To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Czekoladowe Jezioro - Żelkowa Plaża

Anonymous - 29 Marzec 2012, 23:40

Ciel skradała się za drzewami. Skacząc jak jakiś wyjątkowo energiczny i radosny królik, od drzewa, do drzewa. Za każdym razem, gdy przybijała do jakiegoś 'portu', na dwie sekundki (lub też cosik koło tego) przytulała się do pnia, przykładając do niego policzek. Następnie zaś wychylała się ostrożnie zza takowego, zerkając jednym oczkiem, a kiedy 'teren zdawał się być czysty', wyskakiwała zza swojej dotychczasowej osłony i chowała się za następną. Naturalnie, nie była to zwykła, taka ot, zabawa. Ciel nie skakała jak pomylona tylko dlatego, że nagle przyszła jej ochota do poskakania i pochowania się za roślinami. Gdyby tak było, po prostu skakałaby w miejscu (no, ewentualnie skacząc do przodu), albo siedziała za drzewem. Oczywiście nie chodziło tylko o to. Jedyne, co się zgadzało, to słowo 'zabawa'. Bo owszem, Ciel się bawiła. Popuściła wodze swojej wybujałej ponad miarę wyobraźni. Bóg raczy wiedzieć, kim lub czym była w tej chwili, bowiem rolę zmieniała najprawdopodobniej za każdym razem, gdy tylko przeskoczyła za następne drzewo. No co, przecież każde było inne i nie mogła w związku z tym wciąż udawać tego samego! Przypuszczając... czasem mogła być myśliwym lub zwierzyną, albo uchodźcem wojennym, albo... albo... albo kimś-tam. Nieważne kim. Ważne, że dobrze się bawiła. O tym zaś świadczyło to, że jeszcze tej zabawy (lub też zabaw, jeżeli spojrzeć na to od tej strony) nie przerwała i nie poszła w jakieś inne miejsce.
Innym świadectwem był cichy jęk zawodu. Kiedy po raz któryś wychyliła szarą łepetynkę zza któregoś drzewa... przed nią po prostu nie było już następnego. Wtedy dała upust swojemu rozczarowaniu i żalowi. Bo przecież musiała przerwać zabawę. Gdyby akurat wtedy bawiła się w wojnę, to raczej nie byłoby problemu- mogłaby się teraz czołgać. Ale najwyraźniej coś innego stanowiło obecnie przedmiot jej zainteresowania, więc... po prostu nie dało się dalej ciągnąć wspaniałej zabawy.
To była zła wiadomość. Po takowych zazwyczaj następują dobre. Czas zatem na dobrą. To, co ujrzały jej oczka było dalece lepsze niż dotychczasowa zabawa. A co to było...? Czekoladowe jeziorko z mnóstwem DARMOWEJ gorącej czekolady, a.... a... a przed nim...! Plaża pełna ZUPEŁNIE DARMOWYCH żelków! We wszystkich kształtach, kolorach i smakach, jak domyślała się Ciel. Domysły swe opierając na kilkunastosekudnowej obserwacji masy słodyczy.
- Mniam.- powiedziała tylko, stając obok drzewa i oblizując wargi koniuszkiem języka. Uśmiechnęła się paskudnie na myśl o tak wielu pysznych rzeczach do zjedzenia. (Samemu!) Jakoś tak ostatnio wychodziło, że wszystkie jej uśmiechy, nawet te w zamiarze miłe były po prostu... odmianą uśmiechu 'paskudnego'.
Zabębniła palcami po korze drzewa, obmyślając najwyraźniej następny manewr, bo na jej buzi pojawił się wyraz wielkoogromnego skupienia. Zmarszczyła brwi i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Mniam.- powtórzyła, ciesząc się z tego, że akurat jest sama. Z NIKIM nie będzie musiała się dzielić. Z NIKIM. Cieszyło ją to niezmiernie, pomimo tego, że nawet w dwa tygodnie nie zdołałaby zjeść wszystkich, mając do pomocy przyjaciela, a co dopiero sama. Ale to nic. I tak ją to cieszyło. Swoją drogą... czy można dzielić się czymś (lub nie dzielić) , jeżeli to coś nie jest twoje...?
Potem po prostu wystartowała. Z dzikim śmiechem popędziła w stronę Żelkowej Plaży i wskoczyła w masę słodyczy. Śmiała się jeszcze przez chwilę, delikatnie przesuwając paluszkiem po żelkach i oglądając je z tak bliska, jak tylko była w stanie. Po tych długich oględzinach nareszcie wybrała jednego. Czerwone COŚ w kształcie głowy kotka. Wpakowała żelkę do buzi i uśmiechnęła się, z lubością przymykając oczy. Jakby tak pomyśleć, to bardzo dawno nie jadła już żelek. Całe trzy dni bez czegoś-tak-pysznego. Zapomniała niemalże kiedy to po raz ostatni robiła! Nie no, aż tak słabej pamięci nie miała, wszystko doskonale pamiętała. Ale po prostu lubiła oszukiwać nawet samą siebie. Wymyślać dziwne stwierdzenia, zupełnie niezgodne z prawdą. Bo to też było jak zabawa.
Z żelką w paszczy usiadła 'po turecku', podpierając się z tyłu rękoma. Głowa kotka została zjedzona. Następnej żelce już się nie przyglądała. Po protu wzięła pierwszą lepszą z tych, które trafiły pod jej paluszki i wpakowała ja sobie do buzi. Nie kształt i kolor były ważne, a smak, który poczuje się po chwili ssania. To było coś... coś w rodzaju truskawki. Nie... może maliny...? Albo jednak truskawki...? Mniejsza z tym, niech będzie malinotruskawki! Sięgnęła po następną, zanim jeszcze przełknęła malinotruskawkową. Jej celem było pomieszanie smaków. Teraz czuła w paszczy coś w rodzaju malinopomarańczotruskawki.

Tyk - 30 Marzec 2012, 14:18

Słońce łagodnymi promieniami rozświetlało rozległą toń czekoladowego jeziora. Spokojny napój leniwie stał w swoim majestatycznym bezruchu, a tylko jego powierzchnia lekko drgała niewielkimi falami jakby tańczyły w rytmie wiatru. Najpiękniejszy jednak był brzeg, w którym wciąż świeża i ciepła, lecz nie gorąca, czekolada obmywała linię żelków. Sam jadalny piasek był jednak niezbyt przyjemny jeśli chodzi o marsze, lecz doskonały jeśli mamy na myśli leżenie. Co prawda znamy już moje obiekcje co do jedzenia czegoś, lecz sam zapach towarzyszący najróżniejszym smakom był kojący. Nic więc dziwnego, ze niezauważona przez nikogo postać leżała właśnie w tym miejscu w przerwie od ciężkiej pracy. Nie było nic dziwnego w pięknym i grubym kocu udekorowanym w jakieś bliżej nieokreślone kwiaty, nieco dziwna mogła się wydawać leżąca nieopodal laska, która miała około metra pięćdziesięciu długości. Jej czerń, zdobiona gdzieniegdzie złotem nie zaskakiwałaby w mieście, czy na salonach, lecz była czymś dziwnym gdy położona na żelkach odbijała promyki, które zabłądziły na jej powierzchnię. To jednak wciąż mieściło się w pewnych normach, inaczej niż właściciel wspomnianych wcześniej przedmiotów. Po pierwsze trzeba zacząć od tego, iż przypominał królika. Trochę był od niego co prawda większy, a leżąc wyciągnięty wydawał się naprawdę ogromny, lecz najbardziej specyficzne było jego ubranie. Tak! Miał na sobie ubranie i to nie byle jakie. Był to frak w kolorze burgundzkiego wina. Ubranie było delikatnie stylizowane na mundur żołnierski. Był to jednak jedyny element garderoby zwierzątka. Przejdźmy więc do tego co dla królika jest naturalne czyli kolor jego futra. Kolorem dominującym były łagodne odcienia brązu, zaś w okolicach żuchwy i na brzuchu była to biel, podobnie jak ogon. Pozycja jaką zajęło dziwaczne stworzenie może przywieść na myśl kogoś ukrzyżowanego, a to ze względu na wyciągnięte w bok ramiona. Przynajmniej tak było do czasu gdy do czułych uszu zwierzęcia doszedł dźwięk "Mniam". Najpierw chciał to zignorować, ale później jakby zmuszony do reakcji wstał i chwyciwszy wspomnianą wcześniej laskę zaczął iść w kierunku Ciel, która była teraz zajęta jedzeniem żelków. Nie wiadomo jakie miał zamiary gdy podchodził, a co więcej i jego słowa tego nie zdradziły. Można by rzecz, że jedyne co postanowił zrobić to przywitać się. Jak się też okazało, gdy wstał, miał pod głową czapkę, która po krótkim pobycie na głowie została znów ściągnięta w niskim ukłonie zwierzęcia. Nie trwał on jednak długo i chrząknąwszy głośno, aby dać o sobie znać i nie zmarnować ukłonu, oparł się pewniej na lasce, którą wbił w żelki. (Poruszał się co prawda dwunożnie, lecz czasem wolał się podeprzeć) Wkrótce po tym okazało się również, że zdolny jest władać ludzką mową. Jego słowa brzmiały:
-Jestem Netoriusz, miło mi się przedstawić. - Ach ta królicza pycha! - Jestem Artkrólikozytorem z Inkwizycji Artystycznej do spraw cenzusu twórczego. - I tutaj nie przyjął, że ktoś może nie rozumieć czym on właściwie się zajmuje, a same nazwy brzmiały lekko groźnie. Z jednej strony jakieś trudne do zrozumienia słowo, z drugiej inkwizycja, a z trzeciej cenzus... Same zła się tu pojawiły, a przecież on chociaż mówił zachrypniętym głosem był raczej przyjaźnie nastawiony. Zresztą kto by się obawiał mierzącego metr pięćdziesiąt królika? Nikt! Zaraz! Włożył rozpiął łapką swój frak i wsunął dłoń do jego wnętrza. Czyżby chciał wyciągnąć coś złego? Kto wie.. może jakaś bomba czy coś takiego? Przy tym spytał jeszcze, w typowy dla siebie sposób o imię Ciel.
-Kto ma przyjemność? - Tak... oczywiście nie z kim ma, tylko kto z nim ma. Takie to typowy dla królików zboczenie, aby kochać siebie bardziej niż narcyz.


Anonymous - 30 Marzec 2012, 19:22

Żelka za żelką, potem kolejna i następna... Po tamtych dwóch, pomarańczowej i truskawkowomalinowej, zaczęła zwracać nieco większą uwagę na to, co wkłada do paszczy. Za każdym razem, kiedy podnosiła którąś z żelek leżących obok, otwierała na chwilę ślepia i przyglądała jej się uważnie. Pozytywny wynik 'testu' otrzymywały jedynie te w kształcie zwierzątek. Potem sprawdzała kolory. Zdecydowała się pożerać tylko te, które miały barwę żółtą, pomarańczową i czerwoną. Odcienie jakiekolwiek, to już nie było ważne.
Tak się 'zapamiętała' w tej niezwykle ważnej czynności znajdowania i zjadania znalezionych żelek (a także ich starannej selekcji, nie mogła przecież jeść byle czego, a humory ostatnich chwil były najważniejsze i to one decydowały, co było 'byle-czym', a co największą pysznością. To drugie stanowiły w tym momencie żelki w kształcie zwierzątek w kolorach żółtym, pomarańczowym i czerwonym), że zupełnie nie zwracała uwagi na to, co działo się wokół niej. Nie było też ważnym to, co ZNAJDOWAŁO się obok niej. Nawet, jeżeli tym CZYMŚ był ogromniasty, brązowo-biały królik w ubraniu, chodzący na dwóch łapkach i w dodatku podpierający się laską. Żelki w chwili aktualnej były dalece ważniejsze. Przecież królika siłą rzeczy nie była w stanie skonsumować.
Sięgnęła za plecy i wyjęła z pochwy swoją ukochaną katanę. Po czym, naturalnie zabrała się do kolejnej zabawy, bo ileż można tak po prostu znajdować żelki, przebierać w nich i zjadać...? No, niedługo, to zbyt szybko się nudzi. Szczególnie takiemu zwierzęciu jak Ciel, kotkowemu i niecierpliwemu.
Usiała na stopach i złapała rękojeść miecza oboma rękami. Uniosła wysoko, tak wysoko, jak tylko mogla i uśmiechnęła się okrutnie. Następnie najszybciej, jak tylko mogła, opuściła ją w dół, celując w żelkowy piasek. Nikt nie wie, kim teraz była. Ale całkiem możliwe, że dobijała wroga na polu walki, albo... albo... torturowała kogoś...? Mhm, też całkiem możliwe!
Potem szybko uniosła miecz, tak, aby jego koniec znalazł się dokładnie na wysokości jej oczu. W koniuszek pozostała wbita jedna żelka. Długi wąż, w kolorach zielonym i czerwonym. Zbliżyła twarz do ostrza i złapała wargami głowę żelkowego płaza. Ściągnęła go z katany, którą zaraz odłożyła obok siebie. Na razie nie była jej bardzo potrzebna.
W tym momencie jej cudowna zabawę przerwało pojawienie się ogromniastego królika. Czy to w ogóle był królik...? W każdym razie, nie zauważyła go wcale i dopiero, kiedy do niej przemówił, podskoczyła w miejscu, rozszerzając w przestrachu gałki.
- Aaa!- wrzasnęła, stając na równe nogi, chwytając miecz prawą ręką i celując nim w klatkę piersiową zwierzątka. Dać się tak podstępnie zajśc od tyłu!
Nie, nie miała złych zamiarów. Wyciągnięcie oręża w stronę przybysza było podyktowane jej jedynie strachem o własną skórę i życie. Kto wie, jakie kreatury błakają się po świecie i co chcą robić bezbronnym dziewczynkom. No, ta nie była taka bezbronna, ale to nic. Dalej dziewczynka, w dodatku mała. Tak! MAŁA! Mniejsza nawet od króliczej laski, która ten się podpierał! Ten fakt zabolał ją baaaaardzo mocno. Zmarszczyła brwi. Już w sumie przyzwyczaiła się do swojego niewielkiego wzrostu, ale żeby być mniejszym od ZWIERZĘCIA!??! Uokropne.
Kiedy zaś zobaczyła jego ukłon, tylko westchnęła i schowała broń. Nie zanosiło się na bijatykę, zresztą, co on jej mógł zrobić, mając w posiadaniu jedynie czarną laskę...? Niewiele, a ona przynajmniej była uzbrojona. Miecz wciąż pozostawał w zasięgu ręki, nie było problemu z wyciągnięciem go w razie niebezpieczeństwa.
Słowa jakiegoś tam Netoriusza, jak się jej przedstawił, brzmiały zatrważająco wprost dziwacznie. I nie mogła pojąć po cóż on jej to mówi. Na szczęście, miała dobrą pamięć, nawet do takich dziwnych rzeczy.
- Przyjemność ma PANIENKA Ciel, panie Netoriuszu, Artkrólikozytorem z Inkwizycji Artystycznej do spraw cenzusu twórczego.- odpowiedziała z okropnym uśmiechem, malującym się na paszczy. Owszem, była niezwykle zadowolona z faktu, że udalo jej się za nim powtórzyć.- Będziecie tedy łaskawi i pokażecie mi, co tam macie...? I po co do mnie podeszliście...?- zapytała, bo jej oczom nie umknał fakt wyjęcia przez królika jakiegoś przedmiotu z kieszeni fraka, a to MOGŁO BYĆ bardzo ważne, bo... bo kto wie, co on wyjął i co miał zamiar z tym zrobić...?

Tyk - 30 Marzec 2012, 20:40

Królik był świadkiem całkiem ciekawego przedstawienia i może właśnie z powodu tego co zobaczył postanowił podejść i się przywitać. Czy jednak walka z nieistniejącym wrogiem i brutalne wbicie ostrza w żelki jest czymś co może zachęcić? W świecie ludzi Ciel zostałaby uznana za wariatkę i zagrożenie dla świata, przecież ona ma broń! Natomiast gdyby ktoś uznał ją za zwykłe dziecko zostałaby nazwana uroczą, a wszystko zostałoby zinterpretowane jako zabawa. Tylko co byłoby ważniejsze, miecz w dłoni czy raczej wygląd wojownika. Zupełnie inaczej całą sytuację odebrał królik, który był raczej temu wszystkiemu obojętny. Może gdzieś w ciemnych zakamarkach jego umysłu pojawiła się myśl będąca oceną całego zajścia, lecz był to pojedynczy epizod jak kropla krwi w oceanie. Gdy królik stanął myślał już zupełnie o czymś innym i nawet nie przejął się tym, że na jego widok krzyknięto. Zwykle reagowano inaczej. Trzeba bowiem powiedzieć, ze puszyste futerko dawało możliwość zachwytu, a samo złamanie konwencji nieubranych i małych królików było raczej komiczne, więc i śmiech często go spotykał. Bardzo rzadko jednak był to krzyk przerażenia, nawet jeśli spowodowanego zaskoczeniem. Zwykle jednak nie udało mu się do nikogo podkraść, a może raczej nie podchodził do nikogo tak bardzo zaabsorbowanego sobą. Nawet nie drgnął gdy w jego stronę został skierowany miecz, chociaż odległość wciąż była całkiem spora i jakikolwiek atak, tym bardziej pchnięcie z wyprostowanej ręki, byłby skazany na niepowodzenie. Może jednak był już ślepy i po prostu nie zauważył skierowanego w jego stronę ostrza? W końcu nie każde zwierzę ma wzrok równy człowiekowi. Teza mogłaby znaleźć potwierdzenie w oczach, która nie drgnęły nawet nieco w dół, a wciąż skierowane były bezpośrednio na Ciel, a przynajmniej byłyby gdyby był człowiekiem, gdyż umiejscowienie ich trochę bardziej z boku wykluczało jednoznaczną ocenę. Zresztą wydawał się on być takim życzliwym staruszkiem, który pomimo swej poczciwości nie do końca zwraca uwagę na swoje dzieciątka. Mamy tutaj więc zupełnie skrajne postawy, z jednej strony apatycznego królika, a z drugiej Ciel, która reaguje dość żywiołowa i co więcej jest dotknięta rozmiarami laski, które przewyższają ją o kilkanaście centymetrów. Doszło jednak do wymiany zdań, w której dziewczynce udało się powtórzyć, lecz nie do końca rozumiał o czym ten królik mówi. Zbyt mocno jednak zaakcentowała tytuł panienki, który lubiła słyszeć przed swoim imieniem. Nie chodzi tu nawet o fakt, że chciała by się do niej tak zwracać, lecz królik miał taki charakter, że wszelkie poprawianie go odbierał jako atak na siebie i dureń skrytykował dość łagodne biedną Ciel.
-Jeśli mamy być drobiazgowi to nie panie, tylko wasza ekscelencjo. Pomijając jednak, mój drogi muchomorku, mam nadzieję, że moje zajęcie jest zrozumiałe? Jeśli nie z przyjemnością wytłumaczę.
Tylko pytanie po co ona używała liczby mnogiej. Co prawda druga osoba była trafna, lecz jaki miało sens użycie tutaj nieodpowiedniej liczby? To prawda, że niegdyś mówiono do starszych i bardziej szanowanych osób w taki sposób i odwrotnie osoby takie mówiły o sobie w liczbie mnogiej. Tak np papież nie mówił pomogę ci, tylko pomożemy ci, albo jeszcze ładniej udzielimy naszego wsparcia. Z drugiej strony może to jest partyjna działaczka? Komunistka, która wciąż jeszcze nosi w sobie ślady partyjnej retoryki. Hmm, a może sądzi, że w ten sposób okaże swoją wyższość? Królik szybko jednak odrzucił to. Nie dlatego, że było nierealne, lecz dlatego, że postanowił zająć się tym co potrzebne. Zresztą postanowił się już nie kłócić, że wyrazów typu pan, pani, panna itd nie używa się przy przedstawianiu się. Zresztą można jej to wybaczyć, gdyż wciąż była dzieckiem tak? Przynajmniej tak rozumował królik nazywając ją muchomorkiem, co było nawiązaniem do innego znaczenia słowa panienka. Później jednak jakby zmienił temat i przeszedł do właściwej części.
-Mam tutaj pewien dokument, nic ważnego. To nie dla niego tutaj jestem, a dla propozycji udzielenia mi pomocy, oczywiście za zapłatą.
Właściwie to może ten królik naprawdę był zbyt stary? W końcu świr najpierw kogoś nazywa grzybem, a później prosi o pomoc? Tak! Ten królik całkowicie nie był normalny. Z drugiej jednak strony mógł oferować coś ciekawego, a czemu mu nie pomóc? Nim jednak dał komukolwiek możliwość odpowiedzi to kontynuował.
-Trzeba panience jednak wytłumaczyć czym zajmuje się wydział cenzusu twórczego. - A niech jej będzie! Zwróci się do niej jak chciała, a dlaczego? Proste! Bo chce pomocy, a aż tak głupi nie jest by jedyną osobę, którą spotkał zniechęcać jeszcze bardziej (I tak już to zrobił). Kontynuował jednak -Zajmujemy się dbaniem o artystów. Każdy z inkwizytorów ma określoną grupę ludzi, za których jest odpowiedzialny i problem w tym, że jeden z moich został zabity. Na tym właściwie skończył. Jego chrypka była bardzo charakterystyczna, lecz można było też zauważyć pewne typowo żołnierskie cechy głosu królika. Czyżby możliwe, że ten niegroźny uszaty futrzak był kiedyś na jakiejś wojnie lub miał jakąkolwiek wiedzę o działaniach zbrojnych? Po spojrzeniu na niego można śmiało powiedzieć: "Bzdura".

Anonymous - 30 Marzec 2012, 23:31

Jakby się nieco lepiej przyjrzeć temu niezwykłemu przedstawicielowi króliczego rodzaju, który właśnie miał okazję rozmawiać z Ciel, to rzeczywiście można by go uznać za coś niebywale ślicznego. Za takie coś właśnie dziewczę go uznało. Było, nie było, nawet w Krainie Luster niezbyt często widuje się króliki paradujące nad jeziorem (i depczące przy okazji pyszne żelki) na dwóch łapkach, podpierające się laską wyższą od ciebie, w dodatku ubrane, no i najważniejsze: gadające. Gadające nie do końca zrozumiałe rzeczy, a nawet jeżeli, to i tak niezwykle dziwne. Takie, jakich w ustach królika nikt, nigdyprzenigdy by się nie spodziewał. JEŻELI z łepkiem Ciel wszystko, całkiem wszystko byłoby w porządku, to zapewne jeszcze przez jakąś chwilkę nie byłaby w stanie przestać gapić się chamsko na rozmówcę, sprawdzając go błękitnymi patrzałkami od stóp do głów, jeżeli nie chciałaby przegapić jakichś szczegółów, które przecież w tym przypadku były niezwykle ważne. Na szczęście, lub też nieszczęście, zależy z jakiego punktu widzenia patrzysz, lub też jak ci tam pasuje, z łepetynka Ciel nie wszystko było do końca w porządku. Owy nieporządek właśnie pozwolił jej z miejsca zaakceptować fakt i uznać za rzecz normalną, codzienną, robienie czegoś, co w żadnym wypadku takie nie było. No i, oczywiście nie musiała przyglądać się królikowi, jak jakiejś wystawie z ciastkami, co było dobre również dla niej, bo po prostu słuchała, co do niej mówił, a nie rozpraszała się wszystkimi elementami Bardzo Niecodziennego Zjawiska. Problem jednakże stanowiło to, że jego ekscelencja Netoriusz zbyt kojarzył jej się z czymś miłym i przyjemnym (naturalnie już po tym, jak minęło pierwsze przerażenie, wywołane pojawieniem się jego osoby), ażeby mogła tak ot, zostawić go w spokoju. Takie małe ... 'skrzywienie'. Kiedy widziała coś miłego, bądź puchatego (albo przyjemnego w każdy inny sposób, nieważne jaki), nigdy nie mogła się powstrzymać, aby czegoś temu-czemuś nie zrobić. Najgorsze było to, że króliki posiadają uszy. Zazwyczaj jest to para puchatych, ślicznie sterczących do góry narządów słuchu. Na nieszczęście Ciel, ze względu na swoje położenie, te uszy ruszały się ... dość często. Nawet, jeżeli nieznacznie. Nieważne. Zdecydowanie ZBYT CZĘSTO. Właśnie te nieznaczne poruszenia sprawiały, że zaczynała się czuć wyjątkowo niezręcznie. No bo przecież w zadem sposób nie mogła teraz ulżyć swoim chęciom, jej rozmówca był przecież taki poważny. Na pewno wziąłby jej za złe atak na jakakolwiek część jego ciała, w dodatku przypuszczony znienacka. Bo prawda była taka, że teraz miała ogromną ochotę schwycić króliczka za słuchy i porządnie wytargać. Taak, uokropnie to brzmi. Jak ona by mogła...? No właśnie NIE mogła i to ją tak bardzo bolało i gryzło. Jeszcze bardziej nawet, niż sam fakt, że laska Artkrólikozytora jest od niej wyższa. Palce okropnie swędziały, tak bardzo chciała go wytarmosić. Cud, że od tak wielkiej chęci i tak długiego czasu oczekiwania (jakieś... kilka sekund...?) nie zaczęła się jeszcze ślinić. Skrzyżowała ręce na piersi, zbyt dobrze znała swoje tajemnicze odruchy i wyskoki. Jeszcze coś... 'nieświadomie' i 'niechcący' by zrobiła, a to byłoby wielce niepożądane. Mocno przygryzła jednym ząbkiem dolna wargę. No, to chociaż trochę pomagało i nie musiała drobić nogami w miejscu, czekając na stosowny moment, który i tak nie nadejdzie.
- Wasza ekscelencjo.- potwierdziła zarówno słowem jak i skinieniem głowy, że dotarł do niej tytuł. Nawet, jeżeli królik wyglądał trochę jak gapowaty dziaduncio z przerośniętym ego, to nie bardzo uśmiechało jej się zwracanie się do niego na 'ty'. Jakoś inaczej musiała mówić. Wzruszyła ramionami, bo po prawdzie było jej szczerze obojętne, jak się odezwie, byleby miała JAK, bez domysłów i tym podobnych historii. Już i tak raz źle powiedziała, więc wymienienie przez niego tytułu było jak najbardziej pomocne. Mogła go tytułować, jak tylko chciał, lub jaki-tam-kolwiek tytuł posiadał. Chociaż... 'ekscelencja' całkiem nieźle zabrzmiała w uszach dziewczęcia i nie można rzecz, że nie przypadło jej to do gustu, wręcz przeciwnie. Uśmiechnęła się lekko i po raz pierwszy od jakiegoś czasu nie był to uśmiech wredny, ani nawet ociupinkę okropny.
Gorzej z tym drugim. Muchomorkiem, czyli tym-czymś, czym ją nazwał. Musiała wbić sobie pazury w rękę, aby nie zareagować jakoś gwałtowniej. Królik nie wyglądał na jednego z tych, co to lubią gwałtowniejsze reakcje. Bo nawet, jeżeli by jej nie zauważył, to z pewnością by poczuł, to zaś stanowiło już nieco większy problem.
Wyjaśnienie sensu użycia liczby mnogiej było zaskakująco proste. Fakt, królik był starszy (znacznie), niezwykle poważny oraz brzmiał i wyglądał, jakby pochodził z nieco innej epoki i miejsca, ale nie o to chodziło. Ot, Ciel zwracała się w ten sposób do każdego i nie było w tym nic dziwnego. (Swoją drogą, kiedyś zastanawiała się, czy nie mówić o sobie samej w trzeciej osobie. Spór ten nie został jednak jeszcze rozstrzygnięty, więc; kto wie...?) Nawet, jeżeli dziwnie brzmiało, pozostanie przy swojej wersji, choćby ją wołami wlekli.
Co zaś się tyczy 'panienki'... ostatnimi czasy Ciel zaczynała mieć nową obsesję, właśnie na tym punkcie. Ubzdurała sobie ot, że jest panienką. Ponieważ nikt raczej się w ten sposób do niej nie zwracał (bo niby z jakiej racji...?), stwierdziła, że koniecznie musi sama 'przypominać' o tym rozmówcom. Tak, jak szamotanie się ptaszka w klatce.
Zdecydowanie lepsza od grzyba była wiadomość o pomocy i co ważniejsze: zapłacie za nią. Oj tak, Ciel niezwykle lubiła otrzymywać wynagrodzenie za zrobienie czegoś. Nieważne, czym to wynagrodzenie było, ważne, że je dostała. Kto nie lubi 'mieć na własność"...? No, na pewno nie ona. Kiedy zaś usłyszała ukochane słowo, oczka jej się zaiskrzyły i nadstawiła uszu jeszcze uważniej, niż przedtem. Od razu zapomniała mu tego grzyba.
Fakt, znaczenie przedziwnej nazwy zawodu wymienionego przez zwierzątko nie do końca było dla niej jasne. Hm, nie było jasne w ogóle. Na całe szczęście, nie była zmuszona do przyznania swojej niewiedzy, gdyż bardzo dużo mówiący królik uprzedził jej pytanie i sam wyjaśnił. Już nawet przeszła jej chęć wytarmoszenia go za słuchy, otrzymanie wynagrodzenia było znacznie lepsze. Cóż, z góry, nie wiedząc nawet do końca, co takiego będzie musiała zrobić, w myślach przystała na jego propozycję. Niezbyt często zmieniała zdanie, gdy już coś postanowiła, więc cokolwiek by jej nie zaproponował, zgodzi się. Nic przecież nie straci, wszystko niejako przed nią, czemuż by nie spróbować...? A nuż okaże się to świetnym zajęciem!
Ponadto, co już zupełnie ją zachwyciło, królik nazwał ją jednak 'panienką' i nie wracał do 'muchomorka'. To było tak wspaniałe, że aż uśmiechnęła się dwa razy szerzej.
- W czym więc miałabym pomóc waszej ekscelencji...?- zadała pytanie, które w tym momencie wydawało jej się być najbardziej na miejscu- bo przynajmniej nie było jednym z tych, które uświadomią królikowi jej tragiczną niewiedzę, która przecież mogła być (no, ale nie musiała) faktem. Poza tym, przecież i tak musi się dowiedzieć. - I dlaczego wasza ekscelencjo, zwracacie się z tym właśnie do mnie?
Jakoś nie wydawało jej się bardzo prawdopodobnym, by była najlepszym z kandydatów na jakieś-stanowisko. Przecież tyle było ludzi wokoło, którzy może od razu byliby w stanie zrozumieć czym zajmuje się królik i nie potrzebuje wyjaśnienia na ten temat od niego samego. Poza tym, sądząc po tych kilku wypowiedzianych przez niego kwestiach, Ciel mogła pomyśleć, że nie traktuje jej zbyt poważnie, pomimo, iż jego słowa na to nie wskazywały.
A nawet, jeżeli jego wygląd nie świadczył o udziale w jakiejś wojnie, to przecież 'pozory mylą'. Ciel lubiła pozory, bo odgadywanie tego, co było za nimi ukryte, stanowiło dla niej wspaniałą rozrywkę. Tym razem jednak postanowiła się nie wtajemniczać i pozostać przy rozmowie na temat wynagrodzenia (czytaj: pomocy), bo to było chyba i tak najciekawsze, zwłaszcza ze względu na to, że dziewczę było straszną materialistką.

Tyk - 31 Marzec 2012, 21:01

Zaiste królik był osobliwością niezwykłą. Po pierwsze dlatego, że był to królik, który pomimo uroczego i słodziutkiego wyglądu zachowywał się jak zrzędliwy, lecz poczciwy staruszek, po drugie dlatego, że był większy od rozmówczyni, a przecież był niczym więcej jak tylko zwierzątkiem. To jednak wszystko można odrzucić na bok, a nawet całkowicie usunąć z pola zainteresowania gdy spojrzeć co ich otacza. Królik bowiem nie jest taką osobliwością jaką jest całe jezioro (bądź też morze ze względu na przypływy i odpływy, chociaż te teoria nie jest do końca jeszcze udowodniona) wypełnione nie wodą, lecz czekoladą! Co więcej czekoladą, która przez cały czas pozostaje w temperaturze idealnej do wypicia. Wszystko to jest dopełnione przez żelki, które zajmują całą plaże, a być może również dno jeziora. Kto wie czy teoria wielkiego żelka, z którego odrywają się mniejsze i płynąć ku powierzchni kształtują nie ma jakiegoś oparcia w rzeczywistym stanie tego miejsca. Dochodząc jednak do sedna przemyśleń należy spytać co jest dziwniejsze. Jeden malutki króliczek, który zresztą nie jest jedynym przedstawicielem swojej rasy i może być nazwany po prostu przerośniętą i nieco mądrzejszą wersją tego stworzonka czy też raczej okolica na jakiej się spotkali. Zostawiam jednak pytanie bez odpowiedzi. Ważne jednak, że niezwykłość królika została zaakceptowana, a przynajmniej ważne dla Ciel, gdyż z tego powodu miała okazję zwrócić uwagę na to co zwierzę mówi, a nie na sam fakt jego obecności i niezwykłości. Dla królika było to bowiem prawie całkowicie obojętne. Zaczynając od tego, że był on rzeczywiście całkiem stary, a do tego dość apatyczny jeśli chodzi o dyskusje. Pewnie gdyby jego uszy zostały brutalnie zaatakowane to niezbyt by się tym przejął dopóki nie byłby zagrożony. Z drugiej jednak strony gdyby uznał to za prawdziwy atak, a nie zwykłe dotknięcie jego uszu to mogłoby to się niemiło skończyć nie jak zwykle to bywa na słowach, a nawet na polu bitwy. Kto tam bowiem wie na co stać takiego dziwnego królika i czym on tak naprawdę jest. Zresztą przez cały czas królik stał w bezruchu patrząc na jej twarz, czasem tylko spoglądając oczami na łagodne fale wiedzione wiatrem. W ciągu całej rozmowy spojrzał na nie tylko raz, więc nie jest to nic co mogłoby szczególnie przeszkadzać. Czy był świadom całego zagrożenia jakie spoczywało na jego osobie? Czy może raczej nie była to ignorancja, a szczera ślepota bądź przynajmniej kompletny brak umiejętności prawidłowego odczytywania zamiarów rozmówcy? Trudno stwierdzić, tak samo czy jego tytuł "ekscelencji" jest prawdziwy czy tylko zawiera w sobie przechwałkę. Trzeba bowiem pamiętać, że osoby, które się tak nazywa muszą być postawione naprawdę wysoko, a czy on był kimś takim? Ciel nie mogła tego rozważyć, lecz był on jednym z trzech przywódców inkwizycji artystycznej, a więc jak najbardziej ma prawo wymagać by nazywano go ekscelencją, chociaż nie wymaga pozostają bardziej dobrym dziadziem, a przy tym królikiem. Byłby idealny do bawienia dzieci, a on wybrał karierę wręcz żołniersko-zakonną. Można jednak dla podsumowania rzecz, że tytuł ekscelencji może być jak najbardziej używany przez tego królika, tak samo jak na przykład przez Tyka czy przywódców jakichkolwiek organizacji, o ile oczywiście nie są to anarchiści, gdyż w ich wypadku nawiązywanie do jakiejkolwiek kurtuazyjnej tytulatury byłoby nonsensem. Później jednak nastąpiły dwa kolejne pytania, na które królik niemal bezzwłocznie odpowiedział.
-Zanim wyjaśnię panience istotę problemu muszę nakreślić całą otoczkę sytuacji. Trzeba bowiem wiedzieć, że wybrałem się do jednego z artystów, których dawnym czasem miałem okazję sam zwerbować. Gdy jednak przybyłem na miejsce to po krótkiej rozmowie dowiedziałem się, że żaden list do niego nie dotarł, ani nawet pieniądze, które przesyłamy mu regularnie odkąd tylko dostał się pod mecenat arcyksiążęcy.
Tutaj przerwał na chwilę i skończywszy podpierać się laską zrobił dwa lub trzy kroki w stronę czekoladowego morza, nie minął jednak Ciel, a pochylił się lekko nad nią i nawet przypadkiem jego ucho musnęło jej włosy.
-Wczoraj został zabity. Oczywiście przez złodzieja, którym według moich badań jest jego brat, którego teraz znalazłem - mniej więcej. Wiem, w którym mieście się znajduje, lecz nie znajdę go dokładnie gdyż wie, że go ścigam. - Tutaj miał również okazję na odpowiedzenie na jej drugie pytanie, lecz nim to nastąpiło odsunął się trochę tak jakby tajemnica przestała być istotna. Poruszył lekko głową, czemu towarzyszyło urocze poruszenie się uszek. Ach jak on prowokował! Z drugiej jednak strony nie był świadomy uczuć jakie przeżywała Ciel. Uchacz potrzebował pomocy nie dlatego, że nie byłby wstanie sam sobie poradzić, nie chciał nawet pomocy w walce. Przecież, z całym szacunkiem dla Ciel, ale wyglądała jak dziecko i werbowanie jej do walki byłoby czymś dziwacznym o ile nie powinno zostać nazwane szaleństwem. Nawet jeśli przed chwilą dała pokaz zabijania kogoś i uzbrojona była w miecz, którym groziła królikowi! Tyle tylko, że czy była ona kiedykolwiek realnym zagrożeniem? W końcu nawet lizaka można wymierzyć w stronę królika, ale nie oznacza to, że będzie się wstanie zabić to zwierzę za jego pomocą. Co więcej nie ma problemu w znalezieniu ludzi, którzy otrzymawszy zapłatę kogoś zabiją, gorzej jest jeśli chodzi o subtelność, a chyba tyle od Ciel wymagać może, tym bardziej, że nie była to praca wyszukana. Nawet ludzie, którzy specjalizują się w finezyjnym i skrytym działaniu nie przyjęliby takiego zlecenia.
-Dlatego właśnie potrzebuję twojej pomocy, panienko. Kogoś kto będzie wstanie go znaleźć. Oczywiście dam ci jego zdjęcie. - Tutaj rozwinął wcześniej trzymaną listę osób w kierunku Ciel. Mogła teraz dobrze zauważyć zdjęcie poszukiwanego oraz inne informacje o nim. Właściwie nie było tam wiele poza imieniem, które brzmiało Henryk Deskro, zdjęciem, miejscem gdzie prawdopodobnie przebywa oraz informacją, że nie jest zbyt groźny. -Nagrodą będzie wszystko co zostanie przy nim znalezione, w tym zapewne również przejmie panienka jego dom. Uprawomocnieniem tego zajmę się osobiście. Co więcej jeśli będzie to konieczne oferuję dodatkową zapłatę w wysokości miesięcznej pensji dla artystów pod patronatem Arcyksięcia. Mam ją właśnie ze sobą.
Warto zauważyć pewien specyficzny fakt. Zlecił on jej właściwie tylko znalezienie kogoś i tyle. Dziecinnie proste można by rzecz, ale z drugiej strony również dochodowe bowiem kto wie jakie skarby ma przy sobie tamten człowiek. Właściwie za prostą przysługę można naprawdę wiele zyskać. Dlaczego jednak królik oferuje to całkowicie ufając Ciel? Jak się można było już domyślić pomimo całej powagi sytuacja była raczej błaha. Poza morderstwem oczywiście, ale z drugiej strony goniony nie był jakiś seryjnym mordercą, a jedynie kimś kto kogoś okradł i chciał nie pozostawić żadnych śladów. Królik natomiast pomimo, iż cała sytuacja była fraszką traktował to bardzo poważnie i nie była to gra. Wszystko opierało się na tym, że uwielbiał swoją pracę i za nic by nie chciał jej zamieniać. Kontynuował jednak swoją przemowę.
-Oczywiście jeśli panience zdarzy się natrafić na niego w miejscu gdzie byłoby zbyt wielu świadków. To jest powyżej trzech osób. Prosiłbym o wyciągnięcie go zakątek znacznie cichszy. Ułatwi to pracę i unikniemy w ten sposób niechcianej paniki.
Oczywiście królik nie przejmował się o to by świadków nie było w ogóle, działał bowiem zgodnie z prawem, a co więcej był członkiem organizacji, która miała pełne prawo do sądzenia ludzi, którzy szkodzą artystom będącym pod opieką Tyka. Chodziło tutaj tylko o niewywoływanie niepotrzebnego zamieszania.
-Będę niedaleko i na sygnał wejdę wykonać wyrok. Jeśli panienka chce może sama ustalić słowa będące sygnałem dla mnie, nie robi mi to żadnej różnicy, ale oczywiście muszę je wcześniej poznać.
Chodziło oczywiście o ustalenie jakiegokolwiek zdania, po którego wypowiedzeniu pojawi się królik i zabije tamtego człowieka. Co jednak jeśli to Ciel che go unieszkodliwić? Tutaj trzeba ze smutkiem stwierdzić, że takiej możliwości nie było. Bowiem jako osoba nie będąca członkiem Artinkwizcji nie miała prawa ścigać przestępców skazanych wyrokiem sądów Rosarium.


Anonymous - 1 Kwiecień 2012, 18:27

Zaiste, królik chodzący na dwóch łapkach i w dodatku gadający, MÓGŁBY BYĆ czymś dziwniejszym, niż jezioro wypełnione czekoladą w temperaturze akurat odpowiedniej do picia. Obmywającej żelki, które z kolei tworzyły plażę. Mógłby być, ale raczej nie był. Powód prosty, Czekoladowe Jezioro Ciel znała od dawna- w końcu szlajała się po Krainie Luster od urodzenia, i w widoku czegoś takiego nie było nic, absolutnie nic dziwnego. Ot, jezioro. Nie takie rzeczy się tu spotykało, przecież zdarzały się i dziwniejsze. Kolejny element krajobrazu, po prostu należący do rzeczywistości i teraźniejszości. Fakt, że gdyby była mieszkanką świata ludzi, mogłaby odebrać to zupełnie inaczej. Idzie i nagle widzi coś, co normalnie pijała w filiżankach- teraz faluje popychane podmuchami wiatru, tworząc rozlewające się po całej tafli JEZIORA fale. Zapewne stanęłaby w miejscu, nie wiedząc, czy to dziwna rzeczywistość, czy to ona oszalała. Gdyby posiadała aparat, mogłaby zacząć robić zdjęcia. I tak nikomu nigdy by ich nie pokazała, zapewne uznaliby, że to fotomontaż lub przekolorowane w fotoszopie. A ją za stukniętą, albo za zwykłego kłamcę, kto ich tam wie. Szczęście było takie, że Ciel nie należała z całą pewnością do razy ludzkiej, mimo iż była łudząco podobna. Nawet nie miała tych kolorowych czuprynek baśniopisarzy, jej włosy były jasnoszare. I nie wychowała się w świecie ludzi, a w Krainie Luster. Od początku otaczały ją takie dziwaczne rzeczy, toteż uważała je za normalne. No cóż, tylko tyle, że przydatne. W przeciwieństwie do ludzi z ich szarą codziennością, pozbawioną zupełnie zjawisk niespodziewanych (paranormalnych, nie nagłego wypadku samochodowego) i przedmiotów 'magicznych' (a także miejsc i ogólnie różnych innych dziiiwnych elementów wchodzących w skład życia w Krainie Luster) mogła na przykład podejść do jeziora i napić się z niego czekolady. Nie musiała się obawiać, że jest brudna, czy w inny sposób niezdatna do picia. No i nie była wodą. Mogła podejść do plaży i zjeść żelkę, która służyła w pewnym sensie za drobinkę piasku. Ludzie nie mogli jeść pisaku. Mogła przejść przez Perłowy Pomost, którego nigdy nie będzie w świecie ludzi- sępy nie pozwolą, aby z pereł zrobić zwyczajny mostek, poza tym, ktoś mógłby go ukraść, gdyż nie mają tak dobrych środków klejących, jak tutaj. Na drzewach wisiały torebki z herbatą. Wcale nie musiała iść do jakiegoś sklepu, aby taką nabyć. Nad głową mogła mieć słońce, kilka metrów od niej mógł padać deszcz. I dla niej to wszystko było całkowicie normalne, zwyczajne, tylko po prostu przyjemne. Czasem, fakt, pełnie niespodzianek, ale nie aż tak wielkich, by ona i jej znajomi (których notabene za wiele to nie miała) nie mogli w nie uwierzyć i zostali posądzeni o utratę zmysłów. Zapewne gdyby nagle zmieniła miejsce zamieszkania, to ten nowy świat wydałby się dziwny i zaskakujący. Na każdym kroku spotykałaby ogromne trudności, nieprzyzwyczajona do nich, musiałaby spędzić sporo czasu, nim by się przyzwyczaiła do nowego życia. Gadające króliki tak czy inaczej byłyby zaskoczeniem w obu krainach. Bo po prostu nigdy takowych nie widziała (koty się zdarzały, ale króliki nie). Dlatego właśnie jego ekscelencja Netoriusz stanowił tak wielkie zaskoczenie i szok, pomijając już tę jego przeklętą wysokość. Dużo większe niż jezioro wypełnione drgającą pod podmuchami wiatru czekoladą i plażą z żelkami zamiast piasku. Fakt, że nigdy nie zastanawiała się nad zagadnieniem skąd te żelki się tam biorą (bo oczywiście z góry założyła, że wszyscy są tacy jak ona- któżby przechodząc nie wpadł, aby spróbować kilku/nastu/dziesięciu żelek...? Tylko wariat.) Gdyby kiedykolwiek to robiła- to inna sprawa, to już mogło być dziwne, przecież są codziennie zjadane przez przypadkowych przechodniów, a zawsze jednak pozostaje taka sama ilość. WTEDY mogłaby to uznać za dziwniejsze od królika. Ale nigdy się nad tym nie zastanawiała, być może kiedyś spróbuje, ale... kto wie...? Ponieważ jednak ona sama nie była do końca taka 'normalna', to po tych kilku chwilach i jego ekscelencję Netoriusza uznała za coś normalnego. Nieco dziwnego i rzadko spotykanego, ale normalnego.
Za to sam królik wyglądał na ekscelencję, może dlatego też Ciel tak szybko zgodziła się, aby go tym tytułem nazywać. Bo bywała okropna, złośliwa i raczej nie korzystała z takowych, gdy ktoś jej nie zmusił. A królik nie zmuszał, on jedynie luźno poprawił, więc nie było do końca pewnym to, że nakazywał tak do siebie mówić. Ktoś tak szczery i egocentryczny jak on z pewnością wyraźnie by to zaznaczył. Poza tym- jednak był przecież trochę dziwny. W dodatku tak elegancko ubrany, w dodatku dość stary, w dodatku mówił nawet w tak dziwny sposób- niby to obojętnie, a jednak przedstawiał ważne sprawy (tak właśnie Ciel wyobrażała sobie poważną gadaninę poważnych osób w poważnym wieku). No i MÓWIŁ O ważnych sprawach. Tak wyglądać i tak mówić mogą tylko ekscelencje. Poza tym, raczej nie zwykł kłamać, teraz zresztą po cóż miałby to robić, więc... tak, w samej rzeczy, musiał być ekscelencją i zajmować jakieś Niezwykle Ważne Stanowisko- przecież sama nazwa, którą się przedstawił brzmiała tak dostojnie, poważnie i obco, że bez trudu można ją nazwać określeniem jakiegoś ważnego i wysokiego stanowiska. Nie było sprawy, Ciel po prostu na to przystała, nie myśleć zbyt długo- a w każdym razie... raczej w ogóle nie poświęcając temu tematowi żadnej myśli. Netoriusz był 'jego ekscelencją' i już. Poza tym- i tak mówił o takich ciekawych sprawach... nie było czasu na rozważania, czy on na ten tytuł zasługuje, czy też nie.
Poza tym opiekun artystów... czy to nie brzmi ładnie...? No i wysyłał pieniądze! Musi więc być bogaty. Ekscelencje zazwyczaj SĄ bogate.
Najgorsze było jednak jego posunięcie. Te try kroki jeszcze od biedy byłaby w stanie sama przeżyć, mocniej zaciskając zęby, albo głębiej wpijając się palcami w założone na piersi ręce... ale nie! On koniecznie musiał się jeszcze pochylić. Jakby mu było mało takiego torturowania biednego dziewczęcia, to jeszcze dotknął uchem jej włosów. Uchem, które od kilku chwilek miała ochotę wygłaskać i wytarmosić i od czego to właśnie usilnie się powstrzymywała. Zupełnie, jakby jej włosy miały nerwy- kiedy tylko uszko ich dotknęło, po plecach Ciel przebiegł zimny, baardzo miły dreszcz. Miała ochotę się radośnie wyszczerzyć do właściciela, ale... to jeszcze zdołała powstrzymać. Łapka już-już zaczynała sięgać po uroczą część ciała królika, ale w ostatnim momencie jej właścicielka zdołała dostrzec podstępny ruch i gwałtownie opuściła ją w dół, łapiąc i mnąc z całych sił rąbek sukienki. Miała wielką i szczerą nadzieję, że jej rozmówca nie zauważy cierpienia i przedziwnych sygnałów, jakie 'wysyłała' w jego stronę. No i iczywiście nieco dziwnej mimiki i zachowania. W swoich gorących pragnieniach zawarła również prośby o to, aby zwierzątko okazało się wystarczająco stare, by być nieco ślepym i przy okazji głuchym. To by jej znacznie pomogło.
Ale pochylił się nie po to, aby ją sprowokować, lecz po to, by coś przekazać, coś, czego nie mogły usłyszeć nawet żelki na plaży, ani nawet wiatr poruszający taflą jeziorowej czekolady. To, co jej powiedział był naprawdę niezwykle interesujące. Ciel uwielbiała zagadki, lubiła pościgi i historie podchodzące pod gatunek kryminału. (co dziwne- wokoło ponoć tak wiele się działo, ale jej do tej pory nie przydarzyło się kompletnie nic równie ciekawego, jeżeli takie zdarzenia można określać jako 'ciekawe'. Ciel mogła, była trochę szurnięta) No i nareszcie coś podobnego przydarzyło się JEJ. No, może nie do końca jej, ale nareszcie ktoś zwracał sie z takim problemem do niej! To niezmiernie ją zachwyciło, ale... nie, nie pozwoliło zapomnieć o pokusie króliczych uszu. Na całe szczęście, jego ekscelencja Netoriusz po przekazaniu tej tajemnicy odsunął się z powrotem. To było jak lekarstwo dla jej niekontrolowanych odruchów- teraz nie mogły się za bardzo ujawnić, bo zostałyby z pewnością zauważone. Przez ich ofiarę, a tego Ciel nie chciała, chociaż... kto wie! Odruchy są i pozostaną niezbadane! (a w szczególności jej odruchy, bo inne to można badać, bo, nawet odkryć ich przyczynę, a Ciel nie miała zupełnie nic przeciwko temu.)
Naturalnie, czytanie książek było zupełnie czymś innym od normalnego życia- tak sobie całe zaistniałe zdarzenie tłumaczyła Ciel. Myślała, że w oczach uchacza była jakaś niezwykle uzdolniona: o, powierzał jej misję! JEJ,. nie jakiemuś detektywowi, nie wojownikowi, a co lepsze: nie wykonywał jej sam. A naturalnie jego słowa świadczyły o tym, że spokojnie by sobie z tym wszystkim sam poradził. Może i wygląd nie wskazywał, ale pozory przecież mylą, a Ciel pozory lubiła. Zazwyczaj kłamały, pewnie też dlatego pałała do nich czymś w rodzaju 'sympatii', bo sama kłamała...? Znajdowanie w pozorach bratniej duszy było głupie, przecież pozory nie są w żadnym wypadku żywe. No i poczuła się jakaś niezwykle ważna i bardzo zaangażowana.
Kiwnęła głową, akceptując propozycję królika- była już tak zachęcona, nie tylko samą zapowiedzią zapłaty, ale też tym, że (jej zdaniem, oczywiście) królik uważał ją za kogoś najbardziej odpowiedniego do tego zadania. W sumie nawet nie zaczęła się jeszcze zastanawiać, jak to 'zlecenie' wykona, ale na to przecież przyjdzie czas znacznie później. (bo przecież go nie zapyta, w końcu 'jest ekspertem'!)
Pochyliła się nad zdjęciem. A, jakiś facet. Szkoda, że żaden specjalnie wyjątkowy, po prostu facet. Niestety po świecie chodziło ZASKAKUJĄCO DUŻO facetów, co tylko skwitowała podkówką, w jakiej kształt wygięły się na chwilkę jej usta. Henryk Deskro...
Trzecią w kolejności najlepszą informacją (bo pierwszą było przeżycie czegoś ekscytującego, a drugą to, że jest tym niby całym 'ekspertem') była nagroda oczywiście. Dom i majątek. Ciel uśmiechnęła się lubością, słysząc to. W sumie... mieszkała w zamku. Ale WŁASNY, całkiem 'swój' domek zawsze się przyda. Hmm i jeszcze...
- To znaczy, wasza ekscelencjo, że zostanę artystką? I będzie mi patronować Arcyksiążę, kimkolwiek on jest...?- zapytała, darując już sobie upewnianie się o to, czy aby na pewno teraz otrzyma pensję. Nie mogła jednak przepuścić pytania takiego:- I będę otrzymywać miesięczną zapłatę?- z całego serca miała ochotę przedstawić to jako zdanie twierdzące, nie pytanie, ale w porę zdała sobie sprawę z tego, że może nie brzmiałoby to najodpowiedniej i najuprzejmiej na świecie. Dodała więc pytajnik.
Najdziwniejszym w tym wszystkim było jednak to, że królik podszedł do zupełnie nieznanej mu dziewczynki, w dodatku młodej i wyglądającej na zupełnie nieszkodliwą (to nic, że miała miecz i właśnie zabiła żelka, przecież ludzie mogą nosić przy sobie różne rzeczy. No i nawet, gdy królik tak nagle ją wystraszył, to tylko wyciągnęła oręż, po czym i tak go schowała. Żadnych czynów. Można więc odebrać to, jakby po prostu udawała i w rzeczywistości nie miała absolutnie żadnego pojęcia o walce)
No i ... co było ciekawe, Netoriusz jakby z góry już założył, że Ciel przystanie na jego propozyjcę (co w sumie było dla niej samej oczywiste)- od razu wtajemniczał dokładnie we wszystko i nie przejmował się tą ewentualną odmową. W takim razie nie mógł należeć do żadnej mafii, albo innych nielegalnych organów, nawet tych działających zgodnie z prawem, ale utajnionych. I być może właśnie to zaciekawiło Ciel. Bo 'znalazła' ją jakaś organizacja i ot tak sobie powierzyła jej zadanie! To było dziwne,nawet jak na Krainę Luster. Przynajmniej dla Ciel. No i oczywiście, to wszystko musiało być legalne- bo przecież nie rozkazywali jej zabić tego kogoś (i tak nie był nawet specjalnie groźny, jaką to informację zawierał dokument pokazany jej przez królika), a jedynie go odnaleźć. Zresztą, Ciel nie była pewna, czy by tak ot po prostu kogoś uśmierciła. Znaczy- teraz była pewna, że jak najbardziej by to wykonała, wszyscy tak myślą, zanim przejdzie do rzeczy- bo problem był w tym, że nigdy nic takiego nie zrobiła. Chociaż kto wie... przecież była trochę pomylona. Może nawet i by się zupełnie nie przejęła! No, ale wracając do tematu, tona pewno był zgodne z prawem- bo sami chcieli wykonać wyrok na złodzieju.
- Hmm.. no to może niech będzie to... "czekoladowy żelek"?- zaproponowała oczywiście pierwszą rzecz, jaka tylko przyszła jej do głowy. Nie przejmowała się już tym, w jaki sposób zawrze te informację w zdaniu, teraz to nie było ważne.
Czyli nawet nie musiała potwierdzać zwykłym "tak". Już oboje z góry wiedzieli, że pójdzie. Przez myśl przemknęło jej to, że panicz Oleander będzie się może złościć, że tak długo jej nie będzie. Ale przecież nawet nie wiedziała ILE dokładnie jej to zajmie. Może nawet tylko jeden dzień...? Kto wie! MOŻE nawet nie zauważą jej zniknięcia...? Poza tym jeszcze jest Poranek i cała masa innej służby. Poradzą sobie bez niej, a o konsekwencjach pomyślimy później!
- Wyruszam oczywiście od razu?- zadała takie ot, pytanie, aby tylko upewnić się, czy teraz, czy może na kiedy indziej będą planowali ten mały 'wypad'. Przecież złodziej nie może czekać, jeszcze ucieknie, a jego ekscelencji Netoriuszowi raczej nie będzie się chciało wyszukiwać go po raz drugi (mimo, że prawdopodobnie poradziłby sobie szybciutko) tylko z powodu tego, że Ciel musiała przedłużać czas 'pakowania'. A przecież i tak nie miała nic do zabrania ze sobą, wszystko, co może chciałaby zabrać (oprócz butów) znajdowało się przy niej właśnie w tej chwili. A raczej nie miała zamiaru nikogo informować.

Tyk - 2 Kwiecień 2012, 01:09

Szum czekoladowych fal i szelest jadalnych liści na pobliskich drzewach był krajobrazem sielankowym. Sielankowa scena została zakłócona przez coś jakby zupełnie z innej bajki. (Tak, nie wiedziałem jak zacząć) Nie była to dwójka istot, które rozmawiały o wykonaniu wyroku. Zarówno sam temat, który był przez nich poruszany oraz wygląd obu isto był idealnie dopasowany do jakowejś baśni. Nawet temat był odpowiedni, gdyż w ilu to starych legendach pojawiały się postacie, które zlecały młodym i niedoświadczonym jeszcze "bohaterom" wykonanie jakiegoś zadania, w którego trakcie istota, wpleciona w cały szereg najróżniejszych przygód, staje się prawdziwym herosem niczym wyciągniętym z greckiej mitologii, a dokładniej z pojedynku z Heraklesem. Nic więc dziwnego, że magiczna otoczka mogła jeszcze powiększyć ekscytacje, która ogarnęła Ciel. Dla dziewczynki była to niemal książkowa przygoda, w której będzie mieć zadanie powierzone tylko jej i tylko przez nią mogące być wykonanym. Nie będzie jednak sama i w chwili kulminacyjnej zdobędzie pomoc, która pozwoli na całkowite zniwelowanie jej niedoskonałości i uratowanie świata, a chociaż wykonanie zadania. Tak to wyglądało w oczach młodszej z dwójki obecnych na plaży. Dla Netoriusza była to natomiast jedna z wielu spraw, w której beztalencie jako pasożyt żerowało na sztuce, a gdy wszystko zaczęło się sypać niczym domek z kart, to posunął się do morderstwa mając nadzieję, że zatarłszy ślady umknie królikowi. Nie była to jednak część rutyny, a gadające zwierzę chociaż wykonywało już wiele takich spraw, to zawsze podchodziło do niego bardzo osobiście. Wiele się mówi o ludziach, którzy pracują z powołaniem i całe swoje serce wkładają w wykonywany zawód. Tacy, nawet jeśli nie grzeszą talentem, osiągają wspaniałe wyniki. Nikt nie pamięta o ludziach, którzy przychodzą i codziennie ze znudzoną miną wykonują swoje obowiązki. Dlatego też nie było tutaj obojętności Netoriusza, który z pozoru był apatyczny. Ten pozór ma jednak ukryty sens, gdyż można z niego łatwo wywnioskować, iż w charakterze królika leży raczej skrywanie swych uczuć i przedstawianie suchych faktów, a wszelkie emocje należy zachować dla siebie. Nie miał z tym najmniejszego problemu. Było to dla niego tak naturalne jak rozkosz gdy w ustach znajdzie się kostka wyśmienitej czekolady, czy wszelkie odruchy, nad którymi persona nie ma żadnej kontroli. Inaczej było z Ciel, której sfera zewnętrzna była rozwinięta niczym las równikowy. Całe bogactwo zachowań, typowe dla dzieci i istot jak Abdio, było jednak przekleństwem gdy spotkało się kogoś jak Artkrólikozytor, który będąc uroczym i puchatym mięciutkim królikiem był jednocześnie osobą starą i nad potrzebę poważną. Chęć odpowiedniego zachowania się wciąż ścierała się z pragnieniem rzucenia się na ten niezwykły dziw. Stąd też ciągła walka i ta frustracja, gdy królik nieumyślnie ją prowokował. Wracając jednak do rozpoczętego na samym początku tematu. Rzeczą, która najmniej pasowała do baśniowego krajobrazu była ziemia pełna żelek. Pytanie dlaczego żadne z bajkopisarzy nie wpadł na pomysł takiego tworu? Ludzie są co prawda do znudzenia zwyczajni, a co więcej wszystko chcą zbadać i ulepszyć, a przy tym wszystkim nie są gotowi do poświęceń przez pychę i chciwość, lecz to właśnie ludzie wymyślili masę ciekawych opowieści, którymi miała okazję zachwycać się Ciel i miliony innych stworzeń. Co nie oznacza, że literatura krainy luster była gorsza, lecz przez brak pewnych zjawisk, które w świecie ludzkim są dość powszechne, dzieła rodzime były mało rozpowszechnione i zazwyczaj nie wychodziły poza kręg najbliższych znajomych. Ratunkiem była jednak arystokracja, która wciąż jeszcze posiadając ogromną pozycję, a przy tym nie mając typowych zajęć arystoimperialistów mogła na szeroką skalę zająć się mecenatem. To właśnie na salonach prezentowano najwspanialsze dzieła, które wędrowały dalej i zdobywały sławę. Tam również powstawały wszelkie lustrzane kierunku sztuk i nurty, gdyż system wędrownych nauczycieli i świata bez uniwersytetów nie sprzyjał wypracowaniu się jednolitych poglądów. Co więcej dzięki arystokracji można było spotkać się z innymi artystami i poszerzyć swoje umiejętności w wybranej przez siebie dziedzinie. Niekiedy nawet osoby nie posiadające żadnych zdolności mogły dzięki takiej niewielkiej społeczności artystów zdobyć potrzebną wiedzę. Dotąd jednak królik nie oferował bezpośrednio niczego takiego Ciel, a jedynie poinformował ją o mecenacie Tyka. Nie był też wcale aż tak bardzo bogaty, chociaż miał pod sobą całą Inkwizycje Artystyczną. Niestety jednak pomimo wieku i tak wysokiej pozycji jego percepcja była na wyśmienitym poziomie. Zauważył więc gest ręki, a nawet wyczuł przy pochyleniu się jej dylemat. Nie był oczywiście pewien, lecz świadomy, że jest puchatym królikiem, a co więcej odebrawszy pewne sygnały, mógł śmiało powiedzieć, ze Ciel chce go dotknąć, ale się od tego powstrzymuje. Postanowił jednak na razie na to nie zwracać uwagi. Obowiązki były ważniejsze niż dyskusja o tym czy targanie uszu Artkólikozytora jest właściwie. Dzięki tej zdolności do obserwacji zaobserwował również zaciekawienie jego słowami i fascynacje przyszłą misją. Efektem tej obserwacji było coraz śmielsze mówienie o jej przyszłym zadaniu i wywnioskowanie, że zgodzi się przyjąć misje nim jeszcze spyta czy wyraża akces. Mógł się mylić, ale tak naprawdę nie ryzykował niczym. Nie wyjawił żadnych tajnych informacji, a zwykła dziewczyna zapewne nie będzie zainteresowana szukaniem mordercy i pomaganiem mu tylko po to by jakiś królik go nie dopadł. Tym bardziej, że propozycja pomocy królikowi wydaje się kusząca. Po pierwsze dlatego, że przestępca nie oferuje nic, a przynajmniej Ciel nie może być pewna czy cokolwiek by od niego dostała, ani czy nie zostałaby oszukana. Po drugie ze względu na to, iż królik jest znacznie ciekawszą istotą niż zwykły człowieczek. Co więcej "panienka" dostanie własny domek, gdzie będzie mogła się skryć przed gniewem Olka lub po prostu wykorzystać do jakiegokolwiek innego celu. Nie można też zapomnieć o sprawie architektonicznej, której Ciel nie była świadoma. Chodzi tutaj o możliwość zobaczenia, a nawet otrzymania własnego pokoju, w Różanym Pałacu, który wbrew nazwie był całym kompleksem pałaców i innych budynków. Piękne gmachy, w które wliczyć można teatr, wczesnogotycką bibliotekę czy klasycystyczny pałac, otaczały ogromny ogród, w którym można było znaleźć rozległe ścieżki na długi spacer i ciche zakątki gdy poszukuje się samotności. Było to miejsce majestatyczne, symbol potęgi udekorowany nutką spokoju. To trzeba koniecznie zobaczyć! Wspominam o tym nie bez powodu, a dlatego, że Ciel wyrażając chęć zostania artystką pod mecenatem Tyk niejako skazała się na odwiedzenie tego miejsca. Nie musiała tam nawet mieszkać, chociaż pokój i tak będzie mieć, ale dziwnym byłoby gdyby nie została zaproszona na jakieś przyjęcie czy chociaż na wystawę podopiecznych arcyksięcia. Królik nie planował tego, chociaż sama informacja go ucieszyła. Oczywiście radości tej nie dało się zaobserwować, lecz można było wyczuć w słowach.
-Jeśli tylko panienka zechce, to nie widzę żadnej przeszkody, aby Arcyksiążę objął mecenat nad panienką. Wszystko oczywiście będzie zależało od niego, lecz jak mniemam jest to tylko formalność.
Żeby zrozumieć jego radość trzeba spojrzeć na pewną subtelną zachętę ze strony Netoriusza, który przedstawił całą sprawę jako niemal pewną. Stwierdził wręcz, że po załatwieniu kilku spraw formalnych stanie się ona faktem. Trzeba było jednak jeszcze poruszyć sprawę co dawało Ciel dostanie się pod patronat Tyka. Królik wszystko wyjaśnił, a jego słowa mogą być uznane za w pełni wiarygodne, gdyż pomimo, że nie on był mecenasem to zajmował niezwykle wysokie stanowisko.
-Arcyksiążę, który nazywa się Agasharr Rosarium, o czym warto na przyszłość wiedzieć, zajmuje się mecenatem już od dawna. Dlatego też każdy z jego podopiecznych może liczyć na regularną i stałą pensję, której jedynym wymogiem jest praca twórcza. Cofnięcie tego przywileju kończy się tylko na wniosek artysty, bądź gdy porzuci sztukę na rzecz innych zajęć, nie zawsze równie godnych. - Taka mała aluzyjka do alkoholu, którego królik nienawidził. Sam napój nie przeszkadzał mu, a czasem sam wypił wino, lecz najwięcej skreślonych przez niego z listy artystów zaczęło pić i przez to przestali tworzyć. Druga grupa to ludzie, którzy zajęli się polityką i inną czarną działalnością. - Co więcej każdy artysta ma prawo w dowolnej chwili przenieść się do Różanego Pałacu i tam zamieszkać w Pałacu orfeańskim, Tak, pałac w pałacu. chociaż nie jest to konieczne i część artystów zostaje w swoich domach. Wszyscy mogą jednak liczyć na promocję swojej twórczości i wszelkie potrzebne wsparcie, w tym możliwość uczestnictwa w wielu uroczystościach. Od zwykłych herbatek z gospodarzem, połączonych z dyskusją nad sztuką, aż do wielkich balów. Oczywiście są specjalne nagrody dla najbardziej utalentowanych, jak na przykład tytuł szlachecki czy prestiżowa funkcja na dworze książęcym. Oczywiście wraz z zaszczytami są pewne obowiązki, lecz ich przyjęcie jak i sam mecenat jest dobrowolną umową między Arcyksięciem, a artystami i może zostać w dowolnej chwili zerwany. - Oczywiście nie wspomniał o tym, że pieniędzy zwracać nie trzeba, lecz nie dostaje się nowych. Było to po pierwsze oczywiste, a po drugie po co od razu zakładać, że Ciel zerwie mecenat? Wciąż jednak pozostała jedna drażliwa kwestia, a mianowicie związana z Tykiem. Pomimo tego, że był osobą miłą to nienawidził sprzeciwu. Potrafił użyć swych specjalnych płomieni za każdy nawet drobiazg. Nie było to śmiertelne w tym wypadku, lecz po co prowadzić do sporu? Tym bardziej, że o ile mecenat nie jest wiążący to złość Rosarium już tak. Netoriusz dodał więc ostatnie zdanie dotyczącego tej sprawy;
-Prosiłbym jednak panienkę by zważając na rangę Arcyksięcia ważyła słowa i ostrożnie wypowiadała zdania. Nie muszę mówić, że spór nie jest potrzebny, lecz o tym panienka doskonale wie. - Było to oczywiste, lecz wolał jeszcze ostrzec specjalnie! W końcu polubił tę małą dziewczynkę, która miała mu pomóc. Królik nie przywiązał się do niej, lecz polubił. Oczywiście nie można tu mówić o jakiejś przyjaźni na lata, lecz o tyle bliskim stosunku, że nie naraziłby jej gdyby misja była rzeczywiście niebezpieczna. Ryzyko było tylko jedno i o nim królik musi wspomnieć. Trzeba bowiem pamiętać, że ten człowiek już raz kogoś zabił. Prawdopodobnie był to wypadek podczas kłótni, lecz z drugiej strony poruszanie pewnych kwestii mogłoby być dla Ciel groźne, a przynajmniej gdyby znaleźli się w miejscu bez świadków. W końcu nie wiadomo do czego taki szaleniec jest zdolny. Dlatego właśnie gdy tylko padło wymyślone przez dziewczynę hasło królik postanowił ją po raz drugi ostrzec, tym razem nie przed grzecznym i kochanym Tykiem.
-Musisz jednak panienka pamiętać, że chociaż cel nasz nie jest zbyt groźny, to dla bezpieczeństwa należy nie wspominać przy nim o artystach, pieniądzach, a już na pewno nie można pokazać mu, że wie się o jego zbrodni. Właściwie jeśli rozmowa z nim nie będzie potrzebna to nie ma sensu jej rozpoczynać. Natomiast sygnał, dość ciekawy przyznam, może zostać wypowiedziany w dowolny sposób. Tak więc proponuje pewien mały fortel gdyby panienka spotkała go gdzieś na ulicy. Wysunął łapę, która nie była zajęta trzymaniem laski w stronę fal, a przynajmniej tak się wydawało, gdyż po chwili jego słowa wskazały nieco inny cel, a mianowicie żelki, których powierzchnia była pokryta czekoladą.
-Tamte żelki, chociaż nie czekoladowe mogą być za takie uznane. Proszę więc wziąć tę chusteczkę. - Przy ostatnim zdaniu jego łapka powędrowała do kieszeni fraku, z której wyciągnął piękną chusteczkę zakończoną złotymi liniami, całą zaś białą, a w rogach posiadającą czerwone kamelie. Wysunął ją w stronę Ciel. - Wystarczy zawinąć w niej kilka żelków, a następnie w odpowiedniej chwili wyciągnąć i użyć w dowolny sposób by hasło nie wzbudziło kontrowersji.
Królik wskazał pewną drogę, lecz była to droga, której wcale nie trzeba było wybierać. Można to raczej nazwać jedynie drobną sugestią, a przy okazji pewną zapobiegliwością zwierzęcia. Trzeba jednak zauważyć, że samo hasło wskazywało na znakomity słuch królika, który przecież nie mógł bez przerwy chodzić za Ciel. Można nawet wysnuć odważny wniosek, iż posiada specjalną moc związaną ze zmysłami. Na pewno jednak jego uszy nie były tylko piękną ozdobą, a również niezwykle czułym organem. Stąd też łatwo wytłumaczyć dlaczego Ciel poprzednio nie spostrzegła królika, który wcale nie był tak blisko jak mogło się wydawać. Zwierzę po usłyszeniu od Ciel pytania o datę obławy zrobiło coś naprawdę niezwykłego, a przy tym dla niezbyt wysokiej dziewczyny coś przerażającego. Królik bowiem podniósł laskę wysoko nad siebie i wykonał coś w stylu rozciągnięcia się, tyle, że był teraz naprawdę o wiele wyższy od stojącej przed nim osoby. Na szczęście nie trwało to długi i laska znów dotknęła ziemi, lecz teraz Netoriusz nie opierał się o nią, a stał wyprostowany.
-Jeśli tylko panienka nie chce kilku godzin na przygotowanie się, to nie widzę przeszkód, aby wyruszyć już teraz. Prawdą jest, że nie było czasu na zwłokę. Można sobie pozwolić jedynie na kilka godzin, lecz nie dni. Sama misja nie mogła również trwać długo bo miasteczko gdzie mieli szukać nie było zbyt duże, a większość zajmowały domy mieszkalne, gdzie nie będzie trzeba szukać kogoś uciekającego w desperacji przed królikiem. Żeby to biedna Ciel wiedział do czego naprawdę Netoriusz jest zdolny, ale nie zmienia to faktu, że wciąż był poczciwym starym królikiem. Działa również tylko w granicach prawa i na pewno nie atakuje niewinnych, a już szczególnie gdy ci nie stanowią żadnego zagrożenia. Cała dbałość o działanie zgodnie z prawem była naprawdę ogromna. Na uwagę zasługuje choćby fakt, że królik nie chce odebrać skradzionych pieniędzy, a jedynie ukarać zbrodnię na człowieku pod jego protekcją. Oddał bez słowa i z własnej inicjatywy całość "łupów" w ręce dziewczyny, która poza pójściem w odpowiednie miejsce i wypowiedzeniem formułki nie musiała nic zrobić. Pokazuje to jednak jeszcze jedną cechę, a mianowicie idealizm królika. Dość jednak już tych słów. Zwierzę po chwili dodało jeszcze.
-Ruszajmy więc, czy pozwoli panienka, że zaprowadzę? Przy pierwszym zdaniu stanął obok niej, a później wysunął dłoń w jej stronę. Nie zważając dlaczego to zrobił trzeba wspomnieć, że Ciel miała możliwość dotknąć futra zwierzęcia. Bardzo kusząca oferta, tym bardziej, że wszystko legalnie i bez krzyków zrzędliwego staruszka, którym przecież Netoriusz był. Niedługo później opuścili plażę.

<ZT NPC i ewentualnie Ciel>

Jeśli chcesz to napisz jeszcze tutaj posta i zrób z/t, jeśli nie to jutro już zrobię temat z miejscem i zaczniesz od końcówki tego posta. Decyzje wyślij na pw.


Anonymous - 4 Kwiecień 2012, 21:05

Ponieważ ja też nie lubię zaczynać, co więcej, nigdy nie wiem, jak to zrobić (potem jeszcze jakoś idzie, pod warunkiem, że się wciągnę, a teraz właśnie tak się dzieje c: o, wciągnęłam się), zaczęłam właśnie w ten sposób. Swoją drogą, od samego początku, gdy tylko w akcji pojawił się królik, czyli od rzeczywiście samego początku, miałam dziwaczne odczucie 'Alicji w Krainie Czarów'. Oczywiście tylko pod względem Netoriusza, bo Ciel ani trochę nie przypomina przecież uroczego dziewczęcia, jakim była Alicja. No i cóż, wcale a wcale nie odkryła żadnego swojego świata. Ona się w nim właśnie znajdowała, patrząc z mojego punktu widzenia, aczkolwiek tutaj właśnie się urodziła. No i Alicji nie zlecano żadnym misji wytropienia kogoś, aby potem móc spokojnie wykonać na nim wyrok. Jeżeli zaś nie 'Alicję'... to może rzeczywiście jakąś legendę, książkę, opowieść fantastyczną...? Chyba mało która teraz nie ma głównego bohatera, którym nie byłby niedoświadczony, słaby koleś (bądź dziewczę), który to otrzymuje misję pozornie przekraczającą jego siły. Oczywiście podejmuje się zadania, jakżeby inaczej, tak dyktuje mu rozum/serce/poczucie własnej wartości/chęć zemsty za najbliższych. Jest to coś szaleńczego, a jednak taki bohater wyrusza. Podczas misji naturalnie spotyka przyjaciół i wrogów i co najważniejsze: uczy się mnóóstwa rzeczy. Potem spotyka Głównego Złego i z pomocą 'przyjaciół", bądź sam, acz na pewno używając nabytych umiejętności, pokonuje go po długiej, wyczerpującej walce. Mogłam oczywiście coś pomieszać, ale teraz to chyba nie jest aż takie ważne. W każdym razie... dlaczego akurat wtedy, gdy chcę przeanalizować jakieś porównanie okazuje się, że niezbyt ono pasuje...? Pech jakiś chyba. W każdym razie, przede wszystkim zadanie raczej nie przerastało umiejętności Ciel. Ale: nikt nie zaprzeczy temu, że jakieś wybitne to one raczej nie były. Nigdy w życiu jeszcze nie podjęła się takiego zadania. Z tym, że skoro raczej nie przewyższało jej umiejętności, to rzeczywiście nie mogło być jakieś specjalnie trudne. Nadal pozostawało nieodgadnionym pytaniem to, dlaczego Netoriusz poprosił ją o tę przysługę (jeżeli robienie coś za hojnym wynagrodzeniem może być nazwane 'przysługą'... bo raczej nie, a przynajmniej takie właśnie mam odczucie), skoro sam mógł to bez problemu zrobić. Ponadto- już sam zlokalizował złodziejomordercę i przecież i tak pod koniec zamierzał wkroczyć do akcji, aby wykonać wyrok. Jakiż więc miało to sens...? Dla Ciel miało- mogła zarobić. Ale dla Artkrólikozytora...? Hmm... chyba nie. Ponieważ jednak temat był śliski i obracał się zdecydowanie zbyt blisko nagrody materialnej, Ciel postanowiła się nim nie zajmować i o nic w żadnym wypadku nie pytać. Jeszcze... jeszcze by zmienił zdanie! A przecież zlecenie nie wyglądało ani na trudne, ani na pracochłonne, ani też w żadnym wypadku na wymagające jakiejś sporej ilości czasu. Po prostu taki łatwy zarobek. A co więcej! To była przygoda! Dziewczynka nareszcie mogła się rozerwać, zrobić coś emocjonującego! Właśnie dlatego też postanowiła się zgodzić. W żadnym wypadku nie kierowała nią lojalność, honor, serce i te inne tego typu pierdoły. Po prostu... nuda. Czy może raczej wieczna nadpobudliwość i zadziwiająca zdolność do szybkiego nudzenia się (jak to koty...) oraz szczera nienawiść do rutyny. A w taką popadała ostatnimi czasy zdecydowanie zbyt często i to właśnie ze względu na brak jakiejś nowej rozrywki. Chodzenie po lasku i szukanie sobie nowych przyjaciół jakoś nie przedstawiało się za bardzo atrakcyjnie, szczególnie, gdy nie za bardzo rozglądasz się za przyjaciółmi i niekoniecznie chcesz ich mieć całe tabuny. I męczy cię towarzystwo osób innych niż ty sam. Poza tym nie każdy może mieć ochotę bawić się z tobą (jeżeli jesteś Ciel, oczywiście), a dla ciebie nie ma nic, co mogłoby być ciekawsze od jakiegoś rodzaju zabawy. Długi okres czasu bez takowej był niezwykle męczący. A Bóg jedynie raczy wiedzieć, kiedy dziewczę ostatnio naprawdę dobrze się bawiło. (teraz sprawa przedstawia się znacznie gorzej niż z niejedzeniem żelków) A zlecenie jego ekscelencji stanowiła dla niej przez to wspaniałą odmianę. To właśnie główny powód przystania na ofertę (wynagrodzenia nie licząc).
Ale... gdyby królik ten nie był tak stary i tak poważny i tak nie nadawał się do przytulania, jednocześnie sprawiając, że uściskanie go było jedynym pragnieniem Ciel od początku rozmowy, to... wszystko byłoby inne. WTEDY nie miałaby ochoty go uściskać i nie byłby najlepszą 'maskotką'. Właśnie te dwie cechy: wiek i powaga czyniły go niezwykle w oczach Ciel atrakcyjnym. Bo gdyby nie był właśnie, idelalnie i dokładnie taki, to... to nie podszedłby do niej, nie zaproponował zajęcia i w efekcie Ciel nudziłaby się niemiłosiernie, zabijając Bogu ducha winne żelki na Żelkowej Plaży. Ponadto był czymś z rodzaju pracoholika. Z obsesją na punkcie tego, czym się zajmowal. Przecież naprawdę niewiele jest osób zadowolonych z wykonywanej przez nie pracy. A Netoriusz był wielkim wyjątkiem, bo nie tyle, co akceptował, ale wydawał się być tym całkowicie pochłonięty. Dlatego też Ciel miała szansę dać upust emocjom i trochę pomęczyć samą siebie nad kwestią: przytulić go czy nie, bo się obrazi...? Cóż, wypadałoby wreszcie dać odpowiedź na to pytanie. Tak więc, postanowiła się wstrzymać z czynami jeszcze trochę, aż do wykonania zlecenia, otrzymania wynagrodzenia i stania się 'artystką' pod mecenatem Tyka. Wtedy nie będzie już miała absolutnie nic do stracenia.
Zostanie tym-kimś, kim zostanie proponował jej królik było właśnie wspaniałym pretekstem do wysłuchania wielu opowieści. Ciel niezbyt interesowała się światem zewnętrznym, tym bardziej nie bywała już na licznych przyjęciach. Nie miała więc okazji do posłuchania wytworzydeł Lustrzanych Baśniopisarzy (i innych), pomimo tego iż chciała. Największy problem stanowiło to, że raczej nie miała szans ich wysłuchać inaczej, aniżeli z czyichś ust. A nie miała wystarczająco duzej ilości przyjaciół, która by chciała się takiego zadania podjąć. Prawdę mówiąc... nie wiem, kto jest w obecnej chwili odpowiedni do nazwania 'Cielowym przyjacielem'. Z nieieloma osobami widziała się więcej niż raz, o rozmowie nie wspominając. Ale smętny to temat, więc go zostawiam.
Bo tak. Ciel była niemożebnie pewna, że otrzyma kiedyś taką ofertę! (przyjęcia, spotkania w gronie artystów, etc...) pomimo tego, że słowa nie zostały wypowiedziane. Cóż, prawdę mówiąc to nie dopuszczała do siebie innego rozwiązania.
Dziewczę natomiast ani przez chwilę nie posądzało jego ekscelencji Netoriusza o jakieś zdolności obserwacyjne, pomimo iż jego słowa musiały choć trochę na takie wskazywać. Taka już była, że niezbyt przejmowała się 'szczegółami'. No i dla niej informacje, które rozmówca jej powierzył były przeraźliwie, strasznie i okropnie tajne. Więc MUSIAŁA się zgodzić na misję! Jakżeby inaczej, przecież po powierzchni ziemi nie może chodzić nikt, kto by 'zagrażał' w jakiś sposób Inkwizycji, posiadając zbyt wielką ilość informacji! Takie właśnie racje miała Ciel. Nieważne, że błędne, ważne, że jej. Dlatego właśnie 'poczuła się zmuszona' (a w rzeczywistości poleciała w stronę tego jak misie do miodu) do zostania artystką pod mecenatem Tyka. Poza tym, nawet jeżeli niekoniecznie przepadała za włóczeniem się za ludźmi i spotykaniem ich (naturalnie nie chodzi mi tu o przyjęcia, w tej materii sprawa przedstawiała się zupełnie inaczej, Ciel wprost je kochała), to oglądanie architektury było zajęciem naprawdę przyjemnym. Toteż z pewnością nie przegapi okazji, by wpaść na chwilkę do swojego pokoju w rezydencji. Poza tym, posiadanie trzech miejsc, w których mogłaby przenocować/mieszkać było niezwykle atrakcyjne, gdyż lubiła się czasem powłóczyć w samotności. A spanie pod gołym niebem zazwyczaj dostarczało jeszcze jakichś przeżyć, na przykład takich jak: niepogoda lub niewygoda spowodowana przymusem leżenia na twardej i niezbyt wygodnej ziemi.
- Tak, chcę. Arcyksiąże ma ciekawe imię.- jakżeby inaczej: nie mogła nie przystać na tak korzystną propozycję. I... jak to miała już we zwyczaju, lekką nutkę radości w głosie królika odebrała cokolwiek... niewłaściwie. Mianowicie- jako kolejne pochlebstwo dla swojej osoby, inaczej przecież nie mogła... och, stwierdziła po prostu, że Netoriusz tak strasznie ją polubił i jest pod ogromnym wrażeniem jej osoby, iż nie może się doczekać na to, aby móc widywać ją częściej i choć trochę być z nią powiązanym. (tak, bo ona chciała widywać go częściej. Nie była w stanie dopuścić do siebie myśli, że przegapi tak wielką liczbę szans do przytulenia się) No i oczywiście nie mogła nadziwić się tytułom. Sama nazwa organizacji wprawiała słuchacza co najmniej w osłupienie, bo jak coś, co zajmuje się opieką nad artystami można ochrzcić mianem 'Inkwizycji'...? To znaczy- można! Spotkanie z taką nazwą zapada w pamięć. I była oryginalna cokolwiek. Ciekawe, czy to sam Arcyksiążę nadał tą nazwę. Jeżeli tak, to musi być osobą równie ciekawą, co jego imię. Jeżeli zaś chodzi o 'niegodne' zajęcia, to bez obaw! Ciel również pałała nienawiścią do alkoholu. Kiedy czuła tylko jego zapach- miała odruch wymiotny i kręciło jej się w głowie. Ponieważ zaś niezbyt lubiła okazywać publicznie tego rodzaju słabości, to go znienawidziła.
Informacja o balach, herbatkach i przyjęciach całkowicie ją zachwyciła. Oczka aż się jej zaświeciły, gdy tylko usłyszała te propozycję. Nie dość, że kolejne 'własne' miejsce i możliwość pozwiedzania wielkiego (jak wnioskowała z wypowiedzi królika) pałacu to jeszcze... darmowe jedzenie! No i możliwość poudzielania się towarzysko (w tym przypadku chodziło jej o zachwyt innych osób nad nią samą, a o cóż innego mogłoby chodzić tak samolubnemu zwierzęciu...?)
Po co miałaby jednak zrywać mecenat...? Nie dość, że straci swój pokoik, możność przychodzenia na przyjęcia i tym podobne, to jeszcze nie dostanie więcej pieniędzy! Coś takiego byłoby już nie do zniesienia. Hm. No i oczywiście z powodu przerośniętego ego i zbyt wysokiego mniemania o sobie nawet nie dopuszczała myśli, by ktoś mógł się na nią złościć, bądź wdawać w spór z nią. Wzruszyła więc tylko ramionami... by nie spowodować dłuższej dyskusji na ten temat i jedynie potwierdzić, że zrozumiała i dalsze wyjaśnienia w tej materii nie są potrzebne.
Kiedy zaś ekscelencja podał jej chusteczkę, wzięła ją, przekrzywiając lekko głowę. Ładna była (chusteczka oczywiście, nie Ciel). Zrobiła krok w stronę czekoladowej wody, która właśnie na chwilkę cofnęła się. Porwała szybko kilka żelków obmytych smakowitą czekoladą, po czym zawinęła je w chusteczkę. Naturalnie nie mogła przegapić tak świetnej okazji i jednego z nich zjadła. Okazał się zadziwiająco dobry, więc zamruczała z zadowolenia, kończąc zawijać pozostałe żelki. Schowała paczuszkę do kieszonki. Szybko cofnęła się, aby jej bose stópki nie zostały ubrudzone napojem.
Po raz kolejny wzruszyła ramionami. Nie potrzebowała niczego prócz butów, więc w sumie mogli wyruszyć natychmiast, jej i tak nie zrobi to większej różnicy. Tylko po prostu upragniona chwila przeżycia czegoś ekscytującego będzie bliżej- mniej czekania. A kto lubi czekać, jeżeli wie, że tym, na co oczekuje jest coś ekscytującego...? Nikt, Ciel też nie lubiła. Poza tym i tak zazwyczaj chodziła boso, więc ten jeden raz nie sprawi jej raczej jakiejś większej różnicy.
Najlepsze było jednak...! Tak, nareszcie mogła dotknąć futerka Netoriusza! Tak była tym zachwycona i podekscytowana, że nie zdołała z tego zachwytu odpowiedzieć i tylko z pomrukiem zadowolenia podała mu dłoń. Och, jakież on miał wspaniałe to futerko! Tak więc rozkoszując się póki mogła tą wspaniałą chwilą (nareszcie jej gorące pragnienia się spełniły i była całkowicie swobodna nie musząc się już dłużej uspokajać w jego obecności) po jakimś czasie opuściła Plażę wraz z nim.

[z/t]

Anonymous - 19 Lipiec 2012, 21:22

Pogoda była na tyle zachęcająca, że Loic odważył się wyjść z domu, a nawet poza Malinowy Las (tak, to wyczyn!). Istotka z białymi warkoczykami podreptała prosto na plażę. Gdyby nie myśl o wszystkich śmiercionośnych bakteriach, które stopniowo obłażą każdy z żelków, pewnie rzuciłby się na nie. Samokontrola jednak zwyciężyła i Warkoczykowaty rzucił pogardliwe spojrzenie w stronę żelków, a konkretnie w stronę jednego żelkowego, zielonego wężyka.
-Chciałybyście żebym was zjadł, co?- spytał nie opuszczając z niego spojrzenia ani na chwilę. Niech wiedzą, że ich nie lubi, ot co! Niech wiedzą i się wstydzą! Logika jednak przyniosła chłopcu myśl, że raczej nikt nie chce być zjedzony, bo byłoby to sprzeczne z instynktem przetrwania. Więc może biedne żelki cieszą się, że Loic ich nie je. Co znaczy, że blondyn sprawia im przyjemność, czyli dobry uczynek!
-A może jednek nie chcecie?
Powrócił spojrzeniem do żelek, ale uświadomił sobie tragiczną prawdę. Zgubił wzrokiem zielonego wężyka. Więc którego żelka obdarować bohaterskim spojrzeniem?! Tyle ich do wyboru! W panice padł na kolana i zaczął szukać wzrokiem swojego wężyka. Przecież musiał spojrzeć na niego jeszcze raz, musiał. Jak wróci do domu ze świadomością, że nie spojrzał na niego drugi raz, będzie go to męczyło całą noc. Nie wyśpi się i namaluje okropne obrazy! Mama się zdenerwuje i wyrzuci go z domu! Będzie się błąkał, aż drowie go jakiś zbrodniarz nienawidzący berecików (tacy są najgorsi!) i co on biedny pocznie?! Trzeba znaleźć wężyka! Odgarniał żelki tu i tam, ale nie mógł znaleźć swojej zguby. Opadł na miejsce i zaczął rozmyślać nad swoim strasznym losem. Z zadumy nad osobistą tragedią wyrwał go powiew wiatru, który pozbawił go ukochanego berecika. Odruchowo złapał się za głowę, by zrozumieć, że faktycznie, nakrycia głowy brak. Szybko odwrócił głowę w stronę, w którą wiał ten złodziej beretów, w poszukiwaniu swojego bordowego maleństwa.

Anonymous - 21 Lipiec 2012, 19:59

Nigdy nie atakowały mnie takie dylematy jak te sprzed godziny. Świat Ludzi kontra Kraina Luster. Zabawa kontra porządki domowe. Muszę chyba zatrudnić jakąś służbę, bo cotygodniowe sprzątanie całego dworu jest zaiste nudnym zajęciem. Po drodze na Herbacie Łąki naszła minie niezmożona ochota na słodką truskawkową przyjemność na patyczku, jaką są lizaki. Powstał tylko jeden problem, a mianowicie ich brak. Po nerwowym przeszukaniu każdej kieszeni i kapelusza, miałam dosłownie ochotę się rozpłakać. Jednak, Freyja Northlight nigdy nie płacze. Wzięłam więc swego czarnego, kociego przyjaciela na ręce i zboczyłam z kursu kierując się na wypełnioną słodkościami żelkową plażę. Co prawda żelki to nie lizaki, ale wycieczka do świata Ludzi nie byłaby mi teraz bynajmniej na rękę.
Lekki wiaterek niósł już zapach kolorowych słodkości. Po wejściu na plażę przykucnęłam nad obiecująco wyglądającymi żelkami. Każdy kolor, smak i kształt. Słodkie, gorzkie, a nawet oblane czekoladą. Chyba wybuduję tu sobie jakiś domek i zamieszkam na stałe. Gorzej byłoby z Cheshire, dla którego prawdopodobnie brak myszy byłby straszną nowiną. W starym dworze nie trudno o takie rarytasy, tu natomiast… no cóż, to miejsce nie wygląda jakby było nawiedzane przez te małe gryzonie.
Moje rozmyślania nad istotą żelek i domku wśród nich przerwał bordowy beret, który nachalny wiatr przywiał prosto na mą głowę. Zdezorientowana sięgnęłam po nakrycie głowy i podniosłam wzrok lokalizując ewentualnego właściciela. Jak się okazało takowy się znalazł i to zaledwie parę metrów ode mnie. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że to mała dziewczynka, jednak po chwili zastanowienia doszłam do wniosku, że to jednak chłopiec. Dwa warkocze, to jednak mylący element. Poza tym Cheshi zaczął nerwowo machać ogonem, a robił tak gdy osoba na naszej drodze okazywała się osobnikiem płci brzydszej. O osóbce znajdującej się przed nami nie można jednak było tak powiedzieć, gdyż wyglądała niczym jedna z tych lalek, którymi zwykły się bawić ludzkie dzieci.
Co by tu teraz…? Możemy zrobić z tego paniczyka swoją nową maskotką. Na służącego się nie nadawał, gdyż sam wygląd może sugerować, że chłopak o ciężkiej pracy nawet nie słyszał.
Mój futerkowaty przyjaciel wskoczył mi na ramię, a ja sama podniosłam się i ruszyłam powoli w stronę nieznajomego. Robiąc głęboki ukłon z kapeluszem w jednej i berecikiem w drugiej ręce, posłałam mu szczery ( jakże rzadko u mnie spotykany) uśmiech:
- Jestem Freyja Northlight, miło mi poznać szanownego panicza. – Wyprostowałam się i podałam warkoczykowatej osóbce jego zgubę: - To, jak mniemam, należy do ciebie.-
W mej głowie zaczęły rodzić się plany i strategie działania. Co zrobić, żeby zabawa z nową zabaweczką była ciekawa? Jak się zachowywać, żeby jej od razu nie zrazić? Wszystko jednak zależy od reakcji nieznajomego. Cheshire niespodziewanie wbił mi w ramię pazurki, wyrywając mnie tym samym z kilkusekundowej zadumy.
-Ah, no tak! Wybacz kotku.- Mruknęłam, po czym zwróciłam się do chłopaka: - Ten oto koci dżentelmen to Cheshire. Jemu również jest miło cię poznać.- Kot jakby na potwierdzenie mych słów skinął lekko główką, poczym przewędrował na moje drugie ramię i zaczął wlepiać zaciekawione spojrzenie w właściciela bordowego beretu. Ciekawe, co też tym razem ten zielonooki stworek knuje w swej główce.

Anonymous - 21 Lipiec 2012, 22:09

Ze straty berecika mogła wyniknąć jeszcze gorsza tragedia, niż ze zgubienia wzrokiem jednego produktu cukierniczego, o którym to Warkoczykowaty zapomniał w chwili, w której musiał stwierdzić brak nakrycia głowy. Kiedy zdał sobie sprawę, że nie jest sam w okolicy, natychmiast rozejrzał się czujnie i napotkał wzrokiem brązowowłosą osóbkę. Stała tam i trzymała w rękach jego własność. Z jednej strony dobrze, zguba mogła wpaść do czekoladowego jeziora, a beret to jedna z nielicznych rzeczy, których nie chciałby widzieć w czekoladzie. Z drugiej strony, nie wiadomo z kim ma się do czynienia. Chłopiec szybko się podniósł i spróbował stanąć jakoś nonszalancko. Rękę położył na biodrze, a z drugą nie bardzo wiedział co zrobić więc, nią skubał niespokojnie ledwo trzymający się guzik od kamizelki. Zawsze starał się wypaść jak najlepiej u płci pięknej, ponieważ ona wydawała się mu zawsze dużo bardziej krytyczna, niż jego własna. Wzrost o jakieś dwadzieścia centymetrów mniejszy niż dziewczyny w kapeluszu, wcale nie dodawał mu odwagi. Podchodząc do niej, wzrok skupił na jej obliczu. Oprócz dużych, brązowych oczu, jego wzrok powędrował do policzka, gdzie zobaczył romby. Karciane motywy... Wtedy zobaczył też kartę na kapeluszu. Karciana szajka? Czyżby?
- Miło mi –wydukał mało nie odrywając guzika od kamizelki. – Loic Olavo Valenti- przedstawił się, używając tylko swoich dwóch ulubionych imion i skinął przy tym głową. Jego oczy zdradzały niepewność i pewne skrępowanie.
- Och, dziękuję panno Northlight- powiedział z największym dostojeństwem, na jaki było go stać, powstrzymując się od pisku radości, którym raczył wiele razy uszy służących, przynoszących mu gwiazdkowe prezenty, czyli kolorowe paczki z beretami w środku. Natychmiast założył go na głowę i poczuł, że wszystko jest na swoim miejscu. Na widok kota drgnął. Dziwne, że wcześniej go nie zauważył. Te zielone ślepia podziałały na na niego onieśmielająco. Ależ to tylko kot!
-O tak, zdecydowanie dżentelmen. Aż się czuje bijącą od niego kindersztubę- powiedział uprzejmie.
Spuścił wzrok na końcówki swoich butów i zauważył tuż pod nimi leżącego jakby nigdy nic zielonego wężyka. Nie da się tu nie wyczuć ironii losu. Westchnąwszy podniósł głowę na Freję (swoją drogą spodobało mu się to imię, wszystko jest lepsze niż Alma).
-Swoją drogą, bardzo niebanalny kapelusz- pochwalił z miną konesera sztuki, w dziedzinie kapeluszniczej. Prawdopodobnie dziewczyna była pierwszym kapelusznikiem jakiego widział w życiu, więc każde nakrycie głowy, nie będące beretem było dla niego czymś oryginalnym.

Anonymous - 24 Lipiec 2012, 18:18

Loic, jak też przedstawił się stojący przede mną osobnik, wyglądał na wyraźnie skrępowanego i poddenerwowanego. Mojej uwadze nie uszło jego spojrzenie na kartę z dziesiątką pik, która w uroczy dla mnie sposób ozdabiała kapelusz. Jeśli miał więcej rozumu niż szczęścia, to właśnie zorientował się, że ma doczynienia z osobą z Szajki, a ci nie są znani z przyjaznego obchodzenia się z innymi istotami. Chłopak jednak miał to szczęście, że mój umysł kapelusznika był zaiste szalonym narzędziem. O uwielbianiu zabawy nowymi zabawkami już nie wspominając. Przywilej bycia moją maskotką dałby mu gwarancje na nieotrzymanie żadnych ran na ciele… i ewentualnie psychice.
Postawa wskazywała na wysokie urodzenie, a więc nazwanie go paniczem miało swoje podstawy. Pewnie okaże się rozpieszczonym dzieciakiem, na którego skinienie służba niemalże zabija się w drzwiach, aby tylko wykonać rozkaz swego pana. Pierwsze co należy zrobić przy planowaniu strategii to rozpracowanie charakteru zabaweczki i jej podatności na sugestie. Skoro panicz Loic jest podenerwowany, to znaczy, że do odważnych nie należy. Ułatwia to niejako sprawę, ale… Udawać też można, czyż nie?
Cheshire mruknął przeciągle słysząc komplement na swój temat poczym zaczął lizać swą czarną łapkę. Stoicki spokój, jakim się właśnie wykazywał był najmniej niego co najmniej niespotykany, ale widocznie albo dawał mi wolną rękę, albo sam chciał bliżej przyjrzeć się nieznajomemu.
Pozostawała jeszcze jedna kwestia do opracowania, zanim wcielę w życie plan „maskotyfikacji” młodego panicza. Swoją droga ciekawe ile może mieć lat. Nie wygląda na starszego ode mnie, ale wzrost niczego nie wyklucza. Powracając jednak do istotniejszej rzeczy, muszę sprawdzić czy Loic posiada coś co, o zgrozo, przyprawia mnie o napad nerwicy, a mianowicie blokadę umysłu. Moje moce opierają się na wywieraniu wpływu na umysły konkretnych person bezpośrednio. Iluzje tworzone poza umysłami istot żywych są strasznie męczące i utrzymują się o połowę krócej. Nie mówiąc o tym, że użycie Herbacianego Snu jest w takim przypadku niemożliwe, wyliczając niewielkie wyjątki, kiedy dana osoba ma za słabą blokadę.
Aby odkryć czy chłopak posiada blokadę postanowiłam użyć prostego i malutkiego, aczkolwiek sprytnego triku. Obserwując jego wyraźne zainteresowanie pewną żelką schyliłam się po ową słodkość biorąc przy tym też niepostrzeżenie jeszcze dwie, czerwoną i zieloną. Wyciągnęłam przed siebie otwartą dłoń z żelkami i z uśmiechem zwróciłam się do osóbki stojącej przede mną: - Masz ochotę na którąś?- Oczom warkoczykowatej istotki mogły ukazać się kolejno zielona, niebieska i czerwona żelka o tym samym wężykowatym kształcie. W tym, że na jedną zieloną nałożyłam iluzję poza umysłem Loic’a tak, że wyglądała jak czerwona. Druga zielona natomiast tylko w umyśle chłopaka powinna być niebieska, a czerwona powinna mieć zieloną barwę. Jeśli chłopak posiada blokadę umysłu weźmie drugą zieloną, gdyż czerwoną ujrzy faktycznie jak czerwoną, a zieloną jak zieloną, pierwszą zieloną natomiast tak czy inaczej ujrzy jako niebieską. Miało to wszystko tylko jedną lukę. Paniczyk mógł stracić zainteresowanie zielonym wężykiem. Postanowiłam jednak zdać się na jego fascynację tym konkretnym łakociem.
Wzmianka o kapeluszu na sekundę rozproszyła moją uwagę.
-Dziękuję. Twój berecik też jest niczego sobie.- Posłałam mu łagodny uśmiech.- Wiesz, że potrafię zmieścić w swym nakryciu głowy co tylko zechcę i ile zechcę… ależ ty zapewne słyszałeś o Kapelusznikach. Powiadają, że to szalone istoty i w sumie mają rację. Musisz się jednak strzec tych, których zwą Nożycorękimi. Zwykle są spokojni, ale gdy ich rozzłościsz… Oj, musisz wtedy mieć dobrą kondycję, ale i tak nie uda ci się uciec.- Wzruszyłam ramionami i zrobiłam kwaśną minę- Wiesz, mam przyjemność obcować z takowym, więc wiem co mówię…- Fakt jakim było to, że tym „takowym” Nożycorękim jestem ja sama nie musi jak na razie zasilić wiedzy Loic’a na mój temat. Nie ma to jak zmylenie kogoś udając, że nie jest się tym czym się jest, ale delikatnie sugerując, że masz jakiś związek lub kontakt z „kimś”, kto tak naprawdę jest tobą. Możesz wykorzystać później efekt zaskoczenia, gdyż twój rozmówca nie podejrzewa, że jesteś tym przed kim go ostrzegasz.
- A może ty też jesteś Kapelusznikiem? Może nawet Nożycorękim? – Tak, to była zagadka- Jednak twój berecik nie wygląda jakby mógł pomieścić coś ponad swój rozmiar. – Uśmiechnęłam się po raz kolejny. W sumie to coś za dużo się dziś uśmiecham.

Anonymous - 26 Lipiec 2012, 20:30

Wyczytanie zamiarów ze spojrzenia istoty, z którą miał właśnie styczność było w każdym razie trudne. Co wiedział o Kapelusznikach? Chyba tylko tyle ile nauczył się od swojej ofermowatej guwernantki, której zdolności nauczania, były conajmniej wątpliwe. Co Scotty mówiła o Kapelusznikach? Mają Kapelusze. Brawo, informacja z pierwszej ręki. Ale czy to nie są te szalone stworzenia, których zamiarów nie sposób przewidzieć? Czy to nie przed nimi był zawsze ostrzegany? Warkoczykowaty zawahał się. Może powinien szybko ruszyć do ucieczki? Daleko by dobiegł? Na początku pewnie byłby nieuchwytny, ale po jakimś czasie dostałby zadyszki i stałby się wyjątkowo łatwym celem. Ale dla kogo? Dziewczyna nie wyglądała na groźną. Szybko odsunął od siebie plan ucieczki.
W chwili gdy dziewczyna się pochyliła i porwała ręką zielonego wężyka, tuż spod jego nosa, cóż poczuł się zdezorientowany? Plaża pełna żelków, a dziewczyna pochyla się, bierze kilka i podaje mu je. Dezorientacja obróciła się w zakłopotanie. Przecież nie powie, że boi się bakterii, kiedy jego rozmówczyni jest taka miła. Dziewczyna widziała więc jak się przygląda jednemu żelkowi. Ciążyła mu myśl, że Freja widziała go w tak dziwacznej sytuacji, więc postanowił udawać, że żaden pojedynczy żelek go nie interesuje.
-Och, dziękuję- powiedział najuprzejmiejszym tonem na jaki było go stać. Jednak nawet nie ruszył ręką. Jego lewy, blond warkocz poniósł końcówką czerwonego żelka jak szufelką i zawinął się, kierując do buzi chłopca. Przed skosztowaniem łakocia Olavo zawahał się. A jeśli ta dziwna propozycja to jakaś pułapka? Zatruty żelek? Już widział nagłówki gazet. „Panicz Valenti zatruty żelkiem. Trwa dochodzenie”. Szybko wpakował wężyka do ust, robiąc minę dziecka, które wcale nie zwraca uwagę na śmiercionośne wirusy i bakterie, czyli po prostu błysnął białymi ząbkami. Był rzecz jasna nieświadomy, że nieco pomieszał w tym małym planie rozmówczyni, która mogła tylko zgadywać, że blondyn ma blokadę umysłu.
-Cóż, dziękuję. Ma dla mnie sporą wartość sentymentalną- powiedział przyciszonym głosem. Coś było nie tak. Dziewczyna wydawała się zbyt miła. Czy to już paranoja, gdy uprzejme istoty wydają się podejrzane? Ale to jednak Karciana Szajka. Nigdy nie słyszał o kimś z Karcianej Szajki kto ratuje pisklęta, które wypadły z gniazda, albo opatrują skaleczone łapki Dachowcom! Właściwie nie słyszał tego również o innych istotach, ale to nie jest wogóle ważne. Kolejne słowa dziewczyny go zaciekawiły. Przegryzł wargę. Wspaniale byłoby umieć chować rzeczy w takim berecie. Mógłby nosić wszędzie ze sobą sztalugę, farby, pędzle. Ciekawe czy czuć ciężar rzeczy będących w kapeluszu? Noszenie na głowie sztalugi byłoby jednak tą mniej przyjemną rzeczą. Nie spytał się jednak tylko przybrał lekceważącą minę, tak jakby to wszystko już od dawna wiedział.
-Powiedzmy, że mam n a p r a w d ę dobrą kondycję. Rozumiem, że tobie nigdy nie udało się rozzłościć żadnego Nożycorękiego- powiedział z uznaniem, ale i z rezerwą. Coraz bardziej mrugała mu lampka ostrzegawcza. Dziewczyna, Kapelusznik, naprawdę miła, ostrzegająca go przed innymi agresywnymi Kapelusznikami. Ale wszystko psuła ta jedna karta. Ta jedna karta na kapeluszu.
-Całkiem możliwe. Może dlatego tak zależało mi na moim berecie. Może skrywam tam jakąś straszną broń!- powiedział teatralnie przesadzonym głosem, zakrywając w geście strachu, buzię ręką. Po czym zachichotał i uśmiechnął się do Freji. –W końcu pozory mylą, prawda?

Anonymous - 6 Sierpień 2012, 12:32

Stałam przez chwilę wgapiając się jak w obrazek w Loic’a, kiedy podnosił warkoczykiem czerwona żelkę. Nie! To nie tak miało być! Nie, Frey. Spokojnie. Uspokój się, bo się zdemaskujesz, a przecież dobrze ci idzie. Nic takiego się przecież nie stało. Uśmiechnęłam się do chłopaka i wzięłam jedną z pozostałych żelek zjadając ją ze smakiem. Nieco zdziwiło mnie jednak niezdecydowanie warkoczykowatej istotki. Czyżby nie lubił takich słodyczy? Czy ktoś w ogóle może ich nie lubić? Co prawda, lizaki są lepsze, ale znajdujące się zaraz po nich żelki są nie do przebicia. Fakt, faktem na tych mogły znajdować się zarazki i różne insekty, ale jakoś nikt tym się raczej nie przejmuje. Ha! Może w zarazkach tkwi loicowy problem! Ważniejsza jednak była w tej chwili kwestia blokady umysłu. Ostateczny test, czyli opowieść o tym jak żelka zamienia się w węża. Trzeciego słodkiego wężyka upuściłam na ziemię. W locie zmienił się on w długiego zielonego węża, który sycząc głośno zaczął wić się przy nodze Loica. Oczywiście iluzja miała miejsce tyko w głowie chłopaka i była dość słaba, więc jeśli posiadał blokadę, gada nie zobaczy. Ujrzy za to swego zielonego żelka lezącego między nami.
Chłopak cały czas wykazywał niepewność. Może bycie tak milutką osobistością było z mojej strony przesadą, ale nie mogę tak od razu przestać udawać. Przynajmniej nie teraz..
- Czy mi się nie udało? Udało, ale na szczęście potrafię szybko biegać. Jest to jednak długa historia i nie chcę cię nią zanudzić.- Uśmiechnęłam się, poczym ściągnęłam, do tej pory spokojnego, Cheshire z ramienia.
Żarty nie zawsze zostają pozytywnie odebrane. Tym bardziej, jeśli zawierają w sobie kłamstwo. Ja natomiast nienawidzę tego aspektu, który towarzyszy wszystkim stworzeniom od zarania dziejów. Jedno poważne kłamstwo i świat zaraz przekonuje się do czego jest zdolna Freyja Northlight. Po wypowiedzi Loic’a na temat bereciku sięgnęłam, nie zwracając uwagi na wszelkie protesty, po ową część garderoby i zakołysałam mu nią przed nosem uśmiechając się chytrze.
- W takim razie zobaczymy czy faktycznie coś się tam zmieści. – Ściągnęłam z głowy swój kapelusz i wyciągnęłam z niego swój nowiutki ukochany imbryczek. Tak nawiasem to chętnie napiłabym się herbatki, tym bardziej, że uzupełniłam jej zapasy i znowu mogę używać jej do zabawy innymi istotami. Filiżanka herbaty zjednuje ci ludzi i usypia ich czujność. To samo zresztą mówią o uśmiechu. Teatralnym gestem zaczęłam wkładać swój imbryk do bordowego beretu Loic’a . Oczywiście nie zniknął w nim jak w kapelusznikowym kapeluszu. W moich oczach na ułamek sekundy zagościł niebezpieczny błysk. Co teraz z twoją pewnością siebie Paniczyku?
Cheshire podszedł do chłopaka i otarł mu się delikatnie o nogi, po czym ziewnął przeciągle. Wyraźnie mu się nudziło,a to źle wróży. Czyżby kolejna osoba miała się przekonać jak ostre pazurki ma ten futrzak? Znowu mój plan runie zanim się dobrze rozwinie.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group