Gawain Keer - 3 Sierpień 2017, 01:45 Jakoś nie było mu do śmiechu. - Powiedział lis, którego regularnie składam do kupy - odciął się. - Nie pozwolę ci zniweczyć leczenia. Masz leżeć i odpoczywać - dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu. Zdrowie jest tylko jedno, ale lis miał to w głębokim poważaniu. Czyli jak zwykle. Czy to taka ujma na honorze oddać się paru dniom lenistwa?
Spuścił wzrok i spiął się lekko, słysząc komplement. Nie był do nich przyzwyczajony, czy też do faktu, że ktoś mógłby mu się tak wnikliwie przyglądać. Mimo starań na jego twarzy pojawił się szczery i wyraźny uśmiech. - Elegancja nigdy nie wychodzi z mody - wzruszył ramionami. Szybko opanował swą mimikę, gdy zeszło na ważniejsze tematy. Lis był wyraźnie zły. Gdyby nie jego stan z Cienia zapewne zostałaby plama na ścianie. -Nigdy tak nie myślałem... - zaczął niepewnie -Po prostu ostrożności nigdy za wiele - rozłożył ręce, po czym jedna z dłoni powędrowała na jego kark -Ech... wiesz, mogę to odwołać. Może faktycznie mnie poniosło - bąknął zawstydzony. Czasem był pieprzonym durniem i dupkiem, ale wolał być nim niż zdechnąć, bo czegoś nie dopilnował.
Zamki to mały pikuś w porównaniu do pytania o paczkę. Wypowiedziane tak szorstko. Auć. No i wyjdzie jakim jesteś zakompleksionym typkiem. Odetchnął nerwowo i zakręcił kciukami młynka. - Kije hokejowe. Dwa komplety. Nie będę używał ich w tutaj, wśród ludzi. - wytłumaczył, choć głos lekko mu drżał. Tak, bał się jak demon na to zareaguje, a w dodatku nadal był roztrzęsiony po ataku paniki. Przygryzł wargę i zamknął na moment oczy.
Nie nadawał się do tej roli. Gdyby istniał konkurs na najgorszego partnera, znalazłby się w czołówce. Nigdy wcześniej nie dzielił z nikim swojego życia, a teraz musiał się jakoś dostosować. Do Yako, do społeczeństwa, do innego stylu życia. Brakowało mu czasu na rzeczy, które lubił i dla siebie samego. Ledwo znał tego faceta, a już z nim mieszkał. Skoczył na głęboką wodę. Szkoda, że na płasko. Mógł być dla demona każdym. Lekarzem, lokajem, ochroniarzem, kochankiem, kurierem. Nie było prawie niczego, czego nie dałby rady dla niego zrobić. Warunek był tylko jeden. W grę nie mogły wchodzić uczucia albo pozostałyby jednostronne i nieodwzajemnione. A tu proszę... Kitsune zdawał się go kochać. On na serio upadł na głowę. Keer zapytałby, czemu ufa komuś takiemu jak on, ale nie chciał bardziej złościć bruneta. Odetchnął ciężko otwierając oczy. Pewnie lis miał do niego więcej pytań.Yako - 3 Sierpień 2017, 09:56 Prychnął cicho, słysząc burę z ust kochanka. Nie chciał, żeby się nim nie zajmował, nie chciał zniweczyć leczenia, ale nie musiał go traktować całkiem jak dziecko. Umiał sam ocenić czy herbata nadawała się już do picia czy nie, a do tego mógł sam sobie sięgnąć po kubek. Nie wiedzieć czemu jakoś humor go opuścił. Ale mogło to być spowodowane bólem głowy, który tylko się nasilał.
Spojrzał na rudzielca, gdy ten uznał, że ostrożności nigdy dość -Ty naprawdę myślisz, że jestem na tyle głupi, żeby mieć klucz do dwóch domów taki sam z lenistwa czy czegoś co?- westchnął zirytowany - zamki są robione na zamówienie i są zrobione tak, że tylko tymi trzema kluczami można je otworzyć. Nie da się włamać żadnym wytrychem, chyba, że już złodzieje coś wymyślili. Trzeba by wyłamać cały zamek - wyjaśnił spokojnie, choć widać było, że jest zdenerwowany -nie robił tego zwykły ślusarz, więc głupotą jest zmiana zamków na normalne...ale rób jak se tam chcesz. Nie mam sił na nic. Czuję się tak stary.... - po ostatnich słowach wypił resztę swojej herbaty. Tak bardzo miał dość tego dnia. Chciał, żeby już się skończył, żeby odeszły te wszystkie wspomnienia. Do tego chciał się napić...ale nie chciał robić tego przy Gawie.
Słysząc co Cień zamówił, Lusian przytaknął głową. Po cholerę mu jednak taki sprzęt? Chyba, że... - znalazłeś sobie broń, która nie zawiera metalu, prawda? - zapytał spoglądając na niego. Skoro chciał być aż taki ostrożny to niech sobie jest. On go nie będzie ratował przed rogatym, jak rudzielec poleci na niego z kijem nie z tamtego świata -z resztą nie ważne...przynajmniej to zamówienie jest w miarę normalne, więc nie trzeba się o nic martwić - powiedział i położył się na wersalce, odwracając plecami do kochanka.
- Jeśli chcesz to możesz sobie porobić coś innego niż niańczenie takiego dziada jak ja - powiedział bez emocji - nie martw się, nie mam zamiaru niweczyć leczenia, mam zamiar tu leżeć i nic więcej- dodał jeszcze i czekał aż rudzielec sobie pójdzie. Chciał pobyć sam, uspokoić się, pomyśleć i nie martwić się o to jak Gaw zareaguje na to co może usłyszeć lub zobaczyć.Gawain Keer - 3 Sierpień 2017, 10:56 Wcześniejsze zażenowanie i strach nagle ustąpiły miejsca złości i irytacji. Wypuścił głośno powietrze i przeczesał włosy nerwowym ruchem. Patrzył gdzieś w bok, byle nie na bruneta. Zbierał myśli. Zbierał się w sobie oraz do kupy. - Może nie pamiętasz, ale znamy się jakieś dwa tygodnie. Nie wiem, co powinienem myśleć. Po prostu staram się, jak umiem. Odwołam ich. - wychrypiał chłodno. Siedział pochylony plecami do Yako. Z zaciśniętymi ustami i zmarszczonymi brwiami gapił się przed siebie.
Niby co miał, kurna, robić? Nic? Cała ta sytuacja wymykała się definicji popierdolenia. Sam zaczynał wątpić w ten układ, żałować, że dał się wciągnąć. Czemu szło im tak ciężko? Może dlatego, że demon był jego pierwszym żywicielem, z którym nawiązał coś więcej niż tylko znajomość. Nie nadaję się. Znowu będę sam. Tak będzie lepiej. Dla wszystkich zawsze było lepiej, więc czemu w ogóle łudziłem się, że wyjdzie...
- Tak - burknął wzruszając ramionami, po czym spojrzał na Kitsune - To nie tak, że się na niego rzucę. Chcę móc się bronić, to wszystko... - odparł nadal zły. Przecież nie zabije Thorna. To Arystokrata, służył Rosarium, podobnie jak on sam. Tego jednak nie mógł powiedzieć głośno.
Słysząc jak brunet go przedrzeźnia i obraca jego słowa przeciwko niemu, zazgrzytał zębami i wstał. A więc wyrzucał go. - Dobranoc - wychrypiał przez zaciśnięte gardło i ruszył na górę. Nogi miał jak z ołowiu. Miał tak straszliwie dość. Padł na swoje łóżko. Nie chciał dziś spać u Yako. Wyciągnął komórkę i wybrał numer.
- Dobry wieczór. Przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze, ale chciałbym odwołać usługę. Tę na jutro rano, na dziesiątą. Mhm. Dziękuję. Do widzenia. - A więc załatwione. Zero wymiany zamków. Właściciel był zaskoczony i odrobinę smutny. Nie dziwota.
Odrzucił komórkę na etażerkę obok. Ona też go wkurwiała. Cały ten dom. Przebrał się w spodnie od piżamy i wpełzł pod kołdrę. Nie miał pojęcia jak zaśnie. Był wściekły. Chciałby chociaż wiedzieć, co ma robić, jaki ma być. Otrzymać odrobinę jebanej wdzięczności. Może nie był najmilszy czy najgrzeczniejszy, spraszał dziwki i tak dalej, ale chyba coś mu się należało. Póki co otrzymał parę ładnych, kolorowych siniaków, fochy, mieszkanie w remoncie, dziwne listy, podejrzane prezenty i atak paniki. Z Yako mieszkał, bo ten nagle poczuł się łaskawy. Chyba pierwszy raz w swoim długim życiu.
Walnął pięściami w materac, po czym skopał i zrzucił kołdrę wydając z siebie dzikie warkoty. - Pieprzyć to wszystko! - zaklął cicho i skulił się na łóżku ciągnąc się za rude kłaki. Nie zasnę tak, nie ma szans.
Z drugiej strony nie miał Kitsune niczego za złe. Doskonale rozumiał, czemu tak wyszło. I tak naprawdę nie chciał go zostawiać. Nie chciał być sam. Jego małe marzenie powolutku przybliżało się do jawy. W końcu mogło się ziścić. Marzenie by z kimś być i nie musieć już drżeć na myśl o przerażającej, pustej samotności. A teraz go to przerastało. Dwa dziesięciolecia spędził na uboczu. Krył się i nikomu w pełni nie ufał. Bytowanie wśród ludzi bardzo go zmieniło. Nadkruszany powoli i metodycznie, nie zauważył kiedy się złamał.
Pytanie tylko, czy demon chciał z nim być. Z kimś tak skrzywionym. Niestabilnym mordercą. Bał się tłumów, nie potrafił zaufać. Popełniał wciąż te same błędy. Tyle dobrze, że ten dom jeszcze nie płonął, bo swoją chorą zapobiegliwością znowu rozzłościł swojego żywiciela. Jak mogłem w ogóle uznać, że wymiana zamków to dobry pomysł?!
Przewrócił się na drugi bok. Myślał i analizował jeszcze długo, aż w pewnym momencie zwyczajnie urwał mu się film. Umęczony nie zdążył nawet wciągnąć kołdry z powrotem na łóżko. Leżał skulony i spał jak zabity.Yako - 3 Sierpień 2017, 11:51 Prychnął zirytowany ale już nic na ten temat nie mówił. Gaw tym bardziej nie powinien wymieniać mu zamków skoro się tak krótko znają. Może i Yako wpuścił go do swojego życia ale to nie znaczy, że ma mu ustawiać wszystko według siebie. Lis co prawda spalił mu mieszkanie, ale nie miał zamiaru się wtrącać gdzie co tam ma, jakie drzwi, że mieszka na poziomie ulicy, przez co łatwiej tam zajrzeć czy się dostać. Nie komentował tego, ale rudzielec i tak musiał dorzucić swoje trzy grosze.
- Nawet nie pomyślałem o tym, żebyś chciał go atakować. Nie jesteś taki głupi, żeby robić to bez większej wiedzy na jego temat niż teraz posiadasz- spojrzał na niego surowo. Zaczynało go denerwować to tłumaczenie się rudzielca. Jest dorosły, popełnia swoje błędy. Może i demon był zbyt nadopiekuńczy czy sam był wkurzający, ale był starszy i to wiele starszy niż rudzielec. Instynktownie bronił tego co do niego należało, a na Gawie mu bardzo zależało.
-Dobranoc - burknął nawet się nie odwracając w kierunku Cienia. Leżał tak jakiś czas, może pół godziny, może godzinę, po prostu patrząc się tępo przed siebie. W końcu jednak wstał i wyciągnął butelkę pierwszego lepszego alkoholu. Otworzył ją i zaczął pić. Od wypadku robił to często, ale nigdy nie wsiadał za kółko nawet po małym łyczku. Teraz jednak był uwięziony we własnym domu, przez to w jakim stanie się znajduje.
Opróżnił kilka butelek zanim się uspokoił. Zaczynało mu się powoli robić niedobrze od tych procentów. Pozbierał szkło i wyrzucił. Spojrzał na górę i przeczesał dłonią przydługie włosy. Było mu głupio, że tak wyskoczył na swojego kochanka. Nie chciał go stracić...ale nic nie mógł na to poradzić. Nie dziś.
Wszedł po cichu na górę i już miał zapukać do swojej sypialni, gdy wyczuł, że nie ma przy niej zapachu rudzielca. Skierował się więc do jego pokoju. Ostrożnie zapukał. Na tyle głośno, że jeśli ten nie spał to na pewno by go usłyszał, ale jednocześnie na tyle cicho, by w razie czego go nie obudzić.
Nie słysząc odpowiedzi, zajrzał ostrożnie do pokoju, chcąc sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Widząc skulonego Gawa i kołdrę leżącą na ziemi, westchnął smutno i podszedł do łóżka. Podniósł kołdrę z ziemi i delikatnie przykrył rudzielca. Pochylił się nad nim i dał delikatnego całusa w polik - przepraszam - wyszeptał i wyszedł jak najciszej z pokoju. Zamykając za sobą drzwi.
Nie wiedział co ze sobą zrobić. Na pewno jak na razie nie zaśnie. Zszedł na dół i po prostu leżał, wpatrując się w sufit.Gawain Keer - 3 Sierpień 2017, 12:42 Yako był wściekły. Masakra. Przecież dostał odpowiedzi na swoje pytania. Odwoła dla niego tych cholernych ślusarzy. Gawain Keer, najgorsza niańka na świecie. Pewnie demon znów by go pobił, gdyby nie to, że jego stan mu na to nie pozwalał. Cień nie wiedział już o co tak naprawdę chodzi. Szkoda, że nie kwapisz się, by się nimi podzielić. Prychnął pod nosem, splatając ramiona na piersi. Nie ulegało wątpliwości, że demon coś na temat Thorna wiedział, a przynajmniej miał okazję go obserwować. Ale spoko. Nie żeby miał z tym problem, prawda?
Całe szczęście nie myślał o tym w tej chwili, bo spał. Głęboko i spokojnie. Ostatnie wydarzenia wyczerpały jego zapas energii. Teraz mógł naładować baterie, uspokoić się, wyciszyć.
Nie usłyszał pukania. Przykryty i ucałowany przez lisa westchnął przez sen i szczelnie okrył się kołdrą. Odpoczywał tak długo, aż noc przepędziło wschodzące słońce. Ładnie złociło chmury. Gawain przeciągnął się i z zaskoczeniem stwierdził, że Yako musiał go w nocy przykryć. Albo sam to zrobił przez sen, tylko nie pamiętał. Nie wiedział nawet, która jest godzina. Sięgnął po komórkę. Wpół do dwunastej. - Już tak późno? - mruknął przecierając powieki i wstał. Pościelił łóżko, zabrał ubrania do prania oraz wziął nowe i poszedł pod prysznic. Umył się, ubrał, ogolił się i zahaczył jeszcze o kibelek. Poranne rytuały zakończone, można rozpocząć dzień. Na ten moment oparł się zwyczajowej ochocie na kawę. Nie chciał schodzić do lisa. Przeczuwał, że nadal będzie na niego zły. Zaszył się w bibliotece. Trochę szkoda, że nigdzie nie znalazł spisu, bo księgozbiór był pokaźny. Pozostało mu poruszanie się na oślep. Wiele dzieł i utworów zostało napisanych w ojczystym języku Kitsune, ale było też sporo po angielsku. Wybrał jedną o kostiumologii. Kitsune był aktorem, więc warto było dowiedzieć się czegoś na temat jego profesji. Zawsze to coś nowego, ciekawego. Przeglądał ją od niechcenia, czytał fragmenty i notatki pod fotografiami, aż nie trafił na rozdział traktujący o maskach. Też powinien sobie jakąś wybrać. Wygląd był drugorzędną sprawą. Liczyła się przede wszystkim wygoda i funkcjonalność. Wenecjanie mieli do tego łeb. Były nawet takie, których konstrukcja zmieniała głos. Coś dla niego. Zamknął i odłożył książkę na jej miejsce. Wizyta u Thorna będzie musiała poczekać. W najbliższym czasie musiał udać się do wieży. Znowu będzie tym nowym. "Ej, Rudy!" będą za nim wołać. Dobrze, że idzie tam pracować. Mniej użerania się z innymi.
Chodził po bibliotece i patrzył, co lis jeszcze tutaj ma.Yako - 3 Sierpień 2017, 13:14 Yako leżał jeszcze długo, wpatrując się w sufit. Drewno w kominku zdążyło się wypalić, a ptaki na zewnątrz obudzić. Wziął jeszcze jedną butelkę i popijał ją powoli. Nie zauważał nawet upływu czasu. Była tylko samotna cisza, alkohol i wkurzający ból głowy. Dodatkowo jeszcze nadal od czasu do czasu męczył go kaszel. Na szczęście powoli zaczynało mu przechodzić, dzięki temu, że jednak się wygrzał.
Dopiero gdy słońce stało już wysoko, udało mu się zasnąć. Nawet nie zwrócił uwagi, że jakiś czas wcześniej rudzielec opuścił pokój. Demon leżąc na plecach zamknął oczy i odpłynął w Krainę Śnów.
Sen był po części zlepkiem wspomnień Yako, a po części jego wyobrażeniami. Pokazywały mu się obrazy z przeszłości. Jak wielbili go ludzie, po czym siedział sam w świątyni, jak wybił wioskę i mimo tego, że robił to z wielką chęcią to i tak czuł się potem samotny.
Spotkania towarzyskie, zabawy, igraszki, bale, przyjęcia, gale. Wszystko pojawiało się chronologicznie. Zmieniały się czasy, miejsca osoby. Ale jeden element w tym śnie pozostawał niezmienny. Zawsze witały go puste ściany domu, w którym właśnie mieszkał.
Z oczu śpiącego demona ciekły ciepłe łzy.
Nagle doszło do momentu, gdy Yako znalazł sobie rodzinę. Jak wracał z pracy, ze spotkań czy zebrań i witała go uśmiechnięta żona i zawsze pełen energii synek. Był wtedy szczęśliwy. Jednak i to się skończyło. W umyśle lisa pojawiła się scena wypadku. Pisk opon, wybuch, wrzask jego rodziny i wredny, pijaczy rechot kierowcy, który wyszedł tego nawet bez najmniejszego zadrapania czy siniaka.
Demon znów wrócił do pustego domu, ale tym razem cisza była straszniejsza niż wcześniej. Na stole stały przygotowane prezenty, piękny czekoladowy tort. Wszystko czekało na powrót jego rodziny, jednak ta nigdy nie wróci.
- Zawsze będziesz samotny - odezwał się znajomy mu głos w głowie. Należał do kobiety.
- Zostałeś stworzony sam i sam będziesz do końca życia. Nawet to, że się zmienisz nie uchroni Cię przed tym - głos szydził z niego. Demon chciał odpowiedzieć ale nie potrafił. Głos nie potrafił wyjść z jego gardła.
Pojawiły się kolejne sceny. Jak spędzał miło czas z Gawem. Potem jak wrócił do domu od Ciernia i go tam nie zastał.
- Zawsze będziesz sam i nawet on Ci w tym nie pomoże. Tym razem powodem swojej samotności będziesz Ty sam - zaśmiał się kobiecy głos, a przed oczami demona ukazał się obraz, którego nie znał. Jeszcze się nie wydarzył.
Do lisiej nory wszedł Keer. Był zmęczony. Wołał kochanka, widać długo się nie widzieli. Chciał z nim pogadać. Ale nie zastał tego Yako, którego znał. Zastał wściekłą, żądną krwi bestię, która chciała za wszelką cenę pozbawić go życia.
Demon o dziewięciu ogonach, lisich uszach, długich włosach, ostrych pazurach i kłach rzucił się na niego, chcąc zasmakować jego posoki, wypływającej z żył w rytm ostatnich uderzeń serca...
- Już zawsze będziesz sam....
- NIEEE- usiadł z wrzaskiem na ustach. Był cały spocony. Roztrzęsiony. Oddychał głęboko jak po jakimś maratonie. Rozejrzał się wokół, chcąc zorientować się gdzie jest. Widząc pusty, znajomy pokój po prostu skulił się w sobie. Oplótł zdrowe kolano ramionami i oparł o nie czoło. Po czym po prostu dał się ponieść emocją i rozpłakał, rozumiejąc, że nie ważne co zrobi, zawsze ktoś ucierpi, a on skończy znów samotny w pustych ścianach domu.Gawain Keer - 3 Sierpień 2017, 14:19 Już jakiś czas czytał horror. Dziwny koncept, by zaraza rozprzestrzeniała się przez telefony komórkowe, ale musiał przyznać, że przemawiał do jego wyobraźni. Teraz bez smartfona jak bez ręki. Każdy miał choć jeden aparat.
Nagle poczuł coś na wzór delikatnego szarpnięcia. Yako zasnął. Wcześniej Cień myślał, że przegapił ten moment, bo sam spał jakby oberwał patelnią. Czytał jeszcze przez moment, ale czując aurę snu trudno było mu się skupić. Była zachęcająca i obiecywała dobry posiłek, choć nie była w jego guście. Zszedł na dół na paluszkach i przeszedł za wersalkę. Oparł się o wezgłowie. Uśmiechnął się lekko do siebie i podejrzał sen. Zawsze to robił, gdy tylko miał taką okazję i nie umierał z głodu.
Powitała go masa wspomnień przeplatanych z czystą abstrakcją. Nie lubił takich snów. Jakby ktoś wrzucił go do kalejdoskopu i uporczywie machał nim we wszystkie strony. Męczyły i nadwyrężały jego zmysły. Słyszał kobiecy głos, ale go nie rozpoznawał. Mówił o samotności i winie. Yako bał się tego samego i być może był nawet bardziej skrzywiony niż jego Dręczyciel. Co za ironia.
Gdy wszystko się uspokoiło, znalazł się w Krainie Luster, w lisiej norze. Nagle do domu wszedł... on sam. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Brunet zaatakował jego sobowtóra. Tak po prostu, bez wyraźnego powodu. Nie dane było mu zobaczyć wyniku starcia. Został brutalnie wyrzucony ze snu.
Prawie dostał w czoło głową Lusiana, bo ten właśnie poderwał się do siadu. Darł się wniebogłosy. Chyba nie zauważył, że nie jest w pokoju sam, bo skulił się i rozpłakał zanim Gawain zdążył cokolwiek powiedzieć. Powoli położył dłonie na jego ramionach i powędrował palcami do jego włosów. - To tylko zły sen. - westchnął cicho. Nie zanosiło się, że to będzie koszmar. Lis nie panikowałby teraz, gdyby się pospieszył i po prostu wchłonął sen. Zawalił na całej linii. - Nigdzie się nie wybieram. Nie martw się. - wziął ręce i przelazł przez oparcie wersalki. Usiadł koło lisa. - Przepraszam za wczoraj. Nie chciałem cię zezłościć. - bąknął jeszcze i poczochrał go po włosach.Yako - 3 Sierpień 2017, 18:22 Wzdrygnął się czując, że Gaw łapie go za ramiona. Nie spodziewał się, że nie jest sam. Zamknął oczy i skulił się bardziej. Wiedział, że to tylko sen, ale i tak chciało mu się przez niego płakać. Do tego było mu o wiele bardziej niedobrze niż wcześniej. Przetarł oczy oraz całą twarz dłońmi, wzdychając ciężko. Nie dość, że wczoraj zaś się prawie pokłócili, to teraz Cień widzi go w takim, a nie innym stanie. I to jeszcze przez jakiś głupi sen! Yako nie czuł się z tym komfortowo. Nie lubił się pokazywać z tej strony komukolwiek. Nawet przy Natalie, gdy coś się działo to zaszywał się w gabinecie albo w garażu podziemnym i zajmował się czymś, by go nie musiała oglądać w takim stanie.
Wyprostował się, gdy rudzielec usiadł obok niego, a ręce przeniósł na brzuch. Słysząc jego przeprosiny, pokręcił głową - n-ic się nie stało. Ja też przepraszam...wczoraj był... ciężki dzień - westchnął. Nie patrzył na kochanka. Zamknął oczy i oddychał głęboko, starając się uspokoić, a jednocześnie zapanować nad nudnościami. Nie było to jednak łatwe -ale proszę, następnym razem zapytaj zanim zaczniesz działać - poprosił jeszcze po czym przesunął się na sam skraj wersalki. Skulił się trzymać ja za brzuch i pochylił chcąc jakoś opanować chęć zwymiotowania całego tego alkoholu, który wlał w siebie w nocy.
-Mam nadzieję, że Cię nie obudziłem? - westchnął jeszcze, po czym powoli wstał i ruszył do łazienki. Bez słowa wszedł do niej i zamknął za sobą drzwi. Nie mógł już tego utrzymać. Opadł obok muszli i zaczął zwracać wszystko co w ciągu ostatnich godzin znalazło się w żołądku lisa. Wymiotował długo, samą wodą i żółcią. W końcu usiadł obok toalety, zamknął oczy i oparł się o ścianę. Nie miał pojęcia czy już skończył czy nie. Bolał go brzuch i czuł się źle. Do tego pewnie znów zmartwił rudzielca. No w tym to chyba powinien mieć medal za mistrzostwo....Gawain Keer - 3 Sierpień 2017, 23:39 Demon skulił się pod wpływem jego dotyku, ale Cień spodziewał się takiej reakcji. Silny i niepokonany. Taki chciał być w oczach wszystkich, a teraz wychodził na mazgaja. W swoim mniemaniu, bo Gawain wcale tak nie myślał. Rozumiał i w jakiś sposób dzielił z ból z ukochanym. Chyba na tym polega miłość. Przynajmniej z tego co słyszał. Nie obejmował Yako, nie komentował w żaden sposób jego zachowania. Siedział dając lisowi czas na uspokojenie się.
Poklepał go po plecach, gdy wspomniał o wczorajszym dniu. Dla niego też okazał się być ciężki. Nadal miał mętlik w głowie. Te wszystkie wypadki, dokumenty, ich wspólne przeżycia, to co czuł do demona. Logika wzięła wolne, bo wszystko nawzajem się wykluczało. Jeszcze niedawno nie myślał o Lusianie jako o kochanku. Nie wiedzieć kiedy przestało mu to przeszkadzać.
- Zapytam - pochylił głowę pozwalając niesfornym kosmykom zakryć oczy. Machnął głową i przyklepał je dłonią. -Wstałem z dwie godziny temu - odpowiedział, po czym zerknął na bruneta. Trzymał się za brzuch. -Jesteś zielony. Wszystko w porząd... Nie zdążył dokończyć, bo Yako właśnie wstał i poszedł do łazienki.
Rudzielec wstał z wersalki i chwilę nasłuchiwał. Lis, a rzygał jak kot. Chyba czas na miętę. Poszedł do kuchni i nastawił wodę. Wyszedł na zewnątrz, by narwać świeżego ziela. Na bosaka przeszedł przez ogród. Przyjemnie chłodna rosa zmoczyła mu stopy. Znalazł zioło, zebrał garść liści i wrócił do domu. Woda właśnie wrzała, więc czym prędzej umył miętę i wrzucił ją do garnuszka, po czym zalał gorącą wodą i nakrył talerzykiem. Napar musiał naciągnąć. Przy okazji zrobił sobie kawy.
Yako nie wychodził z łazienki, ale Cień domyślał się, że nie ma ochoty na towarzystwo. Gdy miętowa herbata była gotowa, odcedził ją i poszedł wyrzucić liście. Otworzył szafkę i na moment stanął jak wryty. Powitała go cała masa butelek po alkoholu. Raz, dwa, trzy... rany. Przecież tego było z dziesięć litrów! Każdy napój był innego gatunku i woltażu. Keer westchnął ciężko i wywalił liście, po czym zamknął drzwiczki z głośnym trzaskiem. Skoro mam go nie niańczyć, to czemu daje mi ku temu powody?
Wziął herbatę, wziął kawę i poszedł do salonu. Czekał, aż brunet się pozbiera i przywlecze swoją dupę z łazienki. Pił kawę i obserwował ogród. Świeże powietrze dodatkowo go rozbudzało. Zanosiło się na całkiem ładny dzień.Yako - 4 Sierpień 2017, 09:59 Siedział w łazience jeszcze jakiś czas. Wymiotował jeszcze kilka razy, ale były to krótkie ataki. W końcu uznał, że chyba da radę wrócić do salonu. Podszedł do umywalni, uprzednio spuszczając wodę i umył porządnie zęby, by pozbyć się smaku i zamachy wymiocin. Spojrzał też do lustra. Nadal był zielony. Westchnął widząc jak źle wygląda. Tutaj nawet jego gra aktorska nie pomoże w ukryciu tego. Będzie musiał sobie jakoś z tym poradzić.
Przełknął ślinę, słysząc trzask drzwiczek od szafki. Czyżby Gaw odkrył co doprowadziło lisa do takiego stanu? Lusian przeczesał dłonią czarne jak noc włosy. Przemył twarz i wypłukał jeszcze raz usta, płynem miętowym, bo nadal czuł posmak swojej przygody.
W końcu wyszedł z łazienki, podpierając się o ściany. Był wypompowany z sił. Podszedł do wersalki i opadł na nią. Leżał chwilę z zamkniętymi oczami, po czym otworzył je - widziałeś prawda? - zapytał zachrypniętym od krzyku i wymiotowania głosem - wcześniej nie piłem prawie w ogóle, bo po co skoro nie przynosi mi to korzyści, jednak po wypadku, piję ile wlezie zawsze gdy się kiepsko czuje... psychicznie - powiedział i odwrócił głowę w kierunku ogrodu. Zapowiadała się ładna pogoda, może i ten dzień będzie o wiele lepszy niż poprzedni?
W końcu wziął się w sobie i usiadł z cichym jękiem. Brzuch bolał go niemiłosiernie, ale co się dziwić po takiej pobudce. Widząc na stole dwa kubki, wskazał na ten z herbatą - to dla mnie? - zapytał niepewnie. Jeśli dostał twierdzącą odpowiedź, podziękował uprzejmie i sięgnął po napar. Zdążył już trochę ostygnąć, dlatego prawie od razu wziął porządnego łyka i westchnął z ulgą - Ty to jednak często wiesz, co mi jest w danym momencie potrzebne - uśmiechnął się do niego nieśmiało - dziękuję - westchnął i oparł się o wersalkę, popijając swój napar przez chwilę.
- Jakieś plany na dziś? - zapytał spoglądając na nasłoneczniony ogród. Ciekawiło go co zaproponuje Gawain lub co będzie chciał robić, w końcu nie musieli siedzieć razem. Jeśli miał jakieś sprawy do załatwienia to lis nie miał zamiaru mu tego uniemożliwiać. Nie chciał być dla niego ciężarem, ale zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo jest nieznośny i ile spraw rudzielcowi utrudnia.Gawain Keer - 4 Sierpień 2017, 12:12 Patrząc na bujną roślinność stwierdził, że ma w sobie coś z podstarzałego Anglika. Brakowało mu karmnika i poidełka dla ptaków, krzaczków przyciągających motyle. Pogoda często nie zachęcała do wyjścia, więc wielu mieszkańców zabijało czas obserwując miejscową faunę i kolekcjonując zdjęcia. Stęsknił się za rybami koi i kanarkami. Były trzymane i hodowane dla swoich pięknych piór i łusek oraz śpiewu. No, może nie w przypadku ryb, choć w Krainie Luster z pewnością znalazłaby się taka, która posiada głos.
Zerknął za siebie, gdy brunet zdecydował się opuścił łazienkę. Wyglądał okropnie. Dalej zielonkawy na twarzy, cały spocony. Nic dziwnego, że miał koszmary skoro wlał w siebie pół barku. -Jednak istnieją rzeczy, które potrafią ci zaszkodzić - powiedział obojętnym tonem. Normalnie ręce opadały. Pilnowanie go to mrzonka, zadanie dla szaleńca. Westchnął na tłumaczenia lisa. On serio miał jakieś masochistyczne zapędy. Źle się czuł, więc robił wszystko, by było jeszcze gorzej. - No już, dobra! - machnął ręką, po czym wskazał kubek - To dla ciebie. Pomoże na brzuch - dodał tylko i usiadł w fotelu.
Uśmiechnął się lekko - Chyba nie wątpiłeś w moje zielarskie umiejętności? - droczył się z lisem. Upił porządny łyk kawy i odstawił kubek na stół. Mocno się przeciągnął, a na pytanie tylko wzruszył ramionami. - Nie mam pojęcia. Nie bez powodu stąd wyjechałem. - powiedział kwaśno. - Wszystko załatwione, teraz czekam tylko na kije. W planach miałem być tutaj tylko trzy dni i wracać. U nas czeka mnie większa bieganina. - westchnął. Chciałby już wrócić, móc bez obaw wyjść i coś porobić. Tutaj nie miał takiej możliwości. Owszem istniały lokale dla Lustrzaków, ale nie miał zamiaru szlajać się ze znanym i dodatkowo rannym aktorem. Wystarczy wypad do centrum handlowego. Aż wzdrygnął się na samą myśl. - Pewnie poczytam i popływam, chyba że masz lepszy pomysł - mruknął i dokończył kawę. Nie wyściubię nosa za te drzwi. Spojrzał w kierunku przedpokoju, jakby miał kogoś tam ujrzeć.Yako - 4 Sierpień 2017, 13:11 Prychnął na słowa Cienia -nigdy nie powiedziałem, że jestem niezniszczalny - burknął i opadł na kanapę.
- Dzięki - powiedział popijając spokojnie, miętowy napar. Cieszył się, ze mimo wszystko Gaw postanowił w jakiś sposób mu pomóc. Zaśmiał się ochryple - nigdy w nie nie wątpiłem- powiedział spokojnie - już na polanie widziałem, że się na tym znasz- dodał upijając łyk ciepłej, ale już nie gorącej herbaty.
Spoglądał za okno, czekając na odpowiedź kochanka. Spuścił delikatnie wzrok, słysząc, że sam nie wie co można robić. Zamknął oczy wysłuchując rudzielca do samego końca. Ciekawiło go jakie ma jeszcze załatwienia. Wątpił, żeby z samym remontem miał aż tyle biegania. Ale wolał go nie wypytywać o takie szczegóły.
Pokręcił głową, że sam nie ma lepszych pomysłów -sam bym popływał ale to chyba nie najlepszy pomysł, albo potrenował na siłowni ale to też odpada - westchnął smutno i przeniósł swój wzrok na kochanka - jeśli mogę to na pewno bym coś zjadł... - powiedział, patrząc na niego niepewnie. Miał nadzieję, że rudzielec się zgodzi, bo głód zaczynał demonowi dokuczać coraz bardziej -i miło byłoby spędzić trochę czasu bez jakiś kłótni czy innych głupot... - dodał jeszcze.
Zamyślił się znów na moment zastanawiając jak mogliby spędzić czas razem. W końcu nie będą siedzieć osobno czy w ogóle się do siebie nie odzywać, nie na tym to polegało. Chciał też żeby dziwnooki odszedł z tej willi z miłymi wspomnieniami, a nie tylko rozpamiętywał to jak się zajmował dwoma idiotami. Rozmyślał nad tym co by mogli porobić, ale jak na razie nic mu nie przychodziło do głowy.Gawain Keer - 4 Sierpień 2017, 15:20 Uniósł brwi w zdziwieniu. Yako był niezwykle wrażliwy na małe uszczypliwości i specyficzny humor Cienia. Widać, że gość z innej bajki. - Ech, nieważne - westchnął cicho bardziej do siebie niż do bruneta, odchylając głowę do tyłu. Przymknął na moment oczy. Nie miał zamiaru się kłócić. To miał być swego rodzaju komplement, ale niepotrzebnie liczył na to, że lis zachowa dystans do siebie. W porównaniu do rudzielca był pieprzonym supermanem. Miał wszystko, czego brakowało Keerowi.
Rzucił okiem na Kitsune, gdy ten się zaśmiał. Nadal miał okropną chrypkę, ale przynajmniej nie kaszlał. - I dlatego postanowiłeś zwijać mi zbiór sprzed nosa? - uśmiechnął się szerzej. Nawet miło wspominał wydarzenia na polanie i w jego mieszkaniu. Co prawda nadal bywał podejrzliwy, ale mógł powiedzieć, że ufa swojemu żywicielowi. Przynajmniej w niektórych sprawach.
- Obawiam się, że takie rzeczy muszą zaczekać - spojrzał na niego smutno. Współczuł mu, że musi tak siedzieć na tyłku. Był przecież lisem. Powinien brykać, biegać i psocić.
Prośba o posiłek nieco podniosła mu ciśnienie. To nie było jakoś specjalnie uciążliwe czy szczególnie nieprzyjemne, w końcu jego sztuczna śmierć była gorsza. Świadomość bycia posiłkiem demona zawsze stawiała go w pełnej gotowości, ale nie bał się. Lis tak się nad nim trząsł. Zupełnie niepotrzebnie.
Gawain spojrzał na pusty kubek, starając się, by niczego nie było po nim widać. Pamiętał, jak Yako narzekał, że wolałby pożywiać bez łóżkowych przygód, ale czasem trudno było nie myśleć o takich rzeczach. Urok działał. Starał się z nim walczyć, ale czując dotyk demona zawsze miało się ochotę na więcej. Dosłownie do utraty tchu. - Chcesz teraz czy później? - zapytał spokojnie. - Poza tym... mówiłem już, że musisz się o to martwić - dodał zawstydzony. Oczywiście, że możesz, głupcze. Nie po to ciągałem cię ze sobą, żeby dać ci zdechnąć z głodu.
Siedział na fotelu nie wiedząc, co ma robić. Czekał na decyzję bruneta. Miał tylko nadzieję, że faktycznie potrzyma go za rękę i tyle. Ostatnio trochę wypił, był zły i zazdrosny, więc hamulce puściły, ale teraz znów był niedotykalski.Yako - 4 Sierpień 2017, 18:05 - No jakoś nie mogłem się powstrzymać przed zabawą z tak uroczym rudzielcem - uśmiechnął się do niego trochę wrednie. Ale było widać, że powoli wraca mu dobre samopoczucie. A to chyba teraz było najważniejsze.
Wzruszył ramionami, słysząc, że to czym by się najchętniej zajął, musi poczekać - wytrzymałem jakieś dwa miesiące bez tego, dwa lata temu, to wytrzymam te kilka dni czy tygodni teraz - wyszczerzył się do dziwnookiego. Taka była prawda. Po wypadku przeleżał u Pardona jakiś miesiąc, dochodząc do takiego stanu, by mógł w ogóle normalnie funkcjonować. Potem nadal miał problemy z chodzenie czy nawet oddychaniem ale zajął się filmem. Pisał scenariusz, co nie wymagało wielkiego wysiłku. Siedział całymi dniami i nocami opracowując wszystko dokładnie. Wtedy też zaczął pić. Stresował się. Nie mógł się wyżyć fizycznie, to chociaż chciał przelać to na papier, a następnie na taśmy, a poprzez nie na ekrany kin i telewizorów. Choć tego drugiego już nie tak chętnie. Naprawdę był zaskoczony, że mimo iż postawił warunek by puszczać ten film tylko raz w roku, to i tak się na to zgodzili i dali premierę telewizyjną już w drugą rocznicę ich śmierci. Nie sądził, że to się naprawdę stanie.
Widział, że Gawainowi nie za bardzo podoba się pomysł karmienia Lusiana. W sumie sam nie wiedział jakby to teraz zrobili. Trzymanie się za rękę przez kilka minut, byłoby dziwne. Nie miał też sił by masować Cienia lub by on masował jego. Nie chciał go teraz tak wykorzystywać. Ale była jedna opcja, którą miał nadzieję, że rudzielec przyjmie.
- Chętnie zjadłbym teraz, żeby mieć energię na resztę dnia i na następny dzień - powiedział spokojnie i uśmiechnął się do niego drapieżnie. Wstał i schował ręce za plecami. Zaczął się powoli, lekko kuśtykając, przechadzać po salonie - wiesz...jesteśmy teraz sami, nikt by nam nie przeszkadzał - powiedział spokojnie, obchodząc fotel rudzielca i opierając dłonie na oparciu za nim - może miałbyś ochotę się ze mną troszeczkę pobawić? Przecież widziałem ostatnio, że jesteś troszeczkę wygłodniały - wymruczał mu do ucha.
Jeśli Keer odwrócił się po tych słowach, zobaczyłby już nie Lusiana, a Luci, wpatrującą się w niego swoimi fioletowymi oczyma, w których już pojawiały się szkarłatne iskierki i uśmiechała się do niego zalotnie.Gawain Keer - 4 Sierpień 2017, 20:25 Nie wiedział, co ma na to powiedzieć. Niby gdzie i z której strony był uroczy? No, ale skoro tak mu się podobał, to nic na to nie poradzi. - A ja przed zapolowaniem na lisa - odwdzięczył się tym samym. Dobrze było widzieć Lusiana uśmiechniętego.
- Dwa miesiące? Trudno dać temu wiarę. Chyba musieliby cię przypiąć do łóżka pasami! - zaśmiał się, kręcąc głową. Oczywiście mu wierzył, ale w ustach Yako brzmiało to jak fantastyczna powiastka.
Poprawił się w fotelu, gdy brunet stwierdził, że chce jeść teraz. Myślał, że od razu do niego podejdzie albo przywoła do siebie gestem lub słowem, ale on zaczął przechadzać się po pokoju. Cień uważnie śledził jego wędrówkę. Nadal utykał, ale chodzić też musiał, więc się na to nie krzywił. Nie chciał też psuć mu posiłku.
Dostał gęsiej skórki na słowa demona. Tylko na to czekałeś, co? Lis obchodził fotel, krążył wokół rudzielca jakby na niego polował. A może właśnie to robił? Włosy stawały mu dęba. Keer wyprostował się gwałtownie, wciągając powietrze podrażniony przez ciepły oddech bruneta. Śmiała propozycja zaskoczyła go, bo wcześniej Lusian nie zdradzał oznak zainteresowania takimi czynnościami. Jeszcze nie tak dawno słaniał się na nogach. - T-tak dziękujesz lekarzowi? - zaśmiał się nerwowo i napięcie obrócił się w stronę demona. Chciał zażartować i delikatnie dać Lusianowi do zrozumienia, że nic z tego. Uśmiech momentalnie ustąpił zdziwieniu. - Och! - bąknął zbity z pantałyku, wlepiając spojrzenie w lisicę. Była tak blisko... aż zaschło mu w gardle. Stęsknił się za tym widokiem. Za obecnością pięknej Luci. Usiadł na oparciu fotela i spojrzał na nią z góry. Zdjął z siebie golf i pogładził lisicę po policzku. W tej postaci blizna była prawie niewidoczna, co przyjął z dużą ulgą. - Nie musimy w ten sposób. Wiem, że tak nie lubisz- powiedział smutno, zsuwając się z oparcia. Chwilę stał przed nią, po czym z wahaniem przytulił ją do siebie i gładził po plecach. Przymknął oczy, czekając aż Yako zacznie się pożywiać. Chciał mieć to już za sobą.
Podobała mu się i to bardzo! I wcale nie smuciło czy dziwiło go to, że demon stroni od łóżkowych zabaw. Gdyby on miał spać z żywicielami za każdym razem, by wchłonąć kolejny sen, to po jakimś czasie też miałby dość. Dziś problemem, tajemniczym "ale", był Gopnik. A konkretnie to, co on i Luci robili razem. Wspomnienie było świeże i bolesne. Zupełnie odebrało rudzielcowi chęć na igraszki. Przytulił Kitsune mocniej, niemalże brutalnie, ale wiedział, że niezależnie od tego jak kurczowo by ją trzymał, to zawsze znajdzie się ktoś inny. Tylko czemu musiała akurat z Gopnikiem? Nie mogła wybrać przypadkowego typa lub typiary? Kogoś mu nieznajomego. Nie zadawałby pytań, nie robił wyrzutów. Demon musiał jeść, ale czemu musiał grać na emocjach? Gdyby nie dzisiejszy koszmar... to uwierzyłby, że jest tylko zabawką w rękach Yako.