Anonymous - 22 Lipiec 2011, 19:15 Jej nadzieja na owocną konwersacje z żywopłotem była bezpodstawna – osobnik, który bezczelnie pod żywopłot się podszywał okazał się istotą humanoidalną. Przynajmniej wiadomo kto prowadzi jeśli chodzi o najdłuższe nogi. Pewnie mu kobiety zazdroszczą, o! Bo gdyby taki szpilki założył, to by jako King Kong mógł być. Ona? Może ździebko mu zazdrościła, ale raczej zabrałaby tylko z dwadzieścia centymetrów. Z jego punktu widzenia pewnie, gdy jej je oddał byłoby wygodniej. Bo taka wysokość musiała być niekomfortowa, a serce miało pracę na pełen etat. Cóż, na pewno długo nie pożyje. Najbardziej jej było szkoda, że nie mogła dojrzeć jego twarzy czy poznać za pomocą zmysłu dotyku – był za daleko i było za ciemno. A chciałaby się przekonać jaką barwę mają jego oczy, jaką barwę włosy. Czy skóra jest delikatna, czy usta są delikatne. Czy za niedostrzegalnym dla niej uśmiechem kryje się człowiek czysty jak łza, czy zepsuty do szpiku kości. To wszystko było poza zasięgiem Metra i sześćdziesięciu sześciu centymetrów. Nawet, gdyby stawała na czubkach palców, wyciągała dłonie, aż do bólu stawów – nie dosięgnie, nie ten wzrost. Ale pod pewnymi aspektami dobrze jej było poczuć się drobną. Czuła się źle przy mężczyznach jej wzrostu, o niższych nie wspominając. Te dwa i pół metra były po stokroć bardziej ciekawe. Bo gdzie mu Wiktoria dosięgała? Do bioder nawet nie, powiedzmy komicznie, że nie była na wysokości zadania. No może do bioder, z męskimi portkami nic nie wiadomo. Jedno nisko nosili, drudzy wysoko. Inni krojem wydłużali nogi. Ale nie miała pojęcia dlaczego on by miał swoje ubraniami wydłużać. A teraz? Przestała go dźgać parasolką miętoląc nieszczęsny skrawek materiału.
-Ale to wygodne być wyższym od wszystkich pań, prawda?
Było to pytanie nieco retoryczne. Jedyne o czym teraz myślała laleczka, to aby się wgramolić mu na ręce. Był wysoki, tak wysoki mężczyzna nigdy jej nie nosił. Ale jaki prestiż! Z stoma sześćdziesięcioma sześcioma centymetrami nagle być ponad wszystkich innych. Słowem raczej się od tego uroczego na swój sposób stworzonka nie uwolni. Oczka miała nieudolnie wpatrzone w jego rzekomą twarz – widziała tylko niewyraźne zarysy. Na pytanie ściągnęła brwi i delikatnie uderzyła go parasolką w kostkę.
-Jestem marionetką i dopóty moja Właścicielka tak pospolicie szwenda się i daje zaliczać, to ja też mogę chodzić, gdzie chcę.
Powiedziała mało zadowolona, a jako osoba wylewna, nie ograniczyła się do minimum nic o niej nie mówiącego. Nawet ze złym humorem chciała na rączki – poza tym lepiej by go słyszała.Viper - 22 Lipiec 2011, 22:51 Sub Zero na pewno źle czułby się ze świadomością, że nikczemnie podszył się pod żywopłot, tym samym dając niewinnej dziewczynce nadzieję na poranne dialogi z płodami natury. Nie miał jednak zielonego pojęcia o tym, że w jej główce przypominał intrygująco przycięty krzak, więc trudno żeby czuł się źle z powodu czegoś, co rozgrywało się poza nim. Szczerze powiedziawszy, nikt wcześniej nie wziął go za krzak i z pewnością dziewczyna zaskoczyłaby go oryginalnością, gdyby podzieliła się z nim tą myślą. Zachowała ją jednak dla siebie, co nie zmieniało faktu, że nadal nie można jej było określić mianem dyskretnej. Trudno jednoznacznie określić jego aktualny stosunek do tej wątłej postaci, która sięgała mu... Pasa? Nawet nie. Była na swój sposób urocza, na jeszcze inny irytująca, na jeszcze inny po prostu nietypowa. Miał ochotę jednocześnie powiedzieć jej, żeby poszła precz, głaszcząc ją po głowie, tuląc i nosząc na barana. Dziwne uczucie, doprawdy. Chyba koncept noszenia na rękach wziął się z naturalnego założenia iż jest dzieckiem. Tak, była taka malutka i drobna, nie przypominała niczym Verny, która także sporo niższa od niego, w żadnym calu, dziecka nie przypominała. Kto jednak widział, by dorosła kobieta, dama może nawet, dźgała nieznajomych parasolką po kostkach? Nie, to atrybut, który można przypisać dziecku. Dziecku, które niewiele wie o świecie i któremu wydawać się może, że takie dźganie nie rozdrażni obiektu ataku, lub ewentualnie wywoła reakcję zdenerwowania, jednak zostanie szybko wybaczone, bo to przecież tylko dziecko.
Viper westchnął, gdy po raz kolejny przyjął 'cios' przyrządem mającym na celu chronić właścicielkę przed deszczem. Warknąłby zapewne, gdyby mu się chciało. Zamiast tego po prostu schylił się i złapał za obiekt, jednym ruchem wyrywając go nieznośnej małolacie.
-Przestań-poprosił dopiero, gdy parasol znalazł się w jego garści. Nie, nie był osobnikiem cierpliwym. Nie znosił dzieci, drażnił go ich śmiech i nieodpowiedzialne zachowanie. Drażniło go, że sam nigdy nie mógł się śmiać i bawić, a jego pomyłki karcono chłostą, a nie zirytowanymi krzykami, które przycichały gdy tylko do dziecięcych oczek napływały łzy.
-Zadajesz doprawdy dziwne pytania-stwierdził i to najwyraźniej była jego odpowiedź, bowiem nie skomentował już jej wypowiedzi w żaden inny sposób. Czy to było wygodne? Ten monstrualny wzrost? Nie, nie był wygodny. Był.. Przekleństwem. Nie tylko dlatego, że wyróżniał go z tłumu i każdy przechodzień mógł wytknąć go palcem, mrucząc coś pod nosem. Nie, był przede wszystkim pamiątką. Swoich nadanych przez MORIę zdolności mógłby nie używać, chcąc zapomnieć, jednak za każdym razem gdy nie mieścił się w kolejną bluzę, gdy musiał składać się w pół i wyginać, by zmieścić się w drzwiach. Wtedy przypominał sobie bolesne eksperymenty, twarze ludzi odpowiedzialnych za jego ból... Wtedy iskierka nienawiści rozbłyskała w nim na nowo, znajdując swój odblask w pozornie zimnych, lodowych ślepiach.
-Nie wypowiadasz się zbyt pochlebnie o swojej właścicielce...-zauważył nieco zaskoczony. Wzruszył ramionami i postanowił usiąść na mokrej trawie. Dlaczego miałby stać? To z resztą niegrzeczne w towarzystwie osoby tak niskiej, że gdy wreszcie przysiadł, jego twarz znalazła się mniej więcej na poziomie jej. Była ładna, tego nie mógł jej odmówić.
-Powiesz mi o niej coś więcej? No i właściwie, skoro tak cię drażni, dlaczego jej nie zostawisz? Dlaczego w ogóle, skoro wreszcie możesz być wolna wybierasz służbę dla osoby, która 'szwęda się i daje zaliczać?'-przyglądał jej się badawczo-Mam nadzieję, że ci nie przeszkadza-rzucił, bo właśnie wyjął z kieszeni papierosa i zapalił. Miał na to ochotę od dłuższego czasu.Anonymous - 23 Lipiec 2011, 00:22 Wiktorii pod względem wyglądu cech dziecięcych przypisać się po prostu nie dało. Balansowała na skraju nastolatki i dorosłej kobiety, prawdziwej kobiety. Właściwie można ją podzielić na nierówne części – twarz i całą resztę. Cała reszta była typowo kobieca, tylko twarz o ostrych rysach, nadawała jej nieco zawadiackiego, wyniosłego wizerunku, a i irytować to mogło niezmiernie, ale miała też te migdałowe oczęta w kolorze bursztynu, które mimo ewidentnego zmęczenia psychicznego przez swój kolor fałszywie zapewniały, że są pełne wigoru. Tak ciemna pora to jedyna chwila, gdy widz o nieziemsko dobrym zmyśle wzroku mógłby dojrzeć jej oczy w pełnej okazałości, bo przypomnijmy, że w dzień najzwyklej w świecie miała rozszerzone źrenice, a ze swoją karnacją wyglądała jak... Ćpun? Tak. Ćpun myślący „co to nie ja”. Tyle się słyszało o osobach niepozornych, co miało paskudny charakter. A Wiktoria? Wydawała się osobą o paskudnym charakterze, taką kusicielką co bierze osobę na jedną noc, a była dobrotliwa i przesadnie wrażliwa. Jakieś zło w sobie miała, zawiść za krzywdy. Ale przy jej uczuciowości, można było się tego spodziewać. Jej umysł nie został „zaprogramowany” na dziecinną dziewuszkę. Była tworem, który choć już tym wszystkim zmęczony lojalnie trwał przy Właścicielu. Do tego została stworzona – aby komuś towarzyszyć, aż po grób. Gdy została pozbawiona parasolki była niepewna. A co jeśli broń wypadnie? Pokiereszuje albo jego, albo ją. W najgorszym wypadku obu. Jego „przestań” miłe dla ucha nie było. Nie lubiła rozkazów, a jedyna osoba uprawniona do wydawania to oczywiście Właściciel. On nim nie był, nawet płcią się nie zgadzał. Z jednej strony przeokropnie intrygował ją jego wzrost, a z drugiej... Stwierdzała, że gdyby przyszło jej spać na łóżku o przeciętnym rozmiarze, czy kąpać się w krótkiej wannie oszalałaby. Ale zawsze dosięgłaby ciasteczek w kuchni i gdyby coś komuś zabrała, mogłaby go szczuć i nie miałby szansy jej tego oddać. Chwilowo chyba tak było z parasolką, bo bezbronna Wiktoria to jeszcze bardziej zdesperowana Wiktoria. Odbijała jej szajba, zaczynała się dziwnie zachowywać. Ale była wierna, jedyna istotka na tym świecie wierna do takiego [bezmyślnego, naiwnego] trwania.
-Jak mam mówić coś dobrego, gdy bez reszty jest pochłonięta flirtami i baraszkowaniem. Ona już mnie nawet nie zauważa, odrzuca w kont. A teraz? Teraz z powodu albinoskiego paszczura kazała mi opuścić Karciany Zamek. Ja jestem, aby przy kimś być. Nie jestem osobą do cna indywidualną, często uległą i podporządkowaną. Jestem ślepo wierna. Chcę odejść, ale nie mam gdzie. Ten czas, gdy miesiące są jak lata i ciągle brnie się przed siebie bez słowa, bez odpoczynku. Wolę cierpieć w ten sposób, niż wystawiać się na działanie wspomnień. Poza tym nie służę. Jestem nieco jak gejsza – mam towarzyszyć, nic więcej. I widocznie nie mam prawa do uczuć, wszyscy zapominają, że marionetki, choć z głodu nie zemrą, to mogą kochać... i nienawidzić. Wolność nie jest przyjemna, moja Pani jest zbyt wolna. I wyprawia takie rzeczy, ja nie chcę.
Spuściła głowę łącząc ręce za plecami jakoby mówiła o czymś niezwykle wstydliwym. Właściwie mówiła. Ale nikt jej nie zrozumie, a co najwyżej inna marionetka. Nie miała takich zmartwień, gdy żył Gerwazy. Ale go nie ma, pierwszy Właściciel zmarł. Każdy kolejny to nic nie znacząca namiastka, jego substytut. Bo niczego tak nie pragnęła jak odwzajemnionej miłości, szczególnie tak chłodnej i przyprawiającej o dreszcze jak ta Gerwazego.Viper - 23 Lipiec 2011, 09:23 Być może i ciałko Wiktorii było kobiece, jednak Viper nie przyjrzał mu się aż tak dobrze, by zwrócić na nie uwagę większą niż na jej dziecinne zachowanie. Z resztą, w przypadku marionetek podobne zjawiska były chyba dość częste. Ktoś tworzył dzieło dając mu ciało przepięknej niewiasty, jednak taka istotka jest tak samo naiwna, czysta i niedoświadczona, jak każdy nowonarodzony byt. Rzecz jasna proces dojrzewania jest w jakiś sposób przyśpieszony i pogoniony. Viper był osobiście przeciwnikiem sztuki tworzenia marionetek. Nie dlatego, że kukiełki mu w jakiś sposób przeszkadzały, ale dlatego, że jego zdaniem cały ten proces był nadmierną ingerencją w naturę i w wolność, co rzecz jasna stało w sprzeczności z jego ideami. Marionetkarze robili z siebie bogów, dawali życie, dawali formę i sądzili, że w związku z tym mają władzę nad swoimi tworami. A tak nie powinno być. Każdy miał prawo do własnego wyboru, wolność jest czymś co naddanym, bonusem do świadomości, bo nawet zniewolone zwierzę czuje jak pieką je kraty. Co zaś dopiero stwór o świadomości znacznie szerszej i bardziej wrażliwej? No właśnie, taka istota odczuwa ten ból zniewolenia jeszcze bardziej. Zdaje się, że umysł Sub Zero nie potrafił już funkcjonować w innych kategoriach. Cały był podpięty siecią kabelków do idei wolności, polityki i całego tego bagna, które wyprowadzało go z równowagi i kazało zarzynać tych, których on sam obarczał winą za własne krzywdy. Sprawiedliwość, zemsta... Każdy może to nazywać jak chce, jednak była to jedna z tych nielicznych rzeczy, które sprawiały, że na moment przestawał odczuwać pustkę.
Nie, nie rozumiał Wiktorii. Zdaje się, że mimo jego stosunku do marionetek, mimo tego, że tak bardzo czuł się zjednoczony z tymi istotkami, nigdy ich do końca nie pojmie. Bo on nie rozumiał dlaczego tak bardzo potrzebowały właściciela. Widział jedynie, że ta mała brunetka o wielkich ciemnych oczach cierpi na swój sposób. Czuje się zapomniana i niedopieszczona, odrzucona. Nikt nie zasługiwał na to by tak się czuć i to ze względu na czyjeś widzimisię. Żmija zmarszczył nos w niezadowoleniu. Co miał począć z tym stworzeniem? Jakimi słowami skomentować jej litanię żalów i problemów? Gdyby wiedział, że właścicielką, którą marionetka tak chętnie obrzuca błotem jest Verna de Clare, być może zająłby stanowisko obrońcy wyzwolonej kobiety, która wybiera własną ścieżkę i robi co chce, bo ma do tego prawo, ale niby skąd miał wiedzieć? Nie był telepatą, a Jaskółka nigdy nie wspominała o posiadanej marionetce. W związku z tym pogłaskał dziewczynę lekko po kasztanowych włosach i nieznacznie się uśmiechnął.
-Twoja właścicielka jest więc niebywale głupia-stwierdził obcesowo-Wybacz, że tak o niej mówię, bo zakładam, że jednak w jakiś sposób jest Ci bliska, ale... Skoro postanowiła nie dbać o tak uroczą istotkę to znaczy, że po prostu nie wie co jest dobre. No i jeszcze, na konto albinosa? To już jest zbrodnia niewybaczalna. Jeśli faktycznie chcesz odejść, to zawsze jest gdzie, wydaje mi się jednak, że tak naprawdę odchodzić nie chcesz... A może się mylę? Sądzę, że kochasz swoją właścicielkę bez względu na to co o niej mówisz... To czy ona na tę miłość zasługuje, to już zupełnie osobna kwestia. Co się tyczy wolności... To jest prawo każdej żywej istoty. Każdy powinien mieć wybór, móc być wolnym.. To co robisz ze swoją wolnością, to już tylko twoja sprawa, ale myślisz, że lepsze są narzucane przez kogoś ograniczenia niż te, które dajesz sobie sama?-przyglądał się jej z lekkim uśmiechem. Nie miał pojęcia, czy to co mówił poprawia jej humor. Nie wiedział też zbytnio, dlaczego miałby chcieć jej nastrój polepszać, ale skoro już się za to zabrał, szło mu całkiem nieudolnie. Nie przywykł do obcowania z innymi, zwykle właśnie stronił od towarzystwa. Potem sam czuł się jak niemowlak, w takich właśnie sytuacjach.Anonymous - 23 Lipiec 2011, 15:48 Wiktoria nigdy nie była przeznaczona do rozumienia. Była przeznaczona do rozpieszczania i cieszenia się z jej radości, i tego, jak odwzajemniała dobro, jakie jej się dawało. Bo choć milutka, wrażliwa i dawała coś innym – to tak naprawdę patrzyła na swój zysk. Nawet uczuciowy, ten chyba najbardziej. Laleczka korzystała na tym, że miała wpływową Panią, na tym, że ją znała i choć początkowo potrafiła nią nieco manewrować. Ale już nie potrafi – znudziła jej się? Ta myśl powracała i wpychała łzy do bursztynowych oczu dziewczęcia. Królowa nie miała prawa znudzić się Laleczką, czy cokolwiek złego o niej pomyśleć. Niby to marionetka była własnością, ale coś za coś. Masz ją – ale spełniasz pewne warunki. Nie była zdesperowaną gosposią domową, która za dach nad głową posprząta dom, zadba o wygląd żony, nakarmi dzieci, poda śniadanie, obiad i kolacje wraz z deserami, a potem jeszcze odda się panu domu fundując mu w łóżku raj. Ona miała uszczęśliwiać w inny sposób. Trwać przy Właścicielu, wspierać; zrzędzić, jaki to ten osobnik był głupi i pusty skoro tak zrobił – oczywiście ten, co zdenerwował jaśnie Pana lub jaśnie Panią. Pogłaskana po głowie jak kot jeszcze bardziej wpasowywała swoją czuprynę w jego rękę biorąc jak najwięcej czułości. Ona to kochała – głaskana po główce, pleckach, policzku. A jak pocałujesz ją w nosek czy czoło to by zatańczyła z radości. Pewnie zamiast tak domagać się od niego czułości, gdyby znała jego opinię, gdyby on wiedział, że rozchodzi się o Vernę wyśmiałaby go. Bo co – zmiana o sto osiemdziesiąt stopni w związku z osobą? I już by wrzeszczała klnąc na temat hipokryzji. Ale po jego wypowiedzi bez zastanowienia – uznając głaskanie po tej depresyjnej głowie za pewne zezwolenie – wpakowała się mu na kolana wtulając w niego i łeb układając tuż przy tętnicy, bo tam zdecydowanie ciało było najcieplejsze. Kot zawszony jeden, pakuje się do obcych.
-Każdy ma to prawo, ale ja wolę być czyjąś. Idąc tą ideą moja Pani też ma, ale skoro wzięła mnie pod swój dach, to się do czegoś zobowiązała, prawda? Nie powinna o tym zapominać. Jedyne ograniczenie jakie mi dają, to takie, które sama sobie daję – wierność. Ale oczekuję tego samego od drugiej osoby, to chyba nie jest zbyt egoistyczne. Poza tym, naprawdę jestem urocza?
Po osóbce tak odtrąconej można było się spodziewać, że wyłapie najmniejszy komplement, który utwierdzi ją w przekonaniu, że jest po stokroć więcej warta od albinoski. Poprawka – jest wiele warta, bo albinoska jest bezwartościowa. Pewnie tylko w mniemaniu Laleczki, ale cicho-sza.Viper - 23 Lipiec 2011, 17:30 W kwestii rozumienia, oboje byli chyba siebie warci. Bo faktem jest, że Viperowi tylko wydawało się, że rozumie pewne rzeczy, a nawet nie miał złudzeń, co do rozumienia problemów innych. Nie bardzo mógł pojmować to wszystko co działo się w głowach istot 'normalniejszych' bo sam nigdy nie wychowywał się w ich środowisku. Został do niego wrzucony jako poharatany psychicznie stwór, nie mający bladego pojęcia o tym jak społeczeństwo funkcjonuje i do tego, musiał dorobić sobie własną teorię, często sprzeczną z tą publicznie aprobowaną, czy głoszoną. Na przykład w kwestii Boga. Nie rozumiał jak można dobrowolnie wierzyć komuś na słowo, że istnieje coś, jakiś byt, który wie wszystko i stworzył wszystko, który nad wszystkim sprawuje kontrolę, który za dobre nagradza, a za złe karze. Taki Bóg to wszak tyran! Nie podoba mu się jak postępują ludzie w jednym mieście to zmiecie je z powierzchni ziemi i ma problem z głowy? Miłosierny Bóg? I ludzie w to wierzą, bo chcą? Bo wydaje im się, że jeśli będą postępować zgodnie z wyznaczonymi przez innych ludzi zasadami, otrzymają nagrodę po śmierci? Przecież taka religia jest niczym więcej jak narzędziem do kontroli dla tych, którzy dyktują jej prawa. Mówią co jest wszechprawdą, a co wszechkłamstwem i składają obietnice bez pokrycia. Viper nie rozumiał tego systemu ,chyba nie chciał zrozumieć, bo i po co? Po to, by w przypadku gdy znajdą jakiś prastary papier, w którym napisano 'wyrżnąć wszystkich cyrkowców' paść ofiarą rozwścieczonego tłumu? Bo co z tego, że w tamtych czasach cyrkowców nie było, skoro pan w czarnej tunice powiedział co innego?*
Sub Zero zauważył, że jego myśli pogalopowały zdecydowanie za daleko, dopiero gdy poczuł jak coś bardzo drobnego pakuje mu się na kolana, wtula w jego szyję i ciało... W tym momencie zamarł i bał się drgnąć. Nie miał pojęcia, co począć z tym fantem, czy ją obejmować, czy może powinien strącić bo nie wypada tak się spoufalać z nowo-poznaną dziewczynką. Ostatecznie jednak dylemat rozwiązał drobnym uśmiechem i wzruszeniem ramion. Objął ją delikatnie i raz jeszcze pogładził po długich, gęstych i ciemnych włosach. Natychmiast stwierdził, że kimkolwiek była jej pani, powinna jej lepiej pilnować. Bo akurat miała szczęście i trafiła na niego. Dodajmy, że na niego w nastroju nadzwyczajnego jakiegoś rozczulenia i romantyzmu, więc nie groziło jej ze strony nieznajomego mężczyzny żadne niebezpieczeństwo, ale w innych przypadkach? Istoty humanoidalne, ludzie... Są zdolni do okrucieństwa, którego nie sposób pojąć. Jak można pozwalać tak ufnej dziewczynce błąkać się samej po łąkach, późną porą, gdy nie wiadomo jak podejrzane typy śledzą każdy jej krok, chcąc wykorzystać. Tym bardziej, choć tego już wiedzieć nie mógł, że była marionetką królowej w Karcianej Szajce i ktoś mógłby liczyć na solidny okup za taki skarb.
No właśnie, królowa... Tak, powiedziałby coś innego, gdyby wiedział, że chodzi o nią i cóż z tego? Cóż z tego, że był głupcem i hipokrytą? Nie, nie kochał Verny, to nie była przyczyna, jednak... Tego właśnie wieczoru, pod cyrkowym namiotem doznał z jej strony czegoś niezwykłego, czego nigdy wcześniej nie miał okazji doświadczyć, a raczej... Nie mógł. Więc może stąd ten sentyment? Nie był taki jak marionetka. Starał się być szczery, ale siłą rzeczy, nie miał takiej możliwości. A przynajmniej tak się usprawiedliwiał.
-Masz rację...-uświadomił sobie nagle, że nawet nie zna imienia laleczki, która spoczęła mu tak ufnie na kolanach, którą gładził po włosach, jakby była bliskim mu przedmiotem i którą nagle, bez żadnej przyczyny otoczył czułością, której nie okazywał innym istotom-Twoja pani się zobowiązała biorąc ciebie pod swój dach i powinna o tym pamiętać. Wolność nie daje prawa do krzywdzenia innych...-przygryzł na moment wargę i spuścił wzrok na trawę.
To co innego... Oni zasłużyli na śmierć i cierpienie, każdy jeden z nich... Tak powinno być, to jest... Jedyna forma sprawiedliwości tym niemym usprawiedliwieniem stłumił potok nagłych i dziwnych myśli, które napłynęły do jego głowy. Następnie zaś, znów spojrzał na swoją towarzyszkę.
-Nie przedstawiliśmy się sobie... Nazywam się Viper, choć... Niektórzy mówią Sub Zero. Tak to głupie wiem... A ty? Jak się nazywasz-wypuścił dym którym się zaciągnął tak, by nie poleciał na twarz dziewczynki, po czym wdusił peta w glebę niedaleko siebie, tak by mieć pewność, że zgasł i nie będzie źródłem pożaru. Następnie wrócił spojrzeniem błękitnych ślepi do prześlicznej twarzyczki nieznajomej i zastanawiał się cicho, jakież to imię mogli jej nadać twórcy? Oby nie Barbie, tego by nie zniósł.
W końcu jednak doszedł do wniosku, że za bardzo zaniedbuje swoje stanowisko, nie powinien tak ignorować cyrku, oddalać się od niego obojętnie. Wstał odsuwając od siebie dziewczynkę
-Muszę już iść, do zobaczenia mała-i ruszył przed siebie.
[zt -> sry. ale nie chce mi się czekać aż Escada zmieni wystrój, żeby ci wena wróciła]
*ten wywód nie ma na celu krzywdzenia niczyich poglądów religijnych czy politycznych, jest to opinia postaci, a nie autora więc uprzejmie też proszę o nie wieszanie na mnie kotów z powodu jego pojawienia się w tym pościeAnonymous - 9 Kwiecień 2012, 12:46 Zamknięta przez wiele dni w domu, nigdy nie miała okazji zawitać w te strony. Przybłąkała się tu właściwie tak, jak wszędzie – idąc przed siebie. Wszelakie aromaty uderzały w jej nozdrza chłepcząc zmysł węchu. Lucy lubi herbaty. Najbardziej czarną, zwaną earl gray. Przystanęła, gdyż właśnie ten zapach odczuła z pewnego krzaka. Nachyliła się oddając się całkowitemu zapomnieniu chwilą wciągania wspaniałej woni niczym narkotyku. Z lekką niechęcią ruszyła dalej, gdyż ciekawość przezwyciężyła upodobanie. Teraz, ku swemu zaskoczeniu, ujrzała wielką filiżankę. Podbiegła do niej i dźwignęła się, chcąc ujrzeć jej zawartość. Niebezpiecznie zbalansowała na krawędzi i… wpadła do środka. Przeklęła w duchu. Do tego nie mało uderzyła się w głowę. Próbowała wyjść, lecz ścianki okazały się ku temu nieprzystępne.
Wszystko to czyniła bez jakiegokolwiek uśmiechu na twarzy, co mogło należeć do tychże elementów niepokojących w jej osobie.Anonymous - 9 Kwiecień 2012, 13:09 Stwórca musiał być naprawdę pijany w trzy poślady kiedy wymyślał krzaki. Posadził to takie zielone na środku i weź tutaj jakoś przejdź tak by pozostawić ubrania nadal w jednym kawałku. Sharra męczyła się z przebyciem tej drogi już coś koło godziny i delikatnie mówiąc szlag jasny ją trafiał. Sama nie wiedziała co tak naprawdę podkusiło ją do tego by przejść do Krainy Luster, a zwłaszcza co pchnęło ją w stronę łąk. Gdyby nie lata praktyki, to najprawdopodobniej już złamałaby obcas ze trzy razy, a samą kostkę skręciła z piętnaście. W momencie, kiedy przebrnęła przez ostatnie krzaki, niemalże rozrywając sobie rajstopy, wyszła na polanę. Podczas przeklinania pod nosem trudno jest się skoncentrować na czymkolwiek innym, dlatego dopiero teraz, na bardziej otwartym terenie do nozdrzy dziewczyny doleciał słodki zapach herbaty. Paradoksalnie, bardzo ją to odrzuciło. Gdyby na tych cholernych krzakach rósł jeden, konkretny smak, to zapachy nie mieszałyby się ze sobą i nie przyprawiały jej o migrenę, a tak to dziewczyna momentalnie zaczęła starać się o oddychanie przez usta. Mimo tego postanowiła zebrać po torebce z każdego mijanego po drodze chwastu, aby w milszych okolicznościach móc zapoznać się ze smakiem poszczególnej torebki. Pochłonięta swoim zajęciem zapomniała o Bożym świecie i dopiero odgłos uderzenia przywrócił ją do świata żywych. Ktoś ewidentnie wpadł do tej... filiżanki. Zazwyczaj mało co ją interesuje, lecz teraz do skały zagnała ją nuta ciekawości. Wsunęła torebki z herbatą do swojej torby, którą przerzuciła już przez ramię i wspięła się, tak by usiąść na skraju filiżanki.
- No no no... co my tu mamy - mruknęła do siebie uśmiechając się dość tajemniczo i zaglądając do środka. Ujrzała dziewczynę, która najwyraźniej nie była w stanie się wydostać. Może by ją to zmartwiło, gdyby kiedykolwiek obchodził ją czyiś los.
- Nie możemy sobie poradzić, co? - rzuciła pytanie retoryczne i zaczesała pasmo włosów za ucho, nadal bezczelnie wlepiając spojrzenie w Lucy Liu. Było widać, że dobrze się bawi, obserwując jej starania.Anonymous - 10 Kwiecień 2012, 10:09 Zaniechując chwilowo jakichkolwiek starań na wydostanie, usiadła na środku filiżanki. Szeroka, ciemna suknia rozłożyła się prawie na całe jej wnętrze. Siedziała ze smutno spuszczoną głowa pocierając jej tył. Usłyszała, że ktoś się zbliża, ale nie w jej naturze leżało krzyczenie o pomoc. Osobnik pofatygował się sam zajrzeć do filiżanki. Żeby ujrzeć dziewczynę, Lucy musiała obrócić twarz niemalże o całe sto osiemdziesiąt stopni. Skomentowała niezbyt uprzejmie jej sytuację. Para jasnych, złotawych oczu spoglądała na nią bez wyrazu. Spod białych włosów, przewiązanych z boku wstążką, wyglądała okropna, czerwona blizna. Mogłoby się wydawać, że dziewczynie spękała twarz. Przywodziło to na myśl marionetkę, lecz po bliższych oględzinach widać było, że do takowych nie należała. Niemo słuchała ciemnowłosej nawet z lekko rozdziawionymi usteczkami. Ręka z głowy delikatnie spłynęła na policzek. Nie wiedziała co jej odpowiedzieć.
- Nie – odpowiedziała na zadane pytanie czymś, co zdawało się najbardziej odpowiadać rzeczywistości.Anonymous - 10 Kwiecień 2012, 10:38 Ciemnowłosa lustrowała dziewczynę spojrzeniem przez dobre kilka sekund nim postanowiła odwrócić spojrzenie na swoją sukienkę. Machinalnie zaczęła ją układać na swoich nogach. Zacmokała cicho, niby to zmartwiona i złożyła dłonie na podołku, poruszając palcami tak by uderzały o siebie. Ot, zwykły tik nerwowy których zresztą miała całkiem sporo.
- Hmm, pomóc czy może nie. Niechże się zastanowię - przystawiła lewą dłoń do czoła, udając że się namyśla, po czym westchnęła, teatralnie rozkładając ramiona w geście pt. 'wszystko mi jedno'. Takie dramatyzowanie wyraźnie ją bawiło. Miała spaczone poczucie humoru i dobrze o tym wiedziała, a mimo to na każdym niemalże kroku to ukazywała. Nie miała ochoty pomagać dziewczynie, ale jednocześnie niezbyt chciało jej się tutaj przebywać podczas, gdy ktoś będzie siedział w filiżance na opodal. Skoro już przedarła się przez te krzaki to mogła tu przecież zostać z kilka chwil. Odrzuciła włosy na plecy, coby nie przeszkadzały i zeskoczyła z filiżanki, wsuwając do niej jedynie rękę, której dłoń rozłożyła tak by dziewczyna mogła się jej chwycić.
- Złap mnie za rękę. Może uda mi się Cię wyciągnąć - rzekła, lecz bez większego entuzjazmu i delikatnie już zaparła się czubkami butów, w końcu nie zamierzała złamać obcasów, tak by być gotową na ciągnięcie.Anonymous - 12 Kwiecień 2012, 15:49 Podniosła się z siedzenia i otrzepała odzienie. Uniosła ponownie wzrok na ciemnowłosą, gdy ta kontemplowała nad pomocą. Nie wiedziała jak się zachować. Powinna poprosić? Rozglądnęła się po ściankach filiżanki, jakby czegoś szukając, lecz w rzeczywistości to w myślach próbowała odnaleźć odpowiednie jakieś słowa do sytuacji. Nawet uniosła obie ręce i ich szeroko rozłożone palce stykała przed sobą opuszkami. Nie był to jej tik nerwowy, ot nie wiedziała biedna co ze sobą począć znacznie upośledzona w kontaktach międzyluckich. Na szczęście zwykle rozmówcy zawsze pierwsi ją uprzedzali. Na widok wyciągniętą rękę, uśmiechnęła się delikatnie. Z uśmiechem było jej bardziej do twarzy niż z tą zdezorientowaną miną niemalże jak u niemowlaka, który to pierwszy raz spogląda na świat z rozdziawionymi ustami. Nawet zdziwiła się lekko takiemu obrotowi sprawy, gdyż dziewczyna początkowo nie zdawała się należącą do tych dobrodusznych istot. Chwyciła dłoń bardzo mocno, przy czym postarała się dopomóc jeszcze mocnym wyskokiem. W efekcie uzyskały zbyt silną siłę „wyciągu” i Lucy wręcz przeleciała przez brzeg filiżanki lądując po drugiej stronie w tumanie kurzu zbitego z ziemi. Zakasłała. Gdy niezdrowy pył opadł, z tym samym uśmiechem skierowała się do dziewczyny.
- Dziękuję – powiedziała otrzepując ponownie ubranie – Lucy – wyciągnęła rękę. Uprzejmość przecież nakazywała się przedstawić.Anonymous - 12 Kwiecień 2012, 16:22 Sharra tymczasem zaczynała naprawdę się o siebie martwić. Nie dość, że nie zjechała od góry do dołu dziewczyny, którą swoją drogą niczego nie zrobiła, tylko dlatego, że znalazła się na polanie akurat kiedy na nią wchodziła, to jeszcze pomagała się jej wydostać z pułapki, w którą sama wpadła. Zaprawdę niepodobne to do niej było, zwłaszcza że po przechadzce wśród krzaków miała dość parszywy humor. Może to była próba polepszenia swojej karmy? Zresztą kogo to interesowało.
Czarnowłosa i nieznajoma dziewczyna stworzyły razem niezły duet w kwestii wychodzenia z filiżanki. Siła jaką wytworzyły wspólnie nie dość, że pomogła się kobiecie wydostać z kamiennego naczynia to jeszcze zgrabnie przerzuciła nią nad głową Cienia, przez co spadła w tumany kurzu na ziemi. Byłoby to całkiem zabawne, gdyby nie fakt że siła podziałała także na Sharre. Krótko mówiąc spadłaby na plecy gdyby nie refleks, dzięki któremu podparła się rękoma o skałę i zgrabnie wylądowała na trawie. Gdy tylko poczuła grunt pod stopami, od razu obciągnęła sukienkę, która już niemalże ukazała jej bieliznę. Co jak co, ale pokazywanie majtek nieznajomej nie wróży dobrze dalszej znajomości. Ciemnowłosa westchnęła cicho i machinalnie już przygładziła włosy, spoglądając jednocześnie swymi czarnymi ślepiami na wyciągniętą rękę dziewczyny. Niechętnie, bo niechętnie, ale uścisnęła ją delikatnie.
- Sharra. - mruknęła raczej bez entuzjazmu i natychmiast cofnęła dłoń, zarzucając ponownie torebkę na ramię.Anonymous - 12 Kwiecień 2012, 16:39 A Chris jakimś cudem od miejsca, pełnego kryształów dotarł aż tu, Do Aromatycznej Polany. Przedarł się przez głupie krzaki i stanął na polanie, podskakując chwile i otrzepując się z kurzu, który opadł na ciele chłopaka. W końcu jak się tyle czasu szło, to nie mogło się obyć bez grama kurzu na sobie, tak być nie mogło. Zdjął kapelusz z głowy, i wytrzepał go dokładnie. Założył go na głowę, po czym podszedł nieco bliżej dziewczyn, które stały niedaleko.
- Witam drogie Panie!
Powiedział, podchodząc bliżej. Zdjął kapelusz z głowy i im się pokłonił, po chwili prostując się i przyglądając im. Zaciągnął się powietrzem, delektując się aromatami różnych herbat, które były wyczuwalne na tej łące. Aż się miało ochotę na zrobienie... Podwieczorku ? Albo takiego.. Herbatowatego Spotkania. Trzeba będzie kiedyś nad tym pomysłem pomyśleć.
- Christopher..
Dodał i usiadł na trawie, przyglądając się tym dwóm. Ciekawe kim one były.... Bo na pewno nie ludźmi.Anonymous - 12 Kwiecień 2012, 16:59 - Sharra – powtórzyła pod nosem sprawiając wrażenie, że utrwala imię w pamięci.
W wyrównanej pozycji, Lucy lepiej widziała Sharre. Wlepiła swoje oczy w jej osobę nazbyt długo, co mogło być w normalnym środowisku uznane za bardzo niestosowne. Czarna sukienka dziewczyny od razu przypadła jej do gustu, co z pewnością nie było niczym dziwnym, gdyż posiadała ubrania tej samej barwy. Piękne wcięcie w talii i kształty spowodowały, że Lucy lekko zaczerwieniła się na policzkach, lecz spojrzenie miała wciąż jak niemowlę, których bezczelność również cechuje. Spięła usteczka. Podreptała ze swojego miejsca do ciemnowłosej. Przykucnęła tuż przed nią i przybliżyła twarz naruszając jej przestrzeń prywatną. Wpatrywała się w jej oczy, jakby nie mogła uwierzyć, że są tak nieskazitelnie czarne. Zmarszczyła przy tym zabawnie czoło, jakby skupiała się nad bardzo trudnym zadaniem. Wtem przerwał, jak i rozproszył ją nowy osobnik. Spojrzała w jego stronę zamrugawszy parę razy i zapomniawszy co przedtem robiła odsuwając się automatycznie od swojego dawnego obiektu badań. Skierowała wskazujący paluszek w swoją osobę.
- Lucy – rzekła uśmiechając się promiennie.Anonymous - 12 Kwiecień 2012, 17:35 Wbrew pozorom dziewczynie nie przeszkadzało ani trochę jak ktoś obcy wlepiał w nią spojrzenie. Można by rzec, że było wprost przeciwnie i takie patrzenie się łechtało jej próżność. Lubiła skupiać na sobie uwagę, a jeśli uwaga drugiej osoby była jej poświęcana nawet gdy specjalnie się nie starała to było jeszcze lepiej. Ciemnowłosej nie umknął fakt, że Lucy się zaczerwieniła, zwłaszcza iż przybliżyła się do niej nim wypieki całkowicie zniknęły z jej policzków, lecz w odpowiedzi jedynie uniosła brew, nie mając tym razem zamiaru komentować tego jakoś. Jednak, gdy przyglądanie stało się tak natarczywe, że twarzyczka Marionetkarza wylądowała przed jej buźką, stało się to nieco nieprzyjemne, jednakże Sharra nawet nie drgnęła.
- I co? Widzisz coś ciekawego? - spytała, uśmiechając się nieco tajemniczo, aczkolwiek nie ruszając się z miejsca. Poza tym skrzyżowała jeszcze przedramiona pod biustem. Bardzo trudno było ją wyprowadzić z równowagi, a więc takie zachowanie zupełnie jej nie ruszało. Równie dobrze mogła by ją wpychać do tej głupiej filiżanki, a efekt, o ile nie naruszyłaby jej ubrania, byłby podobny.
Słysząc czyjeś kroki i po chwili otrzepywanie ubrania z kurzu, Cień skierowała spojrzenie na nowo przybyłego. Nie było dla niej czymś normalnym podchodzenie do kogoś i przedstawianie się, więc po prostu nie wymieniła z nim, tak zupełnie do końca, uprzejmości. Mimo wszystko rozplotła przedramiona i zaczesując kosmyk włosów za ucho postawiła parę kroków w stronę Chrisa.
- Witaj i Ty. - mruknęła jedynie, gdy siadała na piętach jakieś dwa kroki od niego i znowuż machinalnie przygładziła sukienkę. Po takiej przechadzce nie miała nawet ochoty stać.