Tyk - 3 Wrzesień 2011, 12:45 W międzyczasie gdy gość płonął słusznym sądem skazany na cierpienie, straże ustawiły się na swoich prawidłowych miejscach, nie zaś tam gdzie stały dla przedstawienia. Nawet białowłosy wstał podczas gdy skazana płonęła na stosie pięknym karmazynowym ogniem. Oczywiście ona nie była wstanie docenić piękna tego zjawiska, ale nie jej to wina. Wybaczyć więc Vondur trzeba i przenieść zainteresowanie na to co czynił gospodarz. Powoli spacerował po ogromnej sali jakby nie zważając na krzyki i płomienie. Wszystko to było nic. Dopóki ogień trawił ciało przybyłej do tego domy i atakującej gospodarza to szkarłatne spojrzenie nawet na chwilę nie zwróciło się w stronę w stronę Zuzanny. Samo imię było co prawda wieloczłonowe, lecz to nic niezwykłego. Nawet nie zrobił na nim wrażenia fakt iż była bogatą arystokratką bo przecież jego majątki wcale nie mniejsze, a aż tak skrajnym materialistą nie był by pożądać czyiś dóbr, a przecież teraz to zmusiłby ją do wszystkiego, a gdyby chciał to nawet mógłby założyć jej obróżkę jak koty, a ta w tym stanie bałaby się sprzeciwić. Oczywiście nie czynił tego by strach wywołać, lecz by jej pokazać, że powinna na czyny uważać. To prawda mogła robić co chce, tyle, że jeśli te chęci nie spodobały się Rosarium to w tych murach nie może liczyć na nic więcej jak tylko płomienie bądź też inny rodzaj kary. Z drugiej strony zabawna była sytuacja gdy rozpieszczona dziewczynka trafiła na głębokie wody gdzie nie jej zdanie się liczy, a jedynie Agasharra. Wcale jednak nie czerpał przyjemności z zadawania bólu, więc postanowił dać jej odpocząć, lecz oczywiście nie może teraz do niej podejść i zacząć ją głaskać. Przecież kara, którą otrzymała całkowicie była słuszna. Dlatego też jego słowa nie zawierały pocieszenia, bo też byłoby to hipokryzją.
-Skoro już znam twoje imię nie widzę powodu by nie udać się na spacer, w którego rytmie będziesz mogła mi opowiedzieć o powodzie przybycia do mojego domu. Czy może raczej o tym co tak bardzo cię zaciekawiło, że przybyć tu postanowiłaś.
Gdy skończył mówić powoli ruszył w stronę jednego z bocznych korytarzy, chociaż nim zrobił trzy kroki obrócił się i spojrzał czy dziewczynka idzie za nim. Oczywiście mogła się domyślić, że "wypadałoby" pójść za nim i grzecznie odpowiadać na każde pytanie, nawet jeśli teraz miało się ochotę po prostu ukryć i płakać. Nie zapomnijmy co przed chwilą biedactwo spotkało.Anonymous - 3 Wrzesień 2011, 13:18 Vondur nie wiedziała o tym, że mogła robić nie tylko to, co chciał od niej gospodarz. Nie wiedziała też, że Agasharr nie ukarał jej po to, aby patrzeć na jej ból, tylko po to, ażeby zrozumiała swój błąd. Ona myślała, że nie mogła tu nic robić oprócz tego, co chciał gospodarz. Dodatkowo sądziła, że nie jest tu mile widziana i każdy chce ją skrzywdzić. Ot, takie myśli smutnego samolubnego dziecka.
Twarde dla Zuzanny słowa gospodarza sprawiły, że odruchowo wstała. Tak zapobiegawczo, żeby nie musieć znowu płonąć. Musiała schować swoją dumę i pokornie iść za właścicielem domu, mimo swoich chęci. Nie podobało jej się to, ale nie miała na to wpływu. Gdyby chciała odejść, pewnie znowu pojawiłby się ten przeklęty płomień. A tego nie potrzebowała.
Toteż szybko podbiegła do gospodarza, idąc grzecznie za nim. Nie uniosła dumnie głowy, co zwykle by zrobiła. Szła z pokornie schyloną głową, gotowa odpowiadać na każde zadane przez mężczyznę pytanie.
-Ja.. Przyszłam, żeby się zapytać... Bo na bramie wejściowej widziałam herby... I chciałam się spytać, czyje to są?-W rzeczywistości było trochę inaczej, ale nie chciała być nachalna. Wolała załatwić to w ten sposób, żeby nie ryzykować.Tyk - 4 Wrzesień 2011, 11:58 Żołnierze stali już na swoich właściwych miejscach, nie zaś na tych, które do przedstawienia zostały im przydzielone. W tym czasie dwójka arystokratów wyszła już z sali balowej. Wkroczywszy na boczny korytarz ujrzeli ściany pokryte bielą i licznymi, choć drobnymi ozdobami co jak liście choć względem ściany niewielkie w końcowym rachunku dają różnice olbrzymie. Jednak nie tylko wykończenie wypełniało pustkę, lecz również obrazów dwa rzędy po obu stronach. Sceny różne, niekiedy mityczne, innym razem historyczne, zawsze jednak piórem jakby ludzkie, przez to w pewnym sensie zupełnie obce, bo to nie ludzki świat. Każde płótno zwieńczone było piękną ramą złotą, z tabliczką u dołu gdzie tytuł wraz z autorem podano. Jak w muzeum, lecz również dlatego by lepiej zrozumieć co obraz przedstawia i kto jego twórcą. Do tego jeszcze można ujrzeć kwiaty czy rzeźby mniej liczne, lecz wciąż obecne. Biel marmurowych wizerunków doskonale wyglądała przy łagodnej czerwieni kwiatów, która bliska była dywanowi na ziemi położonemu. Tak idąc mijali drzwi różne jakby do samego końca zmierzać mieli. Natomiast Rosarium postanowił odpowiedzieć na zadane mu pytanie, w sposób pełny, niczego nie zatajając bo też nic co ukryć warto w bramie do posiadłości nie było.
- Dziwi mnie trochę twoje pytanie, nie dlatego, że błahe. Nic przecież pytać o fraszki bo w nich niekiedy ukryta prawda ważniejsza niż słowo ze starych ksiąg. Jednak skoro i ty nie pochodzisz z arystokracji, to czy nie oczywiste jest, że przed domem i w jego wnętrzu swój herb się umieszcza? Łatwo więc jest wywnioskować, lecz dla podsumowania jeszcze dodam, że moje to symbole, bo czyjeż inne?
Białowłosy szedł nie patrząc na obrazy, lecz nie dlatego, że przyzwyczaiwszy się do nich całkowicie ignorował, lecz inne miał teraz sprawy. Przede wszystkim musiał zająć się gościem, który został słusznie ukarany i już wampir wcale nie jest na nią zły za czyn tak niegodny. Zaczął więc już kolejny temat, który tym razem był nieco inny.
- Jaki rodzaj sztuki preferujesz? Oczywiście nie tylko pytam o ulubiony gatunek jej uprawiania, lecz również o zawarty w nim wyróżnik. - Tutaj dotarli do drzwi, które wydawały się niczym od innych nie różnic. Tak jak przed wieloma i tutaj stał strażnik, lecz o dziwo drzwi na gest Agasharra zostały otworzone, a on dodał jeszcze. - Jak już odpowiesz to pozwolę ci odpocząć za tymi drzwiami. Jeśli chcesz możesz się przespać, aż tak szybko cię nie wezwę do siebie aby ci zakłócić odpoczynek.
Oczywiście nie robił tego tylko z troski, chociaż odrobinę wrodzonej empatii można tam wepchnąć, lecz siłą. Przede wszystkim wiedział, że teraz nie jest zbytnio wstanie rozmawiać bo jest po prostu przerażona. I słusznie, z drugiej jednak strony musi zrozumieć, że kara była słuszna i wiedzieć, że może sobie pozwolić na niezgodzenie się, ale na bezczelność już nie!Anonymous - 4 Wrzesień 2011, 16:41 Vondur szła za gospodarzem. W pewnym momencie wyrównała krok, żeby iść obok niego, bo źle się czuła idąc za nim, jak jakaś służka. Mimo tego, że nie mogła robić tego, co chciała i musiała zachowywać się pokornie, zostały w niej resztki dumy. To właśnie ona nie pozwoliła jej wyglądać jak służba. Toteż szła w równej linii z gospodarzem z uniesioną dumnie głową.
Po drodze szli pięknie ozdobionym korytarzem. Jego ściany wykończone małymi ozdobami, które dość ładnie wyglądały. Dodatkowo powieszono na nich różne obrazy. Niektóre przedstawiały sceny z mitologii, inne z historii. Każde zdobiła złota rama i mała tabliczka z autorem i tytułem dzieła. Oprócz tego od czasu do czasu można było zobaczyć stojące pod murami kwiaty i rzeźby.
Na odpowiedź Agasharra, Odette skinęła głową. Skoro były to jego herby, nie miała powodu, aby zarzucić mu brak herbu jej rodziny. Toteż zapomniała o tej sprawie. Zamiast tego zauważyła, że właściciel wypowiada się w sposób specyficzny, używając jak najbardziej wyrafinowanych słów. Ona sama natomiast w porównaniu do niego wysławiała się, jak zwykła chłopka, która ewentualnie została wykształcona na poziomie podstawowym. Nie podobało jej się, że tak słabo wypadała na tle mężczyzny, ale nie umiała inaczej. Widocznie taki był jej los.
Kiedy dotarli do jakiś drzwi, one otworzyły się na gest gospodarza. Już miała tam wchodzić, kiedy mężczyzna zadał pytanie. Jako że bała się ponownych płomieni, szybko odpowiedziała.
-Ogólnie lubię malować. I oglądać obrazy. Obojętnie jakiego rodzaju. Lubię też słuchać muzyki klasycznej, ale nie pogardzę też współczesną. Kiedyś uczyłam się grać na pianinie.-Podzieliła się swoimi upodobaniami z Agasharrem.
Dopiero po słowach gospodarza, Vondur zorientowała się, że rzeczywiście chce jej się spać. Była wyczerpana, a do tego dochodziło chyba zmęczenie psychiczne. W efekcie potrzebowała snu.
Weszła więc do pomieszczenia i rzuciła się na najbliższy miękki mebel, gdzie można byłoby usnąć. Nie zdjęła sukienki, zmęczenie było zbyt wielkie. Po chwili zasnęła.
~~~
Obudziła się po jakimś czasie. Z krzykiem, który zapewne było słychać w dość dużej części posiadłości.
Wstała i złapała się za serce. Jeśli ktoś myślał, że sen ją uspokoi, to nie miał racji. Sprawił, że była bardziej zestresowana, niż przedtem. Po chwili jednak się uspokoiła, widząc, że w pomieszczeniu nie ma żadnych płomieni.
Odetchnęła z ulgą i położyła się znowu. Leżała na plecach, patrząc w sufit.Tyk - 5 Wrzesień 2011, 12:22 Nie pytajmy co w czasie snu, w którym gościa umysł był pogrążony, robił gospodarz. Może również w łóżku swoim wypoczywał? Może żądny spokoju ogrody swoje po raz setny zwiedzał. Niewykluczone, że jeszcze inne czynności pochłonęły Rosarium. Bynajmniej to nie on odwiedzał śpiącą. Nie on do jej pokoju przyniósł suknię, w którą dziewczynka przebrać się mogła oraz to nie on zostawił list. Z jego to jednak było rozkazu, a przed drzwiami jego człowiek czekał by prowadzić Vondur w miejsce gdzie miała się znaleźć. Na razie jednak jedyne co w swoim tymczasowym pokoju mogła znaleźć ponad to co zwykle w takich miejscach bywa to wspomniane przebranie w kolorze łagodnej czerwieni, która gdyby ją o kilka tonów zmienić byłaby różem, lecz to samo gdyby dodać nieco można by uznawać za ciemną odmianę tego jakże wspaniałego koloru. Jednak po co to wszystko? Czemu gospodarz swego gościa ubiera, a przecież nie tylko na sukni się zatrzymuje bo i dodatków niemało przygotowane zostało. To wszystko w liście było wyjaśnionym, który trudno przeoczyć, a leżał na szafce koło łóżka. Treść jego w takich słowach była zawarta.
Cytat:
Wielkim trzeba darzyć szacunkiem tych, którzy nawet w swych rodzinnych stronach odeszli w cząstkową niepamięć. Ich słowa wcale nie pozbawione sensu będą moją rozrywką, do której i ciebie zaprowadzi służba. Oczywiście gdy już będziesz obudzona, jeśli dotąd to nie nastąpiło. Nim jednak dołączysz do mnie powinnaś się umyć, a następnie już nie ten sam strój, lecz inny ubrać. O wszystko się jednak już zatroszczyłem.
Łatwo było zrozumieć, że atrament na papierze listowym był świeży. Co prawda dotknięcie nie spowodowałoby rozmazania, lecz jeszcze kurz na nim nie osiadł, a pismo lśni świeżością. Teoretycznie dziewczynka mogła wyjść stąd w każdej chwili. Taka jednak była teoria. Służba będąc skrupulatną nie wypuści dziewczynki z pokoju póki ta nie wykona polecenia Rosarium. Oczywiście sam Agasharr gdyby ta się uparła wypuściłby ją bez niczego. Z drugiej strony czy biedactwo odważy się kazać do siebie wezwać kogoś, kto kojarzy się z płomienie. Ciekawe czy Vondur zrozumiała już, ze ogień był karą i to słuszną, nie zaś próbą upokorzenia czy zabawą bolesną. Ach! Oczywiście łazienka była w pokoju za jasnymi drewnianymi drzwiami. Zagadkowa mogła być również treść listu, a szczególnie to gdy mowa była o zapomnianych. Kto wie, czy on jakiś trupów nie wykopał i nie je... (Hahaha)*
Cytat:
* - Macie się śmiać. **
Cytat:
** - Nie zmuszam oczywiście. ***
Cytat:
*** - Ale jak nie będziecie się śmiać to na stos!
Anonymous - 5 Wrzesień 2011, 17:38 Vondur nie była ciekawa, co robił gospodarz w czasie, kiedy ona spała. Gdzieś w głębi ducha cieszyła się, że nie towarzyszył jej w trakcie, kiedy wypoczywała. Nie mogłaby wtedy robić tego w spokoju, bojąc się, że znowu zacznie płonąć.
Dziewczyna rozejrzała się po pokoju. Zauważyła leżącą na półce sukienkę, a w jej oku pojawił się błysk. Podeszła do stroju i zaczęła go oglądać. Było to ubranie w kolorze łagodnej czerwieni. Gdyby odjąć trochę czerwonego, kolor przeszedłby w róż, natomiast gdyby go dodać, otrzymano by szkarłat. Jednak Odette wiedziała, że we wszystkich kolorach sukienka wyglądałaby ładnie. A na pewno na niej.
Podniosła ją. Była prosta, bez żadnych udziwnień i ozdób, typu koronki, czy falbanki. Miała na szczęście długi rękaw, co trochę Vondur pocieszyło. Mimo wszystkich szczegółów strój podobał się dziewczynie i natychmiast zapragnęła ją na siebie włożyć.
Kątem oka zauważyła jednak list. Podeszła do szafki obok łóżka i wzięła kartkę w rękę. Atrament był jeszcze świeży, co wskazywało na nowość listu. Nie był pisany dosłownie przed chwilą, ale Zuzanne oceniła, że zaistniał jakieś pół godziny temu maksimum. Przeczytała go i kiwnęła głową, zgadzając się na to, co proponował, a raczej rozkazał w jej mniemaniu.
Wzięła sukienkę i poszła do łazienki. Zgadła, że znajdowała się ona za jasnymi drzwiami. Weszła do pomieszczenia i wzięła kąpiel. Niedługą, bo wiedziała, że gospodarz na nią czekał. Potem już czysta ubrała się w czerwoną sukienkę. Zdjęła swój czarny naszyjnik i opaskę na włosach, ukazując dwa małe jasne różki. Nie wstydziła się ich, a nawet jeśli, to ozdoba nie pasowała jej do stroju. Niestety, na czarne buciki nie mogła nic poradzić, więc w nich została. Całą resztę stroju położyła na łóżku. Potem związała włosy w piękny kok i popatrzyła w lustro. Wyglądała dobrze.
Uśmiechnęła się do siebie i wyszła z pomieszczenia. Spojrzała na strażnika i powiedziała:
-Jestem gotowa.
Być może w jej głosie było odrobinkę za dużo dumy, a jej podbródek był uniesiony ciut za wysoko, ale nie zdawała sobie z tego sprawy. Albo nie chciała. Bo wracała już do swojego dawnego stanu, tego, w jakim zawitała do posiadłości.Tyk - 5 Wrzesień 2011, 18:21 A co jeżeli gospodarz przygotował dla niej już całą serię wymyślnych tortur, po których po prostu wyrzuci sponiewierane ciało do jakiegoś dołu i cienką warstwą ziemi przysypie, po tym jak mięso psy zedrą z zakrwawionych kości. Nie wybiegajmy jednak tak bardzo w przyszłość i skupmy się na drodze, która tym razem poprowadziła dziewczynkę tym samym korytarzem, lecz innymi drzwiami. Znalazła się po chwili przed labiryntem zieleni. Nie musiała się jednak obawiać zgubienia. Nie tylko dlatego, że miała przewodnika, lecz również dla wyrazistego oznakowania miejsca. Jednak co mógł oznaczać złowieszczy napis złotymi literami wypisany na czarnych tabliczkach, a w swej ponurej wróżbie wieszczący "Biblioteka". Przed wiatrem porywistym szybko krzewy was ochroniły i w ciszy, słysząc tylko szelest górnych liści poruszanych wiatrem. Nie one jednak uwagę mogły przykuć, a gmach wielki o pięciu kopułach pełnych i wielu uciętych. Wszystko to mogło zachwycić swym pięknem, a przecież ściany nie proste lecz bogato farbą i rzeźbą zdobione. Wszystko to wykonane w stylu będącym mieszanką baroku z renesansem, gotyku z arabską sztuką. Zatem synkretyczny budynek stał teraz, a czy to biblioteka? Zapewne tak. Po kilkuminutowym, dość prostym zresztą, marszu przez labirynt, dziewczynka dotarła do drzwi i sporego placu przed gmachem. Nie miała jednak czasu na podziwianie ani piękna architektury, ani mundurów strażników. Vondur prowadzona była dalej, a po przekroczeniu drzwi ujrzała ogromne pomieszczenie wypełnione najróżniejszego rodzaju skarbami. Tam również nie długo zabawiła. Przewodnik wciąż szedł, a ona go zgubić nie mogła. Przez plątaninę bocznych korytarzy zeszli w dół. Do podziemi zapewne, bo gdzie indziej? Czy to lochy? Bardzo możliwe, lecz piękny wystrój wnętrza mówił co innego. Co innego też ukazało się oczom Vondur gdy przeszła przez drzwi gdzie przewodnik ją opuścił. W środku widziała balustradę oraz siedzenia, a dalej kurtynę rozsuniętą i scenę, lecz aktorów stamtąd dojrzeć nie mogła. Mogła jednak zauważyć, że na jednym z krzeseł siedzi sobie Rosarium i sztukę ogląda, a w tym czasie gość powinien usiąść obok gospodarza. Oczywiście poza nimi nikt nie siedział. Przy drzwiach tylko dwójka straży miała swoje stanowisko. Tak samo na dolnej widowni nie było nikogo kto mógłby być widzem. Z drugiej strony sala nie była wcale duża, chociaż jak na fakt, że znajduje się pod ziemią do tego jest to sala prywatna można uznać ją za olbrzymią. Do tego trzeba wspomnieć, że wszystko było pięknie udekorowane, więc goście chociaż nie są liczeni w tysiącach to nie mogą narzekać na brak komfortu, a przecież sala wcale nie ustępuje wszystkim prawdziwym teatrom.Anonymous - 5 Wrzesień 2011, 19:16 Vondur nie myślała o tym, że niebezpiecznie iść za strażnikiem, nie pytając wcześniej, gdzie ją prowadzi. Nie przyszło jej do głowy to, że mogła podążać w stronę lochów lub miejsca, gdzie przeprowadzono by na niej eksperymenty lub tortury. Prawdopodobnie dlatego, że nigdy wcześniej nikt jej nie karał, a co dopiero bił lub torturował. Toteż nigdy takie przypuszczenia nie przychodziły jej do głowy.
Odette idąc za strażnikiem wyszła z budynku. Szła otoczona zielenią. Ten kolor ją uspokajał, zresztą prawdopodobnie tak, jak wszystkich. Po wierzchołkach drzew i krzewów wywnioskowała, że wiał wiatr. Na szczęście, żywopłot oraz krzewy chroniły ją od niego. O strażniku oczywiście nie pomyślała.
W pewnym momencie jej oczom ukazał się piękny i wielki budynek o pięciu kopułach. Vondur z wytrzeszczonymi oczami patrzyła na niego. Prawdopodobnie była to bliblioteka, jak wywnioskowała po wcześniejszych drogowskazach. W każdym razie podziwiała architekta za zbudowanie czegoś tak pięknego i potężnego. Coraz bardziej zaczynała się martwić, że w porównaniu z posiadłością Agasharra jej dom jest zaledwie chłopską chatą, która spali się po wykrzesaniu najmniejszej iskry. I nie podobało jej się to.
Dlatego też postanowiła nie podziwiać ozdobnych pomieszczeń tego budynku. Jej pycha nie pozwalała jej na zachwycanie się czymś, co jest lepsze niż to, co należy do niej. Taka jakby reakcja samoobronna?
Wreszcie po jakimś czasie weszła do sali, która wyglądała jak teatr. I zapewne też tym była. Strażnik opuścił ją, a ona rozejrzała się po sali. Niestety, ta również była piękna. To trochę zepsuło humor Zuzanne.
Podeszła do gospodarza, którego zobaczyła na widowni i usiadła obok niego.
-Witaj, o Panie. Przepraszam za moje spóźnienie.-Powiedziała niechętnie, co może i było słychać w jej głosie. Jednak starała się to hamować. Nie wiedziała, jak jej to wyszło.Tyk - 5 Wrzesień 2011, 20:35 Białowłosy nie od razu zareagował na przybycie dziewczyny. Co prawda kątem oka ujrzał jak ta siada obok niego. Jeśli cofnąć się wcześniej to nieobce mu były kroki oraz poprzedzające je otwarcie drzwi. On jednak w tym czasie miał szkarłatne oczy zwrócone na aktorów. Na scenie aktualnie tylko jedna osoba przebywała. Trudno jest jednoznacznie określić kim jest, lecz ubranie jego dość proste i przypominające te jakie się nosiło w Grecji na co dzień. Oczywiście gość Rosarium nie mógł znać tejże kultury, a więc i nie wiedział skąd ten dziwny strój pochodzi. Słowa jego mogły być wysłuchane. Zresztą dla poczytania powiem, że teraz białowłosemu przyszła chęć na dramat antyczny, wiec grzechem byłoby nie zapoznać się z Edypem, który przecież został ukarany przez ucieczkę od własnego losu. Nie o tym jednak przyjdzie nam mówić bo już spojrzenie karmazynowe spokojnie i nie w pełni obróciło się w stronę rozmówczyni. Przy tym lekko się pochylił, lecz tego gestu można nawet nie spostrzec. Zbyt on był nieważki.
-Witam cię i wszelką zwłokę zdolny jestem wybaczyć, a skoro listu treść nie została zachwiana to nawet słów nie potrzeba na zbędny żal, który w innym miejscu mógł być wykorzystany.
Na chwilę przerwał, a twarz zwróciła się ku aktorom i nie patrząc na rozmówczynię o przedstawieniu wypowiedział swoje zdanie.
-Zwykle podczas przedstawień nie wypada rozmów prowadzić, lecz nieco inne tu panują zasady. Pokaz to prywatny, a więc w każdej chwili mogący być przerwanym i również do wznowienia nie ma żadnego ograniczenia. Co więcej jest mi już znany i tylko pro memoria postanowiłem raz jeszcze losy tego skazańca losu na scenie obejrzeć. Zresztą wyśmienitych aktorów do tego zatrudniłem i chętny byłem ich ujrzenia. - Tutaj nastąpiła krótka pauza. Nieco dłuższa od tej na powietrza zaczerpnięcie. Oparł się o siedzenie wygodnie i dłoń na oparciu spoczęła. Jednak nim cokolwiek Vondur zdążyła odpowiedzieć on kontynuował. Głos jego był spokojny i cichy aby pytań o zdrajcę nie zakłócać. -Zapomniałem jednak spytać czy tobie również znane jest przedstawienie, które tu oglądam. Co prawda nie każdy takie jak ja ma zainteresowania aby sztuką się opiekować i z tak daleka dzieła sprowadzać. Jednak czemu nie miałabyś być mecenasem jeśli obrazy tak sobie cenisz? Zapewne i muzyków niemałą ilość wspomagasz radą i dachem, pod którym spokojni o los mogą tworzyć w izolacji na tyle nikłej, że tylko dla nich ochroną, nie zaś świata zasłoną.
Na tym białowłosy skończył mówić i pozwolił dojść do głosu swojemu gościowi.Anonymous - 6 Wrzesień 2011, 18:13 Mimo tego, że Vondur była rozpieszczona i nigdy nie robiono czegoś wbrew jej woli - nie tyle z rozkazu jej ojca, co zwyczajnie ze strachu, była uczona różnych przedmiotów. Niektóre lubiła bardziej, inne mniej, jednak wszystkie szanowała. Zdawała sobie bowiem sprawę, że jeśli nie zgodzi się na edukację, nie będzie miała nic do powiedzenia wśród osób bogatych kulturowo i wykształconych. Dlatego też rozróżniła strój aktora i zorientowała się, że akcja spektaklu musiała toczyć się w starożytnej Grecji. Mimo to jednak sztuki ani postaci nie rozpoznała. Jej wiedza nie była aż tak szeroka.
Odette zdążyła się już zorientować, że pokaz i sala teatralna były prywatną własnością Rosarium, toteż nie zdziwiły jej słowa gospodarza. W jej poprzednim domu, który teraz prawdopodobnie zajmowała jej matka wraz ze swoim okropnym kochankiem, ród von Fantome też posiadał swój malutki teatr. Jednak w jej teraźniejszej posiadłości takiego obiektu nie było. A może znalazłaby ją, gdyby jej poszukała? Zdecydowała, że musi kiedyś zbadać dokładnie wszystkie zakamarki domu.
Cóż, u Vondur z tą opieką nad sztuką było zgoła inaczej. W jej domu nie miały miejsca żadne spotkania artystów, czy spektakle. Również żaden muzyk nie ośmieliłby się komponować w zaciszu jej posiadłości bez jej zgody, którą to było bardzo trudno uzyskać. W efekcie pod jej dachem mieszkał tylko jeden muzyk, a była to jej nauczycielka gry na fortepianie, która częściej na rozkaz właścicielki umilała jej czas grą na instrumencie, niż dawała jej lekcje.
-Oczywiście. W moim domu często są organizowane spotkania malarzy i artystów. A jeśli któryś zechce tworzyć w którymś z wielu pokoi, otrzyma pomieszczenie w całości do swojej dyspozycji. Odbierane jest mu dopiero gdy sam o tym zdecyduje. Od czasu do czasu także kupuję im instrumenty, o ile wcześniejsze nie nadają się do użytku. Jednak przedstawienia tego nie znam.-Tylko ostatnie zdanie było prawdą, ale słuchacz nie mógł tego zauważyć. Vondur po raz kolejny używała sztuki kłamstwa, którą opanowała w stopniu mistrzowskim. Jeśli nie wyższym...Tyk - 7 Wrzesień 2011, 07:33 (Mry, mry~! Wybacz zwłokę!)
Vondur nie mogła przypuszczać, że kłamstwo nie zaprowadzi ją do niczego dobrego. Tym bardziej, że robi to tylko dlatego aby się pochwalić, że tematy, o których mowa nie są obce i jej. Co więcej nie wiedziała, że ma tutaj kogoś kto z zamiłowania zajmuje się mecenatem, nie zaś jak większość dla prestiżu. Również nie jest jak inni, gdyż on bardzo często zajmuje się artystami nie tylko ich zaopatrując i pozwalając tworzyć, lecz aktywnie uczestnicząc w ich dziele, chociaż sam się do niego nie przykłada. Rozmów zatem rzadko skąpi artystą, a czasem nawet zbytnio ich rozpieszcza ze względu. Weźmy pod uwagę pewnego kota, który miał więcej instrumentów do dyspozycji niż mógł użyć w ciągu jednego dnia. Z drugiej jednak strony to nic złego, bo wielcy artyści zasługują na najlepsze warunki do tworzenia ażeby ich talent nie marnował się tylko w jednym rodzaju sztuki. Taki Da Vinci przecież nie tylko był malarzem. Jego kompetencje były znacznie szersze, a co gdyby ktoś kazał mu tylko ciągle i bez ustanku tworzyć obrazy? W czasie gdy dziewczynka skończyła mówić na scenę wszedł kolejny aktor, który przed stojącym uprzednio wyraźnie czegoś ukrywał. Oczywiście jeśli o samo kłamstwo chodzi nie wystarczy panować nad ciałem gdy te kłamie, lecz jeszcze nad treścią słów i nad tym co rozmówca może powiedzieć. Oczywiście była jeszcze możliwość zablokowania mocy, a później przejrzenia umysłu, lecz po co? Rozmowa nie mogła przecież zakończyć żadnej wojny ani niczego innego. Białowłosy zrozumiał, że i Vondur jest mecenasem, chociaż jak widać robi to raczej dla zasady. Co więcej nie otacza ich na pewno opieką bo daje im instrumenty tylko gdy poprzednie nie są już do użytku. Wątpił by to osobiście sprawdzała.
- Widzę więc, że temat nie jest ci obcy, choć nie całkiem zaznany w pełni. Nie o tym jednak dyskutować będziemy. Jednak wraz z odpowiedzią na moje pytanie kolejne przychodzi na usta. Nie pozostało zatem nic innego jak je wypowiedzieć. - Zrobił krótką przerwę po czym kontynuował. - [b]Skoro zajmujesz się mecenatem zapewne podasz mi kilka nazwisk podopiecznych. Może ktoś sławniejszy kogo obrazy sprzedaż przynosi majątek, bądź też muzycy czy kompozytorzy co sławni już poza domem. Może masz tam jeszcze inny typ artystów znanych poza murami? Zatem przedstaw nazwiska, abym mógł oszacować czy miałem okazję kogokolwiek spotkać, lub przynajmniej usłyszeć.
Białowłosy nieumyślnie zadał pytanie, na które biedna nie mogła odpowiedzieć, chyba, że będzie rzucać nazwiskami bezmyślnie, lecz jest ryzyko, że wtedy bardzo łatwo się wyda w nieszczerości.Anonymous - 7 Wrzesień 2011, 18:09 Oczywiście, że nie mogła o tym wiedzieć. Kłamstwo było tak naprawdę jej drugim życiem. Zawsze uchodziło jej na sucho, wszyscy jej wierzyli za każdym razem. Nigdy nie zdarzyło jej się, żeby wyszło na jaw to, że kogoś oszukała. Wychodziła z tego zawsze czystą kartą. Więc nie wahała się kłamać następnym razem. A że była w tym dobra, robiła to dość często. Toteż nie wahała się użyć swojej umiejętności i tym razem.
Gospodarz spokojnie mógł uważać ją za mecenasa 'dla zasady'. To i tak było lepsze od prawdy, która była wielce niechlubna. A była ona taka, że pod jej dachem nie było żadnego artysty. Bo dziewczyna cieszyła się, gdy do jej posiadłości dostarczano jakieś piękne dzieło, ale nie obchodziło jej, w jakich warunkach zostało wykonane. To samo z muzyką. Lubiła jej słuchać, uczyć się może trochę mniej, nigdy jej nie komponowała. Ale nie było dla niej ważne, skąd pochodzą nuty, które słyszy.
Pytanie Rosarium zaskoczyło Odette, choć też nie do końca, bo zdawała sobie sprawę z tego, że takie pytanie prawdopodobnie padnie. Bo czy nie logiczne jest, że musiała znać nazwiska swoich podopiecznych? Pojawił się dla niej problem, bo oczywiście nie chciała, aby wydało się jej kłamstwo. Musiała na poczekaniu wymyślić parę nazwisk, ale nie mogła zastanawiać się zbyt długo, ponieważ wtedy jej kłamstwo również by się wydało. W tej chwili właśnie się przekonała, co oznaczało powiedzenie kłamstwo ma krótkie nogi. Właśnie się sprawdzało.
Vondur westchnęła. Ale tylko w duchu, na zewnątrz nadal miała taki sam wyraz twarzy, jak przed chwilą - dumny.
-Niestety, nie możesz znać ich nazwisk, Panie. Są to młodzi, choć szalenie utalentowani uczniowie. Lekcje daje im natomiast moja własna nauczycielka gry na fortepianie. A kiedy ich umiejętności przewyższają te jej, zostają oni wysyłani do różnorodnych szkół, gdzie szkolą się na sławnych kompozytorów. Do tego jest to nowe zajęcie w moim domu, wcześniej się czegoś takiego nie praktykowało. To samo z malarzami. Jak na razie uczniami są moi kuzyni i kuzynki - zarówno z rodu de la Peur jak i von Fantome. Czasem zdarzają się też ich przyjaciele, ale to już rzadziej.-Odpowiedziała, mając nadzieję, że wyczerpała temat. Oczywiście wszystko było kłamstwem, bo jakżeby inaczej. Jeśli natomiast Agasharr nadal chciałby poznać nazwiska uczniów, zyskała chwilę czasu na zastanowienie.Tyk - 8 Wrzesień 2011, 22:05 Właściwie to dziewczynka nie pomyślała, że znów może zostać spalona. Oczywiście nie bez powodu, lecz za kłamstwo, które szybciej bądź później wyjdzie na jaw. Oczywiście! Nie można całkowicie zabronić jej zatajania prawdy, lecz w tym wypadku biedaczka robił to tylko dlatego, aby nie wyjść na gorszą niż Rosarium. Jednak mogła wiedzieć, że ten skoro jest mecenasem to wie o sprawach, o których ona niema pojęcia. Zatem czy warto było ryzykować pogoń za wprawionym żeglarzem wyposażonym w okręt z lśniącymi bielą w słońcu maszty, mając do dyspozycji łódkę, na której postawiono prowizoryczny masz ze szczotki i kawałka koszuli. Tak mniej więcej wyglądało kłamstwo dziewczynki, a może powinienem powiedzieć będzie wyglądać gdy w końcu zostanie odkryte. Bowiem białowłosy magnat nie miał zamiaru nawet kończyć temat, gdy tak wiele zostało do powiedzenia. Jego zdaniem bowiem było takie, że o ile rodzinę trzeba pamiętać i zawsze wspomagać to żadnym mecenatem nie jest opieka nad kuzynami czy kuzynkami. Nie zapominajmy, że tacy ludzie na pewno nie są aż tak biedni żeby nie stać ich było na własny dom. Co więcej to nie tylko oddanie do ich dyspozycji pokoju lecz również ciągła opieka o czym poinformował dziewczynkę w kolejnych słowach.
-Muszę z przykrością stwierdzić, że praktyki twoje nie spotykają się z moją pełną aprobatą. Oczywiście artystami trzeba się opiekować gdyż tylko oni nadają światu piękno. Sprawia to wiele, chociaż motłoch nie potrafi tego docenić przechodząc koło sztuki tylko okiem raz na nią rzuciwszy. Jednak czym lepsi są kuzyni od innych, którzy chcą tworzyć? Oczywiście nie mam tutaj zamiaru wcale cię za to krytykować, lecz uświadomić, że pochwały do tego nie dam.
Białowłosy spojrzał na scenę gdzie aktorzy wciąż grali, lecz szybko jego oczy znów skierowały się na Vondur. Głos jego cichy i spokojny poniósł się szeptem pomiędzy uszami arystokratów.
-Mojej uwadze nie umknęło również, że zupełnie masz inny pogląd nad tym czym jest mecenat. Dajesz im miejsce gdzie mogą mieszkać i wykształcenie, lecz co z rozrywką i przede wszystkim wymianą poglądów? W końcu tworzenie to nie tylko wyuczone zdolności, lecz również charakter i wyobraźnia, którą rozwija się dobrze nie w samotności. Co powiesz na przyprowadzenie tutaj kilku swoich ulubieńców i zademonstrowanie ich zdolności?
Oczywiście mogła odmówić, czemu nie? Może dlatego, że wtedy oznaczałoby to strach przed zademonstrowaniu wprawionemu oku artystów niepewnych? Z drugiej strony nawet słabych nie miała do pokazania. Jednak na pewno dziewczynka coś wymyśli, gdy białowłosy wezwał do siebie jakiegoś służącego i coś do ucha szepnął gdy ten się nad nim pochylił. Wkrótce drzwi się otworzyły, a służący wyszedł.Anonymous - 9 Wrzesień 2011, 17:39 Ludzie zapominają to, co było dla nich nieprzyjemne. Więc dlaczego Vondur miała nadal pamiętać i myśleć o jej teoretycznym paleniu? Nie było to przyjemne, dlatego dziewczyna omijała ten temat. Nie chciała o tym myśleć, a co dopiero rozmawiać. Na jej szczęście, temat rozmowy był inny.
Owszem, Odette nie miała prawie żadnego pojęcia o mecenacie. Kojarzyła coś tylko z lekcji historii, na które niegdyś uczęszczała. Tą też wiedzą i swoją bardzo bujną wyobraźnią posługiwała się w tamtej chwili. I oczywiście swoją sztuką kłamstwa. No, może jeszcze zdolności aktorskie potrzebne do nieszczerości...
Dziewczyna wysłuchała słów gospodarza ze spokojem. Gdyby naprawdę miała pod swoim dachem kuzynostwo doskonalące swoje talenty, być może by się przejęła. Choć i tak nie wiadomo, bo znając ją nie zależałoby jej na nich. Między innymi przez to i jej niechęć do innych nie zajmowała się wspomaganiem 'młodych-zdolnych'. Nie chciała tracić pieniędzy i innych środków, które mogła przeznaczyć na gotowy obraz sławnego i naprawdę dobrego artysty. Dla niej wydawało się to bardzo logiczne.
Aktorzy na scenie grali. Vondur uśmiechnęła się wrednie. Na pewno nie umknęło ich uwadze, że widownia ogląda ich grę tylko połowicznie. Mimo to jednak musieli wykonywać swoją rolę, nawet, jeśli tego nie chcieli. Miała ochotę ostentacyjnie ziewnąć tak, aby oni też usłyszeli. Jednak nie zrobiła tego, w obawie przed urażeniem gospodarza. Co zapewne wiązałoby się z kolejnymi płomieniami...
Zuzanne wysłuchała wszystkich słów Rosarium. Kiedy dotarł do niej sens ostatnich, w jej myślach zapaliło się małe czerwone światełko. Wiedziała, że obawy co do tego, że jej kłamstwo zaraz może wyjść na jaw, są słuszne. Jednak nie dała tego po sobie poznać - po prostu odwróciła się, podparła na łokciu i patrzyła nieobecnym wzrokiem na scenę. A w myślach zastanawiała się, co począć.
Po chwili wpadła na pomysł. Odwróciła się do gospodarza.
-Oczywiście, masz rację, każdy artysta jest równy. Jednak na razie praktyki te są swego rodzaju próbą, bez sensu byłoby więc dawać nadzieję innym osobom bez pewności, że pomysł ten wypali. Dopiero potem, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, mam zamiar przyjmować też innych młodych-zdolnych. Natomiast jeśli chodzi o rozrywkę... Ponieważ zwyczaj ten ma dopiero początek w mojej rodzinie, nie pomyślałam o jakiś spotkaniach z innymi. Na razie słyszałam od służby i samych dziewczyn, że rozmawiają między sobą i wymieniają się wskazówkami. Jednak myślę, że one same wstydziłyby się przyjść tutaj, do tak pięknego dworu, by zaprezentować swoje bardzo skromne zapewne, w porównaniu do pańskich podopiecznych, zdolności. Tak więc, niestety, nie mogę przystać na tę propozycję.-Cała wypowiedź była utrzymana w tonie dość neutralnym. Dopiero na ostatnie słowa Vondur rozłożyła ręce, a w jej głosie można było usłyszeć żal.
Odette zauważyła, że Agasharr przywołał do siebie służącego, który po chwili wyszedł z sali. Odrobinę, niezauważalnie, się spięła. Nie wiedziała, o co chodziło. A co, jeśli gospodarz przejrzał jej kłamstwo i tym razem pragnął uraczyć ją bardziej 'tradycyjnymi' torturami? O tym Vondur wolała w ogóle nie myśleć. A żeby mężczyzna nie ujrzał emocji na jej twarzy, odwróciła się w stronę sceny. Bo choć panowała nad tym, to nigdy nie wiedziała, co spowoduje, że przestanie.Tyk - 10 Wrzesień 2011, 10:50 To prawda, wydanie pieniędzy na gotowe dzieło nie jest niczym złym. Jednak tak naprawdę jest marnowaniem środków. Dlaczego? Dzieło mistrzów kosztuje sumy ogromne. Tak duże, że utrzymanie kilku artystów jest wciąż mniej drążące w skarbcu. Gdy natomiast samemu się przyjmuje ludzi i opiekuje się ich talentem nie tylko ma się obrazy darmowe, bo nikt kto zawdzięcza mecenasowi tyle nie będzie za pieniądze sprzedawał dzieł. Co więcej nawet z tych dzieł, które zostaną wyprodukowane magnat otrzymuje nieco pieniędzy. Oznacza to, że koszty jego przy średnich artystach są znacznie mniejsze, a przy mistrzach po prostu znikają. W taki oto sposób, że tracą je inni, którzy dzieła tych artystów zakupują. Co więcej, dzieła gotowe nie zawsze są takie jakbyśmy chcieli. Tworzone na zamówienie zaś są znacznie droższe. Oczywiście traktowanie ich jako źródło zarobku jest błędem. Nikt wtedy wdzięczności nie okaże. Starałem się jedynie pokazać, że mecenat wcale nie jest droższy od kupna gotowych dzieł. Co więcej w przypadku takich dziedzin sztuki jak muzyka można mieć koncert w dowolnej chwili, nie zaś liczyć, że nas ulubiony muzyk nie będzie akurat zajęty grywaniem po dworach dla pieniędzy. Oczywiście dziewczynka myślała tylko o tym, że dzieło jest lepsze niż opieka nad kimś dlatego, że była mniejszym od Tyka egoistą. Bo trzeba wiedzieć, że prawdziwy egoista nigdy nie będzie żył przeciwko całemu światu. Jest to nieopłacalne. Taki Tyk natomiast będąc miłym i opiekuńczym dla artystów zyskuje znacznie więcej niż gdyby uznawał ich za maszynki do tworzenia dzieł. Oczywiście jego zachowanie nie jest chłodną kalkulacją, a naturalnym czynem. Jednak dziewczynka spojrzała na przedstawienie. Białowłosy już teraz wiedział, że temat niezbyt do niej przemawia i nawet podejrzewał już, że mecenasem wcale nie jest. Oczywiście nie sądził, że niema nikogo. Bardziej stawiał na jednego, czy dwóch zubożałych kuzynów w jej domu, którzy artystami są tylko z nazwy. Na dodatek teraz mówi tylko o dziewczynach. Czy więc posiada pod dachem żadnego "kuzyna?"
-Zaczynasz i jak wiele jeszcze nie wiesz. Mylnym jest twoje założenie o ich niskich zdolniach jako przeszkodzie. Nie tylko nie widzę w tym niczego przeciw, lecz nawet dostrzegam argumenty za przybyciem ich tutaj. Skoro bowiem ich umiejętności są niskie nie zaszkodzi im nigdy rozmowa z tymi, którzy doświadczenie większe już mają i radą mogą wspomóc. Zatem spodziewam się za tydzień przybycia z nimi.
Oczywiście ostatnie słowo wypowiedział tonem bardziej stanowczym niż poprzednio. Dziewczynka mogła zrozumieć, że jest to raczej rozkaz. Dlaczego tak? Gdyż chciał sprawdzić jak jest naprawdę. Czy w rzeczywistości bawi się w początkującego mecenasa, czy aby nie wyjść nie nieobeznaną odwołuje się do pseudoartystów, których sama wstydzi się pokazać. Nawet nie przewidywał, że ta go podła okłamuje, lecz mówić nie skończył, gdyż idąc jej śladem spojrzał swymi szkarłatnymi oczyma w stronę przedstawienia.
-Co sądzisz o wybranym przeze mnie przedstawieniu. Gra aktorska moim zdaniem jest znakomita, inaczej nie oglądałbym ich, a kogo innego szukał. Jednak treść. Nie uważasz, że niemożność ucieknięcia przed swoim losem i właściwie brak realnego wpływu na życie jest interesujący?
Gdy skończył mówić skierował głowę w kierunku drzwi, lecz te nie otworzyły się jeszcze. Westchnął cicho, po czym ponownie spojrzał na grających na scenie aktorów. Cóż takiego sobie wymyślił? Czy jest to groźne? Na wszystkie te pytanie odpowiedź poznacie w następnym poście, który to przyniesie ze sobą również rozwiązanie tajemnicy "Dlaczego ten człowiek ..."