Charles - 12 Marzec 2017, 14:45 Słysząc słowa Yako, studnia odpowiedziała mu kalkulatywnym milczeniem. Staruszki albo myślały w absolutnej ciszy, albo rozmawiały ze sobą niezwykle cichutko, tak, że nawet wyczulone uszy bożka nie dały rady wychwycić ich słów. Po krótkiej chwili najwidoczniej doszły do wspólnego stanowiska. Albo po prostu postanowiły się odezwać:
- Spora rzecz. Ale to da się załat_ić, pra_da, kochane?
- Taaaak taaaak, to nie jest najtrudniejsze zaMó_wienie. PaMiętacie tego ur_ipołcia, który zażyczył sobie, abyśmy Mu naMalo_ały Mnóst_o? Jak niby naMalo_ać Mnóst_o? Trzeba było się _ykręcić sztuką abstrakcyjną. Ale to jest nieprofesjonalne. Skrajnie.
Wydawało się, że mieszkanki owego dziwnego więzienia podjęły już decyzję i wewnątrz dało się usłyszeć rozgorączkowane chlupoty chodzenia tam i z powrotem:
- Poczekaj ch_ilkę, kochanieńki, zaraz t_ój Miłorząb będzie gotó_!
Z tymi słowy w głębi studni odezwał się jakiś rumor, terkot, oraz bardzo dużo lepkiego mlaskania. Nie dało się stwierdzić, co dzieje się tam na dole, ale praca rozkręciła się w najlepsze.
- Jeśli tak bardzo chciałbyś naM poMóc, to ś_ietnie się składa. SkoMbinowałbyś naM zesta_ szczoteczek do zębó_? Najlepiej _ różnych kolorach. MaMy Mały probleM z higieną, tu na dole. Od nadMiaru słodkiego zęby _ylatują jak ptaki na _iosnę! - zawołał głos, twardo i dobitnie ignorując pytanie o ucieczkę. Najwidoczniej istoty na dole (a przynajmniej jedna z nich) nie chciały wiedzieć nic o świecie na powierzchni.Yako - 13 Marzec 2017, 16:09 - Zawsze mogłyście namalować, mnóstwo czegoś - zaśmiał się. O tak humorek mu zaczynał wracać. Trochę się uspokoił.
Przysłuchiwał się dźwiękom jakie dobiegały ze studni, co jakiś czas krzywiąc się lekko. Te lepkie mlaskania nie należały do najprzyjemniejszych do słuchania. Przechadzał się wokół studni, zaciekawiony tym co tam się dzieje. Kusiło go, żeby jednak coś podpalić i wrzucić do środka, żeby zobaczyć jak to tam wygląda i może w końcu zobaczyć z kim ma do czynienia. Ale to by mogło wystraszyć staruszki. O ile były staruszkami, a nie tylko na takie brzmiały.
Był ciekawy co takie tam tworzą. Zamówił miłorząb, ale nie wie przecież czy dostanie malowidło (a sądząc po odgłosach to właśnie tak może być) czy po prostu jakieś drzewko. W tej krainie trzeba było się spodziewać wszystkiego, a Lusian z dnia na dzień przekonywał się o tym coraz bardziej. Kto bowiem spodziewałby się, że ktoś będzie dla niego miły po tym co się o demonie dowiedział? Nie spodziewał się, że Cierń szybko zapomni o tym i nawet będzie w stanie z tego żartować. Bardziej spodziewał się reakcji podobnej do tej, którą zaszczycił go Gawain. Kusza, załamanie, groźby, głodzenie.
Słysząc prośbę, stanął na moment. Spoglądał w studnię, zastanawiając się czy dobrze usłyszał.
Szczoteczki? W sumie nie dziwne...
Pomyślał spoglądając na to w jakim stanie był stół oraz filiżanka. Tak samo patrząc jak słodka była herbata.
- Nie ma problemu mogę zajść o ile jak wrócę to ta studnia w magiczny sposób nie zniknie i nie będę was musiał szukać - powiedział obojętnym tonem i zastanowił się na chwilę, gdzie najbliżej może znaleźć jakiś sklep czy kiosk, w którym kupi szczoteczki. W końcu jednak znalazł takie miejsce.
- Moje panie za niedługo wrócę, ze szczoteczkami dla was. - powiedział krótko i ruszył w stronę Dworca AKL. W końcu na dworcach zawsze są jakieś sklepy dla podróżnych, prawda?!
ZTYako - 11 Kwiecień 2017, 23:31 Po dłuższym czasie wrócił do w miejsce, w którym była studnia. Nie spieszył się zbytnio bo też i po co? Jednak gdy tylko wszedł go Fusowego Gaju, od razu zaczął być bardziej czujnym. Nie wiedział czy te staruszki nadal tam będą czy też nie, czy w ogóle będzie tam nadal studnia.
Na szczęście była. W przeciwnym razie by chyba się zirytował, a ostatnio miał dość stresów. Odkąd spotkał pewnego rudzielca co chwila się coś działo i mimo iż uwielbiał być w centrum uwagi, to taki natłok wydarzeń nawet jego potrafił zmęczyć.
Westchnął z ulgą widząc, że studnia nie zniknęła. Co by zrobił z tymi różowymi szczoteczkami? Miał w domu pełno zapasowych i wolałby jednak nie używać różowych. Może i miał też żeńską formę, ale to nie znaczyło, że przepadał za tym kolorem. W szczególności, że potem ludzie mogli znaleźć taką szczoteczkę, krótko po jej użyciu, a Luci teoretycznie wtedy będzie poza domem. I już może się to wydać albo uznają go za nie wiadomo co. Co prawda Lusiana nie obchodziła płeć partnera, ale to nie znaczyło, ze chciał z siebie robić jakiegoś pedałka, który mówi piskliwym głosem i zachowuje się ja nie wiadomo co. Mimo swoich upodobań łózkowych Lusian jednak był facetem i tak miało zostać.
Podszedł ostrożnie do studni i zajrzał do środka. Nie za bardzo wiedział, czy ma znów rzucić tam monetę czy może jednak po prostu zawołać. Postanowił więc zawołać, jednak najpierw rozejrzał się i nasłuchiwał uważnie - mam dla pań szczoteczki, jak mam je paniom podać? - zapytał. Naprawdę go ciekawiło jak ma zamówienie dostarczyć na dół, w końcu słyszał jak moneta wielokrotnie odbijała się od kamieni i jak szczoteczki mogły to jeszcze przetrwać tak słoiczek z pastą już niekoniecznie.Charles - 12 Kwiecień 2017, 00:18
Na początku odpowiedziała mu cisza, jednak po chwili z dołu dobiegło go znajome gdakanie:
- Och, Młodzieńcze, a drze_ko skończone! MyśMy długo nad tyM MiłorzębeM Myślały, gałązki,
listki, _szystko od zera _yMyślić trzeba było... Ale jest!
Coś zaskrzypiało. Coś jęknęło wewnątrz, jak wtedy, gdy staruszki z dołu częstowały go herbatą z meliski, ale silniej. Mocniej. Kawałek po kawałku coś wyciągane było na górę. Najpierw zobaczył gałązkę z charakterystycznymi igiełkami, przypominającymi wachlarze rodzimych gejsz. Ze studni wyłaniało się coraz więcej i więcej konarów, aż w końcu gibki pień i zalążki korzeni, ucięte tuż przy postumencie, ledwo widocznym pod konstrukcją. Ze studni wyłonił się ośmio-metrowy, dość młody miłorząb japoński. Kiedy dotknął jego pnia, zamiast znajomej, szorstkiej kory poczuł gładką powierzchnię zaschniętych, akrylowych farb, wymieszanych tak misternie iż imitowały bezbłędnie kolory nawet najmniejszego elementu - mistrzowska robota. Tuż pod tą kolorową warstewką znajdowała się, oczywiście, scukrzona melasa. Coś jak karmelki - może lżejsze od drewna, ale to nadal osiem metrów rzeźby, a Yako do siłacza było daleko.
- My tu zaraz nasta_iMy chustę, panicz rzuci, My złapieMy - doszło go z dołu. Tylko jak tu rzucić, jak pień zabiera większość szerokości utworu?Yako - 13 Kwiecień 2017, 13:02 Odsunął się lekko, rozglądając po polanie. Ostatnio słysząc takie dźwięki, pojawił się stolik z herbatą, nie wiedział co będzie tym razem i gdzie się pojawi. Gdy ze studni zaczęło wyłaniać się drzewo, zagwizdał. Dzieło naprawdę było imponujące. Chyba naprawdę będzie musiał sobie załatwić sadzonkę, ale taką prawdziwą. To dzieło jednak był ogromne. Osiem metrów? Jak on to ma niby dotaszczyć do Malinowego Lasu? Prosił o sadzonkę, a one nie były takie wielkie, chociaż wiadomo, że te drzewa mogą urosnąć jeszcze wielkie. Nie miał zamiaru jednak marudzić.
Obszedł drzewo kilka razy, przyglądając mu się z podziwem -no nie powiem. Wspaniała robota!- powiedział z uznaniem, gdy już skończył oglądać miłorzęba. Naprawdę był pod wrażeniem.
Z zamyślenia, na temat jak on to dotaszczy do domu, wyrwał go ponownie głos ze studni. Dopiero teraz zauważył, że wrzucenie tego nie będzie takie proste jak wcześniej. W końcu miał ograniczony dostęp do studni. Podszedł jednak do niej o ostrożnie wsunął rękę w szczelinę. Jeśli się zmieściła, rozejrzał się po polanie, szukając czegoś co rozmiarem będzie przypominało słoik z pastą. Jeśli udało mu się znaleźć jakiś kamień, zawołał do kobiet - najpierw rzucę kamień, niech go panie spróbują złapać i jeśli wszystko pójdzie dobrze, to rzucę słoik i szczoteczki - powiedział spokojnie. Jeśli wyraziły zgodę, rzucił kamień i nasłuchiwał uważnie.
Jeśli wszystko poszło dobrze, rzucił najpierw zabezpieczone szczoteczki, żeby przypadkiem się nie wybrudziły, po czym przyszła kolej na słoik. Z nim już było gorzej, w końcu mógł się potłuc i zrobić kobietom krzywdę. Rozejrzał się uważnie, czy nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo i jeśli nie wyczul nic takiego, szybko zdjął paski, przytrzymujące broń i odłożył je na trawę. Zdjął koszulkę i szybko znów założył uprząż i broń. Wolał nie ryzykować. Zawinął słoik w materiał i uprzedził kobiety o tym, że rzuca pastę. Gdy powiedziały, że są gotowe rzucił słoik, mając nadzieję, że dotrze na dół w jednym kawałku.Charles - 14 Kwiecień 2017, 18:13 Owszem, jego dłoń zmieściła się bez problemu, mógł spróbować przecisnąć tam kamień - to zrobił z większym trudem, gdyż jego dłoń posiadała przez to większą objętość. Jako iż nie opisał, gdzie konkretnie się oparł, wyjdę z założeniem, że ciężar ciała przełożył bezpośrednio na pień, bo tak mi wygodnie. Ponieważ nawet najdrobniejszy nacisk na rzeźbę drzewa dodawał się do sumy olbrzymiego ciężaru, którą podajnik musiał znosić. Aż w końcu zawołał "dość": coś chrupnęło głośno i drzewo poleciało z powrotem w dół studni, ciągnąc dłoń dziecka Inari ze sobą, zakleszczone. Yako poczuł, iż traci oparcie pod nogami, że leci w dół i w dół. Sugeruję wrzaśnięcie "aaaaaa".
...
Uratowała go melasa. Zimna, czarna, obrzydliwie lepka maź otulała go ze wszystkich stron. Miał ją w oczach, w uszach i w ustach. Słodycz, aż zęby cierpną. Aż dziw, że wyszedł z tego z kilkoma siniakami oraz otarciem na zakleszczonym nadgarstku, lecąc głową w dół przynajmniej dziesięć metrów powinien pożegnać się z karkiem. Dno studni kończyło się ciemną jaskinią oświetlaną jedynie światłem padającym z góry. Trzy ciemne sylwetki, zgarbione niczym kule do kręgli, przyglądały mu się z mroku. Całe upaprane były czarną mazią, nie dało się oddzielić ubrań, włosów, płaszczy i ciał.
- Słodka Otchłani! Nic się Paniczo_i nie stało? - zapytała ta stojąca najbliżej.
- Jaki przystojniaczek! Ho ho ho! - szepnęła druga.
- ZaMknij się! MaMy tu _ypadek! To Monstrualna tragedia! - zagdakała trzecia. Szybko podeszły do demona, a przynajmniej na ile pozwalała im melasa zalegająca dosłownie wszędzie i pomogły mu wstać. Niezłe bagno... tyle mogę rzec...Yako - 14 Kwiecień 2017, 22:09 No tego to nie przewidział. Usłyszał dziwne chrupnięcie, ale przez to, że jego ręka znajdowała się pod drzewem, nie zdążył jej wyciągnąć. Szarpnął się w tył, ale było już za późno. Poczuł tylko jak spada w dół. Nie miał pojęcia jak głęboka jest studnia, miał tylko nadzieję, że nie skończy się to dla niego tragicznie.
Uderzając o zimną taflę zaskomlał głośno. Czasami zwierzęcych odruchów nie da się ukryć. Leżał chwilę, analizując czy się czasem nie połamał. W końcu jednak podniósł się na klęczki i zakaszlał, chcąc pozbyć się melasy z ust. Jak Yako uwielbia słodycze, to teraz było jej o wiele za dużo. Potrząsnął głową tak jak robią to mokre psy, gdy dostanie im się woda do ucha, jednak nie za bardzo mu to pomogło. Wstał z jęknięciem dziękując kobietom za pomoc. Spojrzał w górę i westchnął ciężko.
- Orokana kitsune! Naze anata wa tokidoki anata ga kōdō suru mae ni kangaete imasen! - (Głupi lis! Może byś czasem pomyślał zanim coś zrobisz!) warknął sam do siebie. Szybko się jednak zreflektował i spojrzał na kobiety przepraszająco.
Nie miał pojęcia, jakim cudem nic sobie nie połamał. Gdy tylko o tym pomyślał od razu sięgnął spanikowany do swojej broni. Obejrzał ją dokładnie upewniając się, że jest cała. Wyglądało jednak na to, że tylko była brudna od tej cholernej melasy. Co prawda chyba go uratowała, ale jej zapach był nie do zniesienia, w szczególności w takim małym pomieszczeniu.
Przetarł twarz dłonią, chcąc się pozbyć z niej lepkiej, słodkiej mazi, ale niezbyt mu to pomogło. Rozejrzał się po jaskini. Oparł dłonie na kolanach i skrzywił się. Bolał go nadgarstek ale w tym świetle nie mógł określić czy to coś poważniejszego czy faktycznie tylko zadrapanie. W końcu jednak wyprostował się - bardzo panie przepraszam za tę sytuację... - pogładził się po tyle głowy -ale przynajmniej dostarczyłem zamówienie do rąk własnych - zaśmiał się niezbyt wesoło. Sięgnął po pakunek i wyciągnął go w stronę kobiet. Bardzo mu się ta sytuacja nie podobała. Jeśli kobiety odebrały od niego szczoteczki i pastę, spojrzał w górę i westchnął ciężko - wygląda na to, że chyba tu z paniami utknąłem... - powiedział niepewnie, szukając wzrokiem jakiejkolwiek drogi wyjścia.
Był zły. Na siebie i na to co się ostatnimi czasy działo. Musiał udać się do Świata Ludzi, bo tu zaraz zwariuje. Tak będzie sam i będzie mógł od wszystkiego i wszystkich odpocząć. O ile w ogóle uda mu się stąd wydostać...Charles - 15 Kwiecień 2017, 15:40 Tajemniczy język, w jakim Yako przeklął własną głupotę, zainteresował jedną z sióstr:
- Oooo a po jakieMu to było? Panicz nietutejszy? zapytała zalotnie druga, przybliżając się do niego i przechylając głowę, aby móc lepiej się mu przyjrzeć. Wydawała się być o wiele mniej poruszona niż pozostałe dwie, które zajmowały się przede wszystkim staniem i biadoleniem:
- A ja Mó_iłam! Po_tarzałaM, że _yciągo_i przyda się napra_a! - zawołała melasowa istota, oskarżając niewiadomo kogo, ponieważ kierowała twarz w stronę sufitu.
- Napra_a... Spra_a _ygląda tak: kurier przychodzi za tydzień, poinforMujeMy go o _ypadku, on przyniesie naM części i tak Może po d_óch-trzech dniach będzieMy Mogły _ysłać panicza i drze_o na po_ierzchnie. To sporo czasu, ale ugościMy panicza najlepiej jak to Możliwe! - powiedziałą przepraszająco.
Zaraz podeszła do niego i poczęła oglądać jego ciało, robić rewizję. Kiedy dotknęła nadgarstka, Yako przeszył jeszcze silniejszy ból:
- Ajajajajaj! _ygląda na z_ichniętą! - zajęczała trzecia, delikatnie oglądając nadgarstek Luciana, trzymając go w swych długich, brudnych szponach. - No nie Ma bata, abyś się z nią _spinał na górę - dodała zapobiegawczo.
- Śpi u Mnie! - zawołała ta, która wcześniej zdawała się do niego zalecać, po czym szybko podbiegła do zalepionej melasą ściany, pod którą, o dziwo, znajdowały się niskie, kwadratowe drzwi. Za framugą widać było jedynie mglisty blask lamp naftowych...Yako - 16 Kwiecień 2017, 12:15 Yako zmyślił się i dopiero po chwili dotarło do niego pytanie jednej z kobiet - ee...to był po japońsku, to taki język ze Świata Ludzi - wyjaśnił spokojnie. Nie miał zamiaru tłumaczyć czy jest stąd i nauczył się języka, przez co czasami używał zwrotów w tym języku, czy się tam urodził. To nie była sprawa kobiet.
-Zaraz....czyli mam tutaj spędzić najbliższe półtora tygodnia, czekając aż ten wysięgnik zostanie naprawiony? - zapytała, poruszając swoją czarną kitą. Usiadł na jednej z wystających z melasy "skał" zrobionych z cukru i westchnął ciężko, chowając twarz w dłoniach. Zastanawiał się co zrobi Lani. Czy się jakoś przejmie tym, że go nie ma? No i tak długo na pewno nie wytrzyma bez jedzenia. Nie wiedział czym są te dziwne staruszki i też nie wiedział czy mają na sobie ubrania, czy są zrobione całkiem z melasy. Podniósł na niego wzrok, spoglądając na nie uważnie. Nie wiedział, czy może pobrać ich energię tak żeby te nie zorientowały się, że coś jest nie tak.
Gdy jedna z kobiet, zaczęła go oglądać, nie opierał się. Czując jednak mocniejszy ból nadgarstka, warknął przez zaciśnięte zęby. Nie była to jednak oznaka agresji, czy złości (no przynajmniej nie na kobiety) tylko bólu. Słysząc, że nadgarstek jest zwichnięty, westchnął ciężko. To prawda, że rozważał wspinaczkę, jednak z obolałą ręką było to niemożliwe. Może robił wiele głupich rzeczy, jednak miał na tyle zdrowego rozsądku, by nie forsować ręki. W szczególności, że w domu czekała na niego zdziczała kotka.
- Mają panie może coś czym bym mógł owinąć sobie ten nadgarstek? Jakiś bandaż czy kawałek materiału? Nie chcę oczywiście nadużywać gościnności - zapytał uprzejmie. Skoro miał tu spędzić kilka dni, to nie mógł być dla nich niemiły. Nie znał tych istot i chyba dawno się tak nie cieszył, że nie potrzebuje snu. Przynajmniej nie będzie się musiał martwić, że zaatakują go przez sen.
Słysząc jak jedna aż pali się do tego, żeby go przenocować, wstał i podrapał się po karku -bardzo miło z pani strony, jednak obawiam się, że nie dam rady zmrużyć oka - przyznał zgodnie z prawdą - mój nos jest tak samo czuły jak u normalnych psowaty, dlatego zapach melasy jest dla mnie o wiele bardziej intensywny niż dla większości istot- mówiąc to, klepnął się palcem po nosie. Jednak mimo swoich słów ruszył za kobietą, zaciekawiony co też znajduje się za tajemniczymi drzwiami.Charles - 16 Kwiecień 2017, 16:19 Słysząc odpowiedź Yako, starowinka zamrugała ze zdziwieniem:
- Ś_iata Ludzi? A gdzie to? - i stało się jasnym, że staruszki muszą siedzieć w owej studni od bardzo, bardzo dawna. Kto wie, ile w tej ciemnej jaskini je ominęło...
- Niestety, na to _ychodzi. Masz chłopcze przynajMniej te przedMioty ze sobą? - zapytała się trzecia, podchodząc do niego. Na szczęście, choć słoiczek z pastą miał na sobie parę rys, to nie pękł na amen. Yako mógł mówić o olbrzymim farcie, gdyby słoiczek pękł, jego odłamki mogłyby się wbić mu głęboko w ciało.
Staruszka na warknięcie odpowiedziała tylko swoim własnym burczeniem, czymś na kształt " nie marudź". Wyjęła zza pazuchy czarną od melasy szmatkę po czym poczęła zakładać mu ten prowizoryczny opatrunek, o który prosił - nawet nie musiała go nawet zawiązywać, maź była wystarczająco lepka.
Za kwadratowymi drzwiami znajdował się krótki korytarz z czterema kolejnymi przejściami do innych pokoi. Pokój tej zalecającej się do Lusiana był małą klitką, w której melasa sięgała tylko do kostek - w jaskini znajdowała się małe łóżeczko przykryte brudnymi kocami oraz kilka półek, które zawalone zostały drobiazgami i bibelotami wszelkiej maści. Widać było tam starą lunetę, dwie ptasie czaszki, ciekawe kamienie, zabytkowe monety, lśniący kompas, butelki po winie, jakieś książki, jakieś gałązki pomalowane na kolorowo, oraz lampa naftowa i pudełko zapałek - lampa była jedynym źródłem światła w pokoiku. Na ścianie wisiała rama wypełniona czernią, zapewne było to znowu dzieło melasy.
- I jak się podoba? Spokojnie, zMieściMy się na nim _spólnie! Jak chcesz, to poteM pokarzeMy ci praco_nie! - niemalże zaśpiewała staruszka, prowadząc go do przeznaczonego mu pokoju. Ona chyba naprawdę na niego leciała. Co za koszmar.Yako - 16 Kwiecień 2017, 19:43 - Bardzo daleko stąd - powiedział wymijająco. Skoro kobieta nie wiedziała, co to Świat Ludzi to nie było sensu jej tego tłumaczyć. Teraz miał inne zmartwienia. Jeśli zostanie w tej śmierdzącej studni to chyba oszaleje. Już miał dość, a co dopiero po kilku dniach? Z jego wyczulonym węchem było to prawie niemożliwe.
Przytaknął głową i oddał szczoteczki i pastę kobietom. Stracił resztki humoru. Nie dość, że utknął w tej śmierdzącej dziurze, to jeszcze jedna z tych pokrak się do niego zaleciała. Może i nie oceniał po wyglądzie, ale jakoś nie miał ochoty się z nią zabawiać. Odrzucało go na samą myśl o tym.
Czując jak jedna ze staruszek opatruje mu nadgarstek, przeszedł go dreszcz. Był cały w melasie! Nawet opatrunek był cały od niej usyfiony. Gdy melasa dotknęła zadrapań na puchnącym nadgarstku, syknął cicho, ale musiał to znieść. Patrząc na wnętrze tej dziwacznej studni, raczej nie znajdzie tu nic czystego.
Poszedł za zalecającą się do niego kobietą. Rozglądał się uważnie, udając zainteresowanie, choć jego oczy zrobiły się ciemne. Miał ochotę spalić wszystko w pył. Tak jak tę wiochę, w której kiedyś mieszkał. Dlaczego ostatnio spotykają go głównie złe rzeczy? Owszem, było kilka miłych momentów, ale im dłużej nie ma przy nim Gawaina, tym więcej złego się dzieje...
Wszedł do pokoiku i rozejrzał się uważnie. Nie był za duży, ale widać kobiecie to wystarczyło. Oczywiście melasa była też tutaj. Słysząc jej pytanie uśmiechnął się, oglądając przedmioty. Jego uwagę przykuł piękny kompas - bardzo uroczy pokoik- przyznał. Zaczął oglądać uważnie przedmioty - skąd ma pani takie ciekawe pamiątki? - zapytał skupiając wzrok głównie na kompasie -czy ten kompas jest bursztynowy czy mi się wydaje? - dodał po chwili -nigdy nie spotkałem się, żeby robić kompasy z bursztynu - podrapał się głową pokazując swoje zafascynowanie tym faktem. Poruszył ciężką od mazi kitą. Czuł się źle, było mu niedobrze, ale nie pokazywał tego po sobie. Jeśli ten kompas był tym, o czym myślał, to była to jego jedyna droga ucieczki.
- Chętnie obejrzę waszą pracownię, zastanawia mnie gdzie stworzyłyście tak wspaniałą replikę drzewa i to z melasy! - uśmiechnął się do niej miło, ponownie rozglądając z zaciekawieniem po pomieszczeniu.Charles - 17 Kwiecień 2017, 10:57 Na ową niby-niewinną uwagę o Kompasie starowinka tylko prychnęła, jakby przypomniała sobie coś wyjątkowo żałosnego:
- Och, jeden klient nam go zostawił. Powiedział, że dzięki niemu uda nam się stąd wyjść, ale uznałyśmy to za głupi żart. Dość okrutny, mogłabym rzec. Nie musimy wiedzieć gdzie jest północ, tylko gdzie jest góra... A ponadto i tak Tilly ogarnia szał kiedy ja albo Lacie o tym wspominamy. Dla niej nie ma na górze już nic ciekawego... - powiedziała dość dziwnym tonem. Co ciekawe, nie użyła imion, którymi przedstawiły się Yako na początku.
Zaraz poprowadziła go do innego pokoju, który znajdował się naprzeciwko. Zawalony był masą puszek i tubek, zawierających w sobie farby akrylowe, leżących w wielgachnych stosach, oraz brudne, oblepione melasą pędzle. Na samym środku stał dziwny przyrząd, trochę jak kołowrotek a trochę jak koło garncarskie ze sporej wielkości osią wystającą ze środka. Okręcony był wiaderkami wypełnionymi (czym innym?) melasą, ale mdlący zapach syropu łagodzony był specyficzną, żywiczną wonią terpentyny. Pozostałe dwie już na niego czekały, klaszcząc w dłonie na ich widok:
- Oto nasza praco_nia! To tutaj czerpieMy Melasę do naszych dzieł! - powiedziała ta najbliższa z dumą wskazując na urządzenie. NIe dało się określikć, która z nich to była, ponieważ wszystkie wyglądały tak samo.Yako - 17 Kwiecień 2017, 12:10 Słuchał uważnie odpowiedzi kobiety. Wredny uśmiech, który gościł tylko w jego głowie, pogłębiał się coraz bardziej. Wewnętrzny demon ryczał tryumfalnie. Znalazł swoją drogę ucieczki. Do tego melasowa babulinka raczej nie wiedziała jak to cacko działa. Lusian słyszał trochę o tym przedmiocie, jednak nie miał okazji oglądać go z tak bliska i kto wie, może nawet wykorzystać?
- Jeśli mogę zapytać...jak się panie tu znalazły i jak dawno to było? - zapytał uprzejmie -wiem, że to pytanie jest trochę niemiłego, gdyż kobiet o wiek się nie pyta, jednak przyznam, że strasznie mnie to ciekawi - przyznał zakłopotany, przepraszając za swoją śmiałość. Żył długo i nauczył się już, że są sytuacje, w których trzeba grać. Nie można pokazać złości, bólu czy strachu, tak samo nie można pokazać, że ma się nad przeciwnikiem przewagę, w szczególności jeśli to on tak uważa. Trzeba wykorzystać jego niewiedzę na swoją korzyść i to miał Yako właśnie zamiar zrobić.
Ruszył za swoją przewodniczką, do pokoju na przeciw jej sypialni. Z ulgą odkrył, że zapach melasy jest tutaj przytłumiony terpentyną, jednak nadal był on strasznie nieprzyjemny i mdlący. Kręciło mu się trochę w głowie i było mu już słabo od tych aromatów, jednak nie było tego po nim widać. Było to bowiem na tyle znośne, że wiedział iż nie wyląduje nagle na ziemi. Wolał już nie powtarzać tego spotkania, nadal był po nim cały obolały. Starał się też nie pokazywać, że nadal przeszkadzają mu zadrapania na nodze. Wolał, żeby kobiety nie zaczęły się dobierać mu do poważniejszych ran i również zalewać je cuchnącą słodkością.
Rozejrzał się zaciekawiony po pracowni. Oczywiście udawał. Mało interesowało go to pomieszczenie, ale trzeba grać...
- Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem - powiedział kiwając na potwierdzenie głowąJakby na około miały za mało melasy i musiały ją jeszcze czerpać z innych źródeł przeszło mu przez głowę. - niech mi panie jednak zdradzą jak udało się wam zrobić tutaj to ośmio-metrowe drzewo - dodał nadal się rozglądając.
Patrzył na wszystko spod pół przymkniętych powiek. Mógł wyglądać przez to na zmęczonego. W końcu biegał dziś w poszukiwaniu tych nieszczęsnych szczoteczek, a potem wpadł do tej cholernej dziury, miał prawo opadać z sił. Może był młody i silny (hehe młody...jaaasne) ale każdy miał jakieś swoje limity. Przez grzeczność jednak nic nie mówił, zastanawiając się co jeszcze mu kobiety zaprezentują zanim uznają, że czas iść spać. Nawet nie wiedział która jest godzina, ale nie było to ważne...ważne żeby miał jak najszybciej okazję się stąd wyrwać.Charles - 18 Kwiecień 2017, 18:59 Na pytanie Yako kobiecina przetarła twarz dłońmi, jakby ze zmęczenia. O dziwo, pod czarną warstwą dało się zauważyć blade smugi skóry - czyli nie były to jakieś melasowe żywiołaki ani nic w ten deseń.
- Nie paMiętaMy. ByłyśMy Małe. Próbo_ałyśMy się _ydostać sto dni ze studni... hehe, sto dni _e studni na dole, dudni _ dostojnej stodole... - zamruczała nagle, jakby ów lapsus językowy wydał się jej niesamowicie zabawny, zaś jej umysł nie chodził wystarczająco sprawnie, jednak po chwili wróciła na właściwy tor - A poteM poddałyśMy się. Tilly st_ierdziła, że nie _arto już _ychodzić na po_ierzchnię. I zostałyśMy. _iele lat na Melasie i tym, co udało naM się zarobić ze sprzedaży sztuki. Życie jak życie. - dodała trochę smutno. Siedziały tam sto dni... i trochę więcej lat.
Na pytanie Yako staruszki zachichotały z wyższością:
- TajeMnica za_odo_a. MożeMy tylko ogólnie opisać proces. Tutaj czerpieMy Melasę, tutaj na_ijamy i naciągaMy, kiedy zyskuje ona ciągliwość toffi, kręci się w lewo, nawleka, kręci w pra_o, prze_leka, _szystko ruchem posu_isto z_rotnyM, oczy_iście to _szystko do trzonu, po_ierzchni należy nadać teksturę, tworzy się segMenty na piędź i pół stopy, które poteM zalepia się po_tórnie. Na koniec delikatnym la_o_anieM kładzieMy podMalówkę z ży_icy i kilka _arst_ akrylu. Prościzna - skończyła, w międzyczasie wymachując swoimi pazurzastymi palcami we wszystkie strony. Na jej brudnej, czarnej twarzy odmalowała się duma i chęć usłyszenia podziwu z ust Yako. O ile starczy mu cierpliwości.Yako - 18 Kwiecień 2017, 21:36 Yako słuchał uważnie odpowiedzi kobiety. Zdziwił się widząc białą skórę pod warstwą melasy. Kilka dni temu pewnie zrobiłoby mu się ich żal. Jednak teraz miał gdzieś to co się z nimi działo i stanie się w przyszłości. Skoro przeżyły tutaj tak długo, że już nawet nie pamiętają to znaczyło, że mają tu wystarczające warunki do życia. Nie były też jego żywicielkami i nie był im nic dłużny. Zapłacił za drzewo, do tego załatwił im z dobroci serca te nieszczęsne szczoteczki. Gdyby nie one, pewnie już leżałby w ciepłej wannie. Nie powiedział więc nic, tylko uśmiechnął się do staruszki miło, jakby chciał jej dodać otuchy.
Wychodząc zerknął jeszcze na kompas. Nie wziął go jednak.
Słuchał wykładu na temat powstawania tych "dzieł". W ogóle go to nie obchodziło. Słuchając tego bezsensownego gadania, tracił tylko cierpliwość. Mógł co prawda zawsze wyjść, wziąć Kompas i zmyć się stąd. Jednak nie tak był nauczony działać. Mimo iż się zmienił w ciągu ostatnich kilku dni i do tego był zmęczony tym wszystkim, postanowił zachować chociażby pozory dobrego wychowania. Nie miał jednak ochoty spędzać tu chociażby minuty dłużej. Robiło mu się coraz bardziej niedobrze. Chyba przy upadku nałykał się tego czarnego paskudztwa. Oparł się ciężko o framugę drzwi.
- Naprawdę musicie się napracować, żeby stworzyć takie wspaniałe dzieła - uśmiechnął się słabo, robił się coraz bardziej blady. Nawet nie musiał tego udawać - tym bardziej jestem pod wrażeniem - westchnął ciężko -jednak obawiam się, że nie mogę zostać dłużej i cieszyć się wykładem, czy też może pokazem - zatoczył się lekko w tył - strasznie kręci mi się w głowie i jest mi słabo...czy byłaby możliwość, żebym poszedł się położyć? - zapytał zbolałym głosem i spojrzał na kobiety. Było widać, że naprawdę się źle czuje -dość mocno się poobijałem i jeszcze nie przyzwyczaiłem do zapachu melasy, więc jest mi dość słabo...nie chciałbym jednak nadużywać gościnności, czy być niegrzecznym, obawiam się jednak, że w chwili obecnej moje towarzystwo nie będzie zbyt doborowe - przymknął oczy - ale na pewno rano, czy jak się prześpię i poczuje lepiej to chętnie posłucham dalej o tworzeniu takich niecodziennych rzeźb - dodał jeszcze, mając nadzieję, że kobiety go zrozumieją i będzie mógł wrócić do pokoju zalotnicy i tam dopaść Kompas i wydostać się z tej śmierdzącej dziury. Melasa chyba będzie mu się śnić...jaka szkoda, że nie wie gdzie jest Gawain.