Lani - 18 Październik 2017, 16:01 Kiwnela głową. Tak, powinien im podziękować. Tyle że sa od dawna martwi, a z racji że szamanem nie jest, nie pogada sobie z nimi. Życie. Dobra odpowiedz, spodobała się kuguarowi. W ciszy kiwala głową. Życie jest najcenniejsze. Ludzie nie kupią go sobie za te swoje głupie miedziaki. Ale sprzedać je sprzedają. I to na masową skalę. Mordują się bez powodu, dla zabawy. To chore! Była jeszcze bardziej zadowolona gdy rudy odpuścił z tym dziwnym przesuwaniem. Trzeba oszczędzać energię, jak Lucek przyjdzie będzie BUM.
- Żałuj! Najlepsze co może być. Nawet mięso kuguara nie jest tak dobre. - oblizala sie. Tygrysy sa takie spasione w tutejszych lasach! Nic tylko polować. Nie ma tu problemów ze znalezieniem jedzenia. Choć w lesie Lucka sa same sarny, dziki, lisy i wilki. Czasem trafi się ryslś. U Lani w lesie były same wielkie koty. Uczta dla podniebienia!
Ha! Wiadomo ze szybko. W końcu to Lani! Rudy poszedł na górę, Lani nie szła. Wystarczy że uważnie słucha. No właśnie, słucha. Juz tęten kopyt i zapach Lucka wystarczył by się cała zjezyla. Miała jak to mówią ludzie... Przejebane? Rzuciła miotle gdzieś w kąt. Lucek wparował jak burza! I pachniał jak burza. I ogień. A fe. Jak się wydarl! O bogowie! Az sie chyba dom zatrzasl! Skrzywila się, uszy bolaly. Widziała jego broń i to że jest gotowy. Do walki. Pokazala kly w swoim pierwszym uśmiechu. Az sama zdebiala.
- Lucek widziałeś? Uśmiech wyszedł! - dotknela swoje usta paluchem. Jaaa ale dziwnie.
- Pachnie! Nie śmierdzi! Pachnie krewką i lasem! A to nie trup a jego ręka! Trofeum! Kradziej był u góry w tym twoim pokoju z biurkiem. To go zjadłam! Sam mówiłeś że mogę! - naburmuszyla sie, jej ogon majtal na boki a uszy leżały płasko. - Nie wiem co to Gaw. Mów normalnie! I ogólnie przyszła twoja ruda własność. Tak się przedstawił. Lani myślała ze to kolejny Kradziej ale ma taki medalion co toba pachnie. Naprawia pokój bo dużo krwi miał Kradziej. Nie był smaczny ani trochę! - wzięła trupia rękę i jak gdyby nigdy nic podeszła do lisa. Widać było że jej kroki są ostrożne. - Dla Ciebie! Lani obroniła teren! I karmiłam te darmozjady. Te kolorowe latające i kolorowe pływające! - teraz jedno ucho leżało, a drugie sterczalo. Weźmie czy nie? Ma nawet larwy w sobie. Mięso juz jest be ale larwy są smaczne. Takie słodziutkie.Gawain Keer - 18 Październik 2017, 16:52 Właśnie kończył myć biurko, gdy usłyszał tętent końskich kopyt. Gawain od razu rzucił szmatę w kąt i przykleił się do okna. Yako! Nogi po prostu się pod nim ugięły. Nie miał już siły na nic. Znów zaczął się cały trząść, gdy skumulowane, zepchnięte w najciemniejszy zakamarek umysłu emocje zaczęły szukać ujścia. Przymknął oczy, bo kręciło mu się lekko w głowie. Aż podskoczył w miejscu, gdy usłyszał jak rozjuszone lisie bóstwo otwarło drzwi i wparowało do środka, a każda pochodnia i lampa zajęła się błękitnymi płomieniami. Dobrze, że miały taki, a nie inny kolor. Krew była dobrze widoczna, ale w dalszym ciągu bardziej wyglądała na dzieło Pollocka, a nie scenę zbrodni. Chociaż co z tego? Obraz i tak zdążył wyryć mu się na siatkówkach. Ryk zjeżył każdy rudy kłak na jego ciele, potoczył się echem po kościach. Słysząc, co Yako wykrzykuje, odetchnął ciężko i ukrył twarz w dłoniach, plamiąc blade lico krwią. Uśmiechnął się szaleńczo. A więc jednak demonowi na nim zależało! Jednak wrócił do niego. Tylko czemu tak późno?! Czemu tak to wszystko zostawił?! Czemu nic mu nie powiedział?!
Upaprany krwią na twarzy i ramionach zszedł do tego zwierzyńca. Lani pierniczyła od rzeczy. Zatrzymał się na schodach, bo wolał nie oberwać rykoszetem. Patrzył na nich spod byka, a dłonie zacisnął w pięści.
- Mnie szukasz? Twoja własność żyje! Tylko dzięki temu! - wskazał drżącym palcem na medalion, który unosił się na jego piersi w rytm głębokich i szybkich oddechów. - Gdzieś ty, kurwa, był?! - wydarł się na Yako. - Miałeś na mnie czekać! - dodał groźniejszym, niższym tonem, schodząc powoli po schodach - Nie wiem, gdzie się ostatnio szlajasz... w zasadzie mało mnie to obchodzi, skoro tak łatwo ci zapomnieć i zostawić mnie na pożarcie. Mogłeś wyznaczyć każde miejsce na ziemi. Każde! Rozumiesz?! Ale nieee... ja miałem być tutaj, żeby ONA - wycelował w Lani palcem - mogła zrobić ze mnie pierdolonego zakładnika i zapas żywności, gdy się jej znudzę! - wykrzyczał i odetchnął głośno - A teraz idę to z siebie zmyć... Nnnn! - jego dłonie znów powędrowały ku twarzy. Mocno docisnął do niej palce, wyginając je szponiasto. Stał tak chwilę oddychając spazmatycznie, po czym opuścił ręce i posłał Lani wściekłe spojrzenie. Ciesz się, że nie miałem ze sobą kuszy! Inaczej dowiedziałbym się, jak smakuje puma, bo wierz mi, wpierdoliłbym cię całą! Skoro ona mogła jeść, kogo tylko chciała, to on też mógł! Może kiedyś spróbuje tego pieprzonego tygrysa, cholera go wie! Wywarczał pod nosem serię przekleństw, a potem ruszył szybkim krokiem do łazienki i głośno zasunął za sobą drzwi.
Chwilę potem z pomieszczenia dobiegł głośny ryk, dźwięk zrzucanych rzeczy i rytmiczny łomot. Gawain wyżywał się na wszystkim, co przypadkiem znalazło w zasięgu jego rąk i nóg.
Cień uniósł taboret i rzucił nim z całej siły w ścianę, po czym znów padł na kolana zdyszany. Na podłodze walały się wszelkie szczotki, grzebienie, mydelniczki, szczoteczki, przyrządy do golenia. Coś się rozbiło, coś wgniotło. Keer miał to głęboko w swoim poważaniu. Tym razem jego gardło opuścił głośny, pełen żałości szloch, a łzy zmieszały się z krwią na policzkach. Obraz był rozmyty, bo płakał, ale nie przeszkadzało mu to w umyciu rąk. Podniósł mydło z podłogi i zaczął dokładnie szorować dłonie. Dopiero, gdy były czyste, zdjął medalion z szyi i odłożył go w bezpieczne miejsce. Rozebrał się i wlazł pod prysznic. Chciał to wszystko z siebie zmyć, zetrzeć, zedrzeć, a potem spalić ubrania. Miał wrażenie, że sprzątając ten syf, złapał przynajmniej z dziesięć nowych chorób. Trzykrotnie namydlał się i płukał, by za ostatnim razem zacząć się porządnie szorować szczotką tak długo, aż jego blada skóra zrobiła się różowa. Ale nawet wtedy nie chciał wychodzić z kabiny. Usiadł na podłodze i oparł głowę o kolana. Pozwalał kroplom go masować i rozbijać się na ramionach i plecach. Miał w dupie, co stanie się z Lani, co stanie się z Yako. Zawsze zastawał kompletny cyrk na kółkach. A potem szyj! Lecz! Opiekuj się swoim zidiociałym wybrankiem, drżąc o swoje życie!Yako - 18 Październik 2017, 18:07 - Bardzo ładnie - warknął do niej lekko zbity z tropu. Zachowywała się...jakby nic się nie stało! Co do cholery? Warknął ponownie -śmierdzi śmiercią i zgnilizną - podniósł znów głos i wycelował ostrze Naginaty w jej stronę - nie rób z siebie takiej mądrali! Widzę, że to ręka, ale nadal jest to padlina! Nie życzę sobie takowej w MOIM domu! - zrobił krok w przód, rozjuszony jak byk na torridzie. Źrenice miał wąskie, a kły długie. Wystawały aż z jego ust. Ogon stał prosto, cały najeżony.
- To nie żadna własność! To właśnie Gaw!- wrzasnął na nią -jest mój ale to nie przedmiot aby był moją własnością! Gdzie on jest!- ryknął. Mam głęboko pod ogonem co Lani miała do powiedzenia. Dotarło do niego, że zjadła złodzieja, pewnie on wyłamał zamek w drzwiach, ale to nie do końca ją ratowało. Może trochę, ale na pewno nie zyskała tym w oczach lisa.
Najeżył się jeszcze bardziej, a jego ciało częściowo pokryło czarne futro - czemu do cholery on naprawia a nie Ty?! To Ty zepsułaś nie on! - warknął na nią. Już miał zrobić kolejny krok, gdy usłyszał głos ukochanego. Spojrzał na niego, a serce mu przyspieszyło. Żył! Był cały! Chciał do niego podbiec, przytulić go. Tak bardzo za nim tęsknił, ale jego słowa skutecznie go od tego powstrzymały.
- Gaw...nie...ja- chciał coś powiedzieć, ale rudzielec nie dał mu dojść do słowa. To co mówił Keer tak bardzo go zabolało. Nie chciał, żeby tak mówił...ale wiedział, że zawalił. Nie odpowiedział więc nic. Opuścił głowę i uszy. Złapał się za medalion rozcinając przy tym zarówno koszulkę jak i skórę pod nią. Zacisnął dłoń mocno na zimnym metalu. Serce tak bardzo go bolało. Spojrzał znów na Lani.
- Zakładnik?- warknął - uwięziłaś go tutaj?! Jest moim partnerem i to również jego teren. Nie Twój! Jego! - jeśli Lani nadal była na klęczkach, kopnął ją mocno w bok głowy. Mogło ją to oszołomić jednak na pewno nie straciłaby przyjemności. Jeśli jednak stała, kopnął ją mocno w splot słoneczny. Musiał jakoś wyładować się na czymś...- ja tu wymyślam co Ci kupić, jakie książki przynieść, żebyś dowiedziała się o Świecie Ludzi! Proszę Gawa by kupił coś co pokaże Ci jak żyją ludzie, a Ty co?- zrobił krok w jej stronę - chciałem Cię nagrodzić za pilnowanie Nory, chciałem wierzyć, że jednak umiesz się zachować, że można Cię czegoś nauczyć! - w oczach pojawiły mu się łzy - a Ty postanawiasz przejąć teren? Gówno mnie obchodzi czy karmiłaś ryby i ptaki! Dałyby sobie świetnie radę przez te kilka dni bez jedzenia! W przeciwieństwie do Ciebie! - ruszył szybkim krokiem do ogrodu. Kątem oka zobaczył też w jakim stanie jest drzewo. Widział również zgniłą trawę w miejscu gdzie leżały kości.
Wyciągnął ze swojej skrytki toporki i wziął też ubrania Lani. Rzucił nimi w kotkę - wypierdalaj z mojego terenu!- powiedział niskim, warczącym głosem. Ledwo się powstrzymywał przed tym, żeby jej nie rozszarpać - tylko dlatego, że nie zjadłaś Gawa i zabiłaś włamywacza jeszcze żyjesz! A teraz wypierdalaj z mojego terenu - pokazał jej las - jeśli poczuje tu kiedyś Twój zapach to Cię rozszarpię i spalę! Będę miał piękną skórę, do której będę wycierał buty! - stał i warczał, sapał. Nie miał ochoty jej więcej oglądać. Chciał iść do swojego ukochanego. Słyszał jak ten płacze. Chciał mu wyjaśnić wszystko. Chciał go przytulić, pocieszyć, ale nie mógł tego zrobić, póki ta kupa futra się nie wyniesie.Lani - 18 Październik 2017, 18:26 Oni są jacyś psychiczni. Pierwsza myśl jaka naszła Lani,gdy słuchała jak rudzielec robi kongo w łazience a Lucek się drze. Zakładnik? Heee? Przecież ona nikogo nie przytrzymywała! Jak chciał to mógł se iść, sam postanowił zostać... Dziwa plotą. Nie zwracała uwagi na poszczególne słowa Lucka. Nie miały dla niej żadnej wartości. Nie cieszył się z ręki. Buc jeden. Myśli że sobie pójdzie na prawie dwa tygodnie i to wszystko jej zostawi i będzie jak było? Idiota nie rozumna istota! Przejęła teren? Nie, jakby tak było to by teraz z nim walczyła. Tylko sobie tu zrobila wygodniej. Skoro już miała tu pilnować, to chciała mieć dobrze. Ale Lucek to idiota i nie rozumie. Geje są w siebie zapatrzone jak szczenięta! Idioci, zaślepieni jakimiś durnymi uczuciami. Nuuuda! Drgnely jej uszy na słowo książki i tyle. Stała, z gębą bez żadnego wyrazu. Po prostu się patrzyla na Lucka. A ten ją kopnął z buciora w brzuch. Cóż, spodziewała się raczej ataku jego bronią. Upadła na kolana, kaszlnęła raz. Uciekło trochę śliny. Sapnęła ale się podniosła. Gdy rzucił w nią szmatami i toporami też nic nie zrobiła. Złapała tylko topory, szmat nawet nie obrzuciła spojrzeniem. Westchnęła, przemieniła się w pumę. Wyszła na taras i stała tam chwilę spoglądając na Lucka swoimi złotymi oczami. Jej ogon zwijal sie i rozwijał.
- Kto by pomyślał że jesteś Lusian tak zaślepiony jakimiś nic nie wartymi uczuciami do człowieka? To Cie tylko osłabia. - zrobila sus przed siebie, przeskoczyła płot i już jej nie było. Skierowała się na zachód. Puszczając w niepamięć czas spędzony u Lucka. Co jak co ale do tego ma talent.
Z.TGawain Keer - 18 Październik 2017, 21:26 Słyszał dochodzące z salonu fragmenty rozmów, ale tak naprawdę miał teraz wszystko gdzieś. Chciał miło spędzić ten wieczór. Odpocząć, zapomnieć, przytulić się i może w końcu zasnąć u boku ukochanej osoby. Ale nie było mu to dane. Zamiast tego wysłuchiwał warkotów Lusiana. Sięgnął do kurków i odkręcił wodę na fula. Nie miał zamiaru męczyć się sam. Nie był cholernym męczennikiem lub masochistą, żeby robić z siebie widowisko albo ofiarę. Wstał powoli i syknął. Noga dawała mu się we znaki, podobnie jak ramię, choć to odzywało się głównie w czasie maniakalnego szorowania posadzki i siebie samego.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie może kryć się w łazience przez wieczność. Jasne, miał tu wszystko, czego było mu trzeba. Jeśli się nie wysilał, mógł wytrwać bez snów jakieś trzy miesiące, spać mógł w wannie przykryty ręcznikami, a do picia miał wodę. Jednak poza tymi czterema ścianami istniał jeszcze zewnętrzny świat. Jego ukochany demon, praca i w ogóle. Poza tym te śmiesznie słabe drzwi spalą się raz dwa. Konfrontacja była nieunikniona, więc wolał stanąć do niej ubrany. Zakręcił wodę, wytarł się i sięgnął po jeden ze szlafroków. Na swoje ubrania spojrzał z mieszaniną obrzydzenia i wrogości. To nie były już jego ubrania. Stały się brudnymi szmatami splamionymi posoką kogoś, kto wyzionął ducha dobre pół miesiąca temu. Obrzydliwe strzępy. Tylko buty się jeszcze do czegoś nadawały.
Założył na siebie ciepły i czysty płaszcz kąpielowy. W zupełnym spokoju rozczesał wilgotne włosy i przewiesił medalion przez szyję. Co z tego, że łazienka wyglądała jak pobojowisko. Przynajmniej pasowała do klimatu reszty pomieszczeń i ogrodu tonącego w kościach.
Słyszał koniec kłótni. To jak Yako wywalał Lani z domu. Taa... domu! Srać to. Nie miał zamiaru tu spać. Najwyżej jutro obudzą go robotnicy. Remont powinien być na wykończeniu, a jak znał braci, to nie pozwolili na żadną obsuwę w pracach. W końcu za to im płacił. Poza tym nie mógł tego nawet remontem nazwać, bo nie było czego ratować. Wszystko musieli zrobić od nowa, nie licząc pieca i hydrauliki. Zaczął grzebać w szafce i całe szczęście znalazł jakieś kapcie. Dopiero wtedy postanowił opuścić łazienkę.
Spojrzał na Yako, ale stracił ochotę na rzucanie mu się na szyję. Tak długo na to czekał, a teraz ta opcja wydawała mu się nie do przyjęcia. Był zupełnie padnięty i zawiedziony. Bez słowa poszedł do kuchni i zaczął przygotowywać sobie najzwyklejszą w świecie kawę. Gdy czajnik powoli się nagrzewał, przeszedł przez salon, wziął mięso dla lisa i zawołał Furora. Nakarmił go i pogładził, uspokajał go miłymi słowami, a sam wziął leki ze swojej torby i wrócił do kuchni. Zachowywał się tak, jakby w domu był tylko on i Furor.Yako - 18 Październik 2017, 21:58 Zawarczał jeszcze raz, gdy kocica się odezwała - wynoś się! - powiedział już ciszej, zaciskając dłoń na drzewcu swojej ukochanej broni. Stał tak, patrząc się w podłogę, w miejsce, gdzie leżała gnijąca ręka. Bez namysłu podpalił ją. Tak samo jak skórę na barku i to co się tam znajdowało, razem z książkami, które czytała kocica. Najchętniej spaliłby też wszystko co było uwalane od krwi, ale wiedział, że nie może tego zrobić.
Odwrócił się szybko, słysząc jak Gaw wychodzi z łazienki. Chciał do niego podejść, przytulić go ale widząc jego wzrok zamarł. Obserwował jak Gaw robi sobie kawę, karmi swojego nowego przyjaciela i uspokaja go. Zachowywał się tak jakby nic się nie stało ale jednocześnie...jakby Yako tam w ogóle nie było. Poczuł jak łzy napływają mu do oczu. Jak jego serce boleśnie się zaciska. Dlaczego tak było? Dlaczego Keer tak się zachowywał?
Demon niepewnie poszedł do kuchni -Gawain? - zaczął zachrypniętym od wrzasku głosem -Gaw...ja...przepraszam- mówił niepewnie, patrząc na ukochanego z nadzieją -ja...wróciłem zaledwie kilka godzin temu...miałem tu od razu przyjść ale...usłyszałem że Cierń miał wypadek i ... postanowiłem go odwiedzić... - powiedział cicho. Nie chciał kłamać nie jego. Nie jego rudzielca -zagadałem się...i zupełnie zapomniałem, że jest tutaj Lani...gdybym pamiętał... - pociągnął nosem, cały się trząsł. Nagle poszedł do niego. Nie wytrzymał. Podszedł do Cienia i przytulił go mocno od tyłu -Gaw tak się o Ciebie martwiłem. Tak się bałem, że nie wrócisz, że zamiast Ciebie zastanę tu tylko wiadomość... - po policzkach spływały mu obficie łzy - przepraszam, że jestem takim idiotą, że nie przyszedłem od razu tutaj...tak bardzo Cię przepraszam, że musiałeś to wszystko oglądać, że musiałeś słuchać tego...tak bardzo Cię przepraszam - przytulał Gawaina mocno. Keer mógł poczuć jak wali mu serce, jak co chwila szarpie nim szloch. Naprawdę tęsknił, naprawdę chciał go przy sobie. Żałował tego co zrobił, ale nie myślał. Był idiotą...Gawain Keer - 18 Październik 2017, 22:42 Pisk rozdarł ciszę, ale szybko ucichł. Zastąpił go dźwięk napełnianego wodą kubka. Dobrze, że kawa miała mocny zapach. To pozwoliło Gawainowi choć na moment poczuć się normalnie. Nie odwracał się jednak. Nie chciał patrzeć na ten syf. Zażył tabletkę i oparł się o blat. Słyszał syk palonego ciała, ciche pukanie, gdy larwy pękały od temperatury. Swąd palonej sierści szybko przegonił przeciąg. Chociaż tyle.
Słysząc swoje imię, obejrzał się przez ramię, ale szybko wrócił do gapienia się w kubek przed sobą. Już miał pytać, czego Yako chce, gdy ten wspomniał o Cierniu. Obrócił się napięcie i machnąwszy ręką w stronę wyjścia warknął na Kitsune. - To do niego wracaj, skoro tak się o niego martwisz! - sięgnął po kubek i usiadł przy stole. Noga naprawdę mu dokuczała. Furor nieśmiało zajrzał do środka. Nadal oblizywał pysk po skończonym posiłku, ale nie zbliżał się do Keera zauważając jego złość.
Cień upił łyk kawy i westchnął. - Nie wiem... nie dało się tego zrobić później? Umierał, że nie mogłeś na mnie poczekać te parę godzin więcej, a przynajmniej zająć się Lani? Choćby ją uprzedzić, że ma mnie pod żadnym pozorem nie zjadać? - mówił ze smutkiem, wyrzutem i rozczarowaniem. Bolało, ale nic nie mógł z tym zrobić. Stało się i już się nieodstanie. Przytulony wstał, by wyswobodzić się z uścisku. - Przestań, dobra?! Zachowaj te pierdoły dla kogoś innego. - odszedł od stołu i znerwicowany chodził do kuchni - Oglądać? Słuchać? Zapierdalałem tu ze szmatą, bo nie wiedziałem, czy ta wariatka mnie nie zeżre! Gdyby nie garść twoich kłaków, już bym nie żył! Rozumiesz? - wycedził zaskakująco spokojnym tonem, ale jego dziwne oczy mówiły wszystko. Był wściekły. Po prostu musiał wcześniej odreagować. Oparł się jedną ręką o stół, a palcami drugiej ścisnął nasadę nosa. - Powiedz mi... po co to wszystko co? - znów na niego spojrzał. - Nie wiem, to jakiś test, przesłuchanie, wywiad, casting? Sfajczyłeś mi dom, przespałeś się z Gopnikiem, a teraz wystawiłeś mnie pumie. Fajnie? Mam nadzieję, że tak, bo ja mam dość... - mówił dalej, po czym upił kolejny łyk, wysłuchując tego biadolenia - I naprawdę cudownie jest słyszeć, że się o mnie martwiłeś. Jeśli w ogóle cię to interesuje, to jeszcze wczoraj trwałem w letargu, gdy składano mnie do kupy, po tym jak nafaszerowano mnie ołowiem. Kuszę trafił szlag, a ja wróciłem tutaj w głupiej i bzdurnej nadziei, że cię zastanę - powiedział, po czym zamilkł.
Po cholerę mu zaufał? Miłość? Akurat dzikuska Lani miała tu najwięcej racji. Okazała się być nic nie warta. Nie znaczył dla lisa nic, jeśli ten nie potrafił okazać mu choć odrobiny zainteresowania. Ile razy go zszywał? Ile się nim zajmował, choć nie musiał? Co z tego? Zawsze był ktoś trzeci. Cierń, Gopnik i cholera wie, ilu innych poza nimi. To całe pierdolenie o tym, że go kocha, że miał rodzinę. Wymienianie się medalionami. Bajeczka dla naiwniaków. - Za niedługo muszę wracać do pracy... za dzień, może dwa. - powiedział beznamiętnym tonem. Musiał załatwić parę spraw, ale nie wytrzyma całego tygodnia z Yako. Nie wyobrażał sobie tego. Miał ochotę zerwać i rzucić mu medalionem w oko lub wcisnąć mu go głęboko do gardła, żeby gnojek się nim udławił, ale nie potrafił, bo pierwszy raz w życiu, naprawdę miał na szansę na coś więcej. Wybrał go przecież. Był do niego uwiązany. Czy naprawdę mógł mylić się aż tak bardzo?Yako - 18 Październik 2017, 23:19 Położył po sobie uszy -gdybym chciał to bym siedział u niego! Gdyby to na nim mi zależało to ten medalion wisiałby na jego szyi, a nie na Twojej, a w moim kryły by się czarne, a nie rude włosy - powiedział lekko zirytowany.
Czuł się coraz gorzej, z każdym słowem wypowiadanym przez jego wybranka. Oddychał dość płytko choć jak na razie nie było to aż tak problematyczne - nie miałem zamiaru tam siedzieć aż tyle. Chciałem tylko zobaczyć co u niego bo i tak wywaliło mnie na Odwrócone Osiedle - próbował się jakoś usprawiedliwić - naprawdę całkiem zapomniałem o tej głupiej kocicy...przepraszam Cię za to!
Cofnął się gdy Gaw go odtrącił -nie chcę nikogo innego - wyszeptał na jego słowa. Wpatrywał się w podłogę, bojąc się podnieść wzrok. Wysłuchiwał tych raniących go słów. Tak bardzo czekał na to aż wróci do Gawa. Aż go przytuli, aż poczuje znów jego ciepło. A tu takie coś...jak mogło w ogóle do tego dojść. Skulił się w sobie, słysząc co Gaw musiał robić -przepraszam...ja naprawdę... - z trudem powstrzymywał szloch. Nie wiedział co się z nim dzieje.
Podniósł wzrok na ukochanego, nie rozumiejąc o co ten w ogóle pyta - przepraszam...żadna z tych rzeczy nie była zamierzona...przysięgam! - patrzył mu w oczy błagalnym wzrokiem, chcąc by ten w końcu mu uwierzył, by do niego dotarło -u Ciebie w domu się wystraszyłem, poszedłem do Gopnika bo byłem głodny i wściekły, a nie mógłbym sobie wybaczyć jakbym zrobił Ci krzywdę! Jakbym obudził się z amoku i zobaczył Cię pod sobą sztywnego. Całkiem! A o Lani zapomniałem - tak bardzo chciał się wytłumaczyć, ale widział tylko, że traci ukochanego. Znowu kogoś tracił...
Skrzywił się bo serce zakuło go boleśnie. Skulił się i wbił szpony w materiał koszulki i skórę pod nią. Spojrzał na ukochanego wielkimi oczami, przecząc głową. Nie mogąc uwierzyć w to co słyszy -ale...już wszystko dobrze? - wysapał. Podszedł do Cienia, jednak zatrzymał się, widząc, że ten nie za bardzo ma ochotę na jego towarzystwo.
Słysząc o tym, że musi za niedługo wracać do pracy. Słysząc jakim tonem to wypowiada, znów się skrzywił wbijając szpony głębiej. Oddychał z trudem, zbladł cały - ro...rozumiem - powiedział słabo -tak bardzo cię przepraszam że tak wyszło...przepraszam, że Twój żywiciel okazał się tylko głupim, starym demonem... - jego oczy stały się mętne. Ruszył chwiejnie w stronę tarasu - wiedz jednak, że nigdy nie byłem tak poważny jak wtedy gdy mówiłem Ci co do Ciebie czuje. Nigdy mi na nikim tak nie zależało. Choć i tak pewnie mi nie wierzysz - zaśmiał się krótko - zrozumiem jak nie będziesz chciał ze mną zostać, zasługujesz na kogoś lepszego, kogoś, kto będzie potrafił pokazać swoje uczucia...jeszcze raz Cię przepraszam... - powiedział ledwo słyszalnym głosem - jeśli czegoś byś potrzebował...będę w ogrodzie... - dodał jeszcze i ruszył chwiejnie przed siebie. Ledwo trzymał się na nogach. Gdy tylko znalazł się na zewnątrz, podszedł do podrapanego drzewa i oparł o nie ciężko, z trudem łapiąc chociażby odrobinę powietrza. Robiło mu się ciemno przed oczami, z których znów płynęły łzy.Gawain Keer - 19 Październik 2017, 00:13 Słuchał tłumaczeń. Jak zwykle wszystko wynikało z chwilowej słabości, przypadku lub zaniedbania. Jeśli Yako myślał, że głupie przepraszam coś zmieni, to bardzo się mylił! Oj, naprawdę srogo. Przynajmniej pokazywał jakieś emocje. Płakał, kulił się i kajał. Gawainowi nie było miło, gdy Yako tak wyglądał. Serce ściskał mu żal. Chciałby go przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale wtedy godziłby się na to wszystko, a nie miał takiego zamiaru.
Splótł ręce na piersi i uniósł brew. - Uwierz, ja też nie. Inaczej by mnie tu nie było i nie nosiłbym medalionu - mruknął. Czy serio Kitsune miał go za skończonego idiotę? - Gdyby mi nie zależało, to nie poświęciłbym nawet sekundy na twoje tłumaczenie. Już by mnie tu nie było. - kontynuował - Ale to nie może tak dłużej wyglądać. Nie wytrzymam tak - dodał i dopił kawę w paru haustach. Przejechał dłonią po twarzy, głośno wzdychając. Nie wiedział co robić, myśleć i czuć. Wszystko się ostatnio pieprzyło. Jak zwykle tylko robota szła dobrze. Potrafił jedynie zabijać oraz zrywać zielsko.
- A nie widać, że mnie poskładali? - fuknął na Lusiana. Jasne, że nikt nie zrobił tego z dobroci serca. Julia otrzymała rozkaz i go wypełniła. Nie musiała zostawać na pogawędki i soczek, ale posiedziała z nim choć trochę. Zupełnie obca mu osoba, która na jasnych zasadach mogła przebywać w jego towarzystwie. A oni? Nie mieli praktycznie żadnych, choć Gawain sądził, że skoro Yako był kiedyś w związku, to pojmie na czym polega partnerstwo.
Zmarszczył brwi, widząc, że lisołak znów robi sobie krzywdę. Oderwał jego dłoń od piersi- I nie dokładaj mi roboty! Potrafię tylko zszyć mięśnie i skórę, ale nie jestem chirurgiem! - warknął w złości. - Nie potrzebuję ofiary krwi ani przeprosin. - przeczesał włosy dłonią i pokręcił głową z dezaprobatą. - I masz rację. Nie wierzę. Bo nie chcę. Nie potrzebuję. Zamiast wierzyć wolałbym po prostu wiedzieć. A uczuć pokazujesz wystarczająco wiele - powiedział chłodno i odprowadził demona wzrokiem. Gdy zniknął w ogrodzie, Gawain tylko ciężko westchnął i ruszył do góry, do swojego pokoju. Tam ubrał świeżą bieliznę, ciemnozieloną koszulę i granatowe spodnie. Wrócił jeszcze po buty do łazienki.
Stanął na tarasie i patrzył na swojego ukochanego. Bolało tak bardzo, ale to właśnie dlatego, że coś do niego czuł. I tak było odkąd pamiętał. Znajdował kogoś z kim wydawało mu się, że uda się zbudować coś więcej niż tylko przyjaźń. Każdorazowo poświęcał się nowej znajomości całkowicie, by potem gorzko żałować. Nikt wcześniej tyle o nim nie wiedział. Nikt wcześniej nie odwzajemnił uczucia. Nikt prócz Yako. Chciałby do niego podejść, ale nie wiedział, co miałby powiedzieć. Usiadł na deskach tarasu i patrzył pod nogi. Nawet nie zauważył, gdy Furor znalazł się obok niego. Dopiero gdy zwierz trącił go nosem, zaczął go bezwiednie głaskać.Yako - 19 Październik 2017, 00:37 Słuchał go ze spuszczonym wzrokiem. Dlaczego skoro mu zależało tak go ranił i ... nie widział, że coś jest nie tak. Demon sam nie umiał powiedzieć co, ale czuł się źle. Ne tylko psychicznie.
- po...powiedz mi jak mam się zmienić...postaram się jak mogę - powiedział cicho, beznamiętnie. Przecież nie o to chodziło w związku...nie o to by się zmieniać. Nie tak bezpośrednio. Przecież chodziło o akceptacje. Kitsune w Cieniu chciałby tylko zmienić to, żeby ten pił mniej, ale wszystko inne zaakceptował. Jego niebezpieczną pracę, inny wygląd. Nawet humorki. A teraz okazuje się, że sam ma się zmienić. Jednak nie potrafił tego zrobić sam. Jednak dla Gawa chciał się zmienić, a przynajmniej się postarać. Jednak dlaczego Gaw nie widział, że mimo iż Yako był demonem, który miał gdzieś życie i uczucia innych się przed nim kaja. To już powinno mu pokazać jak bardzo mu zależy.
Cofnął się, słysząc jak Cień na niego fuczy. Nic jednak nie powiedział. Widział, że jest poskładany, ale to nie znaczyło, że czuł się dobrze. Nie chciał go jednak denerwować. Z każdym jego słowem czuł się coraz gorzej.
Spojrzał zaskoczony na krew na swojej dłoni. Nie czuł nawet pazurów, to nie przez nie czuł ból - gome... - bąknął tylko ale od razu znów przyłożył dłoń do serca. Cofnął się też, zachowując między nim pewien dystans. Nie patrzył na niego. Nie potrafił.
- Wybacz, że nie potrafię Ci dać tego czego ode mnie oczekujesz...nie wiem jak Ci mam to udowodnić...może po prostu nie jestem zdolny do tego...ale zostało z góry założone, że demon nie może mieć nikogo na kim by mu zależało - wzruszył ramionami przez co tylko skrzywił się znów z bólu.
Gdy dotarł do trzeba stał chwilę po czym osunął się, zdzierając skórzaną kurtkę o korę drzewa. Słysząc jak Gaw wychodzi na taras, zerknął w jego stronę. Ale rudzielec nie podszedł do niego. Siedział tam i głaskał tego swojego nowego lisa. Kitsune poczuł się jakby został zastąpiony przez kogoś innego. Przesunął się tak, by siedzieć tyłem do Cienia i jednocześnie mieć między nim a sobą drzewo i skulił się bardziej. Podkulił nogi i zaskomlał cicho z bólu. Czemu to do cholery tak boli? Czemu nie mogę oddychać? Myślał gorączkowo ale nie wołał o pomoc. Miał wrażenie, że właśnie na to zasłużył, by teraz tu zdechnąć. I tak nikt by po nim nie zapłakał.Gawain Keer - 19 Październik 2017, 01:33 Przymknął na moment oczy i odetchnął, zbierając myśli. Pokręcił głową - To nie tak, że oczekuję od ciebie zmiany. Wiem, że nie wystarczy ci jeden żywiciel... choć ciężko mi czasem znieść tę myśl. Po prostu... czemu zawsze musi być ktoś między nami? - zapytał smutno. Był zazdrosny i to cholernie, ale co miał zrobić? Zabić Gopnika, zabić Ciernia, zabić wszystkich na całym świecie, żeby zostali tylko we dwoje? Yako był o niego zazdrosny, dlatego pozbył się Rity, bo nie wyglądał na takiego, co sprzątałby syf zostawiony przez Cienia. Chciałby odwdzięczyć się tym samym.
Gdy brunet się od niego odsunął, Keer machnął ręką, jakby chciał go złapać. Opuścił ją jednak tak szybko, jak ją uniósł. Zacisnął dłoń w pięść i miętosił kciuka resztą palców.
Drapał Furora między uszami, ale w końcu nie wytrzymał, gdy zwierzak coś usłyszał i nagle wstał, by wpatrywać się w drzewo, za którym skrył się lisołak. Cień pospiesznie przeszedł przez trawę i stanął przed demonem. Zmarszczył brwi. Coś było mocno nie tak z lisem. Przyklęknął przy nim i przyłożył dłoń do jego piersi. - Oddychaj spokojnie - mruknął. Jego serce biło straszliwie szybko. Złapał go za barki i przycisnął do drzewa, by się tak nie kulił. To tylko utrudnia oddech. - Nie uważam, że nie zasługujesz na mnie. Nie jestem wcale lepszy. Ale chciałbym, żebyś nie zostawiał mnie w tyle. Żebyś nie obiecywał, jeśli nie masz zamiaru dotrzymać słowa. Jesteś dla mnie wszystkim... - mówił cicho, ale wiedział, że demon doskonale go słyszy. Sam nie wiedział, czemu to wszystko wygadywał. Niepewnie go do siebie przytulił i ukrył twarz w zgięciu jego szyi. Nagle docisnął go do siebie mocniej i zadrżał lekko - Siejesz w mojej głowie prawdziwy zamęt. - dodał ze strachem. - Gdy tu wszedłem i zobaczyłem to wszystko początkowo myślałem, że po prostu ktoś się włamał, zostawił otwarte drzwi, a potem nalazło tu bestii. Jak zobaczyłem pumę, to przypomniałem sobie, że wspominałeś coś o Lani, ale było już za późno, by uciec. Myślałem, że mnie zostawiłeś, bo zrobiłem się niewygodny. Bo za bardzo naciskałem. Bo śmiałem liczyć na coś więcej niż przelotne schadzki. Naprawdę bałem się, że zginę. - odsunął się od bruneta. Był cały roztrzęsiony. Kłębek nerwów, który uśmiechał się, jakby chciał dodać sobie otuchy - To byłby taki prosty sposób. Zostawić mnie, a potem obwieścić światu, że nie zdążyłeś i urządzić polowanie na głupią dzikuskę, co nie? - dodał łamiącym się głosem, po czym zaśmiał się nerwowo, wpatrując się w lisa szeroko otwartymi oczami. - A ty wróciłeś! - mówił między spazmatycznymi oddechami - I mógłbym być kimkolwiek lub czymkolwiek zechcesz, bo kocham cię do szaleństwa! Mogę być nawet twoją własnością, jeśli tylko tego chcesz! - uśmiechnął się szerzej, rozkładając ramiona.
Nie myślał teraz o tym, czy Yako go zostawi. Co sobie pomyśli. Czy uzna go za wariata lub niebezpiecznego szaleńca. Myślał tylko o tym, by być z Yako. By oddychać tym samym powietrzem. Dbać o niego, kochać, całować, wielbić. By był tylko z nim. A jednocześnie był wściekły na Ciernia i Gopnika. Na każdego, kto śmiał odciągać jego ukochanego demona od niego. Oni gówno o nim wiedzieli. Nie widzieli snów Yako, jego zmartwień i lęków. Przed nimi tego nie pokazywał. - Naprawdę zrobię dla ciebie wszystko! - przytulił go znowu mocno do siebie i gładził po głowie.Yako - 19 Październik 2017, 02:06 Siedział z zamkniętym oczami, kuląc się z bólu. Nawet nie zauważył kiedy rudzielec do niego podszedł. Słysząc jego głos spojrzał na niego niezbyt przytomnie. Stęknął, gdy Gaw zmusił go do tego by się wyprostował. Starał się uspokoić oddech ale nie było to proste. Panikował. Bał się jak jeszcze nigdy. Bał się, że znów straci bliską sobie osobę. Osobę, którą jako pierwszą pokochał całym sobą. Wiedział, że nie ma tu co liczyć na taki związek jak z Natalie, ale chciał być z nim. Chciał się nim zajmować, chciał go mieć przy sobie. Nie chciał już być sam.
Przyłożył mu drżącą dłoń do policzka, bardzo niepewnie - ja naprawdę chciałem na Ciebie czekać. Chciałem Cię przytulić jak wrócisz. Wyściskać, wycałować... ale jestem jaki jestem...nie umiem dotrzymać nawet tak prostej obietnicy- pociągnął nosem i szarpnął nim potężny szloch.
Otworzył szerzej oczy, gdy Gaw go do siebie przytulił. Sapnął gdy wzmocnił uścisk - znów będziesz brudny - wyszeptał z trudem.
Słuchał wszystkiego z zapartym tchem. Trochę się dzięki temu uspokoił, ale nadal było mu słabo, a serce bolało. Pewnie nie przejdzie mu to tak szybko jakby tego chciał - masz rację, to byłby bardzo prosty sposób - przyznał -ale ja nie zrobiłbym czegoś takiego. Wolę zabijać własnymi rękami - powiedział przytulając go do siebie -a Ciebie nie potrafiłbym zabić. Prędzej sam stanąłbym na linii kuszy u dał się zastrzelić- westchnął. Spoglądał mu w dziwne oczy. Jego nadal były lekko mętne, nieprzytomne. Miał lekki problem ze skupieniem się na słowach Keera.
- Wróciłem...gdyby nie Ty to pewnie nadal siedziałbym w Świecie Ludzi i pracował- powiedział, lekko się uśmiechając. Położył po sobie uszy i warknął cicho. Złapał Cienia za brodę i zmusił by spojrzał mu w oczy - nigdy tak nie mów - powiedział słabym głosem -jesteś mój, ale nie jesteś moją własnością. Jesteśmy równi, nie zapominaj o tym - pocałował go delikatnie w usta. Nie nachalne, po prostu krótki, delikatny całus - chcę, żebyś był sobą. Moim Cieniem, osobistym dręczycielem, który zawsze wymyśli powód aby się mnie uczepić. Moim wrednym rudzielcem, na którego zawsze mogę liczyć mimo, że sam nie potrafię prostej obietnicy.
Przytulił go mocno do siebie. Oddychał płytko ale już był to jednak spokojniejszy oddech, nie taki spazmatyczny - ja też zrobię dla Ciebie wszystko. Kocham Cię...nie wiem co bym bez Ciebie zrobił - przyznał i znów pociągnął nosem bardziej przyciskając go do siebie.
W końcu jednak poluźnił uścisk ale go nie puszczał -przez Ciebie dziś prawie znów zabiłem - wyszeptał marudnym głosem - gość w stajni nie chciał mi dać konia tylko dlatego, że jest środek nocy - przyznał -a chciałem tu dotrzeć jak najszybciej. Całe szczęście pieniądze podziałały - powiedział, opierając ciężko głowę na ramieniu ukochanego. Bojąc się, że gdy go puści, ten zniknie i już nigdy nie wróci. Przepadnie.Gawain Keer - 19 Październik 2017, 18:38 - A ja Ciebie. Czekałem na to cały tydzień. Tak bardzo się stęskniłem! - sapnął. Cały ten tydzień dłużył mu się straszliwie. Jak najlepsza ciągutka z Cukierkowej. Na dodatek nie mógł nawet o tym pogadać. Nie miał z kim, bo wszyscy rozeszli się w swoją stronę po zakończonej operacji. - Od Ciebie mogę się brudzić zawsze - wyszeptał. Krew jego ukochanego nie była odstręczająca. Dlaczego miałaby być? Może dość dziś się jej dziś naoglądał i zawsze złościło go, gdy Yako robił sobie krzywdę, ale teraz nie było to istotne. Chciał, żeby poczuł się lepiej. Wyglądał na półprzytomnego i roztrzęsionego. - Nie mów tak... wiesz, że tego nie zrobię. Raz wystarczy - otarł jego łzy. Musiał faktycznie przesadzić z reakcją, że doprowadził kochanka do takiego stanu. Też mógł mieć cięższy dzień, a do tego się stęsknił i zamartwiał przez cały ten czas. Keerowi zrobiło się głupio i przez chwilę obawiał się, że lis go zostawi. Uzna życie z kimś tak wybuchowym za niemożliwe. Ale każde kolejne słowo przekonywało rudego niedowiarka o tym, że jest zupełnie przeciwnie, choć ostrzegawczy warkot trochę go spłoszył.
Równi? Niby gdzie? Nie miał takiego doświadczenia i siły jaką dysponował Kitsune. Czym zasłużył sobie na równe traktowanie? Tylko doprowadzał go do furii lub płaczu. Dziś doszedł do tego atak paniki. Sam takich doświadczał, więc wiedział, że ma się wtedy wrażenie umierania. Wszystko się trzęsie, nie można oddychać i mówić. Zostaje tylko strach.
Nie miał nawet jak na to odpowiedzieć, bo pocałunek wyczyścił jego umysł z wszelkich myśli. Pozwolił mu się uspokoić. Usiadł na piętach z palcami przyciśniętymi do warg i słuchał demona dalej.
Na hasło dręczyciel spojrzał mu prosto w oczy. Chciałby mu powiedzieć prawdę, że naprawdę jest Dręczycielem, ale za bardzo by ryzykował. Żywiciele lubili go i ufali mu bardziej niż powinni, ale gdy dowiadywali się, czemu tak się dzieje, czuli się oszukani i zdradzeni. On również, bo nigdy nie pozował na kogoś idealnego. Nie jawił się jako materiał na idealnego męża lub przyszłego ojca. Był pełen skaz i nie ukrywał ich. A inni często bajerowali. Mili, przystojni, wykształceni i obyci faceci po zdobyciu uwagi kobiety, na której im zależało, zmieniali się nie do poznania.
- Ja Ciebie też Yako... mój ciamajdowaty lisie - pogładził go po głowie. Chyba była im potrzebna ta sprzeczka. On wypłakał się w łazience, a Kitsune tu, w jego ramię. Zaśmiał się krótko na opowiastkę o stajennym. - Dobrze, że go nie ukradłeś - powiedział cicho i wstał wyciągając ręce do demona. - Chodźmy do środka. Nie musimy tu dzisiaj spać, ale chciałbym chociaż cię obejrzeć zanim pójdziemy - wytłumaczył.Yako - 19 Październik 2017, 20:12 - Ten tydzień był za długi- przyznał posyłając mu słaby uśmiech - w szczególności, że większość tego czasu grzecznie leżałem w łóżeczku i dochodziłem do siebie, żebyś na mnie nie warczał, że znów robię głupoty- powiedział naburmuszony. Chciał jakoś pokazać Gawowi, że docenia jego pracę. Nie chciał niszczyć tego co ten zrobił. Już wystarczyło, że co chwila dokładał mu roboty.
Opuścił niepewnie wzrok - ale nie chcę, żebyś musiał to robić za często- przyznał niepewnie. Nie chciał żeby Gaw chodził ubrudzony krwią. A tym bardziej jego.
Pogładził go delikatnie po boku głowy. Ręce nadal mu drżały. Serce kuło cały czas, ale powoli się uspokajał. Po jego skroni spłynęła stróżka potu, jednak nie zwrócił na nią nawet uwagi. Skupiał się teraz na swoim ukochanym, do którego w końcu wrócił. Który był tutaj przed nim. Dopiero teraz czuł tak naprawdę jak bardzo za nim tęsknił, jak bardzo cieszy się na jego widok, że jest cały i zdrowy. Ogon lisa delikatnie poruszał się, bijąc o trawę.
Posłał mu blady uśmiech, gdy Gaw spojrzał mu w oczy. Oczy demona były zmęczone jakby nagle odczuł ciężar tych wszystkich lat które przeżył. - nie jestem ciapowaty - burknął odwracając obrażony wzrok. Spojrzał jednak znów na swojego Cienia - a po co mi stajenny? Chyba jedynie by odwrócić uwagę Lani, ale nie wiem po co innego miałbym go kraść- udał zamyślonego po czym spojrzał na rudzielca jak na jakiegoś głupka. Oczywiście się droczył. Widać poczuł się trochę lepiej.
Przytaknął głową i przyjął pomocną dłoń. Wstał z trudem i powoli ruszył do domu, rozmasowując okolice serca. Oddech już prawie mu się ustabilizował. Uszy miał położone, spojrzał na ukochanego -nie musisz mnie oglądać, to tylko kilka zadrapań - powiedział cicho -ale muszę się przebrać...a Ty chyba musisz mi kogoś przedstawić - wykonał delikatny ruch głowa w stronę drugiego wejścia, gdzie nadal stał niepewny Furbo - chyba, że przez ten atak dwoi mi się w oczach i tylko mi się wydaje, że widzę dwa rudzielce?Gawain Keer - 19 Październik 2017, 20:48 - To dobrze - odparł zadowolony. Yako nigdy nie pozwalał sobie na odpoczynek i robił z siebie herosa, a tu proszę! Jednak potrafił usiedzieć na tyłku kilka dni i nie sprawiać problemów. Pewnie dlatego był dziś taki poruszony wszystkim. - To uważaj na siebie trochę, dobra? - powiedział bez złości. W jego oczach kryła się troska. - Od naszego pierwszego spotkania może przez dwa dni nie miałeś żadnych ran. Musisz zacząć o siebie bardziej dbać, wariacie - szepnął jeszcze i podrapał go pieszczotliwie pod brodą. Yako wyglądał jak siedem nieszczęść. Zapocony i zdyszany trząsł się jak osika, ale przynajmniej humor mu wracał, bo ogon lekko mu latał, a uszy odkleiły się od włosów. Był wykończony. Oboje potrzebowali wakacji.
Fuknął pod nosem rozbawiony. Wcale nie był ciapowaty, nic a nic! Co z tego, że cały czas podkładał się w głupi sposób i wracał w strzępach? A za droczenie się należał się słaby kuksaniec - No ja myślę. Jeszcze z jednym się użerać! - prychnął niezadowolony, marszcząc brwi, ale zaraz się rozpogodził.
Pomógł mu wstać i przytrzymał go, aż nie złapał równowagi. Zirytowany przewrócił oczami i westchnął - Dobra, ale zdezynfekuj to chociaż - mruknął bez przekonania, ale męczenie i upieranie się przy swoim nie sprawi, że Yako magicznie poczuje się lepiej. Gdy brunet wspomniał o przedstawianiu kogoś, Cień spojrzał w kierunku wskazanym przez kochanka. - Ach, on! To Furor, złodziej skórzanych pasków i kanapek, łapserdak i przybłęda - powiedział i schylił się, by poklepać się po udach - No chodź się pokazać, skurwielu mały! - zagruchał do zwierzaka na co ten zerwał się z miejsca i zadowolony podbiegł do nich z wywalonym na wierzch jęzorem. Najpierw połasił się do Gawaina, który na moment przy nim przyklęknął, a potem zaczął obwąchiwać i obskakiwać Yako. - Jak normalnie na wszystkich warczy, to nie ma problemu z innymi lisami - spojrzał z dołu na demona i wzruszył ramionami. Gdy Furor przywitał się już z Yako, odbiegł od niego i okrążył Gawaina, by móc łypać na obcego zza pleców Cienia. Teraz dwie pary bursztynowych oczu wpatrywały się w bruneta. - Nie, że podobny? - mruknął i zaczął iść w kierunku domu. - Od naszego wypadku z kuszą wokół mnie same lisy - westchnął z dziwnym uśmiechem, przeczesując włosy - Rzuciłeś na mnie klątwę. Obraziłem lisie bóstwo, a ten pokarał mnie w najbardziej przewrotny sposób. Los dał mi więcej lisów - zerknął na Yako.