Soph - 26 Październik 2015, 17:46 Problem może sprawiać fakt, czy „rozstawianie o kątach” liczy się, skoro większość zainteresowanych na komenderowanie sobą się godzi? Teoretyk z łapanki nazwałby zabieg Sophie po prostu „przejmowaniem kontroli w sytuacji”. Akrobatka nawet jeszcze nie zaczęła na dobre wydawać rozkazów.
Była też jednak po prostu sobą i zachowywała się jak zawsze: czy to między Anarchistami, często na dworze Rosarium, czy jeszcze dawno temu w otoczeniu służby u Irvette, czyli po prostu autorytarnie. Skądże, przymiotnik „apodyktycznie” przychodzi na myśl dopiero wtedy, gdy myśli Sophie mieszają się z wątkami Folly, czyli jeszcze nie teraz. Jeszcze nie przez chwilę. No i w życiu bezpośrednio nie przyznałaby się, że potrzebuje pomocy.
Trzeba też wziąć poprawkę na stan psychiczny Akrobatki: niestabilny, i tym razem wcale nie z powodu powracających wspomnień z przeszłości, a wskutek przeszłości, która przeszła jej przed nosem, nie poznała młodszej siostry i tylko spowodowała zamęt w i tak już skołowanej główce Bugs. (Serio to Soph jest opisywana jako upośledzona emocjonalnie? Żadne z tu obecnych person nie słyszało o empatyzowaniu, skoro tak bardzo domagają się spotkań z osobami miłymi, sympatycznymi i nijakimi, bo biernymi?)
Gdy Charles począł mówić o „wielkim i groźnym stworzeniu” , Likyus łypnął w jego stronę z wyraźnym zadowoleniem, najwyraźniej nie pojmując lub nie przejmując się całokształtem kapelusznikowej wypowiedzi, jakoby został przez towarzyszącą mu kobietę złamany i zmuszony do współpracy. Kiedy jednak Sophie zachwiała się przy wyciąganiu z torby bandaża (mieliście kiedyś pęknięte żebro?), to właśnie wielki pysk stał się błyskawiczną podporą dla ręki Akrobatki, zatrzymując się w bezpośrednim towarzystwie naszej Oazy, Która Przestała Być Spokojna.
Wystarczyłoby to za niemą odpowiedź, ale o ile Cyrkowa totalnie ignorowała wszelkie kierowane w jej kierunku komentarze, słowa – konstruktywnej lub nie – krytyki czy docinki, to nie zamierzała pozwalać, by dotykało to jej ludzi, osoby lub istoty, którymi się opiekowała.
– Kojarzysz rubieże Kryształowego Pustkowia? Orem tam zamieszkiwał. Wyszłam spośród martwych kwiatów Obsydianowej Łąki żywa i ze sprawną prawą dłonią dzięki niemu, on wyszedł w całości dzięki mnie. – Nie wspominała o Łące nigdy i nie zamierzała więcej tego robić, nawet jeśli zamierzchłe zdarzenia splotły jej los z losem Orema niemal na zasadzie przeznaczenia. – Spróbuj zapytać Szczurka czego potrzebuje. Słuchanie jest lekarstwem na większość przypadłości.
Ostentacyjne zignorowanie przez dziewczynę skwitowano uniesioną brwią. Dzieci są takie zmienne – jeszcze przed momentem chciała biec w kierunku zwierzęcia, zupełnie pochłonięta jego obecnością, obecnie demonstracja niechęci wobec kobiety była przezabawna. Aż Akrobatka parsknęła niskim jak i jej głos, ale całkiem przyjemnym śmiechem. Oczy niemal się zaświeciły, zmrużyły i przez drobną chwilę, dostępną dla każdego kto patrzył, Sophie wyglądała niemal przyjaźnie i niemal niewinnie.
W sumie nie wiedziała, czy to się dziewczynie spodoba – nadal nie miała pewności, czy faktycznie jest tak młodziutka jak to sobie Akrobatka uroiła, pomimo pewnych-niepewnych informacji od Kapelusznika – ale gdy dziewczątko uniosło kamyk i zaczęło z entuzjazmem zwracać na siebie uwagę, Bugs z pozostałością uśmiechu uniosła dłoń z pyska Likyusa, a razem z tym ruchem wzmógł się wiatr i uniósł czerwony, połyskujący kurz z kamiennych ruin. Jej robota nie była tak schludna jak u Otome, ale za to w górę uniosły się wszystkie mniejsze skałki, zalegające pa miedzy lustrzanymi portalami. Po kilku sekundach z cichym stukotem upadły.
Później znów zwróciła wzrok na Charlesa i pomagającego mu, rumianego bardziej niż chleb prosto z pieca, Bena. Widziała jak się na jej widok krzywi i gdyby ogarniała uczucia innych jak normalna osoba, też nie byłoby jej go ani odrobinę żal.
– Skutek uroków człowieczego świata. Mea culpa, że nie patrzyłam jak przechodzę na jadeitowym świetle. – Uniosła wyżej ręce, dając mężczyznom dokończyć dzieła. – To tylko stłuczenie żeber, nic poważnego. Gdyby były złamane, nie mogłabym oddychać i na pewno aż tutaj bym nie dotarła; nawet z pomocą Orema. Skończone?Charles - 26 Październik 2015, 23:00 "Cyrkowa panienka zignorowała pytanie Bena. Kolejna nieuprzejmość. Może po prostu mocno ją bolało? No cóż, jeśli poza tym nie pisnęła ani słówka, to musiała być twarda jak Rambo. Kimkolwiek jest Rambo". Tak myślał sobie Charles próbując związać supły tak, aby miało to ręce i nogi. Matko, jakie to było czepliwe i plątliwe, szalało między jego palcami niczym psotne, białe węże nie chcąc związać się w jakikolwiek znany czasoprzestrzeni kształt. Charles mógł przysiąc z ręką na sercu, że chwilami lekkie płaty bandaża wychodziły z miejsc, z których wychodzić nie powinny i splątywały się w labirynty iście gordyjskie. Żeby nie było - starał się jak mógł. Patrząc na to od dobrej strony, przynajmniej nie rozwiąże się za szybko, a może nawet wykluczy przymus użycia gipsu.
Rzeczywiście, oddanie Likyusa było widoczne na pierwszy rzut oka. Z Zaślepka nie dałoby się zrobić podpórki, prędzej by go zgniótł. Ale był zawsze blisko niego, lubili się, a czasami nawet rozmawiali. Nie była to rozmowa najwyższych lotów, raczej bez wspomnianego przez Sophie słuchania - głównie to Charles nawijał i nawijał, zaś rawnar próbował przekazać mu swoje przeżycia poprzez chaotyczne ciągi obrazów, dźwięków i wrażeń, jednak mimo wszystko tworzyli swego rodzaju więź, gdyż najwidoczniej obaj lubili hałas.
- Cóż, z chęcią wysłuchałbym tej opowieści w całości, najlepiej z filiżanką dobrej, czarnej jak noc herbaty. Ale chyba teraz się spieszysz. A co do Pustkowia, to niezbyt lubię to miejsce. Jest takie... zastygłe. - ciągnął, mocno dociskając bandaż - Głuche. Jak owad w bursztynie. No i można spotkać tam czasem Jego Wysokość Arcydupka ze swą świtą na polowaniu. Mogę się założyć, że nawet teraz gania po kryształach z jedną ze swych nałożnic... - dodał złośliwie.
Kątem oka, ślizgając się po zakazanej strefie między bandażami a łokciem dziewczyny, Kapelusznik ujrzał Otome, siedzącą w kucki i wołającą właśnie w jego stronę. Wokół niej orbitował mały, czerwony kamyk.
- Oho, brawo! Widzisz, jakie to proste? Możesz tak też z większymi obiektami... Ale nie teraz! - dodał szybko. Bądź co bądź lewitowali w nieskończonej,, szkarłatnej nicości. Gdyby nastolatka poczęła miotać wszystkim na lewo i prawo, mogło by się to skończyć nieciekawie.
Stało się też coś, czego się nie spodziewał: po raz pierwszy zobaczył uśmiech u nowo przybyłej. I tak uśmiechnięta wyglądała całkiem ładnie. Ona też musiała użyć swoich czarów, kiedy krótki podmuch wiatru podniósł rubinowy pył. Ciekawe, dlaczego to właśnie dla niej chciała być miła. Może pragnęła wynagrodzić jej jakoś zbyt bliskie spotkanie ze swym zwierzaczkiem?
Odpowiedź na jego pytanie przyszła szybko. Tak ciekawie i tajemniczo wyglądająca osoba, a tak trywialny powód stłuczenia! No cóż - życie, nie wszyscy tajemniczy ludzie muszą mieć ciekawe wydarzenia w swoim życiu.
- Dzięki łaskawości losu nigdy mi się nic takiego nie przydarzyło. - dodał z uśmiechem - choć niedopasowanie do świata ludzi potrafiło mnie zaboleć i to nie raz. Byłem z trzy razy w ludzkim sądzie, raz mnie gonili jacyś łysole z powodu szalika. Albo jego braku. A staruszka pobiła mnie torebką. I wywalono mnie ze sklepu nie dalej jak tydzień temu. Już, chyba skończyliśmy. - dodał, zawiązując resztkę materiału w wieelką kokardę.Ben - 27 Październik 2015, 17:08 Ugh... Ben spojrzał na swoją sztuczną rękę niezwykle pretensjonalnie. Gdyby mógł nią chociaż sensownie poruszać, z pewnością poszłoby to wiązanie bandaży znacznie szybciej niż tak. Na szczęście wciąż był tutaj Charles, którego obie ręce były w pełni sprawne. Ale w końcu się udało! Chwała wam za to, gwiazdy! Czy kto tam...
Nagle uwaga młodego została zwrócona na Otome, wokół której zaczął orbitować jakiś kamyk. I po chwili wszystkie kamienie w okolicy wzleciały w powietrze. Ben zrobił wielkie oczy, w jednej chwili przywracając swojemu obliczu jego pierwotny, blady kolor.
- Wow. Zaawansowana telekineza, co? - zapytał bardziej samego siebie niźli kogokolwiek z obecnych. Potem wrócił do Charlesa i Akrobatki. - Ja na szczęście nie miałem takich przeżyć. Tylko raz ktoś w takim czarnym mundurze wcisnął mi coś takiego. - to powiedziawszy, wyciągnął z kieszeni mandat.Otome - 4 Listopad 2015, 20:10 Po tym jak Sophie jednym ruchem uniosła wszystkie drobne rzeczy w okół nich, Otome poczuła się nieco urażona, a przede wszystkim odebrała to jako wyzwanie. Tak więc, gdy tylko wszystko opadło na ziemię, Zjawa próbowała powtórzyć wyczyn długopalczastej dziewczyny. Podniosła się z podłogi, stanęła pewnie i rozłożyła ręce po czym zaczęła się koncentrować. Po dłuższej chwili wszystkie kamyki w kół niej zaczęły drgać, żaden jednak się uniósł. Otome zacisnęła dłonie w pięści tak mocno, że niemal rozcięcia sobie skórę paznokciami. Napięła wszystkie mięśnie ciała, wstrzymała także oddech... ostatecznie jednak ani jeden przedmiot, nawet najdrobniejszy, nie uniósł się z ziemi. Zamiast tego, to Zjawa padła na olbrzymią szachownice,ponieważ od wysiłku i braku tlenu zakręciło się jej w głowie. I prawie zwróciła pizzę którą zjadła chwilę wcześniej, udało się jej jednak powstrzymać. W tym momencie straciła także moc skradzioną Charlesowi.
- Te "zaklęcia" nie są jednak takie fajne. - Stwierdziła podnosząc się chwiejnie z podłogi. Przez chwilę stała nieruchomo żeby załapać równowagę po czym podeszła powoli do reszty gromady i zwróciła się do Charlesa. - No, to kiedy pójdziemy do tego czarnoksiężnika w Kansas?
Potem spojrzała na trzymany przez Bena kawałek papieru i bezceremonialnie wyrwała mu go z ręki. - "Przechodzenie przez jezdnie w miejscu niedozwolonym". Spodziewałam się czegoś ciekawszego. - Oddała mu papierek. Przy okazji, mężczyźni mogli zauważyć że jej oczy znów się zmieniły. Białka stały się bladoczerwone jakby zaszły krwią, a tęczówki i źrenice przyjęły jednakowy, szary kolor. Zapewne stały się takie przez to, że była zmęczona.Soph - 9 Listopad 2015, 01:00 – Yunnan dorównuje czernią mojemu sercu – odparła, z pewnym uznaniem patrząc na Kapelusznika. Do jednej uniesionej brwi dołączyła druga, gdy mężczyzna wspomniał o Rosarium. Gdy przychodziło do tego Upiornego, Sophie miewała ambiwalentne uczucia. Niemal labilne, gdyby oba wyrażenia nie łączyły się z jej osobą na zasadzie oksymoronu. – Ostatnio przesiadywał w pałacu i marudził o ranie, którą zadano mu dwa miesiące temu z hakiem na jego własnym balu. Cóż, jego żona bywała lisem, może rozgląda się za następną. – Na twarz wypłynął jej psotny, lekki uśmiech. – Niech go tylko tam nic nie zeżre, bo nie będziemy mieli co robić.
Dziewczątko zignorowało ją po wtóre, a także i tercio. Gdy jednak pomiędzy, po nieudanej próbie – wyzwaniu jakby – padła na posadzkę, ciało Soph poruszyło się niemal bez jej zgody, prawie wytrącając bandaże wydobyte z torby (jeden to zdecydowanie za mało) z rąk jej paramadyków. Gotowość do ruszenia ku dziewczynce minęła dopiero, gdy ta podniosła się na nogi i ruszyła w ich kierunku.
Rozmowa o ludzkich wypadkach niezbyt ją zainteresowała. Automobil poturbował ją wyłącznie dlatego, że jej myśli – a także myśli nagle cichutkiej coś Folly – zajmowała Teresa. Teresa, która jej nie poznała. Teresa, która spojrzała na nią jak na obcą osobę. Dla odmiany, tym razem twarz Akrobatki wykrzywił brzydki grymas, odpowiedź na wewnętrzne rozterki. Do tego jednak by się w życiu obcym przybyszom nie przyznała.
Uwagę niebieskookiej skupiała po części dziewczyna, która bardzo wyraźnie nie zwracała na rebeliantkę żadnej uwagi. Przechyliła głowę, stwierdzając, że opowieści o spostrzegawczości dzieci są przesadzone. A może tylko te ludzkie były i samolubne, i rezolutne, a magiczne cechę dostawały randomowo? Następny kawałek umysłu szarpał się właśnie z perfekcjonistyczną chęcią, by zerwać wszystkie obwoje (i śruby; i kłosy; i całą resztę, czymkolwiek u licha była lub nie-była) czym prędzej i zrobić to po swojemu: lepiej, schludniej i poprawniej, na przykład prostym kłosowaniem zstępującym albo choćby niskim stanikiem usztywniającym. (I dużo bardziej krzywo, bo boli, ale gdzieżby się tym przejmowała.)
Efektem końcowym było jednak tylko ponowne założenie sukienki. Poprzez ściśnięte żebra znacznie lepiej się oddychało.
Zwróciła się do mężczyzn:
– Dziękuję. Gdybyście kiedy potrzebowali pomocy, powołajcie się na Szmaragdową hrabinę, de Chardonnay. W innych kręgach na Opal Anarchistkę – zmrużyła doń oko, gładząc Orema po gwieździe na pysku, Sam-Wiesz-Czyim symbolu. –Adieu. Powodzenia w szukaniu waszego czarnoksiężnika. Uważajcie jednak lepiej na tych Czarnej Róży. Prawdę mówiąc, najszybciej znajdziecie coś w Perfumerii.
Po tych słowach, pochopnych nieco i padających zbyt gęsto, dosiadła Likyusa, który przyklęknął, by sprawiła sobie jak najmniej bólu i z minimalnym skrzywieniem na twarzy zniknęła za następnym lustrem tak nagle, jak i się pojawiła.
[zt]
[Nie znoszę, gdy się mnie pogania, albo choćby wywiera presję. Nie trzymałam was nigdy bez słowa wyjaśnienia. Nie cierpię produkować chłamu, a tak to wygląda, gdy ktoś żąda odpisu w tym samym lub na następny dzień, a ja czasu nie mam. Jeszcze bardziej jednak chyba nie znoszę nie zdawać kolokwium lub zawodzić koleżanki z grupy, więc wybaczcie za priorytety.
Rozumiem, że zdarzają się osoby, które piszą szybciej lub chętniej i należy wybierać partnerów pod siebie, ale czasem zdarza się też Sophie, której bardziej zależy na waszym zdrowiu gdybyście ją spotkali w szpitalu, niż na zadowoleniu tutaj obecnie. Powinniście uszanować też inne obowiązki graczy.
Jeśli ktoś jest nadal chętny na fabułę wdrożenia do Anarchs (to chyba była antyreklama, ale niektóre rzeczy trzeba powiedzieć), to nie będzie sytuacji, w których odpisuję dzień za dzień. Stawiam na jakość, nie sprawność sesji.
→Jeśli ktoś dobrnął do końca epistoły, gratuluję C: ]Charles - 11 Listopad 2015, 19:07 Charles z prędkością atakującej kobry wyrwał Benowi świstek z dłoni i obrócił go kilka razy, jakby miał do czynienia z czymś niesłychanej wagi.
- Uprasza się... bla bla bla... kwota... to pewnie jakaś reklama. Stoją tacy na skrzyżowaniach i rozdają karteluszki z reklamami. Jakby szyldy nie wystarczały! - dodał z wyraźnym niesmakiem, oddając mu ją z powrotem. Bądź co bądź szyldy w świecie Ludzi były wręcz obłędnie kolorowe, migające i błyskające na wszystkie strony, nadając miastu wygląd pokazu fajerwerków. Charles uwielbiał właśnie takie nocne przechadzki, na których wszystko lśniło tym nienaturalnym, zimnym blaskiem, a całe miasto stawało się paradą świateł. I te nonsensowne nazwy, które nigdy nie mówiły nic szczególnego. Przecież lepiej byłoby napisać "Markings & Synowie, buty, paski i insze" zamiast posługiwać się tajemniczymi "Timobajlami" czy "CendAjami". I domyślaj się teraz, człowieku, co oni tam sprzedają!
Zdziwiło go, skąd cyrkówka ma pojęcie o tym, gdzie jest i co porabia Arcyksiąże. Może pochodziła z jego otoczenia? Może była damą dworu? W końcu była dość władcza i na tyle obyta, aby znać się na gatunkach herbat. A "nie będziemy mieli co robić" już w ogóle brzmiało tajemniczo. Choć gdyby wersja z damą się sprawdziła miałoby to swój sens: przecież zostałaby zwolniona.
Jakkolwiek, praca nad supłaniem bandaży została zakończona. Niebieskooka założyła z powrotem swoją koronkową sukienkę, przywracając Charlesowi pełnię wzroku - teraz mógł się jej wnikliwie przyjrzeć. Tak, rzeczywiście, w jej budowie anatomicznej nie było nic ludzkiego, ale modyfikacje te wyglądały całkiem ładnie z długiimi, powykręcanymi palcami na czele, a koronkowa sukienka leżała na niej nader dobrze, nawet ze zgrubieniami bandaży.
I wtedy Charlesa trafił piorun. Błyskawica. Albo lepiej - stratował go koń z napisem "Stracona Szansa" wymalowanym czerwoną farbą na boku. Próbował za nią zawołać, już otworzył usta, ale nieznajoma zniknęła wraz ze swym pupilem za taflą karminowego zwierciadła. Stał przez kilka sekund z otwartymi ustami niczym martwa ryba. Właśnie opatrzył członkinię Anarchs. ANARCHS. Może nawet znała osobiście Vipera! Całe, niezbyt pozytywne wrażenie osunęło się w niebyt. Z jego gardła wydobył się pisk godny Bielieberki podczas koncertu swojego bożka:
- BEN! Słyszałeś? Ona jest z Anarchs! Czy to niesamowite??Ben - 11 Listopad 2015, 22:14 Papierek zaczął wędrować od rąk do rąk zebranych. No może poza Sophie. I poza samym Benem. Ale ej, mogliby chociaż poprosić o zgodę. Ale cóż młody Marionetkarz miał do powiedzenia, kiedy maszyna już ruszyła?
No, wszystko było już gotowe. Bandaże założone, a mandat wrócił do swojego właściciela. A tajemnicza dziewczyna - Szmaragdowa Hrabina de cośtam, jak się przedstawiła - odeszła. I nagle jak grom z jasnego nieba odezwał się do chłopaka Charles. Bo któżby inny? Otome?
- Anarchs? - zdziwił się Ben. I nagle w jego głowie zapaliła się lampka, która w kreskówkach oznacza tyle, co "eureka". - To ci goście, co strasznie nie lubią władzy? Co w tym takiego... ekscytującego? Pytam na poważnie; nie śledzę ich poczynań.Otome - 13 Listopad 2015, 19:49 Operacja "żeberka" została zakończona sukcesem, pacjentka przeżyła, obyło się też bez zgonów lekarzy i osób pobocznych sztuk jeden w postaci Otome, która czekała na jakieś instrukcje dotyczące dalszego celu ich podróży. Tymczasem poszkodowana dziewczyna ubrała się, wypowiedziała dużo niezrozumiałych dla zmęczonej Zjawy słów po czym sobie poszła.
- Deszadonaj? - Otome przekręciła nazwisko tamtej dziewczyny. - Brzmi jak jakaś przyprawa ze wschodu albo środek do prania. - Mężczyźni mogli zwrócić uwagę na fakt, że Zjawa choć kompletnie nie znała żadnego z otaczającego ich światów to wiedziała o rzeczach niezbyt użytecznych do przetrwania. Ale biorąc pod uwagę że byli facetami, i to z z Krainy Luster, pewnie sami nie wiedzieli czym są środki do prania.
Gdy jej towarzysze zaczęli rozmowę o jakichś monarchach i anarchach Otome wyłączyła się z rozmowy i rozglądała się dookoła. Cisza i czerwona pustka. Minuty mijały a w okół nic się nie zmieniało. Nie pojawił się też nikt nowy. W końcu znudzona i zdenerwowana Otome podeszła do Charlesa i ujęła go za rękę, wbijając mu przy tym boleśnie paznokcie w ramię, po czym uśmiechnęła się do niego niewinnie.
- Idziemy gdzieś w końcu? Tutaj nic nie ma...Charles - 14 Listopad 2015, 17:47 Głowa Charlesa pulsowała mu niczym drugie serce, kiedy rzekł:
- Anarchs mają całkowite prawo nie lubić władzy. Ja... podziwiam ich za to, co robią. Wiesz, nigdy nie lubiłem faktu, że jedni mogą rozkazywać innym z racji nie wiedzy czy autorytetu, lecz urodzenia i ilości pieniędzy w sakiewce. Ciebie nie? - dodał spoglądając jeszcze przez chwilę tęsknym wzrokiem na zamknięty portal. Chciałby za nią pójść, powiedzieć Opal, że chciałby do nich dołączyć, że chciałby być taki jak oni. Ale pewnie była już daleko... No i wyglądała na dość zajętą. Ale... ma jeszcze przed sobą szansę. Znał jej imię - to wystarczy.
Dopiero po chwili przypomniał sobie, że oprócz Bena w komnacie znajduje się jeszcze jedna osoba. szybko odwrócił się w kierunku Otome z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Być może rzeczywiście pochodzi ze wschodu, moja droga, ale to nie jest na tyle ważne, skąd jest, a KIM jest. I nie jest czarnoksiężnikiem. Znaczy wszyscy w sumie jesteśmy czarodziejami, czyż nie? To była tylko taka metafora, spokojnie. - dodał. Powolnym krokiem wyszedł przez bramę i spojrzał w czerwoną nieskończoność. "Wystarczy poczekać, aż wyspy ustawią się w odpowiednim układzie i troszkę poskakać. Do Osiedla nie mogło być tak daleko..."
[z/t x3]Raccoon - 17 Listopad 2015, 15:46 Długo krążył bez celu po Krainie Luster. Nie wiedział dokąd się udaje, bo i żadnego z tych miejsc nie znał. Ważne było, aby unikać natrafienia na kogokolwiek czy też cokolwiek. Magia zdecydowanie mu nie służyła i po raz kolejny dostawał piękną nauczkę, żeby nie podążać za żadnymi anonimami namawiającymi do podróży przez ten świat.
Ból, o którym, pewnie niechcący, przypomniał mu Eliot powoli mijał, wyciszał się, choć było to dla niego nie lada wyzwanie. Nawet wypalenie niemalże całej paczki papierosów nie uspokoiło jego nerwów. Ale czy to pierwszy raz? Nie… Przecież walczy ze swoimi demonami odkąd tylko padł strzał. Odkąd tylko padło martwe ciało… Liso, przecież oboje wiemy, że tego nie chciałem. To było… Przypadkiem. Cholernie nieszczęśliwym przypadkiem. I on teraz nie pozwala mi się pozbierać. Potrzebuję odetchnąć. Gdzieś przy tej różowej wariatce.
Dlatego, kiedy tylko Nathan trafił na odpowiednią drogę prowadzącą do przejścia między światami, od razu nią ruszył, bez zbędnego namyślania. Czerwone paskudztwo majaczyło mu przed oczami, lecz nie przywiązywał do niego uwagi. Musiał, nie, chciał się pospieszyć, wrócić do znajomych czterech ścian.
Miał nadzieję, że tym razem zastanie ją w domu. Może i sam zniknął na kilka dobrych dni, ale nie było wątpliwości, że ona robiła to zdecydowanie częściej. I nie umknie jej płazem wyspowiadanie się. Kiedyś na pewno.
ztMari - 18 Listopad 2015, 13:12 Marionette postanowiła wybrać się na spacer do Krainy Luster. Lubiła Szkarłatną jednak była przyzwyczajona jednak to tego drugiego świata. Tam się wychowała, tam walczyła o przetrwanie i tam znalazła swoją nową przyjaciółkę. Tak więc postanowione.
Słyszała, że w okolicy Tęczowej Areny jest tzw. Zielona Estrada. Zaniedbany ogród. Nie powinna tam raczej nikogo być. Nie czuła się za dobrze a jej zmysły też płatały jej figle tak więc wolała nie wchodzić z nikim w interakcje. Tylko spędzić spokojnie czas z Luną.
Kto wie. Może uda jej się zebrać trochę kasztanów i porobić z nich jakieś figurki? Luna musi się wybiegać, a Mari nie miała na to siły tak więc obrała sobie właśnie taki cel tej wycieczki. Zrobienie kilku figurek w czasie gdy Innocenza będzie spokojnie hasać sobie w wysokiej trawie.
Zt.Mirana - 23 Listopad 2015, 19:45 Strażniczka Gaju zjawiła się na powrót w krainie pełnej czerwonej, zwiastującej niebezpieczeństwa przestrzeni. Otchłani. Była wraz ze swoimi wiernymi towarzyszami, ptaszynami i gigantycznym królikiem. Nie lubiła przebywać w tych terenach, nie lubiła oddalać się od zieleni. Tutaj musiała przyjmować postać skamieniałego giganta skalnego, gdyż kontakt z lodowatą posadzką i suchością powietrza sprzyjał jedynie staniu się okazem do zielnika jakiegoś przypadkowego przechodnia.
Choć tyle, że wielkość świątyni bezproblemowo radziła sobie z jej rozmiarami, wciąż samotnie królując w ogromie stworzenia.
- Chodźcie do mnie, na dłonie, trzeba poszukać ogrodów!
Z królikiem wyglądała zupełnie normalnie, ale ptaszyny były przy niej coś jakby duże muchy. Nie megalomania, a wielkość spacerująca jak jej się podoba.
Mirana rzuciła się w dół, mając nadzieje zostać przyciągniętą przez jedną ze skał z ogrodami na powierzchni.
z/tIskra - 3 Grudzień 2015, 01:25 Przeskoczyli z Anceu bliżej portalu, na spokojniejsze tereny. Tygrys wyczuwał, że panienka jest coś nie w sosie, nie komentował więc niczego, zadowalając się ziołową fajką. Ona z kolei w milczeniu założyła naszyjnik i znów schowała go pod bluzę. Evangelina rzadko bywała milcząca. Ten stan nie wróżył niczego dobrego nowemu mieszkaniu. Znaczy, jeszcze bardziej nowemu, bo przecież nie wytrzymała w pierwszym miejscu, które wybrała i przeniosła wszystko do innej kamienicy, po drogiej stronie wewnętrznego dziedzińca osiedla na Kaprysowej. Przynajmniej miał tam więcej przestrzeni. I balkon.
[zt x2]Mari - 3 Grudzień 2015, 13:08 Mari dość sprawnie przyprowadziła Człowieka pod Bramę. Jednak nie przeszła przez nią od razu. Chciała zobaczyć jego reakcje na widok Karminowych Wrót. Pewnie już je widział skoro jakoś dostał się do Krainy Luster.
- Pewnie się domyślasz, że nie idziemy do Świata Ludzi prawda? - zapytała machając lekko swoimi ogonami.
Wzięła Lunę na ręce i przyjrzała się liściom, które ta wzięła z ogrodu.
- Mam nadzieję, że nie jest to dla Ciebie problem, że idziemy do Szkarłatnej Otchłani prawda? - Spojrzała na niego lekko - myślę, jednak, że zainteresuje Cię to co tam zobaczysz.
Uśmiechnęła się do niego tajemniczo jakby na dowód, że mówi prawdę. Czekała na jego reakcję by w końcu udać się do Różanej Wieży, a właściwie do jej domu, który mieścił się na drzewie niedaleko niej.Noritoshi - 5 Grudzień 2015, 02:21 Magiczna Kraina, magiczne są dwie. Był tu nie raz, błądził nawet we mgle. Tym razem zjawia się będąc ubranym całkiem inaczej: jest kobietą przygotowaną na warunki zimowe. Jak gdyby chciała oszukać te Bramy, powiedzieć im: hej, jestem tu nowa! I nic się nie zmieniło, kamień na kamieniu dalej spoczywał. Przeszła więc przez kolejne wrota, ślące ją prosto w Krainę za Lustrem. Co tam ją czeka, kogo spotka? Nie wiedziała, nie miała pojęcia, ale jedno było pewne: cokolwiek będzie, postara się tego nie spieprzyć. Bo i chyba robiła się nieco głodna...