To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Obrzeża Miasta - Zapuszczona ulica

Anonymous - 10 Listopad 2012, 18:01

Dopiero kiedy odwrócił się dostrzegł oddalającą się postać i właśnie nie mógł mieć jej tego za złe. Wiele osób stwierdzało, że je ignoruje właśnie w momencie, kiedy sięgał tablet będący właściwie jedynym komunikatorem z resztą „normalnego” społeczeństwa. Uśmiechnął się krzywo pod nosem zanim jeszcze do niej dotarł i podsunął ekran z wystukanymi słowami. Nie było sensu tłumaczyć się dlaczego nie odpowiada, z pewnością zdążyła się już zorientować, że z jakiegoś powodu nie może wydać z siebie żadnego dźwięku – nawet zwykłego przytaknięcia czy mruknięcia.
Dostrzegł jakieś niemrawe rysy malujące się na twarzy nieznajomej, ale nie potrafił ich jak na razie sprecyzować i określić. Chciała coś powiedzieć, wycofała i odczekała moment, wciąż uśmiechając się dziwnie w jego kierunku. Nieobecnie. To jednak go wcale nie odstraszyło, ponieważ poczuł dość mocne ukucie poczucia odpowiedzialności, które było przecież niezwykle irracjonalne w tym momencie.
Miał dwa wyjścia – zabrać ją do domu albo do jakiegoś 24 godzinnego baru szybkiej obsługi, gdzie postawiłby jej obiad. Tak, zdecydowanie była wygłodzona, wystarczyło spojrzeć chociażby na jej wynędzniałą twarz. Kto jak kto, ale kucharz się trochę na tym zna.
Cofnął tablet sprzed twarzy dziewczyny i wystukał tym razem o wiele krótszą odpowiedź:
„Znam dobrą knajpę niedaleko. W sumie sam zgłodniałem.”
Nie chciał, aby dziewczyna poczuła się nieswojo w jego obecności a tym bardziej krępowała się – chociaż im dłużej się jej przyglądał, tym silniej dochodził do wniosku, że jej chyba się nie da zażenować. Prawda była taka, że Agapitowi marzyła się ciepła kąpiel i odgrzanie spaghetti, które leżało grzecznie i cierpliwie w jego lodówce. Wyciągnięcie nóg i obejrzenie jakiegoś filmu zamiast dokarmiania chaotycznej dziewczyny. z drugiej jednak strony.. czy nie oczekiwał na coś niespodziewanego i nowego? Los dawał mu właśnie szansę na usunięcie nudy z dzisiejszego dnia na korzyść nieznajomej.
Zamknął tablet i schował go do wewnętrznej strony kurtki, przenosząc torbę na drugie ramię aby iść po wolnej stronie czarnulki. Wolał mieć wolną rękę jeśli przyjdzie jej do głowy usunąć się niespodziewanie na podłoże.

Anonymous - 10 Listopad 2012, 21:17

- Wybacz, nie zorientowałam się po prostu od razu. - Oznajmiła przepraszająco. Jakby na chwilę odzyskała rozum. Coś niesamowitego.
Poczekała na niego przyglądając się jak chowa tablet. I znów wiele myśli wlazło jej w głowę. " Co on tu robi do licha? Nadal się nie dowiedziałam, skoro taki miły..dobrze ubrany, zadbany nie wychudzony. To nowy narkoman albo zupełnie ktoś inny. Ale przecież to nie byłoby możliwe.. Taka osoba od razu ruszyłaby do przodu.." No chyba, że jeszcze w tej ciemności nie dostrzegł jej podkrążonych oczu, które mimo wszystko kolor mają niezwykły.. bo taki zimny, wręcz lodowaty ale jednocześnie można dojrzeć troskę..i jakąś stronę ciepła.
Dziewczyna wsunęła swoje chude palce niezdecydowana czy zapalić czy nie. Nagle zebrało jej się na kulturalność, ale po chwili zrezygnowała z niej, bo mógł to być jeden z tych co raz ja spławi. Zresztą... nic w tym dziwnego. Z prostej przyczyny, której brzmienie było twarde i ostre.. "ćpunka".
Postanowiła nawet nie pytać czy przeszkadza mu dym, bo po co ?
Wyciągnęła paczkę swoich ulubionych fajek i sięgnęła do drugiej kieszeni płaszcza po zapalniczkę, którą darzyła wielkim sentymentem. O tak.. ile by dała by znów spacerować po berlińskiej ulicy w pobliżu muzeum. I do tamtego parku.. do tej zieleni i tam położyć się na trawie i wciągnąć..
Chwilę później wyrwała się z własnych myśli odpalając papierosa. Zaciągnęła się mocno wciągając dym tytoniowy mocno w płuca jakby to on dostarczał jej tlenu. Głupota. Ale tak już najwyraźniej musiało być.

-To powiesz mi co tu robisz? Albo chociaż kim jesteś? A może Ty po prostu chcesz coś łyknąć? - Tu prawie się wydała i może chłopak od razu się zorientuje o czym mówi, ale jeśli nawet i zwieje od razu to lepiej nie przywiąże się nawet na chwilę. Bo po co? "Jak masz mnie oswoić to się dobrze zastanów." Zresztą miała dziwne podejście do życia, a zwłaszcza do mężczyzn. Długa historia , ale nie było tak bez podstaw..
Życie jest dobrze popieprzone i nikt nie ma poukładane w głowie. Nikt na tym świecie nie jest normalny. Nikt.

-No i prowadź, prowadź, chętnie coś połknę. Żołądek mój stanowczo tego potrzebuje. - Stwierdzając to wcisnęła chwilowo palce swych dłoni jakby nieco nerwowo. Jakaś taka była niespokojna.

Anonymous - 10 Listopad 2012, 21:58

Machnął obojętnie ręką, chcąc dać jej wyraźnie do zrozumienia, aby się tym nie przejmowała. Takie reakcje były dla niego na porządku dziennym, dlatego też nie zrażał się do takich osób. Owszem, po pewnym czasie irytowało go, jednak od kilku tygodni miał dość dobry humor po spotkaniu z Jackie. Nie miał jej tego za złe ani nawet nie był zmęczony taką postawą. Po prostu była mu naprawdę obojętna, czym zdziwił samego siebie.
Tablet zniknął we wnętrzu jego kurtki, ponieważ w ten sposób łatwiej byłoby mu uchronić go przed ewentualnym upadkiem. Dziewczyna jednak szła całkiem dobrze i prosto, ani nawet nie potykała się o własne nogi. Była w stanie nawet sięgnąć zapalniczkę, papierosa i odpalić go w miarę zręczne. Zastanawiające, że jeszcze chwilę temu miała problem z równowagą!
Wysłuchał kolejnej serii pytań z jej strony, nie będąc do końca pewien jak powinien na nie odpowiedzieć. Jego uwagę przykuło szczególnie to ostatnie, coś o łyknięciu. Zmarszczył brwi, przyglądając się jej trochę uważniej niż przed chwilą i kątem oka zerknął na stojącą niedaleko lampę. Za moment będą koło niej przechodzili, ale co to mu tak właściwie da? Powoli zaczął się domyślać i układać wszystkie elementy układanki w jedną spoistą całość, dostrzegając zależność irracjonalnego chichotu z brakiem równowagi i mizernym wyglądem w otoczeniu zapuszczonego zaułka. Ćpunka?
Pokręcił stanowczo głową i chcąc czy nie, znów sięgnął ręką w stronę kurtki, gdzie jeszcze chwilę wcześniej schował komunikator. Otworzył go ponownie i za pomocą jednej tylko ręki wystukał odpowiedź, koncentrując swoje spojrzenie przede wszystkim na rozmówczyni a nie na klawiszach, których położenie znał już na pamięć.
„Przechodziłem tylko tędy i zauważyłem ciebie. Myślałem, że coś się stało, że ktoś ciebie zaatakował albo jesteś po prostu ranna.” – Pokazał dziewczynie swoją odpowiedź i dopiero, kiedy upewnił się o jej odczytaniu, cofnął tablet i wystukał nową wiadomość, zmazując wcześniejszą. Tak właściwie dlaczego nie poszedł właśnie dalej? Chyba naprawdę chodziło tutaj o ten dziwny ciężar odpowiedzialności i świadomości, że nieznajoma jest głodna. On potrafił poradzić sobie z rzeczywistością i żyć na przeciętnym chociaż poziomie, ale ona… nie znał jej. Kiedy mijali jednak jedną z ulicznych lamp dostrzegł ten równoczesny chłód i ciepło w oczach, podkreślony ciemnymi kręgami pod oczyma.
„Agapit jestem. I nie, nie chcę niczego łyknąć. Wyglądasz na bardzo zmęczoną i osłabioną, w taki wieczór całkiem dobrze jest rozgrzać się ciepłą zupą.”
Nie, nie komentował tego, że znalazł ją w kałuży po upewnieniu się o dobrym (pozornie) stanie zdrowia nieznajomej. Zrozumiał dlaczego nie czuje od niej alkoholu i wrócił krótko do swoich własnych eksperymentów z narkotykami za czasów szkoły średniej, kiedy nie mógł się zaadoptować w środowisku normalnych dzieciaków. Teraz był zupełnie innym człowiekiem, o twardym światopoglądzie i mocno stąpającym po ziemi. Nie potrzebował kolorowych kredek w postaci psychoaktywnych środków, ponieważ miał swoje pasje i zamiłowania.
„A Ty? Jak masz na imię?”
Kolejna wiadomość, przerywana jedynie miarowym krokiem dwóch postaci.

Anonymous - 10 Listopad 2012, 22:23

Widząc znów jak pisze na tablecie uśmiechnęła się do siebie. Znał już klawisze na pamięć co zauważyła, pisał i patrzył na nią jednocześnie co jakiś czas. Wow.
Mimo to nie będzie go teraz chwalić, nawet się nie znali. Zresztą kogo obchodziła ćpunka?
Wciąż wirowała w swoim świecie, w którym przywódczynią była śmierć. Nawet teraz szła obok nich i trzymała Belindę z akosmyk włosów kręcąc wokół swego kościstego palca.
Uśmiechała się kpiąco i odchodziła co parę kroków przyglądając im się z jakiejś odległości. W końcu zniknęła, a Bell w tym momencie poczuła ucisk w żołądku. Kolejna dawka za dwie godziny? Zadała sobie to pytanie ,ale nawet niepotrzebnie. Odpowiedź była zbyt oczywista.
Wzrok czarnej skupił się na tablecie.

-Ja miałam dziś wyjątkowe szczęście. Dziś najwyraźniej mają tu spokojny dzień co jest czymś niespotykanym. Zazwyczaj są tu napady. Kradzież, gwałty.. A za rogiem tu zaraz dwieście metrów dalej zaczyna się ulica ćpunów. Myślałam,że jesteś jednym z nich , tym nowym. - Oznajmiła nieco ochrypniętym swym głosem. Wzięła kolejny buch.
Potknęła się i przeklęła cicho pod nosem wymawiając nerwowo słowo "Ku*wa".
Jednak zaraz postawiła kolejne kroki. Próbowała się skupić znów na rozmówcy, a także na paleniu papierosa, którym znów się zaciągnęła. Przymknęła chwilowo oczy, po czym otwarła je szeroko i wbiła swoje spojrzenie w latarnię, zupełnie jakby z niej coś odczytywała. Słyszała między czasie , że coś wystukuje więc odwróciła głowę by odczytać wiadomość.

- Hm.. Nie jestem zmęczona tylko skołowana, wesoło mi. Co jest rzadkością więc.. cieszmy się. - Mruknęła cicho i odwróciła swój wzrok w przeciwną stronę.
-A no i mnie mówią Bell, skrót od Belinda. - Oświadczyła po krótkiej chwili biorąc znów bucha. Pociągneła trzy razy szybko i mocno po czym wyrzuciła peta do kałuży.

-Jaka jest Twoja ulubiona zupa? - Temat jak od tyłka strony no ale.. nie będzie mu teraz gadać o narkotykach i nie zdradzi nawet dlaczego. To jej kolejna tajemnica.

Anonymous - 10 Listopad 2012, 23:13

Potocznie przyjal się pogląd, że mężczyźni nie mają podzielonosci uwagi. Agapit nauczył się jej jeszcze za dzieciaka, dzięki czemu teraz było mu łatwiej rozmawiać i obserwować osobę. Słysząc sposób, a jaki dziewczyna odpowiadała na temat miejsca ich spotkania. O napadzie. Gwałcie. Zupełnie tak, jakby ja to nie obchodziło. Jego odpowiedź nadeszła dopiero po dłuższej chwili.
"W takim razie masz szczęście nieopisane nawet. Mówisz to tak spokojnie, jakby Ciebie to nie miało dotyczyć. "
Podsunął tablet chwilę przed tym jak dziewczyna się potknela. Przyglądał się jej, ale nie obawiał jej całkowitej utraty równowagi, ale jednak gotowy był podeprzec ja wolnym ramieniem. Uśmiechnął się nawet końcówka warg, przez co jego wyraz twarzy nabrał nieco przyjazniejszych rys.
"Rzadko tedy chodzę, nie znam tej okolicy."
Krótka, niemalże lakoniczna odpowiedź jaką jej udzielił mogła irytowac, ale taka była prawda. Gdyby nie postanowił przejść się dłuższą droga i spróbować swojego szczęścia w nawiązaniu nowej znajomości. Wzruszył lekko ramionami, po czym cofnął tablet i przez moment nic nie pisał. Na dłuższą metę było to męczące, ale jak na razie Agapit dawał radę.
"Skolowana, ale wesoła? Zawsze wydawało mi się, że to dwa przeciwstawne pojęcia. Może jak zjesz coś ciepłego to humor Tobie się bardziej poprawi." Dopisał kilka kolejnych zdań, dzięki czemu łatwiej było mu wyrazić swoje myśli i dowiedzieć si enieco więcej o nastroju nieznajomej. Już teraz domyslal się, że nie było jej do śmiechu - nawet mimo werbalnych zapewnień.
Bell. Belinda. ładnie, ale nie ośmielił się powiedzieć tego na głos. Po prostu skinal głową w milczeniu. I szedł tuż obok niej, używając tabletku do krótkiej wiadomości:
"Rosół. Zupa z dzieciństwa, przypomina mi o ojczystym kraju."

Anonymous - 11 Listopad 2012, 00:39

Zgadza się, ale kobiety wcale nie są w tym lepsze...
Zauważając jego zdziwienie uśmiechnęłam się nieznacznie.

-Wiedziałam,że tak pomyślisz i to napiszesz. Wiesz.. już nie raz próbowali mnie okradać. Ale jestem tu na tyle długo ,że już mnie znają. Mam też tu swoich no i mnie omijają, a nowym jak mnie napadną to się obrywa. Więc trzymaj się mnie,a nic Ci nie grozi w tej okolicy. - Dodałam z głupkowatym uśmiechem wiedząc , że mam poniekąd rację.
Samą mnie napadali gdy byłam młodsza i to nie było przyjemne, a bardzo wkurwiające. Musiałam sobie jakoś radzić, ale jak widać dla tych złodziei nawet ćpuny nie były wielką przeszkodą, a nawet wzajemnie sobie pomagali. No bo przecież trzeba mieć na prochy, prawda?

- A co się stało, że dziś postanowiłeś iść tą dłuższą drogą? - Zmarszczyłam brwi nieznacznie kaszląc cicho. Dym tytoniowy zdążył podrażnić moje gardło. Czasem tak się zdarzało i bardzo tego nie lubiłam. W tej chwili popatrzyłam na rozmówcę.

-Mogę teraz poprosić Cię o wodę? - Spytałam trochę niepewnie, bo wcześniej nawet na jego wystawioną w moim kierunku mineralną nie reagowałam..ignorując. Zresztą ignorancja w moim przypadku to dopiero norma.

- Tak skołowana ale wesoła. Przecież wiesz, że świat jest popieprzony, czy żyjąc tyle lat jeszcze nie zwróciłeś na to uwagi? - Odwróciłam głowę w jego stronę i mrugnęłam kilka razy powiekami jakby z niedowierzenia.

-Daleko ta knajpa tak poza tym? Mam nadzieję, że jakoś nadążysz za moimi pytaniami. A zresztą co się martwię świetnie sobie dajesz radę. - Mruknęłam jakby niewidzialnie uderzając się w głowę. Za mało prochów, za mało . Jestem za grzeczna, coś mi się poprzestawiało.

Anonymous - 11 Listopad 2012, 09:54

Teraz nie miał już właściwie żadnych wątpliwości co do tego, że dziewczyna obraca się w towarzystwie cpunow i sama nim jest. Było to dość nieprawdopodobne, ponieważ Agapit zawsze starał się unikać takich ludzi. Zasmakowal tego i nie pozwoliło mu to wcale na poprawę samopoczucia. Kiedy dawka przestała działać, rzeczywistość była dwa razy czarniejsza i ciezsza. Belindzie najwyraziej to pomagało.
Wzruszył ramionami, po czym znów zmazal wiadomość, na jej miejsce wstukujac:
"W takim razie już się nie dziwię."
Nie miał bladego pojęcia, co mógłby w tym momencie jeszcze dodać. Dystans jaki zawsze zachowywał w takich sprawach wciąż nie dawał o sobie zapomnieć. Nawet teraz, mimo dość dobrego humoru. Nie zamierzał uświadamiać dziewczyny, że potrafi sam o siebie zadbać i jeśli ktoś go zaatakuje, będzie miał dość ciężka z nim przeprawę. Lepiej, aby myślała że jest słaby i nieporadny. Tak było łatwiej, ale irytujaca w pewnych momentach.
Belinda zadawała mnóstwo pytań i była tak bardzo w tym bezpośrednią, że nie potrafił ja zbyć i skończyć rozmowę na ten temat. Nawet głupia informacja o rosole była prawdziwą!
"Musiałem się przewietrzyc, a wieczór jest wyjątkowo dobry do tego."
Kłamstwo, albo polprawda. Tak na prawdę Agapit szukał towarzystwa, ale nie zamierzał się do tego przyznawać. Nie traktował Bilendy jako gorszej że względu na uzależnienie, ale utrzymywał uprzejmy dystans, który powoli nie sprawdzał się w rozmowie z nią. Była zbyt szczera, chociaż na haju.
Zamiast odpisać skinal głową i zatrzasnal tablet, aby mieć wolne ręce do otwarcia torby i ponownego sięgnięcia wody. Czyli jednak była w świecie rzeczywistym i potrafiła kojarzyć fakty, zależności. Podał jej butelkę z lekkim uśmiechem, czując ponury ciężar wiszący w powietrzu.
Przez moment wpatrywal się w nią w milczeniu i bez emocji, po czym sięgnął ponownie klawiaturę i wystukal kilka kolejnych zdań:
"Jestem niemowa od urodzenia, Bell. O tym, że życie jest popierdolone wiem jak mało kto."
Pokazał jej tekst, przenosząc spojrzenie przed siebie, omijając tym samym kałuże. Sytuacja pomogła mu uniknąć jej wzroku. Nie lubił przeklinac, ale w tym momencie poczuł po prostu gniew. Nie lubił narzekać nawet przyjaciołom czy rodzinie, że jest mu źle i przez prawie 30 lat nie pogodził się z tym, czego nigdy nie otrzymał.
"Zalamywanie rąk i ucieczka gowno dają. Niszczysz się od środka, a świat jest weselszy tylko na kilka chwil."
Dodał kolejna informacje, pośrednio odnosząc się do ucieczki w narkotyki właśnie. Nie miał wątpliwości, że dziewczyna odczyta to prawidłowo.
Potem pokrecil przecząco głową, podnosząc rękę w stronę neonowego szyldu nad ich głowami. Nie odpisał tym razem, dając możliwość Belindzie wejścia jako pierwszej do budynku.

zmiana tematu oboje

Anonymous - 11 Styczeń 2014, 19:27

Wyszła z MORII. Wiedziała, że nie będzie łatwo, przecie gdyby tak było to ludzie stamtąd wywalaliby się drzwiami i oknami. Ech, nędzna hołota... Należałoby jak najszybciej uporać się z tym ścierwem z Krainy Luster, ale coś jednak ciągnęło panienkę na tą ulicę. W sumie to też razem z nią w budynku organizacji była też jakaś dziewczyna... Jednak nie pora rozważać takie aspekty, lecz działać. W końcu arystokratka powinna w pełnej klasie udać się z "ofiarą" do "spółki" i zostać przyjęta. A jak nie to przynajmniej mogłaby skopać im te buźki, bądź przynajmniej spróbować.
Ciemnowłosa jeszcze raz obróciła krzyż w dłoni, jednakże nie odważyła się na razie na coś większego. Na przykład przeniesienie do Krainy Luster. Miała dziwne przeczucie, że może kogoś spotkać bądź coś się wydarzy.
Zresztą była zima, a pani Undertaker lubiła tą porę roku. Chłód mroźnego czasu, przypominał wręcz serce milady. Zimne, zgorzkniałe, nieczułe... Ale cóż taki już jej urok. Dziewczyna trzepnęła swymi długimi włosami do tyłu, po czym usiadła na pobliskim parkanie. Co z tego, że może się ubrudzić. Takie coś zalicza się do nieistotnych, w końcu liczy się jej przyszłość. A czasu ma mało. Z kamiennym wyrazem twarzy znów obróciła artefakt w dłoni. Do szybkiej podróży między wymiarowej, co? Niezłe cacko...
Tym razem schowała otrzymany przedmiot i wyjęła coś innego. Coś co znalazła dziś rano. Mogła po prostu wyrzucić ten nie warty uwagi śmieć, ale emanowało z niego coś niezwykłego. Jednakże wyglądał on dość... Nie przyzwoicie. Czarny naszyjnik? Phi, to strasznie kontrastowałoby z jej bielą. Ale nie mogła go wyrzucić... Cóż, może nawet go później przymierzy... Szybko odepchnęła te myśli, niczym natrętną muchę i na powrót zaczęła czekać. Na co? Sama nie wiedziała... Liczyły się tylko te chłodne podmuchy wiatru i ona sama... Właśnie, taka bardzo samotna~

Anonymous - 14 Styczeń 2014, 17:56

Ona również dostała "zadanie" od zarządu. Schwytać potwora w równoległym świecie, to brzmiało banalnie, ale wcale takie nie było, nawet, jeśli ma się krzyż, który umożliwiał podróż między wymiarami. A do tego była zima. Allison nie lubiła zimy ani zimna w ogóle; wolała ciepło, lepiej znosiła upał od mrozu. To drugie przyprawiało ją o apatię i niechęć do wychodzenia spod kołdry.
Opuściła budynek, szczękając zębami z zimna, bo miała na sobie tylko marynarkę; nieopatrznie nie założyła niczego cieplejszego. Nie zdążyła jednak zajść daleko, a przyuważyła siedzącą na parkanie dziewczynę, czy raczej kobietę; trzymała ona w dłoniach taki sam krzyż, jaki wisiał na szyi Allison. Czyli prawie na pewno też należała do MORII, albo dopiero się do niej zgłosiła... To była okazja, żeby ugruntować wiedzą teoretyczną swoje polowanie na potwora. Podeszła więc do nieznajomej.
- Dzień dobry i przepraszam, jeśli przeszkadzam - przywitała się, przywołując na twarz przyjazny uśmiech. - Pani też jest z MORII, prawda? Chciałam o coś zapytać... Gdy panią przyjmowali, też zlecili pani schwytanie jakiejś bestii?
Pokazała swój własny krzyż jako poparcie swoich słów i czekała na odpowiedź, lekko dygocąc z zimna.

Anonymous - 14 Styczeń 2014, 18:17

Z lekkiego zamyślenia ciemnowłosą wyrwał stukot. Nie byle jaki, lecz dźwięk tupoczących o ulicę nóg. A co za tym idzie- dźwięk człowieka. Czyżby była to ta kobieta, którą spotkała w budynku organizacji? Panienka momentalnie podniosła głowę, jednakże niezbyt szybko. Jak zwykle nie chciała pokazać, że jej zależy lub coś w tym guście. Szybko też ociepliło jej się serce. Mimo iż tego nie chciała, lekkie zadowolenie napierało ją od środka. Szybko stłamsiła te uczucia, niczym byle jaki śmieć i przyjrzała się przybyszce.
Ładna blondynka, zdecydowanie nieco starsza. Arystokratka schowała dziwny naszyjnik do kieszeni. Nie chciała by osądzono ją pochopnie o noszenie takich nieprzyzwoitych rzeczy. Phi, to by było wręcz karygodne!
Wiatr muskający z lekka włosy kobiety, przywiał też do jej uszu melodyjny ton głosu zielonookiej. By okazać należyty szacunek, pani Undertaker lekko kiwnęła głową na powitanie, jak to miała w zwyczaju. Bez żadnych współczesnych "siema", "hejka" czy "cześć". To było zdecydowanie za mało oficjalne i młodzieńcze, a wręcz szczeniackie. Jednakże teraz należało odpowiedzieć na powitanie i słowa blondwłosej.
- Również witam, nie nie przeszkadza pani - odrzekła wstając momentalnie, w jej głosie można było dosłyszeć dozę szacunku, a i lekkiej sympatii. Przez wygląd i maniery kobiety zamierzała dać jej szansę, kto wie może okaże się godnym rozmówcą? - Tak właściwie dopiero zamierzam do niej dołączyć, panno... Właściwie to jak pani na imię? Ja nazywam się Yves Undertaker. Mi zaś zlecono - w tym miejscu ściszyła głos, nie chciała by ktoś ich podsłuchał. A samej damie zaufała, bo w końcu widziała ją w MORII, a i wydawało jej się, że też posiada krzyż. Podobny go jej własnego. - porwanie istoty z Krainy Luster lub Szkarłatnej Otchłani. A coś się stało?
Zapytała jak zwykle głosem wypranym z emocji, lecz tym razem dało się tam usłyszeć dozę małej sympatii. Starała się to zatuszować w jakkolwiek sposób, lecz ton głosu nie zmieniał się... O dziwo niebieskooka odważyła się też na lekki uśmiech, jednakże bardzo znikomy. Czyżby nowo przybyła wprawiała ją w pogodny stan ducha?

Anonymous - 14 Styczeń 2014, 18:39

Zachowanie tej osoby przypadło Allison do gustu. Odwzajemniła powitanie jak należy, zgodnie z manierami i protokołem, bardzo dzięki temu zyskując w oczach Allie. Tak należało zawierać znajomości!
- Przepraszam, nie przedstawiłam się. Jestem Allison Darwenn, miło mi niezmiernie. - zachęcająca była nutka sympatii w głosie, pozwalała liczyć na przyjemną rozmowę. A to, że Yves również dopiero zamierzała dołączyć do MORII, było już bardzo szczęśliwym zbiegiem okoliczności.
- To świetnie się składa. Czy nie będę zatem zbyt śmiała, jeśli zaproponuję, byśmy połączyły siły? Powinno nam pójść lepiej, jeśli tak zrobimy. Zdaje się, ze to nie jest zabronione?
Nikt jej nie wspominał, by wypełnienie misji we własnym zakresie było warunkiem koniecznym. A we dwójkę zawsze raźniej, to wiedza ogólnie dostępna.
Zimno doskwierało Allison coraz bardziej, stanie w miejscu nie było najlepszą rozgrzewką. Roztarła dłonie, by choć trochę się ogrzać.
- Może omówimy szczegóły w moim samochodzie? Zaparkowałam niedaleko stąd, a po co stać na mrozie?
Po raz kolejny uśmiechnęła się nieśmiało do rozmówczyni. Wydawało się jej, że potrafią znaleźć wspólny język, a w takim razie należało się postarać, by podtrzymać korzystny rozwój obiecującej relacji.

Anonymous - 14 Styczeń 2014, 20:18

Mróz lekko podrażnił nie osłonięte niczym nogi. Co jak co, ale ciemnowłosej to prawie w ogóle nie przeszkadzało. Niby była szlachcianką z willi z wszelakimi wygodami, ale solidny trening, który zakończyła nauczył ją hartu ducha oraz ciała. Z tym samym bardzo leciutkim uśmiechem skinęła głową, gdy usłyszała jej godność, wyrażając przy tym aprobatę. Z nadal tym samym wyrazem twarzy kobieta wysłuchała dalszej części wypowiedzi Allison. Taka współpraca zdecydowanie szła jej na rękę. Bo po pierwsze razem zawsze raźniej i być może będą mogły sobie pomóc, zaś po drugie może miło spędzić czas w towarzystwie równie dobrze wychowanej i nawet sympatycznej osoby. Zdecydowanie różniła się ona od tego marnego plebsu, który czasem widzi się na ulicy! Niebieskooka miała czasami już dość widoku tej marnej egzystencji, a tu proszę taka miła odskocznia. Tak więc przemówiła swym już nieco cieplejszym głosem.
- Z wielką chęcią - tym razem uśmiechnęła się szerzej. - Pomoc na pewno przyda się każdej z nas, a i można przy okazji dość miło spędzić czas. Mi na rozmowie kwalifikacyjnej nie wspominano, że nie można połączyć swych sił.
Z każdym słowem dźwięk wypowiedzi stawał się coraz to życzliwszy, a taka też była wewnętrzna reakcja szermierki na śliczną blondynkę. Sama nie mogła do końca uwierzyć, że tak łatwo zawarła nową znajomość... Zwykle rozkazywała ludziom na prawo i lewo, a nie zaprzyjaźniała się. Jednakże w tej damie było coś innego, naprawdę niezwykłego i wartego poświęcenia każdej sekundy. Cóż, zastanowi się nad tym później~
- Nie mam nic przeciwko - przystała na propozycję zielonookiej. Spojrzała właśnie się w te jej szmaragdowe punkciki, a potem poczekała aż ta wyruszy do swego auta, by móc za nią podążyć.

Anonymous - 14 Styczeń 2014, 21:07

Nazwisko Allison może i nie było arystokratyczne - Darwennowie wywodzili się z klasy średniej, ojciec blondynki wybił się własnymi siłami. Odziedziczył po włanym ojcu, dziadku Allie, niewielki warsztat rusznikarski, a zrobił z niego prosperującą firmę. Teraz należała ona do MORII, bo ostania z Darwennów zdawała sobie sprawę, że nie poradziłaby sobie z kierowaniem nią, a tej organizacji broń przyda się jak najbardziej.
To prawda, jestem ostatnia, pomyślała Allison. Nawet, jeśli będę miała dzieci, one nie będą się nazywały Darwenn... Taka smutna prawda.
W każdym razie Yves chyba nie przeszkadzało pochodzenie Allison, i bardzo dobrze, to ułatwi sprawę. I kolejny wspólny punkt w światopoglądzie obu pań - obie nie lubiły chamstwa.
- W takim razie proszę za mną - uśmiechnęła się, wdzięczna, że jej nowa znajoma nie postanowiła zademonstrować swojej wytrzymałości na zimno i odmówić przejścia do samochodu. Ruszyła chodnikiem aż do miejsca, w którym stał zaparkowany jej majestatyczny, zdecydowanie nie plebejski, czarny mercedes sls. Allison bardzo lubiła samochody i nie żałowała odziedziczonych pieniędzy na zakup tej maszyny; w końcu agentka MORII nie mogła się wozić byle gruchotem.
Podniosła do góry drzwi pasażera i gestem zaprosiła Yves do środka, sama zaś obeszła samochód i wsiadła z drugiej strony. Zamknęła drzwi, przekręciła kluczyk w stacyjce i włączyła ogrzewanie; westchnęła z ulgą, czując rozchodzące się po wnętrzu ciepło.
- Więc... czy miała już pani jakiś pomysł na schwytanie rzeczonej istoty? - spytała Allison, patrząc w niebieskie oczy Yves. Podobał się jej ich odcień.

Anonymous - 15 Styczeń 2014, 14:47

Czy jej się zdawało czy naprawdę przed tymi niebieskimi oczami przeleciał płatek śniegu? Niby mała kruszynka, ale Yves jej pochodzenia pewna nie była. Może to tylko nazbyt przyjemny zwid, a może wyleciała z jej zimnego serca? To drugie mogło wydawać się nieco dziwne, bo przecież jak z narządu może wylecieć śnieżynka. A no właśnie dziwią się o takie rzeczy, a sami podróżują do Krainy Luster i są opętywani... Ech, do czego ten świat zmierza? Czyżby chciała sobie zrobić żarty z arystokratki, a może tak było tylko w jej mniemaniu? To pozostawało niezmierną tajemnicą. Co jak co, ale tajemnic skrytym w swym umyśle miała wiele. Nie raz panienka siadała w ciepłym fotelu ze swą ulubioną, porcelanową filiżanką by choć przez chwilę pomyśleć w ciszy i spokoju. A rzec można, że takich chwil nie wiele miała. Raz to rozwrzeszczana siostra wpadała do pokoju po ciuch, a innym razem chwilę odpoczynku zakłócały jej pokojówki. Te istoty ciągle chciały jej usługiwać... "Panienko może coś zjesz?" "A może chcesz się przejść panienko?" "A może jednak kanapeczkę?" W tych momentach ciemnowłosa miała ochotę rozerwać na strzępy swoją służbę niczym nic niewarte ubranie. Czyżby ludzie w tych czasach nie mieli choć odrobiny godności? Zrobiliby coś pożytecznego, a nie ciągle się płaszczą przed wyższymi w hierarchii i liżą m dupy. Na szczęście Undertaker wyrwała się z tej klatki, by móc rozprostować skrzydła. Poszło cicho i gładko, phi pewno ojciec nawet się tym nie przejmie, bo przecież więcej kasy dla niego. Menda, a może świnia w ludzkiej skórze... Niech sobie produkuje te swoje "świetne" ubrania i niech podbija rynek, ona ma to wszystko w czterech literach. Oczywiście tak by to powiedziała najgorsza hołota z ulicy, damie takie słownictwo nie przystoi...
Yves podreptała majestatycznie za Allison, zamaszyście ruszając nogami. W końcu jej niebieskim punkcikom ukazał się widok samochodu. Niezłe to cacko było, a i widać, że zadbane. Z pewnością kosztowało kupę kasy, co świadczyło, że jej ładna rozmówczyni też biedna nie była. Z nutką podziwu, zrodzonego przez szacunek ruszyła swój tyłeczek, by usiąść na wygodnym siedzeniu. Co jak co, ale w takim aucie wygodne siedzisko to podstawa. Byle dziecko o tym wie! Sama Undertaker jednak nie jeździła pojazdami, można by rzec, że w pewien sposób im nie ufała. Jej normalnym środkiem transportu były nogi, zahartowane i wyćwiczone.
Z lekkich rozmyśleń wyrwał ją dźwięk zamykanych drzwi. Taaak... Ostrożności nigdy za wiele i w tym się widać obie panie zgadzały, zaraz też do nieosłoniętych części ciała ciemnowłosej doleciało ciepło. Mrowiąc przy tym nawet miło skórę, aczkolwiek ubrana w biel średnio lubiła miłe rzeczy.
- Jak by to powiedzieli mniej hmm... Uzdolnieni dyplomatycznie ludzie możemy przejść na ty. O ile pani sobie tego życzy, oczywiście - niezręcznie czuła się, gdy osoba, której w jakiś cudowny sposób udało się zyskać jej sympatię mówiła jej per "pani". Zwykle do panienki właśnie tak się zwracano, ale w tym momencie była to zdecydowanie inna sytuacja. - Zadanie przydzielono mi dosłownie przed chwilą, tak więc nie zdążyłam jeszcze obmyślić planu działania. Jednak myślę, że niedługo pomysł wpadnie mi do głowy, być może nawet kilka opcji do rozważenia. Dokładnie muszę porwać magiczną istotę z Krainy Luster lub Szkarłatnej Otchłani, po czym zabrać ją do jednej z cel organizacji MORIA. A tobie co dokładnie zlecono i czy również posiadasz jakąś koncepcje na wykonanie misji?
Co prawda domyślała się, że Allison ma za zadanie schwytać bestię, jednakże nie zaszkodzi się upewnić. Wygodnie rozsiadła się w fotelu, po czym zarzuciła nogę na nogę i uraczyła swój nos przesiąkniętym ciepłem powietrzem.

Anonymous - 15 Styczeń 2014, 15:23

Cóż, Allison w zasadzie nigdy nikt nie rozpieszczał, może oprócz starszego brata. Ojciec był surowy i wymagający, matka również oczekiwała od córki częstego rezygnowania z drobnych przyjemności. Co prawda Allison bardzo lubiła pomagać jej w cukierni, nie narzekała więc, że musi to robić. A jej kochany brat chętnie przychylił by jej nieba, jeśli to miało by ją uszczęśliwić.
Allison, całe szczęście, nie należała do kasty dupowłazów. Znała swoją wartość bardzo dobrze i nie miała zamiaru się przed nikim płaszczyć, w żadnym wypadku. Nie miała problemów z samooceną, nie cierpiała na żadną formę depresji czy czegoś w tym rodzaju. Jeszcze by tego brakowało.
- Absolutnie nie mam nic przeciwko... Yves - zgodziła się na propozycję ciemnowłosej i odruchowo wyciągnęła do niej dłoń, przyzwyczajona do męskich uścisków nie pomyślała, że być może jej rozmówczyni wolała by podać swoją do ucałowania. Ale jak już wspomniane było wcześniej, Allison nie lubiła się płaszczyć.
- Ja też nie miałam czasu niczego wymyślić... Tak, rozkazano mi schwytać bestię i dostarczyć ją naukowcom. Nie sprecyzowano, z jakiej krainy, mam więc chyba w tym względzie dowolność. Wydaje mi się, że połączenie tych dwóch misji jest jak najbardziej wykonalne...
Allison przyszła nagle do głowy trochę niedorzeczna myśl; jak zareaguje Yves, jeśli postanowi otworzyć schowek? Zamiast płyt i iPoda, jakich można by się spodziewać, leżał tam bowiem pistolet i kilka paczek amunicji. Oraz czekolada, ale to akurat nic niezwykłego. Zastanawiające, co zrobi arystokratka na widok broni? Nie wyglądała na kogoś, kto by zemdlał z wrażenia. Zresztą może nie będą zmuszone się przekonać, bo Yves wcale nie musiała otwierać tego schowka.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group