Anonymous - 30 Sierpień 2011, 19:53 Odkąd Vondur została dziedziczką rezydencji rodu van Fantome mieszczącej się w Szkarłatnej Otchłani, na jej głowę spadły wszystkie obowiązki, którymi miała zajmować się jej babka. Oczywiście tylko teoretycznie, bowiem zleciła wszystko służbie. Wśród służących wyznaczyła osoby odpowiedzialne za wszystko. Jeśli nie wypełniały swoich obowiązków - cóż, wtedy tracili posadę.
Na początku ciągle musiała ich pilnować, toteż przez te trzy lata nie opuszczała swojej rezydencji ani na krok. A teraz, kiedy wreszcie wyrwała się z objęć służby i dworu, los skierował jej ścieżki na Herbaciane Łąki, by spotkała kogoś równego niej. Oczywiście ona nie wiedząc o tym, zaczęła się zastanawiać, dlaczego sama z siebie przybyła na tę łąkę. Owszem, kwiaty były ładne, ale miała je też w swoim ogrodzie.
I wtedy zobaczyła tę Bramę. Składała się z pięciu łuków triumfalnych w kolorach białym i czerwonym. Samo to nie było niczym nadzwyczajnym. Uwagę Odette zwróciła natomiast wielkość tych obiektów. Cztery dalsze sięgały prawdopodobnie pięciu lub sześciu metrów, jak oceniła, a pierwszy był zapewne dwa metry wyższy. Na jego szczycie też ujrzała attykę i siedem posągów aniołów, które trzymały sztandary z herbami. Największym były dwie róże, więc wywnioskowała, że jest to herb rodu. Reszta aniołów trzymała herby innych rodzin.
Próbowała doszukać się tam swojego herbu, ale niestety, nie znalazła go. W tej samej chwili ogarnęła ją złość. Postanowiła, że odwiedzi właściciela domu i wyjaśni to nieporozumienie. Żeby jej ród został pominięty... Hańba!
Minęła bramę i zaczęła iść naprzód. Po drodze przeszła przez most, gdzie towarzyszyły jej posągi aniołów. One chyba są wszędzie.-Pomyślała z przekąsem. W pewnym momencie zobaczyła przed sobą wzgórze, na którym znajdował się dość duży budynek. Zapewne był to dom właściciela.
Vondur zdeterminowana szła przed siebie. Mimo tego, że droga trochę się jej dłużyła, nie zrezygnowała. Miała cel, musiała wyjaśnić nieporozumienie związane z herbami. W pewnym momencie doszła do kolejnej bramy. To ją zaczęło zastanawiać. Cały ten przepych mógł oznaczać tylko dwie rzeczy: albo jest to ród na granicy bankructwa poprzez ten cały przepych, albo jest to posiadłość rodziny bogatszej od niej.
Przeszła przez bramę i weszła na dziedziniec. Tam zatrzymała się, zachwycona przepychem i bogactwem w postaci rzeźb i płaskorzeźb. Jednocześnie kiełkowała w niej zazdrość, że jej rodzice nie postawili takich pięknych ozdób.Tyk - 30 Sierpień 2011, 20:14 Białowłosy oczywiście wiedział o fakcie przekroczenia przez nią mostu prowadzącego na dziedziniec. Nie wiedział kim jest, lecz pewne było, że jeśli kolejną osobą chcącą tylko pozwiedzać to nie ma innego wyjścia jak zaprosić ją na obiad. Zatem zostały wydane odpowiednie rozkazy. Kucharze lenistwo zakończyli i z budynków dla służby do kuchni się udali gdzie wszystko pośpiesznie zaczęli przygotowywać. W tym czasie część gwardii, która dotąd stała na warcie osunęła się w tył w cień arkad, ci których była pora na trening zostali wezwani i w pełnym uzbrojeniu ruszyli na dziedziniec. Nieznacznie się spóźnili, właściwie niedługo sobie nasza biedna nieświadoma dziewczynka na dziedzińcu postała, gdy zewsząd zaczęły się pojawiać strażnicy w pięknych srebrnych zbrojach na czerń materiału założonych, a wszystko to bielą maski zostało wykończone, więc twarze ich nie były widoczne. Z drugiej zaś strony i tak byłyby w cieniu szerokich kapeluszy o piórach, które zdobiły głowy wszystkich bez wyjątku, z tą różnicą, że większość miała je czarne, inny zaś jedno białe, drugie czerwone. On właśnie jak się wydawało był dowódcą, na co wskazywały też złote elementy wykończające metalowe części stroju. Strażnicy ustawili się w półkrąg wokół nieznajomej, lecz broń mieli na ramieniu i widocznie nikogo nie mieli zamiaru aresztować. Ich ostrza również dalekie były do dobycia. Zatem nie było powodu by czegokolwiek się obawiać, a wszystko potwierdził tylko gest dowódcy, który złożywszy niski ukłon ściągnął kapelusz i przywitał, po czym dodał nietypową część, której trudno było się spodziewać.
-Witamy w rezydencji, oczekiwaliśmy cię nieco później, więc nie wszystko jeszcze zostało przygotowane. Zwłoka nie będzie jednak długa, od rana wszyscy pracują, więc już końca przygotowania dobiegają. Jeśli pozwolisz zaprowadzę cię do stołu, który czeka, choć jeszcze nie zapełniony.
Strażnik obrócił się i jakby nie czekając na reakcję nieznajomej ruszył przed siebie. Jak się okazało bez walki nie było możliwości zostania, gdyż niegdyś stojący po bokach zamknęli drogę odwrotu. Teraz wyglądało to jak prostokąt, w którego środku znajdował się gość i kapitan straży. Za nimi zwykła straż, a przed nimi pusta przestrzeń, po której obu stronach stali najpierw sztandarowi, później zaś członkowie orkiestry, którzy od razu zaczęli grać, oczywiście muzykę wzniosłą i pełną oficjalności.Anonymous - 30 Sierpień 2011, 20:36 Stojąc na dziedzińcu i podziwiając jego piękno, Vondur kątem oka zauważyła ruch w cieniu arkad. Odwróciła się w tamtą stronę i zobaczyła grupę osób w srebrnych zbrojach i maskach na twarzy kierujących się w jej stronę. Na głowach mieli kapelusze z dwoma piórami. Większość miała dwa czarne, jeden natomiast jedno białe, jedno czerwone. Jego zbroja była też wykończona złotem.
Zaskoczona dziewczyna przez sekundę nie wiedziała, co robić. Jednak kiedy zorientowała się w sytuacji, położyła rękę na rękojeści miecza, żeby w każdej chwili móc go dobyć. Uczyła się w dzieciństwie go używać, no przynajmniej w takim zakresie, ażeby móc się ochronić. Jednak już zapomniała większości z tego, czego ją nauczono, toteż wolała go nie używać.
Kiedy dowódca osobników w zbroi ukłonił się jej i ściągnął kapelusz, Vondur była zaskoczona. Nawet przez kilka sekund to uczucie odbiło się jej na twarzy. Ale zaraz potem minęło, a na jej ustach pojawił się uśmiech. Jednak chwilę potem znów ustąpił miejsca zdumieniu, tym razem jeszcze większemu, niż wcześniej, bowiem 'rycerz' oświadczył, że jej oczekiwano. Nie wiedziała jednak, jakim cudem, skoro nie zapowiedziała swojej wizyty. I wtedy wpadła na to, że mogli ją zobaczyć, jako że dom stał na wzgórzu.
Kiedy strażnik ruszył przed siebie, Odette dumnym krokiem poszła za nim. Zdążyła się zorientować, że i tak nie mogła wrócić tam, skąd przybyła. Z przestrzeni za nimi dobiegła ich oficjalna muzyka, która odrobinę zdziwiła dziewczynę. Takie powitanie dla nieznajomej? U niej nigdy tak nie bywało. Czuła, że ta wizyta będzie dość interesująca...Tyk - 30 Sierpień 2011, 21:19 Straż rozeszła się gdy znaleźli się na sali balowe, a ostatni, którzy wkroczyli zamknęli drzwi, tym samym uniemożliwiając "ucieczkę" niezapowiedzianemu gościowi, który stał się ofiarą dość nietypowego przedstawienia, w którym gra główną rolę. Gdy kapitan straży pokazał jej miejsce, które ma zająć wszystkiemu przyglądał się stojący za weneckim lustrem gospodarz w pięknym białym stroju wykończonym złotem. Nie mówił zbyt wiele, właściwie przez cały czas stojąc w tym miejscu raz tylko cokolwiek powiedział, a to gdy sługa przybył zawiadomić, że wszystko gotowe. Uprzednio jednak ów człowiek należący do gwardii musiał opuścić dziewczynkę. Był nim oczywiście kapitan straży, który gdy upewnił się, że gość zajął miejsce raz jeszcze ukłonił się po czym wypowiedział krótką informację.
-Gospodarz kazał na siebie nie czekać z jedzeniem, więc możesz korzystać z tego co przyniosą kucharze wedle woli. Ja w tym czasie udam się do gospodarza i zawiadomię o twoim przybyciu.
Po prostu ruszył w kierunku drzwi, gdzie już czekali wszyscy aktorzy, a gdy on odchodził do sali wpadli ubrani na biało ludzie niosący posiłki, w wypadku niektórych były one umieszczone na specjalnym wózku. Ludzi było ponad dziesięciu i przez pięć minut na sporym stole układali wszystkie dania, a na końcu talerzyk wraz ze sztućcami położyli przed dziewczynką. Następnie wszyscy poza jednym odeszli, a on jak się wydawał był do podawania bądź też prywatnych zamówień. Kto wie? Wiadome jest tylko, że mniej więcej kilka chwil po tym dowódca gwardii zameldował, że wszystko jest gotowe. Wtedy właśnie miała miejsce jedyna do czasu rozpoczęcia wypowiedź Rosarium.
-Możecie rozpocząć, ale nie od razu. Niech poczeka i nabierze coraz większej ciekawości, a wtedy daj sygnał do rozpoczęcia zabawy. Przede wszystkim jednak przerwijcie ciszę, dajcie tu muzykę! Niech czeka przy melodiach w dźwięki bogatych jak kwiaty ogrodu w barwy. Tylko czy ktokolwiek wie kim ona jest?
Oczywiście otrzymał odpowiedź twierdzącą na swoje pytanie, lecz strażnik zajął się tym aby muzycy pojawili się na balkonach sali gdzie jadła swój posiłek przypadkiem wciągnięta w grę persona. Melodia była to łagodna i akurat do spożywania posiłków stworzona. Jednak pomimo, że minęło piętnaście minut to wciąż nikt nie pojawił się w drzwiach i żaden "gospodarz" nie przybył przywitać swego gościa.Anonymous - 31 Sierpień 2011, 15:49 Idąc za dowódcą, eskortowana, a raczej pilnowana przez strażników podążających za nią, Vondur dotarła do sali balowej.
Gdy tam już była, mężczyzna w zbroi wskazał jej miejsce, które było przygotowane dla niej. Nie pytając o nic, zajęła je, bo zdążyła się domyślić, że nie ma dla niej odwrotu. Między innymi przez to, że ostatni strażnik zamknął za sobą drzwi. Toteż zostało jej tylko siedzieć i czekać na to, co miało się wydarzyć.
Wtedy dziewczyna zaczęła czuć się obserwowana. Nie wiedziała dlaczego i kto oraz skąd mógł ją obserwować. Teoretycznie to uczucie było absurdalne i nie miało prawa na istnienie. Jednakże Vondur nadal czuła, jakby ktoś przewiercał ją wzrokiem, przez co sytuacja z jej punktu widzenia zaczynała być trochę niezręczna.
Kapitan straży opuścił salę balową, a zamiast niego pojawili się tam ubrani w biel ludzie, roznoszący dania. Zuzanne naliczyła ich około dziesięciu, chociaż nie była pewna co do dokładnej ich liczby. Po pięciu minutach, w czasie których na stole pojawiały się przeróżne dania, położono przed nią talerzyk i sztućce. Potem wszyscy odeszli, pozostawiając na sali Vondur samą z jednym z nich.
Nieszczęśnik nie wiedział, co może się stać, gdyby tylko ośmielił się popełnić drobny błąd. Dziewczyna błysnęła oczami złowrogo i kazała nałożyć sobie na talerz kilka dań.
-Tylko szybko.-Pośpieszyła mężczyznę z tonem rozpieszczonej dziewuszki. Czyli takim, który używała wtedy, kiedy nie chciało udawać jej się grzecznej dziewczynki. A to zdarzało się coraz częściej, odkąd mieszkała w swojej posiadłości sama, bez rodziców.
Po chwili znowu pojawiła się muzyka, tym razem pasująca do spożywania posiłków. Dziewczyna była zaskoczona tym, jak traktuje się tu gości. U niej oczywiście też w przypadku odwiedzin przygotowywano najlepsze dania i przywoływano muzyków, ale była różnica. Po kwadransie Vondur zorientowała się, że są nawet dwie. U nich w domu gospodarz pojawiał się najwyżej z dwoma minutami spóźnienia, jeśli wyjątkowo nie był na czas. Tutaj natomiast siedziała sama przy tym stole i zaczynało jej się to trochę nudzić.
Postanowiła się zabawić. Zaczęła grać grzeczną i miłą dziewczynkę. Z anielskim uśmiechem, który nijak nie pasował do koloru jej oczu, odwróciła się do stojącego obok niej mężczyzny w białym stroju.
-Przepraszam.-Zwróciła na siebie jego uwagę, po czym kontynuowała:-Czy mógłbyś się ze mną pobawić?
Zadała to pytanie takim miłym tonem, że nikt nigdy nie słyszał milszego. A w duchu śmiała się z głupoty ludzkiej. Pobawmy się. Jak pan zastanie cię martwego, nie uwierzy, że ja to zrobiłam.Tyk - 31 Sierpień 2011, 19:01 Biedna dziewczynka nie mogła wiedzieć, że całe spóźnienie było z góry zaplanowane, lecz powinna spojrzeć za siebie gdzie wciąż stała cała straż. Dla większej zabawy moce zostały przez Rosarum zablokowane, tak by nie doszło do nieporozumienia podczas odgrywania przedstawienia, w końcu wymagane było zaskoczenie, ale niektórzy wolą miotać płomieniami niż rozmawiać. Skąd wiadomo czy kimś takim nie jest gość? Jednak jak dotąd zachowywała się spokojnie, nawet chciała pobawić się, lecz uzyskała odpowiedź odmowną. Przecież ten człowiek nie był do harców polnych przez dzieci umiłowanych, a do tego by przy stole pomagać. Zresztą trzeba pamiętać kto tutaj rozdawał karty, a więc instrukcje były jasne. Ów człowiek nie mógł robić nic więcej jak tylko pomagać przy stole. Z drugiej strony mogło to wzbudzić pewien niepokój w osobie, która została "siłą" zaprowadzona w to miejsce i bez pytania nakazano jej czekać. Na dodatek tak naprawdę kto mógłby się spodziewać jej przybycia? Gdy zaś chciała coś zrobić na własną rękę odmówiono jej. Mogła się już domyślić, że coś tutaj nie jest tak jak być powinno. Pojawił się jednak gospodarz, a raczej ktoś kto się za niego podawał, gdyż prawdziwy Rosarium wciąż obserwował w spokoju, z lekkim tylko uśmiechem na twarzy. Klasnął w swe dłonie, czego dosłyszeć przy stole nie sposób i z ust jego wysnuło się krótkie podsumowanie sytuacji:
-Skoro aktorzy są na swoich miejscach, dobrowolnie bądź też bez swej wiedzy, a kurtyna przy dźwiękach muzyki została podniesiona to czas rozpocząć przedstawienie i niech toczy się rytmem niepisanym, bo improwizowanym
Gdy mówił osoba podająca się za gospodarza, ubrana w czarne szaty kroczyła ku stołowi. Był to człowiek pokaźnych rozmiarów, szczególnie brzucha niebłahego. Człowiek ten usiadł na krześle, lecz przed nim nie było talerza. Tak jakby całe jedzenie było nie dla niego, lecz wyłącznie dla dziewczynki. On natomiast tylko przyglądał się jej. Oczywiście mówił też coś, lecz były to słowa błahe, tak brzmiące:
-Cieszę się, że w końcu jesteś, długo czekałem i trzeba powiedzieć, że już zgłodniałem. Ale o przyjemnościach później, a teraz jedz, musisz być zmęczona po podróży.
Gdy skończył mówić przetarł duże wargi dłonią, czystą oczywiście, bo chociaż wyglądał nie najlepiej, to chociaż higienie trudno było cokolwiek zarzucić.Anonymous - 1 Wrzesień 2011, 11:18 Stojący obok Vondur mężczyzna najwyraźniej nie chciał się bawić. Możliwe i najbardziej prawdopodobne było to, że nie mógł, ale dziewczyna nie brała tego pod uwagę. Jej oczy błysnęły złowrogo, co często zresztą się zdarzało i już miała zacząć zmieniać wygląd na bardziej przerażający. Po chwili jednak nie widząc przerażenia w oczach stojącego obok niej zdziwiła się i spojrzała w dół. Widziała tam swoją normalną postać, a powinien znajdować się tam upiorny kościotrup, na którego widok ludzie byliby przerażeni.
Odette trochę to zaniepokoiło. Dlaczego nie mogła używać tej mocy? Nigdy wcześniej się jej to nie zdarzyło. Może nie skupiła się tak, jak powinna? Ponowiła próbę zmiany kształtu, niestety, z takim samym rezultatem, jak poprzedni. Kiedy się tego upewniła, poczuła się taka... Bezbronna. To był pierwszy moment, w którym tak się czuła. Wcześniej zawsze była pewna siebie, bo wiedziała, że w razie czego może użyć przerażającego wyglądu w obronie. Teraz jej to odebrano. Został jej tylko miecz, którym zapomniała jak się posługiwać. Bez swoich mocy poczuła się naga.
Zanurzona było w swoich myślach tak bardzo, że nie zauważyła wejścia na salę mężczyzny, który prawdopodobnie był gospodarzem. Toteż kiedy on odezwał się do niej, Vondur lekko podskoczyła, bowiem trochę ją to przestraszyło. Szybko jednak przybrała minę wesołej i uprzejmej dziewczynki, po czym zaczęła taką też grać.
-Dziękuję za tak eleganckie przyjęcie mnie jako gościa tej pięknej i bardzo wytwornej rezydencji.-Odpowiedziała, odkładając sztućce. Szczerze mówiąc nie była już głodna, ani zmęczona. A to, że gospodarz w pewnym sensie rozkazał jej jeść, sprawiło, że przestała spożywać posiłek. Bo gdyby nadal to robiła, wyszłoby na to, że można jej rozkazywać. A na to pozwolić sobie nie mogła.Tyk - 1 Wrzesień 2011, 16:17 Mała dziewczynka sama chciała zaatakować, a tym samym odkrywając co prawda nie wieczną, lecz jednak prawdziwą bezbronność. Z drugiej jednak strony nie mogła wiedzieć, że nic jej się stać nie może. Nawet gdyby rzuciła się na straże dobywając miecza to nie stałaby się jej krzywda, przecież takie były rozkazy. Jak na razie wszystko jednak wyglądało dość spokojnie, a nieznajomy przyglądał się jak gość przestał jeść. Oczywiście on wiedział, że jest aktorem. Był w sytuacji o wiele lepszej. Ktoś by jednak mógł powiedzieć, że to kara. Cóż za nonsens, wszak było to przedstawienie i nauka ażeby ostrożniej chodzić. Przecież gdyby przyszła tu ze strażą czułaby się o wiele pewniej. Teraz jednak wstał ten, który się podawał za gospodarza. Wolnym krokiem ruszył ku Vondur. Oczywiście idąc powoli wykonał pewien gest, który mógł być zastanawiający, a szczególnie dlatego, że wsunął do kieszeni dłoń, z której proszek jakiś wyciągnął, a ten po niedługim czasie wsypał do picia. Robił to w taki sposób, że gestów jego trudno byłoby przeoczyć. Może więc wcale nie chce jej otruć? Chwila nieświadomości została przerwana najbardziej niemiłą nowiną jaką człowiek z ust ludzkich może usłyszeć. Można nawet uznać, że Hiobowie wieści nazwane powinny być lepszymi.
-Tak, uznajmy, że jesteś gotowa do zjedzenia. Teraz wypij to by nie trzeba było cię zabijać.
Oczywiście trzeba pamiętać o sytuacji w jakiej znalazła się nieznajoma. Prawdę mówiąc nie mogła zbyt wiele zrobić, a z tyłu czekał cały oddział straży. Praktycznie więc, gdyby naprawdę trafiła do domu kanibala to już nie miałaby szansy na ucieczkę. W prawdziwej sytuacji zapewne jednak nikt nie byłby aż tak oczywisty, a prawdziwy gospodarz nie siedziałby za weneckim lustrem i obserwował. Co zabawniejsze napój był bezpieczny, więc nawet gdyby wybrała "szybką" śmierć to mogłaby oczekiwać wieki na początek działania mikstury. Dziewczyna wiedzieć o tym jednak nie mogła i miała możliwość prawdziwego przestraszenia się sytuacji. Może i jest to gra okrutna, lecz niekiedy jeśli o śmierć się nie zahaczy nie można zasmakować pełni życia prawda?Anonymous - 1 Wrzesień 2011, 16:51 Vondur nie wiedziała, że to gra. Gdyby miała o tym świadomość, zapewne jej działania byłyby zupełnie inne. Na pewno nie czułaby się tak bezbronna, nawet jeśli nie wiedziałaby, że straż nic jej nie zrobi. Jednak było jak było i dziewczyna nie wiedziała, że jest jednym z aktorów tego dziwnego spektaklu.
Dlaczego Zuzanne nie przyszła ze strażą? Oczywiście, byłaby wtedy bardziej bezpieczna. Jednakowoż nie mogłaby ukazywać swojej prawdziwej natury. Ani używać mocy. A to dlatego, że starała się swe zdolności zachowywać w tajemnicy przed służbą. Ktoś z nich, kto je zobaczył, chwilę potem był ciężko ranny lub martwy. Czasem zdarzało się, że nie wychodził z uszczerbkiem fizycznym, tylko fizycznym, czasem natomiast z oboma. Pod tym względem ich Pani potrafiła być doprawdy okrutna.
Vondur zauważyła, że gospodarz wstał z miejsca. Powoli szedł w jej stronę. Nie miała nic przeciwko temu, o ile nie odważyłby się jej tknąć. Gdyby jednak to zrobił, zapewne użyłaby swojego miecza, ściągając na siebie straże. Ale ponieważ nic takiego się nie działo, siedziała dalej na swoim miejscu, czekając aż gospodarz dojdzie do niej swoim żółwim tempem.
W pewnej chwili mężczyzna wsadził dłoń do kieszeni, wyjmując stamtąd proszek niewiadomego pochodzenia. Następnie zaczął wsypywać go do napoju Vondur. Ta zaczęła się zastanawiać, dlaczego to zrobił. Raczej nie chciał jej otruć, bowiem zrobił to zbyt otwarcie.
Po chwili wszystko się wyjaśniło. Odette spojrzała na brzuchatego mężczyznę. Nie wierzyła mu, nie wyglądał na takiego, co zjada ludzi. Pozory mylą, to prawda, ale po prostu miała przeczucie, że jej życie nie może się tak skończyć. Pamiętała jednak o swojej własnej grze.
Przerażona spojrzała mu w oczy. Ręce zaczęły jej drżeć. Nagle gwałtownie je złożyła w akcie prośby, jednocześnie zahaczając rękawem o naczynie z płynem, do którego został wsypany proszek. Niestety, twoje plany się nie powiodły, idioto.-Pomyślała, uśmiechając się w duchu. Na zewnątrz natomiast w jej oczach pojawiły się łzy.
-Błagam, nie jedz mnie!-Rzekła, po czym spojrzała na wywrócone naczynie.
Wtedy przestała grać. Korzystając z okazji wstała z hukiem wywracając krzesło, wyjęła miecz z torby i przystawiła go do gardła rzekomego gospodarza. Jej oczy błyszczały złowrogo, a usta wykrzywiał szyderczy uśmiech.
-I co teraz zrobisz, głupcze?-Spytała Vondur, kątem oka obserwując straż.Tyk - 1 Wrzesień 2011, 19:52 Wszystko potoczyło się szybko od chwili gdy kielich został wytrącony. Krzesło spadło na ziemię, a dziewczynka dobyła miecza, lecz nie wszystko poszło tak jak powinno. Nawet wprawiony szermierz nie jest wstanie wykonać takiego ciosu niepostrzeżenie. Toteż gdy tylko narzędzie zbrodni zostało zniszczone to fałszywy gospodarz odsunął się do tyłu. Tym razem szybko, a więc gdy miecz był już w dłoni dziewczyny ten był zbyt daleko by zostać nim dosięgnięty. W tym czasie spod drzwi ruszyły straże, które nie musiały nawet dobywać mieczy, gdyż zostały wyposażone w sprowadzone ze świata ludzi bronie palne wyglądające jak te z XVIII wieku. Oczywiście mieli też dłuższą broń na ramieniu, lecz jej dobycie trwa dłużej. Zaś nie wybrali ostrza ze względu na parę metrów, które przejść muszą. Wszystko wydawało się jednak w pewnym sensie opanowane. To znaczy dziewczynka była na razie cała. Na dodatek wciąż w ręku miała miecz, co było wadą. Odrzucając fakt, że było to przedstawienie oręż mógł dać jej fałszywą pewność siebie. Skoro mam miecz to mogę się bronić, mogła pomyśleć. Nic bardziej mylnego. Nawet gdyby była mistrzem szermierki to nim wszystkich strażników by położyła padłaby ze zmęczenia, a widać, że gospodarz był z tych co raczej się chowają. Jednak największym zaskoczeniem nie było to. Atak przyszedł z innej strony, a mianowicie z tej najmniej spodziewanej. Osoba, która miała pomagać przy stole chwyciła nóż ze stołu. Co prawda ostrze służące nie do cięcia skóry, lecz i do tego dość ostre. Nóż znalazł się przy gardle dziewczynki, lecz oczywiście nie dość blisko żeby ją zranić. Chodziło tylko o pozory, więc ostrze było w bezpiecznej odległości, czego jednak czująca stal na podbródku dziewczyna nie mogła wiedzieć. Zresztą kto w takiej sytuacji logicznie myśli, tym bardziej, że jej dłoń z mieczem została uchwycona przez drugą rękę kucharza. Na dodatek złapał ją tak, iż byli zwróceni przodem do strzelców, co oznacza, że gdyby tylko próbowała się wyrwać żołnierze mogli oddać salwę tak, aby nie ryzykować zranieniem swojego. Gospodarz podszedł od strony miecza i wyjął go z ręki dziewczyny, która zresztą nie miała w tu zbyt wiele do powiedzenia, gdyż uchwyt na nadgarstku był dość silny.
-Niestety już postanowione, ale możesz być pewna, że byle kto cię nie przyrządzi.Anonymous - 2 Wrzesień 2011, 19:41 Niestety, ostrze przyłożone do gardła gospodarzowi było tylko wyobraźnią Vondur. W rzeczywistości mężczyzna szybko się odsunął. Ach, więc teraz to umiesz chodzić szybko?-Zadrwiła z niego w duchu.
Chciała ponowić cios i nawet próbowała to zrobić, lecz wtedy usłyszała brzęk stali. Kątem oka ujrzała, że straż ruszyła w ich kierunku i podskoczyła, aby się obrócić. Przez chwilę pomyślała, że ma przewagę, bowiem nie dobyli oni mieczy. Jednak parę sekund później zrozumiała, dlaczego. Na ich ramieniu zauważyła przewieszoną broń palną, której nie znała. Nie wiedziała jaka to, w jakim stopniu groźna, ani skąd ją sprowadzono. Jednak nie zastanawiała sie nad tym w chwili, kiedy jej życie było zagrożone.
Na szczęście miała miecz. Dawał jej nadzieję na zwycięskie wyjście z opresji, choć była to bardzo złudna nadzieja. A raczej naiwnie dziecinna, bowiem jedna dziewczyna nie miałaby szansy wygrać z wieloma mężczyznami, uzbrojonymi w broń palną oraz białą.
Nagle mężczyzna ubrany w biel zaatakował ją. Nic jej nie zrobił, nie ucierpiała na ciele, za to na duszy tak, bowiem przystawił jej nóż do gardła. Vondur pierwszy raz poczuła prawdziwy strach. Oczywiście nie pokazała tego po sobie, tylko próbowała odejść. Jednak nie udało jej się to, bo złapał ją tak za dłoń, że była odwrócona twarzą w stronę straży, która wycelowała w nią swoją broń palną.
W tym samym momencie też Odette poczuła, jak miecz jest wyjmowany z jej dłoni. Wtedy spanikowała. Po raz pierwszy czuła, że nie mogła nic zrobić. Nie mogła ich przestraszyć, zmieniając postać, ani zaciemnić pomieszczenia. Moce jej były zablokowane, jednak nie wiedziała dlaczego.
Dopiero wtedy zorientowała się, co się działo. Pojmali ją. Miała zostać zjedzona przez jakiegoś kanibala-idiotę. I nic, absolutnie nic, nie mogła na to poradzić.
Odchyliła głowę. Narzuciła sobie na oczy grzywkę, by nie było widać płynących z nich łez. Po chwili jednak wszyscy ujrzeli je na jej policzkach. Nie musiała już udawać. Nie potrafiła.
-Więc to tak ma umrzeć dziedziczka rodu von Fantome? Taki los mi zgotowałeś? Nie wierzę w to... Nie wierzę!-Ostatnie słowa wykrzyczała, po czym zaśmiała się histerycznie. Po chwili jednak zamiast śmiechu było słychać łkanie. Vondur po raz pierwszy płakała na oczach innych. Z wściekłości, z rozpaczy, z bezbronności.Tyk - 2 Wrzesień 2011, 20:13 Jednak gdy biedne dziecko zrozumiało, że czeka ją pewny koniec światło zgasło i jak purpurowa kurtyna przysłoniło scenę, gdzie odgrywało się przedstawienie. Na salę wkroczył zaś ktoś trzeci, dotąd nieobecny. W ciszy przerywanej tylko przez strach dziewczynki słychać było kroki, powolne, chociaż pewne i coraz wyraźniejsze. Do tego oklaski, jakby to wszystko było tylko pokazem dla jednego człowieka, który właśnie teraz gratuluje aktorom. Po chwili ponownie pojawiło się światło i mniej więcej w tym czasie dziewczyna została puszczona. Jak się okazało straże broni nie dzierżyli, a fałszywy gospodarz i pomoc przy stole po prostu odeszli do drzwi rozmawiając po cichu. Właściwie wszystko to wyglądało dziwnie dla kogoś kto przed chwilą miał zostać zjedzony, a teraz patrzył się osobie, która kroczyła powoli klaszcząc ubrana w piękny biały strój, oraz tego samego koloru kapelusz, lecz już nie z dwoma piórami, a znacznie bogatszymi ozdobami. Nieznajomy jednak nie długo milczał. Gdy tylko w połowie drogi jego dłonie opadły swobodnie wzdłuż ciała, głos wypełnił salę. Wypowiedź była spokojna, a zarazem przyjazna. Nie było tutaj złych zamiarów, bądź też skryte były za retorycznymi chwytami.
-Ponoć wiara posiada siłę by góry przenosić, a na pewno by poruszać serca skamieniałe. Wiara potrafi skruszyć lód rezygnacji i zamienić go ogniem tak silnym, że gotowy najtwardsze mury kruszyć, głowy królewskie od ciała oddzielać, a nawet nieść ostrze czy kulę ku celowi. Niekiedy jednak przydaje się do rzeczy o wiele bardziej błahych. Na przykład by zakończyć przedstawienie inaczej niż krzykiem rozpaczy. Mimo to gratuluję zabawienia mnie przez parę chwil, a teraz zapraszam na spacer prawdziwy i nie grożący już niepokojem.
Te słowa wypowiadając dotarł do stołu, przy którym już stał człowiek przybyły podczas przemowy. Celem jego było posprzątanie rozlanego przez gościa napoju, który nic by jej po wypiciu nie uczynił. Białowłosy natomiast ściągnął swój kapelusz i położywszy go na stole wyciągnął dłoń przed siebie, lecz nie jakby jaką fraszkę czynił, lecz gdyby właśnie do tańca prosił. Wraz z gestem poszedł kolejny strumień słów, nie mniej ważkich od poprzedniego.
-Zwykle gdy wchodzi się do czyjegoś domu wie się kim jest gospodarz. Oczywiście są wyjątki. Nawet liczne! Takim jest ta sytuacja, gdy udało się wprowadzić cię w błąd aktorem, zatem wiedz, że nazywam się Agasharr Rosarium i jestem właścicielem między innymi tej posiadłości. Jestem również osobą ciekawą tego kto jest moim gościem, a w tym wypadku wielce wskazanym byłoby zaspokoić moją ciekawość.
Z jednej strony można na niego nawrzeszczeć, lecz trzeba pamiętać, że nieopodal wciąż czekają straże, miecz leży na stole, a przy boku arystokraty nie brak oręża. W dodatku wygląda na starszego i zapewne też lepiej orężem władającego. Zresztą jego postawa nie miała nic wspólnego z bezczelnością gdyby tylko odrzucić całe przedstawienie, które jak sam powiedział było oszustwem. Na dodatek dziewczynka pewnie będzie wystraszona i wciąż ostrożna. Podsumowując mógł się spokojnie zbliżyć do swojego gościa, a nawet rękę do niej wyciągnąć.Anonymous - 2 Wrzesień 2011, 20:42 Psychika Vondur uległa porządnemu cierpieniu. Nie dość, że miała za chwilę zostać zabita, to jeszcze popłakała się na oczach ludzi, okazując swoje emocje. Wbrew pozorom to właśnie tym drugim martwiła się bardziej. Cóż, była istotą niezbadaną, więc jej reakcje też nie należały do tych normalnych i bardzo popularnych, a nawet wręcz przeciwnie.
Nagle światło zgasło. Przerażona już teraz dziewczyna zaczęła szybciej oddychać i przestała łkać. Jej uszu dochodził odgłos butów. Oczyma wyobraźni widziała już krojoną siebie żywcem i pożeraną przez gospodarza.
Wtedy rozległy się oklaski i zapaliło się światło. W tym samym też czasie Vondur została puszczona. Zdezorientowała zauważyła, jak gospodarz odchodzi razem z kucharzem. Do tego straż nie miała broni, a w jej kierunku szła osoba ubrana w piękny strój. Jej głowę zdobił równej piękności kapelusz różnorodnie ozdobiony.
Po jego słowach Odette była tylko bardziej zdezorientowana. Zabawianie mężczyzny? Czyżby była tylko klaunem? Albo aktorem w tym nadzwyczaj głupim przedstawieniu? Nie wierzyła.
Nie słuchała dalszego ciągu słowotoku gospodarza. Była tak wściekła, że prawie przestawała nad sobą panować. Została publicznie upokorzona tylko dlatego, aby jakiś pan domu mógł się zabawić. Miała tego serdecznie dość.
Mimo podejrzeń wszystkich na sali, dziewczyna ta nie była przerażona. Najpierw uśmiechnęła się jakby przez łzy, po czym wstała przy pomocy dłoni gospodarza. Następnie zwyczajnie go spoliczkowała.
I cóż z tego, ze ryzykowała? Bez ryzyka życie nie ma smaku.
-Głupcze, mnie nie można tak traktować!-Krzyknęła mu w twarz, a w jej oczach płonęła wściekłość. Nie panowała nad sobą.Tyk - 2 Wrzesień 2011, 21:05 Dziewczynka powinna być jednak przerażona. Bo tak naprawdę nie zrobiła Rosarium nic co mogłoby mu zaszkodzić. Można powiedzieć, że cały jej czyn uznał nawet za zabawny. Nazwała go głupim, lecz on po prostu zabawił się jej kosztem, a i to była przecież improwizacja i sam magnat nie wiedział jak będzie wyglądało przedstawienie. Natomiast ona wiedząc co jej grozi tuż po tym jak została rozbrojona i schwytana dokonała ataku, na który była tylko jedna odpowiedź. Trzeba bowiem powiedzieć, że pomimo całej łaskawości i wspaniałomyślności Agasharra nigdy nie pozostawał bierny przy tak wyraźnym sprzeciwie. Toteż nie zważając kim była nieznajoma, zresztą czy to ważne kim była? W tych murach obowiązywało autokratyczne prawo jednej głowy i żadne obce wpływy tu nie sięgały. Zatem gdy ta tylko wykonała swój nietrafiony gest białowłosy pokiwał głową i usiadł na krześle gdzie wcześniej ona siedziała, uprzednio podnosząc je z ziemi.
-Oczywiście gra może wydawać się nieco brutalna, z drugiej zaś strony teraz okazując gospodarzowi tego miejsca brak szacunku spotka cię kara w pełni zasłużona, którą niezwłocznie wykonam.
Gdy tylko zaczął mówić o karze, a wtedy dopiero podchodził do krzesła, piękny karmazynowy płomień pojawił się na ciele dziewczynki. Był to płomień dziwny. Nie żółty, czy biały. Jego barwa była głęboką czerwienienia jakiej się nie widuje przy tym zjawisku. Co więcej jej skóra nie czarniała, a ubranie nie zmieniało się w popiół. Jednak uczucie było inne. Czuła jak jej skóra jest trawiona przez tańczący ogień, a pożoga wdziera się przez mięśnie aż do kości i je paląc. Jednak nie traciła świadomości. Jej ciało wciąż płonęło pomimo tego, że już dawno umrzeć powinna. Marne to pocieszenie, tak samo jak marne, że fizycznie nic się jej nie dzieje. Nawet gorzej, gdyż ten stos trwał, zamiast skończyć się jak to zwykło bywać w takich sytuacjach. Co więcej nie płonęły tylko nogi, czy dolne części ciała jak przy stosach, lecz w całości. Każdy kawałek ciała nawet najmniejszy odczuwał ból ognia, który nie przerywał doznań. Wszystko to trwało długie dziesięć minut. Dziesięć minut, w czasie gdy dla płonącej każda sekunda była nieopisaną męką, której i Dante by się nie powstydził. Kara niezwykle okrutna, a zarazem tym gorsza, że mogła trwać wiecznie. Białowłosy jednak ją przerwał i teraz siedząc na krześle raz jeszcze przemówił.
-Mam nadzieję, że łagodniej do sprawy teraz podejdziesz i więcej wyczucia w sprawie zostanie powiązane z twoimi decyzjami. Przecież nikt nie chce byś musiała jeszcze więcej cierpieć, a sama na siebie sprowadzasz karę. Teraz może zrobisz to o co pytałem i przedstawisz się, co powinnaś zrobić zamiast wielki błąd popełniać obrażając mnie.Anonymous - 3 Wrzesień 2011, 12:04 Vondur nie wiedziała tak naprawdę, co robić. Była w beznadziejnym stanie. Nie chodziło tu o wygląd, tylko o psychikę. Miała tak zwane rozstrojenie nerwów. Straciła całkowicie panowanie nad sobą i swoimi emocjami. Miała ochotę krzyczeć i płakać jednocześnie. Była wściekła, że ją upokorzono, a jednocześnie bała się, że naprawdę zginie. Bo wiedziała, że przed chwilą zaatakowała gospodarza, co nie było bezpiecznym posunięciem.
Dziewczyna widziała, jak Agasharr podchodzi do przewróconego krzesła i je podnosi. Słuchała też jego słów i zastanawiała się, co ją teraz czekało. Znowu ją pojmają? Wiedziała, że tym razem na pewno by jej się coś stało. Jeśliby jej nie zabili, to pewnie wyszłaby z tego ranna. Szczególnie, że nadal była całkowicie bezbronna.
Wtedy poczuła, że się pali. Wytrzeszczyła oczy i spojrzała w dół. Jej sukienka, ani ciało nie było spalane, a mimo tego czuła się, jakby płomienie paliły każdą część jej ciała. Mimo bólu starała się nie krzyczeć. Jedyną oznaką cierpienia były łzy, których nie potrafiła powstrzymać. Płynęły po policzkach, chwilowo łagodząc ból. Natychmiast jednak znowu się pojawiał.
W ciszy wytrzymała najwięcej dwie minuty, chociaż wydawało jej się to wiecznością. Potem zaczęła krzyczeć, jakby ktoś zdejmował z niej skórę żywcem. Szamotała się też i wiła, ale to nic nie pomagało. Ból nie ustawał. Chciała umrzeć, ale ponieważ jej ciało w rzeczywistości się nie paliło, nie mogło się tak stać. Mogła więc tylko czekać, cierpiąc i wierząc, że gospodarz zechce zakończyć jej ból. Wszystko zależało od niego.
Po dziesięciu minutach, które Vondur wydawały się wiecznością, przestała się palić. Nie podniosła się jednak. Leżała na ziemi, twarzą w stronę podłogi. Z jej oczu nadal płynęły łzy. Nie miała siły wstać, ani ich powstrzymać.
Po trzech minutach Odette spróbowała się podnieść. Udało się jej to i usiadła na ziemii. Popatrzyła na gospodarza zbolałym wzrokiem zbitego psa. Nie wiedziała, czym zawiniła. Przez całe życie mogła robić co chce i nikt jej za to nie karał. A teraz nagle ten mężczyzna zrobił to po raz pierwszy.
-Jestem Zuzanne Ursula Odette von Fantome, dziedziczka.-Odpowiedziała posłusznie, schylając głowę. Poczuła, że musi się przedstawić pełnym nazwiskiem. Nie chciała ryzykować dalszymi cierpieniami.
Podsunęła sobie kolana do piersi i objęła je rękoma. Potem schowała w nich twarz. Nie chciała, żeby ktoś ją widział.