Anonymous - 23 Luty 2013, 17:25 Zmarszczyłem brwi, gdyż jednak nie podobało mi się to co raz bardziej. Nie dość, że miałem co do niego wątpliwości, to jeszcze mnie cholernie irytował. Gdyby nie fakt, że jest tu Kejko, zapewne poniósłbym się innym emocjom, choć w sumie czasami najważniejsze jest, by to po prostu zignorować. Skinąłem w geście podziękowania, gdy Light pomogła na tyle ile może i odprowadziłem ją grzecznie wzrokiem na pożegnanie. Ciekawe czy jeszcze będzie okazja ją kiedykolwiek spotkać? To może było intrygujące, ale nie na to teraz miałem być się skupić. Musiałem wszak wysłuchać każdą wypowiedź towarzyszki, z jak największą uwagą, a potem jej nowego... Przyjaciela. Choć jej chciałem odpowiedzieć, to wszelkie do teki chęci pan Valerinno odebrał. Z pewnością Kotka mogła zauważyć moje wyraźne zniechęcenie. Cóż mogłem rzec? Swoje wysłuchałem do drogi byłem gotowy, ale jeśli chciał się on pozbyć moich wszelkich dodatkowych pytań, najpewniej mu się udało. Ale motywacji na działania w tej sprawie, również zaczęło brakować. Co mi zostaje? Działać dla Dachowca, pod własnym przymusem, by po prostu pilnować jej ufności, która cholera wie do czego może ją zabrać.Kejko - 24 Luty 2013, 05:36 Kiedy Light podała jej zioła ona delikatnie skinęła głową oraz posłała dziewczynie życzliwy uśmiech , cały czas będąc w tej chwili wpatrzoną w fioletowe oczy. Kiedy dziewczyna oddaliła się kotka przez chwilę zerkała jeszcze na niewielki woreczek który mieścił się teraz w jej dłoni po czym wsunęła go do jednej z kieszeni swojej kurtki. Również miała nadzieję iż nie będą musieli korzystać z tego cennego podarku… . Kiedy z ust Valerinno padło pytanie odnośnie łuku jej wzrok momentalnie zatrzymał się na owym przedmiocie.
-Niestety nie posiadam większego doświadczenia w styczności z takim rodzajem broni… Do walki służą mi sztylety jak i własne pazury….
Powiedziała nieco wyciszonym tonem, poprawiła ostrza który tak jak i garderobę odzyskała dzięki Krukowi. Kiedy wspomniana została kwestia ekwipunku Kejko na chwilę odpłynęła w rozmyślaniach. Na tego rodzaju wyprawy rzeczywiście należało by się odpowiednio przygotować… jednak wszystko potoczyło się tak nagle. Była ciekawa czy może w wiosce o ,której mówił ich nowy kompan uda się im natrafić na coś co mogło by się im jakoś przydać podczas ewentualnej wyprawy jak i samej walki. Chociaż Kotce zdecydowanie nie podobała się wizja bycia kimś w rodzaju hieny cmentarnej…. Jednak czy mieli jakiś większy wybór? Na dźwięk słów „Bogowie nam sprzyjają” na twarzy błękitnookiej pojawił się delikatny uśmiech. Cóż… może rzeczywiście tak było? Może znakiem tego był deszcz który zesłali na ziemię właśnie teraz kiedy to mieli wyruszyć w bój z jakimś ognistym demonem… Kejko przez chwilę zadarła głowę wysoko do góry wpatrując się w niebo i pozwalając tym samym na to by pojedyncze krople wody spływały teraz swobodnie po jej delikatnej twarzy. Z rozmyśleni wyrwało ją kolejne pytanie .
-Tak pamiętam drogę, kojarzę też drzewo o ,którym mówisz to też nie będzie z tym problemu.
Wzrok kotki spowrotem zawędrował w kierunku cienia. Z tego co udało jej się odczytać z jego mimiki mogła się domyślać iż nie był on zadowolony… Nie wyraził też jednak sprzeciwów znakiem tego planował dalej jej towarzyszyć. Czuła się z tym źle.. jakby go wykorzystywała… Co prawda mówiła iż nie zmusza nikogo do podjęcia decyzji zgodnej z jej własną…jednak… . Zdecydowanie uznawała to za egoizm z swej strony, bo wiedziała iż nie powinna narażać Cienia na ryzyko a mimo miała nadzieję ,że nie zostawi jej samej. Co mogła zrobić? Cóż.. będzie musiała pomyśleć jak ewentualnie ma mu wynagrodzić fakt iż wplątała go w takie dziwne wydarzenia… . Kocie ślepia w chwili kiedy te szkarłatne zwróciły na nie uwagę posłały jedynie ‘przepraszające’ spojrzenie. Kotka zwróciła się w stronę lasu i ponownie ujęła łucznika za dłoń, bo znów miała jej przypaść rola ‘kota przewodnika’ .
-A więc w drogę…
Dodała tylko na koniec i ruszyła przed siebie jednak dopiero w chwili kiedy stwierdziła iż Kruk również to uczynił.
z.t [ + Kruk , Valerinno ]Anonymous - 24 Lipiec 2013, 01:05 Mówimy się, że picie herbaty jest czymś naprawdę pochłaniającym, niektórzy wręcz traktują tą czynność jak swego rodzaju modlitwę. Noctuae Insanis oddał się całkowicie swojemu ulubionemu zajęciu, towarzyszył mu przepiękny aromat wszelakich herbat i jego najlepszy przyjaciel, złotawa sowa.
Mógłby tak siedzieć tu bez końca, jednak czas płynie nieubłaganie i sprawia, że wszystko w końcu musi się skończy i tak było tym razem.
Ten Upiór Herbaciany poczuł siłę jaką dzierży czas, skończyła mu się bowiem miętowa herbata! Nic gorszego nie mogło spotkać fana tego smacznego napoju, zdruzgotany tym faktem natychmiast podniósł się z ziemi, złożył koc i wrzucił go do swojego kapelusza.
- Ehh.. - wydobył z siebie dźwięk niezadowolenia po czym dodał. - ruszamy. - Jego polecenie natychmiast zostało wysłuchane przez wiernego towarzysza, ptak wzbił się w powietrze obserwując z nieba co w krainie luster piszczy. Rudowłosy mężczyzna, połączony za pomocą swych telepatycznych mocy ze swoim zwierzęciem był wstanie obrać dokładny kurs.
Sowa była idealnym kompanem, doskonały wzrok i zmysł orientacyjny dopełniały się ze zdolnościami Noctuae.
Kapelusznik natychmiast ruszył w stronę Malinowego lasu, bo gdzie indziej mógłbym znaleźć porządnego dostawce?
[z/t]Anonymous - 19 Sierpień 2013, 14:21 Nawet nie zauważył, kiedy dookoła niego zaczęły rosnąć herbaciane drzewa - ot, Duma był wręcz niepoprawnie zainteresowany kamieniem, który jakby był jedynym punktem zaczepienia miedzy Dumą a rzeczywistością, pomimo że obydwoje bełkotali coś na temat nienawiści do siebie nawzajem... przynajmniej powody były różne - otóż o ile rzeczywistość miała się swietnie, o tyle lunatykowi już było mniej do śmiechu pod butem wrogiego czasu i miał ku temu dowody - fioletowe oko, gdzieniegdzie siniaki, a na klatce piersiowej było wiele zadrapań... Ale tym to się nawet jakoś nie przejął, chyba szybko godząc się z tym, że popełnił głupotę, której łatwo było nie wybaczyć. Po pierwsze, było mu cholernie zimno, po drugie żałował, że odłożył broń. Co on sobie w ogóle myślał? Że tak będzie co? Lepiej, bo nie zabiorą ci pistoletu od razu...? Zreflektowali się tym, że zrobili z ciebie worek treningowy...
Otworzył nagle szerzej zielone oczy, orientując się, że... och, właściwie się nie orientując. Nie miał zielonego pojęcia, gdzie jest. Może i lekko kojarzył to miejsce, kiedy zasięgnął wiedzy we wspomnienia z dzieciństwa, ale doskonale sobie zdawał sprawę z tego, że po prostu się zgubił. I tyle z twojego wielkiego podrywu. I tyle z twojego podbijania światka. I tyle z twojej wielkiej ucieczki z gangu. I tyle z twojej koszuli... Och, i jeszcze ten smród herbaty! To chyba przeważyło, bo Duma zamachnął się, posyłając kamyk w cholerę, a sam nie ruszył się na milimetr z miejsca, mrużąc oczy i rozglądając się uważnie. Dopiero wtedy się powoli i czujnie odwrócił, jakoby liczył na to, że ten spokojny, sielankowy obrazek zakłócą zamaskowani napastnicy, źli i niedobrzy, którzy do obrazka pasowaliby z pewnością tak, jak pięść do twarzy. Ja... Jak to nikogo nie ma? Gdyby chociaż znał imię tej cholernej dziewczyny, gdyby nie to... Na pewno współpracowała z nimi. To wszystko był starannie wyreżyserowany program, stopniowo ośmieszający Dumę. Publika z pewnością zaciskała pięści i nawoływała go już do tego, by oszalał. No, ale miał swoją dumę. Huh, Duma ma dumę. A może to duma ma Dumę?
Przyłożył rękę do twarzy, zamykając oczy i westchnął ciężko. Wreszcie sen dawał o sobie znać, ale... to też trzeba było przetrzymać. Broń się, Dumo, broń. I tak nie masz czym, więc przynajmniej będziesz dawał innym rozrywkę. Gdyby tylko... wszystko się rozwiązało... Gdyby tylko z łaski swojej ktoś wyjął go z tego rowu i mu pomógł. Witamy w Krainie Luster, Dumo.Anonymous - 19 Sierpień 2013, 15:59 Koliber niedawno wydostała się z lustra i wróciła do Krainy Luster. Była to szybka podróż, choć ciężko było określić, w jaki sposób owe lustra-portale zostały stworzone.
No tak. To wszystko stworzyli baśniopisarze - zastanowiła się, przechadzając się między krzakami herbaty.
Światem nie rządzą prawa logiki, jak uważają ludzie - uśmiechnęła się pod nosem. - Świat jest budowany na podstawie tego, co sobie wymarzymy. Co wyśpiewamy, namalujemy, opiszemy.
To było dziwne. W boskość rasy Koliber nikt nie wierzył, tylko nieliczni. Nawet większość z jej pobratymców uważała, że niemożliwym jest, aby świat został stworzony przez baśniopisarzy. Ale ona żyła wystarczająco długo, aby pamiętać. Może nie była współtwórcą świata, ale kiedy była dzieckiem, świat wciąż powstawał, a jej rodzice w tym uczestniczyli. Ba! Jej matka dała początek stworzeniu, dzięki swojej determinacji i pustki, której nie mogła niczym wypełnić. Dopiero to piękne marzenie, które stworzyła, po czym pokazała całej reszcie sprawiło, że obudziła się w niej nadzieja.
Koliber uśmiechnęła się na to wspomnienie. Lubiła wspominać, w końcu bardzo dużo przeżyła. Jednak teraz była już dorosła, wiele rzeczy się rozjaśniło, wielu błędów by nie powtórzyła.
Wybrała się na herbacianą łąkę, aby poszukać zielonej herbaty, o której opowiadał jej pewien znajomy kapelusznik. Rosła tyło i wyłącznie na aromatycznej polanie, w dodatku ciężko było ją znaleźć, była niesamowicie rzadka. Koliber na szczęście wiedziała, gdzie dokładnie znajduje się krzak, którego poszukiwała. Trzeba dojść do głazu w kształcie filiżanki...
No właśnie, do głazu, który wyrósł nagle zza krzaków. Ktoś tam był, tylko jedna osoba. Eve bardzo rzadko widywała tutaj żywych. W dodatku, owy młody chłopak nie był kapelusznikiem. Właściwie, bardzo przypominał człowieka.
Lunatyk? Szklany człowiek?
Koliber była bardzo ciekawska. Na momencie zapomniała skręcić w lewo, policzyć pięćdziesiąt cztery kroki, potem trzydzieści siedem w prawo i siedemdziesiąt jeden w lewo...
Podeszła do chłopaka, który minę miał dość nietęgą, w dodatku wyglądał na nieźle obtłuczonego.
- Co tu robisz? - spytała.
Eve była bezpośrednią osobą. Już dawno wyrosła ze wstydu, czy zakłopotania, które często towarzyszyły krótkowiecznym istotom.
- Wybacz ciekawość, ale nieczęsto widuję tu żywe dusze, oczywiście poza kapelusznikami - zmierzyła go od stóp do głów. - Potrzebujesz może pomocy?Anonymous - 19 Sierpień 2013, 17:43 Od razu widać, że logika nie dotknęłaby się do czegoś, co czyni to tak... niesamowicie cukierkowym. Najchętniej stanąłby na środku polanki i wykrzyknąłby coś w stylu "no, a teraz niech ujawni się ten kawalarz, co porozwieszał na tych cholernych drzewach te herbatki" lub zamamrotałby coś o starych metodach i poleciłby piramidki, zamiast jakichś staroświeckich saszetek, ale... to chyba nie to tak przeszkadzało Dumie, którego wzrok taksował teraz z najwyższym skupieniem torebki - miętowa, była. Owocowa także... i tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Albo nos Dumy jest upośledzony albo nie było tu choćby chwastu z zawieszoną tam czarną herbatą. Na wszystko, co kocha... nawet roślinki pokazują mu wysoko wyciągnięty środkowy palec. Nic, tylko im oddać... Duma nie usłyszał kroków, najwidoczniej zbyt zajęty przeklinaniem na świat go otaczający, by go jeszcze na dodatek obserwować, ale... Usłyszał je słowa, co wywołało u niego tak gwałtowny obrót, że zadziwiające było to, że nie stracił rónwowagi, chociaż zachwiał się i widać było, jak niewiele dzieliło go od padu tuż pod zgrabne nózie Koliber. Kiedy już odzyskał równowagę, przekrzywił głowę, wyraźnie zdziwiony wyglądem dziewczyny, która stała przed nim - to było zbyt... kolorowe wrażenie, by je opisać. Właściwie jego wzrok znalazł kilka punktów zaczepienia i tam co chwilę się obracał, zapętlał, wyznaczając swoistą ścieżkę po sylwetce nieznajomej - gogle, włosy, oczy, usta, szalik, miecze, pończochy. Gogle, włosy, oczy, usta, szalik, miecze, pończochy... A gdzie ty z tym spojrzeniem?! Nieładnie. A kwestia jego pochodzenia... I tak nie pamiętał, jak to jest być kapelusznikiem, baśniopisarzem czy szklanym człowiekiem, którym była tamta dziewczyna. O nich nie było za dużo w tych zabawnych książkach. Z tych obrazków, które widział jak przez mgłę jednak odnalazły swoje miejsce persony podobne do dziewczyny - barwne, często zajęte pisaniem, malowaniem... Kultura. Pełna kultura. Ale i tak już nie pamiętał, kim była dziewczyna, dlatego jedynie przekrzywił pytająco głowę w odpowiedzi na jej pierwsze, a potem następne pytanie. Czy on wyglądał na kogoś, kto potrzebuje pomocy? W tym nienormalnym świecie absolutnie normalnym widokiem winien być poobijany człowiek w samych szortach i z delikatnymi ranami - na szczęście wszystkie były na plecach, bo wtedy właśnie już dał sobie spokój z obroną, więc nieznajoma nie mogła zobaczyć błękitnych smug. Może to i lepiej dla niego... Mniej pytań. Chociaż, słysząc te pytania, nie wierzył zbytnio w swoją ocenę. I nawet nie miał żadnej broni, by móc jakoś postraszyć dziewczynę o stosunkowo... ostrym ekwipunku.
Co tu robisz?
- Stoję - nie potrzebował nawet chwili na odpowiedź, na pewno tym samym ukazując swoją nieprzeciętną inteligencję bijącą w tak wyraźny sposób, jak jego oprawcy. Na pewno ta sama inteligencja zostawiła też siniaki na mózgowiu Koliber... khe, khe. Nie pierdol. Kapelusznicy? Uniósł brew. - Ciekawość nie jest niczym złym, w końcu... Inaczej bym tutaj nie zaszedł.
Oczywiście, że nie. Szukałbyś szpitala, a nie szwendał się po okolicach. Dopiero na jej następne pytanie uśmiechnął się lekko, nawet trochę zadziornie, zmrużywszy oczy.
- A... potrafiłabyś mi pomóc? - psst, zacznij od dobrego psychiatry.Anonymous - 21 Sierpień 2013, 19:59 Koliber uniosła nieznacznie brew, krzyżując ręce na piersi.
- Nie wątpię, że stoisz – odparła, zastanawiając się, czy faktycznie powinna zniżać się do poziomu satyry swojego rozmówcy. -Chodziło mi raczej, czy w ogóle wiesz, gdzie jesteś? Może w jakim celu?
Chłopak zdecydowanie wyglądał na takiego, co to wrócił nawalony z super imprezy i zapomniał, co się z nim stało. A potem obudził się w innym kraju, nagi, w koszu na śmieci i z dzieckiem w rękach.
Na nieszczęście Dumy, nie obudził się w innym kraju, a wygląda na to, że w zupełnie innym świecie. Wydawał się być skołowany. Ale być może nie był. Być może sprawiał po prostu mylne wrażenie. Być może Koliber źle odczytała jego intencje, co zdarzało się nawet jej.
Jest młody. Młodzi ludzie mają naprawdę różne uosobienie.
Eve podjęła decyzję w momencie, kiedy zobaczyła uśmiech chłopca. Również się uśmiechnęła. Łagodnie, ale dogłębnie. Coś w jej uśmiechu mówiło „Nie radzę. Nie powinieneś ze mną zadzierać”.
- Myślę, że mogę ci pomóc - po raz kolejny zmierzyła go wzrokiem. - I to bez większych problemów.
Ostatnim, co Duma zobaczył, mógł być jej uśmiech.
A potem... potem była już tylko wypełniająca jego klatkę piersiową radość i bezgraniczny spokój, które mógł odczuć jako błogie ciepło, pieszczące najgłębsze zakamarki umysłu.
Koliber była pisarzem marzeń i właśnie owo marzenie napisała. W swojej głowie. A następnie je zaprezentowała. W owym marzeniu, Duma był wolny. Jeśli chciał, mógł się zemścić. Ale prawdopodobnie nie zależało mu na tym. Prawdopodobnie pragnął jedynie, aby się odciąć od tego, co go męczy. Od ludzi, którzy go prześladują.
Koliber pozwoliła mu zasmakować tej przyjemności. Zrobiła to, aby zmazać z twarzy chłopca ten zadziorny uśmiech. Chciała, aby nie czuł się pewnie w jej towarzystwie. Chciała, aby zrozumiał, że to ona ma władzę. Jest prawie jak Bóg. Może materializować marzenia, ale może również...
- Tak, potrafię pomóc - marzenie rozwiało się, pozostawiając w sercu Dumy pustkę i swego rodzaju niedosyt. A może nie zostawił nic? Może chłopak był przyzwyczajony do tego, że coś mu się nieodwracalnie odbiera?
- Ale mogę również sprawić - tym razem uśmiech Koliber był paskudny - że będziesz cierpiał.
Duma był przywiązany do drzewa. Było ciemno, prawdopodobnie niewiele mógł zobaczyć. Ale przed jego oczami ktoś nagle się pojawił. Dziewczyna. Znał ją bardzo dobrze. To przez nią jego życie legło w gruzach. Przez nią i przez własną głupotę.
Uśmiechała się do niego słodko, dotykała go w różnych miejscach.
Kocham cię, wiesz? - śmiała się uroczo i pocałowała go w ustach. - Ale nigdy mnie nie dostaniesz. Bo tak naprawdę kłamałam. Tak właściwie, to cię nienawidzę.
Dziewczyna roześmiała się w głos, ale wizja szybko się rozwiała. Była to tylko iluzja, więc z pewnością nie zostawiła tak mocnego śladu, jak marzenie.
Koliber przyjrzała się chłopakowi po raz kolejny. Musiała zadrzeć głowę, młodzieniec był sporo od niej wyższy.
- Ale wiesz, jakoś nie mam ochoty cię męczyć. To by było strasznie dziecinne - wzruszyła ramionami, wlepiła w niego spojrzenie swoich różowawych oczu. - Więc? Czy uważasz, że mogę ci jakoś pomóc?
Odczekała chwilę.
- A może masz historie do opowiedzenia? - uśmiechnęła się, bez cienia kpiny. Szczerze.
- Z chęcią posłucham.Anonymous - 22 Sierpień 2013, 08:43 Ten wyraz na jej twarzy momentalnie spowodował, że Duma lekko się naprężył, widząc, że jednak żarty nie podchodzą do gustu nieznajomej. Najwidoczniej nie był do tego stopnia miły i grzeczny, by zostać po prostu skwitowany parsknięciem śmiechu, a następnie wzruszenie ramionami i w końcu zostać opuszczony, traktując go bardziej jak ciekawostkę, a nie żywego członka tej popieprzonej społeczności. Może to i lepiej dla niego... Może. Bo nie wiedział w końcu, co szykuje mu nieznajoma. Gdyby wiedział, nie oddawałby pistoletu - teraz, kiedy miał do obrony tylko ręce i nogi, zaczynał po cichu w siebie wątpić... ale tylko po cichu, rzecz jasna. Skoro Koliber chce, żeby ładnie pasował do skłóconego z losem chłopca, on się w to pobawi. Bo lubi.
- Nie wiem, gdzie jestem, ani jaki jest mój cel, ale raczej jestem z tego zadowolony, bo inaczej miałabyś jeszcze jeden powód, żeby patrzeć na mnie chłodno i ze sceptycyzmem - skoro nie ominęła go, to on wykorzysta ruch prostego wzruszenia ramionami, uważnie taksując nieznajomą spojrzeniem. Może i z tej imprezy wrócił, ale nie można być wiecznie pijanym - rzeczywistość uderzyła młodzieńca, ale... to wszystko było jego wina. Przewidział to, że mógł obudzić się z ręką w nocniku, ale wyobrażał sobie za to to wszystko w lesie... Czasami się sobie dziwił, że to on pierwszy odpuścił, wyprzedzając wszystkich. Szokując ich. Na ich miejscu też by siebie gonił, ale nie w ten sposób - po prostu dobiłby takiego delikwenta. Wystarczyło tylko kulek... No tak. Był inny, więc inaczej musieli go też traktować, po królewsku. Gdyby to tylko były luksusy innego rodzaju...
Kiedy zobaczył jej uśmiech, już wiedział, co powinien zrobić - zamknąć uszy i zatkać sobie uszy, być zamkniętym na świat... Naprawdę, myślała, że szantaż nie był jego chlebem powszednim? Myślała, że ma przed sobą kogoś, kto nie zna się na tych tematach? Jego uśmiech zbladł, pozostawiając łagodne, ulotne wrażenie grymasu krzywiącego jego usta. No i ta jej obietnica pomocy... Zmrużył oczy, ale nie zamknął ich. I to był twój błąd, Dumo. Jak zwykle przewracasz się na pierwszym płotku podstawionym ci pod nogi. Na stadionie. Podczas konkurencji skakania przez płotki. Więc nie mów, że to było niespodziewane.
To, co szarpnęło nim, nie miało prawa po prostu istnieć podczas niezmiennie szybko bijącego serca i zajęczym niemalże spojrzeniu, które tylko rozglądało się dookoła, usiłując namierzyć drapieżnika. Tylko dlaczego ta dziewczyna miała być drapieżnikiem? Widzisz, Dumo... Nie była. Przecież to, co cię ogarniało, sprawiało, że lżej było ci oddychać, że serce nagle ustało w szaleńczym biegu, ocierając się o klatkę piersiową z lekkością podskakując, biorąc w tany równe tętno, raz unoszące się i łagodnie opadające - sylwetki wszystkich, którzy zrobili tyle złego po prostu pokręciły głowami i odeszły, zostawiając go samego. Z szerokim horyzontem perspektyw. Duma nie wiedział, od czego zacząć, co chwycić pierwsze, pistolet, którym po prostu pozbawiłby się życia, żeby zostać w tym stanie na zawsze...
Hej, Dumo. Nie masz pistoletu.
I nie, cierpisz dalej. Tym razem bólem podwojonym, jakby ktoś przejechał po tobie kosiarką. Oczy Dumy nieprzytomnie zapatrzone były w twarzyczkę Koliber do tego stopnia, że aż dziw, że ślinka mu nie pociekła z kącika ust. Ale delikatny cień uśmiechu pozostał, bo chłopiec nie należał jednak do osób, które zbytnio się poddają. Zresztą, co z tego, że komuś coś się odbiera? Zawsze ból jest ten sam. Obietnica własnej Arkadii jest zawsze kusząca i tak samo boli za każdym razem, kiedy ta obietnicę się złamie, trafiając przypadkiem do piekła.
Jeżeli Koliber jest bożkiem, to na pewno Duma nie przyłączy się do jej kultu. Nie po tym, co zobaczył. Nie po tym, jak zaoferowano mu raj, po czym brutalnie wyrwano go ze świata, w którym mógł umrzeć. Bo tutaj... Tutaj jeszcze nie mógł tego zrobić. I nie zamierzał. Chciał pokazać wszystkim, co potrafi, a nie od strzału w głowę zostawić zaledwie kilka litrów krwi na posadzce, którą natychmiast zmyje deszcz. Dalej i nieustannie wierzył w to, że mu się uda.
Do czasu... W którym nie usłyszał jej następnej wypowiedzi - cierpienie.
Co to za obraz? Wystarczyło zmrużyć oczy, przyjrzeć.
Nie. Nie. Zamykaj oczy i odgrodź się od tego. Szybko, zanim będzie za późno, idioto. I... za późno. Ciepły dotyk - drżące mu na ustach "spierdalaj", które nie wiadomo, czy chciał wypowiedzieć w kierunku zmory, czy w kierunku Koliber. Porywające dwa epizody z życia splecione w morderczym uścisku, zaciskającym się na szyi Dumy, który przeklinał w głowie wszystko, co się działo. Ale strachu nie było - raczej wściekłość na siebie, na nią, na drzewo, na wszystko w tej chwili. Na to, że zaraz rozwiąże się z tych lin i, że znowu pójdzie do niej. Że zabierze jej... och, i pójdzie bez słowa.
Wszystko znowu się urwało. Uniósł zaczerwienione - to na pewno alergia, na pewno! - oczy na Koliber i utrzymywał je tak dłuższą chwilę na niej. Wyglądał znowu jak mały chłopiec, przestraszony, zdziwiony i bezbronny. Tak, jakby baśniopisarka dotykała lufą jego skroni, czy też czoła i dyktowała warunki ich umowy. Ale zaraz wszystko zniknęło, kiedy znowu skrzywił się w wyjątkowo pogardliwy uśmiech, wbijając swoje spojrzenie w jej oczy. Jego były dalej zaczerwienione.
- Właściwie chodziło mi tylko o pomoc w opatrzeniu ran - mruknął ciepło, jakby beztrosko, podchodząc do niej jeszcze kilka kroków, by stanąć niemal nad nią, po czym zgiął się delikatnie, by być z nią relacją nos w nos.
- Nie wiedziałem, że baśniopisarze mają taką beztroską umiejętność do wygrażania innym. Myślałem, że jesteście bardziej powściągliwi, bo znużeni światem, na którym jesteście stanowczo zbyt długo, aczkolwiek... to dobrze. Nie dam ci moich historii. Przykro mi, aczkolwiek... myślałem także, że baśniopisarze doceniają swoich przeciwników. Więc jeżeli ty w ten sposób prosisz o szacunek, to ja proszę o odwdzięczenie się. Szanuj mnie także. A teraz mogę poznać twoje imię? Tak się poznaje... wiesz. W - jeszcze szerszy uśmiech wykrzywił jego lico, tym razem pogodnie. - n a s z y m świecie zaczyna się zazwyczaj od początku, kończąc na końcu. Wybacz mi za maniery.
Wyszczerzył się dopiero teraz.
Give me your best shot.
A zobaczysz, będzie cię bolała dupa, Dumo.
Przynajmniej nie masz złych intencji, co?Anonymous - 22 Sierpień 2013, 20:01 Koliber patologicznie nie czuła wyrzutów sumienia. Bo i po co? Zrobiła to, co uważała za słuszne. Dlatego też zaczerwienione oczy Dumy nie wywołały u niej żadnych emocji.
Poruszyła ramionami, a kości w jej szyi strzeliły głośno.
Koliber nie miała zamiaru testować wytrzymałości Dumy, czy może napawać się jego chwilową radością, a potem cierpieniem. Tym bardziej, nie miała zamiaru w żaden sposób mu grozić. Po prostu nie spodobało jej się jego zachowanie, to jak do niej mówił, czy to, jak się uśmiechał. Nie podobał jej się również jego ton i jego postura. Dlatego postanowiła go ostrzec, co potrafi. Z czystej sprawiedliwości. Gdyby na przykład postanowił ją zaatakować, znieważyć, czy zdenerwować - mógł się spodziewać wszystkiego. A teraz przynajmniej wiedział, co Koliber potrafi i powinien zdać sobie sprawę, że lepiej nie zaczynać z nią wojny.
Koliber była niesamowicie neutralna, ale kiedy już ktoś zalazł jej za skórę, potrafiła naprawdę uprzykrzyć życie.
Dziewczyna odwróciła się, rozejrzała. A potem wskazała na jedno z drzew, które wyglądało jak każde inne - wisiały na nim saszetki z czarną herbatą.
- Tam - powiedziała, wskazując palem. - Jednym ze składników tych saszetek są zioła, które, przynajmniej na ten moment, złagodzą ból i zapobiegną zakażeniom.
Koliber wysłuchała uważnie, co Duma ma do powiedzenia, a potem odsunęła się kilka kroków. Nie lubiła, kiedy ktoś niepotrzebnie naruszał jej przestrzeń osobistą.
- Nie rób tego, proszę - powiedziała, biorąc głębszy oddech, jakby chciała się uspokoić albo coś w tym stylu...
- Nie, nie, nie! - Koliber była wyraźnie rozbawiona tym, co Duma powiedział. - Nie jestem znużona, świat jest naprawdę ciekawy. Każdy jest inny, a co za tym idzie, reaguje inaczej na różne sytuacje. Tym bardziej, nie uważam cię za przeciwnika.
Zaśmiała się cicho, niczym mała dziewczynka. Miała tak w zwyczaju, lubiła się śmiać. A robiła to naprawdę rzadko. Uważała, że śmiech dzieci jest uroczy, dlatego też postanowiła go naśladować.
- Och, nie dopraszam się o szacunek - Koliber obruszyła się. - Na szacunek trzeba sobie zasłużyć, a ty nie zrobiłeś jeszcze nic niezwykłego, więc nie. Nie będę cię szanować. Ale od ciebie również nie oczekuję szacunku, więc nie martw się.
Dziewczyna wyciągnęła rękę. Właściwie powinna to zrobić na początku, ale jak już wspomniałam, Duma po prostu nie przypadł jej do gustu.
- Koliber.
Oczywiście nie było to jej prawdziwe imię, ale posługiwała się nim od zawsze. Po imieniu mówiła do niej tylko rodzina. Rodzina, która zniknęła z niewyjaśnionych powodów.
- Cóż… jakkolwiek to brzmi, trafiłeś do krainy luster - Koliber podrapała się w tył głowy - [/b]jak nietrudno się domyślić, do herbacianego gaju.
Lubiła tę nazwę. Miała coś w sobie. Gaj.
- Jesteś człowiekiem? - spytała po chwili. - Wybacz, ale strasznie mnie to ciekawi.Anonymous - 22 Sierpień 2013, 20:50 Jak pisałam, była to reakcja alergiczna na herbatkę. Tak, Dumo...? Spróbuj tylko pomyśleć inaczej. Właściwie, wzmianka o szacunku delikatnie go zdziwiła - nie dość, że ta cała Koliber zachowywała się jak psychopatka, to jeszcze nie doprasza się o szacunek. Co za głupia metoda. Przecież każda istota ludzka powinna szanować siebie nawzajem, by dojś do jednego wielkiego pojednania i osiagnąć konsensus, którego doczekuje się każda nacja... Zdejmij klapki z oczu, idioto. Nic takiego nie nadejdzie, bo ta cała dziewczyna nawet nie jest człowiekiem. No i przede wszystkim dogłębnie irytowało go to, że próbuje być ona tak niewiarygodnie odporna na wszystko. Tak, dokładnie chodziło mu o tą neutralność. Nie lubił po prostu obojętności - lubił, kiedy coś się działo. Emocje...
Na jej pierwszą wypowiedź najpierw krótko kiwnął głową, dopiero potem z łaski swojej ruszając się w kierunku drzewa, z którego zerwał saszetkę. Obejrzał ją, po czym odwrócił się do Koliber, usiłując nie pokazywać swoich pleców. Wziął ją w dwa palce i zezował chwilę na porcję, nim spojrzał znowu na dziewcznę.
- I co mam z tym zrobić? Tak po prostu... przyłożyć? - no, przecież by się zbłaźnił, gdyby cos źle zrobił. Dlatego... dla jej i swojego dobra chcial tego uniknąć. Jaki miły.
Na nowo wrócił do niej, ale zgodnie z jej prośbą, nie przysunął się za blisko, zachowując odległość, którą osiagnęli, kiedy ona do niego podeszła. Stali... stosunkowo daleko od siebie. Wysłuchał gadki o świecie, gadki o szacunku... Stop. Błysk w jego oku już zwiastował, że znalazł kruczka na pannicę. No, nie zaatakuje jej... ale może ją trochę zdenerwować. Tyle.
- Skoro nie dopraszasz się o szacunek, nie powinienem potraktować twojej prośby poważnie i podejść ile kroków mi sie żywnie podoba. Ale zauważ, że tego nie zrobię. Wymagasz szacunku, odruchowo, ale wymagasz, więc... nie martw się. Ja lubię szacunek. Fajna rzecz, sprawia, że ludzie są niejako milsi... Może jednak wypróbujesz? - uśmiechnął się po prostu tajemniczo, no i wzruszył ramionami. Już mu się podobała.
- Duma - nie podszedł do niej, tylko skłonił się, parodiując staroświecką manierę. Miał nie podchodzić, tak? Na jej słowa kiwnął krótko głową, rozglądając się. - Kraina luster... tak.
Ją też widział w książce... westchnął.
- Nie dziwię się, że tak myślisz... ale nie jestem człowiekiem. Po prostu większość swojego życia spędziłem na ziemi, ledwo co pamiętam z mojego życia w tych krainach, więc... przepraszam za niewiedzę. Jestem Lunatykiem. Pamiętam jedynie skrawki, z ksiażek, kóre przeglądałem w dzieciństwie... dlatego bardziej wyznaję te ludzkie zasady, bardziej cywilizowane, według mnie - daj żyć i nie daj się zabić. Phi. - Jak już mówiłem, lubię ciekawość. A w twoim wydaniu... wygląda to jeszcze bardziej ciekawie.Anonymous - 22 Sierpień 2013, 21:20 Koliber psychopatką? Tak, można tak to ująć. Dziewczyna zdecydowanie nie była normalna i miała swoje psychiczne problemy. Być może była to kwestia jej inteligencji? Długiego życia? A może po prostu kwestia uosobienia? Taka była. Od zawsze, odkąd pamięta. I była świadoma swojej inności. Wiedziała, że wszędzie, gdzie się pojawi, wywołuje kontrowersje. Ale nie przywiązywała do tego wielkiej wagi. Bo po co? Życie się toczy, a ona zazwyczaj nie spotyka jednej osoby dwa razy. A jeśli spotyka, to po prostu odchodzi, nie nawiązując dalszej rozmowy. No, chyba że ktoś wyjątkowo przypadł jej do gustu.
Obojętność. Tak, to najgłupsze nastawienie, jakiego można się trzymać, bowiem każdy zostanie kiedyś postawiony przed wyborem. A cena neutralności będzie zbyt wysoka, aby ją unieść. Czy Koliber również dotyczy ta zasada? Kto wie. Póki co nie została przyparta do muru. Póki co, do wszystkiego podchodziła w miarę bez emocjonalnie. Z dozą zainteresowania, ale bez gniewu, czy radości. Czy Koliber zapłaci kiedyś cenę neutralności? Kto wie.
- Hm. Najlepiej zamoczyć w wodzie albo w ślinie, a potem lekko wcierać - powiedziała bez chwili zastanowienia. - Chodzi po prostu o to, żeby się nie rozleciało i troszkę zmiękczyło.
To było logiczne, ale Koliber już taka była, że wszystkim wszystko tłumaczyła swoim tonem mędrca. Na dłuższą metę takie zachowanie mogło solidnie zdenerwować.
Duma nie musiał się starać zasłaniać ran. Koliber po prostu nie patrzyła się na niego, kiedy zajmował się swoimi plecami. Odwróciła się i podeszła do innego krzaka. Po prawdzie, do celu jej wędrówki.
Najlepsza herbata na świecie - pomyślała, oczarowana zapachem saszetki. Zerwała ich i schowała do plecaka około dwadzieścia sztuk, a potem odwróciła się z powrotem do Dumy, który prawdopodobnie uporał się już ze swoim problemem.
Koliber wysłuchała go, a potem znów roześmiała się, tak jak miała w zwyczaju, niczym dziecko. Gdy skończyła się śmiać, na jej ustach pozostał niezwykle uroczy uśmiech.
- Mój drogi, moja prośba nie była upraszaniem się o szacunek - w jej oczach coś błysnęło złowrogo. - Była czymś w rodzaju ostrzeżenia. Bo wiesz, jeśli nie dostosowałbyś się do prośby, mógłby powstać między nami konflikt.
Koliber wzruszyła ramionami, kolejnymi słowami definitywnie kończąc spór na temat szacunku.
- Ale skoro twierdzisz, że stosując się do mojej prośby okazujesz mi szacunek, to w porządku. Uznajmy, że ja również cię szanuję. Przynajmniej do tego stopnia, aby nie uprzykrzać ci życia.
Dziewczyna opuściła dłoń, ale nie poczuła żadnego zażenowania, czy urazy. Ot, Duma nie lubił nikogo dotykać. A poza tym, sama kazała mu się odsunąć. Może chłopak trochę przesadzał z tą przestrzenią osobistą, ale Koliber wolała to, niż dwumetrowego młodzika pochylającego się nad nią i patrzącego na nią z góry.
Koliber pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Lunatyk, co? - uśmiechnęła się, zaśmiała cicho. - To trochę paradoksalne, nie sądzisz?
Nie czekała na jego odpowiedź.
- Bo to przecież lunatycy są najlepszymi informatorami we wszystkich światach. To oni wiedzą wszystko, znają wszelakie sekrety i są w stanie dostać się wszędzie tam, gdzie inni nie potrafią.
Koliber pokiwała głową, jakby zapewniała o czymś samą siebie.
- No tak. Wiesz w ogóle, jak tutaj trafiłeś? Jak się stąd wydostać? A może chcesz się faktycznie dowiedzieć więcej na temat krainy luster? Bo tak naprawdę, jesteś jeszcze młody. Wciąż możesz zostać informatorem, jak większość przedstawicieli twojej rasy.Anonymous - 22 Sierpień 2013, 21:51 Na pewno skromności, która idealnie opiera ise na tym, o czym pisano tutaj. No, ale pewność siebie to tez jest cecha, którą Duma lubi, więc niejako trafiła w sedno z upodobaniami Dumy - łatwiej było rzucić wyzwanie niezależnej i świadomej siebie pannicy, niż takiej, co urwała się z jakiegoś drzewka herbacianego i siedzi cicho jak mysz pod miotła w obawie, że popełni faux pas. to chyba dobrze, ze osiągnęło się już taki stan ducha, w którym jest sie w harmonii ze sobą, ale... dla niego nie mogło to być aż tak proste, bo - jak kilkakrotnie już chyba wpsominałam - monotonia to rzecz, za którą Duma wyjatkowo nie przepadał, brzydził się i unikał z całej siły. Może dlatego, że tego go nauczono - nudzi ci się? Poszwendaj sie od baru do baru, ukradnij coś, poćwicz na strzelnicy. No i znowu powraca temat broni... Co by tu dużo mówić - szczerze mówiąc, tęsknił. Ale jeżeli tamta dziewczyna wiedziała coś na jego temat, chociazby to, że kradł i wiązała to z jego imieniem... Byłaby bardziej posiniaczona niż on. A zobaczysz, jak ją już znajdziesz, to będzie cała i zdrowa, tylko ty będzie napuchnięty i fioletowy jak śliwka.
Tak, to tylko kwestia zachwiania równowagi. No i... dlatego też zainteresowanie Koliber się pogłębiało - tak, jakby chciał sobie wyobrazić, że to on byłby w stanie wyprowadzić ją z równowagi, ale czaił się, bo nie chciał, żeby znowu pokazała mu ją. Za bardzo bolało, żeby móc patrzeć...
No, to podczas gdy dziewczyna rozpoczęła zbieraninę, ten czym prędzej zastosował sie do wskazówek pisarki, wcierając to w każdą ranę, których sięgnął. No, poza plecami, które były najbardziej poszkodowane... Westchnął, bowiem nie sięgnął całości, a wyczyszczenie chociaż części musiało wyglądać naprawdę dziwacznie. Naprawdę będzie musiał to zrobić...? Najpierw się żachnął, słysząc jej odpowiedź na temat szacunku, sam parsknąwszy śmiechem.
- Prośba-ostrzeżenie? Tego jeszcze nie słyszałem... A ja mogę cię po prostu o coś poprosić? O... no, spojrzenie na plecy i zroebienie użytek z tych saszetek. Możesz nawet to zrobić z daleka, chociaż nie wiem, czy masz do tego stopnia długie ręce... I skoro już jesteśmy na "moich drogach"... To, moja droga, mam raczej niewyparzony język, ale mogę cię za to zapewnić, że nie mam zamiaru skrzywidzć muchy, a co do tego rozeźlonej na mnie Koliber. To raczej rozeźlona Koliber i muchy mogą mnie skrzywdzić... Och, po prostu wetrzesz? - moooże nawet nadstawić plecy! Chociaż czuł się głupio, podczas oferowania swojej propozycji - ba, ta wstawka o drogach na pewno odnosiła się do zdenerwowania i gadania, co mu ślina na język przyniesie.
A kiedy usłyszał jej śmiech po raz wtóry, na jego twarz wstąpiło chwilowe zdziwienie. Sam dostrzegł ten paradoks, ale traktował go w bardzo... chłodny sposób. Pewnie dlatego, że osobisty. No i odstępował od swojej rasy... A w takiej rasie jej bliskość gwarantowałaby mu mnóstwo wiedzy. Wszystko zaprzepaścił, porwany przez tego człowieka. Westchnął.
- Ja nie jestem wszechwiedzący, nie znam sekretów, ale nie mam problemu z dostawaniem się wszędzie, gdzie tylko mi się podoba - rzucił ciepło, jakby smakował sam swoje słowa i konstruował ich sens dopiero na poczekaniu. Powoli. Z namyslem. - Włamywałem się do ludzkich domów. Mają marne zabezpieczenia przed lunatykami, o ile takowe istnieje.
Uśmiechnął się do niej blado, już śmielej. Pewnie z nadzieją, że znowu nie potraktuje go jakąś mieszanką złych wspomnień.
- Jak trafiłem? Och, to proste. Biegłem. Wcześniej też biegłem, spotkałem taką jedną, chyba szklaną, ona zemdlała, no i... musiałem uciekać, więc zostawiłem jej broń i koszulkę, żeby ją czymś przykryć, zapadał zmrok. No i cały czas biegłem. Aż znalazłem się w Szkarłatnej Otchłani, skąd przybyłem ze świata ludzi, a potem ze Szkarłatnej Otchłani biegłem, zostałem zrównany z ziemią, potem znowu biegłem i... trafiłem tutaj. Bieganie to dobry sposób podróżowania - zastanawiał się nad każdym słowem związanym z bieganiem. Wrota? Phi! Wystarczyło biec. Tak długo, aż się tam nie znalazło. No i to święte przekonanie o tym, że biegł w dobrym kierunku... gubił się bardzo często. Chyba nigdy nie znajdzie domu rodziców. Na wzmiankę o informatorach, skrzywił się. - Dawno już mi nikt nie matkował, Koliber. Jakkolwiek to brzmi... nie chcę być informatorem. Nie bardzo mnie to obchodzi. Mam inny problem na głowie, a kwestia młodości... niektórych rzeczy po prostu nie chcę wiedzieć. Tak jest lepiej. Ciekawiej. Przepraszam.
Masz swoją dumę, co, Dumo?Anonymous - 22 Sierpień 2013, 22:21 Owszem, monotonia potrafi zabić. Jest to najgorsza z chorób, która trawi i pochłania ludzkość. Koliber często odwiedzała świat ludzi. Studiowała ich zachowania. Zastanawiała się nad ludzkimi zainteresowaniami, nad przebiegiem ich życia, na potrzebach. I doszła do naprawdę niepokojących wniosków. Prawie wszyscy ludzie żyją tak samo, według schematów, które sami sobie tworzą. To smutne, ale prawdziwe. Idą do szkoły, potem na studia, znajdują w pracę, w której wcale się nie spełniają, ale mogą zarobić. Zakładają rodzinę, kupują sobie mieszkanie na kredyt, raz, dwa razy w życiu wyjeżdżają na wakacje gdzieś daleko, do luksusowego kurortu. O ile ich stać.
A nawet jeżeli wyłamują się z tego schematu, to wpadają w inny, kolejny. Nawet ci, którzy myślą, że żyją chwilą i nic nie ma na nich wpływu, są w jakiś sposób ograniczeni. Nawet ona, Koliber, która potrafi urzeczywistniać marzenia. Wszystko powtarzane po wielokroć staje się rutyną. A jedyną ucieczką od tego jest śmierć. Chociaż nawet to nie jest pewne.
Och, tak. Duma bardzo łatwo mógł wyprowadzić Koliber z równowagi. Dziewczyna była niezrównoważona, jak z resztą wszyscy baśniopisarze. Nigdy nie było wiadomo, co akurat w danej chwili ją zdenerwuje.
Koliber, jak to miała w zwyczaju, wysłuchała go uważnie. Nie odezwała się. Widziała, że chłopak jest zażenowany tym, iż musi ją prosić o pomoc. Skinęła tylko głową i podeszła do niego. Przyjrzała się ranom. Na medycynie znała się tylko w teorii, jednak mogła orzec, że nie są to rany, które można ot tak sobie zostawić. Chociaż z drugiej strony chłopak nie był człowiekiem. Może posiadał jakieś umiejętności regeneracji?
- Powinieneś odwiedzić szpital - powiedziała tylko, wcierając prowizoryczną maść w poszarpaną skórę.
Nie pytała go o rany, gdzie je zdobył, ani kto je zadał. Jak wspomniałam, nie była lekarzem, więc i tak nie wiedziałaby, co zrobić z taką wiedzą. A chłopak, wydawało się, nie chciał na ten temat mówić. Dlatego też Koliber nie drążyła. Nawet ona ma swoje zasady.
Wtarła wszystko, co tylko wetrzeć mogła, po czym zostawiła plecy Dumy w spokoju.
- Pewnie nie istnieje. A co do wiedzy, wystarczy dużo czytać. Jako lunatyk nie powinieneś mieć problemów z przyswajaniem informacji.
Taka prawda. Lunatycy to przedstawiciele jednych z najsprytniejszych i najszybciej uczących się istot.
Koliber pokiwała głową.
Czyli wie - pomyślała. - To dobrze.
- Nie lubię biegać - Koliber skrzywiła się z niesmakiem. - Ale mam takie ułatwienie, że mogę sobie na przykład natychmiastowo wymarzyć stworzenie, które porusza się z prędkością światła i właśnie z taką prędkością podróżować przez jakiś czas... naprawdę, czasami czuję się, jak starzy bogowie-baśniopisarze, którzy stworzyli cały świat.
Matkował, hm. Dziewczyna zastanowiła się na chwilę. Była to naprawdę chwila, moment wahania.
Może powinnam założyć rodzinę?
Myśl oddaliła się tak szybko, jak się pojawiła. Koliber wyobrażała sobie to czasem, ale nigdy nie urzeczywistniła tego marzenia. Dlaczego? Może po prostu się bała?
- W porządku, rozumiem - tak. Czasami lepiej jest nie wiedzieć. Koliber lubiła jednak posiadać wiedzę. Nawet tą, która raniła. Nawet tą, która kuła duszę i serce niczym cierń, wbijała się coraz głębiej. Ale była jedna rzecz, której Koliber nie wiedziała. I to bolało ją o wiele bardziej. Zaczęła już jednak wątpić w to, czy kiedyś odnajdzie prawdę.
- Problemy, problemy - westchnęła Koliber. - Jak dobrze, że ja nie mam problemów.
Uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, że "problem" ma różne definicje, ale żadna z nich nie pasowała do rozterek Koliber. Dlatego też było jej lżej na duszy, niż reszcie żywych istot.Anonymous - 22 Sierpień 2013, 22:47 Duma widział wiele takich osób, niegdyś pysznił się nawet tym, że nie jest takim, jak oni. Że podczas gdy przeciętny, szary obywatel wpatrzony w ziemię szedł szybko, by załatwić swoje sprawy nie wiedział, że sprawą Dumy jest ograbienie całego jego dobytku, ale wcześniej nauczenie się szybko jego nawyków, które były niemal tak nużące i powtarzalne, że sam zdążył już po samym spojrzeniu na ubrania ocenić, czy będzie z tą osobą prościej, czy trudniej. Czy nie wraca do domu na kolację do kochającej rodziny, bo stwierdził, że woli spędzać ten swój cenny czas z kochanką, która i tak rzuci go w momencie, w którym jego portfel okaże się pusty. Śmiał się z ludzi, którzy mają tak wiele, a i tak w desperacji usiłują to rozwalić, bo boją się zbyt idealnego tonu nadającego życiu po prostu nudę... Ale sam zrozumiał, że chciałby ją od czasu do czasu przeżyć. W momencie, kiedy wszedł do tego domu i zobaczył ją siedzącą na kanapie... Nie przewidział tego, że kochana córeczka tatusia, która na dodatek nie zdawała sobie sprawy z tego, jak brudne ręce miał jej ojciec, mogła przyjść wcześniej z pracy. To... to się po prostu nie zgadzało! To... och. Nieważne. Znowu trzeba się opancerzyć, by coś albo ktoś nie zabrał tych najważniejszych momentów. Bał się. Jak każdy człowiek, czyli najprawdopodobniej nie było to dla niego naturalne. Ale pamiętajmy - jeśli wejdziesz między wrony będziesz krakać tak jak one, czy coś. Psychologia, podła rzecz.
Dlatego też zacisnął zęby, by poczuć tylko kilka delikatnych muśnięć bólu. Może i był w pewnym stopniu na niego odporny, ale pierwsze zetknięcie z cierpieniem w końcu bolało najbardziej... nawet podczas oczyszczania rany. Zresztą, Duma była naprawdę ludzki jak na przybysza z innej krainy. Tylko ta niewrażliwość. I to całe kłamstwo i prawda... Nie lubił swoich mocy. Były mu niezbyt przydatne. Przynajmniej nie tutaj - i jedna, i druga dziewczyna zawsze mówiły prawdę. Zadziwiające...
- Szpital? Jest tutaj jakiś w okolicy? - ożywił się delikatnie, schylając się, by spojrzeć na usta Koliber. Sam nie wiedział czemu. Ot tak, po prostu. Po prostu musiał to zrobić... Zamknął na chwilę oczy. - Jeżeli tak, to pozwolisz, że raczej zdam się na specjalistów, a nie na pisarkę, która zdaje się na magiczną siłę herbaty w saszetce. Mmm, bergamotka. Ładnie pachnę?
Zmrużył swoje oczy, krzywiąc usta w rozbawionym grymasie, nim odsunął się po prostu o krok od dziewczyny. No tak, pamiętał o zasadzie. I nie chciał dać jej o niej zapomnieć, w końcu... chciał jej po prostu pokazać, jak bardzo ją szanuje.
- Książki? Gdzie mogę je znaleźć? Skoro herbata tutaj wisi na drzewach, książki pewnie rosną pod ziemią... - westchnął, usiłując znowu być zabawny. Kre-tyn. Chyba sam to zrozumiał, bo zbladł i wyprostował się, usiłując odgrywać beznamiętnego młodzieńca... Jak zwykle na próżno. A kiedy usłyszał ją znowu, pokiwał natychmiastowo głową. Z podziwem.
- Jak wyglądałoby to stworzenie? Miało jakiś silnik w sobie, czy byłoby raczej czymś absolutnie odstającym od normy? I... och, przestań. Nie wyglądasz staro, a uczucie zawsze może zniknąć. Myślę, że twoja umiejętność jest o wiele bardziej przydatna, niż wiedza na temat wszystkiego. Bo co mi po niej, skoro taka Koliber na przykład zaraz stworzy znowu coś innego, nowego? Znowu muszę zbierać o tym informacje... - westchnął, znowu siląc się na grę aktorską. Chyba nie był w stanie porzucić swojego rozbawienia... no, do czasu, w którym nie przekrzywił lekko głowy.
- Ż a d n y c h problemów? - ooo. Znowu zainteresowała Dumę. Masz ci los.Anonymous - 23 Sierpień 2013, 12:29 Koliber nie miała pojęcia, co robił Duma, jaki był i kogo spotkał w swoim życiu. Gdyby jednak dowiedziała się o dziewczynie, niezależnie od wszystkiego poradziłaby mu, żeby spróbował się z nią związać. Bo każdy potrzebuje chwili wytchnienia, chwili tak zwanej rutyny. Nie okłamujmy się. Niewielu jest ludzi, którzy nigdy nie marzyli o tym, aby założyć rodzinę, aby wybudować mały domek w jakimś zacisznym miejscu i cieszyć się życiem razem ze współmałżonkiem i dziećmi. Ale to tylko marzenia. A ludzie są dziwni i naprawdę ciężko ich zrozumieć.
Koliber nie zwracała uwagi na to, czy Duma odczuwa ból, czy też nie. Ot, wykonywała swoją powinność. Gdyby się przejmowała, z pewnością robiłaby to o wiele delikatniej, ale, kto wie, może mniej dokładnie.
- Pewno, że jest. Jeśli chcesz, to cię tam zaprowadzę, ale nie będę z tobą czekać. Nie lubię takich miejsc - powiedziała. - I, tak jak powiedziałam, sama herbata nie wystarczy do zaleczenia tych ran.
Zmarszczyła nosek, wciągając do zatok woń ziół.
- Ślicznie pachniesz.
Szacunek Dumy zdawał się być niezwykle sarkastyczny, ale Koliber wiedziała, że niewiele można spodziewać się po takich, co to wychowują się wśród ludzkiej młodzieży. Dlatego też przymykała na to oko i starała się cieszyć swoją nienaruszalną strefą osobistą.
- Książki? - Koliber uśmiechnęła się szeroko. - Książki są wszędzie! Wystarczy tylko dokładnie spojrzeć, poszukać. Tak, książki to potęga.
Pokiwała głową w zamyśleniu. Uwielbiała książki, w końcu była pisarzem. Pisała, czytała, pisała, czytała. Zdecydowanie stało się do dla niej rutyną, ale niezwykle przyjemną. Nie ma bowiem nic cudowniejszego, niż moc tworzenia.
- Książki to potęga - powtórzyła. - Dzięki nim powstał świat.
Nie oczekiwała, że Duma ją zrozumie. Nie oczekiwała również, że podejmie temat. Znając życie, prawdopodobnie nigdy nie zastanawiał się, skąd wziął się świat ludzi, szkarłatna otchłań, czy też kraina luster. Ot, po prostu sobie były i na tym poprzestańmy.
Ale może go nie doceniła? Może to właśnie Duma okaże się być jedną z nielicznych osób, które wierzą w stworzenie świata przez moc baśniopisarzy? Oczywiście, legenda była zdecydowanie zbyt naciągana. Jedna osoba nie byłaby w stanie tego zrobić. Ale cała populacja? Dlaczego nie?
Koliber uśmiechnęła się do swoich myśli.
- Mogłoby wyglądać jakkolwiek - powiedziała po chwili. - Mogłoby być nawet miniaturowym zwierzątkiem, które można by złapać w rękę. Ale taka podróż byłaby zdecydowanie niebezpieczna. A bez żadnej wiedzy moje umiejętności mogłyby być zbyt niebezpieczne.
Taka była prawda. Gdyby Koliber była głupia i nie zważała na konsekwencje, mogłoby skończyć się to tragicznie.
Na kolejne stwierdzenie Dumy wzruszyła tylko ramionami.
- Żadnych - potwierdziła. - Nie jestem w stanie przypasować wydarzeń z mojego życia pod definicję problemu.