To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - Posiadłość pana Alvaro de Averse, zwanego Subtelnym Kłamcą

Anonymous - 5 Lipiec 2012, 15:03

Krótki okres oczekiwania Alvaro spędził na układaniu w głowie wszystkich ważnych spraw, w kolejności takiej, aby Itzatec nie miał zbyt wielkich podejrzeń co do jego motywów. A te były dosyć szemrane, szczerze mówiąc. Tak czy inaczej, chwilę po tym, jak białowłosy zapukał, drzwi otworzyły się Schowana prawa ręka była podejrzana, ale to normalne u takich istot jak ten jaszczur. Zawsze będą widzieć we wszystkich wroga, nie ważne co by się działo. Białowłosy wkroczył do pokoju, wpatrzony w okno z niewielkim tarasem. Kiedy niebieskofutry zamknął drzwi, czerwonooki obrócił się do niego twarzą.
- Chodźmy. Nadszedł czas dla rozmowy, którą ci obiecałem. Jest tylko jeden problem, który mi też trochę przeszkadza. - powiedział i na koniec westchnął - Jedna z bardziej zaufanych osób nalega, żeby towarzyszyć nam przy tym. Co nie zmienia faktu, że wolałbym przeprowadzić ją na osobności. Może... przedyskutujemy większość ważnych faktów tutaj, a dopiero potem przejdziemy do mnie i dopowiemy o mniej istotnych sprawach? - zaproponował rogacz, wypuszczając pomysł zrodzony przed kilkoma chwilami na wolność niemalże od razu. Szampan podziałał, i to jak. Nawet jeden ze scenariuszy, który mógłby się rozwinąć po takich działaniach, nie domagał się sprawdzenia. A to już bardzo źle, czyż nie?

Anonymous - 5 Lipiec 2012, 15:14

Jaszczur uważnie przyjrzał się posturze białowłosego. Nie miał przy sobie nic nowego, a więc nic się nie zmieniło. Ostrze które trzymał w ręku zniknęło nagle, rozpływając się w powietrzu tak jak on sam - wcześniej, a po tym niebieskofutry wyjął dłoń z za siebie, stanął wyprostowany i odparł spokojnym głosem.
-Nie ufasz swojej zaufanej osobie. O czym chcesz porozmawiać?
Rzekł, a następnie zrobił trzy kroki naprzód, falując swym ogonem na lewo i prawo. Ten człowiek patrzył najwyraźniej tylko i wyłącznie na własny interes, zwłaszcza jeśli nie ufał tym, których nazywał "zaufanymi". Itzatec bardzo był ciekaw o co chodzi, cóż to za ważna sprawa, że został tu sprowadzony w charakterze... No właśnie. Gościa? Trochę ciężko mu w to było uwierzyć, jakoby miał być gościem. Alvaro nie był pierwszym któremu uratował skórę, chcąc lub nie chcąc. Nie wszyscy jednak okazywali się mili, Itzatec zdążył się do tego przyzwyczaić, do faktu, że często szybciej spróbują go wykorzystać do własnych celów aniżeli na prawdę się odwdzięczyć lub zaproponować coś sensownego. Jak będzie więc w tym wypadku? Chętnie się dowie. Jego futro było już prawie suche, prawie... Schło szybko jednak bez przesady, nadal był trochę wilgotny, chodź stan ten mu nie przeszkadzał. Jak się żyje tak na co dzień to można się do tego przyzwyczaić.

Anonymous - 5 Lipiec 2012, 15:52

- Och, ależ tu wcale nie chodzi o mój brak zaufania, bo akurat ta osoba ma go najwięcej ze wszystkich. Pomyślałem jednak, że nie będziesz się czuł przy niej komfortowo. - zaczął białowłosy, spoglądając uważnie na Itzateca. Pewnie za plecami chował to swoje sławne potrójne ostrze, którym zaatakował tamtego potwora, którego we dwóch spotkali. Na szczęście sama broń zniknęła, tak samo jak obawy Alvaro o własne bezpieczeństwo. Wracając jednak do samego tematu zaufania, tu czerwonooki powiedział całą prawdę. Nigdy nie ufał nikomu tak, jak teraz ufa Tunridzie. To swego rodzaju dziwny typ zaufania, gdyż de Averse myśli, że nie powinien mówić owej dziewczynie tak dużo i tak szczegółowo. Jednakże mieli ten swój sekret, a że ani jedno, ani drugie go nie wydało... Można stwierdzić, że ufają sobie tak samo. Nie wiadomo jednak, czy to prawda.
- Bądźmy szczerzy. Tam, w Świecie Ludzi, uratowałeś mi życie. Wiem, że odpłacenie się załataniem ran przez jednego z moich sług to nijakie odpłacenie, ale starałem się. Teraz do rzeczy. Widziałem twoją reakcję na opowieść Alberta o MORII. To musi znaczyć, że chcesz z nimi walczyć? Bardzo dobrze się składa, bo mam taki sam cel. Niestety, słowo "walka" obejmuje wielkie horyzonty, jeśli chodzi o współpracę ze mną. Mam już nawet jedno, krótkie zadanie, przy którym chciałbym cię widzieć. Co ty na to? - spytał po kilku chwilach białowłosy, jak zwykle uprzednio składając wszystkie tematy w jedną całość. Zaowocowało to krótką ciszą, nie tak niezręczną jak w niektórych przypadkach. Umysł Alvaro był teraz zajęty rozmyślaniem, czy Itzatec zgodzi się odegrać swoją rolę w tym wszystkim. Pomijając już jedno, wielkie kłamstwo, jakim było wmówienie mu, że celem de Averse jest walczenie z MORIĄ. Oczywiście, że nie! Jego głównym celem było przejęcie Krainy Luster, zaś sama MORIA mogła być załatwiona po drodze. Większe wątpliwości budziła chęć niebieskofutrego do pomocy ze Zwerewą, która nie musiała wcale tak łatwo się odkrywać, pod groźbą pójścia do lochów. Wtedy byłoby dopiero ciężko.

Anonymous - 5 Lipiec 2012, 16:05

Aktualnie nie czuł się komfortowo przy nikim z tu obecnych, zwłaszcza, że znajdował się w krainie której nie znał i nie do końca ją rozumiał. Niemniej jednak Alvaro wykazywał się dziwnym sposobem z którego użyciem ufa innym.
-Pomściłem swe rany na MORII. Nie moim celem jest walka z nimi. Więc wyjaśnij mi, dlaczego miałbym Tobie w jakimkolwiek stopniu pomóc? Mylisz się, jeśli myślisz, że jestem zabójcą na zlecenie. Nie mnie decydować kto zginie, a kto przeżyje. Również nie mnie być bronią w czyiś rękach.
Odparł stanowczo. Oczywiście, może mu w czymś pomóc ale od razu ma zamiar rozwiać wątpliwości. Nigdy nie zabija, gdy sytuacja tego ostatecznie nie wymaga, chodź jego rozumienie pojęcia "ostateczność" jest trochę inna o czym przekonali się naukowcy z MORII którzy uczynili go tym kim teraz jest. Nie zapomniał jednak nigdy, że od zawsze był wolny, posłuszny jedynie woli swego mistrza - mistrza który nadal żyje i nie zamierza oddać się pod czyjeś rozkazy pod pretekstem zostania czyimś sługom. Ma do siebie szacunek, do siebie i swego mistrza, który nie wyszkolił go na sługę, lecz na wojownika. Zawsze trudno było go przekonać do czegokolwiek, cóż, niczego specjalnego do życia nigdy nie było mu trzeba, a więc ciężko było mu cokolwiek stosownego zaoferować, istniała bardzo ograniczona liczba rzeczy na których mu tak na prawdę zależało. Ciekaw więc był jak - jeśli w ogóle - Alvaro rozwiąże ten problem.

Anonymous - 5 Lipiec 2012, 16:33

Alvaro pokręcił przecząco głową, słysząc zdanie dotyczące zabójcy na zlecenie. Nie, zupełnie nie o to chodzi, w żadnym wypadku. Niemniej czas, który pozostał dwójce na rozmowę powoli się kończył. W którymś momencie Tunrida domyśli się, że de Averse specjalnie przytrzymał tu Itzateca, aby do jej uszu dotarło jak najmniej informacji. Białowłosy podszedł do drzwi, na których klamce położył teraz swą dłoń. Czerwone oczy powędrowały na jaszczura.
- Dlaczego, pytasz. Chociażby dlatego, że mogę ci zaoferować dach nad głową. No, przy okazji, mam jeszcze tolerancyjnych mieszkańców, od których nie będziesz musiał się chować w długim, czarnym płaszczu. A to najmniejsze powody. Bo z tego co widziałem podczas naszego pierwszego spotkania, znajdujesz chyba jakiś poziom spełnienia w ratowaniu życia innym. Pomyśl, ilu może zginąć, jeśli nie pozbędziemy się tej zarazy. Słyszałeś Alberta. Druga wojna jest coraz bliżej. No, ale aby nie pozbawiać Tunridy wielu ciekawych szczegółów, ruszajmy. - powiedział i nacisnął na klamkę, otwierając drzwi i wychodząc przez nie. Stojąc na schodach, chwilę poczekał na swego towarzysza, a gdy ten wyszedł z pokoju, po chwili go zamykając, ruszył dalej. Cały ten czas nic się nie odzywał. Żołnierze nie mogli słyszeć tak ważnych rzeczy, co to to nie. Po kilku krótkich chwilach, Alvaro otworzył dwuskrzydłowe drzwi do swego pokoju i wszedł do niego, wpuszczając za sobą Itzateca. Oczywiście wrota zostały po chwili zamknięte, a sam białowłosy przeszedł do ważniejszej części tej rozmowy.
- Tunrido, to jest Itzatec. Itzatec, to jest Tunrida. Mam nadzieję, że będziecie się w przyszłości dobrze dogadywać. Tun, gdzie położyłaś mojego Einhanda? - spytał rogacz, z utkwionymi w dziewczynę oczyma. Może i pistolet leżał w całkiem oczywistym miejscu, ale jednak zawsze dobrze rozpocząć jakąś luźniejszą rozmowę.

Anonymous - 5 Lipiec 2012, 17:23

Nie chciała iść do jego pokoju. Cholera, nie chciała! Przecież wyraziła się całkiem jasno, że pójdzie razem z nim, bez względu na to co on powie. A on? On wręczył jej tego swojego gnata i bezczelnie nakazał go zanieść i zaczekać w komnacie! Zmrużyła więc akwamarynowe oczy, łypiąc na rogacza nieprzyjemnie, ściskając machinalnie mocniej chwyt broni, która zadrżała lekko pod mocą w ręce Szklanej Panny. Odsunęła się natychmiastowo na bezpieczną dla siebie odległość, gdy próbował dotknąć jej ramienia, prychając lekceważąco na słowa uspokojenia. Spokojnie... Też coś!
Stała jeszcze przez chwilę w miejscu, odprowadzając wzrokiem Alvaro, odwracając następnie i podążając ku schodom, prowadzącym na jeszcze wyższe piętro. Stając przed wielkimi, dwuskrzydłowymi drzwiami, otworzyła je minimalnie, prześlizgując bez problemu przez niewielką szparę niemal bezszelestnie. Zamknęła za sobą wrota, rozglądając następnie po komnacie pobieżnie, jakby sprawdzając czy nie czai się w niej nikt niepożądany. Po upewnieniu się, że w sypialni nie zmieniło się nic szczególnego (nie licząc zmiany położenia zużytych skarpetek, mhm~), podeszła do schowka, w którym Alvaro zwykł chować swoją ukochaną zabawkę, otwierając ją kluczykiem i kładąc weń broń. Zamknęła skrytkę, odkładając klucz na miejsce, samej bez pardonu kładąc się na łóżku albinosa na plecach. Do jego powrotu zdąży tysiąc razy z niego umknąć, więc nic zdrożnego nie zrobi. Poza tym, jej też należała się jakaś uciecha w całej tej szopce, nie licząc gumy do żucia, której w międzyczasie zdążyła się już pozbyć.
Patrzyła przez krótką chwilę bezinteresownie w sufit, aż nagle... zasnęła, jednocześnie czuwając. Czy możliwym było zasnąć dosłownie sekundę po tym jak się położyło? Owszem, jeżeli wcześniej przebywało się w organizacji MORIA, gdzie sen był niczym wybawienie, lecz naprawdę trudno dostępne. Tam każda, nawet marna minuta snu była zbawienna, więc króliki doświadczalne korzystały z ów przywileju kiedy tylko nadarzała im się okazja. Nie był to jednak zdrowy, ośmiogodzinny sen, a raczej zwykłe minuty, rzadko kiedy godziny. Sukcesem było zasnąć na dłużej niż trzy godziny w ciągu całego dnia czy dwóch. Nie miało się snów, raczej ciągle trwało się w trybie, tak zwanego, czuwania, regenerowania sił, w razie gdyby coś znowu miało się stać. Nagłe "pobudki" nie były ani trochę przyjemne...
Niemniej jednak, Tunrida utuliła się w objęciach Morfeusza na te pięć, sześć minut, nie zdając sobie wcześniej sprawy jak bardzo była znużona. To również było dawne, niekoniecznie przyjemne przyzwyczajenie, które pozostało kruczowłosej niechybnie na zawsze. Gdy więc tylko dosłyszała, jakby przez mgłę, charakterystyczny odgłos otwieranych drzwi, rozwarła natychmiastowo powieki, odrywając się od łóżka jak oparzona i stając na równe nogi. Kruczoczarne włosy opadły jej nieco na trupio bladą twarzyczkę, przysłaniając akwamarynowe oczy, dlatego zgarnęła je szybkim, niedbałym ruchem do tyłu, wbijając puste, choć uważne spojrzenie w postać Alvaro. Zmęczenie, jakie ogarnęło ją, kiedy tylko położyła się na miękkim (zbyt miękkim) łóżku, zniknęło natychmiastowo jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, a sama Tunrida stała wyprostowana, zwrócona w kierunku wchodzących mężczyzn. Gdy tylko dostrzegła zarys postaci Itzateca za plecami rogacza, wbiła w niego swe wielkie, poważne oczy, niemal zapominając o obecności białowłosego. Dopiero jego głos wyrwał dziewczynę z zamyślenia, przez co spojrzała na niego nieco nieobecnie, rejestrując w głowie o co zapytał.
- "Pytał o tamtego gnata, coś go tu przyniosła, idiotko." - prychnął podirytowany Madness.
- Tam gdzie zwykle... - odparła przyciszonym, bezbarwnym głosem, odsuwając się następnie pod zacienioną ścianę, której mrok znowu zgęstniał, gdy tylko pojawiła się przy nim Szklana Panna. Wolała nie brać czynnego udziału w tej rozmowie, a jedynie się przysłuchiwać; zresztą, rozmówczynia była z niej naprawdę beznadziejna. Oparła się plecami o zimny tynk, zakładając ręce na wątłej piersi, wodząc uważnym spojrzeniem od jednego mężczyzny do drugiego.

Anonymous - 5 Lipiec 2012, 17:37

A jednak nie do końca okazał się takim jak odbierał go jaszczur. Nie skomentował już jego słów, po prostu poszedł za nim, jednak miał ochotę mu trochę nawrzucać, choćby wytknąć fakt, że nie koniecznie musiał go ratować, a tylko skorzystał z okazji do zaatakowania przeciwnika. Co prawda... Byłoby to kłamstwo, gdyż unikał strat w osobach postronnych. Minęli kolejnych żołnierzy, tym razem jaszczur przyjrzał się im uważniej, sprawdzając ich ekwipunek. Muszkiety, niecelne, powolne w wystrzale, duży odrzut, mały zasięg, do tego mundury jak z osiemnastego wieku. Czyli pewnie nawet nie byli skutecznie wyszkoleni, jak przystało na tamtejsze czasy.
W końcu obaj dotarli do podwójnych drzwi, które Alvaro otworzył i wpuścił go do środka. Jaszczur cały czas maszerował w wyprostowanej pozycji, prawie na baczność, przypominając żołnierza czy... Wojownika ze wschodu? Takie mu los życie zgotował. W pokoju znajdowała się Tunrida, którą wcześniej spotkał w salonie. A więc to była ta "zaufana" osoba? Dobrze, niech tak będzie. Itzatec skinął dziewczynie łbem na powitanie w momencie w którym białowłosy ponownie ich sobie przedstawi, a następnie poczynił kilka kroków naprzód i stanął w miejscu, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Miał nadzieję w końcu dowiedzieć się tego czego chciał - czyli po co tu tak na prawdę był. I co będzie z tego miał, że tu jest.

Anonymous - 5 Lipiec 2012, 17:59

Alvaro nie spodziewał się, że ten ogromny grymas na twarzy Szklanej Panny przełoży się na spanie w jego łóżku. A wydawać by się mogło, że ów pokój jest dla czarnowłosej niemal jak laboratorium MORII, w którym przesiedziała tyle czasu - więzienie bez wyjścia. Cóż, jak to mówią pozory mylą, zwłaszcza jeśli chodzi o Tunridę, która wiecznie skryta w cieniu, cicha i niby nieśmiała, kryje w sobie o wiele więcej niż ktokolwiek może wyobrazić. Ale to dobrze. Bowiem któż nie chciałby mieć w szeregach swej służby istoty równie skrytej, tak umiejętnej w sztuce mylenia innych osób? Co materialnych nagród, jakie Itzatec miał zdobyć za ową pomoc - przecież zostało mu to już powiedziane. Dach nad głową, gdzie każdy będzie go traktował jak równego sobie. I na pewno nie będzie reagował na jego widok z krzykiem, tak jak to najpewniej działo się w Świecie Ludzi, tak zdeprawowanym i zaślepionym na nowości, jakie niosła ze sobą Kraina Luster. Kiwnąwszy głową, Alvaro podszedł do jednej z trzech szaf, rozmieszczonych w tym pokoju. Dwie były wbudowane w ścianę, więc nie zajmowały niemalże wcale miejsca. Trzecia stała osobno, gdzieś w innej części pokoju. Jak się zaraz okazało, po otwarciu drzwi szafy pierwszej, ukazywała się tylna ściana wypełniona pistoletami. Kilka zaczepów było pustych, a to znaczyło, że kolekcja nie posiada jeszcze jakiegoś egzemplarza. Białowłosy zabrał jeden, całkiem pokaźny pistolet. Vis wz. 35. Z tego, co słyszał, był on polskiej produkcji, a jego łacińskie tłumaczenie znaczyło - siła. Ach, jak dobrze odnoszące się do sytuacji, w której jedna osoba celuje drugiej, bezbronnej, pistoletem w głowę. Drzwi pierwszej szafy zostały zamknięte, aby rogacz mógł otworzyć drugą. Niemalże identyczna jak ta pierwsza, tyle że zamiast metalowych zaczepów widzimy zwykłe, drewniane półki, a na nich magazynki z podpisami. Dziewiętnastolatek wziął ten pasujący do czarnego pistoletu, załadował go i schował do ukrytej kieszeni w marynarce, za chwilę biorąc kilka zapasowych i zamieniając je na te przebywające do teraz w marynarce. Z racji tego, że Einhand leżał już w gablotce, nie było sensu ich ze sobą nosić.
- Nadszedł czas, abyśmy powrócili do rozmowy, którą rozpoczęliśmy w drodze do posiadłości, żeby przypadkiem Tunrida nie zasnęła ponownie. (tu powiódł oczami na służkę, za chwilę wracając do Itzateca) Tak jak już mówiłem, chcę, abyś pomógł mi walczyć z MORIĄ i każdym innym, kto będzie ją wspierał. Obawiam się jednak, że aby zaatakować hydrę, będziemy musieli najpierw przejąć władzę nad Krainą Luster. Zaś aby zrobić to, należy znaleźć sojuszników. Ty, Itzatecu, jesteś jednym z nich. Nie ukrywam, że przed naszym spotkaniem nigdy nie uwzględniałem cię w tych planach. Aczkolwiek teraz, świadom umiejętności jakie posiadasz... Chciałbym Ci zaoferować współpracę. W zamian za bycie domownikiem tej posiadłości, któremu nikt nigdy nie powie złego słowa, jeśli sam tego nie zrobisz, oraz za możliwość uratowania milionów, jeśli nie miliardów niewinnych istnień przed eksperymentami tej okrutnej organizacji, oczekuję tylko podjęcia szeroko pojmowanej walki u mego boku. Jednym jej elementem byłoby całkiem nietypowe zadanie, które już spieszę ujawnić. Otóż Amelia, dziewczynka którą widziałeś w salonie, jest bardzo podejrzaną istotą, którą należy pozbawić maski. Zrobimy to całkiem niedługo. Podczas gdy ty, ukryty pod osłoną swej mocy, będziesz za mną podążał, Amelia zostanie zaprowadzona do lochów, gdzie każemy jej posłusznie wejść do klatki. Jeśli to, co powiedziała mi niedawno Tunrida o tym, że dziewczynka knuje coś bardzo złego, od razu na mnie skoczy. Wtedy wkraczasz ty, spacyfikujesz ją i zamkniesz. Nikt nie zginie, dopóki wszystko pójdzie zgodnie z naszym planem. Później, postaram się wybadać jej możliwości i przekonam do naszej sprawy. Wszystko w imię pozyskania nowych sojuszników. Co sądzisz na ten temat? - spytał de Averse na sam koniec swego jakże długiego wywodu. Ach, jak on nie lubił powtarzać jednego planu miliony razy. Niestety, w kwestiach bezpieczeństwa nie można wybrzydzać i w zamian należy być bardzo, ale to bardzo ostrożnym. Rogacz powędrował na krzesło stojące pod jedną ze ścian, aby tam spocząć i mieć wgląd na każdą przebywającą w pokoju osobę.

Anonymous - 5 Lipiec 2012, 18:22

Znowu ta broń, pokaźny arsenał. Facet miał takie zainteresowania czy fobię na punkcie własnego bezpieczeństwa? Mając taki dom, być może jedno i drugie. Itzatec przyglądał się uważnie, jak białowłosy chował pistolet do kieszeni w marynarce, a następnie wziął ze sobą kilka dodatkowych magazynków. Zastanawiało go na co mu będzie teraz ten pistolet. Wtedy jednak jego zamyślenie zostało przerwane, gdyż Alvaro zaczął mu wszystko wyjaśniać. Itzatec skrzyżował swe ręce na klatce piersiowej, zasłaniając bandaż na lewym przedramieniu za pomocą prawego, gdyż tą rękę umieścił wyżej; począł słuchać uważnie jego słów.
-Co masz na myśli, nazywając mnie "sojusznikiem"? Nie jestem zabójcą. Nie zabijam jeśli nie muszę. Dom... Dlaczego powinienem Wam zaufać? Znasz moje umiejętności? Jeszcze nic o mnie nie wiesz. Jestem wojownikiem, będziesz w stanie zapewnić mi dogodne warunki bytu? Miejsce w którym będę mógł dalej skutecznie rozwijać własne umiejętności? Jeśli tak, dobrze, możemy wypróbować naszą umowę, jednak nie będę Twoim psem na posyłki. Nauczono mnie czym jest wolność i nie zamierzam z niej w żadnym momencie rezygnować.
Odparł, a następnie ruszył powoli w kierunku okna, podszedł do niego, zatrzymał się i zaczął wyglądać przez nie, spuszczając swe ręce i łapiąc dłoń w dłoń za swymi plecami.
-Dziewczynka. Mam spacyfikować dziecko? Co ona może zrobić? W jej wieku na szkoleniu nie byłem w stanie konfrontować się z żołnierzem, a Ty masz ich tutaj wielu. Czego więc mi nie mówisz?
Wyjaśnił. Bardzo szybko z niechęci do współpracy przeszedł w ciekawość, a potem w pytanie o to co ma zrobić i jak to będzie wyglądało. Cóż, czasami tak miał, a skoro już tu był i jego życie mogło się chociaż trochę zmienić... Pytanie tylko czy na lepsze czy na gorsze? Itzatec nie odwracał się na razie w ich stronę, przyglądając się natomiast żołnierzom pełniącym wartę w ogrodzie.

Anonymous - 5 Lipiec 2012, 18:46

Odpowiedź na wewnętrzne dylematy jaszczura była tylko jedna - zainteresowanie. Od pierwszych wizyt w Świecie Ludzi białowłosego zaczęły ciągnąć do siebie przeróżne modele tej poręcznej i łatwej do schowania broni. Od zwykłych, samopowtarzalnych, przez półautomatyczne aż do w pełni automatycznych. Różne elementy, różne naboje, długo by zresztą mówić. Na potok słów Alvaro nie zareagował jakoś specjalnie. Po prostu czekał, aż jaszczur skończy mówić, aby mu wszystko ładnie wyjaśnić. Szkoda tylko, że pytania padały tak często, ale z tym już przyszło się rogaczowi spotkać. Westchnąwszy cicho, zaczął mówić.
- Sojusznikiem będzie każdy, kogo będzie można darzyć zaufaniem. Mógłbyś nam zaufać chociażby dlatego, że wyciągnęliśmy do ciebie przyjazną dłoń. Dostałeś profesjonalny opatrunek, dach nad głową oraz bezgraniczną tolerancję, co zresztą powtarzam po raz enty. Nie znam reszty twych umiejętności, aczkolwiek na chwilę obecną wystarczy mi to, co widziałem. Oczywiście, że zapewnię Ci dogodne miejsce bytu. W ogrodzie jest przestrzeń leśna, gdzie bardzo łatwo można trenować. A jeśli to nie wystarczy, jest jeszcze piwnica i jej drugi poziom. Na pierwszym mieszkają żołnierze, nie wiem czy byłoby ci z tym wygodnie. Nikt nie mówi o bycie psem na posyłki. Chcę abyś mi POMAGAŁ, a nie WYRĘCZAŁ. To zasadnicza różnica. Co do samego dziecka, już mówiłem. Ona kryje wiele, ale to cholernie wiele tajemnic. Może równie dobrze być zmutowanym potworem, który zmienia się w małą dziewczynkę aby zachować pozory. Powiedz, czym Ty jesteś? Jesteś pewnie nikomu nic nie dłużną osobą, porwaną do laboratorium i zmienioną w jaszczura, prawda? Skąd w takim razie wiesz, że ona nie jest czymś podobnym? Dlatego właśnie chcę zachować bezpieczeństwo. Zwłaszcza, że żołnierze jak zapewne sam zauważyłeś polegają na broni palnej, dosyć nieefektywnej w tych czasach. Dlatego potrzebuję twoich umiejętności. - zakończył białowłosy, cały czas patrząc w plecy niebieskofutrego, który teraz powędrował do okna i tam stał przez dłuższy czas. Ostatnie pytania, zadane pod koniec wywodu czerwonookiego miały być poniekąd impulsem do myślenia, które nie działało chyba ostatnio zbyt dobrze u Itzateca. A może tylko takie było wrażenie, bowiem Kyle pytał o wiele rzeczy, szczegółów. Może tak jak rogacz przepatrywał wszelkie możliwe scenariusze? Tak czy inaczej, ciekawość w jego głosie dało się w końcu wyczuć, co uświadomiło de Averse o zbliżającym się zwycięstwie na froncie sojuszu z jaszczuroczłekiem. Oby tylko do niego doszło, bo wszystkie pozostałe elementy będą cholernie trudne, jeśli jego towarzysz odmówi.

Anonymous - 5 Lipiec 2012, 19:07

Niebieskofutry nie odwracał się póki co do swego rozmówcy, gdyż nie widział takiej potrzeby. Jedynie umilkł i pozwolił mu mówić to co Alvaro chciał mu przekazać. Mężczyzna miał rację. Tak, uzyskał tu pomoc oraz ofertę schronienia, jak również... Tolerancję. Ci tutaj nie będą traktowali go jak dziwoląga. Dostał również odpowiedź odnośnie swojej chęci rozwijania własnych umiejętności. Nadal będzie wolny? Tak, nadal miał być wolny.
Nie wzruszyło nim mówienie o rzekomej tajemnicy jaką kryje w sobie ta dziewczynka. Swój łeb obrócił jednak delikatnie w prawo, najwyraźniej zainteresowany. Puścił również swe dłonie i rozprostował ręce wzdłuż własnego ciała, poważniejąc nagle stanowczo. Tak zareagował na słowa o porwaniu i zmienieniu w jaszczura. Miał w wtedy szesnaście lat, przed przemianą pewnie nie dałby rady pokonać dwóch strażników, pewnie ledwo jednego, a oni go "ulepszyli", zmienili za co w nagrodę wymordował wszystkich których spotkał na swej drodze, na szczęście tylko strażników i naukowca odpowiedzialnego za jego wygląd. Uczynili go szybszym i silniejszym, zręczniejszym i wytrzymalszym, wyostrzyli mu zmysły, chcieli z niego zrobić elitarnego zabójcę podporządkowanego im bezgranicznie. Przeliczyli się. Nie... Żołnierze nie mają najmniejszych szans z wytworami MORII, skoro sami agenci MORII nie mają szans z tym co stworzyli.
-Ma pozostać przy życiu czy mogę ją zabić?
Zapytał niskim, stanowczym tonem, zamykając swe oczy. Tak, Alvaro osiągnął swój cel. Jaszczur postanowił, że zostanie tu i pomoże mu w realizacji jego dalszych celów. Zwłaszcza, że sam również na tym skorzysta i to wcale nie mało. Nadal nie odwrócił się jednak do rozmówcy.

Anonymous - 5 Lipiec 2012, 20:03

Przez cały przebieg rozmowy mężczyzn, Tunrida nadal stała pod ścianą, otoczona cieniem, przysłuchując się rozmówcom z niebywałą uwagą. Wodziła wzrokiem od jednego do drugiego, analizując w swej głowie cały misterny plan Alvaro jak i wszelkie jego konsekwencje, ewentualne plany awaryjne, porażki czy wygrane. Wszystko, co mogło się zdarzyć i jak mogli na to zareagować uczestniczący w ów planie. Rzecz jasna, nie mogło się to odbyć bez nieodzownej pomocy Madness, który ostro komentował każdą myśl kruczowłosej, najczęściej negatywnie. Jak zawsze zresztą.
- "Ten jego pomysł jest chory! I tak mu się nie powiedzie, więc na cholerę się stara?" - rzekła w pewnym momencie Świadomość, prychając lekceważąco. Tunrida przeniosła spojrzenie na Itzateca, przyglądając mu się bacznie, jakby zastanawiając w pewnej kwestii.
- On faktycznie może być przydatny, Madness. Był w MORII, on pomoże ich zniszczyć... - odparła mu w umyśle dziewczyna, ściskając nieco mocniej ramiona dłońmi. Madness roześmiał się protekcjonalnie, a echo jego głosu rozniosło się boleśnie w głowie Szklanej Panny.
- "Ależ ty jesteś głupia. Jakbyś nie wiedziała, że temu bałwanowi nie o to chodzi! Jego nie interesują porachunki z MORIĄ. On chce dominacji absolutnej, a organizacja może nawet się rozwijać - jemu będzie wszystko jedno!" - wrzasnął, na co Tunrida schyliła głowę, przymykając oczy, aby nie dać po sobie aż tak bardzo poznać z jak niewyobrażalną walczyła w owej chwili migreną.
- To nic... Przecież potem może...
- "CO ON MOŻE?! GÓWNO! CIEBIE NIE INTERESUJĄ JEGO PLANY, A JEGO TWOJE! POGÓDŹ SIĘ Z TYM! MORIA NADAL BĘDZIE ISTNIEĆ, A CIEBIE W KAŻDEJ CHWILI MOGĄ ZNOWU ZŁAPAĆ!" - ryknął Madness na cały możliwy regulator. Tunrida zsunęła wolno plecami w dół, kucając i rozmasowując pulsujące bólem skronie. Zamknęła oczy z całej siły, zaciskając usta w tak cienką linię, iż prawie nie było ich widać. Z odruchu calutka otuliła się mrokiem, przez co pod ścianą rozmówcy mogli zobaczyć nie dziewczynę, a czarną kulkę; choć pochłonięci konwersacją, niechybnie nie zwrócili na to najmniejszej uwagi. Och, jakież to by było szczęście, gdyby faktycznie tak się stało! Niemniej jednak, gdy dziewczyna uznała, że ból zelżał minimalnie, "wyszła z kokonu", prostując się na powrót, zatrzymując zamglony boleścią wzrok na mówiącym akurat Itzatecu. Mimo tej hańbiącej chwili słabości, trwającej zaledwie jakieś pół minuty, nadal dochodziły do niej strzępki rozmowy, przez co nadal (na całe szczęście) była w temacie.
- Ma... - odezwała się, usłyszawszy ostatnie pytanie Jaszczura, choć jej głos nie brzmiał tak, jakby tego chciała. Był zdławiony i łatwo było wyczuć w nim ból, jaki ogarnął kruczowłosą. Zdając więc sobie z tego sprawę, odchrząknęła cicho, wyklinając siebie w myślach, przybierając następnie postawę godną żołnierza - twardy wzrok, zero emocji, wyrysowanych na bladej twarzyczce, no i ten bezbarwny, choć przyciszony głos: - ...Ma pozostać przy życiu. Ta mała coś ukrywa, o czymś wie, więc jeżeli ją zabijemy, trup potem nam ich nie wyjawi. - dokończyła, nie odrywając niezłomnego spojrzenia z Itzateca. Zerknęła następnie na Alvaro jakby w upewnieniu czy i on chce do tego coś dodać. W końcu to jego plan.

Anonymous - 5 Lipiec 2012, 20:24

Alvaro spodziewał się ogromnych trudności w przekonaniu Itzateca do swoich racji, wnioskując z ilości jego pytań i niemałej trudności w rozmowie. Wyglądało jednak na to, że potrójne powtórzenie faktu tolerancji w tym domu dało jaszczurowi porządnie do myślenia, a z tym przyszła jedna, bardzo ważna myśl karząca niebieskofutremu przystać na warunki rogacza. Bardzo dobrze, bo porażka w kwestii przeciągnięcia tego dwumetrowego stwora na swoją stronę byłaby niedopuszczalna. A teraz, możliwości panicza de Averse zwiększyły się niemal trzykrotnie. Niemniej, poniekąd wystraszony wzrok Arystokraty powędrował na Tunridę, która skuliła się w tym momencie pod ścianą. Białowłosy zaklął pod nosem. Gdyby byli tu we dwójkę, pewnie podszedłby do niej i próbował jakoś pomóc. Obecnie nie chciał jednak zwracać uwagi jaszczura na Szklaną Pannę, dlatego został na swoim miejscu. Odpowiedź na pytanie Kyle'a, która padła z ust walczącej przed chwilą z drugą świadomością czarnowłosej nieco uspokoiła rogatego dziewiętnastolatka. Można było usłyszeć ciche odetchnięcie z ulgą. Akwamarynowe oczy spotkały się z krwistoczerwonymi, które wyrażały jak największą aprobatę dla tego, co dziewczyna przed chwilą powiedziała.
- Dokładnie tak. Kiedy możemy zaczynać? - spytał Alvaro, przenosząc wzrok na jaszczura. Myśli jednak nadal skupiały się na Szaleństwie, które najlepiej byłoby jak najprędzej wyeliminować, ze względu na powagę czynów, które w końcu zostaną kiedyś popełnione. Pozostawała jednak pewna bardzo, ale to bardzo ważna kwestia - jak to uczynić? Przecież białowłosy nie mógł wejść do umysły swojej służki i po prostu strzelić obrzydliwemu gościowi w łeb. Ach, gdyby wszystko było tak łatwe... Jak na przykład wyciągnięcie ze Zwerewej wszystkich informacji na jej temat, a do tego przeciągnięcie jej na swoją stronę w charakterze niepozornego szpiega, który wnikałby do struktur bardziej zamożnych i niewygodnych osób, a tam likwidowałby je bez jakichkolwiek podejrzeń. Bo chyba tylko Alvaro i Tunrida byli na tyle podejrzliwi, aby w zwykłym, zagubionym dziecku szukać żądnej krwi besti... Prawda?

Anonymous - 5 Lipiec 2012, 20:47

Jaszczur odwrócił się przodem do obojga rozmówców, gdyż teraz do tej rozmowy wtrąciła się Tunrida, stojąc nadal w wyprostowanej pozycji.
-Postaram się jednak nie będę niczego obiecywał. Nie wiem co potrafi, więc nie wiem co się tam stanie i do czego będę zmuszony.
Odparł dziewczynie, której postawa trochę go teraz zaskoczyła - albo raczej jej nagła zmiana. Fakt, że coś się wydarzyło mu nie umknął, gdyż dokładnie to słyszał, chodź nie oglądał się za siebie - bo tego nie potrzebował. Niemniej jednak oni nie pytają go o jego słabości, więc on nie będzie czynił tego względem tej dwójki.
Skierował teraz swój wzrok na właściciela domu, spojrzał na swoje lewe przedramię, unosząc lewą dłoń na wysokość klatki piersiowej i zaciskając ją w pięść. Nie poczuł przy tym aż takiego bólu, nadal bolało jak ruszał ręką, jednak był w stanie to wytrzymać. Będzie musiał uważać by w walce lewa ręka nie została bardziej ranna, kryć lewą stronę, bardziej otwarcie walczyć prawą, jeśli ta mała będzie miała jakąś broń, rzuci z prawej ręki ostrzem które przetnie broń, nie robiąc jej krzywdy, jeśli dobrze pójdzie, postara się unikać kontaktu bojowego z użyciem lewej ręki, w walce wręcz przełoży do niej Datchi, będzie w ten sposób w stanie utrudnić przeciwnikowi zranienie tej ręki, tymczasem prawa - zdrowa, będzie w pełnie sprawna w walce. Celem ma być dziecko które nie jest tym czym się wydaje, więc może spodziewać się potwora z którym niedawno walczył - byłoby to miłe zaskoczenie.
Jaszczur rozluźnił uścisk lewej dłoni, a następnie spojrzał na białowłosego.
-W każdej chwili.
Odparł, opuszczając lewą rękę wzdłuż klatki piersiowej, a następnie biorąc głęboki wdech. Skoro miał to być jego nowy dom, chętnie odpocznie sobie w swoim pokoju, a przed tym dowie czegoś więcej o żyjących tutaj mieszkańcach. Każda informacja będzie cenna w poprawieniu relacji, gdyż taki cel sobie teraz postawił.

Anonymous - 5 Lipiec 2012, 21:11

Białowłosy pokiwał twierdząco na słowa jaszczura i dokładnie obserwował, jak ten wykonuje pewny ruchy swą lewą ręką. Na pewno w jego głowie działo się coś więcej niż tylko kontrolowanie odruchów kończyny, było to z pewnością analizowanie taktyki. Niestety, niebieskofutry nie dostanie zielonego światła tak szybko. Czerwone oczy rogacz utkwił w ślepiach Itzateca.
- Podoba mi się takie podejście, ale na razie nie będziemy podejmować żadnych kroków. Uderzymy nagle, żeby nie wiedziała co się dzieje. Na razie odpocznij, może poproś Alberta o jakiś obiad. Tylko nie daj mu się namówić na alkohol, bo jak zacznie to już bardzo ciężko będzie przestać. Tymczasem my z Tunridą omówimy jej rolę w tym wszystkim. Pozwolisz, że zostaniemy sam na sam? - zapytał Alvaro spokojnym tonem. Widząc twierdzący ruch głową jaszczura, również kiwnął swoją głową w geście podziękowania. Zaś kiedy Kyle opuścił pokój, białowłosy odczekał dłuższą chwilę i przesiadł się na swoje łóżko, aby trochę zmniejszyć dystans pomiędzy nim a pozostałą w pokoju dziewczyną. Nie chciał wyglądać na jakiegoś specjalnie przejmującego się interesem czarnowłosej lalusia, który dba o nią tylko w konkretnych momentach. Jednakże chyba był to bardzo dobry moment na poprawienie relacji z pewnymi osobami, czyż nie?
- O co się tak intensywnie wydzierał? - krótkie, ale jakże dobitne i zrozumiałe pytanie. Zawsze, kiedy Emerahl miała napady migreny, oznaczało to że Szaleństwo wyrażał pewną bardzo urażoną opinię na jakiś temat. Rogacz mógł sobie tylko wyobrażać ten ból. Bo jasnym jest przecież, że ból psychiczny po utracie rodziny to zupełnie nie to samo co taki, który pojawia się kiedy ktoś wrzeszczy danej osobie w głowie i nie daje spokoju przez dosyć długi czas.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group