To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto - Hotel 'Świecący Neon'

Rosemary - 6 Październik 2016, 13:39

Przez przypływ adrenaliny nie za bardzo czuła ból w biedrze. Wyjdzie to pewno jutro..jak zwykle.
Z uchylonych drzwi zobaczyła coś czego zbytnio się nie spodziewała. Te dudniste kroki i pisk dziewczyny..
Zobaczyła ciało.. wielgachne cielsko w garniturze. Wszystko działo się naprawdę szybko jednak spostrzegła że cały jest we krwi. ohoho!
Na jej twarz wstąpił uśmiech typowego popierdoleńca. Taki co se wskoczy w płonący budynek by pooglądać palących się ludzi. Jak w spowolnionym tempie widziała opadający ku niej kij. Ileż to razy była w takich sytuacjach? Jako płatna zabójczyni miała wprawę nie małą. Jednak facet był olbrzymi. Nie widziała nawet jego głowy. Garnitur ciasno opinał się na jego mięśniach. Jeśli oberwe to się własną krwią zarzygam.. Przeleciało jej przez myśl w momencie gdy kucnęła. Jeśli wyrobiła się w czasie to kij bejsbolowy jebutnie tuż nad jej głową, jeśli nie to zakryła się rękoma zasłaniając brzuch przed najsilniejszym uderzeniem.
Po tym manewrze odczołga się na bok i wyciszając umysł przemieni się w bestie. Miałą tylko nadzieję że Agrios jej nie spierniczy. Będzie musiała mu wszystko wyjaśnić. Był pierwszym człowiekiem przed którym się ujawniła a nie miała zamiaru go zabić.

Anonymous - 8 Październik 2016, 10:01

Dosłownie chwila i już wszystko zaczęło się komplikować. Jakkolwiek jej uroda i zwariowany charakter przemawiały do niego, tak w tym wypadku troszeczkę zawaliła. Nie był to problem, bo od brudnej roboty miała jego. Tak jakby. Kiedy miał już do niej dobiec tak kątem oka wychwycił broń mknącą w jej stronę. Rosemary miała nie lada przechlapane, a czas wokół niego na sekundę zdawał mu się zatrzymać w miejscu. Nie wiedzieć czemu, ale nie wyobrażał sobie, by jej się miało coś stać, a myśli pchnęły go do niczego innego jak szybkiego działania. Była na linii ognia, więc oddanie strzału z tej pozycji odpadało. Rzucenie dowolnym przedmiotem również odpadało, ale przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Tak, nawet jeśli i bez niego mogłaby sobie poradzić, tak postanowił podjąć te kroki. Postanowił użyć mocy eterycznego biegu, a to umożliwiło mu szybsze przemieszczenie, dzięki czemu znalezienie się między nią a tamtą postacią było bardziej pewne. Fluorescencyjne światła, jakie się pojawiły na jego ciele, mogły nie lada rzucić się w oczy oprawcy, kiedy zmierzał w owym kierunku. Jeżeli wszystko dobrze by poszło, to cios z kija bejsbolowego zablokowałby własną strzelbą, a jeśli nie dobiegnie i wykorzysta wyostrzone zmysły, wtem przepuściłby bezpośredni atak na faceta wielkiego jak góra. Tyle że w drugim przypadku musiał liczyć na łud szczęścia oraz zdolności Rosie, by wyszła z tego bez szwanku.
Tyk - 20 Październik 2016, 22:45


Rosemary mogła snuć wizje tego co zrobi, gdy już bezpośrednie niebezpieczeństwo zostanie zażegnane. Jednak ocena sytuacji, wyuczone odruchy, własne zdolności zawiodły naszą pannę sen. Nie miała jednak czasu na refleksje. Kimkolwiek był mężczyzna, jego atak trafił. Co prawda tylko "otarł" się o jej głowę, co prawda później już z mniejszą siłą uderzył w ramię, lecz to wystarczyło by kobieta padła nieprzytomna na ziemię.
Wszystko przeniosło się teraz w ręce Agriosa, który nie miał szans dobiec na czas. Czasu, nawet wliczając użytą moc, nie wystarczyło. Tak więc mógł on przejść do ataku, mógł też najpierw zająć się nieprzytomną - zatroszczyć się o jej stan. Cokolwiek zrobi, teraz jedyny post będzie należał do niego. Może w nim opisać - jako posiadający inicjatywę - w jaki sposób chce zaatakować, pamiętając, że kij mężczyzny nie jest uniesiony, choć uwzględniając możliwą jego siłę, należy brać pod uwagę wszelkie ryzyko.

Anonymous - 21 Październik 2016, 17:41

Choroba. Pomyśleć, że po raz pierwszy nie dotarł na czas pomimo swojej mocy, która w wielu przypadkach zdawała swój egzamin na niezawodność. Z silnym zapałem ruszał przed siebie, lecz zawahał się, kiedy świadkiem był porażającej siły przeciwnika, która powaliła jego sympatię na ziemię. Poczuł zawiść do tamtego typa za sposób, w jaki potraktował Rosemary. Gdyby nie otwierała drzwi na oścież z kopniaka, nie doszłoby do tego. Dosłownie serce w nim pękło, kiedy osoba, którą znał od dawna... a poznał zaledwie wczoraj. Gniew i smutek toczyły bój w duszy Agriosa, a czas po raz kolejny zatrzymał się w miejscu.
- O żesz jasna cholera, Rosie!
Pomyślał. O oczach, jak i na twarzy namalował się smutek, lecz po zmarszczonych brwiach i rysach twarzy nadal dało się odczytać furię, jaka się w nim nagromadziła. Przez kilka sekund nie wiedział co począć. Miał ogromną ochotę przypierdolić tamtemu draniowi za swój czyn, ale z drugiej strony zżerały go wyrzuty sumienia, gdyż nie upilnował jej dostatecznie dobrze, a teraz leżała na ziemi głową w dół. Ostatnim razem czuł się tak w momencie, gdy ostatni raz widział i słyszał swoich rodziców. Teraz i w tym momencie szarpnęło jego sercem tak, jakoby tracił kolejną, bliską mu osobę. Promyczek, który odegnał mrok z jego duszy oraz życia. Kobieta, która sprawiła, iż nigdy bardziej nie czuł się mężczyzną, ale jednocześnie owiana była gęstą mgłą tajemnicy. Nie zniechęcał się jednak, a ochota poznania jej lepiej i zaskarbienia sobie jej względów i zaufania były silne.
Zacisnął mocno zęby i szybko rozejrzał się po otoczeniu. Ramię miał chwilowo opuszczoną w dół, a to pozwoliło mu zarówno na bezpośredni atak. Po raz pierwszy zadziałał jednak wbrew swoim pierwotnym instynktom i planom. A co jeśli ona żyła? Nie miałby serca jej porzucać. Fakt był zimnym skurwielem, który miał nierówno pod sufitem, ale po raz pierwszy tak go ktoś dotknął. Nawet jej upodobania seksualne oraz branża, w jakiej robiła, nie była taka odstraszająca. Tamto się nie liczy. Ważniejszy był fakt, iż miał poczucie, że mógłby podbić nie tylko jej ładny tyłeczek, ale i serce. Dlaczego zaczął tak o niej myśleć? Nie było czasu na debatowanie o tym. Co ta kobieta z nim uczyniła?
Dobiegł do niej, a następnie pochylił nad nią i wziął na ręce. Wsuwając odpowiednio ramiona pod głowę oraz zgięcia w kolanach, szybko pobiegł resztkami mocy w stronę łazienki. Broń musiał porzucić, gdyż nie miałby inaczej miejsca dla niej samej. Drzwi były uchylone, więc wszedł przez nie z bara. Położył ją na zimnych płytkach, a sam zamknął drzwi za sobą oraz przysunął pralkę do połowy drzwi, by w razie potrzeby szybko się z niej ewakuować. Jasna cholera. Cóż miał w tym momencie zrobić? Upadł przed nią na kolanach i począł przyglądać się bliżej ranę. Najpierw sprawdzał, czy żyła. Serce jej biło, a oddech był w miarę w porządku, ale co jeśli krwawienie było obszerne? Choć od broni obuchowej to byłoby niemożliwe. Nie miał telefonu, więc nie mógł zadzwonić po to pogotowie, które odpowiedzialne było za zajmowanie się takimi sprawami. Szczęście, że miał apteczkę pod ręką, ale w stu procentach nie umiałby jej dobrze obsłużyć. Najpierw próbował ją ocucić, delikatnie klepał po policzkach, trząsł jej ramionami, mając też na uwadze, co mogło się dziać za drzwiami. Nasłuchiwał uważnie, głównie jednak koncentrując swoją uwagę i opiekując się nieprzytomną kochanką.
Pal licho tamtą kobietę, mógł ją sobie zabrać nawet w kawałkach, ale Rosie mu nie odda. Chyba że po jego trupie.

Soph - 8 Listopad 2016, 23:50

Medyk w waszym MG krzyczy „nie jest workiem kartofli, nie potrząsaj nią, skoro jest nieprzytomna!”, ale nie uprzedzajmy faktów.
Agrios wyciąga wnioski - to dobrze. Wnioski i pozbieranie się w sobie zajęły mu, jak sam stwierdził, kilka sekund - to źle, bo w tym króciutkim czasie nasz Oprawca w Pokrwawionym Garniturze z Metalowym Baseballem (nazywany dalej Oprawcą) z zawiści chyba, albo nieutulonej agresji, zdążył kopnąć nieprzytomną Rosie w bok, tak, że z nieprzyjemnym łupnięciem przetoczyła się bliżej Lunatyka i środka pokoju. To, oraz fakt, iż barczysty goryl z kijem w dłoni przygotowywał się raczej do starcia z kolejną osobą sprawiło, że nieco za późno dopadł drzwi łazienki i nasz rycerzyk zdążył się już zabarykadować pralką. Rozległo się łupnięcie - z powodu zaistniałej sytuacji - najpewniej wściekłe łupnięcie w sklejkowe drzwi łazienki. Na razie bezskuteczne, jesteście bezpieczni, Pozostaje tylko pytanie na jak długo.
Łazienka była mała - prysznic w kącie, umywalka ze zlewem i... skąd w sumie pralka w przybytku mającym pralnie na jednym poziomie dla całego motelu? Dla oddania rzeczywistości przyjmijmy, ze barykada była szafka ze świeżymi ręcznikami - należy pamiętać, że nieco lżejsza od rzeczonej pralki. Poza tym Agrios może jeszcze dostrzec w połowie napełniony kosz na brudną pościel, wywietrznik w suficie i średniej wielkości okno. Niestety, znajdujecie się dosyć wysoko, skoro w pierwszym poście Lunatyk rozważał skorzystanie z windy.
Kilka faktów jest pewnych: w nieco ubogiej apteczce znalazły się dwa bandaże i spirytus salicylowy, Rosemary oddycha, ale nadal jest nieprzytomna, zaś okno da się otworzyć. Na tej samej ścianie, przy apartamencie obok, znajdował się balkon. Przy odrobinie wysiłku i siły mężczyzna mógłby się tam dostać. Wszystkie światła w sąsiednich pomieszczeniach są pogaszone - może pokój jest niezamieszkany? Niestety, przejście wymagać będzie skoku i podciągnięcia, Lunatyk nie przeniesie więc nieprzytomnej kobiety.
Innym wyjściem prócz ucieczki może być stawienie czoła napastnikowi - uderzenia w drzwi stały się mocniejsze, nasz Oprawca pomyślał wreszcie, by użyć trzymany w ręce kij. Zapowiada się scena rodem ze "Lśnienia".


>> Post należy do Agriosa, Rosie tę kolejkę pozostaje jeszcze nieprzytomna. Lunatyk bez większych uszkodzeń fizycznych.

Anonymous - 9 Listopad 2016, 07:32

Korzystając z rzeczy, jakie miał w apteczce starał się udzielić jej pomocy mimo braku doświadczenia, jakim się odznaczał w tej sprawie. Czasu miał naprawdę niewiele, a nie mógł pozwolić sobie ani na chwilę zwłoki. Oparł ją pod ścianę w samym rogu, by Rosemary, która w tak krótkim czasie była bliska jego sercu, nie zsunęła się na podłogę i nie narobiła sobie dodatkowych siniaków. Kochana wariatka. Pomimo braku przygotowania i porywczości z jej strony nie miał jej w ogóle za złe. Uważał nawet, iż tak temperamentna kobieta to rzadkość, a drugiej takiej nie ma lub ciężko by znaleźć. Rozprowadził spirytus na swoją dłoń i delikatnie przykładał do miejsca rany, spodziewając się konwulsji ze strony Rosie. Wiedział, jak bardzo to mogło drażnić jej śnieżno-białą cerę. Ilość, jaką rozprowadzał była naprawdę mała. Niestety, nie miał innej opcji. Potem w szybki i zgrabny sposób zaaplikował bandaż, a że rana była na głowie owinął bandaż tak, by nie krępował jej ruchu, wzroku, węchu i mowy. Definitywnie poczuł do niej miętę i w duchu już postanowił, że musi ją mieć.
Drzwi zdawały się ulegać sile oprawcy, bo kilka dodatkowych łupnięć i wtargnąłby do środka. Owszem, mógł uciec przez okno i szukać ratunku w innym pomieszczeniu. Nie zabrałby jej jednak ze sobą, a raz, to coś jest u niej w domu. Dwa, nie mógł jej porzucić, to nawet nie byłoby opcją. Potrząsnął szybko głową i wziął butelkę do ręki, a bandaż włożył jej do ręki. Tak na zaś. I dwa... [Tak, dwa.] skurwiel ją skrzywdził, a tym samym czuł się na obowiązku unieszkodliwić tamtego psiego syna zafajdanego. Bardzo szybko wezbrał w sobie gniew, zaciskając rękę jeszcze mocniej na spirytusie.
Pozostała mu walka. Choć sytuacja i przeciwnik zdawały się dawać mu w kość, tak nikt nie będzie mu ruszał skarbu i krzywdził jej, bo tak komuś się to żywnie podoba. (Pomijając, iż sama mogła go przyprawić o zawał). [W sumie byłoby mu to na rękę.] ((Serio.)) No, miał taki plan, a nie inny. Jak już wejdzie, to ciśnie butelką na twarz z całym impetem, a jeszcze lepiej, kiedy się roztrzaska i zaleje mu oczy. Wnet użyje swojego 'Drugiego Ja' i mając nadzieję, że się wyrobi, wyśle go w stronę przerośniętego kolesia i bez względu na to, czy go sparaliżuje, czy nie rzuci na niego i zacznie okładać pięściami, cokolwiek innego nawinie mu się pod rękę, a nawet samym, ciężkim bejsbolem suczego syna, który podniósł rękę na najdroższą mu osobę.
- Chędożony skurwysyny z matki kurwy, ojca żebraka! Zajebię cię za to!
Te słowa miałyby się nieść niezależnie od wyniku całej akcji.

Tyk - 13 Listopad 2016, 05:04

Ocenę akcji ratunkowej pozostawiam drogiej Towarzysz Anarchistce, która jest w tym o wiele bieglejsza niż ja, mając na uwadze, że dla akcji z tego posta nie będzie miało to znaczenia. Oczywiście proszę drugiego MG o uwzględnienie, że wszelkie czynności zostały przerwane w połowie bandażowanie, chyba że gracz postanowi uparcie tkwić przy tym, nie zważając na ryzyko. W ramach rewanżu możesz zrzucić na mnie kolejny post, w którym będzie ocena ataku Agriosa, żeby nie było że unikam decydowania.


Rzucanie niewielką przecież buteleczką w dorosłego i wyraźnie wkurzonego faceta mogło przynieść jeden tylko efekt. Jego rozzłoszczenie. Czy to jednak cokolwiek zmieniało?
Do rzeczy jednak! Do rzeczy! Ad rem! Agrios tracił sporo czasu by zająć się Rosemary. Czasu, którego nie miał znów tak wiele. Znajdował się w klatce, w której od oponenta dzielił go tylko niewielki mebel i drzwi.
Na dodatek CZŁOWIEK-ZA-DRZWIAMI - kimkolwiek był - postanowił użyć swojej broni. Już pierwszy cios rozłupał cienką barierę, a drugi strzaskał szafkę/pralkę.
Agrios mógł jednak przerwać bandażowanie, zostawić Rosemary - która w tym czasie była względnie bezpieczna i odpowiednio zareagować.
Przede wszystkim musi zdecydować co zrobić, czy cofnąć się i mieć za plecami ścianę, czy może narazić na resztki barykady, która lada chwila pomknie w jego stronę - kopnięta przez przeciwnika. Może próbować tez ją przeskoczyć, lecz nie jest w stanie odskoczyć na bok. Z jednej strony ma koniec łazienki, z drugiej zaś chadzałby po zwło... ciele Rosemary. Musi jednak pamiętać, że przeciwnik wciąż jest uzbrojony.
Lunatykowi jak najbardziej wolno próbować raz jeszcze wykonać ten plan, przy uwzględnieniu jednak, że został zaskoczony atakiem szybciej niż mu się zdawało i musi najpierw wykonać unik.
Istotne jest między innymi to, czy cofnie się pod ścianę i wtedy użyje swojej mocy, czy może raczej zrezygnuje z tego elementu dla nagłego ataku? Po za tym nalegam również na opisanie które rejony ciała mężczyzny Agrios atakuje, czy stara się zrobić coś konkretnego, czy też jedynie w desperacji bije na ślepo? Czy starasz się mu odebrać broń, czy w ogóle o tym nie myślisz?
Rosemary z kolei powoli odzyskuje przytomność, na razie nie jest jednak w stanie w jakikolwiek sposób się poruszyć lub wypowiedzieć naraz więcej niż dwóch, trzech słów. W zamazanym nadal polu widzenia jest właśnie świadkiem jak Lunatyk rzuca buteleczką ze spirytusem.

Dla ułatwienia w pisaniu posta wykonałem już rzut kością na ewentualne użycie mocy: 75 przy założeniu, że do 40 paraliż się udaje, a od 41 do 100 nie. Tak więc przeciwnik nie będzie sparaliżowany.
>>Macie dowolność kolejki.

Anonymous - 17 Listopad 2016, 18:10

Agrios, Korzystając z rzeczy, jakie miał w apteczce starał się udzielić jej pomocy mimo braku doświadczenia, jakim się odznaczał w tej sprawie. Czasu miał naprawdę niewiele, a nie mógł pozwolić sobie ani na chwilę zwłoki. Oparł ją pod ścianę w samym rogu, by Rosemary, która w tak krótkim czasie była bliska jego sercu, nie zsunęła się na podłogę i nie narobiła sobie dodatkowych siniaków. Kochana wariatka. Pomimo braku przygotowania i porywczości z jej strony nie miał jej w ogóle za złe. Uważał nawet, iż tak temperamentna kobieta to rzadkość, a drugiej takiej nie ma lub ciężko by znaleźć. Rozprowadził spirytus na swoją dłoń i delikatnie przykładał do miejsca rany, spodziewając się konwulsji ze strony Rosie. Wiedział, jak bardzo to mogło drażnić jej śnieżno-białą cerę. Ilość, jaką rozprowadzał była naprawdę mała. Niestety, nie miał innej opcji. Potem w szybki i zgrabny sposób zaaplikował bandaż, a że rana była na głowie owinął bandaż tak, by nie krępował jej ruchu, wzroku, węchu i mowy. Definitywnie poczuł do niej miętę i w duchu już postanowił, że musi ją mieć.
Drzwi zdawały się ulegać sile oprawcy, bo kilka dodatkowych łupnięć i wtargnąłby do środka. Owszem, mógł uciec przez okno i szukać ratunku w innym pomieszczeniu. Nie zabrałby jej jednak ze sobą, a raz, to coś jest u niej w domu. Dwa, nie mógł jej porzucić, to nawet nie byłoby opcją. Potrząsnął szybko głową i wziął butelkę do ręki, a bandaż włożył jej do ręki. Tak na zaś. I dwa... [Tak, dwa.] skurwiel ją skrzywdził, a tym samym czuł się na obowiązku unieszkodliwić tamtego psiego syna zafajdanego. Bardzo szybko wezbrał w sobie gniew, zaciskając rękę jeszcze mocniej na spirytusie.
Pozostała mu walka. Choć sytuacja i przeciwnik zdawały się dawać mu w kość, tak nikt nie będzie mu ruszał skarbu i krzywdził jej, bo tak komuś się to żywnie podoba. (Pomijając, iż sama mogła go przyprawić o zawał). [W sumie byłoby mu to na rękę.] ((Serio.)) No, miał taki plan, a nie inny. Jak już wejdzie, to ciśnie butelką na twarz z całym impetem, a jeszcze lepiej, kiedy się roztrzaska i zaleje mu oczy. Wnet użyje swojego 'Drugiego Ja' i mając nadzieję, że się wyrobi, wyśle go w stronę przerośniętego kolesia i bez względu na to, czy go sparaliżuje, czy nie rzuci na niego i zacznie okładać pięściami, cokolwiek innego nawinie mu się pod rękę, a nawet samym, ciężkim bejsbolem suczego syna, który podniósł rękę na najdroższą mu osobę.
- Chędożony skurwysyny z matki kurwy, ojca żebraka! Zajebię cię za to!
Te słowa miałyby się nieść niezależnie od wyniku całej akcji.

EDIT: Lunatyk trzymał się swojego wcześnie założonego planu, acz potrzebował cofnąć się pod ścianę, by wykonać ten ruch. Wtedy po powaleniu przeciwnika rzucił się na niego i chwytając obiema rękami za broń, nogą kopał napastnika po twarzy, a także z całej siły deptał mu po szyi, chcąc wytrącić go z równowagi i przejąć kij bejsbolowy. Niestety, zbyt zajęty był mięśniakiem, by mieć na uwadze jak w owej chwili czuła się Rosemary i czy wszystko było z nią w porządku. Kontynuował wcześniej zamierzony ruch, a mając na uwadze nieudany paraliż liczył się z kłopotami, a siłowanie się z oprychem było kwestią czasu. Nie myślał ustępować ani na krok, dopóki nie opanowałby tej sytuacji. W głębi duszy miał cichą nadzieję, że wybrance jego serca krzywda się nie stanie i wesprze go w walce lub chociaż ucieknie od całego zamieszania. To co z nim będzie to tam pół biedy. Niejednokrotnie oberwał i jeszcze nie raz ktoś przydzwoni mu w gębę. Z całej siły próbował pozbawić go broni, a w razie powodzenia okładałby go nią. W razie niepowodzenia zmuszony byłby cofnąć się do pomieszczenia, w którym uprzednio byli zanim usiłowałby zabarykadować się nieskutecznie w łazience.

Rosemary - 18 Listopad 2016, 20:46

Czarno. Nie widziala nic. Mózg pracował jej w tym momencie tak jakby chciał ale nie mógł, otulony dźwiękoszczelna wata czy innym cholerstwem. Nie czuła swojego ciała, nie słyszała ani nie widziała. Na początku ogarnęła ją panika, nie jednak jakaś skrajna. Przez to otumanienie, było to jakieś senne, nie do końca nad tym panowała. Jednak po bliżej nie określonym dla niej czasie, uspokoiła się i nawet ucieszyla z tego stanu. Było jej dobrze. Tak jakby wzięła sporo tabletek uspokajających i zakopala się pod stertą z kołdry i poduszek.
Z drugiej strony majaczyl jej niewyraźnie, obraz olbrzyma i jego maczugi. Przez taki a nie inny stan, jej mózg przerobił go trochę przez co wyglądał jak połączenie King Konga z klaunem. W myślach latalo jej jakies nieuchwytne słowo. Każdy z nas zna to uczucie. "Mam to na końcu języka"
Im bardziej skupiała się na tym słowie, tym bardziej się od niej oddalalo. Nie pamiętała nic w tym momencie poza tym śmiesznym olbrzymem. Ale co on Ci Rosie zrobił? Dlaczego jesteś w tym stanie? Próbowała się skupić lecz macki ciemności otulaly ją coraz szczelniej.
Postronny obserwator, mógłby spostrzec drganie powieki czy policzka.
Spróbowała inaczej. Strasznie ta niewiedza swędziała ją w mózg. Takie delikatne laskotanie piórem.
Zostawiła to słowo a skupiła myśli na obrazie olbrzyma. Twarz jak i cała jego sykwetka była lekko rozmyta. Nie do końca wyraźna. Może weź stary Rutinoscorbin? i wtem na olbrzymie pojawiła się niebieska plamka. Nagle. Nie pasowała tu i wyglądała bardziej jak nikly niebieski plomyk, gotów zgasnac od byle podmuchu. Olbrzym próbował trafić niebieskie swiatelko swoją absurdalnie wielką maczuga, jednak ten był za szybki.
AGRIOS nie wiedziała co to znaczy. Jednak czula że to coś diabelnie ważnego. Czula sie tak jakby... Jakby... Jakby co? Nie potrafiła tego określić. Skupiła się i z całych swych sił starała się wyrwać ciemności. Dzięki usilnym staraniom uchyliła lekko powieki. Obraz był jednak mglisty i nadal nic nie słyszała.

Soph - 25 Listopad 2016, 00:42

Na początku należy ustalić fakty, co by nie wkradł się chaos: gość w garniturze przebił się przez drzwi, przebił się przez szafkę, a mebelek z impetem posunął się w głąb pomieszczenia, przedzielając Agriosa i Rosemary. Swoimi całkiem pokaźnymi barami blokował przejście, także pomysł o przedostaniu się na powrót do hotelowego pokoju jest kompletnie chybiony jak na tę chwilę.

Patrząc na styl walki Agriosa, nikt z boku nie zobaczyłby w jego osobie persony profesjonalnie zajmującej się sprzątaniem innych ludzi. Złóżmy to jednak na karb szału walki czy też furii z powodu krzywdy bliskiej mu osoby. Drugim niespójnym faktem jest, iż Lunatyk sam przyjął, że rzucenie się na przeciwnika powali go od razu na ziemię. Należy pamiętać, że koleżka o klacie jak szafa trzydrzwiowa i metalowym bejsbolu w ręce lekki nie jest, a raczej na pewno cięższy od atakującego mężczyzny. Żeby nie wyjść jednak na wredną i czepialską MG, można powiedzieć, że atak z zaskoczenia zaraz po ataku z zaskoczenia Oprawcy się powiódł i gość runął na ziemię, wypuszczając z łapska broń. Ta z metalowym terkotem potoczyła się pod ścianę i tam ze stuknięciem pozostała. Inna sprawa, że leżący na ziemi mężczyzna natychmiast capnął Agriosa za kostkę i szarpnięciem sprowadził do swojego poziomu, inaczej – do parteru. Dosłownie i w przenośni, bowiem Królik nie miał możliwości ani razu kopnąć napastnika/gwałciciela/rabusia/zabójcy. Wtedy też mężczyzna przywalił go ramieniem i obrócił się, przyciskając prawie setką żywej masy do zimnych, sterylnych płytek podłogowych. Najlepszą opcją byłoby pozbycie się z siebie mężczyzny, bowiem ten zamierzał się już do pierwszego ciosu w ładną facjatkę Lunatyka. Co ciekawe (lub mniej, bo ciężko takie niuanse w ferworze walki zauważyć, obelgi Agriosa mężczyzny nie obeszły. Więcej – ten był niezwykle spokojny, twarz miał jak maskę, a jasne oczy martwe, obojętne, choć cały czas podążające za ofiarami.)

Rosemary mogła czuć solidne łupanie w głowie. Znacznie, znacznie gorsze niż wtedy, gdy za bardzo rozluźniła się przy barze. Zaczynało się w miejscu, gdzie była rana, ledwo dotknięcie stalowego kija, i tępo rozchodziło się na resztę czaszki, nie pozwalając myśleć. Rana, ale czy dziewczyna pamiętała skąd ja miała? Czy kojarzyła jaka to, podwajająca, potrajająca się scena, pomiędzy kim a kim, rozgrywa się właśnie przed jej zmrużonymi oczętami?
Na skraju pola widzenia migało jej pasmo materiału. To bandaż, powolutku przesiąkający krwią, zwisał jej przy policzku. Agrios nie zdążył go dobrze zawiązać, zaskoczony nagłym wtargnięciem. Jeśli Zjawa zdobędzie się na podniesienie do pozycji bardziej przypominającej siedzącą – pomocna może być ściana za nią – i nie zmogą jej mdłości i powielone pole widzenia, mogłaby sama spróbować doprowadzić opatrunek na głowie do porządku – teoretycznie jest założony, ale praktycznie przydałoby się mocowanie.

Anonymous - 27 Listopad 2016, 13:45

Spodziewał się takiego obrotu sprawy, lecz zapomniał o jednym małym szczególe. Mogło to się na nim odbić nie lada dwojako, bo atak i powalił rywala na ziemie, lecz on sam upewnił się, że będzie z nim na równi. Kurwa. Miał tylko nadzieję, że ta kompromitacja nie zostanie zauważona przez Rosemary i nie spojrzy na niego krzywo. Oczywiście inny problem zaistniał w owej chwili, a rozwiązań w stu procentach skutecznych zaczynało brakować. Jak tylko został przyciśnięty do ziemi, siłował się z nim, jak tylko mógł. Rzecz jasna daleko by go to nie zaprowadziło, tak więc skłonny był sięgnąć po bardziej drastyczne środki. Ręką wyszukał „słabego punktu” u wielkoluda i jak tylko dostrzegł kątem oka wiszącą nad sobą pięść wielkości głowy, ścisnął go tam z całej siły. Korzystając wówczas z okazji, próbowałby się podnieść i z głowy przywalić mu w nos, a w razie gorszej ewentualności kopałby go, gdzie tylko popadnie, obierając głowę za cel. Pamiętając, gdzie porzucił swoją strzelbę, próbował przeczołgać się do niej, notorycznie kopiąc rywala w twarz, spodziewając się po nim zawziętości. Czasu było mało, a zagrożenie coraz bardziej realne. Miał nadzieję, że nic jej nie grozi, choć z drugiej strony od jej akcji zaczęło się to wszystko. Później miał zamiar się nad tym rozwodzić, gdyż teraz miał nie lada wielki kłopot na swoich barkach. W walce wręcz bardzo ciężko przyjdzie mu wygrać w uczciwej walce. Pozostało spróbować palnąć mu w łeb ze strzelby, otwierając ogień między jego oczy. Kimkolwiek był miał zabijanie we krwi oraz stoicki spokój, który sam w sobie był już przerażający. No nic... teraz miał w głowie Remingtona, który kurewsko mu się przyda w tej chwili. Co będzie dalej? Oby przyozdobiony sufit na czerwono jak już rozprawi się z tym gigantem.
Rosemary - 1 Grudzień 2016, 10:48

Dudniło jej w głowie. Oddychala ciężko. Wzrok się jej lekko wyostrzył i dostrzegała więcej szczegółów. Była w jakiejś łazience. Nie wiedziała dlaczego, do tego był tu nie lada syf. Jakby wpieprzył się tu huragan i wyszedł śmiejąc się szyderczo. Śmiejący się huragan? Popierdolilo Cie juz Rosie do reszty.... . Czula się jakby przejechało ją coś wielkiego. Nadal miała to dziwne uczucie w głowie. Zapomniała o czymś istotnym i pukalo to coś w któreś drzwi. Tylko które? Które?
Podniosła się na łokciu i oparła o ścianę z głośnym sapnieciem. Podniosła rękę i serio, widziala ją podwójnie. Co tu sie do cholery wyprawia? Chciala założyć wlosy za ucho ale poczula wtedy coś na głowie. Jakiś materiał. Złapała go i ściągnęła. Nie było to zbyt trudne, wisiał praktycznie luźno. Coś pocieklo jej na policzek. Przejechała dłonią po nim i spojrzała na nią. Krew. Jasne!
To ją otrzezwilo. Agrios. Hotel. Goryl. No jasne... Rosie Ty skończona idiotko! wzięła bandaz i owinęła nim rane na głowie. Teraz była pewna. Ten pieprzony king kong rąbnął ją swoją maczuga.
Związała opatrunek tak by zatamowac krwawienie jednak nie za mocno. Chwyciła się szafki która stała obok i chwiejac się wstala. A przynajmniej probowala. Za pierwszym razem skończyło się to osunieciem na podłogę. We łbie miała lunapark. Nic tylko wpuścić tam za free jakies bachory. Jeszcze czego!
Wiedziała że oberwala ze swojej winy. Naprawdę jest idiotka...
Postąpiła pochopnie. Mogła to zrzucić na to wszystko co się zdarzyło przed wtargneiciem Hulka do mieszkania Agriosa. Ale po co?
Wzięła głębszy wdech i znowu spróbowała się podnieść. Tym razem się udało. Chwiejnie stała, całym swoim ciężarem opierając się na szafie. Pieprzona psia mać. Wtedy do jej uszu doszedł jakiś stlumiony dźwięk. Jakieś steki, zgrzyty i sapniecia. Chciala tam podejść. Wiedziała co tam zobaczy. Agriosa szarpiacego się z tym debilem.
Nie zrobiła tego jednak. Z doświadczenia wiedziała czym by się to skończyło. W tym stanie tylko by zawadzala. Stała wiec tak dopóki nie przestał świat wirowac. A gdy to się już stało zaczęła analizować, rozważać. Nie rzuci się na niego. Co najwyżej mogłaby go drasnac. Zamienić się też nie zamieni. Zbyt ryzykowne. Złapała swoje dwie maczety i stała tak oparta o szafe. Myśl glupia. Myśl!

Tyk - 4 Grudzień 2016, 20:54



Rosemary jako jedyna chyba miała okazję usłyszeć kroki. W czasie gdy ona mogła obserwować, doświadczać, próbując przy okazji wstać z niewygodnej przecież podłogi, Agrios zmuszony był walczyć. Czynił to - podobnie jak i jego oponent - w sposób niezwykle chaotyczny. Myśli jego zapewne krążyły teraz wokół zupełnie innych terminów, czego wyrazem mogły być podjęte przez niego kroki. Na pewno nie były to bowiem działania optymalne, szczególnie że wykonanie ruchu było spóźnione względem tego co robił przeciwnik, który już swój atak zainicjował. Ciężka dłoń i kompletny brak chociażby umniejszenia skutków jej uderzenia. Głowa ustąpiła pod naporem ciosu, a Agrios raz jeszcze spotkał się z posadzką, uderzając w nią dość silnie tyłem swojej głowy. Uderzenie pięści było na tyle silne, że złamało mu nos, a niebieska krew zalała jego twarz. I to mógłby być już koniec... Żadne z nich nie było teraz na siłach się bronić. Pozostały tylko desperackie próby, które wbrew rozsądkowi czasem okazują się skuteczne...
I pomoc nieoczekiwana, a czasem nawet wręcz niepożądana w postaci lekko przerażonego krzyku:
-Policja! Ręce do góry. Cofnij się!
Nie widzieli kto przyszedł, nie widzieli ilu ich było. Wszystko zresztą co stało się później nasza dwójka zapamiętała dość mgliście. Przestali być celem, mężczyzna ruszył w stronę krzyczącego. Później strzały. Ludzie. Policjanci, ratownicy. Zarówno jedno i drugie znajdowało się na skraju świadomości i tak też proszę o opisanie swoich odczuć i wyjście z tematu (zt).

Moja droga pani MG napisze posta, w którym - jako osoba bieglejsza niż ja w tej kwestii - opisze jak dokładnie będzie wyglądało przyjęcie was w szpitalu i tam też będziecie mogli pisać kolejne posty. Powoli, choć jeszcze to nie nastąpiło, zbliżamy się więc do końca interwencji MG w fabułę.


Anonymous - 12 Grudzień 2016, 17:28

Wierzgał się i kopał go co sił, lecz przeciwnik znalazł szybko swój cel. Pod wpływem silnego grzmotnięcia obił się głową o podłogę, przez co został ogłuszony. Cholerny skurczysyn miał nie lada siły, bo jednym łupnięciem wywarł na nim ogromne wrażenie, a pozbieranie się z czegoś takiego zajęłoby mu chwilę. Przez moment myśli i czas zatrzymały się w miejscu. Potem był on, zimna posadzka, a otoczenie czarne. Było tu pusto i głucho. Czy to już koniec? Cholera, Rosemary może być następna, pomyślał. Nie mógł dowierzać, jak nawet w tej chwili potrafił myśleć o kimś innym niż on sam. Kurwa. Żeby ta kupa mięcha go wyprzedziła. Z jednej strony mógł zachować swoją moc na później, a z drugiej najpewniej żałowałby tej decyzji. Pchnięty swoistą determinacją, próbował się podnieść, jak tylko uzyskał kontakt z rzeczywistością, lecz kolejna fala odgłosów równie szybko zbiła go z nóg.



No i tylko niebieskich mundurów mu brakowało. Chuj wie, co ich przygnało, że po raz pierwszy są o czasie na miejscu zdarzenia, ale czuł, iż w pewien sposób ich przybycie uratowało mu skórę. Z jednej strony było to pocieszne, a z drugiej teraz wiedzą gdzie się chowa i najpewniej go zgarną. Ten dzień już nie mógł być gorszy. Nie ma takiej szansy, a zanim strzelanina dobrze się kończyła, to już czuł kajdanki na swoich nadgarstkach i niewielkie urywki tego, jak wyprowadzają go z miejsca zdarzenia. Zastanawiał się, co zrobi Rosie, choć pewnie i tak znajdzie jakiś sposób lub zostanie uznana za ofiarę i udzielą jej pomocy. Dokądś go zabierali. Krew nie pozwalała mu dobrze widzieć na oczy, a kajdanki krępowały go przy wykonywaniu ruchów ramionami. Pytanie, czy zabiorą go do szpitala, czy zakładu karnego. Przyjdzie mu się o tym niebawem dowiedzieć, acz w owej chwili stracił właśnie przytomność jak tylko pokonali schody wiodące na dół.


[z/t]

Rosemary - 12 Grudzień 2016, 23:35

Niezbyt ogarniala sytuacje. Ledwie podniosła się z ziemi a podłoga przestała zapieprzac jak karuzela na dopalaczach a już słyszała mase ciężkich buciorow biegnących holem hotelu. Doskonale wiedziala co oznacza ten dźwięk. Kłopoty...
Gdyby nie jej aktualny stan, spieprzyla by przez okno jednak kto wie czy nie orkazyli budynku? W sumie... Kto ich wezwał? Stróż? Portier? A może jakiś lokator?
Nie była pewna co teraz nad nią przeważa. Ulga czy wściekłość? Dobrze że ostatnio zmieniła wygląd. Przez jakiś rok czy dwa była ruda sprzedawczynia w sklepie jakiejs starej babki. Oczywiście była to tylko przykrywka. As always.
Wiedziala juz ze zeby mieć spokój musi odegrać swoją role. Upadla na ziemie i jeczac zaczela wołać pomocy. Po chwili chyba ktoś przebiegł. Nie byla pewna. Wszystko było takie niewyraźne. Mgliste. Czyżby rana na głowie domagała się uwagi?


Z. T



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group