Cosiek - 5 Luty 2018, 23:29 Woda okazała się zbyt głęboka dla białego lisa, ale tu przynajmniej nie spłonie. Cosiek starał się podtrzymać go nad taflą, ale nie było to łatwe bo zwierzę strasznie wierzgało. Dodatkowo zadanie utrudniały śliskie mydliny wciąż pokrywające skórę chłopca przez co oba małe lisy opiły się trochę wody. Problem rozwiązał Cień po prostu wyciągając Yukiego z wanny. Jemu nic się nie działo, więc może faktycznie poza wodą też było bezpiecznie? Biała sierść bardzo się napuszyła przez wycieranie znacznie zwiększając rozmiary zwierza. Przydatna sztuczka na przyszłość.
Starannie się spłukiwał po myciu, kiedy nagle Gawain zaczął krzyczeć. O dziwno nie na niego tylko na Furora. Z pyska lisa wystawała kostka mydła. Więc nie tylko Cosiek je jadł! Szkoda dobrego posiłku na smarowanie się nim, ale skoro miał dostawać za to coś smaczniejszego... Przy okazji dowiedział się, że zęby myje się w jakiś inny tajemniczy sposób. To chyba trudne, skoro musi czekać na demonstrację. Usiadł w wannie grzejąc w wodzie i patrząc na mycie mydłojada. Kiedy przedstawienie się skończyło Cień wyciągnął go z wanny. Przecież sam potrafił wyjść! Dostał ręcznik. Nie wiedział po co, miał się tylko umyć, więc z nim stał i czekał na swoją kolej wycierania. W międzyczasie całą woda z wanny wypłynęła, co wyraźnie zasmuciło świeżo wypranego lisa. Nie dziwił mu się, fajnie było. Kiedyś odkryje jak się napuszcza wody i będą się mogli bawić zawsze jak będą mieć ochotę.
-Gawain się nie umyje? Czemu Cosiek się umyje, a Gawain nie?- Zapytał w trakcie wycierania. Był trochę obrażony, że Cień zmusił go do zabiegu, a sam się nie umył. Ręcznik był dość ciężki i mokry. Nie widział powodu, żeby trzymać coś takiego na sobie, zwłaszcza, że kafelki chłodziły stopy. Zrzucił więc okrycie i na nim stanął. O wiele lepiej!
Dostał coś w stylu miniaturki kija na lisy. Przyglądał się jej podejrzliwie kiedy Gawain wypuszczał lisy. One nie muszą myć zębów? Im nie wypadną? To może lepiej pozostać w lisiej postaci? Wtedy nie musi mówić, ubierać się ani się myć. Jednak widząc jaki humor ma mężczyzna wolał nie ryzykować kolejnego pościgu. Bezogoniasty wziął podobne urządzenie i czymś je wysmarował, po czym to samo zrobił z Cośkowym. Uważnie słuchał ale nie wszystko rozumiał, na szczęście cała zawiła praktyka została mu pokazana. Z niechęcią wsadził szczoteczkę do ust i próbował powtórzyć ruchy nauczyciela. Na początku nie było nawet tak źle, ale potem piana dostała się na język. Była ostra i zapiekło tak, że chłopcu aż popłynęły łzy. To nie mogło być zdrowe! Ale Cień nawet się nie skrzywił. A skoro używali tej samej pasty, to raczej nie była trująca. Zmusił się do szczotkowania dalej. Im dłużej to robił tym gorzej było. Wszystko w środku piekło, dziąsła miał pokłute od włókien, a policzki obite od zbyt dużego i nieumiejętnie trzymanego narzędzia. W dodatku ręka nienawykła do takiego ruchu zaczynała boleć. Mimo wszystko umył dokładnie też trzeciego zęba. Chyba starczy? Nie trzeba wszystkich naraz prawda?
Umywalka była poza jego zasięgiem, więc skorzystał z wanny. Wypluł ohydną substancję i dokładnie wypłukał. Dalej czuł smak kosmetyku, więc wypłukał jeszcze raz. Miał wrażenie, że najadł się śniegu. Cała jama ustna była trochę zdrętwiała i było mu w nią zimno.
-Gawain da jeść? Co to zabawki?- Chciał się upewnić, że dostanie nagrody skoro już zrobił wszystko co mu nakazano.Yako - 5 Luty 2018, 23:35 Zdawało mu się, ze te zakupy trwały wieczność. Musiał kupić nie tylko jedzenie ale również podstawowe rzeczy dla Cośka. Skoro już mieli pod swoim dachem bachora to trzeba mu zapewnić odpowiednie warunki. Nawet jeśli nie byli pewni czy z nimi zamieszka to przecież nie mogą go zabiedzić, a jako zwierzaka też nie można go traktować. Skoro już miał swoją ludzką formę to nie mogli go traktować tak jak Yukiego czy Furora. O zwierzakach nie zapomniał. Kupił też szczotkę dla nich, żeby je porządnie wyczesać oraz szampon, by je umyć. Nie miał przecież pojęcia, że tym razem nie tylko dzieciak załapał się na kąpiel, ale całe ich lisie stadko.
Gdy był w połowie drogi do Kamienicy, zaczęło śnieżyć. Ale nie tak przyjemnie, żeby umilić spacerek, tylko zaczęło nakurwiać śniegiem, że Demon już po chwili zamienił się w lisiego bałwana. Po prostu istna śnieżyca. Warknął pod nosem. Był za blisko, żeby łapać jakiś wóz, a przez swój stan nie mógł przyspieszyć. I tak dobrze, że nie wyrżnął gdzieś sobą, bo z tym wielkim plecakiem na plecach, pełnym różnych zakupów, chyba by się bawił w wywróconego na grzbiet żuczka. Wymachiwałby łapkami i zastanawiał czy ktoś by go znalazł zanim by się zamienił w kupkę śniegu i mrożonkę z lisa po nią.
Gdy w końcu dotarł, otrzepał się ze śniegu na tyle na ile dał radę i zapukał do drzwi. Miał zmarznięte dłonie i nie chciało mu się szukać nimi klucza. Poza tym nie wiedział, gdzie jest Cosiek, a nie chciał go przypadkiem wypuścić, bo będą mieli problemy -Gaw...otwórz, bo się całkiem w bałwana zaraz zmienię - powiedział, nie mogąc się doczekać, aż znajdzie się w środku, a jednocześnie przeklinając tego cholernego organizatora, za to, że strzelił mu w nogę, bo przez to nie mógł się wygrzać w wannie. To znaczy...mógł, ale pytane czy potem Gaw dałby radę go wyciągnąć z tej wanny.
Gdy w końcu został wpuszczony do środka, pokuśtykał na krzesło do pracowni i zdjął buta. Zrzucił też mokrą już kurtkę. Zostawił zakupy i torbę Gawa i odniósł ubrania do przedpokoju - zrobiłbyś mi herbaty? Bo nie zrobię nic do jedzenia zanim się nie zagrzeję...w połowie drogi do mieszkania rozpętała się śnieżyca... - zaczął opowiadać, ale podbiegł do niego Yuki. Wziął go na ręce (bo znów usiadł na krześle) i pogłaskał, przyglądając mu się - co mu się stało?- zapytał, spoglądając pytająco na ukochanego. Lisek wyglądał jak jakaś kupa waty cukrowej, z doczepionymi nóżkami, uszkami i pierzastym ogonkiem. Zupełnie jak nie on.Gawain Keer - 6 Luty 2018, 00:48 Mały albo był w trakcie planowania wielkiej ucieczki, albo jego dziecięca ciekawość wzięła górę, bo przestał panikować i zaczął się słuchać. Obietnica nagrody również miała w tym swój udział, ale Gawain postanowił używać każdej sztuczki jaką znał. Grał nieczysto, jak to dorosły, ale jako dojrzały osobnik miał coś, czego Cosiek nie posiadał. Doświadczenie. Lisek nie miał odpowiedniej wiedzy i umiejętności, by kapnąć się, kiedy jego opiekun mówi prawdę, a kiedy pociska mu największy kit. Byleby nie przesadzić, bo... O! Proszę. Już wychwycił niespójność. On się kąpał, ten się kąpał, a zły Gawain nie.
- Myłem się zanim poszedłem spać. Ty już spałeś, więc nie widziałeś. Też byłem mokry i musiałem się wysuszyć - wytłumaczył spokojnie, mając nadzieję, że odpowiedź udobrucha kombinatora. Jeszcze wczoraj woda była okropna, a dziś już było super-fajnie! Weź zrozum dzieci. Furor chyba zyska tytuł pomocnika opiekuna. Gdyby nie on, kąpiel zamieniłaby się w bitwę.
- Zakryj tyłek, bo wszystko ci widać - mruknął i znów owinął Cośka ręcznikiem. Kolejnym, suchym. Suszonym. - I zimno ci się zrobi. Teraz nie masz futra - powiedział tonem znawcy i mędrca posiadającego wiedzę tajemną.
Obserwował malca z góry. Papugował go, ale Gawain nie miał lepszego pomysłu, a musiał go przekonywać do wszystkiego. Dziecko nie ufało mu na tyle, by móc mu powiedzieć "bo tak i koniec kropka". Widział jak bursztyn osadzony w onyksie śledzi każdy jego ruch. Uszaty, ogoniasty rudzielec, którego aż rozsadzała energia.
Dostrzegł łzy w wielkich oczach, ale nie powiedział nic. Przywyknie z czasem. Cień nie był ślepy i widział, że Cosiek umył tylko przednie zęby, a resztę zaledwie musnął włosiem. Jednak jak na pierwszy raz i tak było dobrze, bo nie skończyło się fochem i całkowitą odmową. Gawain uśmiechnął się półgębkiem - Hej, przejdzie ci - powiedział rozbawiony zabierając kubek i szczoteczkę od małego, by rozczochrać jego wilgotne włosy. Tak śmiesznie kłapał zębami za zamkniętymi ustami! Mentol już tak działał.
- Umm.. dam. Tylko najpierw muszę przygotować to jedzenie - powiedział niepewnie. Uciekł wzrokiem w bok i przeczesał włosy dłonią. Gdzie jesteś, jak Cię najbardziej trzeba? - pomyślał o Yako w lekkiej panice. Nie umiał gotować, nie lubił gotować, nie miał po co gotować. Aż do teraz! Nie odczuwał tego typu apetytu, więc nie znajdywał w tej czynności niczego przyjemnego. Inne rasy wyłapywały nosami zapachy kojarząc je z czymś dobrym, pożywnym i dającym siłę. Dla Gawaina od dawna był to tylko budulec. Jemu wystarczyłby koktajl zawierający odpowiednie składniki. Nie było potrzeby ślęczeć nad garami. - Zabawki? To rzeczy, które dają radość. Można się nimi bawić, pozwalają się wyszaleć, pobudzają wyobraźnię - zaczął mówić. - Są całe sklepy z zabawkami. Chodzą do nich takie dzieci, jak ty, ze swoją rodziną i tam mogą kupić te rzeczy. Ale tak naprawdę nie wszystkie zabawki trzeba kupować... - mówił oparty o framugę, gdy rozległo się pukanie do drzwi. - Czekaj, muszę wpuścić Dużego Lisa. Jak zjesz, to zrobię Ci zabawkę z mydła, które tak lubisz! - mówił do niego głośniej, bo właśnie szedł przez mieszkanie. Furor tylko uniósł łeb, by zerknąć o co tyle hałasu, a Yuki już biegł mu pod nogami, by przywitać wracającego domownika.
- Rany, jak Ty wyglądasz! - sapnął zaskoczony i szybko wpuścił Yako do środka. Od razu zabrał od niego plecak i torbę, by go odciążyć, po czym zebrał ubrania i rozłożył je na siedzisku przy piecu. - Jesteś w samą porę... Cosiek się już niecierpliwi, a ja nie mam pojęcia co i jak ugotować. I jasne, herbata już się robi, ale potem czymś go zajmę, żeby nie wywrócił wszystkiego do góry nogami - pospiesznie odparł krążąc po kąciku kuchennym w mokrych i lepiących się do niego spodniach. Był nie mniej mokry od Demona. - Cosiek postanowił uratować go przed pożarem, więc wylądował w wannie. Furor się wprosił, a ja oberwałem rykoszetem - wytłumaczył i postawił czajnik na gazie, by przystanąć na moment i zaprezentować się kochankowi. - A... i łazienka to obecnie Titanic. Zalana komplet, więc ostrożnie, jeśli planujesz wycieczkę do niej - ostrzegł Lisa. Wyszedł na moment z pracowni, by wrócić z kocem. - Proszę - szepnął, okrywając zmarzniętego łowcę. - Ja teraz idę się przebrać. Akurat woda powinna się zagotować - uśmiechnął się lekko i poszedł do łazienki. Jeśli Cosiek nadal w niej był, to Cień wystawił go za drzwi. W końcu mógł zrzucić z siebie ten przemoczony materiał, osuszyć się i ubrać ciepłe, świeże ubranie oraz prowizorycznie wytrzeć podłogę. Rozczesał jeszcze włosy, bo poszedł spać w mokrych przez co lekko się pofalowały. Ognista burza. Nie miał jednak wiele czasu, bo czajnik cicho wygrywał swą melodię. Wrócił więc do Yako - Chodź, przybłędo. Będziemy robić jedzenie - zachęcił Cośka, by ten poszedł za nim. W pracowni zalał herbaty, bo postanowił zrobić jej dla wszystkich po tej kąpieli, a Yukiemu i tak trzeba było przygotować kolejną porcję leków.
Furor trochę się ożywił. Zakupy. Nowe zapachy, rzeczy w różnych kształtach i smakach. Już pałętał się przy plecaku i torbie. Ale Gawain też był ciekawy. Wprosił się, lekko odpychając bestię bokiem, która wepchnęła się na niego bardziej. Przylepa. - Aleś tego nakupił - mruknął i sięgnął wgłąb plecaka. Wyciągnął z niego uprząż - Co to jest? - obejrzał paski ze wszystkich stron. To dla Yukiego? Za duże. Dla... Cośka? Były też tuniki, orzeszki, którymi Yako zajadał się równie często co owocami oraz kawa. Gawain wstał i lekko podrzucił paczuszkę w ręku - Mmm... targnąłeś się na niezłą markę - wymruczał z zadowoleniem, po czym nachylił się od tyłu do Yako - Dziękuję - szepnął przy jego futrzastym uchu i przelotnie pogłaskał go po policzku. Został jednak w tej pozycji - I Cosiek to spryciarz. Nie daj nakryć się na kłamstwie, bo będziemy mieć przesrane - dodał i podał mu kubek, po czym otworzył paczuszkę i powąchał zawartość. Oni mieli herbatę, on swój czarny jak noc, pobudzający napar.Cosiek - 6 Luty 2018, 19:54 Tłumaczenie Cienia pozostawił bez komentarza, choć nie bardzo w nie uwierzył. Ale niech mu będzie, nie będzie, nie będzie się bardziej czepiał. Wyraźnie dał znak, że nie chce się niczym owijać, a mimo to wylądował na nim kolejny szorstki ręcznik. Ten był trochę lżejszy, ale i tak przeszkadzał. Przeczuwał, że niezależnie ile razy będzie je z siebie zrzucał to Gawain i tak założy na niego kolejny. Pfff! No ale przetrwał mycie, teraz też może się poświęcić.
Na szczęście mycie kilku zębów wystarczyło i nie musiał powtarzać czynności. Chyba poradził sobie naprawdę dobrze. Mężczyzna nawet się trochę uśmiechnął i go pogłaskał. Powiedział coś, pewnie pochwałę, chłopiec nie wiedział.
Cień zapytany o jedzenie zaczął się dziwnie zachowywać. Uciekł wzrokiem i wyraźnie było słychać w jego głosie napięcie. Powiedział, że trzeba będzie zaczekać. Może jeszcze nie ma jedzenia i musi dopiero upolować? W takim razie nie powinien go tak pewnie obiecywać! Ale dobrze, może jeszcze trochę poczekać. Na razie nie był głodny. Mężczyzna odzyskał rezon opowiadając o zabawkach. Brzmiało jakby były czymś naprawdę fajnym. Cosiek bardzo chciał zabawkę. Tyle, że dalej nie za bardzo wiedział co to. Skupił się i połączył to co zrozumiał z wykładu. Rzecz do zabawy... Patyk? Czyli za umycie się dostanie patyk? To on chyba podziękuje. -Wyszaleć? Wyobraźnia? Sklepy? Dzieci? Rodzina? Kupić?- Wtrącał pytanie co chwilę. Było tyle słów, których nie rozumiał. Początkowo chciał zaczekać i zapytać o nie później jeśli nie zrozumie ich z kontekstu, ale było ich za dużo.
Znowu musiał czekać. Aż Gawain wpuści "Dużego Lisa". Furor wychodził? Tak szybko coś upolował, bo chyba jedzenie już jest. I jak Gawain chce zrobić patyk z mydła? Patrzył za mężczyzną idącym do drzwi. Po chwili namysłu postanowił za nim pójść i zobaczyć jak wydostać się z mieszkania. Może będzie mógł to później wykorzystać. Po drodze minął grzejącą się bestię. Czyli jest jeszcze większy lis? Może to on ich tu wszystkich trzymał? Zatrzymał się trochę przed metalowymi wcale nie spalonymi szafkami. Co tu się dzieje? Przecież wyraźnie czuł wcześniej ogień. Nie odważył się podejść bliżej. Nie chciał by Gawain myślał, że znowu próbuje uciec. Nie miałby z nim szans w biegu.
Nie udało mu się dostrzec skąd rudzielec wyciągnął klucz, ale wyraźnie słyszał jak obraca się w zamku. Z zewnątrz zawiało chłodem. Po drugiej stronie drzwi stał białowłosy oblepiony śniegiem i obwieszony pakunkami. Czyli to on był Dużym Lisem? Czyli Cosiek nie był czymś innym tylko dalej lisem? Nowym, innym, ale dalej lisem. I był większy od reszty lisów! Teraz miał jakieś szanse w stadzie! Obserwował scenę pochłonięty ważnymi myślami. Jeśli białowłosy był Duży, to w jakiej sytuacji stawiało to Cośka? Był Mały? A Gawain Średni? Z zamyślenia wyrwał go Cień każący przyjść i pomóc w robieniu jedzenia. -Przybłędo?-Nie słyszał jeszcze takiego słowa. Czyli nie był Mały, a Przybłędą. Rudy powiedział to dość przyjaźnie jak na siebie więc to oznacza chyba coś dobrego.
-Cosiek jest Przybłędą!- Obwieścił zadowolony. Na razie i tak nie może się stąd wydostać. Poczeka na właściwy moment. Usiadł na podłodze obserwując oba białe lisy. Pomiędzy wszystkimi domownikami była wyraźna więź. Na pewno nie była oparta tylko o strach przed kijem. Może jednak nie będą chcieli zrobić Cośkowi krzywdy, a on po prostu głupio wystraszył się nowego miejsca? Poczeka to się przekona.Yako - 6 Luty 2018, 20:27 Słuchał uważnie całej relacji, otwierając szeroko oczy -aż tak się wystraszył tej kartki papieru?- zapytał zaskoczony, ale potarmosił jeszcze chłodne futro Schnee. Było naprawdę puchate, ale pod rękami nadal czuł, że lisek jest trochę za chudy. Ale to tylko kwestia czasu, żeby nabrał ciałka. Tutaj nie musiał się martwić o brak jedzenia, więc na pewno szybko urośnie. Demon miał wrażenie, że on jest za mały nawet jak na swój wiek, choć nie znał się tak na tych Bestiach.
Podziękował za koc, jednak zrzucił go z siebie. Golf też miał mokry, a nie chciał się przeziębić do końca - mógłbyś mi przynieść też ręcznik?- zapytał jeszcze, nim Cień zniknął w łazience. Co prawda nie chciał pokazywać swoich blizn, ale stoją przy garach zaraz się rozgrzeje. Tę chwilę wytrzyma. Więc Cosiek, gdy tylko do nich dołączy będzie miał ładny widok na umięśnione ciało mężczyzny oraz świeże, różowe blizny. No cóż...nie da się cały czas ukrywać przed światem. Na razie jednak Yako siedział zawinięty w cieplutki koc i gdy tylko rudzielce do niego przyszły, przyjął herbatę i upił łyk, wyraźnie zadowolony z ciepła napoju.
Spojrzał na malucha i zaśmiał się -dokładnie. Jesteś naszym Przybłędą - powiedział przyjaźnie i pogłaskał go pomiędzy rudymi uszkami. Szybko jednak przeniósł wzrok na zakupy - musiałem kupić sporo. Nie tylko jedzenie, ale też podstawowe rzeczy dla Cośka. Szczoteczka do zębów, pasta dla dzieci. Sobie też kupiłem szczoteczkę, bo zaraz będę miał oddech jakby mi coś w paszczy zdechło - zaśmiał się -szczotkę do futerka dla Cośka, oraz drugą dla bestii. Jakieś ubranka, szampony dla dziecka i zwierzaków - wymieniał. Spojrzał na ukochanego, gdy ten wyciągnął uprząż -nigdy nie widziałeś takich szelek dla dzieci? - zapytał, uśmiechając się wrednie -zakłada się je dzieciakom, żeby nie wpadły gdzieś pod koła jakiegoś pojazdu lub się nie zgubiły. Te kupiłem od Dachowców, więc zostaną na małym nawet jak zmieni się w lisa - wyjaśnił i upił trochę swojego naparu.
Zamruczał cichutko, gdy Dręczyciel go pochwalił -teraz masz sporo na głowie, to chociaż tak mogłem Ci umilić ten czas - wzruszył ramionami. Wiedział, że Cień uwielbia kawę i nie chciał na nim oszczędzać. Poza tym i tak poszły na to pieniądze z jego nagrody. Nie wydał tak na prawdę za wiele, wiedział co miał kupić.
Gdy już trochę się wygrzał i wysuszył, powyciągał wszystko co było mu potrzebne. Razem z orzeszkami i od razu wsadził sobie kilka do paszczy. Kupił ich naprawdę sporo, bo wiedział, że długo nie wytrzyma bez chrupania.
-Gaw mógłbyś przygotować patelnie, jakąś miskę, coś do wymieszania ciasta, mniejszą miseczkę na ser oraz przynieść jakieś dżemy? - poinstruował ukochanego - będę potrzebował też coś do przewracania na patelni oraz jakąś chochelkę- dodał jeszcze i spojrzał czy na pewno ma wszystko.
Gdy tylko dostał to o co prosił, przygotował najpierw biały ser na słodko i wziął troszkę na łyżeczkę - Cosiek chcesz spróbować?- zapytał i podsunął mu łyżeczkę. Sam wcześniej też spróbował, więc maluch spokojnie mógł widzieć, że nie jest to trujące -dobre? - zapytał, uśmiechając się delikatnie. Jeśli coś młodemu nie pasowało, to dodał jakiegoś składnika, póki nie był zadowolony. No i oczywiście pilnował, żeby Cosiek nie zjadł wszystkiego na raz. Musiało zostać trochę do obiadu.
Następnie zajął się ciastem, w międzyczasie nagrzewając patelnię i wylewając na nią trochę oleju. Wyciągnął też z torby gumkę do włosów oraz spinki. Związał włosy w wysoki kucyk, a spinkami szczepił włosy z lewej strony głowy, żeby mu nie przeszkadzały.
Gdy patelnia była już gotowa, nalał pierwszą porcję ciasta -Gaw podaj mi proszę talerz, na który mogę kłaść gotowe - poprosił i sam skupił się na naleśnikach. Uznał, że zrobi kilka i dopiero potem pokarze Cośkowi jak się je je. Żeby nie musiał za długo czekać na następne. Nie zapomniał też by się popisać tym, że umie obracać placki w locie - Gaw przygotujecie z Cośkiem owoce? On może na przykład obrać ze dwa banany. Ty przygotuj śliwki i pokrój persymonkę. Potem wszystko w kostkę, żeby można z tego zrobić taki jakby farsz - poinstruował kochanka, zabierając się za robienie kolejnego naleśnika.
Bez trudu radził sobie na jednej nodze. Nie musiał dużo się poruszać na boki, więc nie było strachu, że nagle wyląduje na podłodze z naleśnikiem na twarzy.Gawain Keer - 6 Luty 2018, 22:24 Długa droga przed nimi. Cosiek upierał się przy swoim lub nie rozumiał, co się do niego mówi. Jedyne co potrafił robić, to powtarzać nowo poznane słowa. Potrzebowali czasu, którego mieli przecież tak mało, pomimo długich żywotów. Pomoce naukowe potrzebne od zaraz!
- Ty jesteś dzieckiem, ale kiedyś urośniesz i będziesz duży jak ja! - wytłumaczył unosząc rozłożoną na płasko dłoń w górę. Reszta pytań musiała poczekać, bo chłopiec go nimi zasypał. Lepiej będzie, gdy będzie zaznajamiał się ze światem na własną rękę, zobaczy rzeczy, o których słyszał własnymi oczyma, zbada małymi rączkami. Słowa "kupić" nie chciał tłumaczyć na tę chwilę. Zaraz to będzie żebrać o wszystko lub uzna, że został przekupiony. W tę czy wewte pojęcie pieniądza zwiastowało problemy. Dziecko wpatrywało się w niego swymi paciorkami z mieszaniną niepewności, niedowierzania i nieufności. Miało mętlik w głowie. Za to przy takim natłoku informacji powinno spać jak zabite.
Gawain z każdą chwilą nabierał przekonania, że jeśli MORIA maczała w tej brei palce, to ktoś nawalił. I to ostro. Lecz to mało prawdopodobne i Cień skłaniał się ku wybrykowi Pardona. Szkoda, że nie postanowił uprzedzić ich o tym fakcie. Pewnie obaj zawetowaliby natychmiast. Cień, bo nigdy dzieci nie planował i nie wiedział, jak wpleść je w swoje życie, a Lis jeszcze nie przebolał straty. Choć zdawał się cieszyć w swej złości i żałości. Może poczuje się lepiej, spoglądając ku przyszłości.
Okazało się, że niepotrzebnie bał się kolejnej próby ucieczki. Cosiek odpuścił. Ciekawe tylko na jak długo. - Bo zabłądziłeś. Zgubiłeś się i cię znalazłem - machinalnie odpowiedział na kolejne pytanie. Jeszcze trochę i zaczną go nazywać Gawain "Słownik" Keer, bo zaczynało mu brakować palców w kończynach, by móc zliczyć, ile definicji już podał.
Rozłożył ramiona w geście bezradności i jawnej oczywistości - No co się dziwisz? Jeszcze niedawno ogień oznaczał niebezpieczeństwo - mruknął, lecz nie był zły na Yako. Zgodził się na ten pomysł, by zebrać jego żniwo.
Kiwnął głową i poszedł po ręcznik, którego życzył sobie Lis. - Zdejmuj te łachy zanim się przeziębisz i do reszty Cię rozłoży - rzucił do niego pewnym głosem, podając mu ręcznik. Nie przyjmował sprzeciwów. Blizny czy nie, w mokrym swetrze przewieje go nawet w nagrzanym pomieszczeniu. Do tego wymarzł, a śnieg nadal topniał na jego białym futrze. Bezpowrotnie zmieniał się w drobne kropelki wody, błyszcząc niczym drogocenne kamienie.
Cień obrócił się, by spojrzeć na Małego, który właśnie obwieścił im, iż jest Przybłędą. Uśmiechnął się mgliście i obserwował jak zgarnia pieszczotę dla siebie. Malutka szpilka zazdrości zabodła mocniej niż się tego spodziewał. Głupia, irracjonalna potrzeba dodatkowej uwagi ze strony Demona była w Dręczycielu silna. Już obowiązki skutecznie odrywały go od spędzania czasu z Nim, a teraz pojawiło się jeszcze dziecko wymagające opieki. Ta myśl podsycała irytację. Podgrzewała ją na wolnym ogniu, by któregoś dnia zmienić w gniew.
- Powinieneś był się przypomnieć. Miałem zapasową, ale Cosiek ją dziś dostał. Powiedzmy, że umył zęby... - powiedział wyciągając zakupy z plecaka i układał je na blacie. W jego głosie brakowało przekonania, ale nie chciał gadać przy Cośku, że ten zrobił coś źle. - W zasadzie jak tak o tym mówisz, to może raz czy dwa jakieś dziecko w takich mignęło mi przed oczami - spojrzał na moment na przeszkloną ścianę sięgając wstecz pamięcią. Raczej nie wychodził z domu o porach, które pozwalałyby małoletnim na bezpieczne wojaże na ulicach. - Lecz muszę przyznać, są porządne. Jak kot się nie wyplątał, to lis tym bardziej nie da rady - przyznał i upił pierwszy łyk nowo zakupionej kawy. Chwilę rozkoszował się nią, oparty o blat. Zadowolony i rozluźniony obserwował siedzące, kręcące się po pomieszczeniu i wylegujące się lisy. Zoo. Najbardziej monotematyczne jakie widział, lecz nie miał powodów, by narzekać na brak wrażeń.
- Miski... - szepnął i odstawiwszy kubek na blat sięgnął do szafki. Miał ichł pełno, lecz ciężkich i nieporęcznych. Wszystkie utensylia, jakie posiadał, służyły do przygotowywania różnej maści ziołowych specyfików. Trzepaczka i chochla były zwykłe, choć z dwóch różnych kompletów. - To musi Ci starczyć - oświadczył Lisowi. W ręku trzymał długi, płaski nóż do rozsmarowywania. Tak naprawdę była to szpatułka cukiernicza, ale Cień nie miał o tym pojęcia. Dorwał ją kiedyś na pchlim targu. Czemu w ogóle ją wtedy kupił?
Potem zszedł do składzika. Niestety musiał drałować na sam dół drabiniastych schodków, bo tam właśnie trzymał słoje. Porwał różany mus i brzoskwiniowy dżem. Lubił zapach powietrza przeciążonego aromatem późnego lata. Będą idealne. Wrócił, by zdążyć ujrzeć Yako karmiącego Cośka. Jednak tym razem szpila oddaliła się od serca Dręczyciela, gdy dostrzegł uśmiech na twarzy ukochanego. Niewymuszony, zupełnie naturalny. Jakby na moment ozdrowiał na duszy. - Macie swoje dżemy, żarłoki - powiedział lekko, wciskając Yako słoiczki, po czym znów przyssał się do kubka. Nie angażował się w gotowanie. Naleśniki przerastały jego umiejętności. Dostaliby na wpół spalone lub niedosmażone strzępy ciasta w miejsce jednolitego placka. A Yako nawet podrzucał je na patelni ot tak! - Z takimi ruchami mógłbyś prażyć kawę - poproszony podał talerz. Uparł się dziś przy tej kawie, ale nie jadł, więc nie specjalnie miał o czym gadać w kwestii żywieniowej.
- To jak mały? Pomożesz mi? - zwrócił się do Cośka, gdy już uzbroił się w nóż i deskę. Wręczył mu kiść żółtych, prostych jak drut, owoców, lecz wcześniej oderwał jednego - Banany już znasz, ale tak idzie łatwiej - pochylił się do chłopczyka, by go poinstruować. Sprawnie obrał banana- Jak pozbędziesz się skórki, to mi je dawaj. Dobra? - pomachał nią w powietrzu i odrzucił na bok, po czym zaczął kroić banana. Umył resztę owoców i również się nimi zajął. Tym razem nie musiał przejmować się wielkością kostki, bo wszystko szło razem. No i owoce były miękkie. Czasem zerkał na Cośka, czy czasem nie podjada, ale zostawił mu po parę kosteczek wszystkiego do spróbowania. - Yako? Czy proste banany różnią się w smaku od tych ze Świata Ludzi? - wypalił, bo chybaby go skręciło, gdyby się nie dowiedział.Cosiek - 6 Luty 2018, 23:41 Dzieci to najwyraźniej szczeniaki. Cosiek jest dzieckiem. Czyli znowu jest szczeniakiem! To dlatego tak go przenoszą z miejsca na miejsce i nakazują co ma robić? Ale znowu będzie rósł i będzie jeszcze silniejszy! Ciekawe czy będzie taki wielki jak Furor?
Nie zrozumiał tłumaczenia słowa "przybłęda", ale nie przejął się tym zbytnio. Brzmiało ładnie i wydawało się miłym określeniem. Głaskanie było bardzo przyjemne, ale szybko się odchylił. Nie spodobało mu się to co usłyszał. Może i ton był przyjazny i połączony z pieszczotą, ale słowa brzmiały groźnie. -Nie wasz! Cosiek swój!- Nie zamierzał zostawać czyjąś własnością! Chciał odzyskać wolność i mu się to uda w ten czy iny sposób! Usłyszawszy,że mężczyzna dokonał tajemniczej czynności o nazwie "kupiłem" rzeczy dla niego zainteresował się zakupami. Jedynym co udało mu się rozpoznać była jeszcze bardziej miniaturowa szczoteczka do zębów. Miała grubszą rączkę, którą chłopcu było łatwiej chwycić i miększą szczecinę. Może mycie nią nie będzie aż takie nieprzyjemne? Ale zawsze pozostawała jeszcze kwestia tej okropnej pasty.
Patrzył jak Duży coś miesza, a potem próbuje. Cosiek też dostał! Ale tylko troszkę, a szkoda po serek był naprawdę pyszny. Po pierwszej łyżeczce małe rączki wyciągnęły się w stronę miski w nadziei na więcej. -Dobre!- Wyraził uznanie. -Cosiek jeść? Kiedy nie dostał już więcej znowu usiadł na podłodze i tęsknie parzył na pracującego demona. Znowu coś mieszał, ale tym razem w innej misce. I nie dał do spróbowania! Na dodatek na blacie pojawił się ogień! Chłopiec się przestraszył, ale tylko na nim płomień zrobił takie wrażenie. Wstał, żeby lepiej widzieć zagrożenie i móc w razie czego uciekać. Białowłosemu nawet powieka nie drgnęła i przykrył pożar jakimś żelastwem. Ale on musi być odważny! A do tego te wszystkie blizny! Widać było, że Duży Lis jest silny i nie boi się wyzwań. Płomień mimo wszystko płoną dalej. Kucharz wylał na żelastwo trochę nowej mikstury, która szybko zaczęła syczeć. Zapach był bajeczny! Ale ogień dalej płonął nic sobie nie robiąc z ataków białowłosego. Chwilę potem demon poruszał swoim orężem tak, że suszona mikstura wzlatywała w powietrze! Po całkowitym zestaleniu była ściągana na talerz i zastępowała ją kolejna płynna porcja. -Łaaaa!- Wyrwało mu się na widok tak złożonej techniki walki.
Był tak zaaferowany bitwą pomiędzy dzikim żywiołem i wielkim lisim wojownikiem, że nie od razu usłyszał Gawaina. Podszedł do niego posłusznie nie spuszczając wzroku z niebieskiego ze wściekłości płomienia. Dopiero kiedy był tuż obok zauważył,że Cień trzyma nóż. Nie wydawał się zły więc chyba nie chciał nikomu robić krzywdy. Cosiek wziął od niego całą kiść owoców i obserwował jak łatwiej je obierać. Oderwał jeden i obrał zgodnie z instrukcją. Nie miał zamiaru oddawać. Mężczyzna już swojego miał! Zjadł pół, a drugie oddał Cieniowi. Może jednak nie warto aż tak go irytować? W końcu lisek dalej miał dużo owoców. A jak będzie chciał więcej to może się wymieni na śliwki albo te drugie, pomarańczowe, których chłopiec jeszcze nie znał.Yako - 7 Luty 2018, 00:25 Zamrugał zaskoczony gdy Cosiek się od niego odsunął - a to nie chcesz być członkiem naszego stada?- zapytał opierając rękę na kolanie i patrząc mu w oczy i uśmiechając się delikatnie - nasz, czyli nie nasza własność, a nasz, że członek stada- starał się mu to jakoś wyjaśnić - ale jak nie chcesz to nie- wzruszył ramionami - w rodzinie czy stadzie łatwiej się żyje. Bo każdy pomoże, masz ciepłą norkę, wygodne posłanie, dobre jedzonko i towarzyszy do zabaw - wskazał na dwa lisy, które już wyczekiwały, czy dostaną coś dobrego - więc pomyśl co dobre, a co złe- dodał jeszcze.
Podrapał się po głowie - wybacz...jakoś nie miałem tego w głowie, ale sam muszę wyszorować zębiska, ale to już po jedzeniu - dodał od razu. Nie miał teraz ochoty się ruszać z miejsca. W szczególności, że w łazience nadal było dość mokro i lepiej, żeby nie wywalił się po raz drugi. Nie było to wskazane ani mile widziane, w szczególności w jego stanie. Na wieść o szelkach tylko się uśmiechnął. W tej chwili nie do końca przychodziły mu inne pomysły do głowy, dlatego ten uznał za najrozsądniejszy.
Przyjrzał się uważnie temu co Gaw przed nim postawił -po co Ci szpatułka cukiernicza? - zapytał, wskazując na nóż. Nie marudził jednak. Na pewno się przyda, dlatego przysunął ją sobie na znak, że Cień ma jej mu nie zabierać. Na pewno ją jakoś wykorzysta, na przykład, gdy jakiś naleśnik nie będzie chciał się ładnie odwrócić. W końcu nie zawsze się to udaje tak jakby się tego chciało.
Wyszczerzył zęby i wziął drugą porcję serka, na łyżeczkę. Większą ilość -więcej dostaniesz jak jedzenie będzie gotowe- powiedział. Ale tyle jak zje to przecież się jeszcze tym nie naje. Cosiek mógł też nie wiedzieć, że posiłki mogą się składać z większej ilości rzeczy niż tylko z mięsa i potem z wody. Teraz będzie mógł się tego nauczyć. W końcu jakie dziecko nie lubi samo sobie dobierać składników do swoich naleśników?
- Dzięki - rzucił i dał Gawowi całusa w polik, w końcu nie mógł go zaniedbywać przez to, ze pojawił się nowy rudzielec. To Gawain był dla niego najważniejszy. Otworzył dżemy i powąchał zawartość -mniam- skomentował i na razie je zakręcił, stawiając na stole. Zaśmiał się z reakcji Cośka, po czym uśmiechnął delikatnie - może masz rację, ale to nic trudnego - dodał i posłał mu uśmiech. Widać przeszła mu poranna złość. Nawet cichutko sobie coś pogwizdywał w trakcie smażenia kolejnych naleśników.
Przystanął i spojrzał na rudzielca, po przeniósł wzrok na sufit, zapominając o naleśniku na patelni -w sumie niezbyt. Może są odrobinę słodsze, ale nie jest to jakaś znaczna różnica - przyznał i od razu zaklął cicho pod nosem, bo naleśnik się przypalił - no ładnie - westchnął, mając nadzieję, że Cosiek się nie spłoszy. Ale chyba na razie zajął się owocami.
Szło mu to szybko i sprawnie, więc już po dłuższej chwili wszystkie placki były gotowe - Gaw mogę Cię prosić o dwa talerze i żebyś dał to na stół? - zapytał po czym się podniósł. Wziął jeszcze łyżeczki do dżemów i gdy wszystko było na miejscu usiadł i spojrzał na młodego -a teraz patrz uważnie - powiedział i wziął jednego naleśnika. Nałożył na niego trochę dżemu brzoskwiniowego oraz serka i zawinął w rulonik po czym wgryzł się w jego koniec - mmmm dobre - puścił małemu oczko, zachęcając by sam spróbował. Następnego zrobił sobie z mieszanką owocową, a jeszcze innego z musem różanym. Dopiero potem tak naprawdę zabrał się za jedzenie.
- W ogóle Gaw to wiedziałeś, że ze Świata Ludzi poza magazynem, dokumentami i Cośkiem przyniosłeś mi też robotę? - zapytał jedząc powoli naleśnika. Wybrał takie danie bo nie trzeba było używać sztućców, więc nie musiał za wiele młodemu tłumaczyć.
Gdy tylko Cosiek spróbował, spojrzał na niego - i jak? Dobre? - zapytał, chcąc się upewnić , że danie spodobało się małemu liskowi.Gawain Keer - 9 Luty 2018, 00:52 Gawain sam nie wiedział już, co się tak naprawdę dzieje. Cosiek raz się boczył, raz cieszył się jak głupi do sera. Żywe srebro, a on nie miał w zanadrzu słoja na tyle dużego, by zamknąć w nim dziecko i mieć spokój od jego huśtawek nastrojów na choćby pięć minut.
Jego lisia, mniejsza rozmiarami kopia ponownie podniosła larmo, lecz tym razem Yako pospieszył z tłumaczeniem. - Tak się tylko mówi. Na przykład ja jestem Yako, a on mój. Wzajemnie, razem - dodał i pomachał ręką między nimi, by podkreślić, iż to nie jednostronna zależność, a więź, która łączyła ich i wzmacniała. Choć co do tego drugiego, to Gawain nie był pewien.
- Powinienem o tym pamiętać, ale chyba nie dziwisz się, że mi to umknęło? - przekręcił głowę lekko w bok. Ostatnie dni przeleciały jak z bicza strzelił. Godziny przemijały niczym szalone w natłoku obowiązków i silnych emocji. Najchętniej poszedłby wyszaleć się, jak za starych czasów, lecz angielskie undergroundowe kluby znajdowały się obecnie poza jego zasięgiem. Mierzło mu się w tej klitce. Lepiej dla Cośka by pozbierał się możliwie szybko i dał się grzecznie wyprowadzić na zewnątrz, bo zbzikują wszyscy bez wyjątku. Furor już zaczynał zjadać mydło, podskubywać poduchy. Nudziło mu się. Dzień dłużej i będzie wsadzał łeb do każdej dziury, gonił każdy znaleziony kłębek kurzu lub splątanego futra. A potem to zeżre i będzie rzygał dalej niż widzi, za to po sobie nie posprząta.
Stał przez chwilę oniemiały. - Ee... to szpatułka cukiernicza? - gapił się na Yako. - Nie wiem! Dorwałem kiedyś to żelastwo na straganie w Otchłani. Wtedy myślałem, że znajdę dla niej więcej zastosowań, ale ostatecznie wylądowała w szufladzie na długi czas. Uratowałeś ją od zapomnienia! - wytłumaczył się z dziwnego zakupu. Po kiego mu to? Do ziół się nie nadawało, gotować nie gotował. - Pozwalam Ci ją sobie przywłaszczyć - oznajmił machnąwszy ręką. Niech to zabierze w cholerę. Zrobi z niej lepszy użytek.
Całus zbił go z pantałyku. Keer zamrugał gwałtownie i przyłożył dłoń do policzka - Weź, nie przy nim... - odparł zawstydzony i spłoszony zerknął Demonowi w oczy na krótki moment. Ucieszył go ten czuły gest, jednak nie chciał robić przed małym scen. Wkrótce będzie ich papugował i odgrywał zaobserwowane zdarzenia.
Cosiek był typowym dzieckiem, jak i typowym lisem. Żebrał przez moment zadzierając głowę wysoko w górę, lecz wyraźnie wystraszył się ognia. Uważnie wpatrywał się w płomienie. Chyba znaleźli małego obrońcę stada. Przynajmniej wykład o zabawie zapałkami mieli z głowy. - Nie bój się. Ogień sprawia, że jedzenie jest bezpieczniejsze. Brzuszek rzadziej boli i jest zdrowszy - szepnął, gdy przykucnął przy nim i również zaczął obserwować Yako. Teraz na podłodze były już trzy rudzielce wpatrujące się w kucharza plus kulka białego futra. Cień uśmiechnął się słysząc Cośkowe westchnienie zachwytu - Może cię kiedyś tego nauczy, jeśli będziesz chciał i ładnie go poprosisz - dodał cicho wskazując palcem na Demona. Białowłosy tylko na to czekał. I dałby mu spokój z kucharzeniem! Jednym kamieniem ubiłby dwa wróble.
Nie siedział jednak tak zbyt długo, bo owoce nie pokroją się same. Nie patrząc na chłopca wziął od niego podstawionego banana i zauważył poważny brak, dopiero gdy położył go na desce. Odwrócił się do Małego Lisa i splótł ramiona na piersi. - Cosiek, nie zżeraj ich teraz. Dostaniesz tyle, ile będziesz chciał, ale jak je pokroję. Dalej będą dobre, nawet lepsze. Dam Ci na spróbowanie innych, ale banany chcę dostać całe. Stoi? - sięgnął za siebie i wręczył dziecku połówkę śliwki oraz kawałek persymony, tak uwielbianych przez jego lisich towarzyszy. Przywołał do siebie również Furora i Yukiego, którzy również otrzymali swój przydział, choć znacznie mniejszy. Cosiek mógł zauważyć, że bestie musiały się wpierw wykazać, by dostać soczystą przekąskę. Siad i podanie łapy pozwoliły im cieszyć się smakiem świeżych owoców. Yuki jeszcze nie rozumiał komend, ale szybko załapie. Ważne by rozpocząć naukę już teraz.
Wrócił do krojenia. Oby reszta bananów była już cała, bo Cośkowi nie zostanie wiele miejsca na pyszności, które przyszykowywał dla niego Yako. Byłby wielce niepocieszony, gdyby tak się stało. - Wybacz, zagadałem Cię... - Cień posłał Yako przepraszające spojrzenie. Ceną za informację okazał się być spalony naleśnik, ale to i tak lepiej niż jeść te banany samemu. - Najwyżej czworonogi go dostaną - uśmiechnął się do niego i przełożył owoce do miski. - Tak, zaniosę wszystko - odparł zbierając, ile się da. - Chodź, zjemy przy stole - powiedział do Cośka. Zrobił dwa kursy, bo trochę tego było, po czym wykonał jeszcze jeden, by przynieść krzesło z pracowni. Miał też resztę swojej kawy. Zasiadł do stołu i obserwował przebieg naleśnikowego rytuału. W całym mieszkaniu pachniało jak na Cukierkowej. W zasadzie moglibyśmy go tam zabrać. Serek mu smakował, więc reszta słodyczy pewnie też będzie - pomyślał patrząc na małe rude uszka skierowane w stronę Demona. Cień skrzywił się lekko, gdy Yako ostentacyjnie postanowił pokazać, jak bardzo smakuje mu posiłek. Nie lubił tego. Tak samo jak dźwięków wydawanych przy jedzeniu. Wiedział, po co to robi, więc milczał i wcisnął nos w kubek biorąc kolejny łyk. Ożywił się, gdy Yako go zaczepił - Robotę? Filmówka aż tak Cię goni? - uśmiechnął się półgębkiem. - To dlatego ten magazyn był taki wypchany? Myślałem, że to może jakieś zestawienie dla Ciebie lub dodatek - parsknął pod nosem i z niedowierzaniem pokręcił głową, by po chwili przeciągnąć się na krześle. - Więc... i tak musisz do niego iść, nie? Z nogą - zagaił, lecz nie wymawiał imienia lekarza. Przesłuchiwanie dzieci zwykle kończyło się na ich kłamstwie. Znudzone tymi samymi pytaniami, nierozumiejące powagi sytuacji, męczyły się szybko i zaczynały mówić cokolwiek, by dać im spokój. A potem bały się przyznać do kłamstwa, więc ciągnęły je aż do samego końca. Dlatego lepiej, by Cosiek nie znał zbyt wielu imion.Cosiek - 9 Luty 2018, 02:18 Został zasypany potokiem słów. Przechylił główkę próbując zrozumieć o co chodzi. Nie chcieli go na własność? I nie chcieli zrobić krzywdy? Do tego oferowali tyle dobrych rzeczy. Wszystko w zamian za bycie w stadzie. Może się zgodzi. Zobaczy jeszcze. -Może razem. Cosiek w stadzie?- Nachylił się znowu do głaskania, po co rezygnować z przyjemności. Wreszcie poznał imiona wszystkich, więc postanowił je wyliczyć, żeby lepiej zapamiętać. -Gawain. Yako. Furor. Yuki- wymamrotał pod nosem.
-Jedzenie dobre! Gotowe!- Domagał się większej ilości serka. Przecież on już był zrobiony to po co czekać. Później ktoś może ich przepłoszyć i zabrać całe jedzenie i będą głodni.
-Ogień?- To chyba określenie na pożar.-Ogień robi suszone? Suszone jedzenie bardziej dobre?- Upewnił się. Nie za bardzo chciał się uczyć tej sztuki. Co prawda pożar nie rozprzestrzeniał się, ale nigdy nie wiadomo. Lepiej pozostać w bezpiecznej odległości i gotowym do ucieczki. Co prawda Gawain mówił, że jest bezpiecznie ale on też nie zbliżał się do kuchenki.
Dał Cieniowi pół banana, a ten był zły. Dlaczego? Przecież uczciwie się z nim podzielił! W zamian dostał pół śliwki i tego pomarańczowego. Reszta lisów też dostała a nic nie dała! Niesprawiedliwe! Nieznany owoc zjadł od razu ciekawy nowych doznań. W smaku był trochę kwaśny, ale całkiem dobry. Za to śliwka okazałą się nad wyraz słodka i soczysta. Odrobina płynu z owocu ściekła mu po brodzie. Szybko starł ją dłonią i zlizał nie chcąc marnować ani odrobiny pyszności. -Też lepsze suszone?- Obrał tyle bananów ile rudy chciał i mu je podał. Ciekawe co z tego wyjdzie. To co pozostało w kiści postanowił zachować dla siebie. W czasie kiedy Gawain nosił rzeczy mimo strachu zbliżył się do kuchenki by wcisnąć owoce do swojej skrytki pod szafkami.
Wdrapał się na krzesło i obserwował co robi białowłosy. A robił naprawdę dziwne rzeczy. Posmarował suszoną miksturę serkiem i czymś ze słoika i zjadł ze smakiem. Lisek też chciał takie jedzonko! Uszczknął kawałek placka, żeby przetestować jego smak. Ułożył sobie całego na talerzu i starannie rozsmarował grubą warstwę serka. Tęsknie spojrzał na miskę z pokrojonymi owocami znajdującą się poza zasięgiem jego rączek. Wstał na krześle i przysunął sobie łakocie i nałożył słuszną ilość na wcześniej przygotowany spód. Tak wyładowany placek za nic nie chciał się zwinąć tak jak to udało się demonowi. Niezrażony niczym Cosiek złożył go wpół i podniósł do ust w wyniku czego połowa farszu wylądowała na talerzu. Mniej więcej w połowie naleśnika skończyło się miejsce w brzuszku. Odłożył niedokończony posiłek i rozejrzał się dookoła. Zamierzał oddać resztę czworonogom, by zyskać ich przychylność, ale zauważył, że Gawain nie je. Podszedł do mężczyzny i podsunął mu naczynie. -Gawain głodny? Cosiek da jedzenie.- Może jak się naje to nie będzie już taki zły?Yako - 9 Luty 2018, 13:35 -Dokładnie tak. Cosiek w stadzie - uśmiechnął się delikatnie i pogłaskał go jeszcze. Nie za dużo, tak tylko, żeby potwierdzić jego słowa, by poczuł się trochę pewniej. Oczywiście nie w sensie, by rozrabiał, a by nie był już taki spłoszony. By nie chował się po kątach i nie próbował uciec. Miał nadzieję, że szybko się przyzwyczai i zmniejszy ilość ich problemów, których i tak mieli za dużo.
Uśmiechnął się do swojego ukochanego, gdy ten również to potwierdził, oraz gdy Cosiek wymienił ich wszystkie imiona -szybko się uczy - rzucił do Cienia. Uspokoił się po porannych przygodach. A może to po prostu ta śnieżyca ostudziła jego gniew? Kto go tam wie. Najważniejsze, że już nie warczał na wszystko naokoło co tylko pojawiło się w zasięgu jego wzroku.
Pokręcił głową - nic się nie stało. Mam własny rozum, a Ty nie masz obowiązku myśleć o wszystkim - sięgnął do ukochanego dłonią i lekko podrapał go po karku. W końcu nie tylko dzieci i lisy lubiły małe pieszczoty. Umyje zęby po jedzeniu, na spokojnie i przede wszystkim samodzielnie. Przynajmniej tyle mógł zrobić sam bo samo mycie odpadało. A szkoda...
Zaśmiał się, słysząc, że rudzielec nie miał pojęcia co to takiego -to po remoncie może sobie ją przywłaszczę. Dziękuję - spojrzał ukochanemu w oczy. Nie dziwiło go to, że uznał, że do czegoś się to żelastwo przyda i nie znalazł żadnego ciekawego zastosowania. Przynajmniej jeśli chodzi o to czym się normalnie zajmował. A Demon powinien znaleźć jakieś zadanie dla tego dziwactwa, w szczególności teraz, gdy mieli do wykarmienia kolejną gębę, której już najlepiej byłoby gotować.
Zerknął tylko na bandę i podłodze i zaśmiał się. Takiej widowni to jeszcze nie miał, gdy gotował. Ale nie przeszkadzało mu to ani trochę. Ciekawiło go ile Cosiek da radę zjeść czy będzie się napychał na siłę, bo nie wiadomo kiedy odstanie następny posiłek. Nie które psy tak miały, a nie wiadomo ile on był trzymany w zamknięciu zanim udało mu się wydostać. Z pomocą swojego stwórcy lub bez jego wiedzy. Tego dowiedzą się dopiero jak Yako wróci do formy na tyle by pokazać się w Świecie Ludzi.
- Nic nie szkodzi - pokręcił głową, odkładając dość solidnie przypalonego naleśnika na bok - to tylko jeden placek, a nie cała kupa, więc nie ma co się tym przejmować - posłał Cieniowi delikatny uśmiech i wrócił dalej do swojego zadanie, które powoli kończył.
Przyglądał się jak maluch robi swojego naleśnika i pokręcił głową rozbawiony. Sam sobie zrobił jeszcze kilka w różnych kombinacjach, żeby nie było nudno. Spojrzał na Cienia -oni wymyślają przeróżne sposoby, żebym na pewno przejrzał scenariusz, ale coś takiego wymyślili chyba niedawno - zaśmiał się -ale to dopiero pierwsza wersja, w której zmieni się pewnie wiele. Wysyłają mi często pomysły, żebym je skorygował i potem ewentualnie to z nimi przedyskutował jeśli się z tym nie zgadzają - wzruszył ramionami.
Milczał przez chwilę, przeżuwając swojego naleśnika z serkiem i spoglądał na młodego, który męczył się ze swoim obiadem -będę musiał, żeby przerobił dokumenty tak by wszystko było prawidłowe - powiedział w końcu - ale dopiero, gdy będę mógł znów chodzić bez kul. Tak będzie bezpiecznie i jak będę chciał mu wtłuc to będzie mi wygodniej na przykład z laską niż z dwoma kulami - powiedział po czym zwrócił uwagę na to co robi Cosiek. Chciał zaoferować jedzenie Cieniowi. Demon zaśmiał się pod nosem, ale uznał, że lepiej, żeby Gaw sam mu to wyjaśnił czemu nie zje i miał nadzieję też, że wybije mu z głowy ewentualne dzielenie się ze zwierzakami. Sam wziął spalonego naleśnika i podzielił na dwie części. Gdy tylko Bestie się wykazały, dostały też swoją porcję, a on nałożył sobie jeszcze trochę, ale pamiętał, żeby zostawić na potem. W końcu naleśniki można zjadać też na zimno i wieczorem będą mieli z głowy jedzenie dla małego rudzielca.Gawain Keer - 10 Luty 2018, 17:17 Gawain już prawie skinął głową, ale przed porozumiewawczym ruchem powstrzymała go myśl. Jakiego typu było "może" Cośka? Oznaczało możliwość czy zgodę? Przez wątpliwości, Yako zdążył go ubiec i żywo przytaknąć na pytanie małego.
- Co to? Już nie jestem Cień? - zaśmiał się słysząc swoje imię w ustach małego. - A skoro już jesteśmy przy imionach... Yako, serio nie powinniśmy go tak wołać. Choć to Kraina Luster, to nawet tutaj są jakieś standardy - wcisnął dłonie do kieszeni. - Jak będzie "mały lis" po japońsku? Wiem, że każde imię ma znaczenie lub nawet parę. Chyba, że Cosiek woli wybrać sobie sam - mówił, by zwrócić się do dziecka, lecz czuł, że chłopczyk i tak nie do końca pojmuje o co się właśnie rozchodzi. Taki uroczy malec mógłby zwać się Cośkiem, lecz za kilka lat, gdy będzie przedstawiał się upatrzonej pannie mogłoby się to na nim zemścić.
Przymknął oczy i uśmiechnął się lekko. Kto nie lubił takiego drapanka? Niestety skończyło się tak szybko, jak się zaczęło. Keer poprawił włosy, lecz było widać, że dziś Yako mógłby mu nawet warkoczyki zaplatać. Byleby się nimi bawił. Domowa atmosfera i nieskomplikowane obowiązki sprawiały, że ogarniało go lenistwo.
Keer tylko parsknął pod nosem na podziękowanie - Weź przestań i bierz to w cholerę - machnął dłonią kilka razy ponaglająco. Gdyby nie Yako, pewnie poszedłby opchnąć to na którymś ze straganów za parę miedziaków lub inny przedmiot.
- Różnie. Można gotować, piec, smażyć, ale do tego wszystkiego potrzeba ognia. Jak gotujesz to jedzenie nie jest suszone. Przestaje być surowe - usiłował wytłumaczyć sens gotowania czegokolwiek używając słów, które Cosiek już zna, a jednocześnie uczyć go nowych. Bez odpowiedniego ich zasobu nigdy nie wyciągną z dzieciaka informacji, a wycieczka do Pardona nie znalazła się w planach na najbliższe dni.
Cień niepewnie pokręcił głową na kolejne pytanie. - Zależy co chcesz osiągnąć. Suszone dłużej może czekać na zjedzenie. Można zrobić zapasy - Lub dobrą nalewkę. Aż przygryzł dolną wargę na samą myśl. Napiłby się kapkę, ale przy tym wypierdku musiał pozostać czujny.
Cośka zupełnie pochłonęły naleśniki i dziwne czynności, którym oddawał się Yako. Chłopiec oczywiście starał się go papugować, lecz brakowało mu wyczucia i umiaru. Napakował sobie porcję, która mogłaby robić za trzy i wypchał nią buźkę. Ledwo to mieścił. Również w żołądku. Gawain dobrze to znał i rozumiał. Sam by tyle nie zjadł.
Cień uśmiechnął się na tłumaczenie Lisa - Pewnie nie musieliby tego robić, gdybyś się non stop nie wykręcał, leniwcu - pokazał mu język. - O czym będzie ten film? Jeśli w ogóle możesz o tym mówić - nachylił się do niego zaciekawiony. Co jest dla Ciebie najciekawsze w produkcji filmu? Bo widzę, że nie jesteś tylko aktorem - ciągnął go za język. Oczywiście mógłby obejrzeć i przeczytać wszystkie wywiady z Luci i Lusianem Foxsoulem, ale ile było w nich prawdy? Publika myślała, że chce wiedzieć wszystko o swych idolach, ale tak naprawdę woleli słyszeć to, czego oczekiwali.
- To będzie dla niego podwójnie niemiła wizyta - skwitował cały pomysł i sytuację, w jakiej obecnie się znajdowali. Co za gnojek! Faktycznie lepiej, żeby dorwał go Yako, bo Gawain za siebie nie ręczył. W zasadzie nie znał gościa, nie łączyły ich wspólne przeżycia i siostra Pardona. Wpierdoliłby mu aż miło.
Cosiek opuścił swoje miejsce i podszedł do niego. Cień zrobił wielkie oczy, po czym zaśmiał się i pomachał przed sobą dłońmi - Nie, dziękuję. A głodny trochę jestem, ale Cienie potrzebują innego jedzenia. Najem się, gdy pójdziecie grzecznie spać - w ciemna oprawa bursztynu zyskała tajemniczy błysk. Rudzielec nachylił się do dziecka, zabrał i odłożył talerz na bok - Jem sny. Nie bój się, to nic nie boli. Jak będziesz miał straszne sny, to po prostu znikną - powiedział z zaskakującą dla siebie czułością. - Nie martw się. Możesz go dojeść później, jeśli chcesz. Będzie na ciebie czekał - zapełnił chłopaka i wstał z miejsca. - Kiedy będziesz jechał do Norki? Też mam parę rzeczy do załatwienia. Potrzebowałbym wyskoczyć tak na godzinkę, ale nie musi to być dzisiaj - powiedział do Yako zbierając puste kubki ze stołu.Cosiek - 10 Luty 2018, 18:48 Głaskanie było fajne, ale nie był jeszcze pewien czy się przyłączy do tego stada. W końcu zaciągnęli go tu na siłę i nie pozwalają wyjść. Na dodatek pokłuli go kijem na lisy! Czy tak się zachowuje dobre stado? Po co im taki Cosiek skoro najwyraźniej radzili sobie całkiem dobrze? Mieli dużą ciepłą norkę i dużo jedzenia. Co mógł im dać jeszcze jeden lis? Czemu mieliby przygarnąć obce dziecko? Może i pachniał trochę jak oni ale czy to miało jakieś znaczenie?
Mężczyźni rozmawiali o Cośku, a on do końca nie rozumiał, co trochę go złościło. Miał coś wybrać, chyba imię. Ale już jedno miał. - Cosiek już ma imię! Cosiek to Cosiek! Złe imię?
Ilość informacji o przygotowaniu jedzenia była zatrważająca. Do tej pory lisek po prostu jadł to co znalazł w takiej formie w jakiej było, a całe przetwarzanie ograniczało się do obierania niektórych rzeczy ze skórki. A tu gotowanie, pieczenie, smażenie, suszenie. Do wszystkich używało się ognia, więc czym się różniły? Tradycyjnie powtórzył wszystko na głos - gotować, piec, smażyć. Surowe złe?- Zawsze jadł surowe i jakoś nigdy mu nie zaszkodziło. Informacja, że suszone jedzonko można przechowywać bardzo go zainteresowała. Warto by się dowiedzieć gdzie Cień trzyma tak spreparowane mięsko... - Suszone mięso gdzie? Cosiek broni!- Uknuł intrygę. Jednocześnie będzie się mógł najeść i wydawać się przy tym przydatny.
Gawain zabrał talerz, ale nie przyjął posiłku. Dziwne. Przecież jedzonko było wegetariańskie. - Cieni więcej, nie tylko Gawain? Gawain nie jest lis?- Zdziwił się trochę. Rudy nie był lisem? Dlaczego ktoś innej rasy jest w tym stadzie? Chłopiec trochę się przestraszył, że mężczyzna jednak zechce go zjeść, ale zaraz się uspokoił. Chodziło tylko a sny, a tych nie potrzebował. Czyli do tego im był? Może Cień trzymał tu ich wszystkich po to żeby mieć dość jedzenia dla siebie? W zamian dawał im mięsko, dość uczciwe. Z drugiej strony jadł tylko koszmary. Pewnie dlatego tyle krzyczy, każe myć zęby i ma kij. -Cień je sny? Nie zje Cośka? Nie boli?- Upewniał się. Lepiej wiedzieć na czym się stoi i czy umowa jest uczciwa. - Cosiek miał zły sen! Gawain nie zjadł, nie głodny?
Obfity posiłek dał o sobie znać, chłopiec zrobił się senny. Zostawił talerz tam gdzie odstawił go mężczyzna, skoro nie je takich rzeczy to jedzonko pewnie zaczeka aż lisek zgłodnieje. Białowłosy mógł je co prawda zjeść, ale wtedy zrobi następne, zawsze jeszcze były też schowane banany. - Cosiek da Gawain jeść.- Poszedł do sypialni i wdrapał się na łóżko. Oczy same mu się zamykały. Ułożył się w nogach jak najbliżej pieca i zasnął.Yako - 10 Luty 2018, 19:48 Yako zamyślił się. - Mały Lis tak?- zapytał ukochanego, patrząc na malucha i zastanawiając się - dosłowne przetłumaczenie nie ma sensu....ale Kogitsunemaru tłumaczy się jako właśnie mały lis, a dokładniej mówiąc mały lisek - spojrzał na dużego rudzielca. Zaśmiał się słysząc słowa Cośka -Cosiek to dobre imię dla małego liska. Ale jak już będziesz duży to Ci będą dokuczać przez to - starał mu się wytłumaczyć -jak Ci się podoba imię Kogiś? - zapytał jeszcze Cośka, uśmiechając się do niego miło i przekręcając lekko głowę w bok. Najchętniej by się do niego bardziej nachylił, jednak jego stan skutecznie mu to uniemożliwiał.
Zaśmiał się cicho, słysząc jak Gaw tłumaczy Liskowi co i jak z ogniem. Słysząc pytanie dzieciaka znów na niego spojrzał - nie każde mięsko gdy jest surowe jest lepsze. Nie wszystko można tak jeść - powiedział, choć wiedział, że maluchowi to wszystko jedno bo i tak w sumie był lisem -jeśli mięsko jest dobrze zrobione to będziesz go mniej potrzebował, żeby mieć pełny brzuszek no i mniej Cię będzie bolał - powiedział spokojnie - no i będzie smaczniejsze- puścił mu oczko.
Spojrzał lekko zaskoczony na malucha, gdy ten zapytał o suszone mięso. Widać już szukał dla siebie jakiegoś miejsca czy zadania, żeby nie zawadzać, albo po prostu czuć się potrzebnym w stadzie. Będzie trzeba coś jak najszybciej wymyślić, bo serio im nawieje. W końcu się zorientuje jak to zrobić bo bestyja szybko się uczył.
Prychnął słysząc oskarżenia ze strony Cienia - jestem aktorem. Powinienem dostać gotowy scenariusz, ewentualnie dać jakieś swoje małe poprawki i grać, a nie korygować całość prawie od początku- zrobił naburmuszoną minkę -ale raz pomogłem bo reżysera i scenarzystę goniły terminy i tak jakoś po znajomości zaczęliśmy o tym gadać no i teraz mam... - westchnął i podrapał się za białym uchem. No cóż takie już miał cholera szczęście -horror z kulawym wilkołakiem w roli głównej - zaśmiał się - nie wiem skąd taki pomysł, ale zgadnij jaką rolę dostałem- uśmiechnął się. Miał tylko nadzieję, że to nie przez jego stan wybrali taką a nie inną rolę dla niego. Chociaż coś mu tam wspominali o tym na konferencji, gdy ostatnio był w Willi. Tylko czemu akurat kulawy? No cóż...nie ważne. Przynajmniej nie będzie musiał się martwić o dobre udawanie, bo sam okulał.
Zamyślił się - lubię patrzeć jak żółtodzioby coś psują. Wiadomo, że jak dzieje się to za często, to wtedy jest to wkurzające. Sam czas produkcji filmu jest chyba najciekawszy i wspólne uczenie się ról i odgrywanie tego co mamy powiedzieć w studio, bez żadnych rekwizytów, makijażu czy scenerii. Po prostu sam dźwięk. Zawsze jest czas na wygłupy i nigdy się nikomu nie odpuszcza- zachichotał - trzeba uważać na każdym kroku - puścił Gawowi oczko - a jeśli chodzi o to czym się zajmuję. To poza aktorstwem jako takim, zajmuję się też dubbingiem w kilku językach, pomagam przy tworzeniu filmów i czasami pomagał w załatwianiu zgody na to by nakręcić gdzieś film - skończył wymienianie, zastanawiając się czy czasem o czymś nie zapomniał. Ale to chyba było najważniejsze.
Zakaszlał bo zakrztusił się właśnie przełykanym naleśnikiem -Gaw nie jest lisem. Patrz, nie ma uszu. On jest rudym Cieniem - uśmiechnął się wrednie. Ale nie miał nic złego przecież na myśli - i nie martw się, on bardzo nie lubi takiego normalnego jedzonka, więc Cośka na pewno nie tknie, prawda?- spojrzał na ukochanego.
Zmarszczył brwi. Maluch nie wyglądał gdy spał jakby miał koszmar ale cóż....może wspomnienia dla niego też są złe. Zaskoczyło go jednak to, że poszedł od razu grzecznie spać i ... zasnął od razu - no to przynajmniej nie musimy się martwić o to, żeby go kłaść spać - zaśmiał się zaskoczony. Skończył swoje naleśniki i przykrył talerz Cośka swoim. Tak przynajmniej nie wyschnie, a jego talerz nie był brudny od farszu - Gaw możesz to samo zrobić z pozostałymi naleśnikami? Będą na jutro, wymyślę coś, żeby nie było nudno - poprosił Cienia.
- Nie wiem kiedy pojadę do Norki, ale skoro mały śpi to możesz teraz wyskoczyć jeśli chcesz - wzruszył ramionami - chyba, że... - zamyślił się i uśmiechnął tajemniczo -jakbyśmy go teraz ubrali, razem z szelkami i jak się obudzi poszli wszyscy razem? - zapytał ukochanego. Nie mogą siedzieć cały czas przecież w jednym miejscu, a Cosiek może się zamieniać w liska, więc nie muszą się aż tak martwić o to, że będzie mu zimno.
Yako wstał i poszedł do kuchni po plecak i wziął go do łazienki, tam zajął się myciem swojej paszczy oraz czesaniem włosów, które przez śnieg trochę się pokołtuniły -Gaw przygotowałbyś mi lekarstwo dla Yukiego? - poprosił jeszcze, nim wrócił do rudzielca.Gawain Keer - 16 Luty 2018, 17:13 Początkowo Gawain obawiał się, że imię nie przypadło do gustu jego kochankowi. Był kiepski, gdy w grę wchodziły dzieci. Niepewny, grzązki grunt nie pozwalał mu poczuć się swobodnie. Cosiek też nie wyglądał na zadowolonego.
- Dalej będziemy Cię czasem nazywali Cośkiem. Tak jak ja mam na imię Gawain, ale Yako mówi do mnie Gaw - Podał małemu przykład, by zaraz nie było ogromnego focha i ryku o coś przez co chłopiec i tak musiał przejść.
- Kogitsune... Co? To jedno słowo? - ręce mu opadły, a język miał splątany. To było strasznie długie i zbyt szybko wypowiedziane, by dał radę powtórzyć to za pierwszym razem. Za to Kogiś mu się spodobał na co ochoczo przytaknął Demonowi. Zresztą jakkolwiek nie brzmiałoby pełne imię, to dla Cienia mógłby to być nawet Wilhelm V Niesforny. Brzmiało poważnie.
Kolejna fala pytań, która zalała Cienia odrobinę go wzburzyła. Czy tak już będzie zawsze? Odpowiedzi rodziły więcej pytań, drobny kamień wywołał lawinę. Tracił cierpliwość do bełkotu dzieciaka. Jeszcze moment i zaproszę Hannibala Lectera na kolację. Całe szczęście Yako pospieszył z wyjaśnieniami. Gawain uśmiechnął się niemile i pokręcił głową - Oj, Cosiek, pilnować to ty możesz kurzu w spiżarni, bo mięska tam jeszcze nie ma. Ale jak tak bardzo chcesz to kiedyś ususzymy - powiedział spokojnie i poklepał małego parę razy, lecz robił to tak ostrożnie i niepewnie, jakby dzieciak był ze szkła. - Za to możesz pilnować tego mieszkania i rzeczy w nim. Są ważne - dodał konspiracyjnym szeptem, by nadać zadaniu odpowiedni priorytet.
Cień uśmiechnął się delikatnie do Yako, patrząc na niego spod byka. - Za to możesz grać role pod Ciebie. Czy to nie lepiej? Początek pracy jest ciężki, ale potem grasz ze spokojem - odparł. Odchylił głowę w tył i udał zamyślenie - Wilkołaka? - odpowiedział marszcząc brwi, jakby sprawiło mu to wielką trudność.
Z zainteresowaniem słuchał o kulisach pracy Yako. Uśmiechnął się o wiele szerzej, słysząc o żartach - Ciekawe dlaczego? - mruknął rozbawiony znikomą niewinnością Lisa. Zaraz jednak spoważniał. - Wiesz, zawsze podziwiałem osoby na ekranach mniejszych i większych. To jak potrafią wyjść przed kamery, mówić o rzeczach, o których często nie mają pojęcia i robić to bez tremy, ze świadomością, że widzą ich tysiące, jeśli nie miliony. A Ty jeszcze użyczas głosu! - wskazał otwartą dłonią na Demona, by następnie przeczesać nią swoje rdzawe kosmyki. Oczy mu błyszczały, lecz nie od łez. Krył się w nich podziw i uwielbienie, a Cień poprzysiągł sobie, że obejrzy, przeczyta i odsłuchania wszystko, co wpadnie mu w ręce.
Keer splótł ręce i prychnął ze skwaśniałą miną na Yako. - Wypraszam sobie! Wyprasza-my! Teraz rudych jest tu więcej, niż białych lub czarnych, więc lepiej uważaj, żebyś nie obudził się marchewą. Wiesz... Z kim się zadajesz, takim się stajesz - powiedział, by zaraz się zaśmiać. - Nie, fle! To by było obrzydliwe! - skrzywił się na samą myśl. Po wszystkim wymieniłby kibel lub całą łazienkę oraz wyrzuciłby utensylia. Bleh. Lisy jednak bywają postrzaskane. - Tak, sny. Nie mam apetytu na ciebie, ale kto wie? Może wezmę ci koszmar lub dwa. I tak, nie byłem wczoraj głodny. Jeden sen na tydzień to aż nadto! - odparł żywo. Dzieciak wstał od stołu, zostawiając talerz za sobą. Poszedł się położyć. Tak po prostu! Cień odwrócił się i nachylił ku ukochanemu - Ale numer! Za to patrz, jaki uczynny chłopak! On mnie nakarmi! - mówił szeptem, tłumiąc śmiech. Przynajmniej mieli z głowy usypianie Cośka. Teraz chwila dla nich na odsapnięcie.
- Dobra. Tak będzie lepiej, bo on sam nigdy nam na to nie pozwoli. A chciałbym w końcu wyjść z Tobą. Bestiom też przyda się ruch, a Cosiek zobaczy, jak jest u nas. - ochoczo zgodził się z Lisem zbierając talerze. W pracowni zabezpieczył naleśniki. Trochę zdziwił się, gdy Lusian wspominał o lekarstwie. - Przecież jest dla niego herbata na blacie. Już wystygła, można mu dać - bąknął. Jego Yako chyba nie był dziś w najlepszej formie. Oby z następnej wizyty w Klinice wrócił już bez tego cholernego gipsu i gorączki.