To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Herbaciane Łąki - Fusowy Gaj

Cecille - 11 Lipiec 2011, 16:26

Ahhh, proszę, proszę, kto by pomyślał, że kobietka nagle uraczy złotowłosą tak pokaźną dawką temperamentu, choć z drugiej strony, czy faktycznie jej, co tu dużo mówić - krnąbrne poczynania byłyby zdolne do wyprowadzenia jej z równowagi? Jak właśnie przyszło jej doświadczyć, odpowiedź wydawała się być twierdząca. Co jak co, ale drażliwości nie można było jej odmówić, z której to w trymiga, Cecille zaczęła czerpać niespodziewaną radość. Nie co dzień przeto widuje się tak rozgorączkowane istoty, a każde, niepohamowane uczucie zdawało się być na wagę złota. Czy można było ją winić za tak drobny psikus? Skądże znowu, winy godne w tym przypadku było jej wychowanie i odwiecznie wpojone przekonanie, iż niezależnie od chwytów i posunięć, nie czynią one krzywdy dumie jeżeli prowadzą do osiągnięcia obranego celu. Tak też było i w tym przypadku. Chęć pozyskania informacji, przyprawiona garścią nieufności i kroplą mimowolnie przyjemnej złośliwości, która to dudniła w drobnym, imbrykowym ciałku popchnęła ją do popełnienia zbrodni. Ah, nieszczęsna ona. Narcystyczna, nieumiarkowana, pyszna, a nader wszystko dumna i nierzadko kompletnie ignorująca cudze uczucia... diablica. Ale jaka urocza diablica.
- No proszę, jakie ciekawe notatki... zupełnie jakby kreślone dłonią Lunatyka.
Westchnęła i zeskoczyła z pnia, zgrabnie lądując na błyszczących trzewiczkach. Niestety rozumiany przez nią gest przyjaźni nie został odebrany owacjami, ni radością tym bardziej, a skwitowany marnym i napełniającym ją niejaką goryczą, posunięciem Lillian. Jaka szkoda. Ot tak, po prostu odejdzie? Zostawi ją, nie racząc nawet słowem? Ah, cóż za paskudny scenariusz.
- Uraziłam Cię, moja Panno?
Słowikowy głos rozległ się tuż przy lewym uchu, raczonym wcześniej delikatną pieszczotą. Koszmar Lillian uległ materializacji, w postaci depczącej po jej drobnych piętkach dziewczyny. Tak, tak, nie odstąpiła jej na krok od momentu jej niegrzecznego zakończenia ich konwersacji, a gwoli ścisłości - jego całkowitego i niewybaczalnego braku.

Anonymous - 11 Lipiec 2011, 16:40

Lil zwyczajnie zignorowała uwagę Cecille co do notatek, jednak szepnięcie do jej ucha nie zostało przyjęte tak źle. Ciemnowłosa zatrzymała się, a po jej ciele przeszedł miły dreszcz. Ach, jaki miły dla słuchu był ten głos. Lil westchnęła głęboko i spojrzała przez ramię na blondynkę.
- Tak. Uraziłaś mnie tym... - powiedziała cicho i spojrzała towarzyszce na chwilę w oczy. Możliwe, że znowu by utonęła w tym przepięknym błękicie, gdyby nie wydarzenia, które miały miejsce przed chwilą. Skończyło się na delikatnym uśmiechu.
- Powinnam Cię tu teraz zostawić samą jak palec i nigdy więcej się do Ciebie nie odzywać... - stwierdziła Lily i spojrzała przed siebie - ... jednak masz w sobie coś takiego, co nie pozwala mi się na Ciebie długo gniewać. Pewnie teraz jesteś z siebie w pełni zadowolona, co? - dodała. No tak, jej natura znów dała o sobie znać. Nie dała pełnego upustu emocjom, więc mogła szybko puścić w niepamięć przestępstwo, którego dopuściła się Cecille. W sumie nie zdziwi się, jeśli teraz blondynka znów spróbuje poczytać jej notatki. Kto wie, może warto jej pozwolić? Może to ta jedyna na świecie osoba, która dostanie pozwolenie na wertowanie wzrokiem każdej pojedynczej stronicy tego notatnika, który był teraz niemiłosiernie przyciśnięty do klatki piersiowej ciemnowłosej lunatyczki. Stojąc tak w Fusowym Gaju Lillian myślała, czy nie lepiej byłoby już po prostu pójść do domu i obejrzeć jakiegoś dennego filmu, wypożyczonego kiedyś w świecie ludzi.

Cecille - 11 Lipiec 2011, 17:26

Choć przez cień chwili jej czoło spowijały chmury, zaś dotąd łagodny obraz lica zastąpił pełen zacięcia wyraz, nadal jej twarz była niewysłowienie urocza w odbiorze imbryka. Jednak to co napełniło ją niejakim zmartwieniem ni było zdawać by się mogło, nieprzychylną postawą Lillian, oj nie. To ignorancja ją zakuła. I choć jakikolwiek symptom dający podstawę do podejrzeń w tej kwestii nie zdradził Cecille, w głębi tkwiła już dość odczuwalna, piekielnie ostra szpilka.
- Oh, ufam, iż wybaczysz mi ten niewinny żarcik.
Odpowiedziała łagodnie, nadal machinalnie pochylona nad dziewczęciem, czule szepcząc wprost w jej drobne uszko. Spojrzenie jakim ją uraczyła zostało prędko spostrzeżone przez parę wybitnie przenikliwych tęczówek. Podobny i nieuchronny los czekał subtelny grymas jej warg, nagle wyginających się w łagodny półksiężyc. A jednak się nie gniewała? Przynajmniej nie na tyle, aby odmówić sobie jej towarzystwa. Pozostawało zadać pytanie, czy wszystkim dotychczasowym poczynaniom blondynki nie przyświęcał żaden cel? Pudło. Każde słowo, każdy gest, również i reakcje monitorowane na bieżąco... wszystko to było misterną plątaniną przyczyn i skutków. Przewidywalność, moi drodzy, nad wszechmiar ona była tu kluczowym gościem, od którego nie sposób było uciec.
- Poniekąd. Cieszy mnie, iż to Ciebie spotkałam w tym lesie i że gdy tak desperacko ode mnie uciekałaś, ruszyłam w ślad Twych kroków. Czy nie sądzisz, że jest to wystarczający powód ku szczęściu?
Odparła z przekąsem, nieco ironicznie, nie bez nagłej nonszalancji i całkowitej beztroski w głosie, zupełnie jakby nie rozbrzmiał on naprawdę, a nazbyt wręcz przypominał ten z marzeń sennych, myśli. Zapewne i taki jego obraz odebrała jej towarzyszka, rzecz jasna nie bez inicjatywy panny Tichy.
Tymczasem, gdy buzujące myśli skryte pod baldachimem ciemnych kosmyków ulegały nieuchronnej kumulacji i zmieszaniu, złotowłose dziewczę nie pozostawało bierne. Nim mogła na dobre poczuć, iż coś w jej otoczeniu ulega zmianie, rachityczne dłonie Cecylii opadły na jej pierś, splatając się w niejakich kajdanach na jej ramionach i szyi. Była w potrzasku, wykonanym z niejakich gałęzi opatrzonych w alabastrową skórę i bijące od nich ciepło... niespodziewanie przyjemne więzienie spadło na nią równie nagle, jak działania kobiety. Koniec tego teatru zdawał się ciągnąć w nieskończoność, a niezbitym ku temu dowodem był dotyk zgrabnego podbródka na ramieniu Lillian, a następnie poczucie ciężaru opartej na niej głowy i ckliwe, delikatne muśnięcie upstrzonych malinami warg na jej policzku. Drobna intryga, pilnie uknuta pod łagodną, złotą kopułą jej główki.
- Opuszczam Cię już, mein Fräulein. Pilne sprawy nie cierpią zwłoki.
Szept musnął membrany i dostał się do głębszych czeluści narządu, wprawiając jego trybiki w rozkoszne drżenie. Z pozoru przyjemna chwila, gesty zbliżona bardziej poczynaniom kochanków, niźli nowo poznanych dziewcząt, zatrzymały się wraz z rozplecieniem ramion i oderwaniem się od ciemnowłosej. Cecille nie zamierzała marnować czasu, zaś jej słowa bardzo często towarzyszyły pozbawionym opieszałości czynom. Nie odwróciła się, jednak jej szczupłe łydki wykonały salwę drobnych kroczków, sześciu, jeśli by zliczyć i na moment przystanęły.
- Niedługo się znów ujrzymy, Lillian.
Pożegnanie czy zapowiedź rychłych wydarzeń? Nie sposób było odgadnąć jakie przesłanki stały za tymi słowami. Odkryciem, nie wprawiającym w zbytnie zaskoczenie było odwrócenie się diablicy na pięcie i ruszenie żwawym krokiem w stronę jej przybycia.

Anonymous - 12 Lipiec 2011, 17:27

- Możliwe, że to rzeczywiście dobry powód. - mruknęła Lil, jakby od niechcenia. Miłe dreszcze dalej urządzały sobie wyścigi na jej skórze, coraz to intensywniejsze z każdym słowem wypowiedzianym do jej ucha przez Cecille. Wtedy właśnie ciemnowłosa została zakuta w "kajdany" stworzone z rąk swojej towarzyszki. Będąc pod wpływem obecnej atmosfery i niejakiego odurzenia zapachem bijącym od blondynki, Lily zabrała jedną dłoń z notatnika i położyła ją czym prędzej na splecionych dłoniach Cecille. Gdy ta pocałowała ją w policzek, dziewczyna wpadła w głębszy trans i uśmiechnęła się sama do siebie. Nie miała najmniejszego zamiaru puszczać teraz gdziekolwiek tej jakże uroczej diablicy. Niestety, to ona chciała odejść. Wyzwolona z uścisku, nieodurzana już dłużej wspaniałym zapachem, Lillian położyła swój notatnik wraz z ołówkiem gdzieś na ziemi i podbiegła do blondynki, chwytając ją za dłoń i splatając ją ze swoją własną. W tym momencie coś zadziałało na ciemnowłosą tak silnie, że niemal straciła rozum. Jednak to, co zrobiła można w sumie porównać do utraty rozumu, bowiem niedawno zawstydzona do granic możliwości Lil złożyła czuły pocałunek na ustach swojej ledwie poznanej znajomej. Fakt, że zrobiła coś idiotycznego dotarł do niej po kilku sekundach, jednak nie chciała jeszcze o tym myśleć. Po prostu delektowała się słodkim smakiem warg blondynki.
Cecille - 12 Lipiec 2011, 18:03

Spokojny, nieco skoczny krok, cicha melodia ulatująca słabym tonem spod warg oraz perspektywa rychłego powrotu do swojej utęsknionej chatki w tym momencie towarzyszyła dziewczęciu. Nie zerkała przez ramię, nie miała i także takiego zamiaru, gdyż zbliżający się, migoczący niczym oaza w sercu pustyni obraz jej domu, był niesamowicie kuszący. Nie trudno się więc dziwić, że czym prędzej chciała do niego dotrzeć i dokładnie nasycić zachłanny wzrok wszystkimi zdobytymi skarbami podczas leśnej wycieczki. Jakim zaskoczeniem okazał się być niepokojący hałas za jej plecami, a także seria wydarzeń, mu towarzyszących. Nim poderwała się z miejsca, gotowa do szybkiego piruetu i zwróceniu zaniepokojonych tęczówek w tył, jej dłoń nagle powiadomiła o niespodziewanym stanie, o pozbawionym taktu i rozwagi wtargnięciu na nią cudzych palców. Na tym jednak nie poprzestano. Delikatnie odwrócone ciało złotowłosej wyprężyło się w szokującym wyrazie strachu zmieszanego z niepokojem i odrobiną irytacji, jednak nie na długo.
Tym co śmiało mogło wprawić w przerażenie nie jedną istotę, był grymas, który brutalnie wpełzł na jej twarz. Był to swoisty niemy krzyk, nie desperacji, nie lęku, a potwornego i wszechogarniającego zszokowania. Nim wzrok odzyskał rozum, czuła już zadziwiające ciepło bijące od skóry, która w tym właśnie momencie nachalnie przylgnęła do jej warg. Kosz pełen ciemnych piękności runął z cichym łoskotem na miękkim runie, rozsypując swoją całą zawartość na kształt pełnego nieładu arcydzieła. Dopiero w tej chwili ulatująca w powietrzu świadomość, poprzez swoją nieobecność usiłująca wmówić sobie, iż obecna sytuacja tak naprawdę nie ma miejsca i jest czystym wytworem jej wyobraźni, głośnym świstem powróciła do głowy Cecille. Wszystko to trwało niespełna kilka sekund, moment wystarczający do wypowiedzenia w myślach 1, 2 i 3... i wtedy nastąpiła konkluzja. Szeroko otwarte oczy, dotąd nieobecne twardo spojrzały w dół, na piekielną bliskość ów istoty. Swoją drogą, zastanawiające było jak szybko pokonała przeszkodę w postaci znacznie wyższego wzrostu blondynki. Wracając jednak do wydarzeń istotnych - smukłe palce zacisnęły się na wąskich ramionkach dziewczyny, śmiało je obejmując i bezzwłocznie jednym, szybkim ruchem odsuwając jej sylwetkę od twarzy jasnowłosej. Jej wargi bardziej przypominały wąską, poziomą, choć o dziwo znacznie intensywniej zaróżowioną linię, będącą istnym manifestem jej zacięcia.
- Nigdy bez mojego pozwolenia.
Odparła stanowczym tonem, przypominającym w brzmieniu komendę poleconą przez majstra swemu pracownikowi, rozkaz nie znoszący ni zwłoki ni sprzeciwu.
- Żegnaj, Lillian.
Raz jeszcze powtórzyła pożegnanie, następnego miało już nie być. Czym prędzej zwróciła ciało we wcześniej obranym kierunku i o dziwo niemal przypominającym wojskowy chód krokiem, ruszyła ku leśnemu wyjściu. Nie wróciła po swe zbiory, kosz także uległ zapomnieniu i wraz ze swoimi migoczącymi czernią towarzyszkami, leżał porzucony pośród leśnych kwiatów, niczym ofiara, dopiero co porzucona przez swego oprawcę. Cecille jednak, dawno już zniknęła pomiędzy ciemną bramą pni.

z/t

Anonymous - 13 Lipiec 2011, 10:52

Gdy tylko Lillian została odepchnięta od Cecille, rozum postanowił odzyskać kontrolę nad poczynaniami ciemnowłosej. Wysłuchała spokojnie tego, co miała do powiedzenia blondynka i prychnęła cichutko.
- Och, ufam, że wybaczysz mi ten niewinny żarcik! - zawołała jeszcze i westchnęła, gdy tylko dziewczyna zniknęła w oddali. Nie raczyła nawet zabrać ze sobą swojego łupu... Trudno. Lil nie żałowała zbytnio swojego czynu, gdyż wiedziała, że wszystko skończy się w ten sposób, nie ważne, czy pocałowałaby wtedy swoją znajomą czy nie. To całe spotkanie było jedną wielką gierką ułożoną w całości przez Cecille, a Lily była jedynie zabawką, która ową grę ułatwiała i zarazem tylko szybciej zakończyła aktem nieposłuszeństwa. Co prawda straciła na chwilę kontrolę nad sobą, ale tylko na jedną, krótką chwilę. Nie marnując więcej czasu, zabrała swój notatnik wraz z ołówkiem i ruszyła w ślad blondynki. W końcu tam było wyjście, którego powinna użyć Lillian.

zt

Anonymous - 28 Listopad 2011, 21:40

Marcowy Zając pojawił się w tym miejscu dopiero po dokładnym zlustrowaniu zza wysokiego krzewu całej okolicy. Kiedy jego oczęta wydawały się nie kłamać, powoli, zaciskając w jednej łapce filiżankę, zaś w drugiej niewielki, jasny spodek, wysunął się zza zarośli i skierował w stronę jednego z najbliższych mu drzew. Wiecznie miętowe fusy sprawiły, że jego nosek poruszał się znacznie częściej niż normalnie. Bo chodź lubił miętę, a co dopiero herbatę miętową, nie było już tak łatwo z tak intensywnym zapachem, który na dobre drażnił jego nozdrza. Odruchowo poruszył całym ciałkiem, jak gdyby chcąc pozbyć się ze swojego i tak pobrudzonego futerka brudu. Trudno jednak bez kontaktu z wodą tego dokonać, dlatego szybko zrezygnował i zasiadł przy drzewie, opierając się grzbietem o korę drzewa. Poruszył się kilka razy, ażeby zaspokoić swoje pragnienie podrapania się w tamtym miejscu i o ile udało mu się zmienić wiecznie psychopatyczny wyraz pyszczka, to teraz przypominał by kogoś, kto przeżywa błogie chwile. Poruszył długimi wąsami i upił łyka z filiżanki, poruszając swoimi dolnymi kończynami dla zabawy, ot co. Akurat teraz, po tak przyjemnej chwili (jaka przed chwilą miała miejsce) trudno mu było stwierdzić czy jakiekolwiek towarzystwo było mu teraz potrzebne, czy też nie. Wolał napawać swoje nozdrza słodkim zapachem, aż nadto przesłodzonej herbaty, zaś język jej smakiem. Co ciekawsze, skąd Marcowy czerpał źródła swojej wiecznie niekończącej się herbatki? Z reguły korzystał z rzeki, natomiast fakt, że nie można było nigdy zauważyć jego pustej filiżanki był prosty - zazwyczaj wtedy, kiedy kończyła się w niej herbatka, znikał, by napełnić naczynie kolejną porcją przesłodzonej herbatki. Z reguły właśnie wtedy, kiedy się kończyła nadchodził moment, w którym musiał się pożegnać z kimś, z kim aktualnie miał przyjemność ( bądź na odwrót ) spędzić czas. A to, że pił powoli to już zupełnie inna sprawa.
Anonymous - 28 Listopad 2011, 22:07

Nazwa tego miejsca, była trochę dziwna. Więc czemu tu przylazła? Bo to co dziwne jest, też ciekawe. Skusiło ją, żeby tu przeleźć i poobserwować. Nie lubiła fusów w herbacie, ale to całkiem inna sprawa, opowiem innym wieczorem... Może jeszcze przy ognisku. Ale wracając do teraźniejszości. Wielkie ciemne oczy dziewczyny, krążyły po pobliskich okolicach, napawając się tym dziwnym, ale sympatycznym miejscem. Po chwili jej oczęta zatrzymały się na zającu? Tak jak mniemam to był zając. Dziewczyna pewna siebie z kapturem na uszach.... A tak na chwilkę odchodząc od tematu. Były dwa powody, dla których kaptur zawsze miała na głowie. Pierwszy: Chowała uszy. Drugi: I to się jej podoba... 'Kaptur na uszy i nikt Cię nie ruszy.' Dobra wracając do tematu. Więc... Zaczęła iść w stronę zająca z kapturem na głowie i rękoma w kieszeniach. Czyżby miała co do niego plany? Tak i to bardzo mroczne. Była pupilkiem, ale przekąska się jej należała, nie? No ale zobaczymy jak się sprawa potoczy. Gdy była na tyle blisko, aby przyjrzeć się mu dokładnie, zobaczyła coś w jego łapkach. Kurcze, jej chyba wzrok zawodzi. Kto widział zająca trzymającego filiżankę? No to chyba nici z przekąski. Przysiadła nie opodal zająca i zaczęła mu się dokładnie przyglądać. Ciekawe co jeszcze potrafi. Odgarnęła blond grzywkę, by widzieć go dokładnie. Mogło to wyglądać, trochę idiotycznie, ale nie na co dzień się coś takiego widzi. No przynajmniej w jej wypadku. Od czasu do czasu mrugała, ale starała się jak najrzadziej. Może jej jeszcze coś powie? To będzie odjazd! Wtedy na pewno go nie zje. Taką rzadkość zjadać? Nie ma mowy.
Anonymous - 28 Listopad 2011, 22:40

Tego się obawiał od zawsze, że mimo dokładnego zlustrowania okolicy znajdzie się ktoś, to mu to pewne założenie iż nikogo nie ma popsuje. To właśnie przez takie zachowania niektórych istotek, stawał się tak porywczy, pogrążając się w jeszcze więcej fobii. Spojrzał na nią nie ukrywając spłoszenia, zaś łapka, w której trzymał filiżankę, poczęła trząść się niemiłosiernie szybko, że naczynie obijało się z cichym stukotem o spodeczek, który dzierżył nieco pewniej w drugiej łapce.
- Kim.. - zawahał się na chwilę, by nabrać w swoje małe płuca więcej powietrza, a zaraz wypuścić je z głośnym westchnięciem. - Jesteś zjawą? - rzucił cicho, chodź jego drżący głos mówił sam za siebie iż wcale nie podobała mu się ów istotka. Szczerze powiedziawszy pewnie wcale nie poprawiłoby mu humoru fakt, gdyby na prawdę była zjawą. Tak dziwaczne stworzenie jak on, nie potrafiło już zliczyć ile fobii na raz posiadał i chodź każda była jeszcze bardziej dziwniejsza od niego, to jakoś nie lubił zbierać nowych - a w tym wypadku właśnie na to się zapowiadało. Może stał się już pewnego rodzaju kolekcjonerem? Marcowy poruszył niepewnie jednym z oklapniętych nieco uszek, nasłuchując uważnie. Jak widać nie mógł już ufać swoim oczom, bo te zwiodły go po raz kolejny. Mimo wszystko korzystał też ze wzroku, uważnie obserwując jej sylwetkę.
- Śledziłaś mnie, zjawo?! - tym razem się nie wahał, ba, niemalże wysyczał to przez swoje długie zębiska. Nerwica zaczynała się powoli odzywać w postaci drgającej, prawej powieki, która nie świadczyła o niczym dobrym. Nie chciał być niemiły, ale towarzystwo jakoś do szczęścia nie było mu potrzebne. Jeśli chciałby kogoś do rozmów, z pewnością wolałby dobrego słuchacza, którym równie dobrze mogła zostać jego herbatka. Ta bynajmniej nie miała by prawa głosu i każdego jego, nawet absurdalne stwierdzenie byłoby przez nią zaakceptowanie wiecznym milczeniem.
Kiedy jednak przysiadła obok niego, z początku nie wiedział jak zareagować, jego drobne, królicze ciałko poczęło drżeć, zaś główka zabawnie kiwała się na boki, sam zaczął uważnie się jej przyglądać, jakby niepewny jej zamiarów. Czy ona nie patrzyła na niego przypadkiem jak pożywanie? A może to jego po raz kolejny wzrok zwiódł i już sam nie wie, jak interpretować otaczający go świat przez tak kłamliwe, nieco zmęczone ślepia, hę?
Poruszył szarawym już kuperkiem, po czym odstawił na bok filiżankę w raz z jasnym spodeczkiem, przy przypadkiem nie ucierpiały przez jego niekontrolowane odruchy, które z reguły odzywały się właśnie w takich momentach. Kiedy nie był pewny tożsamości innej jednostki. Z obawą zerknął na żarówkę i korbkę, która widniała na jego główce. A niech tylko ją panna spróbuje tknąć!

Anonymous - 1 Grudzień 2011, 19:50

Kurcze nie miała planów, go przestraszyć. Nie wiedziała co ma teraz zrobić. Uśmiechnęła się szeroko, ukazując swoje białe ząbki i trochę nie naturalne kiełki, lekko chichocząc.
-Nie nie jestem zjawą. I proszę nie mów tak na mnie. Wolę jak mówią o mnie, że jestem słodką przytulanką.-Przerwała na chwilkę, przykładając sobie wskazujący palec do policzka, jakby w zamyśleniu.
-Hmm.... Tak wolę słowo przytulanka, a nie jak ty to powiedziałeś 'Zjawa'.- Przy ostatnim słowie, zrobiła tak zwane króliczki. No tak nie można pominąć, faktu, że na królika wyglądał bardzo dziwnie... Tak jak na Halloween. Ale miał coś w sobie, co przytrzymywało ją przy nim. Taka wysoka ciekawość. Lekko zmarszczyła nos na jego kolejne słowa. Spokojnie, najważniejsze się opanować. Bez nerwów. Głęboki wdech i....... wydech i powtarzać to co jakiś czas.
-Nie jestem zjawą!!! Rozumiesz?-Powiedziała odrobinkę zdenerwowana, ale natychmiastowo się opanowując.- I nie... Nie śledzę Cię. Po prostu, chciałam odwiedzić to miejsce. A co może, nie mogę, co?- Dodała. Czy go chciała zjeść? Mówiąc serio.... Gdy by był zwykłym zającem.... Userce przypomniał się pewien chłopak..... Mniejsza. Gdy by był zwykłym zającem, z pewnością, by go schrupała, ale nie był. A po drugie... Między nami wolała mleczko i kocimiętkę. Aż ślinka cieknie.. Nie ma co. Po chwili jej wielkie oczęta, dostrzegły coś w stylu zabawki. Kotki lubią sznurki, wełenkę, piszczące zabawki i takie różne, ale nie zapomnijmy, że koty są ciekawe i lubią się wszędzie pchać. W pewnej chwili jej rękę zaczęła się zbliżać do żarówki. A jej oczęta wyglądały, jak te ze Shreka, te takie słodkie.

Anonymous - 3 Grudzień 2011, 23:35

Czy ona była nienormalna, żeby od tak się rechotać? Zareagował na to, jedynie wzdrygnięciem swoich króliczych uszu, które jednak po chwili zaraz wróciły do swojej poprzedniej pozycji - jedno było znaczniej oklapnięte o drugiego.
- Tak?! - niemalże wykrzyknął na jej słowa. - A mi wyglądasz na co najmniej zjawę! - powtórzył po raz kolejny przezwisko dla Kate, które najprawdopodobniej zapisze mu się w pamięci, a jej najwidoczniej nie podoba. Smutne. Zważywszy na fakt, że nie miał w zwyczaju wymyślać komukolwiek przezwisk, bo to z reguły wiązało się z bardziej zobowiązującą rozmową, której on nie trawił. Nie lubił nikogo widywać po raz drugi, jeden raz jak najbardziej mu wystarczał.
- Czyś ty kompletnie zwariowała?! To jest.. - urwał, by uspokoić swoją drgającą niemiłosiernie rękę - ..coś czego nie możesz dotykać! - dokończył, kiwając łebkiem z dezaprobatą, a tym samym by uniknąć bliższego kontaktu z rozmówczynią. Czy ona postradała wszystkie rozumy? A może prosi się o to, by odciąć jej te niewyżyte emocjonalnie łapki? Powinna się czym prędzej uspokoić i odwieźć od dotykania go gdziekolwiek. Nienawidził tego i z całą pewnością nie zamierzał się nawracać na tego typu pieszczoty. Dla niego jedyną przyjemnością była herbata, o której w tej chwili zupełnie zapomniał, a swoją drogą trochę się jej wylało przez nadmiar emocji. Do tego stanu z reguły doprowadzali ją ludzie, że też w ogóle przyszło mu wokół takich egzystować. Zdecydowanie lepiej czuł się w towarzystwie zwierząt, mimo iż Kate posiadała kilka małych szczegółów sygnalizujących o tym, że sama do takowego może się zaliczyć ( jak chociażby kocie uszka i ogonek oraz pewne przyzwyczajenia ), to nadal była zbyt głupiutka. Zupełnie jak wszyscy ludzie, wyjątków nie było, bynajmniej póki co na takową perełkę się nie natką. Każdy w jego marnym i tak życiu nie powstrzymał się by chodź nie pomyśleć o dotknięciu jego żaróweczki.
Czy na prawdę chciała by odpowiadał na jej pytanie? Przecież ono było wręcz oczywiste, nie pozwalał na zbliżanie się do niego, tym samym przekraczając jego przestrzeń osobistą, co narażało jego żaróweczkę na niebezpieczeństwo. Zignorował więc jej pytanie odnośnie tego, czy może tu być, czy też nie. Machnął niedbale rączką, tym samym dostrzegając w niej filiżankę. Upił więc łyka, by nieco się uspokoić. I miał rację, pomogło.

Anonymous - 19 Luty 2012, 18:27

Kraina Luster… Jak jego tu dawno nie było! Uwielbiał ją, jej tajemniczość, mistyczne zakamarki, przepełnione grozą i magią, średniowieczne budowle, a wręcz zacofanie; fascynującą ludność, stworzenia, jakie ludziom się nie śniły. Tam, gdzie mieszka, na Ziemi, mało kto zdaje sobie sprawę z istnienia drugiego świata, o wiele piękniejszego i zabawniejszego, będącego jakby wytworem wielkich bajkopisarzy, splamiona słodkościami i uczciwością. Fascynacja Pride’a ową krainą z pewnością nigdy nie zaniknie. A jeśli już, to jedynie zostanie przyćmiona ludzkimi sprawami, typowymi i często zajmującymi znaczną część mózgownicy.
Wykończony po całym dniu atrakcji, po prostu musiał odpocząć. A przeniesienie się do Krainy Luster było jednym z wielu pomysłów, jakie z uśmiechem na ustach wcielał w życie. O wiele ciężej było odnaleźć Karminowe Wrota. W końcu to ani trochę łatwe gdy spędza się czas w towarzystwie niemagicznych przyziemnych, po części takich samych, jak on. Wszędzie ich puste spojrzenia, zainteresowane i wiecznie zaintrygowane, wciąż szukające świeżych nowinek z życia swych znajomych i powodów do uśmiechu. Dlaczego Pride jako jeden z niewielu akceptował fakt, że należy być szczęśliwym z powodu samego posiadania życia, dlaczego prości ludzie nie podzielają jego entuzjazmu, dlaczego w ogóle nie przyszło mu spotkać istot o podobnym toku myślenia? Znaczna część społeczeństwa żyła po to, by umrzeć. Ewentualnie podczas wiary w istotę nieistniejącą po to, by z powrotem ożyć w cudownym, ogromnym ogrodzie, objętym całkowicie boską ochroną. Gdzie tu logika?
A jednak udało mu się przenieść do swojego ukochanego domu, miejsca, gdzie przyszedł na świat, a czego nie pamięta, niestety. Ma za sobą za wiele, by całkowicie ogarnąć pierwsze dziesięć lat egzystencji. Mimo to czuje się niezwykle związany z Krainą Luster, jakby to była kolejna niezdrowa wartość. Ale zastanówmy się tak głębiej, jeśli Pride miały uporządkowane walory w czaszce, nie byłoby tak ciekawie, a przecież nam należy wnieść do swej historii jak najwięcej fascynujących faktów, tych dobrych i tych złych. W jego wypadku przeważała ta druga część, co czyni jego charakter nieobliczalnym, jak i ma z deka spaczoną psychikę. W dzisiejszych czasach nawet dwunastolatki tak wołają. Poznałyby jego życiorys to pewnie całkowicie zmieniłby zdanie uznając się z powrotem za zdrowe jak ryba stworzenia… No i nudne, niczym się nie wyróżniające.
Na Karminowe Wrota natknął się nieopodal swego mieszkania. Wodząc szczupłymi palcami po cegle poczuł nagłe zapadnięcie się jej, jakby całkowitą eliminację, jedynie iluzję. Nie mógł rzucić usatysfakcjonowanego spojrzenie otaczającej go pustce i wtargnąć w budynek. Potencjalny obserwator prawdopodobnie uznałby to za przewidzenie, jakkolwiek to nie było zmyślone. Naprawdę przeniósł się tam, gdzie czuje się najlepiej.
I chociaż wyszedł z bloku na Odwróconym Osiedlu, szybko udało mu się przemieścić na Herbacianą Łąkę, gdzie z uśmiechem szerokim zajął miejsce na środku polany, przymykając oczy. Rzadko kiedy przychodzi mu rozkoszowanie się tym miejscem, rzadko kiedy udaje mu się natknąć na wrota, a jak już mu się uda, nie potrafi przejść obojętnie. Ta atmosfera, ten spokój…

Anonymous - 19 Luty 2012, 18:55

Nie potrafił opuścić tego miejsca. Był z nim związany na wszelkie możliwe sposoby, każda partia jego ciała emanowała miłością do tej krainy. Nawet gdyby ktoś zaoferował mu przejście do innego świata, za nic w świecie nie zapuściłby się tak daleko, by już się w takowym znaleźć. Dlaczego? Sam pan Ballato nie ma o tym zielonego pojęcia, a nawet gdyby próbował się nad tym zastanowić, po chwili zapomniałby, jak brzmiało główne pytanie, na które zamierzał odpowiedzieć w swoich twórczych przemyśleniach.
Nie wyszedłby z Krainy Luster nawet na moment. Jego wyobrażenia na temat tamtego świata, mimo że w wielu przypadkach mylne i niedokończone jak większość kawałków myśli w jego głowie, były na tyle zniechęcające, że tłumiły jego wrodzoną ciekawość. Wolał swój niepowtarzalny, dziwny, lustrzany świat, lustrzaną rzeczywistość i magiczne istoty, unoszącą się wokół specyficzną atmosferę. Za nic w świecie nie zamieniłby tego na huk i gwar, z jakim można spotkać się na Ziemi.
Bo tu było znacznie lepiej. Każde miejsce miało w sobie coś niezwykłego. Nie było zwykłe. Tu nic nie jest zwykłe. Każda rzecz, nawet ta najmniejsza, ma swoją duszę i niepowtarzalny charakter. Za takie błahostki właśnie kochał ten świat i nie zamieniłby go na żaden inny.
Powoli i spokojnie stąpał po wyschniętej łące, wśród licznych drzew iglastych, uważając bardzo, by nie zdeptać żadnego z rosnących tu kwiatów. Szedł cicho, omijając gęsto posadzone, wysokie iglaki, wdychając niepowtarzalnie pachnące powietrze. Mięta i zapach igieł, dodatkowo zmieszane z zapachem słodkiej, aromatycznej herbaty.
Bueno uwielbiał herbatę, tak samo bardzo jak to miejsce. Kojarzyła mu się z kolorem jego oczu, a przynajmniej jednego oka. Drugie czasami przybierało tajemniczą, bordową barwę, zupełnie jak dziś. Wokół czarnej źrenicy dostrzec można było herbaciany brąz, ale było go niewiele, zmieniał się stopniowo w błyszczący szkarłat. Takimi dniami chował oczy za długą czarną grzywką.
Przycupnął między dwoma drzewami, dotykając rękami podłoża. Było zimne i wilgotne, typowo jak ziemia po deszczu. Ale nie na tyle mokre, by brudziło ręce. W oddali zobaczył siedzącą mniej więcej na środku polany postać. Miał już podejść bliżej, ale ponownie zatracił się w zapachu unoszącym się wokół i zapomniał o tym. Wstał i ruszył na oślep przed siebie, nieopatrznie depcząc suche kwiaty wysokimi, zasznurowanymi mocno aż po same kolana, czarnymi butami. Patrzył ponad drzewa, szeroko otwierając przy tym swoje dwukolorowe oczy.
Aż coś przeszkodziło mu w spacerze i poleciał w przód, uderzając brodą w wilgotną ziemię, gubiąc przy okazji czarny, ozdobiony dzisiaj czerwoną kokardą, dwoma guzikami i kartą od tarota cylinder. Przerażony tym faktem zamrugał kilkakrotnie i jęknął, czując ból w okolicach kolan. Nawet nie wiedział, że potknął się o swojego przyjaciela, o ile to w jakiś sposób możliwe. Ale przecież.. co jest niemożliwe w wykonaniu pana Ballato?

Anonymous - 20 Luty 2012, 17:34

O tak – pięknie zostało ujęte cała niepojęta oraz niepowtarzalna świetność krainy. U ludzi trudno było natknąć się na zakątki nietknięte przez ich brudne, egoistyczne łapska, pragnące zgarnąć całość dla siebie. Coraz częściej psuły widoki tylko po to, aby lepiej im się mieszkało czy wybudować kolejną, ogromną galerię, ze sklepami z tak cholernie wysokimi cenami, a że mieszkańców nie stać, to po jakimś czasie – całkowicie opuszczoną. Nie widział w tym ni grosza sensu. Mogli zostawić wszystko jak było, domy budować niewielkich rozmiarów, żadnych potężnych bloków, za to zgromadzone blisko siebie, jakby pingwiny dbające o ciepło. Ale Pride może jedynie rozmyślać i marzyć. A należy przyznać, iż tym drugim całkiem się obnosi. Tworzenie swojego osobnego przepełnionego perfekcją świata… Niezwykłe uczucie, którego nie wszyscy są w stanie doznać. Jest tak cudowne i tak niebanalne. Nie każdy jest w stanie zrozumieć tę zupełność. Nie każdy jest w stanie stworzyć odrębny kraj z wyidealizowanymi personami, stworzeniami gardzącymi zabójstwem… Pride, może nie uchodził za zbyt twórczego, może wyrażał się rzadko kiedy jedynie za pomocą rysunku, to akurat ta część żywota czyniła go kimś nieziemskim. I nawet nie chodzi tu o jego prawdziwą naturę, bo w rzeczy samej, jej używanie schodzi do poziomu najniższego, bowiem nie przyszło mu wliczać przenoszenia się między wymiarami. Unoszenie się, przeplatanie swego jestestwa między chmurami wypełnionymi cukierkową miłością, słodziutkimi zdarzeniami i harmonijnymi krajobrazami… To to, co kochał najbardziej. Nie potrafiłby zamienić tego na cokolwiek innego. Nawet w tym wypadku Kraina Luster spadała z podium. Marzenia. Najczęściej tylko to się liczyło. A ta jego główka to już się w tym wyspecjalizowała i prawdopodobnie nikt nie może doścignąć jego chorych pomysłów na udoskonalenie i tak już doskonałego podołu ziemskiego.
Zahipnotyzowany całkowicie, poświęcony wchłanianiem niebiańskiego zapachu oraz bieganiem wśród łąk prosto z owej krzywej krainy, nawet nie zwrócił uwagi na to, iż ktokolwiek mógłby czaić się za jego plecami. Tutaj należy dbać o siebie w szczególności. Nikt nie wie, na jaki pomysł wpadła Matka Natura i jaką hybrydę stworzyła. Albo co innego, coś równie potwornego i nieprzyjemnego dla nie do końca ludzkich oczu. Z zamyślenia wyrwało go dopiero mocne uderzenie w tył głowy, na co pisnął przeraźliwie, chowając twarz w dłoniach. Nie chciał umierać, nie w taki sposób, nie tak nagle! Sądziłby tak długo, żeby nie fakt, iż źródło uderzenia zwyczajnie opadło gdzieś niedaleko jego, przygniatając nieskazitelne kwiaty o aromatycznej woni całym swym ciężarem. Lekko odwrócił się w stronę osobnika rozsuwając palce na prawym oku na boki. Gdyby uczynił to po lewej stronie byłoby to czystym bezsensem, i tak by nic nie zobaczył. Jęknął cichutko kiedy zrozumiał kształty postaci.
- Matko święta! Nic ci nie jest? – zapytał płaczliwym tonem, przysuwając się do – rzekomo – mężczyzny, kładąc mu swoją ciepłą dłoń na plecach ze strachem przyglądając się mu – K… Bueno? – spytał ponownie, tym razem znacznie weselej, otwierając szeroko oczy. Tego głupka pozna wszędzie, nawet, jeśli będzie do niego odwrócony, bo co.

Anonymous - 20 Luty 2012, 19:34

To chyba nawet dobrze się składało, że nie miał bladego pojęcia o tym wszystkim, co wypełniało tamten świat, bo zniechęciłby się jeszcze bardziej. Cenił sobie ciszę, spokój, czyste i chłodne powietrze i przede wszystkim przestrzeń. Nie mógłby normalnie funkcjonować w otoczeniu wieżowców, każdego niemal złączonego z sąsiadującym, gdzie wszędzie unosi się dym spalin i wszystko się ze sobą ciśnie. Czułby się jak w klatce, mimo że ciałem byłby wolny. Jego dusza również potrzebowała tej wolności, a w miejscu, gdzie jedynym otoczeniem są bloki i asfalt nie miałby jej.
Żeby żyć i funkcjonować jak należy nie potrzebował wiele, jedyną taka rzeczą była kraina w której przebywał. Nie miał zamiaru jej opuszczać, nie musiał. Na szczęście, bo tylko Kraina Luster była miejscem, gdzie mógł doznać szczęścia i spokoju. Miejsce idealne dla takiej osoby jak on.
Tu nikt nie miał żadnych problemów, koszmarów, nie utrudniał sobie życia jakimiś nienormalnymi sprawami. Bo w miejscu tak pięknym wszystko co istota żywa mogła nazwać problemem, było niczym przy uroku Krainy Luster. Tu nie było miejsca na takie rzeczy.
Dlatego też tak często gubił wątek przemyśleń, tudzież rozmowy, ale to już rzadziej, bo zatracał się w jej pięknie. Mimo że nie okazuje tego w pełni jak jeszcze dwa, trzy lata temu, wprost za każdym mrugnięciem powiek zachwyca się czymś. Nawet jeśli zna to tak doskonale jak Herbaciane Łąki.
Przez to właśnie nigdy nie patrzy pod nogi i zalicza liczne "gleby". Jak ta. Nie spostrzegł nawet, że to jego kochany, mały kolega z uroczym kucykiem na głowie siedzi sobie na środku polany. Potknął się i upadł. O swojego kolegę, przypominam.
- Ja.. chyba boli, znaczy się.. Pridee? - urwał płaczliwą wypowiedź, złożoną z kilku słów, których wypowiedzenia nie by pewien, gdy podniósł wzrok zza grzywki i spostrzegł, z kim ma do czynienia. Pozbierał się i usiadł po turecku, cały w listkach, płatkach, pyłkach i tym podobnych. Porwał jeszcze kapelusz i umocował go sobie na głowie, ze standardowym przekrzywieniem na jedną stronę, następnie patrząc zza tafli czarnych, prostych włosów na Pride'a. Zapomniał, że należy je odgarnąć, bidula.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group