Anonymous - 9 Grudzień 2011, 13:38 (Sorka, że nie pisałam ale małe problemy były)
Co się roiło w głowie małej dziewczynki kiedy spała? Było tam tego dużo, od początku idąc miała spokojny sen, był w nim Oluś i dawał jej tego czego tylko sobie zapragnęła i był, był taki niemiłosiernie miły dla niej, bawił się z nią swoimi zabawkami, bo jej nie dotykał i uważał ją za swoją ukochaną. Potem był ślub, a potem już wiadomo co zapewne było, czyli żyli długo i szczęśliwie, aż do swojej starości i umarli razem, lecz nagle sen zaczął się zmieniać. Zobaczyła siebie w owym koncie, w centrum handlowym, było ciemno jedynie jedna lampa nad nią rozświetlała częściowo mrok spowodowany brakiem jakby innych lam w tym całym budynku. Wyszła powoli z korytarza, a światło nadal szło za nią, jakby chciało ją chronić. Próbowała wołać jedyną osobę, którą pamiętała, czyli Vipera, lecz nie potrafiła wydobyć z siebie ani grama dźwięku, tak jakby nigdy nie umiała mówić, lub po prostu nie potrafiła wydobyć dźwięku ze swoich małych usteczek.
Przerażona zaczęła biec, a światło ją nie opuszczało i zanim się zorientowała, była ponownie w owym korytarzu lecz już nie sama. Napastnik, którego spotkała zbliżał się do niej, wiedziała, a raczej coś jej mówiło, że tym razem nie ucieknie i dojdzie do tego, przed czym uratował ją Viper, tak chodziło tu o "gwałt", słowo którego ona nawet nie potrafiła wymówić, nienawidziła takich ludzi, bo jak można robić coś takiego dziewczyną?
Nagle przytrzasnął ją do ściany, a ona próbowała się wyrwać a w tym samym czasie, jej żywe ciało również zaczęło się wić, jakby próbowało się wyrwać.
Z jej zamkniętych oczów wydobyła się łza, a ona zaczęła coś mamrotać z przerażenia, po czym szybko się zerwała i uciekła z dala od chłopaka na którym leżała, oraz od nowo przybyłego. Oczy miała załzawione i oddychała głęboko, po czym rzuciła się na Vipera i zaczęła płakać.
- On, on tu był!
Zaczęła krzyczeć przerażona, nie świadoma nawet tego, że był to zwyczajny sen. Nie zwracała uwagi na to jak się zachowuje, a raczej jak powinna się zachowywać, lecz po prostu zdrowy rozsądek został zepchnięty przez strach młodej Ir.
Przyczepiła się tak, że prawie jej nie było widać, starała się ukryć przed napastnikiem, którego tak naprawdę nie ma, zdawałoby się że już jest dobrze, lecz gdyby nie jeden szczegół. Dziewczyna, która przytulała się do chłopaka nagle spostrzegła, że ktoś przybył, co dało jej kolejne obawy.
- Gdz...gdzie on jest..
Powiedziała smutnym i nadal przerażonym tonem, z ukrycia którym był właśnie jej nowy przyjaciel Viper.
Z punktu nowo przybyłego zapewne będzie wyglądać na dziwaczkę, lub jakąś chorą psychicznie lecz na razie nie całkiem ją to interesowało, ważniejsze było tylko, czy już nie śni i czy ten napastnik to tylko jej sen, czy naprawdę gdzieś się tu kręci.
- Nie zostawiaj mnie..
Powiedziała wdrapując się tym razem na jego kolana, a twarz chowając w jego ubraniu, no tak nie chciała teraz spojrzeć na nowo przybyłego, bo jak na razie była nadal w szoku.
Minęła kolejna chwilka, a ta coraz bardziej robiła się spokojna, lecz nadal nie opuszczała kolan chłopaka, błędem było by pomyślenie, że on jej się podoba, czy coś on po prostu zdawał się jej bezpieczny, a raczej coś jej mówiło, że ją obroni.Abdio - 18 Grudzień 2011, 14:54 Prawdą i to niezaprzeczalną jest, że człowiek powinien być zdolny nałożyć sobie we wszystkim ograniczenia, których nie będzie chciał przekroczyć. Oczywiście opiera się to na moralności, która w czystej i niewypaczonej postaci zawsze jest taka sama, co innego gdy ludzie pozwalają sobie ją łamać i przesuwają jej granice. Tak było ze wszystkim, nie tylko z cukierkami. Nawet woda w zbyt dużej ilości szkodzi człowiekowi, a nie można też nie zaznaczyć złego skutku zbyt intensywnego uprawiania sportu, który przecież jest tak zdrowy. Nie ma na świecie rzeczy, która w zbyt dużej ilości nie okaże się szkodliwa. Z drugiej strony nie ma powodu aby nie pozwalać ludziom na jedzenie cukierków. Dzisiejszy człowiek zbyt dba o siebie, a przy tym niekiedy szkodząc! No bo czy pojechanie samochodem do sklepu oddalonego o pięćset metrów nie szkodzi człowiekowi? I to nie na jeden, a na różne sposoby! Cukierki natomiast nie są największym zmartwieniem ludzkości. Jeśli zaś chodzi o alkohol to nie jest niczym złym w małych ilościach. Chociaż kotek go nie tyka to nigdy nie twierdził, że nie wolno pić całkowicie alkoholu. W małych ilościach nie różni się niczym od jakiegokolwiek innego napoju. Problem jest oczywiście taki, że popularne nie jest wypicie odrobinki, a upicie się dla niepamięci. Papierosy zaś... powinny być zakazane, a nie są tylko dlatego, że na nich się zarabia. I znów nie etyka, a zysk zwyciężył! Jednak jeśli wrócić do tematu zbyt dużego nasilenia pewnych rzeczy, to nawet wolność zbyt szeroka jest szkodliwa. Właśnie przez wolność rodzi się wszelka manipulacja i oszustwo, przez zbyt dużą wolność dochodzi do porewolucyjnych rzezi. Ludzie nigdy nie byli i nie będą równi. Bo czemu tak samo ma się traktować przestępce, który zabija innych dla zabawy, a zrozpaczonego człowieczka, który zabija z zemsty za pozbawienie go wszystkiego co posiadał? Obaj są źli, lecz znacznie surowszej kary wymaga ten pierwszy. Ludzie nigdy nie będą równi też dlatego, że nie do pomyślenia jest aby człowiek w pełni świadomy prawa oraz posiadający rozwiniętą moralność miał takie same prawo sądzenia jak brat oskarżonego nie mający pojęcia, że poza konstytucją są jakieś bardziej szczegółowe przepisy dotyczące prawa karnego. Dlatego też wyrównywanie na siłę jest sztuczne, a nawet prowadzi do paradoksów w stylu 1/2 miejsc dla kobiet w sejmie, a przecież to nie płeć, a kompetencje się liczą. Nawet istnienie elit jest niezbędne, bo ktoś musi dawać autorytety, a lepiej żeby nie były to pseudo gwiazdy. W przypadku Abdia sprawa nie była jednak skomplikowana. On wszystko starał się mierzyć tym co uważał. Niczym Sokrates wsłuchiwał się w siebie myśląc czy jakiś głosik mu nie szepcze "Nie rób tego" Nawet teraz tak myślał, zastanawiał się dlaczego ten głosik milczy u złych ludzi. Oczywiście jeśli chodzi o to jak Abdio się wypowiada to wszelka próba zmiany byłaby bezsensu. Dlaczego? Gdyż tylko by się zdenerwował, że wciąż popełnia błąd i np mówi kotek w każdym zdaniu, a więc mówiłby jeszcze szybciej i jeszcze mniej poprawnie. Jak on jednak się miał nauczyć skoro z nikim nie prowadził dłuższych rozmów i nie miał wzorca! To cud, że Abdio w ogóle potrafi mówić, a nie wydawać tylko dźwięki w stylu Mru, czy Miau. Z drugiej strony posiadał coś czym niewielu może się poszczycić, a mianowicie specyficzną dziecięcą niewinność. Zrobił niekiedy coś złego, ale wystarczyło by ktoś go za to skarcił, a już w pełni żałował. Nie był też osobą, która potrafi kłamać czy wykorzystywać ludzi. On prędzej by spytał czy może kimś manipulować niż by to zrobił. Z drugiej strony zupełnie nie nadaje się do walki, a jedynie do bycia i pojawiania się w jednym bądź drugim miejscu i tam spokojnego obserwowania wydarzeń lub pełnego emocji uczestniczenia w nich. On jednak nie potrzebował domu, miał gdzie mieszkać. Znacznie bardziej było mu potrzebne towarzystwo, chociaż i bez tego potrafił się zająć. Nie był typem osoby, która na cokolwiek narzeka, co najwyżej zastanawiał się dlaczego tak jest, ale nigdy nie martwił się jakąś sytuacją czy zjawiskiem. Potrafił się cieszyć niemal zawsze, każdego niemal usprawiedliwiając. Za to cieszył się szczególnie gdy został pochwalony. Toteż takiego kotka łatwo wykorzystać, ale kto byłby na tyle podły aby to zrobić? Jednak nie byłby sobą gdyby nie odpowiedział.
-Tak, trzeba! Kotek uważa, że jak będzie dla kogoś miłym to ktoś będzie dla kotka! Mru
Wszystko zakończył oczywiście dźwięcznym Mru. Po tym złączył swoje dłonie za plecami, ukazując w szerokim uśmiechu białe kiełki. Wróćmy jednak do tematów rewolucyjnych. Nie było niczego co chroniłoby Żmijki przed staniem się nowym Robiespierrem czy Leninem. Mówiąc prościej każdy z nich miał wielkie idee i słuszne plany, a z nich wypłynęła krew. Za to Ludwik XIV, władca absolutny, obniżył podatki gdy tylko zakończyła się wojna z Hiszpanią. Zrobił to głównie dla zmniejszenia nędzy swoich poddanych. Nie zawsze więc rewolucjoniści robią to co powinni, a władcy absolutni uciskają swoich poddanych. Jeśli zaś brać pod uwagę wybijanie się członków organizacji, to tak naprawdę nie ma w tym nic złego. Jeśli po jednej i drugiej stronie do walki idą wojownicy to powinno się im umożliwić walkę. Jeśli zaś dochodzi tutaj napadanie na bezbronnych to wtedy należy interweniować, lecz nie brutalną siłą rewolucji, a systemem od początku będącym wyższym od tego z czym się walczy. Viper mógł zdobyć kawałek ziemi, czy to pieniędzmi czy po prostu wykorzystać ziemie niczyją. Tam mógł stworzyć własne mini państewko, w którym chroniłby każdego kto chciałby spokoju. Zapewniłby ochronę przed znienawidzonymi przez niego organizacjami, a gdyby jego państwo na drodze pokojowej i własną pracą rozwinęło się na tyle, iż byłoby zdolne do otwartej walki z organizacjami, wtedy mogliby przeciwko nim walczyć mając poparcie większej grupy ludzi niż garstki rewolucjonistów. Jednak w tym wypadku nawet nie mają dogodnych warunków do życia, a chcą zmieniać świat. Można śmiało powiedzieć, ze od rewolucji możnych jest gorsza tylko rewolucja biednych, gdyż ci uzyskując łupy wkraczają w nowy świat i stają się gorsi niż zwierzęta. Mówiąc jednak o ludziach, którzy odrzucając wszelkie prawa i normy, można mówić nie o ludziach, a zwierzętach. Bowiem wszystko, czym obecnie cywilizowani królują nad naturą, jest zasługą społeczeństw, a więc między innymi właśnie norm i praw, które należy przestrzegać. Kotek natomiast usłyszał, że nie musi się przejmować i w tym momencie jego oczy skierowały się gdzieś w bok, do miejsca, z którego przyszedł. Chwilę trwał w wpatrzeniu w dal, aż obrócił się i kiwnął główką na znak, że zgadza się już o tym nie myśleć, musiał jednak wyjaśnić!
-Kotka to zaciekawiło, bo kotek tego nie zrozumiał! To dlatego!
Właściwie powiedział tylko tyle, jednak nie byłby sobą gdyby nie dodał czegoś zupełnie nie na temat zaledwie po kilku chwilach. Zrobił kroczek do przodu, a następnie do tyłu i już znów otworzył swoje usta i mówił.
-Kotek by chciał spytać, czy lubisz prezenty? Bo kotek lubi! kotek nawet ma kilka prezentów, które może rozdać! Bo kotek chce być gotowy o! I kotek uważa, że prezenty są fajne!
Po co on to mówił? Może po prostu chciał jakoś tak podtrzymać rozmowę? A może dostać prezent? Nie wykluczone, że po prostu jego główka pobłądziła do domu, gdzie były prezenty i dlatego właśnie zaczął mówić właśnie o tym. Jednak gdy skończył zobaczył jak to śpiąca dotąd istotka się budzi! Początkowo kotek się przestraszył, bo jej zachowanie raczej odbiegało od normalnego. Dlatego odskoczył odruchowo do tyłu sam nie wiedząc dlaczego, skoro odległość była duża. Właściwie nie za bardzo biedak rozumiał co się dzieje. Może to jakieś opętanie, albo rozdwojenie jaźni, albo coś takiego? Skąd taki biedny mały i do tego troszkę głupiutki, mógł wiedzieć co jest powodem dziwnego zachowania. Właściwie przez całe to dziwne przedstawienie jedyne co zrobił to stał i przyglądał się wielkimi ze zdziwienia oczami temu wszystkiemu. Na zakończenie zrobił coś jeszcze dziwniejszego, a mianowicie zakończył to zwykłym pytającym.
-Mru?
Ale później sobie poszedł, tak właśnie to zrobił! Dlaczego? Bo i tamten człowiek zniknął, więc co kotek sam tu będzie przesiadywał całymi dniami.
<ZT>Viper - 22 Grudzień 2011, 13:14 Zapewno warto by podjąć temat ograniczeń ludzkiej woli i tym podobnych rzeczy, bo przecież są zagadnienia, które nie wyczerpują się nigdy, a jednak... Ni z tego ni z owego okazało się, że nie ma na to czasu. Viper miał już coś odpowiedzieć Abdio, gdy dostrzegł wąski zarys postaci na horyzoncie. Niby takie niepozorne zjawisko, a jednak włos cały zjeżył mu się na karku. Spojrzał na Irvette, która dopiero co ocknęła się z jakiegoś niepokojącego snu, z pewnością będącego wspomnieniem wcześniejszej napaści. Niech to szlag, nie chciał jej zostawiać, gdy tak ładnie prosiła o ratunek, ale... Odwrócił się znów w stronę rysującej się w odległości postaci. Drobny błysk odpalił w nim wszystkie alarmy.
-Padnij! krzyknął tylko łapiąc dziewczynę i w ostatniej chwili doskakując do kotka, by razem z nimi obalić się na ziemię. Po chwili huk serii wystrzeliwanej z karabinu zagłuszył wszystko inne. Pociski leciały nad ich głowami bez ładu i składu świadcząc o braku doświadczenia ewentualnego napastnika. Kimkolwiek był, porwał się właśnie z motyką na słońce. Viper zmarszczył lekko brwi. Posługiwał się nowoczesną bronią palną, czyli pewnie z MORII. Sądząc po zdolnościach snajperskich, jakiś podlotek, dopiero co przyłączył się do organizacji i pragnie zdobyć prestiż przynosząc im głowę wielkiego bossa, sprawcy całego zamieszania. Członkowie tej cholernej organizacji nabrali pewności siebie odkąd wrócił ten przeklęty Faust. Hałas ucichł na chwilę. Najwyraźniej skończył mu się magazynek. Tej chwili Viper nie zamierzał przepuszczać. Podniósł się i ruszył pędem w stronę napastnika. Nie miał przy sobie ukochanego ostrza, ale to nie problem. Jednym zdecydowanym pociągnięciem ręką po zarysowanej w powietrzu przestrzeni utworzył z lodu potężny miecz o wygodnej, dobrze leżącej w dłoni klindze. Ktoś wrażliwy na niskie temperatury miałby zapewne problem z utrzymaniem czegoś podobnego, jednak należy pamiętać, że Viper do podobnych typów nie należał. Ostrze miecza przypominającego w zasadzie kształtem przerośnięty tasak błyskawicznie przeszło przez mężczyznę, który właśnie kliknięciem zasygnalizował zakończenie czynności wymiany magazynku. Było już jednak za późno. Miecz mężczyzny zatrzymał się gdzieś dopiero w okolicy brzucha ofiary, rozciętej gładko niczym masło. Rudzielec zmarszczył brwi. Nie chciał by ta dwójka dzieci oglądała podobne rzeczy, ale nie miał też w planach pozwolenia komuś na pozbawienie się życia.
Puścił klingę po chwili i pchnął lekko ciało raczej niedbale, pozwalając mu obalić się na ziemię. Och, gdybyż miał pojęcie, że dwudziestolatek, którego z którego właśnie zrobił podroby był synem jednego z ambasadorów! Być może zastanowiłby się? Chociaż nie, w końcu reprezentanci wszelkiej władzy to wrogowie... Nieprawdaż? Cóż, zapowiadało się całkiem spore zamieszanie, ale to dopiero w niedalekiej przyszłości. Teraz, obryzgany nieco świeżą krwią Sztukmistrz wrócił do dwójki wciąż desperacko przyciśniętej do podłogi. Altanka została zaś pozbawiona całości swojego romantycznego uroku. Liczne ślady po kulach dawały bowiem niezaprzeczalne świadectwo zdarzeń, które miały tu przed chwilą miejsce. Mężczyzna wsunął dłonie do kieszeni jak gdyby nigdy nic i spojrzał na kociaka.
-Zapomniałem dodać. Zabija się też często w samoobronie.-mruknął i spojrzał na Irvette. Westchnął.
-Nie powinniście sami biegać po tym świecie. To niebezpieczne miejsce dla takich jak my-zauważył i spojrzał w stronę leżących zwłok. Hałas powoli ściągał gapiów.
-Zbierajmy się stąd-rzucił i spojrzał raz jeszcze na dwójkę-Uważajcie na siebie-dodał ruszając biegiem w stronę portalu. Chociaż nie wątpił, że zdjęcie wykonane telefonem pewnej nastolatki już całkiem niedługo trafi do gazet. Niech to szlag. Dlaczego właściwie tutaj przylazł? W dodatku, całkiem sam? To była głupota, a jeszcze większą głupotą było wciąganie w to tych dzieci. Chociaż może dobrze? Niech wiedzą jakie jest życie... Co je czeka w tych czasach. Niech nauczą się bronić, niech walczą o siebie w tej zajadłej rzeczywistości pełnej nienawiści i przelewu krwi... I knowań. Cholera. Cały czas odnosił wrażenie, że wszyscy są tylko pionkami w czyjejś grze? Boskiej? Raczej diabelskiej biorąc pod uwagę skutki rozgrywki. Wypadł z parku i pognał ulicą w stronę, w której znajdowała sie Szkarłatna Otchłań. Do licha, czy to była jego wina? To wszystko? Nie. Zawsze są ofiary. Zawsze, gdy walczy się o wyższe cele. Miał jedynie nadzieję, że tym dzieciakom nic się nie stanie i że znikną z miejsca zdarzenia najszybciej jak się tylko da.
[zt]Anonymous - 23 Kwiecień 2012, 07:50 Przebudziła się, bo zrobiło się jej lekko zimno. Przecierając oczy spostrzegła dopiero po chwili, że nie ma nikogo tutaj i została całkiem sama. No tak, osoba, z którą tutaj była już chyba musiała iść, albo po prostu nie miała ochoty dalej siedzieć i wpatrywać się jak ona śpi, mimo tego, że na chwilę się przebudziła i tak odpłynęła w dalszy sen, nie można było mieć jej tego za złe w końcu po tym co przeżyła nie ma się czym dziwić. Wstała na nogi i lekko się rozciągnęła w dość eleganckim stylu, jak to na szlachtę przystało. Rozglądnęła się jeszcze raz po otaczającym ją miejscu i z uśmiechem usiadła ponownie na ławkę, w tej altance.
Przez chwilę jeszcze rozmyślała, nad tym co się takiego stało oraz czy nie powinna poinformować o tym swojego narzeczonego, lecz stwierdziła iż on nawet by się tym nie przejęła, czy ktoś jej coś zrobił, czy też nie.
Chwyciła leżącego na ziemi jednego miśka i przytuliła go do siebie. Jak nie patrzeć została sama, Olek jej nie lubi więc do niego nie ma po co iść, do domu też nie wróci bo wyszłoby, że jej rodzice mieli rację co do niej i musiała by przestać zachowywać się tak jak teraz, a przyjąć normy narzucone na nią przez rodziców i etykietę szlachty. Stanowczo jej to nie odpowiadało, więc tylko pokręciła głową i zeskoczyła z ławki.
Pozbierała resztę zabawek i skierowała się w stronę wyjścia. Podczas opuszczania owego miejsca zdołała jeszcze zobaczyć kilka osób, z którymi się przywitała jakby ich znała. No cóż byli to przeważnie rówieśnicy w jej wieku, więc nie było to nic dziwnego. Przez chwilę nawet pobawiła się z jednym, lecz przypominała sobie, że zaczęło robić się już późno i wypadałby wrócić do domu, by się chociaż umyć i przebrać.
Więc postanowiła szybko się pożegnać i pobiec do swojego domu.
z/tAnonymous - 10 Lipiec 2012, 22:27 Na miejsce swojego pobytu wybrała dosyć ładną altankę w równie ładnym otoczeniu. Jeśli chodzi o to, jak się tu dostała, zaraz wszystko wyjaśnię. Otóż po dostaniu się do terenów bardziej zabudowanych niż te przy Karminowych Wrotach, Vondur stwierdziła, że sama na pewno się zgubi. Musiała to przyznać sama przed sobą - nie była zbyt dobra w chodzeniu na ślepo. A nie mogłaby prosić kogoś o pomoc w przypadku zejścia z drogi, o nie! Dlatego uprzedzając fakty spytała się jakiegoś miło i naiwnie wyglądającego starca o drogę do parku. Podążając za jego wskazówkami znalazła się w pięknym skupisku zieleni. Po chwili spacerowania zauważyła tę przepiękną altankę i natychmiast zdecydowała się usiąść właśnie w tym miejscu.
Wracając do teraźniejszości, odpoczywała, obserwując ludzkie dzieci. Niektóre wyglądały na jej wiek, inne na młodsze. Wszystkie zachowywały się tak beztrosko i wesoło. Vondur prychnęła. Jej było to niepotrzebne. Miała wszystko, czego pragnęła bez wydurniania się. Była szczęśliwa bez ganiania za piłką do momentu, w którym płuca odmawiają posłuszeństwa. Jej rozrywki były spokojniejsze. I dobrze. Jakoś nie wyobrażała sobie siebie w czymś innym, niż swoje sukienki, które mimo wszystko przeszkadzały w niektórych działaniach.Anonymous - 10 Lipiec 2012, 22:39 Po krótkiej wizycie w domu i przebraniu mokrych od deszczu ubrań postanowiłem dla odmiany odwiedzić miejsce, które odwiedzają normalni ludzie w porze obiadu. A właściwie porze poobiedniej.
Park. Jedyna oaza zieleni w szarym, śmierdzącym mieście. Zakochane pary, dzieci, ludzie z psami. Ci ostatni byli najgorsi. Ich pupile srają gdzie popadnie, a właściciele ani myśleli po nich sprzątać. Ja sam też bym się w to nie bawił, dlatego nie mam psa ani innego zwierzątka. Po kilku dniach albo by zdechło z głodu, albo utopiło we własnych odchodach. Przy odrobinie szczęścia może po prostu bym na nim usiadł.
Tak więc park. Jakaż to zupełnie inna od baru rzeczywistość. Słońce świeci, zero dymu i oparów alkoholu. Zero burd, bijatyk czy strzelanin. Brak dziwek tańczących na rurach i szfędających się przy ladzie, brak Joego myjącego kufle, brak Jenny, której można by postawić drinka. Brak stołów do bilardu z krzywymi kijami, brak rzutek z tępymi igłami, brak plazmy na ścianie, na ekranie której skaczą obrazu od meczów piłkarskich po tanie porno. W sumie trochę nudno. Ale z drugiej strony... Nawet przyjemnie. Oderwanie od rutyny. Tak, chyba tego potrzebowałem.
Zdjąłem płaszcz i przewiesiłem go przez ramię. Było zdecydowanie za ciepło na taki strój, mogłem zostawić go w domu. Z kieszeni wygrzebałem papierosy i zapalniczkę. Klik, zgrzyt, płomień, zaciąg, klik i zapalniczka w kieszeni, a moja twarz skąpana w dymie. Jakaś kobieta z dzieckiem krzywo się na mnie spojrzała. W dupie tam.
Usiadłem na pierwszej lepszej ławce i wgapiłem się w bliżej nie określony punkt przed sobą. Po lewej altanka, po prawej krzaki, przede mną drzewo. A pod drzewem? A pod drzewem sra pies. Ach, jakaż sielanka. Papieros znów powędrował do moich ust.Anonymous - 10 Lipiec 2012, 23:07 Siedziała sobie na tej ławce i siedziała. Po krótkiej chwili stwierdziła, że oglądanie bawiących się dzieci jest nudne. Do tego wywoływało w niej bliżej nieokreślone uczucie, które ją zaczynało niepokoić. Musiała zmienić sobie zajęcie. Tylko co można robić w parku? Samemu. Przecież nie zacznie ze sobą rozmawiać, bo pomyślą, że zwariowała. O ile jeszcze tak nie pomyśleli. Denerwowały ją spojrzenia innych, w których widziała zdziwienie pomieszane z politowaniem. Uśmiechnęła się pod nosem. Oni po prostu nie mogli pojąć jej stylu. Falbanki, kokardki, koronki, to było coś. Nie to, co te beznadziejne koszulki z tandetnym nadrukiem połączone z podartymi spodniami. Naprawdę, ani trochę poczucia smaku.
W pewnym momencie kątem oka zauważyła osobnika, który niczym nie wyróżniał się z tłumu. Dlaczego więc zwróciła na niego uwagę? Dobre pytanie, na które nawet ona nie znała odpowiedzi. Zaczęła mu się ukradkiem przyglądać. Nie to, żeby bała się, że ją zauważy - i tak nie było na to większej szansy, gdyż odległość między altanką a tamtą ławką nie była aż taka mała. Zresztą czy to takie ważne? Dla niego była pewnie jednym z wielu dzieciaków szwędających się po parku. Co za pomyłka! Jeszcze o tym nie wiedział, ale się dowie.
Wstała, ułożyła sobie sukienkę tak, aby wyglądała odpowiednio, poprawiła opaskę i włosy, po czym zaczęła się zastanawiać. Zmienić się, czy nie? Niezbyt było jej zmieniać całą postawę - sukienka przestałaby pasować i wyglądałoby to dziwnie co najmniej. Ale doszła do wniosku, że barwę włosów i oczu musi zmienić obowiązkowo. Już miała zmieniać je na rudy i zielień, kiedy stwierdziła, że nie będzie się upodabniać do ludzi. Czemu ma się zniżać do ich poziomu? Dlatego też postanowiła pozostać przy swojej naturalnej postaci.
Z pewnością siebie zeszła po schodkach i zaczęła podskakiwać alejką, naśladując wesołe dziecko. Zatrzymała sie dopiero przy wyżej rzeczonym osobniku, po czym przekrzywiła główkę i przyłożyła palec do dolnej wargi.
-Co masz w ustaach?-Zapytała z ciekawską miną, przeciągając ostatni wyraz. Zaczynała się zabawa. Już nie będzie się nudzić, na pewno nie.Anonymous - 12 Lipiec 2012, 13:02 Tak więc siedziałem sobie, paliłem tego nieszczęsnego papierosa i kontemplowałem spokój miejsca jakim był park. Było tu trochę jak na cmentarzu. Tylko na cmentarzu było jednakowoż spokojniej. Mniej ludzi, zero zwierząt, zero dzieciaków. A drzewa też szeleściły. No tak, ale było to trochę dalej.
Z zamyślenia wyrwał mnie dziewczęcy głos z dość dziwnym pytaniem. Otworzyłem szeroko oczy.
-Serio pytasz czy jaja se robisz? -no bo... okej, ze młoda, ale żeby nie wiedzieć co to jest papieros? Chyba, że... Kraina Luster. Oni tam są nieźle zacofani. Przyjrzałem się dziewczynce. No tak, na sto procent Kraina. Trudno na ziemi o czerwone oczy. Chyba, że ma soczewki... Dobra, pass. Kolejny buch. Na razie nic nie przyjmuję. Zaraz powinno się wyjaśnić.Anonymous - 13 Lipiec 2012, 18:20 Vondur zrobiła minkę zdziwionego dziecka. Niby dlaczego miałaby sobie żartować? Nie wiedziała, co to było. Zdawała sobie jedynie sprawę z tego, że był to wytwór Świata Ludzi. Dym wydobywający się z dziwnego przedmiotu pozwalał jej sądzić, że nie było to zdrowe ani dla organizmów, ani dla środowiska. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie bardzo wiedziała, co to takiego było.
-Naprawdę nie wiem.-Powiedziała, wzruszając ramionami. Miała cichą nadzieję, że dowie się, co to. Mimo wszystko dobrze było wiedzieć jak najwięcej o drugim świecie, nawet jeśli częstotliwość odwiedzin była naprawdę marna. Zresztą mogła być to swego rodzaju broń, którą mogłaby wykluczyć ludzi niewartych ich uwagi. Każdy sposób dobry, prawda?
Spojrzała na ławkę, przeniosła wzrok na nieznajomego, po czym znów na ławkę. Potem podeszła do niej, otrzepała porządnie deskę, na której planowała usiąść i porządnie otrzepała ją z kurzu. Gdy stwierdziła, że nie pobrudzi sobie sukienki, postanowiła usiąść. Spojrzała zaciekawiona na mężczyznę, oczekując odpowiedzi.Anonymous - 13 Lipiec 2012, 18:29 -To jest papieros. -wyjaśniłem. -Tytoń plus parę śmiertelnych gówien zawiniętych w bibułkę. Do tego trochę waty jako filtr. -znów się zaciągnąłem. -Występują w różnych odmianach. Długie, krótkie, cienkie, zwykłe, mentolowe, czekoladowe i Bóg wie jeszcze jakie. Ogólnie dobry sposób na zniszczenie sobie płuc i przeputanie kasy. Śmierć w patyczku. -ja akurat na to lałem. Stać mnie było. A dzięki swojej mocy regeneracji żadna ilość papierosów nie była w stanie mnie zabić. Jak dobrze jest być innym.
-Nie jesteś stąd, prawda? -spytałem retorycznie. Odpowiedź była oczywista. Kiedy dziewczyna usiadła obok mnie zauważyłem rogi pod jej włosami. Tak, teraz pytanie straciło jakikolwiek sens nieretorycznego pytania.
-Chcesz spróbować? -spytałem, wysuwając delikatnie papierosa w jej stronę. Teoretycznie nie powinienem narkotyzować obcych dzieci, anie jakichkolwiek innych dzieci a w zasadzie jakichkolwiek innych ludzi. Ale jak jest taka ciekawa, to niech wie, z jakim gównem ma do czynienia. Może jak wcześnie spróbuje, to jej się odechce na resztę życia.Anonymous - 13 Lipiec 2012, 19:06 Pokiwała głową, jednocześnie zapamiętując poznane informacje. Problem tkwił w tym, że nie wiedziała kompletnie, czym był tytoń, ale z kontekstu wywnioskowała, że złą substancją szkodzącą organizmowi. Swoją drogą miała ochotę się triumfalnie uśmiechnąć, gdyż jej teoria się potwierdziła. Zaczęła się też zastanawiać, z jakiego powodu ludzie mieliby siebie sami zabijać. Zaraz jednak przypomniała sobie, że była to tak głupia rasa, że wszystko było u nich możliwe.
Podniosła na niego zdziwione spojrzenie. Ledwo powstrzymała prychnięcie. Jak można było pomyśleć, że ona pochodziła z tych okolic? Ona wśród ludzi? Nie, to by nie przeszło. Zresztą chyba było po niej widać, że przybyła tutaj z Krainy Luster, prawda? W każdym razie ona tak myślała. Przecież nie wiedziała, że ludzie stworzyli soczewki, żeby naśladować barwy tęczówek wyjątkowe dla nich, a tak zwyczajne w Krainie.
-Nie, dziękuję.-Powiedziała, wyciągając rękę w geście odmowy. Może on lubił się zatruwać. Ale ona nie miała takiego zamiaru. Wolała pozostać zdrowa, młoda i piękna. Bo ten dym na pewno musiał jakoś wpływać na cerę. Poza tym wolała nie brać niczego od obcych. Szczególnie jakichś nieznanych trucizn, których sprawdzić i ocenić nie mogła.Anonymous - 13 Lipiec 2012, 20:13 -Dobra decyzja. -zaciągnąłem się ostatni raz, wyrzuciłem papierosa i zdeptałem go. Zdałem sobie sprawę, że robiąc to nie jestem lepszy od właścicieli, którzy nie sprzątają po swoich pupilach, ale pod ławką i tak było od groma petów. A najpewniej jakiś bezdomny i tak je zbierze, żeby sobie skręcić jednego. Można więc powiedzieć, że mu się dołożyłem do fajki.
Chciałem sięgnąć po następną, ale dziewczyna średnio była zachwycona wynalazkiem, który przed chwilą poznała, więc okazałem dobre, powiedzmy, serce i się powstrzymałem. Są lepsze sposoby na zabicie towarzystwa, niż bierne palenie. I szybsze.
-To skąd jesteś? Kraina czy Otchłań? -spytałem od tak. Nie spodziewałem się odpowiedzi, moja 'rozmówczyni' nie sprawiała wrażenia zbyt ufnej. Chyba słusznie, biorąc pod uwagę z kim rozmawia.Anonymous - 31 Sierpień 2012, 18:11 Z niesmakiem popatrzyła, jak pet ląduje na ziemi. Tak, nie ma to jak śmiecić na ziemi, za którą jest się niejako odpowiedzialnym. Ale cóż, ludzie byli zabawnymi stworzeniami. Jak dobrze, że nie musiała mieszkać wśród nich!
-Otchłań. W samej Krainie pałęta się zbyt dużo Dachowców i innych stworzeń ich pokroju. Otchłań jest bezpieczniejsza.-Odpowiedziała, uśmiechając się pod nosem. Dużo lepiej czuła się w Otchłani, niż w samej Krainie, nie wiedziała czemu, ale tak było. Do tego stamtąd miała bliżej do Karminowych Wrót, co było naprawdę wygodne i ułatwiało przechodzenie między światami. Pomińmy to, że Vondur rzadko to robiła.
Spojrzała przed siebie na bawiące się dzieci. Po chwili rozejrzała się wokoło i stwierdziła, że ma dość. Nie mogła być w tak brudnym, zatłoczonym i beznadziejnym miejscu. Po co w ogóle tu przyszła?! To był naprawdę zły pomysł.
-Wybacz, ale muszę już wracać. Mam w domu wiele spraw do załatwienia, a bliscy będą się martwić.-Oczywiście kłamała. Nie przypominała sobie, żeby musiała coś zrobić, a rodzina dawno przestała się o nią martwić. Po prostu musiała się oddalić.
-Być może kiedyś uda nam się dokończyć tę rozmowę. Do widzenia.-Powiedziała, po czym oddaliła się. Po chwili opuściła Ogrody Rozalii.
[zt]Anonymous - 14 Czerwiec 2013, 16:39 Drogę odnalazła bezbłędnie. W końcu nie na darmo snuła się po tym miasteczku już od paru miesięcy. Nie była tylko pewna gdzie konkretnie chce się zatrzymać, ogrody były duże i znaleźć tu można było przynajmniej z tuzin wygodnych miejscówek, każda na inną okazję.
Ostatecznie uznała, że altanka będzie odpowiednia. Znajdowała się na uboczu, otoczona drzewami, rzucającymi cień praktycznie przez cały dzień. Panował tu więc przyjemny chłód i odosobnienie. Kamienna budowla, w połączeniu z otaczającą ją atmosferą, przywodziła na myśl grobowiec. Otwarty do zwiedzania, ma się rozumieć.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmiła triumfalnie.
Weszła wgłąb altany i usiadła na ławeczce. Poklepała miejsce obok, zachęcając nowego znajomego, by się przysiadł.Anonymous - 14 Czerwiec 2013, 17:06 A jednak znała drogę. Nie docenił jej. Poprowadziła go do ciekawej budowli, którą ludzie lubili nazywać altaną. Dziwna nazwa. Jak by cię coś oplątywało. Zwykle drewniana. A ta nie pasowała do norm altan. Była kamienna, masywna i chłodna.Od razu przypadła mu do gustu. Idealne miejsce dla Colda.
Weszli do środka. To miejsce było wręcz przesiąknięte spokojem. Powinno znajdować się w Krainie Luster. Na propozycję usiądnięcia na ławce pokręcił przecząco głową, zachowując pokerową twarz.
- Nie używam takich mebli.
Cold miał wstręt do tego typu urządzeń. Uważał, że są bezcelowe i tylko zaśmiecają świat. Nie korzystał z krzeseł, ławek, sof, foteli ani łóżek. Po co mu niby one. Może siedzieć na trawie, a spać na drzewach. Jak by spojrzeć z jednej strony to cały świat mógłby być jednym wielkim siedzeniem... O czym on myśli! Otrząsnął się po tych dziwnych rozmyślaniach. Tu trawy nie było, a kamień jest potwornie twardy. Postawił laskę parę kroków przed dziewczyną, zrobił parę wygibasów i chwile potem siedział na jej końcu. Cold wręcz do perfekcji potrafił utrzymywać równowagę.
- To chyba nie jest spacer.
Zauważył lekko podnosząc kąciki ust. Na spacerze się raczej chodzi a nie siedzi.