To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Herbaciane Łąki - Fusowy Gaj

Anonymous - 23 Lipiec 2013, 18:24

Nie wierzył w wersje z klątwą. Tak tylko zażartował, próbował zmienić temat. Udało mu się, choć nie do końca był z tego zadowolony. Jednak wersja z klątwą brzmiała sensownie. Czemu nie uznać ją za prawdziwą. Nic na tym nie straci.
- Pewnego dnia obudziłem się i już taki byłem.
Częściowa prawda. Nie obudził się, tylko został obudzony. Dość nagle i w dodatku przez rabusia, który próbował go okraść. Spał sobie w zaspie śniegu i wcale mu to nie przeszkadzało. Od tamtego czasu ma białe włosy i zimną skórę. To ostatnie wydarzenie jakie pamięta.
- Całkiem lubię tą moją klątwę i chyba nie chciałbym się jej pozbyć. - położył nacisk na klątwę, dając znać, że nie bardzo wieży aby to była klątwa. Uśmiechnął się ironicznie. - Trzyma dziwaków z daleka.
Albo to jego osobowość trzyma wszystkich z daleka. Do najprzyjemniejszy ludzi nie należy. Spojrzał na cienie, robiły się coraz dłuższe. Można powoli już iść. Wstał podpierając się laską, rozejrzał się i podał dłoń Popu by pomóc jej wstać. Taki staroświecki zwyczaj.
- Idziemy?

Anonymous - 23 Lipiec 2013, 18:53

-O... w ten sposób...-Inna sprawa, że kompletnie nie znała okoliczności. Może coś się stało faktycznie, ktoś go napadł we śnie... ciężko było powiedzieć. Nie mogła wyciągnąć absolutnie żadnych logicznych wniosków z tego co on powiedział. Nie wychwyciła natomiast ironicznego uśmiechu, biorąc go po raz kolejny za swój sukces. W końcu im weselej tym raźniej... chwila, to na pewno było tak?
-Aaaaa... no to praktyczna! To w takim razie to chyba nie klątwa, tylko błogosławieństwo! Bo jak jest pozytywne, to trudno to tak nazwać. Klątwy szkodzą-Oczywiste. Ale chyba ten miał problemy z zauważeniem takich rzeczy, a ona czerpała wielką przyjemność z uświadamiania ludzi. Takie miała zadanie, chociaż zazwyczaj dokonywała tego w nieco innych dziedzinach życia.
Chyba i on postanowił, że powoli można iść dalej. Wstał i... podał jej rękę. Pamiętała o jego dotyku, dlatego też ułożyła dłoń tak, by styczność z jego skórą miała jej rękawiczka. Lekko jednak musnęła jego skóry. Wzdrygnęła się, ale udało się jej stanąć na nogi.
-Dziwne wrażenie... takie mało przyjemne... no nic, no to powinniśmy...-Zerknęła na drzewa. Poznała odpowiedź. Obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni.
-Tam będzie najbliżej jakiś siedlisk... i wyjścia stąd przy okazji. Nie powinno to zająć zbyt długo, chodźmy!-Dziewczynka radośnie poszła do przodu, jednak w tym wszystkim udało się jej kroczyć po tej bardziej cienistej stronie ścieżki którą sobie obrała.

Anonymous - 23 Lipiec 2013, 19:45

No tak czasem mu się zapomina, że nie może nikogo dotykać. Trudno mu było określić własne uczucia. Czy to bardziej błogosławieństwo czy klątwa. Błogosławieństwo nosiło by same pozytywy, klątwa negatywy. A w tym było trochę minusów i trochę plusów. Może lepszym określeniem było by "dar".
- Błogosławieństwo to za mocne słowo. Lepiej już brzmi dar.
Chociaż też nie do końca. Jego przypadłość nie ma określenia. Chyba, że po prostu przypadłość. Poszedł za nią, w stronę z której przyszedł. Chyba. Po wstawaniu i siadaniu stracił orientację. Szedł na za południe... a może na wschód. Nie mógł sobie przypomnieć. Przez chwilę szedł w milczeniu. Powinien zagadać.
- Więc jesteś kapelusznikiem.
Bardziej pytanie niż stwierdzenie. Świadczył o tym ekstrawagancki kapelusz, ale kto wie. W świecie Ludzi noszenie takich kapeluszy było ostatnim krzykiem mody.

Anonymous - 23 Lipiec 2013, 20:16

A ona natomiast świetnie się tutaj orientowała. Przynajmniej tak się jej wydawało, ale hej, bywała tutaj zdecydowanie zbyt często by ot tak się tutaj zgubić, prawda? Logiczne, że jak się przebywa gdzieś wystarczająco długo to się lepiej poznaje dane miejsce!
...podobno. Oj tam, nie zamierzała się nad tym zbytnio roztrząsać, co najwyżej później się skoryguje nieco drogę. A na razie... zerknęła na Colda gdy ten nie zgodził się z jej określeniem
-Też ładnie!-Pochwaliła cały czas idąc do przodu. Zgrabnie wyminęła jedno drzewo i poszła dalej w gaj. Odpoczywała w swoim zwykłym stylu, czyli ciesząc się pogodę, otoczeniem, i tym, że jest dobrze a mogło być przecież o wiele gorzej. I jak bardzo lubiła opowiadać różne rzeczy, a ten chłopak sam się prosił!
-Uhum! Moi rodzice też nimi byli, ale niestety się potruli i już dawno nie żyją. No ale gdyby tak się nie stało to bym nie była tym kim teraz jestem. Wszystko ma swoje dobre strony!

Anonymous - 23 Lipiec 2013, 20:41

Ona też nie ma rodziców. Pokiwał głową ze zrozumieniem. To takie niesprawiedliwe, zabierają ich tak szybko, całkiem niesprawiedliwie. Dlaczego ci wartościowi odchodzą najwcześniej. Nie zrozumiał całości wypowiedzi.
-Nie rozumiem. Jakby nie umarli nie była byś kapelusznikiem?
Zabrzmiało to tak jakby dziewczyna tylko dzięki ich śmierci została kapelusznikiem. Jak można powiedzieć, że śmierć ma swoje dobre strony. Zamyślił się. Może jest w tym trochę prawdy. Jeśli człowiek był zły w przeszłości.
Zdążył się zorientować, że igły to nie igły tylko fusy herbaciane, stąd zapach w całym lesie. Wybił się na lasce i zerwał parę z najniższej gałęzi. Zanim zdążyły zamarznąć wpakował je sobie do ust. Były przyjemnie gorzkie gdy mieliło je się w ustach. Co prawda mięta smakuje lepiej, ale to też jest dobra przekąska.
Śmierć może mieć jeszcze jedną dobrą stronę. Zemstę. Ale czy zemsta jest dobra? Czasem trzeba zabić by choroba się nie rozprzestrzeniała, jeszcze kiedyś śmierć była karą za popełnione zbrodnie. Ale czy to były jakieś plusy śmierci. Chyba raczej nie. Śmierć jest zawsze smutna. Istnieje jeszcze możliwość, że po śmierci bliskiej osoby dostajesz spadek. Naprawdę ktoś musiał nie lubić tej osoby by się cieszyć z marnego spadku.
Ugh. Za dużo rozmyślań.

Anonymous - 6 Sierpień 2013, 23:31

-Nie nie nie, to nie tak!-Zaprzeczyła dziewczyna energicznie kręcąc głową. Aż jej się lekko kapelusz odsunął. Na szczęście jednak zawsze w takich sytuacjach czuła wewnętrzną potrzebę by go poprawić, to też szybko wrócił do pozycji niemalże prostopadłej względem podłoża.
-Jestem czymś więcej niż kapelusznikiem. Jestem przecież kapłanką! Kapelusznikiem może być każdy kapelusznik, ale to co robię wymaga czegoś o wiele więcej niż tylko odpowiedniego pochodzenia! Wiara, oddanie, zapał oraz wieloletnie doświadczenie! No i... w moim przypadku trochę szczęścia w nieszczęściu-Podrapała się po karku lekko zakłopotana. Ale przynajmniej nie była specjalnie zaskoczona tym co zrobił Cold z fusami. Co najwyżej lekko rozbawiona.
-Wiesz, większość jednak woli je z wodą. Co kto lubi... a może jesteś głodny?-Zapytała. Naprawdę szkoda, że nie nosi żadnego jedzenia w kapeluszu! A może jednak... może... nie była pewna. Ugh...
-Jak chcesz to czegoś poszukam. Coś może się znaleźć-Zaproponowała nie przerywając chodu. Rozglądała się wszędzie... kojarzyła drogę. Zresztą, gdziekolwiek by nie zaszła, w końcu gdzieś dojdzie!

Anonymous - 7 Sierpień 2013, 19:49

Ah no tak kapłanką. Coś tam wspominała o wielkim Czu, to pewnie jego jest kapłanką. Ciekawe na czym polega ta religia i jak jest stara i ile ma wyznawców. Raczej niewiele zważywszy na to, że Cold nigdy o niej nie słyszał. W każdym razem nie chciał zmieniać wyznania, zwłaszcza że go w ogóle nie ma.
- Co daje ci przywilej bycia kapłanką?
Bo to był raczej przywilej, zważywszy z jakim zachwytem mówiła o tym całym Czu.
Fusy w tej wersji były całkiem przyjemne lepsze od listków mięty i przypominały ludzką gumę do żucia. Następny chory wynalazek by ułatwić życie ludzi. Dzięki temu udawali, że myją i dbają o zęby co jest przyjęte jako dobre wychowanie. Fusy nie czyściły zębów za to były dobre, a takie prosto z drzewa nawet pyszne. Trzeba tylko wybierać takie świeże albo pączki, by były najmniej gorzkie.
- Takie fusy są całkiem dobre. Dziwię się, że jako kapelusznik jeszcze tego nie próbowałaś. Chcesz trochę? I nie nie jestem głodny.
On rzadko był głodny, właściwie to może w ogólne nie był głodny i jadł z czystego rozsądku. Teraz ten rozsądek się nie odzywał więc postanowił odmówić.

Anonymous - 9 Sierpień 2013, 10:18

Była więcej niż zadowolona. Miała okazję coś powiedzieć o sobie i o tym co robi, co zawsze wprowadzało ją w dobry nastrój. I chociaż była w stanie sobie wyobrazić okoliczności w czasie których opowieści o tym byłyby dla niej mało przyjemne... to jednak nigdy się jej jeszcze nie przytrafiły, a i po co miałyby?
-To było przeznaczenie, że trafiłam do jego świątyni. Nie mogło być inaczej, dzięki mojemu zaangażowaniu w kultywowaniu tradycji i ogromnej wierze zostałam obdarzona darem od samego Boga, i to najbliższy jego sercu. To bardzo wielkie wyróżnienie które świadczy o jego potędze-Dziewczyna podniośle opowiadała o tym... aż tu przyszedł temat fusów. Roześmiała się słysząc, co ten powiedział.
-Ależ oczywiście, że jadłam! Póki coś Cię nie zabije to jest naszym świętym obowiązkiem tego spróbować! I tutaj akurat się zaliczam do większości. Wolę z wodą jak już... ummmm, skoro nie chcesz jeść...-Dziewczyna rozejrzała się wokoło i jednym zgrabnym ruchem ogołociła jedną gałązkę i schowała do środka swojego kapelusza.
-Ciekawa jestem, jakie by było z tego ciasto... albo krem. Lubię robić kremy! Oraz ciasteczka. Tylko, że nie mam za bardzo gdzie. I na czym. Ehehehe...-Stanęła na chwilę w miejscu. Rozejrzała się z wyciągniętym palcem... obrót o 70 stopni, i poszła dalej w las radosnym krokiem.

Anonymous - 9 Sierpień 2013, 18:51

Wzruszył ramionami, przyjmując tym samym odmowę. Jednocześnie rozważał jej wcześniejsze słowa, dość dla niego pogmatwane. Coś jeszcze wspominała o ciastach, ale za nimi Cold nie przepadał, więc stwierdził, że nie będzie ciągnął tego tematu. Dziewczynie raczej nie przeszkadzało częste zmienianie tematu, więc gdy się gwałtownie zatrzymała, zapytał marszcząc brwi:
- Jakim darem zostałaś obdarzona?
Takie tematy były najfajniejsze. Każdy miał w sobie coś specjalnego i lubił się tym chwalić. Przynajmniej Cold tak myślał, sam też lubił się trochę chwalić. Ale wszystko w umiarze. A osób specjalnych w tej krainie na pewno nie brakowało.
Ruszył za Popu, która skręciła w tylko jej znanym kierunku. Oby doszli do celu. Właściwie chłopakowi powoli stawało się to obojętne gdzie dojdą, byle by wyszli z tego przeklętego lasu. Zaczął się obawiać, że może być zaklęty i szwendają się w kółko. Spuścił wzrok i kopnął najbliższy kamyk, cały czas podążając za Popu i żując fusy.

Anonymous - 11 Sierpień 2013, 16:04

Oho, mogła dalej prowadzić uświadamianie innych! Była więcej niż zadowolona z tego faktu - była podekscytowana, co było widać choćby po jej chichocie.
-Zaraz Ci pokażę!-Zapewniła, i zdjęła swój kapelusz z głowy. Stanęła. Poczekała chwilę w oczekiwaniu na coś...
...zirytowała się. Włożyła rękę do środka, a po ruchach jej ramienia można było wywnioskować, iż czegoś szuka. Nagle jej twarz rozpogodziła się. Wyciągnęła powoli dłoń. Wokół jej palca latały trzy motyle, dwie ćmy, i jeden świetlik. Uniosła palec wokół którego latały motylki i ćma. Świetlik natomiast spokojnie sobie siedział na jego czubku, kiwając główką w rytm nieznanej melodii. Zaraz po tym z kapelusza wyleciała chmara muszek, które postanowiły latać po spirali wokół kapłanki. A ona sama była zachwycona efektem.
-Duży Czu obdarzył mnie darem sprawowania władzy nad jego ulubionymi stworzeniami. Raczej jej nie nadużywam... ale jak używam to znaczy, że było mi to dane. Więc nie ma problemu!-Muszki wokół latały wokół niej, nieco zagłuszając to co ona mówiła, ale zdawała się nie zwracać na to zbytniej uwagi.

Anonymous - 12 Sierpień 2013, 14:11

Najwyraźniej Popu lubiła opowiadać o sobie. Tak jak każdy normalny człowiek, była to całkowicie naturalna reakcja.
O mało na nią nie wpadł gdy się zatrzymała, robi za gwałtowne ruchy jak dla niego. Patrzył jak ewidentnie szuka czegoś w kapeluszu. Obawiał się co może z niego wyjąć. O kapeluszach kapeluszników krążyły legendy, podobno jeden zmieścił do swojego cały budynek, drugi sejf, trzeci ludzi, którzy kiedy stamtąd wyszli mówili coś o czarnej dziurze. Każda rasa ma swoje legendy, w niektórych jest szczypta prawdy. Miał nadzieje, że ta nie wyciągnie czegoś odrażającego, ludożerczego lub ciepłego.
Chwila napięcia rosła, gdy Po wyciągnęła parę robaczków. Uniósł wysoko brwi, by po chwili je zmarszczyć. Spodziewał się wiele, ale na pewno nie stawonogów. Wokół jej ręki latały motyle i ćma i te takie dziwne świecące owady. Wpatrywał się w to trochę zamyślony. W świecie ludzi byłoby to uznane za coś obrzydliwego. Tam nie lubi się owadów, większość uważa się za szkodniki i raczej się je unika. No oprócz motyli, bo one są słodkie i w ogóle. Nagle z kapelusza wyleciały muchy czy muszki i Cold cofnął się gwałtownie z szeroko otwartymi oczami. To raczej nie było normalne. Czy ona w tym kapeluszu miała każdy rodzaj owada? Ledwo usłyszał co powiedziała, a i tak nie zrozumiał. Mruknął cicho, co mogło być zagłuszone przez bzyczenie much. Zamrugał powiekami, żeby nie wyglądać jak wariat, z wybałuszonymi oczami.
- Nie byłaś nigdy w świecie ludzi?
Powiedział trochę głośniej, by mogła go usłyszeć, wyminął ją i przeszedł parę kroków w stronę, w którą zmierzali, by pokazać, że chce już iść.

Anonymous - 14 Sierpień 2013, 09:37

Coś tam niby usłyszała, ale by w ogóle się zaczęła zastanawiać nad jakąś sensowną odpowiedzią musiała przerwać cały proces. Niespecjalnie miała ochotę przekrzykiwać swoje myśli, to też te wszystkie owady bez żadnego polecenia wleciały jednym ciągiem do kapelusza. Gdy już ostatni przekroczył granicę pomiędzy tym światem a tego z nakrycia głowy, Popu zamaszystym ruchem umiejscowiła go sobie na głowie, aż się lekko przekrzywił.
-O, to chcesz iść? W porządku!-Lekko podskakując dziewczynka wyruszyła przed siebie, jakby zapominając o poprzednim kierunku... pozornie. Mniej więcej wiedziała przecież gdzie iść, nie jest taka głupia, by błądzić po lesie!
....a, to jej zadano pytanie... i to tego pokroju.
-No jakoś tak się złożyło... mam swoje obowiązki, rozumiesz... nie za bardzo mogę ot tak opuścić świątynię... jestem bardzo ważna, muszę wszystkiego pilnować-I jakoś tak przestała podskakiwać, a poruszała się spokojniej... ale... coś tak jakoś było tutaj rzadziej. Popu przeskoczyła nad krzaczkami i wyjrzała zza drzew. Zerknęła w lewo, prawo, i przywołała Colda ruchem całej ręki.
-Idziesz w lewo... no, nasze lewo cały czas tą ścieżką i powinieneś dojść tam gdzie trzeba! Jak dobrze pamiętam są tam drogowskazy... no... to... bezpiecznej podróży jak sądzę?-Stwierdziła... acz jej ton był zdecydowanie bardziej pytający. Dziwna kobieta.

Anonymous - 14 Sierpień 2013, 11:52

Po jakąś dziwną mocą kazała owadom wrócić do kapelusza i te jak po sznureczku do niego trafiły. Powoli docierało do Colda, że to jest chyba jej moc - władanie nad owadami. Dość oryginalne.
Dokładnie przeczytała jego intencje. Miał nadzieje, że nie weźmie tego do siebie i nie obrazi się na niego. Jednak dziewczyna nie wyglądała na przejmującą się, raczej na beztroską i wesołą. No i może trochę roztargnioną. Przyjął do wiadomości jej wypowiedz i mruknął jedynie w odpowiedzi:
- Rozumiem.
Pewnie by jej się tam nie spodobało. Pewnie ona by się tam nie spodobała. Ale kto wie, ludzie potrafią być nieprzewidujący.
Nagle Po przeskoczyła krzak, znikając za nim. Cold nie zdążył zareagować gdy ta machnęła na niego ręką by podszedł bliżej. Przeszedł przez nie jednym krokiem. Dziewczyna wskazała mu drogę, właściwie nie mówiąc gdzie się dokładnie kończy.
- Bezpieczne podróże są nudne. - uśmiechnął się mrużąc oczy - Dzięki za wszystko.
Poszedł w wskazanym kierunku i zanim skręcił w lewo odwrócił się i (o ile tam jeszcze stała) pomachał do niech z uśmiechem. Odwrócił się i skręcił w lewo.

z.t. /dzięki za miłą fabułę :)/

Anonymous - 30 Czerwiec 2014, 21:03

Ten dzień w biznesie Aurory był bardzo owocujący. Dziewczynka wyjątkowo niepewnie zgodziła się na propozycję mamy, aby ta przeprowadziła kilka spotkań z przedstawicielami rasy ludzkiej. Lou ostatnim czasy postanowiła nieco udzielać się w całej firmie, żeby jako tako przypomnieć, nie tylko matce, ale i sobie, że jednak to ona jest właścicielką korporacji. Zaś nie była pewna do tych rozmów, dlatego że poniekąd bała się konsekwencji wprowadzenia niektórych słodyczy do obcego świata. Jednakże mama tak długo ją przekonywała, że w końcu się zgodziła. I słusznie, dzięki dwóm lub trzem kontraktom firma nie tyle co miała się rozrastać, ale również zarabiać o wiele więcej pieniędzy. Z racji tego, iż wszystko szło tak jak miało iść, a obowiązków wcale nie było dużo (zresztą jak zwykle), Lou postanowiła wybrać się do Fusowego Lasu, który znajdował się nieopodal jej obecnej rezydencji. Dodatkowo również chciała trochę potrenować szermierkę, więc dlatego miała przy sobie swoją piękną szpadę. Oczywiście, była w pełni świadoma, że zacznie ćwiczyć wówczas gdy będzie w pełni sama, a miała swoje jedno wypatrzone miejsce w tym osobliwym miejscu.
Idąc pomiędzy drzewami Lou wesolutko gwizdała w rytm swoich kroków. Starała się skupić na niezbyt widocznej drodze, ale często rozpraszały ją różne herbaciane rośliny, a dominujący w lesie miętowy zapach sprawił, że w jej główce pojawił się nowy pomysł na ciasteczka. W końcu już jakiś czas nie realizowała żadnych nowych pomysłów, więc może czas na małe eksperymenty?
O mało nie skręciła w złą stronę, ale w czas zorientowała się na jaką dróżkę się skierowała. Piegowata uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła stare, suche drzewo, które już dawno straciło swoje fusy. Obecnie pełniło rolę "przeciwnika" dziewczyny, o czym świadczyły liczne wgłębienia po bokach i na środku kory. Podeszła nieco bliżej. Przez chwilę rozciągnęła swoje ręce, aż w końcu przyjęła odpowiednią, początkową postawę. Powoli zrobiła krok do przodu, a następnie szybko, niczym żmija odskoczyła na bok i cięła w "ramię" wroga. Kilkukrotnie powtórzyła ten manewr, a następnie zajęła się nowymi atakami. Nim się zorientowała, była bardzo zmęczona, pot spływał po jej czole, a nogi zaczynały się pod nią uginać, więc postanowiła trochę odpocząć. Leniwym ruchem włożyła szpadę do pasa i odpięła malutki pojemnik z wodą. Usiadła pod drzewem, wzięła kilka łyków, po czym niechlujnie wytarła ręką swoją buzię, w końcu i tak nikt by tego nie widział. Oparła głowę o pień fusowca, lekko przymknęła oczy. Ciężko oddychając, prawie że dysząc, delektowała się przyjemnym zapachem gaju.

Anonymous - 1 Lipiec 2014, 09:27

- Josephine! Gdzie ty się podziewasz! Ophelia Cię potrzebuje! Josephine!- z korytarza, na najniższym poziome zamku rodu Roitelette, dudnił głos starej służki.
Niestety jedyną osobą, która go nie słyszała była właśnie Jose. Dziewczyna w tym czasie brała prysznic (już trzeci raz w ciągu bieżącego dnia), ponieważ słyszała że woda ma właściwości lecznicze. Dokładnie obmywała ranę w kształcie gwiazdy. Następnie stanęła przed lustrem i spojrzała na ową ohydną gwiazdę. Na jej twarzy zagościł grymas niezadowolenia, kiedy bandażowała ranę. Straszne ją to bolało.
Minęło parę minut zanim włożyła na siebie skromną czarną spódniczkę i dobrała do niej białą bluzkę z czarnym kołnierzykiem. Swoje różowe włosy uczesała w warkocz. Po paru minutach była gotowa. Był to pierwszy wolny dzień od kiedy tu przybyła. Mogła robić co tylko chce. Niestety nie mogła uciec, ale Josephine już nawet o tym nie myślała, ponieważ mogła dwa razy tygodniowo zaszywać się w bibliotece (i czyści kurze). Poza tym i tak nie mogłaby daleko uciec dlatego że potrzebowała dezynfekować tą ranę przynajmniej jeszcze do końca miesiąca.
Wyszła z łazienki i wróciła do pokoju, parę minut po jej wejściu do owego pokoiku wleciała jakaś stara służąca, którą Jose kojarzyła tylko z widzenia. Zaczęła nagle krzyczeć i pociągnęła za sobą zdezorientowaną Josephine. Przeszły w takiej pozycji kilka pięter do góry. Aż w końcu „stara jędza” wepchnęła Jose do sali. Różowo-włosa bezwładnie poleciała na krzesełko, na którym stała wysoka jasnowłosa dziewczyna. W porę Josephine zahamowała i nie przewróciła krzesła razem z ową dziewczyną, ale swoim nagłym wtargnięciem wywołała niezłą awanturę pomiędzy „starą jędzą”, a inną kobietą.
Było jej strasznie wstyd, prawie zapadła się pod ziemie. Po paru minutach Ophelia czyli kobieta, która kłóciła się ze starą służącą, zwróciła się do Josephine:
- Wiem że masz dzisiaj wolny dzień, ale mam do Ciebie wielką prośbę.
- Hmmm… Słucham, o co chodzi?- odpowiedziałam starając brzmieć tak samo profesjonalnie jak moja rozmówczyni.
- Musiałabyś się wybrać do Krainy Luster po parę rzeczy dla mnie. Jestem dekoratorką wnętrz i wiem że brakuje mi jakiś herbacianych kwiatków, i innych tego typu rzeczy. Bardzo Cię proszę…
Josephine chwilę stała myśląc nad tym, a potem zgodziła się. Została serdecznie wyściskana przez Ophelię i natychmiast wysłana do Krainy Luster. Podróż nie była zbyt męcząca, więc dziewczyna od razu jak wysiadła miała siłę na poszukiwanie owych rzeczy z listy Pani Opheli. W końcu wpadła na Herbaciane łąki i popędziła do Fusowego Gaju gdzie znajdowała się ostatnia roślinka z jej listy. Kiedy wreszcie zerwała ową roślinę, oczarowana zapachami , postanowiła wejść głębiej w gaj. Minęła parę drzew i nagle zobaczyła jakąś uroczą dziewczynkę. Tak, dla Josephine wszystko co ma piegi jest urocze. Schowała się za drzewkiem kiedy ujrzała że dziewczynka dzierży w ręce szpadę. Obserwowała jej ataki i myślami powróciła do przeszłości. „Gdybym ja się umiała tak bronić i walczyć to moja rodzina z pewnością by nie zginęła i tym bardziej nie dałabym się temu paniczowi pokroić”.
Kiedy owe dziewczę skończyło ćwiczyć i usiadło pod wielkim poobijanym drzewkiem, Josephine się w sobie zebrała i w końcu podeszła do dziewczyny. Przykucnęła obok niej i uśmiechnęła się nieśmiało:
- Cześć, jestem Josephine… A ty jak się nazywasz?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group