Anonymous - 10 Wrzesień 2011, 12:28 Być może rzeczywiście zakup gotowych obrazów był mniej opłacalny, niż mecenat. Jednak dla Vondur było to ważniejsze bardziej pod tym względem, że wolała szczycić się posiadaniem w domu dzieła mistrza sławnego na cały kraj, niż obrazów namalowanych przez początkujących lub nawet średnich artystów. Prawdą było to, że dzieła już gotowe czasem były inne, niż oczekiwała. Jednak przy zakupie dziewczyna zazwyczaj osobiście wybierała obraz, za który potem płaciła, tak więc bardzo rzadko zdarzało jej się, że dzieło nie odpowiadało jej wymaganiom. Tylko na początku kupiła trzy obrazy 'w ciemno'. Potem przestała, aby nie zagracać piwnicy obrazami, których nie powiesi nigdy w życiu.
Dodatkowo dochodził jeszcze fakt, że przecież Vondur nie miała pod opieką żadnego początkującego artysty. Jej kłamstwa były czysto teoretyczne i opierały się głównie na jej wyobrażeniu mecenatu. Czasem dodawała też szczegóły zasłyszane od innych arystokratów, którzy takie praktyki prowadzili. Ona sama natomiast wiedziała na ten temat naprawdę niewiele. Więc nawet trzeba było podziwiać ją za to, że nadal daje radę kontynuować rozmowę.
Odette uważała się za egoistkę. Jednak była ona taką tradycyjną egoistką, która ukazuje ludziom, jak nimi gardzi. Tyk natomiast był bardziej wyrafinowany. Wydawał się taki miły, a tak naprawdę wykorzystywał ludzi do swoich celów. Kiedy dziewczyna zdała sobie z tego sprawę, stwierdziła, że może się od niego dużo nauczyć. Zaczęła wtedy słuchać i obserwować go uważniej.
Dzięki słowom gospodarza Zuzanne stwierdziła następną rzecz: że dzięki tej rozmowie dowiedziała się i na pewno dowie się jeszcze więcej o mecenacie. To oznaczało, że jeszcze lepiej będzie mogła się porozumieć w towarzystwie, kiedy dyskusja będzie obracała się wokół tego tematu. Była zdziwiona też tym faktem, że wiele zawdzięcza gospodarzowi. Trochę jej się to nie podobało.
-Ale czy złym jest nie wiedzieć wszystkiego na początku? Przecież człowiek uczy się przez całe życie. Dlatego uzasadniony jest mój pewien brak wiedzy, który na pewno w przyszłości uzupełnię, zdobywając odpowiednie doświadczenie i rozmawiając z tak obeznanymi w temacie osobami. Natomiast co do zaproszenia... Chyba nie mogę odmówić. Skoro pan tak nalega, przybędę tutaj z moimi podopiecznymi.-Prawdopodobnie Vondur chciała się odrobinę podlizać gospodarzowi. Może myślała, że uda się jej go zmanipulować? Jednakże zgadzając się na tę propozycję, straciła jedyną na to szansę. Niestety, ze swojego strategicznego błędu zorientowała się, kiedy skończyła już mówić. Nie mogła już nic na to poradzić.
Skierowała swój wzrok ponownie na scenę. Nadal uważała, że gra aktorów w zaistniałej sytuacji jest bezsensowna. W dodatku ona sama nie wiedziała, o co chodzi w całym przedstawieniu. Być może role odgrywano dobrze, ona jednak nie mogła tego ocenić, bo nie wiedziała, jakie one są. Mogła oczywiście znowu skłamać, ale stwierdziła, że w tak błahej sprawie nie trzeba tego robić.
-Ostatnimi czasy nie widziałam zbyt wielu spektakli. Ostatnie trzy lata spędziłam zamknięta w domu ze służbą, pilnując, aby dobrze wykonywali swoje obowiązki. Jednak ogólnie aktorzy i ich gra mi się spodobała. A temat też jest dość intrygujący. Właściwie dotyczy każdego z nas, choć nie wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę.-Być może nie skłamała, ale na pewno nagięła trochę prawdę. Jak zwykle zresztą. Bardzo rzadko zdarzało się, żeby Vondur nie kłamała.Tyk - 19 Wrzesień 2011, 12:34 Jednak czym równe jest posiadanie pięknego dzieła sławnego na dworach i często w rozmowach przytaczanego, z możliwością goszczenia dożywotniego w domu człowieka, który swym pędzlem obraz namalował? Co więcej sztuka może być nie tylko narzędziem sprawiających zachwyt, lecz również manipulujących ludźmi. Tak jak pióro poety nie jest ograniczone prawdą tak również malarz nie musi się tym przejmować. Dodatkowo jeśli mu coś zlecono to i własne sumienie ma czyste co dla obu stron niezwykle wygodne. Oczywiście wymaga to pracy, lecz to jest niemalże oczywiste. Zawsze wkładając w coś staranie lepsze można uzyskać wyniki niż gdy się ogranicza. Dla przykładu można tu podać pierwsze cywilizacje Egipcjan i Sumerów, którzy stworzyli cywilizację nie dzięki naturalnie rosnącym zbożom, lecz dzięki systemom irygacyjnym, które same zmuszone były wybudować. Podobnie jest walką. Można zdobyć wspaniały znakomicie wyważony miecz, lecz nie wygra się nim z kimś kto ma broń nieco gorszej jakości, a za to jest zbrojny doświadczeniem. Jednak umiejętności nie zdobywa się chwilą, a staraniem, o którym tutaj mowa. Na dodatek dziewczynka nie wiedziała, że sama jej obecność tutaj też jest zwykłą zachcianką gospodarza. Zatem dziewczynka została wykorzystana, choć nie czuła tego co oczywiście jest na rękę Rosarium. Bowiem nie sztuką jest komuś powiedzieć zrób to i wykorzystawszy przymus czy obietnice sprawić, że ta osoba to zrobi. Sztuką jest takie pokierowanie osobą, by zrobiła coś nawet wbrew sobie myśląc, że tak powinna z osobistego przymusu, nie zaś z zewnętrznych rozkazów. Podobnie z władzą. Żadna władza totalitarna, władza strachu nie jest dobrym rozwiązaniem do absolutnych rządów jednego człowieka czy też grupy ludzi. Można powiedzieć, że jest to droga najgorsza. Nie tylko moralne budzi kontrowersje i opozycję silną tworzy, lecz i u innych narodów nie znajdzie się poparcia. Prawdziwe rządy będą działały na rzecz obywateli. Dzięki temu ci nawet nie pomyślą o buntach przeciwko władcy. Czemu bowiem gdy bastylia pełna była przeciwników politycznych lud paryski się nie buntował? Żył wcale nie źle, a szlachta na biedę na pewno nie mogła narzekać. Dopiero gdy władca przybył nieudolny i wszystkiego zapewnić nie mógł to lud atakował i nie o sam absolutyzm chodziło, lecz o nieudolność, a tę spotykamy tak w demokracji, monarchii jak i totalitaryzmach. Czemu się nie buntowali potomkowie sarmatów po majowym zamieszaniu? Czy zaś bunty wcześniejsze nie były tylko efektem propagandy i strachu magnatów przed stratą wpływów?
- Pytasz mnie czy złym jest niewiedza przy rozpoczęciu działań. Ja natomiast odpowiedzi nie udzielę, choć swoje zdanie posiadam. Odeśle cię jednak do pewnej pracy mało popularnej w naszej krainie, lecz częstszej u ludzi. Praca ta polega na rozbrajaniu ładunków wybuchowych i chyba nie muszę mówić jak kończy się brak odpowiedniej wiedzy?
Na chwilę zamilkł i klasnął w dłonie, po czym wstał i nim kontynuował przemówił do aktorów kończąc ich przedstawienie, lecz na scenę weszła orkiestra, która do gry się przygotowywała. Rosarium natomiast usiadł ponownie i spojrzał na Vondur raz jeszcze kontynuując przemowę.
- Oczywiście wszystkiego wiedzieć nie trzeba, lecz powinno się zapoznać z wiedzą dość znaczącą aby nie zrazić do siebie artystów. Błędy popełnione na początku długo mogą być ci przypominane w sposób łagodny bądź też całkowicie brutalny to już zależy od szczęścia.Anonymous - 20 Wrzesień 2011, 18:22 Otóż dla Vondur cenniejsze było właśnie posiadać dzieło, które często było spotykane na innych dworach. A to dlatego, że zawsze wybierała obraz pod względem ceny, później patrzyła, czy jej się podoba. Owszem, było to dziwne, bo przecież powinno być odwrotnie. Ale dla Odette to nie treść była ważna - często nawet nie zwracała uwagi na sens ukryty w głębi, pod powierzchnią. Ona cieszyła się bardziej posiadając coś drogiego, po czym można było zobaczyć, że stać ją na wiele rzeczy, o których większość osób mogła sobie tylko pomarzyć. Czuła się wtedy lepsza i ważniejsza, a to było dla niej najważniejsze.
Rzeczywiście, dziewczyna nie wiedziała, że jest tak naprawdę tylko zabawką gospodarza. Gdyby zdawała sobie z tego sprawę... Cóż, tak naprawdę nic by pewnie nie zrobiła, z obawy przed płomieniami. Gdyby nie to, zapewne znów zmieniłaby się w jakieś straszydło i próbowałaby doprowadzić Agasharra do szaleństwa. Potem być może postraszyłaby go jeszcze swoim mieczykiem. Ale były to czyste przypuszczenie, bowiem Vondur nie wiedziała, że jest wykorzystywana, a nawet jakby zdawała sobie z tego sprawę - jak już było wyżej powiedziane - nic by nie zrobiła. Takie życie.
Kiedy dziewczyna usłyszała odpowiedź gospodarza, uśmiechnęła się pod nosem. Mówiąc, że posiada swoje zdanie, a także wnioskując z dalszych słów, widoczne było, iż Agasharr potępia zachowanie Vondur. Ona zapewne gdyby rzeczywiście miała pod swoją opieką parę osób, dowiedziałaby się potrzebnych informacji i zaczynałaby z odpowiednim dla amatorki doświadczeniem. Jednak ponieważ jej słowa były oparte na teorii, nie mogła mówić inaczej. Zwyczajnie jej wiedza się już kończyła, a temat nadal nie ustawał. Jeśli sytuacja ta dalej byłaby taka sama, jej kłamstwo mogłoby się wydać. Jednocześnie nie mogła zmienić tematu, bowiem byłoby to jednoznaczne z nieprawdą. Poza tym co najważniejsze, mogłaby urazić tym gospodarza, co na pewno by się dla niej dobrze nie skończyło.
-Masz rację, Panie. Dziękuję za Wasze wskazówki, na pewno mi się przydadzą. I nie tylko jeśli chodzi o mecenat, bowiem dał mi Pan właśnie ważną lekcję: przed rozpoczęciem czegoś należy wiele się o nim dowiedzieć. Dziękuję.-Powiedziała dość skruszonym głosem, który oczywiście był grą. Jednak same słowa były prawdą, co było dość dziwne. Co się działo z Vondur, tego nie wiadomo...Tyk - 25 Wrzesień 2011, 19:11 Rozmowa na tym się nie zakończyła, lecz przez brak czasu z mojej strony by wątku nie przedłużać pozwolę sobie ominąć to co sensu i tak większego nie ma, gdyż wszystko to z góry jest znane ludziom i wszelakim istotom. Jednak przyszedł czas by opuścić salę teatralną, w której wszystkie występy dobiegły już końca, a w ich dźwiękach wiele słów padło zarówno z jednej jak i drugiej strony. Kolejne jednak były tymczasowym zawieszeniem rozmowy, a to w celu przeniesienia się w inne miejsce.
-Uważam, że rozmowę przeniesiemy w inne miejsce, choć może nie rezygnujmy z muzyki, której towarzystwo niczym nie ciążąc umila zarówno dnie zieleni i błękitu jak również czerniom zakryte noce. Udajmy się do ogrodów, gdzie dokończymy naszą rozmowę poszerzoną o wątek, który przed chwilą przybywszy wart jest powitania i przedyskutowania.
Białowłosy wstał powoli ze swojego miejsca tuż po tym jak kurtyna zasłoniła scenę. Nie od razu jednak poszedł do ogrodów, najpierw sprawdził czy jego rozmówczyni czasem nie zasnęła. Gdy już stali to nie mówiąc nic udał się korytarzem przez połowę drogi tak samo jak do pokoju gdzie Vondur spała. Jednak skręcili gdzieś i po chwili znaleźli się w ogrodzie pełnym kwiatów pod niewielkim daszkiem wykonanym jakby grecką był świątynią. Pod białą osłoną, wśród kolumn stały krzesła wygodne. Jedno z nich przez Rosarim zostało zajęte. Gdy już czerwononazwany zajął swoje miejsce wskazał ręką na inne, które zapewne jego gość będzie zmuszony wykorzystać do odpoczynku po wcale niekrótkiej podróży. Agasharr w tym czasie rozmyślał nad przyszłym balem. Owa myśl dopiero co zza horyzontu wyjrzała, a już umysł całkiem długo zajęła i wypowiedzenia potrzebowała. Dlatego też właśnie o tym były kolejne słowa białowłosego.
-[color=#AD1111]Jeśli zaś chodzi o artystów i kolejne domu mojego odwiedziny to proponuje bal, który za czas jakiś, wcale niebliski, będę mieć okazję organizować. Nie uważasz chyba, żeby takie umilenie codzienności nie było doskonałym pretekstem dla młodych artystów, oraz co ważniejsze będą to dodatkowi goście, którzy dostaną możliwość pogrążenia się w zabawie przez chociaż ten krótki czas.[/coilor]
<Wybacz, że krótkie >> no ale Y.Y wyganiają, a chce to napisać!>Anonymous - 26 Wrzesień 2011, 14:55 Oczywiście, że rozmowa się nie skończyła, bo niby dlaczego? Czemu miano by ją kończyć, kiedy słów obydwóm rozmówcom nie brakowało, tak samo zresztą jak tematu? A wszystko oczywiście obracało się wokół sztuki, bo jakże inaczej. Najwyraźniej to było głównym zainteresowaniem Tyka. A Vondur nie chciała przerwać, bo zwyczajnie bała się konsekwencji. Nie chciała być znowu palona.
Podążyła bez słowa za Tykiem do ogrodu. Zgadzała się z nim w tej sprawie, że muzyka jest potrzebna. Przecież każdy znał powiedzenie, w którym to jest mowa, że muzyka łagodzi obyczaje. Tak właśnie było, a to by się tutaj przydało, aby oboje się nie pozabijali. o.o Co ja w ogóle piszę?!
Początkowo szli drogą, która pokrywała się z tą prowadzącą do pokoju, w którym Vondur wcześniej spała i zostawiła swoją ulubioną sukienkę. Kiedy dziewczynka zdała sobie z tego sprawę, pomyślała, że musi tam wrócić, aby ją wziąć, zanim będzie wracać do domu. Nie chciała jej przecież tak zostawić na pastwę losu, nie jej ulubioną sukienkę. Może jakąś inną by zostawiła, choć i tak było to bardzo mało prawdopodobne, bo Vondur kochała tego rodzaju ubrania. Ale nie tą, o nie!
Po chwili okazało się, że wcale nie idą do pokoju, co w ogóle nie zdziwiło dziewczyny. Przecież gospodarz powiedział wyraźnie, że kierują się w stronę ogrodu. A przez 'ogród' na pewno nie rozumiał on pokoju. W każdym razie jednak zostali otoczeni pięknymi zresztą kwiatami.
Kiedy Agasharr usiadł, dziewczyna również zajęła miejsce na krześle obok. Po chwili zaczęła słuchać uważniej, bo gospodarz ponownie się odezwał. W między czasie dziewczynka zorientowała się, że to on więcej mówi, niż ona. Nie przeszkadzało jej to za bardzo, bo nie było dzięki temu prawie żadnej szansy na to, że jej kłamstwa wyjdą na jaw. Przynajmniej tak się łudziła...
Na propozycję zorganizowania balu, Vondur uniosla brew. Zaskoczyło ją to. Pocieszyła się tylko tym, że ponieważ termin balu był 'niebliski' jak to powiedział gospodarz, miała czas znaleźć kilka osób, które to udawałyby jej podopiecznych. To pomogłoby jej zachować honor i oszczędzić bólu.
-Oczywiście, będziemy zaszczyceni przyjść na ten bal. Od dawna nie byłam obecna na tego typu przyjęciach, a i dziewczęta pewnie się ucieszą.-Powiedziała, uśmiechając się przy tym.Tyk - 2 Październik 2011, 13:01 Oczywiście nikt tutaj nikogo nie zabija. Nie tylko dlatego, że dziewczynka nie jest uzbrojona oraz ogólnie nie ma szans zważając, że wokół (Nawet jeśli ich nie widać) rozmieszczeni są strażnicy Rosarium. Cała willa jest ich pełna, a nie inaczej jest z jej terenami, do których należą ogrody. Z drugiej strony i białowłosy wcale nie chciał dziewczynki zabijać. Nawet gdyby coś złego zrobiła to przecież nie będzie jej ułatwiał śmiercią, która trochę szybka i boleści tyle nie przynosi. Lepiej ją torturować bardzo długo, niech ma karę godną czynu. Teraz jednak postanowił się pobawić po raz kolejny jej strachem. Nie tak szybko jednak, gdyż najpierw chciał jeszcze zakończyć temat. Bal jest oczywiście piękną uroczystością i bardzo rozgłoszoną. Na dodatek taką gdzie wstęp jest praktycznie wolny, jedyne co należy posiadać to strój odpowiedni. Zatem trudno będzie znaleźć kogoś uzdolnionego kto mógłby godnie Vondur reprezentować przy tej jakże wzniosłej okazji.
-Oczywiście mam nadzieję, że nie będziemy na przyjęcie czekać zbyt długo. Chociaż ostatni bal był już pół roku temu wciąż jeszcze nie jest gotowy kolejny. Ach, cóż za zwłoka. Jednak nie możemy przecież omijać tematu dygresjami zbędnymi. Zatem przejdźmy do samej uroczystości. Nie mam jeszcze planu, lecz zapewne znów będą obowiązkowe maski.
W tej chwili przerwał bo niedaleko pojawiła się służba, która położyła na pobliskim stoliku kartkę papieru oraz herbatę. Oczywiście to drugie w liczbie dwóch. Jednak Rosarium tylko klasnął w dłonie i spojrzał ponownie na dziewczynkę kontynuując swoją przemowę.
-Jeszcze musisz powiedzieć gdzie mieszkasz, abym mógł przesłać zaproszenie, bądź raczej informacje o tym gdzie bal się odbędzie. Jednak nim to się stanie mam jeszcze dla ciebie pewien dokument.
Przerwał i wziął do ręki kartkę papieru, po której przesunął palcami drugiej ręki. Oczy swe czerwone skierował na treść wypisaną czarnymi literami, których Vondur widzieć nie mogła. Jego twarz nie wskazywała na nic, a przynajmniej trudno było z niej wyczytać cokolwiek innego jak tylko spokój po prostu.
-To jest dokument, w którym przekażesz mi swój majątek. Jak się domyślam nie masz czym pisać, lecz nie musisz się przejmować, wszystko zostało przygotowane.
Oczywiście na stoliku leżał długopis, a białowłosy położył obok niego kartkę papieru, po czym spojrzał na Vondur i uśmiechnął się w sposób, który trudno opisać inaczej niż tak jak gdyby właśnie pozwolił jej spełnić marzenia. Oczywiście po słowach dziewczynka mogła uznać to za kpinę lub coś innego, ale mniej to jest ważne.Anonymous - 2 Październik 2011, 16:08 Przecież Vondur nigdy nie targnęłaby się na życie gospodarza. A przynajmniej nie w tej chwili. Ani nigdy w sytuacji, w której znaleźliby się świadkowie, którzy niekoniecznie chcieliby jej być posłuszni. Inaczej... No, może by się nad tym zastanawiała, szczególnie biorąc pod uwagę to okropne palenie. Ale teraz pozwalała mu myśleć, że nic mu z jej strony nie grozi, co częściowo było przecież prawdą.
Być może rzeczywiście Vondur trudno byłoby znaleźć osoby z odpowiednimi umiejętnościami i wychowaniem. Jednak jeśliby jej się to nie udało, wzięłaby ze sobą małą część służby, która pokornie udawałaby jej podopiecznych. W domu Odette panował wymuszony co prawda, ale szacunek wobec jej osoby i nikt nie śmiał się jej sprzeciwiać ze strachu. Ale strach był czasem jedynym lekarstwem na bezczelność.
Na słowa Rosarium dziewczyna tylko pokiwała głową, patrząc w bok zamyślonym wzrokiem. Oczywiście było to udawane zastanowienie, w rzeczywistości bowiem Vondur nie chciało się odpowiadać. Do tego nie miała nic do powiedzenia na ten temat i wniesienia do dyskusji, szczególnie biorąc pod uwagę to, że najchętniej wymigałaby się od tego balu. Ale że wychowano ją na kulturalną dziewczynkę, nie mogła odmówić. Zresztą była też ciekawa, jak też taki bal wygląda. Co prawda maski trochę ją zniechęcały, ale nie pokazała tego po sobie. Zamiast tego tylko kiwnęła głową, nadal patrząc w bok.
Odwróciła się dopiero, kiedy na stoliku postawiono herbatę. Patrzyła na nią, zastanawiając się, czy ją wypić. Jednak gdy gospodarz na nią nie zareagował, westchnęła i popatrzyła się na niego, uważnie go wysłuchując.
-Zamieszkuję Szkarłatną Otchłań. Wśród Lewitującego Osiedla znajdziesz kilka dworów i jeden zamek. Mój dom jest natomiast najbardziej oddzielony od reszty. Z pewnością go rozpoznasz.-Powiedziała, mając nadzieję, że dobrze opisała położenie swojej rezydencji. Cóż, nie mogła wyróżnić jej rozmiarem, bo niestety nie była większa od reszty domów. Dwa z dworów i ten feralny zamek dość solidnie przewyższały jej miejsce zamieszkania rozmiarem. Toteż podczas wyboru miejsca, wybrała najbardziej oddalony zakątek Osiedla. Przynajmniej na tamte czasy, bo cóż z tego, że od tamtej pory przybyło trochę budynków?
Vondur zauważyła, że gospodarz zaczął czytać dokument, o którym wcześniej wspomniał. Zaczęła się zastanawiać, co jest w nim takiego ważnego przez co musiała go podpisać. Twarz czytającego również jej nie pomagała, bo nie dało się z niej wyczytać niczego innego, niż spokoju.
Kiedy Rosarium oświadczył głośno jego treść i położył obok leżącego na stole długopisu, oczy Odette porządnie zwiększyły swoją objętość, a usta rozszerzyły się w największym zdziwieniu. No bo kto by się spodziewał, że druga osoba poda mu dokument z przekazaniem jej całego majątku z uśmiechem, jakby spełniała największe marzenie człowieka? Chyba nikt normalny.
Zdziwienie Vondur trwało naprawdę krótką chwilę. A potem ochłonęła i zaśmiała się szczerze. Jednak kiedy przestała się śmiać, jej mina nie wskazywała na to, żeby ją to bawiło.
-Naprawdę udał ci się ten żart, Panie. Jednak czy moglibyśmy być ponownie poważni?-Zapytała, odrzucając włos, który przypałętał się na jej policzek. Trzeba by poprawić fryzurę.-Pomyślała.Tyk - 2 Październik 2011, 21:52 Natomiast Rosarium nie tylko nie mieszkał wśród innych domów, lecz również jego był najokazalszy w tym miejscu, a co więcej to nie był jeden pałac, lecz cały kompleks budynków. Z drugiej strony było tutaj niezwykle dużo straży. Oczywiście pięknie przystrojonej w najdoskonalsze zbroje i wyposażonych orężem jakości co najmniej przedniej. Z drugiej zaś strony mogło budzić niepokój jakiegoś gościa. Wracając jednak do Vondur. Gdy ta roześmiała się białowłosy pozostał w takiej samej pozycji jak poprzednio. Wygodnie oparty na krześle, z dłońmi na miejscu dla nich przeznaczonym. Oczywiście twarz jego zdobił uśmiech, delikatny i przyjazny. Nie jednak taki co by na żart czy kpinę wskazywał. bo też nie żartował. Co więcej wcale nie kłamał, jedynie interpretował inaczej. Nad tym bowiem polega różnica dość znacząca pomiędzy tą dwójką, że Rosarium raczej nie kłamie, stara się grać, lecz przy tym jedynie słowami siać niepewność bądź też pewność fałszywą. Tym to lepsze od oszustwa, że nie wyjdzie w końcu na jaw, bo przecież nawet gdy druga strona zrozumie prawdę to kłamstwa zarzucić nie może. Bardzo podobnie było z ich egoizmem. Jednak gdy dziewczynka przestała się śmiać białowłosy na chwilę skrył karmazynowe spojrzenie za białą kurtyną powiek i westchnął cicho, po czym miał okazję do wypowiedzenia słów. Z ust jego wysnuł się kolejny już w tej rozmowie monolog.
-Żarty potrzebne są ludziom by uniknąć popadnięcia w szarość, a tym samym stania się tylko lalką, co chociaż istnieje nic zrobić nie jest zdolna bo zbyt przyzwyczajona do rutyny i idąca za nią choćby w przepaść. Mimo wszystko pomimo wielkiej rewolucji w rozwoju ludzkości, jaką jest wynalezienie zabawy, oraz mojego umiłowania do poważnej nie powagi, nie zawsze należy się bawić. Co więcej mogę cię zapewnić, że ostatnio nie miałaś okazji słyszeć z moich ust choćby jednego słowa, które mijało się z prawdą. Zatem nie widzę powodu by dłużej odwlekać twój podpis.
Gdy skończył już mówić spojrzał na Vondur w sposób spokojny, lecz bez uśmiechu mógł się wydawać chłodny. Wkrótce po tym jego usta dotknęły herbaty, którą wolno pił przyglądając się reakcji dziewczynki. Oczywiście biedaczka nie mogła wiedzieć, ze chodzi tutaj tylko o opiekę nad artystami i nią samą podczas balu. Oczywiście w teorii mogła przeczytać tekst dokumentu, jednak całkiem przypadkiem został on zapisany nie tutejszym językiem, który obecnie nie jest zbyt często używany, chociaż kiedyś był bardzo powszechny. Mówiąc prościej szansa, że Vondur go zna są bardzo niskie, a jeśli tak to tylko szybciej skończy się gra. Wszystko to było przy łagodnej muzyce, której dźwięki roznosiły się pośród szumu cichego liści przystrojonych w barwne kwiaty i wodę kroplistą fontann czy wodospadów gdzieniegdzie na terenie ogrodu rozsianych i tutaj słyszalnych. Do tego ptaki, które nie przypadkiem cicho śpiewały, a dosłyszeć je można było w przerwie, gdy łagodna melodia przestała nieść się w powietrzu. Spokój był wszędzie poza postacią arystokratki. Nie gorszy był zapach rozsiewany przez kwiaty wraz z brzmieniem instrumentów.Anonymous - 3 Październik 2011, 18:14 Oczywiście, że willa ta była najokazalsza w okolicy. Można było to ocenić nawet nie tyle po tym, że widać było ją już z daleka, kiedy tylko wchodziło się na Herbaciane Łąki. Przecież sam charakter gospodarza i to, w jaki sposób się wypowiadał, a także zdobienia wnętrza wskazywały na to, że Vondur i jej dom niczym nie mógł się z nimi równać. Był to dla dziewczynki dosyć znaczący szok, który na pewno miał mieć wpływ na jej dalsze życie, ale cii.
Na śmiech Vondur Rosarium nie zareagował jakoś znacząco. Mówiąc dokładniej, nie zrobił dokładnie nic. Nadal siedział w tej samej pozycji, z tym samym uśmiechem na twarzy, który wprawiał w dziewczynie niepokój. A to dlatego, że był szczery i nie wskazywał na to, żeby jego właściciel żartował.
Toteż zanim gospodarz zaczął mówić, wiedziała, że to, co wcześniej powiedział, wcale nie miało być śmieszne. Trochę przydługi monolog utwierdził ją w tym przekonaniu. Swoją drogą te wypowiedzi zaczynały ją odrobinę nudzić. Ona lubiła, kiedy coś się działo. Poza tym wszystko wokół nie skupiało się na niej, co najbardziej ją denerwowało, do czego jednak nigdy przed nikim by się nie przestała. Nawet przed sobą było jej trudno to powiedzieć.
Po skończeniu swojej mowy, Rosarium zaczął pić herbatę. Vondur westchnęła. Wzięła kartkę i spróbowała przeczytać tekst, który miała podpisać. Jednak okazało się, że został napisany w nieznanym jej języku - no kto by pomyślał. Zastanawiała się, co z tym fantem zrobić. Wewnątrz była już dość poważnie zaniepokojona. Przecież nie mogła przekazać całego majątku Rosarium - nic by jej wtedy nie zostało i co by zrobiła? Musiałaby iść do pracy, a zawsze wzdrygała się na tego typu myśl. Poza tym po co gospodarzowi było jeszcze więcej pieniędzy? Prawdą było, że zawsze można było je wykorzystać, ale dom, ani jego pan nie wyglądali, jakby brakowało im środków do życia. Bardzo to ciekawiło dziewczynkę.
Vondur westchnęła jeszcze raz. Odłożyła kartkę i skrzyżowała dłonie, patrząc na Rosarium.
-A co, gdybym odmówiła?-Zapytała spokojnie. Zaczynała stawiać opór, ale każdy chyba zrobiłby to samo na jej miejscu. Tylko samobójca oddawałby komu innemu wszystko, co posiadał.Tyk - 6 Październik 2011, 23:32 Prawdą jest, że Rosarium nie potrzebował ani jednej złotej monety ze skarbca Vondur, a nawet najmniejszy kamień z jej posiadłości. Miał o wiele większe bogactwa, których zużyć nie był zdolny. Za to nierzadko powiększał w nieco inny sposób niż przejmowanie majątków innych. Jednak on po prostu grał. Raz to nie pierwszy i zapewne również nie ostatni. Możliwe, że zajrzał jej do głowy i dzięki temu pojął jej kłamstwa, a może po prostu znów chciał mieć zabawę z obserwowania reakcji dziewczyny, Bowiem nie był on gimnazjalistą, który chce by inny się przewrócił. Białowłosego interesują uczucia i reakcja, zawsze. Bez względu czy są pełne dumy czy też w błagalnym tonie zawarte. Może to jest powód dla którego tak bardzo uwielbia improwizacje i niegdyś na balu właśnie ją pokazał gościom, z których pośpiesznie aktorów uczynił. Teraz jednak w tym leśnym zakątku pośród murów z kamienia mniej aktorów swych oświecił. Dziewczynka po prostu nie miała pojęcia co się z nią stanie, ani nawet czy nie będzie zmuszona do niemalże niewolniczej pracy. Oczywiście po wcześniejszych wydarzeniach mogła zrozumieć, że o jej losie decyduje teraz Agasharr. Arystokrata uśmiechnął się tylko delikatnie widząc jak pyta o możliwość odmowy. Słowa złapały oczy jego błądzące po przestworzach. Wraz z kolejnym powiewem spojrzenie przeniosło się na Vondur, a na twarzy białej uśmiech poszerzył się w sposób wyraźny. Oczy, trudno było z tych dwóch gwiazd szkarłatnych cokolwiek wyczytać. Ich wyrazista czerwień w jednej chwili mogła wydać się symbolem platońskiej miłości do całego świata, lecz kto inny spojrzawszy zobaczy najbardziej agresywna barwa, niemal jak krew, którą z wrogów gotów jest wydrzeć gdy zechce. Teraz jednak spojrzenie było chłodne, tak jakby był już znudzony jej zwłoką. Wszystko wręcz idealnie zaplanowane, aby jej nie straszyć, lecz zasiać ziarno niepewności, które zaowocuje ciekawym przedstawieniem. Bowiem nie sam podpis był ważny, on to tylko błaha formalność. Ważniejsza była reakcja dziewczynki, której widzem był białowłosy. Słowa jego również nie był długie. Lekko westchnął. Powietrze z ust jego z szumem wiatru się złączyło, a ramiona po uniesieniu opadły. Dłoń opadła na oparcie krzesła, a on spokojnym głosem odpowiedział.
-Wybaczyć mi musisz pewną nieścisłość.
Przez chwilę mogło wydawać się, że dziewczyna jest uratowana i niczego podpisywać nie musi, lecz kolejne słowa były dla niej jak złowieszcza wróżba. Co ważniejsze dźwięki wydobywające się z drgających delikatnie warg arystokraty były przykrym przypomnieniem sytuacji dziewczynki.
-Musiałaś mylnie mnie zrozumieć, bowiem nie składam ci żadnej propozycji, a jedynie pozwalam na dopełnienie formalności. Zatem pytanie twoje jak sama zapewne zauważyłaś, bo głupstwem byłoby nie spostrzec, jest pozbawione treści, a zatem i odpowiedzi na nie udzielać nie ma potrzeby.
Przez cały czas mówił jednym spokojnym tonem. Ani razu głos jego nie drgnął, lecz dźwięcznie po ogrodzie się niósł, głośniej niż cicha muzyka z oddali płynąca. Sytuacja zaprawdę była interesująca. Ciekawe bowiem jak trwałe są w umyśle arystokratki wspomnienia ognia. Może jej nawet go będzie miał okazję przypomnieć, choć to tylko gdy zrobi znów coś głupiego, a do takich rzeczy może należeć obrażenie Rosarium. Oczywiście, żeby było jasne... Tyk jest dobry i grzeczny~! On chce ją nawrócić by była mniej pochłonięta pychą. Oczywiście, tę cechę i Agasharrowi można przypisać, lecz on rozważnie ocenia sytuację i nie okazuje tego w takim stopniu. Nawet teraz, gdy oświadczał jej, że wyboru nie dał, to nie użył głosu ex cathedra i nie wywyższał się. Gdyby słowa wyciąć można by uznać, ze traktuję Vondur jak równą sobie. Ironia! Lecz jakże piękny nawóz dla niepewności. Co więcej dziewczynka powinna wyciągać naukę, bo może sama będzie mogła zaznawać zabaw innych niż te tak oczywiste i zwykle nudne bo z góry planowane.Anonymous - 8 Październik 2011, 12:27 Vondur nawet na chwilę nie pomyślała, że jej kłamstwa mogły zostać odkryte. Za bardzo była zadufana w sobie i stanowczo zbyt mocno wierzyła w swoje umiejętności, aby rozważyć taką opcję. A może byłoby lepiej, gdyby się nad tym zastanowiła? Co prawda wtedy doszłaby pewnie do wniosku, że bez sensu byłoby się przyznawać - było na to za późno. Chociaż może gospodarz wybaczyłby jej, gdyby z pokorą go przeprosiła. Ale przecież dziewczyna nie posiadała żadnej z cech, które były do tego wszystkiego potrzebne, więc jakże mogłaby to zrobić. Nie było takich opcji, więc nawet gdyby Vondur zastanawiałaby się nad tym, nic by to nie zmieniło.
Oczywiście dziewczyna wiedziała, że jej los zależał tylko i wyłącznie od Rosarium. Jego kaprys mógł zdecydować o tym, czy wyszłaby z tego bez żadnego uszczerbku na ciele i psychice lub kompletnie zraniona i pozbawiona wszystkiego, co dotąd posiadała. Ona natomiast nie mogła nic na to poradzić - miecz został jej odebrany tam, gdzie jadła, a nie wiedziała, czy mogła używać mocy. Zresztą nawet gdyby mogła, to co by zrobiła? Oczywiście, mogła liczyć na to, że gospodarza rozczuli pięciolatka, w którą mogła się zmienić, ale równie dobrze mogło się to okazać tylko powodem do tego, żeby przedłużyć jej ewentualną karę. A ciemność? Cóż, mogła ją wywołać, ale ona sama wtedy też nie mogłaby wiele zrobić. Znajdowała się po prostu w sytuacji bez wyjścia. No nie, było jedno - podpisać dokument.
Słowa Agasharra tylko potwierdziły u niej to przeświadczenie. Odwróciła głowę w bok i zaczęła patrzeć w niebo. Nie wiedziała co zrobić. Nie chciała oddać wszystkiego mężczyźnie, po prostu nie mogła. Co wtedy by robiła? Nie dałaby rady przeżyć, bo tak naprawdę nic nie umiała robić. Była rozwydrzonym bachorem, za którego wszyscy wszystko robili. Cudem było to, że w wieku sześciu lat nauczyła się samodzielnie ubierać. I taka dziewczyna miałaby teraz zostać bez pieniędzy, bez służby i szukać pracy? Nie, tak nie mogło się stać! Ona, dziedziczka von Fantome'ów nie mogła oddać komuś całego swojego majątku, a jednocześnie części bogactwa rodu. Gdyby to zrobiła, to nie dość, że nie miałaby środków do życia, byłaby dla społeczeństwa nikim, to jeszcze byłaby nikim dla swoich krewnych. Ta cała perspektywa ją naprawdę przerażała. Musiała coś zrobić!
Odwróciła się twarzą do gospodarza i spojrzała na dokument. Potem położyła papier i pióro na stole i popatrzyła na Rosarium.
-Niestety, będziesz mnie musiał do tego zmusić siłą.-Powiedziała poważnie, patrząc twardo na siedzącego przed nią mężczyznę. Wiedziała, że za chwilę prawdopodobnie zacznie płonąć. Nie obchodziło jej to - była zbyt zrozpaczona, żeby się tym przejąć. Teraz najważniejsza była dla niej obrona jej majątku i jej przyszłości.Tyk - 8 Październik 2011, 13:54 Dziewczynka jednak nie myślała racjonalnie, a już na pewno utylitarnie. Właściwie powiedzenie, że będzie zmuszony użyć siły aby przekonać ją do swych racji to tak jakby go ku temu zachęcała. Mówiąc prościej nie myślał nawet nad tym by ją spalić. Zbytnia to bzdura i na dodatek wtedy nie byłoby tej zabawy jak przy patrzeniu jak ta jest rozdarta co też powinna wybrać. Dlatego właśnie dopiero jej słowa uświadomiły mu, że zabawnie będzie jeszcze raz użyć na Vondur płomienie i przypomnieć jej ich przyjemny dotyk. Przy czym przyjemność ognia jest pojęciem względnym i dotyczy zeznań trupów, bądź też tych, którzy go nie dotknęli. Nieco inne poglądy mają żywe istoty trawione ogniem, lecz kto by ich tam słuchał! Ich głos nic nie wart, więc odrzucony być musi. Jednak teraz białowłosy się tylko uśmiechnął szerzej niż poprzednio jakby na znak, że przyjmuje wyzwanie. Jednak szybko usta jego wróciły do wcześniejszej pozycji, a oczy zamknęły się. Wraz ze zniknięciem karmazynu spojrzenia na ciele Vondur pojawiły się tym razem białe płomienie, które oczywiście heretyczkę miały oczyścić. Czuła jak jej skóra płonie rwana przez każdą najmniejszą iskierkę, a rozdzierana płomykami tańczącymi po jej ciele. Oczywiście przy tym białowłosy spokojnym głosem przemówił.
-Oczywiście jeśli twoim życzeniem jest zostać zmuszoną do podpisania to zabawy nie odmówię i użyje środków jakie będą odpowiednie by przekonać cię na złożeniu swojego podpisu. Zacznijmy zatem nasz mały taniec.
Klasnął w dłonie po tych słowach i płomienie rozpaliły się jeszcze śmielej po dziewczynce. Już nie tylko lekkim, pokrywały ją, ubraniem z płomieni, lecz płonęła niczym słomiany człowieczek. Już nie tylko na skórze swojej czuje ich taniec ognisty. Wdzierały się płomienie głębiej paląc każdą nawet najmniejszą cząstkę ciała dziewczynki. Ból nie pozwalał myśleć, a białowłosy w spokoju wszystkiemu przyglądał się otworzonymi kilka chwil wcześniej oczyma. Wszystko to trwało długie dziesięć minut, które dla Vondur były niemal jak kilka godzin, jeśli nie lat. Każda chwila była gorsza niż najgorsze wymyślone przez człowieka tortury. Gdy jednak wszystko się skończyło dziewczynka leżała w tragicznym stanie na ziemi, bo raczej stać się jej nie udało. Przez cały ten czas raczej nie miała wpływu na nic, teraz jednak mogła grzecznie zaoferować podpisanie, albo dalej bawić się z Rosarium w niegrzeczną dziewczynkę, która "nie zrobi".Anonymous - 8 Październik 2011, 14:25 Rzeczywiście, Vondur nie pomyślała o tym, że sama sprowokuje gospodarza do spalenia. Chciała tylko pokazać mu, że nie ma zamiaru godzić się na jego warunki. Jednak zdawała sobie sprawę z tego, że grożą jej ponowne cierpienia poprzez palenie.
Niestety, nie pomyliła się. Szeroki uśmiech Rosarium Odette zrozumiała jako czystą zapowiedź płomieni, co po chwili okazało się prawdą. Jednak jeszcze zanim zaczęła się palić, postanowiła spróbować zmienić się w małą dziewczynkę. Tak więc płomienie zaczęły już trawić słodką pięciolatkę o niebieskich oczkach i krótkich blond włosach opadających na twarz. Vondur zapomniała jednak o sukience, więc szybko owinęła się tą, którą miała wcześniej na sobie.
I wtedy zaczęła się palić. Na początku próbowała powstrzymać krzyk. W miarę jej się to udawało, ból przejawiała tylko pojedynczymi jękami. Skończyło się to po słowach gospodarza, kiedy to płomienie postanowiły palić każdą komórkę jej ciała. Z oczu popłynęły jej łzy i zaczęła krzyczeć. Spadła z krzesła i znowu miotała się po podłodze, mając nadzieję, że ugasi pożar, który trawił jej ciało. Robiła to mimo wiedzy, że nijak nie uda jej się tego zrobić. Mogła tylko czekać, aż cierpienia się skończą.
Po jakimś czasie dziewczynka ochrypła. Nie dała rady już krzyczeć, więc mogła tylko płakać i się miotać. Ale wrzaski zastąpiły jęki przypominające trochę skomlenie skrzywdzonego psa proszącego o dobicie. Nie znaczyło to jednak, że właśnie o tym myślała. Prawdę mówiąc, w głowie Vondur krążyła jedna myśl, brzmiąca: Niech to się wreszcie skończy. Nie można było powiedzieć, czy dziewczynka była wściekła, czy było jej wszystko jedno. Miała mętlik w głowie, pośród którego królował ból.
Wreszcie nastąpiła ulga. Vondur leżała twarzą do ziemi. Czuła się sponiewierana i upokorzona. Pomyślała, że tak pewnie musiały czuć się jej służki, kiedy biła je na oczach innych. Natychmiast jednak odegnała tę myśl. Jak ona mogła siebie porównywać do nich? Przecież to były zupełnie dwa różne światy. To ona była najważniejsza, ona.
Odette podniosła się na rękach i popatrzyła smutnymi oczami małej dziewczynki na gospodarza. Po chwili uśmiechnęła się szeroko.
-I tak tego nie podpiszę.-Powiedziała, po czym położyła się na ziemi, czekając na kolejne płomienie. Twarz schowała w trawie, żeby Rosarium nie widział, jak płacze, kiedy płonie.Tyk - 8 Październik 2011, 15:58 Karmazynowe spokojne spojrzenie skierowane było na wspaniałość nieba przysłoniętego przez poruszające się na wietrze korony drzew. Ich spokojny szum przyjemny był dla uszu. Szelest cichy przytłumiony został jednak przez jęki jakieś. Zapach pozostał, piękny kwiatowy, chociaż przy ziemi raczej ustępują kwiaty miejsca twardemu kamieniu, który choć twardy i stały to szorstki i bezlitosny. Plecy Rosarium, wygodnie oparte o krzesło nie czuły bólu ognia ani uderzeń o chodnik, choć drugie znikało przy przeszywających płomykach. Agasharr dobrze wiedział, że Vondur chce tylko żeby ból się już skończył, nie musiał nawet czytać w myślach czy posiadać nadnaturalnych zdolności by móc się tego domyślić. Zresztą nie przejmował się tym. Co więcej w jego oczach to dziewczynka sama zaprosiła go do tej zabawy. Oczywiście gdy skończył ją palić spojrzał ku dziewczynce. Widział uśmiech i nawet wiedział co jest jego przyczyną. Oczywiście koniec płomieni, który przyniósł jej choć chwilowe wytchnienie. Teraz jednak postanowił jej w skrócie powiedzieć jak będzie żyć póki nie podpisze. Jej niewyraźny bełkot był tylko zachętą do dalszej zabawy. Zatem podniósł dłoń w górę. Oczywiście przywołał nią strażników, którzy stanęli nieco dalej i oczekiwali, zapewne aż będą mogli zabrać Vondur do lochów. Tymczasem Rosarium rozmyślał chwilę ignorując obecność dziewczynki, która jedyne co mogła robić to leżeć na ziemi i płakać bo nie miała na tyle sił by się podnieść.
-Muszę niestety wyprowadzić cię z błędu, w który wpadłaś zapewne przez nadpalenie racjonalnego myślenia. Zważywszy na to, że nie śpieszy się tutaj nikomu do domu to czasu mamy sporo na to by cię do podpisania przymusić. Pomieszkasz trochę w moich lochach i zaznasz wszystkich atrakcji odpowiednich temu miejscu. Za kilka dni, a może nawet godzin grzecznie ręką swoją złożysz podpis wszędzie gdzie tylko zechcę, nawet jeśli będzie chodziło o oddanie siebie jako ozdóbka do jednej z licznych sal mojej posiadłości. Można by tutaj powtórzyć Cezara, bądź też innych sławnych ludzi, o których zapewne słyszałaś i przytaczać tutaj nie muszę. Zatem zabawę skończymy z rankiem, a teraz cię schowam.
Przez cały czas ton jego głosu pozostał niezmienny. Jednak słowa były wartościowe, a szczególnie dla Vondur mogło być istotne ostatnie zdanie. Druga jego część była wyraźnym potraktowaniem dziewczynki nie jak żywej istoty lecz jak rzeczy, a może nawet zabawki. Schowa ją bo nie ma zamiaru się nią teraz bawić. Z drugiej strony dla dziewczynki to była jedna z ostatnich szans by nie trafić do lochów gdzie może siedzieć nie wiadomo jak długo. Przecież równie dobrze może trzymać ją tam tygodniami dając okropne jedzenie. Mówiąc prościej może teraz grzecznie podpisać lub iść do lochu gdzie nawet nie będzie miała kogo prosić o przebaczenie, lecz czy głupiutka to zrozumie? Białowłosy niezbyt się tym przecież przejmował. Ktoś może powiedzieć, że gra zaszła za daleko, lecz to nie on prosił o zmuszenie siłą. To właśnie Vondur zaoferowała takie wyjście, do którego Rosarium nie posunąłby się w innej okoliczności. Mówiąc prościej biedactwo sama na siebie ściągnęło klątwę. Teraz jednak bardziej się mogła przejmować tym, że w jej kierunku ruszyli strażnicy, którzy na jedno polecenie Agasharra postanowili zabrać dziewczynkę do lochów.Anonymous - 8 Październik 2011, 20:09 Uśmiech Vondur nie był spowodowany końcem bólu. Raczej wynikał z tego, że dziewczyna była z siebie zadowolona. Niektórzy na jej miejscu już wzięliby długopis i podpisali dokument. Ona natomiast mimo że sponiewierana, upokorzona i doprowadzona do łez nie miała zamiaru tego robić. Nadal się buntowała. I była z tego powodu dumna.
Nie płakała. Już nie, przeszło jej. W chwili gdy przestała płonąć, na jej twarzy skończyły pojawiać się świeże łzy. Zostały tylko te zaschnięte i przeklęty katar towarzyszący wszystkim w takiej sytuacji. A nawet jeśli jakieś jeszcze były, obtarła je rękawem, kiedy przecierała twarz. A potem spojrzała odważnie na Rosarium.
W miarę jak on mówił, jej oczy zaczęły się powiększać, a usta ułożyły się w wielkie 'o'. Gospodarz traktował ją jako zabawkę. Zupełnie, jak ja innych.-Pomyślała, ale szybko przegoniła tę myśl. Ona mogła traktować resztę istnień jako przedmioty, którymi się bawiła. Starała się ograniczać to w przypadku przedstawicieli jej rasy i ważniejszych osobistości w Stowarzyszeniu Czarnej Róży, jednak dla innych litości nie miała. Żadnej. Ale to, że ona mogła ich tak traktować, nie znaczyło, że ktoś inny może tak bawić się nią. To świat był dla niej zabawką, w żadnym wypadku nie mogło być odwrotnie. A właśnie tak się działo. To było dla Vondur wyjątkowe i zaskakujące. Sprawiało także, że była bardziej wściekła.
Dziewczyna nie miała teraz zbyt wielu opcji. Praktycznie miała tylko dwie: podpisać dokument albo zostać zamkniętą w lochach domu. W chwili gdy straże zaczęły się zbliżać, olśniło ją. Zaśmiała się wrednie, patrząc Rosarium w twarz, po czym pstryknęła palcami.
Wokół nastała nieprzenikniona ciemność. Obejmowała ona wystarczającą ilość obszaru, żeby nikt nic nie widział. Dziewczyna zaczęła biec przed siebie na oślep. Nie było dla niej ważne, gdzie biegła. Chodziło raczej o to, żeby im uciec i nie trafić do lochów. Jakoś nie uśmiechało jej się spędzić reszty życia w lochach, codziennie cierpiąc.
Biegła chwilę, po czym na coś wpadła.
-Auć.-Wyrwało jej się. Osunęła się na ziemię i usiadła tam, śmiejąc się jak szaleniec. Była ciekawa, czy straże ją znajdą w ciemnościach. Było to możliwe - wytropiliby ją przecież po głosie. Tak więc czekała.