Anonymous - 19 Styczeń 2013, 13:40 Kotka siedziała spokojnie i mimowolnie słuchała piosenki jednego z nieznajomych. Przysłuchiwała się także odgłosom tego nieznanego jej miejsca, wszystkie szmery istot tu żyjących zdawały się emanować strachem przed spotkaniem na swej drodze jakiegoś drapieżnika. Kiedy jednak zaproponowano jej jadło spojrzała na nieznajomego i wygięła swoje wargi w delikatnym półuśmiechu.
-Nie dziękuję, jedzcie sami.
Wyciągnęła paczkę papierosów z kieszeni i zapalniczkę po czym wkładając jednego do ust zapaliła go wciągając powietrze głęboko w płuca. Po chwili położyła się na ziemi rozkładając na boki skrzydła i wpatrując się w unoszące się nad nią opary z tytoniu. Przechyliła głowę i spojrzała na Nieznanego.
-Właściwie nie wiem po co mnie tutaj przyprowadziłeś.
Uśmiechnęła się melancholijnie a złoto w jej oczach zdawało się topnieć przez odbijające się w nich płomienie z ogniska. Zastanawiała się po co ona tu była, skoro jej obecność w tym miejscu zdawała się po prostu nie potrzebna. Jednak przecież jej towarzysz mógł mieć nieznany jej plan. Mimo wszystko właśnie chyba dlatego dalej się tu znajduje, półnaga i cała w krwi. Szkarłat wyróżniał się na jej białych włosach, śnieżnych skrzydłach i delikatnej skórze jakby była to jej własna sącząca się krew.42 - 20 Styczeń 2013, 00:25 - To tylko przystanek na naszej drodze.- Wyjaśnił nieznajomy z uprzejmym skinieniem przyjmując kawałek pieczystego który odkroił mu Dietrich.- Krótki postój przy blasku i cieple ogniska dobrze nam zrobi. I zniechęci podążające naszym śladem cienie którym najwyraźniej nie wystarczyła ofiara z tylko jednego ciała...- Dodał nieco ciszej wgryzając się w mięso którego tłuszcz z sykiem skapnął na rozżarzone węgle.
- Mamy trochę wirfe salze w jukach... - Zaproponował nieśmiało Vasermiller lecz obcy o oczach upiora tylko pokręcił głową.
- Nie będzie takiej konieczności.- Oznajmił przełykając.- O wiele bardziej przydadzą się nam natomiast informacje. Widzieliście może w niższych szybach coś osobliwego ostatnimi czasy? Coś czego być tam nie powinno?
Dietrich zarechotał.
- Merde alors! O co ty nas w ogóle pytasz, Mara? Tutaj na dole co rusz widzi się i słyszy coś czego być nie powinno. Coś co jest w równym stopniu osobliwe co delikatnie kurwa mówiąc nieładne. Jak nie przymierzając stare gówno po zimie. Chociaż jakby się tak zastanowić... - Dietrich wsunął kawałek mięsa w ciemną przestrzeń pomiędzy kołnierzem płaszcza a noszonym przezeń czerepem.- To Vaser przeszło jakiś tydzień temu widział rybę na pajęczych nogach w okolicy Kościanej Sztolni. Mówiłem mu żeby nie pił tej śliwowicy ale on...
- Na ghób mhohej mhatki szie klne, żm widział ho na whaszne oszy!- Zawrzasnął z pełnymi ustami Vasermiller plując wokół kawałkami mięsa i zupełnie zapominając o drobnym fakcie, że nie miał matki a nawet gdyby takową posiadał to właśnie jej grób rozkradłby i sprofanował w pierwszej kolejności.
- Już dobrze, wierzymy.- Dietrich uderzał kompana w plecy dopóty temu nie udało się złapać oddechu jako, że tuż po gwałtownym zapewnieniu o prawdziwości swoich słów, rozkaszlał się gwałtownie dławiąc nieprzeżutym pokarmem.
- Kiedy ja prawdę najszczerszą powiadam. Bieżało to cudactwo po korytarzu, nie żarło nie piło tylko śmierdziało. I to tak potwornie, że nawet sam Biały Wij schował się głębiej w swojej norze i nie wychodzi z niej po dziś dzień. Spytaj starego Schradera, on też poręczy.
- Stary Schrader od czasu kiedy strop zawalił mu się na głowę, poręczyłby i, że brał udział w oblężeniu Jerycha. Co akurat byłoby o wiele bardziej prawdopodobne biorąc pod uwagę ile ta zasuszona pierdzielina ma lat. Wiecie, że pewnego razu wyznał mi po pijaku, że...
- Bardziej interesuje mnie fakt czy widzieliście coś w przeciągu kilku ostatnich dni albo nawet i godzin. Coś o nadnaturalnej, magicznej wręcz proweniencji.
- A i owszem.- Przytaknął w końcu Dietrich po dłuższej chwili namysłu. - W okolicach starej bramy. Masz z tym coś wspólnego? - Dodał podejrzliwym tonem.
- Co konkretnie Dietrich?
- Upiorzyska. Niesprecyzowane omamy i dziwadła. Niestabilne astralne projekcje jak sam to kiedyś określiłeś. Przechadzają się czasem korytarzami. Wystarczy się schować i przeczekać, z czasem same znikną, zwłaszcza gdy oddalą się zbytnio od portalu.
- Jakie formy przybierają?
- Mnogie, różniste. Z przewagą pokracznych zwierzoludzkich hybryd i potwornych doktorków w fartuchach zbryzganych krwią.
- Najgorszy był ten pozszywany. Ten z łapami niedźwiedzia. - Wtrącił się Vasermiller a Dietrich raptownie mu przytaknął. - Co za cholerstwo tworzy takie dziwolągi? Jak taka zasrana abominacja mogłaby funkcjonować w normalnym środowisku nie odrzucając tych chałupniczych przeszczepów wykonanych zapewne przez chorego umysłowo rzeźnika?- Wzdrygnął się z obrzydzeniem, chociaż jemu samemu zdarzało się wraz kompanem czynić i widywać rzeczy o wiele ohydniejsze. - Zresztą po cholerę ci to wiedzieć?
- To ja aktywowałem portal.
Obydwaj wędrowcy wciągnęli powietrze ze słyszalnym świstem a oblicza ich kościanych masek zwróciły się ku dziewczynie.
- Tak tedy...- Wyjąkał pierwszy.
- Mhrrmm.- Drugi wymruczał coś niezrozumiale.
- Coś nie tak chłopaki?- Zapytał obcy szczerząc zęby w uśmiechu.
- A-le to oznacza, że my jesteśmy j-jakby wewewnątrz?
- Jakby obok.- Uspokoił ich.- Ale mimo wszystko bezpieczniej będzie się wam przenieść na wyższe korytarze.
- Puta madre, Tanatosie! Dlaczego w ogóle tykasz się tego cholerstwa? Mało to mają tu portali na powierzchni? Nie prościej i bezpieczniej byłoby skorzystać z tych powszechnych i ogólnie dostępnych?
- Prościej i bezpieczniej, owszem.- Zgodził się nieznajomy.- Ale ja potrzebuję specyficznego portalu. W dodatku jednostronnego i nieskorelowanego z żadnym innym.
Nauczeni przeszłymi doświadczeniami Dietrich i Vasermiller zamilknęli nie pytając o powód ani nie dociekając motywów.
- Podejrzewam, że zechcecie teraz ruszyć w dalszą drogę.
- Ano, nie mielibyśmy nic przeciwko.- Bąknęli zgodnie i niemal unisono.
- W takim razie przyjdzie się nam pożegnać bo i nas nic już tu nie trzyma.
- Było miło, bywaj stary druhu!- Krzyknął nagle Dietrich i momentalnie zrywając się z ziemi porwał swój dobytek pakując pospiesznie resztki mięsa po sakwach. Vasermiller uczynił to samo a gdy skończył ręka Dietricha szarpnęła go za sobą z taką siłą, że omal nie stracił równowagi.
- Mat. Potrzeba ci czegoś na dalszą drogę? Broni? Narzędzi, może wody?- Spytał zapierając się w miejscu i podchodząc do dziewczyny.
- Vaseeer...- Niecierpliwił się Dietrich zerkając co rusz na podnoszącego się nieznajomego który obserwował nagły zryw braci z niejakim rozbawieniem.Anonymous - 20 Styczeń 2013, 12:01 Kotka paląc przysłuchiwała się słowom trójki kompanów, jednak słowa tylko przelatywały jej przez głowę. Co zresztą mogło ją obchodzić życie stworzeń z tego świata? Ona nie była stąd, zresztą jak Nienazwany sam jej powiedział był to tylko przystanek na ich drodze. Nie wiedziała, gdzie ta droga prowadziła, jednak to, jakie wybryki natury żyją w tych jaskiniach niewiele ją obchodziło. Zgasiła niedopałek na ziemi i odwróciła się na bok przodem do ognia. Biło od niego przyjemne uspokajające ciepło. Jednak z tego przyjemnego letargu wyrwały ją słowa jednej z tych dziwnych istot. Podniosła się nagle patrząc na nich niespokojnie.
Przecież mówili o jej towarzyszach z laboratorium i o ich lekarzach, albo raczej lepsze było by określenie oprawcach. Zastanawiała się, dlaczego te biedne skołatane dusze nie mogą znaleźć spokoju i już po chwili otrzymała swoją odpowiedź. Poczuła jak wściekłość ją powoli wypełnia od środka. Jak ta istota ważyła się naruszyć spokój jej i tak już cierpiących towarzyszy?
Reszta słów przepływała jakby obok niej, nie muskając nawet milimetra kocich uszu na jej głowie. Lucky otrząsnęła się dopiero, kiedy Vaseer do niej podszedł i zaczął mówić. Kiedy skończył uśmiechnęła się do niego sympatycznie.
-Nic mi nie trzeba, powadzę sobie. W końcu jestem jedną z tych przerażających istot.
Twarz dziewczyny była spokojna i rozanielona jakby naprawdę należała do anioła, jednak jej słowa były zimne jak stal przeszywająca serca. Powoli podniosła się z miejsca otrzepując swoją spódnicę. Spojrzała się groźnie na Nienazwanego i zaczęła zaś mówić zimnym głosem.
-Mam nadzieję, że moje demony przeszłości cię pochłoną za nękanie ich dusz.42 - 22 Styczeń 2013, 19:02 - Demony przeszłości? Owszem, ale nie dusze. Pochłoną? Możliwe, chociaż to nie ja je tu sprowadziłem. A przynajmniej nie bezpośrednio.- Sprostował nieznajomy wydając z siebie cichy chichot po czym pomachał na pożegnanie Dietriechowi i Vasermillerowi którzy oddalali się teraz w pośpiechu taszcząc pobrzękujący dobytek, co rusz oglądając się za siebie, klnąc i potykając.
- Czas już na nas.- Oznajmił gdy dogasające ognisko zasyczało pod wpływem kopniętego przez niego popiołu którym je zasypał. - Idziesz, Luck?
Nim zdążył się odwrócić i uzyskać odpowiedź, wnęka korytarza w której aktualnie się znajdowali, zatrzęsła się z mocą, tak, że ledwie udało im się utrzymać równowagę. Nieznajomy instynktownie wyczuwając niebezpieczeństwo poderwał nagle głowę rozglądając się wokół i nasłuchując. Nim zdążył się skryć lub zarządzić odwrót, potężny strumień rwącej podziemnej rzeki który w jednej chwili wypełnił cały korytarz uderzył go z siłą rozpędzonego pociągu porywając za sobą i gubiąc w swej nieprzejrzystej toni i ciemnościach niższych poziomów.
Co stało się z towarzyszącą mu dziewczyną? Gdy szum spienionej wody zakłócił pełną napięcia ciszę, ziemia uciekła jej spod nóg by znaleźć się zaledwie kilka cali pod jej głową. Obcy i silny splot zacisnął się w połowie jej lewego uda by z siłą grożącą zerwaniem stawu biodrowego unieść cały jej ciężar do góry.
Zupełnie sucha i zdrowa (choć z nieznacznie nadwyrężonym udem i błędnikiem które jednak szybko dochodziły do siebie) znalazła się na płaskiej i wygodnej skalnej półce umiejscowionej kilkanaście metrów w górze, dokładnie tuż nad ogniskiem przy którym jeszcze przed chwilą zatrzymała się wraz z nieznajomym, Dietriechem i Vasermillerem.
- Szałowy kapelusz, prawda?- Zapytał unosząc się na masywnym, wyślizganym podbrzuszu. - Zdjąłbym go na powitanie przed szanowną panienką ale ponowne założenie byłoby w moim przypadku cokolwiek problematyczne.- Wyjaśnił uprzejmie wciągając za sobą na półkę swój długi ogon którego znaczna część zwisała bezwładnie poza jej krawędzią. - Po paskudnych miejscach przyszło nam wędrować. W dodatku w jeszcze paskudniejszym towarzystwie. No, ale mamy je na jakiś czas z głowy, nieprawdaż?- Dodał szybkim ruchem ogona wskazując na resztki wody spływające w dół jaskiń a jego gibkie ciało zatrzęsło się od nieukrywanego śmiechu.Anonymous - 22 Styczeń 2013, 21:25 Kotka nadal zabijała Nienazwanego wzrokiem. Jednak spojrzała na chwilę na jego odchodzących towarzyszy i tylko kiwnęła im głową na pożegnanie. Zanim zdążyła coś powiedzieć, czy ruszyć za swoim towarzyszem ziemie pod jej stopami zatrzęsła się. Dziewczyna odruchowo by nie upaść pochyliła się do przodu stając prawie na czterech. Słyszała szum wody, jednak zanim zdążyła cokolwiek zrobić poczuła silny ucisk na swojej nodze i coś ją pociągnęło.
Lądując na półce skalnej, pochyliła się do przodu, gotowa zaatakować "to coś" co ją zaatakowało. Jednak kiedy zobaczyła tą dziwną istotę przechyliła tylko głowę na prawo przyglądała się jej z trochę głupim, zdziwionym wyrazem twarzy.
Dopiero jak wężopodobna istota się odezwała, potrząsnęła lekko głową i usiadła na ziemi, zaczęła delikatnie rozmasowywać bolące udo. Słysząc śmiech wydobywający się z czaszki również cicho zachichotała uśmiechając się.
-Bardzo ładny kapelusz muszę przyznać i dziękuję za uratowanie mnie.
Kotka spojrzała w dół na resztki spływającej wody. Po chwili podniosła głowę odgarniając sobie włosy z twarzy i spojrzała i czerwone punkty w oczodołach czaszki.
-Czy jednak mógł byś mi wytłumaczyć kim jesteś i z jakiego powodu pozbyłeś się mojego towarzysza?
Spytała trochę niepewnie nadal się delikatnie uśmiechając. Całe to miejsce, było bardzo dziwne, lecz na swój sposób i interesujące. Im dłużej tu przebywała, tym więcej rzeczy ją zaskakiwało.
Ciekawa była odpowiedzi tej dziwnej istoty, w końcu dlaczego uważał jej towarzysza, za kogoś paskudnego? Co prawda za ładny nie był, jednak nie wyróżniał się specjalnie w tym miejscu wyglądem.42 - 22 Styczeń 2013, 22:10 - Naprawdę uważasz, że jest ładny?- Fosforyzujące oczy zatoczyły krąg w oczodołach po czym zatrzymały się na dziewczynie mierząc ją przenikliwym wejrzeniem. - Zabrałem go przed kilkoma dniami jednemu zagubionemu oszołomowi z powierzchni. Zabawny był z niego gość. Lubię takich. Zwłaszcza ich szpik. Ogryzłem go z mięsa i schowałem jego kości w kapeluszu.- Powiedział a żuchwa opadła mu kilkukrotnie z chrzęstem gdy z jego rozwartych szczęk wydobyło się echo śmiechu. - Nie uwierzysz ale to cacko jest magiczne, zdaje się nie mieć dna. I podobno świetnie komponuje się z kolorem mojej łuski.- Dodał z niejakim zadowoleniem wyprężywszy łuskowaty grzbiet w kierunku emanującego jasnością kryształu w ścianie.
Zapytany o to dlaczego pozbył się nieznajomego, stwór westchnął ciężko a następnie odpowiedział, rozbrajająco szczerze:
- Bo to kutas. Znam go, to nie pierwszy raz kiedy pakuje się na moje terytorium łowieckie i pozbawia mnie zdobyczy. - Żuchwa kłapnęła złowrogo a sam stwór wykonał głową niezgrabny ruch, zupełnie jak gdyby miał zamiar splunąć. Z oczywistych względów nie udało mu się to.
- Wisiałem sobie tu spokojnie czekając aż tych dwóch cudaków zaśnie.- Wyjaśnił nie mniej cudaczny wielki wąż z czaszką w kapeluszu na głowie.- Ale wtedy oczywiście ON musiał się napatoczyć. I wszystko zepsuć. Pokręciłem się trochę w ścianach i ukierunkowałem pobliski strumyczek tak żeby zmył jego i jego parszywy zapach z mojego nowego leża.
- Jestem Jaunty. Przynajmniej tak nazywają mnie tutejsi, a w zasadzie tylko ci z nich którzy potrafią posługiwać się artykułowaną mową.- Oznajmił nagle zupełnie tracąc poprzedni wątek. - Miło cię poznać.Anonymous - 23 Styczeń 2013, 16:28 Kotka przybliżyła się do towarzyszącej jej teraz istoty jakby obserwując go uważnie. Nawet wyraz jej twarzy okazywał spore skupienie nad tym co robi.
-Racja, zdecydowanie bardzo pasuje ci ten cylinder. A skoro do tego jest magiczny to na pewno wspaniały okaz.
Powiedziała radośnie odsuwając się trochę z szczerym i szerokim uśmiechem po czym klasnęła w dłonie. Słuchając dalej co mówi czaszka przez moment jej uśmiech zbladł a kocie uszka pochyliły się nieznacznie na dół.
-Przepraszam, nie wiedziałam, że to twoje terytorium. Tak bym się przynajmniej postarała go powstrzymać by tu nie przyszedł.
Kończąc drugie zdanie zrobiła bojową minę jak dziecko, które chce pokazać rodzicom, że samo sobie poradzi bo jest odważne i nieustraszone. Może i było tu też trochę racji, w końcu raczej wątpliwe było, że jakoś udało by jej się zatrzymać Nienazwanego czy też kazać mu zmienić kierunek wędrówki, jednak zawsze mogła spróbować czyż nie prawda?
Przynajmniej dowiedziała się, że jej nowy znajomy pochodzi a przynajmniej często przebywa w tym dziwnym miejscu.
-Jestem Lucky i mi również bardzo miło Cię poznać.
Odpowiedziała mu po chwili miło dziewczyna delikatnie i delikatnie kiwnęła głową. Przez chwilę było cicho, tylko spadające jeszcze gdzie nie gdzie krople wody rozbrzmiewały echem w korytarzu.
-Mam pytanie, jednak nie musisz na nie odpowiadać jeśli nie chcesz.
Zaczęła trochę nieśmiało by nie narazić się temu dziwnemu stworzeniu.
-Czy mógłbyś mi powiedzieć coś o tych dziwnych istotach które się ostatnio tu pojawiły?
Mimo, że mówiła dość cicho i trochę obojętnie z jej oczu biła ciekawość, może nawet trochę strachu jednak iskierki, które zawsze w nich błyskały teraz były czystą nadzieją. Dłonie, w które niedawno dziewczyna klasnęła teraz opierały się ułożone i zaciśnięte prawa na lewą na jej piersi w wyczekującym geście.
Kotka naprawdę miała nadzieję, że w śród tak bliskich jej istot odnajdzie swoich zmarłych towarzyszy. Chciała tego, czuła że potrzebuje ich. W końcu ile czasu ma żyć jeszcze z niedokończonymi sprawami? Ile jeszcze czasu będzie odwlekać przeproszenie ich? Potrzebowała tego by móc iść dalej, by już więcej się nie cofać tylko zostawić przeszłość za sobą już na stałe.42 - 25 Styczeń 2013, 10:02 Słysząc przeprosiny z jej strony żmij pokręcił skwapliwie czaszką jakby odganiając się od chmary much.
- Nic nie szkodzi złociutka, choć to miłe, że respektujesz stare prawa. W tym wypadku nie mam mu tego małego wtargnięcia aż tak bardzo za złe, bądź co bądź płosząc moją poprzednią zdobycz sprowadził mi tu ciebie. - Stwór zacisnął szczęki a przeciągły chichot z sykiem uciekł przez jego obnażone zęby.
- Lucky! Doprawdy uroczy alias! I świetnie komponuje się z moim.- Jaunty zachwycił się jej introdukcją uprzejmie choć nieco sztucznie i egzaltowanie, wraz umilknął jednak widząc jak dziewczyna poważnieje i słysząc zadane przez nią pytanie.
- Powiedzieć mogę niewiele.- Odrzekł w końcu przeciągle i po chwili zastanowienia a wężowe sploty jego ciała przesunęły się na wilgotnym kamieniu umożliwiając mu przybrać bardziej wyprostowaną pozycję pełną napiętej gotowości.- Sama zdajesz się wiedzieć o nich więcej ode mnie.- Dla mnie to tylko małe uciążliwe miraże które ostatnio przybrały na sile. Płoszą zwierzynę. A ja nie lubię polować w pośpiechu. - Zakończył niechętnym mruknięciem lecz zaraz po chwili poweselał gwałtownie unosząc głowę tak, że kapelusz omal nie zsunął się z jego czaszki.
- Mogę ci je pokazać. Zaprowadzić cię do miejsca które je tworzy. Co ty na to?- Zapytał a jego trupie oblicze zawisło na gadziej szyi nieznacznie nad twarzą kotki w pełnym skupienia oczekiwaniu.Anonymous - 26 Styczeń 2013, 10:44 Kotka słuchała go spokojnie z uśmiechem, jednak nagle wszystkie słowa wyparowały, gdy powiedział, że może ją zaprowadzić do jej przyjaciół. Miała przez chwilę ochotę rzucić się tej dziwnej wężo-podobnej istocie na szyję. Jednak powstrzymała się od tego darząc go za to szerokim i promiennym uśmiechem.
-Była bym naprawdę uradowana, gdybyś mnie tam zabrał. Zatem nie traćmy czasu i proszę prowadź.
Mówiła rozentuzjazmowana, miała ochotę już tam być.Chciała chodź raz zrobić coś, co może pomóc jej towarzyszą. Chciała jakoś ukoić ich ból, nawet jeśli miała by go wziąć na siebie. W końcu na pewno było coś co mogła zrobić. Inaczej Nienazwany by jej tu nie przyprowadził.
Tymczasem przyszło jej na razie grzecznie czekać i iść za Jauntem.42 - 26 Styczeń 2013, 22:58 - Powoli maleńka.- Roześmiał się żmij widząc jej radość i słysząc zapewnienia o wdzięczności. - Ty chyba nie wiesz albo zapomniałaś GDZIE właściwie się znajdujemy. Czy naprawdę wierzysz, że tu na dole cokolwiek zechce ci pomóc z dobrej woli?- Jaunty przechylił łeb w bok a w jego głosie pobrzmiewało szczere zdziwienie zmieszane z równie serdecznym rozbawieniem.- Bezinteresowność jest tutaj bardzo źle postrzegana. A w dodatku zawsze podejrzana. A ja nie chcę żeby między nami były jakiekolwiek niejasności.- Wężowe ciało stwora prześlizgnęło się u jej stóp w chwili gdy ten okrążając dziewczynę zgiął się przybierając pionową pozycję i wyrastając tuż za jej plecami, nieznacznie ponad białowłosą głową zwieńczoną kocimi uszami.
- Pragnę...- Odparł przeciągłym szeptem owiewając jej kark zimnym oddechem.- ... twoich skrzydeł. Skądkolwiek spadłaś aniołku w tym ciemnym i wilgotnym piekle nie zdadzą ci się one na nic.Anonymous - 26 Styczeń 2013, 23:23 Kotka słuchała go nadaj się uśmiechając, jednak nie pozwoliła stworowi stanąć za sobą i odwracała się razem z nim w taki sposób by ciągle widzieć jego głowę. Gdy usłyszała o swoich skrzydłach zaczęła się śmiać. Lecz nie był to ten serdeczny chichot, którym obdarzała aż do teraz pełzającą przed nią istotę. Był to lodowato zimny w wbijający się w dusze śmiech, który odbijał się echem od ścian i powracał brzmiący jak chichot z kilkunasta gardeł. Dopiero po paru minutach udało jej się uspokoić wciągając powietrze głęboko do płuc.
-Spokojnie nie jestem taka głupia. Wszystko ma swoją cenę. Zatem jeśli zaprowadzisz mnie w dobre miejsce oddam ci skrzydła.
Mówiła spokojnie patrząc się prosto w świecące czerwienią oczodoły czaszki. Przysunęła się trochę bliżej patrząc na niego uważnie z prowokacyjnym pół uśmiechem na ustach.
-Spokojnie, jeśli będe chciała cię oszukać zawsze możesz mnie zabić prawda?
Mówiła to żartobliwie i nadzwyczaj spokojnie biorąc pod uwagę, że wypowiedziała się na temat swojej śmierci, jakby była to rzecz bardzo naturalna. Po tych słowach odsunęła swoją twarz prostując również plecy i skrzydła.
-To co, poprowadzisz mnie Jaunt?
Siedziała tak czekając na jego odpowiedź już bardziej cierpliwie. Rozbawiło ją, jak ten świat mało różni się od ludzkiego. Bądź co bądź istniały w nim inne gatunki, jednak zasady panujące były wszędzie takie same.42 - 28 Styczeń 2013, 14:24 - Mądra dziewczynka, rossstropna.- Wysyczał stwór wciąż utrzymując na wpół wyprostowaną pozycję i pełznąc powoli po okręgu z zachowaniem odpowiedniego dystansu.
- Ale przy przechodzeniu przez ciasne korytarze będą ci tylko przeszkadzały.- Nie dawał za wygraną żmij.- Naprawdę będzie znacznie prościej jeżeli, hmm... ZAPŁACISZ mi z góry. Gwarantuję, że niczego nie poczujesz.- Zapewnił rozwijając dolną część swoich wężowych splotów które powoli, wijąc się tuż przy ścianie zaczęły spełzać w dół kamiennej półki, znajdując punkty zaczepienia w załomach i wystających skałach.
- Uwierz mi, że mam swój interes również w tym abyś opuściła to miejsce żywa.Anonymous - 3 Luty 2013, 11:00 Kotka słuchała go spokojnie jednak drażnił ją ten nigdzie nie prowadzący dialog. W końcu jej celem teraz jest jak najszybciej dostać się do portalu, gdzie ponoć przebywają duchy jej towarzyszy.
-Im szybciej dostaniemy się w pobliże portalu, tym szybciej dostaniesz moje skrzydła prawda? Tak więc nie widzę powodu by przekładać naszą podróż na bezsensowną sprzeczkę.
Mówiąc to Lucky była bardzo poważna, co rzadko się zdarza jej osobie. Podniosła się i zleciała z półki skalnej lądując niedaleko miejsca, gdzie niedawno jeszcze stało ognisko, a ona przebywała z trzema jakże osobliwymi i interesującymi istotami. Spojrzała w górę, gdzie powinien przebywać wąż swoimi kocimi, złotymi ślepiami świecącymi się w ciemności.
-Jednak jeśli masz zamiar dalej tracić czas, niestety będziemy musieli się pożegnać, ponieważ śpieszy mi się.
Cóż, jeśli Jaunt miał dalej zamiar targować się o część jej ciała to prędzej chyba sama znajdzie drogę, zresztą nużyła ją ta rozmowa prowadząca donikąd. Jeśli stworowi z atrybutem kapelusznika naprawdę zależało na jej skrzydłach powinien z nią pójść albo przynajmniej będzie ją śledził, by w odpowiedniej chwili ją zaatakować i samemu zabrać sobie trofeum. Nawet w tych podziemiach istoty posiadały bardzo ludzkie i zepsute intencje. Tak więc różnili się właściwie tylko wyglądem.42 - 3 Luty 2013, 22:44 - Mógłbym dostać je już teraz.- Odparł Jaunty głosem kwaśnym jak agrest w maju.- Boli mnie twój brak zaufania. To zupełnie jak gdybyś wraziła puginał w me serce droga Lucky.- Ubolewał teatralnie, niepomiernie rozbawiony ukutym porównaniem jako, że wspomnianego serca nie posiadał, zarówno w sensie czysto metaforycznym jak i anatomicznym.
- Nie chciałbym jednak zostać zmuszony odrywać ich od twojego martwego ciała. Straciłyby swoją siłę i świeżość, sama rozumiesz. Że już nie wspomnę o niepowetowanej stracie jaką byłoby utrata tej odrobiny piękna która ubarwia mi tę paskudną okolicę. Wielka szkoda, że moi tutejsi ziomkowie nie przywiązują uwagi do walorów estetycznych.- Dodał z westchnieniem widząc jak dziewczyna swobodnie sfruwa z wysokości. - Ma foi, doprawdy wspaniały będzie z nich materiał. One są jeszcze w stanie utrzymać twój ciężar?- Zadumał się żmij opuściwszy się na dół i prostując wężowe ciało w pozycji przywodzącej na myśl gotową do ataku kobrę. - Pozwól bym prowadził. Niech tym razem uroda ustąpi wiekowi honorowego miejsca w szyku. Z moją eksperiencją i twoim urokiem moglibyśmy daleko zajść na powierzchni, nie sądzisz?- Stwór odzyskując dawną niefrasobliwą wesołość popełznął z chichotem w dół wymytego korytarza, zwinnie wymijając kotkę.
- Uważaj, tu na dole jest dosyć ślisko. Jeżeli stracisz równowagę nie krępuj się schwycić moich splotów. Byle nie pod łuskę, jest dosyć ostra.- Zaproponował uprzejmie powoli sunąc na dół ostrożnym zygzakowatym ruchem.
- Wybacz mi wścibskość ale...- Zaczął po chwili milczenia gdy udało im się zejść kawałek dalej ciemnym i wilgotnym korytarzem.-... co takiego zamierzasz znaleźć na końcu tej drogi?Anonymous - 4 Luty 2013, 17:47 Lucky uśmiechnęła się kiedy wężowa istota w końcu postanowiła ją poprowadzić. Cóż to raczej było najlepsze dla niej wyjście, bo oszczędziła sobie błądzenia po tych korytarzach, które mogły by prowadzić nawet naprawdę do samego serca piekła, co by dziewczyny wcale nie zdziwiło.
Słysząc słowa wypływające z czaszki zachichotała cicho.
-Cóż, może i jest trochę w tym racji.
Ruszyła spokojnie kierując się za wężem spokojnie patrząc w ciemny korytarz. Miała szczęście, że jej wzrok był przystosowany do ciemności. Mogła dokładnie wszystko widzieć nawet w półmroku. Stąpał lekko i ledwo słyszalnie. Złożone skrzydła przylgnęły w miarę ciasno do jej skrzydeł, a słuch i węch dziewczyny były wyostrzone na wszelki wypadek. Nie wiedziała co może ją tu spotkać i wolała nie zostać zaskoczona, przez jakieś wyskakujące nagle zwierzę.
Słysząc ostatnie zdanie wypowiedziane przez Jaunta tylko uśmiechnęła się do siebie.
-Cóż, o ile zostałam dobrze poinformowana to u celu tej drogi czeka moja vendetta.
Zamilkła na chwilę zastanawiając się jak dobrze dobrać słowa i czy powiedzieć całą prawdę, jednak po chwili ustaliła, że nic nie ma do stracenia. Zapewne nigdy już nie wróci do tego świata więc nie musiała się bać że jej przeszłość wyjdzie na jaw. Zresztą przecież to właśnie tutaj miała się z nią zmierzyć więc było to nieuniknione, a skoro wężopodobna istota była ciekawa po co tam zmierzają to mogła wyjaśnić. W końcu nic nie miała do stracenia.
-Ponoć widziano tam różne człekokształtne istoty, jak i zmory podobne do szalonych lekarzy pobrudzonych masą krwi. Nie będę nawet zatajać tego, że jeśli to prawda to ich znam. Są to istoty, z którymi spędziłam lata dzieciństwa, kiedy jeszcze żyli. Chociaż bliższe prawdy było by powiedzieć, że nadal ze mną mieszkają. Są demonami nękającymi moją duszę. Jednak szukam wśród nich paru konkretnych zjaw...mojej rodziny.
Dwa ostatnie słowa wypowiedziała z pewnym lękiem prawie szeptem. Tak naprawdę to ten moment, kiedy miała by ich spotkać napawał ją strachem. Nie wiedziała co będzie musiała zrobić i czy nie odwróci się do nich plecami ze strachu. Czuła jak włoski na jej karku, ramionach i rękach unoszą się tworząc na skórze tzw. gęsią skórkę. Mimo wszystko szła spokojnie za wężowym śladem do miejsca jej przeznaczenia.