Gawain Keer - 22 Październik 2017, 21:21 Uśmiechnął się kpiąco - Możesz se być, ale przyznasz, że to nic przyjemnego. Za to śmiało się najesz nawet za dwóch - stwierdził, dotykając swojego policzka. Czuł się dziwnie. Całowała go tak tylko matka lub kobiety, które dziękowały za wieczór, ale wyraźnie nie miały ochoty na nic więcej. Taki pocałunek pocieszenia. A Lis nie dość, że miał jeszcze dwie formy, to robił to z zupełnie innych powodów. Cieszyło go to, lecz nie wiedział, co powinien w takiej sytuacji czuć i myśleć. Prawdziwy mętlik w głowie i motyle w brzuchu.
Wystarczyło tego śnienia na jawie. Ogród botaniczny musiał poczekać. Po pierwsze nadchodziła zima, długi sen zwierząt i roślin. Po drugie ogród stałby się botanicznym dopiero po nominacji jakiejś mądrej głowy lub władcy. Za to z pewnością miałby wartość dla uczonych i tych aspirujących do tego miana.
Widać było, że Yako ma ostatnio dużo na głowie. Prawdopodobnie gubił się w tym wszystkim, podobnie jak Cień. - Coś się wymyśli. Może w trakcie, może po remoncie - szeptał spokojnie. Nigdzie się nie paliło. Akurat takie rzeczy mogły na nich poczekać. Mieli coś na opał, choć Gawain zastanawiał się, czy Yako nie jest zły lub smutny z powodu wyciętego drzewa. Niby przypominało o gorszych chwilach, lecz niektórzy cenili każde wspomnienie. Nawet te najgorsze.
Spojrzał na bruneta. Tak jakby nie wiedział. On. Ze wszystkich istot w obu światach najlepiej wiedział, o co chodzi rudzielcowi. I zawsze kusił, nęcił i droczył się niczym cnotka, by za moment uderzyć z podwojoną siłą i skutecznością. - A co? Chcesz takiej dużej? Prawdziwej? Mała nie starczy? - odgryzł się. Lusian też, bo właśnie się na niego obraził. - To koniecznie musimy to nadrobić, gdy będzie ku temu okazja - poklepał Lisa po plecach. Może gdyby oglądał lub czytał Pachnidło, wiedziałby jak mocno działa na swego ukochanego.
Skinął głową na ćwiczebne naginaty. Byłoby ich szkoda, jego i Lisa. Pamiętał, jak ostry był jego sztylet, gdy dorwał go demon. Jedno cięcie jego drzewcowej broni i nie masz ręki lub nogi. Zerknął na niego niepewnie, gdy wspomniał o sztylecie - Mogę spróbować, ale nikt mnie tego nie uczył. To raczej ostateczność. W zasadzie... to mój był podrzynaczem lub dźgaczem. Choć z tobą będę mógł poćwiczyć parę rzeczy. Jednak znacznie więcej czasu poświęcałem kuszy - opuścił ramiona, lekko się garbiąc. Ta misja to same straty. Nic więcej. Ciekawe, czy ich chociaż zabili. Kurna.
Yako wspomniał o bananowcu. Gawain spojrzał na niego jak na idiotę, ale potem przypomniał sobie, że to nie Anglia, a Malinowy Las w Krainie Luster. Skoro wielgaśne maliny przetrwały, to czemu banany nie mogą? - Kto wie? Spróbować nie zaszkodzi. Na Polanie Melodii rosły zioła, które nie miały prawa tam występować. Nawet się zastanawiałem, czy to aby nie jakaś trująca odmiana albo zwodniczo podobny gatunek - wspominał ich pierwszy wspólny dzień. Jeszcze trochę i minie ich pierwszy miesiąc, choć Keer miał wrażenie, że wydarzyło się tyle, co przez pół jego normalnego roku.
Wieści o Cierniu nie były radosne. Mocno oberwał. Brzmiało jak upadek z konia i poturbowanie przez to spłoszone czymś zwierzę. Niestety wypadki przytrafiały się nawet najlepszym. Rudzielec tylko cmoknął i zrobił kwaśną minę, gdy wysłuchał relacji do końca. - Zabawne, że ty to mówisz. Jesteście siebie warci z tą swoją dumą. Tak jakby ból i cierpienie miało wam zapewnić order lub chwałę - objął Lisa i przyciągnął go lekko do siebie - I jak będzie trzeba, to też wylądujesz w Klinice. Nawet nie myśl sobie, że mnie w tym przegadasz - uśmiechnął się na moment, ale zaraz jego uśmiech zgasł. - Odkąd mnie poznałeś... pobyt w Krainie Luster ci nie służy - powiedział zupełnie zmienionym, poważnym tonem. Taka była prawda. Non stop poraniony, poobijany i poobcierany. Cień nie wiedział, czemu tak się dzieje. Z jakiego powodu Yako tak ryzykuje ani w co gra. Najbardziej bał się, że ma na Lisa zły wpływ. Zamiast go wzmacniać i wspierać, tylko wszystko komplikował i pchał go w przepaść. - Nie zawsze będę mógł ci pomóc. Nie zawsze tu będę. A leki i zioła działają w ograniczonym zakresie. Uważaj na siebie, dobra? Wolałbym nie stać przy szpitalnym łóżku - mówił cicho. Yako się śmiał z tej jazdy konno i toników, ale cierpienia Thorna było prawdziwe. Jak tak dalej pójdzie, to demon podzieli jego los. - Ale fakt, ty nie jesteś aż tak dumny, choć niewiele ci brakuje - dodał jeszcze i również wstał. Był gotów przytrzymać odrobinę chwiejącego się bruneta, lecz ten tylko podniósł się zbyt pospiesznie.
Gawain zaczął zbierać swoje rzeczy. Kij odłożył do pokoju, ufajdane ubrania walnął do kominka. Właśnie dlatego nie nosił nic wytwornego. Po prostu szkoda na to kasy. Swoją koszulą się teraz nie przejmował. Zawsze mógł się wytłumaczyć krwotokiem z nosa. Mimo płaszcza na swoim grzbiecie i torby pod ręką czuł się nagi i bezbronny. Miał tylko ten beznadziejnie mały nóż. Bez ciężaru kuszy i sztyletu cały czas miał wrażenie, że czegoś zapomniał. Wziął też jedną skórę. Zwinął dzika w rulon i umieścił go pod pachą. Furor musiał mieć jakieś prowizoryczne legowisko, a mieszkanie nie było gotowe na przyjęcie Cienia i Yako, o lisie nie wspominając. Zagwizdał na zwierza i wyszedł do czekającego na niego kochanka. Okrążył dom i wyszedł na drogę. - No to chodźmy lisia ferajno! - zakomenderował i ruszył w kierunku Mrocznych Zaułków.
Z/T x2Yako - 9 Listopad 2017, 00:57 Szli dość długo. Było zimno więc Yako przemarzł. Szedł, z nosem schowanym w miękkim, ciepłym szaliku. Przez ramię miał przewieszoną torbę, którą zabrał ze sobą, a dłonie chował w kieszeniach. Gdy w końcu dotarli do Norki, demon podszedł do drzwi, jednak gdy je szarpnął, westchnął głośno - zapomniałem zupełnie...musimy iść naokoło- powiedział i tak zrobił. Ruszył naokoło domu, by trafić na taras i z niego dotrzeć do środka.
Pierwsze co zrobił zaraz po zdjęciu rękawiczek to napalenie w kominku. Stał przy nim chwilę i grzał zmarznięte ręce. Najchętniej to teraz usiadłby przed kominkiem, zawinięty w ciepły kocyk - co powiesz na to, żebyśmy dziś spali przed kominkiem na podłodze? - zapytał, zerkając na ukochanego z dziwnym uśmieszkiem na ustach. Od dawna nie sypiał nigdzie indziej poza łóżkiem czy kanapą. A może czasem dobrze sobie przypomnieć stare, dobre czasy?
- Chcesz coś do picia? - zapytał, gdy jego palce odzyskały czucie, a w Norce podniosła się temperatura. Jeśli rudzielec przystał na propozycję, Lis zrobił mu to co chciał. Sam zrobił sobie herbatę i gdy był już gotowa, rozejrzał się po tym co zostało jeszcze do wysprzątania - mówiłeś, że gdy przyszedłem to sprzątałeś biuro, zgadza się? - zapytał nie patrząc na ukochanego -może ja pójdę skończyć sprzątanie tam, a Ty poszukałbyś w składziku jakiś pudeł czy czegoś w co możemy dać to co jest w biurze, oraz jakieś drobiazgi z salonu i jadalni, żeby to przenieść spokojnie do piwnicy? - zaproponował popijając swoją ciepłą herbatę.
Zdjął kurtkę i odłożył ją na krzesło. Jeśli Cień nie miał nic przeciwko, ruszył na górę by ogarnąć jak to w biurze w ogóle wygląda. Potem wymyślą co dalej, na razie musieli usunąć krew, na tyle na ile było to możliwe. Lepiej, żeby robotnicy nie wystraszyli się za bardzo, widząc co się tam działo. Jeszcze by uciekli, albo pomyśleli, ze mieszka tam jakiś brutalny, seryjny morderca (co w sumie się zgadzało i to podwójnie bo przecież dwóch takich przyjemniaczków tam zamieszkuje) i uciekną, ale będą potem mieć jakieś dziwne problemy.Gawain Keer - 9 Listopad 2017, 01:54 I wrócili. Gawain nawet nie zająknął się, że przecież Demon zabił drzwi dechami od środka, bo roztrząsał w swoim rudym czerepie wydarzenia ostatnich dni. Misję, leczenie, noc z Lisem. Jego świat nie obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, a zataczał koło za kołem w zawrotnym tempie. Nowe miejsca, Stowarzyszenie, remonty, pumy. Upragniony odpoczynek nigdy nie był pełen. Jeśli psychicznie zbierał się do kupy, to ciało obrywało, a gdy był cały i zdrów, to dostawał szpilę w miękką tkankę serca. - Faktycznie... też mi umknęło - odparł idąc za brunetem.
Wewnątrz nie było cieplej, ale Yako przemarzł. Cień zostawił sobie rękawiczki i buty, natomiast nagrzany od siebie płaszcz zarzucił na ramiona ukochanego. Furor jakby czytał w myślach lisołakowi, bo przycupnął przy nim i owinął się wokół jego nóg.
Gawain oparł się o gzyms kominka i również się grzał. Rozbawiony propozycją zmrużył lekko oczy. Zdradzały go kurze łapki. - Spałem już w wannie, w lesie i na dachu. Nie widzę przeszkód bym nie mógł spać również na podłodze, skoro tak bardzo tego chcesz - powiedział spokojnie, a jego niski i szorstki głos niósł się po domu. Za dzieciaka nieraz zdarzyło mu się przysnąć przed kominkiem. Miał swoje ołowiane żołnierzyki, drewniane koniki i przepastny świat do wypełnienia tworami wyobraźni. Gdy podrósł książki wyparły zabawki, ale nadal tam spał. Rodzice już nie odnosili go do łóżka, tylko wykopywali z pokoju, ale młodego Gawaina ich uwagi odnośnie ilości zażywanego snu nie ruszały. Spał w ciuchach do kolejnego wieczora, a potem znów zasypiał tam, gdzie akurat się znajdował.
- Nie, dzięki - mruknął i pokręcił głową, przymykając na moment swoje dziwaczne oczy. Przyklęknął przy Furorze i wtulił nos w jego futro. Był taki mięciusi i ciepły! - Też będziesz z nami spał, podusiu? - zapytał i zachichotał krótko. Zerknął na bruneta - Tak. Zostały ściany, ale lepiej obejrzyj jeszcze wszystko dokładnie - odpowiedział wstając. Ruszył do składzika w towarzystwie ciekawskiego Furora. Trzymał ogon luźno, gdy czuł zapach Lani. Praktycznie przyklejał się do nóg Cienia obładowanego koszami i pudełkami. Keer musiał zrobić trzy kursy, by przenieść je wszystkie na piętro i do salonu.
- Dobra, przytargałem je. Od czego mam zacząć? - zapytał Yako stojąc w progu i omiótł gabinet wzrokiem. - Ciekawe kim był ten gość... - wskazał na pokój, bo zawierał on ostatni ślad po włamywaczu.Yako - 9 Listopad 2017, 02:32 Spojrzał na ukochanego z wdzięcznością, czując na ramionach ciepły płaszcza. Poczochrał też rudego lisa, który chciał mu również trochę pomóc w ogrzaniu się. Trwał tak, póki nie zrobiło mu się na tyle ciepło, żeby funkcjonować. Potem jeszcze się rozgrzeje, gdy zacznie pracować.
Zaśmiał się -będzie nam miło i cieplutko, na pewno wygodniej niż w wannie czy na dachu - powiedział, lekko rozbawiony, słysząc jakie łóżka miał już Cień. Sam spał w różnych miejscach, czasem nawet takich o których nikt by nie pomyślał, że nadają się do snu, ale nie ciągnął tematu.
Przytaknął głową, że rozumie i poszedł na górę. Wylał śmierdzącą wodę i wziął nową szmatę. Nalał czystej wody z płynem i zabrał się za szorowanie ścian. Plusem było to, że są one z drewna, więc nie trzeba się martwić jakimś malowaniem czy czymś takim. Nie spieszył się, nie chciał nadwyrężać i tak obolałych już mięśni.
Spojrzał na rudzielca, gdy ten przyszedł z pudłami - ja zrobię tutaj porządek, może Ty zajmiesz się łazienką? To co się zniszczyło wyrzuć, a resztę daj do kosza i zostaw go przed drzwiami. Tam raczej remont nie będzie potrzebny, ale dobrze by było, żebyśmy mieli gdzie się umyć po całej tej pracy - zaśmiał się i wrócił do szorowania ścian z posoki - nie wiem kim on był, ale czy ma to jakieś znaczenie? Włamał się do domu, nie sprawdzając czy na pewno jest pusty. Był idiotą i tyle - wzruszył ramionami i poruszył nimi kilka razy, żeby dać im troszkę odpocząć.
Gdy tylko zmył krew, zajął się pakowaniem wszystkiego do pudeł. Tutaj był potrzebny remont, nie było innego wyjścia. Posoka za mocno wsiąknęła w drewno, żeby dało się je odratować. Ślady pozostaną i będą bardzo wyraźne.
Gdy skończył, zszedł na dół z rzeczami. Nie udało mu się ich jednak znieść na raz. Potrzebował 2 tur na to. Gdy już znalazł się na parterze, zajrzał do łazienki, sprawdzić, jak idzie Gawowi, po czym zabrał się za usuwanie rzeczy z salonu i jadalni.Gawain Keer - 9 Listopad 2017, 16:28 Uśmiechnął się półgębkiem na zapewnienie ze strony Yako. Mieli dywan i skóry, więc nie wątpił, że będzie im wygodnie. Zresztą i tak oboje będą padnięci, więc zasną bez problemu. A nic nie potrafi ukołysać do snu tak dobrze jak miarowy oddech ukochanego i szum płomieni w kominku.
- Mhm. Nie ma problemu - przytaknął i przestąpił z nogi na nogę. Pewnie znów będzie musiał wziąć leki, lecz i tak brał ich mniej, bo tylko dwa razy dziennie, a nie trzy. Medykamenty to fajna sprawa, ale Gawain był świadom ich skutków ubocznych. Otępiały zmysły, oszukiwały ciało i potrafiły uzależnić. Do tego wolał nie pić przy nich alkoholu, choć miał przemożną chęć na choćby najsłabszego drinka. Mimo wszystko to nie był dobry czas na alkohol. Jedna szklaneczka zachęciłaby do drugiej. To uwolniłoby zamknięty w nim potok słów, które chciały być usłyszane, wysłuchane, zrozumiane. Słowa o zabijaniu, strachu, adrenalinie, walce. Rzeczy o których nie wolno mówić.
Yako też wszystko dokuczało, bo robił sobie przerwy, by się rozruszać, a on nie mógł się upić ani zażyć leków. Musiał mieć niewyobrażalnie duży próg bólu. - Jakbyś coś znalazł, to powiedz i tyle - powiedział jeszcze i zszedł na dół.
Łazienka to istny burdel. Cień podrapał się po tyle głowy, po czym podskoczył w miejscu i syknął. Spojrzał na swoje palce. - Kurna, jeszcze se strupa rozdrapałem - mruknął niezadowolony. Gdzie on ma dziś głowę? Bo na karku raczej nie. Stale uciekał myślami gdzieś indziej.
Opłukał dłonie i zostawił ranę w świętym spokoju, choć teraz swędziała go bardziej niż poprzednio. Wszedł do środka, a szkło i porcelana zachrzęściły pod podeszwami butów. Uzbrojony w miotłę począł zamiatać kawałki i elementy. Niegdyś przedmioty, teraz masa śmiecia do wywalenia. Nadal było mu wstyd za ten wybuch. Już tworzył kolejną listę zakupów. Może nawet dorzuci coś od siebie w ramach przeprosin.
Podłoga wyglądała na bezpieczną, ale Gawain doskonale widział pobłyskujące odłamki szkła. Małe jak igiełki, cieńkie niczym włos. Ukryte, czekające, by wbić ci się w stopę. Zabrał szmatę, namoczył ją i zaczął wycierać podłogę. Teraz przeźroczyste skubańce zostały uwięzione w gęstym materiale i lądowały w kuble, niemiłosiernie doń strzepane. Przepadnijcie!
Obszedł łazienkę, ale nie zauważył już niczego więcej, co dałoby się zamieść lub zetrzeć, więc po prostu pozbierał resztę rzeczy i ułożył je w koszu. Wyniósł je z łazienki, prawie zderzając się z Yako. Cofnął się w progu i dmuchnął na kosmyk włosów, który opadł mu na twarz. - Ależ masz cichy chód! - odetchnął nerwowo. Co się ze mną dziś dzieje? Cały dzień się denerwuję bez powodu i jestem gdzieś indziej. Poprawił kosz i ścisnął go mocniej. Aż wiklina zajęczała. - Już tu skończyłem - dopowiedział i odłożył kosz na miejsce, by od razu ruszyć na pomoc Lisowi. Tak, praca oczyszcza. Pozwala nie myśleć. Zawsze sobie powtarzał, że chłop bez zajęcia oszaleje lub utonie w wódce. Trzeba było przesunąć meble, wziąć stąd książki i bibeloty. Dużo rzeczy, dużo roboty. - A co z kanarkami? - zapytał, wskazując na klatkę za sobą. Pył i kurz mógł im zaszkodzić. Będzie tu głośno, a zestresowanym ptaszkom jeszcze staną od tego serca i co wtedy? Zawiesił wzrok na zwierzątkach. Kanarki. Ludzie zabierali je do kopalni. Ile z nich oddało swe małe i tak już krótkie życia, by ratować innych. I nikt im nie dziękuje. Nikt nie przyzna orderu. Nawet nie nada imienia. Czy ja też jestem takim kanarkiem? Takim zwierzęciem? Mam imię, ale to tylko zbiór liter. Zgniję kiedyś, a świat zapomni. Stał, wpatrując się w klatkę. Czy on też był tak zamknięty? Ilu to już było. Nie musiał liczyć. Wiedział. Czuł to pod skórą, jakby ktoś wypalił mu piętno na sercu. Trzydziestu ośmiu. Tylu już zabił i tylu przeżył. I nie chciał za to medalu. Nie było w tym nic chlubnego. Taka była tylko idea przyświecająca temu szaleństwu.
Przeniósł spojrzenie na Yako. Zrobił to wszystko! Żył! Mógł być teraz z nim, choćby na moment! Cień był roztrzęsiony. Dłonie miał mocno zaciśnięte, ciało zesztywniało od emocji, ale na jego twarzy pojawił się uśmiech. Niepewny, nieśmiały, ale radosny i czuły. Stał przed nim drugi morderca, a on kochał go całym sobą.Yako - 9 Listopad 2017, 20:07 - Jak co to powiem- obiecał i zajął się sprzątaniem. Poza krwią, resztkami skóry i włosów znalazł też fragmenty ubrania. Nie był to jakiś dobry gatunek i wyglądał na dość już wytarty. Pewnie był to jakiś biedny, który po prostu chciał sobie dorobić. Szkoda...albo i nie. To tylko kolejny robak, który wlazł nie tak gdzie trzeba. Yako nie czuł nic w związku z tym włamywaczem. Dostał to na co zasłużył, choć demon nie pochwalał zabijania na swoim terenie. Jego dom jest jego świętym miejscem, takim jakim była kiedyś świątynia. Nikt w niej nie zginął, pobierał energię, doprowadzał do omdleń ale nigdy nie odebrał życia. Taką miał zasadę i jej się trzymał.
Uniósł jedną brew, gdy Gaw powiedział o cichym chodzie. Coś było nie tak. Teraz nie chodził zbyt cicho, nie gdy był taki obolały. Zmarszczył brwi i przytaknął, że rozumie iż Cień już skończył z łazienką. Zajrzał do środka. Nie po to by kontrolować ukochanego, tylko by zobaczyć jak wielkie są straty. Nie przejmował się tym zbytnio.
Wyprostował się nagle, gdy wkładał kolejne rzeczy do kosza i syknął głośno. Zacisnął zęby i powieki i stał chwilę nieruchomo póki szczypanie nie minęło - zupełnie o nich zapomniałem- przyznał niepewnie. Podszedł do klatki i zajrzał do niej. Dał kanarkom jeść przy okazji - tutaj nie mogą zostać, bo obojętnie, do którego pomieszczenia je dam, to i tak będzie im przeszkadzał hałas... - westchnął ciężki i podrapał pazurem jednego ptaszka po brzuszku, gdy ten usiadł na ściance klatki. Ptaszek przypominał trochę ryby, które pływały w stawie. Karpie koi. Jeśli chodzi o jego umaszczenie.
- Gaw, a gdyby na ten czas je przetransportować do Ciebie? Czy bardzo by Ci to przeszkadzało? - spojrzał na ukochanego z nadzieją - mogę kupić mniejszą klatkę na ten czas, nic im nie będzie jak będą miały ciaśniej, a transporter na nie mam - wyjaśnił. Miał wielką nadzieję, że Gaw nie będzie miał nic przeciwko. Jak kanarki będą w ciemnym miejscu to po prostu będą więcej spać i będą spokojniejsze niż tu. Ciaśniejsza klatka też im nie zaszkodzi na kilka dni, więc nie powinno być problemu. O ile oczywiście rudzielec wyrazi na to swoją zgodę.
Widział, że Gawa coś męczy. Podszedł do niego i przytulił czule - co się dzieje, watashi no chisana Kage? - zapytał, nawet nie zauważając, że znów używa japońskiego. Przymknął oczy i wtulił nos w ryże włosy kochanka - chcesz odpocząć? Może coś sobie poczytać? - zapytał. Dręczyciel mój wyczuć jak demon oddycha, głębiej i ciężej niż normalnie do tego lekko drżał. Miał naprawdę wymęczone mięśnie, ale nie powiedział nawet słowa. Nie chciał go męczyć - a może chcesz po prostu pogadać? Wiesz, że mi się możesz wyżalić - westchnął i odsunął go od siebie. Spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się czule. Naprawdę mu zależało, żeby jego ukochany czuł się dobrze. Martwił się i Gaw mógł to zobaczyć w fiołkowych oczach demona.Gawain Keer - 10 Listopad 2017, 01:14 Gawain nie miał w zwyczaju przyglądać się kanarkom lub poświęcać im uwagi dłużej niż wymagało dostrzeżenie żółtych i pierzastych zwierzątek, ale w nienaturalnej ciszy domu aż się o nią prosiły. Tak jak sądził, hałas i wywołany nim stres mogą zaszkodzić malutkim podopiecznym Lisa. Gdy Demon prosił go o ich przechowanie, wyprostował się lekko, jakby był to jakiś zaszczyt. W istocie dla Cienia to wyróżnienie. Ćwierkający przyjaciele Yako dotrzymywali mu towarzystwa przez dłuższy czas, więc wiedział, że ich dobre samopoczucie jest dla Kitsune ważne. Lubił je i szanował. - Oczywiście, że nie. Mogą u mnie pobyć. Będzie im ciepło... choć dość ciemno, przyznaję. Nie braknie im jednak niczego. Są mniej absorbujące niż Furor - odpowiedział chłodno, lecz uprzejmie. Jakby zamienił się miejscem z uczonym lub urzędnikiem i postarzał się o kilkanaście lat. Jak Demon to robił? Miał na karku więcej lat niż wszystkich blizn na ciele, a trzymał się lepiej od niego. Drapał kanarka po brzuszku, a ten aż się napuszył i poruszał skrzydełkami na boki z zadowoleniem. Odrobinę pozazdrościł mu pozycji pupila. - A klatka, duża czy mała, nie będzie mi przeszkadzała - dodał jeszcze i odwrócił się od Lisa, by zdjąć parę książek z półek i włożyć je do pudła. Ledwo wypuścił ja z dłoni, gdy został przytulony. Zamarł na moment. Pokręcił głową, mrugając szybko. Czyżby się przesłyszał? Nie, to znów japońszczyzna. - Lepiej pożycz mi słownik, bo sobie nie radzę - powiedział. Z roztargnieniem wodził palcami po brzegach pudełka. Badał fakturę kartonu, jakby miał przed sobą epokowy wynalazek.
- Spokojnie. Przejdzie mi. Bardziej przyda mi się praca. Wiesz... oczyszcza umysł. Za to Tobie przydałby się odpoczynek. Trzęsiesz się - odpowiedział. Niestety ani książki, ani rozmowy mu nie pomogą. Chciał się wyżyć i skupić swoją uwagę na mechanicznym działaniu rąk i nóg, które posłużą do pakowania i przesuwania rzeczy. Tylko i aż tyle. Spojrzał mu w oczy - Możesz grzać się przed kominkiem lub wziąć kąpiel. Odsapnij. Mocno wczoraj oberwałeś - poklepał Demona po ramieniu i odetchnął głęboko, po czym zabrał się za robotę. Przenosił wszystko, gdzie polecił mu brunet. Plecy nadal się odzywały, ale to nawet lepiej. Odciągały uwagę od ramienia i nogi.
Wygadać się... niby mógł, ale co to da? Jedynie zmartwi Lisa, a ten będzie się zamartwiał jeszcze bardziej, gdy tylko powie, że musi wracać do "pracy". Żalić też się nie chciał. Przed każdym byle nie przed nim. Yako chyba nie zdawał sobie z tego sprawy, ale dla Gawaina był autorytetem w pewnych względach. Nigdy nie narzekał. Czemu więc on miałby to robić?
Ostatnie dni były dla nich ciężkie, a wydarzenia niefortunne. Do tego Yako zrobił sobie przez niego krzywdę. Dwukrotnie. Nie mógł znowu do tego dopuścić, więc pogrzebał potrzebę ciepła, uwagi i współczucia głęboko w sobie. Zamknął ją i starał się zapomnieć. Jedynym pocieszeniem był całkowity brak snów, a co za tym idzie koszmarów. Mógł spać spokojnie nie niepokojony Phobetora.Yako - 10 Listopad 2017, 15:48 Uśmiechnął się z wdzięcznością -dziękuję, że je weźmiesz, bo nie wiem co na ten czas bym z nimi począł. Karpie sobie poradzą, ale kanarki to inna sprawa... - uśmiechał się delikatnie, głaszcząc kanarka po puchatym brzuszku. Naprawdę go uspokajały choć dużo osób mogłoby denerwować to ich ciągłe świergotanie. Dla Yako rośliny i zwierzęta są ważniejsze od istot ludzkich. Nie licząc oczywiście jego prywatnego Dręczyciela - nie chcę Ci zajmować za wiele miejsca - przyznał. Naprawdę nie chciał sprawiać ukochanemu problemów jednak nie należał do tych osób, które miały gdzieś swoje zwierzaki. Naprawdę je kochał i przez długi czas tylko one dotrzymywały mu towarzystwa. Teraz miał Gawa ale nie chciał się z nimi rozstawać.
Zamrugał zaskoczony, słysząc o słowniku i dopiero teraz się zorientował, że użył innego języka -przepraszam...nie do końca mogę się skupić przez co nie zawsze wiem jakiego języka używam - przyznał zawstydzony. Od razu zaczął się zastanawiać gdzie ma najodpowiedniejszy słownik - jeśli Cię to ciekawi - wymruczał -to nazwałem Cię swoim małym Cieniem- powiedział i pocałował go w policzek.
Nie chciał go zostawiać samego ze wszystkim, już dość się napracował ale niestety musiał przyznać kochankowi rację. Wszystko go bolało mimo iż nie pokazywał tego po sobie - pójdę po ten słownik bo znów zapomnę, a potem przygotuję nam miejsce do spania, żeby potem już nie musieć się tym martwić - powiedział, uśmiechając się z wdzięcznością.
Upił zimnej już herbaty, bo jeszcze trochę mu zostało i poszedł na górę. Przyniósł po kilku minutach nowiutki słownik. Pewnie miał go przygotowany na jakąś okazję, ale ta nie nastąpiła.
Po chwili zniknął w piwnicy i zaczął przynosić kolejne części ich legowiska na tę noc. Materac, poduszki narzutę. Rozłożył wszystko tak jak należy wpierw czyszcząc jeszcze raz podłogę, by aby na pewno dobrze im się spało. Gdy futon, bo tam właśnie będą spali, był gotowy, poszedł do ogrodu, obejrzeć dokładnie poranione drzewo. Zawarczał widząc głębokie szramy. Będą musieli szybko się tym zająć, ale na razie nie miał czym owinąć drzewa by go zabezpieczyć. Skontrolował liście czy wszystkie wyglądają naturalnie czy drzewo nie zaczyna obumierać. Na razie jednak wydawało się, ze wszystko jest w porządku. Wrócił do domu i usiadł na chwilę na kanapie. Odchylił w tył głowę i zamknął oczy, odpoczywając i próbując zapanować nad bólem.Gawain Keer - 11 Listopad 2017, 01:04 Zmarszczył brwi i uniósł je lekko w górę. - Nie ma sprawy - bąknął w odpowiedzi i machnął ręką, bo nie wiedział jakiej innej reakcji spodziewał się Yako. Czyżby to japoński wstyd i poczucie odpowiedzialności brało górę? Trochę o Japonii wiedział. Dużo ludzi się nią ekscytowało przez animowane biuściaste panienki, piękną architekturę oraz tradycję i maniery, więc i on podłapał trochę informacji na jej temat. Japończycy nie lubili być czymiś problemem, a Kitsune brzmiał w tej chwili jakby zaraz miał zamiar go przepraszać lub sprezentować mu kolejną kuszę czy coś. - Przestań biadolić. To nie kontener - spojrzał na niego spod byka.
- Zauważyłem - sapnął, bo właśnie przenosił kolejne naręcze książek do pudła. Na jego czole perlił się pot, ale starał się nie okazywać słabości. Zerknął na Lusiana i zamienił się w słuch. Oparł ręce na blacie, ale gdy tylko dowiedział się, co Lis powiedział, spuścił wzrok. Roztarł otrzymanego całusa. - Baka - odgryzł się jedynym słowem jakiego był teraz pewien i zdjął rękawice. Nie było już krwi ani szkła, więc nie miał oporów by dotykać reszty rzeczy. Jednak nadal oglądał każdy przedmiot w poszukiwaniu futra lub zaschniętej krwi.
Gdy Yako zniknął na górze, pozwolił sobie na chwilę odpoczynku. Również zaparzył sobie herbaty. Ścisnął medalion w oczekiwaniu na wodę i zastanawiał się nad swoim losem. Nie wyglądało na to, żeby Yako miał zamiar go zostawić... ale co jeśli to tylko kolejna sztuczka? A może nie chodził do Ciernia bez powodu? I ten podarek. Może brunet tylko udawał, że nie zna Ciernia. Może to wszystko było zaplanowane? Wyciągnąć z durnego Keera jak najwięcej informacji, a potem powiedzieć, że przecież sam się przyznał. Takie akcje potrafiły rozsadzić niejedną mafię od środka. Dać im inteligentną i piękną lalę, która umie grać głupią kurwę i bum. Nie bez powodu mówi się, że gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. A Yako był i facetem, i kobietą, Demonem i lisem. Do tego Cierń był teraz chory. Po prostu pięknie. Wolałby iść do niego sam, niekoniecznie informując o tym Kitsune. Pewnie to tylko bzdety, które sobie wymyśliłem... ale co jeśli faktycznie tak jest? Zaufałem tyle razy i za to oberwałem, a kiedyś musi być ten ostatni raz. To wszystko jest za piękne. Yako nawet w snach nie wierzył w miłość, jakby nie wolno było mu mnie kochać... albo ktoś mu tego zabronił. Pogrążał się w mrocznych wizjach przyszłości, ale wyratował go z nich zwykły czajnik. Piszczał i domagał się zdjęcia z ognia. Zalał swoją herbatę, a Yako właśnie schodził na dół.
- Dziękuję. Z pewnością mi się przyda. Pomyśl tylko, będziemy mogli rozmawiać na środku ulicy i nikt inny nas nie zrozumie. Bez czytania w myślach rzecz jasna -obejrzał książkę. Wyglądała na nieużywaną. Od razu odłożył ją do swojej torby, upił łyk herbaty i zabrał się do dalszej pracy. Co jakiś czas zerkał na Yako. Przytaszczył wiele pościeli przed kominek. Prawdziwy gospodarz z niego.
Ognistowłosy zaczął przepychać meble pod najdalsze ściany i przeniósł pudła w bezpieczne miejsce. Lis siedział na kanapie, więc przesunął go odrobinkę razem z meblem - Obawiam się, że musisz zejść, paniczu - zasugerował ruszenie lisich czterech liter i ogona i przetransportowanie ich w inne miejsce. - Została tylko kanapa. Idź się myj, zanim zajmę łazienkę na dobre - zagroził poważnym tonem. Nie żartował. Dzisiaj wywalenie go z wanny będzie cudem. Zwłaszcza, gdy weźmie ze sobą słownik.Yako - 11 Listopad 2017, 02:23 Spojrzał na niego przepraszająco ale nic już nie mówił. Staną zaskoczony, słysząc słowo, którego się nie spodziewał, po czym zaśmiał się serdecznie. Cieszył się. Na jego twarzy pisała się radość. Mimo iż został nazwany głupkiem to i tak się cieszył, że Gaw podłapuje język.
Gdy zszedł na dół zobaczył, że Gaw znów jest jakiś zamyślony. Zmarszczył brwi, zastanawiając się co tak pochłania myśli jego ukochanego. Czyżby jednak się wahał w swoich uczuciach? A może żałuje, że powiedział demonowi kim tak naprawdę jest? Kitsune westchnął ciężko, a jego uszy opadły. Podszedł do kochanka i podał mu słownik - nie ma za co - posłał mu uśmiech - nie mogę się doczekać. Pomyśl sobie. Będziemy mogli obgadywać Ciernia i Gopnika, siedząc z nimi w klubie przy jednym stole - zaśmiał się krótko. Przyglądał się jednak rudzielcowi uważnie -Gaw na pewno wszystko w porządku? Znowu odpłynąłeś gdzieś myślami - powiedział z troską w głosie -martwię się - dodał jeszcze szeptem.
Siedział sobie wygodnie na kanapę, gdy poczuł nagłe szarpnięcie - ej... - warknął zaskoczony, widząc jednak, że Gaw próbuje ją przesunąć, wstał i sam ją przesunął tam gdzie Keer uznał za stosowne.
Przytaknął mu głową - to zaraz wracam...możesz przygotować apteczkę? Znowu będzie mi trzeba zmienić pieluszkę - zaśmiał się i ruszył do łazienki.
Rozebrał się i wszedł pod prysznic. Nie miał ochoty na kąpiel. Moczył się długo po czym zrzucił opatrunki i wymył się dokładnie. Wyszedł owinięty ręcznikiem i nim poszedł do ukochanego, poszedł na górę po jakąś bieliznę. Założył ją i wrócił, siadając na przesuniętej kanapie. Dał się opatrzyć ukochanemu po czym klepnął go w ramię - no to leć się wymoczyć, ja poczekam - powiedział z uśmiechem. Choć nie do końca wiedział, czym tak właściwie się zajmie w tym czasie.Gawain Keer - 11 Listopad 2017, 03:11 Rozpogodził się ociupinkę. Lubił słyszeć śmiech ukochanego. To był jeden z piękniejszych dźwięków, jakie dane mu było słyszeć w swoim życiu. Szczęście płynące ze strony umiłowanej przez niego istoty zarażało. Cień potrafił się uśmiechać tylko przy nim. Gdy zostawał sam, bladł niemalże natychmiast.
- Heh, masz rację - odparł bez życia, a jego spojrzenie przykryła mgła. Obgadywać? Pierwszego się obawiał, drugiego na oczy nie chciał więcej widzieć. Nie widział siebie przy stoliku z nimi. Nie nadawał się. Byli milsi, czulsi, bardziej otwarci. Wbrew pozorom mniej zwichrowani niż on. Mieli w sobie więcej żaru i uczucia w porównaniu do Cienia o gorącej głowie. Ale cóż z tego, skoro gdy pod nią zajrzeć znajdowało się tylko proch i pył. Ciemną, niezaspokojoną pustkę, której nie ogrzeje żaden płomień, żadne uczucie. Bił i zabijał przez połowę swojego życia i oczekiwał tego samego od innych. Zdradzany i wyrzucany znał tylko to. Każde odchylenie od jego wyobrażeń o idealnym związku i partnerze wiązało się z oporem, bólem i zazdrością. Ta ziejąca pustka wymagała stałych zapewnień, dowodów miłości, niezachwianej lojalności i wierności. Chwilowo zdawała się rozrastać. Każdorazowo, gdy Yako wspominał o kimś innym. Wiedział jednak, że bycie przydatnym może go poratować. - Tak, może to przez leki. Nie dostałem ulotki - mówił i patrzył na Lisa z beznamiętnością właściwą dla Marionetek. - Naprawdę nie powinieneś. Z każdym dniem jest lepiej - wypowiedział oczywiste kłamstwo. Sypał się w oczach, a w serce wkręcał mu się korkociąg.
- Oczywiście - powiedział mocniej. Przydatny. Narzędzie. Przedmiot. Sługa. Obojętne. Może Yako nie wywali go tak szybko. Może go nie zabije. - Duże dziecko, duża pieluszka - uśmiechnął się do niego i poszedł po bandaże. Wyciągnął wszystko i czekał na wyjście bruneta z łazienki. Wyciągnął medalion spod swetra i ściągnął go z szyi. Chwilę grzebał po szufladach i szafkach. Szukał sznurka, wstążki lub gumki. Czegokolwiek w tym stylu. Szukajcie, a znajdziecie. Otworzył medalion i delikatnie, z nabożną czcią ujął kosmyk czarnych jak najciemniejsza noc włosów i związał je czerwoną nitką. Zamknął wieczko i przytknął usta do ciepłego metalu. Przymknął oczy, modląc się w duchu, by to nie był tylko kolejny koszmar na jawie. Chciał tylko odrobiny szczęścia. Chciał, żeby Yako na siebie uważał, żeby nie robił sobie przez niego krzywdy. Żeby mógł z nim być. Słysząc, że ukochany skończył się myć, schował medalion do kieszeni z cichym westchnieniem. Jakoś stracił ochotę na wielogodzinne moczenie się w wannie.
Ruszył za Yako i nałożył świeży opatrunek. - Postaram się nie zabawić w łazience zbyt długo - obiecał i zniknął za drzwiami. Zaczął napełniać wannę i rozebrał się. Wykorzystał ten czas, by obejrzeć blizny i posiniaczone plecy. Te drugie były tęczowe, jakby ktoś rozlał na nie kolorowy tusz. Zakręcił wodę i wlazł do wanny. Objął kolana ramionami i oparł na nich swój blady policzek. Siedział w wannie tylko po to, by nie martwić Lisa. Czasem specjalnie przesuwał dłonią w wodzie, by było słychać, że faktycznie się pluska. Nabrał powietrza i zanurzył się w wodzie na minutę.
Letarg już dawno nie kusił tak jak dziś. Świat przytłaczał, a on nie czułby go wtedy. Nie czułby nic. Nawet własnych płuc powoli wypełniających się wodą przy każdym oddechu. Wysunął się spod tafli i sięgnął po mydło by się umyć. Nie powinien nawet myśleć o takich rzeczach. Powinien się upić. To zawsze poprawiało mu humor. Tak samo jak kawa lub książki. Może jakaś bitka w barze. Brzmiało jak miła noc.
Po niespełna piętnastu minutach wytarty i w szlafroku wyszedł z łazienki i poszedł po bieliznę. Ubrany usiadł przed kominkiem, po czym położył się na futonie. - Ej! Całkiem wygodny! - przyznał i wpełzł pod kołdrę. - Mógłbym się przyzwyczaić - mruknął i przymknął oczy. Założył ręce za głowę i patrzył w sufit.Yako - 11 Listopad 2017, 11:27 Znów zmarszczył brwi, gdy zobaczył jak wzrok Cienia mętnieje. Coś ewidentnie było nie tak. Skinął tylko głową, słysząc, że to pewnie przez leki. Ale jakoś w to nie wierzył - nie martwię się o Twoją nogę tylko o Ciebie - stuknął go palcem w czoło, delikatnie. Nic jednak więcej nie powiedział i poszedł się umyć.
W trakcie pobytu w łazience rozmyślał. Gaw wydawał się taki szczęśliwy, a teraz? Znów jest przybity i to bardziej niż do tej pory. Opierał się rękami o ścianę i pozwalał wodzie ściekać po obolałym ciele. W głowie miał ten beznamiętny wyraz twarzy ukochanego. O co mu chodziło? Demon stresował się. Nie wiedział co robi źle, a na pewno coś robił. Zacisnął dłonie w pięści i uderzył nimi w ścianę. Czuł się taki bezsilny. Czuł rosnącą w nim złość, ponieważ nie wiedział jak może pomóc ukochanemu.
Gdy wyszedł, podziękował uprzejmie za nowe opatrunki - nie musisz się spieszyć. Możesz się spokojnie wymoczyć - posłał mu miły uśmiech. Naprawdę Gaw nie musiał dla niego tego wszystiego robić. A mimo to robił. Dlaczego się tak zachowywał. Do tego nie chciał demonowi odpowiedzieć na to pytanie. Kitsune naprawdę się martwił i stresował przez to.
Nasłuchiwał czy w łazience wszystko w porządku. Nie podobało mu się to co słyszał. Było za cicho. Co prawda Cień co jakiś czas coś tam robił, pluskał, jednak nie były to te same dźwięki, które można było słyszeć za każdym innym razem. I dlaczego tym razem nie chciał się kąpać z nim tylko postanowił zrobić to sam? Przecież tutaj mieli do tego o wiele dogodniejsze warunki niż w mieszkaniu Keera. Czyżby jednak go nie akceptował w obu formach? Demonowi naprawdę było przykro. Kompletnie nie wiedział jak się ma zachować.
Uśmiechnął się delikatnie, słysząc, że jest mu wygodnie. Sam jednak nadal siedział na kanapie. Nie chciało mu się spać. Nie miał na to ochoty. W rękach ściskał kubek z herbatą z dodatkiem melisy. Jakoś tak miał na to ochotę. Zapach go uspokajał, ale to nadal było za mało, żeby zagłuszyć błądzące mu po głowie myśli.
-Futony zazwyczaj są wygodne, w końcu robią za normalne łóżka w Japonii - wyjaśnił i upił łyk naparu po czym wstał i poszedł dołożyć drewna do kominka, by na pewno było im ciepło przez całą noc - kiedyś w Japonii spało się tylko na takich, nie było normalnych łóżek - dodał jeszcze.
Usiadł na podłodze, opierając się o kominek. Przyglądał się rudzielcowi. Nic jednak nie mówił. Nadal nie wiedział jak do niego podejść, żeby wszystko było w porządku. Dwa dni temu był taki szczęśliwy. A teraz? Kompletnie nie umiał go rozgryźć.Gawain Keer - 11 Listopad 2017, 15:11 Wzruszył ramionami ze smutną miną na swojej bladej, pociągłej twarzy. - Nie wiem. Tak jakoś. Cały dzień nie mogę się skupić i w ogóle tak jakoś... - odparł i po części była to prawda. Nie chciał o tym gadać. Raz na jakiś czas miał prawo czuć się źle. Sam ból go męczył i raczej nie pomagał w pozbieraniu się do kupy.
Huknięcie w ścianę pochwyciły nawet uszy Furora, który przechadzał się po ogrodzie, bo zatrzymał się przy wejściu i wepchnął łeb do środka. Nic ciekawego się nie działo, więc poszedł znów coś kombinować. Za to Gawain przejechał dłonią po twarzy. Znów go zezłościł. Tylko czym? Przecież pomagał, nie narzekał, nie matkował, starał się być uprzejmy i miły. Lis też dziś dla niego taki był. Może po prostu znów myślał o remoncie, który wymusiła na nim Lani? Nie dziwiłby się temu.
- To czemu w nich nie śpisz? Nie lubisz tradycyjnych rozwiązań? - zapytał, przewracając się na brzuch i opierając głowę na dłoni. Wygodne rozwiązanie, choć na miarę starych czasów, gdy pomieszczenia były małe. Łatwiej było ogrzać dom, a meble nie zajmowały miejsca. Do tego takie łóżko dało się schować, więc nie brudziło się w ciągu dnia, gdy cała rodzina wypełniała swoje obowiązki.
Wpatrywał się w bruneta sennie. Siedział z tą swoją herbatą na kanapie. Był daleko od niego. Za daleko. Już miał się odezwać, by Yako do niego podszedł, ale brunet zdążył już wstać. Ku zdziwieniu Cienia nie kładł się jednak, a usiadł przy kominku. - Nie idziesz spać? - zerknął na niego zdezorientowany. Czyżby naprawdę aż tak się o niego martwił? - Bez Ciebie na pewno nie zasnę... - burknął i spoglądał na niego wyczekująco. - Jesteś zły, że nie wziąłem kąpieli z Tobą? Jeśli tak.. to przepraszam. Chyba, że coś innego jest nie tak? - zmarszczył brwi i lekko się uniósł wspierając na zdrowym ramieniu - Jeśli potrzeba Ci czegoś jeszcze, to się nie krępuj - usiadł i odetchnął nerwowo. Stresowało go zachowanie Demona. Czyżby znudził się jego towarzystwem? Może zawiódł jego oczekiwania? Rozmyślił się lub żałował, że pod wpływem emocji powiedział, że ma gdzieś czy jest Dręczycielem czy nie? To też prawdopodobna opcja. Miał jednak nadzieję, że to tylko jakiś bzdet. Że Lisowi po prostu brakuje jakiegoś smakołyka, masażu albo innych wygód. Bo zrobiłby dla niego wszytko. Dla Keera był niemalże Bogiem. Nikt go wcześniej nie chciał, tak ja On. Yako miał swoje humorki i gorsze dni, ale po to Cień tu był. By w takich chwilach odpędzać wszelkie troski, pomóc Mu zregenerować siły.Yako - 11 Listopad 2017, 19:25 Westchnął - przyzwyczaiłem się do łóżek - zaczął po czym podrapał się po tyle głowy - poza tym mało kto jest zainteresowany igraszkami na podłodze, a nie wyjaśnisz takiemu jakie to wygodne - wzruszył ramionami, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. W końcu tak się przez długi czas pożywiał, zapraszał sobie różne istoty do łóżeczka, więc Gaw nie powinien się o to denerwować. To było zanim się poznali.
Siedział i przyglądał się ukochanemu, gdy ten się odezwał - sam jeszcze nie wiem- przyznał, ale położył się pod kołdrą obok Cienia. Skoro ten nie może bez niego zasnąć to będzie musiał mu pomóc - Gaw...każdy czasem potrzebuje prywatności. Skoro nie miałeś ochoty na wspólną kąpiel to rozumiem- powiedział i przytulił go mocno do siebie. Westchnął ciężko słysząc jego kolejne słowa - dziś jesteś jakiś dziwny- odparł po chwili namysłu - ostatnio byłeś szczęśliwy, a teraz wyglądasz jakbyś się zamartwiał nie wiadomo czym. Oddaliłeś się, a ja Cię potrzebuje - wtulił nos w jego ryże włosy -Gaw martwię się. Widzę, że coś jest nie tak, ale nie umiem nic z tym zrobić i nie wiem czy to moja wina czy nie....stresuje mnie to - dodał jeszcze i poprawił się na futonie. Otulił ukochanego ogonem i ucałował go w czoło - ale na razie śpijmy, może to poprawi Ci choć trochę humor - westchnął i zamknął oczy. Ziewnął jeszcze, ale jakoś nie chciało mu się specjalnie spać. Najważniejsze było, żeby to rudzielec nabrał sił.Gawain Keer - 11 Listopad 2017, 20:06 Zmrużył oczy. - Takiemu? Myślałem, że to mnie będziesz przekonywał - powiedział z teatralnym zawodem, choć korkociąg w jego sercu zagłębił się bardziej. Nieważne, ilu partnerów miał Yako. Każda liczba większa od jeden to za dużo. O ile nie był zbyt zazdrosny o żywicieli Demona, to o bliższe znajomości już tak. Wziąć takiego Gopnika na warsztat. Miał plecy u Ciernia, Yako chyba nie żywił do niego urazy. Jak miałby go wywalić z domu ot tak? Reszty towarzystwa pozbyłby się bez problemu, ale rusz takiego, to po pijaku nawygaduje o tobie głupstw na mieście.
Mina mu trochę zrzedła, gdy usłyszał, że Demon nie chce spać. Jego ciało potrzebowało odpoczynku, czasu na regenerację. Lepiej żeby zużywał energię na leczenie, a nie łażenie po domu. Wtulił się w niego. Pachniał kąpielą, swoją aurą i odrobinę lisem. Zapach Domu. Przy nim było jego miejsce. Spojrzał mu w oczy, gdy Yako stwierdził, że jest dziwny. Uśmiechnął się lekko, bo Demon faktycznie musiał się o niego martwić, skoro wypowiedział swoje obawy na głos. - Ostatnio tyle się działo. Dużo się zmieniło. I też się martwię. Tobą - wyszeptał, kładąc dłoń na jego zabandażowanym torsie. Chciał tylko, żeby to wypaliło. Żeby Yako odwzajemnił jego starania, wykazał się tym samym poświęceniem.
Gdy brunet okazywał mu czułość i uwagę, podejrzenia Cienia schodziły na dalszy plan. Zostawały usypiane pocałunkami i zapewnieniami o miłości. Tego wymagał drzemiący teraz Dręczyciel. Zapomnieć o ofierze, popełnić błąd, to skazać się na jego gniew, który nie będzie skierowany jedynie na żywiciela, ale i bliskie mu osoby. A Yako, według Gawaina, miał już dużo występków na sumieniu. Czemu jeszcze nie wybuchnął? Bo teraz był bliżej niż kiedykolwiek. Zbłaźniłby się lub wystraszył Yako, a nie o to chodziło.
Uśmiechnął się pod nosem, gdy Demon go pocałował i odwdzięczył się tym samym. Więc jednak miał zamiar spać. Pogładził miękkie futro na ogonie. - Dobranoc Yako - powiedział jeszcze i ułożył się tak, by to on przytulał do siebie bruneta. Zamknął oczy i gładził go po włosach, póki nie usnął.