Anonymous - 17 Grudzień 2010, 20:54 Czy był człowiekiem czy też nie, nie dowiedzą się dopóki o to nie zapytają. A jak na razie chyba obu niezbyt się śpieszyło do ponownego spotkania tamtego chłopaka. Przynajmniej nie śpieszyło się do tego Zielonemu. Może nie należało osądzać książki po okładce, ale te kilka minut razem spędzonych wystarczyło by naczytać się całkiem sporo. Rudzielec cicho westchnął. Tego też nie rozumiał. Jak można być tak nieprzyjemnym dla innych ludzi i nieludzi. Przecież jak szło się przez życie współdziałając z innymi a nie na przekór nim było łatwiej. Przynajmniej tak zauważył Zielony.
-Uku? Obrze, że go ostawiliśm – powiedział twardo co z jego wadą wymowy zabrzmiało no cóż, zabawnie. Zaraz jednak uśmiechnął się wesoło i spojrzał na lalkę. Całkiem zapomniał że Sven mu ją zabrała. Usiadł po turecku na krześle i ostrożnie ujął laleczkę w ręce opierając się plecami o oparcie. Ściągnął z główki laleczki czarny włos należący zapewne do Sven, a potem zaczął dokładnie oglądać szmaciankę.
-Adna, ylko ją w coś brać i ożna dać ziecku. No wosy też ożna by robić – mruknął po kilku minutach oględzin. Położył ją prawie że z czcią na stół. Chwilę potem uśmiechnął się a laleczka wstała i obróciła się przodem do Sven a potem ładnie dygnęła. Chwyciła jedną z serwetek i dość nieporadnie zakryła się materiałem.Anonymous - 17 Grudzień 2010, 21:07 W sumie nie musiała pytać, wystarczyłoby się tylko dobrze wsłuchać. Każdy w swoich myślach ma pewien szczegół, słyszalny element, czy też wzór, według których kierowały się myśli. To pozwalało stwierdzić, jakiego pokroju istotami są. Szczegółem co prawda był fakt, że nie zastanawiała się w tamtym przypadku nad rozszyfrowywaniem sposobu myślenia, a już tym bardziej mało interesował ją tamten blondyn. Czytanie myśli to coś więcej niż słyszenie tego, co sobie ktoś ubzdura w głowie. To skomplikowany proces. A u niej oczywiście coś musiało się poknocić i w efekcie słyszała wszystkie możliwe wokoło, chyba, że skupiła się wystarczająco, by ich nie słyszeć. Teraz docierały do niej tak, jak gdyby włączyć zepsute radio, które wydaje całą masę szumów i trzaśnięć.
Źrenica lekko jej zadrgała, a cień wazonika poruszył się znów niespokojnie, podniósł do góry i znów opadł mgiełką, odkrywając przed nimi kolejny kształt, zbliżony całkiem do laleczki. Załóżmy, że to był pan lalka, który teraz podszedł i skłonił się, wyciągając rączki, jakby zapraszał do tańca.Anonymous - 17 Grudzień 2010, 21:17 Kapelusznik zaśmiał się widząc pana lalkę zrobionego z cienia. Zaklaskał radośnie w rączki jak małe dziecko a potem zaczął nimi wybijać rytm który mógłby nawet po dodaniu słów i innych instrumentów tworzyć przyjemną dla ucha melodię. Lalka odziana w serwetkę podeszła do czarnej i ujęła jej rączkę, na znak że zgadza się na taniec.
Sven kiedy się skupiała mogła wyciszyć swe zdolności w przypadku Zielonego było trochę inaczej. Im bardziej się skupiał tym moc działa na większą odległość, nie zmieniało to jednak faktu że unosić nie mógł nic większego od kanapy.
Teraz siedząc tak roześmiany od ucha do ucha, wybijając rękami bliżej nieokreśloną melodię patrzył jak dwie lalki, jednak cielesna druga nie, obracały się tańcząc.
Oczywiście zwykli ludzie zainteresowani dziwną melodią i ciągłymi wybuchami śmiechu skupili swe spojrzenie na dwójce kapeluszników nie mając pojęcia na co dokładnie patrzą i w jaki sposób to dziwne zjawisko rozumieć. Zielony mruczał coś cicho w wyklaskiwanym rytmie.Anonymous - 17 Grudzień 2010, 22:26 Poruszała delikatnie palcami tak, jak Marionetkarz nimi porusza, by wprawić swe drewniane Marionetki w ruch. Pomagało to po prostu utrzymać cień w całości, i w ten oto sposób oba twory wirowały po stole, w rytm melodii, tworzonej przez Zielonego. Cienistemu panu lalce dorobiła nawet maleńki cylinder. Jeden z tych dowodów, że jak trafi ' swój na swego' to dogadają się bez względu na wszystko i znajdą wspólną zabawę.
Och, skupienie mogło zarówno zdolności wyciszyć, jak i podnieść ich zasięg, jednak najlepiej działały wtedy, gdy skupiała się raczej na celu, aniżeli poprawnym ich wykorzystaniu. Lata praktyki. Pośród całej tej jej chaotyczności kryła się przecie pewna precyzja i sposób działania, odwracający uwagę od tego co się działo. Prosta sztuczka - kazać innej osobie skupić się na tym jak , a nie co. A potem budził się taki delikwent na ziemi, a ona tylko radośnie śmiała.
Szczerze mówiąc, trochę irytowały ją spojrzenia ludzi. Nachalne patrzenie na ręce, makijaż, ich prywatną rozmowę.Anonymous - 19 Grudzień 2010, 18:51 Zielony który nie przywykł do tego że ktokolwiek się na niego gapi a już na pewno nie ze zdziwieniem i wyrzutem albo co gorsza obrzydzeniem. Zaczął on przez to odczuwać presję oraz strach. Ten jaki czuje otoczone przez kłusowników zwierzyna, albo mała myszka w klatce otoczonej przez naukowców. Oczywiście każdy kapelusznik jest w jakimś stopniu aktorem a jednocześnie lalkarzem który na swoich Herbatkach nie dość że gra to jeszcze pociąga za sznurki. Musi być przyzwyczajony do tego że ktoś się mu przygląda. Jednak mieszkańcy krainy Luster przychylniej patrzą na takie dziecięce wygłupy niż mieszkańcy tej dziwnej nienazwanej jeszcze przez nikogo krainy.
Filutek nadal wyklaskiwał rytm oraz mruczał pod nosem jakąś swoją mruczankę. Melodia jednak nabierała złowrogich tonów. Szmacianka tańczyła bardziej energicznie pociągając za sobą z cienia zrobioną laleczkę. Przedmioty stojące na stoliku zaczęły drżeć, podobnie zresztą jak stolik. Rudzielec skulił się widocznie. Ludzie byli dziwni, czemu patrzyli na ten piękny taniec z taką nienawiścią? Złością? Strachem? Czemu nie widzieli tego piękna tej radości którą widzieli przedstawiciele kapelusznikowego rodu?Anonymous - 20 Grudzień 2010, 13:07 Nie musiała wchodzić w jego głowę, by zauważyć że coś jest nie tak. Podejrzewała, że nawet lekkie naruszenie jego przestrzeni mogło by skończyć zalaniem jej obcych, negatywnych uczuć. Z zasady mało komu przyznawała się do faktu, że zauważa więcej, niż mogło by się na pierwszy rzut oka wydawać. Tylko skrzętnie to ukrywała, za maską drobnego szaleństwa, jakie każdego może dopaść. To wygodne, gdy inni uznają cie za obłąkanego szaleńca i pozostawiają w spokoju, miast dociekać, co jeszcze ciekawego można pokazać.
Dlatego też reakcja zdawała się być natychmiastowa. Ot, kilka monet ( o dziwo w ichniejszej walucie) pozostawionych na chwiejącym się stoliku, szybko przewieszona przez ramię parasolka, złapanie w locie laleczek i szybkie chwycenie Zielonego pod ramię, gestem nieznoszącym sprzeciwu ani tym bardziej próby oponowania. Uśmiechnęła się do niego, lekko, wesoło a potem jak gdyby nigdy nic wyprowadziła z Herbaciarni. Wyjdzie im na zdrowie.
[zt oboje]Anonymous - 15 Maj 2011, 20:08 Roland prowadziła małą Annalebę za rączkę przez miasto. Musiały wyglądać co najmniej komicznie, ona sexy panna i słodziutki kotek. Niejeden mężczyzna się za nimi oglądał, więc Roland pociągnęła ją w jakąś drobniejszą uliczkę gdzie nie były obserwowane.
Następnie Roland wprowadziła ją do herbaciarni.
- Pan Arthur powinien się pojawić za najpóźniej pół godziny... Znając jego będzie tutaj punktualnie, więc chcesz czegoś się napić? - Próbowała być miła i już nie przerażać tego dziecka. Tak więc słodycze czy coś powinno pomóc, bo Arthur nie wspominał, że nie wolno jej czymś karmić.
Dziewczyna podeszła do lady i nacisnęła na dzwonek, czekając aż ktoś się zjawi.Anonymous - 15 Maj 2011, 20:15 Zaraz rozejrzała się po pomieszczeniu. Bardzo jej się ono podobało. Było takie ładne! Chociaż może w tym momencie nie powinna osądzać. W takiej euforii nie jest przecież obiektywna!
Uśmiechnęła się do pani, gdy ta zapytała czy coś chce. Właściwie miała teraz ochotę tylko na jedną rzecz, więc poprosiła grzecznie o mleko.
Oczy jej błyszczały jakimś dziwnym blaskiem, zapowiadającym nieszczęście.Anonymous - 15 Maj 2011, 20:25 Zaraz przyszła kelnerka... Tya, śliczna jak w bajce, wręcz powinna mieć na poduszce jakąś żabkę czy coś.
Roland posłusznie zamówiła tłuste mleko i sok dla siebie po czym poprowadziła małą do stolika.
Tuż po chwili przyszła kelnerka z mlekiem i sokiem pomarańczowym. Roland uprzedziła, że za pół godziny przyjdzie pan który życzy sobie na pewno herbatkę. Panienka kiwnęła głową i po prostu odeszła.
Roland spojrzała na Annalebę i uśmiechnęła się do niej lekko.
- Więc... powiesz coś o sobie?Anonymous - 16 Maj 2011, 06:47 Wpatrzyła się nieco zazdrosna w tą kelnerkę. Chciałaby tak wyglądać. Chciałaby, ale raczej nie mogła. Westchneła cicho, nieco zażenowana swoimi własnymi myślami. W końcu tez nie wyglądała tak źle. Widywała gorszych ludzi. Roland zamówiła dla niej mleko i poprowadziła do stolika, za co była wdzięczna. Opije się swym ukochanym napojem, to nie musi patrzyć na kelnerkę.
Uśmiechała się do swej opiekunki, zapatrzona w nią jak w lusterko. Och zadała jej pytanie! To miło z jej strony, że do niej zagadała, ale trochę się zawstydziła, toteż jej poliki oblał rumieniec, mocno kontrastujący z raczej jasną karnacją.
- Em... ale nie wiem co. Może pani o sobie coś powie?
Najlepszym atakiem jest podobno obrona. A może to było na odwrót? Niewazne! Dobrze, że wyszła z tej kłopoliwej dla siebie sytuacji.Anonymous - 16 Maj 2011, 11:06 Roland uśmiechnęła się i podstawiła mleko pod jej nos. Malutka była nawet słodka, można by tak powiedzieć, gdyby nie fakt, że charakterek to miała i trudno powiedzieć, czy Arthur sam jej taką nie wychował, w końcu ten szaleniec miewał bardzo różne upodobania.
- Nie jestem "pani" mam na imię Roland i pracuję głównie na zamówienie. Arthura poznałam niedawno, czasami współpracujemy. A ty? Jak poznałaś swojego pana? - Dziewczyna na prawdę ciekawiła się jak to maleństwo trafiło na tak okrutną osobę. Nie żeby Arthur był zły, ale Roland wiedziała, że nie należy też do ludzi dobrych... No i temat zabijania był też kiepski. - Arthur jest dla ciebie dobry? - W sumie musiał być, żeby wychowywać małą... laleczkę? Cóż taki był, że lubił owijać sobie ludzi w okół palca, kiedyś startował też do Roland, ale jakoś nie wzruszyło nią kiedy zwracał się do niej "milady" czy jakoś tak.Anonymous - 16 Maj 2011, 17:45 Och. Kotek był teraz słodki i miły, gdyż wiedział, że coś za swe poświęcenie dostanie. Poza trochę bała się tej pani. Tak pani, bo dla niej Roland była starą dupą, choć na razie nie przymierzała sie, by wyznac jej swoje myśli.
I oto padło pytanie jak to poznała pana swego. No cóż. Jakoś nie za bardzo pamiętała jak to było, bo zdarzyło sie dawno, dawno w jej mniemaniu, gdzie wszystko co ma ponad tydzień było dawno.
- A tak jakoś... przypadkiem...
Miała nadzieję, że taka nijaka odpowiedź ją usatysfakcjonuje, bo nie potrafiła w tym momencie wymyślić innej bujdy. No cóż. Pozostała jeszcze druga odpowiedź!
- Raczej jest dobry, bo inaczej bym u niego nie siedziała, prawda?
Uniosła jedną brew do góry, dając znak, że jej rozmówczyni zadała jakkolwiek głupie pytanieAnonymous - 16 Maj 2011, 18:59 Roland westchnęła słysząc odpowiedź małej. Już widziała, że humorki to ona na pewno miewa i że napyskować potrafi. Niestety ale moment w którym położyła nacisk na słowa, ją zdradził. Faktem było, że Roland próbowała podłoże i rozmawiała z nią jak z dzieckiem.
Westchnęła cicho i oparła się o oparcie fotela.
- Rozumiem - odparła już o wiele chłodniej, wyczuwając z kim ma do czynienia. Następnie napiła się soku. - Nie pijesz? - spytała widząc, że Annabel nie pije mleka. Rozejrzała się dookoła i wyciągnęła z kieszeni komórkę. Przez moment patrzyła na jej pusty wyświetlacz zastanawiając się czy faktycznie chce włączyć swój telefon.Anonymous - 16 Maj 2011, 19:10 Arthur nieczęsto zjawiał się przed czasem, ale teraz musiał. Wiedział, że na niego będą czekały, więc nie przejmował się zbytnio swoim czasem.
Bardzo szybko wszedł do herbaciarni, jedynie upewniając się że to ta i nasuwając niżej nakrycie głowy, zamówił sobie najlepszą herbatę i jakieś drogie ciastko (byle nie francuskie). Teraz jak sobie wszystko szybko wytłumaczą to może zdąży chociaż zjeść, czy coś.
Po zamówieniu obrócił się do jedynego zajętego w środku stolika, zdjął okulary i rozłożył ręce do swojego kotka.
- Aw Ann, Ann. Where art thou, lady of my heart - spytał z uśmiechem rozglądając się za Annabelą. Oczywiście cytował tutaj dramatycznie jednego z ich ulubionych autorów więc spodziewał się raczej miłego i kociego przywitania. - My heart beats for thee, and I swear for the moon.Anonymous - 17 Maj 2011, 20:10 Kicia przekręciła oczami. No tak Stara Pani ją wybadała i to całkiem dobrze. Czemu nie piła? Cóż- trudno mówić i pić jednocześnie nie krztusząc się. Chyba, że ktoś posiada takowe zdolności, których jednak ona nie miała. Wzięła zatem w krótkiej przerwie solidnego łyka mlecznego napoju, gdy wtem do środka wszedł KTOŚ. Ktoś, kto zamówił herbatę, ciastko i ściągnął okulary.
Jej serduszko totalnie zabiło mocniej na dźwięk jego głosu. Oto pan jej, pan jej serca! Na dodatek tak pięknie recytował kawałek tragedii, tragedii pięknej i wspaniałej i przez kota lubionej. Az łezka w oku się zakręciła.
Nie bacząc na przeciwności losu, jak i te w postaci stolika(na który się zresztą wspięła), rzuciła się na Arthura, w pozytywnym znaczeniu. Może i się przewrócili, może i nabrudziła mlekiem, ale jej radość była niepohamowana.