Anonymous - 26 Styczeń 2013, 16:47 Temat postu: PolankaMira stąpając cicho po miękkiej, zielonej trawie, przeszła przez część Malinowego Lasu, by trafić na polankę, która była jej celem. W oddali słyszała kojący szum strumyka. Muzykantka przeszła aż na skraj okrągłej polany, wiedziała bowiem, że znajdują się tam wyjątkowo dobre maliny. Zdawało się jej, że jest to odpowiednia pora na ich pokazanie się. Kołysząc lekko rudym ogonem, pochyliła się nad krzewami, wypatrując smakowitych owoców. Przez krótką chwilę wydawało jej się, iż przeczucie ją myliło i nic nie zastanie, dojrzawszy je jednak pomiędzy liśćmi odetchnęła z ulgą. Bądź co bądź, przeszła pewien kawałek drogi, i wolałaby, gdyby nie okazało się to niepotrzebnym marnowaniem czasu. Z drugiej strony, zawsze mogła jeszcze poodpoczywać na polanie, tym bardziej, że zranione ramię wciąż od czasu do czasu jej dokuczało, ale na szczęście nie aż tak mocno, jak na samym początku.
Mira powybierała dorodniejsze owoce i zjadła je, delektując się ich słodyczą. Gdy uznała, że ma już dosyć, usiadła na trawie, prostując nogi i podpierając się z tyłu rękoma. Jasną twarz wystawiła w górę, ku niebu, którego część widoczna była przez gęstwinę liści wysokich drzew otaczających polanę. Przymknęła lekko swe bursztynowe oczy. Rozmyślała nad wszystkim, co jej się ostatnio wydarzyło. Zastanawiała się także, co stało się z Virą, gdzie się obecnie znajduje. W ciągu swych rozmyślań zachowywała jednak czujność i od czasu do czasu strzygła rudym kocim uchem, nasłuchując z uwagą. Za każdym razem słyszała jednak wciąż ten sam, monotonny szum strumyka, który słyszała, wchodząc tutaj.Anonymous - 19 Luty 2013, 13:50 Szłam, szłam, szłam...aż doszłam. Po drodze widziałam wiele ciekawych miejsc i zamierzam (kiedyś tam) je odwiedzić. Jeeeeej, trafiłam za pierwszym razem! W sumie nie było to takie trudne, wystarczyło szukać malin, w końcu to Malinowa Polana.Zerwałam ich kilka z pobliskiego krzewu, były słodkie. Zauważyłam dziewczynę siedzącą na trawie, obok niej leżały skrzypce. Miała rude włosy, związane w dwa warkocze i (nie wierzę własnym oczom!) kocie uszy oraz długi, także rudy ogon, a ubrana była w piękną, zieloną sukienkę. Wszyscy mieszkańcy tego świata tak wyglądają? Pewnie mnie już usłyszała, koty mają przecież świetny słuch, podeszłam więc do niej, ciągle wpatrując się w jej uszy oraz ogon.
- Witaj - powiedziałam. - Czy to ty mieszkasz w domku, który otaczają białe róże?
I nie czekając na odpowiedź, dodałam szybko:
- Przepraszam cię za to wpatrywanie, po prostu pierwszy raz widzę człowieka-kota...Anonymous - 19 Luty 2013, 14:45 Temat postu: PolankaPrzez szum strumyka, który zaczynał ją już usypiać, usłyszała nagle czyjeś kroki. Otworzyła swoje oczy szeroko, zdając sobie sprawę, że już nie jest tu sama. Zobaczyła młodo wyglądającą dziewczynę o różowych włosach i oczach. Były mniej więcej tego samego wzrostu. Przybyszka szukała chwilę malin w krzakach, po czym zjadła ich parę. Nie wygląda na groźną, uznała Mira.
Gdy dziewczyna zobaczyła już Muzykantkę, ta wstała, podnosząc skrzypce, otrzepując sukienkę i zauważając przy okazji, że tamta przygląda się jej uważnie, szczególnie jej kocim uszom oraz ogonowi. Usłyszawszy pytanie, a następnie przeprosiny, zdziwiła się nieco, ale odparła:
- Miło mi cię poznać, ja jestem Mira. Wybacz, ale chyba nie dosłyszałam twojego imienia, mogłabyś powtórzyć?- uśmiechnęła się - Ah, nie przejmuj się tym - zakołysała rudym ogonem - Przywykłam. Ale w takim razie musisz być tu nowa?... Tutejsi ludzie uznają to za coś normalnego. I tak, owszem, to mój dom. Czy coś się stało?...
Czekała na odpowiedzi, przekrzywiając wdzięcznie głowę. Choć była uprzejma, w środku żzerała ją ciekawość i najchętniej dowiedziałaby się wszystkiego od razu.Anonymous - 19 Luty 2013, 15:58 Nieznajoma, a właściwie to już znajoma dziewczyna wstała, otrzepała się i przedstawiła.
- Oj, no tak, mam na imię Calvinne. Jeśli chcesz, możesz mówić mi Cal, mnie to bez różnicy. - podałam jej rękę na powitanie - Masz rację, jestem tu nowa. Chciałabym dowiedzieć się coś o tym świecie, kogo mam się wystrzegać.
- Bo widzisz... - usiadłam i rozpoczęłam monolog. Mira nie wyglądała na złą osobę, zachowywała się uprzejmie i była dla mnie miła, postanowiłam więc opowiedzieć swoją przygodę. - Byłam na przejażdżce konnej z moim chłopakiem, kiedy zaatakował go jakiś mężczyzna o strasznych, krwistoczerwonych oczach. Wgryzł mu się w szyję, jak wampir jakiś! Chyba go zabiłam, nie jestem pewna, ale przed śmiercią powiedział, że zniknę i nigdy nie wrócę. A mój chłopak się wykrwawił. Pamiętam, że płakałam...a później obudziłam się i go przy mnie nie było!! A była pochwa od miecza, którą przywiązałam do siodła, był mój miecz, który wypadł mi z ręki...ale ani żywej duszy!!
Zamilkłam i spuściłam głowę. Nie, nie płakałam, ale było mi smutno. Przez cały wczorajszy dzień odsuwałam od siebie wspomnienia, a teraz wszystko wróciło z potrójną mocą. Przymknęłam oczy...ale po chwili podniosłam głowę i uśmiechnęłam się do Miry. Uśmiech ten zawierał trochę smutku, trochę niepewności, trochę bólu...a przede wszystkim zagubienie.
- Znalazłam wczoraj domek, który razem wybudowaliśmy, ale są tam tylko moje rzeczy...i moja klacz też się znalazła... - westchnęłam - Gdybyś mogła mi powiedzieć gdzie jestem i kto jest moim wrogiem, byłabym ci bardzo wdzięczna...
Opanowałam się, otrząsnęłam. Trzeba żyć dalej!
- Kim jesteś? Wszyscy są tacy, jak ty? - dodałam, bo to także mnie zainteresowało.
Spojrzałam ciekawie na Mirę. Mimo wszystko.Anonymous - 19 Luty 2013, 18:58 Calvinne, bo tak przedstawiła się przybyszka, podała Mirze rękę na powitanie, którą ta uścisnęła. Kiedy rozpoczęła swój monolog, Muzykantka słuchała jej ciekawie, nie przerywając ani razu. Historia była smutna, a sama Cal wyglądała na zagubioną. Dziewczyna stuliła na chwilę swoje kocie uszy, bo przez moment powróciły jej przykre wspomnienia związane z siostrą.
- Znajdujesz się w Krainie Luster... ale nie mam pojęcia, kim mógł być ten, który zabił twojego chłopaka. - mówiąc to, Mira poczuła ukłucie w sercu. Ile czasu minęło, odkąd ona się zakochała?... - Innych wrogów nie masz, przynajmniej na razie, ale radzę ci unikać Cieni, Opętańców i Strachów. Ups, zabrzmiało to jak groźba, zdała sobie sprawę po czasie. Trudno, mam nadzieję, że mnie źle nie zrozumiała.
- Ja jestem Dachowcem, pół kotem, pół człowiekiem. Taka się urodziłam. - odpowiedziała na drugie pytanie - Hm, zależy, co dokładnie masz na myśli. Na pewno nie wszyscy należą do Dachowców. Osobiście najbardziej lubię innych przedstawicieli mojego gatunku i Kapeluszników, ale to już są moje gusta i guściki.
Odrzuciła rude warkocze na plecy i wpiła w Calvinne wzrok swych bursztynowych oczu.
- Jeżeli chcesz, mogę ci coś zagrać - zaproponowała - Obiecuję, że ci się spodoba.Anonymous - 19 Luty 2013, 19:24 Cienie, Strachy, Opętańcy, Kapelusznicy, Dachowcy...
A teraz: papa, smutki!
- Zagrać? Pewnie! Chętnie posłucham - powiedziałam, zdecydowanie weselsza.
Uśmiechnęłam się szeroko do Miry, aby od niej także je odpędzić.
Smutne minki były już wspomnieniem, teraz jestem ciekawa świata, ludzi (nie-ludzi także) ich trosk. I zamierzam im pomóc, w miarę możliwości oczywiście.
Usadowiłam się wygodniej i puściłam oko do Miry.
- Proszę - dodałam z uśmiechem.Anonymous - 20 Luty 2013, 11:23 Temat postu: Polanka c.dOdpowiedziała uśmiechem na uśmiech Calvinne, po czym oparła skrzypce między brodą a ramieniem, przytrzymując gryf lewą ręką, w prawą zaś ujęła smyczek. Była szczęśliwa, że może dla kogoś zagrać. Poza tym, rana praktycznie jej już nie doskwierała, więc nic nie stało na przeszkodzie.Spuściła gęste rzęsy i zaczęła, nie namyślając się długo nad wyborem.
Popłynęła powolna, uroczysta melodia, która poruszała w głębi serca emocje na kształt jakiejś melancholii, by stopniowo przyspieszyć i zmienić się w żywą, szybką i porywającą do tańca. Później, wciąż utrzymując szybkie tempo, Mira zmieniła znów nastrój muzyki na dziwnie niepokojącą i wzbudzającą dreszcz opartą na niższej tonacji. Wtedy też zaczęła nucić cicho do rytmu. Zakończyła śpiewając głosem pełnym mocy do wtóru melodii, która przywodziła na myśl rzucane wyzwanie.
Cały występ mógł wydać się krótki i widz mógł odczuć pewien niedosyt, ale Muzykatnka wiedziała co robi - dzięki takiemu zabiegowi słuchaczowi nie znudzi się jej gra, a przecież o to jej chodziło.
Odsunęła od siebie skrzypce i, przytrzymjąc je w prawej dłoni wraz ze smyczkiem, dygnęła. Jej oczy lśniły, a ona była lekko zaróżowiona. Miała nadzieję, że Cal się spodobało.Anonymous - 20 Luty 2013, 20:06 Słuchałam z zapartym tchem. Ja patrzę na muzykę pod trochę innym kątem. Uważam, że zawiera w sobie cząstkę przeżyć, emocji grającego. I on po prostu nam coś opowiada. Może swoją, może czyjąś historię, a może swoje własne wyobrażenia o przyszłości, które nie muszą być ułożone chronologicznie. Tak myślę ja, chociaż nie jestem do końca pewna, czy tak mogłoby być. Kto wie, może mam rację?
Smutna melodia przeszła w szybszą i weselszą, po czym nieco przerażającą. Na koniec Mira dołączyła do niej swój piękny głos. Nastała cisza. Czułam delikatny niedosyt, chciałabym usłyszeć więcej.
Dlaczego miałam skojarzenie z wojną, tego chyba nikt mi nie wyjaśni...
- Jej... - obdarzyłam kotkę spojrzeniem pełnym podziwu - Masz talent...
Od talentu Miry myśli powędrowały w stronę mojego, coś mi się przypomniało.
- Hej, ciasteczka ci wystygną! - wykrzyknęłam ni z tego, ni z owego. Wstałam i chwyciłam zdezorientowaną Muzykantkę za lewą rękę, po czym pociągnęłam ją w kierunku, z którego nadeszłam. Podczas marszu nie przestawałam gadać.
- Widzisz, ja uwielbiam gotować i piec, upiekłam właśnie dla ciebie ciasteczka, ale ciebie nie było, więc musiałam zostawić je pod drzwiami, mam nadzieję, że nikt ich nie zjadł...
[nmn] (nie ma nas)Mirana - 16 Marzec 2014, 10:34 Mirana kosztowała się kolejny raz wokoło bogatej, nieskażonej roślinności. Przechadzając się przez las, w swej entowskiej formie - z tej racji, że nie zna tego miejsca i obawia się pokazywania tutaj w bezbronnej, dziewczej postaci. Była więc wysokiego wzrostu, pełna gałęzi i kwiatów, otulających jej centralne ciało, opakowane w korę.
Dotarła nad polankę, gdzie słońce, stojące chyba jakby w bezruchu od długich dni, doglądało źdźbła trawy i krzaki malinowe. Szła po brzegu polanki, nie chcąc swym ciężarem zgniatać tej młodej trawy. I pomiędzy malinowymi krzakami zobaczyła papierowe pudełko z kokardą. Wyglądało na pozostawione same sobie, i to już dłuższy czas, bowiem młode gałązki zdołały już położyć się na nim i zastawić go po części. Szybka analiza sytuacji i zrozumiała, że podobnych pudełek używa się do obdarowywania prezentami, a najczęściej robi to Mikołaj. I faktycznie, była zima w świecie ludzi, a owa jej się z prezentami kojarzyła. Nie wiedziała tylko, czyj to prezent i czemu tutaj jest. Uznała, że może ktoś go zgubił i najrozsądniej będzie sprawdzić, czy nie ma na nim wypisanego adresata. Powolutku więc sięgnęła gałązki malin i zdjęła je z pudełka, a owe wzięła do siebie, doglądając je w lepszym świetle. Szukała etykiety jakiejś, ale takowej nie znalazła. Gdy obróciła je do góry dnem, spostrzegła, jak w niewytłumaczalny sposób kokarda się rozplątuje i górna pokrywka wraz ze wstążką w dół ulatuje.
- O nie! - krzyknęła wystraszona,że otwarła cudzą własność. A w rzeczy samej owa otwarła się sama...
Kłębek dymu wydobył się z pudełka i zaplątał się koło jej głowy. Zaczęła się odganiać, coś pokrzykiwała...
- Odejdź, odejdź...
Lecz słowa traciły na barwie... I stało się dla niej jasne, że to coś czyni jej krzywdę!
- Nieee.. Amrrrrrr! mrrr!
I mruczeć zaczęła, czego nigdy nie czyniła, a wystraszona przystawiła dłonie do ust, nie chcąc do wierzyć, że to jej się przytrafiło, że to był jej głos, jakże inny w brzmieniu od tego, co chciała powiedzieć!
Spojrzała na pudełko - upadło na trawę. Zajrzała do środka, ale było całkiem puste, a po kłębie dymu nie było już śladu.
- Mrr...awrrr!
I znów to samo... Znów mruczała i miauczała!
Wybiegła z polanki wgłąb lasu, całkiem wystraszona. Nie tego się spodziewała po dzisiejszym dniu, nie tego!
Psikus - 1/10:
Cytat:
16. Twoja postać straci zdolność mowy, a zamiast tego będzie mogła wyłącznie miauczeć i mruczeć przez okres 10 postów. (Mirana)
z/tAnonymous - 14 Kwiecień 2014, 17:20 Adrienne miała tego dnia bardzo dobry humor. Już od rana, nawet przy takich codziennych czynnościach, jak śniadanieuśmiechała się szeroko. Zaczęła dzień od kilku tostów z dżemem, które wręcz uwielbiała, co już sprawiło, że była wesoła. Mimo tego, że miała już 20 lat, nadal uszczęśliwiały ją takie małe rzeczy, czasem nie sposób ją zrozumieć. Gdyby ktoś spróbował to zrobić, najpewniej zagubiłby się w jej skomplikowanym charakterze, którego trudno było zidentyfikować. Raz wesoła z byle powodu, raz smutna i zamyślona... wieczne huśtawki nastrojów były jednak czymś normalnym dla baśniopisarzy, toteż nikogo to za bardzo nie dziwiło, mimo że mogło być uciążliwe, ale dało się z tym przetrwać. W końcu każdy miał wady i zalety, prawda?
Po posiłku zajęła się swoim wyglądem, ubierając różne kolorowe ubrania, które także lubiła i to też ją uradowało. Tak, rzeczywiście miała dziś bardzo dobry nastrój. Po tym postanowiła wziąć się za dokańczanie obrazu, który zaczęła ostatnio. Gdy skończyła swoje dzieło, stwierdziła, że wybierze się na przechadzkę, nie zwracając uwagi na fakt, że jej twarz i ubrania byłay poplamione farbą. Lubiła spacery, zarówno te samotne, jak i z kimś. Teraz nie miała żadnego towarzysza, więc poszła sama. Za cel obrała sobie polankę w malinowym lesie, którą odwiedzała już kilka razy w swoim życiu. Pamiętała, gdzie się znajduje, więc dotarcie do niej nie zajęło jej za dużo czasu. Gdy już tam przybyła, jej oczom ukazały się rzędy dojrzałych, soczystych malin. Adrienne wesoło podbiegła do krzaczka, niczym 5-latka, choć wtedy jej życia nie wypełniała szczęście oraz radość i zerwała jeden owoc, po to, żeby po chwili go zjeść. Był słodki i bardzo smaczny, tak, że różowowłosa nie mogła nie sięgnąć po kolejne. Po chwili kilka gałązek było już pustych, a ona najedzona i uśmiechnięta. Po skończonym posiłku usiadła pod drzewem na skraju polanki, odpoczywając. Wpatrzona w dal, zaczęła wsłuchiwać się w szum strumyka, dochodzący z oddali i siedziała tak, bez celu. Wydawało jej się, że jest sama, ale czy to założenie było prawdziwe?Anonymous - 14 Kwiecień 2014, 20:04 Cóż, Adrienne miała w takim razie duże szczęście, była weselsza, niż przyszła towarzyszka. Arte zawsze ukrywała swoje emocje w środku. Wyglądała i zachowywała się jak Królowa Śniegu. Dając innym złudzenie, że jest wesoła. Oczywiście, po bliższym poznaniu, taka nie jest. Samotność jej doskwierała. Jej nastroje były najczęściej zwalczane po przez jej „smakołyki”. Typu maliny, truskawki, ogólnie owoce, plus słodycze. Nie wyglądała tak, jakby tylko się głownie żywiła, miała szybką przemianę materii. Ubierała się jak człowiek, nie wyglądała na baśniopisarkę. Co jak co, ale rozmyślała o swojej byłej towarzyszce, Cindy. Również baśniopisarka, ale czasami miała dziwne zachowania.
Wróciła myślami do polanki, z malin. Doszła i kucnęła wśród nich i zaczęła podjadać. Przecież zawsze się ma ochotę na smakołyki. Jadła i w końcu weszła inna dziewka na polanę. Ładna była pogoda, wiec się nie zdziwiła. Znała rasy na wylot, oczywiście, teoretycznie, nie każdy przypomina ich, przykładem jest Artemisia.
Ciekawość w końcu zwyciężyła. Spojrzała się na dziewczynę. Upaćkana farbami, różnokolorowe stroje. Słodkie, ale widać od razu, że to prawdopodobnie baśniopisarka. Wesoła, ba, jak bardzo wesoła. Niczym właśnie 5-latka. Pobiegła do jej krzaczka! Nie można tak się bawić. Chyba nie zauważyła, że jest po drugiej stronie Arte więc siedziała cicho. Nie ruszyła się, ani trochę. Nic nie mówiła i robiła. Po co to było?
Właściwie, po dłuższej chwili obżartuch poszedł po drzewo. Arte po chwili, wydała z siebie dźwięk, który przypominał ptaszka. Bardzo melodyjny głos. Właśnie uwielbiała to. Głos i wygląd niczym anielica. Schowała się za krzaczkiem jeszcze bardziej i przyglądała się jej reakcjom.
Właściwie było można słuchać jej głos. Który jest teraz dźwiękiem podobnego do ptaka, który jest wesoły i szczęśliwy. Chciała widzieć, jak ona na to zareaguje. Oczywiście, po chwili zrobiła dramat. Wesoły głos ptaka, stał się piskliwy, jakby coś się ptaszkowi stało.. A potem… Głucha cisza, W oddali, tylko szum strumyka.. Nic więcej…Anonymous - 17 Kwiecień 2014, 18:23 Adrienne siedziała sobie w najlepsze, nie zdając sobie sprawy z obecności innej istoty na tej polance. Nadal pozostawała w niewiedzy, siedząc zamyślona, wsłuchując się w melodyjny szum strumyka. Zastanawiała się nad życiem, jakkolwiek to nie zabrzmi. Dlaczego to ona musiała, już lata temu, utracić kogoś tak ważnego? Dlaczego to ją musiało spotkać coś takiego? Od tego czasu, kiedy zabito Willa, nie znalazła nikogo bliższego, żadnej przyjaciółki czy przyjaciela, choć bardzo chciała to zmienić. Miała jedynie kilku znajomych, nic poza tym. Gdyby nie jego zabójstwo, posiadałaby kogoś takiego. Ale nie. Wszystko musiało się spieprzyć. Jednak mimo tego nieszczęścia, starała się ona myśleć pozytywnie i być optymistką. Zazwyczaj się jej to udawało, choć chwilami sama nie wiedziała jak. Ktoś mógłby pomyśleć, że ta strata nic dla niej nie znaczyła, lecz oczywiście tak nie było. W końcu, strata przyjaciela jest jedną z najgorszych.
Z zadumy wyrwał ją świergot ptaszka. Brzmiał bardzo ładnie, wesoło, więc baśniopisarka wsłuchała się w ładną melodie. Po chwili jednak zamienił się on w donośny pisk, tak jakby zwierzę zostało zranione, lecz po chwili dźwięk ucichł. Gdy tylko rozbrzmiał, Ad wstała i ruszyła w miejsce, skąd dochodził, a dokładniej mówiąc tam, gdzie jadła maliny. Rozpoznała puste gałązki, po czym wychyliła się nad krzaczek, rozglądając się uważnie. Zobaczyła jednak coś innego, niż się spodziewała. Ujrzała białe kosmyki i zdała sobie sprawę, że siedzi tam jakiś człowiek, lub istota do niego podobna.
- Halo? - zapytała cichym, pełnym podejrzenia głosikiem. - Jest tam kto?
Po tych słowach kucnęła przy krzaczku, ale przez gałęzie nie widziała osoby, która znajdowała się po drugiej stronie, więc po prostu czekała na odpowiedź.Anonymous - 17 Kwiecień 2014, 21:35 Widać było, że różowo-włosa była zamyślona. Na szczęście, krzaczek na tyle utrudnił Adrienne życie. Że nawet biel zasłonił. Po mimo ćwierkotu ptaka, a potem pisk i cisza. Chyba dziewczyna na początku była zadowolona, ale bardzo niezaspokojona. Jakby chciała uratować naturę, która jest bardzo brutalna. Niestety, nie da się. Taka kolej rzeczy, musi coś umrzeć, by się coś innego narodziło. To chyba jednak wychodzi na plus, niż minus. Chyba że, to twój przyjaciel, kochanek, czy coś w tym stylu. Skoro wiadomo, że prędzej czy później śmierć przyjdzie, to po co się wiązać? Same właściwie problemy. Przynajmniej w oczach Arte.
Przecież jak przyjaciel umrze, lub ktoś inny. To musisz się zająć pogrzebem, wspomóc rodzinę. Nikt nie spogląda na twój ból, bo są skupieni na sobie. Cóż, życie. Można tak to powiedzieć. Ale wróćmy. Adrienne wstała i podeszła do krzaczka. Spryciula! Wiedziała, gdzie ten ptaszek mógł paść. A raczej, skąd jest ten dźwięk. To nie trudne, bo daleko nie było.
Arte już wykryta. W praktyce, lecz w teorii, można się kłócić. Może się Adrienne przewidziało. Ale już poddana, Arte wstała. Oczywiście, na sam początek, gdy zauważyła dziewczynę, zapomniała się wytrzeć. Otoczka wokół ust składała się wyłącznie z malin. Raczej resztek malin, soku. Wyglądało to słodko. Po chwili jednak zrozumiała, że coś jest nie tak. Więc wytarła się chusteczką, która zdobyła z torebki. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Niezły teatrzyk, czy nie?
Może i wstała, ale teraz to różowo-włosa się chowała. Niebywałe, po prostu bawią się w chowanego. Mogłaby właściwie stąd iść, jako na znak, ze nadal się bawią. Lecz po co, tak naprawdę.
- Czy my się bawimy w chowanego?
Kucnęła za swoją stroną krzaczka. Wzięła malinę i ją zjadła. Rozchyliła gałązki na tyle mocno, że zauważyła kryjącą się wręcz dziewczynę. Uśmiechnęła się lekko.
- Heloł piękna, masz ochoty na maliny?
Zaśmiała się. Tak, przed chwilą była niedoniesienia, a teraz wesolutka. Miała ochotę pożartować. A co? Nikt jej nie zabroni!Anonymous - 18 Kwiecień 2014, 15:29 Fate tego dnia postanowił wybrać się na przechadzkę, odciąć się od wydarzeń powszechnego dnia i ruszyć po prostu przed siebie.Nicolas zastanawiał się gdzie udać się najpierw, zastanawiał się nad kilkoma miejscami ale nareszcie stwierdził że Malinowa Polana będzie w miarę odpowiednia dla niego.Stwierdził tak ponieważ wydawała mu się najbardziej dopasowana do chęci rozłożenia się na ziemi i posłuchania natury przy filiżance herbaty. Fate za pomocą swojej teleportacji wszedł sobie na najbliższe duże drzewa na polanie i tam odpocząć. Jak tylko pojawił się na drzewie wyjął z kapelusza pojemnik z herbatą, następnie wyjął sobie specjalnie zdobioną filiżankę i wziął kilka łyków. Następnie nasunął kapelusz na oczy i poszedł spać, obudził się kiedy usłyszał tego wkurzającego ptaszka który napoczął śpiewać, od razu jak tylko go usłyszał szedł z drzewa z zamiarem przepłoszenia ptaka, na szczęście zauważył włosy bo gdyby nie to nie wahałby się rzucić jedną lub dwiema z naostrzonych kart... Gdy zobaczył że dziewczyna jest sama postanowił podejść do niej i spróbować szczęścia, zawsze dodatkowa kasa.Więc pojawił się przy dziewczynie i zapytał:
-Witam, to ty przegoniłaś tego ptaka?, Masz ochotę na mały zakładzik? Anonymous - 18 Kwiecień 2014, 19:38 Gdy Ad kucnęła, za krzaczkiem pojawiła się jakaś osoba. Domyśliła się, że to ona była źródłem ptasich dźwięków, gdyż wkoło żadnego zwierzątka widać nie było. Z dołu nie widziała jej za bardzo, ale mogła stwierdzić, że to dziewczyna. W oczy rzucały się jej białe włosy i sok z malin, który znajdował się na około ust Artemisi. Kogoś mogło to zgorszyć, osądziłby ją o brak kultury, Cartier ani trochę nie przeszkadzało. Sama była cała brudna od kolorowej farby, której nie zmyła po porannym malowaniu. Zresztą, te owoce były takie pyszne, że trudno było ich nie zjeść i możliwe, że ona też była od nich brudna. Do tego kto by się przejmował takimi rzeczami, jak to, czy jesteśmy lekko upaćkani? Ci, których sprawą pierwszorzędną był ich wygląd często byli ludźmi dziwnymi, nudnymi.
Po chwili nieznajoma kucnęła i odgarnęła gałązki, tak że Adrienne mogła ją zobaczyć. Ta, korzystając z okazji, przyjrzała się Arte. Stwierdziła, że została obdarzona wyjątkową urodą - miała piękne, niebieskie oczy i drobną twarzyczkę. Różowowłosa także nie była brzydka, ale przy niej się taka poczuła. Gdy Armstrong spytała się jej, czy ma ochotę na maliny, ta zamiast odpowiedzieć, po prostu zerwała jedną i zjadła, uśmiechając się. Wytarła ręką sok, nie zwracając uwagi na to, że wtedy ona będzie brudna. Zaśmiała się cicho. W takich chwilach czuła radość, choć nie miała żadnego konkretnego powodu. Cieszyła się z wszelkich pierdołek, niczym malutkie dziecko. Jej uciechę przerwał jednak głos, dochodzący za niej. Obróciła się szybko i jej oczom ukazał się dorosły mężczyzna. Na głowie miał kowbojski kapelusz, więc Ad wysunęła podejrzenie że był kapelusznikiem. Nie miała nigdy za dużego zetknięcia z przedstawicielami tej rasy. Równie dobrze mógł on taki nosić, bo mu się podobał i być zupełnie kim innym, nie zauważyła ona jednak u niego jakiś innych szczególnych cech. Dziewczyna nie wiedziała też, kim jest nieznajoma za krzaczkiem owoców. Stwierdziła, że później się o to spyta, najpierw jednak wypadało odpowiedzieć na zadane jej pytania.
- Tu nie było żadnego ptaka - powiedziała, śmiejąc się cichutko. - Nie, raczej nie przepadam za takimi typami rozrywki
Nie lubiła wszelkich zakładów, gdyż często szczęście jej nie sprzyjało i przegrywała. Do tego nigdy nie wiadomo, z kim ma się do czynienia. Facet mógł posiadać magiczne moce, przez które by wygrał, co byłoby zupełnie nie fair, Adrienne pozostałaby bez szans. Gdyby jeszcze proponował to jej ktoś, kogo znała, może by przyjęła propozycję, teraz jednak odmówiła. Nicolas też najprawdopodobniej nie zdawał sobie sprawy, że nie są tu tylko we dwójkę. Cartier podejrzewała, że dziewczyna za krzaczka zaraz się ujawni, a jeśli nie, to nie zdradzi jej istnienia, żeby było zabawniej, chociaż Fate pewnie się domyśli, że ktoś jeszcze tu jest. Nadal obrócona w jego stronę, wyczekiwała na reakcję mężczyzny.