To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Obrzeża Miasta - Wzgórza

Anonymous - 9 Grudzień 2014, 20:29

Chłopak uśmiechał się, śliniąc się przy tym nieznacznie. Miał ochotę na takiego cukierka, chętnie by ją ... zjadł! Kto by nie zjadł takiego, wspaniałego, wielgaśnego i słodkiego cukiereczka? Nic nie zmienia faktu że Ben chce być pierwszy! Ciągle nie mógł uwieżyc że istnieje tak wielki cukierek, czy to sen? Nie, zbyt realistyczny, poza tym on sam nie pamięta kiedy spał i jakoś nigdy nie ciągnęło go do łóżka. No co? Poziom w LoL'u sam się nie nabije! Zresztą nie tylko w LoL'u, ale też w Aion'ie i Team Fortress'ie, no i jeszcze trzeba trochę w Zelde pograć, dzień bez The Legend of Zelda to dzień stracony, to maksyma Ben'a i bierze ją sobie do serca, jak tego cukierka. Spojrzał na nią łapczywie, podszedł do niej i szarpnął ją za bok - Słodko wyglądasz, wiesz? - powiedział i polizał ją po policzku. Ciągle nie mógł nasycić oczu, przyjąć do wiadomości że są takie zdolności, do zmiany w cuksy! Bądź jest to dzieło ludzkich rąk, wspaniała manufaktura, kunszt tych śmiesznych ludzi. Wpatrywał się w biały stożek łakoci. Zarechotał nierówno i jeszcze raz zmierzył to dzieło. Wpatrywał się w pomarańczową cześć i oblizał się po zębach, HAP! Wbił zęby w... zapewne ramię dziewczyny. Poczuł, jakby słodki smak nadzienia, który zapewne w rzeczywistości jest krwią. W sumie, trudno się nie dziwić, bo nie starte zęby, tak mocno, pod takim skosem zaostrzone, by nie przebiły skóry.
Anonymous - 12 Grudzień 2014, 20:05

Rzucił jak mięsem na stół rzeźnik w poniedziałkowy ranek, zadrapując się po brodzie i podpalając fajkę; puszczając dym w małe okiennice piwniczki, której niewiele światła dostarczała wisząca na sznurku żarówka. Cień łomotał się po ścianach za sprawą zachwianego źródła światła. Krew skapywała na ziemię, a nieczystość patroszenia nakazywała wątpić, że mięso ma być zdrowe. ma być pożywne.
Rzucił komplementem, łącząc go z ukazaniem swoich bakterii jak każdej biednej owieczce z cukru, kryjącej się w koszyku wielkanocnym, robi dziecko gdy nie dostanie nic innego ze słodyczy do skonsumowania.
On też nie miał nic w pobliżu? Może jednak miał, tylko niekoniecznie był tego świadom. Dlaczego? Bo poza innocenzą, nic jej po buzi nie lizało! A to przemiłe stworzonko było znacznie delikatniejsze od zwierzo-elfa(?). Nie mylić ze zwierzofilem (czemu mi słownik podpowiada: zwierzokrzewem?! o.O)
Skrzywiła się, czując jak jego ślina ścieka po policzku. Oczy się zatrzęsły, mięśnie w ramionach napięły, a szyja stała się ociężała, utrudniając ucieczkę całą twarzą. Poczuła przenikliwe ukucie bólu, promieniujące przez każde włókno mięśniowe, po nerwach, w kierunku piersi. Zgromadziła się duszność w płucach. Rozwarła szeroko usta, nabrała oddechu i chwiejnymi krokami uciekła po boku, łapiąc się za naruszone ramie. Zsunęła kurtę z ramion i wyjęła dłoń z rękawa bluzki, która zagroziła potarganiem, ale w ostateczności wytrzymała napór siły.
Oczy jeszcze były pełne zaszokowania, ramię zaniosło się gęsią skórką, a grunt pod stopami zdawał się być równie chwiejnym co spacer po linie - lecz o dziwo jeszcze nie upadła.
Z ust wydobył się dźwięk godny reakcji na nadepnięty odcisk, urażoną dumę, odrobinę focha z przytupem i ogólnego poddenerwowania. Ale najwięcej było w tym spokoju i gorzkiej ironii:
- Jebany. Kanibal.
Splunęła kwaśno na trawę, przecierając dłonią po ranie i oblizując palce z krwi. Bo szkoda byłoby zmarnować. Uśmiech zagościł na twarzy. Podły a jednak tajemniczy. Oczy wróciły do zwyczajnego spojrzenia, a efekt gęsiej skórki znikł wraz z niestabilnością gruntu.
- Chodź po repetę, zwierzyńcu.
Drobiazgowo wytarła kciuk z krwi o usta, czyniąc to niczym element większego rytuału.

Anonymous - 21 Grudzień 2014, 17:41

Ben śmiał się, mimo tego że jego cukiereczek zgrabnie mu uciekł. Oblizał zęby z krwi, po czym obrzucił dziewczynę szelmowskim spojrzeniem - Dlaczego mi uciekasz, skarbie? Toć takie cukiereczki nie trafiają się na co dzień! Nie wiem czy już na to wpadłaś, ale nie dam Ci tak łatwo odejść - rzucił łykając śmiech. Nierównomierny, psychopatyczny śmiech wypełniał tą cichą pustkę, która otaczała ich. Chłopak założył cały ciężar ciał na barki, powodując że on sam wygiął się w odcinku lędźwiowym, prowadząc ręce za siebie a te bujały się bezwładnie. Krew tętniła w jego żyłach z nadzwyczajnym ciśnieniem, tak jakby zażył jakiś świetny narkotyk... ale on nic nie brał... to skąd się wzięły te cukierki? A co jeśli coś było w tej wodzie z teatru? No teraz, to trochę za późno na jakiekolwiek badania. Trudno, życie, trzeba się z tym pogodzić. Ale trzeba powiedzieć że życie, temu chłopakowi, zaczęło się tak nagle wydawać bardzo radosne, śmieszne że trzeba ten cały śmiech z kilku laty wydobyć z siebie, nie? On nigdy się tak długo nie śmiał, może nie tak długo a tak często, to nie jest normalne. Fakt, może trzeciej osobie wydawać się nie normalne gryzienie dziewczynek, ale za to dla niego to coś na porządku dziennym, jak w Nowym York'u jakiś napad na bank czy kradzież jakiś super-hiper-wyczesanych zabawek ze Smyk'a. Wydawało mu się to normalne, w końcu... tyle się ostatnio słyszy o pedofilach z krwi i kości, o nekrofilach, zoofilach czy homosiach.
Czuł jak serce wali mu w klatce, tak szybko a zarazem równomiernie, nie zamierzając wypaść z rytmu. Adrenalina - wspaniały hormon, tylko szkoda że po dostawie wszystko boli, działanie jest nadzwyczaj interesujące, aż prawie nie możliwe że ciało potrafi coś takiego zmajstrować, nie? Wspaniała natura.

Anonymous - 22 Grudzień 2014, 14:47

Uwielbiała krew. Niekoniecznie swoją. Uwielbiała ból. Na swój była obojętna. Kochała sprawiać przykrość, złymi czynami poniewierać przypadkowe ofiary. Nierzadko za cenę mając krzywdę jej czynioną. Największą miłością obarczała siebie, bo uznawała za najważniejszy element tego świata. Każdy mierzący wyżej był dla niej Kill Billem.
Nie podchodził po więcej - dyplomację realizował przez słowne uwielbienie słodyczy za jaką ją uważał. Moment, uważał czy widział? Coraz bardziej w to pierwsze powątpiewała, sądząc jego odbierane bodźce z otoczenia za czyniące przekłamania.
- Nie chcesz poznać mojej słodkości. Tej skromnej w wielkości, zabójczej w gęstości. Tacy jak ty giną pierwsi po spróbowaniu mnie. - oblizała się po ustach, zachęcając do degustacji. Szkodliwej. Jak zakazany owoc.
Jak najlepiej jadowite zwierze od siebie odciągnąć? Wmawiając mu choroby, niesmaczność lub oferując lepszy posiłek. Najlepiej wszystko na raz i jeszcze więcej. Ale ludzie i tak mają skłonność takie jako pierwsze próbować. #nałóg #bezprawie #Ewa
- Possij cycka, a umrzesz młodo, niewychowany zwierzyńcu, pozbawiony czegokolwiek wartościowego. Szujo buszująca w żądzy zabijania, niegodna nawet padliny.
Nie, wcale nie opisywała siebie. I nie była tą samą świadomością co wcześniej - dkąd zasmakowała własnej krwi, czuła ogromną żądzę czynienia zła - Była Mroczną Stroną Cindy.
Oddaliła się parę kroków w miejsce gdzie wcześniej przebywała i podniosła z ziemi figurkę Benka. Obdarzyła ją uczuciem: nieufności do własnych czynów i działań. W pośpiechu dołożyła jej wyraz twarzy i pokazała Benkowi przed oczyma.
- Chciałam ci to dać, ale za takie traktowanie... To mogę co najwyżej wykorzystać do praktyki voodoo!
Popatrz w figurkę, żarłoku, popatrz! - powtarzała sobie w myślach, jakby była czarownicą i wierzyła, że to przyśpieszy ten czyn.

Anonymous - 22 Grudzień 2014, 16:35

Wpatrywał się w jej komicznie wyglądające oblicze. Wyglądała tak rozkosznie. - Bo wykorzystam to do praktyk voodoo... - wyrzucił udając głos dziewczyny - Rozkoszna jesteś, nikt Ci jeszcze tego nie mówił? - mruknął, wyszczerzając się do granic możliwości. Uszy ułożyły się wzdłuż szyi. Uwielbiał jak ktoś się na niego drze. Delikatnie odskoczył od ziemi i podfrunął do cukiereczka i zatrzymał się na wysokości jej ucha - Imponujesz mi, wiesz? Nie każdy potrafi tak... mnie rozśmieszyć. - mruknął. Położył głowę na jej ramieniu. Wpatrywał się w jej szyję, wzdychnął i oblizał się cicho. Mruknął coś i poczuł jak ciecz spływa po policzku. Cmoknął cicho i wytarł niechcianego gościa w rękę, ponownie się uświnił... no ale nie jest przynajmniej tak brudny jak ona. - A powiesz mi przynajmniej, jak masz na imię, hę? - powiedział. Znów miał wielką ochotę by ją ugryźć, ale lepiej nie zjeść wszystkiego od razu, wygodniej jest się delektować, poza tym - może uciec zdobycz a on nie jest na tyle głupi... trochę się z nią pobawi.
Anonymous - 26 Grudzień 2014, 13:31

Pragnęła umieścić figurkę na wprost jego ocząt, ale wystawiając ją, zmierzyła się z opuszczonym wzrokiem. Ustawił się za nią, bo pewnie inaczej ciężko byłoby się odpędzić od figurki, ale jakkolwiek by się nie starał i głowy nie kładł, zmusi go do spojrzenia. Choćby mimowolnie, choćby z nutką uwielbienia artystycznego; kędy trzyma ją przed swoją twarzą, a kolejno obok jego natrętnej głowy...
...niestety, figurka nie pokazywała mu oczu, a tył głowy.
- Nie jestem od imponowania. Jestem od zadawania ran. - wypowiedziała z wilczym zapędem do potwierdzenia słów czynami.
Odwróciła się na pięcie i pchnęła go z całej swojej dziewczęcej siły na ziemię, kolejno siadając na nim okrakiem i opierając się lewą dłonią o jego ramię, a w prawej trzymając figurkę. Uśmiechnęła się paskudnie i splunęła w dal, w trawę.
- Jesteś mój, jesteś moją własnością.
I ugryzła figurkę, raz drugi i trzeci, zjadając słodką, jadalną modelinę. Gdy przełknęła ją, ułożyła wolną dłoń symetrycznie do pierwszej, pochyliła się i ucałowała go w usta.
Po zakończonym pocałunku, ponownie się trochę podniosła. Jedną z dłoni gładziła go po torsie,a drugą zaś chwyciła jego dłoń i zachęciła do tego samego czynu.

Anonymous - 30 Grudzień 2014, 09:43

Ten złapał ją w talii, leżąc tak na trawie momentalnie znaleźli się w powietrzu. Wpatrywał się w cukierka, w sumie ładnie brzmi taki ,,cukierek", słodko - To mi się nie przedstawisz? - powiedział z udawanym przejęciem w głosie, spróbował zrobić równie przejętą minę, jednak taka perswazja na jego twarzy nie wygląda zbyt dobrze, szczególnie jak znów mu wycieka z oczu krew, do tego trzeba się zabrać od innej strony, wiedzieć jak ugryźć. Suma smaru, czasem zamienia się to w Top Model, o takie rysy mordki trzeba dbać, gdyby to zapuścić, wtedy by wyglądał jak rasowy owczarek.
Lata z cukierkiem, no będzie co pisać na Facebook'u. - Więc mówisz, że zadajesz rany? - wpatrywał się w jej oczy, ciekawe czy może je zabrać do domu. Było mu niewygodnie, trudno trzymać 31 kilo na brzuchu, szczególnie że on takie chucherko, ale nie chce by jego nowa przyjaciółka-smakołyk spadła, poza tym że są już z dobre 3 metry nad ubitą glebą, mogła by sobie coś zrobić. No chyba że ma lęk wysokości, polecą wyżej lub ją upuści, no to od niej zależy czy go pokopie. W tym momencie słowo życie w czyiś rękach będzie pasować dość dosłownie. Coś mu się wydawało, że nie wróży nic dobrego, szamanie takich modelinowych figurek, a co jeśli coś jej się stanie? Wirusowe zapalenie wątroby? Oj... jej problem, on nie kazał jej nic jeść, tylko on chciał jeść... ją... Ale nikt o tym wiedzieć nie musi.

Anonymous - 3 Styczeń 2015, 14:37

/Przepraszam, że musiałaś tyle czekać ;C Apost słaby, bo weny nie mam póki co...



Początkowo nie poczuła uniesienia, zajęta pocałunkiem. Gdy zaczęła gładzić go po torsie, zauważyła oddaloną od siebie trawę bardziej niźli być powinna. Rozejrzała się - byli w powietrzu na niewidzialnej platformie zwanej lewitacją.
- Ja się nie przedstawiam, ja jestem - odparła wymijająco, dłońmi sprawdzając czy na czymś poza powietrzem się unoszą.
Nie było nic.
- Lubisz wysoko latać, więc pewnie też z wysoka spadać... I to tak spadać, abyś mnie krzywdy nie uczynił, kochanie...
Czekała w spokoju aż wygląd ulegnie zmianie. Póki co korzystała z czasu, nie chcąc go do czegokolwiek nieodpowiedniego zachęcać.
- Będę Twoją kochanką, dobrze? Lubisz kochanki, prawda? Zwłaszcza takie młode, a jednak długo już żyjące?
Zaczęła próbować pozbawienia go okrycia - togi bojowej.
- Ciii... - szepnęła w rozkazie nieczynienia niczego niespokojnego.

Anonymous - 5 Styczeń 2015, 10:40

Ben wpatrywał się w nią, jej trójkątna postura zmieniła się w tą normalną, czyżby #rage_mode_deactivated?. Zszokowany nie wiedział co ma powiedzieć i wydał z siebie kilka nic nie znaczących odgłosów, które wyraźnie wypowiadały jego dezorientację w wydarzeniach jak i w rozmowie. Wtedy puścił jedną rękę i podrapał się po głowie. - Co? Jakie kochanki? Dlaczego się zmieniłaś? O co chodzi? DLACZEGO TY NA MNIE SIEDZISZ KOBIETO?! - Dyszał i poczuł jak jej ręce łaskoczą go po jego brzuchu. Czuł że jak tak dalej będzie to na pewno straci równowagę i ta spadnie, to było pewne jak okres raz w miesiącu. Nie, nie podobało mu się to, że po pierwsze: ktoś na nim siedzi, po drugie: ktoś go rozbiera, po trzecie: w ogóle tego ktosia nie zna i jeszcze mu grozi że będzie kochanką, on się tak nie bawi. Złapał ją pod pachami i zgrabnie, wydostał się z jej uścisku. Poza, jaką wtedy przybrał, była godna nie jednego Cyrkowca, czyli wygiął się do niej górą, nogi były nad jej głową, a sam wygiął do granic swoich możliwości, kręgosłup.
Anonymous - 10 Styczeń 2015, 09:57

//ta wena jest okropna... Chyba lepiej bym uciekł z tematu niźli pisał tak króóóótkie posty? ;C


Co ta Cindy wygadywała, to ja nie wiem czy w jakimś większym celu niż dla samego czynu. Sztuka dla sztuki. A raczej gra na nerwach.
- AAaaaaaAAAa! Co na mnie krzyczysz! To ja powinnam! Co krzyczysz! Ja powinnam! Co Ty! Ja! JA!!!
I wbiła paznokcie w jego skórę.
Zaczęła się szamotać by zmusić go do utracenia równowagi. Wykrzywiał się a ona wyczuła zbliżającą się przemianę. Liczyła na to, że przyjmie jego wygląd po tym, jak upadną na ziemię, ale czy jej zwierzaczek na upadek pozwoli?
Sam akt zyskania nowego ciała trwa parę sekund - jej ciało deformuje się, zbliżając rozmiarowo do zamierzonego celu, a odwzorowanie jest na wysokim poziomie. Niemal jak klon.
- Braciszku? - Zapytał. Głosem jak Ben.

Anonymous - 21 Styczeń 2015, 18:40

/Może Ci się poprawiło przez te prawie 2 tygodnie xd

Sparaliżowany, osowiały, wręcz wryty w przestrzeń w której się znajdowali, Ben nie wiedział co ma robić. Trzyma siebie, no to brzmi jak dobry czeski film, teraz mu się przyda usiąść na drewnianym kamieniu w słonecznym cieniu, będzie wtedy wręcz idealnie, no, jeszcze nie pogardził by wysokim synem o niskim wzroście.
Gdzieś w jego, małej, binarnej główce w której kiedyś pętliła się chęć ratowania ogromnego Cukierka, zakwitała gdzieś w roku, a konkretnie w prawym rogu, odrobina narcyzmu. Jednakże ta odrobina, była tylko prawie że nic nie znaczącym istniejącym sobie, gdzieś we wszechświecie, niczym. Ba, w porównaniu z jego przerażeniem, które odczuł w tak krótkim czasie? Gdybyśmy mieli patrzeć, w ideologi świata 3D, to to przerażenie by wsiąkło tą odrobinę jak gabarytowych rozmiarów, widz w kinie colę, siorpiąc donoście nie mogąc się pogodzić ze świadomością iż kubeczek jest pusty. Właśnie Ben, czuł się trochę jak taka cola, zagrożona cola. Ręce zaczęły mu się trząść, więc mogło trochę bujać tam na dole. W końcu, to mało normalne że zdrowa, z wyglądu, dziewczyna ma aż tyle oblicz? (Pięćdziesiąt twarzy Greya xd) No żadna, do jasnej cholery, napotkana przez niego dziewczyna, aż tyle razy się nie zmieniała. Nie wiedział co ma zrobić, nie chciał by wbrew pozorom, chyba dziewczyna, nie zrobiła sobie krzywdy czy coś w ten deseń, ale czasem nie myślcie że coś do niej czuje - to dobry kawałek mięsa! Nie może się zmarnować. Więc, powracając do tematu, nie chciał by coś się jej stało. Zniżył lot, do wysokości półtora metra i wydając z siebie odgłos podobny do pisku, zwinął się do iPad'a. A wygląda to zazwyczaj dość spektakularnie, tu dzież...
Wykonał bardzo gwałtowny ruch i jakby wsiąknął w urządzenie, które wydało bardzo wysoki pisk, zaczęło w chwili wibrować i iskrzyć. Upadło na ziemię, ciągle wibrując a na ekranie przewijały się różne zdjęcia czy króciutkie, prawie że 2 sekundowe pliki .avi przedstawiające różne sceny, od "pierwszego wyjścia" po to jak... zabawiał się z innymi. Urządzenie z wysokiego pisku, zmieniło na nierównomierną i całkowicie randomową, sklejkę jęku, uderzania w kaloryfer i wiatru na raz.

Anonymous - 2 Luty 2015, 15:35

//To jest straszne, ale kompletnie nie idzie mi pisanie tą postacią..........


Jego nowy braciszek domagał się akceptacji, ale nic takiego nie miało miejsca. Poczuł tylko jak jest niżej, by kolejno stracić całkowicie przebywanie na platformie - upadł wraz z tabletem na trawę. Tyłek trochę zabolał. Głośne piski dochodzące z urządzenia były dla niego zmorą. A już dość problemów nowe ciało stwarzało - te długaśne włosy i w ogóle ogólna zarosłość, typowa dla zwierzęcia, że kolejnych dziwnych zjawisk sobie nie życzył! A jak jeszcze ma ze sobą pchły? Co? Pchły?! Co!!!
pchły - takie małe stworzonka, nie widziałeś nigdy?
Tablet działał na nerwy. Zabrał torebkę, z którą wyglądał równie seksownie co teletubiś, i pobiegł przed siebie, trącając nogą tablet, w który znikł jego braciszek. Ruszył byle dalej, byle najdalej.
Tak zwyczajnie, bez zapowiedzi, bo tak przecież najprościej.

z/t

/Idę, bo nie mam weny... ;C Przepraszam za zwłokę, za liche odpisy i w ogóle....

Anonymous - 13 Luty 2015, 17:43

Siedział chwilę, a właściwie kwadrans... tak ze trzy takie kwadranse... i dwadzieścia minut. Stracił rachubę czasu, gdyż dawno już w internecie nie był, ciągle łaził po tym świecie, a już zapominał o tej wspaniałej prostocie CleverBot'a, niby proste a daje tyle zabawy, a jeszcze lepsze jest wchodzenie i rozpieprzanie całego profilu na czyimś Facebook'u. No co prawda na FB jest troszkę więcej roboty niż z CB, ale zawsze można trochę czasu poświecić. Czy gdzieś mu się śpieszy? No nigdzie, rozumiem gdyby miał dziewczynę czy coś, ale nie za bardzo mu się nawet do tego śpieszy. Jak to kiedyś bardzo mądra osoba powiedziała ,,...trzeba się wyluzować". Boże, jak on to uwielbia robić! Nucił sobie przy tej jakże czcigodniej zabawie, a z iPad'a wydobywały się nierównomierne pomrukiwania czy zacinający się śmiech. Czasem, powtarzał sam do siebie ,,again" co wspaniale się powtarzało podnosiło tonację głosu. Przy okazji jest to o tyle dobry patent że jakiś komornik od Ludzi nie zabierze własności Bena. Własności którą sam ukradł, nie zapominajmy o tym.
Jednakże ile można się bawić w hackowanie for czy niszczenie serwerów... W swoim stylu, czyli bardzo szałaputnie i nieogarnięcie, zaczął wygrzebywać się ze sprzętu, gubiąc przy tym w odmętach czapkę. Zmaczał swoją rozczochraną łepetynę, a tu się zatrzymajmy, bo nie często można go bez czapki zobaczyć. Grzywka jest widoczna, to logiczne, jednakże czuprynka jest niechlujne roztargana (od czapki), jednak spokojnie sięga do szyi. Wracajmy do fabuły. Usiadł po turecku i wziął iPada, położył go na nogach i ręką włożył rękę przez ekran, tak jakby ten był z galaretki. Szukał tak czapki dobre 30 sekund po czym wyciągnął ją. Wstał a Pad spadł z nóg, strzepał czapkę i wsunął ją na łeb. Chwycił sprzęt i w stylu typowego #BenaSwaggins ulotnił się.

z/t

Anonymous - 17 Maj 2015, 01:00

Po najbardziej przeciągłym, jednocześnie przepraszającym i najwdzięczniejszym na jakie Dumę było stać, spojrzeniu posłanym kelnerce i jej współpracowniczce, wziął kwiaty, o których Eva zapomniała i, wręczywszy jej bukiet po raz drugi (może tym razem nie porzuci go tak szybko), otworzył jej z teatralną przekorą drzwi, zamamrotał "mademoiselle" wyjątkowo złym, przekręconym francuskim i wyszedł wraz z panienką z herbaciarni. Lunatyk pozwolił sobie wziąć Evę za rękę, najpierw zdawałoby się, ostrożnie, a potem już wzmacniając uścisk, ni to w niejakiej dumie mianowanej "patrzcie, chwyciłem to rude coś za dłoń!", ni to, aby chyłkiem nie zwiała. Widok tak radosnej Iskierki może go trochę przytłaczał - pewnie ze względu na to, że zawsze na ich spotkania targała ze sobą huśtawki nastrojów, a nie stan bliski (no dobra, teraz troooszkę przesadzimy) euforii w jakiejś demonicznej, a jednocześnie eudajmonicznej odsłonie. Jednakże wydawała mu się przez to jeszcze piękniejsza, bardziej... ulotna. Dlatego trzymał ją mocniej - bał się chyba, że zaraz mu odleci... Nie. Jednocześnie spodobała mu się ta myśl.
Trochę szkoda mu było tamtego, niegdysiejszego (na jego widok) otępienia i zaskoczenia na twarzy towarzyszki, ale jeżeli na zastępstwo miały przyjść uczucia takie, jakie obserwował teraz... był gotów gorąco na to przytaknąć. I jeszcze ten śmiech. Widząc łzy w jej oczach, tą reakcję... Te gatunki powinno się chronić - przecież taki ktoś jak ona nie mógł chodzić po świecie, bo nie każdy potrafi się obnosić z tak specjalną istotą (chyba dlatego, między innymi, Duma powinien trzymać się z daleka - jeszcze zrobiłby coś głupiego... za późno, prawda?), a wciąż pamiętał o ranach na jej nadgarstku, co jeszcze bardziej sprzyjało chęci obrony... Był po części zły na świat. Z drugiej strony radował go fakt, że się udało. W jakiś niewyjaśniony do końca sposób, udało ci się sięgnąć do rudej i przekonać ją do siebie. Brawo, Dumo. Wmawiaj sobie, że to twoja zasługa, a nie Markovski, która przyjęła cię łaskawie.
Uznał, że w jego gestii było wytyczenie szlaku, którym mieli się kierować, a uprzedzając cicho Evę już po wyjściu od Manetty cichym "ale wiesz, że ja nie mam pojęcia, dokąd idę?", już trochę mniej stropiony odpowiedzialnością, którą zrzucono na jego barki, zaczął krążyć po mieście. Tak, dosłownie. Chyba dwukrotnie mijali kwiaciarnię, w której koleżanka kelnerki kupiła bukiet, potem ze trzy razy skręcili w tą samą stronę na innym skrzyżowaniu (przy czym Duma miał ogromny problem, żeby stwierdzić, w którą stronę udali się poprzednio)... W końcu jednak znaleźli się na kamiennej ścieżynce ku wzgórzom, gdzie Lunatyk odetchnął głęboko, starając się pozbyć stresu bycia przewodnikiem. Może nie będzie jakiegoś rozwidlenia ścieżek. Może to zwykły, dobrzy opisany szlak czy park, w którym się nie zgubi... może tutaj się zatrzymać?
- Jeżeli chodzi o taniec - jako, hmh, człowiek z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi, powinienem powiedzieć, że zdarza mi się to rzadko, jednak jestem świadomy tego, że nie powinienem i, że moje zachowanie jest nieracjonalnie przy umiejętnościach, które posiadam - aha, ogłoszenie parafialne - przy każdym "zmiękł" pisanym kursywą jedna komórka dumowatości zostaje wygnana z jego organizmu i osadza się w Vanuatu, dlatego prosimy o nie oskarżanie Dumy o takie wybryki - choćby przez wzgląd na smutnych vanuatczyk... mieszkańców Vanuatu. Dziękujemy.
Zatrzymał się i po prostu pocałował ją w czoło. Powinien pewnie unieść jej brodę i spojrzeć jej jeszcze głębiej w oczy, ale...
- Mikrus. Ale śpiewam trochę. Inaczej, tfu. Bardziej lub mniej... chyba... potrafię śpiewać. Nie zamierzam tego udowadniać, więc musisz mi uwierzyć na słowo - krzywy uśmiech... wszystko wróciło do normy. Poza tym, że, oczywiście, nie puścił jej ręki i trzymał ją blisko siebie.
- Jesteśmy już wystarczająco daleko kawiarni?... - nie powinno to zabrzmieć aż tak dwuznacznie, jak można sobie to interpretować, ale to miała być kolejna zaczepka, zmuszająca Iskrę do ciekawych odpowiedzi, które zawsze miała w zanadrzu. Lubił obserwować. A, że ona zawsze podsuwała mu się pod nos...
Nie oponował.

Iskra - 17 Maj 2015, 14:55

Niezwykle wesołe jest, jak Duma każdorazowo opacznie odczytuje dawane przez Iskrę znaki dymne. Wyciągnięta ręka poprzednim razem, czekanie na niego w drzwiach dzisiaj.. No, chyba, że mężczyzna robił to wszystko specjalnie. Kim ona tam jest, żeby odczytywać zamiary, ruda, która tak się popisała na samym początku akcji w herbaciarni.
Gdy szwendali się – to brzmi znacznie ciekawiej od jakiegoś spaceru – po centrum, przyglądnęła mu się kątem oka raz i drugi. A potem znowu. Wydawał się jakby... pogodny? Spokojniejszy? Że mniej zgryźliwy to swoją drogą, ale tu różnica była o tyle subtelna, że gdyby nie wyczulenie na jego obecność obok, gdyby nie dbała od jeszcze początku o jego reakcje (ciekawe jak bardzo obsesja może się stać, hmh, obsesyjna) – nie zauważyłaby różnicy. No ale generalnie i sama nie zachowywała się już w jego towarzystwie jak jakaś wampirza księżniczka, gotowa przeskakiwać od entuzjazmu do chandry i z powrotem w ułamek sekundy.
Naprawdę tyle daje radę zdziałać jedna osoba? Samym trzymaniem za rękę?
Znaczy, ona musiała powstrzymywać idiotyczne, szersze niż wykazane przez jakiegokolwiek dentystę normy, szczerzenie się, ale nasz Melancholijny Duński Książę? (Narratorka uniżenie przeprasza, ale jest 3:30 i pierwszym co przychodzi jej na myśl w ramach metafor o takiej godzinie są książki.) Tylko przez chwilę podejrzewała, że może faktycznie jest powodem jego lekkiej metamorfozy, ale koniec końców porzuciła głupiutkie myśli i uśmiechała się tylko szerzej, gdy zbliżała się chwila, że mieli skręcić w inną ulicę. No i cały czas nuciła tą samą melodię.
– A myślałam, że to ja jestem beznadziejnym przypadkiem, bo gubię się w centrum po dwóch latach mieszkania w miasteczku – zaszydziła. – Ale ty tu mieszkasz dużo dłużej, prawda? Choć, w pewnym sensie, nie zrozum mnie źle, to jest naaaaaprawdę słodkie – kopnęła leżącego, bo chyba każdy facet na przymiotnik „słodki” połączony ze swoją osobą reaguje jak kot na wiadro wody.

Rozejrzała się, gdy wyszli spomiędzy zabudowań i poczęli kierować się poza miasto. Naprawdę przeszli już taki kawałek? Nie wspominając o krążeniu po ulicach.
– Znam to miejsce! – zdziwiła się. – Znaczy, byłam tu... dwa razy? Ale kojarzę okolicę, bo za tamtymi wzgórzami – pokazała wolną ręką – w głębi, za lasem w dolince, znajdują się Wrota. – Momentalnie ściszyła głos i Duma mógł poczuć, że jej ręka, a także cała Iskra, drgnęły. Przez piegowatą twarz przebiegł cień, ale gdy unosiła kpiąco brew jako jedyną odpowiedź na bełkot o zdolności – lub jej braku – tańca, już wszystko wydawało się być w porządku.
Po raz pierwszy bycie nazwaną „małą”, ba! gorzej niż „małą”, sprawiło jej tyle przyjemności. Poczuła się jednak w obowiązku zaprotestować:
– I metr sześćdziesiąt pięć może być zabójcze! – Uśmiech miała krzywy, w ten sposób, w jaki uśmiechają się ludzie do melodii słyszalnej tylko w ich głowie. – Jeszcze zaśpiewasz, ptaszyno – uśmiechnęła się złowieszczo, przerysowanie, a potem dodała jakby od niechcenia: – Gdy będziemy mieli trochę spokoju zaakompaniuję ci i wtedy coś dla mnie zaśpiewasz.

Wystarczająco daleko dla czego? – chciała po prostu zapytać, ale to by było zbyt proste. Potyczki słowne były jedną z wielu rzeczy jakie w ni... khe, jakie uwielbiała. Dręczyła ją jeszcze jedna sprawa, którą dla swojego wewnętrznego komfortu musiała rozwiązać. Pociągnęła więc Lunatyka dalej, między drzewa, z dala od wścibskich oczu. W pewnym momencie zwolniła, a potem zatrzymała się pod najbliższym dębem. Zmarszczyła brwi.
– Powiedz mi, ty... jesteś poważny? – Zaraz potem żachnęła się, na poły zła, na poły spłoszona. – Nie chcę żadnych deklaracji. Nie potrzebuję nawet obietnic. – Popatrzyła ponad jego ramieniem, przeklinając fakt, że cera tak szybko jej się rumieni. Potem spojrzała w zielone oczy, próbując znaleźć w nich odpowiedź. – Chodzi mi tylko... bien, czy nie okaże się, że się mną wyłącznie bawiłeś i czy przy następnym spotkaniu nie będę musiała wykonać twojej egzekucji, na przykład poprzez dekapitację, żeby zaspokoić żądzę krwi, zranioną dumę i pocieszyć swoje delikatne, dziewczęce serce – powiedziała na wydechu. To było znacznie lepsze od czerwienienia się.
Nie pragnęła stworzyć z nim rodziny, mieszkać w bliźniaku, potykać się o trójkołowe rowerki czy czym tam się bawią małe dzieci i nie dogadywać się ze sąsiadami. Chciała mieć choć troszkę pewności, że skoro brnęli przez ten cały idiotyzm, którego żadne z nich na dobrą sprawę nie potrafiło, nazywany okazywaniem uczuć to ma to jakieś znaczenie. Choćby na krótką chwilę.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group