To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Ogrody Rozalii - Anielska Fontanna

Vega - 20 Maj 2015, 16:33

Szopie, co Ty robisz?!


Nie spodziewała się prędkiego skuszenia go na wzięcie jej osóbki siłą. Raczej chciałaby móc policzyć, ile potrzebuje słów by ustawić ją w zamierzonym miejscu. Okazuje się, że względnie mało. Prychnęła na wzmiankę o karze. Zapowiedział gwałtopodobne czyny dotykiem oraz prośbą zaniechania ewentualnych krzyków. Gdy uklęknął, mogła odetchnąć z ulgą – żaden z niego gwałciciel – taki nie zezwalałby na zaistnieje sytuacji w grożącej mu łatwym obezwładnieniem. I zwyczajnie przerzucił ją sobie, jak kłodę, bo dopiero gdy traciła równowagę, objęła go wokoło szyi czy też w inny, bardziej dogodny sposób.
- Lubisz przenosić przeszkody? – Zapytała ociężałym głosem, nie chcąc poznać odpowiedzi. Ten akcent na „przypadkiem” musiał być urzekający! Przekonał się o tym, gdy bardziej została mu w ramionach, niż on ją przed ucieczką objęciem pilnował.
- Nie chcesz, bym w wodzie zatonęła, ale o zniszczenie sukienki mam się nie martwić? – Logicznie próbowała wymyślić, co takiego kombinuje. Ciężko było jej o sensowny motyw przewodni. - Więc pewnie chcesz mnie sukienki pozbyć! A-aaale w żadnym wypadku tutaj, w tym chłodzie! …a w innym miejscu już mu pozwolisz?
Odwróciła głowę w bok, skrzyżowała ręce przy sobie i wydęła usta. Foch elegancji pod fontanną i nocą ciemną. Spojrzała w jego stronę dopiero, gdy poczuła jak materiał sukni jest nienaturalnie poruszany. Zrobiła wielkie oczy – jeszcze troszkę… o, takie właśnie! – pokręciła nienaturalnie ustami i patrzyła się, jak nożyczki pozbawiają zakrycia. Gęsia skórka oblekła jej nogi.
- Szaleniec… – stwierdziła, ciągle zaskoczona jego sposobem dopierania się do jej uroków. Gwałciciel by rozerwał, dżentelmen w zgrabny sposób pozbawił ubioru, a… krawiec? Krawiec rozcina, mając dwa w jednym: piękno Gwiazdki i zmianę wersji ubioru!
- Wiesz, ostatecznie mogłabym się zgodzić na rozebranie mnie, nie musiałeś od razu rozcinać… – kąśliwa uwaga padła z jej ust. Kończył już, kiedy niebezpiecznie odchyliła się w tył i zaczęła tracić równowagę. Jeśli w porę nie zatrzymał jej w biodrach, a nożyczkami jej nie pociął, mógł z sukcesem nadać sobie tytuł ratownika różowowłosej przed wpadnięciem do wody. W przeciwnym wypadku –mógł oglądać jej nogi w całej okazałości, które suknia jeszcze bardziej je ukazywała – i nie obawiać się, że utrudni mu dokonania ekstremalnych przeróbek. Vedze krzywda w drugim przypadku się nie działa – dłońmi uratowała głowę przed zderzeniem z betonowym dnem. Ale długo w takiej pozycji nie wytrzymałaby, zaś by samej się podnieść do wyjściowej pozycji, to tym bardziej była bez szans. Gdy już jej pomógł zasiąść - w porę, przed zamoczeniem lub mając przed sobą trzęsącą się trochę i przemoczoną od twarzy w dół, aż do popiersia Vegusię – mogła sobie ze spokojem odetchnąć i skomentować jego krawcowe wybryki.
A poprawki były dokończone, bo w takim też dogodnym momencie "postarała" się utracić stabilność przyjmowanej pozycji.
- Skoro muszę coś pokazywać, to teraz zadbaj bym nie zmarzła! – rzekła, bez znaczenia czy była wodą polana czy też nie. Urzekł ją swoim wyczynem. Urzekł tak, że miała ochotę na więcej.
Powstała i przyjrzała się jak modyfikacje na niej leżą. Szkoda było Vedze tak barbarzyńskiego czynu na materiale, ale z drugiej strony przyznać musiała, że w żadnym wypadku do bezmyślnych one nie należały. Projektant ubrań? Więc ma dla niego zlecenie! - Wiesz co?.. Mówią, że jestem podobna do Lightning z serii Final Fantasy. I powiem ci, że chyba aż za bardzo! Dlatego… – tutaj pojawił się słodki, pół-błagalny uśmiech – Może załatwisz mi tę jej biało-beżową kurteczkę? Proszę! No, no, cosplayów się jej zachciało! Ale wiesz Vego, że teraz ci bliżej do siostry wspomnianego charakteru? - Jest dość… specyficzna. Bo ma różne klamry i paski i w ogóle… Ale mnie się podoba! I chyba mam ładniejsze nogi niż ona, hihihi…
Czy sam od podstaw zeszyje, czy komuś zleci, czy też kupi w sklepie z takimi akcesoriami – różnicy dla Gwiazdki to nie robiło. Ona po prostu nie ma czasu się tym zajmować, nie ma pojęcia gdzie tego szukać i chętnie byłaby tą, za kogo ją niektórzy biorą. Taka Vega!

Raccoon - 20 Maj 2015, 16:34

Domyślał się, że Vega posłusznie jego poleceń wykonywać nie będzie chciała, a sam prosić się również nie miał zamiaru. Ostatecznie wybrał metodę najszybszą oraz zdaje się najłatwiejszą w wykonaniu, przynajmniej nic lepszego na szybko do głowy mu nie przyszło. Nie miał także zamiaru w żaden sposób potraktować ją przedmiotowo, przecież była żywym stworzonkiem, co zdecydowanie przemawiało na jej korzyść!
- Gdyby każda moja przeszkoda była tobą, na pewno rozważyłbym polubienie tego oraz dołączenie do listy moich hobby. – Czy chciała czy nie, odpowiedź na jej pytanie padła. Przecież Szop nie czyta w myślach.
Ucieszył się także, że dziewczyna postanowiła mu ułatwić dalsze działania bardziej niż je utrudniać. Czyżby wizja gwałtów tak jej się spodobała? Może coś innego podziałało na wyobraźnię i nie wiadomo czy będzie dane mu poznać przyczyny. W każdym razie spokojniejsza mniej narażała się na poniesienie ewentualnych obrażeń.
- Spokojnie, Gwiazdko, przecież nie pragnąłbym, abyś stanęła na murku, żeby cię w wykorzystywać w jakikolwiek sposób, o którym myślisz. Takich fantazji nie posiadam... Jeszcze. – Wyszczerzył zęby w szerokim, jednak podstępnym uśmiechu. Przy niej czuł się zdolny do wszystkiego, dlatego mała zmiana planów chyba nie stanowiłaby poważnego problemu. Lecz przejechał dłonią po poliku różowowłosej, by pozbyć się tego uroczego w jej wykonaniu focha, ale robota wiecznie czekać nie mogła, więc i za nią chwilę później się zabrał.
Słowo jakim określiła go w trakcie cięcia sukienki uznał za komplement. Przecież zwykły, szary i przeciętny projektant ani odrobinę by się w tym świecie nie wybił, a na pewno jego prace nie cieszyłyby się takim powodzeniem, jak tych bardziej odważnych, nie patrzących na to co powinni, co mogą, a co wypada. Ot taki kaprys, który właśnie wcielał w życie, jednak w tym przypadku biorąc także pod uwagę zdanie Vegi. Nie było już ogółu odbiorców, była tylko ONA. A kolejne jej słowa o mało co nie spowodowały wypadnięcia nożyczek z jego rąk. Musiał kilkukrotnie powtórzyć je sobie, nim pomyślał, że pewnie jest to głupi żart, ale nie omieszka użyć jej własnej wypowiedzi przeciw niej. Kiedyś w przyszłości. Być może całkiem niedalekiej. Któż wie...
I może, gdy do niej samej dotarło, co powiedziała, nagle osłabła! Bo nie miał pojęcia co się nagle zadziało, że Vega uciekała z jego rąk lub raczej czemu coraz bardziej się oddalała, a materiał sukienki wyślizgiwał się z uścisku palców. W całym osłupieniu, choć naprawdę się starał, nie potrafił uchronić jej przed zamoczeniem, na dodatek, kiedy próbował ją w ostatniej chwili ratować, sam jedną nogą wylądował w fontannie. Szczęście w nieszczęściu, przynajmniej nie będzie jej źle, że tylko ona się zmoczyła, a będzie mieć towarzystwo.
Pomógł jej wstać, usiąść, aby przypadkiem znów nie straciła równowagi, przy okazji delikatnie wyciskając z jej włosów wodę. Jaką to gapą trzeba być, nie miał pojęcia, lecz to dało mu teraz ślicznie wyglądającą, w połowie mokrutką Vegę. Czyż ten dzień nie był wspaniały?
- Obawiam się, że teraz najlepiej byłoby się pozbyć twojej sukienki, od mokrego materiału zmarzniesz jeszcze bardziej. – Przysunął się bliżej niej, jak najszczelniej obejmując ramieniem. Palce drugiej ręki mógł, dzięki swojemu wyczynowi, bez problemu przyłożyć do jej kości śródstopia, po czym sunąc powolutku, bez najmniejszego pośpiechu w górę, przez całą długość nogi zatrzymać się dopiero na jej udzie. Czy trzęsła się z zimna, czy też były inne tego powody – nie wiedział, ale bardzo mu się to podobało.
Lecz cały urok prysł, gdy Vega zerwała się mówiąc o rzeczach, w których nie był najlepszy. Znaczy o grze, nie o zrobieniu kurtki! Popatrzył na nią wielkimi oczami, zamrugał kilka razy. Czy przed chwilą nie wspominała, że jej zimno? Tu nagle takie ożywienie. Vego, wykończysz mnie szybciej niż bym przypuszczał. Również wstał z miejsca, przeczesując dłonią swoje ciemne włosy. No nie mógł przecież odmówić.
- Każde twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Twoja kurtka będzie dla mnie priorytetem, moja pani. – By było zabawniej pochylił przed nią głowę w bardzo teatralnym geście i nim ponownie spojrzał prosto w jej oczy, dłuższą chwilę zawiesił je na wspomnianych nogach, którym nie tak dawno z uwagą się przyjrzał. - Skąd ta wątpliwość? Z całą pewnością są ładniejsze. Tak samo jak włosy, oczy, nos, usta, szyja, ramiona... – Wymieniając je, opuszkami po każdej przejechał zjeżdżając w dół, później po ramiączku sukienki aż do końca wgłębienia w dekolcie. To takie dziwne, że wciąż tu stała i dawno temu nie uciekła. - Mogę również zaproponować dla ogrzania wino lub ewentualnie swoją koszulę, jeśli chcesz mnie widzieć bez niej. – Zaśmiał się cicho, zostawiając ją w tamtym miejscu, a samemu chwytając butelkę wina. Jak to słusznie zostało wcześniej zauważone, kieliszków czy nawet korkociągu nie posiadali. Pozostało im tylko zamienić się z arystokracji w typowego żula. Z kieszeni spodni wyciągnął klucze i choć nie było to z początku łatwe, to korek wbił do środka butelki, przez co jeden problem mieli z głowy.
- Jeśli brzydzisz się pić ze mną z jednej butelki, z ciężkim sercem mogę ci oddać ją całą. – Wyciągnął w jej stronę dłoń z trzymanym winem. Picie z tego samego naczynia, to niemalże jak pocałunek!

Vega - 20 Maj 2015, 16:44

Rozbierz mnie... i potem ubierz?


Zrobiłby hobby z pokonywania przeszkód takich jak ona, czyli zdeklarował się, że wszelki opór z jej strony jest dla niego mile widziany. Twoja wola jest dla mnie rozkazem, Pani - czyż nie brzmi to pięknie? Brzmi i to jak!
- Fantastycznie… – mruknęła pod nosem.
Wspomniała prędko, bez większego zastanowienia o zdejmowaniu sukienki, a on sobie z tego cel na „kiedyś” wytyczył – cudownie! I nawet nie zdawała sobie sprawy, jak prędko ten czas przyszły nadejdzie.
Osłabnięcie z tytułu wypowiadania słów to bardzo dobry powód. Na tyle dobrze zgrany ze skutkiem, że sama by w to nawet uwierzyła. Starał się ją zatrzymać, ale najwidoczniej woda w parze z grawitacją postarały się bardziej. W końcu jednak przeciągnął tę linę i wyłowił ją z fontanny. Woda strumieniami pociekła z końcówek włosów i z tkaniny sukienki. Czerń stała się wyrazistsza i jakby bardziej prześwitująca. Chłód, najbardziej panoszący się na plecach oraz szyi, sprzyjał gęsiej skórce.
Uznał zdjęcie sukienki za bardzo dobre rozwiązanie, ale czy paradować w samej bieliźnie po parku to dobre rozwiązanie? A niby co w tym złego?
Zamiast tego dokonać, przylgnął do niej i dawał spore powody by ciarki przeszyły ją po długości nóg. Nie było to przyjemne uczucie, bo wmieszało się w skutki odczuwania nieprzyjemnego zimna. Tym bardziej więc się zerwała na równe nogi.

Nie sądziła, by wiedział o jakiej, pod względem wyglądu, postaci mowa, ale w każdym aspekcie uważał ją za lepszą od przytoczonej podobizny. Z zimna nabrała pewności siebie.
- Mówisz, jakbyś się zakochał. – Rzuciła w eter jako hipotezę, przymykając oczka i się doigrała. Dotyk na każdej z wymienianych części ciała potwierdził jej przed momentem wypowiedziane przypuszczenie.
Nim odszedł po wino, zatrzymała swoją dłoń na tej, która znalazła się na dekolcie.
- Nim odejdziesz, może byś zrobił, co mi obiecałeś? – Oburzenie, ale wydane z wdziękiem, przez co stało się prośbą.
Drugą dłonią ściągnęła jedno z ramiączek sukienki, naruszając także to od biustonoszu – tylko naruszając, przez co nie było już symetryczne z drugim. Ponownie z zimna przeszył ją dreszcz.
- Koszula to dobry wybór, z pewnością. A wino… również. – jednakże nie bardzo przywiązywała uwagę do skosztowania trunku, gdyż pewne rzeczy miały dla niej wyższe priorytety.

Dostała butelkę wina i chętnie kilka łyków zabrała. Powoli, ze smakiem. I kolejno, przystawiając szkliwo do jego ust i powoli przechylając. Prawie jak pocałunek? Być może. Zabrała mu dość szybko butelkę i odłożyła na murek, obejmując go i przylegając do torsu, gładząc także dłonią.
- Cieplutki jesteś... – Wymruczała, obejmując Raccona.

Raccoon - 20 Maj 2015, 16:47

I w tym miejscu Vega miała absolutną rację – Szop ani trochę nie miał pojęcia o jakiej postaci mówi, nie chciał o nią wypytywać czy też nie miał najmniejszego zamiaru później w domu przeprowadzać niewielkiego śledztwa na jej temat, bo gry raczej nie należały do jego mocnych stron. Mimo wszystko moment poświęcić będzie jej musiał chociażby przez wzgląd na tę kurtkę, której ukochana Gwiazdka sobie zażyczyła. Tyle jeszcze był przecież w stanie znieść. A może jednak skusi się odrobinę, by zainteresować się panną z FF? Ha, skoro taka z Vegą podobna, nóż spodoba mu się równie mocno!
Póki co miał obok siebie zdecydowanie żywszą i bardziej realną wersję, dlatego nie odpuści tak łatwo, ani też nie pozwoli myślom krążyć wokół niewłaściwych tematów, zbyt mocno odbiegających od ich dwójki tu i teraz.
Spojrzał na nią z dość podejrzanym uśmieszkiem na twarzy, a oczy błysnęły mu z nieznanego powodu. Choć może takie nieznany to on był dla samej dziewczyny, Nathan doskonale wiedział co było tego powodem.
- Skąd wiesz, może tak właśnie się stało? Czy byłoby takim dziwnym, gdybym dla ciebie stracił głowę? Każdy powinien! – Jednak na sam koniec swojej wypowiedzi roześmiał się głośno. Bez względu na to jak bardzo szczerze to mówił, niekoniecznie chciał by Vega o tym wiedziała. Czy był to dobry pomysł, aby ujawniać się z takimi słowami już przy pierwszym ich spotkaniu po latach? Przecież nawet nie wie na dobrą sprawę jak wygląda jej obecne życie lub czy jego starania miałyby jakiekolwiek szanse odnieść sukces. Niby nie próbując niczego się nie dowie, lecz na obecną chwilę wolał podejść do sprawy od nieco innej strony. Tak, najlepiej zamiast wyznawać swoje uczucia, rozbierz siebie i ją. Idealny początek. Ale nie miał zamiaru przecież rezygnować ze swoich słów, wstydzić się nie miał czego, a chociaż ten krok będą mieli za sobą, ot co.
Mimo to nie był (już?) napalonym nastolatkiem oraz nie wyobrażał sobie posunąć się za daleko, zwłaszcza jeśli o tę dziewczynę, kobietę chodziło. W pierwszej kolejności, nie patrząc nawet na jej reakcję, zdjął z siebie białą koszulę rozpinając kilka górnych guzików i pozbywając się jej przez głowę. Przerzucił ją sobie przez ramię, co by Vega jeszcze chwilę, gdyby oczywiście miała ochotę, mogła się na niego napatrzeć, nim ucieknie speszony schować się przed jej wzrokiem. Tak, jasne.
Zbliżył się do różowowłosej, dłonią sunąć przez jej obojczyk zbliżając się do pozostałego na swoim miejscu drugiego ramiączka sukienki, które jak się można spodziewać, szybko podzieliło los poprzednika. Czy to był ten moment kiedy sukienka powinna opaść nieutrzymywana własnymi siłami? Może jednak dziewczyna postanowiła złapać ją w odpowiednim momencie? Jakkolwiek by się nie stało, chwilę po tym przełożył przez jej głowę swoją koszulę i pomógł po ludzku ją założyć.
- Ponoć ubrania dawane z miłością bywają cieplejsze. – Szepnął wprost do jej ucha, po czym przysiadł na murku fontanny ze wspomnianą już butelką wina.
Po niedługim czasie jednak doszedł do wniosku, że być może pomysł z piciem nie należał do najlepszych, ponieważ Vega butelkę zabrała, sama nie zamierzając z niej kosztować, a odstawiając na bok. A każdy kolejny jej ruch zacierał te myśli, dając coraz to więcej przyjemności. Czy podziałał na nią alkohol czy też z własnej chęci, nie było istotne, sam również nie pragnął być na to obojętny.
- W takim razie chodź bliżej, nie możesz mi tu zmarznąć. – Jedną z dłoni objął ją, zdecydowanie kładąc na plecach kobiety, a drugą sprawię wsunął pod jej kolana, by chwilę później lekko ją unieść i usadowić na swoich udach. Dłonie nieznacznie zmieniły swoje miejsca ułożenia, kciukiem gładził jej kark i bok szyi, natomiast towarzyszka dokładnie badała biodro luźno spoczywając na nodze Vegi. Twarz zbliżył do jej, tak, że jego wargi dzieliły milimetry od jej polika, jednak wtedy mógł intensywniej rozkoszować się jej zapachem, pomieszanym nieco z wonią wina oraz wilgotnych włosów. - Mówiłem ci już kiedyś, że cię uwielbiam? - Z objęć nie miał zamiaru jej wypuścić, nawet jeśli by próbowała się wyrwać. Teraz już za późno.

Vega - 20 Maj 2015, 16:56

a Vegusia proponuje... wino!


A gdybyś stracił dla mnie głowę? Ach, cóżby to był za gest! Albo cóż za strata. Głowa jest cenna, głowy nie można tracić, bo zawiera się w niej esencja życia. Ale gdyby jednak tak było…
- Wtedy musielibyśmy razem poszukać twojej głowy. Bo chyba nikt lepiej ode mnie nie wiedziałby, gdzie jej szukać. – Odparłam na jego brzmiące nie nazbyt poważnie słowa. Nie rozważałam ich wielkości, ale z chęcią ulegałam ich treści. Zawtórowałam mu podobnym wydźwiękiem, wciąż sądząc, że to wszystko jest tylko żartobliwym rozważaniem. Choć raczej chciałabym, aby było zupełnie przeciwnie: szczerze. Ale od żartu do szczerości droga prowadzi tylko przez zrozumienie, a ono było nam po drodze; po szlaku wzroku naszych ocząt. Dla niego spotkanie to było nieodpowiednie do wielkich czynów, które, jak na złość, ja zdolna byłabym z wielką radością i otwartymi ramionami przyjąć. Albo raczej wpaść w ramiona tychże miłosnych noweli. Dotyk wody byłby pięknym, gdyby tylko nie temperatura, jaką mi oferowała; tak bardzo niższą od mojej. Stał się więc tylko nieprzyjemnym uczuciem, ciążącym na skórze za wstawiennictwem tkaniny sukienki. Czyż nie dość już przeszła męki z nożyczkami, by jeszcze zostać zatopioną? Najwyraźniej nie. Torturowana topielica w czerni, oto czym był ubiór. A może jednak to nie męki, a pielęgnacja? Elegancja Czarnej Madonny, oto czym był ubiór.
Zdjął koszulę w nietypowy sposób, a ja przekrzywiłam głowę w zastanowieniu. Tak prędko chciał mnie zakryć, że nie oglądał się na rozpinanie reszty guzików, czy tak bardzo pochłonęłam go wizją przebrania mnie, że chciał czym prędzej i mnie rozebrać? Uznałam to drugie, dlatego patrzyłam na nowo odsłonięte części jego ciała. Nie wiem, co było w moim wzroku, ale chyba nic więcej poza ciekawością. A że ciekawość może mieć wiele twarzy…
I kiedy to ramiączko opadło, kiedy śliski materiał pod ciężarem wchłoniętej cieczy zaczął po mnie bezwładnie spływać, poczułam jak obdzieranie mnie ze skóry dobiega końca. I zostałam wystawiona na lekki ruch chłodniejszych mas powietrza, skonfrontowana w swojej niemal zupełnej nagości pod wezbraniem wstydu, a naprzeciw wzroku Szopka i Księżyca, w miejscu tak publicznym jak i obecnie bezludnym. Byliśmy vis a vis tylko z fontanną. I ciemnością parku.
Założył mi koszulę w ten sam, dziwaczny sposób. Większy rozmiar nie miał ze mną problemów. Lecz ja miałam. Chwyciłam kołnierzyk i zapięłam z przeskokiem guzików. Może dlatego, by zachęcić go do wdrążenia poprawki, ale nie wiązałam żadnych intencji z tym czynem. Istotnym było, że wziął mnie jeszcze bardziej do siebie. Zatonęłam w jego objęciu, powoli niwelując gęsią skórkę i pochłaniając przyjemność z niemal zerowego dystansu.
- Za takie ciepło, zdecydowanie opłacało mi się pomoczyć… – Wyszeptałam, w odpowiedzi na podarunek dawany z miłością, nie chcąc zakłócać obejmującej nas ciszy.
A on zaprosił mnie do siebie, pod pretekstem zagrzania, czemu uległam. Gdy mnie uniósł, tkanina zsunęła się ze stóp, porywając swoim ciężarem japonki. Objęłam go wokoło szyi i zawierzyłam jego intencjom. Ale tylko przysiadł ze mną na murku. Albo aż? Miał mnie teraz w posiadaniu i to było dla mnie nowością. Wcześniej już miał mnie w objęciach, ale nie byłam wtedy pozbawiana ubioru. Przylgnęłam do niego, chcąc nie tylko skrócić dystans, ale przede wszystkim zaprzestać czucia na sobie mas obojętnego powietrza. I dzikość sytuacji zatraciła się w jednej chwili, a ja ze spokojem mogłam chłonąć tę długą chwilę bliskości. Przymknęłam oczy, zagłębiłam jedną dłoń w jego włosach, tę bliższą, zaś dalszą poprawiałam włosy które wpadły za kołnierz koszuli i przegarniałam je z twarzy. Prędko jednak dłoń z włosów zdecydowała się ześlizgnąć na jego lico, gładząc je i prezentując chłód wody z fontanny. Sięgnęłam po butelkę, której on nie zdecydował się obecnie między nas lokować. Ale ja doskonały znalazłam na to sposób.
- Uwielbiasz mnie… – Powtórzyłam twierdząco, patrząc w jego oczy coraz bardziej przenikliwie. Patrzyłam wytrwale w rysy jego twarzy, oddalonej centymetry ode mnie. - ...a ja Ciebie.
Odwróciłam powoli wzrok na swoje nogi, na których trzymałam butelkę, i subtelnie nabrałam małego łyku, zostawiając go całkowicie bez opieki w ustach. Wróciłam wzrokiem do jego ocząt i zdecydowanie prowokowałam go do pocałunku. Pocałunku z małym prezentem. W końcu to samo naczynie trunek gromadzi i obje ust go dotykało. Czy zatem zmieni cokolwiek fakt, że napije się wina z moich ust? Uległam radości tej chwili. Jak nigdy dotąd, zebrałam w sobie chęci i odwagę na prawdziwie romantyczny wieczór. Pragnęłam bliskości w każdej postaci, która pozwoli przeciągnąć każdą chwilę bliskości w długie minuty. A minuty przekuć w trwałe wspomnienie.

Raccoon - 20 Maj 2015, 17:07

Kto by pomyślał, że w ukochanej Vedze nagle taka romantyczna dusza się obudziła! W życiu by nie pomyślał, że takie zachcianki ją najdą – jak bardzo można się mylić. Najwidoczniej każda kobieta ich potrzebowała, nawet ta najbardziej dziwna, cmentarna panna. Choć z drugiej strony Szopek miałby teraz nie mały mętlik w głowie. Z jednej strony, jeszcze w pijalni czekolady na taką nie wyglądała, a może raczej w ten sposób wszystko to odczuwał, teraz niby dawała mu zupełnie inne znaki... Ech i nie raz to padnie – kobiety.
- Taka jesteś pewna? Może znalazłoby się jeszcze kilka, które również by wiedziały? – Nie, na pewno by takich nie było. Chyba, że najbliższa jego sercu Lisa, by wiedziała, choć z całą pewnością nie byłaby w stanie powiedzieć mu, gdzie głowa się znajduje. Ale póki Vega w pełni tego świadoma nie była, mógł nieco wzbudzić w niej niepewności. Sama przecież podobnie robiła!
Zaśmiał się cicho widząc w jaki sposób patrzyła na niego przy oraz po zdjęciu koszuli. Nie oczekiwał pisków radości, wielkich rumieńców pokrywających całą twarz ani też omdleń na jego widok, bo i niczego, co by mogło wywołać wszystkie te reakcje w nim nie było. Ot, zwykły taki Nathan. Zwykły, ale nie zaniedbany! O dziwo też nie czuł się nieswojo będąc obserwowanym, chyba śmiało można stwierdzić, że nawet mu się to podobało. Kiedyś w końcu i tak by go zobaczyła, więc lepiej późno niż wcale. A sam także nie pozostawał jej dłużnym. Kiedy tylko sukienka swobodnie opadła na ziemię uważniej zlustrował ją wzrokiem, być może nawet momentami pochłaniał, z każdą chwilą utwierdzając się tylko w przekonaniu, że jego uwielbienie co do Vegi miało także niebezpodstawny wymiar fizyczny. Zaraz... O czym on w ogóle myślał?! Przecież miał przed sobą dziewczynę jeszcze z czasów liceum, nie dorosłą, którą powinna teraz być! Zabiję cię kiedyś za to jak sprzeczne myśli wywołujesz w mojej głowie. I módl się, bym jednak tego nigdy nie zrobił!
- Opłacało? Oj, zaraz jeszcze zacznę uważać, że wszystko to sobie wcześniej obmyśliłaś i podstępnie ukartowałaś, by mnie wodzić wedle twoich zachcianek. – Odezwał się ponownie, gdy już znalazła się na jego kolanach. Starał się obejmować ją tak, by jak najmniej zimna ponownie gościło na jej ciele, jednak i Szopkowa powierzchnia była ograniczona, nie mogąc wyznaczonego zadania w pełni zrealizować. I jemu, choć przyznać nawet przed sobą się nie chciał, lekki wiaterek dał się we znaki, jednak póki ona była blisko, myśli sobie tym nie zaprzątał. Chociaż... Jeden, być może dostrzegalny, ale za to jakże przyjemny dreszczyk przeszedł wzdłuż jego ciała, palce dłoni nieco mocniej, lecz ani trochę boleśnie zacisnęły się, gdy tylko usłyszał co powiedziała. Niby zwykłe słowa, do tego nie wyrażające głębszych uczyć, a jednak sądził, nie, był przekonany, że i ona skrywa więcej niż mówi. Och, wy głupi ludzie. Mimo wszystko taka zabawa bardzo mu się podobała, leciutkie podchody, kto wie co ostatecznie z tego wyniknie.
A wynikło szybciej niż się spodziewał. Wzrokiem podążał za jej dłonią, która ostatecznie sięgnęła po butelkę wina, chwilę później z niej pijąc. Głupiutki uśmieszek zagościł na jego twarzy domyślając się co też tej cwanej kobiecie w myślach siedzi i zdając sobie sprawę z tego, że ani trochę nie ma zamiaru się oprzeć czy też sprzeciwić. Jedną z dłoni zaczął wodzić po jej żuchwie, unosząc głowę Vegi lekko ku górze, w międzyczasie sam się do niej znacznie przybliżając. Ale po co zwlekać? Swoimi ustami przywarł do jej pragnąc jak najszybciej pozbawić ją wina, by już bez przeszkód móc oddać się czynności, toteż kciukiem nacisnął delikatnie na jej polik i kiedy już szybciutko udało mu się przełknąć trunek, nie miał najmniejszej ochoty odrywać się od różowej panny. Skoro już zechciała pozwolić mu na więcej, teraz będzie musiała liczyć się z konsekwencjami. Zębami zahaczył o jej dolną wargę i jeśli grzecznie postanowiła się nie opierać ponownie złączył ich usta w tym jakże pieszczotliwym tańcu. Wolną dłonią pozwolił sobie wykorzystać Vegę także w inny sposób. Wślizgnął nią pod swoją koszulę powolutku wędrując po brzuchu dziewczyny, kroczek za kroczkiem zbliżając się do stanika. Lecz zanim i do niego się dopadł, ustami już wodził po jej szyi, lekkimi podgryzieniami bawiąc się jej skórą, by ostatecznie ząbki zatrzymać na płatku jej ucha.
- Nie jest ci zbyt zimno? Może jednak powinnaś się porządnie wygrzać, zamiast marznąć na dworze. Przecież nie chcemy, żebyś się pochorowała. – Szepnął cicho jednocześnie owiewając jej ucho ciepłym powietrzem. Dłoń powróciła do poprzedniej czynności, a on sam oparł czoło o jej spoglądając na nią spod pół przymrużonych powiek. Nigdy by nie pomyślał, że właśnie ona będzie w stanie tak bardzo zawrócić mu w głowie, że zrobi to w ciągu jednego wieczora. Tak szybko jej dziś ze swoich ramion nie wypuści.

Vega - 20 Maj 2015, 17:12

Idźmy, pędźmy!


Na wspomnienie, że miałabym mieć konkurencję, prychnęłam z ustami uciętym w połowie niewypowiedzianego słowa. Mało brakowało bym go ofuknęła, ale ugryzłam się w ostatniej chwili w język a na koniec uśmiechnęłam się, by wszystko to podjąć żartem. Mała gra aktorska. Bo o ile mnie żartowanie w ten deseń się podobało, tak jego było dla mnie drażliwe – wszakże już minęła, przynajmniej dla mnie, granica za którą nie należy choćby żartobliwie odtrącać płynących z nami i z chwilą, zabaw przy fontannie.
- Się przyzwyczaj do kreowania przeze mnie pozornie przypadkowych scenariuszy, hihi…
W rzeczy samej, nie było tak do końca z tą fontanną, ale naprowadzanie na taką myśl było dla mnie ciekawym zajęciem.
Zdecydował się zaopiekować mną w ten cudowny sposób. Denerwowałam się, bo nigdy z nikim nie łączyłam się przez pocałunek. Ciągle była tylko nauka, nauka, dom, szkoła, dom – zero miejsca na latanie za chłopakami, zero romansów. Każdy w szkole to zauważał dość prędko i robił sobie z tego motyw przewodni na wytykanie mnie palcem przy najbliższej okazji. Dziwnym było życie w tym mieście dla mnie, ale ja żyłam tylko dla książek. Teraz chciałam także dla kogoś, choćby na moment. Denerwowałam się, ale chciałam tego. Znacząco cała drgnęłam, kiedy złączył swoje usta z moimi. Nie przerywałam mu. Lekko uchyliłam usta w parze z rosnącym naporem jego palca na moim licu. Większość wina przelała się do jego ust, a dalszy rozwój pocałunku sprawił, że ciecz wędrowała między nami niczym piasek po obu stronach klepsydry. Długo to z mojej strony nie trwało, bo w końcu przełknęłam trunek.
Kolejno obdarowywał mnie pocałunkami po wielu miejscach, wielbiąc mnie całą. Nie chciałam być dłużną i również jemu okazywałam te same uczucia, choć w znacznie pasywniejszej formie. Trzęsłam się cała, kiedy poczułam jego dotyk na swojej skórze, pod koszulą. Po części z zimna, ale w dużej mierze dlatego, że odczuwałam ogromny niepokój. Zrobiło mi się zimniej, choć kropelki potu wystąpiły na czoło. Gęsia skórka powiodła po mnie waz z mrowieniem, kiedy ciepło jego oddechu spoczęło mi na uchu. Proponował cieplejsze, bardziej sprzyjające nam miejsce.
- N-nie chce tego prze…przerywać. – wydukałam z siebie, speszona. Obawiałam się tego, że kiedy dostanę zbyt wiele czasu na przemyślenia, nie podejmę się ponownie tak prędko pocałunków z Raccoonem, których obecnie bardzo pragnęłam. Dlatego… Dlatego co? - …dlatego przypomnij mi jak bardzo chcę tego, kiedy zjawimy się w cieplejszym miejscu, towarzyszu mojego Ciepła. – zapewne zadanie to może być trudne do wykonania.
Pocałowałam go zdecydowanie, pogładziłam jeszcze trochę po klatce piersiowej. Chciałam powstać, ale moje stopy były bose, dlatego poprosiłam mojego dzisiejszego wybawiciela od problemów na rzecz niespotykanych przeze mnie wcześniej przyjemności:
- Pomożesz mi z butami?
Gdy już je posiadłam, założyłam sukienkę tak, że znalazła się pod koszulą. Bo nie pójdę przecież przez ulice w samej koszuli! Na koniec przywarłam głową do jego ramiona i dałam się prowadzić, trzymając w drugiej dłoni butelkę wina. Poszłabym teraz za nim wszędzie. W drodze ponowiłam numer z piciem alkoholu z moich ust i kolejno zachęciłam by zamienił się ze mną rolą za trzecim powtórzeniem tego czynu.


2x z/t

Ben - 20 Wrzesień 2015, 20:52

Cicho, spokojnie, ładna okolica; aniołek, woda, kwiaty i w ogóle... To wprost idealne miejsce na odpoczynek.
Ben usiadł na wolnej ławce przy fontannie. Podobało mu się w tym świecie. Tu było tak spokojnie, harmonijnie... Chyba tu nawet zostanie. Ale nad tym może się w końcu zastanowić później. Na razie tylko rozkoszował się ciszą. Położywszy lewą rękę na oparciu ławki, obserwował spokojnie okolicę. Rany, to miejsce na prawdę mu się podobało!

Otome - 20 Wrzesień 2015, 21:50

Od opuszczenia szpitala minęło już kilkanaście godzin i zdążył przeminąć cały dzień, nie tak długi zresztą - w końcu zbliżała się jesień, więc słońce zachodziło dużo wcześniej niż dotychczas. Przez cały miniony czas Otome błąkała się po mieście nie wiedząc za bardzo co ma ze sobą zrobić. Zdążyła już zrozumieć, że nie znajduje się w Krainie Snów, ale w tym innym miejscu, z którego przychodziła do niej Alice, jej Śniąca. Jednak wiedza ta nie dawała jej zbyt wiele. W Krainie Snów miała swoje własne bezpieczne miejsce, zajęcia i swego rodzaju cel, no i wszystko co ją otaczało było jej znane. Teraz wszystko zostało wywrócone do góry nogami. Nie miała dokąd pójść ani co robić. Nie miała niczego i nikogo. Poza tym, czuła że zaszła w niej pewna zmiana. Jej ciało nie było już takie kiedyś, lekkie i całkowicie jej posłuszne. Obecne ciało wydawało się jej jakby ciężkie i z początku miewała problemy z kontrolowaniem go. Do tego nękały ją pewne potrzeby których do tej pory nie odczuwała. Miała suche gardło i bolał ją brzuch, do tego dochodziły z niego dziwne dźwięki. Obserwując innych ludzi Otome wywnioskowała, że musi jeść i pić aby nie czuć dyskomfortu. Jednakże zdobycie jedzenia było trudne. Trzeba było mieć jakieś papierki, ale ona nie wiedziała skąd je zdobyć. Wcześniej jakiś mężczyzna dał jej jedzenie za nic, ale teraz znów robiła się głodna. Zauważyła także, że ludzie których mijała na ulicy przyglądają się jej. Wzbudziło to w niej nieznane do tej pory uczucie, było to chyba zaniepokojenie. A może zawstydzenie? Trudno jej było to określić. W każdym bądź razie, nie miała ochoty przebywać w tłumie, dlatego skierowała się tam gdzie ludzi wydawało się być niewielu. W ten oto sposób trafiła do parku. Szła nieśpiesznie, oglądając drzewa i skaczące po nich wiewiórki oraz ptaki. Wkrótce jej uwagę przykuło coś innego - spora rzeźba przedstawiająca człowieka ze skrzydłami, który wylewał wodę. Zafascynowana podeszła bliżej i kilkukrotnie obeszła fontannę. Zdziwiło ją że poziom wody w ogóle się nie zmienia. Przecież lała się cały czas. Poza tym, skąd w tym dzbanie było aż tyle wody? Wydawało się jej to nie logiczne. Nagle zauważyła że nie jest tu sama, bo na ławce niedaleko fontanny ktoś siedział. Nie namyślając się długo, Otome podeszła do niego, usiadła obok i spojrzała mu prosto w oczy. Następnie wskazała palcem na fontannę.
- Skąd bierze się ta cała woda? I dlaczego się nie wylewa, skoro leje się w nieskończoność? - Jej pytania mogły być dla mężczyzny niezrozumiałe, ale czego oczekiwać od kogoś kto istnieje na tym świecie od jednego dnia i nie prowadził jeszcze żadnej dłuższej rozmowy? Dziewczyna zauważyła że ludzie mówią bardzo dużo i bardzo szybko, jej jednak przychodziło to z trudem.

Ben - 20 Wrzesień 2015, 22:01

Nagle został wyrwany ze swojego "letargu", w jaki sam siebie wprowadził, patrząc dookoła. Co poradzi, że wszystko tu jest dla niego takie nowe, interesujące i w ogóle przyciągające uwagę? Spojrzał w kierunku źródła głosu, jakim okazała się być jakaś dziewczyna. Młoda, mała, całkiem ładna, o miłych dla oka rysach twarzy...
- Hm? - to było pierwsze, co wydał z siebie Ben po ujrzeniu nowej rozmówczyni. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że przez chwilę bezczelnie się na nią gapił. W jednej chwili zatem odwrócił wzrok, udając, że jednak nic takiego ni zaszło. - Um... Szczerze mówiąc, sam nie wiem. Może jak wpada już do środka, to pojawia się nagle w dzbanie i tak w nieskończoność? - wysnuł po chwili teorię, jakże bliską prawdy.

Otome - 21 Wrzesień 2015, 17:12

Odpowiedź mężczyzny nie bardzo ją zadowoliła, wydawała się być niekompletna, mało szczegółowa. Takiej teorii mogła się domyśleć sama, ponadto nadal pozostawało pytanie jak to się dzieje, że woda znika w jednym miejscu a pojawia się w drugim. Jaki mechanizm czy też magia za tym stały? Cóż, wyglądało na to że będzie musiała o to zapytać następną osobę jaką spotka. A skoro osobnik z ławki nie umiał jej tego wytłumaczyć, postanowiła zapytać go o następną kwestię która ją zastanawiała, czyli o postać jaką przedstawiała fontanna. Raz jeszcze wskazała na nią palcem.
- Dlaczego on ma skrzydła? Widziałam dziś wielu ludzi i żaden z nich nie miał skrzydeł, dlaczego więc tutaj się one znajdują?

Ben - 21 Wrzesień 2015, 17:23

Chłopak podążył wzrokiem za palcem dziewczyny. Chodziło teraz o samą figurę. To, zdaje się, łatwiej wytłumaczyć... Prawda? Dobra, uznajmy, że tak.
- Może to ktoś ważny? Albo jakaś postać z legend? - założył, zastanawiając się nad istotą owej figury skrzydlatego człowieczka. Po chwili spojrzał na swoją rozmówczynię i podał jej rękę. - Um... Jestem Ben.
Wygląda na to, że będzie się musiał podszkolić w... we wszystkim, co może mieć do zaoferowania ten świat. Nie chciał uchodzić za jakiegoś dziwaka, coby siedział całe życie w domu bez okien. A nie był takim dziwakiem. Miał taką nadzieję.
- A ty jak się nazywasz? - zapytał później, chcąc poznać bardziej rozmówczynię. Wydawała się miłą osóbką. Nie chciał jej zatem jakoś speszyć. I chyba było to po nim dość widoczne.

Otome - 21 Wrzesień 2015, 20:10

- A więc ważni ludzie mają skrzydła? Hm... - Odpowiedź na drugie pytanie też jej nie zadowoliła. Jej umysł potrzebował konkretnych, pewnych i szczegółowych informacji. - Ale kim są ważni ludzie? I co to jest legenda? To jakieś miejsce? - Zasypała mężczyznę kolejnymi pytaniami. Jednak gdy spojrzała na jego twarz, nagle dostała przebłysku. Uświadomiła sobie, że najprawdopodobniej wymaga od niego zbyt wiele, w końcu nie każdy musiał wszystko wiedzieć. Skoro ona tego nie wiedziała, on również mógł nie posiadać tej wiedzy. Tak, to było całkiem logiczne.
- Przepraszam. Chyba nie powinnam cię o to pisać. - O dziwo przeprosiny wyszły jej całkiem płynnie. Chwile później mężczyzna wymienił swoje imię i wyciągnął do niej rękę. Otome przechyliła głowę niczym zdziwiony szczeniak i kilkukrotnie spojrzała to na dłoń, to na twarz Bena, nie rozumiejąc o co mu chodzi. Ostatecznie też wyciągnęła rękę, ale nie uścisnęła jego dłoni, ba, nawet jej nie dotknęła, tylko zawiesiła swoją dłoń w powietrzu kilka centymetrów obok.
- Ja nazywam się Otome. Chyba. Tak nazywała mnie Alice, więc pewnie to moje imię. Ale czy to ma jakieś znaczenie? Równie dobrze mogłabym także nazywać się Ben. Czy to by coś zmieniło? - Teraz oprócz zwykłej ciekawości włączyły jej się filozoficzne rozważania. Niestety, ale Marionetkarz musiał sobie radzić z trudnymi pytaniami.

Ben - 21 Wrzesień 2015, 20:23

Dobra. Słowa tej dziewczyny naprawdę mocno zbijały z tropu. W dodatku... chyba nie wiedziała, jak się witać? Dziwne. Ale to nie jego biznes, dlaczego tak ma, prawda? Ben delikatnie uścisnął jej dłoń i uśmiechnął się lekko. Tak po przyjacielsku.
- Otome. - powtórzył za nią. I jaka Alice? Tyle nowych pytań zrodziło się w głowie młodego Marionetkarza... - Ładne imię.
Ciekawiła go istota tej dziewczyny. Niby taka - powiedzmy sobie szczerze - nieogarnięta w świecie (zresztą on również, ale mniej). Ściągnął rękę z oparcia i położywszy ją na piersi, poprawił rękawiczkę.
- Miło mi cię poznać, Otome. - powiedział i ponownie lekko się uśmiechnął. - Tooo... Skąd jesteś? Tak z ciekawości?

Otome - 23 Wrzesień 2015, 18:13

Ben nie odpowiedział na żadne z pytań Zjawy, a filozoficzną dyskusję o tym jak ważne są dla istot ich imiona uciął dwoma słowami. Wprawiło ją to w konsternację, bo nie wiedziała co ma dalej zrobić. To była jej pierwsza dłuższa rozmowa z kimś obcym, a mężczyzna nie wydał się szczególnie utalentowany w sztuce konwersacji. Postanowiła powstrzymać się na razie od najwyraźniej kłopotliwych pytań o wszystko co ich otaczało i raczej podążać za tym co mówił Ben. Tak, to mogło zadziałać. Gdy podjęła decyzję jej tęczówki zmieniły barwę z zielonych na złote.
- Nie, nie jestem z Ciekawości. Nie wiem nawet gdzie to jest. Ja pochodzę z... hmm... - Zamyśliła się, rozważając jak powinna to dokładnie wyjaśnić. Uznała jednak że szczegóły nie będą go interesować, poza tym i tak nie umiała tego dokładnie opisać więc odpowiedziała krótko. - Z Krainy Snów. Byłeś tam kiedyś? A tak poza tym, to skąd ty pochodzisz?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group