To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Herbaciane Łąki - Fusowy Gaj

Anonymous - 20 Luty 2012, 20:01

Gdyby mógł, pewnie również by tu został, na zawsze. Jednak zbyt przyzwyczaił się do tej normalności, do zwykłej rutyny, do wszelkich ludzkich przyrządów. Wstać – umyć się – zjeść – wyjść do pracy. Gdyby nie powtarzanie tego schematu dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu z pewnością reagowałby inaczej. Niestety, jako persona niezwykle sentymentalna, nie potrafiłby pogodzić się z jej narwaniem, stratą. Był zbyt przyzwyczajony do codziennego wstawania o godzinie siódmej i przygotowywanie kanapek z Nutellą, tutaj całkowicie nieznanych, by na rzecz mocno zacofanej krainy zwrócić i wybudować z drewna własną chałupkę, wypasać owieczki. Za ciężkie jak na jego nowoczesny umysł. No i Kraina Luster, choć taka wspaniała i tak ją wychwala, kryła za swym obliczem mnóstwo tajemnic i bolesnych wspomnień, ran, których nie miał zamiaru rozdrapywać i doprowadzać do kolejnego wybuchu…
Uśmiechnął się szeroko na widok przyjaciela. Nie sądził, by miał go w najbliższym czasie spotkać. Oczekiwał wytchnienia od przyziemnych spraw, spokoju oraz ciszy, najznamienitszego pokoju, z dala od człowieczego gwaru i bluzgu. Miał wielką nadzieję, a że usiądzie i już się nie ruszy, wlepiając spojrzenie w cudowne iglaki kuriozalnie przyozdobione miodowymi torbami herbaty. Łudził, a że bez zbędnego zrywania się na nogi przyjdzie mu delektować się ponad zwyczajnym miętowym zapachem, znacznie świeższym niż ten, które serwują mu pasty do zębów czy gumy Orbit. A jednak nie, jak zwykle musiał na niego wpaść, albo raczej on na niego, gdyż odwrotny przypadek raczej nie wchodzi w grę, o ile Pride potrafi wpadać na ludzi na siedząco. Nie do końca ludzi, aczkolwiek tę kwestię pozostawmy na inną chwilę rozmyślań i rozrzucania strzępku tez. Zadowolony z tego, niestety powodującego niemały ból w karku, spotkania, wciąż biegał po niezwykle szczuplej sylwetce przyjaciela, wystawiając delikatnie śnieżnobiałe trójki. Przysunął się do niego, by mamrocząc coś pod nosem, strzepać z jego eleganckiego garnituru paprochy. Robił to subtelnie, jakby każdy ostrzejszy dotyk miał spowodować nagłą eksplozję, albo przeniesienie go z powrotem na Ziemię, a tego stanowczo nie chciał. Wyczyściwszy go dokładnie, podniósł spojrzenie stalowoniebieskich patrzałek, wciąż szczerząc się głupkowato, o ile jest w tym jakikolwiek sens. Chociaż zadajmy sobie banalne pytanie: czy on kiedykolwiek zrobił coś na jakiejś podstawie?
- Pride, Pride, głupolu – odparł wesoło, odsuwając się od niego lekko i zaciskając dłonie na zgiętych kolanach. Siedział wyprostowany z łydkami wsuniętymi pod pośladki, bez przerwy wydając z siebie ciche piski zadowolenia, zainteresowania, bóg w ogóle wie, dlaczego – Co… Co cię boli? Jejku, ale bardzo? – teraz zamiast szczęścia Bueno mógł dostrzec w jego oczach, na pozór chłodnych, niezwykłą troskę, zwyczajną dla jego stylu bycia. Nie chciał w końcu, by jego przyjacielowi z jego powodu coś się stało. Nawet najdrobniejsze draśnięcie musi wyleczyć, nie ma przebacz.

Anonymous - 21 Luty 2012, 22:29

On też był kiedyś sentymentalny. Nawet najmniejsza zmiana prowadziła go do smutku, bo przecież to stało tu i teraz jest tu pusto. Niczego nie przesuwał, niczego nie zmieniał, w jego najbliższym otoczeniu wszystko pedantycznie wręcz zawsze wracało na pierwotne miejsce. Dopóki nie zaczął zapominać co gdzie być powinno. Od tamtej pory sentyment w jego życiu nie istnieje.
Przyglądał się z niespotykaną ciekawością ruchom Pride'a, który czyścił z pyłków jego marynarkę i płaszcz. Patrzył na niego, szeroko otwierając dwukolorowe dziś oczy, przez co wyglądał jeszcze dziecinniej niż zazwyczaj. A on niemalże zawsze wyglądał jak dziecko. Nieco wyrośnięte, ( przymrużmy na ten mały błąd oko ) ale dziecko. Z wyrazem twarzy trzyletniego gówniarza, który wszystkiemu się przygląda i zadaje pytania. Szeroko otwarte ślepia, lekko rozchylone, ni to ze zdziwienia, ni to z radości usta i nieuczesane włosy na bladej twarzyczce. Gdyby nie jego troszeczkę za duży wzrost, to niewiele by mu brakło.
- Wybacz moje nieoczekiwane wtargnięcie w twoją strefę prywatnego odpoczynku. - odrzekł poważnie, naciągając rękawy płaszcza na blade dłonie, na których wyraźnie odznaczały się zarysy kości i wszystkie ścięgna.
Przyciągnął jeszcze kolana w swoją stronę, przez co jego siad po turecku był jeszcze dziwniejszy i ponownie poprawiwszy kapelusz, przekręcił łepetynę lekko w lewo i począł się wpatrywać w przyjaciela.
- Praktycznie już nic, ale wraz z niezamortyzowanym uderzeniem w podłoże rozbolały mnie kolana. - zerknął na tę część ciała, strzepując pył z czarnych spodni - Ale przeszło. - dodał ciszej, z lekkim uśmiechem, odkrywając grzywkę, która wpadła mu do oczu, zupełnie zapominając o prawej, szkarłatnej tęczówce, po czym nerwowo zachichotał.

Anonymous - 22 Luty 2012, 14:59

Dziecinność w wykonaniu Pride’a… Och, na niego wystarczy spojrzeć, by stwierdzić, iż to siedmiolatek, który uciekł z przedszkola na rzecz nowo otwartego wesołego miasteczka. Jego jestestwo głównie opierało się na zabawie, uśmiechaniu się i pomaganiu innym; co najlepsze nie przyszło mu do głowy by zmienić swe bytowanie, nawet nie zważając uwagi na sentymentalną istotę. Było mu dobrze reprezentując pozytywny charakterek. Widok swoich zapuchniętych oczu i zaciśniętych warg niezbyt mu odpowiadał, a jeśli chciał się pokazać jako ten ładniejszy „młodzieniec” ( mocno naciągane ) dbający o higienę, nie przychodziło mu płakać. Na myśl naraz przyszło mu, a że jest egoistą, snobem dbającym o swój wygląd. Nie, nie, tak nie jest. Płacz wywołuje u niego odruchy wymiotne. Jest zły, bardzo zły. A Pride, choć jest na w pół ślepym Cieniem, nie był zły, ani nie zmierzał w podobnym kierunku, dumnie krocząc po odpowiedniej ścieżce prowadzącej ku, jakby to powiedziała moja katechetka, życiu wiecznemu. Niekoniecznie na ziemi.
Odgarnął prawą dłonią czarny kosmyk za ucho, choć na ogół nie robiły mu różnicy.
- Do mnie możesz wpadać kiedy chcesz, z jakiego tylko powodu chcesz i jak chcesz – odparł ukazując dwa rzędy śnieżnobiałych zębisk w zadowoleniu – A najlepiej jeśli przyjdziesz coś zjeść. Patrzaj, ile tu kości, co? Nie powinno tak być. Zerknij no tylko na mnie – wyprostował się lekko i zmrużył oczy, by jedynie sytuacja w jego wykonaniu wyglądała faktycznie wiarygodnie, a jak mu poszło, nie jemu oceniać – Muszę cię kiedyś na jakiegoś fast fooda wyciągnąć. Dwa tygodnie żerowania w Burger Kingu i będziesz ważył ile trzeba – dodał wesoło przekrzywiając głowę na prawo. Tak tak, okropna była z niego gaduła. Zwłaszcza, jeśli jego towarzystwem miał być najlepszy na świecie, w sumie to chyba nawet jedyny, przyjaciel. Nawet nie miał na myśli dokuczania mu, po prostu ze względu na te wszystkie anoreksje i bulimie jakie przyszło mu poznać w swym drugim świecie nie potrafił przejść obok zagłodzonego kumpla. Okej, może źle to ujął, na pewno źle to ujął, aczkolwiek musi mało jeść, skoro waży ile waży. A nie chce mieć go potem na sumieniu. Powinien się nim zająć, musiał się nim zająć, a on tu zszedł. Nie ma takiego bicia.
- Na pewno nie bolą? – jęknął zmartwiony, nachylając się lekko do chłopaka i kładąc nieco zlodowaciałe dłonie na jego kolanach – Jeej, nie można boleć – dodał cichutko patrząc na nie takim troskliwym spojrzeniem, jakby oczekiwał, że mu odpowiedzą. Inteligencja Pride’a.

Anonymous - 22 Luty 2012, 15:19

Na podobnych zachowaniach opierała się jego dziecinność, z jednym, głównym wyjątkiem - Bueno na ogół się nie uśmiechał. Przeważnie chodził z wielkim poker fejesm i tylko wszystko obserwował. Czasem wyglądało to z grubsza tak, jakby miał w oczach kamerę i pomalutku wszystko nagrywał, przy pomocy wodzenia po tym wzrokiem. Ale mimo kilku jego zdolności, nieco innych wprawdzie, kamery w oczach nie miał. Jeszcze.
Och, żeby on jeszcze wiedział, czym są te wszystkie fast food'y! Biedaczek z niego, ja bym tam nie wytrzymała bez sporadycznej wizyty w takim syfie, ale co ja tam mogę wiedzieć. Taki Bueno, w swoich wyobrażeniach tamtego świata w życiu nie wpadł na coś w stylu KFC, McDonald's czy Burger King'a. No bidula, bidula.
- Niee, chyba podziękuję zaproszenia do ciebie, Pride. Wybacz, ale jakoś nie ciągnie mnie żeby zobaczyć tamtą krainę. - odparł cicho, zerkając to na sznurowane obuwie, to na przyjaciela, przyglądając mu się bacznie za każdym razem, mimo że znał go na pamięć - I.. przecież wiesz, że zawsze rosłem w górę a nie na boki... - zaśmiał się cicho. Tak, to prawda. Ballato żywił się jak przystało na normalnego człowieka, w którego to świecie nie ma pizzy i hamburgerów, ale przecież nie jadł za mało. Naprawdę, jadł odpowiednio. Ale jakoś nic to nie dawało - Zdaje ci się. Wyglądam normalnie, mój drogi. Tylko troszkę za mało, troszeczkę. I wybacz, ale nie mam bladego pojęcia. czym jest Burger King. - dodał po chwili, patrząc na niego z krzywym uśmiechem, a raczej czymś na wzór półuśmiechu, ale naprawdę trudno było to jakoś konkretnie nazwać. Nawet gdy w środku się śmiał, na ustach był to tylko delikatny uśmieszek, a gdy powinien parsknąć śmiechem, chichotał zazwyczaj.
Zarzucił grzywkę na bok, żeby nie przeszkadzała mu w obserwowaniu Pride'a. Jak już mówiłam, zdecydowanie znał go na pamięć, ale i tak zawsze się we wszystko wpatrywał, jakby nie widział tej rzeczy lub osoby nigdy przedtem.
- Nie, już nie boli. Przestało. Mimo wagi nigdy prawie mnie nic nie boli. - odparł po chwili namysłu.

Anonymous - 22 Luty 2012, 15:36

Bidula, bidula! Pride przeżył swoje, natknął się na wiele rzeczy i wiele rzeczy utrwaliło mu się w pamięci, jak i znaczna część wypadła zwyczajnie niczym kauczukowa piłeczka, jednak jeśli miał zsumować wszystkie te godziny, minuty, sekundy, lata, miesiące – najskuteczniej przyszłoby mu mieszkać w obecnych czasach, w dobie komputerów, telefonów, drukarek, samochodów mocno zanieczyszczających powietrze, cholernie głośnych motorów… Jak bardzo kochał Krainę Luster, jak mocno ubóstwiał jej zakamarki i nieskryte łąki, tak i nie potrafiłby funkcjonować bez głośnych kłótni na ulicach i kasjerki z najbliższego sklepu spożywczego. Wzbudzały w nim kontrowersje, zafascynowanie. Dwie sprzeczne z sobą cechy tak bardzo na niego działające.
- To co z tego – bąknął wzruszając ramionami jakby jego wypowiedź została całkowicie pozbawiona jakiegokolwiek sensu – To ja ci coś kiedyś stamtąd przyniosę. Wiesz, ich jedzenie tak tuczy, że coś – dodał z rozbawieniem opierając się łokciami o kolana chłopaka i chwytając dłońmi za policzki. Może i to było z deka dziwne, zwłaszcza, że byli nieco za blisko, jak trzymają się przyjaciele, ale jego to nie obchodziło, miał za dobry humor, aby zawracać sobie głowę takimi drobnostkami. Zachwycało go nie tylko otoczenie, jak i nadzwyczaj trafne spotkanie. Tak, teraz bez wątpienia można liczyć na wieczne uśmiechy, kiwanie głową, głupiutkie ganianie. Jakby Pride skrywał w sobie serio jakąś drugą część, duszę, jaka ujawnia się jedynie w otoczeniu najbliższych. A Kapelusznika bez wątpienia można do takich zaliczyć, więc mógł przed nim przedstawiać się w jakiej postaci tylko chce. Jednego dnia będzie może prezydentem Stanów Zjednoczonych, a następnego dnia – jego osobistym murzynem. Główka Naazira mogła wpaść na najgorszy pomysł w najlepszym momencie i choć czasem udaje mu się pohamować, po co robić to przy kimś, komu tak bezgranicznie się ufa?
- Troszeczkę? Żartujesz sobie chyba. Dużo za mało – mruknął poważnie podnosząc lekko głowę – No, popatrz tylko – tknął go mniej-więcej pod żebrami – To nawet skóra nie jest, od razu wszystkie te mięśnie czuć, fuj. Chyba, że tam nie ma mięśni, ale zdaje mi się, że jesteśmy z nich w całości złożeni… No, w każdym bądź razie, jesteś za chudy i ja tego tak nie zostawię, choćbyś miał mi jeszcze trochę urosnąć i musiałbym jeździć obok ciebie na stojąco na rowerze – odparł wesoło powracając do poprzedniej pozycji, z powrotem nie zważając na włosy i ich co chwilowe przykrywanie szerokiego uśmiechu.

Anonymous - 22 Luty 2012, 15:57

W zasadzie, jak już się tak przyjrzeć i pomyśleć, nie byłby jakiś strasznie niezadowolony z wizyty w tamtym świecie. Nie zauważyłby pewnie za pierwszym razem tego wszystkiego co złe, a raczej chłonąłby każdy najdrobniejszy element nowego, obcego mu świata. Dopiero przy kolejnych spotkaniach, o ile do takowych by doszło, zaczęłoby się mu wiele rzeczy nie podobać. Ale to chyba musiałoby być ciekawe; dziwnie ubrany chudzielec w McDonald's z normalnie wyglądającym chłopakiem, w dodatku ekscytujący się wszystkim i pytający co chwile towarzysza czym są frytki, a czemu to jest takie a nie inne. Trzeba kiedyś spróbować..
- Taak, zdecydowanie musisz mi kiedyś pokazać co to. - powiedział, kiwając przy tym głową. Zupełnie poważnie, ale nie trzeba było o tym w sumie wspominać, ta powaga, wręcz śmiertelna, biła od niego jakby.
Swoją drogą, z wymalowaną na twarzy powagą od dłuższego czasu bawił się kawałkiem jego kurtki, czego Pride nie mógł poczuć, gdyż używał na nim swoich magicznych sztuczek. Najprawdopodobniej samoistnie wyłączył możliwość poczucia jego dotyku przez inną osobę, często mu się to zdarzało. Ale wraz z ukłuciem go w brzuch, które zafundował mu kumpel, moc sama zgasiła się, a on nadal trzymał jego kurtkę.
- Eeeej! Mogłeś wbić mi palec w żołądek, nie myślisz czy jak? - udał przerażenie po czym o dziwo parsknął wariackim śmiechem.

Anonymous - 25 Luty 2012, 14:22

Pride należał jednak do postaci ciekawskich, choć nie wtryniających wszędzie swego zgrabnego nosa. Uwielbiał wszystko wiedzieć – jak co smakuje, jak pachnie – aczkolwiek znał pewne granice. Nie, jeśli chodzi o poznawanie innego świata. Choć znane są mu jedynie trzy, zważając na nieświadomość ludzkiego gatunku, może i przed nim ukrywane są jakieś wartości? Niezaprzeczalnie jest to prawdopodobne, a ponieważ wykracza zza barwny korowód z pewnością byłby pierwszy do poznania go. Jest to przykład, dla którego nie rozumiał niechęci przyjaciela. Ok, może i te wszystkie brudne ulice, pijaki, smród alkoholu, ogromne telebimy – co z tego? Nawet to ma swój urok. Ale cóż, nie miał zamiaru zaciągać go na siłę. Jak stwierdzi, że chce iść, to pójdzie. A Pride z wielką chęcią mu w tym pomoże.
- I pokażę! – odparł wesoło przymykając całkowicie oczy i przekrzywiając głowę na prawą stronę, zaciskając mocniej dłonie na jego kolanach, bo gdyby nie to, pewnie leżałby na trawce – Tam jest cholernie fajnie, więc… No. Muszę cię zabrać kiedyś, i zobaczysz, że zabiorę. Nawet jak mi nie wierzysz, to zabiorę. Dam ci pigułki gwałtu i gotowe. – dodał tym razem szczerząc się głupkowato i patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Taka nagła zmiana była u niego jak najbardziej na porządku dziennym, zazwyczaj z łatwizną przychodziła mu modyfikacja nastroju. W jednej sekundzie cieszył się jak małe dziecko, któremu podarowano tabliczkę czekolady, zaś w następnej zwijał się i płakał gorzko, ni to ze szczęścia, ni to nagle przypomniał sobie, jak źle kogoś potraktował. A nie mógł się czegoś takiego dopuścić. Krzywda na innych? Owszem, acz jedynie w skrajnych wypadkach. Dlatego właśnie gdy Bueno uświadomił mu jego czyn, wzdrygnął się i oblała go fala paniki. No jak on tak mógł, ja się pytam?! Przyjacielowi swojemu, jedynemu, najukochańszemu przyjacielowi, no jak tak można kurde?!
- Boże, Bueno, przepraszam! – jęknął ze łzami w oczach – Ja… To przez to, że jesteś taki chudy! Jakbyś przytył, jakbyś miał trochę sadełka, jak ja, to by do tego nie doszło! – złapał go za ramiona, patrząc prosto w jego nietypowe oczyska. W mgnieniu oka całe to przerażenie zniknęło, ustępując rozczuleniu i dziwnej euforii.
- A bo ty takie ładne oczka masz – powiedział cichutko, tykając palcem ostrożnie jego skroni – Też takie chcę, weź je oddaj, co? – zaproponował z szelmowskim uśmieszkiem.

Anonymous - 1 Marzec 2012, 18:57

Nie wiem, czy Bueno był ciekawski. Trudno byłoby mi to określić, gdyż nawet gdyby był, i tak zapomniałby o tym zaraz. Na ogół zapomniał o mało ważnych rzeczach z prędkością światła. I tutaj byłoby stuprocentowo identycznie. Cóż, jego pamięć zaznała dość poważnego uszczerbku na zdrowiu i już przywykła do wyrzucania rzeczy, które jej zdaniem nie był wcale a wcale potrzebne. Ale tylko jej zdaniem i to czasem robiło kłopoty.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz, ale skoro te całe tabletki sprawiłyby, że zaciągnął byś mnie na ziemię, to muszą być serio poważne. Znaczy.. serio działać. No, wiesz o co mi chodzi. Chyba się ich boję... - powiedział poważnie i pokiwał głową do tego, tak przekonująco to wyglądało teraz, że coś.
Zaśmiał się dźwięcznie, co do niego zupełnie podobne nie było, i puszczając nieświadomie kurtkę przyjaciela, chwycił szybko jego rękę i spojrzał na niego poważnie.
- Nic mi nie jest, ty już tak nie panikuj, co? Ja cię tu wkręcam a ty.. serio się wystraszyłeś? - spojrzał z zaciekawieniem, przekrzywiając łepetynę - Ale.. ale czemu? Przecie nic nie jest mi, i dobrze się czuję.
On za to zachowywał się jak małe dziecko z tym swoim gdzie? po co? dlaczego? co pięć minut. Zawsze tak samo. Dociekał wszystkiego, mimo że za moment nie pamiętał nawet, że o to pytał.
Zadrżał gdy Pride dotknął jego skroni. Nie, nie żeby mu się nie podobało, wręcz przeciwnie. Było fajne. I co najdziwniejsze, miał wrażenie, że znał ten dotyk. Skądś znał.
- Wiesz.. jak bardzo chcesz, to się zamienimy. Ale to jedno to normalne nie jest ani trochę, więc... - wskazał na czerwoną tęczówkę i westchnął zrezygnowany.

Anonymous - 12 Marzec 2012, 18:40

Nie przeszkadzało mu to. W żadnym wypadku, faktycznie dziecinne pytania chłopaka nie robiły mu najmniejszej różnicy. Prawdopodobnie dlatego, że sam nie nadawał się na pojęcie człowieka dorosłego – choć ciągnął za sobą długie pasmo nieszczęść i uśmiechów, i choć osiemnaście lat ominęło go szeroko parę lat temu, co i tak w żaden sposób nie oddaje rzeczywistej sytuacji, on wciąż nie wykazuje żadnych akcji, jakie miałyby świadczyć o brania przez niego odpowiedzialności za swoje jak i najbliższych życie. Bo próbował, ale nikt nie zezwolił mu na działanie. A jeśli nikt mu nie pozwala, to robi wszystko inne, byleby na złość. Rzecz w tym, czy małe dzieci nie są denerwujące? Oczywiście, że są, chociaż i one sprawiają Pride’owi ogromną radość. Wykorzystując elementy ich prostego bytowania, ich egzystencji złożonej z bezsensownych czynności jak karmienie trawą słupa przy przystanku autobusowym czy też otwieranie sklepu z babeczkami z piasku, mógł odwzajemnić uścisk. Wyszło na to, że ma tylko Kapelusznika. Nie aby mu to specjalnie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, im węższe grono tym lepiej, mało kto go kojarzy i może robić co tylko chce ( choć nawet bez tego potrafiłby dopiąć swego ).
A jednak ta dziecinność nie służy tylko do chamskich odzywek i monotonnych pytań. Pozwala mu na postrzegania świata całkowicie inaczej, po swojemu. Kiedy chce jest oblepiony cukrem, innego dnia po ścianach budynków spływa czerwona substancja o rdzawym zapachu, a w zakamarkach kryją się mordercy. Dzięki niej nie liczy czasu i żyje chwilą nie bacząc na konsekwencje. Zero czasu na myślenie, jeśli ma przed sobą tyle wspaniałych rzeczy do zrobienia…
- Powinieneś – zachichotał – Kto wie, co mogą zrobić. Jednego dnia jesteś tutaj, a drugiego budzisz się w samolocie do Vegas – odparł wesoło, przez cały czas kręcąc głową na boki, coby pomyśleć że jakiś schizofrenik czy coś. Kto by go z resztą wiedział. To taka dziwna istota, jakiej za dobrze w życiu było. Wypadałoby go raz zabić i zobaczyć, jak zareaguje. Najwyżej już się nie obudzi.
Wróć, jemu się do śmierci nie spieszy. Nigdy, przenigdy. Śmierć nie jest rozwiązaniem, nie, kiedy naprzeciwko nas roztacza się świat, najpiękniejszy i najdziwniejszy zarazem, intrygujący i wrażliwy, delikatny i brutalny.
Otworzył na moment usta chcąc coś powiedzieć, ale w miarę zatrzymał się. Przestał bujać łbem, zostawiając go lekko przyłożonym do prawego ramienia. Uśmiechnął się leciutko i zmrużył oczy.
- Nie wolno mnie wkręcać, jeśli chodzi o takie złe rzeczy – powiedział spokojnie, uciekając gdzieś wzrokiem, a potem znów wbijając swoje nietypowe źrenice w chłopaka – Bo ja nie chcę, żeby się coś mojemu Bueno stało. Co ja wtedy zrobię, co? – znowu się zaśmiał. Wyprostował się, przy okazji rzucając otoczeniu zaciekawione spojrzenie. Nieprzyjemnie by było, gdyby nagle komuś zachciało się im przeszkodzić. Nie miał najmniejszego zamiaru zajmować się kimkolwiek innym, skoro miał u boku swojego najlepszego przyjaciela.
- Nie chcę go – odparł cichutko, zjeżdżając dłonią na policzek chłopaka – U ciebie wyglądają znacznie lepiej – dodał nieco głośniej i pewniej. Jednak szybko zabrał dłoń, chichocząc pod nosem – Nie ważne, czy normalne, czy nie. Jest ładne i tyle. W sumie to i bardzo ładne – powiedział, szczerząc się szeroko.

Anonymous - 13 Marzec 2012, 17:30

Tym lepiej dla samego kawalera Ballato, że chociaż jego przyjacielowi jego dziecinne roztargnienie i ogólna niedojrzałość nie przeszkadzała. Bo co on by w ogóle zrobił, gdyby przez to nie daj bóg Pride nie chciał się z nim widywać? No co? Tylko on mu został! Nie miał nikogo innego! Rodzice, brat, dwie siostry - wszyscy od dwóch lat byli po drugiej stronie, z Nemezis'em włącznie. Miał jedynie Pride'a. I szczerze był mu śmiertelnie za wszystko wdzięczny, za to, jak z nim wytrzymywał i jak dzielnie go znosił. Jaką cierpliwością wobec niego się wykazywał. Jak mu pomagał, chociażby samym byciem dla dotrzymywania towarzystwa. Znał go od tak dawna, ale jeszcze nigdy później nie spotkał osoby, której tak mocno by zaufał. Która wiedziałaby o nim więcej niż on sam, i nie tylko ze względy na problemy z główką. Kogoś tak wyjątkowego i wyrozumiałego wobec niego, właśnie jak Pride.
Zaśmiał się cicho, znów słysząc mało znaną sobie nazwę. No ale co on miał biedak poradzić, że nie miał bladego pojęcia o świecie ludzi? Że podstawowe dla tych istot rzeczy jak Vegas, Burger King albo telefon komórkowy były dla niego jedną wielką niewiadomą? Cóż, chyba jedynym co mógł zrobić to co chwila pytać Pride'a o czym mówi, bo innego wyjścia nie było. Nie, jeśli chciał cokolwiek rozumieć.
- Nie wiem, co to Vegas, ale myślę, że skoro po tych tabletkach bym tam leciał to muszą mieć naprawdę magicznie magiczne działanie. - stwierdził, trochę mówiąc do siebie, a trochę do rozmówcy. Zazwyczaj tak było. Albo jego problemy z oszacowaniem czy jest w śnie, czy już nie.. A to dopiero cwany skurczysyn z tego jego mózgu!
On, gdyby na ogół jego rozmyślania nie kończyły się w połowie, pewnie też myślałby na ogół o śmierci. Myślałby nad tym, co mogłoby tam być, jak, kiedy to zobaczy.. Ogólnie zawsze lubił długo się zastanawiać nad jednym, więc gdyby dalej mógł miałby już całą teorię śmierci i życia poza grobem.
- No przepraszam, przepraszam. Nie będę, skoro masz się o mnie bać i żeby ci się jeszcze potem stało coś nie daj boże. - powiedział i zmierzwił mu lekko czarną czuprynę.
Nawet gdyby ktoś się tu teraz pojawił, a raczej śmiał pojawić w tak zacnym towarzystwie, to raczej bardzo by się tym nie przejął. Miał tu przyjaciela, a za razem ostatnią osobę, jaka mu na świecie została na tyle, że wiedział, że zostaje na zawsze. Że będzie z nim do śmierci. Nie obchodziło go nic innego, gdy miał Pride'a u boku, liczył się tylko on i spędzany z nim czas.
- Na pewno nie? Bo wiesz, ja je z chęcią oddam, nawet za darmo. - westchnął cicho - Jest.. straszne. - ciągnął dalej, przyglądając się czarnowłosemu - Jak się przyjrzeć.. Wygląda jak żywe. Jakby za cienką ścianką pływało w nim coś czerwonego. Jak krew. - wzdrygnął się - Paskudne. - mruknął znacznie ciszej, już bardziej do samego siebie.

Anonymous - 13 Marzec 2012, 19:56

Tak, miał Pride’a. Miał Pride’a od zawsze i na zawsze. Niech Bueno nawet nie myśli, że ten go kiedyś opuści, co to to nie! On z nim będzie do końca, do samego końca i dwa dni dłużej. Był z nim za bardzo zżyty, by teraz tak po prostu odejść, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. Kapelusznik pewnie nie był nawet tego świadom. Nie miał pojęcia, że ten trwał przy nim w okresie jego dojrzewania, obserwował zmiany w wyglądzie i w charakterze, miejscami uczył i tłumaczył, czasem pomagał. Nie wiedział, że Pride był nawet przy jego narodzinach. Ot, dużo nie wiedział. I raczę wątpię, by kiedykolwiek się dowiedział. Naazir był za czuły by opowiadać o takich rzeczach. To dla niego bardzo delikatny temat a on, jakby się bał, że go rozkruszy, woli go unikać. Co nie zmienia faktu, że z bananem na ustach opowiadał o wszystkich tych historiach, których chłopakowi nie przyszło poznać. Opowiadał o rodzinie, o przyjaciołach. Chciał, by w choć najmniejszym stopniu poczuł to, co on. Tęsknotę? Bez wątpienia w ten sposób idzie to ująć. Z resztą – w ich życiu wszystko opiera się na subtelnej walce. Dokładnie, walce. Nieskończonej. Przyprawiającej o dreszcze. O ból, o cierpienie. Walka jak walka, a jednak inna.
I tak, będzie mu wszystko tłumaczył. Wszystko dokładnie tłumaczył. Mówił, co to Vegas. Wspominał o Burger Kingu z idealnymi szczegółami. Pokazywał, do czego służą telefony komórkowe, które, cóż, w Krainie Luster zasięgu raczej nie mają. Choćby miał przez to skończyć na totalnego idiotę, Bueno jest najważniejszy. To jakby jego malutki synek, jego dzieciaczek najukochańszy. Dziwne, że pan Ballato wciąż akceptuje troskę Pride’a…
- To takie bardzo duże miasto – odparł krótko, szczerząc się przy tym jak głupi. Osobiście nigdy tam nie był i zważając na cennik tamtych okolic nie zapowiadało się na to by w ogóle miał się tam nagle znaleźć, choć od czego są marzenia? Zabawianie się w najlepszych klubach, granie w pokera albo bilard, rozpoczynanie rzeczy, o jakich nawet nie śnił… miękły mu kolana na samą myśl. Z drugiej strony, kochał tę swoją codzienność. Wstawanie. Śniadanie. Spacer. Obiad. Spacer. Kolację. Spacer. Sen.
- No i słusznie! – wykrzyknął radośnie, odchylając się do tyłu tak, że gdyby nie złapał się Bueno, pewnie by już leżał z obolałymi plecami, stękając, jaki to jest niezdarny i głupi na zmianę ze śmianiem się – Z resztą, nie wolno żartować o swoim stanie zdrowia. No popatrz tylko. Wyglądasz jak ogórki w mizerii, kruche toż to, uśmiechasz się tak rzadko, a przecież uśmiech masz ładny. Można sobie pomyśleć, że guza mózgu masz i ci sektor z osobowością przygniata – dodał z powagą w głosie. Szczerze powiedziawszy, nie miał najmniejszego zamiaru PONOWNIE zatracać się w smutku, bo jego drogi przyjaciel zrobił coś głupiego. Nie, aby tego było jakoś wiele, aczkolwiek mózg Pride’a już podsuwał mu najróżniejsze tezy, jak może być. Typowe. Tak właśnie jest gdy ma się nadmiar wyobraźni w zanadrzu.
- I to czyni je wyjątkowym, wiesz? – odparł cicho, patrząc na niego spod czarnej grzywy – Nie każdy ma takie oczko. Nie każdemu coś w nim pływa. Dlatego go nie chcę. Bo jest twoje. Wyjątkowe – jego ton ani na moment się nie zmienił, był ciepły i przyjemny, a i głośność niska, by tylko on mógł go usłyszeć. To nawet lepiej. Nikt inny nie musi. Westchnął cichutko i delikatnie poczochrał mu włosy - Na mnie już czas - odparł, odsuwając się od niego lekko - Kochasiu - dodał ze złośliwym uśmieszkiem i wstał, nie chcąc zaliczyć prawego sierpowego i uciekł, gdzieś - o - tam, prawdopodobnie w poszukiwaniu Karmazynowych Wrót.

Anonymous - 24 Maj 2012, 19:14

Nath się zgubił. Chociaż czy można się zgubić w miejscu gdzie wszystko jest nieznane? W każdym bądź razie Nathaniel trafił do miejsca nowego, co nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Ot, kolejne miejsce. Jego granatowe źrenice chłonęły każdy element natury-od maleńkich, kolorowych robaczków poprzez drobne, pokryte nektarem własnej herbaty kwiatków aż po niecodzienne miętowe fusy znajdujące się na gałęziach. To wszystko było takie nowe, świeże i ożywcze! Nigdy nie widział takiego czegoś od...Od kiedy? Twarz Nathaniela która do tej pory promieniała, w jednej chwili pozostała bez wyrazu. Nie ma to znaczenia. Nie ma ani trochę.
-O, żuczek!- powiedział do siebie Nath, rozpogadzając się momentalnie. Chwilę przyglądał się z zainteresowaniem ściółce, poczym złapał dwoma palcami za czułki biednego, małego robaczka. Chłopak napajał się widokiem wiercącego się stworzenia, poczym znudzony dość krótką zabawą rzucił żuka gdzieś na ściółkę.
-Co teraz?- spytał cicho sam siebie Nath, siadając po turecku na ziemi. No nic, pozostaje tylko czekać na atrakcje w postaci żywych, rozumnych istot- wszystkie robaczki, ptaszki i pluszaki juz mu się doszczętnie znudziły. A on nie znosił nudy. I bezruchu dłoni. Zrazu jego palce delikatnie zaczęły sie poruszać po tkaninie pasiastych spodni przypominając grę na fortepianie. Zaraz ktoś przyjdzie. Na pewno. A jak nie? Przyjdzie. Na pewno.

Anonymous - 31 Maj 2012, 16:41

Ten kto miał dobry słuch, mógł usłyszeć ciche stąpanie po miękkiej, leśnej ściółce. Poza tym nic się nie zmieniło. Nie doszedł żaden nowy zapach, nie widać było niczego nowego, ani też słychać. Ot, nagle, jakby sam las zaczął wytwarzać ten charakterystyczny odgłos idącej istoty. Może było to jakieś zwierzę? Ale jakie mogło stawiać tak długie i powolne kroki? Dopiero po jakimś czasie zza drzew wynurzyła się ich właścicielka.To była Miyuko. Niewysoka Japonka z długimi, czarnymi włosami okalającymi jej twarzyczkę. Na tej widniał lekki uśmiech i towarzyszył jej również w momencie, gdy spostrzegła siedzącego na ziemi chłopaka.
Tak jak myślała nie była tu sama i teraz mogła dowiedzieć się kto również przebywał w Fusowym Gaju. Od razu uwagę jej przykuł dość ekscentryczny ubiór Nathaniela. Przekrzywiła na bok głowę i przyjrzała się mu uważniej. Rzucające się w oczy kolory, pasiaste spodnie i długie masywne buty. Kiedy tylko zbadała jego strój przeszła do reszty. Był wyższy od niej samej, miał długie, siwe włosy, a kolejną rzeczą, jaka przykuła jej uwagę było dziwne serce po środku warg chłopaka. Zastanawiała się czy specjalnie zostało namalowane. Potem, idąc wzrokiem za resztą doszła do różowego królika i dłoni, które poruszały się w jakimś dziwnym tańcu. Najbardziej przypominało to chyba grę. Na fortepianie.
- Potrafisz grać? - spytała cicho dziewczyna nie ruszając się ze swojego miejsca.
Nie kryła, ze bardzo lubiła ta czynność. Uwielbiała wszelkiego rodzaju grę, jednak to właśnie fortepian zaliczał się do tych ulubionych instrumentów. Będąc dzieckiem marzyła aby go mieć i nauczyć się grać. Jednak rodzice nie mieli wystarczająco pieniędzy na takie zachcianki Miyuko.

// Wybacz, że tak prosto i wgl. Ale jakoś nie miałam pomysłu jak tu to wszystko zacząć XD //

Anonymous - 31 Maj 2012, 18:11

Nath siedział pogrążony w ciszy. Było to takie ... nudne. Przeraźliwie nudne. Chłopak czuł jak jego powieki staja się wyjątkowo ciężkie, jak obraz drzew staje się coraz mniej wyraźny ,a jego ciało ogarnia przerażająca senność. Nuda, nuda, nuda. Zaraz osiągnie stan szaleństwa. Nuda, nuda, nuda. Choć można być jeszcze bardziej pokręconym? Nuda, nuda, nuda. Może.
Chrzęst ściółki. Nie, odgłos kroków. Czyichś kroków.
Ciało Nathaniela w jednej chwili odegnało senne marzenia na rzecz pełnej gotowości. Zaszła mała, prawie niedosłyszalna zmiana w środowisku. Ale zaszła. Istotne. Pozostając w niezmienionej pozie Nath wypatrywał źródła dźwięków. Jest! Między chrapowatą korą drzew, a miętowymi fusami chłopak mógł dojrzeć małą istotkę. Cienkie źrenice otoczone zewsząd granatowa tęczówka rozwarły się szeroko na widok nowoprzybyłej. Nath czuł jak jego puls przyspiesza, a oczy odzyskują dawny blask, zaciekawienie, życie. Kapelusznik nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu na twarzy, obserwował z uciechą dziewczynę. Dużo niższa, odziana w czerń z akcentem czerwieni stała nieśmiało, tuląc się niby do drzew. Miała ładną, nieznanego typu dla Nathaniela urodę o charakterystycznie skośnych, ciemnych niczym noc oczach. Twarz okoloną przez burzę gęstych włosów, dopełniały większe usta i lekko zarumienione policzki. Ach, więc była to mała słodka dziewczynka! Dziewczynki są zawsze interesujące, prawda? Małe, słodkie i interesujące. Nath chciał mieć pewność, że zainteresuje go przez jakiś czas. Musi.
-Hę, grać? A cóż to znaczy?- odpowiedział pytaniem chłopak, zwijając usta w dziubek i przekrzywiając na bok głowę. Jego pytające spojrzenie było skierowane wprost na dziewczynę. Wyglądał teraz dość śmiesznie z tą rzadko pokazywaną, niewinną twarzyczką, mającej w sobie dotyk dzieciństwa. Ale rzeczywiście nie widział i chciał usłyszeć delikatny, słodki głos nieznajomej.

Anonymous - 1 Czerwiec 2012, 15:08

Nieznajomy wydawał się być zadowolony z tego spotkania. Kiedy tylko ją zobaczył, wyraźnie się ożywił i zaciekawił. Może nie zaczął skakać radośnie wokół Miyuko zasypując setkami pytań, ale jej wystarczyła ta drobna zmiana, jaką zobaczyła w jego granatowych oczach i delikatny uśmiech na bladoróżowych ustach. Serduszko po środku nich rozciągnęło się, tracąc swój idealny kształt. To fascynujące, iż tak drobne zmiany mogły być tak ciekawe u jednej istoty, która wydawała się nie robić niczego ciekawego. Wyglądał raczej jakby na co dzień taki był.
Powoli podeszła do chłopaka i usiadła naprzeciw, również po turecku. Przyglądała się jego głębokim, granatowym oczom, długim włosom z pięknymi, lazurowymi końcówkami, palcom, które niedawno zdawały się wygrywać melodyjkę i temu charakterystycznemu serduszku na ustach, które zwinęły się w dzióbek. Roześmiała się cicho, melodyjnie na ten widok. Pokręciła głową. Ach, Kraina luster tak bardzo potrafiła ją zmienić.
Siedziała tak przez chwilę, nadal się uśmiechając, póki nie usłyszała słów. Zaskoczyły ją. Czy spytał dlatego, że nie zrozumiał pytania, czy może naprawdę można nie wiedzieć co oznacza słowo "grać"?
- Grać... Grać na fortepianie, na przykład. - odpowiedziała spokojnie. - Poruszałeś palcami tak, że wyglądało jakbyś to robił.
W lesie na powrót zrobiło się cicho. Jedynymi odgłosami, jakie można było usłyszeć to cichy szum wiatru, szalejącego wśród ulistnionych gałęzi i melodyjne śpiewy ptaków. Cały czas wyraźny był też miętowy zapach, który koił rozszalałe myśli dziewczyny, pozwalała zapomnieć o stresie, ale jednocześnie przyjemnie pobudzał. Miyuko zachowywała trzeźwość umysłu. I nawet, rozmawiając miło i swobodnie z przypadkowo spotkana osobą, Japonka nie traciła uwagi i czujności.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group