To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Szkarłatna Brama - Karminowe Wrota

Anonymous - 26 Maj 2016, 17:13

Nie mogła nic znaleźć. Szybko doszła do wniosku, że samej powierzchni lustra nie dało się zaznaczyć, biorąc pod uwagę, że były swego rodzaju portalami. Cóż, codziennie uczymy się czegoś nowego. Elliot poprosił o karteczkę Zoe. “Czyżby miał pomysł jak rozszyfrować tą… sztukę alternatywną? Może gdzieś tu jest wyryty wzór z tej karteczki?” Poszukiwania przerwało nagłe i niespodziewane wtargnięcie niewielkiego oddziału żołnierzy. Po wyglądzie ich mundurów Viola wywnioskowała, że są to wojska Arcyksięcia. “Tylko po co tu przybyli? Mam nadzieję, że nie będzie…”
- Stać w imieniu Arcyksięcia! Jesteście zatrzymani pod zarzutem morderstwa i członkostwa w nielegalnej organizacji wywrotowej!
“...żadnych kłopotów.” I wykrakała. Z początku stała sparaliżowana, w sumie jak reszta, jednak szybko otrzęsła się. Postanowiła ocenić sytuację. W walce większych szans nie mieli, zaś kotka dałaby radę uciec, jednak obawiała się o resztę a szczególnie Lunatyka. Viola podsumowała w myślach obcego Dachowca stojącego na czele oddziału, jako “żałosną, rozkluskowaną przytulankę, której w łapy wciśnięto broń.” Może i kiedyś był dumny kocurem, który walczył dzielnie i wiele, o czym mogły świadczyć jego odznaczenia, jednak teraz zapewne pełnił głównie rolę reprezentacyjną. Choć Fiołek musiał przyznać, że nie chciałaby stanąć z nim w szranki, w końcu wojownikiem nigdy nie była.
Zoe postanowiła przejąć inicjatywę i na zarzuty odpowiedziała zarzutami. Violet była zadziwiona odwagą Lunatyczki, która odważyła się podważyć pozycję przybyłych żołnierzy, co w sumie było dosyć trudne, biorąc pod uwagę ich aparycję, a przede wszystkim charakterystyczne mundury. Choć z drugiej strony dziewczyna miała rację - zostali zatrzymani, nawet bez podania im konkretniejszych zarzutów. W tym momencie kotka zrobiła szybki rachunek sumienia. Zabójstwa: brak (przynajmniej w ciągu kilku ostatnich lat..), przynależność do jakiejkolwiek organizacji: żadna. Jakby nie patrzeć to oskarżenie uznała za obrazę, czego nie mogła puścić mu płazem.
- Ona ma rację! - z jakiejś przyczyny wolała nie zwracać się do koleżanki po imieniu, może ze względów bezpieczeństwa - A poza tym, proszę mi tu nie zarzucać przynależności do jakiegoś ugrupowania, to wręcz przeczy mojej ideologi!
Po chwili pożałowała swego wybuchu. W końcu stary kocur zaznaczył, że każde ich słowo może zostać użyte przeciwko nim, choć aktualnie nie miała pomysłu, w jaki sposób mieli skierować to stwierdzenie przeciwko niej.
Zaciekawiło ją czy Elliot dołączy się do ich protestu. Przypomniała sobie sytuację z pierwszej pogoni za Mery, wtedy gdy spanikowany chłopak uciekł, gdy tylko sytuacja stała się niebezpieczna. Aby uniknąć powtórki z rozrywki mocno złapała go za dłoń, gdyby strzeliło mu do głowy uciekać.
Mery… A co jeśli oskarżono ich o zamordowanie tajemniczego Lunatyka, który tak naprawdę padł ofiarą własnej zabawki? Nie mieli dowodów, że to oni. No chyba, że na miejscu zbrodni pozostały jakieś ślady, przykładowo po użyciu “różanego oka”. Nawet jeśli to skąd mieli wiedzieć, że kotka włada takimi mocami, a w jej towarzystwie byli akurat Zoe i Elliot. Notatnik… Notatnik Ella, w którym opisał działanie jej mocy i całą przygodę zniknął podczas ich pobytu w “Hostelu Kukiełka”. Miała nadzieję, że zeszycik po prostu padł ofiarą jakiegoś ciekawskiego złodziejaszka lub zwierzaka.
Ze stresu zaczęła rozglądać się po całym pomieszczeniu, aż jej spojrzenie zatrzymało się na… Pomniku? “On tu był? Może go nie zauważyłam, przez te całe zawirowania wynikłe z teleportacji.”

Charles - 27 Maj 2016, 12:10

Nasi bohaterowie nie zrobili nic, aby utrudnić żołdakom odcięcie ich od obu portali - przed taflą każdego z nich stało trzech chłopa, a ich min sugerowały, że nie pozwolą oni przejść nikomu bez odpowiedniego rozkazu.
- Gdzieś ty się dziewucho uchowała, że nie poznajesz Arcyksiążęcego munduru? Jestem sierżant Bonifacy le Poud. Tu masz odznakę - o! - z tymi słowy poklepał masywną, białą łapą po błyszczącym kawałku metalu. - I cicho siedź, ja tu jestem od zadawania pytań!
Nie dało się nie zauważyć, że w kierunku sierżanta dyskretnie przesuwa się jeden z żołnierzy - wysoki, chudy i żylasty Monochromatyczny baśniopisarz o wyłupiastych, podkrążonych oczach. Kiedy znalazł się wystarczająco blisko le Pouda, chrząknął lekko, a kiedy to nie pomogło, zaczął delikatnie klepać Dachowca w ramię, jednak ten najwidoczniej zdążył się już rozgadać na dobre, całkowicie ignorując poczynania tamtego. W jego głosie pobrzmiewały nuty tryumfu:
- Jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, to obserwowaliśmy dom tego czubka, Ringhtona, od paru miesięcy, na jego własną prośbę. Jeden z gargulców na dachu był naszą czujką. Lunatyk powtarzał, że jakaś banda albo sekta usilnie próbuje wykraść wyniki jego badań, że nękają go praktycznie bez przerwy. Nie mieliśmy pojęcia, co to może być, nie dopuszczał nas do laboratorium, co było już samo w sobie podejrzane - jedyne, co udało nam się z niego wydusić to to, że ma to związek z tą Świątynią. No ale zgodziliśmy się, w końcu naszym zadaniem jest chronić i służyć. I nagle z kamienicy, w której mieszkał i pracował, wyłazi wasza trójka, a na miejscu znajdujemy co? Ringhtona z poderżniętym gardłem! Wiedzieliśmy, że cokolwiek by tam nie stukał i pukał, to miało to związek z tym miejscem i że wy, świrusy, pojawicie się tu prędzej czy później. A teraz gadać, do czego był potrzebne wam wyniki jego badań?!
Chudzielec już nie tyle pukał, co symulował swoim palcem typowe zachowania dzięciołów, cały czas spoglądając na dziwne zjawisko, które przybyło tu praktycznie przed chwilą. W końcu brzuchaty nie wytrzymał i warknął w jego stronę, cały czas spoglądając na trójkę naszych bohaterów:
- Czego znowu? O co ci chodzi, szeregowy Anders?
- Szefie, znaczyy... sierżancie, czy... czy ten pomnik stał tutaj wcześniej?

Kotowaty skamieniał, prawie tak mocno jak Mirana. Na jego nalanej mordce objawił się całkowicie nieodgadniony wyraz. Powoli, z pewnym trudem odwrócił się w stronę pytającego, ważąc słowa jak najcenniejsze przyprawy z dalekich stron na posrebrzanej wadze, postawionej na budzącym się wulkanie. Ten, zwany Andersem, wyraźnie skulił się w sobie.
- Anders, wielu moich chłopców lubi sobie golnąć przed pracą, ale myślałem, że ty jesteś ponad ich poziomem. Ten posąg stał tu, od kiedy pamiętam zawsze stał i stać będzie, a ty będziesz musiał się potem wytłumaczyć z tego w moim gabinecie. Zawiedliście mnie, Anders.
Chwila nieuwagi starego Dachowca może być dla nich zbawienna, tylko, czy naprawdę jest możliwość i sens jakiejkolwiek ucieczki?

Anonymous - 27 Maj 2016, 14:58

Poczuł, że ktoś chwycił go za rękę. Natychmiastowo odsunął ją starając się, by, cokolwiek to jest, puściło go. Obrócił tym sposobem swój korpus, a jego wzrok wylądował na Violet, która to właśnie ona trzymała go za rękę. Uspokoił ciało, uciekł wzrokiem od niej jak gdyby ostatnie trzy sekundy nie miały miejsca. Jej dłonie były zimne. Czy to od otoczenia, czy od strachu? A może oba na raz? Nie czas teraz na takie rozmyślania. Właśnie ktoś, kto przedstawił się jako "Bonifacy le Poud" zaczął monolog o tym niesławnym Lunatyku. Wątpliwości Elliota zostały teraz całkowicie rozwiane. "No tak. To pomyłka. Nic dziwnego, że myślą, że to my go zabiliśmy. Tylko czy damy radę mu wyjaśnić, że to lalka go zabiła? Gdzie ona w ogóle jest? Może być wszędzie.". Uwagę niebieskokrwistego przykuł jakiś inny człowiek, który chyba chciał coś ważnego przekazać temu sierżantowi. Lunatyk kontynuował monolog sam ze sobą jednak teraz całą uwagę skupiał na twarzy tego gościa. "To nie może być trudne. Wyjaśnię mu prosto, co się tak na prawdę stało. Muszą mnie wysłuchać, przecież nie był żadnym z nich, więc nie ma sensu, żeby ślepo go kryli.". Kolekcjoner już zaczynał otwierać usta, gdy nagle ten typ został w końcu dopuszczony do głosu. "Posag? O co mu chodzi? I czemu ten sierżant też jest taki zamurowany?" Elliot powiódł wzrokiem tak, gdzie prawdopodobnie patrzył Bonifacy. Teraz też to widział. Kamienny posąg. Wyglądał, jakby nie był ruszany przez tysiące lat. Patrzył tak na ten posąg dłuższą chwilę jednak nie drgnął ani na milimetr. W sumie co dziwnego, w końcu to posąg. "Teraz albo nigdy." - Lunatyk wiedział, że to jest dobry moment. Przesunął się trochę w bok nadal trzymając Dachowca za rękę, jednak nadal to Zoe była na czele ich grupy. Wziął głęboki oddech, odchrząknął jak najgłośniej, żeby teraz uwaga skupiła się na nim.
- To wszystko, to jedno wielkie nieporozumienie. - Zaczął. - Wszystko zaczęło się od tego, że Violet - wskazał na nią wzrokiem - znalazła skądś informację o jakiejś "Krwawej Mary", która grasuje w Mieście Lalek. Doszliśmy do jakiejś starej kamienicy, a w środku znaleźliśmy Zoe. - Tym razem wskazał wzrokiem na Lunatyczkę. - Próbowaliśmy ją złapać, ale wpadliśmy w pułapkę. Pewnie nie mielibyście tu kogo łapać, gdyby nie ten wasz Ringhton. Pojawił się w pomieszczeniu, a lalka natychmiastowo wlazła mu na plecy tak, jakby była jego zwierzakiem. Wygłosiliśmy mu monolog o tym, że to, co zrobił z nią było złe i powinien dać jej możliwość normalnego życia. - "Moją wypowiedź lepiej pominę. - Nagle marionetka go zabiła. Nie wiemy czemu. I uciekła. Czy wasz gargulec wypatrzył jakąś dziwną, uciekającą marionetkę? Jak nie to powinien.
Elliot skończył swoją wypowiedź. Ale czy na pewno wyjawienie wszystkiego od razu było dobrym pomysłem? Oby tak...

Zoe - 27 Maj 2016, 17:46

Dziewucho, tak? Zoe aż nadęła policzki, szykując się na gniewną odpowiedź. To ona tu stara się przynajmniej troszkę kultury zachować a ten tak do niej? Taki to poziom prezentuje arcyksiążęca armia, co? Pięknie, już ona mu pokaże... a może i nie. Wypuściła głośno powietrze i tylko zmarszczyła brwi. Spokojnie, Zoey, nie chcesz pogarszać swojej sytuacji, naprawdę nie chcesz... Poza tym sierżant właśnie zaczynał monolog, a dziewczyna była mimo wszystko ciekawa co ma im do powiedzenia.
Zdziwiła się trochę faktem, że Bonifacy zdecydował się jednak na przedstawienie kilku faktów. A może był po prostu tak pewny stopnia zamieszania trójki w aferę, że przez myśl mu nie przeszło aby zachować odrobinę więcej ostrożności. Pomimo tych wyjaśnień, lunatyczka nadal miała mętlik w głowie. Owszem, badania. Ale jakie dokładnie? Co mogą mieć wspólnego próbki krwi i Karminowa Świątynia? I co porabia teraz Mary? Ciągle tylko same pytania i brak odpowiedzi.
Zoe zerknęła na Elliota, zastanawiając się, czy opowiadanie ich historii to dobry pomysł. Jakby nie było, lalki najwyraźniej nikt poza ich trójką nie wiedział, przygoda wydawała się więc tym bardziej nieprawdopodobna. Co mam robić? Zoey, co robić? Przygryzła wargę.
Nagle obróciła się i rzuciła w tył, wymijając Elliota i Violet. Teraz albo nigdy, ha! Skorzystała z tego, że część żołnierzy skupiona była jeszcze na podziwianiu tajemniczego posągu - a przynajmniej tak jej się wydawało, że większość z nich wciąż się w niego wpatruje.
Może i powinna była poczekać, zobaczyć jak kotowaty zareaguje na ich wyjaśnienia. Może tak byłoby najrozsądniej, ale lunatyczka czasem odsuwała ten rozsądek od siebie, zdając się bardziej na działanie pod wpływem chwili - tak jak teraz, kiedy (przynajmniej po części) sprzyjała ku temu okazja. Fakt, jeszcze kilka chwil temu sama siebie uspokajała i ostrzegała, ale oskarżenia i sterczenie w miejscu coraz bardziej ją irytowały. Gdyby Zoe zastanowiła się kilka minut dłużej, pewnie jeszcze bardziej przekonałaby samą siebie, że próba ucieczki to jedna z lepszych rzeczy, które może teraz zrobić. Po pierwsze - nie wierzyła, że Bonifacy le Poud jest osobą, która ich teraz po prostu puści wolno i przeprosi za nieporozumienie. O nie, na pewno czekałyby ich żmudne przesłuchania czy nawet coś gorszego, a taka perspektywa niezbyt się jej uśmiechała. Po drugie - dziewczyna była oczywiście ciekawa badań tego całego Ringhtona i nie zamierzała zostawić tej sprawy. Wypadałoby więc wrócić do Miasta Lalek i dokładniej rozglądnąć się po kamienicy… A tego z arcyksiążęcymi żołnierzami na karku wykonać nie mogła. Zrobiła więc to, co zrobiła, a jak bardzo było to bezmyślne - to się okaże.
Ruszyła więc przed siebie, licząc na element zaskoczenia w swojej dość gwałtownej reakcji. Miała też nadzieję na to, że Elliot i Violet zrozumieją co chce osiągnąć i pomogą jej w tym - dzięki magicznym różom i telekinezie byliby pewnie w stanie wywołać małe zamieszanie.
Pobiegła, wyciągając w trakcie z pochwy na miecz swojego wiernego Irysa. Wbiła się w żołnierzy, ale uderzała i cięła tak, żeby nikogo przypadkiem nie pozbawić życia. O ile w ogóle miała szanse na przypuszczenie ataku, a nie została zatrzymana wcześniej. Jeśli jej plan w jakiś sposób się powiódł, pobiegła dalej, ile sił w nogach, do najbliższego odłamka i wskoczyła do środka. Nie traciła cennych chwil na odwracanie się i sprawdzenie, czy kotka i lunatyk za nią podążają - mogła tylko mieć nadzieję, że tak. Martwić będzie się później.

Anonymous - 27 Maj 2016, 18:30

Bonifacy - a przynajmniej tak został nazwany przez któregoś z podwładnych - zwrócił się do nich ze znaczną pogardą. Coraz bardziej Viola miała ochotę mu złoić skórkę, mimo że zapewne nie miałaby z nim żadnych szans w walce. Elliot zaczął się tłumaczyć, co i jak. “No pięknie. Zamiast próbować się wykręcić, że to jakaś pomyłka, to teraz utwierdziliśmy ich w stwierdzeniu, że tam byliśmy i to widzieliśmy… Ale o jakich badaniach on mówił? Przecież niemal wszystko zniszczyliśmy… Może myślą, że chcieliśmy sami poznać ich wyniki i uniemożliwić odzyskanie ich… Nie ważne co się teraz nie stanie w większe gówno teraz nie wpadniemy.” Właśnie w tym momencie Zoe niespodziewanie zerwała się do ucieczki. “I znowu wykrakałam.” Gdy dziewczyny zrównały się czas jakby zwolnił dla Violi, jedynie zdążyła wyszeptać:
- Ziołe…
Po czym szybko wszystko wróciło do normy, a Lunatyczka próbowała utorować sobie drogę do jednego z odłamków. Przepływ myśli kotki przyśpieszył do takiego stopnia, że bała się czy przypadkiem mózg jej się nie przegrzeje. Po rozważeniu wszystkich argumentów na tak i nie, co właściwie trwało jakieś dwie sekundy, postanowiła rzucić się w bieg za towarzyszką. Lunatyk był nieco zdezorientowany szarpnięciem przez Fiołka, jednak niewiele później jakimś cudem biegł ciągnięty przez kotkę. Zerwała opaskę z oka i rzuciła gdzieś w przestrzeń, nawet nie miała czasu nad tym się zastanawiać. Zaczęła materializować róże na podłodze, a następnie owinęła nimi nogi żołnierzy, których Królik nie pokonała lub po prostu pominęła. Oczywiście cały proces był nieprecyzyjny, bowiem kontrolowała kwiaty tylko jedną ręką, co było mniej efektowne niż gdyby użyła dwóch, więc mogło się okazać, że nie udało jej się zatrzymać wojowników przed złapaniem ich dwójki. Jeśli Zoe udało się przedrzeć do fragmentu lustra, Viola i Ell mieliby ułatwione dojście do owego przejścia, jednak nie koniecznie mogło im się to powieść. Zaś gdyby ich droga została zastąpiona przez żołnierzy niemożliwych do przejścia, Nocna Muzykantka zaryzykowałaby ucieczkę do innego odłamka. Najbardziej obwiała się rozdzielenia z chłopakiem, co w każdej chwili mogło nastąpić, jednak stwierdziła, że jeśli coś takiego nastąpi, będzie biec dalej, z nadzieją, że Kolekcjoner da sobie radę.

Mirana - 27 Maj 2016, 21:41

Przysłuchiwała się tym rozmowom od pierwszego zasłyszanego słowa. Dziwiła się, że tak po prostu jakaś grupka z dziesiętnikiem na czele, a może nawet i setnikiem, w tak władczy sposób obchodzi się z trójką osób, wyglądających tak całkiem niegroźnie i mówiących ze wspaniałością o swojej niewinności. Cóż, nawet w tym aspekcie Kraina Luster przypomina jej Świat Ludzi. Gdzie są te czasy całkowitej sielanki, braku zagrożeń i nikłej liczby zbrodni?
Albo raczej: gdzie te miejsca?
Są, istnieją - tam, gdzie nie dotarł człekokształtny, a wraz z nim nie przywędrowała pycha, chciwość i żądza. Po raz kolejny Mirana przyznawała przed sobą, że brak jej towarzystwa wówczas, kiedy bliźniaczo podobnego, należącego do królestwa flory, ma wokoło siebie całe nieskończoności.
Człekokształtni bywają dla niej wciąż niepojętymi towarzyszami. Wciąż spotkanie takowych jest dla niej emocjonujące, czasem zbyt bardzo, a czasem... w sam raz.
Teraz była synonimem pustki, kiedy tak o niej wspominano jak o posągu, stojącym od zawsze bądź od chwili - w zależności od spostrzegawczości danego Ktosia. Mogłaby przedstawić się im wszystkim, napełnić błogosławieństwem Matki Natury, lecz obawiała się, że i ją o jakieś morderstwo, albo chociaż jego próbę, oskarżą.
Arcyksiążęcy sobie zatrzymują kogo chcą w roli podejrzanego? Och, cóż w tej Krainie się dzieje... Cywilizacja zbiera swoje żniwo?
Przyglądała się, przysłuchiwała, a emocje grzały się jedynie w jej skamieniałym wnętrzu... Nieomal na twarzy wymalowałoby się jej zaskoczenie, ale tylko oczodoły zdawały się być większe, prezentując owe. Dziewczyna sięgnęła po broń, rzuciła się w tłum żołnierzy... A Strażniczka Gaju myślała, że przyjdzie jej jeszcze podziwiać pokojowe rozejście się. Jakże Mircia nie lubi walk, choćby pokazowych!
Urzekło ją jednak wytworzenie różanych pnączy, czego projektantką była Kotka, jak sądziła. Ten sposób nie wyrządzał krzywdy, a jedynie unieruchamiał. Pięknie. Przypatrywała się planu ucieczki do jednego z portali, niemal gotowa zastawić drogę żołnierzom. Gdyby miała tendencję przeciwdziałać temu, co jet niezgodne z jej przekonaniami, pewnie znalazłaby się już w centrum uwagi. Niestety, a może stety, potrafi częściej być bierna i płochliwa.
I wciąż stała jak posąg, choć skalna twarz miewała lekkie ruchy, takie jakie ciekawy rozwoju zdarzeń obserwator potrafi miewać.

Charles - 29 Maj 2016, 19:36

Słowa Elliota zostały puszczone mimo uszu. Sierżant i szeregowy Anders zbyt pochłonięci byli dyskusją, czy pomnik dziwacznej, kamiennej istoty stał tu wcześniej czy jednak nie. W sumie szkoda trochę chłopaka, ale wiadomo nie od dziś, że pasywna postawa pomaga stać się niewidzialnym bez żadnych czarów. Czy to zaleta, czy też wada, zdecyduje sam Lunatyk. A ponadto po tym, co stało się później, żadne słowa wyjaśnienia nie byłyby w stanie pomóc.

Cóż, ogólnie rzecz biorąc, doszło tu do nieporozumienia, związanego z być może niedokładnym opisem lokacji. Dlatego Mistrz gry w mojej skromnej osobie wyjaśni pokrótce wprowadzone do wydarzeń poprawki: Otóż było tak: Zoe mając do dyspozycji dwa wyjścia, wybrała to szybsze i mniej bezpieczne: wyskoczenie pękniętym oknem (i tak, w tym wariancie Szkarłatna Brama ma okno, stare i pobite. Jeśli ktoś zawsze wyobrażał ją sobie inaczej, z góry przepraszam). Szarża ze swoim wiernym Irysem nie nastąpiła wcale, co z pewnością darowało żołnierzom rozcięć i otarć, a także w razie ewentualnego pochwycenia stanowiłoby okoliczność łagodzącą.
Czego nie można powiedzieć o unieruchamiających działaniach Violetki. Magiczne róże oplotły się wokół kostek części żołnierzy, raniąc ich nieprzyjemnie, jednak każdy z nich ma halabardę - rozcięcie pnączy zajmie im tylko chwilkę. Sierżant Bonifacy zamiauczał przeciągle z bólu i odwrócił się w ich kierunku. W jego niebieskich oczach płonęła furia, ale nie zdołałby już ich pochwycić. Założono, że cała trójka wyminęła Miranę i wyskoczyła oknem.
Bez planu, bez możliwości ratunku, czekał ich dziki i szalony lot prosto w dół, w dół, w nieskończoność. Lodowate powietrze świszczało wokół nich. Mogliby spadać tak tysiąc lat i umrzeć z głodu, albo lada chwila rozbić się na przepływającej niżej wysepce. Ich los był raczej przesądzony.
Gdyby nie Gatto. Akurat przypadkiem w pobliżu przelatywała polująca parka tych olbrzymich, skrzydlatych kotów. Każdy cieszy się, gdy w pobliżu ciebie przelatuje właśnie kawałek mięsa, czyż nie? Jeden z nich pochwycił obie dziewczyny, drugi zaś chłopaka. Teraz... nie jest wcale weselej - śmierć przez upadek szybko zmieni się w śmierć poprzez rozszarpanie i pożarcie. Ale przynajmniej mają jeszcze trochę czasu. Należy coś prędko wykombinować, zanim dolecą do gniazda...

Anonymous - 29 Maj 2016, 21:43

"Czy ktoś mnie w ogóle słucha? Chyba nie. Oby. To dobrze. Będę mógł teraz im powiedzieć mniej. O wiele mniej. Tyle, ile będą chcieli.". Długo nie mógł podumać nad tym, ile, i czy w ogóle ten posąg uratować im życie, gdyż Zoe rzuciła się w ucieczkę. Czy to był dobry pomysł? Elliot był sceptyczny co do tego posunięcia, jednak nie miał wielkiego wyboru, gdyż kotka również zaczęła biec ciągnąć go za rękę. Jak mocno doceniał starania Violi, tak wolałby się wyswobodzić z jej uścisku, bynajmniej nie dlatego, żeby zostać, bo w tym momencie byłoby to znacznie głupsze niż ucieczka, a by biec w troszeczkę wygodniejszej pozycji. Sytuację uprzykrzał fakt, że Dachowiec zaczęła wypuszczać pnącza ze swojej drugiej ręki. Nie stanowiło to zbytniego problemu żołnierzom, jednak na pewno w jakimś stopniu spowolniło ich to trochę. Problem sprawiło to natomiast Elliotowi, który musiał omijać te pnącza, które nie do końca zostały dobrze wycelowane. Co prawda potknął się kilka razy, jednak, o dziwo, się nie przewrócił. Spojrzał na Zoe. Kierowała się w stronę tego rozbitego okna. Tylko, czy to było mądre? Co się znajdowało na zewnątrz? Mogła to być miękka poduszka w bezproblemolandii, mogła to być paszcza jakiegoś lwiska. No ale nic. Skoczyć, to skoczyć. Dziewczyny to zrobiły, więc teraz kolej na Kolekcjonera. Nie było to aż takie trudne, jak mu się zdawało. Okno było ogromne, i zmieściłby się w nim wielkolud. Problemem było tylko to, że było rozbite. Kawałek szkła spotkał się z nogą Elliota sprawiając, że jedna nogawka została zniszczona, a z golenia leciała mu strużka krwi. Nie była to głęboka rana, jednak dawała się we znaki, plus przydałoby się ją opatrzyć w najbliższym czasie.
Spadali. Gdzie spadali? Oby gdzieś, gdzie jest miękko. Nie chciał śmierci. Oby nie teraz. Ma tyle do zrobienia. Błagał z całych sił wszystkie siły wyższe, o ile spoglądały one na tę stronę lustra. Chyba jednak ktoś posłuchał. Było mu miękko. I mokro. Całkiem przyjemne, wolał to niż spadanie nie wiadomo gdzie. Teraz się zorientował, że był w paszczy jakiegoś zwierzęcia. Choć coś mówiło Lunatykowi, że to nie był wielki mopsik, który będzie patrzył na niego głupim wzrokiem. Otworzył oczy. Miał rację. Był to jakiś przerośnięty kot. Ze skrzydłami. Czy to był... Gatto? Elliot zupełnie nie znał zachowania tych stworzeń. Po prostu wiedział, że istnieją. Na nieszczęście Elliota dziewczyny wylądowały w drugim Gattcie. Oznaczało to, że jeżeli koty się rozdzielą to zostanie sam. Na razie się nie rozdzielały. I nie miażdżyły nikogo. Chociaż z łatwością mogłyby. Co one chciały zrobić z biedną trójką? Uratować? Czy może wręcz przeciwnie - wrzucić do miski ze swoim jedzeniem? Elliot nie wiedział. Ale wiedział jedno. Że teraz na jedyne, co może liczyć, to los. A bardzo potrzebował szczęścia w tym momencie.

Zoe - 30 Maj 2016, 13:05

Więc jednak okno! Ta droga nie wymagała przynajmniej od dziewczyny wdawania się w bezpośrednią walkę, a chwila rozproszenia wśród żołnierzy okazała się wystarczająca na ucieczkę. Na całe szczęście Violet i Elliot podążyli śladem lunatyczki, a kotka pomogła nawet unieruchomić na moment wojskowych dzięki swoim magicznym różom. Zoe, stojąc na progu okiennicy, zawahała się tylko przez ułamek sekundy. Za późno już na żałowanie takiej, a nie innej decyzji. Zresztą - czy w ogóle mieli jakiś rozsądny wybór znajdując się pomiędzy szkarłatną pustką a arcyksiążęcymi oskarżającymi ich o morderstwo? Skoczyła.
Najpierw był lot w dół, pęd powietrza i zimno. Potem głuchy odgłos i uderzenie, które na pewno zostawi przynajmniej siniaki. Wtedy dopiero otworzyła oczy.
Gatto! Westchnęła, pół-przerażona, pół-zachwycona. Mimo niezbyt sprzyjających okoliczności, skrzydlate koty wielkości konia zrobiły na niej pewne wrażenie. Lunatyczka nie przypominała sobie, żeby wcześniej oglądała na żywo te bestie, a na pewno nie z tak bliskiej odległości. Może nawet zbyt bliskiej. Na podziwy nie było jednak teraz czasu - Zoe znała stworzenia przynajmniej z książek i aż za dobrze zdawała sobie sprawę, że dieta gatto składa się przede wszystkim z mięsa. Pochwycenie przez kotowate stworzenia było więc tylko częściowym ratunkiem… ale przynajmniej jeszcze żyją.
Niezależnie od tego, czy gatto pochwycił Zoe w zęby czy też łapy, dziewczyna spróbowała w jakiś sposób przedostać się na bardziej pożądaną w tej chwili pozycję, a mianowicie na grzbiet bestii. Chwytając się rogów, sierści, czy nawet skrzydeł i pomagając sobie wszystkimi swoimi kończynami, miała nadzieję na uwolnienie się i wykaraskanie na plecy kota w mniej czy bardziej zgrabny sposób. Wcale nie zamierzała walczyć z bestią, dlatego starała się ją jakoś… oswoić? Podrapać za uchem, pogłaskać po łbie, uspokoić słowami - cokolwiek, by gatto pozwolił jej na zmianę pozycji. Nie liczyła za zbyt wiele, zdając sobie doskonale sprawę, że w oczach drapieżnika jest jedynie kawałkiem mięsa, a nie potencjalnym przyjacielem. Ale spróbować nigdy nie zaszkodzi. Jeśli jednak i to zawiodło, sięgnęłaby po ostateczność o imieniu Irys i spróbowała zadać płytkie rany bestii, ból bowiem mogłyby zmusić ją do chwilowego zwolnienia chwytu i dać Zoe możliwość dosiadania skrzydlatego kota. Na razie nie była w stanie jakkolwiek przyjść na ratunek Elliotowi, ale jeśli tylko było to możliwe (i konieczne) nie zawahałaby się przed podaniem pomocnej dłoni Fiołkowi.

Anonymous - 30 Maj 2016, 19:42

Violet zadowolona z udanego zaklęcia biegła za Zoe, ciągnąc za sobą Elliota. Po krótkim namyśle stwierdziła, że fakt “zaatakowania” żołnierzy różami może być użyty przeciwko nim, gdyby zostali złapani. Jednak teraz nie było czasu na zaprzątanie sobie tym głowy, musieli się jak najszybciej ulotnić z Karminowej Świątyni. Lunatyczka szarżowała wprost na stare, rozbite okno po czym skoczyła przez nie w szkarłatną pustkę. Kotka oswobodziła rękę swego towarzysza, mając nadzieję, że ten pójdzie w ich ślad i zwinnie wymijając resztki szkła pozostałe w oknie skoczyła w nieskończoną przestrzeń. Wolała już spadać tak długo aż umrze z głodu niż gnić w jakimś więzieniu. “Wolność ponad wszystko!”
Zapewne całą trójkę czekałaby śmierć, gdyby nie pojawiły się dwa ogromne, uskrzydlone koty. Można wręcz rzec, że nasi bohaterowie spadli z deszczu pod rynnę, bo o ile perspektywa padnięcia z głodu czy roztrzaskania się o jakiś lewitujący kawałek skały zmieniła się w perspektywę pożarcia przez przerośnięte kocury. Fiołek nie liczyła na łaskę wynikającą z faktu, że jest Dachowcem, bo w końcu czy ktoś (a raczej coś) odmówiłby darmowego posiłku? Jeden z Gatto złapał obie dziewczyny, zaś jego towarzysz (lub towarzyszka) zajął się Elliotem. Sytuacja rysowała się beznadziejnie. W głębi duszy Nocna Muzykantka modliła się, aby nie zostali rozdzieleni z Lunatykiem. No cóż, trzeba było działać, żeby choć trochę polepszyć sprawę. Zoe dzielnie próbowała wdrapać się na grzbiet bestii, zaś Viola jakimś cudem dobyła swojego fletu. Musiała przyznać, że w tak ekstremalnych warunkach nie przyszło jej jeszcze grać.
Skupiła się na wygrywanej melodii. Utwór brzmiał z pozoru jak każdy inny, jednak można było w nim wyczuć nutkę magi. Violet właśnie podjęła próbę zahipnotyzowania muzyką zwierzaków. Jednak nie miała pojęcia czy magia ta działa na zwierzęta, nigdy wcześniej nie próbowała tego zaklęcia na istotach innych niż humanoidalne. Zakładając, że magia zadziała, a sama muzyka mimo świstu wiatru dotrze do uszu Gatto, kotka nakaże skrzydlatym stworzeniom zatrzymać się na najbliższej lewitującej wysepce. Oczywiście zawsze może stracić flet, co postawi ją w najgorszym możliwym położeniu.

Charles - 1 Czerwiec 2016, 09:50

Tandem Zioło-Fiołek-Elllliot

Można by powiedzieć, że dziewczyny wysyłały niejako sprzeczne sygnały dwóm latającym Bestiom - jedna szamocze się jak dziki okoń, druga zaś odstawia solówkę na flecie. A Elliot zaś robi znowu niewiele, zostawiając mnie w naprawdę nieciekawej sytuacji. Jeśli nie zrobi zaraz czegoś konkretnego, to zostanie on zaniesiony do gniazda koteczków, gdzie czekają do naprawdę intensywne chwile. Ale na jego szczęście, mimo iż hipnoza nie działa na umysły Bestii - jedynie cyrkowi Poskramiacze są zdolni do podobnych wyczynów - to niosący go Gatto zainteresował się dźwiękami dobiegającymi z śmiesznego patyczka, który Violet trzyma w swoich łapkach. Powoli przybliżył do niej pysk, wpatrując się głębokimi, brązowymi oczami w jej fioletowe, zdrowe oko oraz różę zatopioną w szkle. Zaczął ją nawet obwąchiwać, czując od niej przyjemny zapach małego kociątka. Drugi natomiast warknął na pierwszego, opacznie rozumiejąc jego starania jako chęć wyrwania mu pokarmu. Uścisk łapy zwolnił się nieco, dlatego Zoe mogła swobodnie wdrapać się na jego grzbiet i zacząć go głaskać. A może to zły pomysł? Zwierz niosący obie dziewczyny wydaję się poddenerwowany, za to ten niosący w pysku Elliota jest już w kompletnie innym świecie. Przynajmniej blady Lunatyk jest całkiem blisko swojej przyjaciółki...

Mirana

Na scenie teatru działań pozostał jeszcze jeden widz. Mirana mogła zobaczyć, jak żołdacy powoli wyplątują się ze stworzonych przez Violet pnączy. Sierżant le Poud pędem podbiegł do miejsca, z którego wyskoczyli tamci. Przez chwilę wpatrywał się w wirujący wokół, czerwony opar.
- Idioci. W tej sekcie muszą nieźle prać mózgi, skoro woleli się zabić - powiedział dziwnie słabym głosem, powoli odpychając się od ramy okiennej. Wyglądał na zmęczonego i skołowanego. Z tłumu czerwonych mundurów ozwał się głos:
- Za przeproszeniem, ale tego nie wiemy. Powinniśmy poszukać chociaż ich ciał.
- Zapewne, ale to jest już misja drugiej kategorii. Idzie - tu Bonifacy na chwilę zawiesił głos - ...Stanford, Dopers i Shaarhi. Reszta - wracamy do siebie. Nie mamy tu nic do roboty.
Jeden z wybranych żołnierzy podniósł rękę:
- Ale jak mamy ich szukać?
- Zaraz przyślemy wam jakieś Bestie... albo miotły, albo świdrokoptery, cokolwiek się znajdzie.
Po chwili większości żołnierzy już nie było - pozostała tylko ta trójka, którzy po chwili usiedli na podłodze. Byli do siebie dość podobni, szczególnie w takich samych mundurach, tylko jeden z nich nosił goglowate okulary. Jeden z nich zaproponował grę w kości. Pozostali zgodzili się. Zrobiło się bardzo, bardzo cicho...

Mirana - 2 Czerwiec 2016, 15:24

Dla Mirany zaskoczeniem była ta ucieczka. Znaczy się, jakkolwiek długo by się nie spadało, w końcu gdzieś się trafi - grawitacja którejś ze skał przyciągnie. Wiec tak rzecz biorąc, dokądś się udadzą. Ale przecież było żołnierzy znacznie więcej, szczycili się swoją pozycją, a trójka podejrzanych im tak po prostu się wyrwała z sideł?
To było zbyt teatralne.
A może pod Karminowymi Bramami teraz nic nie ma? może zawsze lewitują nad nieskończoną pustką? Nie wiedziała, Otchłań nigdy nie była bezpieczna na krawędziach swoich miejsc.
Niespokojnie poruszyła twarzą, odetchnęła głęboko. Przerzedziło się, pozostała tylko trójka. Co to trzech? To nic. Postanowiła się ujawnić:
- Och, czyż to nie jest nad wyraz wspaniałe, że tak liczebnie wpadliście w gonitwę za trójką podejrzanych? Tutaj, z innej Krainy, a nie potraficie ich dalej zatrzymać? Nie dość, że oczekujący sobie władzy i posłuchu, to na domiar wszystkiego równie beznadziejni!
Skały potarły o siebie z basowym grzmotem. Mirana postąpiła krok przed siebie, bardziej dla zmiany niewygodnej już pozycji w której zastygała, niż celem przestraszenia czy może wzbudzenia respektu.
- Szkoda nieskończonej wspaniałości Karminowych Portali na waszą głupotę. Wynosić mi się stąd! Odejść, intruzy!
Brzmiała przekonująco, wyciągając ze swojego głosu pradawność. Przedwieczność. Pierwotność.
Była w nim jednak kobiecość. Dojrzała, niecierpiąca sprzeciwu, ale kobiecość.
Wymownie zamachnęła jedną z rąk, wskazując bramę prowadzącą do Krainy Luster.

Anonymous - 2 Czerwiec 2016, 17:35

Czekał. Tyle na razie mógł zrobić. Chciał, żeby zdarzyło się cokolwiek, gdyż był w niewygodnej pozycji. "Ciekawe, co się dzieje na górze?" - zaczął się zastanawiać. Gdyby skoczyli, już dawno by się o tym dowiedział. Więc zostali. Czy zgłosili naszą ucieczkę? Jeżeli spotkają Lunatyków i kotkę, będą mieli argument przeciwko im. No ale cóż. Nie ma nad tym rozmyślać, gdyż bohaterowie zmagają się ze swoimi, na ten moment poważniejszymi, problemami. Gatto z Elliotem widocznie zainteresował się muzyką Violet. Oba koty były teraz dosyć blisko siebie. "To moja jedyna szansa." - oznajmił Lunatyk. Wiedział, że jeżeli nic nie uczyni w końcu zostanie zjedzony. Postanowił, że lepiej umierać próbując niż od razu się poddać. Delikatnie rozważył pysk zwierzęcia, wygramolił się z mokrej paszczy. Spróbował teraz wejść na grzbiet zwierzęcia. Potem przykucnąć, gdyż w locie o staniu nie było mowy. Jeżeli się tam znajdzie, wystarczy mały skok. Warto też uwzględnić trajektorię, gdyż Gatto zapewne nie zostanie mile zaskoczony przeciążeniem spowodowanym upadkiem dodatkowej, już trzeciej osoby. Oby był na tyle silny, że będzie w stanie nadal latać z takim udźwigiem, bo jeżeli nie, przyjaciół będzie czekać awaryjne lądowanie. Tyle niepewności, tyle momentów, w którym wszystko może się obrócić o sto osiemdziesiąt stopni. Kolekcjoner nie lubił tego. Oh, jak mu brakowało w tym momencie solidnego gruntu pod nogami...
Zoe - 2 Czerwiec 2016, 19:15

Jeśli Violet wciąż znajdowała się w średnio dogodnej pozycji, to Zoe pomogła jej wspiąć się na grzbiet bestii i usadowić za lunatyczką. Taka gimnastyka podczas ciągłego lotu z pewnością nie była łatwa, ale miejmy nadzieję, że żadna z dziewczyn nie zakończyła przygody w wyniku nieszczęśliwego ześlizgnięcia się i bliskiego spotkania z ziemią znajdującą się nie do końca wiadomo jak daleko. Mówiąc już o ziemi, Zoe starała się wypatrzeć jakieś dogodne lądowisko, ale w ciągłym ruchu otaczający ją szkarłat i tak zlewał się w jedną, wielką plamę. Poza tym wcale nie była przekonana co do tego, że gatto będą chciały ot tak porzucić swoją zdobycz. Pogładziła delikatnie łeb drapieżnika, zastanawiając się jak mogłaby przekonać gigantycznego kota do spokojnego lądowania. Prędzej czy później bestie i tak będą musiały zakończyć podróż, a w najgorszym wypadku zaniosą ich trójkę do jakiegoś leża. Pytanie tylko, czy czekać tam na nich nie będzie jeszcze więcej wygłodniałych gatto. Gdybyśmy tylko mogli gdzieś bezpiecznie zeskoczyć…
Na razie jednak inna sprawa była pilniejsza, a mianowicie akcja ratunkowa dla Elliota. Lunatyczka kątem oka zauważyła, że chłopak próbuje gramolić się na grzbiet drugiej bestii i bez problemu domyśliła się co planuje zrobić dalej. Chociaż skok z jednego latającego kota na drugiego brzmkał dość ryzykownie, to jednak musiała przyznać, że również wolałaby, aby ich trójka znalazła się na tym samym grzbiecie. Jedną ręką przytrzymując się za róg gatto, Zoe odwróciła się do Fiołka.
- Viola, dałabyś radę znowu wyczarować róże? Może opleść jakoś Ella albo coś takiego…? - Kolce. No tak, nie ma róży bez kolców, nawet tej magicznej. Ale czy nie lepiej już porysować się tymi igiełkami niż spaść w otchłań?
Lunatyczka starała się bacznie obserwować działania zarówno Elliota, Violet, jak i obu kotów. Było to trochę ciężkie, zwłaszcza że nie posiadała oczu umiejscowionych dookoła głowy, ale chciała mieć pewność, że zdoła w porę zareagować. Może byłaby w stanie przytrzymać chłopaka, może w razie czego pomóc jakoś Fiołkowi. Obawiała się też reakcji gatto - zarówno tego, któremu zdobycz ucieka, jak i tego, który otrzyma dodatkowy balast. Na razie gładziła bezwiednie szyję swojego wierzchowca, czekając na rozwój sytuacji.

Anonymous - 2 Czerwiec 2016, 21:38

Co prawda zaklęcie hipnozy nie zadziałało, jednak utwór zagrany przez kotkę przyciągnął uwagę Gatto niosącego w pyszczku Elliota. Podleciał bliżej i zaczął wpatrywać się swoimi ślepkami w Violę. Ta zaś starała się nie przerywać gry, nawet w momencie gdy poczuła na sobie wąsy obwąchującego ją uskrzydlonego kota. Po chwili zabrakło jej tchu na dalsze muzykowanie, jednak bestia nie zdążyła się zbytnio od nich oddalić. Zoe siedząca już na grzbiecie pomogła wdrapać się tam Violet. Nie należało to do najłatwiejszych zadań, jednak naszej kotce udało się to dzięki niezwykłej zwinności. Gdy już wylądowała za swoją kompanką rzuciła okiem na Elliota. Ten wykonywał wyjątkowo (jak na niego) niebezpieczne manewry na grzbiecie drugiego stworzenia.
- Viola, dałabyś radę znowu wyczarować róże? Może opleść jakoś Ella albo coś takiego…?
- Niby tak, ale nie będzie dla niego to zbyt przyjemne… Niby mogłabym stworzyć pnącza bez kolców, jednak to wymaga sporo czasu i zachodu, a na takowe miejsca nie mamy - odparła bezradnie.
Mimo wszystko zachowała resztki swej mocy na ewentualne ratowanie Lunatyka, wolała żeby był nieco pokaleczony niźli zeskrobywać jego resztki z jakiejś skały lub gniazda Gatto. Widząc starania Zoe aby w jakiś sposób udobruchać wielkiego kota, postanowiła wręczyć jej ciasteczka, które wcześniej zakupiła. Wiedziała, że bestie są mięsożerne, jednakże w głębi duszy liczyła, że nie pogardzą drobnymi przekąskami.
Martwienie się o resztę pozostawiła Lunatyczce, a sama postanowiła grać na flecie dalej, tym razem jednak najzwyczajniejszy w świecie utwór, byleby jak najdłużej przyciągać uwagę Gatto, na którym próbował manewrować Elliot.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group