To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Czekoladowe Jezioro - Żelkowa Plaża

Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 16:35

Widząc, że czegoś szuka, domyśliła się, że mogło chodzić o chusteczkę. Szybko zdjęła swój kapelusik i też zaczęła w nim szperać czasami wkładając rękę aż do ramienia. Wreszcie wyjęła mały pojemniczek, z niego wyciągnęła chusteczkę i zaczęła z zacieszem na pyszczku trzeć wilgotnym, pachnącym kwiatami materiałem po policzku kapelusznika. Chyba cud, że znalazła nawilżane chusteczki w tym bałaganie, który ma w swym kochanym nakryciu łepetyny. Wolną ręką schowała pudełko i założyła kapelusik.
-Masz jakieś problemy? Powiedz mi, jeśli możesz... Może mi się uda coś poradzić.
Wytarła mu pół twarzy, ale chusteczka zrobiła się już cała uczekoladowiona, tak więc wyciągnęła drugą i mu ją podała. Ubrudzoną włożyła do kapelusza. Jak ją kiedyś znajdzie, to pewnie wyrzuci. Nie miała pojęcia, jaki to problem dręczy siedzącego naprzeciwko nieznanego mężczyznę. Coś koło dwudziestu? Może tak... Ale jedynie wyglądem. W rzeczywistości, to ona swoich lat dawno nie liczyła. A chyba by się przydało...
-Jestem Tahira.
Odpowiedziała nawet na chwilę nie przestając się uśmiechać. Zdjęła kapelusik, lekko skłoniła głowę i znów go założyła. Przynajmniej teraz wiedziała, jak zwracać się do kapelusznika umazanego czekoladą.

Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 17:29

Tarien patrzył jak kapeluszniczka zaraz po nim zaczęła przeszukiwać swój kapelusik. Co chciała znaleźć? Tego dowiedział się dopiero za chwilę, kiedy wyciągnęła pudełeczko z chusteczkami. Czyżby miała zamiar dać mu jedną? Okazało się, że tak. Tariś myślał, że dziewczyna po prostu mu ją poda. Ona jednak sama zaczęła przecierać twarz kapelusznika. Panicz T. zamknął oczy i czując zapaszek kwiatów zaczął się odprężać. Zabiegi higieniczne zostały przerwane z tego powodu, że materiał w całości został pokryty czekoladą. Po otrzymaniu drugiej nawilżanej chusteczki, Tarien sam dokończył wycieranie twarzy. Podczas oczyszczania buzi padło pytanie o problem Tariśka. Mimo, że kapelusznik widzi tą istotę po raz pierwszy na oczy, to poczuł jakąś chęć, by się jej zwierzyć.
- Mam problemy, a właściwie jeden. Chodzi o mój dom. Dzisiaj, po obiedzie, a właściwie trochę później, wybrałem się na spacer. Łaziłem tu i tam... Po jakimś czasie postanowiłem wrócić do domu, ale zamiast niego zastałem ruinę... Tak więc - jestem bezdomny.
Taa... Historia wydawała się dziwna, bo taka rzeczywiście była. Wyszedł sobie z domu, a jak wrócił, to mieszkanie było zniszczone. Wyglądało to trochę, jak jakaś niewiarygodna opowieść. Po przedstawieniu się kapeluszniczce usłyszał odpowiedź. Tahira... To już wie, jak ma ją nazywać... Tarik wziął w ręce garść żelek i zaczął się nimi bawić.

Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 20:25

-Och...
Uśmiech z jej twarzyczki natychmiastowo zniknął. Zasmuciła się nieco, ale na całe szczęście w jej głowie coś zaczęło się tworzyć. Choć całkowicie go nie znała, zaczęła mu współczuć. Nic nie wiedziała o jego charakterze, ale był kapelusznikiem, kimś, kogo zachowanie mogła przewidzieć. W końcu w każdym z ich rasy siedzi coś sprawiającego, że są nienormalni. Położyła swoją jasną łapkę na jego ramieniu i spojrzała z bardzo delikatnym uśmiechem na jego twarz.
-Wiem jak to jest nie mieć własnego domu. Ale teraz już go mam i jeśli chcesz, możesz zamieszkać ze mną. Dom jest za duży na mnie samą...
Oj, za duży, na pewno. Dwa piętra strych i piwnica, a dookoła cała masa zieleni... Nie za dużo na jedną osobę? Za dużo! Na dwie zresztą też, ale już byłoby lepiej. No i miałaby z kim porozmawiać, a dodatkowo mogłaby zapewnić dach nad głową komuś, kto tego dachu nie posiadał. Zabrała rękę po krótkiej chwili. Jej uśmiech ciągle był dość słaby, ale tylko dlatego, że czekała na odpowiedź. Od tego teraz zależało, czy znów zacznie się śmiać prawie dookoła głowy, czy posmutnieje jeszcze bardziej.

Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 21:00

Po opowiedzeniu przez Tariena tej jakże streszczonej opowieści, Tacia powiedziała coś w rodzaju "och" i o czymś gorączkowo myślała. Panicz T. także nad czymś się zastanowił. Przyszło mu do głowy coś, co było straszne, ale niestety rzeczywiste. Przecież za kilka chwil rozmowa jego i nowo poznanej kapeluszniczki - Tahiry się skończy i rozejdą się. Jednakże między tymi rozejściami była różnica, tak - nawet spora różnica. Tacia pójdzie przecież do swojego domu, a Tarik? Przekima się pod jakimś drzewem na Herbacianych Łąkach. Ta myśl była strasznie dołująca. Nagle rączka koleżanki położyła się na jego ramieniu. Dało to jakby falę pocieszenia, która rozeszła się po całym ciele. Głowa Tariena, która dotychczas wisiała blisko nad ziemią, uniosła się i odkręciła w prawo, ślepia wyszukały zaś turkusowych oczek Tahiry. Niby nic, a jednak usta Tarika ułożyły się w lekki uśmiech, mimo tej sytuacji. Patrzyli tak na siebie, a z ust dziewczyny wydobyły się słowa o wspólnym zamieszkaniu. Kapelusznikowi, gdyby nie jego lekki uśmieszek, opadła by szczęka ze zdziwienia. Tego nigdy by się nie spodziewał. Dziewczyna, która poznała go dzięki jej przypadkowemu wypadkowi proponuje mu takie coś? Tarien popatrzył na nią i otworzył usta:
- Ale... Ale... Ale... - początkowo tylko na tyle było go stać.
- Mam zamieszkać z tobą? Przecież, ty mnie nie znasz...
Niestety, taka była prawda... Nie znali się. Nie wiedzieli o sobie prawie nic. Jednak dwaj kapelusznicy zawsze łatwo mogą się ze sobą dogadać, mają podobne charaktery, uwielbiają herbatę. Tarien w myśli przyznał, że z chęcią zamieszkałby z Tahirą. Od razu ją polubił. A mieszkając razem byłoby im raźniej.
- Serio chcesz, żebym się do ciebie wprowadził?
Czekał na odpowiedź uśmiechając się do dziewczyny.

Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 22:35

Uśmiechnął się... To chyba dobry znak. Sama też powiększyła swój uśmiech. Patrzyła na jego reakcje, które ją niezbyt dziwiły. Zaproponowała praktycznie nieznanej istocie zamieszkanie razem... Nie wiedziała, czy Tarien nie jest zabójcą, kłamcą, złodziejem bądź inną nieprzyjemną osobą, ale czuła, że tak nie jest. Nie miała po prostu serca, by chociaż tego nie zaproponować. Nie mogłaby go zostawić. Wiedziała jak trudno jest znaleźć nawet kawałek miejsca do spania w tych czasach, a mieszkanie na otwartych przestrzeniach pod różnymi roślinami bezpieczne nie było.
-Trudno. Najwyżej zadźgasz mnie we śnie, albo coś po kryjomu wyniesiesz... Nie mogłabym żyć z myślą, że jakiś kapelusznik może w tej chwili walczyć o przetrwanie, gdy ja grzeję się przy kominku czytając coś.
Rozgadała się, czy co... Najwyraźniej tak. A teraz, jeśli już zrobiła mu trochę nadziei, nie mogła powiedzieć, że tylko żartowała. Musiałaby nie mieć serca, albo naprawdę coś musiałoby jej strzelić do głowy.
-Bardzo serio. Mogę cię nawet teraz tam zaprowadzić, jak chcesz. W sumie... Przydałoby się trochę wyczyścić z tej czekolady...
Przejechała palcami po zbrązowiałych od czekolady włosach po jednej stronie głowy. Nic to nie dało oprócz tego, że trochę ciemnej słodkości zostało jej na ręce.

Anonymous - 27 Czerwiec 2011, 13:02

- Trudno. Najwyżej...
Po tych słowach Tahiry, kapelusznik uśmiechnął się. Zadźgać, wynieść coś z chałupy? Niee... Takich zamiarów nie miał. Wręcz przeciwnie. Jeżeli zamieszkałby z Tacią, to byłby jej dłużnikiem do końca swego marnego żywota. Mógłby pomagać jej w domu... Przecież ma zadatki na niezłego kucharza, więc w dowód wdzięczności gotowałby jakieś obiady, kolacje, czy co by tam jeszcze chcieli... Walczyć o przetrwanie? Hmm... Tarien wiedział, że spanie pod drzewem nawet na Herbacianych Łąkach jest niebezpieczne, ale aż do tego stopnia? Może i tak... Przecież Tarik nigdy tego nie próbował.
- Jeżeli bardzo serio, to... zamieszkam z tobą.
Po tych słowach uśmiechnął się, spojrzał na Tacię i mówił dalej:
- Ale będę twoim dłużnikiem do końca życia! Nigdy nie zapomnę, co dla mnie zrobiłaś. I... nie mam zamiaru być darmozjadem! Będę pomagał ci w domu, mogę sprzątać, czy... Wiem, gotować, bo na tym znam się dobrze.
Słowa te wypowiadał szybko, jakby go ktoś nakręcił. Tariś był bardzo szczęśliwy. Jego kłopot został rozwiązany. Chyba przeznaczenie pokierowało go nad to jezioro, by poznał się z Tahirą.
- No, pójdźmy tam. Tak, trzeba się umyć, bo ta czekolada na ubraniach i ciele nie jest przyjemna...
Po wypowiedzeniu tych dwóch zdań, Tarik podniósł tyłek z ziemi rozprostowując się, gdyż siedzą tu dość długo. Potem podszedł do Taci i podał rękę, by pomóc wstać. Kiedy to uczyniła, pokierowali się na Herbaciane Łąki do jej domku...

[zt x2]

Anonymous - 10 Lipiec 2011, 13:51

Żelkowa Plaża. Nie ma nic lepszego niż spacer po żelkach. Szczerze mówiąc dziewczę wybrało się w to miejsce z ciekawości - chodź wcześniej miała zupełnie inne plany. Już wcześniej postanowiła, że kiedyś musi zobaczyć tą plażę, słynąca z tego, że zamiast piasku są tutaj żelki. A Że trafiła tu akurat teraz to czysty przypadek. Szkoda, że przypadku nie są z reguły takie smaczne jak ten.
Kierowała swoje kroki w stronę kolorowych misiów(nie wiem czemu, ale żelki zawsze kojarzyły mi się z tymi zwierzaczkami), bardzo ostrożnie, jakby z obawą, że te zaraz się przebudzą i uciekną, a na plaży zamiast nich zawita piasek, ogrzewany przez promienie słońca, przybierze idealną barwę. Dorotka z reguły nie przychodziła w takie miejsce, zbyt wiele osób zapuszczało się w takie tereny, a coraz więcej dzieciaków. Bo chodź samej zdarzało jej się czasami zachować się jak dziecko, to ona robiła to raczej nieumyślnie. Zdążyła już poznać wiele (nie)ludzi i dowiedziała się o nich bardzo dużo. Miewa czasem wrażenie, że niektóre rasy zachowując się w schematyczny sposób, nie wyróżniając się zbytnio spośród całej reszty. A na przykład taka Dorotka, zamiast jako cyrkowiec zabawiać ludzi, świecić uśmiechem na pół twarzy, była dość ponurą istotką, wiecznie zdziwioną, czy zamyśloną.
Jeszcze tylko jeden krok i będzie na żelkowej plaży, dosłownie na niej. Stała tak dłuższą chwilę, z nogą uniesioną nieco do góry, obawiając się tego, co się wydarzy, gdy ta spocznie na żelkach.
- A co jeśli zjedzą moją nogę? - skoro istniało takie miejsce(bo fakt faktem większość swojego życia spędziła w świecie ludzi), to nie zdziwiłaby się gdyby te wszystkie miśki nagle ożyły i otoczyły by ją z każdej strony.
Dla pewności przysunęła swoją laskę, która wcześniej się podpierała, do kolorowych słodkości i naparła na kilka z nich, nie widząc żadnej reakcji od strony słodyczy, postawiła ostrożnie nogę na żelkowej powierzchni, zaraz po niej drugą. Zachwiała się przez chwilę, a złapała równowagę dopiero wtedy, kiedy z pomocą przyszła jej czarna, drewniana laską, która też ściskała mocno w dłoni. A ponoć jest Akrobatką, widocznie na takiej poważnie trudno jej było się utrzymać, albo to z przewrażliwienia, może znów nie wzięła leków uspokajających, swoją drogą nie miała pojęcia gdzie je zostawiła. Może u Lousia? Dom Tochera zawsze wszystko chomikował, wystarczyło, że postawiła swoją rzecz na półce, już mogła się z nią pożegnać. Niestety z jej pamięcią było kiepsko, zarówno do imion, jak i takich błahostek typu 'gdzie ja to położyłam?' Wiele rzeczy już u niego zostawiła, tudzież zgubiła, ale żadnej jeszcze nie odzyskała. Może ona sama, nieświadomie, wciskała swoje rzeczy w różne szpary, a później zwyczajnie o nich zapominała? Aż to takich właśnie momentów, w których były jej najbardziej potrzebne.
Przyciągnęła do siebie laskę, poruszając się po miśkach całkiem zgrabnie i bez najmniejszych oporów, w postaci ich łapek, które trzymałyby ją za nogę. Tak, w jej głowie rodziło się jeszcze więcej tkich wizji, jak żelki mogłyby się odpłacić takim jednostką jak Dorotki, które bezczelnie depczą ich główki, ha! Niektórzy nawet pozbawiając je ich, poprzez odgryzienie tej partii ciała. Jakieś to okrutne. Jednak dziewczę nie zamierzała się aż tak bardzo wyróżniać. Pociągnęła za drugi koniec laski wysuwając mały sztylecik. Magic. Kucnęła i nadziała jedną żelkę na ostry koniec broni - chodź ja bym tak tego nie nazwała. Nigdy nie pojedynkowała się czymś takim.

Anonymous - 10 Lipiec 2011, 14:29

Res przybyła na plażę już paręnaście minut przed przybyciem tutaj dziewczyny. Stała pod jednym z drzew jak zawsze w płaszczu z kapturem - tak, tak nie jest jej gorąco. Dłonie wsunięte miała w kieszenie, a cała jej twarz ukryta była za cieniem kaptura, który opadał na jej głowę niczym płaszcz śmierci. Jedynie czarne kosmyki włosów opadające na ramiona świadczyły o tym, że była to istota żyjąca - no na pozór.
Najadła się tej nocy do syta, a nawet jednym morderstwem. Jak zawsze kradła się do czyjegoś mieszkania, wsunęła w sen i... karmiła, karmiła, aż kobita oszalała i patrząc na Res jadła naparwdę wszystko to co miała w lodówce, a że zapomniała, że człowiek szkła zbytnio nie pogryzie i nie połknie... umarła poharatana pod stopami Res, dlatego też nasza Cienista miała buty we krwi, choć nie całe.
Wiatr zawiał unosząc nieco kaptur do góry jak i płaszcz, choć postać Res wcale się nie poruszyła. Nudziło się jej i to jak strasznie. Lokatora w domu nie zastała, Veis gdzieś zniknął, więc nie ma z kim się zabawić. Przykro..., ale jedyne co jej zostało to Ora, która właśnie zachowując się jak szczeniak biegała po żelkach, choć jej pani stała wyżej na małej skarpie.
Nasza Cienista powinna zająć się również sprawami domu Serka, ale to później. Jak na razie szukała chętnych.
Jej wzrok padł na pewną nietypową postać idącą dość nieporadnie po żelkach, choć.. nie... Resina się pomyliła. Osóbka szła dość elegancko można, by rzec. Nie raz Cienista widziała jak osoby upadając o krok nie potrafiąc zachować równowagi. Kucnęła... wcina żelki? Res uniosła brew do góry patrząc na nietypową postać.
Natomiast jej Ora, czyli Naeve namierzyła swoimi oczami dziewczynę. Krótkie spojrzenie na swoją Panią i pazurami wbijała się mocno w żelki robiąc z nich papkę. 'Smok' oblizał się powoli idąc do dziewczyny. Zje ją? Cóż.. Ora nie należała do ugłaskanych zwierząt, a jej ciche warczenie należało brać dosłownie, by brać nogi za pas! Ogon z trucizną poruszał się nerwowo... Nie lubiła obcych, a kiedy obnażyła swoje kły dostrzec było można pomiędzy nimi jeden żelek.
Res jakoś nie miała ochoty cofać Orę od straszenia dziewczyny, choć... Zeszła powoli swoim wolnym krokiem na dół idąc do nich. Jej również nie sprawiało problemu chodzenie po tej cholernej plaży. Kto to wymyślił? Mniejsza. Stanęła kilka kroków za swoim zwierzakiem patrząc nieprzystępnie na nieznajomą. W sumie black ona i white Ora. Super.
- Jak się nie poruszysz może nie odgryzie ci tyłka. - Odparła sarkastycznie ku nieznajomej.

Anonymous - 10 Lipiec 2011, 15:14

Ach, te Cienie. Miała przyjemność(?) spotkać, ba! Nawet połasiła się na niejaką rozmowę, z jednym przedstawicielem tej rasy. Wiedziała o nich niewiele, jak zresztą o innych. Wiedziała po nazwie, że coś takiego istnieje, ale nigdy zbytnio nie zastanawiała się nad ich prawdziwym celem. Bo chodź każdy miał za zadanie nawiedzać ludzi we śnie, to nigdy nie rozumiała jaki był w tym sens i cel ich istnienia. Może będzie miała okazję się tego wreszcie przekonać? Jak teak teraz na to wszystko spojrzeć, to pomimo tego iż nie jest człowiekiem, zupełnie nie miała żadnego pojęcia o istotach zamieszkujących Krainę Luster. Tak wiele jeszcze musi się dowiedzieć, wiedziała jednak, że bez pytań się nie obejdzie, a ona z natury nigdy z nikim nie rozmawiała na takiej zasadzie. Pytania w jej mniemaniu były mniej zabawne, niż zgadywanie i przypuszczanie pewnych racji. I gdy tylko miała ochotę i okazję do takiej zabawy, korzystała z niej. Nie wiedząc nawet jak wielką krzywdę robi samej sobie, bo już nie wspomnę o potencjalnych ofiarach jej zabawy.
Czy wcinała żelki? Nie miała na to najmniejszej ochoty. Bawił ją widok nadzianego miśka na ostrze, chodź jej wyraz twarzy wcale o tym nie sygnalizował. Wręcz przeciwnie wyrażał pełen żalu do tego, jak nieszczęsny jest ich los. Westchnęła cichutko, prostując się. Nie odwróciła wzroku od pomarańczowego żelka, oglądając go z każdej strony, jakby doszukując się w nim jakiś niedoskonałości, czegoś dziwnego, nietypowego.
Nic nadzwyczajnego. - gdyby nie mówiła tego sobie w myślach już dawno by zmarszczyła się po wypowiedzianych słowach. A tak jedynie wyciągnęła w stronę słodkości rękę i odrzuciła go w tył, by zmieszał się z resztą żelek. Z tą różnicą, że ten posiadał dziurę na wylot.
Warczenie wyrwało ją z poszukiwań i jej świata oddalonego o tysiące mil stąd, utworzonego w jej myślach, krainie, w której nie ma zasad, ale panuje niesamowity chaos. Odwróciła się ostrożnie, łącząc ze sobą oba końce laski w jedność. Ponownie się nią podparła, ostrożnie spoglądając na bestię. Nie mogła powiedzieć, że się nie przestraszyła. Nie był to jednak strach przed tym co ją czekać, to zupełnie taka sama reakcja jak coś nagle wyskakuje Ci na drodze, a Ty zupełnie się tego nie spodziewasz, zaprzątając sobie myśli czymś innym. W tej Krainie powinna się do tego przyzwyczaić, chodź jak to miała w zwyczaju jej wyraz twarzy świadczył o jej nikłym zdziwieniu całą tą sytuacją. Zaraz dostrzegła zakapturzoną postać. Szkarłat jej oczu od razu zlustrował jednostkę od stóp do głów, a wypowiedziane przez nią słowa mówiły o tym, że to kobieta. Chodź sarkazm w jej głosie spowodował to, że poruszyła niespokojnie nogą. Przysunęła do siebie laskę, zaciskając na niej teraz obie ręce. Czy coś odpowiedziała na jej słowa? Czy zaśmiała się, próbując okazać to, że się nie boi? Bo chodź się nie bała, to dziwienie na jej twarzy mówiło co innego. Ot, zwykłe pozory, żeby było ciekawiej. Nie była jednak tym wszystkim zirytowana, a w głębi bardzo rozbawiona. Widać już teraz, kiedy dowie się, że kobieta jest Cieniem, będzie mogła bez problemu stworzyć typowy schemat tych istot.
Zamiast sprzeczać się z kobietą, ba! Nadal milczała i zrobiła to, co powiedziała Cienista. Stała w miejscu, przypatrując się bestii spod brązowej grzywki.

Anonymous - 10 Lipiec 2011, 15:26

Załamać się można. A skąd panna wiedziała, że Res jest Cieniem? Miała tabliczkę na czole? A może naklejkę na dupie i tego nie zobaczyła? Nie. Pisane było, że Resina ma na głowie kaptur, który zakrywa całą jej twarz. Pisane było o czerwonych, iskrzących się oczy z pod nich? Nie. Więc dziewoja nie miała pojęcia z kim ma do czynienie i to dosłownie.
Czy miała litość nad żelkami, czy nie cóż. Res gdyby to wiedziała pewnie popukałaby dziewczynę w czoło. To tylko cukier zmieszany z czymś tam ludu. I owszem było to nieciekawe i jak zawsze Cienista musiała swoje zdanie wyrazić :"Głupie." Gdyby nie Ora nie przyszłaby tutaj.
Stała więc dalej w lekkim rozkroku za dziewczyną i swoim zwierzakiem. Będzie się coś działo? Ani nie odpowiedziała nic, poruszyła się, czy uciekała. Nic... znowu chyba trafiła na kogoś nudnego. Gdzie ten Veis się podziewał. Westchnęła głośno w myślach.
Ora natomiast wolno i to bardzo podchodziła do dziewczyny. Jeden ruch i naparwdę odgryzie jej jedno udo.. chyba. Naevę po prostu nie była przyzwyczajona do innych istot, wszak za Res wyszła z lasu. Poruszyła swoimi uszami lekko i powąchała dłoń dziewczyny patrząc na jej twarz swoimi jasnymi ślepiami. Prychnęła cicho i odwróciła się ocierając się puszystym futrem o ciało Cienistej.
Skoro dziewczyna się nie odzywała Res miałaby? Przekręciła jedynie głowę w bok, a czerwone kosmyki włosów uniosły się na delikatnym wietrze.
- Nie było tak źle co? - Odparła z ironią odwracając się do niej plecami.
Wracała powoli na górę, gdzie stała wcześniej. I na cholerę schodziła? Do milczka jakiegoś. Poklepała po łbie Naevę, która zagarnęła dwa żelki do pyska i pogryzła je. Kiedy Res zasiadła ponownie na małym wzniesieniu Naevę zrobiła dwa wielkie susy patrząc na nieznajomą. Ora ustawiła się dość dziwnie. Przód ciała leżał, a tyłek miała uniesiony.

Anonymous - 10 Lipiec 2011, 18:13

"...kiedy dowie się, że kobieta jest Cieniem"... Lol? A kto napisał, że ona wie? Widocznie ktoś tu nie czyta ze zrozumieniem. A z naklejką na dupie byłoby jej ładnie, zdecydowanie ładniej niż w tym kapturze. Co do oczu - huh, Dorotka ma takie same, ojeeej~!
Cukier czy nie, to Kraina Luster, miejsce pełne magii, Bogowie! Przecież była taka możliwość, nie ważne czy bardzo nikła, na to, że miśki zaczną coś odczuwać, w końcu się zbuntują i zapłacimy(wszyscy) za to, jak brutalnie po nich depczemy! Dorotka podchodziła do pewnym(co prawda błahych) spraw na swój własny sposób, nieważne czy był aż tak irracjonalny, że aż nudny.
Doprawdy dziwna sytuacja, wpierw czuje się jak w klatce z jakimś potworem, który w takiej sytuacji winien być ją zjeść, a tak to klapa. Czy Res oczekiwała, że Dorotka będzie trzęsła portkami? Póki bestia nic nie robiła(z nią, jej ciałem), to chyba nie było na razie powodu by się bać, prawda? Swoją drogą, bestia zaraz zrezygnowała z gnębienia małej dziewczynki widocznie znudzona jej reakcję. Co do ucieczki, niby przemknęło jej to przez myśl, problem w tym, że dziewczę nie miało na to akurat ochoty. Lenistwo było jej kolejną wadą i jak widać nawet w takiej sytuacji nie potrafiła się przełamać i zrobić coś wbrew sobie.
- Łał. - rzuciła jedynie w stronę dziewczyny, jak gdyby szok w jakim się znajdowała(chodź były to tylko pozory) wcale nie chciał jej zostawić. Drgnęła kiedy dostrzegła, że kobieta się oddala. Pociągnęła jedynie nosem, odrzucając jednym ruchem ręki włosy, które kaskadą opadły na jej drobne plecy. Zaś niektóre kosmyki włosów spoczywały nadal na ramionach Dorothy. Resina chciała sprawiać pozory kogoś enigmatycznego? Szczerze mówiąc, gdyby dziewczę uważało, że taka jest to by się chodź trochę interesowała tym, co znajduje się pod kapturem. A tak, gdy tylko znalazła się znów na górze, wysunęła ponownie sztylet z laski. Ostrożnie, by przypadkiem nie wyglądało to tak, jakby zaraz miała ją zaatakować. Schyliła się i sięgnęła ostrzem po kolejnego żelka, przysuwając go ostrożnie do swoich ust. Dawno się nie bawiła, może to najwyższy czas by to zmienić; Wsunęła powoli żelka do ust, uprzednio wysuwając wpierw swój koniuszek języka by sprawdzić smak słodyczy. Kiedy bestia znów znalazła się blisko niej zerknęła na nią katem oka. zwierzęta z reguły atakowały gdy ktoś ucieka, nie wiedziała jak będzie w tym przypadku. Żeby to sprawdzić zaczęła bardzo powoli zmierzać w kierunku okapturzonej postaci i o ile bestia jej nie przeszkodziła, to zatrzymała się jakieś parę metrów od Cienistej, nie za blisko, ale na tyle by mogła usłyszeć jej głos.
- Zwierzęta trzyma się na smyczy. - rzuciła bardzo cichym, dziewczęcym głosem. Była spokojna, jednak gdyby ktoś był na prawdę bardzo spostrzegawczy doszukał by się w jej słowach trochę ironii. Dorotka z reguły w ten sposób się do kogoś odzywała, próbując nie do końca zamaskować ironię, krytykę, czy ciche aluzje. W tym przypadku tylko do tego dziwnego stworzenia mogła się przyczepić, a że wcześniej Res skierowała swoje słowa na temat zwierzęcia w jej stronę, to stwierdziła, że należy do niej. Dlatego wszelkie aluzje na temat bestii będzie kierowała bezpośrednio w stronę Resiny.

Anonymous - 11 Lipiec 2011, 17:18

W sumie dość ciekawa perspektywa. Może, by ktoś tutaj wpadł i uczynił to co dziewczyna miała na myśli. Walnąć jakąś laską, czy mieć taką moc, by te wszystkie cholerne miśki ożyły. W sumie.. ciekawe wyobrażenie! Mieć taką małą zabójczą armię, która zabija potajemnie w nocy, czy na ulicy, wejdzie ci takie coś na kark i... ciekawe, ciekawe. Albo leżące tak naparwdę zaczęły, by gryźć i domagać się krwi?
Res nawet owego 'łał' dziewczyny nie usłyszała. Po cholerę schodziła to nie wiedziała. Najlepiej znaleźć jakąś osobę podobną do niej, zabawić się, a tak? Nudziła się jak mops, pewnie przez to była za miękka, a może właśnie odwrotnie. Ponownie każdego odpychała na starcie, typowe.
Próbować żelka, po którym może jakiś niechluj stał? Ble. Niehigieniczne. Kto wie, czy Ora wcześniej akurat takiego nie polizała? Latała z jęzorem na wierzchu i ślina kapała na miśki. Widząc jak dziewczyna idzie do jej Pani zawarczała, ale skoro szła wolno i normalnie... Jak wspominałam owe zwierze po prostu uczyło się żyć z innymi. Podbiegło dość niezgrabnie do nieznajomej i tarła się dość mocno o nogę dziewczyny. Na tyle, że mogła stracić równowagę, ale na pewno się nie wywaliła, no chyba, że. Stanęła przed nią, jakby odgradzała Res od dziewoi. Łepek swój przekrzywiła w bok i warknęła coś pod nosem trącając nosem jej rękę. Zachowywała się dziwie i sama Res patrząc na to co wyrabia, była nie lada zaskoczona. Ora? Nikomu się nie dała dotknąć, a co dopiero samej zaczepiać.
- To spróbuj jej coś na szyi zawiązać. To nie świat ludzi. - Mruknęła w odpowiedzi do dziewczyny.
Zwiazać nadal dzikie zwierze? Jasne. Sama Res to próbowała, ale Ora jeszcze nie mogła tego przeżyć i tolerować. Choć sama perspektywa, by móc Naevę gdzieś przywiązać, by ta gadzina nie narozrabiała... marzenie.
- Dziwne, że cię zaczepia. - Dodała siadając po turecku, a dłonie splotła na stopach. Miała ochotę pomedytować, ale pewnie by zasnęła. Odetchnęła głęboko i cóż. Poklepała miejsce obok siebie. - Jak chcesz to siadaj.
Ora słysząc jak Res klepie podeszła do niej i dała się pogłaskać, w sumie palce Cienistej niemalże wtopiły się w delikatne białe futro.

Anonymous - 12 Lipiec 2011, 15:01

Ha! Wiedziałam, że ten pomysł nie przypadnie do gusty tylko mi. Wystarczy tylko trochę wyobraźni i już ma się wspaniały pomysł na umilenie sobie życia; próba ożywienia miśków i zmuszenia ich do bycia posłusznych, a wtedy? Czekać tylko na to, aż świat pod potęgą miśków uklęknie przez Tobą. A Tobą, mam na myśli Dorotkę rzecz jasna.
Zachowanie bestii było co najmniej dziwne. Dlatego podczas tego całego ocierania się, zatrzymała się i wyprostowała jak struna - to był jedyny sposób na to by po pierwsze, nie rozzłościć zwierzęcia gwałtownymi ruchami, czy nieodpowiednimi gestami, dwa - tylko tak była w stanie ustać na nogach, a nie leżeć na kolorowych miśkach. Czuła jak ich łepki niemalże łkają pod stopą Akrobatki, a co dopiero pod łapami Ory. Dziewczę kontynuowało wędrówkę zaraz po tym, jak zwierzę się od niej odczepiło. Natomiast w słowach Cienistej znów doszukała się czegoś, co albo zaraz skrytykuje, ale zacznie tak mówić, by ta wyczuła w jej słowach odrobinę aluzji. Nie chciała być taka irytująca, ale zwyczajnie przyzwyczaiła się do tego, ba! Doszukiwanie się błędów innych zaczynało robić się codziennością w jej życiu. Niektóre jednak omijała, a zajmowała się przeważnie tymi istotami, które w pewien sposób ją intrygowały. Trudno zaprzeczyć temu, że w ogóle nie zwracała uwagi, ani nie był ciekawa co znajduje się pod kapturem. To byłoby kłamstwo, a Cienista i tak raczej z mimiki jej twarzy nic nie dostrzeże. Była niezmienna, ciągle ta sama, albo widniało na niej zdziwienie, albo znudzenie, czy brak chęci do egzystowania w Krainie Luster. W Świecie ludzi było o wiele lepiej, nie spotykała tam bestii, ani plaży z żelków, czy okapturzonych(aż tak!) postaci. To nie tak, że jej to przeszkadzało, ale przepadała raczej za nudnym życiem w świecie ludzi, niż życie tutaj. Co prawda tu nikt nie będzie się na nią krzywo patrzył. Tam, nie mogli oderwać od niej i od jej stroju wzroku.
- Ja? Przecież to nie moje zwierzę. - zauważyła, unosząc do góry - co prawda niedostrzeżenie - lewą brew. Jasna grzywka, gdzieniegdzie nieco ciemniejsza, widocznie promienie słoneczne jeszcze nie miały przyjemności zetknąć się z tą częścią jej włosów. Odrzuciła włosy na bok. Kolejne słowa kobiety zatrzymała dla siebie, bo nijak mogła to skomentować. Sama się dziwiła, a skoro Res też, to nie było sensu pytać ją, czy wie może dlaczego. Niestety dziwność, jaką ktoś odczuwa zawsze traktowała jako niewiedzę na dany temat, dlatego teraz nie zamierzała tego zmieniać.
Poklepane przez Cienistą miejsce obrzuciła jedynie lodowatym spojrzeniem, jakby to w pewien sposób ją uraziło. I można powiedzieć, że tak było. Siedzie przy kimś, a już na pewno przy kimś takim jak ona, była ostatnią rzeczą jaką chciała teraz zrobić. To nie tak, że pałała do niej nienawiścią, czy jakimiś innymi negatywnymi emocjami. Ot, nie była przyzwyczajona do takiego spoufalania się z kimś, kogo nawet imienia nie poznała. Sama nie zamierzała się o to dopytywać, ani nie mówić swojego. Może jest aż tak pomysłową dziewczynkę(mowa tu o Resinie), że zgadnie jak ma na imię?
- Postoję. - rzuciła dość gburowato, często miała taki głos i trudno się jej dziwić, Ci co wiedzą, że bierze leki, zdają sobie sprawę z tego, jak się bez ich braku zachowuje. Zaś humorki zaczynały się pojawiać - o czym sygnalizowała mina. Widocznie zdegustowana całą tą sytuacją, aczkolwiek jakiś opór nie pozwalał jej się stąd oddalić. Chęć poznania kogoś nowego? Raczej próba zaspokojenia swoich myśli dotyczących tego, kim jest ów okapturzona postać.
- Przypuszczam, że jest Twoja, jak się nazywa? - zadawała pytania? Łał. Duże łał! Niechże zdejmie dziewoja ten kaptur, zanim Dorotka zacznie wypytywać więcej rzeczy, nie lubiła nigdy wkraczać w przestrzeń osobistą drugiej osoby. A chodziło jej oczywiście o bestię, na której teraz spoczęły krwiste ślepia Dorotki. Bez leków widocznie się nie obejdzie; Leki były na uspokojenie, coś jak melisa, na stres. Bez nich w głowie jej huczało, zbyt dużo myśli zaprzątało jej głowie, a sama sobie z tym wszystkim nie poradzi. Nigdy nich nie poukładała. Co gorsza, wracały wspomnienia.

Nie otrzymała odpowiedzi. Przypuszczam, że jest to wina potęgi Dorotki! A tak poważnie - udajmy, że Resina zapadła w letarg, który mam nadzieje nie będzie trwał długo, zważywszy na to, że ktoś ją może zaatakować. Miast dopytywać się o resztę, którą szczerze mówiąc miała w głębokim poważaniu, albo po prostu takie informacje prędzej czy później umknęły by z jej głowy. Jej nastrój zmieniał się całkiem wolno, może zdąży dotrzeć do domu Louis'a, aniżeli napadnie na kogoś. Swoją drogą mogłaby spotkać swoje worki, zdecydowanie łatwiej byłoby jej się na nich wyżyć niż na przypadkowych stworzonkach - sama przecież mogłaby przez to oberwać. Oddaliła się w swoim tempie z plaży, uprzednio jeszcze raz nadziewając żelkowego miśka na ostrze.
[zt]

Anonymous - 27 Lipiec 2011, 13:18

Lulek wyszedł w końcu z lasu. Powolnym krokiem dojście gdziekolwiek zajmowało naprawdę dużo czasu i chyba właśnie zaczął to rozumieć. Raz za razem machał skrzydełkami, żeby poderwać się ponad korony drzew. To było niesamowicie trudne ! Właściwie to bardziej odbijał się i obijał o gałęzie niż leciał. W końcu jego skrzydła do latania najlepsze nie były. Jednak w zamian za to mógł dzięki zabawką wspinać się po drzewie. Jak ? To proste ! Rzucał zabawkę na gałąź, a potem wspinał się po sznurku. Czasem trochę to bolało, ale przecież musiał.
Mała stópka nie znalazła dla siebie podparcia w postaci gruntu. Skutkowało to krzyczącą, małą, fioletową kulką toczącą się w stronę morza przyjemnej czekolady. Na szczęście udało mu się zatrzymać, a pan Fil dalej siedział grzecznie w jego malutkich rączkach. Tylko czerwony misiożelek wplątał się w fałdy jego ubranka.
- Zobacz Panie Fil, ubrudziłeś się - Powiedział szczerząc perełkowe ząbki. Jednak nie uzyskał żadnej odpowiedzi.
- Aaaa ! AAAA ! APSIK ! - Jego kichnięcie potoczyło się echem po tutejszym krajobrazie. Uśmiechnął się i zatrzepotał skrzydełkami. Pan Fil został oprószony złotym i srebrnym pyłem, a zaraz potem zamrugał. Zabawka Lulka nie umiała mówić. Miała zaszytą buźkę, której nie mogła nawet leciutko otworzyć. Wiele razy chłopczyk myślał o tym, czy inne zabawki, które nie miałyby zaszytej buźki mogłyby mówić. Swoją drogą spotkał już kilka lalek, które chodziły i śpiewały. Czasem mówiły coś o jakimś kluczu, ale on nic nie rozumiał. Pan Fil tymczasem podbiegł, chociaż wyglądało to bardziej na kicanie, zatem przykicał do czekoladowego brzegu. Zamoczył w nim swoją rączkę i wrócił do Lelka.
- Heeej ! - Krzyknął mały, gdy jego drobny przyjaciel umazał mu całą twarz czekoladą. Malec złapał go za brzuch, ścisnął i szczerząc się, wrzucił do czekolady. Przecież Filowi się nic nie stanie. Nie musi oddychać, jeść ani pić. Nigdy tego nie robił i nigdy o to nie prosił. Po kilku minutach z wody wyczołgała się kulka czekolady trzymająca w rękach rybę. Ryba też była koloru czekoladowego. I gdy tylko wyszła na ląd przestała się ruszać. Zesztywniała i zmieniła się w najzwyklejsze ciastko, które zostało spałaszowane przez Lelka wraz z żelkami i popite czekoladą. Oczywiście reszta dnia skończyła się na leżeniu z wywróconym do góry brzuchem i jęczeniu z bólu. Leluś się chyba nigdy nie nauczy...

Anonymous - 21 Grudzień 2011, 23:33

Aidan postanowił wybrać się na przejażdżkę konną. Trzeba było trochę ochłonąć i nabrać dystansu do wszystkiego z ukochanym koniem przy boku. Wsłuchując w odgłosy kopyt swojego towarzysza czuł się spokojny. Miał to być, krótki wypad a okazało się iż zawędrowali aż pod czekoladowe jezioro ku zgrozie zwierzaka, żelkową plażę. Aray jednak odmówił poruszania się po takim podłożu, jak by nie było zatapianie się kopyt nie jest przyjemnym odczuciem. Marionetkarz aby mu ułatwić sprawę zszedł a właściwie zeskoczył zgrabnym ruchem i o dziwo jego nogi lekko także się zapadły. Plaża aż ociekała słodyczą jak i całe te miejsce. Chłopak położył dłoń na szyi zwierzęcia i lekko pogładził, palcami przeczesał grzywę, która i tak prezentowała się wyśmienicie. Potem przysunął usta do ucha konia szepcząc spokojnym i jednostajnym głosem.
- Spokojnie nic Ci nie będzie. To tylko uczucie, nie zatopisz się w nich..
Kolejne pogładzenie tym razem po łopatce Araya sprawiło, że się uspokoił ale i tak było widać po jego oczach niechęć do tego miejsca. Jednak przecież zwierze powinno ufać swojemu panu i tak było w tej chwili. Pociągnął za sznur od wędzidła i wprowadził konia na plażę, przecież strach trzeba zwalczać, to jest ważne. Umieć go opanować i sprawić, że się nie wymykał spod kontroli. Oboje podeszli pod same jezioro gdzie Christopher puścił zwierze, pomimo nieprzyjemnego uczucia pod kopytami stało spokojnie a nawet zatopiło chrapy w słodkiej czekoladzie. Słodki płyn nawet i mu smakował, chociaż nie wiadomo czy koń powinien pijać takie cuda? Tutaj można spekulować bowiem to była kraina luster i w tym świecie niemal wszystkie dziwy możliwe, za to właśnie Panicz Blackwood ją kochał. Nic go nie dziwiło nawet jeśli pokazali by mu chodzącego na dwóch łapach psa i gadającego jak człowiek byłoby to na porządku dziennym. tymczasem swoje kroki skierował właśnie ku czekoladzie aby kucnąć i zanurzyć w niej dłoń, uprzednio oczywiście zdjął rękawiczkę jaką miał na dłoni. Gdy ją wsunął w płyn poczuł jak zostaje ona oblepiona, wyjął i przysunął do ust aby oblizać palce i posmakować, jako dziecko zawsze tak robił. Możliwe, że oczekiwał iż zmieni ona smak, tak się jednak nie działo. Wiecznie była taki sam, nawet w calu się nie różnił. Aidana bardzo zastanawiał ten fenomen. Chyba jednak nie on jedyny był tym faktem poruszony. Na łopatce poczuł szturchnięcie. Gdy odwrócił głowę stwierdził, że to nikt inny jak Aray, jego kary koń.
-Tak wiem tutaj aż bije niezmienną słodyczą. Chciało by się to zmienić prawda?
Zapytał a czarne zwierzę po prostu kiwnęło pyskiem jakby rozumiało o co chodzi, może w istocie rozumiało słowa panicza? Kto go tam wie, wszystko może zaskoczyć.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group