Anonymous - 26 Styczeń 2013, 17:24 Tak, tak... Ludzie są ciekawymi stworzeniami, o. Jednak zawsze dają we znaki, zawsze z nimi różnie bywało, każdy przecież jest inny. - Co do pytania to tak, mógłbyś mnie otruć. - skinął głową, był tego przekonany. Mógłby go otruć choćby dla satysfakcji "Śmierci". Niektórzy lubią patrzeć na takie rzeczy, a skąd miał wiedzieć czy, i chłopak nie jestem takim typem? No przecież pewności nie miał, a że Law ufnym człowiekiem nie jest, pierw musiał dowiedzieć się. - Czy odważny? -odpowiedział pytaniem, po czym dodał. - Ja bym się odważnym nie nazwał. - to było stwierdzenie pesymisty, pełne pasji i smaku... Oczywiście "Joke". Wystawił pierwszy rękę, jak miło. Kiedy jednak mężczyzna pierwszy wyciąga rękę, trzeba zrobić to samo. Uścisnął rękę mężczyzny. - Miło mi cię poznać, nazywam się Law, i miło mi się poznać. - kończąc wypowiedź, wziął rękę. Miło że ktoś ma choć trochę kultury, nie to co np: Dresi lub skinheady. Tych spotkać... Lepiej ich nie spotkać, za byle co by się w zęby dostało. - Co cię tu sprowadza? - trzeba było się spytać, w końcu nie zawsze jest czas.Anonymous - 26 Styczeń 2013, 20:55 Na komentarz odnośnie potencjalnego zatrucia uśmiechnął się nieco nerwowo, pokazując zęby. Rzeczywiście miał w zwyczaju często mówić i działać, potem dopiero myśleć – zwłaszcza, jeśli chodziło o kontakty z innymi istotami. Wolał jednak tą drogę – był przekonany, że zawsze lepiej mówić to, co podsunie pierwsza myśl. Poruszał nieco prawym ramieniem, które widocznie zdrętwiało zapewne od dłuższego bezruchu.
- Mogłem to zrobić – kiwając delikatnie głową. – Odważnym było zjedzenie ciastka od obcej osoby, chociaż niektórzy mogliby powiedzieć, że głupie. Wolę jednak ten pierwszy wariant, a ryzyko zawsze wchodzi w grę. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że wyzwanie było warte nagrody.
Uścisnął jego dłoń pewnie, potrząsnął kilka razy.
- Ciekawe imię – skwitował opierając rękę na podwójnej pochwie przywiązanej do pasa. Zrobił to tak mechanicznie, że od razu dało się zauważyć, że to niemalże nawyk.
- Co mnie tutaj sprowadza? Odświeżam wspomnienia, tak mi się wydaje. Jestem pewnego rodzaju podróżnikiem – zawahał się chwilę. – Chociaż nie potrafią zostać w jednym miejscu zbyt długo, jest kilka miejsc, do których chętnie wracam. Poza tym… nie sądzisz, że tutejsze ciasto jest warte powrotów? Anonymous - 27 Styczeń 2013, 17:22 Ciastko jest wart każdej ceny, nie ważne ile by kosztowało. "Kawa i ciastko o każdej porze", tak bym mógł bardziej rzec. Jeśli chodziło o Law'a, był łachy na słodycze. - Zgodzę się z tobą, ciastko jest warte swej ceny. Szkoda że mam tu tak daleko, tak to może częściej bym wpadał. - odrzekł na jednym tchu, po czym kontynuował. - Jeśli nie byłoby tak daleko, to byłbym tu prawie codziennie. A tak, tak jestem raz w tygodniu? W dodatku soboty. - kończąc zdanie zrobił minę zbitego psa, strasznie mu się to nie podobało, zbyt daleko miał... Kso! Biorąc łyk kawy, nabrał cieplutką wodę do żołądka, aż mu się lepiej zrobiło. Widać, krótko był smutny... Na krótką metę. Właśnie! Chłopak powiedział coś co go zaskoczyło, tylko co to było? A tak "Podróżnik"? W zasadzie to nie aż tak, to niech mu coś opowie? - Jak to podróżnikiem? Opowiedz coś... Proszę. - gdy skończył, uśmiechnął się.Anonymous - 27 Styczeń 2013, 21:26 Przyglądał się uważnie mężczyźnie, kiedy ten wypowiadał się o słodyczach. Na wspomnienie dużej odległości Herbaciarni od miejsca zamieszkania jego rozmówcy, wybuchł głośnym śmiechem. Śmiał się dosyć długo, ale kiedy w końcu się uspokoił, uśmiechnął się przepraszająco.
- Wybacz mi… nie sądziłem, że będzie mi dane spotkać kogoś, kto aż tak przepada za słodyczami. Zabrzmiało to niemalże tak, że jakbyś był w stanie, to zamieszkałbyś w tym miejscu tylko dlatego, że serwują tutaj dobre ciasto – powiedział nie kryjąc ciągłego rozbawienia.
- Powiedz… czy jest coś jeszcze na tym świecie, co uwielbiasz tak, jak ciasto?
Widać po nim było, że wahał się przez dłuższą chwilę, czy jest sens odpowiadać mężczyźnie, co dokładnie rozumiał pod pojęciem „Podróżnika”. Nie znał tego człowieka ani trochę, a chciał uniknąć tematu Krainy Luster, gdyż podróżowanie po niej równoznaczne by było z tym, że nie jest człowiekiem. Istniała też nikła szansa na to, że nie wiedział o tym miejscu. Zdziwiło go też to, że chłopak zapytał go tak od razu o to – do tej pory mało kto się na to odważył.
- Mam pewną obietnicę do spełnienia – odpowiedział w końcu spokojnie, wybierając najbardziej neutralną odpowiedź. – Spełnienie jej wymaga odwiedzania miejsc, o których inni nawet pojęcia nie mają. Chcę poznać różnych ludzi, ich słabości, mocne strony, style walki i przede wszystkim zmierzyć się z nimi. Wszystko po to by stać się silniejszym – urwał nagle i podrapał się po policzku. – Tak teraz sobie myślę… chyba określenie „podróżnika” nie było najlepsze, ale większość woli to słowo niż „wojownik”, a ja nie sądziłem, że o to zapytasz.
Kiedy skończył mówić, przekrzywił lekko głowę na bok, oczekując reakcji mężczyzny. Miał wrażenie, że powiedział za dużo, ale bardzo był ciekawy, jak na to zareaguje.Anonymous - 29 Styczeń 2013, 17:34 Raz na wozie, raz pod wozem! Niech sobie chłopaczyna nie zaprząta główki, przecież to było wiadome, że się zapyta. Samo słowo "Podróżnik", utknęło mu w głowię. Jeśli ktoś usłyszy ciekawe słowo to wiadomo, że się zapyta. - W sumie to masz rację, lepiej być nazywanym "Podróżnikiem" - kończąc wypowiedź, skończyło się na tym, że chłopak się uśmiechnął. Czy woli coś bardziej od ciast? Raczej nie. Przynajmniej tak mogłoby się wydawać, chociaż... Może coś tam woli bardziej od ciast. Law się nigdy nad tym nie zastanawiał, a więc... Nie wiem? - Chyba... - nie kończąc jeszcze zdania, wziął nabrał powietrze do płuc, po czym wypuścił je. - Nie wiem, jeszcze tego nie odkryłem. W głębi serca, pewnie coś tam wolę innego. Lecz jeszcze tego nie odkryłem, chociaż chciał bym. - zrobił już poważną minę, przez te wszystkie rozmyślenia. Chłopak zapomniał ważnej rzeczy, a zapytać o domostwo. - Właściwie... Mieszkasz gdzieś w pobliżu? - jakoś zapomniał o tym wszystkim, wypadło mu to z głowy.Anonymous - 29 Styczeń 2013, 21:11 Na słowa mężczyzny zaczął jeszcze bardziej mu się przyglądać, jakby chciał ocenić jego charakter po samym wyglądzie. Z jakiegoś powodu Law skojarzył mu się z psem… z zagubionym psem, który szuka czegoś, chociaż sam nie wie czego. Odgonił jednak tą myśl prędko z umysłu, drapiąc się po policzku.
- Dużo przed tobą. Jeśli w końcu odnajdziesz to coś, co sprawia ci największą przyjemność, Twoje życie przestanie być pustką – skomentował nieco tajemniczo, ale uśmiechając się nieznacznie.
Czy aby na pewno nie wie, co sprawia mu przyjemność? Wygląda na kogoś, kto już co nieco przeszedł. Może gra, może wstydzi się przyznać… - pomyślał. Nie lubił być podejrzliwy, ale życie go przyzwyczaiło do tego, że lepiej być takim, niż później zawiedzionym.
Zapytany o miejsce zamieszkania, raz jeszcze stanął jak wryty, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Chłopak naprawdę zadawał dziwne pytania. Chociaż istotnie posiadał miejsce, które nazwać można było domem, to bywał w nim tak rzadko, że czasami miał wrażenie, że jest tam tylko gościem. Miejscem tym był mianowicie domek, który pozostawił po sobie jego drogi przyjaciel.
- Odległość może być względna, ale właściwie to całkiem niedaleko – odpowiedział, lekko kiwając głową. Nie rozdrabniał się jednak, chcąc szybko zakończyć ten temat.
- Powiedziałem jednak coś o sobie. Wydaje mi się, że Twoja kolej. Czym zajmujesz się w życiu i jak odnalazłeś to miejsce?Anonymous - 30 Styczeń 2013, 20:36 Ehh... Jeśli człowiek słyszy ciekawe słowo, to przeważnie pierwsze leci. Czemu niby pyta się o dziwne rzeczy? Przecie, on zapytał się o miejsce zamieszkania kolegi, czy tak? To nie jest nic złego. A na pytanie kolegi uśmiechnął się. Skąd on się ty wziął? Jakimś cudem trafił tu, więc? Cud! - Wziąłem się tu przypadkiem, w zasadzie nie wiem skąd się tu wziąłem. Przeszedłem kilka uliczek, i puff! Znalazłem się tu. - kończąc, zażył powietrza. - Zajmuję się? Chodzę tu i tam, nigdzie nie bywam zbyt długo. Jestem poszukiwaczem przygód, tak bym się raczej określił. - dobrze mu odpowiedział, prawda? Zazwyczaj nie bywa w jednym miejscu dwa razy, przynajmniej taki miał zwyczaj. - Więc powiedz mi coś, o sobie. - był ciekaw czym się zajmuje itd.Anonymous - 30 Styczeń 2013, 22:21 Odniósł początkowo niepokojące wrażenie, że mężczyzna za bardzo zaczął wypytywać. Może coś przeczuwał? Może szpiegował dla organizacji MORIA? Nie mógł tego wiedzieć, więc uznał, że nie będzie kłamał, ale ukrywał swoje pochodzenie – w końcu, poza kilkoma szczegółami, nie różnił się tak bardzo od Ludzi. Doszedł do wniosku, że może równie dobrze zaczerpnąć nieco zabawy z rozmowy i wziąć chłopaka pod włos.
- Poszukiwacz przygód. Pierwszy raz spotykam kogoś, kto by tak na siebie mówił. Podoba mi się. Pewnie nie zagrzewasz miejsca zbyt długo w jednym miejscu, hm? Czy jesteś pewien, że nie powinieneś teraz odkrywać nowych miejsc, przeżywać przygody? Zamiast tego rozmawiasz z obcym, który nic interesującego nie ma do powiedzenia.
Rzucił chłopakowi niewielkie wyzwanie tymi pytaniami. Jak wybrniesz z tego? – przeszło mu przez myśl.
- Nie ma we mnie nic interesującego – stwierdził wzdychając cicho. – Powiedziałem już, czym się zajmuję, a przeszłość zostanie przeszłością, nie ma co tego rozgrzebywać. Dlaczego tak usilnie próbujesz się o mnie czegokolwiek dowiedzieć? Po prostu uwierz mi, że lepiej będzie, jeśli nie będziesz wiedział niektórych rzeczy.
Kiedy skończył, wziął głębszy oddech.
- Może przeniesiemy się trochę? Ciężko mi siedzieć tyle w jednym miejscu. Co byś powiedział na to, żebyśmy wyszli na zewnątrz?Anonymous - 1 Luty 2013, 18:46 Czemu to tak Law się wypytywał? A, no był ciekaw, czy to tak trudno zrozumieć? Ciężej było zrozumieć chłopaka, żeby bał się wypytywania. Coś musiało być narzeczy, czyżby ktoś go śledził? A może szukał? Niech on mu się tu spowiada, Law chciał wiedzieć wszystko! - Zrobiłem sobie przerwę, a to ze względu na... Nie ważne, powiedźmy że to zostawię dla siebie. - mówiąc to, spuścił lekko z tonu. Jeśli chłopak chce wiedzieć to guzik, mu z tego! Nie dopowie się, i tyle! - Ja bym cię obcym nie nazwał Slath. Przecież znam twoje imię, czyż nie? A, tak wgl. to mógłbym się od ciebie wiele dowiedzieć, przecież widać że coś trzymasz w sekrecie. - Ha! I wybrnij z tego, mój kolego. Roześmiał się po swych słowach, widać że coś trzyma w sekrecie przed światem. I widać, że nie chcę żeby to wyszło na światełko dzienne, które emitowało od czasu do czasu. - Może wyjść, tylko po co? Przecież tutaj jest ciepło, a na dworze jest wietrznie. - co do tego miał rację, i kolega nie mógł się nie zgodzić.Anonymous - 1 Luty 2013, 19:59 Rozmowa zaczęła go coraz bardziej bawić. Istotnie, Slath miał dużo do ukrycia, a o przeszłości nie lubił rozmawiać – wiązał z nią niezbyt przyjemnie wspomnienia. Nawet nie próbował udawać, że ukrywa wiele rzeczy. Zwyczajnie o nich nie rozmawiał.
- Nie chcesz nic o sobie powiedzieć, a chcesz odpowiedzi ode mnie? Nie wydaje ci się, że jest to trochę nie w porządku? Kiedy chcesz jakichś informacji, najpierw oferujesz coś w zamian. Informacje w obecnych czasach są bardzo drogim środkiem wymiany. Poza tym, niektóre z nich mogą narazić na niebezpieczeństwo. Przez sam fakt ich posiadania. Czasami lepiej jest nie wiedzieć – odpowiedział nie okazując jakichkolwiek emocji.
- Moje imię tak wiele o mnie mówi? Co możesz z nim zrobić? Sprawdzić je w międzynarodowych bazach danych? Nie sądzę żebyś miał do nich dostęp. A nawet jeśli, to pozwól, że Ci ułatwię – nie znajdziesz nic. Mogę równie dobrze sobie teraz pójść i nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Co Ci z wiedzy o moim imieniu?
Poruszył się niespokojnie. Doszedł do wniosku, że rozmowa ta zaczęła polegać na wzajemnym zadawaniu sobie pytań, na które nikt nie miał ochoty odpowiadać.
- Wietrznie?... Chyba nie chcesz powiedzieć, że boisz się wiatru? Jeśli o mnie to chodzi, to jeszcze chwilka w tym miejscu i chyba zapuszczę korzenie, albo zardzewieję – zażartował przekręcając głowę na bok.
Po chwili jednak doszedł do wniosku, że dłużej zostać w tym miejscu nie może. Podszedł do kobiety, która zajmowała się tym miejscem, zapłacił jej za ciasto i wyszedł z herbaciarni, żegnając Law'a oszczędnym gestem ręki.
- Idę nieco się rozerwać, zbyt długo tu tkwiłem.
[z/t]Anonymous - 2 Kwiecień 2013, 19:41 Widać że gość nie miał szacunku dla Law'a, a więc poszedł sobie nie mówiąc mu nawet "Żegnaj", i co myśleć o takich ludziach? No cóż, tylko pogratulować Law'owi za to, że spotyka ludzi z pod ciemnej gwiazdy. Ehh... I co tu poradzić? Chyba nic się nie da zrobić? Wstając od stołu, Law postanowił schować swą dosyć interesującą książkę do swej torby, w której były inne szpargały.
Ruszając w stronę wyjścia, wstąpił jeszcze na sekundę do sprzedawcy żeby oddać mu za należną jałmużnę, ot co. Gdy już to zrobił, postanowił skierować swój zacny tyłek w stronę wyjścia.
[Z/T]Anonymous - 30 Marzec 2015, 21:25 Ethanael, z Szelmą u boku, dłuższy czas spokojnym krokiem zmierzał do miasta. Przez drogę rozmawiali na neutralne tematy. Ethan musiał stwierdzić, że dziewczyna była nawet zabawna. Cieszył go ten czas, kiedy nigdzie nie musiał biec, nie spieszył się, mógł po prostu odprężyć się i spędzić z kimś miło czas. Szelma zdawała się być dobrą towarzyszką w chwili takiej jak ta.
W końcu dotarli do miejsca, do którego prowadził Ethanael, a mianowicie do herbaciarni „U Mannetty”. Drzwi skrzypnęły kiedy Ethanael otworzył je i przepuściwszy najpierw Szelmę przodem jak na gentlemana przystało, wszedł. Rozejrzał się za wolnym stolikiem. Pomieszczenie było przytulne. Brunet miał jakiś sentyment do drewnianych budynków, wydawały mu się nad wyraz przyjemne i ładne. Dlatego też uśmiechnął się lekko, ciesząc się z dobrego wyboru miejsca i poprowadził towarzyszkę do wolnego stolika przy ścianie, niedaleko lady.
-Przyjemny lokal, nieprawdaż? Herbaciarnia to pierwsze miejsce, w jakie się zwykle udaję w takie spokojne noce. – Powiedział nadzwyczaj pogodnie i odsunął dziewczynie krzesło, by usiadła. – Usiądź, proszę. Czego sobie życzysz?
Uśmiechnął się do niej przyjaźnie czekając na odpowiedź. Wciąż zastanawiało go o czym też ta przemiła osóbka sobie myśli kiedy tak milczy. W gruncie rzeczy zastanawiało go to w stosunku do większości ludzi i istot.Iskra - 31 Marzec 2015, 19:09 Przez całą drogę czuła w ustach, chyba w zamian za serce, które czuć takich rzeczy nie może, gorzko-słodki posmak, jakby przeholowała z czekoladą deserową albo Sheridanem. Znowu. Bo znowu, za fasadą uśmiechu i dowcipu, za sporymi murami dobrego humoru – który był, co niezwykłe jak na rudą, niemalże nieudawany – dryfowała dobrze i głęboko schowana niepewność i brak poczucia bezpieczeństwa.
Co gorsza, tym razem jej trwożliwe uczucia nie obejmowały tylko żałośnie bezbronnej Joanne, ale także skołowanego Noritoshiego i nieznajomą, przyrodnią siostrę, która – jak wnioskowała ze strzępków e-maili – poprzez DNA Markovskich odziedziczyła nieco sfiksowany charakterek i tendencję do znajdowania się w bardzo dziwnych sytuacjach.
Nawet taty trochę żałowała, ale wszystko co teraz przeżywał – każdą wątpliwość i rozterkę – spowodował on sam, więc, jak bezlitośnie orzekła Eva, niech cierpi, a potem weźmie za sytuację odpowiedzialność. Nie zamierzała mieszać się do jego relacji z żoną (kiedy przestała swoją matkę nazywać bezpośrednio „matką”?) i o czymkolwiek kablować (pewnie głównie dlatego, że z maman głównie wymieniały okolicznościowe karty z okazji świąt i uroczystości), ale gdyby zamierzał jej jednak powiedzieć... nagle żałowała go dużo bardziej.
Niemniej, usiłowała cieszyć się tą odrobiną normalności w towarzystwie chłopaka, Ethana. (Swoją drogą, strasznie nękał ją fakt, że nazywa go tak jak inni ludzie i w międzyczasie usiłowała wymyślić mu jakąś ksywkę.) Tego popołudnia nikt nie próbował jej zranić (pomijając dwóch młokosów i obtarcie od kamienia z boku szyi, które zasłoniła włosami – się pierwszy raz dzisiaj do czegoś przydały), nie straszył jej na śmierć i nawet nie musiała się zbytnio wysilać, by podtrzymywać rozmowę. Spacerowali i rozmawiali o najzwyklejszych banałach, i, jak rzadko, plecenie głupot sprawiało Iskrze swojego rodzaju przyjemność. Tak samo miało się z wyborem lokalu i całą szarmancką otoczką szatyna. Było sympatycznie i wesoło. Odpowiednio. Maman byłaby zadowolona, że Eva pamięta jak powinna zachowywać się młoda dama, a grand-mere otworzyłaby szeroko oczy, widząc tak ugrzecznioną wnuczkę, bo „Szelma” z wdzięcznym uśmiechem opadła na podstawione właśnie krzesło. Było miło. Wesoło...!
W ciąg optymistycznych myśli dziewczyny, myśli, które nie zawierały przerywników rodzaju, iż tęskniła za szorstką obecnością Dumy czy za jego wieloznacznymi odpowiedziami, które zawsze pozostawiały rudą na ułamek sekundy niemą, wdarł się głos mężczyzny, w towarzystwie którego tu przyszła.
„—sobie życzysz?”
Szo?
– A to zależy, co mają. Po prawdzie, nigdy nie zawędrowałam do tej herbaciarni, choć jest – z tego widzę – całkiem niedaleko mojego poprzedniego domu. – „Domu”, tsk. Pewnie, że był domem. Do dzisiejszego poranka. – Ale to pewnie dlatego, że jestem strasznym kawoszem – uśmiechnęła się lekko. – Myślisz, że podejdą do nas, czy powinniśmy się pofatygować do kontuaru?Anonymous - 1 Kwiecień 2015, 21:20 Ethanael posłał dziewczynie lekki uśmiech i spojrzał na wiszącą nieopodal tablicę z menu. Było tam wiele propozycji. Do niego osobiście przemawiała herbata, był bowiem miłośnikiem tego napoju. A dlaczego by nie? To było przepyszne!
-Kawoszka powiadasz. Serwują również i kawę, nie ma problemu. Mogę sam podejść i zamówić, nie ma problemu. Tylko powiedz co sobie życzysz.
Po złożeniu zamówienia dla siebie i (być może) dla dziewczyny, usiadł przed nią wygodnie i popatrzył przyjaźnie. Ciekawiło go o czym też ona myśli. Z resztą zawsze go to interesowało względem innych ludzi: co tam się w ich głowach dzieje. Mógł jedynie snuć hipotezy na podstawie aur, które ich otaczały. Ta aura, Szelmy, roztaczała przyjemny, łagodny nastrój. Zadowolenie, tak. Ethana bardzo cieszyła ta aura, zwłaszcza, że te miały w zwyczaju zarażać go swoimi nastrojami.
-Powiedz, masz jakieś zainteresowania? Co zwykle robisz kiedy akurat nie ścigają Cię wyrostki z kamieniami? – zapytał z nutą rozbawienia.
Podczas gdy z ciekawością oczekiwał jej odpowiedzi, zastanawiał się kim ta dziewczyna jest. Znaczy, teoretycznie, skoro zmienia się w kota, powinna być dachowcem. Jednak to też nie było takie oczywiste. Był zaintrygowany jej mocami, o ile jakieś miała. Nie pod kątem wrogości czy użycia ich przeciwko niej, lecz po prostu dla wiedzy. Lubił wiedzieć, zwykle gonił za wiedzą. Lepiej wiedzieć z kim ma się do czynienia. Jednak żeby się dowiedzieć, musiałby dyskretnie nawiązać kontakt fizyczny. Chociażby dotykać ręki czy…
Chłopak zastanawiając się nad dostępnymi opcjami słuchał uważnie Szelmy. Nawet nie zauważył, że bawi się rogiem serwetki, jednej z wielu zatkniętych na stojaczku na stole. To był nie tyle odruch nerwowy ile zwykła potrzeba robienia czegoś. Było to coś raczej normalne dla takich ludzi jak on, wiecznie zabieganych, nie znających czegoś takiego jak porządku wypoczynek czy spanie do południa.
Spojrzał na Szelmę pod kątem wyglądu. Wyglądała… Zdrowo. Pogodna, może trochę nieogarnięte włosy, ale wyglądała dobrze. Aż głupio przyznać, że Ethan mógł przy niej spokojnie ujść za bezdomnego. Podkrążone nieco oczy, bladość, chudość, choć to od zawsze było jego nieodłączną cechą wyglądu, włosy od dawna nie czesane, jedynie poprawione ręcznie do najlepszego z najgorszych fryzur. Garnitur, stały element ubioru Ethana, jako jedyny chyba prezentował się nieźle. Znów zwrócenie uwagi na ubranie Szelmy sprawiło, że Ethan, nie ujawniając tego na zewnątrz, poczuł się dziwnie nie na miejscu. Ale była to jednak na tyle miła odmiana, że mężczyzna nie mógł tego zniszczyć. Wyrzucił z głowy dziwne porównania i skupił się w całości na towarzyszce dzisiejszej porcji herbaty.Iskra - 8 Kwiecień 2015, 23:18 To nie było do końca tak, iż Eva hołubiła kawę bez pamięci. Znaczy, owszem, ale nie na tyle, by nie wypić codziennie porannej, rozgrzewającej herbaty czy filiżanki dobrze sporządzonego naparu w doborowym towarzystwie. Bardziej, że prosta, przewidywalna wizyta w jakiejś herbaciarni potrzebowała w oczach Markovskiej czegoś extra.
Dlatego też rozparła się w głębokim fotelu i spojrzała na towarzysza z uśmieszkiem.
– Dlaczego herbata?
Drążenie, dopytywanie, dociekanie i wywiadywanie były we krwi dziewczęcia, a studia dziennikarskie jedynie te zapędy wychwalały i pogłębiały. Eva była ciekawa wszystkich aspektów życia innych ludzi, a takie drobiazgi mówiły znacznie więcej niż pytania o rasę – bardzo nietaktowne – czy bezsensowne gawędy o niczym.
Przekrzywiła głowę i z gestem starym jak świat oczekiwała odpowiedzi. Równocześnie zorientowała się jednak, że Ethanael czeka, by coś zamówić, dlatego przeprowadziła wstępną selekcję z karty za jego plecami i poprosiła o zwykłą kawę po wiedeńsku. Duża ilość mleka odpadała, na lody było za zimno, a choć irish coffee bardzo ją kusiła, była na tyle wypoczęta, by pamiętać, że zwłaszcza ona nie powinna zaczynać dnia od whisky.
Odprowadziła mężczyznę wzrokiem, zdjęła zimowy płaszcz i szal, o których na śmierć zapomniała, a potem wyciągnęła telefon i sprawdziła czy nie ma nieodebranych połączeń lub wiadomości. Nie miała. A niemal poszłaby o zakład, że Noritoshi będzie próbował się z nią skontaktować, choćby w tak prozaiczny sposób. Naprawdę przestała go obchodzić, tak jak mu nakazała? I naprawdę to tego chciała lub naprawdę się brakiem wieści przejmowała? Zmarszczone brwi i czoło rozluźniły się dopiero, gdy szatyn wrócił i na powrót zasiadł w fotelu.
Uniosła z zaskoczeniem brwi, bo Ethan w tak prosty sposób zapytał o coś... no właśnie. O co? Być może dla niego przesiadywanie w kawiarniach i poznawanie nowych ludzi to po prostu sposób spędzania wolnego czasu. A Iskry dawno już nie pytano tak zwyczajnie o coś tak normalnego. Ponownie oparła się o fotel, a palce w zamyśleniu zaczęły uderzać o usta.
To za szerokie pytanie, by odpowiedzieć... odpowiednio. Odpowiednio wyczerpująco. Ale przecież nie musiała. Przecież miała dobry humor, a duch kota nadal hulał gdzieś po kątach umysłu, dlatego też ruda odgarnęła drugą ręką włosy znad czoła – znów usmarowała opuszki palców szminką – i spojrzała na ciemnowłosego towarzysza. Prezentował się zaiste nieco ciapowato z włosami niemal tak zmierzwionymi jak jej – a przecież nie walczył wczoraj ze zgrają bestii z Krainy Luster – i twarzą kolorytem rywalizującą ze śmietanką z wierzchu jej kawy. Ale Eva wyglądała na zdrowa jedynie z fasady. Położyła ręce na stoliku, najpierw obciągając rękawy. Na prawym nadgarstku pyszniła się szeroka bransoleta z grawerunkiem głowy lisa z boku.
Teatralnie nabrała powietrza przed daniem odpowiedzi, a potem nieoczekiwanie naprawdę zrobiła z niego użytek:
– Studiuję dziennikarstwo, pływam, kupuję online, trenuję krav magę, przeprowadzam wywiady z istotami z Krainy Luster, ostatnio przemalowałam przyjacielowi salon, hoduję muchołówkę, komponuję, czytam książki, opiekuję się siostrą, grywam na skrzypcach i pianinie, obserwuję nocne niebo, doskonalę się w parzeniu różnych rodzajów kawy, pisuję artykuły do małych gazet... Gdy nie uciekam przed rzucającymi mnie kamieniami chłopcami, jestem całkiem zajętą osobą.
Wyliczanka była randomowym zbiorem czynności dnia powszedniego Iskry. W zielonym spojrzeniu przy odrobinie dobrej woli można było ujrzeć tańczące diabelskie ogniki.