To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Ogród Strachu - Mroczne Trzęsawisko

Anonymous - 30 Sierpień 2012, 13:57

Death nigdy nie miała problemu z wyrzutami sumienia. Zabijała, raniła, okradała, gardziła i znęcała się nad wszystkimi bez skrupułów. Gdzieś miała ich płacze, jęki, prośby, błagania. Robiła co jej się podobało. A podobał jej się widok noża wbitego w samo serce ...
"Coś pięknego, czyż nie ? Tego widoku nic nie zastąpi !"
Tak właśnie zwykła powiadać. Bardzo lubiła, ... Nie, nie ! Wręcz kochała sadystyczne zabawy. Sprawiały jej tyle radości i podniecenia. Każdy ma przecież jakieś swoje własne zboczenie, prawda ? Niektórzy mają je bardziej przyziemne, a niektórzy dość nieprzyjemne. Ale to już sprawa ofiar, nie sprawców. Kobieta dobrze wie, jak jest być wielbicielem samo okaleczania się. Od dzieciństwa była zaawansowaną masochistką, kochającą krew i ból, który sprawiał jej ukojenie. Lecz dorastając ... Stając się już bardziej kobietą, niż dziewczyną zdawała sobie sprawę, że sprawianie bólu innym, to większa frajda, aniżeli samemu sobie. Tak więc pozostało do dziś.
Być może nie dziwiła się odruchom chłopaka, za to nie była do nich przyzwyczajona, więc trochę ją denerwowały i krępowały. Kiedy poczuła, jak młodzieniec puszcza jej podbródek, uśmiechnęła się tylko nieznacznie.
Nie uważała, że Nieczystość jest głupia, ale może trochę nierozsądna i dziecinna. Widząc, że chłopak oblizuje przekornie palec, wyciągnęła tylko rękę i złapała go gwałtownie za nadgarstek. Pociągnęła ją ku swojej twarzy i trzymała w odległości, koło trzech - czterech centymetrów od ust. Patrzyła mu głęboko w oczy, tym razem nie krępując się ani trochę.
- Nie uważam cię za głupca, a raczej za dziecinnego, ale zostawmy już ten temat. Bądź kim chcesz ... - mruknęła wyzywającym tonem, nadal ujmując przegub mężczyzny. Nie przeszkadzała jej krew, spływająca po rękach ich obu. Puściła ją gwałtownie, zostawiając ślad na kości nadgarstkowej towarzysza i parę stróżek krwi. Czując ponowny dotyk Nieczystości, tym razem na policzku, wzdrygnęła tylko niemrawo i spojrzała kątem oka na dłoń młodzieńca. Gdy już ją odkładał, złapała momentalnie za wskazujący palec, przejechała nim po krwi pozostawionej na jej twarzy, odsunęła jego rękę, a następnie zlizała i na samym końcu mocno przygryzła opuszkę. Tym razem to ona uśmiechnęła się tajemniczo, a zarazem złowieszczo.
Co teraz zrobisz, cwaniaku ?

Anonymous - 30 Sierpień 2012, 15:06

Wyrzuty sumienia? To są żarty?
Z wiedzy jaką póki co zgromadziła ludzkość wiadomo, iż Cienie pozbawione są sumienia. Żadna istota którą nawiedzają wyrzuty sumienia nie była by w stanie bez skrupułów wedrzeć się w czyjś umysł i bezprawnie pożywić się jego snami, czyż nie? Co dopiero jeśli chodzi o polowanie na ludzi. Nie ma na tym świecie piękniejszej rzeczy niż świeża krew wypływająca z nowej rany spowodowanej śmiertelnym ciosem w klatkę piersiową. Chyba tylko garstka istot magicznych tolerowała obecność ludzi.
Wielu mieszkańców Szkarłatnej Otchłani oraz Krainy Luster to sadystyczni brutale nie przejmujący się cierpieniem innych. Wielu z nich zabija się dla samego zabijania marnując coś czego niektórzy nie byli w stanie kiedykolwiek otrzymać. Zasada po trupach do celu jest o niszy społecznej, która spada do poziomu umysłowego skrzywdzonego dziecka i lata po ulicach z piłą łańcuchową jak twierdzi dla "szczytnego celu" czy też innej głupoty jak próba "wyzwolenia masy pracującej". Okrutne zasady rządzą tym światem, a każdy kto pragnie przetrwać musi sobie radzić w otoczeniu morderców nawet jeśli na jego mokre policzki spływają kolejne świeże łzy. Shadow przywykł do takiego życia i nigdy nie miał z tym większych problemów, jednak nie raz na swej drodze spotkał niestabilnego psychicznie szaleńca, który robił zamęt by ukarała go sama pani śmierć. No cóż, bywa... Samo okaleczanie się może być sposobem, który młodzieniec stosuje by nie stracić czujności. Za rogiem czają się zabójcy, akurat wtedy gdy zdarzyło się coś co miało chwilowy wpływ na twój świat pogląd i... bam! Mamy trupa na miejscu - o nie nie, nie takiego losu chłopak sobie życzy. Jeśli po przez kilka zadrapań oraz pół szklanki wylanej krwi może w jakiś sposób uchronić się przed utratą życia to Cień nie zamierza rezygnować. To nie tak, że boi się śmierci - kto chce wyzionąć ducha nie spełniając chociaż niewielkiej części swoich pragnień?
Hm, gdyby się nad tym zastanowić to można by uznać Shadow'a za nierozsądnego, ale przy dziecinnym to już bym spekulował. Ujął bym te cechy w inny sposób nieco zmieniając twój pogląd - odważny oraz beztroski. Na co komu rozsądek jeżeli życie pokrywa płaszcz monotonii pod którym nie ma miejsca na odrobinę emocji czy też adrenaliny? Beztroska cechowała głównie dzieci, ale jeżeli ktoś nie musiał przejmować się okryciem swojej godności złą sławą to nie miał nic do stracenia.
Kiedy dziewczyna pochwyciła chłopięcą rękę, trzeba przyznać, iż na chwilę zbiło to młodzieńca z pantałyku, jednakże po chwili się opamiętał i wysłuchał cóż ciekawego Death ma do powiedzenia. Słysząc słowo "dziecinny" Cień nie ukrywał rozbawienia - opuścił głowę i śmiał się nieco przerażającym tonem.
- Chyba mało masz do czynienia z dziećmi kochana. - powiedział przez śmiech. Takie małe gówniarze to nic więcej jak kopalnia głupoty, a chłopak aż tak się nie staczał. Młodzieniec pobrudził kobiecy policzek swoją rozciętą dłonią, którą Cień powoli cofał, ale dziewczyna pochwyciła jego palec i zaczęła sterować jego ręką. Wpierw palec przejechał po krwi, która zdążyła już nieco przykleić się do policzka Death, następnie jego towarzyszka uczyniła coś czego wogóle się nie spodziewał. Polizała palec, a następnie go ugryzła. Chłopak na chwilę zawiesił się umysłowo.
Trochę jak jakiś królik... - faceci w takich sytuacjach mogą myśleć różne rzeczy.
- Nie ma to jak nie wiedzieć jak nazywa się osoba, którą gryziesz co? - rzekł Shadow patrząc na dziewczynę nieco wyzywająco. Ponieważ kobieta cały czas trzymała zębami jego palec, można było to perfidnie wykorzystać. Szybkim oraz gwałtownym rucham cofnął rękę by przyciągnąć dziewczynę do siebie. Kobieta w owej pozycji mogła niemalże usłyszeć spokojnie bijące serce Cienia oraz jego oddech przy swojej twarzy. Chłopak oszczędził sobie wywodów i powiedział w prost:
- Shadow, miło mi.

Anonymous - 30 Sierpień 2012, 22:37

Czasem ludzki rozsądek zabrania człowiekowi wiele rzeczy, lub wręcz przeciwnie; ciągnie do nich i pragnie za wszelką cenę. Natomiast jeśli chodzi o istoty magiczne, jest o wiele inaczej. Nie posiadają one tylu wyczulonych zmysłów. Są uboższe, wybrakowane, czasem niektórzy ludzie uważają, że i słabsze. Nic bardziej mylnego, kochani ! Nadprzyrodzone stworzenia, z Cieniami na czele, to wręcz diabły wcielone. Są bez skrupułów i jakichkolwiek uczuć. Pozbawione "kabelka", doprowadzającego do mózgu skruchę, pokorę i opanowanie. Mroczne istoty dążą do zaspokojenia żądzy mordu. Pragną czuć choć najmniejszą radość z powodu zadawania innym bólu. Ich ból koi ból innych.
Czyż to nie pokrętna logika ?
Może trochę. Może dla ludzi ... Ale na pewno nie dla złoczyńców. Pewne zasady panujące na ziemi, zasady, których ludzie trzymają się na co dzień, to dla magicznych istot kolejny powód by pozbyć się rodu człowieczego. Mieszkańcy KL i SO zasady te biorą- jak to mówią ... - "pół żartem, pół serio". Wszystkie regułki są po to by po prostu je łamać.
Death dobrze o tym wie. Zawsze ma wszystko i wszystkich głęboko (za przeproszeniem) w dupie ! Biorąc pod uwagę naiwność i uległość ludzką, ród ten nie przetrwa długo. Cienie bardzo dobrze o tym wiedzą. W końcu światem zaczną rządzić rasy nadprzyrodzone, a ludzie będą tylko zbędnymi marionetkami w rękach władców.
Pomijając okrutną, a zarazem wspaniałą rzeczywistość, wróćmy do konwersacji między Zabójczynią, a Nieczystością. Może Death nie była do końca zadowolona z tego określenia, jakim rzuciła, ale nie wprowadzała też nikogo w błąd.
- Uważaj bo się pomylisz, kochanie ... - mruknęła obojętnie, dołączając pod koniec wysłane oczko. Sądząc po minie chłopaka, nie był taki naburmuszony, a raczej rozbawiony. Nic dziwnego, skoro jego tyle rzeczy śmieszyło ...
Przejeżdżając lekko zwilżonym językiem wzdłuż palca, czula metaliczny smak czerwonego osocza. Nie brzydził ją, a raczej wyzwalał demona ... Czego ? Ona sama nie widziała, jakiego rodzaju była ta bestia. Na końcu zaciskając zęby na opuszku młodzieńca, spojrzała w jego przejrzyste oczu. Spojrzała w głąb, widziała tajemniczość.
- Hah, oczywiście. Ale cóż mam poradzić, skoro dżentelmen nie wyjawia swej godności ... - prawie stuknęła przez zęby i obserwując dalsze ruchy Nieczystości, dziwnie poddała się manipulacji swoim ciałem. Zapewne w innych okolicznościach rozgryzłaby tętnicę towarzyszowi, lecz teraz wszystko było zupełnie inaczej ...
Czula ciepły oddech chłopaka na swojej twarzy. Będąc tuż przed buzią mężczyzny oblizała tylko wagi, lekko "umorusane" krwią. Była bardzo dokładna. Każdy minimetr jak ust został delikatnie, powoli oczyszczony z pozostałości po zlizywaniu osocza z palca towarzysza. Słysząc krótkie, aczkolwiek treściwe zdanie, uśmiechnęła się podstępnie i przygryzła dolną wargę. Przysunęła się jeszcze bliżej Nieczystości i głowę skierowała ku jego lewym uchu. Będąc zaledwie centymetr od płatka, szepnęła niezwykle "kobiecym" tonem : - Proszę uwierzyć, że mnie jest jeszcze milej ...

Anonymous - 2 Wrzesień 2012, 15:26

Jeśli jakiś człowiek powiedziałby do chłopaka wprost, że jest od niego silniejszy to chyba dostał by takiego kopniaka, że jak to się mówi, poleciałby na księżyc - niczym zespół R z Pokemonów. Uznawanie bardziej zaawansowanych, że tak to określę form życia za słabsze jest błędem niedopuszczalnym i dziecinnym. Równie dobrze można porównać bezbronnego noworodka do ćpuna z pełnym zestawem noży oraz tasaków. Żadna z tego typu silnych istot nie cofnie się przed choćby pożarciem całej załogi dziecięcego autokaru wycieczkowego. Skrucha oraz sumienie to dla demonów obce pojęcia, których nigdy nie będą mieli okazji poznać.
Ten świat nie trzyma się już żadnych zasad. Każdy morduje kogo chce - uważa się za najlepszego. Jeśli nie trzymasz się ograniczeń szczerze mówiąc masz większe szanse na przeżycie niż stać na poboczu i czekać aż ktoś wbije ci nóż w plecy.
Shadow nigdy nie przejmował się uczuciami innych, ani tym co reszta o nim myśli. Nie raz zachowywał się jak ostatni dupek za co dostawał w twarz, ale nie płakał z tego powodu. Nie biegł do mamy gdy tylko ktoś go obraził, wystarczyło odstrzelić złośliwcowi łeb i vuala! Ludzie to słabeusze ledwo stojący nogami na ziemi. Ich rasa narażona jest na wiele zagrożeń z którymi na pewno nie daliby sobie rady. Koniec końców rasa ludzka skończy wąchając kwiatki od spodu, kwiatki posadzone w ziemi po której depczą istoty magiczne.
Gdy dziewczyna posłała chłopakowi oczko ten ponownie zaśmiał się pod nosem. Tak już miał - nie był to szczęśliwy śmiech, ciężko określić jego rodzaj. Potem śmiał się także gdy kobieta jechała językiem po jego palcu. To nieco łaskotało, jednakże było miłe oraz przyjemne. Cień nie był przyzwyczajony do takiej bliskości z kobietą, więc zastanawiało go czy każda przedstawicielka tej płci była tak na swój sposób nietypowa jak Death.
Dżentelmen to niewłaściwe określenie. Młodzieniec to sknera i wredota, dlatego nie obraziłby się gdyby towarzyszka nazwała go idiotą czy też chamem. Po tym jak chłopak przyciągnął do siebie dziewczynę, a następnie wyjawił swój pseudonim czekał tylko na reakcje ze strony kobiety. Zbliżyła się do niego i zaczęła szeptać mu do ucha.
Co za dużo to nie zdrowo.
To był dobry moment by trochę przystopować - pograć na nerwach. Dopiero się poznali, a już stoją tak blisko siebie - dziwne co? Shadow lekko odepchnął Death i zerwał się na równe nogi. Szedł teraz w kierunku ściany mgły, która była długa jak mur Chiński. Kiedy już dotarł do owego miejsca zaczął łazić bez celu po pewnym obszarze, momentami nie mógł dostrzec drzewa pod którym niedawno kucał. Chodził tak sobie bezsensu wsłuchując się w dziwaczne odgłosy z głębi Trzęsawiska. Po chwili wpadł do swojego świata gdzie u tchnął duchowo, a jego ciało kierowało się ku wyjściu. Bez słowa pożegnania zniknął za ścianą mgły nie oglądając się wstecz.

[z/t]

Anonymous - 24 Lipiec 2014, 15:50

Przez kolejne kilkanaście minut podróży dziewczę odczuwało delikatne roztrzęsienie po rozbrojeniu bomby, ale też dziwny niepokój. Coś działo się z jej bratem. Coś poważnego, czuła to przez tę blaszkę.
Cholerna blaszka, dar i przekleństwo jednocześnie.
Najgorzej jest przecież wiedzieć że coś się dzieje, lecz nie mieć bladego pojęcia, co. Ta bezsilność dla Sonii była wręcz... dołująca. Tym bardziej że jej brat nie należy do osób, które w panikę wpadają przy najbliższej okazji. Znaczyło to więc, że było to coś poważnego.
Braciszku... - pomyślała mimowolnie, chwytając za blaszkę.
Oczywiście w głowie Sonii już rysowały się najgorsze scenariusze, gdy owe przemyślenia zostały przerwane przez inną myśl:
Ogarnij się. Teraz nic nie zdziałasz. Skończysz tę cholerną misję i sama sprawdzisz, co się stało- pomyślała i przełknęła głośno ślinę, skupiając się.
Mała dróżka, którą postanowiła wybrać stawała się coraz mroczniejsza a Sonia coraz dziwniej się czuła. Porównać to można do delikatnych zawrotów głowy lub duszności. Spojrzała pod stopy- fioletowy dym? Co to?
Delikatnie zatykając nos, bojąc się bowiem że to owy dym jest powodem dziwnego samopoczucia, kucnęła na kilka sekund, próbując zbadać, skąd się on wydobywa. Nie dowiedziała się, ale im dalej iść, tym większe były jego kłęby.
Szybka kalkulacja i przewertowanie geografii Szkarłatnej Otchłani. Ogród Strachu składa się z dopiero zbadanej, Różanej Ścieżki, Szkarłatnego Stawu i okrytego złą sławą Mrocznego Trzęsawiska. A wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały, jakoby wybrała drogę do ostatniej wymienionej części Ogrodu.
Przez chwilkę nawet, w jej głowie, pojawiła się myśl by zawrócić, lecz również wtedy zakiełkowała jej myśl.
Wątpię, by znalazł się tam ktoś z MORII, więc pod tym względem jest mniejsze prawdopodobieństwo nieprzyjemnego spotkania- pomyślała spokojnie, odrobinkę zwalniając, by dać sobie czas na myślenie- Mam też towarzysza w postaci Conspectum, który podobno ma mi pomóc. Czy pomoże- się okaże, ale przeszkadzać nie powinien. W powrotną drogę będzie pilnował pani, więc i niebezpieczeństwo zmaleje.
Po tych rozważaniach wzięła głęboki wdech i ruszyła szybciej, chcąc nadrobić czas, który wykorzystała na owe rozmyślania. Teraz jeszcze bardziej musi mieć oczy szeroko otwarte. Mroczne Trzęsawisko nie jest miejscem bowiem przyjaznym dla takich dziewczynek. Choćby nie wiadomo jak odważne czy szalone były.

Anonymous - 24 Lipiec 2014, 21:41

Minęła ostrzeżenie w postaci martwych konarów drzew, miedzy którymi prowadziło Otwarcie do mrocznej części Ogrodu, a raczej Zamknięcie podróżnego od bardziej baśniowej scenerii. Zostawiła za sobą ścieżkę papierowych róż, które powinny jej sprzyjać z racji pokrewieństwa z Organizacją. Całkiem prawdopodobne, że zostawiła za sobą jedyną drogę powodzenia i zmierzała ścieżką bez powrotu. W takiej sytuacji optymista rzekłby: "znajdę drugą, co zaprowadzi mnie w powrotną stronę!"; Ale czy dość można znaleźć w sobie sił na optymizm, kiedy to pobliska aura toczy się zgnilizną i spaczeniem? Ślepy podobno i w ciemnym pomieszczeniu znajdzie sobie drogę, a głuchy posłuży się urojonymi dźwiękami by iść do bijącego źródła wody, jakiej jest spragniony. Można więc i postąpić, w razie niebezpieczeństwa, urojoną trasą ku ewakuacji, ale... zazwyczaj wyobraźnia pozostaje tylko wyobraźnią, a jeśli wpływa na rzeczywisty stan rzeczy, to nazywa się ją przypadkiem.
Czy przypadkiem odnalazła tą ścieżkę? Czy przypadkiem tędy idzie? Jeśli nie, to znaczy, że nie wymyśliła sobie tego miejsca. A zatem... jej decyzje będą miały wielki wpływ na nią i wszystko, co z nią jest powiązane.
Braciszku, wybacz, że twoja siostrzyczka zmierza ku czeluściom strachu o jakim Ty nawet nie słyszałeś w swoim ciasnym laboratorium. Jakby co, możesz liczyć na godny pochówek resztek jej ciała. Jakby co, podkreślam!

Po tym przydługawym wstępie nadszedł czas na zajęcie się tym, co obecnie widzi, słyszy i odczuwa Sonia.
Duszność. Odczuwała ją, choć równocześnie nie pociła się z gorącego powietrza - nawet gęsia skórka mogła ją z racji chłodu dosięgnąć obecnie, albo - jak mogłoby jej się wydawać - z chłodu, przy czym jej przyczyną byłyby, nieodkryte w sobie, obawy o dalsze minuty.
Głupia, po co zapuszcza się niemal sama w to miejsce?! Życie jej niemiłe?! Brat ją zostawił?!
Mgiełka nie pozwalała jej dojrzeć gdzie stawiała swoje kroki - czy to jeszcze była utwardzona ścieżka, czy może mniej przyjemne dla butów podłoże?
Buty? To ona miała na sobie jakieś buty? Obecnie brodziła boso bo grudach sypkiej ziemi, czasem zmieniając ją na kępy wpółmartwej trawy. Jeśli zechce zawrócić po nie - nigdzie ich nie znajdzie. Nie czuła też, aby ktoś jej je ściągał - zwyczajnie zniknęły. Sekundę temu, może pięć.... Tego nie jest w stanie sobie powiedzieć.
Aromat niesiony przez te kolorowe obłoki przytłaczał jej panikę o stracenie obuwia. Przeszła już z dobre sześćset metrów, teraz mogła iść dalej i dalej.
Zboczyła ze ścieżki na rzecz pływającego dywanu trawy - dosłownie pływającego, jakby pod jej warstwą znajdował się dmuchany materac, a nie żyzna gleba. Trawa była o gęstych i malutkich źdźbłach, długości około trzech centymetrów, zaplamiona w fioletowe piegi za sprawą mgły. W takim wypadku chyba lepiej być bez ochrony stóp, prawda? Mamy ich darmowy masaż!
Ale niech tę istotkę nie zwiedzie hipnoza tej, zewsząd okalającej to miejsce, aury. A wokoło widziała pełno skał, starych, zniszczonych drzew. Niebo było ciemne, a jednocześnie, między chmurami, iskrzyła czerwień, jakby coś pod nimi zażyło się. Może stąd uczucie duszności? Cóż, nie bardzo...
Odkąd w tej części Ogrodów Strachu się znajdowała, zmierzała w górę łagodnym szlakiem. Była już blisko wzgórza, z którego kolejno mogłaby sunąć po stromym zboczu z jakieś dwieście metrów i wpaść w końcu do tej "ogromnej połaci wolnej przestrzeni", o której jest mowa w pierwszym poście. Póki co jednak miała ten elastyczny, zielony dywanik, ciągnący się we wszystkie kierunki, również ku wspomnianemu wzgórzu. Choć ze ścieżki zboczyła, to jednak jakieś kilkanaście metrów, ale tyle wystarczy, aby skierowała się ku siedlisku niemiłych stworzonek.

Anonymous - 2 Sierpień 2014, 15:27

Uczucie duszności nie było jej obce. To nieprzyjemne uczucie często towarzyszyło jej podczas różnego rodzaju wypraw po składniki lub podczas misji. Lecz nie ważne, ile razy go doznała, zawsze było ono...
niesamowicie denerwujące.
Do tego mocno irytującym było to, że przez mgiełkę, którą normalnie uznałaby za ciekawą i w jakiś sposób również urokliwą, straciła ona częściowo tak ważny dla niej zmysł wzroku. W końcu podczas wypraw należało pomagać sobie wszystkimi możliwymi sposobami, a Sonia często polegała na swoich zmysłach.
I zmysł dotyku właśnie kazał jej zauważyć, że jest coś nie na rzeczy. Kilka razy potupała w miejscu nogą, by upewnić się, czy na pewno jej się nie zdawało.
Co jest?!- pomyślała, utwierdzając się w przekonaniu, że na jej nogach nie znajdują się już buty. Jak to moż...- pomyślała, ale urwała.
To magiczna kraina. Wiele rzeczy nie jest czymś, co można wytłumaczyć. Dlatego szybko prześledziła w myślach ostatnie minuty, próbując przeanalizować, kiedy to jej stopy mogły odczuć delikatne zsunięcie się butów czy coś w tym stylu.
Nic jednak takiego nie znalazła. A cofać się nie było sensu, w tej cholernej mgle i tak by nie była w stanie niczego zobaczyć.
Westchnęła więc cicho i ruszyła dalej.
Mogła podziwiać otaczający ją krajobraz, gdyż na razie wydawał się oryginalny i prawdopodobnie nie będzie już miała okazji go zobaczyć. Wiedziała jednak, że to Mroczne Trzęsawisko- miejsce skrajnie niebezpieczne, pełne różnych stworów, dlatego nie mogła dać się zwieść uroczej, fioletowej mgiełce czy zielonemu trawniczkowi.
Szła więc dalej, a jej obecnym problemem był inny: gdzie znajdował się jej ,,towarzysz''?

Anonymous - 4 Sierpień 2014, 08:21

Przemierzała gumowe podłoże porosłe trawą. W trzy centymetrowej ich wysokości ukryły się miejscami stworzonka znane jako Grimm. Okrągła, czarna skorupa z jakby piórkami, umożliwiającymi latanie, i z ogonem zakończonym na ostro. Pobudziły się wraz z jej przechadzką po podłożu, którego ruch zirytował je. Było to kilka sztuk, może trzy, ale ich niezadowolenie zwróciło uwagę pozostałych, odpoczywających w okolicy. Po chwili w powietrzu unosiło się ich z jakieś piętnaście sztuk. Zaczęły wściekle latać przy Sonii, jak ćmy przy świetle, aż w końcu jeden z nich zahaczyć chciał o jej policzek swoim ostro zakończonym ogonem. Inny zaś chciał się wpleść w jej włosy - może te białe paski mu się spodobały?
Znalazła się w miejscu, skąd może dostrzec opadające zbocze prosto w okrytą wysoką mgiełką przestrzeń. Zaś pokonując tę pochylnie na wskroś, dotrzeć może do cmentarza. W obu wypadkach czeka ją przeprawa przez liczne skały, krzaki i pojedyncze kępy traw, które już nie pływają niczym napompowane. Tylko czy zjawienie się w którymś z tych miejsc zagwarantuje jej ucieczkę of Grimmów? Sądzę, że tak. Ale może jest łatwiejszy sposób odciągnąć ich uwagę?
Jej sojusznik, przedstawiciel gatunku Conspectum, znajdował się między umarłymi konarami drzew tworzących aleję, z którego jakiś czas temu Sonia się oddaliła, trafiając na tę miękką trawę. Miał on świadomość tego, że coś ją najpewniej atakuje, widział to swoimi oczami. Ale nie ujawniał póki co swojej obecności - czekał na dalszy rozwój wydarzeń.

Anonymous - 7 Sierpień 2014, 16:24

Trzy. Trzy latające wokół niej niczym muchy przy gnijącym mięsie Grimmy. Trzy, cztery, pięć....aż w końcu nawet piętnaście. I to jeszcze tych z czarnej odmiany.
No cudownie- pomyślała, starając się je odgonić, lekko odganiając je ręką, po poskutkowało dość gęsto występującymi na jej ręce podłużnymi rankami ciętymi od ostro zakończonych ogonów tych dziwnych, małych stworków. O ile jej twarz nie uległa zbytniemu uszkodzeniu, gdyż jak przypomnę, ma maskę trochę przypominającą tę, którą nosili lekarze w czasie dżumy, a jej wygląda konkretnie tak
Niemniej jednak te które wybrały sobie jej włosy jako następne gniazdko, bardzo ją irytowały. Nie cackając się, wyplątała z włosów małe, latające i irytujące, po czym położyła je na ziemi. Tak, nie miała zamiaru tym rzucać, kto wie czy by się nie zleciało więcej.
Gdy już znalazła się na wzgórzu, omiotła wzrokiem całe otoczenie, to, co była w stanie zobaczyć z tego miejsca.
-Hm, i gdzie teraz, co, Soniu?- zapytała samą siebie. Musiała wybrać gdzie teraz się ubrać. Choć było to trudne bo a)- żadna z dróg nie była zawrotnie bezpieczna, b)- te latające cholerstwa wokół wcale jej w myśleniu nie pomagały.
- Pomyślmy, w którą stronę jest las drzwi... chyba tam- powiedziała znów do siebie, mając na myśli miejsce, gdzie ścieżka zaczyna być ścieżką po górze. Najszybciej byłoby przejść przez środek tej dziwnej mięsolubnej fauny, no i przez cmentarz. Ale czy to nie będzie zbyt niebezpieczne.
Ej, to misja A z tego co pamiętam, choć ja tam się nie znam. Idziemy prosto!
Po czym ruszyła w stronę roślinności, schodząc ze wzgórza.

Noritoshi - 9 Sierpień 2014, 09:59

Wybrała drogę prosto w tę równinę porośniętą niezbyt przyjaznymi dla dwu- i czteronożnych istot, roślinami. Straszny i urzekający widok, którym jest wyższa mgła, przebijana przez kolorowe punkciki. Z czasem jak schodziła ze wzgórza, zauważała ich bardzo spore podobieństwo do kwiatów. I w końcu mogła być tego w pełni pewna, idąc tuż obok nich. Zaczęło coś chlupać pod jej nogami, które już bose nie były - odzyskała buty. Najwyraźniej ta trawa chciała być zdeptana przez żywy organizm, a nie sztuczne tworzywo. Słodki zapach zapraszał do siebie, a rozłożyste liście zasłaniały wraz z fioletową mgiełką możliwość dojrzenia sporej ilości szkarłatu, wciąż niezakrzepniętego. I uderzyła w jakiś twardy przedmiot. Jeśli go podniesie, ujrzy całkiem zniszczony karabin ludzkiej produkcji. A gdy zechce go powtórnie odłożyć na miejsce, natknie się na śladowe ilości kości. Ludzkich. I kawałki tkanin oraz metalowe elementy opancerzenia.
Liście roślin, rozłożyste jak u lilii, niby to na wietrze będą się poruszać, choć w rzeczy samej dotykiem będą chciały poznać, z czym mają do czynienia. Czy to jadalne jest, czy czuć komórki zwierzęce. A kolejne kolorowe kwiaty, zasiane przed nią, zapraszają do dalszego zwiedzania. I jeśli przyjęła ich zaproszenie, to z pewnością Sonia nagle straciła kontakt z podłożem i powtórnie z nim się zmierzyła na wysokości metra pod poziomem... krwi tego jeziora. I wtedy roślinki uznały to za odpowiedni moment do ataku - ich liście rozdzieliły się po długości w połowie, ukazując dwie ostre części działające na zasadzie nożyczek. Cztery pary takich liści (o powierzchni łącznej prawie metr kwadratowy każdy), chciały uciąć jej głowę, by kolejno tryskającą, świeżą krwią być tak pięknie oblane. A nasza różana czarownica znajdowała się gdzieś w centralnej części jeziora, gdzie nagromadzenie flory było największe, a zarazem były to okazy największe. Wyrastały z dna tego jeziora, a ich łodygi były stosunkowo cienkie. I kolejny, tym razem pływający karabin, uderzył ją w okolice biodra.

Anonymous - 20 Sierpień 2014, 21:48

Niepewnie stawiała kroki po podłożu, tak złowrogo osłoniętym mgłą. Delikatne posunięcie się w przód, zbadanie podłoża opuszkami palców, delikatne stąpnięcie. Nie czuła się pewnie na tym podłożu, choć przyjemny zapach kwiatów uspokajał ją... i niepokoił jednocześnie. Przeczytała wystarczająco ksiąg, by wiedzieć, że kwiaty nie pachną, by pachnieć.
Mają wabić.
Jeden krok, drugi, trzeci. I z każdym wydawać by się mogło że jej serce zamiera na moment, gdy to jej stopy napotkały coś innego niż trawę.
Niepewność. Strach. Zwątpienie. Chwila na głęboki oddech, kolejny krok.
Niezgodność informacji. Spojrzała w dół, jakby miało to pomóc w dostrzeżeniu czegokolwiek. Poruszyła palcami, teraz uwięzionymi w czymś twardym.
Postukała kilka razy o ziemię, jakby nie dowierzając. Miała...buty?
Nie próbuj zrozumieć. Po prostu idź- pomyślała, stawiając kolejne kroki.
Jej ucho rejestrowało, a przynajmniej próbowało zarejestrować, wszystkie możliwe dźwięki. Tym razem było to chlupot, a jej nogi, na szczęście już w ochronnym obuwiu, poczuły, że stanęła na podmokłym terenie. Przystanęła na chwilkę.
Dlaczego nie słyszę kroków Conspectum?- pomyślała, oglądając się za sobą, by znaleźć sprzymierzone stworzenie. Nie tylko nie widziała go, (chciała wierzyć że przez mgłę) ale też nie słyszała nic, co mogło wskazywać na jego obecność.
Zaklęła w duchu. Czuła się... samotnie. Tak, uczucie wystawienia napełniało właśnie jej serce. Wystawienie nie byłoby jednak dla niej o tyle bolesne, co wystawienie w sytuacji zagrażającej życie było wręcz dla małej, różanej czarownicy czymś niepoprawnym. Denerwującym. Ale też podsycającym przekonanie o własnej niemożności, braku siły oraz o braku pozytywnego zakończenia dla tej przygody.
Przyłapała się na tym, że jej małe, blade rączki drżały. Bynajmniej nie było to drżenie z zimna, o nie. Stres nie był przyjacielem tej mniej rozgarniętej z bliźniaczego rodzeństwa.
- Ciekawe co zrobiłby w takiej sytuacji... heh, pewnie nie zrobiłoby to na nim wrażenia...- powiedziała cicho do siebie. W końcu była tą uroczą, tą młodszą, tą słodszą, tą milszą, tą słabszą. I choć wielokrotnie próbowała udowodnić sobie i innym że jednak może zrobić coś równie dobrze jak jej brat.
Znowu niepewność, podsycona brakiem jakiegokolwiek wsparcia i uczuciem bycia gorszym. Zacisnęła piąstki i nabrała powietrza w płuca, a zapach kwiatów napełnił jej nozdrza.
Omiotła wzrokiem otoczenie. Wielokrotnie tutaj uświadomiła sobie, jak w pięknym, klimatycznym, tajemniczym, ale też niesamowicie niebezpiecznym miejscu jest. Wysoka mgła stworzyła iluzję idealnej płaskości, niczym morze niewzburzone falami, którego idealną gładkość niszczyły pojedyncze, wystające ponad mgłę rośliny.
Nie mamy czasu- pomyślało dziewczę i odgoniło od siebie w miarę możliwości wszystkie, niepokojące ją myśli. Miała mieć oczy i uszy szeroko otwarte, a ręce gotowe do ewentualnej akcji.
Jeden krok, drugi, trzeci... dwunasty, trzynasty, czternasty. Przy piętnastym jej noga natrafiła na coś twardego. Delikatnie kopnęła to jeszcze raz. Nie zdawało się to być kamieniem, dlatego Sonia delikatnie przykucnęła i wymacując go najpierw ręką, podniosła przedmiot.
A tajemniczym ,,cosiem'' okazała się broń palna. Nie było to dzieło rąk ani istot z Otchłani, ani z Krainy Luster. Technologia zdecydowanie wyższa niż w tych krainach. Oznaczało to więc tylko jedno- należał do ludzkiego pomiotu, który zapuścił się w te tereny.
Przez głowę przemknęła jej tylko myśl, które z przedstawicieli ludzkości było tak głupie, by zapuszczać się w te okolice. Jako że przed oczami stanęły jej charakterystyczne postacie w białych fartuchach, zgodziła się z tą wizją. Kto inny byłby na tyle żądny wiedzy, by przychodzić tu bez powodu, będąc tylko człowiekiem?
A może miał powód?- pomyślała, ale tym razem nie zajęła się rozwodzeniem się nad tym wątkiem. Delikatnie zbadała znaleziony przedmiot. Następnie wycelowała lufę karabinu w ziemię i nacisnęła spust.
Zero reakcji.
Przyjrzała mu się ponownie i po kilku chwilach zdołała mniej więcej zrozumieć mechanizm działania. Wcisnęła odpowiedni guzik, odblokowując pusty magazynek.
- I wszystko jasne- powiedziała znów sama do siebie i delikatnie odłożyła karabin na miejsce. Nie był jej potrzebny, a wolała nie rzucać nim, by nie okazało się, jakoby jednak gdzieś pocisk się zawieruszył i miał dziką ochotę poznać Sonię bliżej.
Tym razem jednak jej ręka, odkładająca wtedy broń, napotkała charakterystyczny materiał. Jedno dotknięcie, drugie. Delikatne przemieszczenie. Czarownica była niemal pewna, że natrafiła dłonią na rozkładające się szczątki nieszczęśnika, do którego należał karabin.
Zaskoczenie, a nawet obrzydzenie nowym znaleziskiem. Choć był to raczej materiał, z którym Sonii wiele razy przyszło obcować, tak znalezienie zwłok w mgle gęstej tak bardzo, że nie widzi się nawet własnych stóp, zawsze będzie miało towarzysza w postaci lekkiego lęku i obrzydzenia.
Podniosła się szybko, wycierając dłoń o szatę, jakby chcąc pozbyć się ewentualnej krwi, bakteri czy robactwa, które osiadły na zwłokach i przez dotknięcie, miały też znajdować się na dłoni czarownicy.
Postawiła kilka kolejnych kroków, zapuszczając się głębiej w morze mgły. Poruszała się powoli pomiędzy roślinami, których liście tak uroczo powiewały na wietrze.
Ułamek sekundy. Ułamek, którego będzie teraz grubo żałować. Ułamek, w którym zamiast badać podłoże, ta, która już nabierała powoli pewności siebie, zwróciła uwagę na falujące na wietrze kwiaty.
Utrata równowagi, brak podparcia, nieprzyjemne uczucie wilgoci i grząstki teren. Wszystko to nastąpiło tak szybko, że Sonia, która upadła dość niefortunnie, czyli niemal całkowicie zanurzyła się w krwawym bagnie, przez nagłe ich nastąpienie, ale i atak paniki, chwilę szamotała się, zanim wynurzyła się znad powierzchni bagna.
Przerażenie, szok, serce bijące tak szybko, że aż sprawiało ból. Kilka szybko złapanych oddechów i ogarnięcie nowego położenia.
Sonia przesunęła maskę, która teraz znajdowała się teraz lekko z boku jej głowy. Miało to pomóc w lepszym widzeniu całej okolicy.
Bagno miało metr, co z wzrostem Sonii sprawiało, że tej niewielkiej dziewczynce krew sięgała niemal do klatki piersiowej.
Podniosła ręce ponad powierzchnię, otrzepując je. W nikłym świetle księżyca trudno było zobaczyć kolor bagna, który i tak przykrywała mniejsza niż w innych częściach Trzęsawiska, mgła. Lecz dla dziewczyny był on o wiele za gęsty, by nazwać go wodą. Błoto?
Przystawiła dłoń do nosa, by choć po zapachu spróbować rozpoznać co to za substancja. A wtedy do jej nozdrzy uderzył charakterystyczny, lekko metaliczny zapach.
Serce znów przyśpieszyło, wygrywając rytm nadciągającej szybkim marszem panice. Jej oddech przyśpieszył, a ona sama szybko skierowała się do przeciwnego brzegu, byleby jak najszybciej wydostać się z krwawego bagna.
Błąd.
To nie mogło być przecież takie łatwe. Nie zdązyła pokonać trzech metrów, a naraz z wody, niczym islandzkie gejzery, wybiły się w powietrze potworne rośliny. Potworne, bo ni jak nie przypominały tych pięknych kwiatów, którymi były jeszcze chwilkę na brzegu. Ukazały swoje zęby, które teraz, w nikłym świetle księżyca wyglądały naprawdę przerażająco.
Panika grała teraz pierwsze skrzypce, choć desperacja napędzana adrenaliną miała wielkie szanse, by przejąć pałeczkę w tym okropnym koncercie.
Wiedziała, że porywając się z małą szabelką na te rośliny to jak porwać się z motyką na słońce, dlatego musiała coś wymyślić. Lecz czas leciał nieubłaganie, a w tym momencie każda sekunda była na wagę złota.
-Myśl, myśl do cholery!- jęknęła żałośnie, rozglądając się panicznie po otoczeniu. Poczuła, jak coś uderza ją w plecy (bo biodra pod wodą, sorry xD) Szybko odwróciła się i z radością, ale też nadzieją rozpoznała w nowym przedmiocie karabin.
Nadzieja napełniła jej serce, ale na krótką chwilę. Bo potem została brutalnie sprowadzona na ziemię przez jeden, tak ważny fragment broni palnej.
- Gdzie magazynek?!- wrzasnęła przerażona, wycierając płynące z oczu łzy wierzchem dłoni. Nikła iskierka nadziei na wydostanie się z tego bagna (dosłownie i w przenośni) zgasła w ułamek sekundy.
Rzuciła karabinem w jedną z roślin, w akcie złości i rozpaczy. Złość, Rozpacz, Desperacja, Strach, Bezsilność, Panika...wszystkie te uczucia kotłowały się w niewielkiej Sonii, mieszały niczym substancje w kotle i bulgotały, przygotowując się do nieubłaganie następującego wybuchu.
Nikt jednak, nawet Sonia nie wiedziała, że ta mieszanka uczuć sprawi, że naprawdę wybuchnie.
W pewnym momecnie poczuła okropny ból, jakby coś rozrywało ją od środka i ujście znalazło w jej plecach. Czuła jak kawałek po kawałku przez jej skórę i materiał (bo na plecach, w części łopatek, akurat nie ma zbroi) jej peleryny przebija się...coś. Co? Nie wiedziała, ale sprawiło to, że zaczęła panikować jeszcze bardziej.
Nie miała pojęcia co się dzieje. Próbowała pozbierać myśli, choć ból i obecna sytuacja wcale nie pomagały jej w tym. Ból, który o dziwo, powoli ustępował.
-Co do licha?!- powiedziała, gdy zauważyła, że na powierzchni krwi unosi się dziwna, zielona substancja, połyskująca w świetle księżyca. Szybko jednak poniosła wzrok, nie mając czasu na podziwianie czy badanie. Roślinki nie bawiły się w czekanie.
Kłapnięcie pyskiem głodnej bestii, skok i... odrzut?
Cała drżąca z przerażenia czekała na atak, choć zdążyła wyciągnąć swoją niewielką szabelkę, by choć trochę dłużej pożyć. Okazało się jednak że nie była ona jeszcze potrzebna.
Roślina, która jeszcze chwilkę temu pragnęła z całych sił w korzeniach pozbawić Sonię głowy, teraz odsunęła się gwałtownie, jakby uderzona przez niewidzialną siłę. Ale kolejna, znajdująca się najbliżej młodej dziewczyny też zbierała się do ataku. Tym razem jednak, będąc już niemal metr od głowy dziewczyny, ,,coś'' złapało ją i gwałtownie uniosło, powodując rozerwanie łodygi i pozbycie się kwiatu owej dzikiej rośliny.
I Różana Czarownica aż krzyknęła, gdy oderwany kwiat z impetem wylądował obok niej, rozbryzgując krew z jeziora i chlapiąc już wystarczająco mokrą Sonię. Nie miała bowiem najmniejszego pojęcia, co się właśnie działo.

Noritoshi - 6 Październik 2014, 15:20

Nie chcesz.
Nie chcesz wiedzieć więcej o nich, zwłaszcza o łowieckim instynkcie i jego realizacji. Od natłoku takiej wiedzy można się zwinąć samemu w ich liście, w dążeniu do poznania tejże okrutnej sztuki.

"Mają wabić"

Nie chcesz znać zapachu metalu, kołyszącego się po pustym magazynku, który nie miał dość powodów do rozpadnięcia się i roztoczenia po znużonej mgłą powierzchni. Nie chcesz znać, bo wraz z nim wydostałby się odór biochemicznego naboju, którego substancja czynna zakłóca fale mózgowe. Tym bardziej nie chcesz zapoznawać się z instrukcją obsługi, wedle której taki dźwięk, jaki słyszałaś, jest nie tylko objawem pustego magazynku, ale także i zakleszczonego naboju w kolumnie. Nie chcesz mieć oka kartografa, aby zauważyć zgiętą lufę w której tenże jadowity osobnik przebywa.

"Nie mamy czasu"

Nie chcesz wiedzieć, co sekcja zwłok wykazałaby w rubryce: "przyczyna zgonu". Poza odniesieniem ran ciętych, istniałby tam zapisek o zatruciu oddechowym toksycznym gazem, którego ludzkie sposoby nauk chemicznych nie zdołałyby rozbić na pierwiastki i kolejno sklasyfikować w tablicy Mendelejewa.
Ale dokładne oględziny tego miejsca nie pozwoliłyby znaleźć drugiego źródła tego gazu, a zatem roślina winna jego śmierci zmieniła broń bądź... już tutaj nie rośnie. Istnieje też szansa, że to nie flora winna jest jego zatrucia, ale to błędna teza.

"Miał powód"

Chciałabyś wiedzieć, czemu ten ułamek sekundy nadszedł teraz i dlaczego z takim skutkiem. Zapewniam jednak, że wolałabyś wiedzieć o znacznie gorszym i możliwym do realizacji scenariuszu, mającym być zmiennikiem tego rozgrywającego się teraz.
Ale to także nie dane ci wiedzieć.

"Masz brudne dłonie"

Chciałabyś stracić węch, najlepiej wraz z widzeniem w kolorze. By nie dostrzegać szkarłatu wąchanej cieczy, by nie roztrząsać się nad pięknem tych kwiatów.

"Błąd"

Chciałabyś wiedzieć wszystko, znać szczegóły, które przeoczyłaś. Ale tego ci nie wolno.

„Błąd!”





Kolejny, wybrakowany z magazynku pełnego naboi, karabin. Kolejna okazja by ocalić swój mózg od sieczki. A ona chciała go brać za iskierkę nadziei. Jak śmiała? Tak silnie, by dowiedzieć się o swoich nowo poznanych zdolnościach.

Głodne świeżej krwi rośliny zostały zgniecione przez nieznane im niebezpieczeństwo, ale to było nic wobec ich całego, drapieżnego szczepu, tutaj się osiedlającego. To tylko pojedyncze z tysięcy liści i z tysiąca kwiatów w tym rejonie. A Sonia zdobyła się na udrękę pod postacią szumiących w jej głowie, wypisanych powyżej w cudzysłowach myśli. Krążyły, nie dawały spokoju, nie miały jej barwy głosu, a jakiś zmętniałą, zdeformowaną tonację. Jezioro poruszyło swoją taflą, rośliny sięgały ją liśćmi, zarówno tymi działającymi na wzór nożyczek, jak i te z odmiany pełnej drobnych kolców, chcących ją ubiczować. Kwiaty raz były niebieskie, zielone, czerwone bądź fioletowe, zaś za chwilę o tych samych barwach, ale zmieniały w ułamek swe ubarwienie. A po chwili wszystkie stały się monochromatyczne. I sczerniały, zaś krawędzie jakby zapłonęły jaskrawym ogniem, powodując problemy w dojrzeniu ich bez poświęcenia im uważnego wzroku, co z kolei wiązało się z wysiłkiem.
Poczuła gorejący w niej ogień, czuła przypływ nieznanej mocy. W plecach buzował gejzer bólu, w głowie czuła jakby rozgrzana para wodna chciała rozerwać ją, niczym wzburzona woda gotująca się w piekielnej temperaturze pod szczelnie skrywającym ją denkiem. I tak jak ta woda w stanie ciekłym, tak jej ciało chciało usilnie pozostać w naturalnym stanie, pomimo nieprzychylnych temu okoliczności.

Krótko mówiąc, wzrok jej szwankował, nerwy zgłupiały. W głowie słyszała swój nienaturalny głos i miała głód wiedzy, podobny do opisywanego przeze mnie w pierwszej części postu.
Była sama w jeziorze chcącym ją zabrać ze sobą. Każdy krok groził niestabilnością, zapadnięciem się pod poziom rozlanej krwi i konfrontacją z rozszalałymi roślinami. Wbrew pozorom, nie straciła zdolności myślowej, a nawet jakby zyskała dodatkowe pokłady energii na jej realizowanie. Problem jednak w tym, że zmysły nie nadążały z dostarczaniem bodźców.
Była po prostu niekompatybilna ze sobą.

Anonymous - 22 Listopad 2014, 19:19

Mają wabić Nie mamy czasu Miał powód Masz brudne dłonie Błąd, Błąd! мαנα ωαвι ṉïεε ṃαṃÿ сʐαṡυ m!41 p0w0d МĂŚŹ βŔÚĎŃĔ dLOOOON!3 BᄂΛD! BᄂΛD! BL4d, BL4d!

ᄃIΛᄂӨ nie nadążało za MYƧᄂΛMI. Lecz może J3dN4k N4 OOdffrOOT??? ʇoɹʍpo ɐu ʞɐupǝɾ... to całkiem możliwe. Może to jej ciało właśnie było napełnione dziwną energią, gdy jej myśli, przepływało wolno niczym chmury po niebie?
вυяzσωє нмυяу иα∂ ρσgσяzєℓιѕкιєм ωαℓкi. иα∂ ктóяум υиσѕι ѕιę נєѕzzє zαραн кяωι ι ρσяαżкι.
Liście piękne, liście duże, ∂zιѕ иα σвια∂ мσנą ∂υѕzę, razem z ciałem i иα∂zιєנą pochłoniecie. A pod zιємιą, kości moje pogrzebiecie.
МĂŚŹ βŔÚĎŃĔ dLOOOON!3 BᄂΛD! BᄂΛD! BL4d, BL4d!
Przez głowę Sonii przelatywało tyle MYƧᄂI, a biedne jej, wątłe i wyczerpane ᄃIΛᄂӨ nie było w stanie nadal ustać. Działo się z nią coś, czego øṉα ṡαṃα ṉïε вÿłα ώ ṡταṉïε ʐɾøʐυṃïεć сʐÿ ρøјąć.
Czuła się źle i jednocześnie dobrze. Otępiała, ale jednocześnie w pełni sprawna, silna. Już miała zrywać się do szaleńczego biegu, gdy nagle ılɐɹq ılqɐıp oʞʇsʎzsʍ.
Spojrzała rozszerzonymi źrenicami na unoszący się nad nią śmiercionośny kwiat.
МĂŚŹ βŔÚĎŃĔ dLOOOON!3 BᄂΛD! BᄂΛD! BL4d, BL4d!
łuc!3k4J dOO J4$N3J chOOL3rY- pomyślała i zaczęła biec.
Zaczęła?
Nie zaczęła.
Otworzyła usta, pociekło trochę śliny wymieszanej z krwią. Oczy zaczynały piec od suchości.
Lεώø ï ρɾαώø, lεώø ï ρɾαώø. Høρα lαlα, сhυṡïυ сhυṡïυ!
Liście piękne, liście duże, czємυż ρяzєz ωαѕ zgιиαc мυѕzę? Cóżem ja wam uczyniła, zє ω мσgιℓє вє∂є gиιℓα?
Sonia uśmiechnęła się. A był to najbardziej ρυṡτÿ ï ρɾʐεɾαʐαјαсÿ uśmiech, jaki kiedykolwiek zagościł na tej twarzyczce.
hehłuehłuhłuhłu3h3h! BᄂΛD! BᄂΛD! BL4d, BL4d!
Jej ciało сhυṡïυ сhυṡïυ niczym liście na wietrze.
A ten wiatr? Dlaczego wiał? Co było jego powodem? Co celem?
σ мóנ ωιєтяzукυ, ωѕρółтωóяcσ ∂яαмαтυ, ωєѕтcниιєиιє σѕтαтиιє мє ρяzуωιєנ кυ вяαтυ.
Poczuła ogromny ból. α тσ ∂zιωиє. Przecież roślina ugryzła powietrze. Ugryzła wiaterek.
A nagle jeziorko zrobiło się zielone.
тяσѕzкę zιєℓσиє. O∂яσвιикє zιєℓσиє.
O ciało me, ciało, rzeczy ulotna! Czemu teraz tak z bólu konasz?
Napór wiatru, napór krwi. Ŵ ĞĹŐŴĨĔ ŚŐŃĨĨ βĂŔĎŹĨĔĴ ČМĨ
Ruchome obrazki. Czy tam krajobraz.
ПIΣ ЩIΣΣM. МĂŚŹ βŔÚĎŃĔ dLOOOON!3
Przemieszczała się koślawo i chwiejnie ku czemuś, co w jej głowie jawiło się jako brzeg.
cнℓυρ cнℓυρ, żαвкα ∂αłα zиóω иυяα ω ѕтαω, cнℓυρ cнℓυρ zαиυяzуłα ѕιę ω иιм...
Metaliczny płyn docierający do ust i nosa, blokujący możliwość złapania oddechu. Nogi uginające się pod ciężarem strachu i stresu.

BᄂΛD! BᄂΛD! BL4d, BL4d!

Noritoshi - 2 Grudzień 2014, 03:23

Sonia miała ogromne trudy w... Nie, nie będę już powielał opisu tego, czego wyczerpujący opis jest powyżej, a z którym, choćbym nie chciał, muszę się zgodzić.
Dotarła do brzegu, gdzie czekało na nią trochę trawy skąpanej we mgle. Niedaleko, ledwie kilkanaście metrów od niej, rozciągała się dolina pełna nagrobków - cmentarz. Po podniesieniu się na nogi, mogła dostrzec jak coś biegnie koło niej, ale kształtu nie mogła swoimi oczyma poprawnie uchwycić. Stworzenie było szybkie, względem jej zdolności rejestracji obrazu, i zniknęło we wspomnianym miejscem dla zmarłych.
Powoli wracała do siebie, ale jak daleko było jej do pełni zdrowia? Nie mam pojęcia - niech animatorka sobie to uzna tak, jak jej wygodnie. Ja obstawiałbym za tym, że jest z nią znacznie lepiej, choć dalej jakaś taka skacowana, jakby nie dopiła klina.

Po paru minutach obcowania w przesadnym spokoju, usłyszała świst kuli wystrzelonej z broni. Czy ten dźwięk był jej znany? Być może, za pośrednictwem Moriego i wizyt w świecie ludzi, tak. Nie była na celowniku, bo inaczej odczułaby to po powietrzu i po sposobie rozchodzenia się dźwięku. Wprawne ucho było pewne co do jednego: źródło dźwięku było na cmentarzu. I pojawia się pytanie, kto do czego/kogo strzelał i czemu tylko raz? Czyżby już trafił? A może to jego załatwiono wkrótce po jego spudłowaniu?

Trawa na powrót zdawała się być przemiłym dla bosych stóp dywanikiem, ale te zachowywała na swoich nogach. Dostawała przewidzeń, że jakiś kształt koło niej się poruszył, że wiatr musnął ją jak gdyby dłonią. Działy się dziwne rzeczy, niekoniecznie wszystkie winne jej stanu zdrowia. Usłyszała walące się kamienie, ale dźwięk zamiast dojść ze średniej odległości, doszedł jakby tuż zza niej. A po chwili byłą już w samym środku cmentarza - jak?!
Nie wiem, po prostu była!
I usłyszała kolejny strzał, który minął ją o centymetry. A napastnika nie było widać. Nagrobki były różnej wielkości, niektóre wystarczająco potężne w zabudowie, by móc się na nie wspiąć i ukryć po drugiej stronie. Mgła była gęsta jak mleko i nie pozwalała zbyt daleko patrzeć. Chyba nie trudno się domyślić, że to musiał być snajper z dobrą optyką na broni, może nawet na podczerwień wyszukiwał swojego celu. A długo przeładowywać raczej nie zamierzał swojej broni - parę sekund, w porywach do ośmiu...

Anonymous - 28 Grudzień 2014, 20:51

Sama nie uwierzyła że udało jej się wydostać z bagna. Po prostu.. padła. Przeszła na czworaka kilka niezgrabnych kroków, po czym padła bezwładnie na ziemię, oddychając ciężko. Jej wzrok był zamazany, a serce biło jak szalone.
Odwróciła się na plecy, zawieszając swój wzrok na gwiazdach. Mimo całego okropieństwa które widziały, one świeciły równie pięknie jak zawsze.
Widziała je.
Mimo mgły, która pochłonęła niemal całe jej ciało, przykrywając ją. Z mgły gęstej jak krew w bagnie, wystawała tylko mała górka z czaszki i skóry, którą zwykle nazywa się twarzą.
Jej ciało zatonęło w mgle, która falowała delikatnie, niczym spokojna tafla jeziora. A ona egzystowała, nareszcie spokojnie, pod ową taflą.
Niczym topielec.
Wdech i wydech. Wdech i wydech, Soniu.
Chwila, którą spędziła na leżeniu wcale nie była chwilą. Jej wyczerpane, a niemal bezwładne ciało leżało
na brzegu dobrą godzinę, nie dając najmniejszych oznak życia. Tylko klatka unosiła się teraz już ledwo zauważalnie, lecz nikt nie mógł tego i tak zarejestrować przez mgłę.
Po godzinie otworzyła oczy i znów spojrzała w niebo. Delikatne chmury zmieniły swe położenie, a gwiazdy wydawały się świecić słabiej.
Wokół panował taki spokój. Taka błoga cisza, która pochłaniała cię całą i motała, nie chcąc byś odchodził.
Trzęsawisko pragnęło najwyraźniej obecności Sonii. Pragnęło, by stała się jego częścią.
A Sonia coraz bardziej stawała się podatna na jego delikatne aluzje. Sama zaczynała myśleć, że chce stać się jego częścią. Zasnąć, rozłożyć się i być nawozem dla żyjącej tu roślinności.
A nie wystarczyło dużo. Wystarczyło, że ponownie zamknie oczy. Weźmie kilka głębokich wdechów. Przecież wiedziała, że i tak ogród nie wypuści jej żywej.
Co na nią czekało poza jego bramami?
Wojna, w którą nieświadomie została wciągnięta. A kto na nią czekał?
Przecież nie miała nikogo oprócz brata i adoptowanej rodziny. Ale nawet argument chociaż tych trzech kochających ją, w mniejszym lub większym stopni ludzi do niej nie przemawiała. Może nawet lepiej byłoby, gdyby odeszła? Prowadzi niebezpieczną grę, a swoim życiem tylko ich naraża.
Już miała oddawać się usypiającej ciszy Trzęsawiska, gdy poczuła coś. Jakąś obecność, bliskość.
I pochodziła ona z Blaszki Zmartwienia.
Ty cholerny idioto - pomyślała, znów wpatrując się w jedną z najjaśniejszych obecnie na niebie gwiazd. Jest tutaj, czuła to. Niby taki mądry, a pcha się w takie wielkie bagno. Po co?
Niby taki mądry pan naukowiec, co? Nawet w spokoju nie dasz umrzeć!
Podniosła się. Choćby tylko po to, by znaleźć tego debila i dać mu bolesnego liścia, a potem dokończyć podróż do Hadesu.
Coś jej po chwili zaświtało w głowie, która mimo wszystko nadal miała problemy z myśleniem poprawnie.
Przecież miałaś iść po jakąś przesyłkę.
No ok, więc wezmę tę przesyłkę a dopiero potem umrę. Jak kocha to poczeka, prawda?

Starała się stać prosto, ale jej nogi były jak z waty. Trzęsły się i uginały pod ciężarem mimo wszystko, nie aż takiej ciężkiej Sonii. Dlatego stała obecnie jakby zdjęta z krzyża. Ugięte kolana, bezwładne ręce, lekko przygarbiona postawa. Patrzyła mętnym wzrokiem przed siebie, widząc dość mocny zarys tak bliskich jej kamiennych płyt.
Jeden krok. A po kilku sekundach drugi.
Przystanęła na chwilkę. Jej słuch zarejestrował dziwny dźwięk, jakby coś obok niej gnało. I pewnie była to prawda, lecz ni jak nie mogła odczytać kształtu. Nie dziwne, bo w obecnym stanie widziała wszystko jak Rosjanin w weekendy.
Następnie usłyszała strzał. Gdzieś... gdzieś obok. Dalej niż bliżej, ale nie dalej niż najdalej. Coś strzelało. W coś. W to chwilę temu biegnące coś?
Była otępiała. A ten strzał ją zaaferował. Zaaferował ją dotyk, czy też biegnące coś. Z każdym dziwnym zjawiskiem odskakiwała w drugą stronę, rozglądała się panicznie, niczym schizofreniczka. Dlatego też, gdy gwałtownie odwróciła się, bo kupa kamieni zawaliła się za nią , zrobiła mniej lub bardziej efektowny obrót i padła na kolana.
Co ją uratowało od trafienia.
Przez, jak mówiłam, mniej lub bardziej efektowny obrót, zamiast dostać w głowę, tak jak to prawdopodobnie było planowane, dostała, bo dostała, w ucho.
Padła na ziemię i zaklęła głośno, a jej ręka automatycznie powędrowała w postrzelone miejsce. Jakby nie miała dość krwi jak na jedną wyprawę.
Mocno uciskając trafione miejsce, położyła się płasko na ziemi, pozwalając się przykryć mgle. Najwyraźniej snajper chciał celować, z jakiegoś powodu, w nią. Cholera.
Syknęła, bo choć to tylko ucho, to bolało jak cholera.
Delikatnie zmacała trafione miejsce. Na szczęście, tylko płatek. Nie powinna mieć problemów ze słuchem, choć lecąca do wnętrza ucha krew nie należała do najprzyjemniejszych.
Poza tym.. cholerna kula zniszczyła symetrię. Bo ucięło jej przynajmniej z trzy pukle na wysokości ucha.
Resztki jej logiki kazały jej delikatnie przesuwać się pod mgłą, mając nadzieję, że znów jej nie trafi. Ale potem druga część, chyba jednak myśląca lepiej uznała, że przecież ma pelerynę niewidkę. Dlatego doczołgała się za płytę nagrobną, która według jej obliczeń miała ją zasłaniać przed snajperem, i szybko, nie wychylając się, próbowała ją wydostać z tobołka.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group