Anonymous - 31 Marzec 2014, 18:54 - Takie oczy nie wróżą nic dobrego... dobrze że sobie poszedł.
Tej rzeczy nie kojarzyła z nim i może to i dobrze - na zapas nie warto napędzać się strachem. Arte minęły działania związane z rzeźbą i powtórnie była sobą, to też Cindy nabrała większej swobody w dalszej rozmowie z nią.
- Też nie sądzę, że byłabym do tego zdolna... Ale nie traktuj mnie jak dziecko! Może i tak wyglądam, ale żyję o wiele dłużej... Swoje po prostu widziałam.
Fakt, zachowaniem wcale nie zdradzała tego, ale przecież skoro ciało 14-letniej dziewczynki to i mózg też, prawda? A więc i psychika ma pewne ograniczenia i choć żyje długo, to jednak wszystkiego nie sposób pojąć. Wszak istnieje skończona granica, gdzie dalsze życie nie zwiększy już umiejętności istoty, bo mózg ją zacznie ograniczać swoimi zasobami.
- A niby jak chcesz tego dopilnować? Nie wiesz gdzie mieszkam, właściwie to mnie nie znasz... Proszę, nie obiecuj czegoś, czego możesz nie dotrzymać. Mówisz spróbujesz, ale ten świat zbyt wielki, by się odnaleźć bez adresu.
Trochę jej się poprawiło - przytulanie działało na nią pozytywnie, ale nie zmieniało ot tak wszystkiego. Objęła ją również, przestając już sączyć łzy z oczodołów.
- Arte, sądzę, że pasuje się nam mocno zaprzyjaźnić. Bo ja tak właściwie... Ostatnimi czasy nie miałam przyjaciół i mi ich brakuje.
Melancholijny nastrój powoli ją puszczał, ale wciąż trzymał się jej blisko, choć już w towarzystwie pozytywnego spojrzenia w przyszłość, spojrzenia w formie jasnego światełka.
- Może... przejdziemy się do mojego domu? Zaparzymy sobie ciepłą herbatkę, coś zjemy... Już mi raczej wystarczy siedzenia na tych łąkach. Oczywiście nie śmie nalegać, więc jeśli nie chcesz, możesz zaproponować coś innego.Anonymous - 1 Kwiecień 2014, 15:57 Spojrzała się na nią z troską. Biedulka, Arte miała dość czasu by się dowiedzieć, że tu chodzą różne rasy. Znała każdy szczegół wyglądu, oczywiście ogólnego, ale rzadko rozpoznawała. Arte miała nieco gorzej, nie żyła długo, więc się zdziwiła.
- Długo żyjesz? Co masz na myśli? W sensie, tysiące lat?
Zaśmiała się, to nie może być prawda.. Ona przed tym wszystkim była normalnym człowiekiem, pamięta doskonale jak się stała Baśniopisarką. Tak przynajmniej mówili jej w późniejszych czasach, jak uciekła od wujka. Może jakby miała wybór byłaby człowiekiem, dalej… Widocznie zastrzyki bardzo dużo jej dały. Nic na to nie poradziła.
- Ja żyję, tylko jak an razie 18 lat. Więc nie wiem tak naprawdę co to jest prawdziwe życie, o ile wiesz o co chodzi.
Nie miała żadnego doświadczenia, w porównaniu Cindy. Ona żyła dłużej niż Art, więc nie miała prawa się porównać, ba, nawet nie chciała. Nie jest od oceniania ludzi, tylko od ich poznania, i po jakimś czasie poznania.
Zaśmiała się znów. Jak miałaby tego dopilnować, chociaż by jej pamięć. Nie ważne czy śledzi czy nie.. To nie było jej potrzebne.
- Można powiedzieć, że ten towarzysz w twojej torbie, inaczej zwany obraz, mówi mi. Poza tym, wystarczy kogoś śledzić, czy coś… A ja pamiętam do końca życia te miejsce, gdzie je maluję i teleportuje się.
Wzruszyła ramionami. Nic takiego strasznego. Można powiedzieć, że jest cały czas na haju. Rozmowa z obrazami? Co, a jeszcze do tego teleportacja. Można powiedzieć, że ma dość silną psychikę by takie coś wytrzymać. Tak, lata praktyki.
- Sama długo nie miałam przyjaciół. Żyłam w odosobnieniu. Więc, miło by było się zaprzyjaźnić i chętnie wpadnę do ciebie.
Lekko się uśmiechnęła dając na znak, ze mogą iść. Przestała jej tulić. Nie myślała o tym, że są na chwilę. Więc nie musiała się również martwić, że to nie ostatnie tulenie.Anonymous - 2 Kwiecień 2014, 00:32 Wiedziałaby więcej, gdyby była w pełni zdrów. A tak to zostawał jej ten pokrętny stan nieadekwatnej dłuości życia do organizmu w jakim siedziała.
- Tak, długo... kilka wieków chyba. Ale to za duży okres czasu bym mogła pojąć wszystko co się działo. Nie jest tak w pełni fajne, nie móc przypomnieć sobie wszystkiego. I nie wiem od czego to zależy, ale słyszałam, że nasza rasa jest najstarszą, tą która tą krain stworzyła, wiec coś na rzeczy jednak jest.
Gdyby miała żyć tysiąc lat... A z drugiej strony jeśli żyje jeszcze więcej? Właściwie nie była w stanie tego sprecyzować. Mówiła o kilku wiekach, bo na tyle zdawały się jej luki w pamięci rozprzestrzeniać.
Zapytała ją o coś, czego nie mogła w pełni zdefiniować.
- Prawdziwe życie? Cóż, żyje normalnie, jak mi wygodzie... Więc nie bardzo wiem co masz na myśli... Chyba, że ci chodzi o to, że żyję po prostu znacznie dłużej? Cóż, nie czuję się jakoś inaczej z tego względu, ale może po prostu nie mam wystarczającego porównania.
Była przekonana, że Arte nie zdoła jej odnaleźć, ale teraz to się dała ładnie zaskoczyć - teleportować się, do obrazu!
- Że jak?! A to ci ciekawe! Och, co też za moce posiada nasza rasa, takie artystyczne...
I pomyślała, że mówienie obrazów ma nieco podobieństwa do jej postrzegania przeszłości. Przypadek? Tak, ale ona sądziła inaczej.
- Cóż, więc chodźmy. To w Upiornym Miasteczku, ale wcale nie jest tak strasznie, no może czasami... Ale dom mam ładny!
Ja również puściła. Zabrała swoje rzeczy, o ile jeszcze jakieś gdzieś się po trawie walały, i ruszyła ku skraju lasu, by potem ścieżką udać się do wspomnianego miasteczka. A potem przez centrum, gdzie jest spokojniej, na obrzeża, do willi.
2x z/tAnonymous - 27 Czerwiec 2014, 19:56 Do tego pięknego miejsca pewnym krokiem zawitał, idący zygzakiem, Vango. Przybył tutaj z powodu swojego nosa, ponieważ ten wyczuł cudny zapach aromatycznych herbat oraz pokusa zrobienia z tego okazji do wypicia pysznej herbatki [a takiej okazji jeszcze nigdy nie przepuścił]. Chudząc, jego płaszcz rozwiewał się na wietrze, poszukiwał najlepszego miejsca do rozwinięcia koca, by na nim usiąść, i wypicia najlepszego napoju jaki kiedykolwiek pił - herbaty. Miał na tym punkcie bzika.
Postanowił że usiądzie obok krzaku, który według niego pachniał trochę jak earl grey, oraz tam stanął. Ściągnął swój piracki kapelusz z głowy i włożył do niego rękę. Był to dość dziwny widok, ponieważ zapadła się ona aż do łokcia, a sam kapelusz nie był aż tak duży. Powoli wyciągnął z niego chustkę. Popatrzył na nią chwilę i nieusankcjonowany ponownie włożył ją do swojego odzienia głowy, przy okazji szukając znowu jakiejś rzeczy. Po kolei wyciągał coraz to inne rzeczy, takie jak pluszowy miś, serwetki czy jakiś jedwabny materiał. W końcu wyciągnął żółty koc i tym razem zadowolony założył swój kapelusz na głowę. Rozłożył swój koc na ziemi. Wyciągnął z kieszeni swój kieszonkowy zegarek zerknąwszy na godzinę.
-Już czas na herbatę! -powiedział z zadowoleniem, chowając zegarek. Głos miał nieco zachrypnięty.
Usiadł na kocu. Ściągnął swój kapelusz ponownie wkładając rękę do niego. Tym razem od razu wyciągnął trzy filiżanki, dzbanek, cukierniczkę [wraz z cukrem w środku], trzy łyżeczki oraz szklaną butelkę w której znajdowała się woda [z jakiegoś powodu gorąca]. Wszystko to położył na kocu, a czapka piracka ponownie wylądowała na głowie.
Odwrócił się za siebie, gdzie znajdował się krzak herbaty. Włożył ją do dzbanka, zalał ciepłą wodą i czekał. Najlepsza herbata to taka która jest dobrze zaparzona.
Herbata była dla niego czymś co zawsze musiało być doskonałe, a jeżeli takie nie było oznaczało to dla niego tylko jedno: nie kwalifikuje w jego standardach jako herbata.Anonymous - 30 Czerwiec 2014, 19:33 Dzień jakiś taki ponury, pochmurny, nieco ciemnawy... Nienawidziła takich dni. Zwłaszcza, że bez słońca nie była cienia, w którym mogłaby się skryć, w razie jakichś niespodziewanych, nieprzyjemnych okoliczności. Przechadzając się po Herbacianych Łąkach poczuła przyjemny zapach swojej ulubionej, różanej herbaty. Powęszyła nieco w powietrzu i skierowała się w tamtą stronę, dosyć szybkim krokiem, prosto za tym cudownym zapachem herbaty.
Widząc jednak jakiegoś osobnika siedzącego na polance i raczącego się herbatą, spięła się i zatrzymała. Po namyśle jednak postanowiła podejść, najwyżej jakoś ucieknie.. Nigdy nie wiadomo, na kogo można trafić w tej nieszczęsnej krainie.
-Dzień dobry.- przywitała się grzecznie, podchodząc bliżej.- Można się przyłączyć?
Rozejrzała się za jakimś wygodnym miejscem do siedzenia, najlepiej przy krzaczku różanej herbaty. Szybko taki znalazła, więc ruszyła tam spokojnym krokiem, aby nie wyglądać jak pewna wiewiórka po wypiciu kawy.Anonymous - 30 Czerwiec 2014, 20:03 On akurat lubił takie dni, dość często. Niemrawe dni bez słońca lub nawet deszczowe były jego ulubionymi pogodami. Za to nie za bardzo przepadał za słońcem.
Gdy usłyszał grzeczny głos rozchodzący się po polanie w powitaniu zaczął nalewać herbatę do dwóch filiżanek. Pyszny napój kojąco parował z naczyń i zapraszał swym zapachem do wypicia, lecz nim uraczy earl gray'em powinien się zająć gościem, który zjawił się na polance. Jego oczy spojrzały na kobietę, a na twarzy pojawił się uśmiech.
-Piękna pogoda na picie herbaty, czyż nie? -powiedział trochę ochrypłym głosem. -A może panienka wypije ze mną filiżankę?
Po wypowiedzeniu tych słów wziął naczynie z parującą herbatą, przystawił do ust i wypił łyk, a potem jakby w ogóle nikogo z nim nie było zaczął podśpiewywać jakąś spokojną melodię oraz patrzeć w pustkę. Chociaż wyglądało to jakby już nie przejmował się osobą, która właśnie przybyła, tak naprawdę czujnie nasłuchiwał co ona takiego właśnie robi. Może i był z trochę [a może więcej niż trochę?] szalony, lecz nie głupi, zwłaszcza jeżeli lubił psuć humor innym osobom. Zawsze był czujny, choć w większości sytuacjach nigdy tego nie ukazywał.Anonymous - 30 Czerwiec 2014, 20:57 Słońca nie musiało być zbyt dużo, chociaż tak troszkę, aby mogła w razie czego się skryć się gdzieś w cieniu. Obserwowała uważnie mężczyznę, zwłaszcza gdy zaczął ją kusić herbatą. Ciepłą, dobrze zaparzoną... Westchnęła cichutko, czując ten cudowny zapach.
-Zaiste, piękna pogoda.- zgodziła się pogodnym głosem.
Bo herbatka jakoś tak nastrajała pozytywnie do świata...
-Bardzo chętnie się z panem napiję tego cudownego, aromatycznego napoju.- podeszła bliżej, siadając z drugiej strony stolika.
Doskonale widziała, że nieznajomy jest nieco... spięty w jej towarzystwie, ale rozumiała to. Tutaj każdy był nieufny wobec drugiej osoby, bo zbyt dziwne osoby można było tu spotkać, niestety. Ale nieznajomy nie wyglądał na takiego, co chciałby zrobić jej jakąś krzywdę, więc nie bała się jak na razie. Poprawiła się na swoim siedzisku i sięgnęła po napełnioną filiżankę herbaty. Upiła łyczek i przymknęła oczy, delektując się jej smakiem i aromatem.
Nagle przypomniała sobie jednak, że niestety musi już uciekać. Ukłoniła się więc nieznajomemu i szybko wybiegła z polany, zostawiając niedopitą herbatę.
z/tKejko - 12 Sierpień 2015, 18:40 Lazur z początku nie był zadowolony z posiadania większej liczby pasażerów… raz nawet próbował posłużyć się ogonem, aby pozbyć się „nadbagażu” jednak w porę się opamiętał, być może pomogło mu w tym moje niezadowolone spojrzenie. Leciał spokojnie jak mu też nakazałam, wiedziałam, iż latać uwielbia a na dodatek lubi w trakcie lotu wykonywać różnego rodzaju akrobacje… już nie raz się o tym przekonałam, przynajmniej trzy razy zafundował mi stan przed zawałowy, kiedy spadłam z jego grzbietu i leciałam w dół… oczywiście zawsze w porę mnie łapał a ja nauczyłam się, że należy zawsze trzymać się mocno jego grzywy albo w porę wybijać mu głupie pomysły z głowy. Musieliśmy lecieć też dość nisko, szukaliśmy posiadłości, udało nam się już kilka ominąć jednak na żadnej nie widniał znak podobny do tego, który Charles wyrysował na kartce. W głowie dalej słyszałam piosenkę Kapelusznika, ceniłam go za tak pogodne usposobienie, ciekawe czy i szampan przyczynił się do takiego nastawienia. Miałam nadzieję, że poszukiwania nie zajmą nam zbyt wiele czasu, wiedziałam, iż żółtooki jest zmęczony, byłoby źle gdyby i on padł ze zmęczenia i miałabym na „pokładzie” już dwóch śpiochów. Co jakiś czas odwracałam się, aby upewnić się że wszyscy są na swoich miejscach.
-Na razie dalej nic, ale w oddali widać jeszcze kilka posiadłości, może tym razem będziemy mieć więcej szczęścia. Choć o nie może być trudno z czarnym kotem na pokładzie.
Zaśmiałam się cicho i przeczesałam palcami złotą grzywę Lazura. Pozbyłam się już aksamitnych rękawiczek, ponieważ, mimo iż były efektowne to w takich warunkach jednak mało wygodne, podobnie jak i sukienka…, ale mała kopertowa torebka nie była w stanie pomieścić zestawu garderoby na tego typu wypadki.
-Jak Ci się podoba lot z liniami lotniczymi „Lazur”? Charles - 12 Sierpień 2015, 20:54 To. Było. NIESAMOWITE. Lot był skrajnie niewygodny z powodu braku siodła, grzbiet niby-smoka był twardy i chropowaty, a wicher uporczywie próbował zwiać mu kapelusz, nie mówiąc nawet o nieustannym podtrzymywaniu Seraphimowej główki. Jednak uczucie, jakie temu towarzyszyło, wynagradzało wszelkie niedogodności. Co więcej, pęd wiatru działał na niego nader ożywczo, przynajmniej usuwając efekty zmęczenia. Lazurowi chyba niezbyt podobał się tembr jego głosu (w sumie nie było się czemu dziwić), ale podczas przejażdżki nie próbował go z siebie zrzucić.
Poprzez pęd, niezbyt dokładnie usłyszał słowa Kejko, dlatego potrzebował paru chwil, aby je sobie przetrawić. W końcu odparł, starając się przekrzyczeć świst skrzydeł:
- To siódma... nie, szósta najlepsza rzecz w moim życiu! Też chcę takiego!
Po czym rozejrzał się z ekscytacją po okolicy. Kolorowe domki z piernika mieli już dawno za sobą, teraz pyszniły się przed nimi Herbaciane Łąki pełne kolorowych kwiatów i dziwnych skał przypominających zastawę stołową, o drzewach poobwieszanych gotowymi torebkami herbaty. Przynajmniej nie było zbyt ciężko ze znalezieniem domów, gdyż było ich tu raczej niewiele.
Po chwili wskazał palcem na niewielki placyk ze skałą w kształcie filiżanki:
- Możemy wylądować tutaj? To chyba dobre miejsce na zaczęcie poszukiwań.Kejko - 13 Sierpień 2015, 02:02 Nie dało się nie zauważyć, iż Kapelusznikowi przypadł do gustu ten rodzaj podróży, w jego oczach było widać te iskierki ekscytacji. Charles nie zgubił kapelusza, mi udało się uratować szal, który już chciał się wybrać w własną przygodę no i Seraphim też był na swoim miejscu. Szkoda tylko, że nadal spał… może i mu podobałaby się ta „przejażdżka”, aż przykre pomyśleć ile atrakcji ominęło go dzisiejszego wieczora z mojej winy. Będę musiała spróbować mu to jakoś wynagrodzić o ile po przebudzeniu nie będzie tak wściekły, że nie będzie chciał widzieć nas na oczy a właściwie to na oko wszak korzystał tylko z jednego. Arystokrata zapewne przywykł do wygodniejszych miejsc na drzemkę niżeli grzbiet łuskowanej bestii, dobrze, że złota miękka grzywa dawała trochę wygodny. Uśmiechnęłam się szerzej słysząc Charlesa, szósta najlepsza rzecz w życiu, to brzmiało dumnie. Ciekawe, co było na pozostałych miejscach… chyba nie będę umiała się powstrzymać by o to nie spytać.
-Się robi! Lazur wracamy na ziemię.
Zawołałam do Kapelusznika a zaraz potem wskazałam bestii polanę gdzie miała wylądować i tak też uczyniła. Może nieco zbyt gwałtownie zapikował w dół, jednak samo lądowanie wyszło całkiem płynie. Lazur wykręcił swoją długą szyję, aby upewnić się, iż nikogo nie brakuje, pogłaskałam go wtedy po grzbiecie jak to miałam w zwyczaju.
-Nie mogę uwierzyć, że nadal śpi… Nawet, jeśli to magiczny sen no to są chyba jakieś granice.
Złapałam upiora za but i potrząsnęłam nim, ale po chwili wiedziałam już, że to bezskuteczne, pokręciłam tylko głową, po czym zeskoczyłam na ziemię chcąc nieco się poprzeciągać. Wykonałam krótką gimnastykę w postaci uniesienia rąk i ogona ku górze i naprężeniu ich przez chwilę, po tym zwróciłam się w stronę Kapelusznika chcąc sprawdzić czy i on stęsknił się za ziemią pod stopami.
-Hej, wspomniałeś, że to szósta najlepsza rzecz w Twoim życiu, co zajmuje wyższe pozycje?
Spytałam uśmiechając się ciekawsko.
Charles - 13 Sierpień 2015, 22:48 harles zastanowił się chwilę. Wyrysował sobie w głowie swoją Listę Najlepszych Życiowych Doświadczeń:
- Na siódme miejsce spadło wydarzenie, kiedy to ograłem w karty cały klub brydżowy "Atramentowy Gaambit". Graliśmy na słodycze - do dziś wysyłają mi pudełka czekoladek. - zaczął, ześlizgując się z grzbietu zwierzęcia, ciągnąc Seraphima ze sobą - Piątego nigdy nie potrafiłem sobie przypomnieć. Czwartym była lekcja czarów, na której opanowałem telekinezę. Wysłałem wszystkie meble w domu pod sufit! Mama śmiała się z tego cały dzień. Trzecim było przybycie do świata Ludzi. Tego się nie zapomina - pewnie też pamiętasz spotkanie z tym światem. To numer trzy. Numer dwa, to oczywiście, odsłuchanie zawartości całej mojej empetrójki. Niektóre ziemskie kawałki są świetne, a szczególnie muzyka typu "rock", głównie ten stary. A jedynki... ci nie zdradzę. - wyszczerzył do niej zęby - Niech to będzie moja tajemnica. Ale hej! Mogło być gorzej - gdyby był to kiepski harlequin, mógłbym powiedzieć, że to twoje oczy. Znaczy są ładne, ale wiesz...nie w TEN sposób. - dodał, rozglądając się po okolicy. W sumie nigdy nie lubił tego miejsca, gdyż cieszyło się złą sławą - ponoć kilka lat temu poprzedni Władca Marionetek, który i bez tego był niezłym bandytą, zgwałcił jakąś dziewczynę. Jeśli wierzyć legendom, potem brutalnie ją zabił, a jej duch nadal nawiedza miejsce swej hańby. Wolał nie mówić o tym Kejko, w końcu był to nieciekawy temat. No i fakt, że ta dziewczyna ponoć również byłą Dachowcem, mógłby zostać źle zrozumiany. Rozejżał się wokoło, po czym rzekł:
- Stąd do mojego domu jest trochę drogi. Widzisz? - dodał, przybliżając się do niej i wskazując punkt na horyzoncie. - To ten, na tym dziwnym klifie. Po drodze leży jeszcze kilka domków. Zawsze możemy się rozejrzeć...Kejko - 14 Sierpień 2015, 19:34 Słuchałam Kapelusznika uważnie ciekawa listy jego niezwykłych przeżyć, musiałam mu jednak wejść w słowo, kiedy zauważyłam, że ma zamiar sprowadzić Serphima na ziemię. Uznałam, że będzie nam znacznie wygodniej, jeśli nasz drzemiący towarzysz pozostanie na grzbiecie bestii, dla smokowatego nie był to specjalny problem, był silny, o czym już nie raz miałam okazje się przekonać.
-Zostaw go tam, będzie wygodniej, jeśli Lazur trochę się skurczy a on pozostanie na jego grzbiecie, musimy tylko zerkać czy nie spada.
Oznajmiłam, po czym zwróciłam się z prośbą do mojego pupila, który skurczył się o połowę, więc z ośmiu metrów zrobiło się cztery. Charles miał rację, że to bardzo przydatna umiejętność, całe szczęście ziania ogniem nie stosował równie często…, choć kiedy posprzeczali się miedzy sobą z Neo, to biedny gatto skrył się na dachu z przypalonymi wąsami.
Wspomnienie o lekcji czarów wydawało mi się szczególnie przyjemne, ciekawe ile miał wtedy lat i ile mebli ucierpiało za jego sprawą. Jak dotąd wspominał głównie o matce, dało się czuć, że był z nią dalej silnie zżyty. Wzmianka o ludzkiej muzyce mnie zaskoczyła szczególnie fakt, że jest ona na tyle ważna, że zajmuje aż dwie pozycje w jego liście.
-„Rock” masz na myśli tą żywą i bardzo energetyczną muzykę? Często bardzo głośną? Prawdę mówiąc nie znam zbyt wiele muzyki ze świata ludzi a jeśli jakąś o głównie tą instrumentalną, bardzo podoba mi się też muzyką, którą można usłyszeć w niektórych ruchomych obrazach.
Mój ogon cały czas żywo bujał się na boki z kolei im dalej posuwaliśmy się przed siebie tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że szpilki zdecydowanie nie nadają się do takich wędrówek i o ile na salonach prezentowałam się w nich, co najmniej dobrze, teraz jednak zaczynały mnie drażnić. Uśmiech Charlesa, kiedy oznajmił, że pierwsze miejsce jego listy pozostanie tajemnicą… oj albo już się zorientować, że z dachowców ciekawskie stworzenia i lubił się droczyć, albo chce zachować resztki aury tajemniczości, bądź było to coś na tyle osobistego czy wstydliwego, iż nie było przeznaczone dla cudzych uszu. Tak teraz będzie mnie to dręczyło podobnie jak i punkt piaty. Jednak w tym przypadku postanowiłam nie naciskać, może innym razem? Dalszą część wypowiedzi żółtookiego skomentowałam śmiechem, tak to by naprawdę słabo zabrzmiało…, dlatego cieszmy się iż nie jesteśmy bohaterami marnego harlequina.
-Jak na razie wystarczy, że jeden za bardzo nam się wczuł w rolę „Śpiącej Królewny”, więc tyle mi wystarczy z zabawy z literaturą. Swoją drogą zauważyłeś w jak wielu książkach z świata ludzi można natknąć się na rzeczy, które dla nas są codziennością? Nasze światy są tak różne a przez to wyjątkowe, szkoda tylko, że nie wszyscy potrafią tolerować to, co „inne”.
Szybko skupiłam wzrok na punkcie, jaki wskazał mi Kapelusznik, błękitne spojrzenie przesunęło się po budynkach widocznych z oddali aż w końcu zatrzymały się na tym właściwym. Byliśmy jednak zbyt daleko abym mogła coś więcej powiedzieć o jego domostwie.
-Ja z kolei zamieszkuję Odwrócone osiedle, więc kawałek do siebie mamy, byłoby zabawne gdyby okazało się, że jesteście całkiem bliskimi sąsiadami.
Zaśmiałam się i zerknęłam na upiora w tej jednak chwili poczułam jak moje obcasy ponownie ugrzęzły w trawie, co zirytowało mnie do tego stopnia, iż postanowiłam się ich pozbyć i tak też zrobiłam. Chodzenie na boso było już wygodniejsze, tym bardziej, iż szliśmy po trawie, nie mniej jednak żałowałam, że nie zabrałam płaskich butów na przebranie. Zerknęłam z uśmiechem na Charlesa wskazując na jego kapelusz.
-Nie masz tam może zgrabnej pary damskich tenisówkę, co?
Nagle z powiewem wiatru do mojego nosa dotarł znajomy zapach, uśmiechnęłam się i zwróciłam do Kapelusznika. Wyglądało na to, że nie będziemy zmuszeni błąkać się tu dłużej, tym lepiej Charles w końcu wspominał, że jest zmęczony.
-Wspominałam Ci o ziołowym zapachu, właśnie go poczułam i to całkiem wyraźnie, więc musimy być niedaleko. Myślę, że dość kłopotów Ci już przysporzyłam, dlatego sama dostarczę go gdzie trzeba, a Ty możesz wracać do siebie na zasłużony odpoczynek.
Wskoczyłam z powrotem na grzbiet Lazura a ten zaczął kroczyć przed siebie, ja skupiłam się na tym, Aby arystokrata przez przypadek nie spadł.
-Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję. Cieszę się że udało nam się spotkać! Do zobaczenia Charles!
Zt. x2Charles - 22 Sierpień 2015, 20:42 Charles faktycznie lubił rocka. Uwielbiał. Nie miał pojęcia, jak ludzie robili, że ich gitary wydawały taki dziki, drapieżny dźwięk, lecz bardzo starał się go uzyskać - na próbach poszły mu aż trzy gitary. I te słowa - pełne mocy, niepokorne, słowa ludzi, którzy wiedzą, jak dobrze się bawić i działać na przekór wszystkim. Westchnął lekko.
- Ja sam widziałem niewiele takich obrazów i ciężko mi ocenić, czy taka muzyka faktycznie może się podobać. A jej głośność jest w tym wypadku najważniejsza. Och, znam wiele zespołów - zaczął wyliczać z błogim wyrazem twarzy - Zwierzęta, Drzwi, Różowy Fluid, Królowa, Pistolety i Róże. Te nazwy są naprawdę pokręcone. Najbardziej lubię zespół Szaleństwo. Jest prze-ge-nial-ny - znam wszystkie ich kawałki. Słucham ich praktycznie cały czas. - dodał z typowym dla niego szerokim uśmiechem, jednocześnie rozglądając się wokoło. Na samo wspomnienie przytoczonych przez nią nazw, chciało mu się śpiewać. Dlatego rozczarował go fakt, że pogawędka o muzyce tak szybko przeskoczyła na literaturę.
- No cóż, może jest to kwestia, że te książki pisali Lustrowcy? A może Irakijczycy? - dodał, chcąc nawiązać do poprzedniej rozmowy w świecie ludzi - Ja bym się nie zdziwił, gdyby faktycznie tak było. Taka "Alicja w Krainie Czarów" to kropka w kropkę przewodnik po naszym świecie. Zauważyłaś? To nie mogło być dzieło przypadku...
Charles odstąpił od niej lekko, spacerując to tu, to tam, starając się z daleka wypatrzeć widziany na pieczęci herb. Słońce już zaszło, lecz otaczająca je łuna nadal barwiła niebo. Zrobiło się też wyraźnie chłodniej - lekki wiatr poruszał wysoką trawą, roznosząc woń czarnej herbaty. Gdzieś w oddali śpiewał słowik - zapewne zabłąkał się bidula, niechcący przelatując między światami.
Pytanie Kejko nie tylko zaskoczyło go, ale też lekko zniesmaczyło. Noszenie przy sobie damskiego obuwia wydało się mu czymś nieodpowiednim, wręcz lekko zboczonym. Do czego byłyby mu potrzebne? Miałby niby w nich chodzić? Że jego glany? Jego glany były całkowicie bezpłciowe, nieważne, gdzie je kupił. Glany to glany. "Zaraz jeszcze się okaże, że zacznie domagać się ode mnie zestawu bielizny damskiej", zażartował w duchu, lecz nie powiedział tego na głos. Skrzywił się lekko, po czym odwrócił się w jej stronę, w między czasie poprawiając swój cylinder, jakby bojąc się, że zaraz może zostać przeszukany przez ciekawską dziewczynę.
- Akurat nie mam takich butów przy sobie, a tym bardziej nie mam "tenisówków". Przykro mi. - dodał nieco oschle.
Nagle Kejko wspomniała o dziwnym zapachu, który poczuła wcześniej. Wyraźnie chciała pójść już swoją drogą. A może po prostu źle się do niej odezwał? Cóż, nie trzeba jej się było pytać o te tenisówki. Mimo wszystko uśmiechnął się do niej na pożegnanie i uniósł wysoko rękę.
- Szerokiej drogi, Kołysanko! - Oooo tak. Potrzebował odpoczynku i to pilnie, bo czuł, że zaraz padnie. Powoli, po części z wycieczenia, a po części z chęci obserwowania tak pięknego wieczoru, ruszył w stronę klifu
[z/t]Anonymous - 29 Wrzesień 2015, 14:10 Seraphim przyglądał się drobnemu kwiatu herbaty, jakby miał w nim znaleźć odpowiedź na najtrudniejsze zagadki wszechrzeczy. Tyle w teorii. Tak naprawdę, próbował rozszerzyć plantację o nowe gatunki, a nikt lepiej się tym nie zajmie, niż on sam. Jako młody dziedzic, posiadał wielu doradców. Nie słuchał ich. Racja była jedna - ta, która pochodziła od niego. Chłopak był bezkompromisowy.
Zerwał jeden listek, skręcił go i powąchał.
- F-FU-FUUJ! – odrzucił go, zgorszony.
Łzy napłynęły mu do oka, które zaatakował ostry zapach. Wytarł nos rękawem, modląc się, by wszystkie bożki zlitowały się nad nim i pomogły zapomnieć o paskudnym odorze. Ze wszystkich aromatycznych roślin, jakie zajmowały tę polanę, musiał trafić na jakiś cuchnący wiecheć.
Przetarł oko i przysiadł na pudle, do którego zbierał liście herbaty. Pochylił się i odetchnął ciężko. Musiał przyznać, głównie z nieobecności jakiegokolwiek służącego, że był na siebie zły. Otworzył pudło. Nie zebrał zbyt dużo, jedynie tyle by przykryć dno. Pociągnął nosem, niezadowolony. Tak. Był zły. Na siebie, na liście, na służbę, na ojca, na tego dziwnego kota, który rozdrapał mu podręcznik o systematyce roślin. Wszystko dziś szło nie po jego myśli. Westchnął ciężko i wstał z pudła, aby założyć je na plecy. Nie będzie się nad sobą użalał. W końcu jest poważnym przedsiębiorcą, nie będzie tracił czasu.Anonymous - 29 Wrzesień 2015, 15:59 "Jak to nie ma herbaty"
Ta myśl zaprzątała jego głowę bez przerwy, zupełnie jak zacięta płyta. Jak to możliwe, że skończyła się herbata? U niego? Tak szybko? Niemożliwe... niemożliwe! - i tak cały czas. To było uzależnienie z serii "dzień bez porannej kawy, to nie dzień", tylko w wersji "dzień bez herbaty w ogrodzie, to nie dzień", więc cóż.. trudno mu było w tym stanie usiąść w swoim ogrodzie, tak o, bez żadnej niesamowicie pachnącej cieszy w jego ulubionym kubeczku obok. Do sklepu jednak też było za daleko, poza tym... byłby zmuszony r o z m a w i a ć , a to ostatecznie odciągało go od tej decyzji na dobre. Aczkolwiek... nie rozwiązało to jego problemu z brakiem herbaty. Pomysł przyszedł dopiero później, przecież w mieszka w magicznej krainie, prawda? No a w tej magicznej krainie kryje się coś takiego jak Herbaciane Łąki - idealnie! Szklanka w ekspresowym tempie ubrała buty i nieodłącznie zarzuciła na ramię swoją szmacianą torbę ze szklanymi kulkami. Przezorny zawsze ubezpieczony - a w szczególności on. Przed wyjściem jeszcze zgarnął z kuchni niewielkie plastikowe pudełeczko w kształcie kwadratu i już mógł ruszać na Łąki.
Daleko spacerować nie musiał, po drodze ominął szczęśliwie dwie przelotne chmurki deszczowe i jedną burzową, więc został suchy na całe swoje szklane szczęście, zdecydowanie wolał nie marznąć, bo im szybciej załatwi sprawę - tym lepiej. Powoli zaczął zauważać jak przed jego nogami wyrasta szeroka Herbaciana Łąka, żywcem wyjęta z bajki. To był naprawdę przewspaniały widok - tyle herbaty!
Niewiele się zastanawiając otworzył plastikowe pudełeczko i schylił się do parteru, by objąć wzrokiem szeroką gamę kwiatków. Zaciągnął się ich zapachem niemalże od razu, a na jego twarzy wymalował się szeroki uśmiech.. już... już miał łapać za pojedyncze listki, kiedy usłyszał jakiś bliżej nieokreślony dźwięk od drugiej strony Łąki..... jego oczy się rozszerzyły, mina spłoszyła, a plecy natychmiast wyprostowały. Na kwiatkach namalował się cień podobny do "Krzyku" Edvarda Muncha, który ironicznie falował. To oznaczało jedno:
KTOŚ. TU. J E S T .
- No nie..
Mruknął do siebie i zaczął szeleścić, zbierając prędko pojedyncze listki kwiatków do plastikowego pudełeczka.