To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Osiedle Domków - Willa rodziny Foxsoul

Yako - 29 Sierpień 2017, 01:46

-Wtedy to raczej ja zostawiłam Ciebie - powiedziała cicho, wpatrując się w srebrny napis na broni. To jedno słowo, trzy znaczki, opisywały to kim i czym była...ale czy na pewno chciała, żeby zawsze tak pozostało? Wiedziała, że Cień lubi to jej demoniczne wnętrze. Widziała jak na nią patrzył, gdy dowiedział się, że to jego lisek jest sprawcą tego całego zamieszania na mieście. Widziała jak na nią patrzył, gdy ukazywała się w swej demonicznej formie, falując wspaniałymi ogonami. Ale nie chciała by widział w niej tylko tę bestię. Chciała też w miarę normalnego życia mimo iż wiedziała, że nie jest to w pełni możliwe. Udało jej się choć trochę go zakosztować. Ale też nie było to w pełni to czego chciała. Nie mogła się pokazywać w obu formach, mimo iż Natalie wiedziała o tym. Ale jak wyjaśnić kilkuletniemu dziecku, że kochany tatuś zmienia się w kobietę? A jakby rozpowiadał o tym jeszcze wśród kolegów to już w ogóle było by ciekawie...nie...Yako wolał unikać takich sytuacji. Tutaj nie musiałaby tak się z tym kryć. Gawain wiedział o tym i miała wrażenie, że nie do końca mu to przeszkadzało. Chyba zaczął się do tego przyzwyczajać, a może to tylko pozory?
Zagryzła bardziej zęby i zacisnęła palce na drzewcu. Bał się jej...wiedziała to. Czuła już wcześniej. Ten rozkoszny zapach strachu. Ale wymieszany z czymś innym. Wbiła wzrok w podłogę między nimi. Wiedziała, że nie ma na co liczyć. Była zbyt groźnym drapieżnikiem, żeby móc żyć normalnie, tak jak większość innych zwierząt. Była inna i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Ale taka była jej zasrana natura i nic nie mogła na to poradzić. Do oczu znów cisnęły się łzy.
Poderwała głowę i spojrzała na niego zaskoczona. Zacisnęła oczy, chciało jej się naprawdę płakać. Czyżby jednak była dla niej jakaś nadzieja? Nie mogła w to uwierzyć. Wstrzymała oddech, gdy poczuła jego dłoń na swoim policzku. Nieświadomie się do niego wtuliła. Pragnęła jego dotyku. Brakowało jej go. Takiego niewymuszonego, pełnego czułości. Bez spięć czy stresów. Zawarczała zaskoczona, gdy położył dłoń na jej broni. Była to reakcja całkowicie wyuczona. Wcześniej nikomu nie pozwalała dotykać swojej Naginaty. Była dla nią świętością - d-dobrze - wysapała niepewnie, gdy już warkot minął i udało jej się na moment oderwać od niego usta.
Gdy wspomniał o kawie, nie wytrzymała. Odsunęła się od niego i zaśmiała - zjebałeś - powiedziała, oskarżycielskim, roześmianym głosem - nie musiałeś jej pić, choć naprawdę nic tam nie było - przyznała, ocierając łzy, zarówno te wywołane smutkiem i złością jak i te, które wywołał śmiech. Uśmiechnęła się do niego i pogładziła go po policzku - jesteś niemożliwy - wymruczała, już spokojniejsza, choć w jej oczach nadal czaił się niepokój i strach - i nie wiem czy tak odważny czy głupi - dodała, ostrożnie odkładając broń - jeśli chcesz usłyszeć te dzwoneczki to przyjdź gdy będą widziały na drzewcu, bo teraz ich nie ma - wskazała na włócznię i wróciła wzrokiem do rudzielca, uśmiechając się do niego przepraszająco - muszę tu zostać jeszcze kilka dni...załatwić parę spraw i dojść do siebie, ale jeśli chcesz to wracaj, będę na Ciebie czekać w norce, jak już wrócę do domu - powiedziała łagodnie, głaszcząc go po boku głowy i zatrzymując dłoń na jego karku, który zaczęła delikatnie masować.

Gawain Keer - 29 Sierpień 2017, 02:33

Westchnął cicho, przekrzywiając głowę na bok. Niby Yako go wtedy zostawił, ale to Cień się wyniósł. Miał wrażenie, że zrobił wtedy coś złego, że zbytnio się narzucał. Tak naprawdę uciekł jak pospolity tchórz. - Może nie mówiłaś kiedy, ale powiedziałaś, że wrócisz. Mogłem zaczekać - odrobinę zapadł się w sobie. Zachował się jak ostatni dureń. Lis wyszedł wtedy z płaczem, odstawił scenę, uzewnętrzniał się jak nigdy, a on wziął i se poszedł. Myśl o tym, że będą musieli się wkrótce rozstać stała się przez to boleśniejsza. Fakt, iż jego praca jest objęta ścisłą tajemnicą, niczego nie ułatwiał. Nigdy nie będzie mógł powiedzieć gdzie i po co znika. Na ile też nie, bo z tym różnie bywa. Oczywiście przy założeniu, że do Yako wróci Cień, a nie list zawiadamiający o jego zgonie.
Ach.. i znów płacz. Gdyby Luci była płodna mógłby to zwalić na "te" dni, ale nie była. Gawain miał to parszywe szczęście, że trafiał w czułe punkty, jeden po drugim. Twarz lisicy stężała na moment w złości i smutku, ale zaraz znów na niego spojrzała. Inaczej niż zwykle. Z nadzieją i ufnością oraz całkowitym zaskoczeniem. Aż zrobiło mu się głupio, że tak rzadko odwzajemniał się tym samym. Powoli uczył się tego starego demona z odległych krain, niczym dzikie zwierzę pozwalał się oswajać. Tak przywykł do różnych, nic nieznaczących dla niego twarzy, ciągłej zmiany miejsc, że ta bezpieczna przystań nadal była czystym abstraktem. Z utęsknieniem pragnął stałości, choć obcej i niebezpiecznej, bo łatwo ją znaleźć i zniszczyć. Ale tym razem nie miał zamiaru jej porzucać ani poddawać bez walki. Już nie jestem tym szczylem, co kiedyś. Nie to co wtedy.
Jego dłoń podskoczyła na drzewcu, gdy usłyszał lisi warkot, ale nie puścił broni. - Dziękuję - wyszeptał między pocałunkami, po czym wlepił oczy w Luci i siedział jak wryty, gdy ta zaczęła się śmiać. - No takich słów z ust damy to się nie spodziewałem! - uśmiechnął się szelmowsko i przymknął powieki, czując dłoń na swoim policzku. - To dobrze. Raz mnie już otruto. Wystarczy - wzruszył ramionami. Naigrywał się z tego, ale w oczach krył się ból. Choć było to dawno, pamiętał to aż za dobrze. - Ponoć jestem wariatem, więc może wszystko po kolei? - zaśmiał się nisko, posyłając jej wyzywające spojrzenie. Zamruczał cicho, gdy Luci zaczęła masować mu kark. - Jak mam sobie iść, gdy robisz takie przyjemne rzeczy? - uśmiechnął się lekko, poddając się tej subtelnej pieszczocie. - Poza tym... tam gdzie idę, muszę iść sam - powiedział po dłuższej chwili milczenia, łapiąc za dłoń lisicy. Ściągnął ją z karku i ucałował delikatnie, po czym gładził ją palcami wyraźnie przybity. Wcale nie miał ochoty się nigdzie wybierać. - Dziś jeszcze mogę zostać, ale nie dłużej - dodał z zawodem w głosie, po czym pogłaskał Luci po głowie. - Bez twoich lisich uszu, to nie to samo - stwierdził niezadowolony. Gdzie te miękkie radary? Gdzie biała kitka? Ludzka Luci była jakaś taka... bez charakteru. Brakowało tego pazura, wyrazistości. Lisie atrybuty stanowiły prawdziwą ozdobę Yako. Bez nich był niepełny.
- Hmm... nabrałem ochoty na drugą kawę - posłał kochance oskarżycielskie spojrzenie, wrednie się uśmiechając.

Yako - 29 Sierpień 2017, 19:48

Westchnęła smutno. Nie poczekał, ale to była też jej wina. Zniknęła wtedy na dwa dni. Nawet nie wiedziała kiedy odszedł. Poza tym mówiła, żeby na nią nie czekał. Musiała wtedy pobyć sama i nie chciała, żeby ją oglądał w takim stanie. Teraz też chciałaby uciec, ale wiedziała, że jest to niezbyt możliwe. To, że Lusian jest w mieście to jest akurat wiadome ale nic nie wiadomo na temat Luci, żeby miała być w domu. Poza tym zły, smutny czy zdołowany celebryta za bardzo rzuca się w oczy. W nocy mogła się jeszcze zamaskować, ale teraz? Nie było na to najmniejszych szans, żeby nikt nie zauważył płaczącej aktorki porno, a tym bardziej płaczącego aktora. Nie miała tu takiem swobody ruchu jak w Krainie Luster, dlatego nawet nie próbowała od tego uciekać tak jak to zrobiła wcześniej.
Pokazała ukochanemu język, gdy ten uznał, że nie spodziewał się tego od niej usłyszeć - a jakie damy, zabijają dziwki? - uśmiechnęła się do niego drapieżnie i poczochrała po głowie - chcesz lub nie ale nie jestem żadną damą. Przykro mi bardzo - wzruszyła ramionami. Nie było jej przykro ale do prawdziwej damy naprawdę było jej daleko. Może i potrafiła taką zagrać ale to nie oznaczało, że taka jest.
Spojrzała na niego i złapała jego twarz w dłonie. Spojrzała mu głęboko w oczy - jak to zostałeś otruty? Kiedy? Jak? Przez kogo? - posypał się potok pytań. Jej źrenice się zwęziły. Naprawdę dbała o Gawa i uważała go za swojego. Nie pozwoli nikomu go krzywdzić. Nie w taki sposób. Wiedziała, że go całkiem nie ochroni, w końcu ma dość niebezpieczną pracę i demon nic na to nie poradzi, ale chce go chronić jak najlepiej potrafi.
- Może robię je dlatego, że w głębi nie chcę, żebyś sobie poszedł? - zapytała z miłym uśmiechem. Uśmiech jednak szybko zniknął, gdy Cień powiedział, że musi się udać gdzieś, gdzie musi iść sam. Westchnęła smutno ale po chwili znów się uśmiechnęła delikatnie, choć nie było w tym radości - musisz iść do pracy, prawda? - zapytała cicho. Jednak nie miała zamiaru się wypytywać o nic więcej. Wiedziała, że tak będzie bezpieczniej zarówno dla rudzielca jak i dla lisa.
- Nie musisz zostawać, im dłużej będziesz to odwlekać tym ciężej Ci będzie - powiedziała spokojnie, gładząc go po policzku - sama mam pracę, w której liczy się czas, więc całkowicie to rozumiem - wzruszyła ramionami - ja muszę jeszcze kupić kilka rzeczy i zamówić nową uprząż na Naginatę. To potrwa kilka dni, zanim będę mogła wrócić, ale jak wrócę to będę na Ciebie czekać w norce, więc nie musisz się o mnie martwić - powiedziała łagodnym głosem - a jeśli będzie coś się działo to będę wzywać Pardona. Obiecuje, że już nic więcej nie wybaranię - zaśmiała się krótko, drapiąc się po tyle głowy.
Spojrzała na niego przepraszająco - tutaj nie mogę ich pokazywać. Za duże ryzyko, że ktoś to zauważy, a poza tym po tym co się stało w nocy tym bardziej lepiej, żeby nie było tu nigdzie lisiej sierści - przyznała niepewnie - ale...jeśli bardzo chcesz to w pokoju z grami, mogłabym na chwilę przyzwać uszka... - zarumieniła się delikatnie. Uwielbiała gdy Gaw ją po nich miział. Było to bardzo przyjemne i sama bardzo ubolewała, gdy nie mogła nosić swoich lisich elementów. Ale takie były wymogi tego Świata. Było tu zbyt niebezpiecznie dla magicznych istot, żeby te mogły się obnosić ze swoją innością. MORIA była zbyt czujna jeśli chodzi o takie dziwactwa.
Zaśmiała się i palnęła kochanka dłonią po ryżej głowie - ale tym razem sam sobie ją robisz. Nie mam zamiaru oglądać jak znów robisz się blady bo nie byłeś przy parzeniu kawy - pokręciła głową i wstała z lekkim stęknięciem. Broń powiesiła na specjalnym uchwycie, żeby ta nie panoszyła się po całym domu. Potem dokończy ostatnie poprawki. Skoro i tak musiała tutaj zostać jeszcze kilka dni, to nie spieszyło jej się. I tak nie chodziła z bronią na miasto, byłoby to raczej głupie posunięcie. Chwyciła ukochanego za rękę i pociągnęła za sobą do kuchni, a tam w lisim kubku przygotowała sobie kakao z bitą śmietaną i piankami.

Gawain Keer - 4 Wrzesień 2017, 00:00

- Mściwe - odparł bez zastanowienia. Nie znał zbyt wielu prawdziwych dam, ale wiedział, że potrafią być równie mordercze i bezwzględne, co każda zapędzona w kozi róg osoba. Nienawiść i żądze popychały je do najgorszego. Co prawda wysoko urodzone panny wysługiwały się takimi jak on, szastając przy tym pieniędzmi w sakiewkach lub zaopatrywały się w flakoniki kosztownych trucizn, ale nadal zabijały - Za to potrafisz się nią na moment stać - powiedział z podziwem - Urodzenie nie jest dla mnie kwestią istotną, ale lubię towarzystwo, które potrafi wykazać się odrobiną ogłady - dodał spokojnie.
Złapała go niespodziewanie. Gawain miał wrażenie, że wytarmosi mu policzki tak, że do Krainy Luster wróci cały czerwony. Przewrócił oczami słysząc pytania - I właśnie dlatego nie mówię Ci, czym się zajmuję i dla kogo pracuję - złapał dłonie Luci i ściągnął je w dół. Patrzył na nie przez chwilę, po czym westchnął zmęczony. Nie chciał pozostawiać pytań bez odpowiedzi - Pomyśleć, że mawiają, iż trucizna to broń kobiet. Szkoda, że o starcach zapomnieli. - zaczął. Wyraźnie się uspokoił, a w jego głosie nie czaiły się żadne emocje. - Markus był moim lekarzem. Najbardziej zaufanym człowiekiem. Chyba człowiekiem... powiązań z naszymi miał wiele. Gdy trwałem w letargu, on zszywał mnie do kupy. Pewnego wieczora wyprawił kolację. Uroczystość przednia. On, ja i paru innych. Nie wypadało nie jeść i nie pić, poza tym nie każdy wiedział o mnie tyle, co Markus. Gnojek mnie nie uprzedził... a mógł. Otruł mnie, żeby potem przywrócić mnie żywym. Chciał się wyrwać z tego światka moim kosztem. Skutecznie mu to umożliwiłem, gdy już doszedłem do siebie. - wzruszył ramionami i spojrzał na Luci. Chwilę przyglądał się jej, po czym z beznamiętnym wyrazem twarzy pogładził ją po policzku. - Tak więc... na tę chwilę możesz udawać damę, bo nie ma kogo zabijać. - zakończył ciszej, po czym przytulił się do Yako. Przymknął oczy i wciągnął powietrze. Lubił zapach swojej kochanki, choć po kąpieli był o wiele słabszy niż zwykle. Mimo tych nagłych ataków paniki i momentów, w których poważnie zastanawiał się, czy dobrze ulokował swoje uczucia, to czuł się przy niej w miarę bezpiecznie. Jak na kogoś, kto wiedział o nim tak wiele, to nawet bardzo bezpiecznie.
- Wiem... sam je robię, ukrywając przed sobą, że mam jakieś obowiązki poza zielarstwem i polowaniami. - ucałował ją w szyję - I tak, muszę. - dodał, po czym lekko ją ugryzł. Nie lubił, gdy ktoś poruszał temat jego pracy. Odsunął się od niej, gdy powiedziała, że nie powinien zwlekać. Uśmiechnął się do niej blado. - Masz rację - szepnął. Jeszcze nigdy nie było mu tak ciężko. Zwykle szedł do pracy, gdy nie mógł dłużej znieść stagnacji i przerażającej normalności ludzi. Gdy szarówka za oknem ciągnęła się miesiącami, a każdy kolejny dzień był taki sam. No i gdy brakowało mu siana. Teraz każdy dzień był inny, emocjonujący, ale nie potrafiłby funkcjonować bez tej adrenaliny. Poza tym nie utrzymałby się z samego zbierania ziół i strzelania do zwierząt.
Uważnie wysłuchał zapewnień i obietnic Luci. Zmrużył oczy i uśmiechnął się jakby nie do końca dawał wiarę jej słowom - Doprawdy? Grzeczny lis jest jeszcze bardziej podejrzany, wiesz? - uśmiechnął się.
Przytaknął kiwnięciem głowy. Oczywiście, że to zbyt ryzykowne, ale nikt nie zakazał mu sobie trochę ponarzekać. Przez chwilę myślał, że Yako nieczego zaproponuje, ale mylił się. - Mmm.. może być nawet tam - wymruczał zadowolony i dał pociągnąć się do kuchni, gdzie zrobił sobie kolejną kawę. Jego napój był gotowy na długo przed przysmakiem lisa, więc zaczekał, choć mało cierpliwie. Gdy tylko Luci skończyła, złapał ją za rękę i poszedł z nią do pokoju zabaw. Zamknął za nimi drzwi, odstawił kawę i sięgnął po kakao Yako. Gdy oba kubki grzecznie czekały na nich na stoliku, Gawain przyciągnął Luci do siebie i posadził ją sobie na kolanach. Objął kochankę w pasie i gładził po plecach. - To... gdzie te uszka i ogonek się kryją? - zapytał pieszczotliwie i zaczął łaskotać ukochaną.

Yako - 4 Wrzesień 2017, 11:04

Prychnęła słysząc, że przez takie zachowania nie mówił jej wszystkiego. Ale rozumiała go. Yako jest dość terytorialną istotą i gdy ktoś zagraża komuś, na kim demonowi zależy to stara się go pozbyć. Więc nie skomentowała tego w żaden inny sposób.
Wysłuchała cierpliwie jego tłumaczenia. Skrzywiła się, słysząc w jak idiotyczny sposób został otruty. Przecież powinien go uprzedzić. Albo jakkolwiek go odciąć od tego. W taki sposób traci się sprzymierzeńców, a też nie rzadko życie. Ale chyba doktorek się o tym przekonał na własnej skórze. Zamruczała zadowolona, słysząc, że nie musi się nim zajmować. Przymrużyła oczy i przyglądała się ukochanemu uważnie, z lekkim uśmieszkiem na ustach - to dobrze, że się nim zająłeś - powiedziała dziwnym, mrocznym głosem - a jeśli chodzi o mnie to trucizny są dla mnie zbyt nudne, więc na pewno Cię nie otruję - dodała i zaśmiała się krótko.
Otworzyła oczy zaskoczona, gdy mężczyzna ją przytulił. Sama jednak objęła go ramionami i zamknęła oczy. Ciesząc się jego bliskością i zapachem. Uspokajał ją. Gładziła go po ryżych włosach delikatnie. Przytaknęła mu, że naprawdę powinien iść. Nie wyganiała go. Chciała, żeby został, ale wolała, żeby nie miał przez nią problemów.
Zaśmiała się dźwięcznie - a kiedy lis nie jest podejrzany? - zapytała mruczącym głosem. Wyszczerzyła swoje białe, lisie ząbki i żartobliwie liznęła go po nosie. Uśmiechała się już pewniej. Widać złość jej już przeszła, albo tylko bardzo dobrze to ukrywała. W końcu była aktorką, więc nie można powiedzieć, że jest się pewnym tego co mówi lub pokazuje. Warknęła cichutko, gdy poczuła jego ugryzienie. Nie było to jednak agresywne warknięcie. Po prostu reakcja na pieszczotę, która sądząc po jej twarzy jej się spodobała.
Była wdzięczna kochankowi, że ten na nią poczekał, aż zrobi swój napój. Dała się pociągnąć do pokoju zabaw. Spojrzała na niego zbolałą miną, gdy już tam dotarli - ej ale wystygnie - powiedziała naburmuszonym głosem, gdy Cień zabrał jej kubek. Jednak nie opierała się jakoś mocno. Usiadła na jego kolanach i położyła dłonie na jego ramionach. Westchnęła zadowolona, gdy zaczął gładzić ją po plecach.
Słysząc jego pytanie, teatralnie się zamyśliła po czym uśmiechnęła łagodnie. W jej oczach było widać uczucie. Wiedziała, że pod tym względem może mu zaufać, że jej nie wyda. Wzięła więc jego ręce i ścisnęła dłonie. Chwilę masowała je palcami po czym położyła sobie na włosach, które były równie miękkie co jej sierść - o tutaj - wyszeptała i po chwili pod dłońmi kochanka pojawiły się dwa czarne radary o białych końcówkach, a po jego kolanach zaczęła smyrać czarna kita, poruszając się łagodnie na boki.
Lisica wtuliła się w Keera i połasiła delikatnie głową pod jego brodą, domagając się pieszczot. Mimo iż była demonem to nadal była strasznym pieszczochem, a zdawała sobie sprawę, że nie wiadomo kiedy znów się spotkają. Chciała wykorzystać tę chwilę jak najbardziej się dało.

Gawain Keer - 4 Wrzesień 2017, 20:20

Yako mogła sobie nawet tupać nóżką i palić domy, ale nie było takiej siły, która zmusiłaby Gawaina do powiedzenia jej, czym będzie zajmował się po powrocie do Krainy Luster. Za to miny jakie strzelała przy jego opowieści były całkiem urocze. Dąsała się jak mała dziewczynka. Czasem trudno było mu uwierzyć, że lisica rzeczywiście jest groźnym demonem. Przypomniał mu o tym pomruk oraz pochwała jaka opuściła jej usta. Również się zaśmiał, choć z pewnym niedowierzaniem. Nie chodziło o brak zaufania, a całą tę sytuację. Ot siedzieli sobie i gadali o tym kogo pozabijali lub wystawili do wiatru. Pogaduchy morderczych kochanków. Gdyby ktoś spojrzał na nich z boku, lecz nie słyszał rozmowy, pomyślałby zapewne, że wymieniają czułości i obdarowują się słodkimi słówkami.
- Nie zostawił mi wielkiego wyboru. Sam zakosztował swojego antidotum na życie. Może nudno, ale z pewnością skutecznie. - wzruszył ramionami. Dawne dzieje. Gdyby był na miejscu Markusa zrobiłby to samo, ale nie targałyby nim wyrzuty sumienia. Choć jedno musiał przyznać temu staremu dziadowi. Był lekarzem do samego końca. Nie chciał ranić i zabijać. Zawsze klął, widząc na Gawainie krew jego i innych. Nie miał licencji, działał w podziemiu, więc z zaciśniętymi zębami lub wyzywając go od bezmyślnych zwierząt, szył i opatrywał.
Zadrżał lekko czując jak Luci go głaszcze, po czym wtulił się w nią odrobinkę mocniej. Stęsknił się za tymi czułościami. - Powiedz... chcesz coś na pamiątkę? Coś, co przypominałoby ci o mnie, gdy będę daleko? - zapytał niepewnie, słuchając bicia lisiego serca.
- Masz rację... zawsze - poczochrał jej włosy i otarł swój nos patrząc na nią groźnie. Ugryzłby ją za to drugi raz... ale nie mieli czasu na takie zabawy. Ani siły. Nadal czuł charakterystyczną słabość, którą pozostawił po sobie kac. A i Luci pewnie udawała silniejszą niż była. Dalej poważnie ranna potrzebowała teraz odpoczynku.
- Nie jojcz, nic nie wystygnie - prychnął przyciągając ją do siebie. Uśmiechnął się lekko, a jego spojrzenie natychmiast złagodniało, gdy zaczęła masować mu dłonie. Chyba nie miał pojęcia jaki był spięty, bo przyniosło mu to nieoczekiwaną ulgę. Westchnął zaskoczony, gdy futerkowe uszy nagle pojawiły się pod jego palcami. Od razu zaczął miętosić lisie małżowiny z nieukrywaną radością. Rzucił okiem na białą końcówkę ogona i zaśmiał się nisko, gdy Luci zaczęła się do niego łasić. - No już, już! - zmarszczył nos i przymknął oczy, gdy uszy połaskotały go w nos i policzek. Zaczął gładzić, masować i drapać Yako tam gdzie najbardziej lubiła. - Potrzebowałby chyba z sześciu rąk - wyszeptał przejeżdżając palcami od uszu, przez kark, wzdłuż kręgosłupa, aż do nasady ogona, po czym pozwolił dłoniom na drogę powrotną w ten sam sposób.

Yako - 4 Wrzesień 2017, 21:20

Zachichotała cichutko - no i dobrze. Bo inaczej możliwe, że teraz by było to dla niego coś nie do zapomnienia - zamruczała na koniec i oblizała się delikatnie. Widać było, że w głowie już widziała jak ładnie rozprawia się z tym całym doktorkiem. Mimo iż go nie znała i nigdy go nie widziała. Ale jej to w ogóle nie przeszkadzało w tym, żeby wyobrazić sobie jak cierpi, rozrywany jej pazurami i kłami. Aż przeszedł ją mocny, przyjemny dreszcz, a włosy lekko się nastroszyły. Demon naprawdę uwielbiał krew i krzyki bólu. Musiała za tym tęsknić, ale ostatniej nocy udało jej się trochę zapanować nad żądzą mordu. A raczej dać jej upust, żeby znów trochę wytrzymać.
Zamruczała znów cichutko, gdy wtulił się do niej mocniej. Słysząc jego pytanie, zamyśliła się na moment. Zaczęła go bezwiednie gładzić po rudych kłakach. Nagle jednak się zatrzymała i odsunęła od niego, patrząc na włosy kochanka, między swoimi palcami - a może tak pukiel włosów? Jeśli chcesz, odwdzięczę się tym samym - powiedziała trochę niepewnie. Jeśli tylko chciał, to za pomocą pazura, ocięła kosmyk czarnych jak noc włosów. Po drodze do pokoju zabaw zahaczyła też o sypialnie, z której wyciągnęła dwa medaliki. Do jednego wsadziła czarne kosmyki, do drugiego, o ile Cień się zgodził, wsadziła rude. Te z lisimi włosami podarowała ukochanemu i pocałowała go delikatnie w usta. Miała jednak nadzieję, że nie zgubią ich.
Pokazała mu język, gdy powiedział, że lisy są zawsze podejrzane - no ale jak można takie urocze stworzenia podejrzewać o cokolwiek? - powiedziała niewinnym, uroczym głosikiem, po czym zachichotała i pacnęła go palcem w nos. Uwielbiała się z nim droczyć i na pewno będzie jej trudno, gdy będzie gdzieś daleko.
Prychnęła niezadowolona, gdy powiedział, że jojczy - wcale nie jojczę - powiedziała naburmuszona, ale jakoś szybko jej to przeszło. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy zauważyła ja się rozluźnia. No w końcu. Zaśmiała się w myślach. Zamruczała, głośno, gdy zaczął miętosić jej uszy - i kto teraz mnie będzie głasiał? - zapytała jakby sama siebie. Nie chciała puścić swojego ukochanego. Wtulała się w niego mocno, przylegając do niego na jak największej powierzchni. Nie miała ochoty na igraszki, nie czuła się na siłach. Gawain pewnie też nie. Ale chciała się nacieszyć tymi ostatnimi chwilami z nim. Nie wiedziała kiedy nastąpią następne...o ile w ogóle będą mieli okazję się poprzytulać.
- Obiecaj mi proszę, że zrobisz wszystko, żeby do mnie wrócić - powiedziała ledwo słyszalnym szeptem. Otuliła ich ogonem i lekko zadrżała jakby było jej zimno. Jednak tak naprawdę powstrzymywała szloch. To było dla niej coś nowego. Nigdy się tak o nikogo nie martwiła. Nie wiedziała co Gawain będzie robił ani gdzie, ani tym bardziej dla kogo. Ale wiedziała, że na pewno będzie to coś niebezpiecznego i martwiła się, że już nigdy go przez to nie zobaczy. Miała jednak nadzieję, że jednak do niej wróci. Tak bardzo chciała w to wierzyć. Z jej oczu znów poleciały łzy, starała się jednak ich nie pokazywać. Ukryła twarz w jego golf, mając nadzieję, że nie zauważy tej je chwili słabości. Palcami jednak i tak ściskała materiał jego ubrań, nie chciała, żeby odchodził.

Gawain Keer - 4 Wrzesień 2017, 23:06

Przyglądał się swej ukochanej. Oczyma wyobraźni spoglądała gdzieś daleko, mrucząc i lekko się prężąc, gdy przeszedł przez nią dreszcz tak mocny, że nawet on zdołał go poczuć. Wiedział, co zajmowało jej myśli. Żadna sztuka, zwłaszcza po jej słowach. Uśmiechnął się paskudnie, chłodno i okrutnie, jakby właśnie spoglądał na rozdeptywanego kociaka. Nie żeby miał ochotę na takie widoki. - Lubisz takie zabawy, co? - wychrypiał, nie mogąc się nadziwić, że znalazł kogoś, komu odpowiadał jego wisielczy humor.
Pukiel włosów? Dość romantyczne i staromodne, ale ucieszyła go ta propozycja. W końcu miałby coś naprawdę wiążącego się z Yako. Owszem, dostał kuszę, lecz widniał na niej jastrząb, nie lis. - Aż tak polubiłaś swego ognistowłosego Cienia? - zapytał. Widział jak przygląda się jego włosom - Chyba nie mam rozdwojonych końcówek? - droczył się z nią. Była taka piękna, choć zamyślona bardzo przypominała Lusiana. Wiedział, że to jedna i ta sama osoba, ale Yako zachowywał się inaczej w różnych postaciach. Może to nawyki aktora albo demona ukrywającego się między ludźmi, którzy oczekiwali określonych zachowań. On też miał wymagania, lecz było ich coraz mniej w miarę jak poznawał lisa, którego upolował. Złapał w palce kosmyk hebanowych i lśniących niczym onyks włosów - Tak, proszę - powiedział już całkiem serio i poczekał aż ostre pazurki wykonają swoje zadanie. Nie krzywił się na dźwięk złudnie podobny do brzytwy.
Chwycił się za swoją czuprynę, szukając miejsca, w którym Luci odcięła mu włosy. Było pod spodem, więc nie będzie tak widać. Z zainteresowaniem obserwował, co w sypialni kombinuje jego kochanka, by zaraz poczuć na swoich wargach jej miękkie usta, a w dłoniach chłód i ciężar metalu. Spojrzał na prezent. Kompas. - Oby zawsze prowadził mnie do Ciebie - szepnął wodząc kciukiem po wieczku skrywającym bezcenny skarb. Serce biło mu tak szybko, a zarazem ciężko. Mocno zagryzł wargę. Niby nic, a znaczyło tak wiele. Bez wahania przełożył łańcuszek przez głowę i lekko przycisnął medalion do piersi, po czym odwzajemnił pocałunek demona. - Dziękuję. - wyszeptał jeszcze, nim udali się do pokoju zabaw.
Uniósł brew w udawanym zdziwieniu - No wiesz... ja nigdy! Skąd! - bronił się przed zarzutami z szelmowskim uśmiechem. Rozmasował nos, gdy go pacnęła. - Czy mój nos jest za duży? Krzywy? Co on ci zrobił? - dał się wciągnąć w zabawę, odpłacając się tym samym.
- Mam nadzieję, że nikt, bo nic dla mnie nie zostanie - zaśmiał się, choć mówił szczerą prawdę. Przypomniało mu to o Rusku i innych, których mogła mieć. Ale to jemu podarowała medalion, wyznanie miłości, odkryła przed nim wszystkie karty. Ugłaskała go tym, pozwalając powolutku wybaczyć, lecz nie zapomnieć. Gawain był okropnym zazdrośnikiem. Każdy kolega i przyjaciel zawsze będzie podejrzany o dobieranie się do jego demona. Każda wzmianka wzbudzi cień podejrzeń. Ale nie będzie jej śledził, bo zwyczajnie jej zaufał.
Gdy usłyszał cichy szept Yako, przestał ją głaskać. Skuliła się i przylgnęła do niego. Czuł jak naciąga materiał swetra. Targnął nią szloch. Wilgotny od łez golf zaczął lepić się mu do skóry. Gawain objął Luci mocno, chcąc na moment przysłonić cały świat. - Proszę, nie płacz. Obiecuję. Luci... Yako, ciii - wyszeptał z nosem zanurzonym w jej włosach. Zamknął oczy i starał się oddychać głęboko i miarowo. Nie chciał sprawiać jej bólu, dostarczać powodów do żałości. Obróciłby to w żart, rozładował sytuację, ale zabrakło mu języka w gębie.
Stanowczo odsunął od siebie Luci i ucałował ją głęboko. Smakowała słono-gorzkimi łzami. Oderwał się od niej z trudem. Jeszcze nie wyszedł, a już tęsknił. Sięgnął po kubek z kakao i wcisnął go roztrzęsionej lisicy, przyklękając przy niej. - Widzisz? Jeszcze ciepłe. Pij, dobrze? Ja... ja muszę się spakować - powiedział z czułością. Dał jej zajęcie. Proste polecenie, które pozwoli jej na moment oderwać się od złych myśli, skupi uwagę na zwykłej, przyziemnej czynności, jakim jest picie napoju. Tak jak komuś zszokowanemu, któremu każesz opowiedzieć głupią historyjkę, liczyć albo zadajesz mu zagadkę, by zupełnie nie spanikował. Zresztą sam te techniki stosował na sobie, więc wiedział, że działają.
Nie oglądał się za siebie, wychodząc z pokoju zabaw. Tylko pogorszyłby tym sprawę. Było mu wystarczająco ciężko na sercu zostawiać Yako w tym stanie. Krzątał się po domu zbierając rzeczy do toreb. Miał klucze do posiadłości demona i swojego mieszkania, pieniądze, broń, ubrania, kije hokejowe, które całe szczęście dostarczono wraz z pokrowcem, nóż ceramiczny oraz paczkę od Ciernia, a raczej "AV". Rachunki za wszelkie transakcje wrzucił do kominka. W spokoju zostawił brytyjskie funty. Poczekają na niego w sejfie.
Za oknami robiło się coraz ciemniej. Ubrany oraz objuczony jak jakiś muł stanął przed wejściem do pokoju zabaw. Pożegnania są najgorsze, ale nie wybaczyłby sobie, gdyby odszedł i nigdy miał jej już nie zobaczyć. Wszedł do środka i usiadł na kanapie, po czym sięgnął po kubek dłonią w rękawicy. Kawa dawno wystygła. Wypił ją całą w kilku dużych łykach, choć wolałby poświęcić kilka minut na delektowanie się nią. Objął lisicę w pasie i oparł ją o siebie. Pokazał jej pusty kubek - Możesz mnie powitać tą samą kawą - powiedział odstawiając naczynie na bok. - Oraz tym - dodał i wpił się w jej usta. Całował długo i z całym uczuciem na jakie było go stać, ale w końcu musiał przerwać. Oparł czoło o jej i spojrzał w oczy - Uważaj na siebie, lisku - szepnął jeszcze, po czym wstał zbierając toboły. Wychodząc, obrócił się jeszcze i poklepał palcami medalion. - Obiecuję
Pospiesznie opuścił dom, starając się zachować kamienną twarz.
Świat znalazł się za mgłą. Niby wiedział, kiedy opuścił posiadłość i przekręcił klucz w zamku, ale wszystko od pożegnania zdawało mu się koszmarnym snem. Jedynym dowodem na to, że nadal znajdował się na jawie, był medalion i znikający siniak na twarzy. Nie wiedział, czy powinien się śmiać, czy płakać. Albo żadne... lub oba naraz.
Zakapturzony przeszedł całą przecznicę dalej. Zabudowa była gęstsza, a aura snów wyczuwalna. Zwykłe angielskie osiedle jakich wiele. Szeregowce pełne szczęśliwych rodzinek. Były tak modelowe, że pewnie dało się je kupić razem z domem. I pomyśleć, że to stolica punkrocka. Zwariować można.
Nie zastanawiał się długo, bo i nie było nad czym. Pierwszy, lepszy sen pozwolił mu uciec z dala od ludzi i niestety również od Yako.

[z/t]

Yako - 5 Wrzesień 2017, 11:42

Na jego pytanie o zabawy tylko się zaśmiała uroczo i puściła mu oczko. Raczej nie musiała odpowiadać na to pytanie.
Zaśmiała się słysząc pytanie o końcówki - jakbyś miał to albo miałbyś problem z włosami, albo beznadziejnego fryzjera. W końcu obcinałeś się kilka dni temu - powiedziała i poczochrała go po rudej czuprynie - gdybyś mi się nie podobał, to bym nie prosiła o Twoje włoski - uśmiechnęła się już w lepszym humorze niż przed chwilą. Obcięła kosmyk sobie, a następnie Cieniowi. Jednak w obu przypadkach w takich miejscach, żeby nie było to widoczne.
Serce zabiło jej szybciej, słysząc słowa, nawiązujące do medalionu, w kształcie kompasu. Sama założył wisiorek z rudymi kosmykami na szyję. Zamruczała zadowolona czując jego pocałunek. Spuściła pokornie wzrok, gdy jej podziękował - ja również dziękuję - wymruczała i dała się poprowadzić do pokoju.
Przyjrzała się jego nosowi, przekręcając głowę w bok - po prostu jest i aż się prosi... - zbliżyła twarz do jego własnej z dziwnym uśmiechem na ustach -[color=#aa2bb5] .. i prowokuje....amć - delikatnie ugryzła go w nos i zaśmiała się wesoło. Nie chciała mu zrobić krzywdy. Chciała się tylko podroczyć z nim, bo wiedziała, że za chwilę już będą musieli się rozstać.
- To jak ja mam funkcjonować bez głasiania? - powiedziała marudnym głosem. Naprawdę to lubiła, ale rozumiała co Gaw miał na myśli, że nic dla niego nie zostanie - zawsze mogę Ci zostawić...jeden z ogonków o - zaśmiała się. Wiedziała, że on chce ją całą, ale lubiła go drażnić. Nie wiedzieć w sumie dlaczego.
Spojrzała na niego zaskoczona, gdy nagle ją od siebie odsunął. Przed chwilą było jej tak dobrze, gdy tulił ją do siebie. Mogłaby tak zostać już na zawsze. Dlaczego więc to zrobił? Westchnęła, gdy ją nagle pocałował. Zamknęła oczy. Jednak i to trwało zbyt krótko.
Przyjęła kubek i tylko przytaknęła głową. Zaczęła popijać kakałko, przełykając przy tym łzy. Starała się uspokoić. Musiała być silna. Dla Gawa. Wtedy jemu też będzie łatwiej. Gdy Cień się pakował, Luci powoli opróżniła kubek. W międzyczasie się też uspokoiła. Nadal była smutna, ale przynajmniej nie płakała. Nawet nie wiedziała, czemu zareagowała na to aż tak bardzo. Może to przez to, że nie miała pewności czy w pracy nic mu się nie stanie. Nie wiedziała tego.
Gdy do niej wrócił, siedziała cierpliwie. Widziała, że zabrał wszystko. Nie odzywała się, póki nie wypił kawy - dobrze - powiedziała cichutko. Całowała go tak jakby nigdy go miała już nie zobaczyć. Bała się o niego. Wiedziała jednak, że nie może go poprosić o nic więcej poza tym o co już prosiła. Nie może poprosić o jakieś wiadomości. O nic. Póki nie wróci, nie będzie miała pewności, że w ogóle żyje. Ewentualnie może usłyszeć jakieś plotki. Ale nic więcej.
- Ty też uważaj i wpadaj tu kiedy tylko będziesz chciał. Poinformuję, że możesz tutaj się pojawiać nawet jak mnie nie ma - powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie. Po raz ostatni pogładziła go po policzku. Sama chwyciła za medalion i ścisnęła go w palcach.
- Kocham Cię - powiedziała jeszcze gdy wychodził. Nie miała jednak pojęcia czy to usłyszał czy też nie. Nie poszła jednak za nim. Nie miała odwagi. Nie wiedziała czy nie zacznie go prosić by został. Schowała tylko swoje lisie elementy. Spojrzała smutno w stronę drzwi. Siedziała cicho i nasłuchiwała, z nadzieją, że jednak wróci i uzna, że woli zostać z nią. Słyszała jednak jak zamykał wcześniej drzwi. Owinęła się więc w koc, pod którym Cień spał poprzedniej nocy. Pachniał nim, dlatego też uspokajało to demona. Znów się rozpłakała. Zwinęła się w kłębek na kanapie i dała się ponieść emocjom.
Po dłuższym czasie zasnęła, wyczerpana emocjami, tęsknotą i płaczem. Nie śniło jej się jednak nic.

Przez następne dni, Yako przebywał tylko pod postacią Lusiana. Wysprzątał dokładnie całą willę. Zamówił nową uprząż do naginaty, oraz kupił ubrania, które pasują na bardziej muskularne ciało. Zaopatrzył się też w sporą torbę podróżną, by spakować wszystko co chciał wziąć. Razem z puchatym kocem i kubkiem. Broń dokładnie wyczyścił, a wstążkę i srebrne dzwoneczki wymienił.
Szwy z nogi ściągnął. Rana nadal nie była zabliźniona, ale nie potrzebowała już pomocy. Musiała się tylko do końca zagoić. Podobnie ze szramą na oku, która teraz była różowa i mocno widoczna. W szczególności na policzku Lusiana.
Telefon Gawa wyłączył i schował do sejfu na jego półkę.
Poinformował swoją sprzątaczkę o tym, że znów wyjeżdża. Zabrał wszystkie swoje rzeczy i rozejrzał się czy wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wziął Bursztynowy Kompas i wrócił do Krainy Luster, nie skupiając się jednak na jakiejś konkretnej lokalizacji.

ZT

Cosiek - 6 Styczeń 2018, 23:46

Zziajany zatrzymał się przy kamiennym murze i dokładnie zbadał furtkę. Na jej klamce ledwo widoczny był jeszcze brunatno-zielony kolor zapachu przypominającego jego własny. Jako lis nie miał szans do niej dosięgnąć, ale był zbyt wystraszony by zmieniać formę. Na szczęście szczelina pod znajdującą się obok bramą była na tyle duża, że dał radę się przecisnąć, choć w trakcie plecak zsunął się z jego grzbietu i został na zewnątrz. Chwycił bagaż w zęby i pociągnął za sobą po brukowanym podjeździe. Dróżka kończyła się pionową metalową płytą, więc lisek powędrował dalej przez trawnik. Źdźbła były za wysokie by mógł cokolwiek zobaczyć, więc wędrował na oślep aż nie trafił na altankę dającą choć odrobinę ochrony od zimnego wiatru i mokrego świństwa lecącego z nieba.
Wcisnął się pod jedną z ławek i zabrał za mocowanie z zamkiem plecaka. Co prawda widział już kiedyś jak się go rozpina, ale za pomocą zębów i łap szło mu to bardzo powoli. W środku było opakowanie bardzo małych różnokolorowych poduszeczek szorstkich z jednej strony, plastikowe opakowanie z jakimś płynem i przyjemnie pachnąca papierowa paczuszka z szynką pokrojoną w cienkie plastry. Ostatni posiłek był już odległym wspomnieniem, więc spałaszował za słone mięsko razem ze sporą porcją papieru, który się do niego przykleił. Nie najadł się tym zbytnio, ale był zbyt zmęczony ucieczką by szukać czegoś więcej więc ułożył się jak mógł najwygodniej i zasnął.
Obudziły go promienie słońca przyjemnie grzejące jego futerko. Leniwe się przeciągnął i otworzył oczy. Pierwszym co ujrzał był staw pełen wody co przypomniało mu jak bardzo chce mu się pić po nocnej przekąsce. Po zaspokojeniu pragnienia udał się na dalsze zwiedzanie pozostawiając plecak w ukryciu. Właśnie obwąchiwał ruszt do mięsa, kiedy jego uwagę zwróciły dźwięki dobiegające od strony domu.
Ostrożnie podszedł i obserwował dwunożne stworzenie straszliwie hałasujące urządzeniem z rurą. Było inne niż to, które porwało liska. Zdecydowanie niższe i z dziwnymi zaokrągleniami z przodu. Gdy skończyło podeszło do przeszklonej ściany i ją rozsunęło i jakby, to co zrobiło było zupełnie normalne, tak po prostu sobie gdzieś poszło zostawiając liskowi wolną drogę do środka. Namyślał się dość długo, bo strasznie się bał, ale ciepłe powietrze wypływające z pomieszczenia go skusiło. Wszedł najciszej jak mógł rozglądając się we wszystkie strony i nadstawiając uszu. Zdążył dojść mniej więcej do połowy pomieszczenia, kiedy usłyszał szybko zbliżające się w jego kierunku kroki. W pośpiechu schował się za koszem z drewnem uznając, że nie zdąży dobiec do wyjścia. Ze swojej kryjówki widział jak to samo stworzenie co wcześniej wraca, zamyka ścianę i znów wychodzi. Przez chwilę słyszał jakieś szelesty z innego pokoju a potem trzask drzwi i dźwięk przekręcanego klucza.
Siedział jeszcze przez chwilę w bezruchu nasłuchując, czy jest już bezpieczny i lustrując pomieszczenie wzrokiem. Widział w zasadzie tylko kanapę i kolejną ścianę ze szkła. Zapatrzył się na nią, była zupełnie inna, zamiast ogrodu odgradzała pokój od całej ławicy kolorowych rybek. Ani się obejrzał siedział na puchatym czarnym dywanie i obserwował pływające przekąski. Ciekawe czy ta tafla też się tak otwiera?
Zmienił swoją postać na bardziej ludzką, oparł rączki na szkle i spróbował przesunąć je w bok tak jak to przed chwilą widział, ale nic się nie wydarzyło. Spróbował więc ze ścianą wychodzącą na ogród. Otworzyła się i zawiał na niego wiatr, nie pamiętał, że był tak zimny, a całe jego nagie ciało pokryła gęsia skórka. Zamiast zamknąć przejście zrobił to co robił zawsze, gdy jakieś miejsce przestawało mu się podobać- poszedł w inne.
Za drzwiami, które postanowił otworzyć było dużo kafelków. Były zimne. Mimo to wszedł i przeszukał szafki, w jednej z nich było dużo puchatych kocyków a w drugiej jakieś ładnie pachnące kolorowe kostki i butelki. Wrzucił wszystkie mięciutkie rzeczy do wanny, żeby zrobić sobie wygodne łóżeczko, a resztę ustawił starannie na brzegu. Umościł się w zagłębieniu i zabrał do pałaszowania smakołyków. Na pierwszy ogień poszła różowa butelka pachnąca równie różowo malinami. Chłopiec wziął duży łyk i zorientował się, że pije szampon. W pierwszej chwili chciał wypluć, ale uznał, że smak nie jest aż tak zły, a pusty żołądek jak najbardziej. Po paru łykach zaczął czkać bąbelkami, nie zmartwiło go to jakoś bardzo, ale odstawił butelkę na bok. Zagrzebał się w kocykach i skupił na niezwracaniu uwagi na coraz mocniej bolący brzuch.

Gawain Keer - 14 Styczeń 2018, 00:22

Wylądował... gdzieś, w czyjejś sypialni. Młoda para smacznie spała. Jego bariera jeszcze się trzymała i wiedział, że ma trochę czasu. Wziął telefon leżący na półce, zakrył go porządnie dłońmi i włączył ekran. Smartfony były o tyle fajne, że zawsze można zrobić zdjęcie. Więc zrobił je śpiącej parze, po czym ułożył urządzenie dokładnie tak jak leżało wcześniej. Sezon na creepypasty rozpoczęty!
Wyszedł z mieszkania, a w głowie nadal miał obraz fioletowego, futrzanego słonia z naszyjnikiem z górskiego kryształu, który miauczał zamiast trąbić i gonił śniącą. Co prawda zasuwy za sobą nie zasunie, ale drzwi i tak były z tych, co mają gałkę na zewnątrz. Drzwi zatrzasnęły się i było dobrze. Zdjął z siebie barierę, bo brak jakikolwiek dźwięków był niecodzienny w tych stronach.
Wyszedł z budynku. A więc był w Glassville, gdzieś na obrzeżach centrum. Po dobrej stronie miasta, ale... musiał teraz zapierdalać niezły kawał pod górę! Lubił spacery, ale miało być szybko! Tymczasem lało, wiało i ogólnie było raczej mało przyjemnie.

W końcu doszedł do Willi i wszedł do środka, ale tam też pizgało, bo drzwi na taras były otwarte. Ale w domu było cicho i ciemno. Pusto. Nic nie wyglądało na zniszczone. Żadnych śladów włamania. Nic. Co do kurwy nędzy? - pomyślał i natychmiast pożałował, że tym razem nie zabrał ze sobą broni. Przeszedł do kuchni tak cicho jak mógł i uzbroił się w kuchenny nóż. Lepsze to niż nic. Zaczął powoli przeszukiwać dom, ale był pusty poza łazienką, w której ktoś spał w wannie. Ten ktoś miał uszy. A więc to ktoś z Krainy... chyba. Chłopiec, ale kto wie, ile mógł mieć lat naprawdę.
Gawain wciągnął powietrze w płuca i szybko sięgnął do wanny, by pochwycić go za uszy. Jednocześnie próbował go pochłonąć, tak jak to robił ze snami. Tak na wszelki wypadek, ale nie, nie był Senną Zjawą. Poderwał młokosa do góry i wytrzeszczył oczy. Był nagi.
- Ktoś ty i co tu robisz?! - wycedził i potrząsnął chłopcem mocno. Jeśli nie doszło to powtórzył. Serce biło mu mocno, adrenalina szalała. Nie chciał walczyć, to zawsze kończyło się źle dla jednej ze stron, a zawsze istniała możliwość, że to on oberwie.

Głucha cisza - 4/4

Cosiek - 14 Styczeń 2018, 01:19

Brzuszek bolał bardzo. Zwinął się więc w kulkę i starał się o tym nie myśleć. Ale im bardziej nie myślał tym bardziej bolało. Zamknął oczy i spróbował zasnąć, to zawsze pomagało na wszystkie dolegliwości. Jednak nie było mu to dane, z postępującego otępienia wyrwało go mocne szarpnięcie za uszy. Spojrzał z przerażeniem na trzymającego go mężczyznę, oprawca miał oczy takie same jak Cosiek, podobny kolor włosów i pachniał znajomo. Mimo to chłopiec był pewien, że nigdy wcześniej go nie spotkał.

-Nieeeeee!- Zawył przeraźliwie i zaczął się szarpać jednocześnie drapiąc szponiastymi paznokciami dłoń agresora. Cierpienie spowodowane ciągnięciem za uszy jeszcze się wzmocniło, kiedy chłopcem potrząśnięto. Wstrząs wywołał jeszcze jedną reakcję: Cosiek zwymiotował. Struga nadtrawionego szamponu i cała masa bąbelków wymieszanych z sokiem żołądkowym trafiła prosto w przybysza. Nudności przerwały krzyk i załagodziły ból brzucha. Cyrkowiec się rozkaszlał a potem rozpłakał. Grube łzy płynące z oczu rozmazywały mu cały obraz przez co nie widział co obcy trzyma w drugiej ręce. Nie rozumiał co mówi mężczyzna, ale jego ton i ręka zaciśnięta na biednych rudych uszkach mówiły, że nie ma przyjaznych zamiarów.

-Nnnnie wieem- załkał nie zaprzestając prób oswobodzenia się. - Ja głodnyyy... boooli... nie jedz mnie- płakał już w najlepsze, zupełnie nie panując nad głosem przypominającym bardziej piszczenie i skomlenie niż ludzką mowę. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek tak bardzo się bał. W akcie desperacji oderwał jedną rękę od dłoni trzymającej go za uszy i zamachnął się w stronę twarzy agresora.

Gawain Keer - 14 Styczeń 2018, 01:58

Krzyk wystawił jego bębenki na próbę. Szpony wryły się w gruby materiał rękawic, ale i ten nie wytrzymał długo. Gawain zacisnął zęby i oddychał przez nie szybko, ale w środku aż cały się skręcał, bo malec właśnie orał jego dłoń głęboko do krwi. Przybysz kopał i szarpał się ile sił przewracając butelki i kostki mydła porozstawiane na krawędzi wanny. Trzymał go jednak pewnie i mocno... do chwili, gdy mały go obrzygał.
- Jasny gwint! Kurwa! - zaklął i odsunął się na dwa kroki, ale nadal nie puszczał. Do jego nozdrzy dotarła woń soków żołądkowych i mydła. Zresztą na jego płaszczu nadal było pełno bąbelków.
Serio?
Gawain nie był pewien, ale podejrzewał, że płaczące teraz dziecko zeżarło przynajmniej parę kostek lub wypiło któryś z szamponów. I nie umiało dobrze mówić. Bało się i piszczało straszliwie. Puścił go, widząc, że chce się zamachnąć i odskoczył sprawnie. Cały trząsł się z emocji, ale musiał trzymać je na wodzy. Zamknął drzwi za sobą, by dzieciak nie zwiał i zaświecił światło.
Stanął jak wryty. Podobieństwo było uderzające. Mały rudy chłopczyk patrzył na niego własnymi oczyma. Wyglądał jak jego młodszy brat, którego jego matka nigdy nie mogła powić. Wzrok Cienia przebiegał od jego oczu, do uszu i ogonów i z powrotem. Nagi, przerażony do szpiku kości i głodny. Płaczący, żeby go nie jadł. Co to ma być, do kurwy nędzy?!
Keer sam się bał. Obcy w domu Yako i to lis wyglądający prawie jak on. Czy MORIA w końcu ich zwęszyła? Znaleźli go? Zaplanowali jakiś chory eksperyment? Może to szpieg? Może to podstęp? Na pewno nie rozstanie się z nożem. Nie ma takiej opcji. Lecz mógł zaoferować posiłek, przybrać na moment pozę dobrego gościa postawionego w pechowej sytuacji... i może wyciągnąć z niego jakieś informacje.
- Spokojnie, nie zrobię Ci krzywdy - powiedział wyciągając przed siebie poranioną dłoń. Skóra piekła jak cholera, ale poza tym nic mu nie było. Wsunął nóż za pasek i zdjął płaszcz, a potem rękawice, odrzucając ubrania na podłogę. - Nie wiesz? - zapytał, przykucając i wskazał na siebie palcem. - Ja Cień - powiedział i przesunął palec w stronę dziecka - Tyyy...? - zawiesił głos w oczekiwaniu na odpowiedź. - Powie mi i nie będzie dalej głodny - dodał zachęcająco. Albo nie będzie głodny już nigdy - pomyślał ponuro. - Czemu zjadłeś mydło? To kolorowe? Tego się nie je - wskazał na kolorowe kostki i butelki. Mały musiał wyciągnąć wszystko, co znalazł w szafkach. I czemu spał w wannie? Miał całą masę pytań, ale wiedział, że nie może ich zadać bezpośrednio. Tylko niepotrzebnie by się odkrył i podał mu więcej informacji niż mógłby uzyskać. Znalazłby się na przegranej pozycji. A jeśli wymiotny nie znał odpowiedzi, to lepiej, żeby wiedział o nim jak najmniej.

Cosiek - 14 Styczeń 2018, 03:17

Upadł kiedy mężczyzna go puścił, na szczęście dosyć miękko, bo na ręczniki. Natychmiast umknął na czworakach do najdalszego kąta, do kabiny prysznicowej. Szklane ścianki nie dawały dużo ochrony, ale lepsze to niż nic i pozwalały obserwować obcego. Jakoś powstrzymał szloch, ale oczy uparcie produkowały słone strumienie, choć znacznie mniejsze niż wcześniej. Wydawało mu się, że rudy lekko się trzęsie. Jest mu zimno? Bo chyba się nie boi, przecież jest większy i silniejszy. Przez katar wywołany płaczem i niedawne wymioty nie czuł już żadnych zapachów więc nie potrafił ocenić cudzych emocji.

Dopiero teraz zauważył nóż. Ale w zasadzie po co mu on? Przecież nie ma tu jedzenia do krojenia. Zaraz po przemianie próbowano nauczyć go obsługiwać się sztućcami. Przypomniał sobie jak porywacz pokazywał mu jak się nimi posługiwać i żeby uważał z ostrzem, bo może się pociąć. Więc o to chodziło przybyszowi, chciał mu zrobić krzywdę?

Zachowanie obcego po zamknięciu drzwi się zmieniło, stał się teraz milszy, nawet głos miał trochę łagodniejszy. Zaczął ściągać ubrania, więc raczej nie było mu zimno. Jednak się bał? Ale wtedy nie schowałby noża, prawda? Może to pułapka, Cosiek jeszcze nie do końca rozumiał, jak działają ludzie. Powiedział, że nie zrobi mu krzywdy, to zdanie chłopiec już znał, po nim następował posiłek albo bolesny zastrzyk. Więc dalej nie wiadomo.

Słowo "Cień" nic mu nie mówiło, ale mężczyzna wypowiedział je wskazując na siebie i nie robiąc żadnych gwałtownych ruchów. Może oznaczało jego nazwę?

-Ja....ja...ja...- zastanawiał się co odpowiedzieć-ja...coś-nie wiedział w końcu czym jest. Głos mu drżał, ale przynajmniej już nie łamał się od płaczu. Trząsł się ze strachu tak bardzo, że aż zęby mu dzwoniły. Ale ten drugi był trochę ranny, więc może jednak mu zaufa. Wysunął się lekko zza szyby.

-Ja głodny. Ty da jeść?- Zapytał z nadzieją. -To jeść i nie głodny- powiedział gdy mężczyzna wskazał na butelki i kostki.-Ty chcieć? Dobre. Dużo.- Zapytał licząc na to, że kiedy obcy się naje to nie będzie chciał zjeść Cośka. W końcu lepiej mieć trochę mniej jedzenia i żyć niż na odwrót. Chociaż mężczyzna był dużo większy, więc chłopiec nie wiedział czy coś zostanie dla niego. Rozmowa o jedzeniu trochę go ośmieliła i na nowo pobudziła jego apetyt. Powolutku podszedł do wanny nie spuszczając wzroku z Cienia. Był cały spięty i gotowy od razu uciec, jeśli ten próbowałby zaatakować. Złapał jedną z kostek i znowu odsunął się na bezpieczną odległość. Usiadł na zimnych kafelkach i owinął się swoimi ogonami jak mógł najszczelniej. Z tęsknotą pomyślał o miękkiej wyściółce wanny, do której bał się teraz wchodzić. Chwilę męczył się z papierkiem, ale w końcu dostał się do smakowitego wnętrza. Wgryzł się w kolorowe mydełko z trudem przeżuwając pieniący się posiłek.

Gawain Keer - 14 Styczeń 2018, 03:55

Zgodnie z oczekiwaniami mały schował się przed nim, gdy tylko miał okazję. Nadal płakał, co tylko go irytowało, ale przynajmniej powoli się uspokajał. Gawain nie znał się na dzieciach, a próby ich niańczenia często dawały odwrotny od zamierzonego skutek. Wyły bardziej, a tego musiał uniknąć jeśli miał w ogóle się czegokolwiek dowiedzieć.
Mimo wszystko nadal był gotów na wszystko. Chęć sięgnięcia po ostrze za paskiem była wręcz bolesna, uciskała jego świadomość mocno i paląco. Wiedziony instynktem nie różnił się zbytnio od dziecka przed nim. Bał się nieznanego i nowego, a chłopczyka ciężko było odczytać.
Słysząc odpowiedź westchnął przeciągle i pokręcił głową. - Ech, nie o to mi chodziło - mruknął bardziej do siebie niż do niego. No trudno, niech będzie. Tu i tak mało kto znał go pod jego prawdziwym imieniem, ale to nie była jakaś super tajna informacja. - Ja Gawain. To moje imię, Cośku - powtórzył gest i znów wskazał palcem na niego - A ty? Jak ty się nazywasz? Ja Gawain, a ty to? - zawiesił głos, by znów czekać na odpowiedź. Szło jak po grudzie.
Proszę, jednak lisek już się tak nie bał. A jednak nie. To tylko głód. Poprzednie można wykreślić. - Da jeść - przytaknął, ale to co chłopczyk zrobił potem wprawiło go w osłupienie. Czyli on naprawdę zeżarł mydło?!
Keer zaczął wątpić w jakiś skomplikowany plan ze strony MORII. Nikt nie wysłałby takiego półmózga. Nikt by się tak nie poświęcał i napychał się mydłem jak szalony. Były szybsze i lepsze sposoby na infiltrację niż udawanie kogoś takiego. Jasne, że z lufą przy głowie zrobisz nawet i to, ale... po co? Dalej nie było mowy o zaufaniu, no i skądś się ten malec wziął. Wyglądał jak on, nie licząc uszu i trzech lisich ogonów. Jakby wrzucić jego samego i Yako do jednego gara i wymieszać. Wiedział jednak jedno. Nie mógł puścić go ot tak. Musiał jakoś wzbudzić jego zaufanie i przekonać, by poszedł z nim do Krainy Luster i wyciągnąć z niego więcej. Być fajnym gościem, a tak się składało, że dawno nie grał tej roli.
- Nie chcę. Niegłodny - dodał i patrzył jak nagie dziecko podchodzi do mydła i zdziera papierek, jakby to był batonik. Cień wstał powoli, wyciągając rękę w jego stronę. Podszedł tylko na dwa kroki, nie bliżej. - Ej! Zostaw! Nie jedz tego! Dam ci jedzenie! Dobre! Bardzo! I dużo dam! Ee... Mięsko! - mówił do niego i czuł się przy tym jak debil. Jego szare komórki umierały, gdy prowadził tak durną konwersację. - Dam jedzenie - powiedział i tyłem ruszył do drzwi. Wymacał zagłębienie i otworzył je, po czym szybko poleciał zamknąć drzwi na taras i przekręcił w nich zamek. Cały czas trzymał drugą dłoń na rękojeści noża, dopóki nie odwrócił się przodem do wejścia do łazienki, by skontrolować co się dzieje. Mam przejebane - pomyślał ze zgrozą i poleciał otworzyć lodówkę, po czym wyciągnął z niej wszystko co wpadło mu w ręce. Jakieś szynki, sery, owoce i warzywa. Nieważne czy wymagały gotowania czy nie. Ważne, że to było jedzenie i było go dużo. Mleko, jogurt i inny kram, kiedy jego wzrok padł na piwo. To może być to. Upiję drania niczym stary zbok! Uśmiechnął się przelotnie i porwał dwie butelki. Wszystko miał ułożone na swetrze i w taki sposób przetransportował to wszystko do łazienki okupowanej przez intruza. Kurna, co za cygan!
- Eee... Cośku - nazywał go tak, bo innego pomysłu nie miał. - Jedzenie - dodał tylko i przyklęknął. Zaczął układać wszystko na ziemi. Pomarańcze, pomidory, salami i suchą kiełbasę, ze trzy rodzaje sera, boczek, banany, mleko, jogurt i piwo. Wyciągnął nóż i przeciął nimi opakowania. Niech mały je. Przytargał nawet kalafiora i selera, ale te zabrał ze sobą, gdy odsuwał się od fury produktów spożywczych, by mały nie bał się podejść. - Masz - wskazał dłonią i przykucnął pod ścianą.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group