Charles - 4 Czerwiec 2016, 10:32 Święta Trójca Zioło-Fiołek-Elllliot
Ciasteczko, które miało doprowadzić Bestyje do błogostanu, stało się punktem zapalnym. Dwa olbrzymie kocury zawarczały na siebie i zaczęły się drapać. Ach, te małżeńskie kłótnie. Jeden z nich miał oczywiście przewagę nad resztą, gdyż tamten miał do utrzymania aż trzy kawałki mięska, które wierciło się wokół niego niemiłosiernie. i ciągnęło go powoli w dół. To w końcu 181 kilo do utrzymania, mili państwo. W końcu tamten, będąc blisko jednej z przepływających wysepek w pobliżu sporej planetki pokrytej ciemnym lasem, wierzgnął mocno, zrzucając całą trójkę prosto na nią. Ale nie na tym koniec atrakcji. Planetą ową okazał się Las Drzwi, a cała trójka wpadła wprost na starą bramę leżącą akurat w trawie, rozwalając zamek i otwierając ją z trzaskiem. Gdzie dolecieli? Tego nie wiem, raczej nie na szczyt góry ani do Szanghaiu, ani do Pałacu Rosarium, zaś przeniesienie z powrotem do Miasta Lalek byłoby niesamowitym wręcz trafem. Gdziekolwiek by się jednak nie znaleźli, są mocno poobijani w miejscu, w którym ich ciała uderzyły o drewno. Sugeruję z/t.
Mirana
Na widok ożywającej rzeźby cała trójka zerwała się ze swoich miejsc i sięgnęła po broń. Dwóch z nich, w tym okularnik, wyciągnęło kusze, trzeciemu musiał wystarczyć rapier. Na ich twarzach malowało się przerażenie, jednak byli wyszkolonymi żołnierzami i wiedzieli, że nie należy działać pochopnie, a tym bardziej panikować z byle powodu - w końcu, nie licząc ostrych słów, domniemana rzeźba nie wydawała się być agresywną, więc lekko opuścili broń.
- Proszę... pani. Mamy wyraźny rozkaz pozostać tutaj i czekać na posiłki. Ci osobnicy mogą stanowić wielkie niebezpieczeństwo dla Krainy Luster... - rzekł ten z mieczem. - Nie ma pani uprawnień, aby nam rozkazywać. Proszę uspokoić się i... odejść.
Mirana - 4 Czerwiec 2016, 23:13 Kiedy skierowali broń w jej stronę, zrobiło jej się kruszej na sercu. Ostra broń biała tnie gałązki tak łatwo jak dłonie łamią zapałki. Mircia była jednak teraz skalnym monstrum, co dodało jej na powrót otuchy, mocy i siły. Wysłuchała ich kolejnych słów, którymi rozkazywali jej, co ma zrobić. Znowu. Nie mogła ścierpieć, że ktoś nosi sobie prawo decydowania za inne magiczne istoty. Ktokolwiek cokolwiek czyni, prawa dżungli powinny mieć zastosowanie zawsze i wszędzie. Bynajmniej wówczas władza nie wybiega ponad instynkt To przecież naturalne...
- Nie macie prawa decydować o innych istotach. Ani tym bardziej mówić o bezpieczeństwie Krainy Luster poza nią. Jakie chore wyobrażenia mają ci rządzący! Ha, rządzący.. Ciekawe komu i za jakim prawem!
Gniewnie zderzyła jedną dłoń, złożoną w piąstkę z drugą, otwartą, a malutkie odłamki kamieni usypały się na podłogę.
- Idźcie stąd. Idźcie, dla bezpieczeństwa siebie i innych. - rzekła ciszej. Nie chce ich atakować, nie jest nawet pewna, czy byłaby w stanie. Bojowe gesty to jeszcze nic, a prawdziwej walki Mirana unika równie łatwo, co stopami kłosów traw podczas spaceru po łące.Anonymous - 5 Czerwiec 2016, 17:28 Wylądował na ciepłym futrze drugiego koto-ptaka. Udało mu się. Całe szczęście, zważywszy, że ten drugi zaczął się coraz bardziej szamotać zapewne ze względu na ciastko, które Violet w międzyczasie podała Zoe. "To ich w ogóle obchodzi jakieś zbożowe ciastko? Dziwne. - pomyślał. Wpełznął na grzbiet bestii i cieszył się z tego, że w końcu są w trójkę razem. Ale co na to Getto? Widać, że na razie dawał radę, jednak jeszcze chwila i polecą w dół. I jak na zawołanie szarpanie się stawało się coraz bardziej gwałtowne wskutek czego utrzymanie się było coraz trudniejsze. Naraz stwór obrócił się pod nie tak małym kątem dedukując, że tak będzie po prostu prościej. I poskutkowało. Wszystkie trzy osoby zaczęły spadać. Elliot zaciskał oczy, z jednej strony, bo nie chciał patrzyć na miejsce swojej śmierci, z drugiej, wiatr bardzo utrudniał widzenie czegokolwiek. Czuł(i słyszał), że koleżanki były niedaleko i to się dla niego liczyło najbardziej w tym momencie. Dźwięk wiatru w uszach stawał się coraz głośniejszy, a z bardzo niedokładnych kalkulacji zrobionych na szybko wychodziło, że lada chwila Lunatyk może przejść do wieczności. "Czy w ogóle możliwe jest przelunatykowanie się w zaświaty? Jak wyglądają zaświaty w tym świecie? Raczej nic nie słyszałem, by ktoś wierzył tu w siły wyższe...". Ciekawe ostanie słowa, nie powiem.
Kolekcjoner poczuł dziwne uczucie, podobne do tego, kiedy przechodził między światami. "Czy to już nastąpiło? Czemu nie czułem bólu? Na pewno przez ułamek sekundy przy zetknięciu z podłożem musiałem żyć...". Otworzył oczy i zobaczył coś dziwnego. Jeżeli to były zaświaty, były one trochę zbyt realne. Tak jakby to nie były zaświaty.
[z/t] x3 (Elliot, Violet, Zoe)Charles - 7 Czerwiec 2016, 10:15 Mirana - gdyż została tu tylko ona
Zarówno słowa Mirany, jak i jej obecny fizys musiał robić wrażenie na żołnierzach. Dwaj pozostali zaczęli się już wycofywać w kierunku Zwierciadeł, jednak ten z mieczem stał nadal, niewzruszenie, jak kompletny idiota. Najwidoczniej był to materiał na przyszłego generała.
- Co wy robicie...? - zapytał tamten ze zdziwieniem. Po chwili na jego ustach objawił się gniewny grymas - Tchórze! Dostaliśmy wyraźne rozkazy! - warknął, nie odwracając głowy od Leśnej Pani.
- Widziałem jej aurę - zawołał ten w okularach, stojący już na granicy Lustra - Jest brązowa, nie przypomina niczego, co znałem wcześniej! Jeśli jest to jakaś boginka, nimfa albo coś w tym stylu, to ja wolałbym się nie narażać...
- Dobrze wiesz, że bogowie nie istnieją, Shaar. I co teraz? Opuścicie mnie? Tak po prostu? A co z tym całym pierdoleniem o braterstwie na szkoleniu? Służymy Rosarium, i jeśli trzeba, to dla Rosarium zginiemy... - przez chwile miętolił w ustach niewidzialny paproch. - Ale skoro wasze dupy są takie cenne, to proszę bardzo! Możecie zwiewać! Ja nie ruszam się stąd na krok. A ty, paniusiu - rzekł, zadzierając głowę - możesz sobie iść albo zostać, ale ja się stąd nie ruszę. Nie ruszę się. - dodał. Może chciał zabrzmieć dobitnie, ale zabrzmiał bardziej jak przekorny dzieciak, który nie chce podzielić się z bratem cukierkami.
- Co ci szkodzi iść z nami i wrócić tu potem? - pytał się jeszcze tamten przy Bramie, ale okularnik zwany Shaarem położył mu rękę na ramieniu i z rezygnacją popchnął w krwistą taflę portalu.
W Świątyni zostały już tylko dwie dusze...Anonymous - 16 Czerwiec 2016, 00:12 Przeciągnęła się, wystawiając ręce wysoko, ku górze, jakby chciała dotknąć sklepienia którego tu nie było. Czuła się jakoś lekko i dość spokojnie, nawet odrobinkę wesoło. Może to przez kolor nieba? Uwielbiała go, kochała ten krwisty odcień otchłani, ciemniejsze szkarłaty mieszające się z jaśniejszymi karmazynami. Wszystko to jak flaczki, wnętrzności, mięso. Pię-kne. Szła tak z zadartą głową, uśmiechając się szeroko, aż w końcu inny sufit zastąpił jej nieboskłon. Odrobinę niepocieszona wróciła do tej przyziemniejszej rzeczywistości. Wkroczyła właśnie do Karminowej Świątyni, a salę wypełniło stukotanie jej obcasów. Zaabsorbowana wcześniejszą obserwacją, dopiero teraz zauważyła że nie jest sama. Dwie obce dla lalki postacie zapewne również zdążyły już spostrzec intruza.
Och? A to kto? Zerknęła na mężczyznę. Znała takie mundury, widziała je już na wojnie, dawno, dawno temu. Zerknęła na skalną kobietę. Dziwu takiego jeszcze nie spotkała, ale gałązki i inne roślinki przywiodły Meredith na myśl ogród, jej ogród. Przez moment pozwoliła sobie obserwować to zielno-ziemiste ciało. Zazdrościła go odrobinę. I podziwiała.
- Czyżbym przeszkadzała w rozmowie? Przepraszam bardzo, już znikam, nie przerywajcie sobie, ab-so-lut-nie! - zaszczebiotała wesoło, w tym samym czasie podchodząc lekko do mężczyzny i, jakby od niechcenia, wyciągając z podręcznej torebki bicz. Przepuścić taką okazję na zabawę? Phi! Strzeliła biczem, jeden raz - celując w kolana żołnierza, drugi - chcąc owinąć broń wokół jego szyi. Drugą ręką gestykulowała, starając się znaleźć jakieś roślinki wyrastające spomiędzy pęknięć w podłodze i manipulować nimi by rosły, wzmacniały się i - być może - owinęły wokół nóg mężczyzny, najlepiej pozbawiając go równowagi.
Mer nie mówiła już nic, tylko chichotała, zadowolona ze świetnej, jak na jej gust, rozrywki. Na kamienno-drzewną pannę przestała zwracać uwagę, zapewne uznając ją za niegroźną z powodu jej naturalno-roślinnej aury. Może się myliła.Mirana - 16 Czerwiec 2016, 13:30 Nie chce ich atakować, nie jest nawet pewna, czy byłaby w stanie...
Ale być brązową, kiedy to zieleń jest jej znakiem zodiaku? Dziwne rzeczy, ale jeszcze nie wielkie rzeczy. Boginka, nimfa... pochlebiało jej to, dobrze określało tę, którą starała się być. Niestety, nie jest w stanie wszystkich omylnie uwieść. A może stety, bo wtedy nękałby ją syndrom boskości, z którym nie jest jej po drodze, gdyż wiązałoby się to ze zbytnim byciem ponad swoje siostry, a i w ogóle podważałoby ten rodzaj rodzinnej więzi.
A więc Rosarium, pomyślała. Czyżby Rosarium zamierzało wypowiedzieć jej wojnę?
Ta kamienna, ogromna postać i ostatnie plany Anastasii, a także jej odwieczne pragnienie spokoju i zachowania dla wszelkiej przyjaznej Strażniczce roślinności - to wszystko zbiega się w jedną całość. I sądzi, że żadna armia nie może równać się z bogactwem pierwotnym, bo to rośliny były pierwsze. Bez roślin, magiczne istoty są niczem i niczem się staną, jeśli rękę podniosą na to Królestwo. Nie powinno się gasić jedynego ogniska, nad którym grzeje się kocioł z zupą pośród lodowej zawieruchy. Chyba, ze chce się być niedoszłą krucjatą. Ale nie warto niszczyć czegoś, czego istnienie nie stoi w sprzeczności.
Nie, nie chce ich atakować.
- Jedni są rozsądni bardziej, inni rozsądni są mniej... - rzekła, niby początek apostrofy.
Odgłos obcasów. Nie byli sami, ale te wrota to jak przystanek autobusowy - głupio oczekiwać, że przez jakiś czas nikt się na nim nie zjawi. Prędzej czy później ktoś przyjść mógł i mógł przerwać tę wymianę zdań niezmierzającą do porozumienia. Nowa osoba była dość wyrazista - wiele kolorów, kwietny wianek, niby zwyczajne słowa choć wypowiedziane w dający do namysłu sposób.
I akcja, którą wiodła w chwilę potem.
Mirana drgnęła, postąpiła w przód, pochyliła się i uklękła na jedno z kolan, tym samym mogąc się z bliska przyjrzeć ich dwójce.
- Kim jesteś? - skierowała wzrok na panienkę. - Czemu to robisz? - Mówiła łagodnie, z dobrocią.Charles - 17 Czerwiec 2016, 12:08 Żołnierz nie zdążył odpowiedzieć na pasywno-agresywną uwagę Leśnej Pani. On również usłyszał kroki Świetlika, obrócił się więc w jej kierunku i spojrzał wprost na jej szeroki, zły uśmiech. Jej wygląd i zachowanie nie budziło większych podejrzeń, dlatego tamten nie zwrócił zbytniej uwagi chcąc skupić się na Miranie, odwracając się od lalki i jak dobrze wiemy, popełniając poważny błąd. Zaplanowana przez Meredith akcja udała się całkiem dobrze, jedynie czar, jaki pragnęła rzucić, nie udał się - jedynie Violet potrafiła tworzyć różane pnącza na litej skale, a w Świątyni nie znalazłoby się nawet najdrobniejszego ziarenka - nie licząc tych, które Mirana mogła przynieść ze sobą. Tamten zacharczał agonalnie, ale nie mogło być przecież tak łatwo, prawda? Przecież nadal miał w dłoni miecz i potrafił go używać. Szybko zamachnął się celując w stopę żywicznej dziewczyny. Niezależnie od tego czy trafił, czy nie, wytrąciło to Meredith z równowagi i pozwoliło mu rozciąć jej bicz, uwalniając się z duszącego uścisku. W jego oczach widać było kompletne zdezorientowanie - nie wiedział już, która z obecnych tu dam będzie dla niego większym zagrożeniem. Postanowił zaatakować Świetlika szybkim cięciem w brzuch - najwidoczniej nie zdecydował się jeszcze na możliwość użycia magii.Anonymous - 17 Czerwiec 2016, 17:22 Zasmuciło ją nieco to, że żadnych roślin wokół nie znalazła. Nie chodziło tyle o to, że jej plan nie do końca się powiódł, po prostu budynek wyglądałby o wiele lepiej w liściach i kwiatach… Pozwoliła sobie na dosłownie kilka sekund rozmarzenia. Ale nic, zieleni wciąż tu nie było, tylko lity kamień. Sztuczne, zimne, twarde. Jak ja.
Zamierzając początkowo zignorować pytanie skalnej panny, postanowiła jednak rzucić chociaż coś w rodzaju ćwierć-prawdy, by nie zostawiać dziwnej kobiety całkiem bez odpowiedzi. Może to jej łagodny głos zaskoczył Świetlika, a może to ta zielna aura tak jej się spodobała. Atakować ani ranić Mirany w każdym razie nie zamierzała, ani jej to nawet przez głowę nie przeszło.
- Ja? Jestem tylko Świetlikiem, nic poza tym. A dlaczego robię to, co robię? - A dlaczego nie? Przekrzywiła głowę i zawahała się, ale tylko na jedno mgnienie oka. - Szukam. - rzuciła i zawiesiła jakby głos, jednak więcej dodawać nie zamierzała. Co wrażliwsza osoba mogłaby w głosie marionetki dosłyszeć skrywane emocje, może smutek, a może coś innego.
Zaraz jednak jej twarz przybrała gniewny grymas, gdy tylko żołnierz uwolnił się z duszącego uścisku jej bicza. Ciachnięcie miecza dosięgnęło stopy Meredith, ale lalka poczuła jedynie jakieś lekkie muśnięcie. Na widok rany rozchmurzyła się i nawet krótko zaśmiała. Wprawdzie liczyła na łatwiejsze starcie, ale czy tak nie było zabawniej?
Odskoczyła, chcąc uniknąć miecza. Może i nie przejęłaby się nawet głębszymi cięciami, ale przepołowiony korpus to nie było jednak to, do czego teraz dążyła. Jeśli zaszła taka potrzeba, to mogła spróbować owinąć bicz, trochę teraz przykrótkawy, wokół ramienia czy samego ostrza swojego przeciwnika. Drugą ręką, w międzyczasie, dosięgnęła rozcięcia na stopie i usmarowała dłoń w błękitnej chłonce. Teraz najlepiej dla Świetlika byłoby doskoczyć do mężczyzny i pozwolić jego twarzy zaznajomić się ze żrącymi właściwościami limfy. Uśmiechała się cały czas promiennie, zupełnie nie przejmując się ewentualnymi konsekwencjami całego tego zdarzenia.Mirana - 17 Czerwiec 2016, 22:42 Słowa Świetlika niewiele nakierowały Miranę na drogę zrozumienia, a walka, jaka się wywiązała, nie zapowiadała nic dobrego. Musiała jednak przyznać, że Świetlik była bardziej po jej stronie niż ten Arcy-żołnierz. Tyle, że czasem pozory są niczym dobrym.
- Szukasz? - zapytała, całkowicie nie rozumiejąc jej poczynań.
Widząc bolesny cios mieczem zadany przez żołnierza, zerwała się do ataku, zamachując się krzyżowo górnymi kończynami, a wtem spomiędzy ramion wyrzucony został głaz w kierunku żołnierza, tak aby trafił prosto w niego - gdyby nie uciekł w porę. Mirana straciła troszkę na masie, gdyż materiał pochodził z paru miejsc z jej ciała, zebrany w jeden spójny okaz, zgodnie z jej mocą.
- Nic ci nie jest? Czy Ty jesteś może... marionetką? - zapytała, widząc że rana nie zdaje się być dla niej wielkim zaniepokojeniem. Normalnie powinna zawyć z bólu... raczej.
Zbliżyła się do żołnierza i wskazała mu kierunek bramy do KL. Chciała by uciekł, zanim coś złego mu się przytrafi. Wszak rzutem głazu nie zamierzała go ani zmiażdżyć, ani tym bardziej zabić. Chciała tylko utrudnić im dalszą walkę, ostudzić jego zapał.Charles - 19 Czerwiec 2016, 15:07 Żołnierz zauważył pocisk, jednak nie potrafił uskoczyć w porę. Nie zginął, ale jego prawa noga oberwała kamieniem i teraz sterczała pod dość przerażającym kątem, zapewne pęknięta w kilku miejscach. Chłopak zawył z bólu, upadając ciężko na posadzkę. Nie posiadał już w dłoni miecza, wyrzucił go podczas skoku na parę ładnych metrów. Po chwili zaś zrobił coś... naprawdę niespodziewanego. Odwrócił się w stronę nachylającej się nad nim Marionetki, chcącej roztopić jego twarz swoją limfą, złożył kciuk i palec wskazujący w gest, oznaczający na ogół "Doskonale", po czym mocno dmuchnął przez owo kółeczko prosto w jej twarz, tworząc całą masę kolorowych, lśniących baniek mydlanych. Owe mieniące się niczym lustra w kalejdoskopie bąbelki pokryły ją całą, przylepiły się do ciała i ubrań, i zaczęły powoli unosić Księżycową Ogrodniczkę w górę. Po chwili posłał podobną salwę w kierunku Mirany, jednak ta była od niego trochę oddalona i może udałoby się jej uniknąć ataku.Anonymous - 20 Czerwiec 2016, 17:53 Chcąc nie chcąc, zmuszona była - przynajmniej na razie - puścić pytania Mirany mimo uszu. Rozbawiły one odrobinę lalkę, ale też i nieco zirytowały - wzmianki o marionetkowości nie należały wszak do jej ulubionych. Wciąż jednak nie żywiła negatywnych emocji do skalnej panny, jakby roślinna domieszka w budowie stanowiła pewien immunitet w oczach Świetlika. Poza tym… jak na razie Mirana działała na korzyść Meredith. Na razie.
Chrupot kości i krzyk bólu. Marionetka skwitowała to półuśmieszkiem. Muzyka dla jej uszu. Miód na jej serce. Nie mogła jednak delektować się sceną zbyt długo, bo ranny okazał się być zadziwiająco skory do przetrwania, atakując niespodziewającą się tego zupełnie Mer.
Co za robak, czerw, glista! - pomyślała ze szczerą nienawiścią przemieszaną z odrobinką oburzenia. Jak on w ogóle śmiał? Wić się tak, bronić? Może liczył jeszcze na ucieczkę? O nie, teraz Meredith na pewno już mu nie odpuści. (Tak jakby wcześniej wchodziło to w rachubę, phi!) Poirytowana że cała operacja nie szła gładko, może nawet zaszczyciłaby mężczyznę kilkoma obelgami przyrównującymi go do tych mniej uroczych przedstawicieli robaczego świata, lecz niestety powstrzymały ją przed tym okoliczności w których znalazła się za sprawą bąbelkowej magii.
Bańki mydlane! Też mi wyzwanie. Świetlik nawet nie pozwoliła sobie na myśl, że może napotkać jakieś trudności. Zaczęła więc odganiać się zawzięcie od bąbli, i kończynami, i bacikiem, licząc że pękną one równie łatwo co ich niemagiczne odpowiedniki. A jeśli okażą się dużo wytrzymalsze, to być może jej żrąca krew pomoże Pastereczce wydostać się z mydlano-powietrznej pułapki? Kto wie, kto wie.Mirana - 23 Czerwiec 2016, 11:06 Świetlik milczała. Żołnierza zraniła dotkliwiej niż zamierzała w najgorszym przypadku - kruchość kości objawiła się charakterystycznym dźwiękiem. Mirana zaczynała obawiać się skutków swojego działania, obawiała się opowiadania po niewłaściwej stronie, choć wątpiła jednocześnie, czy istnieje ta właściwa dla niej w tym konflikcie strona. Czemu wtrącam się w sprawy innych - krążyło jej w myślach - a może Świetlik jest wysłanniczką tamtej zbiegłej trójki?
Bąbelki? Co mogą zrobić, nic nie mogą - kontynuowała swoje lekceważące myślenie, albo starała się znaleźć pozytywny aspekt konfliktu. Znaczy, sądziła że czyni to drugie, lecz bardziej wyglądało to na pierwsze. Nie jest i nigdy nie była dobra w szybkim podejmowaniu decyzji; taka potrzeba stresuje ją, powoduje, że nie myśli w pełni logicznie i często załącza się jej tryb ochronny - nawet wobec tych niewłaściwych osób, bądź w godny samobójczej misji... sposób.
Pokojowa istota nigdy nie powinna wchodzić między bitwę!
Ważyła bardzo wiele i byłoby zadziwiającym, gdyby te tony kamieni uniosły się tak, jak unosi się Świetlik. Z magia jednak bywa różnie i o tym doskonale pamiętała.
- Przestań! Przestańcie oboje! Odejdź, żołnierzu! - krzyczała nie w przypływie strachu, lecz w przypływie litości dla ich obojga.
A na wiązkę magicznych pęcherzyków nie miała nic innego do zaoferowania niźli uchylanie się przed nimi. Nie jest mozolna w ruchach jak mogłoby się wydawać po jej rozmiarach - potrafi pokierować ciężar skał tak, aby z impetem dokonać obrotu wokoło własnej osi. Może i tym sposobem konkursu gimnastycznego nigdy nie wygra, ale z powodzeniem może naśladować swoją zwinność, zwinność na poziomie przeciętnego młodego człowieka-kobiety.Charles - 28 Czerwiec 2016, 21:12
Bańki były zaskakująco sprężyste i potrzeba było więcej siły, aby je rozbić. Co do kwasowej krwi, to proszę bardzo - pękną w kontakcie z nią szybko i bez ceregieli. A i tak Meredith uleciała już na tyle wysoko, że upadek mógłby skończyć się dla niej nieciekawie, więc bańki najlepiej będzie zbijać powoli. Inna sprawa, że teraz Marionetka miała wyśmienity widok i mogła szczegółowo obejrzeć sobie pole walki. Albo nawet pobawić się w snajpera, gdyby dano jej jakikolwiek pistolet.
Miranie udało się ominąć bańkową salwę, która przylepiła się do najbliższej ściany. Gratuluję refleksu, tylko co teraz powinna zrobić?Tamten już był wystarczająco mocno poszkodowany i sponiewierany, by zrozumieć, że tutaj stawką będzie jego życie. Zaczął się więc powoli czołgać w stronę portalu, którym chwilę temu ulecieli jego koledzy. W interesie Mirany będzie, aby przeżył - tamten już wie, że Mirana nie chce go wykończyć, zaś Świetlik zamierza i to z niesamowitą rozkoszą, ale kiedy zostanie zabity tu i teraz, a laleczka z żywicy ulotni się jak sen złoty, to cała wina spadnie na nią. I zleci się arcyksiążęca armia. Rosarium mano e mano z uosobieniem Natury - bój to będzie zbyt straszny dla tego świata. Chcemy go raczej uniknąć, prawda?Anonymous - 2 Lipiec 2016, 21:22 Bańki, może z niewielkim trudem, ale przynajmniej pękały. To już coś, chociaż Meredith była u kresu swojej cierpliwości. Przez moment niemal pożałowała że wdała się w ten konflikt, przecież mogła sobie cichutko czmychnąć bokiem i bezpiecznie wylądować w lustrzanej krainie. Świetlik jednak wcale nie zamierzała zaprzątać sobie głowy takimi niepotrzebnymi myślami. Bo nawet jeśli zabawa stawała się trochę nużąca, to wciąż była dla niej tylko zabawą.
Być może lalka mogłaby liczyć na pomoc ze strony Mirany, ale jakaś duma i przekonanie że jest w stanie sama sobie poradzić nie pozwoliły Mer na to, by prośba o ratunek przecisnęły się przez jej gardło. Rozbijała więc bąbelki, początkowo jak najszybciej, byle tylko uwolnić się od tych natrętów. Nagłe opuszczenie w stronę posadzki uświadomiło jej jednak, że powinna wykorzystać swoje resztki cierpliwości i poczekać aż swobodnie opadnie w dół, zamiast pozbyć się wszystkich baniek i pogruchotać swoje marionetkowe ciało o kamień. Sama wizja zniszczenia wcale nie przerażała Meredith - bardziej chodziło jej o to, by być w stanie pozwalającym dopaść żołnierza. W głowie marionetki zaczął kiełkować pewien plan.
Świetlik pozbyła się jeszcze kilku baniek, zostawiając przylepioną do siebie taką ilość, która pozwoliła jej na całkiem delikatny lot w dół. Nie usunęła wszystkich - chociaż marionetka dotykała już koniuszkami stóp posadzki, to wciąż czuła wcale nie tak lekką siłę ciągnącą ku górze, zatrzymując ją w stanie jakby pół-lewitacji.
Mer przyciągnęła się do ziemi, odbiła i skoczyła, celując gdzieś pomiędzy Miranę a Arcyksiążęcego. Biorąc pod uwagę właściwości bąbelków, ich magia powinna działać teraz na korzyść Świetlika. O ile tylko lalka dobrze wyważyła bańki, to jej skok, cóż - powinien po części przypominać te z relacji o pierwszych ludziach na Księżycu i pozwolić jej na pokonaniu dystansu za jednym, długim susem.
Co będzie dalej - to zależy również od mężczyzny i skalnej panny. Działania Mer są chyba jednak dość oczywiste do przewidzenia. Uniemożliwić żołnierzowi dostanie się do portalu i rozprawić się z nim raz na zawsze - to jej plan. Ofiara marionetki okazała się jak dotychczas zaskakująco żywotna, ale Świetlik żywiła szczerą i niepohamowaną nadzieję, że w końcu skończy to, co zaczęła.Mirana - 3 Lipiec 2016, 10:52 Sprawa się rypła. Mirana nie mogła pozwolić na niebezpieczny dla kogokolwiek ciąg zdarzeń. Wartość życia była niezaprzeczalnie największą ze wszystkich i ceniła ją ponad wszystko. Kiedy więc Świetlik stanęła na drodze między nimi, Mirana nie traciła czasu - podbiegła w trymiga do Świetlika, dłonią zastawiając jej możliwość szarżowania na żołnierza, a samej przy tym pochyliła się w nad nią celem posiadania lepszej siły perswazji. Niczym bóstwo pochylone nad niewiernym albo fałszywym wyznawcą. Bóstwo miłujące, a nie karzące.
- Proszę, nie rób mu krzywdy. Trzeba go opatrzyć, mogło mu się przecież coś stać! - Z dozą paniki, wzywała do ratunku, nie chcąc dalej doglądać tego koszmaru.
Jeśli to było konieczne, zarówno była w stanie ochronić Świetlika własnym ciałem przed kolejnym atakiem żołnierza, jak i usilnie trzymać obiema dłońmi Marionetkę i tym samym obezwładniając ją - nie pozwalać na poruszenie się, bycie zdanym na jej łaskę. Nawet podniosłaby ją, aby tak w powietrzu, złapana jak mucha, czuła się poddana woli Mirany, która chce przecież tylko dobrze dla nich wszystkich. Zbyt dobrze dla wroga, za mało dobrze dla samej siebie. Oto co znaczy walczyć o wszystkich.
Zapomniała o sposobie rozprawiania się Świetlika z bąbelkami... a raczej zapomniała zrozumieć, jak do tego doszło. Choć skały ciężko otruć, to jednak, ożywione i przeplecione gdzieniegdzie pnączem, a obudowujące jednocześnie pnie, jako całość są bardziej wrażliwe na działanie toksycznych substancji.