Charles - 6 Lipiec 2016, 18:56 Żołnierz był świadom słów Mirany, jednak nie był on w stanie tutaj zostać. Nie wierzył on w jakiekolwiek przemówienie Świetliczce do rozumu, ale wydawał się być zadowolony z faktu, że krnąbrna istota, która nie chciała dostosować się do rozkazu, przynajmniej jest po "jego stronie", nawet jeśli rzuciła w jego stronę kamieniem. Nawet nie myślał o tym, aby zaatakować Meredith, nie miał do tego możliwości fizycznych. Powoli przeczołgał się w stronę Zwierciadła prowadzącego do Krainy Luster i po kilku minutach zniknął za falującą taflą. Kiedy już opuścił miejsce, gdzie znajdowały się dwie panny, wszystkie bańki, jakimi została oblepiona Marionetka, pękły na raz. Oczywiście nie spadła, będąc trzymaną przez kamienne dłonie Mirany. Mistrz gry opuszcza was w tym miejscu, skazując żywiczną laleczkę na być-może-niełaskę-ale-raczej-łaskę Leśnej Pani. Sayonaraaa!
Przy okazji - od dziś Świetlik powinna trzymać się z dala od wszelkich Różanych Strażników. Tak w razie W...Anonymous - 7 Lipiec 2016, 13:20 Ten dzień zdecydowanie, zdecydowanie nie będzie należał do ulubionych wspomnień Świetlika. Wszystko przeciwko biednej lalce, która chciała tylko nieco się pobawić. A że czyimś kosztem i troszkę brutalnie? Szczegóły…
Meredith roześmiała się tylko w odpowiedzi na prośbę Mirany. Już zamierzała zanurkować pod jednym z boków pani-skało-ogrodu, zignorować jej słowa i kontynuować swój plan, gdy kamienno-roślinne ręce zacisnęły się na jej korpusie. Radosny śmiech nagle się uciął, a zamiast niego Świetlik wydała z siebie zduszony okrzyk, szczerze zdumiona. Nie wzięła zupełnie pod uwagę tego czynnika, że skalna panna nie będzie przyglądać się bezczynnie jej dalszym poczynaniom.
Marionetka nie czuła prawie w ogóle naporu na swoje ciałko, ale to wcale nie przeszkadzało by czuła się wysoce niekomfortowo. Przez moment zaiskrzył w niej gniew, a w wyobraźni stanął widok płomieni tańczących na roślinnych elementach Mirany, jakby poddawały ją powolnemu opiekaniu, grillowaniu może… Chociaż czy właściwie Świetlik miała pojęcie czym jest ów ,,grill”? Zresztą obraz spalanych roślin tylko na ułamek sekundy sprawił jej radość, w końcu to nie trawę, gałązki i kwiaty chciała krzywdzić tylko… Tylko co? Siebie? Wszystko co żywe i rozumne? Zresztą to teraz nie było szczególnie ważne, na razie chciała tylko się uwolnić i uciec gdzieś, zaszyć i uspokoić.
To rozmyślanie trwało krótką chwilkę, zaraz marionetka w potrzasku zaczęła dziko się wić, chociaż siłą dorównać Miranie nie mogła, marne więc to pewnie były próby. Liczyła na to, że chociaż jej żrąca krew zadziała na kobietę, spróbowała ją więc musnąć gdzieś dłonią, o ile uścisk pozwał jej na jakiekolwiek ruchy. W międzyczasie mogła tylko beznadziejnie przyglądać się jak Arcyksiążęcy ostatecznie całkiem zatapia się w lustrze i jej ucieka. Ten widok sprawił, że w końcu zrezygnowała z prób uwolnienia się, oklapła, zwiesiła głowę, znieruchomiała.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, co mi zrobiłaś? - zapytała, bezbarwnie, nie patrząc w twarz tamtej a gdzieś w podłogę, z szeroko otwartymi oczami. Nie oczekiwała nawet odpowiedzi, nie oczekiwała że Mirana mogłaby ją zrozumieć w jakimkolwiek stopniu. Gdyby tylko była w stanie, płakałaby teraz. Ale nie mogę. I nigdy nie będę mogła. Taką cię stworzyli, mój biedny Świetliczku, ha-ha. - Po prostu mnie puść. Zostaw i odejdź. - prawie dodała na końcu ciche Proszę., ale ostatecznie nie przemogła się, nie zdobyła na to.Mirana - 7 Lipiec 2016, 15:15 Jedno pytanie pozostawało na twarzy Mirany: Dlaczego? Dlaczego nie mogła temu wszystkiemu zaradzić w lepszy sposób; uczynić lepiej niż się stało. Syndrom braku perfekcji, zbytnia wiara w siłę dobra. Na to nie istnieje panaceum. pewne sprawy nie będą dość dobre, a niepojętność tej niedoskonałości klasyfikuje Miraną jako istotę rozumną.
Konflikt interesów.
Trzeba szukać możliwych możliwości.
Zagrożenie minęło? Nie, ono wciąż było obecne i zdawało się teraz, między ich już tylko dwójką, nasilać. Znacząco. Puściła ją powoli, delikatnie - z troską. Smutek zagościł na jej twarzy, skuliła się, a z wrażeń pękła, zostając drzewkiem o kobiecych kształtach na łonie skalnych odłamków. Była bardziej podobna Świetlikowi w posturze i znacznie bliższa jej lubieżnych myśli o grillowanych warzywkach.
Wiele gałązek wyrastało z jej kończyn i pleców - niektóre nagle kończyły się na dużej grubości będąc pokrytymi w całości twardą korą, a inne były cienkie i giętkie. Te drugie posiadały więcej liści, a także i kwiaty. Więcej było rośliny, niż człowieczego kształtu. I cała była zielona.
- Proszę, wybacz mi, przepraszam, nie chciałam, j-ja...
Zabłądziła w wielkości własnego kłębka.
- Zawsze pragnę powstrzymywać agresywne zachowania i... I czasem wybieram nie najlepsze ku temu metody.
Kamienna posadzka nie była zbyt przyjemną dla jej korzenio-stóp, ale wytrwa, nie raz już w niedogodnych warunkach się znajdowała. Po raz kolejny emocje wzięły nad nią górę i osłabiły jej kamienną, posągową posturę. Zupełnie tak, jakby rozgrzała się od środka siłą uczuć i zrzucała skorupę.
Ale to nie tak, skały to nie jest efekt bezduszności. A kwasowa krew przyśpieszyła nieco ten proces.
- Co mogę dla Ciebie zrobić, Świetliczku? - ukłoniła się, tym samym oddając jej szacunek. Podeszła też bliżej. - Być może moja Pani mogłaby pomóc?
Naprawdę, nie potrafiła wybrnąć z tej sytuacji. Kiedy znikł żołnierz, cała uwaga marionetki mogła spocząć już na niej, a rozmowy w cztery oczy o niewygodnych sprawach są dla Mirci niczym zderzeniem się z pędzącym pociskiem.
Tak bardzo chciałaby teraz udać się na spacer, zapomnieć te krzywdy. Z rozmarzenia wyciągnęła do niej otwartą dłoń...Anonymous - 8 Lipiec 2016, 14:07 Świetlik stała w miejscu, w którym postawiła ją Mirana, skulona nieco, zapatrzona w podłogę. Wybrać się miała chyba do Krainy Luster, ale nagle cała ochoty na wyprawy jej odeszła, nie czuła by cokolwiek dobrego ją tam czekało, dotychczasowe zdarzenia dostatecznie ją przytłoczyły. Objęła się rękami, wbiła pazurki w nagie ramiona. Nie było już w niej gniewu, w każdym razie na pewno nie na skalną kobietę, ale czuła coś w rodzaju rozczarowania własną osobą. Słaba, była taka słaba. I zagubiona, całkiem się już pogubiła w tym czego chciała i do czego dążyła. Odruchowo zaczęła głębiej wrzynać paznokcie, rozdrapując jakieś stare rany, czy też może tworząc nowe. Kilka kropel niebieskawej krwi sączyło się już z zadrapań i jasnym teraz było że reszta wzorów pokrywających świetlikowe ręce to nie tyle ozdoba co strupo-blizny. Ale ten lekki ból który teraz odczuwała w jakiś sposób pozwolił lalce się ukoić, może nawet uśmiechnęła się leciutko.
Odgłos pęknięcia zwrócił uwagę marionetki. Na widok nowej postaci Mirany Świetlik westchnęła głęboko, z nutą podziwu. Zazdrościła kobiecie tego zielnego ciała, ale nie była to zazdrość chorobliwa i szaleńcza jak na w innych przypadkach, nie tym razem.
Lekko przekrzywiła głowę, coraz bardziej i bardziej wprawiana w zdumienie. Przeprosiła? Mnie? Nie wiedziała zupełnie jak zareagować.
- Agresywne, pfy! - żachnęła się cicho na te słowa, troszkę jednak bez przekonania, marszcząc czółko i zastanawiając się nad czymś. Świetlik wiedziała doskonale, że jej zapędy nie są ,,dobre”, że zabijanie nie jest powszechnie ,,akceptowalne”, ale to wciąż były dla niej po części puste znaczenia. W końcu chciała naprawić samą siebie. Zacząć żyć, tak prawdziwie. Znaleźć tą odpowiedź, duszę, cokolwiek sobie uroiła. Czy to nie dobre powody do tej agresji? Dla niej były wystarczające aż za dość.
Świetliczku…? Uśmiechnęła się przelotnie. Zdrobnienie i chęć pomocy… kiedy po raz ostatni ktoś tak ją traktował?
Ukłon ze strony zielnej panny był czymś zaskakującym i niemal obcym dla Mer, jednak odwzajemniła się tamtej lekkim skinięciem głowy. Na widok wyciąganej w jej stronę dłoni szybko się odsunęła, może nawet zaczęła sięgać po jakąś broń. Dopiero gdy zdała sobie sprawę, że Mirana nie zmieniła nagle swojego usposobienia, a jej łagodność nie okazała się podstępem, marionetka zamarła i uspokoiła się. Mimo to, spoglądała z pewną dozą podejrzliwości.
- Dlaczego…? - nie dokończyła, chcąc zawrzeć w tym jednym słowie mnogość pytań. Dlaczego chciała ją chronić? Pomóc jej? Zrozumieć? Potrząsnęła jednak głową w odpowiedzi na wcześniejsze pytanie, nie będąc w stanie uwierzyć, że ktokolwiek czy cokolwiek mogłoby pomóc. Pani? Ona też jest Ogrodem? - nie powiedziała tego na głos, ale cała sprawa ją zaintrygowała.
To spotkanie poruszyło w niej jakieś części o których dawno zapomniała, czy może raczej których starała się tak usilnie wyprzeć, najwidoczniej bezskutecznie. Kiedyś utracona nadzieja na jakąś inną drogę, jaśniejszą, nieśmiało ale ponownie zakiełkowała w Świetliku.
Ostatecznie Meredith podała Miranie dłoń, zawierzając jej jako swojej nowej przewodniczce.
- Przedstawisz mi się? - nie wiedziała nic więcej niż dane jej tu było zobaczyć, ciekawa była historii i zamiarów tamtej, ale uznała że imię wystarczy na początek.Mirana - 9 Lipiec 2016, 13:43 Nie pierwszy raz próbowała do siebie kogoś przekonywać, a mimo to wciąż wewnętrznie wzdrygała się na myśl, że znowu przyjdzie jej to czynić. Efekt końcowy, jeśli pozytywny, bardzo ją radował, ale każda droga do niego prowadząca wiązała się z dużym wysiłkiem, z daniem wiele od siebie.
Czasem zastanawia się, ile jeszcze z siebie może dać innym, choć nie rozmieniła się przecież na drobne.
A to pytanie - dlaczego? - brzmi w tym momencie jakby mogła jeszcze sporo.
- Bo tylko Tobie już mogę pomóc - tamten uciekł.
Lepszej odpowiedzi nie znała, ale samo udzielanie pomocy brzmiało zbyt prosto, sztampowo, niewiarygodnie? Potrzebowało pewnego poparcia, uwiarygodnienia...
- ...a pragnę wspierać, taka moja natura.
Szkoda że nie ochroniłaś ich obu. Lecz ważniejsze, że może się udać ze Świetlikiem. Udać w obu znaczeniach.
Delikatnie przyjęła jej dłoń, może zbyt długo zastanawiając się nad jej sztucznością. Nie, to złe słowo! Podziwiała jej inność, lecz nie za gorsze miała jej istnienie. Wszystkich ma za równych pod względem prawa do godnego życia i każdemu zdolna jest poświecić równie dużo czasu. Teraz mogłaby Świetlikowi sprzyjać przez najbliższe kilka dni tylko dlatego, że ona sama zechciałaby jej towarzystwa.
Spoglądałaby dalej na jej dłoń, gdyby nie wiszące w powietrzu pytanie. Prośba. Przedstaw się!
- Ach, oczywiście, jestem Strażniczką Gaju, a zwę się Mirana. Możesz mi jednak mówić zdrobniale.
Znane niemal na pamięć zdanie, choć wyrecytowała je jak ulubiony wers. Bardzo ceniła samą mowę, chętna była do upiększania słowami treści, która ma do przekazania. Ostatnie jednak wymiany zdań nie zwiastowały tego z prostej przyczyny: nagłość zmian, stres, niekontrolowanie sytuacji.
Puściła dłoń Świetlika i ruszyła w stronę otwartej przez okno na Otchłań ściany.
- Och, skała nam świadkiem, bo przybyła właśnie nam niczym piedestał. Chodź - ponagliła ją ruchem dłoni - Może zaprowadzi nas w Ogrody.
Życzliwie wypowiedziała się o skale, A te jej skały pozostały tu, w świątyni. Zwyczajne skały przyniesione z krainy luster, które nie dadzą żadnych śladów o tym, że należały do żywej istoty. Są jak pancerz porzucony przez rycerza.
Skorzystały ze skały, która skierowała je w Ogród Strachu.
2x z/tMari - 20 Lipiec 2016, 00:09 Przy Bramie pojawiły się patrole Karcianych Rycerzy. Dostali oni rozkazy aby skontrolować każdego, kto ma zamiar przemieścić się między światami. Niezależnie czy jest to Lustrzak, czy zwykły Człowiek.
Dlatego też każdy, kto przechodzi przez Bramę, ma za zadanie napisać jak spotyka patrol lub jeśli chce go uniknąć, w jaki sposób to robi, po czym zanim zniknie z tematu, musi poczekać na post MG, który oceni czy unik się udał, czy jednak patrol go złapał.
Jeśli postać nie ma nic na sumieniu, nie musi się o nic martwić. W końcu to tylko mała kontrola, nic strasznego prawda? Kontrola dotyczy każdego, niezależnie od tego, do którego świata się wybiera. Patrolowi wystarczy, by pojawił się w Świątyni, aby go przywitać i może nawet życzyć mu dobrego dnia. Ale to zależy już od was.
Post MG będzie się pojawiał w ciągu 24 godzin od pojawienia się postu gracza. Jeśli komuś się bardzo spieszy z przejściem, może poinformować o tym mnie (Mari, Tulka, Khoeli), Tyka lub Oleandra.Anonymous - 14 Październik 2016, 11:30 Jak zwykle udała się do swojego upatrzonego odłamka, skrytego gdzieś w lesie, z którego korzystała już wiele razy.
I tak po raz kolejny Baśniopisarka zawitała w przejściu między bramami. Ostatnimi czasy często tu bywała, miała wrażenie, że łatwiej byłoby gdyby zdobyła dla siebie Bursztynowy Kompas, jednak nadal uważała przechodzenie na piechotę za mniej czasochłonne niż próby zdobycia tego niezwykłego przedmiotu. Miała nadzieję, że nie będzie musiała znów wracać do Krainy Luster w tak krótkim odstępie czasu.
Tym razem w przejściu przez wrota było coś wyjątkowego, bowiem nie mogła ot tak przejść do kolejny czego przyczyną byli strażnicy. “Wcześniej ich tu nie było… Eh, ja to mam pecha…” Nie wiedząc czego będą od niej chcieli Karciani Rycerze, po prostu zbliżyła się do nich.
- Witam państwa - przywitała się i zaczęła czekać na ich ruch.Mari - 14 Październik 2016, 11:58 Karciani Rycerze, jak co dzień patrolowali Szkarłatną Świątynię, celem wyłapywania podejrzanych elementów lub szpiegów MORII.
Widząc czerwonowłosą kobietę podeszli do niej i kiwnęli lekko głowami, a jeden z nich odezwał się do Nadii - witamy Panienkę - powiedział uprzejmym tonem -prosiłbym o podanie Pani imienia, rasy oraz celu podróży.
Nie pytał oczywiście o to co zamierza zrobić kobieta, jednak gdzie tak dokładnie się wybiera. Zapytał jednak kulturalnie, bez naciskania czy atakowania. Aczkolwiek pozostali żołnierze byli cały czas w gotowości jakby nowo przybyła osoba nie była tak przyjazna na jaką wyglądała.
Jeden z Rycerzy, trzymał w rękach pióro i pergamin. Pewnie muszą spisywać ile osób, gdzie i jak się zachowywało w trakcie odprawy.
Jakie szczęście, że jeszcze nie wprowadzono kontroli dokumentów czy innego dziwactwa.
Jeśli bez problemu podała wszystkie informacje i nie zachowywała się przy tym zbytnio podejrzanie, przepuścili ją, życząc miłego dnia.Anonymous - 14 Październik 2016, 12:16 Odetchnęła z ulgą, gdy cała kontrola okazała się być tylko kilkoma pytaniami. Spodziewała się, że nawet będą chcieli zajrzeć jej do torby, choć nie miała nic do ukrycia. Tak naprawdę zależało jej na czasie, w końcu straciła go już wystarczająco. Bez wahania zaczęła odpowiadać na wszystkie pytania.
- Nazywam się Nadia Mir, jestem Baśniopisarką i zmierzam do Różanego Pałacu - odpowiedziała równie uprzejmym tonem jakim zwrócił się do niej jeden z rycerzy.
Starła się nie dać po sobie poznać, że jest w pośpiechu, w końcu byłoby z jej strony nie miłe.
- Czy to już wszystko? - zapytała starając się, aby nie zabrzmiało to jak ponaglanie ich pracy.
Stała tak mając nadzieję, że zaraz ją przepuszczą i nie będą wymagać od niej niczego innego. “Może jeśli po przejściu przez portal pobiegnę to zdążę na czas…”Mari - 14 Październik 2016, 12:26 Rycerz zauważył, że kobiecie się spieszy jednak nie odebrał to jako nic podejrzanego. W końcu zmierza do Pałacu Arcyksięcia. Na pewno nie chce się spóźnić. Mężczyzna skinął na osobę, która notowała wszystko i gdy ten potwierdził, ze wszystko zapisał, Rycerz poprowadził Nadię do dziwnych wierzchowców. Wyglądały jak konie, jednak takie pomieszane z jeleniami. Smukłe, o długich, chudych nogach i z rogami na głowie.
- Tak to już wszystko - odpowiedział - widzę, że nie chce się pani spóźnić na spotkanie z Arcyksięciem Rosarium, bo podejrzewam, że taki jest cel tej wyprawy - pokazał na wierzchowce -proszę użyć jednego z naszych wierzchowców. Spokojnie, nie da się z nich spaść. Gdy dojedzie pani na miejsce, proszę go po prostu wypuścić, a wróci tu sam. No chyba, że woli pani podróżować koleją.
To mówiąc zostawił kobietę wracając do reszty patrolu.Anonymous - 15 Październik 2016, 09:53 Serdeczność rycerza zaskoczyła ją. Z jednej strony zmartwiło ją, że tak łatwo została odczytana, mimo swoich wszelakich starań, jednakże tym razem wyszło jej to na dobre. Choć przy innej okazji może się to okazać zgubne. W każdym razie postanowiła cieszyć się tym co otrzymała.
Gdy już znaleźli się przy jelenio-koniach, Nadia skłoniła się kilkakrotnie strażnikowi w ramach wdzięczności.
- Dziękuję panu bardzo! - po tym zwróciła się do wierzchowca - A więc jelonku, zabierz mnie do pałacu Arcyksięcia.
Dosiadła grzbietu zwierzęcia i mimo zapewnień, że nie da się z nich spaść kurczowo złapała się szyi zwierzęcia.
- Jeszcze raz dziękuję i życzę miłego dnia! - odkrzyknęła na pożegnanie.
Następnie pognała przed siebie i zniknęła za czerwoną powierzchnią bramy.
[zt]Vega - 12 Grudzień 2016, 15:17 Agenci Morii, odpowiedzialni za monitoring, zauważyli mały spadek aktywności magicznych istot na bramie ulokowanej w górach ziemskiego świata. Składało się to akurat z czasem, w którym jeden z rekrutów nie wrócił z misji. Wysnuto podejrzenie, że być może coś, albo ktoś, blokuje dostęp do tego świata. Może magiczna anomalia, a może grupka magicznych istot - któż to wie? Nie żeby ten stan rzeczy nie był Morii na rękę - mniej magicznych w ich świecie, to i mniej problemów. Warto jednak znać wszystkie przyczyny, niezależnie od tego, jakie obserwuje się skutki. No i czasem warto wiedzieć, że ktoś wysłany bez Krzyża bądź Kompasu ma którędy wrócić...
Po ostatniej wyprawie w magiczne rejony, Vega nauczyła się, że nie warto brać ze sobą tobołków przywodzących na myśl stylistykę nie tego świata. Nie było więc już adidasów czy glanów, nie było standardowego kroju koszulek ani damskiej torebki z kolekcji jesiennej #fall#new19. Potrzebowała czegoś z urokiem i istniejącego po magicznej stronie. Wyjście na bazar w jednej z magicznych mieścin przyniosło zarówno wydatek portfelowi jak i zaowocowało zmianą pewnych elementów ubioru. Niecodzienny jak na Glassville styl i podróżniczy kunszt ubiegłych wieków, otoczone fantastyką Krainy Luster, czyniły z Gwiazdki dojrzałą kobietę, szalenie spragnioną przygód i nie bojącą się wyzwań.
- Quo vadis, Vego?
- Na przygodę!
Estris pozwalała sobie na oddalanie się od swojej Pani, lecz wystarczył jeden gwizd Gwiazdki i wracała tak szybko, jak tylko mogła. Różowowłosa zawołała ją, kiedy zobaczyła przed sobą bramę wiodącą do Szkarłatnej Otchłani. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz korzystała z tego sposobu podróży między światami. Od zawsze miała ten swój kompas, którym chodziła na skróty. Teraz miała jednak okazję, a i oczekiwano, ze dowie się, czy z kamienną świątynią w Otchłani wszystko jest w porządku.
Wkroczyła w Krainę nieskończonych przestrzeni.
Od razu po przejściu przez portal przytłoczył ją ogrom kamiennej, półprzezroczystej konstrukcji. Najbardziej zjawiskowe było jednak krwistoczerwone lustro, stojące na przeciw - portal do Świata Ludzi. Niestety, nie była tu sama. Kątem oka spostrzegła grupkę karcianych rycerzyków, którzy na ogół nie cieszyli się chlubą w magicznym świecie, i takie plotki sięgnęły nie raz jej uszu. Magiczny Kryształ, zawieszony na grubym sznurze, wspierał jej zmysły i mały ułamek czasu wystarczył na zorientowanie się w swoim położeniu. Estris przysiadła na jej ramieniu, a sama Vega uważnym wzrokiem mierzyła będący jej na przeciw patrol. Kolorowy, wieloczęściowy ubiór; wysokie i skórzane kozaki; biała broń zaczepiona w poprzek pleców i plecak, który gromadził w swym wnętrzu całą resztę jej podróżnego ekwipunku.
- Bądźcie pozdrowieni! - zwróciła się do Karcianych. Jej dłonie niczego nie skrywały, spojrzenie nabierało ciekawości, a w jej głosie nic szczególnego się nie wyróżniało. Czy to człowiek? Raczej nie, a nawet jeśli, to w Krainie Magii był już bardzo dobrze zadomowiony.Mari - 13 Grudzień 2016, 13:55 Karciani od razu zwrócili uwagę, że ktoś nowy pojawił się w Świątyni. Nic jednak nie wskazywało na to by mieli reagować na to agresją. Dwóch z nich podeszło z uśmiechem do różowowłosej kobiety - Witamy panienkę - odpowiedział jeden z nich, przyglądając się nowo przybyłej - bardzo prosiłbym o padanie swoje imienia, nazwiska, rasy oraz celu podróży.
Drugi tylko się jej przyglądał. Byli gotowi zareagować na jakikolwiek objaw agresji ze strony Gwiazdki. Pozostali też czuwali, gotowi do jakiejkolwiek akcji.
Jeśli Vega przyznała się do swojej przynależności do ludzkiej rasy, spojrzeli na nią lekko zaskoczeni. Po pierwsze przeszła przez lustro prowadzące z Krainy Luster, a nie Świata Ludzi, po drugie na jej ramieniu, spokojnie siedział Estris.
- W takim razie czy możemy prosić panienkę z nami? Chcemy zadać tylko kilka pytań, a w tych murach trudno o dyskrecję - uśmiechnął się drugi ze strażników, chcąc poprowadzić ją do wyjścia ze Świątyni. Nie okazaliby jednak żadnej wrogości czy podejrzliwości, że kobieta może należeć do jakiejś organizacji. W końcu może być zwykłym człowiekiem, który przypadkiem poznał Krainę Luster lub poznał kogoś stąd, prawda?
Jednak jeśli uznała, że skłamie Karciani popatrzeli na nią groźnie i od razu pozostali otoczyli ją - bardzo prosimy o podanie swoich prawdziwych danych, w przeciwnym razie będziemy zmuszeni zatrzymać panienkę siłą.
Jeśli w tym momencie wykonałaby jakikolwiek ruch, który można by było uznać, za chęć ucieczki lub też ataku, Gwiazdkę otoczyłaby bańka, niwelująca jakiekolwiek magiczne działanie, zarówno to od posiadanych przedmiotów jak i to, które wynikałoby z zachowania bestii czy innych stworzeń.Vega - 20 Grudzień 2016, 21:52 Nie uważa siebie za wielką znawczynię Tej Strony Lustra, ale dobrze pamięta, że w ostatnich dniach nie widziała żadnych oznak nadciągającej rewolucji, która miałaby być początkiem totalitarnych rządów. Wielkie było jej zdziwienie, kiedy to w tak bezpośredni sposób wymagano osobistych danych. Czemu mam je podawać? I tak nie zapamiętają ani nie zweryfikują - myślała sobie - i nie mają gdzie tego zanotować. Chyba że w głowie. Ale te stworki mają płaskie głowy więc i płaskie mózgi...
Początkowo nie miała zamiaru podawać prawdziwych danych, bo nic Vedze nie wiadomo, na czyje polecenie (o ile w ogóle) działają. A ceni sobie te dwa słowa tworzące jej tożsamość na kawałku prostokątnego plastiku, którego oczywiście ze sobą nie posiada. Ciężko byłby jej zmienić ot tak swoje dane i nawet Moria by jej nie pomogła.
- O, czyżby się coś stało? Zabito kogoś czy co... - w pełni prawdziwe było to zaskoczenie. Zbrodnie są wszędzie i od zawsze, niezależnie od panujących warunków. Nie wyglądało jednak na to, aby mieli jej odpuścić. Powiedziała zatem swoje dane, choć nie w oryginalnym przekładzie.
- Spadająca Ogrodniczka. Człowiek, a jakże, człowiek chcący pozwiedzać Szkarłaty.
W rzeczy samej była człowiekiem i zamierzała rozejrzeć się po Otchłani. Ale gdy powiedzieli, że chcą zadać pytania na uboczu, w jej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka. O nie, nie, nie nigdzie nie pójdę! - Nie widzę przeszkód w tym, aby rozmawiać tutaj, w obecnym położeniu. Ale szczerze powiedziawszy, nie mam na to najmniejszej ochoty.
Kiedy się z nimi witała, można było ją bez problemu wziąć za skorą do pogaduszek. Jednakże z każdą kolejną wypowiedzią robiła się coraz bardziej niedostępna. Nic, a nic nie podobała się jej ta sytuacja. Grupka kart okupuje sobie bramę, pfy, to wolna kraina.Rosemary - 28 Styczeń 2017, 21:54 Myślała że będzie cierpiała jakieś katusze. Przejdzie przez tunel w którym ze ścian będą wystawać ręce umarłych a towarzyszyć temu będą jęki i wrzaski konajacych. Myślała że może będą za lustrem schody w dół, niekończące się a z każdym kolejnym robiłoby się coraz goręcej.
A jednak się zaskoczyła. I to bardzo. Nie było żadnego tunelu, żadnych schodów, żadnej drogi, zero trupów ani niczego co kojarzyloby się z droga do piekła. W końcu Rosiczka była święcie przekonana że ją wezwano. Ją. Szatana. Śmierć w pięknym kuszącym ciele.
A tu whops. Potknela się w dodatku. Cało przejście trwało może z sekundę? Nie miała nawet jak sprawdzić gdyż nie pomyślała o czymś tak przyziemnym jak zegarek.
Tak więc potknela się o coś i wyjebala. Na policzku poczuła zimny dotyk kafelek czy czegoś w ten gust. Dookoła było względnie cicho a w jej głowie pojawił się klujacy ból. Szlag by to. Powinna była bardziej uważać ale co nagle to po diable. Taki żarcik.
Wstała niezdarnie, otrzepujac kiecke. Wydała na ten look fortunę wiec wolałaby nieco bardziej uważać. W sumie zastanawiala się, jakiej waluty używają w tym świecie. WLASNIE!
Jakby sie nagle wybudzila. Zaczęła się rozglądać lekko nerwowo. Czy pozna dziś swych rodziców? Może ma nawet rodzinę?!
Miejsce w jakim była teraz wyglądało jak z koszmaru. Owszem było gustownie urządzone. Trochę jak satanistyczny kościół. Satanistyczny przez kolory. Kreista czerwień itd.
Obróciła się na pięcie by przyjrzeć się temu skąd wypadła. Lustro. Majestatycznie wyglądające, wielkie i piękne. Nie to co ten potluczony kawałek.
Co więcej na przeciw znajdowało się drugie. Podobne do tego. Czyżby był to tylko przystanek?
Dopiero teraz do jej uszu dotarło swego rodzaju postukiwanie. Jakby butów. I to wielu.
Może to jakiś komitet powitalny? W końcu jakby nie patrzeć jest diabłem. A to jej królestwo... Albo przystanek do niego.
- HALO? Jest tu ktoś? - zawołała na tyle głośno by ten ktoś to usłyszał. Potrzebowała informacji. Gdzie jest? I co ma ewentualnie zrobić by iść dalej?