To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Herbaciane Łąki - Herbaciana Rzeka

Anonymous - 15 Listopad 2015, 23:55

Cały ten incydent na szczęście nie skończył się źle. Nawet, jeśli fizycznie mężczyzna ją przewyższał to ani śnił robić coś gwałtownego czy nieprzyjaznego. Jedynym jego zamiarem było zebranie informacji o tej właśnie chorobie. Skoro to co mówi jest prawdą czy to oznaczałoby, iż ona faktycznie kiedykolwiek miała styczność ze światem ludzi?
- Prosisz mnie o wiele, wiesz o tym?
Spojrzał to na nią to na wyznaczone miejsce. O ile utrata broni oznaczałaby odkrycie się na wszelkie ataki ze względu na sławne magiczne moce istniejące w tym świecie, zebranie tych informacji było ważniejsze od takich rozważań. Ba! Poniekąd pozyskanie ich było według niego ważniejsze od swojego własnego życia. Bez dalszych rozmyśleń usłużnie odłożył dwa pistolety, z których jeden różnił się od drugiego, a także kastet. Zaś co do jej broni nie pozostawiał wątpliwości, a jedynie spojrzeniem wskazał na jej łuk. Usiedli więc naprzeciwko sobie przy czym Falimir ciągle wpatrywał się w jej oczy. Wyglądały...
- Falimir.
Wskazał na siebie i po krótkiej chwili jął kontynuować.
- Falimir Grelwyn. Potrzebuję najbardziej istotnych informacji na jej temat, aczkolwiek jej nadmiar mi nie zaszkodzi.
Tu wysilił się na uśmiech, lecz ze względu na brak jakiejkolwiek charyzmy mogło to wyglądać co najmniej nieprzekonywająco.

Khoeli - 16 Listopad 2015, 10:53

Spojrzała na niego zadowolona gdy odłożył swoją broń. Wiedziała, że może mieć jakąś ukrytą jednak nie przejmowała się już tym aż tak bardzo.
Gdy już usiedli przyjrzała się mu już na spokojnie. W końcu żołnierze przedstawił jej się. No cóż ona też powinna, prawda? Westchnęła więc i spojrzała mu w oczy.
- Nazywam się Cana Mwezi, ale wolę gdy mówi się do mnie po prostu Khoeli. - znów na jej twarzy pojawił się ten wyćwiczony przez lata uśmiech. - Wiem, że wymagam wiele, prosząc abyś odłożył broń, jednak musisz zrozumieć, że jeśli mamy rozmawiać pokojowo to powinniśmy zachować choćby pozory równości prawda?
Po tych słowach wstała i rozprostowała swoje piękne, niebieskopióre, wielkie skrzydła i poruszyła nimi lekko.
- Wiesz po czym rozpoznałam, że nie wiesz nic a nic na temat tek klątwy? - zapytała znów na niego spoglądając - po tym, że nie rozpoznałeś we mnie Opętańca, czyli osobę, która została zarażona tą klątwą. - Wzbiła się lekko w powietrze i zawisła tak na chwile po czym opadła z powrotem na ziemię.
- Główną cechą opętańców są ich skrzydła, które umożliwiają im swobodny lot, bez użycia jakichkolwiek przedmiotów czy magii. Dlatego jest to nazywane właśnie Anielską Klątwą. Właśnie przez te skrzydła. Jednak nie każdy Opętaniec posiada takie sam ich rodzaj. - zamyśliła się na chwilę - jedni mają skrzydła jak u nietoperzy, inni jakby zrobione z zabawek, a jeszcze inni takie jak ja lub zrobione z milionów szkiełek.
Zaczęła się przechadzać naokoło siedzącego człowieka.
- W Opętańca może się zmienić tylko człowiek. Zwierzęta i istoty z Krainy Luster czy tez ze Szkarłatnej Otchłani są całkowicie uodpornieni na działanie klątwy.
Zamilkła na chwile jakby zastanawiając się nad czymś po czym dodała jakby do siebie.
- Skrzydła jednak nie są jedynym objawem, jak Ty to nazwałeś Falimirze....zarazy, o. I nie koniecznie są pierwszym co może wskazać na to, że osoba została zarażona.

Anonymous - 16 Listopad 2015, 12:57

Mężczyzna w spokojnej konsternacji wsłuchiwał się w każde jej słowo jak gdyby chcąc z tego wykładu wynieść jak najwięcej. Nie ukrywał swojej niewiedzy przed nią jako, iż faktycznie nie miał za grosz pojęcia jak właściwie rozpoznać u kogoś opętańca. Skoro jednak najbardziej podstawową część teorii miał już za sobą pozostało nic innego jak tylko zadać stosowne pytania.
- Rozumiem, że wiesz jakie objawy towarzyszą tejże klątwie.
Nie zignorował jej wypowiedzi na temat określenia tej dolegliwości jako zarazie. Zastanawiał się czy jak dotąd dobrze rozumiał z czym ma do czynienia.
- Czy faktycznie można mówić o tym jako zarazie? Bardzo mnie intryguje sposób w jaki to się u człowieka objawia, ale też w jaki sposób można świadomie czy też nie wejść w kontakt z tą... chorobą.
Absolutnie nie miał pojęcia jak należało to w końcu określić, lecz po jego spokojnym wyrazie twarzy ciężko było się komukolwiek połapać jak obecnie czuje się ów żołnierz. Większa część osób mogła rzeczywiście poczuć jakoby istotnie rozmawiali ze skałą.

Khoeli - 16 Listopad 2015, 14:36

Straszka zamyśliła się na chwilę.
- Jeśli kogoś spotykasz pierwszy raz to jedynie skrzydła mogą Ci zdradzić, że ten ktoś jest bądź był Opętańcem. W końcu może być Strachem prawda? Ale jeśli znasz kogoś dłużej to można też zaobserwować, że osoby dotknięte Anielską Klątwą bardzo wolno się starzeją. - uśmiechnęła się nieznacznie - jednak nie oznacza to, że nie starzeją się w ogóle. Mogą dożyć nawet te dwieście czy dwieście pięćdziesiąt lat. Jednak w tym wieku wyglądają już bardzo staro. No i w końcu umierają. Ale ze starości tak jak ludzie. No...tylko troszeczku później.
Cana znów zaczęła się przechadzać.
- Z tego co wiem, to Anielska Klątwa nie zabija. Co innego ludzie, którzy jej nie rozumieją i jak spotkają w Świecie Ludzi Opętańca to zaraz go zabijają - przeszedł ją widoczny dreszcz, a uśmiech zniknął z jej twarzy. Znów stała się bez wyrazu.
- Powiem Ci, że kiedyś nawet niektóre kultury w Świecie Ludzi czciły Opętańców. Cieszyły się gdy jakiś pojawił się w ich stronach. A jak to jeden z nich się w niego zamienił to był uważany za wybrańca bogów. - zaśmiała się sztucznie jednocześnie zaczynając się bawić swoim błękitnym kosmykiem. Jakby to co powiedziała obudziło w niej jakieś wspomnienia związane z tym kosmykiem.
- Nie wiem jednak jak to wygląda teraz. Dawno tam nie byłam i chyba nie prędko się wybiorę. Mam tu swoje sprawy na głowie - spojrzała nieświadomie w kierunku Różanego Pałacu, którego i tak nie mogła zobaczyć. Był o wiele za daleko.

Anonymous - 16 Listopad 2015, 15:08

A więc ona w rzeczy samej była strachem. O dziwo nie czuł się jednak przy niej skrępowany, ani też po prostu nie czuł żadnych ubytków w emocjach. W końcu przez starcie z między innymi ze strachami mimowolnie nauczył się kontrolować emocje, aby tylko móc im sprostać. W każdym bądź razie ta młoda dama była dla niego niczym kopalnia złota. W jednej chwili dowiedział się niemalże wszystkiego o czym tylko chciał się dowiedzieć na temat anielskiej klątwy. Swoją drogą nie spodziewał się, że opętaniec mógłby zostać w jakikolwiek sposób uznany za wysłannika samego Boga lub doczekać się nawet własnego kultu i rzeszy wyznawców. Ale jedno przyszło mu w tej chwili na myśl, aczkolwiek zdecydował się o to zapytać na samym końcu.
- Khoeli, tak? Muszę przyznać, iż nie spodziewałem się od Ciebie tak wielkiego natłoku informacji, a co dopiero mieć przyjemność spotkać osobę, która sama była niegdyś opętańcem.
Przyglądał się jej uważnie. Więc jako dziecko musiała się borykać z owymi problemami, a do tego przyszedł kiedyś na nią czas w tej oto właśnie formie. Nie twierdził, iż była ona zła, jeżeli chodzi o posturę. Trochę żal mu się jej zrobiło. W każdym razie czas na jeszcze jedno pytanie.
- Czyli jako człowiek, później opętaniec, a teraz strach... jakie to jest uczucie?
Co prawda uzyskał już niemalże wystarczająco dużo informacji na ten temat, lecz o samych strachach wiedział niewiele.
- W przeciwieństwie do większości osób napotkanych przeze mnie na drodze Ty w ogóle się mnie nie przestraszyłaś. Nie boisz się tego?
W tym miejscu wyraźnie wskazał na swoją twarz, ale po chwili kontynuował. Spojrzał jeszcze tylko wymownie na swój arsenał leżący nieopodal. Jak gdyby zaczął powoli podnosić się z miejsca.
- Musisz zatem być długowieczna skoro masz tak obszerną wiedzę na takie tematy.
Na początku podkusiło go co prawda o wypytanie jej o rodziców, lecz pierwotnie jako intruz nie miał żadnych przywilejów. Zastanawiał się też ile pozostało mu czasu zanim go przegoni.

Khoeli - 16 Listopad 2015, 15:45

Spojrzała na niego uważnie.
- Zgadza się. Byłam kiedyś Opętańcem - powiedziała krótko. Przeciągnęła się lekko i rozprostowała skrzydła, które zaszeleściły lekko.
- Cieszę się, że mogłam jakoś pomóc - uśmiechnęła się znów - nie wiem o tym wszystkiego ale na pewno jakoś te informacje Ci się przydadzą.
Gdy usłyszała pytanie zamyśliła się trochę i zaczęła bawić przy tym włosami. Mogła przez to wyglądać już całkiem jak mała dziewczynka, którą była tylko wizualnie.
- Co masz na myśli mówiąc....jakie to uczucie? - zakłopotała się lekko - bo nie do końca wiem jak mam Ci na to odpowiedzieć.
Zaśmiała się jednak lekko słysząc kolejne pytanie zadane przez żołnierza.
- Jak sam sprytnie zauważyłeś jestem strachem. Może to Cię zaskoczy ale mam ponad tysiąc pięćset lat i nie takie rzeczy na oczy widziałam, więc czemu kilka blizn miało by mnie wystraszyć?
Poruszyła się niespokojnie gdy mężczyzna zaczął wstawać. Była gotowa odparować każdy atak. Wiedziała też, że znacznie szybciej dotrze do broni niż on. Wolała jednak być na to gotowa.
- Wiedzę mam taką jaką mam, gdyż jednak chciałam się dowiedzieć co takiego się ze mną stało. No i czemu mimo śmierci nadal żyję. W tamtych czasach wiedza o magii nie była dostępna aż tak jak teraz, a w szczególności dla małego dziecka.

Anonymous - 17 Listopad 2015, 12:03

- Miałem na myśli to, jaka jest różnica między życiem jako człowiek lub opętaniec, a jak bardzo różni się życie stracha wobec zarówno tych dwóch pierwszych ras jak i pozostałych wam podobnych istot.
Nie czekał jednak na odpowiedź z jej strony, za to zauważył u niej poruszenie, a to nasuwało mu tylko jedną myśl. Jakkolwiek niewinnie lub niepozornie wyglądała była zdecydowanie osobą wprawioną w boju, jeżeli nie przewrażliwioną na punkcie własnego bezpieczeństwa. Czas nieubłaganie mijał, a miał jeszcze kilkadziesiąt innych spraw na głowie, toteż nie mógł sobie pozwolić na dalszą pogawędkę. Miłą, spokojną... ale zarazem i napiętą konwersację między nim, a strachem.
- W każdym bądź razie myślę, iż na mnie pora.
Wskazał ręką na leżące nieopodal bronie, a potem łagodnymi krokami zaczął iść w ich kierunku. Będąc już w połowie drogi po swoje wyposażenie zatrzymał się i wtrącił krótkim słowem.
- Pozwolisz?
Nie wiedzieć czemu zapytał, ale z drugiej strony nie miał czasu na potencjalne sprzeczki.

Khoeli - 18 Listopad 2015, 11:30

Ulżyło jej gdy okazało się, że mężczyzna jednak nie chce usłyszeć odpowiedzi na to pytanie. Sama nie wiedziała do końca jak na nie odpowiedzieć. Żyła...a raczej istniała już na tym świecie od bardzo długiego czasu, jednak nie zastanawiała się nigdy nad tym.
Gdy Falimir zapytał ją o pozwolenie, początkowo nie wiedziała o co mu tak właściwie chodzi. Dopiero gdy spojrzała we wskazanym przez niego kierunku, zrozumiała, że chce odzyskać broń.
- Oczywiście - powiedziała. Jednak zanim człowiek tam doszedł ona podleciała do kamienia i zabrała najpierw swoje rzeczy. Nie ufała mu na tyle, by pozwolić mu zbliżyć się do swojej broni. Była dla niej zbyt cenna.
Falimirowi spieszyło się gdzieś więc postanowiła go już dłużej nie zatrzymywać. O ile nie kierował się do pałacu. Ani w jego pobliże. Miała jakiś sentyment do ludzi, dlatego uznała, że powinna jednak dać mu jakąś radę na odchodne.
- Jeśli masz zamiar kręcić się jeszcze po Krainie Luster, to radziłabym Ci uważać. Nie wszystkie istoty są tutaj przyjaźnie nastawione, nawet jeśli na takie wyglądają...no i nie zawsze broń palna Cię obroni przed nimi - pomachała mu i wzbiła się w powietrze. Nim jednak zniknęła dodała jeszcze.
- I radziłabym Ci nie zbliżać się do Różanego Pałacu, jeśli jeszcze będziesz w tych okolicach. Gwardia Arcyksięcia nie byłaby zadowolona z widoku uzbrojonego obcego kręcącego się po okolicy.
Gdy tylko to powiedziała, zniknęła już nic więcej nie dodając i zostawiając żołnierza własnym sprawom.

zt.

Anonymous - 18 Listopad 2015, 12:20

Nie zdziwił się kiedy ta nagle pomknęła po swoją broń. Swoją drogą był bardzo ciekawy jak ona wyglądała i z czego jest zrobiona, lecz ona nie dała mu tej okazji. Zebrał dokładnie swój ekwipunek i powkładał go tam gdzie trzeba. Wtem oddalił się na parę kroków od niej, od razu czując też przykre skutki bycia dosłownie wycieńczonym już po długiej wędrówce po tej dziwnej krainie. Przecierał już ręką oczy, a ziewanie z trudem powstrzymywał zaciskając przy tym zęby.
- Domyśliłem się kiedy zobaczyłem ten wstręt w oczach co to niektórych. Zresztą to nie sama broń czyni człowieka żołnierza, a lata ciężkich praktyk i służby. Wydaje mi się, że wiesz co mam na myśli.
Dodał, zastanawiając się czy ona rzeczywiście jest równie wprawiona co on. Do tego chciał, aby informacja na temat broni jakoby nie była jego kluczową siłą, zabrzmiała przekonująco dla niej i innych potencjalnych napotkanych na drodze, niekoniecznie miłych i jej podobnych istot. Swoją drogą nie rozwodził się nad tym długo, bowiem naprawdę musiał się gdzieś przekimać. Ot, chociażby i w samym lesie, jeśli zajdzie taka potrzeba. Machając tylko za nią ręką i nie wypowiadając się zbytnio, gdyż była zdecydowanie za daleko, by go usłyszeć poszedł w przeciwnym kierunku.
- No to ładnie...


z/t

Iris - 3 Maj 2016, 19:20

Rzadko kiedy miała czas by wybrać się po prostu na spacer. A może to nie kwestia czasu tylko bardziej ochoty?
Nad Herbacianą Rzekę przyszła ciągnięta zmysłem estetyki. Jako Baśniopisarz, często szukała piękna i inspiracji. Lubiła otaczać się rzeczami pięknymi, niespotykanymi.
Dodatkowo, rzeka = woda, a do wody zawsze ją ciągnęło. Porzuciła morze, nie myślała o rejsach statkami jak jej ojciec... Wolała odetchnąć chwilę. Kto wie, może nawet poszuka jakiegoś mieszkanka?
Herbaciana Rzeka szumiała rozkosznie i wabiła błyszczącym, prędkim nurtem. Iris podeszła więc do krętej wstążki wody i usiadła na brzegu wpatrując się w wodę. Zdjęła kapelusz pozwalając by wiatr rozwiał jej tęczowe włosy.
Westchnęła ciężko. Dużo wydarzyło się w jej życiu... Żałowała tego, że musiała opuścić dom. Ale nie było innej opcji. Jej ojciec, wcześniej wesoły i energiczny, z roku na rok zmieniał się i stawał nie do zniesienia. A potem jeszcze ta kotka...
Na samą myśl, Iris skrzywiła się. Chwyciła leżący nieopodal kamień i rzuciła nim w wodę.
Do diaska... Że też tak to wszystko musiało się potoczyć.
Nie żałowała obcięcia jej ogona. Należało jej się. Ale czemu ojciec nie mógł tego zrozumieć? Czemu stanął po stronie kobiety, która miała tylko zastąpić pustkę po mamie?
Iris przetarła dłonią twarz, zupełnie jakby ocierała łzy. Nie płakała jednak. Zamiast tego zaśmiała się głośno i opadła na soczyście zieloną trawę.
Wiatr cudownie owiewał jej twarz, rzeka pachniała owocami i szumiała uspokajająco.
Dziewczyna odgoniła natrętne myśli i z uśmiechem na twarzy, zamknęła oczy.
Trzeba zostawić przeszłość za sobą i iść dalej. To co się stało, już się nie odstanie.
Kiedyś w końcu trzeba było spakować tobołek i wyprowadzić się od niemożliwego tatuśka.

Alkis - 3 Maj 2016, 20:44

Alkis powracał właśnie z łowów przelatując nad Herbacianymi Łąkami. Uczucie pędu, szum powietrza w uszach i wiatr, który prześlizgiwał się po piórach na ptasim łbie, czyniły go szczęśliwym. Uwielbiał latać. Czuł się wtedy wolny, był panem życia i śmierci – zarówno swojego jak i innych istot. Aktualnie jednak, jego żołądek przyjemnie ciążył wypełniony niedawno pożarta ofiarą, toteż nie miał on ochoty na polowanie. Wydał z siebie długi, piskliwy okrzyk będący wyrazem jago dobrego humoru i zadowolenia.
W pewnym momencie jego uwagę przykuło coś wielobarwnego. Coś, co fascynująco zafalowało na wietrze i ciągle zmieniało kolory. Migotało-ciekawiło. Postanowił przyjrzeć się temu bliżej. W następnej chwili, gdy już z wolna opadał ku siedzącej istocie-postaci, do jego uszu dotarł dźwięk przypominający śmiech-radość a następnie istota-postać położyła się na trawie.
Istota-ofiara stanowiła teraz idealną zdobycz. Wystarczyło tylko opaść na nią, wbić szpony w głowę, szyję lub klatkę piersiową aby cieszyć się nowym posiłkiem. Problemem pozostawało to, że nie był akurat głodny, a pełny brzuch też nie zachęcał do polowania. Gdyby tylko spotkał kolorową istotę-ofiarę wcześniej.
Postanowił zatem wylądować za głową leżącej ofiary-postaci tak, by móc przyjrzeć się bliżej tęczowym, zmieniającym kolory, długim włosom. Zawsze zastanawiał go fakt, że ludzkie futro rosnące na głowie jest tak słabe, że nie tylko nie chroni przed atakiem ale nawet przed chłodem. Rozłożył szeroko skrzydła i wykorzystując wiatr wiejący od strony rzeki bezszelestnie opadł za głową leżącej, przygważdżając olbrzymimi szponami na lewej nodze jeden z kosmyków włosów aby się mu lepiej przyjrzeć.
Ciekawie przekrzywił głowę i przyglądał się kosmykowi popiskując cicho. Podobał mu się. Błyszczał i zmieniał barwę. Istota-tęcza była ciekawa. Istota-tęcza miała wiele ciekawych, kolorowych włosów. W tej chwili zastanawiało go, czy ofiara-tęcza też będzie mogła tak migotać-ciekawić?

Iris - 3 Maj 2016, 21:11

Szum strumyka, ta monotonna muzyka wody sprawiła, że Iris poczuła się nagle wyjątkowo senna. Trawa na której leżała była tak przyjemnie miękka...
Gdzieś w górze usłyszała krzyk drapieżnego ptaka, ale nie zwróciła na niego uwagi. W końcu była przecież na otwartej przestrzeni. Co może być dziwnego w faunie zamieszkującej łąki? W swoim życiu naoglądała się już przeróżnych gatunków zwierząt, dzięki czemu wachlarz jej malarskich możliwości był wyjątkowo szeroki. Bez problemu potrafiła namalować prawie każde zwierze tej krainy. No, może z wyjątkiem Bean Ara - jego nie miała szans nigdy ujrzeć, a opowieści o nim były tak różne, że stworzenie sobie w wyobraźni jego jednoznacznego wyglądu było praktycznie niemożliwe. Albo nie tyle niemożliwe, co trudne, bo Iris zawsze miała kilkanaście różnych koncepcji naraz w efekcie czego w jednej chwili namalowany zwierzak miał pyszczek kota, a w drugiej dwie głowy konia.
Rzeka pachniała tak intensywnie, że Iris czuła się tak, jakby wąchała bukiet kwiatów. Albo piła wyjątkowo aromatyczną herbatę.
Przez chwilę wpadła na pomysł wykąpania się w strumyku. Szybko jednak odgoniła myśl - rozbieranie się w miejscu publicznym jakoś nie było w jej stylu.
Nie mogła zauważyć zbliżającej się do niej, opadającej na trawę tuż za nią postaci.
Rozciągnęła się na trawie, przeciągając leniwie ręce. Nawet nie przyszło jej do głowy, że ktoś może nad nią stać, dlatego też nie otworzyła początkowo oczu.
Piski które usłyszała za swoją głową wzięła za odgłos myszy. Uśmiechnęła się. Bardzo lubiła miejsca z dala od dudniących życiem miast. Oazy spokoju. I chociaż uwielbiała być w centrum uwagi, czasem trzeba jej było oddechu. Z dala od innych.
Nagle poczuła jak coś pociąga ją za włosy. Gdy otworzyła oczy, zamarła. Uśmiech na twarzy znikł, dwukolorowe tęczówki przygasły a czoło momentalnie oblał zimny pot.
To, co nad nią stało, absolutnie nie było leśnym zwierzątkiem. Nie było myszką. Nie było jelonkiem. Nie było wilkiem. Było... ptakiem? Człowiekiem?
Nie śmiała się poruszyć. Stwór przyglądał się jej włosom. Chyba był zaciekawiony, ale Iris bynajmniej nie odczytała to z jego twarzy.
Wielkie ptasie oczy, dziób, ogromne skrzydła i szpony sprawiły, że dziewczyna skurczyła się w sobie i z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w istotę.
W duchu modliła się, by stworzenie nie okazało się być agresywne. Dlaczego? Ano dlatego, że w razie czego nie miała nawet jak uciec. Była zdana na łaskę ptasiej istoty.
Włosy, rozrzucone na trawie, wcześniej mieniące się soczystą czerwienią, błękitem, zielenią i żółcią, teraz nieco pociemniały.
Strach nie był Iris obcy. Ale teraz był inny, przemieszany z ciekawością. Jeszcze nigdy nie widziała kogoś albo czegoś takiego w Krainie Luster.

Alkis - 3 Maj 2016, 21:59

Ofiara-tęcza, była interesująca. Nie robiła nic co mogłoby go sprowokować. Nic, co można by odebrać jako zagrożenie i przez to móc zacząć szarpać-zabijać. Nie piszczała, nie wyrywała się, nie walczyła, nie wydawała dźwięków-gadania, nie poruszała ale leżała spokojnie i patrzyła. Istota-tęcza chyba się przestraszyła bo nieco się spięła. Włosy, które migotały-ciekawiły nagle pociemniały i przestały migotać-ciekawić. Alkis zapiszczał zaintrygowany wydając dodatkowo dźwięk który przypominał świergotanie i klekotanie i uwolnił kosmyk włosów wyrywając z ziemi długie na ponad 20 cm szpony lewej nogi. Obrócił głowę by przyjrzeć się leżącej istocie-tęczy. Istota-samica miała ciekawe oczy. Powoli, pusząc się, by pokazać całą swą potęgę, podszedł do jej ramienia, pochylił się. Dwakroć kłapnął dziobem przed jej twarzą pokazując siłę i gotowość do działania. Zakończywszy prezentację przekrzywił głowę by spojrzeć samicy-tęczy w oczy. Początkowo chciał wyciągnąć rękę i dotknąć szponami dziwnych różnokolorowych oczu, ale uznał, że gdy tego spróbuję samica-tęcza może go ugryźć-poranić sprawiając ból. Zaskrzeczał głośno i szeroko rozpostarł skrzydła przysłaniając niebo nad leżącą. Następnie złożył je ponownie i cofnął się kilka kroków dając samicy-tęczy więcej miejsca. Był ciekaw, co teraz zrobi samica-tęcza.
Nie wiedział jak przekonać samicę-tęczę by znowu zrobiła ciekawiące-migoczące włosy. Podobało mu się, jak zmieniały kolory. Robiły to ładnie i spokojnie. Tak jak należy. Przykucnął ale pozostał gotowy do skoku na ofiarę-tęczę. Przykucając chciał dodać samicy-tęczy pewności siebie. Aby zachęcić ją do naprawienia-ożywienia popsutych włosów, które migotały-ciekawiły powtórzył jej głosem dźwięk śmiechu-radości. Ten sam, który od niej wcześniej usłyszał.
Czekał na jej reakcję.

Iris - 3 Maj 2016, 22:29

Strach sparaliżował ją do tego stopnia, że przez chwilę nie mogła się ruszyć. Gdzieś wewnątrz odezwał się cieniutki głosik, namawiający do ucieczki.
Uciekać? Teraz? Przecież ten stwór dosłownie nad nią wisi! Nic nie stoi na przeszkodzie by otworzył swój wielki dziób i pozbawił Iris twarzy...
Gdy stwór wydał z siebie serię dziwnych, klekocząco-świszczących dźwięków, zamrugała oczami. Tak naprawdę nie wiedziała co ma począć. Siedzenie w bezruchu było dla niej co najmniej nienaturalne. Zawsze była aktywna, rozpierała ją energia. Nad rzekę przyszła by chwilkę odsapnąć i pomyśleć w samotności co dalej.
Gdy ptasi stwór napuszył się, włosy i oczy Iris pociemniały jeszcze bardziej. Czyżby miała właśnie stać się przekąską?
Nie znała się na zwierzętach tak dobrze, by odczytać zamiary istoty. Potrafiła tylko malować zwierzaki, nigdy nie zastanawiała się nad tym co czują, czy potrafią się bawić lub smucić.
Od szeroko otwartych oczu zaczęły w kącikach zbierać się łzy. Szybko zamrugała by rozprowadzić krople po całych oczach.
Wtem stworzenie zaskrzeczało tak głośno, że Iris zmrużyła oczy ale nie odważyła się gwałtownym ruchem zatkać uszu. Nie chciała prowokować.
Partnerka jej ojca, kotka która później straciła rudy ogon, nauczyła ją jednego: lepiej nie testować cierpliwości zwierzoludzi. A stojący nad nią stwór, prawdopodobnie był zwierzoczłekiem.
Wielkie skrzydła przysłoniły niebo a Iris jęknęła w duchu godząc się ze swoim losem. Wyobrażała sobie straszliwe sceny: ptak porwie ją i zaniesie do gniazda? Pozwoli rozszarpać ją swoim młodym? A może sam ją rozszarpie, nie tyle by zjeść, ale dla zabawy?
Nagle stwór złożył potężne skrzydła i cofnął się, robiąc miejsce dziewczynie. Iris przez króciutką chwilę leżała posłusznie, ale potem, zaciekawiona zachowaniem przybysza, powoli zaczęła podnosić się do siadu. Robiła to bardzo ostrożnie i nienaturalnie wolno. Obróciła się twarzą do istoty.
Stwór jakby przysiadł, dzięki czemu mogła mu się dokładniej przyglądnąć.
Bez wątpienia miał w sobie coś z człowieka - muskularna sylwetka i nagi tors sprawiły, że na policzkach dziewczyny wykwitł lekki rumieniec. Dłonie i stopy miał jednak nieludzkie. Wyglądały jak ptasie łapy, zakończone wyjątkowo długimi, ostrymi szponami. Iris słusznie zrobiła, że nie wykonała żadnych gwałtownych ruchów. Takie szpony bez wątpienia zrobiłyby z jej ciała sieczkę.
W jego wyglądzie wzrok przyciągała głowa. Głowa ptaka, któregoś z drapieżnych. Dziób robił wrażenie, ale jeszcze większe robiły oczy. Iris zaciekawiona wpatrzyła się w nie. Miały piękną barwę - mieniły się płynnym złotem. Wyglądały spokojnie, a przynajmniej tak się jej wydawało, nie znała się przecież na ptactwie.
Gdy zwierzoczłek nagle 'zaśmiał się', podniosła zadziwiona brwi. Zrobił to... wykorzystując jej głos? A może imitując jej głos?
Niemniej śmiech sprawił, że dziewczyna rozluźniła się, uśmiechnęła do istoty i zachichotała mając nadzieję, że stwór jakoś odczyta jej przyjazne zamiary.
Zarówno oczy jak i włosy na nowo rozbłysły żywymi kolorami. Tak, śmiech rozładował napięcie. A fakt, że stwór odrobinę się odsunął dodał Iris pewności siebie.
Ptasi mężczyzna wydał jej się niesamowicie interesujący.

Alkis - 3 Maj 2016, 23:55

Fakt, że samica-tęcza usiadła lekko zaniepokoił Alkisa. Przyglądała mu się. Kiedyś już go oglądano, choć w nieco inny sposób, a potem padł rozkaz i za jego wykonanie zadano mu ból, który trwał długo i bardzo go osłabił. Napiął mięśnie do skoku. Jeśli istota wyda komendę najpierw zabije-rozszarpie ją a następnie ucieknie w błękit nieba. Nie da sobie ponownie zadać bólu za poprawne wykonanie komendy.
Rozkaz jednak nie padł. Jeśli samica-tęcza nie znała rozkazu to samica-tęcza nie stanowiła zagrożenia. Nie była na tyle groźna by zaatakować ją od razu.
Jak się okazało zrobił słusznie.
Dźwięk śmiechu-radości zadziałał! Włosy istoty-tęczy znów zabłysły kolorami.
Szybko obrócił głowę bokiem wydając cichy świdrujący pisk, który przypominał świergotanie jakie wydają wesołe ludzkie pisklęta i ponownie, naśladując śmiech samicy-tęczy, nastroszył błękitnoszare pióra na głowie ustawiając je tak by padało na nie słońce. Wyraźnie usiłował powtórzyć sztuczkę z barwami. Obracał przez chwilę łbem sprawdzając czy jego opierzenie również tak samo zmienia barwy. Niestety jego pióra, choć bardzo się starał, nie mieniły się kolorami tęczy. Słońce wyzwalało w nich tylko szaro-niebiesko-metaliczny poblask. Zaskrzeczał i kłapnął dziobem wyraźnie zirytowany.
W międzyczasie samica-tęcza uśmiechnęła się i zachichotała.
Uśmiech nie wywarł na Alkisie wrażenia. Stwór zwyczajnie nie rozumiał mimiki ludzkiej twarzy. Mimo to przyglądał się uważnie temu grymasowi zastanawiając się co też może on oznaczać. Niemal w tym samym czasie co grymas nastąpił chichot. Chichot był dźwiękiem. Pogodnym i radosnym.
Dlaczego samica-tęcza wydała ten dźwięk?
Zaintrygowany dziwnym zachowaniem wstał, podszedł krok w przód i ponownie przykucnął.
Powtórzył zasłyszany wcześniej dźwięk chichotu wyciągając szponiasta dłoń w stronę głowy samicy-tęczy. Migoczące-ciekawiące włosy były wspaniałe.
Ta istota-samica wyraźnie go zaciekawiała. Nie tylko nie uciekała i nie piszczała jak istota-ofiara ale w dodatku siedziała spokojnie i migotała-ciekawiła włosami. Spojrzał na leżący obok samicy-tęczy kapelusz z piórem ptaka-pokarmu. Pstrokate, niezbyt długie pióro nie wyglądało okazale.
Powoli uniósł jedno skrzydło przenosząc je nieco do przodu. Sięgnął do krawędzi skrzydła i poszukał szponami obluzowanej lotki. Znalazł ją niemal przy szczycie skrzydła. Czwarta lotka pierwszego rzędu chwiała się pod naporem nowej, świeżo rosnącej. Złożył skrzydło i delikatnie, za pomocą dzioba usunął długie, szaro-niebiesko-srebrne pióro. Przyglądał mu się przez chwilę po czym potarł nim okolicę dzioba, jakby rozczesując poszczególne promienie i rzucił je w stronę siedzącej samicy-tęczy.
Długie na trochę ponad pół metra pióro spadło koło jej uda.

(Pióro ma około 55 cm długości)



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group