To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Herbaciane Łąki - Różany pałac

Tyk - 16 Czerwiec 2011, 19:03

Przeszłość. Jak bogata w przeżycia była przeszłość Agasharra, który przeżył już nie tylko normalne życie, lecz również polityczne zawieje tego świata. Brał udział w wojnach, lecz również w spiskach, a niekiedy będąc ich ofiarą. Jednak nie bał się przez to ludzi, może dlatego, że każda próba, jak widać, była nieudaną. Białowłosy lubił ludzkie istoty, chociaż oczywiście nie znosił gdy ci nie potrafili wykorzystać daru, który otrzymali i niszczyli go pod tonami niepotrzebnych fraszek. Nie chodzi tutaj o wyrzeczenie się materialnych dóbr, lecz oto by tworzyć, nie zatracać się w szarości codzienności. Oczywiście arystokrata ze spokojem wysłuchał jej sprzeciwu, jednak jeśli chodzi o myślenie to bardziej wierzył swoim niźli jej osądom, toteż nie przejął się sprzeciwem. Co więcej tak naprawdę poza samą chęcią pomocy artystą nie było żadnego powodu by jej oprowadzał, jednak jeszcze nic nie mówił. Przyglądał się balustradzie, pięknie zdobionej, a wiatr poruszał rosnące w dole rośliny tworząc charakterystyczny szum liści ocierający się o siebie. Wspaniały dźwięk, chociaż orkiestrze kotów nie mógł się równać, jednak i tą Rosarium posiadał w magazynie, który przyjął postać pokojów. Spokój jaki towarzyszył gospodarzowi był dziwny, na dodatek nie można było wiedzieć co powie, gdy w końcu się odezwie. Jednak on jej nie płacił za radość, a za tworzenie. Trzeba bowiem wiedzieć, że ludzie tworzyć powinni nie dla zapłaty, lecz dla ludzi i siebie. Dlatego właśnie prawdziwych artystów trzeba było wspomagać by żyli na tym świecie godnie, nie ustępując plugawym bankierom, którzy lichwą się pałają. Plugawcy! Jednak osoba przed nim nie była bankierem, zresztą tak się nie zachowywała. Agasharr Klasnął w dłonie po jej śmiałej propozycji przyjęcia zapłaty jako oprowadzania. Lubił osoby pomysłowe, z drugiej strony jednak był przeciwny omijaniu zasad, a pośrednio tym właśnie była jej propozycja.Gdy jego dłonie ponownie dotknęły oparcia, a dźwięk nie odbijał się już od ścian, usta zostały otworzone i dźwięk zanuciły.
- Doskonała próba, jednak muszę cię zmartwić. Zważywszy, że zapłata nie może dostać dokonana przed wykonaniem pracy oprowadzenie cię byłoby sprzeczne z tymi zasadami. Co więcej podjąłem już decyzję, której starym zwyczajem nie mam zamiaru zmieniać.
Przecież tutaj chodziło po prostu oto, że on po własnym domu nikogo nie będzie oprowadzał. Ale czy nie warto mu zaufać i uznać, że jako właściciel pójdzie najpiękniejszymi drogami? Bowiem trzeba pamiętać, że rozmiary domu uniemożliwiają zwiedzenie go w całości i jeszcze opowiedzenie wszystkich historii w jeden dzień. Potrzeba wielu tygodni. Tyle tajemnic w murach zawartych, tyle murów wzniesionych. Co więcej białowłosy nie miał zamiaru zmieniać swych postanowień bez względu na żadne słowa, chociaż przyznać trzeba, że próbę docenił, czego wyrazem był wcześniejszy gest. Teraz jednak spojrzał na nią spokojnie, podbródek opierając na zgiętych palcach. Gdy jego rozmówczyni położyła szkicownik na stoliku nie od razu wziął do ręki. Na początku jeszcze musiał dodać kolejne zdanie.
- Czy jesteś umówiona na jakieś spotkanie, bądź też kończy ci się czas, że tak bardzo nalegasz na oprowadzenie? Może po prostu jesteś niecierpliwa? Cóż, nieistotne bo ja swojego zdania nie zmienię o czym musisz wiedzieć.
Wziął swoją białą dłonią szkicownik, po czym zaczął powoli przeglądać rysunki. Oczywiście nie okazywał jakiegoś zachwytu, ale również nie widać było znużenia i zniesmaczenia. On po prostu oglądał uważnym okiem, które już wiele dzieł sztuki oceniało i na razie nic nie mówił. Pamiętajmy bowiem, że wszystko musiał dokładnie obejrzeć, a przecież to zajmuje, w tym czasie Relyla miała znakomitą możliwość by odpowiedzieć. Jakie były jego uczucia Chociaż była możliwość wyczucia, iż są pozytywne, jednak co oznacza to słowo? Interpretacje są tak mnogie jak na niebie czystym gwiazdy pokazujące się nocą. Niezliczone możliwości wytłumaczenia jednego słowa.

Anonymous - 18 Czerwiec 2011, 14:44

Dziewczyna siedziała wyprostowana i spokojnie wysłuchiwała słów Arystokraty. Nie wiedziała że ktoś może aż tak upierać się przy swoim, ale ona nie byłam inna. W końcu jednak skoro już wiedziała ze nie wygra i będzie musiała ustąpić temu ot panu poddała się w duchu. Przez jej głowę przechodziły słowa Rosarium. Miała nadzieję że jej słowa wywrą na nim jakieś wrażenie i że przełamię się choć trochę. Jednak tak się nie stało. Była już nieco poddenerwowana tą sytuacją, jednak jej twarz teraz wyrażała jedynie spokój. Ale dlaczego się denerwowała? Gdyż ta rozmowa już zbyt długo się ciągnęła. Dla niej miało być tylko drobne pozwolenie nic więcej, nie chciała tutaj być dłużej nic myślała. A teraz siedziała w Towarzystwie Pana domu i nie mogła nic zrobić tylko siedzieć i czekać na jego decyzję. Wszystko zależało od niego. Dlaczego była taka uparta. Przecież skoro raz się nie zgodził dlaczego tak się upierała przy tym. Prawda jego ogród choć przelotem zachwycił ją ale pewnie są piękniejsze. Po woli ta rozmowa zabierała z niej chęć naszkicowania, a to tylko dla tego że to towarzystwo zbyt długo się przeciągnęło. Wolała samotność i chyba tak już zawsze pozostanie. Nie potrafi otworzyć się na innych. Co ma teraz zrobić. Czy zgodzić się na jego propozycję czy utrzymywać się przy swoich racjach? Nie ważne co wybrać jego towarzystwo dalej by się ciągła a tego już nie chciałam. Wolałam teraz ukryć się gdzieś gdzie będę mieć spokój i zając się swoim ulubionym zajęciem.
-Mam nową propozycję
Zaczęła nagle gdy w końcu po dłuższym wysłuchaniu i zastanowieniu się wymyśliła co zrobić.
-Jeśli można to proszę jedynie mi pokazać jedno miejsce. I tylko jedno z którego widać dobrze całą pańską posiadłość.
Zawsze było takie miejsce której ujmowało całe piękno danego miejsca. Dlatego Relyla postanowiła aby to on mi je w końcu wskazał. Skoro jest panem tego domu musi znać to miejsce. Nie raz musiał przechadzać się po danym miejscu. Teraz oglądał szkice dziewczyny. Zastanawiało ją co on o nich myślał. Jednak po jego twarzy nie mogła nić wyczytać. Nie patrzyła mu w oczy i nie skupiała się też na jego uczuciach. Teraz interesowało ją tylko miejsce gdzie może zaznać chwilę spokoju i szkicować. Ale nie tylko. Może być tak że Arystokrata nie zgodzi się nawet na to, dlatego po chwili wstała z krzesła i stojąc tam gdzie wcześniej dodała krótko.
-W innym wypadku proszę powiedzieć mi gdzie jest wyjście z pańskiej posiadłości.
Być może było to nie miłe z jej strony, jednak po cóż miałaby tu dłużej przebywać skoro nie może tego ani zwiedzić ani narysować. Nie miała już powodu by tutaj przebywać wśród towarzystwa. Teraz stała tylko i czekała na odpowiedź Pana domu, którego tak bardzo podziwiała.

Tyk - 20 Czerwiec 2011, 17:02

Można uznać, że Relyla jest osobą niewdzieczną. Nie tylko nie docenia tego co dla niej zrobiono, lecz wymaga jeszcze by wszyscy zachowywali się po jej myśli. Co więcej nawet nie uważa rozmowy za czegoś wartościowego. Za takie coś Rosarium już najpewniej mógłby ją zignorować, jednak skąd mógł wiedzieć? Wciąż nie wiedział, bo przecież nie zrobiła nic strasznego. Wolno jej tutaj było przyjść i kłócić się z właścicielem tego miejsca, prawda? Jednak czy ta dziewczyna nie potrafi zrozumieć jednego? Czy nie jest wstanie pojąc, że Rosarium póki sam nie zechce to nie ruszy się z tego balkonu? Trochę cierpliwości, a jakie to daje efekty! Zobaczyłaby wszystko co jest warte uwagi, a wystarczyłoby jej odrobinę czekania i rozmowy, nieprawdaż? Agasharr odłożył jej twórczość na stolik, bo wszystko obejrzał. Trwało to więcej niż czas, w którym jego gość się wypowiedział. W tym czasie zdążył jeszcze bardziej okazać swoją pogardę dla gospodarza, jednak sam białowłosy tego nie spostrzegł. Uznał po prostu ją za dziwaczkę, która myśli, że ludzie obdzierają żywcem ze skóry. No dobrze, może Rosarium tak robi, ale o tym cicho! Nie będzie przecież takich ludzi wywieszał przed bramą posiadłości, toteż nikt o tym nie wie. Kolejne słowa były jednak już jakby ostatecznym pokazaniem czego chce jego gość. Opuszczenia tego miejsca? Tak więc niech je opuszcza. Dlatego też białowłosy nie przejął się za bardzo. Na dodatek chociaż nie będzie się musiał spierać czy trzeba ją oprowadzać czy też nie, przyjemne nawet prawda? Brak kłótni. Oczywiście miła rozmowa byłaby lepsza, jednak lepiej jest nie starać się doprowadzić do niej w sposób pruski. Dlatego też jego odpowiedź była prosta, chociaż wypowiedziana złożenie.
- Cierpliwość jest niezwykle istotna. Prawdziwy artysta nie powinien się nigdzie śpieszyć prawda? Nie mam zamiaru cię tutaj potępić z tak błahego powodu jak brak czasu, lub niechęć do wyjawienia o siebie chociaż kilku informacji. - Przecież to też mógł być powód. Niechęć mówienia o sobie. Z drugiej jednak strony, czy mógł on wpuszczać kogoś kto praktycznie nie jest mu znany? Wracając jednak do samej wypowiedzi. Rosarium mówił łagodnie, w typowy dla siebie spokój, a gdy przestawał i robił pauzy na jego twarzy wciąż widniał nieznaczny, niemal niewidoczny uśmiech.- Nie zmienię jednak swojego zdania i oprowadzać cię nie będę. Co więcej nie ma miejsca, z którego poznasz cały dom. Co z tego, że gdy jest się na szczycie kopuły głownego budynku widać cały teren doskonale. Cóż, że ujrzysz kolory kwiatów ogrodu, czy też altanki ukryte pośród krzewów, jeśli nie dotkniesz ich z bliska. Jeśli nie poczujesz tamtejszego zapachu.Nie poznasz też wnętrza budynków, które nie mniej są okazałe od tego co widzisz na pierwszy rzut oka. Takie spojrzenie byłoby powierzchowne i nawet nie byłoby kroplą w morzu tego co można tutaj zobaczyć. Co więcej nie zaprowadzę cię tam, gdyż jest to w moim pokoju, a nie uważasz, że gość nie powinien podczas pierwszej wizyty wchodzić do sypialni gospodarza? Oczywistością jest, że nie może tego uczynić. Dlatego też po wyjściu z tarasu spotkasz strażnika i poprosisz go by cię odprowadził do drzwi. Nie musisz mieć specjalnego pozwolenia by stąd wyjść. Miłego tworzenia zatem.
Oczywiście pożegnał się dopiero po niej, chociaż czy jego wypowiedź chociaż w jednym miejscu była nieprzyjemna? Może w słowach bo sam głos był wciąż spokojny, a nawet radośnie potraktował ostatnie słowa, które były ostatecznym końcem kłótni, która zaczynała go już męczyć.

Anonymous - 20 Czerwiec 2011, 21:21

Dziewczyna miała dość tej kłopotliwej sytuacji. Nie wiedziała co ma zrobić. Czekała aż panicz skończy oglądać jej szkice po czym odebrała je i schowała do torby. Nie wiedziała co ma ze sobą począć w tej sytuacji. Tak bardzo pragnęła jednego i drugiego. Rysować i zaznać spokoju. Podziwiała Arystokratę za ten swój upór przy swoim, ale on miał do tego prawo. Był dużo ważniejszy, niż ona zwykły gość. Jakim cudem pozwoliła sobie na takie zachowanie. Karciła się w myślach za to. Stojąc wysłuchiwała kolejnych słów Agasharr`a. Kidy usłyszała swej niechęci do wyjawienia informacji, w myślach krótko się zgodziła. Znów przysiadła na krześle, nawet nie pytając się o pozwolenie. Dziwił ją fakt że za swoją niekulturalność jeszcze nie została wyrzucona za drzwi. W swym rodzinnym domu jedno małe potknięcie sprawiało ze była karana. I właśnie to oraz nieco późniejsze zdarzenie sprawiło niechęć do innych istot. Ale przecież przekonała się że na tym świecie istnieją nie tylko osoby które ranią. Dlaczego nie potrafiła zaufać temu, który siedzi przed nią. Być może dlatego że tym razem kolory uczuć ją zawiodły, nie pokazując się dokładnie. Nie ośmieliła się mu jeszcze spojrzeć w oczy by wyczytać co tak na prawdę Panicz czuje. Kiedy siedząc tym razem, wysłuchała cudnych opisów jego posiadłości jakim zaszczycił ją Agasharr. Ta myśl i drobne wspominania wciąż trzymały ją przy nim. A kiedy wspomniał iż najpiękniejszy widok jest w jego pokoju Relyla zrobiła się lekko różowa na policzkach. Nigdy przez myśl jej nie przeszło by wstąpić do cudzego pokoju. Nawet w kwestii spojrzenia na widoki. Gdy Pan Domu pożegnał się dziewczyna nie wiedziała czy warto dalej tą rozmowę - o ile można to tak nazwać - ciągnąć. Jednak po chwili zdecydowała się mówić dalej.
-Proszę mi wybaczyć moje zachowanie i moją niechęć do wypowiadania różnych informacji, czy rozmowy. Jest ona spowodowana niechęcią do istot takich jak ja, czy Pan.
Zaczęła nieśmiało, patrząc na blat stolika.
-A ta niechęć do istot spowodowana jest zaś z przeszłością jaka mnie spotkała. Jest to jednak jedyny temat, którego nie lubię poruszać. Jednak, Jeśli życzy sobie pan poznać kilka informacji na temat innych spaw dotyczących mnie proszę tylko spytać.
Dlaczego tak powiedziała? Przecież już miała wychodzić a tutaj dalej siedzi i nawet wciąż podtrzymuje rozmowę.
-Jeśli to dalej możliwe, to zrobię wszystko by dokonać tego co postanowiłam na początku.
A jednak, chęć wykonania szkicu i doznania tej radości po wykonaniu tej dokładnej pracy była najsilniejsza. Poddała się woli Pana domu co powinna zrobić już na samym początku. W końcu w pełni oddała się jego zachciankom. Teraz była gotowa na wszystko. Dlaczego tak długo to zajęło czasu? Czy nie jest już za późno? Siedziała wpatrując się w Pana i oczekując na decyzję. Bała się tego co może wydarzyć, ale sama do wszystkiego doprowadziła. Zawsze tak było, że wina jest jej gdy coś się psuje. Nie robiła tego umyślnie, jednak często jej zachcianki wychodziły na wierzch. Dlatego "rodzice" karali ją a ona cierpiała, doznając większej niechęci do jakichkolwiek istot.

Verna de Clare - 21 Czerwiec 2011, 20:43

Słońce śmiało wychylało swe lico, pieszcząc wszystko delikatnymi, ciepłymi dłońmi. W złocistym świetle wszystko piękniej wyglądało, zachwycało barwami, żywotnością jakąś. Wiatr dziś łaskawy dla tych terenów, prześlizgiwał się leniwie, brodząc to w trawie, to w krzewach herbaty. Powietrze przesycone było aromatami miliona różnych nut, to herbata zielona, to tauryna z czarnej, to oddźwięk maliny, mięty z lawendą. Ptaki, cudaczne, jedynie do lustrzanej powierzchni pasujące, śpiewały rozkosznie, umilając czas przechodniom. Jednak niewiele istot tutaj się kręciło. Dookoła cisza, zaprawiona majestatem. Smukła postać, odziana w czerń soczystą, suknię zwiewną, piękną, delikatną, acz prostą, opasana koronkowym paskiem, szła wolnym krokiem, rozglądając się dookoła. Długie, smukłe nogi bladością naznaczone były, lico spokojne, chociaż zmarszczone brwi oznaczały skupienie i niepewność. Zimne, wyraziste oczy, barwą bliższe akwamarynie, lustrowały otoczenie ze skupieniem. Słodko wyglądające, długie pasma włosów, z rozwagą i kokieterią pieściły zgrabny łuk pleców, gdzie nie gdzie, od czasu do czasu, niby przypadkiem wiatrem pchane, pośladków dotykały. Barwa ich w ocienionym miejscu przywodziła na myśl ciemną czekoladą, zaprawioną miedzianymi niteczkami, które w pojedynczych promieniach śmiałego słońca, lśniły ogniście, niczym pędzlem maźnięte artysty ręką. Prosty nos, zmysłowe usta, malinowe, pełne. Delikatny tatuaż tuż po prawym okiem mógł zastanowić swą symboliką, gdyż podobny był do drobnej, czerwonej róży, która dopiero pąk swój rozwijała. Jedynym, co bardziej wzrok od oczu przykuwało, były dwa rogi, ciemne, niemal czarne, długie, zawijające się po bokach głowy ku tyłowi, przez co miało się wrażenie, iż 'ozdoba' ta wątpliwa do Koziorożca należy. Zaraz potem, ślizgając spojrzeniem po zgrabnym ciele, alabastrowa skóra ramion przechodziło w hebanowy cień, który niczym pyłem gwiezdnym obsypanym, spływał do palców zwieńczonych zakrzywionymi lekko szponami. Spod łokci wyrastały zakrzywione ostrza, błyskające żywo w promieniach słońca. Na nadgarstkach i paliczkach, ujrzeć można było drobne kolce. Doprawdy, była to postać frapująca i dziwna, a w jej sylwetce majestat ukryty się czaił, drapieżność istoty, która smak krwi już dawno poznała.
Verna szła wolno, mając nadzieję, iż zrozumie, gdzie błąd popełniła, by znaleźć się w tym miejscu. Jak z drogi zboczyła? Marszcząc równe łuki brew, przekrzywiła z wolna głowę, co nie raz mogło skojarzyć się postronnemu widzowi z Modliszką. Wszakże i takie miano nosiła.
Jaskółka, gdyż taki był kobiety pseudonim, postąpiła krok kolejny, rozwierając powieki z zaskoczenia. Przed nią rozciągał się widok niesamowity, który aż dech mógł w piersi z dusić, gdyby nie to, iż zbytek i przepych nie mógł jej zachwycić.
-Ciekawe... - mruknęła kobieta, bacznie obserwując to, co się oczom rzucało. Piękne kolumny, niektóre sześć metrów wysokości sięgające, dalej widać most i rzeczkę piękną, wijącą się łagodnie. Nad głową swą herb ujrzała, dwie róże, barwy pozbawione, jednak nie wiedzieć czemu, pomyślała, że czerwone być powinny. dlaczego nie białe, lub różowe?
Wydęła wargi, nie wiedząc co myśleć. Wejść do środka i o drogę zapytać? Z drugiej strony nie w smak Panience Ludożerce było, przyznawać się do błędu swego, gdy się zabłądziło. Mimo wszystko chciałaby drogę powrotną poznać, tak więc dusząc swą dumę, ruszyła ku bramie, dziwiąc się jednocześnie, iż strażnika nie napotkała jeszcze żadnego. Możliwe, iż to kwestia czasu.

Tyk - 22 Czerwiec 2011, 08:27

Myśli Agasharr'a, który sądził, iż jego rozmówczyni go opuści, skierowały się na to co sam powiedział. Dlaczego wejście na szczyt kopuły znajdowało się w jego pokoju? Może dlatego, że obszerna sypialnia była właśnie pod kopułą? Może z pychy Rosarium, który nie chciał oddać nikomu tak pięknego miejsca do obserwacji, czy też może chodzi o konieczność projektu domu, w którym nigdzie indziej nie dało się umieścić wejścia na coś znajdującego się bezpośrednio nad pokojem Rosarium. On to miał problemy! Zważywszy, że jego rozmówczyni była zrażona do ludzi, a siostra stała się obiektem eksperymentu godzącego w prawa natury i estetykę arystokracji, to jego architektoniczne problemy były fraszką, jednak wielce go zastanawiały. Do czasu, gdy kątem oka ujrzał, że nieznajoma zamiast wyjść grzecznie siada i zaczyna przemawiać. Miała by zostać wyrzucona? Przecież to jest wbrew zasadą przyjmowania gości, tym bardziej zważając, że ma ona przed sobą osobę nie tylko pozorującą na mecenasa sztuki, lecz naprawdę ceniącą artystów. Co nie oznacza, że pozwoli im na wszystko. Bowiem trzeba pamiętać, że Rosarium pomimo swej łaskawości i łagodnego podejścia do obcych, potrafił być również surowy, aczkolwiek nie był jakimś psychopatą! Co jednak nie wyklucza palenia raz czy dwa, lecz nie w prywacie, lecz pro publico bono! Niechęć do istot "dziwnych", czy może chodziło jej o jakiekolwiek istoty, które mówią, które potrafią myśleć. Zrozumienie takich nigdy nie jest proste! Nawet jeśli się posiada ku temu specjalne moce. Jednak białowłosy nie był na tyle podły by jej moce blokować. Nie widział w nich zagrożenia, więc nie było też powodu by ją jeszcze bardziej niepokoić bo gotowa zacząć jeszcze uciekać, a wiedzieć trzeba co sądzą straże o biegnącej przez posiadłość dziewczynce. Oczywiście łatwo było się domyślić, że niechęć nie bierze się znikąd, jednak czy samego Rosarium ciekawiło co jest jej przyczyną? Nie był on psychologiem, który to zająłby się spisywaniem jej odczuć. Nie można go również nazywać agentem służb bezpieczeństwa, czy też NKWD, co by to przesłuchiwał nie zważając na odczucia rozmówcy. Miał chociaż tyle wyczucia by o przeszłość nie pytać. Zrobiła krótką przerwę, w której to Agasharr, patrzący dotąd gdzieś w dal, skierował na nią swoje oczy. Więc w końcu postanowiła być dobrą dziewczynką, która nie będzie tupać nóżka i mówić, że chce tego? Bardzo dobrze! Zważywszy, że on nie tylko był uparty, lecz co więcej nie respektował zasad względem których gość był ważniejszy.
-Nie musisz się obawiać, że będę pytał o twoją przeszłość. Nie tylko dlatego, że sam o swojej nie chce mówić, lecz z powodu zbytniej mnogości zdarzeń i dni, w niej zawartych. Oczywiście nie ma przeszłości, której nie da się wymazać, jednak nie mam zamiaru cię do tego zmuszać, nie uważasz, że nic by to nie dało? Jednak ja tu mówię o tym co było, a czy to ważne? Przecież mamy tutaj o obecnej chwili prawić. Nie chce wiedzieć nic konkretnego, ani też cię przesłuchiwać. Nie musisz czuć się jak aresztowana, która składa zeznania. Zresztą, nie jest to na takie czynności odpowiednie miejsce, zważywszy, że czasem wydobywają się zbyt głośne tony. Zresztą na cóż mi wyuczone na pamięć odpowiedzi, które wyrecytujesz niczym wiersz, który tylko po to jest nauczony by go powiedzieć, nie zaś zrozumieć. Nie twierdzę, że sama siebie nie pojmujesz.
Tak, bardzo niejasne. Z jednej strony uznał, że odpowiadanie na pytania nic nie wnosi, z drugiej zaś, że z powodu niewiedzy Relyli. W tym samym czasie do Verny dotarł jakiś strażnik. Nie zaszła ona daleko, gdyż tuż za mostem została "złapana" przez dragona. Oczywiście nie miała problemów z wejściem. Co więcej, nawet nie pytano jej po co przybywa, lecz od razu polecono pójść za strażą. Skąd ta decyzja? Powodów może być wiele. Może straż nieodpowiednią Rosarium wybrał? Jednak może to po prostu fakt, iż gdzieś tam w domu wisi portret Verny, która skoro jest członkiem rodziny, nie może zostać całkowicie zapomniana, nawet jeśli ona sama nie pamięta tego miejsca. Wróćmy jednak do Rosarium, który po krótkiej przerwie mowę kontynuował.
-Jak zatem mówiłem jedyne czego chcę to rozmowa, którą nikogo nie chce biczować. Wracając jednak do twoich prac. Czy starałaś się kiedyś przekroczyć rzeczywistość? Nie sposób mi to wnioskować z tego co widziałem, bowiem nie zapomnijmy, że nie widziałem tych wszystkich miejsc, a nawet jeśli to o nich zapomniałem. Nie o wszystkich sprawach przecież musimy pamiętać. Jeśli jednak zawsze zamykasz się w odbijaniu tego co jest, to nalegam byś to zmieniła i sama zaczęła tworzyć. Oczywiście, nie zabronię ci również odtwarzać, a nawet to ułatwię. Za czym przepadasz najbardziej? Wolisz naturę, ogrody pokryte pięknymi barwami, czy wysokimi drzewami o majestatycznych koronach, czy może kolumnady, arkady i to co zostało wykonane wedle planów architektów? Może jednak wolisz całkowitą dzikość? Otwarte stepy, czy rosnący wolno las, którego jedynym prawem jest nieumyślne skrywanie coraz liczniejszych zagadek.
Tutaj przerwał, gdyż na balkon weszła przyprowadzona przez straże nowa osoba. Ileż to gości dziś przybyło w tak krótkim czasie! Tak, z początku jej nie poznał, lecz nim się odezwał zrozumiał. Jego oczy uniosły się i chociaż nie od razu, to poznał swoją siostrę. Uśmiechnął się zatem delikatnie i nie wiedząc, że ona nie wie przywitał ją, tak jakby ta postanowiła go odwiedzić po tylu latach. Właściwie to jak ona zniknęła? Tak, to Rosarium wyleciało z głowy. Jednak przypomni sobie jeszcze! Oczywiście, zmieniła się i sam Agasharr o tym wiedział. Może też dlatego białowłosy nie rozważał nawet tego dlaczego jej tak długo nie było? W końcu nie każdy chce mówić o swojej przeszłości, czego dowodem była tutaj obecna Relyla. Zresztą na wszystko jest czas!
-Witaj moja droga, mam nadzieję, że nie odwiedzasz mnie tutaj z konieczności, lecz po prostu zatęskniłaś i postanowiłaś przerwać swoje milczenie. Nie ważny jednak powód, cieszę się, że cię widzę. Zostaniesz na dłużej jak sądzę?
Bo skąd on mógł wiedzieć, że ona nie wie? Przecież od jej zniknięcia nie miał z nią kontaktów, a ona sama nie wiedziała. Zupełnie inna sytuacja jest z inną osobą, która to posiada wiedzą, nie będącą we władaniu białowłosego.


<Wybaczcie! Ja już muszę iść do szkoły, wiec na szybko kończyłem>

Anonymous - 22 Czerwiec 2011, 18:12

Relyla siedziała grzecznie na krześle, wysłuchując co do powiedzenia ma Pan Domu. Ucieszyły ją słowa Rosarium. Cieszył ja fakt iż arystokrata nie będzie zadawał jej pytań. Nigdy nie lubiła mówić o sobie i pewnie już zawsze tak będzie. Nie otworzy się na nikogo i zawsze pozostanie w cieniu innych skąd będzie obserwować otoczenie, które później uwieczni. Tak wyglądało jej życie i pewnie się nie zmieni. Chyba że Relyla w końcu znajdzie kogoś przed kim otworzy swe myśli i serce. Które do tej pory przez te wszystkie lata jej istnienia zamknęła na wszystkich ludzi.
Słuchając Agasharr`a zastanawiała się dlaczego uważa on uważa że dziewczyna ma odpowiedzi wyuczone na pamięć? Zastanawiało ja to bardzo w końcu Panicz byłby wtedy jedną z nielicznych istot mogących ją poznać. Byłby kimś kto w końcu dowiedział się coś więcej o Relyli niż tylko jej imię i nazwisko. Nigdy nikomu nie wyjawiała informacji o sobie a także o nikim innym. Ale to drugie dlatego że nikogo nie znała. Nikogo prócz Asos`a rzecz jasna.
W końcu Arystokrata zaczął mówić bardziej ciekawie jak dla niej. Zastanawiało go co ona chciała uwiecznić. W tym miejscu było wiele rzeczy które ją urzekły. Jednak natura, która tutaj stworzona przewyższała wszystko. Ten cudny most i rzeczka oraz przepiękne ogrody. To było to czego pragnęła.
-Moje szkice uwieczniają krainy Szkarłatnej otchłani i tylko stamtąd gdyż tam się urodziłam i mieszkałam.
Powiedziała wyjaśniając skąd pochodzą dane szkice i zastanawiając się czy kiedykolwiek starała sie wyjśc poza rzeczywistość. Nie. I raczej nie miała zamiaru, gdyż to co ją otaczało i to czego jeszcze nie poznała całkowicie ją zadowalało. Dlaczego miała tworzyć swój własny świat skoro nie poznała świata który ją otacza.
-Nigdy nie tworzyłam innych obrazów niż tych co widzę oczyma. Jest to dla mnie pewien sposób poznania tego co mnie otacza. najbardziej lubię zatrzymywać czas obrazów przedstawiające różne istoty zajęte swymi sprawami. Drugim ulubionym obrazem jest natura, która właśnie chciałabym uwiecznić w tym miejscu. Jest ona tak urzekająca że wciąż trzyma mnie przy Panu.
Mówiąc to wychyliła się lekko i spojrzała z balkonu na roślinność jaka znajdowała się na dole. Zachwycała ją tak bardzo że na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. jednak ten szybko zniknął, gdyż w tym małym gronie pojawiła się osoba trzecia. była to Pani Ludożerka, którą Relyla miała okazję spotkać dużo wcześniej. Nie była zachwycona spotkać tą osobę i nie spodziewała się jej tym bardziej w tym miejscu. jednak po krótkiej wypowiedzi Panicza stwierdziła że obydwoje muszą mieć ze sobą coś wspólnego. Po chwili jak przystało na dobrze wychowana pannę wstała z krzesła i lekko się skłoniła dodając cicho.
-Witam Panią.
Nie usiadła ponownie zaś zrobiła miejsce dla Pani, gdyż na miejscu były tylko dwa siedzenia. A skoro Panicz ją znał musiała mieć podobne pochodzenie jak on. Dlatego to jej się należało miejsce do siedzenie, nie zwykłej dziewczynie.

Verna de Clare - 22 Czerwiec 2011, 20:52

Verna przeszła wolnym krokiem przez ogromną, piękną bramę. Obserwowała krajobraz z nienazwanym uczuciem. Patrzyła na figury aniołów i sztandary trzymane w ich dłoniach. Obserwowała nieskazitelne trawy, piękne jeziorko wijące się nieco dalej. Gdy obserwowała to dziwne miejsce, miała niejasne przeczucie, które nijak nie chciało ukazać jej swego oblicza. Verna zmarszczyła brwi, przystając na moment, bojąc się postąpić kolejny krok do przodu. Przekręciła głowę to w prawo, zaraz potem w lewo. Przełknęła slinę, jednak okazało się to nazbyt trudnym wyzwaniem. Nie wiedzieć czemuż, w gardle kobiety zagnieździła się ogromna klucha, która nawet myślała zniknąć ze swego nowego miejsca. Modliszka odetchnęła głęboko, pocierając w zamyśleniu blade czoło. Cóż to, u licha, zastanawiała się, gdy przez ciemię prześliznął się paroksyzm bólu. Dziwne, niezrozumiałe obrazy wypełniły jej umysł. Kopuła, blada, przystojna twarz młodzieńca, roześmiane oczy... Czerwone róże. Siostro! Dlaczegoż do nas nie dołączysz?
Verna jęknęła głucho, zatykając dłońmi uszy. Odetchnęła głęboko, czując ogarniające ją z wolna drżenie. Nie raz i nie dwa doświadczyła podobnego uczucia. Miała wrażenie, iż zna to miejsce, chociaż wiedziała bardzo dobrze, że pierwszy raz postawiła stopę na marmurowym mostku. Nigdy wcześniej nie miała sposobności zajrzeć do tego istnego pałacyku.
Odwróciła się na pięcie, mając w zamaże odejść stąd czym prędzej, jednak w tym samym czasie posłyszała cudze kroki, które zatrzymały ją mimo woli w miejscu. Wyprostowała wolno łopatki, czując jak malutkie włoski na karku i ramionach stają dęba. Krew przyspieszyła biegu, napełniając się adrenaliną. Torebki jadowe zapulsowały na podniebieniu, co pobudziło dziąsła do irytującego swędzenia, połączonego z pieczeniem. Jeszcze chwilka, a rzuciłaby się z rozczapierzonymi szponami na zbliżającą się osobę. Z trudem opanowała instynkty drapieżcy, który nakazywał jej zapolować. Zacisnęła z mocą dłonie w pięści, wolno odwracając się w stronę przybysza. Przed nią stanęło dwóch strażników, mężczyźni, na oko średniego wieku, na pewno znający się na swym fachu. Uniosła lewą brew ku górze, w zapytaniu, a wargi kobiety wykrzywiły się ironicznie. Spojrzenie Modliszki wydawało się mówić: I cóż mi zrobicie, hm? Była nad wyraz wyzywająca, władcza, a do tego ponętna i dziwnie bezbronna, jakby zmieszanie i niewiedza odbierały jej grunt pod stopami.
Gdy mężczyźni odwrócili się, jeden rzucił:
-Proszę za mną, pani.
Były to zapewne ostatnie słowa, jakich mogła spodziewać się ów kobieta. Marszcząc czoło, nieco niepewnie, ruszyła za strażnikami, ciekawa, gdzie też ją prowadzą. Przecież chciała tylko zapytać o drogę powrotną! Czyżby znowu wpakowała się w jakieś bagno? Ech, musiała przyznać sama przed sobą, iż do tego to akurat miała zajebisty talent. Delikatnie rzecz ujmując.
Skupiła swe spojrzenie na plecach Strażników, zapominając o rozejrzeniu się po prywatnym terenie. O dziwo, nie czuła takiej potrzeby. Nim minęła jeden z wielu posągów, alejkę, rzeczkę, dziedziniec, wiedziała, co zaraz zobaczy. Doprawdy, frapujące to zdarzenie. Postanowiła na chwilę odrzucić swe przeczucia, skupiając się na postępywaniu krok za krokiem. Im bliżej domostwa, tym aura znajomości wydawała się pełniejsza, a chęc ucieczki wzrastała. Co się z nią działo? Przecież nigdy nie była tchórzem! Tak, jednak kobiecy instynkt podpowiadał jej, że ów dzień będzie tym przełomowym, w którym odmienia się ludzkie życie.
Strażnicy poprowadzili ją schodami, do balkonu, gdzie ujrzała dwie osoby. Znaną już z widzenia jasnowłosą dziewczynę, o pięknej alabastrowej cerze i szafirowych ślepiach, tak podobnych do jej własnych. Verna nie wiedziała dlaczego, ale była to jedyna istota, której nie potrafiłaby wyrządzić jakiejkolwiek krzywdy. Coś ją od tego powstrzymywało, jakby niewidzialny mur stawał na jej drodze do ofiary. Nie, dziewczę nie było ofiarą, była kimś, kogo się chroni. Zdumiewające, w tak krótkim czasie na Cyrkowca spadło tyle nie wiadomych. Od czasów laboratorium nie czuła się tak skołowana i niepewna siebie. Gdy mężczyzna wstał ze swego miejsca, by podejśc do niej, jak do starej dobrej znajomej, nie, jak do siostry lub kuzynki, by ją przywitać, stanęła niczym wrośnięta w ziemię.
Nijak nie potrafiła zrozumieć słów, które popłynęły z ust Arystokraty. Zamrugała powiekami, otwierając mimowolnie usta, które zamknęły się zaraz. Odchrząknęła, poirytowana, zbita z pantałyku.
-Wybacz, drogi gospodarzu, jednak nie pojmuję twych słów. Czy my się już kiedyś spotkaliśmy? - odezwała się po długiej chwili, nie zapominając o dobrym wychowaniu. Prawda, Verna miewała bardzo dziwne usposobienie. Raz wredna, okropna, złośliwa, nazbyt pewna siebie, zaś drugim razem wesoła, ciepła, miła, gadatliwa. Ba! Nawet kurtuazyjna, niczym dama pierwszej kategorii! Gdyby wiedziała, iż jest zaginioną siostrą, Lucindą Rosarium, pewnie zeszłaby na zawał.
Zerknęła w stronę białowłosej i skinęła jej delikatnie głową, utrzymując bezpieczny dystans.
- Zasiądź na swym miejscu, moja droga, nie musisz wstawać - zapewniła po woli, wracając spojrzeniem jasnych tęczówek do mężczyzny.

Tyk - 23 Czerwiec 2011, 03:58

<Wyjdzie fatalnie bo spójrzcie na godzinę!>

Biedna obserwacja jest sposobem na życie, jednak nie ma się na niego wpływu. To tak gdyby oglądać w telewizji film, który można godzinami omawiać wspólnie z innymi. Można go opowiadać innym, nawet bardzo dokładnie zważywszy na możliwości ludzkie. Wciąż jest to jednak tylko i wyłącznie bierne odbieranie świata. Dlaczego zatem nie zacząć tworzyć? Mieć wpływ na świat. Nie trzeba przecież przy tym wcale otwierać się na ludzi, lecz po prostu przekazując im własne myśli przez obrazy. Nie jest nic złego w tworzeniu, jednak białowłosy nie tylko nie czuł się zobowiązany, lecz nawet zdolny na wpłynięcie na Relyle. Oczywiście mógłby ją zmusić do tworzenia, miał ku temu środki zarówno lisie, polegające na oszustwach czy też słowach. Jednak w jego arsenale metod były też metody otwarte, często niezbyt przyjemne. Nie zapomnijmy jednak, że cóż to za artysta, który tworzy nie z serca, lecz z przymusu. Żadne szanujący się mecenas nie spojrzałby na takie dzieło, jeśli on sam był powodem, dla którego je stworzono. Dlatego też człowieczek może czuć się bezpieczny, chociaż czy na pewno? Białowłosy już raz postawił na swoim, przez co zamiast spacerować i zaspokoić jej ciekawość wciąż tutaj siedzą, a raczej Agasharr siedzi, gdzyż Verna i Relyla kłócą się oto która powinna zająć miejsce i co zabawne każda ustępuje miejsca drugiej. Z drugiej strony jest to urocze w pewnym sensie. Wracając jednak do wątku wcześniej zaczętego, białowłosy nie miał zamiaru zakończyć na odmowie, a postanowił ją przekonywać, chociaż nie zapomnijmy, że pojawienia się jego siostry nieco to zmieniało. Był zdziwiony! Chociaż na zewnątrz wciąż zachowywał spokój, to wewnątrz wymieszały się uczucia radości, przecież nie zawsze odnajduje się po tak długim czasie członków rodziny, z drugiej zaś strony nie rozumiał tego wszystkiego. Dlaczego akurat teraz? I w tym wypadku pytanie nie oznaczało: "Czemu nie później, w lepszym momencie" lecz "Czemu DOPIERO teraz, gdzie była tyle czasu". Gdzie była, pytanie bardzo dobre zważywszy na jej zmieniony wygląd, choć czy było to coś strasznego? Oczywiście taki Abdio mógłby się przestraszyć, lecz Rosarium w swoim długim życiu niejedno już widział i nowy wygląd jej siostry nie zaliczał się do strasznych, a nawet biorąc pod uwagę mieszkańców krainy luster nie był niezwykły. Z drugiej jednak strony inaczej ją zapamiętał. Jak? Wystarczy przejść się po bibliotece, gdzie wiszą rodzinne portrety. Osoba, która wie gdzie szukać bez problemu odnajdzie ten należący do zdziwionej byłej arystokratki. Bowiem nie tylko Relyla robi dokładne kopie otoczenia. Również Rosarium lubi wynajmować artystów by uwieczniali to co jest tego warte. Jednak nigdy nie pochwala marnowania talentu na same odtwórstwo.
- Rozumiem i nie mam zamiaru potępiać twojej chęci uwiecznienia rzeczywistości, która przecież przemija, a raczej zmienia się. Zmiana jest odpowiedniejszym słowem, zważywszy, że mówimy tutaj o przyrodzie, która w jakiejś postaci zawsze trwa. Jednak zamykanie się w samym naśladowaniu sprawia, że poznasz świat, nie poznając samej siebie. Czy nie chciałaś kiedyś naszkicować czegoś nie takie jakim jest w rzeczywistości? Może miejsce, którego nienawidzisz chciałaś pokazać jako złe, a może ulubione idealizowałaś? Nie oznacza to, że nie można wiernie odtwarzać rzeczywistości. Jednak zawsze to artysta przyjmuje punkt widzenia, on nie tylko odbija jak lustro, lecz wybiera sposób. Jednak to wciąż jest za mało by mówić o tworzeniu czegoś całkowicie nowego. Ja więc chcę byś posunęła się nieco dalej i skosztowała czegoś nowego, co przecież nie jest zakazane, a nawet wskazane i przeze mnie zalecane. - Oczywiście on mówił, a trzeba było jeszcze rozwiązać kwestie tego kto będzie ostatecznie tutaj siedział. Nie było większego problemu z tym, gdyż została wezwana służba, która po niedługim czasie przyniosła dodatkowe krzesło. Wracajac jednak do samej wypowiedzi, którą białowłosy ciągnał spokojnie z oczyma skierowanymi na Relyle, lecz często spoglądającymi na siostrę. Nie było jednak pośpiechu. Miał coś do powiedzenia i nie miał zamiaru robić tego w sposób typowy dla dzisiejszych ludzi, a nazwany niegdyś na cześć krainy, gdzie był praktykowany lakonicznym. Jednak nie jesteśmy w Sparcie, a Agasharr przywykł do używania wielu słów.
- Natura sama w sobie jest piękna, jednak dzika, co moim zdaniem odbiera jej nieco uroku. Nie ma bowiem piękna tam gdzie trwa ciągła walka. Dlatego też ogrody przewyższają pięknem naturalnie rosnące łąki, choć wymagają znacznie uważniejszego doglądania. Gdyż tamte i bez ingerencji człowieka będą rosnąć, ogród zaś jest znacznie delikatniejszą strukturą. Trzeba przyznać, że piękno czasem kosztuje. Co nie oznacza, że nie jest warte ceny. Obserwując cię nachodzą mnie obawy, że jeśli wpuszczę cię już do swoich ogrodów, które jak widzisz są obszerne, gotowa jesteś spędzić tam nie godzinę, nie dzień, lecz tygodnie. Oczywiście nie zabraniam ci tego, więc moje obawy mogę odrzucić na bok.
Tutaj przerwał i spojrzał na swoją siostrę. Niech Relyla przemyśli to co powiedział, a on zajmie się rozmową znacznie trudniejszą. Jak jej wytłumaczyć kim jest? Jak powiedzieć, że się znają. Jak jednocześnie nie poruszać niewygodnych tematów w obecności osób trzecich? Tyle pytań, a czasu tak mało. Dlatego też odrzuciwszy wszelkie wątpliwości postanowił po prostu mówić, przy okazji uśmiechając się do niej.
- Czy się spotkaliśmy? Oczywiście, że tak! O czym jednak opowiem nieco później. Nie chcemy przecież zanudzać naszego gościa wspomnieniami. Mam jednak nadzieję, że zostaniesz tutaj na dłużej, pomimo iż nie pamiętasz kim jestem i zapewne nie pamiętasz tego miejsca i dziwnym, a nawet można rzecz cudownym trafem trafiłaś właśnie tutaj. Zresztą twój pokój może być gotowy nawet teraz jeśli chcesz odpocząć.
Tyle mogła usłyszeć Relyla, po czym białowłosy postanowił na chwilę zamilknąć i wreszcie oświecić biedną Verne, jednocześnie mówiąc jej żeby nie zadawała pytań? Z jednej strony bezczelność, z drugiej zaś pozostawienie tego na czas gdy będą sami i będzie swobodniej mógł z nią rozmawiać. Dlatego też zakończył swoją wypowiedź, po krótkim spojrzeniu na Rel, takimi słowami.
- Siostro, oczywiście wiem, że skoro nic nie pamiętasz moje słowa mogą wydać ci się niejasne, jednak jak na razie dobrze będzie po prostu mi zaufać, a następnie wszystko się wyjaśni.
Pamiętajmy, że mógł być wzięty za wariata prawda? Nie mówił jednak jak wariat, ani też nie miał dla tej grupy ludzi typowych zachowań. On był spokojny przez cały czas i przerwy jakie robił pomiędzy wypowiedziami mogły wskazywać, że myśli nad tym co powiedzieć, choć sama wypowiedź była dość płynna i pozbawiona typowych yyyy'owych wstawek. Na dodatek sam miał świadomość jak niejasna jest jego wypowiedź, względem własnej siostry. Skierował swoje spojrzenie przed siebie, widząc oddalony horyzont. Zamknął oczy i chociaż wciąż uważnie zważał na to co mówią i czynią jego rozmówczynie, to na chwilę przestał wodzić wzrokiem od jednej do drugiej. W tej właśnie pozycji wypowiedział kolejne zdanie.
- Niebawem udam się na spacer, w którym obecna tutaj osoba, której to na imię Relyla, będzie mi towarzyszyć. Mam nadzieję Siostro, że nie odmówisz również swojej obecności.
Właśnie zaprosił kolejną osobę na spacer, który wciąż odkładał, przekładając ponad niego rozmowę. Co więcej wciąż nie zmienił zdania, choć teraz jego umysł został pochłonięty przez coś innego. Myślał bowiem nad tym, czy zguba uwierzy w jego słowa. Chyba, że jej utrata pamięci była udawana, jednak taka myśl tylko przemknęła niczym błyśnięcie, co chociaż rozświetli mrok na sekundę, nie zmieni niczego. Zbyt nietrwałe i nie mające żadnego przedłużenia zniknie i ustąpi miejsca ciemności, a raczej szczerości niewiedzy w obecnym wypadku.

Anonymous - 23 Czerwiec 2011, 11:48

Z początku trochę się wahała gdy miała siadać, jednak po chwili zrobiła to. Słuchając Panny Verny poczuła jakiś dziwny spokój. O dziwo nie bała się tek kobiety tak jak wcześniej. Przebywanie z nią sprawiło Relyli w pewien sposób radość, której nie pokazywała innym, a to dlatego że sama jej nie rozumiała. Teraz grzecznie siedziała i wpatrywała się w swego rozmówce. Słuchała jego wchłaniając jego słowa dokładnie i zastanawiając się dogłębnie nad jego słowami. Dlaczego on uważał że tworzenie własnej natury jest piękniejsze od tego co otacza? Czy to co jest wokół niego nie wystarcza mu? Uważała też poznanie otaczającego świata jest równie ważne co siebie samej. Dlatego jej wypowiedź póki co była taka a nie inna.
-Być może kiedyś zajmę się pokazaniem, tego co w mojej głowie powstanie. Lecz póki co wolę tworzyć co widzę. To dlatego że szkicowanie to dla mnie jedyny sposób poznawania świata.
To była prawda. Dziewczyna była raczej nieśmiałą osobą i często w przeszłości swej właśnie tak uchwyciła zachowywanie ludzi na znajdujących się na rynku lub gdzie indziej. Relyla zastanawiała się też dlaczego Panicz uważa że dziwka natura nie jest piękna? Czyż to nie wspaniałe że ona kroczy własną ścieżką i rządzi się swymi prawami? Nie pytała o to, gdyż wiedziała że każdy ma prawo do własnego zdania.
-Uważam że natura stworzona przez człowieka jak i świat jest równie piękna, gdyż wszystko rządzi się własnymi prawami.
Podsumowała krótko jego wypowiedź i spojrzała na Panią. Zdała sobie sprawę że teraz patrząc na kobietę nie odczuwała tego strachu to wtedy w Fusowym Gaju. Być może wtedy odczuwała strach przez to że wtedy było więcej osób przytłaczających ją swą obecnością. A być może dlatego że teraz wiedziała że kobieta nie może jej zrobić krzywdy, choćby dlatego że znajdowała się tutaj osoba trzecia, Panicz Asgasharr. Czuła że w tym otoczeniu nie może stać się większa krzywda.

Verna de Clare - 24 Czerwiec 2011, 19:34

Gdyby kobieta określiła całe to zajście jakimś marnym żartem, na pewno o wiele by się nie pomyliła. Przynajmniej w jej mniemaniu. Obserwowała bacznie białowłosego mężczyznę bladymi, iskrzącymi się ślepiami, których barwa przywodziła na myśl soczysty, górski kryształ zatopiony w błękitnych wodach laguny.
Gdy stała tak w wejściu, za plecami mając balkon, a przed sobą dwójkę zupełnie obcych jej ludzi, nie mogła pozbyć się natrętnego wrażenia, iż winna ich znać. Uczucie to falowało pod skórą, podrażniając wszelkie receptory ciała, umysł wydawał się otępiały i nie zdolny do obiektywnego ocenienia sytuacji. Znieruchomiała, powalona nawałnicą własnych odczuć i sprzecznych bodźców, które nakazywały jej krzyczeć, śmiać się, uciekać, zostać i pytać, o co tu, u diabła, tak na prawdę chodzi. W tej chwili déjà vu podsuwało jej odległy obraz sprzed dwudziestu czterech lat, gdy przebudziła się w laboratorium, nie pamiętająca kompletnie kim była, kim jest, gdy sprzeczne rozkazy ciała i umysłu sparaliżowały ją w podobny sposób, jak teraz.
Wydawać by się mogło, iż wygląda przekomicznie, z lekko rozszerzonymi oczyma, w których malowało się przerażenie i zagubienie, zmieszane z odrobiną frustracji i niepewności. Jednak było w tym też coś przerażającego i nienaturalnego, co mogło przywodzić na myśl małego, zielonego owada kanibala - modliszkę.
Odchrząknęła cicho, mrugając powiekami, gdy do środka wszedł służący, usłużnie podstawiający trzecie krzesło. Kobieta słuchała wywodu Arystokraty, który nie wątpliwie zwracał się do jasnowłosego dziewczęcia. Przystanęła przy oparciu siedziska, opierając na nim z chrzęstem nieludzkie dłonie, gdzie palce zacisnęły się z mocą, rysując lakierowana powierzchnię drewna. Obserwowała tych dwoje, mężczyznę zatopionego w dyspucie z młodą dziewką, rozprawiających na temat sztuki. I znowu uczucie znajomości zafalowało paroksyzmem w piersi kobiety, powodując nieznośny ból i kłucie, sprawiające, iż miała ochotę zatopić szpony we własnej piersi i wyrwać nieposłuszny organ, by zdusić go w bestialskich łapskach. Przy nich czuła się obco i swojsko jednocześnie. Pragnęła być taka jak oni, ludzka, bez tych chrabąszczowych przedramion, bez torebek jadowych, pozbawiona krwiożerczych zębów. Chciała zasiąść przy nich przy jednym stole i wdać się w gorącą dyskusję na temat piękna i niezależności sztuki. Marzyła, by chociaż raz w życiu, mogła odczuć normalność, nie zaprawioną rozgoryczeniem, które w każdej chwili mogło zamienić się w gniew, skutkujący w napaści. Palce Verny drżały, jednak nie było to niczym nowym. Było to spowodowane dietą, którą musiała stosować. Nie od dziś wiadomo, iż ludzkie mięso jest słodkie, co powoduje drżeniem nie tylko rąk, ale i całego ciała, nadpobudliwością.
Wielu uważało ją za potwora, jednak nie była taka ze swojej winy, to ludzie zadecydowali, jaka miała być.
Wszakże antropofagia jest zjawiskiem spotykanym także i u ludzi, które często ma podłoże religijne. Do najbardziej znanych przypadków kanibalizmu doszło ok. 1820 r. w Basutolandzie (obecnie Lesotho). Kiedy zapanował głód, miejscowe plemiona zaczęły polować na sąsiadów, których następnie zjadano. Ludzkie mięso tak napastnikom zasmakowało, że kanibalizm zaczęto uprawiać regularnie. Schwytanym ofiarom łamano nogi, by nie mogły uciec. W ten sposób powstało coś w rodzaju "żywej spiżarni". Za największy przysmak uchodziły dzieci i kobiety. Szczególny rodzaj kanibalizmu praktykowany bywa do dziś w Chinach, gdzie zjada się ludzkie płody. Kanibalizm współcześnie zdarza się wśród ocalałych ofiar katastrof, np. lotniczych lub morskich. Kanibalizm zdarza się współcześnie także wśród morderców, często seryjnych zabójców, mając niekiedy podłoże seksualne. Do znanych wypadków kanibalizmu o takim podłożu należy przypadek mordercy Armina Meiwesa, niemieckiego informatyka, poszukującego przez Internet młodych mężczyzn, w celu zabicia i zjedzenia. Innym głośnym przypadkiem było zamordowanie i zjedzenie człowieka przez Anthony Morleya, zwycięzcę pierwszego konkursu na najpiękniejszego geja w Wielkiej Brytanii Znane są także przypadki autokanibalizmu – przymuszonego lub dobrowolnego. O tym rodzaju kobieta przekonała się na własnej skórze... Jednak to długa historia, której nie będziemy teraz opowiadać.
I gdzie tu sprawiedliwość? Verna obchodziła się ze swymi ofiarami o wiele bardziej litościwie. Wstrzykiwała dużą dawkę jadu w główną arterię szyjną, która niemal ze skutkiem natychmiastowym wywoływała zastój pracy serca. Gdy człowiek umarła, pożerała jego zwłoki, jeszcze ciepłe, pachnące adrenaliną, kości zbierała i grzebała w ziemi. Po każdym takim morderstwie potrzebowała kilku dni na dojście do siebie. Najgorszy okres był tuż po spożyciu ofiary... Tego wydarzenia nie potrafiłaby zapomnieć do końca życia, chociaż, Bóg jej świadkiem, jeżeli istnieje, iż nie raz i nie dwa o tym marzyła. Czasami miała dość własnej ochoty, popadała w skrajne nostalgie, które, gdyby nie jej wola życia, zakończyłyby jej żywot.
Kobieta przełknęła nerwowo śliną, czując pieczenie w kącikach oczu. Dlaczego MORIA wybrała akurat do tego pieprzonego eksperymentu? Dlaczego musieli akurat jej życie rozpierdolić w drobny mak?! Gdyby dorwała pomysłodawcę tego projektu, z chęcią urwałaby mu ten durny łeb i zmiażdżyła w krwawą miazgę...
Zaczerpnęła gwałtownie powietrza do płuc, czując jak serce niemal wyrywa się z piersi, uderzając z mocą o żebra, powodując paroksyzm bólu. Miała ochotę odwrócić się na pięcie i uciekać stąd czym prędzej, by nie narazić tej dwójki na jej towarzystwo. Była tego bliska, gdy Arystokrata postanowił do niej przemówić ponownie. Zamrugała powiekami, powstrzymując wzbierające w kącikach oczu łzy. Zacisnęła z mocą szczęki, chcąc uspokoić swe poszargane nerwy.
Nie była zdolna wypowiedzieć ni słowa. Przynajmniej w tej chwili. Jedynie skinęła głową w odpowiedzi, bojąc się odejść od krzesła, gdyż nie miała zaufania do swych nóg, które wydawały się odmawiać jej posłuszeństwa.
Że też licho ją jakieś skusiło zabłądzić do tej Anielskiej Twierdzy! Dlaczego los tak usilnie upominał się o swoje?! Czyż nie było lepiej, gdy pozostawała w kompletnej niewiedzy swej przeszłości?! Czyż nie mogła zyć, tak jak do tej pory?!
Kobieta dopiero po jakimś czasie zdała sobie sprawę, jakiego epitetu użył jej rozmówca.
Siostro. Siostro?
Bała się, okrutnie się obawiała, gdyż jej świat, który tak skrzętnie budowała od ucieczki z MORII, walił się właśnie w gruzy.
Stała tak, milcząc, sparaliżowana. Patrzyła na nich, przygryzając dolną wargę, czując jak słone, metaliczne kropelki nasyciły jej język. Drgnęła nagle, mrużąc jasne czy, w których tak wiele uczuć poczęło się tlić. Nim odwróciła się na pięcie, przyjrzała się uważniej dziewczynie, starając się wypędzić gorące uczucie ze swego serca. Miała ochotę przygarnąć ją do swej piersi i utulić ramionami, które dawały bezpieczeństwo także i jej zmarłej córeczce - Loulie. Zadarła lekko podbródek, wyciągając dłoń w stronę dziewczęcia, gdzie musnęła ją delikatnie w policzek.
- Sądzę, dobry gospodarzu, iż lepiej będzie, gdy naszą rozmowę przełożymy na inny termin, wszakże nie było mym zamiarem zakłócać twego spokoju, panie - tu skinęła oszczędnie głową. Wyprostowała się, a w pozie tej było wiele rozpaczliwej próby pewności siebie, a także rodzącej się rezygnacji. Kłamstwem, ułudą, tym była. Odwróciła się płynnie, kierując swe kroki ku wyjściu, tam zahaczyła stopą o próg i zachwiała się. Jednakże szybko odzyskała równowagę. Minęła strażników i przyspieszyła znacznie, pragnąc czym prędzej ulotnić się z tego przeklętego miejsca, które raczyło ją obcymi wspomnieniami.
zt

Tyk - 25 Czerwiec 2011, 02:37

Nie jest całkiem tak, że uważa naturę dziką za brzydką. On po prostu stawiał na przedzie to co zostało starannie ręką człowieka zadbane. Oczywiście, gdyby nie twory świata, to i ludzkie nie byłyby możliwe. Co więcej niektóre miejsca nie mogłyby zostać stworzone ręką człowieka, gdyż nie posiadałyby takiego uroku. Pradawne mistyczne gaje, czy też wielkie puszcze. To wszystko jest ponad człowiekiem i pokazuje przewagę świata, nie posiadającego rozumu, nad myślącym, lecz wątłym człowiekiem. Przewagę, której człowiek nigdy nie będzie zdolny zniwelować, bo nawet najbardziej rozwinięte cywilizacje są możliwe tylko dzięki naturze. Pod uwagę można wziąć marmur, który sam w sobie jest po prostu skałą, niczym niezwykłym. Jednak powstałe z niego gmachy i posągi są już zachwycającym dziełem sztuki. Jednak gdyby nie "zwykła skała" nie powstałoby dzieło sztuki. Taka też jest relacja natury z człowiekiem. Jednak inaczej jest jeśli chodzi o piękno. Sama w sobie natura potrafi zachwycić, lecz jak wspominaliśmy świat nie ma umysłu, nie tworzy coś z walorów estetycznych, a przez konieczność. Dlatego też las nie był tworzony by być pięknym. Jest tworem wartym uwagi, lecz z innych względów. Natomiast twory człowieka są tworzone by stać się pięknymi. Ten świadomy akt kreacji jest przewagą człowieka nad naturą. Przewagą, która jest zawarta w samej myśli i w jej nieograniczonej zdolności twórczej. Dlatego właśnie ogrody są piękniejsze od łąk, gdyż są tworzone by być pięknymi. Jednak nie oznacza to, iż piękno nie może być dziełem przypadku, lecz wtedy tego piękna jest mniej. Oczywiście trzeba rozróżnić sztukę ogrodnictwa i architektury, od industrializacji, która wykorzystuje naturę nie w sposób twórczy. Przemysł podobnie jak świat nie tworzy dla piękna. Tyle, że w wypadku przemysłu napędem nie jest konieczność, lecz pieniądz. Wszystko robi się tak by jak najmniejszym kosztem jak najwięcej zarobić. Toteż i owoce przemysłu nie są piękne. Jednak nie zapędzając się za daleko, wróćmy do tematu. Wiemy już dlaczego białowłosy uważa twory człowieka za piękniejsze od tych natury. Łączy się to z jego nakłanianiem do samodzielnego tworzenia. Oczywiście Agasharr rozumie, że ona poznaje świat przez rysunki, że ma problem z odbiorem go inaczej. Z drugiej jednak strony nie zapomnijmy, że pozostaje bierna. Oznacza to, że nie jest wstanie nic zmienić na lepsze, ani nawet najprostszych rzeczy tworzyć. Czy coś z tego wynika? Bynajmniej nie fakt problemów ze sprzedaniem. Obecnie mało kto zwraca uwagę czy dzieło coś przekazuje, a bardziej liczy na samą estetykę. Jednak szkice Relyli nie są tylko wyrazem jej estetyki, lecz, a może nawet przede wszystkim, epistemologii. Agasharr zaś nalega by dołączyć również etykę. By przez szkice wyrażała również siebie. Jak wspominałem poprzednio już to robi w niewielkim stopniu, lecz to za mało. Co jednak daje wyrażanie siebie? Może to, że biedny człowieczek przestanie obawiać się wszystkiego. Przestanie być szarą istotką, która obawia się każdej napotkanej persony? W jaki sposób to może pomóc? Tutaj nie mnie należy pytać, a prawdziwych psychologów, nie bowiem tych, którzy szukają nieistniejących chorób. Chociaż trudno zaprzeczyć jeszcze jednemu ważnemu aspektowi szkiców twórczych. Nie można odrzucić całkowicie tezy, że w ten sposób lepiej pozna samą siebie. Oczywiście każdy do pewnego stopnia ma autoświadomość. Wie dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej. Mało który człowiek jednak jest wstanie poznać wszystkie swoje motywy. Zrozumieć własne "Ja" do tego stopnia, że będzie wstanie przewidzieć swój ruch w dowolnej sytuacji. Trzeba przecież pamiętać, że są dwa rodzaje sztuki. Jedna wyuczona, w której skład wchodzą przekazywane przez ludzi umiejętności. Do tego zaliczyć można wszelkie formy liryczne, malarskie, architektoniczne. Jednak jest też coś co romantycy nazywali czuciem, natchnienie, wena, wrodzona zdolność tworzenia. Inni mówią na to talent. Wszystko jednak zamyka się w zdolności umysłu do kreowania piękna. Jeśli odrzucić, bądź ograniczyć pierwszy z rodzajów sztuki, autor tworzy dzieło będące szczerym zapisem jego wewnętrznych uczuć. Im więcej sztuki wyuczonej, tym zaś więcej celowości i mniej spontaniczności. Sztuka wbrew sobie jest skrajnym przykładem tłumienia wrodzonej. Podsumowaniem wszystkich zawartych powyżej wniosków były słowa białowłosego, które zabrzmiały łagodnie w powietrzu.
- Czy nie uważasz moja droga, że i siebie warto jest poznać? Przecież od tego kim jesteśmy zależy też jak odbieramy świat. Przykładem może być to co myślisz na przyjście tutaj mojej siostry. Co ty myślisz wiesz najlepiej i nie każe ci się z tego zwierzać, nie tylko dlatego, że tak naprawdę nie jest to istotne, lecz szczególnie dlatego, ze to twoja prywatna sprawa. Ja jednak cieszę się z wizyty siostry, która gdzieś mi zaginęła i długi czas mnie nie odwiedzała, a i wszelkie poszukiwania jakoś nie przyniosły efektów. Wątpię jednak by twoje spojrzenie na sprawę było takie samo. Podobnie jest ze wszystkim. Tam gdzie jedni widzą piękny pałac inni dostrzegają siedzibę obłudy, a jeszcze inni patrzą jak na dom. Podobnie jest z naturą. Niektórych nie zachwycają ogrody, wolą zaś las. Ja osobiście stawiam przetworzone dzieci natury ponad tymi, które bez opieki pną się w górę. Chociaż oczywiście tezę moją popieram również faktem, iż natura nie tworzy dla piękna, lecz dla konieczności. Inaczej zaś jest ze sztuką, której poza innymi celami, nadanymi przez autora, jest również cel estetyczny, będący nieodzownym elementem.
Gdy skończył jego spojrzenie, które zawiesiło się na twarzy Relyli, powróciło na Verne. Oczywiście nie było to tylko zerknięcie, gdyż przez cały dialog między nimi był na nią skierowane. Nie wyłączając wypowiedzi Arystokraty, która nie tylko była mnoga w słowa, lecz co więcej słowa wypowiedziane wyraźnie, bez pośpiechu i w sposób taki aby nad każdym była sekunda zastanowienia. Wszystko razem złączyło się w harmonijny ciąg dźwięków i znaczeń. W tym samym czasie druga rozmówczyni przeżywała dramat swej osoby i niezrozumienia. Jej oblicze jasno pokazywało uczucia, których nie była zdolna ukryć. Cała jej postawa okazywała jak bardzo utrata pamięci jest problematyczna, gdy spotyka się kogoś kto mimo wielu przeżytych lat znakomicie zna swoją przeszłość. Oczywiście Agasharr nie miał pojęcia, że jego słowami zburzył jeden świat, lecz czy nie dlatego by zbudować inny. Chociaż w tym wypadku trafniej będzie użyć słowa odbudować, ze względu na odnowienie czegoś, co istniało przed eksperymentem na Vernie. Oczywiście jej inność nie była żadną przeszkodą. To prawda, ludzie często obawiają się czegoś innego. W Europie bano się żydów, arabów, mongołów. Dlatego, ze byli inni, nie tylko wyglądem, a przede wszystkim zachowaniem. Podobnie jest było z społeczeństwami konserwatywnymi, często obawiającymi się zmian do tego stopnia, że i słusznym decyzjom przeczyły. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że w wypadu Verny to nie tylko inność, lecz brzydota. Jej ręce trudno jest określić słowem "Piękne". To nie jest jednak świat ludzi. Tutaj znacznie łaskawiej patrzy się na wszelkie rzeczy mogące u zwykłych śmiertelników uchodzić za brzydkie. Dla karmazynowych oczu Rosarium w nowej postaci Siostry nie było nic szkaradnego. Oczywiście duży miały też wpływ uczucia. Raz jeszcze powtórzę tezę o relatywizmie odbioru wrażeń. Często jedna rzecz inaczej wygląda gdy wykonują ją różni ludzie, a odbiór zależy od tego co o tym człowieku myślimy. Gdy na chodniku położy się umiłowana nam duszyczka, której ciało zacznie turlać się po ziemi, uznamy to za urocze. Natomiast jeśli ujrzymy jak ktoś neutralny tak czyni uznamy go za dziwaka, bądź osobę zabawną, a to też zależy czy wygląd takiej osoby przypadnie nam do gustu, czy też będzie obojętnym. Jednak jeśli kogoś nie lubimy i zobaczymy jak tarza się po chodniku przez głowę naszą najgorsze uczucia przejdą. Wszystko zmienia tutaj patrzący. Podobnie jest z opinią publiczną, chociaż tam wydawałoby się można wykluczyć stronniczość. Jednak spójrzmy jak spoglądano na Ludwika XIV w dobie rozkwitu potęgi Francji, a spójrzmy jak nieprzychylnie krzyczano na ulicach Paryża w przededniu Wielkiej Rewolucji. Tak samo też było z Aleksandrem Wielkim, który za życia był najpotężniejszym wodzem, zdobywcą jakiego świat jeszcze nie miał i mieć nie będzie. Tego, który opanował potężne, zagrażające Helladzie imperium. Był wzorem, do którego dążył Cezar. Był wodzem, którego czcił Napoleon. Tym, który nie przegrywał, chociaż nieraz był o włos od porażki. Tym, który rozbił pięciokrotnie liczniejszą armię Dariusza. Ów wódz stał się nosicielem kultury Hellenistycznej do barbarzyńców, którymi przecie Persowie wcale nie byli. Tak było gdy ludzie zaczęli odkrywać nowe tereny i ludy inne niż europejskie i choć ciekawe to mniej rozwinięte. Jednak kim stał się po dwóch wstrząsach, co przeszły przez świat w niedawnych czasach? Gdy przelały się przez Europę armie Rosji carskiej i bolszewickiej, Niemieckie, Francuskie, Brytyjskie, Amerykańskie i wiele innych o mniejszym znaczeniu. Wszystko to pod wodzą charyzmatycznych wodzów, o nieograniczonej władzy. Hitlera, Stalina, Mussoliniego. Po nich już inaczej odbierano Aleksandra, którego z nimi zaczęto utożsamiać. O tymże samym pisał w wierszu pewnym jeden z wieszczy polskich. On również wiedział jak często ludzie niedocenienie za życie po śmierci, po dorośnięciu ludzi do ich geniuszu, stają się wielkimi. Ci, których najpierw na śmierć, wygnanie, zapomnienie skazują, później w pomnikach i pieśniach uwieczniają. Dlatego też dobry brat nie mógł spojrzeć na swoją siostrę ze wstrętem. To przecież była jego siostra, to było najważniejsze, nie zaś fakt, że zmieniła się. Przecież też nie wolno się oszukiwać, że sama dała sobie to zrobić dla większej siły. Bo po cóż arystokracji siła? Jeden sztylet nie jest nawet potrzebny, przecież ma się całe armie na wezwanie. Jeśli zaś one nie podołają wrogowi to i szpony tego nie uczynią. Są wyjątki, lecz nie o nich tutaj prawmy, a o tym co białowłosy zrobił widząc zachowanie swej siostrzyczki. Agasharr nie potrafiłby zrozumieć jak można nie chcieć poznać przeszłości, ten wiecznie żądny wiedzy arystokrata nie potrafił zrozumieć jak można zignorować tak ważną część życia, która nawet jeśli nie jest zapamiętana to odbija się w osobowości. Jednak jego rozmówczyni wciąż milczała. Nic dziwnego, skoro mówi do niej jakby znał ją od lat, a on zaś nie wie nawet jak Rosarium się nazywa. Kto przyjąłby łatwo coś takiego? Nie zapominając też o uczuciach znajomości miejsca i postaci, które towarzyszyły jej wcześniej. Może tylko dlatego nie nazwała go szaleńcem i mimo wszystko zmuszona była wierzyć? A raczej się zastanowić, bo czy uwierzy? Gospodarz i Autokrata postanowił, że da jej odpocząć, a raczej da jej w samotności podjąć decyzję czy wierzyć, czy też nie. Nie okładał tego na później dla siebie. On był gotowy pomówić z nią w każdej chwili, lecz czy Relyla powinna przy tym być? Czy Verna chciałaby poznać prawdę o sobie przy świadku? Oraz czy świadek, który chciał odbyć spacer chce wysłuchiwać spraw rodzinnych. Jednak raz jeszcze przemówił, tym razem do siostry, ponawiając swą propozycje i nowe elementy dodając.
- Siostro, widzę, że brak pamięci ci doskwiera. Widzę, że wprowadziłem w twoim umyśle spore zamieszanie. Może umyślnie, temu nie przeczę, lecz nie dlatego by trzymać cię w niepewności, lecz byś zrozumiała wszystko co mam do przekazania. Jednak nie chce cię zmuszać jeśli jesteś wciąż rozdarta czy uwierzyć moim słowom. Jeśli więc nie jesteś gotowa ze mną teraz porozmawiać to nalegam byś udała się do twojego dawnego pokoju, który pomimo, że przez nikogo nie zamieszkany przez tyle czasu jest gotowy do użytku. Tam będziesz mogła odpocząć i przemyśleć czy masz zamiar ze mną porozmawiać i wszystko mi wyjaśnić. Jednak równie dobrze, jeśli twój stan jest tylko chwilowy, ponawiam propozycję spaceru, który zbliża się krokami choć małymi, to pewnymi i regularnymi.
Po tych słowach raz jeszcze jego spojrzenie skierowało się na Relyle, która to przecież była artystką, a Rosarium mecenasem. Pomimo, że rozmawiał z siostrą o sprawach rodzinnych, to chwilę później prawił już o sztuce. Jego twarz nie zmieniła się przy tym, chociaż w oczach widać było, że czuje raczej radość niźli obrzydzenie nowym wyglądem siostry.
- Zanim jednak na spacer wyruszymy chciałbym jeszcze o kilka rzeczy spytać. Bowiem jak wiemy sztuka nie pochodzi tylko z wrodzonych zdolności. Zawsze wymagane są jakieś zdolności. Nierzadko jednak można posiąść je samemu, bądź udoskonalić na poziom nieznany wcześniej. Kto zatem cię uczył szkicować? Bo jak rozumiem robisz to z natchnienia. Nie z przymusu, czy dla pieniędzy. Tworzenie daje ci przyjemność, choć jak już mówiłem i mówić będę, wyrażanie siebie w tworzeniu da ci równie wiele, jeśli nie więcej
Nawiązał oczywiście do dwóch części składowych sztuki, która to pojawiła się uprzednio w jego przemyśleniach. Dlaczego jednak spytał oto kto ją uczył? Może znał nazwisko, jeśli tak, zdradzi mu to również pewne tajniki jej kunsztu, chociaż już zdążył ogólnikowo poznać jej techniki, przecież widział przykłady dzieł. Zapewne nie wszystkich, gdyż ktoś dla kogo jedyną formą poznawczą jest szkic musi ich robić dużo, tak dużo, że nie sposób mieć ich pod ręką zawsze. Przez cały czas białowłosy siedział na swym krześle wygodnie, oparty plecami, z dłońmi na swym miejscu. Jedyne co nie pasowało i zaburzało porządek idealnego zajmowania krzesła był fakt obrócenia głowy do dwójki osób, z którymi białowłosy rozmawiał.

Anonymous - 25 Czerwiec 2011, 13:08

Relyla wpatrywała się z swego mówce. Poprzez jego słowa zrozumiała że to co on poujmuje za piękno najwyższe różni się od tego co ona sama podziwiała. Wiedziała że Arystokrata również lubi piękno dzikiej natury, ale też zrozumiała dlaczego w tym miejscu jest tyle piękna stworzonego przez człowieka. Ten Pan tego domu uwielbiał piękno zawarte w dziele człowieka. Podziwiał coś co mogło się równać prawdziwiej naturze a nawet ja przewyższać. Relyla również to podziwiała jednak dla niej nie liczyło się to tak bardzo jak dzika natura. Dla niej to ona górowała nad natura stworzoną sztucznie. Dlaczego? Bo to ona dawała jej jedyne ukojnie w jej dzieciństwie. To ona prowadziła ją przez życie ukazując się w różnych formach. Nie podziwiała nic innego ta bardzo, gdyż tylko dzięki temu poznała siebie. Tak, to prawda jasnowłosa znała siebie. Pan Agasharr mylił się według niej mówiąc że pozna siebie tylko dzięki tworzeniu tego co widzi w swej głowie. Jednak wiedziała że te obrazy nie zachwyciły by nikogo a nawet jeśli t każdy patrząc na nie czułby smutek. A do ich oczu napływały by słone łzy, które chciałby się uwolnić. Z pod jej ręki mogłaby wyjść jedynie najsmutniejsza historia pokazana obrazami smutku. Ukryta w szarości i bieli ołówka. Widziała że jej przeszłość nazbyt na nią napierała jednak przez te dwadzieścia cztery lata życia poznała sposób ukrycia tej prawdy która za nią szła jak prześladowca. Szkicowała piękno otaczającego świata, ukazując radość jaką jej to daje. Jednak wiedziała i czuła że natura stworzona przez innych była równie kojącą o dzika. Dla niej ważne było by to co ją otacza istniało i dało radośc jej i innym, kojąc jej smutne cerce. Po tym dłuższych rozmyśleniach i wysłuchaniu slow skierowanych do niej zwróciła swe szafirowe oczy na niego.
-Wiem że znam siebie. Bo wiem, że poznać siebie można nie tylko poprzez wyrażenie swych myśli na kartce papieru. Mój świat bez szkicowania byłby niczym. To moja jedyna ucieczka od czarnej przeszłości.
W tym momencie na chwilę przerwała by wziąć większy oddech. Zastanowiła się czy mówić dalszy ciąg wypowiedzi. Tym bardziej czy mogła wspomnieć o wym Nauczycielu. W końcu jednak postanowiła dalej toczyć rozmowę. Po krótkiej chwili, znów można było usłyszeć jej delikatny i jedwabny głos wychodzący z jej malinowych ust.
-Być może szkicowanie natury nie odkryło do końca prawdy o mnie. Jednak w przeszłości miała swego Nauczyciela. Był on dla mnie przewodnikiem w mym życiu. To on mnie nauczał o tym kim jestem. Mimo wszystko myślę że gdybym miała stworzyć obraz z mymi uczuciami, byłaby to smutna historia pisana obrazami. Dlatego chciałabym póki moje myśli nadal nie są poukładane tworzyć radość natury i ludzi otaczających mnie.
Taka była decyzja dziewczyny. Jej przeszłość nazbyt wbiła się w jej serce. Umysł wciąż pozostawał stabilny i właśnie dlatego dokonywała takich a nie innych decyzji. Utrata miłości rodzicielskiej oraz później swego Nauczyciela była czym co ja bardzo bolało i nie potrafiła sobie z tym poradzić. Nie w takim stopniu by mogła żyć spokojnie wśród innych beż żadnych obaw. By móc tworzyć własne szczęście na papierze i pokazywać że innym.
-Rację ma Pan mówiąc iż każdy widzi własnymi oczami, inaczej niż my. Dla mnie natura jest naturą. I czy ktoś ją stworzył czy nie, nie jest bardzo istotną sprawą. Tak samo uwielbiam dzika naturę jak i stworzona przez innych. Dopiero gdy mój stan ducha będzie uspokojony, stworze coś dzięki czemu każdy kto spojrzy na obraz poczuje się spokojnie i radośnie ta jak i ja miałabym być w tamtym momencie.
To było postanowione. Nie czuła się na siłach by tworzyć coś, przez co każdy mógłby czuć się tak jak i ona obecnie. Chciała swymi szkicami dawać innym radość nie smutek. Kończąc mówić spojrzała na kobietę . Jej postawa była dla Relyli dość dziwna. Nie do końca rozumiała co tutaj się dzieje. Widziała jedynie, że kobieta odczuwała pewien strach. Widziała tez kolory uczuć kobiety, które pod wpływem tych emocji tak łatwo dochodziły do umysły Szklanej Dziewczyny. Relyla widziała, że Jaskółka emanowała teraz uczuciami niepewności i nie zrozumienia. Jasnowłosa zastanawiała się czy wieść o byciu siostrą, tego oto Arytsokraty aż tak bardzo mogła wpłynąć na je stan emocjonalny. Jednak cóż mogło się stać, ze oto ta kobieta nie wiedziała o tak silnie wiążących ja relacjach z tym mężczyzną? Dziewczyna pierwszy raz w życiu chciała komuś pomóc tak bardzo jak owej Pani Ludożerce. Chciała ukoić jej ból i cierpienie w jakim się znajdowała ale nie umiała pomóc sobie ze swoim smutkiem a co dopiero innym. W pewnym stopniu czuła się powiązana z tą kobietą. Czuła ze ich więź jest silniejsza niż więź brata i siostry. Tylko dlaczego jej nie rozumiała. Mogłaby by dalej nad tym rozmyślać, jednak przerwano jej. Mężczyzna znów zwrócił swe słowa w kierunku drobnej istoty jaką była Relyla. Zaciekawiło ja pytanie. Bo co niby miała ona odpowiedzieć, na pytanie o nauczycielu szkicu. Takowego nie było. Młoda dziewczyna od zawsze robiła to sama z siebie nie uczą się od nikogo.
-Nie posiadałam nauczyciela. Odkąd pamiętam sięgałam szkicownika i ołówka z własnej nie przymuszonej woli i ucząc się ukazywać świat takim jakim go widzę.
Wiadomo ze jej pierwsze dzieła nie były niczym wielkim. Były to tylko dziecięce bazgroły, jednak z wiekiem oraz z wytrwałą praca Jasnowłosa w końcu uzyskała taki a nie inny efekt swych prac.

Tyk - 4 Lipiec 2011, 04:31

Dlatego różnią się ich spojrzenia na piękno przyrody, że spojrzenie białowłosego jest znacznie bardziej obiektywne. Nie dlatego, że jego autokratyczne słowo jest prawem niepowetowanym, lecz dlatego, że swymi szkarłatnymi oczyma nie oceniał tego co uważał za dobre, kojące czy też przyjemne, lecz po prostu samo piękno. Bowiem piękno w czystej postaci pozbawione jest funkcji pocieszania czy moralizowania, lecz jest ono puste. Dlatego też choć spojrzenie Relyli jest subiektywne wcale nie jest gorsze, chociaż jej estetyka w jedno z etyką została wrzucona to czy oznacza to, że jej poglądy powinny zostać odrzucone? Nie! Jednak mimo wszystko obie strony mają rację, chociaż i rozmówczyni białowłosego gdyby tylko żyła w innych warunkach i ucieczkę znajdowała w ogrodach, to czy nie zmieniła by swojego sposobu myślenia? Jednak nie wolno w sprawach gustu rozmyślać w ten sposób, zważywszy, że nie każdy musi lubić róże, które w posiadłości mnogo zostały posadzone, nie tylko żywe, lecz również te z kamienia stworzone. Podobnie jest z aniołami, które swe skrzydła rozpościerają nad wieloma ścianami willi, jednak nie każdy lubi te niebiańskie istoty. Jednak nie szukajmy źródeł tych zamiłowań u Agasharra, bo jego życie znacznie bardziej jest złożone niźli to co prezentuje Relyla. Może przez wiek, może też przez brak wydarzeń tak ważnych, że na przyszłość mających wpływ trwały jak Horacego poezja. Dlatego właśnie nie szukając przejdźmy do tego jak na słowa reagował. Gdy głos dotarł do jego uszu czujnych zaczął pojmować sensn jej wypowiedzi, lecz z każdym słowem stawał się on coraz jaśniejszy. Twierdziła, że zna siebie, lecz w jakim stopniu? Czy tak dobrze potrafiła przewidzieć każdy swoje zachowanie, że mogła planować wszystko zaledwie dostając opis tego co będzie musiała przejść? Tak naprawdę życie ludzkie było zbyt krótkie. Było iskierką, która choć pokazywała czym jest ogień, to nie dało rady go w całości doznać. Ogniem zaś była całość osobowości człowieczej, zarówno świadomość jak i to co ukryte w najczarniejszych zakamarkach umysłu. Jednak jest wstanie zrozumieć, że jest artystką, która całe swe życie poświęciła sztuce, tyle, że nie z wyboru, a z konieczności. Bowiem kim by była gdyby nie znalazła swojego azylu w sztuce. Z drugiej strony tutaj możemy zapędzić się w pułapkę, bo czy człowiek, który zmuszony jest liczyć tylko na siebie nie ma szans stać się lepszym od innych? Weźmy pod uwagę szkicowanie, Rel sama się uczyła i stworzyła własny sposób na tworzenie rysunków, na dodatek bez niczyjej pomocy. Natomiast nad iloma artystami ciąży klątwa ich mistrza, przez którego są postrzegani. Jednak nie ma tu reguł niezmiennych i stałych, świat bowiem jest zbudowany z tak wielkiej liczby wyjątków, że nawet gwiazdy na najczystszym nocnym niebie nie są dostatecznym porównaniem ilości. Dlatego też nie mógł zgodzić się z jej stwierdzeniem, choć na razie nic nie mówił na ten temat i jakby zmienił całkowicie, choć tak tylko z początku się mogło wydawać, gdy pierwsze z łagodnych słów magnata wypełniły balkon. Dziwne, że jego siostra już odeszła, lecz nie chciał się tym przejmować. Dlatego miałby teraz ją zatrzymać, niech przemyśli wszystko tak gdzie będzie jej najwygodniej, a zapewne wróci, bo czy ma powód by swojego brata unikać i nie wrócić do miejsca gdzie jest cała jej przeszłość zapomniana, chociaż tak bliska, szczególnie podczas tego spotkania. Białowłosy skierował swoje spojrzenie na kogoś, kto również był jego krewną, choć tym razem bez jego wiedzy, bo dlaczego miałaby go oświecić? Niestety jednak pewna osoba nie może zostać pozostawiona samą nawet na kilka lat, bo już sobie dziecko zrobi, o którym widocznie sama nie wie, co więcej bratu własnemu nie powie. Jednak czy druga siostra jest lepsza, raz wodę na włosy Rosarium wylewając, innym zaś razem Co jednak powiedział? Słowa jego w takich ułożyły się dźwiękach:
- Zastanawiam się, czy pierwszym miejscem, w które się udam powinno być bliskie bibliotece, aby nie narażać się na spacer zbyt długi i szczegółów ominięcie. Sądzę zatem, że tak będzie dobrze, z drugiej zaś strony czy chcesz wszystko uwiecznić, czy tylko szczegóły wybierać? Bo w drugim wypadku mniej będzie potrzebnych przerw. Jednak oczywiście nie uznaje w pełni twoich poglądów, jednak jednej rzeczy nie tylko nie zabraniam, lecz jak najbardziej pochwalam, a mianowicie samego tworzenia. Wielu nie robi tego pomimo problemów, inni mając więcej czasu by oddać się natchnieniu zamykają przed nimi drzwi, jakby było potworem żądnym ich dusz.
Tutaj przerwał w celu zrozumienia jej kolejnej wypowiedzi. Mówiła o tym, że miała nauczyciela, a raczej przewodnika, gdyż do tego bardziej pasował użyty opis. Miała? Możliwe, że to on pokazał jej by tworzyła, oraz wskazał jej drogę. Pytanie tylko czy słuszną. Z drugiej strony jej smutek, który tak wyraźnie zaznaczyła i na który Agasharr nie inaczej jak tylko słowem odpowiedział i uśmiechem łagodnym.
- Dlaczego więc nie stworzysz historii smutku, przecież mogłaby ona być równie wspaniała co radości, czemu zatem ukrywać rzeczy nieprzyjemne. Oczywiście powiesz, że ja niczego nie doświadczywszy nie mam prawa pytać, może i masz racje, ale równie dobrze możesz być w błędzie.
Białowłosy zamknął na chwilę oczy, tak jakby nagle całkowicie zignorował to co toczyło się wokół niego. Rozmyślał w tej chwili, że brakuje mu ostatnio przedstawienia i musi jakieś rozkazać zorganizować, najpierw jednak pójdzie na spacer, tak więc wstał i powoli ruszył w kierunku wyjścia z balkonu, na którym się znajdowali. Jego oczy były już otwarte, ukazując światu ich piękną czerwień, która tak skrajne ma znaczenia. Może właśnie w tym również jest piękno? Bo czy wspaniałe nie jest gdy jedna rzecz ma skrajne znaczenia? Możliwe, że piękne jest to co zawiera w sobie skrajności. Jednak czy to oznacza, że harmonia nie może taka być? Kłamstwo! Pytanie bowiem czym jest piękno i dlaczego się je tworzy jest o wiele trudniejsze do wyjaśnienia niż to co jest piękne. Piękne jest przede wszystkim to co tworzone jest by zachwycało, później to co samo z siebie zachwyca, gdyż pomimo swych walorów jest jeszcze nie przetworzone. Na czym jednak polega ta cecha przedmiotów, uczuć czy zdarzeń, którą nazywamy pięknością? Może właśnie to, że jest dla oka miłe? Nie, nie na tym polega prawdziwe piękno. Nie rozważajmy zatem czym jest piękno, a weźmy pod uwagę, że białowłosy teraz nad czymś innym myślał i wcale nie nad tym, że pisanie posta po 16 godzinnej przerwie jest lekko chore! Na dodatek nigdy następować nie powinno, niestety jednak tak się stało czego wielce żałujemy. Nim jednak wyszedł postanowił w końcu przemówić i jeszcze jeden raz pozwolić światu słuchać swoich słów, a Relyli słowa pojmować.
- Powinniśmy już wyruszyć, aby słońca nie zaszło zasłaniając przy tym obrazy, które twoja ręka chce za pomocą oczu uwiecznić.

<beznadziejny ale cii Y>Y>

Anonymous - 11 Lipiec 2011, 11:32

Wyszła jak gdyby nic, pożegnała się i pozostawiła mnie znów sam na sam z tym mężczyzną. Dlaczego gdy to zrobiłam mój niepokój wrócił. CO prawda już trochę się przyzwyczaiłam do towarzystwa tak znakomitego pana jednak to nie wystarczyła. Kobieta która była dawała mi jakiś spokój na duszy dzięki któremu mogłam przebywać w towarzystwie tych ludzi. Czułam się bardziej bezpieczna i nie przejmowałam się aż tak tym że wkrótce Agasharr będzie mi towarzyszył w spacerze po jego domu. Dlaczego tak to nazwałam. Bo nie wiem czy mogę to nazwać zwiedzaniem. On już zna ten dom. Tylko ja chcę poznać piękno znajdujące się w tym otoczeniu, które tak bardzo mnie zachwyciło. Chce je uwiecznić i zachować dla siebie. Czy to ma jaką różnice gdzie zaczniemy. Raczej nie. Zawsze mogę uwiecznić to co zapamiętałam. Przecież nie zawsze natura stoi w miejscu, ludzie też nie a ja ich jednak uwieczniłam. Lubiłam ten sposób poznawania świata, bo wtedy mimo wszystko dostrzegałam więcej. Widziałam zachowanie które ludzie kreują na co dzień nie zastawiając się nad tym. Widziałam naturę która zmienia się pod wpływem wpływu ludzi, bądź wolno istniejąca przyrodę zmieniającą się pod wpływem czasu. Tak samo ludzie jak i natura. Wszystko miało swój czas by się zmieniać. Ludzie z dnia na dzień starzeli, natura z dnia na dzień wysychała. A wszystko na to by stworzyć nowe istnienia które będą istnieć dalej.
-Myślę ze warto obejrzeć wszystko osobno. Zawsze mogę narysować z pamięci to co zapamiętam, jeśli Panu to nie przeszkadza. Nie uwiecznię wszystkiego bo to nie możliwe. Zbyt wiele czasu by to pochłonęła. Chce uwiecznić to co mi skradło mą dusze.
Tą krótką wypowiedzią podsumowała co chciała powiedzieć. Chciała uwiecznić to co widziała gdy tu weszła. Tą naturę stworzona ręka ludzi. Ale nie całą. Wiedziała że jej urywki dadzą sztuce nastrój tajemniczy i będą piękniejsze, niż całość ukazana jak najdrobniej.
-Nie lubię smutku, który jest we mnie dlatego nie chcę go ukazać innym.
Takie było moje zdanie na ten temat i nie miałam zamiaru go zmieniać. Tymi słowami chciałam zakończyć ten nieprzyjmowany dla mnie temat. Jednak słysząc kolejne słowa wychodzące z jego ust uśmiechnęłam się delikatnie na myśl tak długo oczekiwanego zwiedzania. Ujrzenia wszystkie z bliska i poznanie tego cudu człowieka.
-Jeśli jest Pan gotów.
Nie chciała go pospieszać, ale miał racje. Lepiej ujrzeć wszystko w słońcu niż domyślać się kształtów i barw w całkowitej jasności. Dopiero po jego słowach zdałam sobie tez sprawę jak długo tutaj już przebywam. Nie sądziłam ze mogłam aż tyle czasu spędzić w czyimś towarzystwie i to jeszcze nie we własnym domku, gdzie czułam się bezpiecznie.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group