To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto - Stara Biblioteka

Anonymous - 21 Grudzień 2010, 22:08

Przechyliła głowę na bok, przyglądając się chłopakowi. A jednak ustąpił jej! Ba, rzadko kiedy ktoś jej nie ustępował, kiedy chciała coś osiągnąć, to zazwyczaj to osiągała. A teraz miała ochotę trochę dłużej posiedieć sobie na człowieczku, który nie okazywał jej żadnej agresji. I bardzo dobrze! Ogień zwalczaj ogniem, to było jedno z jej ulubionych powiedzonek i często właśnie je wcielała w życie. Kiedy ktoś jej dokuczał, ona też mu dokuczała, kiedy ktoś był dla niej miły, ona też była dla niego miła. W granicach zdrowego rozsądku, oczywiście~ W końcu i tak humorek jej się zmieni i będzie prawdziwą zmorą. Miauczącą Zmorą.
Zmrużyła swe złote oczy i przyjrzała się uważnie twarzy czerwonowłosego. O proszę, plasterek, jakieś blizny... Czyżby ktoś kto lubił czasem mordę komuś obić? Może tak, może nie... Istniała jeszcze opcja że jest kozłem ofiarnym, choć sądząc po jego - bądźmy szczerzy - muskularnej budowie, do brzydko mówiąc "ciot" by go nie zaliczyła, więc obstawiła to pierwsze.
Gdy tylko przedstawił się, zaśmiała się wdzięcznie, a jej białe kły zabłysły w cieniu ust.
- Od razu mi się skojarzyło z Rocky'im Balboa'om! - odparła i uspokoiła się po chwili. - A ja? Mówią na mnie Shiva. I daruj sobie Panią wcale taka stara nie jestem. - powiedziała cicho, co podchodziło odrobinę pod syk, po czym uśmiechnęła się zadziornie i sięgnęła na półkę po jedną z książek. Och... Ornitologia... Ptactwo, mniam. Aż musiała oblizać sobie usta.

Anonymous - 21 Grudzień 2010, 22:22

No więc dalej na nim siedziała. Miło. Fajnie. Wszystko extra, tylko że on chciałby już wrócić do domu i wziąć się za lekturę.
- Rocky Balboa? Pewnie dlatego dostałem takie pseudo w szkole. Tak więc, yyy.... cóż tu porabiasz, Shivo?
Spojrzał na nią z ukosa rytmicznie stukając palcami o marmurową posadzkę. Nudziło mu się niemiłosiernie, był zmęczony, bolało go ramie, brzuch i pięść, w dodatku bał się, że dziewczyna zaraz rzuci mu się do gardła, przegryzie i wyssie z niego cała krew. Ciekawe czemu. Może to przez te kły nasuwały się mu takie dziwaczne myśli. Nie nie nie, po prostu był już zmęczony. Widząc, jakim wzrokiem obdarzyła książkę o jego hobby, skrzywił się.
- Ty to ptaki bardziej wolałabyś konsumować, niż poznawać, co?
Poprawił bandaż na lewej dłoni.

Anonymous - 21 Grudzień 2010, 22:36

Oho~ Widać była tutaj nieproszonym gościem, że tak to ujmę. Rocky wystukiwał, drażniącą ją melodyjkę, przez co znów położyła uszy po sobie i zmarszczyła nos. Naprawdę nie znosiła, gdy ktoś stukotał paluchami. Niemiłosiernie ją to irytowało.
Jednakże, że postanowiła sobie być miłą przez te kilka chwil ich na pewno krótkiej znajomości, to ani nie chwyciła go za gardło, ani nie udusiła, ani nie wbiła pazurów w jego dłoń. Po prostu zignorowała ten drażniący ją dźwięk.
- Hmmm? Nudzę się, zawsze kiedy się nudzę przychodzę tutaj. - odpowiedziała, nieco wymijająco. Przyszła tutakże z drugiego powodu. Nie mogła znaleźć swojej młodszej siostrzyczki, więc myślała, że być może tu ją znajdzie. Ona zawsze wszędzie się pchała z tym swoim kocim noskiem w nie swoje sprawy i w nie swoje rejony. I tak najgorsze było odkrycie, że jakiś starszy Dachowiec adoruje jej młodszą siostrę. Miała ochotę wykastrować gnoja, gdyby nie zwiał jej do lasu. A jej nie chciało się ganiać za nim po drzewach, choć girlanda z jego wnętrzności na pewno pięknie by się eksponowała na gałęziach drzew... Albo w przedpokoju jej domku i jej siostry.
Nachyliła się nad nim i oparła łokciem o klatkę piersiową czerwonowłosego, jednak tak, by go nie zabolało. Nie miała ochoty wysłuchiwać jego jęków. Może dlatego zawsze swoich przeciwników szybko zabijała? Nie lubiła gdy krzyczą, drażniło to jej słuch.
- Spostrzegawczy jesteś chłopcze~ - mruknęła i rzuciła książkę gdzieś do tyłu, zataczając kółeczka palcem na torsie Rockuro. - W końcu jestem kocicą, jakbyś nie zauważył... My z reguły wolimy na ptaki polować, ale ich nie jemy złotko~ Zbyt łykowate.

Anonymous - 22 Grudzień 2010, 13:35

Z nudów przyszła, ta. Pewnie chce ukryć przede mną parę faktów. Pomyślał rozgoryczony. Wzdrygnął się, kiedy usiadła w tej dziwacznej pozycji przy okazji kreśląc mu wzorki na klatce piersiowej. No cóż, chyba rzeczywiście jej się nudzi. Ciekawie to musiało wyglądać z boku. Na podłodze chłopak, a na nim siedzi dziewczyna z kocimi uszami i ogonem i w dodatku przerażająco się uśmiecha. No cóż poradzić. Poruszył się układając się w nieco wygodniejszej pozycji, aczkolwiek o wygodzie nie mogło być tu mowy. Jest kocicą. To mu dało wiele do myślenia. Ni stąd ni zowąd przypomniało mu się małe kociątkopodobne stworzenie, które siedziało na jego łóżeczku i wpatrywało się w niego, gdy był jeszcze bardzo młody. Próbując połączy obie postacie stwierdził, że tej pierwszej nie pamięta, więc porzucił te wysiłki. Postanowił coś sprawdzić. Wyciągnął prawą rękę i dotknął jej ucha.
- Woa, ekstremalnie prawdziwe! - poruszał nim na prawo i lewo z miną zafascynowanego dzieciaka. Zawsze ciekawiły go rzeczy inne, niż te znane ludziom. A ona była inna, zdecydowanie. Zastanawiał się czemu jeszcze żyje. Przecież ludzie - gdyby ją znaleźli - już dawno poddaliby ją dziwacznym eksperymentom. Tak mu się przynajmniej wydawało. Z tego, co słyszał, ufo też by do tego wykorzystali, więc czemu nie pannę, która była połączeniem kota z człowiekiem?

Anonymous - 23 Grudzień 2010, 15:40

Powietrze było ostre, czyste. Nie padał śnieg, ale mróz zamieniał oddech w parę. Ana wcisnęła ręce w kieszenie i szybkim, zbyt szybkim jak na nią krokiem zbliżała się do Biblioteki. Wchodząc do środka szybko zamknęła drzwi, nie chcąc by zimno wleciało do środka.
Uderzył ją zapach papieru i kurzu. To miejsce zawsze działało na nią uspokajająco. Jakby nie wiedząc od czego zacząć rozejrzała się dookoła. Chciała znaleźć książki które tu zostawiła. Zajrzała do kącika czytelniczego, tam gdzie widziała je po raz ostatni. Ani śladu. Dziewczyna zachodziła w głowę gdzie mogą być. Potarła bury kosmyk w zastanowieniu myśląc nad miejscami które wczoraj tu odwiedział.
Jedna z książek była o sztuce, druga zawierała w sobie podstawowy zakres wiedzy medycznej. Pierwsza miała być lekturą na popołudnia gdy za nic nie pozwalają jej wyjść ze szpitala. Druga.. Hmm, skoro nie wiedzą co jej jest, to może sama to odkryje? Oczywiście najpierw musi się poduczyć, z podstaw niczego nie wywnioskuje.
Czytając oznakowania regałów próbowała dojść do działu ze sztuką. Był bardzo ubogi, jak na tą Bibliotekę, a Ana przepadała za nią, zwłaszcza za tymi albumami zawierającymi proste, ale nietuzinkowe melodie. Wspięła się na palce czytając tytuły. Nie była aż tak niska by nie móc ich dojrzeć, ale nie była dość wysoka by tam dosięgnąć. Bibliotekarz odmówiłby pożyczenia drabiny, bojąc się że Ana połamie się wchodząc na nią. Biorąc pod uwagę jej kondycje fizyczną, spadłaby wchodząc na trzeci stopień. Może na czwarty, przy odrobinie szczęścia.
Księgi tam nie było. Zawróciła, szukając działu związanego z medycyną. Był chyba niedaleko, pomiędzy chemią i biologią. Często tu przebywała, jednak mimo iż wydeptała tu nie jedną ścieżkę wciąż gubiła się wśród licznych zaułków.
Skręcając zatrzymała się raptownie. Cóż, niecodziennym widokiem jest ujrzenie pary w jednoznacznej sytuacji. Dziewczyna, zapewne starsza od niej, posiadała i kocie uszy, jednak w tym momencie to nie miało wielkiego znaczenia. Siedziała na leżącym chłopaku. Wokół nich leżało sporo książek. Ana ułamek sekundy patrzyła na nich z wyrazem oczu sugerującym zdziwienie i zażenowanie. Dotarło do niej że wpadła na parę nie w porę. Jej szara cera poróżowiała. Gwałtownie odwróciła głowę.
- Przepraszam. – Rzuciła na odchodnym niepewnym głosem i zniknęła za regałem.
Obeszła tą część Biblioteki, manewrując po korytarzach. Nogi poniosły ją do biurka, gdzie siedział Bibliotekarz. Zajęty był przeglądaniem kart i mruczał pod nosem. Jak zawsze do tego stopnia pochłonięty swoimi obowiązkami że nie zauwazył nadchodzącej dziewczyny. Ana delikatnie zapukała w blat.
- Przepraszam że przeszkadzam, ale.. – Zawahała się, unikając kontaktu wzrokowego. Jeszcze chwila i zacznie się jąkać, lub nie będzie miała siły bo w ogóle coś powiedzieć. Zebrała się w sobie. – Ja zostawiłam wczoraj moje książki.. N-nie widział ich pan?
- A tak.. Znalazłem je na stole. Schowałem z tyłu, poczekaj chwilę. – Bibliotekarz wstał, odstawiając karty czytelników i zniknął za małymi drzwiami, niemal wtapiającymi się między regały. Ana niepewnie przestąpiła z nogi na nogę.

Anonymous - 27 Grudzień 2010, 14:02

//Skoro Shiva nie kwapi się do odpisania, spróbuję jakoś to rozciągnąć...//

W pewnym momencie do środka wpadło zimne powietrze. Zdziwiony tym faktem spojrzał w kierunku, z którego ów powietrze do biblioteki wpadło. Po chwili ciszy usłyszał trzaśnięcie wielkich, mocarnych drzwi i kroki, które - o zgrozo - zbliżały się. Ostatkiem sił spróbował wydostać się spod dziewczyny. Niestety, jej strategiczne położenie na jego brzuchu skutecznie mu to utrudniało. Przesunął się tylko nieco, ale jednak było to daremne. Jego uszu dobiegały coraz bliższe kroki. W końcu usłyszał ciche "Przepraszam". Odwrócił głowę.
- Nie, czekaj, to nie tak, jak myślisz...
Uciekła. No trudno, najwyraźniej pierwszy raz został uznany za zboczeńca. Oblał się rumieńcem.

Anonymous - 29 Grudzień 2010, 17:05

Bibliotekarz położył na stole dwie księgi. Ana odetchnęła i przejrzała je pobieżnie. Niepewnie zmarszczyła czoło, odsuwając jeden z tomów.
- Umm.. Proszę pana, to nie ta książka. Ta się zgadza. – Wskazała na dzieło o medycynie, które zamierzała zgłębić w najbliższym czasie. – Druga była o muzyce, i to nie jest ta. – Wymamrotała cicho dotykając grubej księgi.
- Rzeczywiście. – Staruszek zachłysnął się nieco. – To chyba o gotowaniu. Musiałem twoją odstawić na półkę w dziale sztucę. – Zamyślił się Bibliotekarz.
- Ja tam byłam.. – Zaczęła niepewnie. No dalej, da radę coś powiedzieć, w końcu jesteś tu nie pierwszy raz. Znasz staruszka, na pewno cie nie ugryzie. Wzdrygnęła się lekko. – Nie było albumu na półce..
- Wczoraj układałem książki, pewne położyłem na samej górze. – Upierał się Bibliotekarz. Wyszedł zza biurka i ze schowka, z którego wyjął jej książki, wytaszczył małą, składaną drabinę. Ana położyła rękę na czole czując że denerwuje się coraz bardziej. Ani chybi będzie musiała użyć inhalatora jeśli każe jej tam wejść.
Staruszek dziarsko, jakby chcąc się popisać, uniósł drabinę i skierował swoje kroki w stronę regałów. O ile człapał głośno, tak Ana starała się stawiać stopy delikatniej, choć i tak w ciszy brzmiało skrzypienie desek. Już mieli skręcić w dział medycyny, będący tuż obok biologii, gdy dziewczyna zareagowała.
- Tamtędy będzie szybciej.. – Uniosła rękę, mówiąc szybko i cicho. Z całej siły starała się ukryć niepewność i zdenerwowanie w głosie. Bibliotekarz obrócił głowę we wskazanym kierunku.
- Dobrze kombinujesz. Przez dział z historią. – Skręcił w róg.
Ana westchnęła niedosłyszalnie.
Na miejscu staruszek rozstawił drabinę, i szukając książki wszedł na samą górę. Już kwadrans przeglądał każdy tytuł oddzielnie i nic nie wskazywało na to że ma skończyć. Ana nie czuła zniecierpliwienia, ale ponurą rezygnacje, taką samą jaka wiele razy dopadała ją w szpitalu. Coś z tego musiał odbić się w jej oczach, bo pomimo smutku do którego znający ją z widzenia ludzie się przyzwyczaiły, było tam coś jeszcze i Bibliotekarz nagle ze zdwojoną siłą zaczął szukać zaginionej książki.

Anonymous - 6 Styczeń 2011, 18:16

//Z góry sorki, ale nudzi mi się xd

Leżąc tak i zastanawiając się nad różnymi sprawami, zerknął na zegar wiszący na ścianie. Boże, już tak późno?! W przypływie desperacji zebrał całą swoją bokserską siłę i zrzucił z siebie ciężką dziewczynę.
- Przepraszam, ale jest ekstremalnie późno i muszę lecieć. - Zwrócił się do Shivy, po czym ruszył biegiem w stronę wyjścia z biblioteki, po drodze zręcznym półkolem mijając Anę.

[z/t]

Anonymous - 16 Maj 2011, 14:25

Nie żeby w jakiś pokręcony sposób Benjamin lubił książki. Owszem, wiele w jego życiu zostało przeczytanych, przekartkowanych lub oglądniętych z okładki. Jednak w większości były to klasyki, który niepodważalnie każdy człowiek musiał przeczytać i choć większość wydawała mu się niesamowicie nudna, brał następną i następną. Obecnie zaś ma przerwę od pasma tych ze zbioru inteligentnych lub romantycznych i z zamiłowaniem wręcz lata między półkami owej starej biblioteki z wyraźnym grymasem zdenerwowania na ustach. Dostał od kolegi bardzo i to bardzo poufną wiadomość, że gdzieś tutaj jest ostatni tom pewnej mangi, którą możemy nazwać klasykiem. Owszem, Cazalie znał jej zakończenie bardzo dobrze, można powiedzieć, że miał w pamięci rozkład każdej strony. Zauważę również, że kiedyś miał owy egzemplarz w jego tłustych dziecięcych łapkach, ale był on już w złym stanie i w dodatku dziesięcioletni wtedy chłopak nie umiał o niego dobrze zadbać. Do dziś pamięta ten dzień, kiedy razem z przyjacielem szarpali się o prawo własności do owego tytuły. Zwykle Blaise czytywał te arcydzieła, który Cazalie tak nie znosił, ale ta manga wyjątkowo przypadła mu do gustu. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa plik papierów przedzielił się na dwie części, prawie jak dziecko w pewnej biblijnej opowieści.
Czerwonowłosy szybko przebiegł między półkami oznaczonymi literami A i D. Gdzie to jest! Całkiem zrezygnowany przysiadł przy jednej z półek na sofie, która wydała z siebie niezbyt przyjemny zgrzyt. Ah pewnie musiała być bardzo stara. Mruknął pod nosem coś niezbyt grzecznego i mogę powiedzieć, że trochę agresywnego w stosunku do budynku, rozstawienia książek i ogólnie całej sytuacji. Zamaszystym ruchem zarzucił włosy do tyłu, które szybko opadły mu z powrotem na kapitańską przepaskę. Oparł się plecami o drewniane oparcie, które również zgrzytnęło, ręce zaś włożył do kieszeni i mruknął znowu, tym bardziej z jeszcze większą rezygnacją. Dość długowieczna bibliotekarka spojrzała na niego z ukosa. O nie, nie ruszy się, by mu pomóc - broń boże! Jednak chętnie krzyknie, gdy Cazio zrobi coś co jej się nie spodoba. Kto w ogóle widział, żeby młody człowiek miał tak niechlujne długie włosy!.

Anonymous - 16 Maj 2011, 17:48

Eve siedziała przy jednym ze stolików z nosem w opasłej księdze. Na jej bladej, choć lekko zarumienionej twarzyczce gościł delikatny, nieobecny uśmieszek. Jej „lektura” wyraźnie przypadła jej do gustu. Nie mogła się nadziwić wyobraźni tych ludzi, zwłaszcza, że jak dotąd uważała ich za dość prymitywnych. No, może nie prymitywnych, a zbyt ponurych i posępnych, o. Takie określenia bardziej pasowały. Kto wie, może nie było tak ze wszystkimi? Nie wiedziała, co nie zmieniało faktu, że takich pesymistów było tutaj od groma.
Uniosła głowę, słysząc czyjeś kroki i rozejrzała się wokół. Nie zauważyła, by ktokolwiek wchodził, czy też opuszczał gmach biblioteki. A jednak, słuch dziewczyny nie zawiódł jej. Wkrótce do środka wpadł pewien na oko 19-20 letni chłopak o rudych włosach. Wyraźnie czegoś szukał, bez powodzenia najwyraźniej, bo w niedługim czasie opadł na sofę zrezygnowany.
Przyglądając się mu uważnie, choć dyskretnie, zniknęła za regałem wraz ze swoją księgą. Odłożyła ją na miejsce. Postanowiła podejść do nieznajomego i pomóc mu w poszukiwaniach. Dobrze byłoby mieć tutaj jakiegoś kolegę, zwłaszcza, gdy nikogo się nie znało, ani nie miało się pojęcia o ludziach i ich zwyczajach. Może mógłby on coś jej o nich powiedzieć?
Tak czy siak, podeszła do chłopaka, uśmiechając się lekko, nieznacznie. Stanęła przed nim, lekko niezdecydowana, po czym odezwała się:
- Pomóc ci znaleźć to, czego szukasz? – zapytała. Widać było, że jest nieco nieśmiała, aczkolwiek chętna do udzielenia mu wsparcia podczas tych poszukiwań. Budziła też zaufanie, samą jej postawą. Rzecz jasna, kocie uszy i ogon schowała pod płaszczem, co nawet nie było takie dziwne, biorąc pod uwagę niezbyt przyjazną pogodę na zewnątrz.

Anonymous - 16 Maj 2011, 18:55

Cazalie podniósł wzrok będąc pewnym, że zaczepia go ta oto staruszka zza lady. Wielokrotnie spotkał się z sytuacjami, kiedy to podrywały go starsze kobiety. W gruncie rzeczy, nawet jego matka kilkakrotnie do niego startowała, ale ona jest usprawiedliwiona, bo nie pamięta nawet co jadła na śniadanie. Nie żeby była jakoś specjalnie stara, wręcz powiem, że jest dość młoda! W końcu urodziła Benjamina, gdy miała niespełna dwadzieścia lat, co i tak było uznawane przez jego babcię za nie lada późną ciąże. No tak, ta zaś urodziła swojego pierwszego syna w wieku lat piętnastu, i każdego następnego rok później, aż przekroczyła dwudziestkę piątkę. Ah, pocieszna i jednocześnie płodna kobieta. W dodatku jakimś dziwnym trafem wszyscy jej synowie zaniemogli, no cóż. Przynajmniej Cazalie jest teraz oczkiem w głowie.
Benjamin podniósł wzrok i już miał odpowiedzieć coś co z pewnością urągało dobremu wychowaniu, kiedy zobaczył kto go zagaduje. Oczywiście nie wiele mógł zobaczyć pod tym denerwującym płaszczem, zniekształcającym zarówno ją jak i niszczącym klimat otoczenia. Wiedział, jednak że w większości opowieści pod takim płaszczem jest urocza postać, miał również przeczucie, że dałoby się z niej zrobić lolitkę, bo wyraźnie była młoda.
-Wydaje mi się, że już znalazłem to czego szukałem. - powiedział uśmiechając się pogodnie, po czym wstał i zdecydowanym ruchem porwał kocicę za nadgarstek do najbliższej półki. Nie to, żeby miał jakieś fetysze, ale od razu wszczynać zaloty na oczach jakieś wyjątkowo nie urodziwej baby. No tak, w końcu nikt nie był tak urodziwy jak Cazalie. Kiedy znaleźli się już za granicami jej wzroku, czerwonowłosy skłonił się szarmancko i z zadziornym spojrzeniem odsunął się od dziewczyny. Nie, żeby coś. Lubił być blisko ładnych osób, ale żeby ta druga od razu nie pomyślała o naruszaniu jej nietykalności czy coś takiego.
-Witam śliczną panienkę, mówią mi Cazalie. - zaczął dość randomowo, w dodatku biorąc jej łapkę i całując jak na dżentelmena przystało.

Anonymous - 17 Maj 2011, 05:47

Na bladą twarzyczkę dziewczęcia wystąpiły rumieńce. Zakłopotane nie wiedziało jak zareagować, ani co powiedzieć. Wolną ręką odgarnęło niesforne kosmyki blond włosów, kierując wzrok złocistych ślepi na swego rozmówcę.
Nie miało pojęcia, jak odpowiedzieć, gdyż po słowach Cazaliego wypadałoby i samej się przedstawić, gorzej, że nie miała ani imienia, ani nazwiska. Wtem coś jej się przypomniało - gdy przemykała przez ulicę, słyszała jakieś imię, zaraz... Jak ono brzmiało...
- Eve - odparła kotka, uśmiechając się do niego promiennie. Fakt, imię to zmyśliła w ostatniej chwili. Nie wiedziała nawet, czy takowe istnieje, ot, po prostu - tak jakoś przyszło jej do głowy. Może gdzieś je kiedyś usłyszała? Może. Ale nie warto było się teraz nad tym zastanawiać.
Przekrzywiła delikatnie głowę na bok. Cała ta sytuacja była taka zabawna, a i nowo poznany chłopak był całkiem miły, toteż nie chciała go zbyt szybko spłoszyć. Ale, co tu dużo gadać - prędzej czy później sam ucieknie. Wystarczy, że zobaczy (nie)zwykłego człowieka, o kocim ogonku i uszach.
Ślepia o pionowych źrenicach zalśniły nieco w cieniu. Wyprostowała się i uciekła spojrzeniem w stronę drzwi wyjściowych. Nie chciała teraz zostawiać nowo poznanego chłopaka, ale jakoś nie uśmiechało jej się dłuższe zostanie w tym miejscu.
- Przepraszam. Dziękuję. Zapewne jeszcze się spotkamy - wyszeptała mu cicho, acz wyraźnie na ucho, wspinając się na palcach - w końcu on był wysoki, ona niekoniecznie...
Sięgnęła na półkę, przy której stali, wyjmując szukaną przez niego mangę. Podała mu ją i błyskawicznie znalazła się przy drzwiach - nie, nie była żadnym mutantem, była tylko pół-kotem.
Uśmiechnęła się do niego promiennie i wyszła na zewnątrz, wkrótce znikając mu z oczu.

[z/t]

Anonymous - 31 Lipiec 2011, 17:20

Nuuudaaa. Tak mogłabym określić cały ten tydzień, który spędziłam w Świecie Ludzi. Z resztą nie tylko ja tak twierdzę. Cheshire, którego niosłam właśnie na rękach, w pełni podzielał moje zdanie. Oboje cierpieliśmy na tę samą chorobę i oboje potrzebowaliśmy natychmiastowego lekarstwa, czyli kogoś z kim można by się było pobawić, podręczyć go, albo uszkodzić nieco psychikę. Zwykle nasze wyprawy do tego świata owocowały w takie atrakcje, jednak w tym tygodniu jakoś nie spotkaliśmy żadnej interesującej osobistości.
Stanęłam pod drzwiami biblioteki i spojrzałam pytającym wzrokiem na mojego futrzaka.
-Myślisz o tym samym co ja?- spytałam z szaleńczym uśmiechem i wraz z ujrzeniem aprobaty w oczach kota, weszłam do budynku.
Przechadzając się między regałami książek dręczyłam Cheshire monologiem, którego biedak musiał wysłuchiwać przez cały ten tydzień.
-Powiedz mi koteczku, dlaczego ci ludzie są ostatnio tacy nudni. Miesiąc temu mieliśmy taki ubaw, że największy szaleniec pozazdrościłby nam, takiej zabawy. Nie spotkaliśmy też nikogo z Krainy Luster. No co się dzieje z tym całym światem. Obrazili się na nas czy co?- Ze złością kopnęłam najbliższy regał, który chyba nie był zbyt stabilny bo zachwiał się lekko i z ogromnym hukiem zaczął się rozpadać.
-Eh, to już nie ta stabilność co kiedyś- mruknęłam patrząc na latające w powietrzu kartki.
Przez chwilę obserwowałam Cheshire bawiącego się kawałkami papieru, które wypadły ze starych książek.
-Przynajmniej ty się dobrze bawisz.-
Popatrzył na mnie tymi swoimi zielonymi oczkami, z których można było odczytać zachętę do wspólnej zabawy. W sumie to co mi szkodzi. Rzuciłam się w stronę leżących na ziemi książek i zaczęłam wyrywać z nich kartki robiąc mały stos z papieru.
-Tylu ludzi marnowało swój czas i co im z tego przyszło? Tych głupot i tak nikt już nie czyta…-
Kiedy stos był już odpowiedniej wielkości wzięłam w ręce tyle kartek ile się dało i rzucając wysoko w górę krzyknęłam na całe gardło:
- Pobawmy się w zimę Cheshi! Ja jestem śnieżną księżniczką, a ty moim wiernym zwierzątkiem!- Zaczęłam tarzać się w wyrwanych kartkach, podrzucać je w powietrze i szaleć jakby faktycznie był to śnieg. Żeby było ciekawiej stworzyłam iluzję, dzięki której z sufitu biblioteki zaczęły spadać malutkie białe płatki. Po kilku minutach szalonej zabawy położyłam się między rozrzuconymi kartkami patrząc na lecący z sufitu śnieg. Mój przyjaciel korzystając z okazji bezceremonialnie usadowił mi się na brzuchu.
-Teraz brakuje nam tylko złej królowej i księcia na białym rumaku, który by mnie uratował z samotnej wierzy. Phi! To by dopiero była komedia…- uśmiechnęłam się głaskając Cheshire po czarnym jak smoła łepku, a ten zaczął mruczeć z zadowolenia.

Anonymous - 31 Lipiec 2011, 17:44

Po Williamie nie było widać jak wielkie zrobił zakupy i dziękował za to losowi. A może raczej - dawnemu prezentowi od ojca, który nie miał pojęcia co to było, ale ładnie wyglądało.
W Bezdennej Sakwie mieścił się więc już pełny komplet ubrań dla małoletniej dziewczynki, trochę naczyń, kawa, herbata, kosmetyki, artykuły żywieniowe i dobrych parę kilogramów warzyw - od marchwi po sałatę, z ekologicznych upraw. Mały artefakt nawet nie zmienił kształtu, kiedy wypełnił się wszystkimi sprawunkami, z czego w sumie całkiem zadowolony studencina poszedł do starej, miejskiej, prawie nieuczęszczanej biblioteki. Nie krył przed sobą, że to była jej ogromna zaleta, przynajmniej dla niego i pewnego zabłąkanego stworzenia.
Zjawił się już chwilę wcześniej w tym miejscu. Mrugnął porozumiewawczo do właściciela, swoją drogą zaskakująco dobrze doinformowanego, po czym przemknął ostrożnie między starymi, zmęczonymi regałami, kierując się w stronę schodów. Po tych już widział, że dobrze by było aby chwilowy lokator pięterka się wyprowadził. Postanowił więc poczekać do nocy aby go wyprowadzić tylnymi drzwiami i poszukać jakiejś łączki. Wszedł po skrzypiących niemiłosiernie schodach na górę, otworzył niesamowicie hałaśliwe drzwi i wszedł do niewielkiego stryszku, na którym powitało go niezbyt głośne kichnięcie.
Nie miał inwencji do imion, nazwał go więc roboczo Wielkim Białym Królikiem. Nie wiedział też jak te stworzenia się nazywały, nie mógł go więc określić gatunkowo. Znalazł go niedawno, kompletnie zagubionego, w miejscu które zupełnie do niego nie pasowało - w ciemnej uliczce nieopodal, prezentował się jak schorowany. Ta biblioteka była w sumie najbliżej i tak oto Wielki Biały Królik znalazł się w starej, miejskiej bibliotece, której na szczęście nikt nie chciał odwiedzać. Zadumany William zapalił światło i spojrzał w oczy zwierzęciu.
- Zakurzyłeś się - powiedział na powitanie i pogłaskał go lekko po łebku. - No, przyniosłem ci coś. Dzisiaj się wyprowadzasz.
Zaczął po cichu wymieniać i wyciągać warzywa z sakiewki, aby nakarmić nimi królika. Wiedział, że zajmie mu to chwilę czasu, miał nadzieję, że przynajmniej do zmroku. No i, że Sintel pójdzie spać i prześpi ładnych parę godzin. Przemyślenia te przerwał mu wyraźny rumor na dole. Królik się z lekka spłoszył, a William trochę sennym wzrokiem spojrzał na drzwi. Podszedł do nich i lekko uchylił, po czym zobaczył rozwalającą regał dziewczynę, która przy okazji bawiła się z kotem. Do jego uszu doszły też dziwne zdania które wybitnie mu poświadczyły, że ten dzień był, ogólnie rzecz ujmując, wyjebany w kosmos. Postanowił jednak stanąć w obronie właściciela i wychylił się bardziej aby zacząć schodzić po schodach. Czego nie zauważył na samym początku, Wielki Biały Królik (który chwilowo był nieco szarawy od kurzu) podążył za nim, czujny jak na swój gatunek. Dopiro po chwili student go zauważył i westchnął ciężko nad tym jak się prezentował. Cóż, jego wizerunek był lepszy niż wandala.
- Już wezwałem policję - rzekł donośnie do dziewczyny, co było wierutnym kłamstwem. Nie pomyślał o tym nawet, w myślach więc krzyżował palce w nadziei, że właściciel to zrobił. Sam William bowiem nie był ani mistrzem sztuk walki, ani za bardzo postraszyć nie umiał.

Anonymous - 31 Lipiec 2011, 19:07

Uśmiechnęłam się nie przerywając głaskania Cheshire.
-Widzisz Cheshi, zjawił się książę.- podniosłam się z ziemi i spojrzałam w stronę chłopaka, dodając z przekąsem- Tylko z jego rumakiem jest chyba coś nie tak. I na pewno nie znajdujemy się w wieży. Chociaż… Jakby się tak przyjrzeć to jesteśmy pilnowani przez właściciela, to tak jakby nasz strażnik. Niestety jak na złość on widzi tu tylko stojące spokojnie regały, przepełnione starymi zakurzonymi książkami.- Na mojej twarzy pojawił się nieco wredny uśmiech.
Chłopak wyglądał mi na kogoś z ludzkiej rasy, chociaż wielki, niegdyś biały królik o tym nie świadczył. Spojrzałam niepewnie w stronę przyjaciela, który właśnie lizał sobie łapkę. To był dobry znak, bo gdyby zachowywał się nerwowo, znaczyłoby to, że nieznajomy, z którym miałam przyjemność się spotkać, nie jest człowiekiem. Podeszłam do kota i wzięłam go na ręce, mówiąc cichutko: -No widzisz, w końcu mamy się kim pobawić- Ten miauknął przeciągle i zaczął świdrować naszą niedoszłą ofiarę przenikliwym spojrzeniem, które z powodzeniem mogłoby zabić na miejscu. Nie zdziwiłabym się gdyby zaczął rechotać ze śmiechu, a biedny Książe i jego Rumak zwijaliby się przy tym ze strachu. To poczciwe kocisko wiedziało jak wywrzeć odpowiednie wrażenie. Nawet dla mnie czasami był zbyt przerażający.
-Mówisz, że wezwałeś policję? – spytałam chłopaka lekko przechylając głowę na bok.- Wiesz nie wierzę ci. Gdybyś to zrobił nie informowałbyś mnie o tym, bo istniałoby ryzyko, że zdążę uciec. No chyba, że zamierzasz jakimś cudem mnie tu zatrzymać, ale wątpię, że ci się to uda.-
Może za bardzo się przechwalałam i za wysoko ceniłam swoje siły, jednak miano jednej z najgroźniejszych istot Krainy Luster mi na to pozwalało. Na domiar złego nieznajomy nieświadomie stąpał po strasznie niepewnym gruncie, ale w końcu nie wiedział, że pewnych rzeczy nie należy przy mnie robić.
Głaskając Cheshire stanęłam przed chłopakiem mówiąc z uśmiechem:
-No to poczekamy na tę twoją policję. Ostrzegam, że jeśli się nie zjawi to będziesz miał mały problem, bo widzisz…Hm… Ja wprost nienawidzę kłamców, a jak czegoś nienawidzę, to niestety nie ma to prawa do istnienia w tym wszechświecie…- Cheshire zaczął wbijać pazurki w jego koszulkę, a ja położyłam mu rękę na ramieniu dodając: - Więc jak to było z tą policją, bo się chyba przesłyszałam?-
Zżerała mnie straszna ciekawość jak długo ta osoba wytrzyma zabawę ze mną, w końcu nudziło mi się cały tydzień, a to już samo w sobie jest niezbyt korzystne dla mojej nowej zabaweczki.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group