Tyk - 26 Luty 2011, 20:03 Tyk czekał, albo nie czekał. Ignorując jednak tragiczny styl Gombrowicza zajmijmy się oczekiwaniem w najczystszej z postaci. Niecierpliwił się? Uczucie, które go ogarnęło powinno być nazwana raczej zaciekawieniem. Nie był w stanie wyobrazić sobie kotki, która w dłoni swej dzierży szpadę i do walki jest gotowa. Nie chodzi tutaj wcale o brak jej sił, broń, którą wybrał była lekka. Nie można też przyczepić się do gracji ruchów Amry. Jedynie sam fakt, iż nie jest ona istotą zbrojną tworzył wspomniane uczucie. Postanowił na ćwiczenia więcej miejsca przeznaczyć, jakby Amry swoje zamiłowanie do tańca na walkę przełożyła. Z jednej strony był niewielki stolik i dwa do niego krzesła. Oczywiście wykonane w stylu rokokowym, choć z elementami dodatków nietypowych dla tradycyjnego rokoko. Na stoliczku poduszeczka czerwona, a na niej wygodnie szpada ułożona. Szpada pięknie zdobiona, choć krótka w porównaniu do tej, którą Rosarium w dłoni dzierży. Jednak nie to jest istotne, gdyż nie walczą, a długość nie ma aż tak wielkiego znaczenia. Na razie jednak oczekiwał, aż Amry się pojawi. Czekać długo nie musiał. Gdy ta przed nim się zatrzymała na jego ustach delikatny uśmiech się pojawił, po czym wyciągnął ku niej dłoń. Dopiero teraz skierował się ku stoliczkowi, prowadząc kotka do szpady, którą po chwili jej wręczył. Ostrze było znakomite, nie takie jak liczne muzealne zardzewiałe okazy. Jednak nie tylko to było starannie wykonane, bo i broń przez mistrzów ludzkich została stworzona. Tutaj, w tej krainie nikt na wspaniałego oręża tworzeniu się nie zna. Kazać im zrobić miecz, a łyżkę się otrzyma. Nie narzekając jednak nadto ile potrzeba przejdźmy do pierwszych słów w stronę kotki wypowiedzianych.
- Dziś zmienisz rodzaj granej muzyki. Instrument posiadasz prawdziwy, choć niekompletny. Dla bezpieczeństwa mojego i twojego oraz okolicznych kwiatów, naszych świadków, postanowiłem, że zaczniesz z bronią nieostrą.
Gdy już mówić skończył nie pozostało nic innego jak tylko najważniejsze z zasad jej wytłumaczyć . Pierwszą z rzeczy, które uczynił było uniesienie szpady, aby pokazać kotkowi jak ją trzymać należy. Oczywiście są pewne zasady, których nikt nie złamie. Bo kto np walczyłby trzymając ostrze i bijać przeciwnika rękojeścią po głowie. Gdy skończył powiedział aby kotek spróbował. Tak jeszcze przez jakiś czas tłumaczył jej wszystko. Trwało to całkiem długo bo aż dwanaście minut. Miało być opisane, jednak jakoś tak mi wena uciekła... wredna istotka prawda? Gdy już skończył postanowił się upewnić czy ta wszystko zrozumiała i słowa wypowiedział;
- To już wszystko co ważniejsze, może więc zechcesz moje słowa w praktyce wypróbować?
Krok w tył uczynił i się przygotowal i to miało być za 3 posty ;( ! Wredne pisanie posta w dwóch częściach.Anonymous - 19 Marzec 2011, 18:33 Chodziła se po Herbacianych Łąkach i nie wiedziała co począć, bo miała teraz tyle wolnego czasu. Gdy tak wędrowała przed siebie zobaczyła wielką, a za razem wspaniałą i piękną willę. Obok tego budynku znajdował się ogromny plac. Paliło się światło, więc dziewczyna wywnioskowała, że ktoś musi w nim być. Podbiegła do drzwi, po czym stuknęła w nie trzy razy. Jeżeli ktoś jej nie otworzy? To było by śmieszne, ale chciała się dowiedzieć kto mieszka w takiej wspaniałej chatce. Pewnie jakaś pulchniutka dziewczyna, którą z chęcią by zjadła lub jakiś przystojniaczek. Po chwili namysłu krzyknęła troszkę ochrypłym głosem, gdyż bardzo dług nic nie mówiła :
- Halo! Jest tam kto?
Wydawało się jej, że słyszy coś w krzakach oddalonych o jakieś dwadzieścia metrów. Nie myliła się coś się w nich ruszało. Nagle z krzaków wyskoczyła wiewiórka, a Riotta odetchnęła z ulgą. Chociaż pierwszą jej myślą było to, że za rośliną czai się jakaś smaczna istota. Myśli wróciły jej do tematu o domu i jego właścicielu lub właścicielce. Najgorzej było by gdyby pokazał się jej na prawdę ładny mężczyzna, a ona zaczęła by zachowywać się dziwnie. Stała na podwórku, a chłodny wiatr przeszywał jej całe ciało. Na dodatek jej włosy wyglądały jak u jakiejś wiedźmy. No nie, nie mogę zrobić sobie takiego obciachu, myślała. Dziwne było, to że dziewczyna trzyma w ręce kwiaty. No cóż da je osobie, która wyłoni się zza drzwi. Więc wszystko wyglądało tak, Riotta ubrana w sukienkę i marznąca na wilgotnym, i zimnym wietrze jak, również człowiek za drzwiami. Tylko czy będzie chciał ją wpuścić do środka? To jest problem. Nagle zaczął padać deszcz, a dziewczyna na szczęście stała pod niewielkim daszkiem. Czekała na reakcję osoby za wejściem do willi.Tyk - 19 Marzec 2011, 18:55 Zignorujmy moje ostatnie posty, bo przecież dziwnym by było gdyby ów człowiek nie czynił żadnych kroków przez tydzień. Tak też gdy Riotta pojawiła się u bram mostu do willi, Rosarium zajęty był gdzieś daleko. Był na przejażdżce, którą właśnie kończył. Powód był niemal oczywisty, coraz liczniejsze chmury na na wcześniej błękitnym niebie. Ilość obłoków i ich smętna szarość stawały się niepokojące, toteż wrócić postanowił. Jechał szybko, choć zwolnił gdy do domu zaczął się zbliżać, a deszcz wciąż nie padała. Dzięki temu, że wracał przez łąką, nie kamienną drogą, kroki jego konia nie były słyszalne. Był jeszcze daleko, gdy nieznajoma ujrzała wiewiórkę i chciała wejść do środka. Niż też jej nie mógł otworzyć bo nie wiedziała o dzwonku! Przecież most był na tyle długi by puk stłumić. Jak był ubrany Rosarium? W strój niezwykle kunsztowny i piękny, dziś w kolorach niebieskich, choć dominował bardzo ciemny, z daleka wydający się czarnym. Miał jednak na sercu przypiętą lazurową różę, a i pióra przy kapeluszu tego samego koloru. Pewnym zaburzeniem była jednak maska, która w całości była biała. Bardzo prosta jak na niego. Na dłoniach oczywiście rękawiczki, każda przyozdobiona inną różą. Prawa czerwoną, lewa zaś białą. Nie szukajmy tu jednak nawiązań do polski, a do herbu widniejącego nad bramą. Na plecach miał pelerynę, niemal królewską, tyle, że zamiast purpury czy czerwieni był piękny odcień błękitu. Tak ubrany stał się ofiarą deszczu, który zaczął padać, a on jechał tylko nieznacznie przyspieszając. Już wcześniej widział jakąś osobę stojącąu bram willi lecz dopiero teraz zaczął się tym głębiej interesować. Z drugiej jednak strony wątpił by ta spodziewała się, że gospodarz domu zza niej wyjedzie. Zatrzymał konia tuż przed nią, i zsiadając ze zwierzęcia przywitał się.
- Pogoda niezbyt sprzyja, choć szumem deszczu nigdy nie gardzę. Mam jednak nadzieję, że nie chcesz chorować spacerując tu czy tam i na herbatę gotowa jesteś wstąpić.
Mówiąc to nie siedział już na koniu, lecz podszedł do bramy i użył tajnego dzwonka! O którym wprawdzie każdy wie kto spojrzy w odpowiednie miejsce, jednak architekci tak chcieli by nie psuć całości, że spojrzenie zostało utrudnione. Nie powinniśmy się jednak o tym zbyt długo rozwodzić. Ważne jest to, że Agasharr zaprosił ją do środka, lecz najpierw musieli przejść przez most. Koń szedł za nimi, choć został zostawiony i przejęty przez służbę na placu centralnym. Na razie gospodarz milczał, chciał najpierw dotrzeć do miejsca gdzie będzie można porozmawiać bez kropli uderzających o głowę.Anonymous - 19 Marzec 2011, 19:19 Czekała pod drzwiami na istotę, która ją przygarnie. Nagle usłyszała stukanie kopyt. Odwróciła się i zobaczyła jakiegoś młodzieńca jadącego na koniu. Był to pewnie właściciel domu. Chłopak, tak ładnie ubrany i tak piękny, że dziewczyna się zachwiała. Mało co nie upadła! Miała słabość do takich istot jak on. Był taki słońcem, które rozświetliło czarne kłęby chmur deszczowych. Jej wzrok przeleciał po nim od góry do dołu i przeszedł na konia. Zwierze równie śliczne jak jego właściciel. Jakie to śmieszne, mało co nie parsknęła śmiechem. Na propozycję mężczyzny odpowiedziała, teraz już swoim normalny ładnym głosem :
- Oczywiście, że mogę wpaść na herbatkę, jeżeli tylko nie stanowi to żadnego problemu.
Na końcu języka miała następujące słowa : "Koleś szybciej otwieraj te drzwi, bo zaraz tu zamarznę!" Stała tuż obok niego. Zerknęła na jego oczy, po czym uśmiechnęła się szczerze. Jaki on był boski, myślała. Sama świadomość o tym, że stoi obok niego ją rozgrzewała. Ruszyła ręką w bok, aż jej kość strzeliła. Znów zwróciła się ku chłopakowi. Wyprostowała rękę z kwiatami w jego stronę i powiedziała z uśmiechem na twarzy :
- Proszę te kwiaty są dla Ciebie! Sama je sadziłam w moim ogrodzie.
Żeby tylko nie pomyślał, że ona się do niego podlizuje. Chociaż właśnie po to zrobiła. Miała w zanadrzu jeszcze parę rzeczy, o których teraz nie wspomnę. Wszystko w swoim czasie. Ojej jaka była z niej podstępna bestia! Jeżeli będzie się tak zachowywać tak do końca swojej wizyty u mężczyzny, to wszystko dobrze się zakończy. Tylko, żeby nie myślała o swojej matce, którą zjadła. Na tą mogła się rozpłakać. Starała się o tym zapomnieć, lecz raz na jakiś czas złe myśli powracały. On nie może się dowiedzieć, że ona zjada ludzi. Czekała, aż chłopak otworzy wejście i wprowadzi ją do środka.Tyk - 19 Marzec 2011, 19:43 Szczęściem jednak, że nie był on człowiekiem, choć może dla niej to niewielka różnica? Bynajmniej nie miał zamiaru się dać zjeść. Jednak przecież tutaj nie o walkę chodziło, a o zaproszenie jej do środka. Drzwi można było łatwo otworzyć i jedynie krótkie zamyślenie przeszkodziło mu w wykonaniu tak znaczącego gestu. Najpierw chciał odpowiedzieć na pierwsze ze słów, zdając sobie również sprawę z panującego wokół mrozu, choć jemu, dzięki królewskiej pelerynce było ciepło, pamiętajmy, że takie ubrania są wewnątrz futerkowe. Wewnątrz to istotne, gdyż futerko nie zamoczy się zbytnio, co jest niezwykle istotne ze względu na strukturę.
- Nie będzie wielkim problemem miłego gościa ugościć, wszak herbaty nie brak, a rozmową z chęcią gotowy jestem się upić.
Gdyż od nazbyt licznego alkoholu stronił niezwykle, za to rozmowa była tym uzależnieniem, którego nie był wstanie zwalczyć. Po chwili jednak otworzył drzwi, po czym dostał prezent, którego to się nie spodziewał. Miły gest za zaproszenie? Bardzo prawdopodobne, choć czemu miałby tu szukać podstępów i np krwiożerczych kwiatów? Uśmiechnął się tylko, choć uśmiech jego pozostał niewidoczny, przynajmniej do czasu nim maskę ściągnął. W jego lewej dłoni spoczywała teraz biała twarzy zasłona, a drugą odebrał kwiaty.
- Dziękuję za twój miły dar, któremu nawet nie staram się odmówić. Teraz jednak już wyjdźmy z deszczu, który niezbyt miłą otoczką, nazbyt ponury stuk kropel. Do środka zapraszam,
Gdy skończył mówić otworzył drzwi ręką, z maską, po czym na półce położył na szafce swoją maskę. To co stało się po chwili łatwo jest opisać, choć trudniej zrozumieć znajdując się w ich sytuacji. Nagle wokół nich pojawiły się bezbarwne płomienie, które ledwo można było dostrzec okiem. Nie palił on ciała, tylko nieznacznie podniósł temperaturę, lecz ubrania ich niemal natychmiast stały się sucha. Płaszcz został zdjęty z ramion białowłosego, a w rękach pozostały kwiaty, które również suche przyłożył do swego nosa i powąchał. Nie wiedział jednak dlaczego przychodzi z tak cennym bukietem do jego domu. Może miała ku temu jakiś cel? Po spojrzeniu na nią uznał jednak, że trafiła tu przypadkiem. Uśmiechnął się do niej po raz kolejny już i słowa wypowiedział. Jak się okazało znaleźli się w przedsionku ogromnej sali balowej, do której wkrótce wkroczyli.
- Jesteśmy już w tym miejscu gdzie nie goni nas deszcz nieprzyjemny, tak więc czas by moje imię ci wyjawić, a brzmi ono Agasharr Rosarium i chętnie o twojego wyjawienia poproszę.
Nie zatrzymał się jednak, a cały czas szedł przez sale balową będącą wymieszaniem renesansu z neogotykiem, są tu więc olbrzymie okna, lecz również odrodzeniowa harmonia.Anonymous - 20 Marzec 2011, 08:11 Chłopak uśmiechną się gdy dostał kwiaty, a dziewczyna uczyniła to samo. Otworzył drzwi i wprowadził ją do wielkiej sali balowej, Był bardzo pięknie urządzona, jakby przed jej przyjściem odbywał się bal. Fajnie byłoby brać udział w takim zdarzeniu i zatańczyć z taką osobą jak on. Dopiero gdy zdjął maskę mogła zobaczyć jego młodziutką twarz. Po chwili on się przedstawił. Chciał usłyszeć moje imię, myślała. Myślała, a zęby skłamać, ale nie mogła tego zrobić, bo on jakby wiedział co ona chce zrobić. Podeszła do niego bliżej i powiedziała mu prosto do ucha :
- Moje imię brzmi Riotta, a nazwisko Fingers. Ja też ma do Ciebie pytanko. Ile ty w ogóle masz lat?
Popatrzyła na niego jak na ducha i powolnym krokiem ruszyła do wielkiego okna. Deszcz padał coraz mocniej, a ona mieszkała tak daleko, że zanim by doszło do swojego domu to bardzo przemokłaby. Teraz mogła czekać na odpowiedź miłego właściciela willi. Było jej trochę zimno. (Nic dziwnego, była w samej sukience.) Jej myśli przeszły do chłopaka, którego spotkała kiedyś w świecie ludzi. Nie! Nie mogła o nim myśleć. Próbowała nad tym zapanować. Nagle zaczęła cała się trząść. Czy to ze strachu, czy z zimna? Ot jest pytanie. Tego sama nie wiedziała. O co ona mogła jeszcze go spytać? Podbiegła do niego truchcikiem i powiedziała ze szczerym i wielkim uśmieszkiem na twarzy :
- Wiesz co? Tak na pierwszy rzut oka to fajny koleś z Ciebie.
To się jej wymknęło, czy ona to zrobiła świadomie? Prawda była bolesna, to było celowe. Jaka ona jest głupia. Jeśli dalej będzie tak ciągnąć, to prędzej wybiegnie stąd jak najdalej. Stała przy Agasharze ramię w ramie. (No nie tak idealnie, bo była troszkę niższa.) Patrzyła w jego nadzwyczajnie piękne oczy i myślała o nim. Nagle uznała, że nie może tu być, bo nie wiadomo kiedy będzie głodna, a wtedy napadnie nawet na pobliską osobę. Nie chciała jego zjadać. Odwróciła głowę w inną stronę i powiedziała :
- Przykro mi muszę już iść! Nie oczekuję od Ciebie odpowiedzi na moje pytania. Wybacz, że nie mogę tu zostać i powiem Ci dlaczego. Jestem ludożercą i gdy poczuję głód to rzucam się na pierwszą lepszą osobę i ją pożeram, a Ciebie jeść nie chcę. Uwierz mi to dla Twojego dobra!
Popatrzyła na niego, po czym dała mu całusa w usta i cała w rumieńcach wybiegła z domu.
z/tAnonymous - 18 Kwiecień 2011, 10:54 Minął już dłuższy czas odkąd Amry pojęła i wyuczyła się zasad szermierki. Trenowała niezmordowanie niemal dzień i noc, z małymi przerwami na posiłki i odrobinę snu. Odrzuciła za to instrumenty, swoich drogich przyjaciół, żeby wirować w morderczym tańcu z tępą szablą. Nieraz się potykała, przewracała i złorzeczyła, gdy przedmiot wbijał się jednak w ziemię, odrzucając ją na pachnącą murawę. Nie poddała się. Trenowała cięcia, pchnięcia, blokady, uniki i zwody. Nie było w tym żadnej magii, jedynie szczere rady Agasharra i odrobina inwencji twórczej ze strony kotki.
Jednego z tych dni po prostu padła na trawę ciężko dysząc. Nadal ściskała broń przy piersi, wpatrując się przy tym w niebo. Słońce już zachodziło, a wraz z nim niedługo miało zniknąć całe jego ciepło. Źrenice dziewczyny się rozszerzyły gdy obserwowała leniwie sunące chmury i majaczący gdzieś blado księżyc, który tym razem nie mógł się powstrzymać przed wychyleniem się z nory by ujrzeć bajecznie krwawe widowisko jego potężnej siostry.
Odsunęła od siebie żelazo i odchyliła nieco głowę w tył by sprawdzić, czy dzisiaj też Tyk siedział wpatrując się w jej popisy. Zapewne był tam. Zawsze był. Często nawet bił jej brawo gdy wykonała równie nietypową kombinację ruchów, balansując przy tym, na przykład, na jednej nodze. W końcu machanie ciężkim kijem było niesamowitą rozrywką, nawet jeśli nie dało się z nim odtańczyć walca, czy choćby rumby.
Podparła dłonie obok głowy i zgrabnym ruchem uniosła się do mostka, by potem podnieść się znów na nogi, ot taki prosty fikołek.
- Czy ostrza się nazywa? Bo w sumie każdy mój instrument ma jakieś imię. Szabli nie będzie smutno że go nie posiada?
Zmarszczyła lekko brwi, przyglądając się żelazu i pokręciła lekko głową.
- Tylko jak można nazwać coś, co łaknie krwi i robi krzywdę innym? Tyk - 18 Kwiecień 2011, 17:20 Niebo będące mieszanką czerwieni i złota było wspaniałym tłem dla nowego typu tańca Amry. Umiejętności kotki w tym zakresie dalekie były do mistrzostwa, choć po całkiem sporym czasie nauczyła się już na tyle by bez problemu pokonać nowicjusza, a i przy kimś bardziej doświadczonym choć chwilę się utrzymać bez ran. Ćwiczyła często i już wiele razy, choć mimo wszystko należy ją pochwalić gdyż zaangażowaniem nadrobiła czas, który był względnie krótki. Niektórzy ćwiczą się po kilka lat, a ona zaledwie miesiąc ma w swojej dłoni nieco mniejszą niż naturalnie szpadę. Wyglądała oczywiście zaprawdę uroczo przy starannych ciosach. Tym razem jednak już wystarczyło. Zmęczyła się i upadła na ziemi pogrążając się w nicości odpoczynku. Mimo, że nie zrobiła nic wielkiego białowłosy magnat był zadowolony i swoje dłonie uniósł, uprzednio odkładając herbatę. Klasnął w nie kilkukrotnie, po czym wstał ze swojego krzesła, które już od jakiegoś czasu stale stoi przed placykiem ćwiczeń Amry. Rosarium bardzo często ją oglądał i przegapił może dwa razy gdy ta swoją szpadę w dłoni uniosła. Rosarium powolnym krokiem szedł ku niej, na tyle wolno, że kotka zdążyła już wstać gdy znalazł się przy niej z delikatnym na twarzy uśmiechem. Słuchał jej słów na temat szpady i jeszcze szerzej się uśmiechnął. W końcu nigdy nie traktował broni jako osoby, choć ponoć w kręgach żołnierskich jest to typowe, a czyż w Potopie pewien bohater nie mówił nawet, że ta jego żoną? Myślał co mógłby odpowiedzieć. Nie będzie jej krytykował za tworzenie związku emocjonalnego ze szpadą, choć miał nadzieję, że nie stanie się jakąś psychopatyczną morderczynią. Z drugiej zaś strony szczerze wątpił aby szpada mogła się smucić przez brak imienia. Jakże to on ma niemiłe dla broni podejście do tej sprawy!
-Twoja szpada nie posiada jeszcze nazwy, zostawiłem nadanie imienia właśnie tobie. W instrumentów miano również się nie mieszałem. Mimo wszystko wątpię by była na ciebie urażona za zwłokę, a jej oczekiwanie tylko zwiększy radość.
Tak by odpowiedział gdyby Amry nie dodała kolejnych słów. Dlatego jego wypowiedź nie była inna, ani biedniejsza, a po prostu dodano do niej kilka zdań.
-Jakże mylne twoje wyobrażenie. Broń chce krwi tylko gdy tej żąda jej dzierżyciel. Ty natomiast, która używasz jej tylko do obrony nie musisz się obawiać o jej żądzę, a jedynie o to by pamiętać, że jej celem jest chronić życie i krew twoją od przelewu.
Gdy mówić skończył dłoń wyciągnął i dotknął głowy Amry wykonując kilka głasków, po czym spojrzał raz jeszcze na zachodzące słońce. Na głowie kotki wciąż spoczywała dłoń Agasharra, lecz ta cofnęła się w chwili gdy zaczął mówić.
-Noc przychodzi, gdy słońce odchodzi. Ciemność niezbyt dobrą otoczką dla ćwiczeń, bo o światło trudniej i chłodu więcej. Widzę, że również zmęczona jesteś, więc proponuję do domu powrócić i tam zjeść kolacje.Anonymous - 21 Kwiecień 2011, 16:30 Dziewczę wpatrywało się w ostrze z namysłem, układając wargi w kolejne to wyrazy. Żelazo, Tizona, Kolada. Czy ktokolwiek nazywał swoją broń imieniem? Czy był w tym jakiś sens? Najwyraźniej tak, zauważywszy że Tyk na samym początku nazwał ten kawałek metalu nowym niekompletnym instrumentem, a te swoje miana posiadają. Może Kotka nigdy nie wymawiała ich głośno, ale jednak istnieją i trzeba przyznać, że są dosyć wytrawne nawet jak na nią. Dlatego właśnie kiwała głową, bądź krzywiła się słysząc nazwy, jakby wydobywały się nie z jej własnych ust, a cudzych.
- Będziesz Różą, jak ta z baśni. Choć na świecie istnieją tysiące róż, Ty będziesz tą szczególną, by tylko Ciebie potrzebuję. A gdy któregoś dnia ktoś coś wspomni o tym kwiecie, najpierw Ty przyjdziesz mi na myśl, a dopiero potem setka innych roślin kryjących się pod tą nazwą. Tak, Róża pasuje do Ciebie idealnie. Piękna... choć ma kolce i rani innych.
Smukłe palce ujęły jeszcze ostrożniej szablę, obracając ją pod wszystkimi możliwymi kątami. Mdłe światło księżyca bawiło się refleksami na jej powierzchni, na co Wirtuozka uroczo się uśmiechnęła i po raz kolejny skinęła głową nim uniosła ją by zwrócić się ku Agasharrowi. Uśmiechnęła się.
- Z miłą chęcią. Co dziś będzie na kolację? W sumie to umieram z gło...du. Tak, ale to nie znaczy że mnie głodzisz, nie, nie. Tak tylko inni mówią, prawda?
"Instrument" przypięła do pasa, zaś włosy odgarnęła na plecy by jej nie przeszkadzały w podróży do jadalni. Cała wydawała się podskakiwać, radosna i pełna entuzjazmu.Tyk - 22 Kwiecień 2011, 11:37 Obecnie niewiele osób nadawało imiona czemukolwiek co nie było człowiekiem bądź zwierzęciem. Cecha życia była dla nich decydująca przy osądach czy coś ma być nazwane czy też nie. Większość to jednak nie wszyscy. Pozostawały wciąż dzieci i istoty jak Abdio, które mogły posągi i ławki na urodziny zapraszać imiona im również nadawać. Byli również żołnierze, którzy służyli na każdym możliwym froncie i nadawali miana swym pojazdom, ostrzom czy wszystkiemu co miało ich życie ratować przy jednoczesnym dławieniu życia przeciwnika. Amry oczywiście nie należała do żadnej z tych grup, ona po prostu lubiła nazywać pewne przedmioty prawda? Na dodatek z nimi rozmawiała. Nie chce tutaj przypominać kto uznawał Abdia za dziwnego gdy ten prowadził dyskusje z posągami, jednak czy rozmowa z mieczem to nie to samo? Rosarium jednak z uśmiechem lekkim się temu przyglądał jak kocie usta wygrywają melodią dla szpady. Imię może nie oryginalne lecz ładne. Róże to piękne kwiaty i choć trochę niebezpieczne dla nieostrożnych to przy prawidłowym podejściu i odrobinie wiedzy można wszelkich kolców uniknąć i cieszyć się zapachem płatków, który to zalicza się niezaprzeczalnie do zapachów przyjemnych. Dlatego też jak mógł postąpić inaczej jak tylko ponownie swojego kota pogłaskać po głowie chwaląc jednocześnie za walory imienia, które zostało broni nadane. Jednak nie był to gest długotrwały i nie mógł w czasie równać się z podziwianiem przez Amry szpady. Białowłosy na razie tylko obserwował, nie miał zamiaru tak szybko działać, a już na pewno nie przeszkadzać. Nic, że noc już przyszła, a wokół ciemno się zrobiło. Niedaleko był już chodnik, który znakomicie oświetlony, a i noc nie była jeszcze tak ciemna by podłoża nie widzieć. Czekać było warto, gdyż kolejne słowa były zaprawdę urocze. Jednak mimo wszystko nie mógł wiedzieć co dziś kucharze przygotowali na kolacje, Zapewne dużo będzie potraw i będą mieć możliwość wyboru, lecz mimo wszystko Agasharr nie miał w tym udziału. On prawie całe popołudnie spędził z Amry, która to zwiększała swoje umiejętności w dziedzinie szermierki. Oczywiście kotka nie będzie zawiedziona tym co zastanie na stole, choć wybaczcie nie jestem kucharzem i nie mam takiej wyobraźni jak ta, którą posiadają pracownicy Rosariumowej willi. Wracając jednak do tego co dla białowłosego było najzabawniejsze.
- Kotku nikt nie sugeruje, że cię głodzę. Uważam nawet, że trzeba byłoby być głupcem by sądzić, że nie masz tyle jedzenia ile tylko chcesz. Głód twój przecież jest należytym podatkiem po wyczerpujących staraniach.
Gdy skończył ponownie podły pogłaskał ją po główce, po czym cofnąwszy nieco rękę podał ją kotce. Gdy już wszytko było gotowe to wolnym krokiem ruszyli w stronę domu, który to był widoczny, więc nawet w zupełnych ciemnościach dotarli by do tej oświetlonej kopuły.Anonymous - 29 Kwiecień 2011, 15:12 Kto by nie rozpoznał tego dzieła architektury tak bezczelnie przypominającego słynną katedrę Santa Maria dia Fiore? Ta sama kopuła, te same gotyckie kształty... Za każdym razem gdy dziewczyna na nią patrzyła, zapierało jej dech w piersiach. W końcu dlatego przybyła tu za pierwszym razem - bogate istoty mają dużo dobrego jedzenia, a ona była szczerze zmęczona byle odpadkami ze śmietnika.
Właśnie tam szli. Szli i doszli, można rzec, bo prędko przekroczyli próg domostwa, pozwalając by zapach cudownych potraw połechtał ich zmysł powonienia. Agasharr nie był kucharzem, kotka tym bardziej nie. Z czasem jednak zapoznawała się z zapachami by przy wejściu do jadalni nie stanąć z rozczarowaną miną. Choć, bądźmy logiczni, jak może rozczarować królewska kuchnia? Jagnięcina, wieprzowina, cielęcina, tak delikatne że wydawały się kawałkiem obłoku, nie mięsem. Żadnych plebejskich kurczaków, a przepiórki, gołębie, bażanty udekorowane owocami kaliny, jarzębiny czy też borówkami. Ryby słodko, słono oraz kwaśno-wodne, wszystkie pieczone, gotowane i smażone w aromatycznych ziołach by zapić nieprzyjemny zapach. Cuda na kiju. Dosłownie.
Tym razem jednak kucharze przeszli samych siebie. A może to Amarylis tak uważała bo od dobrych dwunastu godzin nic nie jadła? W każdym razie stół był tak suto zastawiony potrawami ze świata tak ludzkiego jak i ich własnego, że blat ledwo wytrzymywał pod jego ciężarem. Jeszcze jedna solniczka czy szklanka, a zgarbiłby się z głośnym jękiem na wzór Dzwonnika z Notre Dame w Paryżu.
Amry otworzyła szerzej oczy i ścisnęła ramię Tyka. Zawsze się dziwiła, taka już była jej natura. Zaraz jednak szeroki uśmiech rozpogodził jej twarz, który spróbowała ukryć schylając lekko głowę.
- Smacznego zatem i... Znowu będę musiała wszystkim podziękować za tak wspaniałą pracę. Przecież te posiłki są o wiele lepsze od Nocturn, Etiud i Walców jakie kiedykolwiek grałam! Ma Pan szczęście że są nadal tak wielcy kucharze, prawda?
Przechyliła uroczo głowę, wpatrując się w Rosarium. Łapki splotła za plecami i kołysała się wesoło na piętach w rytm burczenia własnego brzucha. Na szczęście nie burczał jeszcze zbyt głośno.Tyk - 5 Maj 2011, 12:29 Nie jest niczym złym naśladować mistrzostwo. Ile to Il gesu ma swych kopii nie tylko w Rzymie, czy Italii lecz w całej europie. Wszystkie się czymś różnią, to prawda. Jednak i pałac nie jest idealną kopią katedry florenckiej. Na dodatek czy nie było wielkim przerobić budynek kościelny na mieszkalny? Co więcej skąd wiadomo, że kotka zainteresowałaby się czymś innym. Może gdyby zbudował zwykły pałacyk wybrałaby inny dom, gdzie by ją przed bramą powieszono ku przestrodze włamywaczy. Gdyby wzniósł zamek czy kotka nie przestraszyłaby się próby wkroczenia w kamienne mury? Dlatego też całym szczęściem jest wybrania dla pałacu takiej właśnie naśladowniczej koncepcji architektonicznej na wzniesienie domu Rosarium. Wkrótce jednak znaleźli się w sali balowej, gdzie przy jej końcu stał niewielki jak na pomieszczenie stół. Jednak przecież nie chciał nikt by kotek znalazł się po drugiej stronie olbrzymiego pomieszczenia, a Agasharr po drugiej. Jednak kolacji nie będą jeść bez towarzystwa. Wokół czekała służba aby to zabierać zbędne już naczynia, czy przynosić nowe potrawy, bądź też do rzeczy tak dla kotki ważnych jak muzyka. Owszem, pracownicy nie mogli zapomnieć aby to wybrać kilku muzyków Amry i nakazać im umilanie czasu grą. Byli już prawie przy stole, kiedy to białowłosy uśmiechnął się do swojego ulubionego muzyka i z ust popłynęło do niej kilka słów. Nim jeszcze ona smacznego życzyła.
-Smacznego Amry, mam nadzieję, że wszystko co przez kucharzy zostało przygotowane zostanie pozytywnie ocenione.
Gdy skończył mówić poprowadził zdziwioną i ucieszoną zarazem kotkę do stołu. Nim jednak ta zajęła miejsce przy swym krześle jeszcze jedno zdanie wypowiedziała, na które Tyk uśmiechnął się i bez najmniejszej nawet zwłoki postanowił odpowiedzieć.
-Mam wielkie szczęście zarówno do kucharzy, których posiadam wyśmienitych jak również muzyków. Jak wiesz lubię otaczać się mistrzami, a ty jesteś z jednym z nich, wcale nie gorszym od innych.
Przecież to coś zupełnie innego! jak porównywać posiłki działające na wzrok, zapach i smak do muzyki, której głównym celem jest słucha. Nie można! Dlatego też w taki właśnie słowach odpowiedział, po czym posadził kotkę na krześle, uprzednio jeszcze dotykając jej głowy w dwukrotnym głasku. Białowłosy poszedł ku swojemu miejscu, Amry natomiast, przysunięta przez sługę do stołu, mogła zacząć już posiłek. Do którego Rosarium po chwili dołączył.Anonymous - 25 Maj 2011, 21:08 Colette nie miała zamiaru iść na piechotę do rezydencji Tyka. W końcu nie może pozwolić by jej buty się pobrudziły. Dlatego postanowiła przyjechać konno. Jej Klacz o imieniu Cora była pięknym koniem arabskim o śniadym umaszczeniu. Gdy tylko zauważyła bramę główną, pociągnęła za lejce i zwolniła spokojnie przejeżdżając przez nią. Jadąc powoli zerkała na marmurowe anioły, które za razem były piękne jak i lekko przerażające. Pośpieszyła trochę konia i po chwili była przed gmachem głównym. Rozejrzała się za stajennym, którego nie mogła znaleźć. Lekko zirytowana sama zeszła z siodła, nie mogąc przetrawić tego, że nikt nie przyszedł do konia. Przecież zapowiedziała swoją wizytę. Wyciągnęła z torby lusterko i zaczęła poprawiać włosy, które rozwiał wiatr. Nie mogąc się doczekać jakiegokolwiek stajennego jak i służącego. Wzięła lejce i poprowadziła klacz na bok:
- No popatrz mała nikt po Ciebie nie przyszedł –Powiedziała głaskając ją po grzbiecie.
Gdyby wiedziała gdzie jest stajnia sama by zaprowadziła tam Corę, ale niestety nie była tak obeznana w rozkładzie willi, więc zostało jej czekać. Co oczywiście jej się nie podobało. W końcu jaka kobieta lubi stać na dworze? Nagle przeszło ją dziwne uczucie, jakby coś się komuś stało. Odruchowo wsiadła na konia. Niestety jej wizyta musi zostać przełożona i galopem ruszyła w stronę bramy.
[z/t]Anonymous - 12 Czerwiec 2011, 13:18 Relyla, która po dłuższym spędzeniu czasu wśród nachalnego jak dla niej towarzystwa opuściła Fusowy Gaj. W tamtym miejscu pozostawił samą jedynie Panią Kapelusznik, jednak nie chciała wdawać się w dłuższa rozmowę z nią. Czuła że nie było by to miłe dla niej. Szła po woli wciąż czując delikatny zapach mięty wokół siebie. Nie wiedziała dokąd zmierza, pozwoliła by jej nogi same wybrały drogę. Czuła że dzięki temu kiedyś odnajdzie to czego tak bardzo szuka.
W końcu idąc ścieżką, którą otaczała piękna i jakże nowa dla jej ozu roślinność zauważyła w oddali ogromną posiadłość. Nigdy wcześniej tutaj nie była. Nie chciała się pchać na nie swoją posiadłość jednak jej ogrom i jakże tajemniczość zakryta przez bramy bardzo zachęciły ja do obejrzenia całości. Wiedziała że nie powinna tak postąpić lecz już po chwili szukała wejścia do posiadłości. W końcu stanęła przez bramą. Stanęła przy niej i uniosła głowę przyglądając się zdobieniom. U góry dojrzała herb z dwoma różami. Niepewnie stąpając przekroczyła bramę. Szła ścieżką nie chcąc nic zniszczyć. Obawiała się że w końcu ktoś ją zauważy i dojdzie do niemiłej sytuacji, jednak jej chęć poznania bliżej tego cudownego otoczenia dawała jej siłę by kroczyć dalej.
Szła oglądając różne rzeźby i płaskorzeźby z daleka. Chciała ujrzeć wszystko dokładnie, jednak powstrzymywała się. W końcu dotarła na piękny most, którego anioły broniły. W końcu weszła na jakże szeroki most i przystanęła na jego środku opierając się o balustradę i patrząc w jakże spokojną rzekę. Nic się nie odzywała wiedziała że jej słowa nie wyrażą wszystkich jej uczuć.Tyk - 12 Czerwiec 2011, 13:29 Post MG
Wkraczanie na teren posiadłości to nic złego. Chyba, że ktoś ma zamiar rabować, palić, gwałcić (koty) czy też po prostu szpiegować. Dlatego dom posiada coś takiego jak straże, nawet dość liczne i właśnie dwójka takich żołnierzy w strażniczych mundurach ujrzała wchodzącą postać. Gdy nieznajoma tylko przekroczyła próg domu strażnicy jakby magicznym sposobem (Choć naprawdę tylko krokiem) znaleźli się tuż obok niej.
-Witamy, z kim mamy przyjemność?
Spytał pierwszy ze strażników, po czym drugi nie czekając na odpowiedź rzucił kolejne zdanie, jak się okaże może dość znaczące.
-Jeśli chcesz spotkać się z Agasharrem to proszę za mną.
Zuchwalstwo prawda? Zero szacunku, jednak pamiętajmy, że jest ona nieznajomą, dlatego też nie ma odpowiednich zwrotów.