To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Osiedle Domków - Willa rodziny Foxsoul

Gawain Keer - 11 Sierpień 2017, 03:21

Luci wyszła z łazienki i coś tam robiła, szwendała się po domu, ale zauważyła Cienia, bo zaraz do niego przyszła. Uśmiechnął się do niej blado, gdy powitała go pocałunkiem. - Przepraszam. Nie myślałem, że tak się upiję - wychrypiał przepitym głosem, jakby obalił litr wódy w pojedynkę. - Przeżyłem - parsknął pod nosem i sięgnął po tabletki i je popił. Kwaśny i bogaty w witaminy napój smakował niczym nektar. Lek na jego kaca. Do tego zimny. Cudo.
Przeniósł wzrok na telewizor, gdy Yako włączyła wiadomości. Mówili o tych psach. Keer wybałuszył oczy, gdy pokazano podobizny. Nie było mowy o pomyłce. Rita nie żyła. Zagryziona przez jakieś kundle. Aż trudno było w to uwierzyć. Rudzielec wydał z siebie westchnienie zawodu.
Lubił tę pokręconą wariatkę. Była jego towarzyszką od ładnych kilku lat. Odmówiła mu tylko raz, bo w morderczym amoku wparował do studia ranny. Była jego spowiedniczką na dobre i na złe. Razem upijali się, gdy znów coś nie poszło po jego myśli. Może i robiła za worek treningowy, a on płacił jej dragami zza lustra, ale nigdy nie zostawił jej bez opieki. A teraz jej nie było.
Parę dni temu był gotów ją zabić sam, ale teraz poczuł się dziwnie ze świadomością, że nie ma jej już na świecie. I zrobiłby to inaczej. Pozwoliłby jej odpłynąć i patrzyłby jak jej ciało stygnie. Chłodna jak porcelanowa lalka, za którą lubiła się przebierać. W zasadzie dobrze się stało, ale Gawain i tak był w szoku.
Opadł z powrotem na kanapę - Kurwa - przeklął pod nosem. Dopiero słowa Luci wyrwały go z zamyślenia. Wbił w nią swoje dziwaczne spojrzenie i zamarł. Jak to był tylko jej? Rzucił okiem na ekran, a potem znów na Yako.
- Ty- ty to zrobiłaś? - powiedział zaskoczony. Przez chwilę trwał w bezruchu i zupełnej ciszy, ale serce biło mu jak oszalałe. Przeszedł przez niego miły dreszcz, gdy Yako otarła się o niego. Uśmiechnął się szeroko, po czym zaśmiał się głośno i przytulił Luci do siebie.
Wczorajsze słowa właśnie nabrały sensu w świetle wydarzeń dzisiejszej nocy. Pytała, czy zrobiłby dla niej wszystko i przypieczętowała to wszystko morderstwem i nazwała go swoim. Był jej! Przygryzł wargę, łzy zbierały mu się w oczach. - Tylko twój - wyszeptał i ucałował ją w policzek. Odsunął się od niej i przetarł oczy dłońmi. Była taka zadowolona, drapieżna. Jego Luci. Odetchnął ciężko i pogładził ją po policzku, po czym znów się w nią wtulił.
Chciał zaryzykować. Jeszcze jeden raz dać sobie szansę. Żyje się tylko raz. Zawsze idzie się do przodu. Wiedział, że tylko ktoś taki, jak demon przed nim, jest w stanie z nim być. Teraz był jego, nie... ich czas. - Kocham Cię - powiedział cichutko, zamykając oczy. Nie wiedział czy to miłość. Widział ją w filmach, czytał o niej. Ta była inna, ale najprawdziwsza jakiej kiedykolwiek zaznał. Tylko taką potrafił dać i przyjąć.

Yako - 11 Sierpień 2017, 03:50

Zachichotała słysząc jego marudzenie, oraz stwierdzenie, że przeżył - nic nie szkodzi, nie przeszkadza mi jak się upijasz w dobrym towarzystwie, nie lubię, gdy to robisz ot tak, żeby się upić - wymruczała i pogładziła go po ryżych włosach. Uśmiechnęła się widząc jak bierze leki i jak sok przynosi mu ulgę. Wiedziała co mu podać mimo iż sama nigdy nie przeżyła upojenia alkoholowego czy tym bardziej kaca. Wiedzę jednak posiadała.
Spięła się i zmarszczyła brwi, słysząc jak wzdycha na wieść o śmierci tej dziwki. Coś jednak dla niego znaczyła? Jednak była dla niego ważna? Nie była zwykłą dziwką! Z trudem powstrzymała się przed warczeniem na niego, na jego zachowanie. Wyglądał na zamyślonego. Nie podobało się to demonowi.
Jej słowa jednak go ożywiły. Spojrzała na niego swoim błękitnym spojrzeniem, przekręcając lekko głowę w bok - mhm - uśmiechnęła się radośnie, choć w jej oczach nadal błyszczała jakaś niebezpieczna iskierka. Sapnęła zaskoczona, gdy nagle ją mocno do siebie przytulił. Siniak na żebrach zabolał ale nie przejmowała się tym teraz. Była ze swoim kochankiem. Widziała łzy w jego oczach, uśmiechała się cały czas radośnie, była z siebie wyraźnie zadowolona. Gdyby posiadała ogon, pewnie merdałby wesoło na boki, uderzając o wersalkę.
Mruczała gdy ją przytulał, przymknęła oczy oddychając spokojnie. Sumienie jej nie męczyło, w takich sytuacjach go nie miała. Zabiła już mnóstwo osób i to na różne sposoby. W trakcie samego pobytu w Japonii, liczba ofiar demona przekroczyła tysiąc. Taka była jej natura. Nigdy nie uważała się za dobrego demona, choć kilka dobrych uczynków na koncie miała.
Słysząc jego wyznanie, otworzyła szeroko oczy i spojrzała na niego niepewnie, odsuwając go delikatnie od siebie - kochasz mnie? Czy kochasz Luci? - przekręciła głowę, patrząc na niego z niewypowiedzianą nadzieją. Zaakceptuje każdą jego odpowiedź, ale miała nadzieję, że on pokochał Yako, nie Luci, Yako. Demona o zmiennym ciele oraz jeszcze bardziej zmiennym nastroju. Jej serce biło jak szalone, nie mogła uwierzyć, że mimo wszystko najprawdopodobniej znalazła kogoś kto też odwzajemniał jej uczucia.

Gawain Keer - 11 Sierpień 2017, 12:17

Nadal tulił ją mocno do siebie. Bał się, że to jakiś koszmarny, zły sen, że Yako zaraz powie mu by się wynosił. W głowie słyszał już jak okrutnie wyśmiewa głupiego i naiwnego Cienia. Tyle razy przeżywał coś podobnego, że wręcz oczekiwał po Luci takiego zachowania. A jednak Kitsune go nie odepchnęła, wręcz przeciwnie, prężyła się dumna. Zabiła dla niego. Zazdrosna bogini miała go w swej garści, a on nie chciał się z niej wyszarpnąć.
Gawain odsunął się od brunetki, by móc na nią spojrzeć, gdy zapytała kogo kocha. Jej usta były nieskazitelne i nęcące. Pomyśleć, że jeszcze kilka godzin temu były pełne mięsa i posoki Rity i innych. Poprawił się na kanapie i ułożył na niej wyżej. - Ciebie, mój demoniczny lisie - pogładził ją po głowie, po czym znów przyciągnął ją do siebie śmiejąc się radośnie. Przecież nie zakochał się w twarzy ani postaci z telewizji, a żywej osobie! Nie musiała nic mówić, nie spodziewał się tego po demonie. Podejrzewał, że jest zbyt dumny, by wyznać mu miłość. To co widział i słyszał w snach w zupełności mu wystarczyło. Dostał już dowód jakiego potrzebował.
Nagle złapał i położył Luci na swoim miejscu. Był teraz nad nią. Zauważył siniaka na policzku. Pewnie oberwała od jednej ze ślepo broniących się ofiar. Delikatnie przeciągnął po nim kciukiem i pocałował ją w niego. Rozchylił szlafrok i zsunął się niżej robiąc to samo z każdą napotkaną raną, każdym zadrapaniem i śladem niebezpiecznych starć. Nawet z nimi wszystkimi Luci nadal była dla niego przepiękna. A gdyby był przed nim Lusian? Upojony swoim niewyobrażalnym szczęściem zrobiłby to samo bez chwili wahania. - Całego... - wyszeptał drażniąc jej bok swoim ciepłym oddechem i smyrając ją przydługimi włosami. - I naprawdę zrobię dla Ciebie wszystko, Yako - spojrzał w błękitne oczy lisicy i znów położył się obok niej. Gładził ją delikatnie i tulił z nosem zanurzonym w hebanowych kosmykach.

Yako - 11 Sierpień 2017, 13:50

Wtulała się w niego wdzięcznie. Było jej tak przyjemnie, wytwarzał tak miłe ciepło. Nie chciała, żeby się od niej odsuwał. Był inny niż do tej pory, bardziej radosny, wesoły...szczęśliwy. W końcu udało jej się zrobić coś co wprawiło go w taki nastrój. Śmiał się już przy niej, uśmiechał, ale było to w Klubie, a teraz byli tutaj, razem, sami, a on się do niej uśmiechał.
Spoglądała mu w oczy z wyczekiwaniem. Z nadzieją. Przełknęła z trudem ślinę, czekając na jego odpowiedź. Słysząc w końcu jego słowa, jej oczy zabłysły nowym blaskiem. Była naprawdę radosna. Rzuciła się na niego pierwsza i pocałowała go czule, ale jednocześnie żarliwie. Chciała pokazać mu tym jak bardzo się cieszy - nawet nie wiesz jak radują mnie Twoje słowa - powiedziała, gdy w końcu się od niego oderwała.
Sama miała ochotę się śmiać, ale dźwięk, który wydobywał się z gardła jej ukochanego, był tak niespotykany, że nie chciała go zakłócać. Chciała się nim nacieszyć. Zamknęła oczy i wsłuchiwała się w niego z takim głodem, jakby bała się, że nigdy więcej już go nie usłyszy.
Sapnęła zaskoczona, gdy rudzielce nagle znalazł się na nią. Gdy ją ucałował w policzek, jej źrenice zwęziły się. Jednak nie było w nich agresji czy złości. Była tylko czysta dzikość. Westchnęła cichutko, gdy rudzielec rozchylił jej szlafrok. Spoglądała na niego spod pół przymkniętych powiek, oddychając głębiej. Naprawdę na nią działał. W oczach widać było pożądanie i żar, jednak kobieta nie zachęcała go do dalszych działań. Wiedziała, że potrzebuje odpoczynku po ich wieczornym meczu. Nie mogła jednak nic poradzić na to jak reagowało na niego jej ciało.
Spojrzała w jego dziwne oczy i ponownie się do niego wtuliła gdy zajął miejsce przy jej boku. Mruczała cichutko czując delikatną pieszczotę. Przeszedł ją przyjemny dreszcz, słysząc jego słowa - a ja dla Ciebie, Taka-chan - wymruczała. Leżała tak jeszcze chwilę, po czym delikatnie się od niego odsunęła i zaczęła go gładzic po licu, które pokrywał delikatny zarost. Nie przeszkadzał jej on jednak - może miałbyś ochotę na poranną kawę? Czy wolałbyś jeszcze sobie pospać? - zapytała z czułym uśmiechem. Jeśli się zgodził, delikatnie wyplątała się z jego objęć i upierała, że chce zaparzyć napar sama.

Gawain Keer - 11 Sierpień 2017, 15:02

Serce zabiło mu szybciej i mocniej, gdy zobaczył jaka jest szczęśliwa. Rzuciła się na niego, całowała bez opamiętania. Czuł jej miękkie usta, jędrne ciało pod palcami i przyspieszony oddech na swym policzku. Równie wniebowzięta, co jej Cień.
Uśmiechnął się do niej, gdy powiedziała, że się cieszy. Tak jak się tego spodziewał, nie odpowiedziała "ja Ciebie też", ale właśnie taką ją znał i kochał. Nie musiała się dla niego zmieniać, robić rzeczy na siłę. Dla Gawaina liczyły się przede wszystkim gesty, nie słowa. Czemu więc powiedział głośno i wyraźnie, co czuje do Yako? A no dlatego, że lis nie mógł zaglądać mu do głowy. Rudzielec nie śnił o niczym, więc nawet nie było czego podglądać.
Zwężone źrenice, przyspieszony oddech... teraz się już uspokajała, ale i tak zauważył błyszczącą wilgoć zbierającą się między jej udami. Aż zamruczał na ten rozkoszny widok, ale jego dłonie tam nie sięgnęły. Nadal był zmęczony i osłabiony, nie chciał niepotrzebnie rozpalać Luci, by potem powiedzieć, że nic jej nie da.
Spojrzał na nią z zainteresowaniem, przekręcając głowę w bok - Taka-chan? - uniósł brwi na kolejne nieznane mu japońskie określenie. - Brzmi ładnie, ale nie mam pojęcia, co to - parsknął rozbawiony, wzruszając ramionami.
Westchnął zadowolony i zamknął oczy, gdy jego szorstki policzek pogładziła gładka, niczym najszlachetniejszy jedwab, dłoń Luci. - Kawa brzmi wspaniale - uśmiechnął się szeroko nie rozchylając powiek. Spojrzał na lisicę dopiero, gdy wstała i poszła do kuchni. Czasem dobrze było pozwolić się rozpieszczać.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Gawain aż podskoczył na kanapie. Policja?
Cień usiadł powoli i przemknął się do kuchni unikając wszelkich okien.
- Luci! - szepnął spanikowany i odciągnął ją za szlafrok do kąta. Sam lekko się wychylił się, by sprawdzić, czy przed domem nie stoi jakieś auto. Następnym co mogła usłyszeć lisica było głośne plasknięcie dłoni o czoło. Gawain stał tak przez sekundę marszcząc brwi. Zupełnie o tym zapomniał! Dzwonek zadzwonił po raz drugi - Już! Chwila! - zakrzyknął donośnie i wypchnął ukochaną z kuchni. - To kurier. Otwórz proszę, ja już zaleję tę kawę - dał jej całusa w policzek i zniknął w kuchni. Przyjąłby paczkę sam, ale nie wiedział, gdzie posiał okulary i nie był nawet ubrany. Cień rzucały tylko jego bokserki.

Yako - 13 Sierpień 2017, 19:37

Westchnęła z ulgą, gdy po wydaniu zadowolonego pomruku Gawain nie zaczął się do niej dobierać. Kochała go ale wiedziała, że on nie ma na to jeszcze sił. Sama też jeszcze nie miała ochoty na igraszki. Może i pozbyła się problemu pod postacią tej dziwki, jednak nie miała pewności, że on jej chce. Wczoraj unikał i to bardzo kontaktu większego niż przytulenie, póki się nie upił. W trakcie gry też nie miał ochoty jej oglądać bez ubrań. Nie pasowało to lisicy i to bardzo, ale nie chciała, żeby się zorientował.
Zachichotała słysząc jego reakcję na to jak go nazwała - Taka to po japońsku jastrząb - powiedziała z uśmiechem, gładząc go po szorstkim licu - chan to po prostu zdrobnienie - wyjaśniła i pacnęła go delikatnie palcem o długim paznokciu po nosie.
Uśmiechnęła się jednak delikatnie, widząc reakcję na jej małe pieszczoty - to zaraz ją przygotuję - powiedziała i pocałowała go jeszcze w czoło, po czym ruszyła do kuchni, poprawiając swój szlafrok. Nadal nie czuła się najlepiej po tym jak się przeziębiła, dodatkowo popływała w nocy w rzecze, a co nie było najlepszym pomysłem, nie w tym wypadku. Nie chciała jednak martwić swojego ukochanego.
Zajęła się robieniem kawy. Nie wyciągnęła jednak jej z tej szuflady, z której wcześniej brał ją Gaw. Wyciągnęła ją z tyłu najniższej półki. Tam nikt nie zaglądał, więc nie musiała się martwić, że skończy się za szybko. Chciała bowiem ją mieć na specjalne okazje. Nasypała jej do dwóch kubków. Sama też się chętnie napije. Nastawiła wodę i usłyszała dzwonek do drzwi. Zmarszczyła brwi ale ruszyła w stronę drzwi. A przynajmniej miała taki zamiar, bo jej kochanek postanowił ją zaciągnąć w kąt. Widząc jak zagląda ostrożnie przez okno, a następnie klepie się w czoło, zaśmiała się - nie martw się, otworzę - powiedziała z uśmiechem. Wyszła z kuchni, ale zanim dotarła do drzwi, odwróciła się jeszcze - nie waż się tknąć tej kawy, bo popsujesz - warknęła w jego stronę.
W końcu ruszyła ostatecznie w stronę drzwi. Po drodze, upewniwszy się, że nie było widać jej w oknie, zamieniła się w Lusiana. Zmierzwił swoje przydługie włosy i otworzył drzwi, z lekko zaspaną, znudzoną miną. Chłopakowi, który robił za kuriera o mało nie wypadły oczy z orbit, widząc przed sobą znanego aktora. Lusian uśmiechnął się tylko do niego - hej. Czyżbyś przywiózł coś dla mnie? - uśmiechnął się do niego miło, by go nie spłoszyć. Miał tylko nadzieję, że nie padnie z wrażenia. Nie chodziło nawet o to, że Lusian był tylko w spodniach, z nagim posiniaczonym torsem, raczej wyglądało na to, że trafił na fana jakiegoś swojego filmu.
- Co? A tak...mam dla pana paczkę- powiedział i podał mu szybko długie pudło. Podał przy tym niepewnie cenę. Demon spojrzał na niego, mrużąc oczy po czym palnął się w czoło - tak! Racja, poczekaj wezmę portfel - powiedział z uśmiechem, dzięki czemu chłopak przypomniał sobie jak się oddycha.
Lusian wziął paczkę i postawił ją przy drzwiach, żeby młodzieniec ją widział, po czym wrócił z portfelem. Uprzejmie poprosił by podał znów cenę. Podał mu pieniądze oraz jeszcze jeden banknot o wysokim nominale i mrugnął do niego - masz za szybkie dostarczenie przesyłki - powiedział z uśmiechem - ale nie musisz mówić szefowi - powiedział jeszcze szeptem i pomachał do mężczyzny w samochodzie, który pewnie dawał chłopakowi zarobić.
Młodzieniec podziękował i schował szybko banknot. Po czym wziął od niego podpis na dokumentach ale nie odszedł. Foxsoul przyglądał mu się z wyczekiwaniem - czy...czy mógłbym sobie zrobić z panem zdjęcie? Nikt mi inaczej nie uwierzy, że ... - urwał wyraźnie zawstydzony. Brunet przyglądał się mu uważnie po czym uśmiechnął - jasne, masz telefon? - chłopak podał mu od razu smartfona, a Yako szybko włączył aparat i zrobił sobie z młodzikiem zdjęcie, robiąc mu rogi. Chłopak zrobił naburmuszoną minę ale podziękował po chwili grzecznie z uśmiechem i pobiegł do samochodu bo kierowca już się niecierpliwił by jechać dalej. Lusian pokręcił głową rozbawiony, wziął paczkę i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
- Przyszły nowe zabawki! - zawołał z dziwną nutą w głosie, ale zostawił paczkę w salonie. Nie przyszła do niego, wiec nie miał zamiaru jej otwierać.
Zamienił się znów w Luci - no to idź obejrzeć zabaweczki, a ja Ci przyniosę kawę - powiedziała z uśmiechem i zajęła się przygotowywaniem swojej specjalnej kawy. Jeśli tylko Gaw poszedł zająć się paczką, lisica wróciła do parzenia kawy. Postawiła już zagotowaną wodę, by na pewno miała właściwą temperaturę. Zalała kubki w odpowiedni sposób i do jednego dodała śmietanki i cukru. Miała ochotę na coś słodszego na dzień dobry. Nim jednak ruszyła do salonu dostała ataku kaszlu. Czuła się o wiele lepiej niż poprzedniego wieczora, ale nie była jeszcze w pełni zdrowa. Odchrząknęła, mając nadzieję, że Gaw nie zwróci na to większej uwagi i poszła do niego z kawą. Usiała na kanapie, stawiając kubki na stoliku i otuliła się miękkim kocem, który dostała od Cienia - i jak? Zadowolony z zakupu? - zapytała sięgając po swój kubek i grzejąc nim swoje łapki.

Gawain Keer - 16 Sierpień 2017, 23:02

Zwykle nazywano go rycerzem, gdy rozchodziło się o jego imię. Momentami tego typu sytuacje bywały niezręczne, ale Cień się już przyzwyczaił. Mało kto wiedział, że Gawain lub starszy odpowiednik, Gawin, oznacza jastrzębia. Takie zdrobnienie to rozumiał! Uśmiechnął się do Luci, gdy pacnęła go w nos. - To okrutne ze strony kobiet. Zawsze nazywają nas, mężczyzn, w pieszczotliwy sposób. Misiu, kotku... jastrząbku. No, ale skoro jestem twój, to chyba nie mam wyboru - zaśmiał się. Jakoś to przełknie. Przynajmniej "Gawusie" się skończyły, choć Yako wyraźnie nie miał zamiaru odpuścić sobie zdrobnień. Do tego przypominało mu to tylko o dzielących ich latach.
- Dziękuję - powiedział z dłońmi uniesionymi w obronnym geście. Wolał przed nią niż przed glinami. Uśmiechnął się drwiąco - Popilnuję jej, żeby nie uciekła - wskazał na kawę palcem.
Oparł się o blat i czekał aż Lusian skończy się produkować. Dobrze, że Yako zmienił postać na tę chwilę. Poraniona Luci odbierająca kije hokejowe wzbudziłaby niemałe poruszenie w małym, zamkniętym świecie celebrytów. Cień przysłuchiwał się rozmowie kuriera z demonem. Chłopak brzmiał, jakby miał udusić się wstrzymywanym w płucach powietrzem, co wywołało u Dręczyciela wesołość.
Gdy Lusian ruszył po portfel, Keer obserwował korytarz. Cholera wie, co fan szanownego pana Foxsoula wymyśli. Może ukradnie mu rolkę srajtaśmy z kibla albo sprawdzi kosz na pranie. Nic z tych rzeczy. Za bycie grzecznym chłopcem dostał od magicznego lisa napiwek, lecz tego Gawain domyślał się jedynie z rozmowy. Już miał wyściubić nos z kuchni, gdy młody bezczelnie poprosił o zdjęcie z Yako. Niewiedza była jego błogosławieństwem. Stał właśnie przed demonicznym lisem palącym całe wiochy i płatnym zabójcą czyhającym za rogiem. Keer przewrócił oczami z westchnięciem i czekał aż zrobią sobie tę fotkę. Jego wzrok padł na stojak na noże. Wyciągnął jedno z ostrzy i obejrzał dokładnie, by zaraz szeroko się uśmiechnąć. Był ceramiczny! Zero metalu! Że też wcześniej na to nie wpadł. Później jakiś sobie "pożyczy" na dłużej. Nie żałował zakupu kijów. Też się przydadzą.
Gdy transakcja dobiegła końca, Keer w końcu wylazł z kuchni. Objął Luci i pocałował ją w skroń. - Zaraz ci oddam pieniążki - mruknął cicho i poklepał paczkę parę razy trzymając nóż - Wielkie cholerstwo... ale ty walczysz podobnym - dodał dziwnie zadowolonym tonem. Wypuścił lisicę z objęć i wziął się za rozpakowywanie przesyłki. Rozciął pudło, wywalił z niego folię bąbelkową i wyciągnął jeden kij. Zważył go w dłoni, ale nie kręcił nim. Za mało miejsca. Zabrał swój nowy sprzęt sportowy i przeniósł do swojej sypialni, gdzie znajdowała się reszta broni, po czym poszedł się ubrać. Nie miał dziś siły na strojenie się dla Yako. Wciągnął na siebie czarne spodnie i golf. Zabrał jeszcze odliczoną kwotę z sejfu i wrócił na dół. Zmarszczył brwi słysząc kaszel. - Nie ładny ten twój kaszel - powiedział jeszcze na schodach i zatroskany pokręcił głową - Pieniądze kładę pod twoim portfelem! - zawołał z przedpokoju i przyszedł do lisicy ciągnąc za sobą długi arkusz folii bąbelkowej. Spokojnie mógłby się na nim położyć i nie wystawać z żadnej strony. Usiadł obok ukochanej i sięgnął po kawę. Niezwykle aromatyczna, o zmieniającym się z czasem smaku. Wpierw kwaskowata, potem cierpka i gorzka, zdecydowanie z wyższej półki - Pyszna! Co to za kawę dorwałaś? - spojrzał najpierw na kubek, a potem na brunetkę i uśmiechnął się do niej niczym zadowolony kociak. Swoją małą czarną mógł pić rano, wieczór, we dnie, w nocy... zwłaszcza tak dobrą, jak ta, przygotowana przez lisa. Yako mógłby go tak otruć... a on by to wypił. Rozsiadł się wygodnie i zaczął pykać folię. Pyk! Pyk! Pyk! - Chcesz też? - przyciągnął arkusz bliżej nich.

Yako - 16 Sierpień 2017, 23:56

- Jeśli chcesz to dla równowagi Lusian też Cię tak będzie nazywał - powiedziała z wrednym uśmieszkiem na ustach i pokazała mu zadziornie języczek. Widziała, że Gawainowi dopisywał dziś humor, a to przekładało się również na humor demona.
Pokręciła głową rozbawiona, gdy powiedział, że popilnuje kawy. Nic jednak na to nie powiedziała. Lusian sam się niecierpliwił aż chłopak w końcu pójdzie do samochodu. Kierowca też wyraźnie się denerwował. Pewnie mieli jeszcze trochę paczek do dostarczenia, a ten chciał to zrobić jak najszybciej. Nie pokazywał tego jednak po sobie. Z doświadczenia wiedział, że miły aktor dla fanów jest potem o wiele chętniej oglądany niż taki, który chodzi z nosem w chmurach, a liczą się dla niego tylko zarobione na biednych, nieświadomych ludzikach pieniądze. Yako jednak lubił przebywać z fanami. Zawsze to jakaś okazja do podjadania między posiłkami. Może i dla każdej innej istoty było to niezbyt zdrowe ale Yako dzięki temu mógł utrzymać swój błękitny kolor oczy, by nikt się nie zorientował, że coś jest nie tak. Och, gdyby tylko chłopak wiedział, że stoi przed nim sprawca nocnej rzezi. Chyba przefarbował by momentalnie nie tylko bieliznę, ale swoje spodnie. Lusian aż uśmiechnął się pod nosem na samą myśl i na pewno nie był to przyjemny uśmiech.
Zaśmiała się, gdy pocałował ją w skroń. Przyjrzała się uważnie kijom - może uda mi się Ci trochę z tym pomóc jeśli chcesz, choć nigdy nie walczyłam takimi kijami - przyznała, wzruszając ramionami. Widziała jednak, że jej ukochany jest dziś naprawdę wesoły. To jej rekompensowało wszystko.
Nie opierała się, gdy mówił o oddawaniu pieniędzy. Lubiła dawać mu prezenty ale Keer sam sobie to zamówił no i wolała, żeby nie mówił potem, że dostał kije na Arystokratę od demona.
Słysząc komentarz Gawa, skuliła się lekko w sobie - to już końcówka, więc nie ma się czym przejmować. Tylko nie mogę więcej się moczyć na świeżym powietrzu - powiedziała - spacer w deszczu oraz kąpiel w zimnej rzece zupełnie mi wystarczą - aż przeszedł ją mocny dreszcz, na samo wspomnienie lodowatej wody. Otuliła się mocniej kocem i spojrzała na Gawaina, uśmiechając się tajemniczo - a jakąś japońską - powiedziała, wzruszając ramionami i popijając swój napój.
Zaśmiała się, widząc jak jej kochanek zaczyna pykać folię. Pokręciła głową i oparła się o niego, kładąc głowę na jego ramieniu. Sięgnęła po fragment folii i sama zaczęła leniwie pykać kolejne bąbelki - jesteś dziś nie do poznania - przyznała, nie patrząc na niego. Oczy miała przymknięte, była zrelaksowana - miło Cię czasem takim zobaczyć - zamruczała poprawiając się obok rudzielca. Siedziała chwilę w ciszy, pykając kolejne bąble i popijając poranną kawę - Gaw...mogłabym potem liczyć na mały masaż? Nie jestem głodna, ale mięśniom coś by się przydało... - przyznała cichym, naburmuszonym głosem. Cień mógł łatwo zorientować się iż chodzi o to, że nie może się normalnie rozruszać, a skoro spędziła jakiś czas w lodowatej wodzie nawet pod postacią lisa, na pewno przemarzła....znów....i dodatkowo nie może się rozgrzać przez fizyczny wysiłek, więc najlepiej, żeby po prostu pomóc jej się zrelaksować. Mógł poczuć, że mimo iż czuje się zrelaksowana, rozluźniona, to jej mięśnie nadal są trochę spięte, jakby adrenalina nie do końca z niej jeszcze zeszła.

Gawain Keer - 17 Sierpień 2017, 10:37

- Pff! Jeszcze czego! - obruszył się, ale przecież o taką reakcję jej chodziło, prawda? Nawet jeśli teraz droczyli się ze sobą nawzajem, to mówił co myślał. Obojętnie, czy demon zastosuje do tych wskazówek. Każde z nich robiło, co chciało w pełni świadome wszelkich konsekwencji.
- Może kiedyś... chciałbym się z Tobą spróbować. Ale to musi poczekać, aż wyzdrowiejesz - powiedział nieśmiało jak jakiś chłopiec, przypominając sobie ćwiczącą z naginatą Luci. To był tylko sen, ale Gawain był pewien, że na jawie wyglądałaby równie zjawiskowo. Miał ochotę zatańczyć w nią w morderczym tańcu.
Poczochrał ją po głowie, gdy się skuliła. Może z zimna, może z innego powodu. Ale to nie był pierwszy raz. Znów się przed nim tłumaczyła. - Spokojnie... to tylko przeziębienie, co nie znaczy, że można ignorować objawy - powiedział tonem obiecującym, że wszystko będzie dobrze. Przecież nie będzie jej rugał za każdy wypad. A rzeka? Zdecydowanie pomogła lisowi w ucieczce. - Chociaż myślałem nad basenem albo wycieczką nad jezioro... a ty mi to, droga pannico, popsułaś - zaśmiał się i pił swoją kawę dalej. - Japońska? - zapytał z powątpiewaniem w głosie. Przecież tam nie ma warunków klimatycznych do uprawy kawy! Keer spojrzał podejrzliwie na kubek... ale była japońska. Każda kropla. - Ty ją wyhodowałaś, zebrałaś, paliłaś i zmieliłaś, mam rację? - zapytał poważnie i cicho. Ile energii innych istot przeszło do rośliny, by mogła wydać owoce? Ile trupów miał w swojej kawie? Czy to dlatego Yako lubił jeść? Część składników hodował sam, więc takie specjalne posiłki mogły stać się dla niego źródłem dodatkowej satysfakcji. Jeśli mnie kiedyś zje, to z ziołami i dziczyzną. Myśliwy, jego zwierzyna i zielsko, które zbierał. Razem na jednym talerzu. Osobliwa scenka rodzajowa stopniowo znikająca w ustach demonicznego lisa. Skacowany umysł spłatał mu figla, roztaczając przed Keerem upiorny obraz jego własnych członków z sosem i ziemniakami. Przywołał znajomą słodką i mdłą woń gotowanego mięsa. Choć wiedział, że energia po prostu przenika do roślin, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że krzak wplótł swe korzenie w gnijące ciała.
Zrobiło mu się słabo. Pobladł cały, a przed oczyma zatańczyły kolorowe iskierki rozbiegające się we wszystkie strony. Dobrze, że mógł wymówić się kacem. Odchylił się mocno do tyłu i wziął parę spokojnym oddechów. Musiał wypić tę kawę. Poza tym była naprawdę świetna, a jemu tak naprawdę nie przeszkadzał fakt, że ktoś mógł dla niej umrzeć.
Wyprostował się po chwili i upił porządny łyk, po czym dalej pykał folię. Tym razem odrobinę szybciej i z pewną agresją skierowaną w stronę bąbelków. Chciał pozbyć się upiornego obrazu ze swojej głowy. Lisica też oddała się tej pospolitej rozrywce. Uśmiechnął się blado na jej słowa.
Jego związki były jednostronne, platoniczne. Najwięcej czułości dawały mu dziwki, ale brakowało mu ważnego dla niego elementu. Zaangażowania. Potrzebował więzi, emocji, uczuć. Rita zawsze mówiła "dawno Cię nie widziałam", "czekałam na Ciebie", ale to były jedynie puste formułki, które klepała z pamięci. Czekała, owszem, ale na zastrzyk adrenaliny, kolejny ostry wpierdol, plik banknotów i działkę zielska z Krainy. Była dla niego miła, lubili spędzać ze sobą czas... ale Keer nawet przez moment nie pomyślał, że mogłaby znaczyć dla niego coś więcej.
Yako był pierwszą osobą, która odwzajemniła jego uczucia i mogła go takim zobaczyć. - Możesz mnie widywać takiego częściej, bo to ty sprawiasz, że taki jestem - odparł opierając swój policzek na głowie Luci. - Mogłabyś. Liczyć zawsze możesz - zaśmiał się wrednie, po czym ocierając się o nią leciutko, odnalazł jej ucho między włosami - Zrobię. Wezmę olejek, zapalę świeczki i włączę muzykę. A potem całą cię rozgrzeję... - wymruczał zmysłowo obejmując morderczynię przez materiał koca. - Chyba, że masz jakieś specjalne życzenia - wyszeptał jeszcze, nie chcąc za nią o wszystkim decydować.

Yako - 17 Sierpień 2017, 11:26

Uśmiechnęła się do niego drapieżnie - uważasz, że teraz by sobie nie dała z Tobą rady? - spojrzała na niego uważnie, spod przymkniętych powiek, ale po chwili się zaśmiała i pogładziła po nadal szorstkim policzku. Widać, nie przeszkadzał jej lekki zarost u kochanka.
Spojrzała na niego z wdzięcznością, gdy poczochrał ją po głowie. Cieszyła się, że nie ganił jej za to, że znów zrobiła coś co nawróciło przeziębienie. Prychnęła jednak, gdy wspomniał o basenie lub wypadzie nad jezioro - jesteś okropny, dobrze wiesz, że sama nie mogę jeszcze pływać - powiedziała naburmuszona, spoglądając na szwy na swojej nodze, których jeszcze nie zakryła opatrunkiem - ale jeśli chcesz to możesz sobie popływać przecież, a w jakiś dzień pojedziemy gdzieś indziej - powiedziała z delikatnym uśmiechem. Sama by chętnie popływała tak na spokojnie. Ale chyba jeszcze nie mogła, przez nogę. Przecież takie rany nie powinny się moczyć zbyt długo.
Przytaknęła głową, potwierdzając, że japońska. Widziała jednak wzrok jakim spojrzał na kubek z kawą. Wzruszyła ramionami, słysząc jego pytanie czy sama to wyhodowała. Trochę pomogła ale nie robiła wszystkiego sama. Ale nie musiał tego wiedzieć.
To co stało się z nim w następnej kolejności, wystraszyło ją - kochanie co się dzieje- patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami - coś nie tak? Coś było w tej kawie?- widać było, że panikowała. Naprawdę jej musiało na nim zależeć. Sama nie umiała wyczuwać dodatków do napoi poza alkoholem, który był łatwy do wychwycenia i niektórych substancji, które zmieniały zapach lub smak napoju. Powąchała jego kubek ale nie wyczuła nic dziwnego. Tym bardziej się martwiła, że coś jest nie tak.
Gdy jednak mu przeszło, westchnęła z ulgą. Nadal był blady. Przyłożyła dłoń do jego policzka i do boku szyi ale nie wyczuła, żeby miał jakąś podwyższoną temperaturę. Przyglądała się mu nadal uważnie.
Szybko jednak odwrócił jej uwagę. Uśmiechnęła się, słysząc, że to ona sprawa iż jest taki szczęśliwy. Jednak gdy dodał, że liczyć zawsze może, dzióbnęła go palcem w bok - wredny rudzielec - burknęła niezadowolona. Wiedziała jednak, że się z nią po prostu droczy. To co zrobił dalej, wywołało u niej przyjemny dreszcz. Zamruczała głośno i wtuliła się bardziej w ukochanego - mmm kusisz - szepnęła cichutko, przymykając oczy. Zacisnęła też mocniej blade nóżki, co Cień na pewno mógł zauważyć. Nadal miała na sobie szlafrok i nic poza tym - zdam się na mojego dręczyciela - powiedziała rozmarzonym głosem, wzdychając z zadowoleniem, myśląc o pieszczotach, które obiecały słowa rudzielca i nie zdając sobie sprawy jak wiele prawdy jest w jej słowach oraz tym jak go nazwała.

Gawain Keer - 17 Sierpień 2017, 23:37

- Masz mnie za tchórza? - wskazał na siebie palcem, wychylając się w stronę Luci. Zaśmiał się, gdy pogładziła go po policzku. Natychmiast odpuścił dalsze przekomarzanki i wyprostował się - Chcę zmierzyć się z Tobą, gdy będziesz w pełni sił. Sprawdzić się z najsilniejszym, jakiego znam - powiedział poważnie. Nie zakładał przegranej z góry, ale nie sądził, by mógł wygrać. Nie za pierwszym razem. Nadkruszoną po przegranych dumę miał zamiar uzupełnić doświadczeniem i wiedzą. A demon był jej prawdziwą skarbnicą.
- No już, nie patrz tak na mnie! Co mam ci powiedzieć? Że możesz sobie frygi-drygać? - spojrzał na lisicę z nieukrywanym współczuciem, lecz był nieugięty. Żadnego pływania i walk. On też się obejdzie. Pływanie na kacu ani ciupkę do niego nie przemawiało. - Ten nocny wypad chyba musi ci na razie wystarczyć - dodał ciszej.
Przytaknął kiwnięciem głowy. A więc ona ją zrobiła. I podała mu ją. To... było na swój sposób bardzo romantyczne. Gawain miał tylko nadzieję, że nie będzie budził się obok jakiegoś truchła lub innych krwawych walentynek.
Prawie zakrztusił się napojem, gdy Luci zapytała, czy coś było w tej kawie. Zupełnie jakby chciała upewnić się, czy już się nią otruł. Czyżby te wszystkie gesty i czułe słowa miały tylko uśpić jego czujność? - Myślałem, że robiłaś ją sama - spiorunował ją wzrokiem. Kto miał to kurna wiedzieć, jak nie ona?! Do tego jej panika stanowiła dla Cienia punkt zapalny. Wkurwiło go to. Cholerna aktoreczka udawała, że się przejmuje durniem, który śmiał się w niej zakochać. Zabiła Ritę, teraz zabije jego. Trzęsącymi się rękoma odstawił kubek, nie spuszczając Yako z oczu. Ona jednak tylko go zbadała... i uspokoiła się. Schował twarz w dłoniach - Nie okłamuj mnie więcej! - wycedził przez zaciśnięte zęby. Naprawdę się wystraszył, a ona albo robiła sobie jaja, albo bała się, że dostał jakiegoś uczulenia.
Już miał coś powiedzieć, że wcale nie jest taki wredny, kiedy jego ego dostało siarczystego policzka. Patrzył na swoje palce szeroko otwartymi oczami. To był szok. Dręczyciel. Jak to? Wiedziała? Skąd? Od kogo? Nikt nie wiedział! Domyśliła się? Niby jak? W zasadzie mogła, nie była durną suką. Zapewne przeganiała go we wszystkim.
Siedział pochylony i nie spoglądał na Luci. Czuł na sobie jej spojrzenie. Pewnie gapiła się na niego, ale wolał nie widzieć jej twarzy. Właśnie okazywał słabość przed drapieżnikiem. Idealna ofiara. Boże... ty stary skurwielu, gdybyś istniał, to zabiłbyś mnie teraz i oszczędził tego wszystkiego... a tak? Będę musiał zabić się sam albo zrobi to ktoś inny, prawda?
Tak bardzo się teraz bał. Obok niego siedział ośmiuset letni demon. Był w Świecie Ludzi w środku dnia, praktycznie nikt już nie spał i dom był oddalony od reszty. Nigdzie nie ucieknie. Powinienem przestać okłamywać Yako i siebie samego. Znów zostanę sam... kurwa.
Nie płakał. Nie łkał. Patrzył na kubek, na podłogę, na pokój przez rozchylone palce i oddychał spokojnie i równo. Obraz drgał w rytmie wybijanym przez jego serce. Prawdziwa cisza przed burzą. Po prostu to skończ, demonie. Znów nawaliłem - pomyślał gorzko. Niech dzieje się, co chce. Siedział tak zaledwie kilkanaście sekund, lecz dla niego były to godziny.
Po chwili zdołał się opanować. "Don't get afraid, get angry". Te słowa zawsze mu pomagały. Odetchnął głęboko - Co miało być w tej kawie? Kto ją zrobił, skoro nie byłaś to ty? - spojrzał na Luci wyczekująco. Wolał zmienić temat. Jeśli wiedziała... nic już na to nie poradzi.

Yako - 18 Sierpień 2017, 00:33

Wzruszyła ramionami, z tajemniczym uśmieszkiem na ustach - skoro chcesz dostać po tyłku to proszę bardzo - oblizała usta, szczerząc przy tym swoje białe ząbki. Cieszyła się, że Gaw chce się z nią spróbować, choć będzie musiał na to jeszcze poczekać. Dawno nie miała żadnego przeciwnika, jeśli chodzi o walki bronią. Wiadomo, że nie skieruje przeciwko niemu Naginaty. Byłoby to zbyt zabójcze. Poćwiczą albo kijami (o ile Gaw się na to zgodzi) albo Luci wyciągnie swoją ćwiczebną włócznię. Powinna wystarczyć do takiego starcia. Siniaków i tak nie unikną, tak samo jak stłuczeń i pewnie też zadrapań, ale lepsze to niż posiekanie przeciwnika na kawałki.
Wzruszyła ramionami - jakoś wytrzymam - powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie. Skoro miała zakaz brykania to będzie musiała się jakoś do tego dostosować. Westchnęła jednak tęsknie, słysząc, że nocny wypad musi jej wystarczyć. Nie skomentowała tego jednak.
Zaskoczyła ją reakcja na jego słowa -przecież widziałeś, ze nikogo innego tu nie było - powiedziała nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi. Zmarszczyła brwi. Uniosła lekko lekko wargę, jakby chciała zawarczeć, ale powstrzymała się z trudem - przecież Cię nie okłamuję! - powiedziała rozdrażniona - skąd Ci to w ogóle przyszło do głowy? - zapytała, przyglądając się mu uważnie. Nie rozumiała o co w ogóle chodzi. Przed chwilą był taki wesoły, a teraz? Teraz wyglądał jakby się czegoś bał, jakby się stresował ale co ona takiego powiedziała, żeby wywołać u mężczyzny taką reakcję?
Przyglądała się mu uważnie. Nie odzywała się póki on tego nie zrobił. Nie miała pojęcia jak ma na to zareagować. Słysząc jego pytanie, podniosła pytająco jedną brew - co miało być w kawie? Poza kawą to tylko herbata, która też jest jej składnikiem - powiedziała, przekręcając lekko głowę - wystraszyłam się, ze coś jest nie tak, albo jakiegoś składnika nie możesz pić, bo nagle zbladłeś strasznie... - próbowała się wytłumaczyć. Zupełnie nie rozumiała drugiego pytania - nie robiłam jej sama, tylko pomogłam wyrosnąć nasionom, doglądałam całego procesu ale nie robiłam tego własnoręcznie. Jednak nikt inny się nią nie struł, nawet jeśli mało osób ją piło... - powiedziała niepewnie - po prostu się wystraszyłam...czemu nagle tak... - zmarszczyła brwi, a z jej oczu i twarzy zniknęły wszelkie emocje - nie ufasz mi... boisz się mnie- westchnęła i dopiła kawę po czym wstała - nie chcesz to nie musisz jej pić...przecież nie mam nic innego do roboty jak pozbawianie życia innych...to takie moje ciche hobby - mówiła spokojnym, lodowatym głosem. Poszła do kuchni, wymyła swój kubek i poszła do kąta salonu, gdzie stała od kilku dni jej Naginata. Wzięła ją i pogładziła jasne ostrze. Poszła na górę po czym wróciła z torbą z jakimiś specyfikami i bronią. Ubrana była w krótkie sportowe spodenki oraz krótkawą koszulkę z krótkim rękawem. Włosy miała spięte w wysoki kucyk - jak już przestaniesz trząść przede mną portkami i zorientujesz się, że jeśli chciałabym Cię zabić to już bym dawno to zrobiła to będę na siłowni - powiedziała, spoglądając na niego bez emocji i ruszyła we wskazanym wcześniej kierunku. Tam usiadła na macie w najdalszym kącie sali i zabrała się za pielęgnowanie pięknej broni.
Znów nawaliła...miała nadzieję, że w końcu ktoś jej zaufał, że znalazła kogoś kto chciałby z nią być, a Gaw po prostu się jej bał. Myślał, że zrobi taką głupotę i zabije go od tak. Znała o wieeele ciekawsze sposoby na pozbawianie ludzi życia niż psucie dobrego napoju. Yako lubiła smak i zapach krwi i mimo iż często zabijała bezkrwawo, to rozszarpywanie ofiary i smakowanie jej krwi sprawiało jej wielką przyjemność. Ale na pewno nie miała ochoty na rozszarpywanie tego konkretnego rudzielca.
Musiała się uspokoić, a skoro nie mogła trenować, postanowiła zająć się czymś co rozumie bez słów. Swoją ukochaną bronią, która jeszcze nigdy jej nie zawiodła. Po policzkach jednak spływały jej łzy, mimo iż zarówno oczy jak i twarz nie wyrażały żadnych emocji.

Gawain Keer - 27 Sierpień 2017, 22:06

Lubieżny gest ze strony Luci nie przeszkadzał mu zbytnio. Wiedział, że pewnie dostanie niezły wpierdol, ale z ćwiczeń nigdy nie wychodziło się bez towarzystwa siniaków i otarć. Rany zarezerwowane były na prawdziwie niebezpieczne starcia. W każdym razie... nauka nigdy nie była dla Gawaina bezbolesna. Rudzielec wzruszył jednak ramionami. Normalka. - Zobaczymy. Postaram się nie być dłużny - stwierdził zachęcająco, posyłając lisicy drapieżne spojrzenie.
Poczochrał ją po włosach. Co miał innego zrobić w takiej sytuacji? Pozwolić na więcej nie mógł. Naprawdę by chciał, ale to zupełnie odpadało. Inaczej wszystkie starania w trosce o zdrowie Yako wzięłyby w łeb. - Już niedługo - zapewnił swą kochankę z delikatnym uśmiechem. Była nawet słodka i urocza, gdy tak wzdychała do tego nocnego i bezwzględnego mordu.
Keer doskonale znał adrenalinę towarzyszącą zabijaniu. Porównywano ją do upojnych zbliżeń, a niektórzy nawet śmieli twierdzić, iż jest lepsza niż seks, natomiast Gawain był zdania, iż oba akty idealnie się dopełniają. Taniec życia i śmierci. Co prawda z gumką to nie to samo... ale symbolika nadal aktualna.
- Teraz - stwierdził gorzko. Wcześniej mógł być tutaj ktoś inny. Kawę dało się przechowywać próżniowo, by smakowała jakby została przygotowana choćby wczoraj.
Kolejne pytanie okazało się być podobne do siarczystego policzka. Wiedział, skąd zna te pytania i wątpliwości. Zawsze czujny i podejrzliwy, ale przede wszystkim żywy. Taki właśnie był wśród ludzkiego rodu. Spojrzał na podłogę. Wiedział, czego właśnie się dopuścił. - Nie zadawaj takich pytań... nawet w żartach. Proszę - powiedział cicho i niezwykle smutno. Widać było po nim, że czuje się winny, ale nie potrafi nic poradzić na to jaki jest. Ciało miał całe, ale umysł z pewnością był cały w strzępach.
Zapragnął wrócić do Krainy Luster jak nigdy wcześniej. Gdy jego kochankami były ludzkie kobiety, nie miewał takich rozterek, ale teraz nie był już uwiązany. Zero umów, paktów i kontraktów. Zamknął rachunek, by móc otworzyć go po drugiej stronie lustra.
Słuchał słów Yako, ale dochodziły do niego jak zza zasłony, przez co zareagował z opóźnieniem. - To... to nie tak! - wyciągnął dłoń w jej stronę, ale ona już zdążyła wstać. Gdy poszła do kuchni, by umyć kubek, dopił napój w paru dużych łykach ze łzami w oczach. Srał to pies. Najwyżej zginie. Nie było niczego gorszego, prawda? Co mu zostało? Nie miał rodziny, krewnych. Niczym dzikie zwierze usiłował ustawić się w tej dżungli jak najlepiej, ale nie widział swojej przyszłości w różowych barwach. W ogóle nie potrafił jej sobie wyobrazić, dlatego twardo stąpał po ziemi, choć ta często okazywała się być nasiąknięta krwią słabszych i mniej przebiegłych.
Luci poszła ćwiczyć, a on siedział jak ostatni cieć i płakał. Nie wył, nie szlochał, ale łzy i tak uparcie spływały mu po policzkach, jakby chciały przypomnieć o tym, że nie jest bogiem, który potrafi uniknąć spraw zwykłych śmiertelników.
Czy się bał? Z pewnością. Ludzie nauczyli go nieufności, zakładania masek, szyderstw i kłamstw. Wśród istot magicznych nie przebywał od dwóch dziesięcioleci. Od czasu do czasu podpisywał z nimi kontrakty i odbierał zapłatę, ale próżno było doszukiwać się w tym czegoś głębszego. Sam zrobił sobie krzywdę, ale nie było to bezpodstawne. W końcu ktoś wydał jego rodzinę.
Kawa nie zrobiła mu nic poza rozbudzeniem. Po prostu wariował i tyle. Cień wstał i poszedł do łazienki, by przemyć twarz i wysmarkać się po tym żałosnym płaczu. Cały trząsł się nad umywalką i taki właśnie poszedł do siłowni. Co prawda wbijał palce w zaciśnięte do białości dłonie, ale i tak wiedział, że Yako wszystko zauważy.
Płakała. A jakże. Gawain wyciągnął otwartą dłoń w stronę swej ukochanej - Yako... chodź. Przepraszam - zaczął spokojnie na tyle, na ile potrafił. Było mu tak głupio. Pozwolił drzwiom się za sobą zamknąć - Przepraszam - powtórzył niepewnie - Mam pełno złych nawyków. Nie lubię tu być. W tym świecie. Jeszcze to z rana... i ten kurier, a potem te pytania o kawę. To dla mnie za dużo, tak naraz - wytłumaczył opuszczając wzrok. Czuł się okropnie winny, głupi i żałosny. Nie chciał jej ranić, widzieć jej smutnej, całej załzawionej. Jeśli Yako mu na to pozwoliła, to podszedł do niej i objął ją czule. - Proszę... wróćmy. Nie lubię tu być. - spojrzał lisicy w oczy.

Yako - 27 Sierpień 2017, 23:28

Nie do końca rozumiała zachowanie Cienia. Drażniło ją to i to bardzo. Już przez chwilę było dobrze, a tu znów okazało się, że nie ma możliwości, żeby ktoś jej w pełni zaufał. Miała przez kilka lat rodzinę, miała Natalie i Krisa, ale co z tego? Tylko ją to osłabiło, dało nadzieję, że jednak będzie mogła żyć inaczej, tak jak inni. Nie być wiecznie samotną i tylko udawać, że wszystko jest w porządku. Ale pewien pijak postanowił jej to odebrać i teraz znów była sama. Nawet bardziej samotna niż przed małżeństwem.
- Nie będę tak żartować, nie martw się - powiedziała grobowym głosem, ruszając do kuchni. Nie zwracała jednak uwagi na słowa kochanka. Nie zwróciła uwagi nawet na jego łzy. Po prostu przeszła obok niego, powiedziała co miała powiedzieć i zniknęła za drzwiami siłowni.
Skupiła się na czyszczeniu broni. Łzy jej to trochę utrudniały, ale nawet ich nie ocierała. Rozmyślała nad tym co było, nad zachowaniem Cienia. Nad tym co powiedział wcześniej, nad różnymi rzeczami, którymi zwykle się nie przejmowała. Zdjęła dzwoneczki i wstążkę i rzuciła nimi z całej siły przez siłownię. Musiała jakoś wyładować cały ten gniew, niestety nie mogła tego zrobić poprzez wysiłek fizyczny tak jak robiła to zazwyczaj. Nie była w pełni sprawna. Nie mogła nawet wyżyć się na głupim worku treningowym.
Czuła ból w sercu. Rozmyślała szorując drzewiec swojej pięknej broni. Nie widziała teraz nic poza nią. Jej dłoń zatrzymała się dopiero, gdy rudzielec się do niej odezwał. Początkowo nie podnosiła na niego wzroku. Dopiero gdy zaczął się tłumaczyć, spojrzała na niego wzrokiem bez ani grama emocji. Nic jednak nie mówiła.
Pozwoliła mu się przytulić, ale nie odwzajemniła tego gestu. Spoglądała tylko przed siebie.
- To dlaczego nie wrócisz? - zapytała cicho. W jej głosie nie było ani smutku, ani żalu czy złości. Nie było zupełnie nic. Odsunęła go od siebie, a po jej policzkach już nie spływały łzy - nie trzymam Cię tu...jeśli tak bardzo nie lubisz tego świata to zaraz mogę iść spać i sobie wrócisz do domu - wzruszyła ramionami - klucz od domów masz więc możesz sobie przychodzić kiedy chcesz. Tam przynajmniej nie będziesz się martwił, że ktoś Cię dopadnie, albo, że Ci coś zrobię...nie w takim stopniu jak tutaj... - powiedziała jeszcze i wróciła do czyszczenia Naginaty. Cień mógł zauważyć, że Yako robi to tak, jakby gładziła najcenniejszą dla siebie istotę, ale jednocześnie była zdecydowana i dążyła do pozbycia się resztek melasy.
Po chwili jednak przerwała na moment - powiedz mi...czy to co powiedziałeś wcześniej...o tym co do mnie czujesz... - nie podnosiła na niego wzroku - czy powiedziałeś to dlatego, że się mnie boisz? Że boisz się, że Tobie też coś zrobię? - zapytała i wróciła do gładzenia drzewca - tylko proszę...nie kłam mnie... - dodała jeszcze, ciszej i po prostu czekała, kontynuując swoje zadanie.

Gawain Keer - 28 Sierpień 2017, 23:59

Reakcja jego kochanki nie była żadnym zaskoczeniem, ale i tak w jakiś sposób go wkurzyła. Oczekiwał pocieszenia, choć to on dramatyzował, jak jakaś stara panna z harlekinów bojąca się, że nie znajdzie męża. W pokrętny sposób był wdzięczny Yako. Znał sam siebie i wiedział, że usiłująca go uspokoić Luci prawdopodobnie tylko pogorszyłaby sytuację. Czasem kop w dupę lub liść w twarz robiły lepiej, niż słodkie i czułe słówka.
Z każdą uronioną łzą dawał upust strachowi, złości i ogólnemu roztrzęsieniu, które na moment opanowało jego umysł i ciało. Może właśnie potrzebował tego wybuchu. Z Ritą ostatnio nie wyszło, a potem wszystko znów runęło mu na głowę. Dziwne zaproszenia, SCR na horyzoncie i to morderstwo. Piękny bukiecik od losu. Lisica była zła. Ba, wyglądała na wściekłą. Czekoladki mogą nie wystarczyć, a ja podchodzę do niej, gdy czyści broń. Prawie jak w filmach - pomyślał gorzko. Niebieskie płomienie nigdy nie paliły, ale spojrzenie jakim właśnie obdarzyła go Luci już tak.
- Nie mam zamiaru cię zostawiać... tak jak ostatnio - szepnął, nic nie robiąc sobie z jej obojętnego tonu, choć zawiodło go to. Najgorzej, gdy kobieta jest oschła. Jakby zupełnie przestało jej zależeć. Przynajmniej zdradzały ją słowa i gesty. Poza tym mu zależało. I to bardzo. Przytulił Luci do siebie mocniej, spinając jej ramiona własnymi i zanurzył nos w jej ciemnych włosach. Pachniała świeżo i kwiatowo.
Nie chodziło o nią. Był świadom jej siły i umiejętności, ciągoty do zabijania, pamiętał jak tańczyła z naginatą, ale to nie Luci się bał. Raczej kogoś trzeciego. Zakulisowego wroga, który zwróci ją przeciw niemu. A że mogła go zabić? Jasne, że mogła. Tak samo jak śliskie schody, szybka jazda, łyżka wody. - Nie chcę nigdzie iść bez ciebie - mruknął wtulając się w nią mocniej, jakby miała się zaraz rozpłynąć, po czym odsunął się od niej powoli.
Znów zaczęła czyścić naginatę. Chyba ją to uspokajało. Gawain śledził wzrokiem jej drobne, zgrabne dłonie, by spojrzeć Luci w oczy, gdy na moment przerwała. Przyglądał się jej badawczo przez moment. - Jasne, że się boję, lisku. Nie dziś, nie jutro, ale za rok, może dwa, pozwolisz mi ostatni raz usłyszeć te dzwoneczki albo warkot wydobywający się z twojej lisiej gardzieli - powiedział z dziwnym błyskiem w oku. Uśmiechnął się pod nosem patrząc na swoje dłonie i splatając palce, po czym znów uniósł na nią wzrok - Wiem, że moje uczucie do ciebie jest tym głupsze, im bardziej okazuję strach... ale przynajmniej jest prawdziwe - położył dłoń na jej policzku i otarł wysychające łzy - Daj mi odrobinę czasu, by się ogarnąć. O nic więcej nie proszę - dodał cicho, chwytając drzewiec naginaty i nachylił się do Yako. O nic więcej nie śmiałbym prosić... ale kto powiedział, że mam zamiar? Bezczelnie wpił się w jej usta bez żadnego ostrzeżenia. Chciał jej całej dla siebie. Rozsmakował się w jej pełnych i miękkich ustach. - I wypiłem kawę. Całą - wysapał ze śmiechem, by znów wrócić do całowania swej wybranki.
Widocznie nazwanie go dręczycielem, było zupełnie przypadkowe. Nie wiedziała. Jeszcze. Dlatego Gawain chwytał dzień. Nie miał zamiaru roztrząsać dalej tej chorej sytuacji oraz swojego popierdolenia. Najpierw atak paniki, teraz jego nabyta mania. Całe szczęście jego pokiereszowany umysł znajdował ukojenie w pięknym demonie przed nim.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group