustępować, a może to coś zupełnie innego ? Słysząc słowa panienki tylko wzmocniła się w swych przypuszczeniach jednak jej wypowiedź zaintrygowała ją. Zbadać.. czyżby szczęście się do nich uśmiechnęło i nie dość iż dziewczyna wspomogła ich w walce to jeszcze zamierzała zatroszczyć się o opiekę medyczną ? Swoją drogą ciekawa z niej była osóbka.. od tak rzucić się na ratunek dwójce całkiem obcych jej istot, a teraz nie dość iż sama ledwo trzymała się na nogach to uparcie chciała dalej nieść pomoc. Widząc iż dziewczyna nagle traci równowagę, kotka szybko znalazła się przy jej boku i złapała ją pod rękę nim ta całkiem opadła na ziemię. Prawa ręka zaś dzierżyła broń dalej wycelowaną w stronę wiedźmy.
-Sama też lepiej chwilę odpocznij.
Przesunęła się razem z dziewczyną tak by znalazła się tuż przy cieniu, którego to teraz niebieskie ślepia obdarzyły badawczym spojrzeniem. Miała nadzieję iż Kruk nie został zbyt poturbowany… już teraz nękały ją wyrzuty sumienia.. w końcu to ona go tu przyprowadziła wiec brała na siebie cześć winy za to co go spotkało. Zmartwienie ,które ją teraz nękało można było dostrzec po opuszczonych uszach.
-Niestety na dokładniejsze wyjaśnienia będziesz musiał jeszcze trochę poczekać. Daj też sobie pomóc, dobrze ?
Mówiąc wskazała delikatnie na dziewczynę ,która to sama teraz najlepiej nie wyglądała. Swoje słowa zwieńczyła jedynie delikatnym uśmiechem, cóż znowu widział ją niemal nagą… nie była z tego faktu zadowolona jednak teraz to nie było ważne. Kejko spowrotem znalazła się przy wiedźmie wybijając w nią swe ślepia z niezwykłą intensywnością. Ostrze sztyletu zostało wycelowane w serce, zakrwawionej staruchę. Czy nie zasłużyła sobie na taki los, skoro to ona zaatakowała? Wnioskując z jej wypowiedzi zamierzała też ich wykorzystać, pytanie tylko do czego? Cóż niestety ta ciekawość raczej nie zostanie zaspokojona, gdyż kotka postanowiła wcielić się w rolę kata… . Zabijanie nie było czymś do czego posuwała się często, jednak teraz uznała to za konieczność. Jedno pchnięcie sztyletu miało zakończyć żywot staruchy…Noritoshi - 11 Luty 2013, 09:17 Każda akcja ma swój skutek, a każda najmniejsza decyzja powoduje wybór jednego z kilku rozwidnień na mapie pomysłowości Mistrza Gry. Każdy niedoszły ruch mógł spowodować zdarzenia momentami całkiem inne od tych, jakie miały i będą mieć miejsce. Tak, właśnie tak, liniowość fabuły mym wrogiem, ale jej nieobecność wcale nie oznacza że istnieje proste wyjście z każdej sytuacji, a ja was na nie nakieruje. Powiem więcej - prostych rozwiązań nie ma - nie w tym wątku, nie teraz, nie wcześniej.
Zignorowali męki herbacianej wiedźmy. Czy prawidłowo? Tego nie powiem, to nie spowiedź! Ale do rzeczy.
W sen nie zapadła, spowiła ją tylko senność, która powoli odchodziła jak kolejne jej krople krwi z ciała. Tak żywot zakończyć? Nic z tego! Doszły ją słuchy jak zajmują się Krukiem i jego ranami.
- To zbędne... Nic mu nie ma, ale będzie - Wam wszystkim. Ten świat... będzie miał swój marny koniec… – Zaczęła coś pod nosem mruczeć, czym przyciągnęła uwagę dachowca. Spojrzała prosto w jej oczy, po czym wystawiła rękę przed siebie. Krew wypływała nadal ustami, spływając pod ubraniem po ciele i częściowo gromadząc się na ziemi.
- Zabijesz wasza szansę na ratunek? Powodzenia...
Przymknęła oczy. W moment zebrała w sobie siły, by wyciągnąć obie dłonie przed siebie, a nogi podkulić i kucnąć na nich. Sztylet najpewniej wbił się w jedną z nich i prędkim ruchem przyciągnęła, chwytając ją drugą ręka, dziewczynę do siebie, a broń kotki wyjmując z dłoni zgrabnym ruchem i przystawiając Kejko do gardła, zaś na nogach podnosząc się wraz z nią.
- Nie ruszaj się do cholery... nie chcę cię zabić! - Wyszeptała jej na ucho. Nieco krzywiła się z bólu… Zaraz, to było wcześniej, teraz się cała od niego trzęsła, a w głowie miała jedną wielką sieczkę. Ilość ran, zwłaszcza ta ostatnia, która wyłupała w jej jednej dłoni pokaźnych rozmiarów dziurę na wylot. Całość akcji była nieprzewidywalna, bardzo szybka, każdy ruch był starannie zaplanowany, a słowa mówiły wiele - zabijać nie chce, co nie znaczy że nie będzie musiała - niegrzeczna ofiara to zła ofiara; dobra ofiara to spokojna ofiara, czyż nie? Niektórzy powiadają, że dobra ofiara to martwa ofiara, ale tu jest całkiem odwrotnie - potrzebny jej żywy - mówiła to już nie raz.
- Pójdziesz ze mną, dobrowolnie, albo zginiesz. Nie z moich rąk, ja zginę pierwsza, wy jako kolejne. – Stwierdziła prosty fakt, który zaczął się realizować.
Krew wyciekała z niej strumieniami, ustami, nosem, z ran… jakby żyły nie wytrzymywały jej ciśnienia. I nie minęła chwila jak wszystek się zebrała w czerwona wstęgę i starannie oplotła ich dwójkę. Wstęga zakręciła się w fikuśne kształty, a po ich ciałach nie było śladu. po nich zostały tylko ubrania. Co się stało?...
2x z/t
Kejko prosiłbym o odpis w tym temacie: http://spectrofobia.cba.p...p?p=38236#38236
Dla pozostałych na chwilę obecną nie mam zajęcia.Anonymous - 11 Luty 2013, 19:03 Za nim zdążyłem odpowiednio z wszystkimi zmysłami wytrzeźwieć, te dopełniały się swoich zachowań. Miałem już odpowiedzieć pannie jasnowłosej, ale ta zwyczajnie już zaczęła padać z zmęczenia. Miałem ją chwycić, ale nagła reakcja spowodowała, że niepotrzebnie przymusiłem uszkodzoną nogę do zwinnego ruchu. Spowodowało, że skrzywiłem się i szybko ustanowiłem do pozycji siedzącej. Na szczęście Kejko zdążyła ją na czas złapać więc nie było z tym problemu. Jak tylko Dachowiec podszedł do wiedźmy, podniosłem się by szybko do niej podejść.
- Czekaj, nie musi...
I mogłem tylko podziwiać jak zamachuje się, a ta w odpowiedzi ją chwyta i spowija wstęgami. Już wyciągałem łańcuchy, już zaczynałem spowijać dolne kończyny mojej towarzyszki... Gdy nagle po prostu najzwyklej... Zniknęła. Czy oby to takie zwykłe? Nie. Łańcuchy swobodnie opadły, mogłem tylko domyślać się gdzie mogli zniknąć, więc co mi po tym? Zebrałem swoje łańcuchy, wziąłem wszystkie zabawki oraz ciuchy mojej towarzyszki które zostawiła. Wiedziałem jedno, będę musiał w końcu ją znaleźć. Ale ta cholerna noga, jest uszkodzona. Tak widać kończy się moja nieuwaga, będzie to jeszcze moja długa hańba na mojej już zranionej dumie. Wciąż miałem swoje sposoby na przemieszczenie się, a nowo poznaną panienkę która chciała pomocy, nie mogę zostawić. Była najwyżej pewna, że w moich ślepiach gościł spokój, gdy się przyglądała i wypowiadała. Ani wrogość, ani przyjacielskie nastawienie. Wziąłem ją więc, bo cóż mogłem? I ruszyłem w odpowiedniejsze miejsce, te niezbyt mi się podobało. Również i jej sztylet, wraz z dziwnym parasolem, ale na jej brak ubioru, już nic nie poradzę.
[zt - wraz z Light
spectrofobia.cba.pl/viewtopic.php?p=38242#38242 ]Anonymous - 21 Luty 2013, 02:32 Drzewa kołysały się delikatnie, a figlarny wiatr wziął sobie za cel ułożyć Granuaile nową, misterną fryzurę. Na całe szczęście zaraz stwierdził, że marionetka jest przypadkiem beznadziejnym i poleciał dalej, by zająć się urozmaicaniem życia innym stworzeniom. Lalka odetchnęła z ulgą, przywracając loki do pierwotnego ułożenia. Pogoda była całkiem przyjemna, świeciło słońce, przez niebo nie przewijała się ani jedna chmurka, atmosfera była bardzo wiosenna. Ptasie trele i szum rzeki wypełniał ciszę panującą dziś na łące. W zasięgu wzroku nie było absolutnie nikogo. Zapowiadało się idealne popołudnie.
Dni takie jak ten były ulubionymi Granuaile, mimo iż teoretycznie, jak na prawdziwą Irlandkę przystało, powinna gustować w bardziej ponurej i deszczowej pogodzie. Jednak to nie warunki atmosferyczne sprawiały, że była ona w siódmym niebie, raczej był to fakt, że mogła być wsród swojej ukochanej natury, bez przeszdadzaczy w postaci mniej lub bardziej ludzkiej. Przystanęła na moment i wkopała palce stóp pod powierzchnię gleby, przerywając przy okazji systemy korzeniowe kilkudziesięciu źdźbeł trawy. Ziemia aż drżała z nadmiaru energii, więc lalka pozwoliła sobie pobrać jej trochę, ot tak, na zapas. Rozkoszowała się jeszcze chwilę tym uczuciem, po czym otrzepała stopy i skierowała swój krok ku herbacianej rzece. Rozsiadła się na jej brzegu, nabrała cieczy w dłonie i napiła się. Smak jarzębinowej herbaty wypełnił jej kubki smakowe i marionetka natychmiast pożałowała skosztowania napoju. Wypluła płyn i otarła usta wierzchem dłoni.
Całe to zamieszanie obudziło gryzonia, dotąd śpiącego sobie smacznie w kapturze peleryny marionetki. Eamon wgramolił się leniwie na ramię właścicielki i przetarł łapkami senne ślepia.
*Dzień dobry, Gronnie!* futrzak był jedynym stworzeniem uprawnionym do nazywania lalki inaczej niż Granuaile i wykorzystywał to jak tylko mógł.
*Witaj, Eamon, dobrze ci się spało?* uśmiech zagościł na jej buzi, gdy zwróciła się do przyjaciela. W swej złośliwości wyczochrała głowę fretka. Wiedziała, że tego nie lubi, ale w końcu dzięki niej znalazł sie w tym miejscu bez żadnego wysiłku, więc należało jej się coś wzamian.
*O nie, tylko nie moje włosy! Grainne, przestań, nienawidzę tego!* jęknęło zwierzątko. Obrażone zeskoczyło w trawę i oddaliło się kawałek, by po chwili wyskoczyć w górę jak rakieta i ukryć się w rudych lokach marionetki. *Wąż!* pisnęło.
Lalka przewróciła oczami. Nie pierwszy i z pewnością nie ostatni raz musiała ratować towarzysza przed "niebezpieczeństwem". Błyskawicznie odnalazła umysł gada i sięgnęła po jego nici, by związać je ze swoimi. Utworzyła prosty, kruchy splot i przekazała stworzonku, że nie chciałaby mu przeszkadzać, ale prosi go o oddalenie się, jeśli to nie byłoby problemem. Wąż skłonił się uprzejmie i popełzł w swoją stronę.
*I co, było się czego bać?* zapytała, lecz tchórzyk nie zamierzał odpowiedzieć.Anonymous - 23 Luty 2013, 17:34 Sofia szła powoli brzegiem rzeki. Ubrana w delikatną sukienkę i z torbą na ramieniu zachwycała się okolicą. W końcu po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna była w Krainie Luster. Wszak nie są to jeszcze okolice, gdzie kiedyś mieszkała, lecz była bliżej, niż dalej.
W pewnym momencie nachyliła się nad rzeką i postanowiła skosztować napoju w niej płynącego. Nabrała go trochę na rękę i upiła łyk. Ciekawy smak - pomyślała - dawno już takiej herbaty nie piłam. Lecz nie mogła sobie przypomnieć, co to za rodzaj. Stwierdziła, że musi jej zabrać trochę ze sobą w dalszą drogę. Ale nie miała, do czego, więc zaczęła rozglądać się wokół, mając nadzieje, że znajdzie coś nadającego się w tym celu.
I wtedy ją ujrzała. Prześliczną marionetkę, jak ze snu. Choć był to inny kanon piękna niż ona poszukiwała, to i tak wywarł na niej wielkie wrażenie. Niewiele myśląc podeszła do kobiety i powiedziała prosto z mostu:
-Jesteś piękna.
Po prostu nie umiała się powstrzymać i musiała to powiedzieć. Oczy jej błyszczały, jak by zaraz miała się rozpłakać. Nie wiedziała, co uczynić z rękami, więc złożyła je przed sobą jak by do modlitwy i czekała. Czekała na odpowiedź, bo nie była w stanie zrobić nic więcej.Anonymous - 24 Luty 2013, 03:48 W końcu Eamon przestał się obrażać i bawił się w najlepsze, uciekając przed lalką. Ta nie musiała być dwa razy proszona do gry, poderwała się na równe nogi i już po chwili ganiała za fretkiem po całej łące. Jej donośny, perlisty śmiech rozchodził się echem przez polanę, zaglądając do najskrytszych zakamarków i tchnąc odrobinę życia w każdą napotkaną roślinę. Gdy w biegu powrócili nad rzekę, marionetce wreszcie udało się złapać przyjaciela.
- Haha, mam cię! - obwieściła światu, bardzo zadowolona z siebie. Głaszcząc zwierzę próbowała nieco uspokoić oddech, co nie wychodziło jej najlepiej. W pewnym momencie usłyszała za sobą kroki, które musiał stawiać ktoś bardzo lekki, i głosik, prawiący jej niezwykle pochlebny komplement. Dawno już nikt nie nazwał jej piękną, a w Kainie Luster nie powiedziano jej tego jeszcze nigdy. Stojąc na sklepowej półce nie musiała w żaden sposób reagować na te słowa, nie spodziewano się tego po lalce. Jednak teraz, skoro była już żywa i oprócz myślenia i odczuwania potrafiła również poruszać się i mówić powinna chyba coś powiedzieć. Tylko co? Ludzie zwykle po prostu dziękowali, Ganuaile postanowiła więc zrobić to samo.
- Dziękuję. - odparła cicho, jednak oprócz tego nie odezwała się ani słowem. Obserwowała za to swoją rozmówczynię, tak bardzo podobną do niektórych klientów ze sklepu Brighid. Przez chwilę wpatrywała się w różowe oczy dziewczyny, po czym przeniosła wzrok na jej włosy, w tym samym odcieniu różu acz dużo, dużo jaśniejsze, szczerze mówiąc bardziej białe niż różowe. Jej suknia była zielona, tak samo jak ta, którą miała na sobie marionetka, to jednak było jedyne podobieństwo między strojami dwóch panien. Ta należąca do mationetkarki była pełna wstążek, koronek i falban, tak niezwykle niepraktycznych i krępujących ruchy. Granuaile wciąż zdumiewała ilość osób, na które patrzyła z góry, co sprawiło, że dziewczyna w oczach lalki wyglądała na dziecko.
*Kim ona jest, znasz ją?* zapytał Eamon. Wdrapał się właścicielce na ramię, by mieć lepszy widok na nieznajomą.
*Nie mam pojęcia, pierwszy raz ją widzę.* odparła zgodnie z prawdą. Odwróciła wzrok i spojrzała na zieloną trawę.Anonymous - 24 Luty 2013, 16:12 Marionetka była na prawdę prześliczna. W oczach Sofii jawiła się niczym przecudna, zielonooka królowa jesieni. I to jakich oczach! Ta zieleń przypominała jej młode liście dębu wczesną wiosną, gdy słońce świeci delikatnym blaskiem, a gdzieniegdzie leżą jeszcze niewielkie plamy śniegu, rozpuszczającego się i dającego spragnionej ziemi nieco napoju. A te włosy! Niczym kasztany, te najpiękniejsze, najdojrzalsze, tak jak by je ktoś ponabijał na skręcone sprężynki i wykonał z nich jedwabiste włosy!
Marionetka patrzyła w prawdzie na Sofię z góry, lecz dziewczyna była do tego przyzwyczajona. Do tego jej wzrok wydawał się być dziewczynie bardziej pytający, niż groźny czy nieprzyjazny.
-Jestem Sofia – powiedziała otrząsając się z zauroczenia dziewczyną. Co prawda dalej była nią zachwycona, lecz co najmniej przestała się na nią gapić jak wół na malowane wrota. – Marionetkarka – dodała po chwili, żeby mieć pewność, że nie zajdzie jakieś nieporozumienie. Nawet nie próbowała jej wmówić, że jest ona marionetką, bo po co? Miała wszak do czynienia z jedną z piękniejszych marionetkowych dam, jakie kiedykolwiek widziała. – A ty?Anonymous - 27 Luty 2013, 00:26 *Masz odpowiedź* mruknęła mentalnie do przyjaciela.
Więc ta dziewczyna była osobą, która tworzy marionetki. "Trochę jak Stwórca..." Na tę myśl powróciły wszystkie niepokoje spędzające lalce sen z powiek. Uczucie zdrady. Osamotnienie. Przeraźliwa pustka zżerająca ją od wewnątrz. Ból przeszył serce Granuaile, gdy przypomniała sobie o sklepie i o Brighid, a do oczu napłynęły jej łzy. Jednocześnie pojawiła się nadzieja na odnalezienie pokrewnej duszy, kogoś, kto jej nie zostawi nigdy. Ostatecznie takiej w końcu osoby Granuaile szukała.
Gdy Sofia spytała się o imię lalki, w jej umyśle rozgrywała się właśnie walka tych dwóch skrajnych uczuć: nieufności i potrzeby akceptacji. Chciała się wreszcie poczuć przydatna, ale jednocześnie bała się obdarzenia zaufaniem (i kluczem!) złej osoby, która zamiast wesprzeć marionetkę zrani ją jeszcze bardziej. Pytanie dziewczyny wrzuciło do bitwy jeszcze jedno uczucie: strach i chęć ucieczki. W chwilach takich jak ta, by nie doprowadzić się do autowyniszczenia, należało odciąć się od emocji i pozwolić działać rozumowi. Przedstawienie się to przecież jeszcze nie koniec świata, a zresztą marionetkarka znalazłaby ją prędzej czy później, gdyby jej na tym zależało. Nałożyła więc swoją maskę obojętności, przełknęła wielką gulę blokującą jej gardło i spojrzała się ponownie na rozmówczynię.
- Na imię mi Grainne Ni Mhaille, jednak proszę mówić mi Granuaile - odrzekła opanowanie. Nie wiedziała, co mogłaby jeszcze powiedzieć, nic nie przychodziło jej do głowy. Spojrzała spowrotem na polanę i olśniło ją.
- Ładny dziś mamy dzień, nieprawdaż? - może to i oklepane, ale za to neutralnie i w miarę niezobowiązujące. Nie zdradza też zbyt dużo na temat pytającego, a to było dla Granuaile ważne. Nie miała najmniejszego zamiaru otwierać się przed nikim, dopóki nie pozna dokładnie gruntu, po którym stąpa - czyli tej drugiej osoby.Anonymous - 27 Luty 2013, 19:19 Opuściła ręce i zaczęła bawić się sznureczkiem wiążącym jej gorset. Powoli przestawała być aż tak zafascynowana, wiedziała, że wszak fascynacja na pewno nie "pójdzie" sobie, lecz lekko osłabnie, na tyle, by móc normalnie się zachowywać. A imię wspaniałej marionetki wydało jej się być niezwykłe. Nigdy takiego nie słyszała, nawet w opowieściach. Nie wydawało jej się brzmieć tak jak ze Świata Ludzi, ale wiedziała, że ona przebywała tam tylko w Anglii, a to nie jest jedyny kraj na ich świecie.
Swoją drogą uważała ludzi za dość dziwne stworzenia, niby byli jednolici, jedna rasa rządząca całym światem, a jednak tak bardzo ten świat podzielili. Nie rozumiała ich i nie chciała zrozumieć. Rozumiała tylko jego...
Taki tok myślenia sprawił, że się zasmuciła. Niewiele, a jednak. Ani uśmiech wciąż przyklejony do twarzy, ani oczka patrzące na śliczną laleczkę nie zmieniły się, choć mogło się zdarzyć, że coś w niej drgnęło, tak na ułamek sekundy. Ale nie chciała dać tego po sobie poznać, wszak obiecała mu, że będzie silna...
-Oczywiście, że ładny - odparła szybko. Zazwyczaj wiedziała, co powiedzieć, ba, mówiła to, co jej ślina na język przyniosła, ale dziś zabrakło jej pomysłów. Jej główka świeciła pustkami, szukanie tam jakiegoś sensownego pomysłu byłoby jak poszukiwanie roślin na pustyni. Nie była pewna, czym to było spowodowane. Być może laleczka tak na nią działała, ale niewykluczone, że to myśli o nim odebrały jej zdolność myślenia.
Nim jednak udało jej się wysłowić, i powiedzieć cokolwiek, zauważyła, że Granuaile trzyma w rękach niewielkie stworzenie. Było małe i włochate, a do tego miało szpiczaste uszka. Tyle zauważyła nim pisnęła i odskoczyła. Jej paniczny strach do kotów dał o sobie właśnie znać. Małe, włochate, mające szpiczaste uszy - to musi być kot!
-Kot! Zabierz ode mnie kota! - wykrzyknęła głosikiem, zniekształconym ze strachu.Anonymous - 8 Marzec 2013, 18:20 Uśmiechnęła się na odpowiedź różowookiej. Tak naprawdę w Krainie Luster dni były ładne niezależnie od pogody. To miejsce... Miało jakąś taką niezwykłą aurę, trochę jak marzenie osoby chorej psychicznie. Było tu pięknie i przerażająco zarazem, rzeczy niezupełnie logiczne czy normalne miały miejsce na porządku dziennym i cudownie wkomponowywały się w naturalną magię tej krainy.
Czas uciekał, a cisza między kobietami stawała się nie do zniesienia. Granuaile czuła jej ciężar na ramionach, jednak nie miała żadnego pomysłu na to, jak mogłaby się jej pozbyć. Nic, co mogłoby przedłużyć rozmowę, nie przychodziło jej do głowy. Myślała gorzączkowo nad jakąkolwiek odpowiedzią, gołą stopą nerwowo wiercąc w ziemi dziurę. Nie mogąc nic wymyślić, już już miała się ulotnić, gdy z ust Sofii wyrwał się krzyk. Rozejrzała się szybko, próbując dostrzec powód przerażenia towarzyszki, jednak nigdzie dookoła nie było ani śladu po kocie. Spojrzała z powrotem na dziewczynę, której wzrok utkwiony był w czymś, co trzymała na rękach. Podążyła spojrzeniem w to miejsce, by zrozumieć, że marionetkarka przestraszyli się Eamona, który zaciekawiony różowowłosą zsunął się z ramienia Granuaile i stał wyprostowany w jej dłoniach.
- To nie kot, Sofio, nie ma się czego obawiać. To jedynie fretka, bardzo niegroźna fretka. - usmiechnęła się przekonująco do znajomej. Złapała Eamona pod pachami i podniosła go bliżej twarzy dziewczyny. Zwierz wysunął łebek i dotknął nos Sofii swoim.
*Ładnie pachnie* powiedział zachwycony. *Jak maliny.*
Granuaile usmiechnęła się po raz enty tego popołudnia. Zabrała przyjaciela sprzed twarzy dziewczyny, by nie czuła się skrępowana. Swoją drogą, ciekawe, czemu bała się kotów... Lalka będzie musiała się tego dowiedzieć.Anonymous - 9 Marzec 2013, 13:26 To fretka. To tylko fretka. To dlaczego ona głupia zobaczyła tam kota?! Toć to już na paranoję zaczyna zakrawać! Jak w takim stopniu można się bać kotów? - łajała się w myślach Sofia. Dalej jednak nie była w pełni przekonana do fretki. Ale stworzonko wyglądało tak słodziutko i... mięciutko? Tak to chyba dobre określenie. Wyglądało na mięciutkie.
Gdy marionetka przysunęła do jej głowy zwierzaka, odchyliła się. Spoglądała nieufnie, na podłużne ciałko, na te inteligentne oczy. Lecz gdy stworzenie zostało zabrane od jej twarzy, niepewnie, powoli wyciągnęła rękę, i delikatnie pogłaskała stworzonko po główce.
Fretka miała takie miłe futerko... Sofia mimo wszystko dalej głaskała stworzonko, a strwożona mina ustąpiła na powrót uśmiechowi.
Wtem przypomniała sobie, dlaczego właściwie zauważyła Granuaile i powiedziała:
-A masz może coś, do czego można by nabrać trochę tej herbaty? Dawno takiej nie piłam, i nawet nie mogę sobie przypomnieć, co to za smak, a strasznie mi się podoba...
Troszkę zawstydzona spuściła wzrok. Właściwie, to jak już wypowiedziała to pytanie, to wydało jej się strasznie głupie. Eh... To chyba nie jest jej najlepszy dzień.Anonymous - 9 Marzec 2013, 23:07 Zwierzak dał się pomieść pieszczotom i wyciągał się do dłoni Sofii, jak gdyby tańczył jakiś bardzo osobliwy taniec ub jakby marionetkarka go zaczaowała. Lalka mogła mentalnie wyczuć fale radości i zadowolenia płynące z umysłu głaskanego przyjaciela.
*Nie przyzwyczajaj się za bardzo* powiedziała rozbawiona, obserwując wiercącego się gryzonia. Fretek na moment spoważniał i posłał marionetce obrażone zpojrzenie.
*To niesprawiedliwe, ty mnie nigdy nie czochrasz!* odszczeknął Eamon, jego głos ociekający pretensjami i urazą. Zaraz jednak powrócił do tego stanu wesołości, który powodowała w nim głaszcząca go dziewczyna. Jej palce sunęły przez miękkie futro, rozczesując jego splątane włosie. Ciekawym boło to, że różowookiej nie przeszkadzał specyficzny zapach, jaki roznosiły fretki. Granuaile była już do niego przyzwyczajona, tak samo jak przywykła do twarzy ludzi, których zadowolony uśmiech często zmieniał się w pełen udręczenia grymas, gdy tylko do ich nozdrzy docierał smród trzymanego przez nią zwierzęcia.
Pytanie dziewczyny kompletnie wybiło lalkę z rytmu, mogła spodziewać się wielu niespodziewanych rzeczy, w końcu to Kraina Luster, jednak tego nawet ona nie była w stanie przewidzieć. Stosunkowo szybko jednak wyrwała się z zaskoczenia i zaczęła szperać w jedynej kieszeni umiejscowionej po wewnętrznej stronie peleryny. Mimo iż zwykle miała ze sobą jedną czy dwie puste fiolki, tak na wszelki wypadek, traf chciał by tym razem nie zabrała ze sobą ani jednej. Miała ich pełno w swojej chatce i już miała zaproponować, by panie się tam udały, jednak w porę ugryzła się w język. Conajmniej nierozsądnym było zapraszanie do siebie do domu osoby, którą się ledwo poznało, jakkolwiek sympatyczna by się ta osoba nie wydawała. Nieufność, która zagościła w jej głowie, nie odnalazła na szczęście odzwierciedlenia na jej nieskazitelnej buzi, w ciągu dalszym przecinał ją brzoskwiniowy uśmiech. Niespodziewane również było to, że ten napój mógł komukolwiek smakować.
- Niestety, nie mam przy sobie żadnego pojemnika, w którym możnaby umieścić ciecz z rzeki. Wiem natomiast, co to za rodzaj herbaty, mianowicie jest to herbata jarzębinowa. - powiedziała. - a w każdym razie była taką, gdy ja się z niej napiłam. Możemy więc udać się w inną część polany, by tam nazbierać kilka torebek z drzewek herbacianych. Wtedy mogłaby panienka parzyć ją u siebie w domu.- zaproponowała.